Magazyn TeaTru Wybrzeże
Transkrypt
Magazyn TeaTru Wybrzeże
wybrzeża WIELKA IMPROWIZACJA PODRÓŻE GULIWERA Komediowa opowieść, w której jest miejsce i na improwizację, i Dziady Mickiewicza, i teatr lalek, i postać gdańskiego Elektryka Fantastyczne światy, wspaniałe teatralne formy zaprzęgnięte w poszukiwania idealnego świata → strona II → strona III Magazyn Teatru Wybrzeże Trzymacie Państwo w rękach najnowszy, wakacyjny numer magazynu Wybrzeża. Wracamy do Państwa po krótkiej przerwie urlopowej z nową energią i nowymi – mamy nadzieję, że bardzo dla Państwa interesującymi – propozycjami repertuarowymi. W ciągu najbliższych trzech tygodni będzie można bowiem zobaczyć aż trzy, bardzo różne gatunkowo premiery. Już jutro 22 czerwca na Dużej Scenie odbędzie się premiera muzycznego dyskursu (g)DZIE-CI FACECI w reżyserii Adama Orzechowskiego. Tego typu przedstawienia dawno nie było w naszym repertuarze – wierzymy, że będzie się ono cieszyło wielkim powodzeniem. Kolejną zbliżającą się premierą – już 5 lipca na Scenie Kameralnej w Sopocie – będzie adaptacja Podróży Guliwera Jonathana Swifta w reżyserii Michała Derlatki. Będzie to kolejna – po sukcesie Arabeli – propozycja zarówno dla młodych jak i dorosłych widzów. Skoro jest lato, to oczywiście swoje działanie wznawia Scena Letnia w Pruszczu Gdańskim. Tym razem, na otwarcie, proponujemy Państwu prapremierę sztuki Abelarda Gizy, Jakuba Roszkowskiego i Wojciecha Tremiszewskiego Wielka Improwizacja. Dodatkowo oczywiście felieton Doroty Androsz i porcja teatralnego humoru. Życzymy miłej lektury! JR (g)DZIE-CI FACECI Reżyseria: Adam Orzechowski Kryzys męskości? fot. Dominik Werner 21.06.2013 z Adamem Orzechowskim, reżyserem spektaklu (g)DZIE-CI FACECI, rozmawia Martyna Wielewska O kobietach z feministycznego punktu widzenia? Feminizm jest ideą walczącą o prawa kobiet – o niektóre z wielką słusznością. Ale ta walka nie powinna brutalnie wkraczać w codzienne życie rodzinne. W życie codzienne? Polityka, a feminizm jest przecież działalnością stricte polityczną, nie powinna rzutować na codzienne sprawy , a niestety tak nie jest. Po pierwsze, mówienie o równości płci (nie o równości społecznej czy kulturowej, ale o zrównaniu, by tak rzec – biologicznym) jest kuriozalne, przecież różnimy się fizycznie, psychicznie, emocjonalnie. Ideologiczne manifesty, również te rewolucjonizujące sztukę, starają się to bagatelizować. Popadliśmy w szaleństwo: nagle wszystkie sprawy związane z rodziną, wychowaniem, macierzyństwem... są ponad nasze siły. A przecież wychowanie potomka jest czymś niezwykle pięknym i fascynującym, ważnym i cennym w życiu dorosłego człowieka, choć nie zawsze jest to proste. nagłaśniane przez media. Kobieta nie może być dłużej „murzynem świata”, mężczyzna nie może być wychowywany „na księcia, pana i władcę”, identyfikacja płciowa jest istotna dla określenia włas- Jesteśmy społeczeństwem egoistycznym i sfrustrowanym... Jesteśmy samotni. Samotni i zagubieni wśród ideologicznych komunikatów: genderowa unifikacja czy przywiązanie do tradycji, rozpasana konsumpcja czy podstawowe wartości. Choć nie zagłębiamy się aż tak bardzo w te problemy, to staramy się na scenie poprowadzić muzyczny dyskurs z polityczną poprawnością. Nie ma więc problemów we współczesnym społeczeństwie: z płcią, dzieckiem czy podziałem ról w rodzinie? Oczywiście są. Problemy bardzo istotne, nieraz dramatyczne, niekoniecznie jednak wyłącznie te nej tożsamości. Ale nie popadajmy w szaleństwo. Rodzina nie jest wylęgarnią samego zła. Nie każdy dotyk jest tym złym. Dlatego staramy się zaaplikować, w rozrywkowo groteskowej formule, odrobinę dystansu i trochę zdrowego rozsądku. Takie są też – zdystansowane – polskie piosenki? Materiał jest przebogaty. Wybraliśmy utwory opowiadające codzienne indywidualne historie: Tobie chodzi tylko o łóżko, Chociaż raz powiedz nie czy Kobietę trzeba trzymać krótko. Z przymrużeniem oka przyglądamy się relacjom damsko-męskim. Ale dobrze byłoby je poukładać na poważnie, bo nie mamy innego wyboru – musimy przecież razem funkcjonować. Wiemy chyba, czego pragną kobiety. A czego pragną mężczyźni? Nie mogę się wypowiadać za wszystkich. Ale mężczyźni nie są chyba – tu zacytuję Intymne lęki – „aż tak skomplikowani” (śmiech). • Autor plakatu: Ryszard Kaja S pektakl (g)DZIE-CI FACECI mówi o kryzysie męskości. Pojęcie męskości to chyba konstrukt kultury patriarchalnej. Czy można wciąż mówić o prawdziwych mężczyznach? Wciąż, jak chcą niektórzy, żyjemy w epoce patriarchalnej, aczkolwiek doświadczającej gwałtownych zmian w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Jeśli zakładamy, że istniał pewien niezniszczalny wzorzec mężczyzny z tamtej epoki, to wiązał się on z przysłowiowym domem, sadzeniem drzewa, gromadką dzieci. Mężczyzna miał założyć rodzinę, utrzymać ją i być za nią odpowiedzialny. Ale przecież to był stan idealny, dziś po prostu mniej osiągalny. Obecnie mężczyźni (choć mężczyzna przestaje być słowem jednoznacznym) są niezbyt zaradni, słabiej radzą sobie w sytuacjach kryzysowych, łatwiej im uczynić skok w bok albo wpaść w rozliczne uzależnienia. Żaden z tych wizerunków nie jest tym wzorcem, ideałem, który warto propagować czy też wytrwale do niego dążyć. Ale w przedstawieniu mówimy także, a może nawet bardziej, o kobietach. (g)DZIE-CI FACECI Reżyseria: Adam Orzechowski. Scenografia: Magdalena Gajewska. Kierownictwo muzyczne i aranżacje: Tomasz Krezymon. Ruch sceniczny: Katarzyna Kostrzewa. Projekcje wideo: Krzysztof Kiziewicz. Przygotowanie wokalne: Anna Domżalska. W spektaklu występują: Dorota Androsz, Małgorzata Brajner, Ewa Jendrzejewska, Anna Kociarz, Małgorzata Oracz, Zbigniew Olszewski, Cezary Rybiński, Piotr Witkowski oraz zespół muzyczny w składzie: Tomasz Krezymon/Hubert Świątek (instrumenty klawiszowe), Konrad Kubicki, Łukasz Zitans/Tomasz Przyborowicz, Michał „Wierzba” Saidowski (gitary), Szymon Linette/Grzegorz Lewandowski (perkusja). Premiera 22 czerwca na Dużej Scenie. II Magazyn Teatru Wybrzeże www.wybrzeze.pl Świętości nie szargać! z Abelardem Gizą, Jakubem Roszkowskim i Wojciechem Tremiszewskim, współautorami tekstu Wielka Improwizacja, rozmawia Martyna Wielewska Jakub Roszkowski wraz z aktorami na próbie Wielkiej Improwizacji Ł ączą Was różne doświadczenia teatralne. Jak wyglądała Wasza praca nad tekstem, jaki był pierwotny pomysł na sztukę Wielka Improwizacja? Jakub Roszkowski: Pracowaliśmy razem już dawno, w Wybrzeżaku, ale raczej od strony reżysersko-aktorskiej. Nigdy nie pisaliśmy niczego wspólnie. Zdarza mi się pracować nad tekstem dwójkowo, choćby z Adamem Nalepą, ale nigdy we trójkę. Byłem więc na początku przestraszony ideą tej wielogłowej hybrydy. Ale zaczęliśmy. Najpierw pojawił się pomysł sztuki o teatrze, potem zaczęliśmy dodawać elemen- ty poważne, a gdy okazało się, że zbyt poważne – pojawiły się lalki. Improwizacja – z jednej strony wymowne nawiązanie do Dziadów, z drugiej to teatr w teatrze. Jaka jest tradycja improwizacji i w jaki sposób z niej korzystacie? J.R.: Teatralna tradycja improwizacji to dwie skrajności: albo komediowa, albo poważna i głęboka, jak u Krystiana Lupy. My odwołujemy się raczej do tradycji ukształtowanej w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Wojciech Tremiszewski: Impro to gatunek rozrywkowego te- atru, który funkcjonuje na świecie od połowy XX w., u nas może od niecałych dziesięciu lat. To żywe i radosne widowisko powstające na oczach widzów. Chcieliśmy, by w naszej sztuce formy teatralne mieszały się, by ta mieszanka była lekka i przyjemna – impro wydało nam się do tego idealne. Improwizacją w spektaklu jest też scena z gościem – każdorazowo będziemy zapraszać do niej kogoś raczej znanego, choć mamy w planach też brać co jakiś czas kogoś z widowni. W bardzo ogólnym założeniu scena ta ma pozwolić wypowiedzieć się gościowi na temat: „Jaka jest Polska? Kim są Polacy?”. Zatem Wielka Improwizacja to połączenie wątku romantycznego, Dziadów Mickiewicza, z elementem rozrywkowym, jakim jest impro. Abelard Giza: Odnoszę wrażenie, że dzięki udziałowi zaproszonego na scenę gościa widz będzie mógł poczuć, iż to, co się dzieje w teatrze, jest bliżej niego. Chodzi o pozbycie się barier. Nie rzucamy oczywiście gościa na głęboką wodę. Aktorzy muszą zadbać, by poczuł się komfortowo i przyjemnie, by nie przejmował się sceną i opinią publiczności, by czuł się swojsko, choć zarazem niezwykle. W Waszej sztuce są odniesienia niemal do konkretnych reżyserów, aktorów, do dyrektora, do wydarzeń teatralnych. Nic nie chcecie kamuflować? J.R.: Cóż… pobity reżyser fatalnego spektaklu to Jakub Roszkowski, aktorzy grają postaci Piotra Biedronia i Marka Tyndy. Chcemy nabrać dystansu i pośmiać się z samych siebie. Odnoszę wrażenie, że w Polsce to cały czas trudne... A.G.: Przestały mnie interesować aluzje i przenośnie. Chcę czasami powiedzieć coś wprost, jak w serialu Statyści: aktorzy grają samych siebie w krzywym zwierciadle. J.R.: Telewizja BBC robi serial o tym, że telewizja BBC robi najgorszy sitcom na świecie. W Hollywood Biały Dom wybucha niemal co minutę. A u nas? Świętości nie szargać, i tyle. A my nawet nie chcemy szargać świętości. W.T.: Zresztą sztuka teatralna to fikcja. Pojawiają się w niej różne postawy wobec wydarzeń z czasów Solidarności i nie można nas z tymi postawami utożsamiać. Nie piszemy artykułu do gazety. To teatr, nie publicystyka. Nie można wszystkiego odbierać zero-jedynkowo, a w Polsce cały czas tak myślimy. Warto zawiesić odniesienia do rzeczywistości i porozmawiać, po prostu. A nie sądzić, że za każdym zdaniem kryje się namowa, dyskusja, prowokacja. A.G.: Taka jest popkultura: Lech Wałęsa, papież, Chrystus przestają obracać się tylko w jednej sferze, przechodzą do innych kontekstów i tworzą nowe, wartościowe historie. Wyobraźmy sobie, że Quentin Tarantino chce zrobić film, czerpiąc z polskiej historii. Niemożliwe! J. R.: Zresztą spotkaliśmy się już z niezrozumieniem: wysłaliśmy sztukę do pewnego plastyka, który odmówił pracy nad plakatem do Wielkiej Improwizacji: nasz tekst okazał się dla niego tylko owocem naszych frustracji, wandalizmem sztuki. Znów pojawia się temat polskiego patriotyzmu, polskiej mentalności, problem „wzorowego” odniesienia do tradycji. Tradycja nie wymaga szacunku? W.T.: Przeciwnie, mamy przepiękne dziedzictwo kulturowe w Polsce. Niestety jakaś taka czołobitność wobec sacrum sprawia, że potrafimy o nim mówić tylko w górnolotny, poetycki sposób – często niezrozumiały, wręcz odrzucany przez wielu młodych ludzi. A trudno szanować coś, czego się nie zna. J.R.: Zależy nam na nawiązaniach do tradycji: to tam szukamy odpowiedzi na pytania, jak się buntować, czy warto, jakie są pytania i wątpliwości. Odnosi się to do każdej współczesnej formy rewolucji... A.G.: Mówimy o rewolucji w dwojakim sensie. Po pierwsze, martwi nas ten jedyny niepodważalny sposób mówienia o wydarzeniach. Po drugie, jest jeszcze mała rewolucja bohaterów na scenie. W.T.: Przecież nagość w teatrze też kiedyś była rewolucyjna. Chciałbym, aby teatr proponował swobodniejszą formę i język. A.G.: Dlatego świetne było to, że dyrekcja teatru chciała porozmawiać z nami o dystansie... A chciała? Teatr Wybrzeże, ikona kultury? J.R.: Bardzo. Tak samo, jak aktorzy, z którymi pracujemy. Ale nie chodzi o prowokację dla prowokacji. Ale też nie o ikonę, nie o hymn dziękczynno-błagalny. Zejdźmy z piedestału. A.G.: Chodzi o otwartość. I pośmiejmy się trochę. W.T.: A Dziady to świetny tekst... • Abelard Giza, Jakub Roszkowski, Wojciech Tremiszewski Wielka Improwizacja Reżyseria i opracowanie muzyczne: Jakub Roszkowski. Scenografia: Maciej Chojnacki. Ruch sceniczny: Wioleta Fiuk. Aranżacja utworu Ten wąsik: Marcin Mirowski. Występują Piotr Biedroń, Jacek Labijak, Marek Tynda oraz Katarzyna Wołodźko (inspicjent, sufler). Prapremiera 6 lipca na Scenie Letniej w Pruszczu Gdańskim. W sobotę, 6 lipca ponownie otwieramy Scenę Letnią Teatru Wybrzeże! Piąty sezon sceny Teatru Wybrzeże w Pruszczu Gdańskim inaugurujemy prapremierą Wielkiej Improwizacji Abelarda Gizy, Jakuba Roszkowskiego i Wojciecha Tremiszewskiego w reżyserii Jakuba Roszkowskiego. Podczas wakacyjnych miesięcy na Scenie Letniej zaprezentujemy ponadto spektakle: Baba Chanel Nikołaja Kolady, Faza delta Radosława Paczochy, Intymne lęki Alana Ayckbourna, Tajemnicza Irma Vep Charlesa Ludluma, Skrzynk@Pandory duetu Billy van Zandt i Jane Milmore i Willkommen w Zoppotach Adolfa Nowaczyńskiego – wszystkie w reżyserii Adama Orzechowskiego. Scena Letnia Teatru Wybrzeże to wspólna inicjatywa gdańskiego teatru i Burmistrza Pruszcza Gdańskiego Janusza Wróbla. W zeszłym roku zaprezentowaliśmy na niej, od początku lipca do końca sierpnia, pięć tytułów, w tym jedną prapremierę. Nasze spektakle cieszyły się ogromną frekwencją - obejrzało je ponad pięć tysięcy widzów! Mamy nadzieję, że w tym roku zainteresowanie widzów będzie równie duże. Scena Letnia Teatru Wybrzeże mieści się w Międzynarodowym Parku Kulturowym Faktoria przy ulicy Zastawnej w Pruszczu Gdańskim. Wstęp na wszystkie spektakle jest bezpłatny. Zapraszamy! • fot. Krzysztof Piekło Piąty sezon Sceny Letniej III Magazyn Teatru Wybrzeże O (nie)poprawnym idealizmie www.wybrzeze.pl z Michałem Derlatką, współautorem adaptacji i reżyserem spektaklu Podróże Guliwera, rozmawia Martyna Wielewska R pod lupą. Wykorzystujemy jednak ten kontekst krytyczny, by opowiedzieć historię o idealizmie. Punktem wyjścia dla podróży Guliwera jest jego niezadowolenie ze status quo, ze świata, w którym przebywa. „Gdzieś indziej jest lepiej”, „to, czego nie mam, jest bardziej atrakcyjne”. Problem Guliwera polega na tym, że nie wie on do końca czego szuka, gdzie i jak ma to odnaleźć. Zakłada jednak, że podróż będzie przyczynkiem do odnalezienia szczęścia. To podróż idealisty ku ideałom. Guliwer w punkcie wyjścia jest święcie przekonany, że gdzieś te ideały można znaleźć, że gdzieś można znaleźć bezwarunkowe szczęście. To dziecinne, niedojrzałe myślenie. W toku podróży zdaje sobie sprawę z tego, że samo podróżowanie i doświadczanie jest wartością. azem z Jorge Gallardo Altamirano, hiszpańskim dramaturgiem i reżyserem, tworzycie nieco inny świat niż Jonathan Swift w swoich Podróżach Guliwera. Najbardziej znana nam historia o Guliwerze to zaledwie jego podróż do krainy małych Liliputów. Tymczasem Swift stworzył wiele światów, spośród których my wybieramy kilka. I każdy z nich ubieramy w inną formę plastyczną, w tym teatr lalek. Więc to nie krytyka idealizmu? Absolutnie nie. Guliwer jest idealistą i warto tym idealistą być – taka jest moja teza – warto jednak mieć świadomość, że ideały są nieosiągalne. Autor plakatu: Vladislav Rostoka To zatem teatr tylko dla małego widza? Jak wcześniejsze Twoje sztuki, Piotruś Pan czy Pippi Pończoszanka? Pippi była dla dzieci, ale Piotruś Pan nie jest jedynie dla młodych widzów. Spektakl pełen jest dwuznaczności i mówi o dorosłych dzieciach, o syndromie Piotrusia Pana, czyli o przedłużaniu dzieciństwa, uciekaniu przed odpowiedzialnością. Podróże Guliwera to powiastka filozoficzna, napisana dla dorosłego czytelnika, choć ubrana w „dziecięce” ramy. To znaczy Guliwer może wydawać się adresowany do dzieci ze względu na dziwność i niesamowitość przedstawianych światów, ich oczywistą fantastyczność, ale dla dzieci nie jest – jest w dużej części polityczny, a przy tym roi się od ustępów w duchu gargantuańskim i naturalistycznym, z hulającą biologią na pierwszym planie, ogromnymi sutkami, stumieniami moczu, gazami i nie tylko. Chcemy, tak jak w Piotrusiu, mówić do dzieci nie zaniedbując jednak widza bardziej świadomego, otwartego na interpretacyjne możliwości tekstu i inscenizacji. Podróże Guliwera nie jest łatwo przedstawić dzieciom. Wymaga to pewnych uproszczeń, przemilczeń, skrótów. Przy takich zabiegach zawsze zachodzi obawa, czy z tekstu Swifta nie zostanie tylko banalna historyjka. Gdyby na podobnej zasadzie realizować Hamleta dla dzieci, to co by zostało? Opowieść o chłopcu, który zobaczył ducha taty? Trzeba się zawsze zastanowić, czy takie działanie ma sens. W przypadku Guliwera uważam, że ma, i to nie tylko ze względu na atrakcyjną formę przedstawianych światów, ale i na temat, który na na- sze potrzeby nazwaliśmy sobie: poszukiwanie idealnego świata. Nie interesuje Ciebie również kontekst społeczno-polityczny, ówczesna Anglia, którą Swift krytykował na różnych płaszczyznach. Kim jest Twój Guliwer? Tematem próbujemy uciec od kontekstu społeczno-politycznego, od Anglii, której Swift przygląda się jak Jednym z tych dążeń jest poszukiwanie wolności, chyba najbardziej oświeceniowego ideału. To tylko jeden z wielu ideałów. Guliwer błądzi nie wiedząc, czego poszukuje... Jak współczesny, zwłaszcza młody, człowiek? Podróże mogą być metaforą poszukiwań współczesnego człowieka, jego życia. W przypadku naszego bohatera podróż prowadzi do pogodzenia się z naturą świata, jest drogą do zrozumienia rzeczywistości. Może zamiast zmieniać świat, warto by raczej zacząć od siebie? Wydaje mi się, że – tak jak Swift – nasz Guliwer jest głębokim humanistą. ostatni kładzie nacisk na rozumienie partykularyzmów, inności, to humanizm Guliwera zasadza się na nieustannym poszukiwaniu uniwersalnych zasad. Guliwer jest bardzo tolerancyjny. Rozumie na przykład Krainę Liliputów i mógłby się tam czuć całkiem dobrze. Ale odkrywa, że ich kraj to dyktatura wojskowa pod przykrywką demokracji. Co więcej, nasz bohater usiłuje mediować pomiędzy skłóconymi sąsiadami, lecz dowiaduje się, że przyczyną ich konfliktów są absurdy: na przykład problem, od której strony należy rozbijać jajka. Guliwer nie może zrozumieć ograniczenia, okrucieństwa, bezmyślnych wojen. W tym sensie to chyba bardzo współczesny humanizm. Powinniśmy więc podróżować, jak Guliwer? Tak, tylko uwaga – Guliwer to nie turysta! Jest duża różnica pomiędzy turystą a podróżnikiem. Ten ostatni nie ma biletu powrotnego... Nie chodzi mi oczywiście o dosłowną lekturę „podróżowania”. Podróż Guliwera to życiowe poszukiwanie, niemal „rzucanie się”; punktem wyjścia jest jego brak satysfakcji, niezadowolenie, punkt dojścia to świadomość i decyzja o kontynuowaniu poszukiwań. Zatem tak, uważam, że podobnie jak Guliwer: warto podróżować, poznawać krytycznie, poznawać siebie, w toku „podróży” pogłębiać świadomość i na pewne rzeczy nie godzić się pod żadnym pozorem. • Osiemnastowieczny humanizm różni się jednak od znaczenia współczesnego. Podczas gdy ten Jonathan Swift Podróże Guliwera Adaptacja: Jorge Gallardo Altamirano, Michał Derlatka. Reżyseria: Michał Derlatka. Dramaturg: Jorge Gallardo Altamirano. Scenografia: Magdalena Gajewska. Projekcje wideo: Krzysztof Kiziewicz. Udźwiękowienie: DRL (kolektyw). Występują: Justyna Bartoszewicz, Maria Mielnikow-Krawczyk, Marzena Nieczuja-Urbańska, Piotr Chys, Jerzy Gorzko, Mirosław Krawczyk, Piotr Łukawski. Premiera 5 lipca na Scenie Kameralnej. linię repertuarową teatru, wystawiając zarówno klasykę w rodzaju Jak wam się podoba Szekspira (przedstawienie zdobyło dwie nagrody na Festiwalu Szekspirowskim), Balladyny Słowackiego czy Wiśniowego sadu Czechowa, jak i sztuki współczesne np. Żołnierza królowej Madagaskaru Dobrzańskiego i Tuwima. Łącznie w ciągu trzech gallowskich sezonów zagrano trzydzieści dwa spektakle, przy czym scenografią i reżyserią większości z nich zajął się osobiście dyrektor instytucji. W 1949 roku Ministerstwo Kultury i Sztuki przeniosło Galla, wraz z częścią zespołu, do Łodzi, aby objął po Leonie Schillerze dyrekcję Teatru Wojska Polskiego (dziś imienia Stefana Jaracza). Ostatnie lata życia spędził w Krakowie, współpracując m.in. z Teatrem Młodego Widza. Zmarł 12 lutego 1959 roku. Charakterystyczną cechą scenografii Iwo Galla było zamiłowanie do tworzenia form trójwymiarowych, prostych i jednocześnie funkcjonalnych. Nierozbudowana maszyneria sceny, brak tendencji do barokowości czy upiększania miały służyć uwydatnieniu intelektualnych wartości dramatu. Elementy dekoracji (a także muzyka i światło) pomagały wyeksponować największą wartość teatru – aktora i mówiony przezeń tekst, stworzyć dlań odpowiedni nastrój. Sprzyjała temu przestrzeń niewielkiej sceny, umożliwiająca bliższy kontakt z widzem i pełniejsze wyrażenie każdego słowa, gestu, spojrzenia. Inną skuteczną metodą było zdaniem Galla ustawienie za plecami aktora białej ściany stanowiącej idealne tło dla jego ruchomej sylwetki. Swoje przemyślenia o teatrze zawarł scenograf w książkach: Budowniczy tła scenicznego (1937) i Scena Białej Ściany (1956). Wieloletnia praca artystyczna Iwo Galla została doceniona – otrzymał m.in. Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski i dwukrotnie Złoty Krzyż Zasługi. Nakręcono o nim również film dokumentalny z cyklu: Wielcy reformatorzy teatru.• Z archiwum Julia Ostrowska IWO GALL Sto dwadzieścia trzy lata temu, 1 kwietnia 1890 roku, przyszedł na świat Iwo Gall, scenograf, reżyser, pedagog, wreszcie założyciel i pierwszy dyrektor Teatru Wybrzeże. Będąc synem kompozytora i śpiewaczki, od najmłodszych lat obcował ze sztuką. Ukończywszy z wyróżnieniem krakowską ASP, wyjechał do Wiednia, gdzie zadebiutował jako scenograf w Teatrze Polskim, przygotowując dekoracje do Hamleta Szekspira w reżyserii Tadeusza Rittnera (1916). Po powrocie do ojczyzny pracował m.in. w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, warszawskiej i wileńskiej Reducie (debiut reżyserski Sędziami Wyspiańskiego w 1927 r.), stołecznym Teatrze Ateneum, Teatrze Kameralnym w Częstochowie i kaliskim Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego – w dwóch ostatnich pełnił funkcję dyrektora. W 1941 roku wraz z żoną Haliną założył w Warszawie tajne Studio Dramatycz- ne, które prowadził we własnym mieszkaniu aż do wybuchu Powstania Warszawskiego. Rok później w Krakowie otworzył kolejne Studio, wkrótce jednak rozwiązane na rzecz Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej. W sierpniu 1946 roku, wraz z grupą swoich wychowanków, przyje- chał do Gdyni z zamiarem stworzenia nowego teatru na Wybrzeżu. Warunki zastane na miejscu nie sprzyjały realizacji tego zadania. „Zamieszkaliśmy – napisał Gall później – w pohotelowym budynku […] pozbawionym jakiegokolwiek stołu, stołka czy łóżka. Na zakupionej w dniu przyjazdu słomie jako podściółce uścieliliśmy każdy swoje gniazdo. W pozostawionym kotle […] postanowiłem dla oszczędności i względnej wygody zapoczątkować własną kuchnię teatralną […] – stałem się pierwszym kucharzem jedynej potrawy, na jaką stać nas wówczas było – zupy!” Początkowo, zanim zakończono remont w poniemieckim budynku (zwanym „stodołą”) przeznaczonym na teatr, zespół zarabiał na utrzymanie recytacjami wierszy i bajek w szkołach. Wreszcie jednak prace adaptacyjne dobiegły końca i 20 listopada 1946 roku Teatr Wybrzeże rozpoczął swoją działalność prapremierą Homera i Orchidei Gajcego. Jako dyrektor i zarazem kierownik artystyczny Iwo Gall sam wyznaczał IV Magazyn Teatru Wybrzeże www.wybrzeze.pl Felieton ANDROszGENICZNY – pisze Dorota Androsz CZŁOWIEK W FUTERALE C złowiek wykonujący zawód aktora w życiu codziennym gra praktycznie bez przerwy. Ostatecznie trudno określić, co jest prawdą, a co zmyśleniem. Czy autentyczne i szczere mogą być słowa wypowiedziane na scenie, których autorem nie jest sam wypowiadający? Czy prawdziwe są słowa autorstwa aktora – czyli człowieka, wypowiadane w sytuacjach życiowych, powszednich? Ostatecznie trudno się w tym wszystkim połapać. Człowiek w futerale zakłada na siebie kolejne kostiumy, spódnice, spodnie, żakiety, na których w sklepie nawet przez chwilę nie zawiesiłby wzroku. Zaplata warkocze, wiąże włosy i nakłada peruki różnej długości i koloru, by odmienić tak znajomy wizerunek, codziennie odbijający się w tafli lustra – bezlitosnego na upływ czasu. Charakteryzowany jest za pomocą ton kryjącego podkrążone oczy podkładu, pudru, przykleja sztuczne rzęsy i pieprzyki tak, by zbliżyć się do obrazu postaci, powstałego w wyobraźni reżysera. I rzecz najważniejsza, można powiedzieć: podstawa roli, na której człowiek w futerale skupia się najbardziej, która nie może go uwierać ani obcierać. Rzecz, która potrafi spędzać sen z powiek kostiumologom. Rzecz, która odbija się echem od desek sceny. Rzecz, którą człowiek w futerale z nikim się nie dzieli, chyba że jest to ściśle zaplanowane i ma znaczenie symboliczne w scenie odgrywanej sztuki. Rzecz, którą aktor Stanisławskiego najprawdopodobniej sam by codziennie pastował i polerował, a aktor Brechta zapewne wykonałby osobiście, z odpowiednio przygotowanej formy. Element dopowiadający. Kropka nad i rysu charektorologicznego postaci. Rzecz. Fetysz sceniczny. Buty. Tak więc, jest obuwie poławiaczki męskich serc, na niebotycznie wysokich obcasach. Szpilki najczęściej z gracją wbijają się w szcze- Z 13. rzędu liny desek scenicznych lub w stopy nieskoordynowanych kolegów z zespołu. Są mokasyny nieposkromionej Katarzyny, ceniącej sobie niezależność, bardzo wygodne, niestety niepopularne wśród kobiet, ponieważ skracają sylwetkę. Furorę robią glany, kojarzone najczęściej z buntowniczkami i narkomankami. Na podłogach baletowych królują puenty, w których ludzie w futerałach nie gustują – sporadycznie zakładane, służą głównie do wbijania wystających ze spróchniałych desek sceny dramatycznej gwoździ. Latem znienawidzone są kozaki, w których człowiek w futerale czuje się jak w podwójnym futerale – należy pamiętać, że oprócz wysokiej temperatury typowej dla pory letniej, ogrzewany jest dodatkowo światłem reflektorów. Zimą sandały przyczyniają się do rozwoju przeziębień i grypy, a człowiek w futerale nie może chorować, musi udawać, że jest zdrowy, bowiem musi grać, i absolutnie nie powinien zarażać kolegów po fachu. Nie można pominąć faktu, że brak butów to także swoistego rodzaju obuwie. Stopa wtedy jest odpowiednio lakierowana, poddawana zabiegowi pedicure lub jest brudzona specjalistycznymi pastami. W doborze obuwia, jak widać, dużo jest stereotypu, nieprawdy i zmyślenia, jednak człowiek w futerale zawsze walczy o dobrą przyczepność. Moment spotkania kostiumologa z człowiekiem w futerale dotyczący fetyszu zamkniętego w pudełku, przypomina pojedynek rewolwerowców. Nigdy nie wiadomo, kto kogo odstrzeli. Czy można ufać człowiekowi, który zakłada na siebie kolejne warstwy i zapina się na kolejne guziki i zamki błyskawiczne? Czasami człowiek w futerale delikatnie rozsuwa swój najbliższy skórze futerał, niepewnie, powoli, wysypują się wtedy z niego różne przedmioty i myśli. Ale to już całkiem inna historia. • Reflektorem po oczach Abelard Giza i Szymon Jachimek TEATR NOMADA (Odcinek 11) Już od pierwszych prób czytanych Orła oskubanego członkowie Teatru Nomada wiedzieli, że mają do czynienia z tekstem niebywałym. Powtarzali sobie, że jeśli tylko tego nie sp... nie... nie spsioczą, to zrobią spektakl, jakiego w ich karierze jeszcze nie było. Teraz, kiedy termin premiery zbliżał się niczym TIR bez hamulców, cała trójka: Marek (Aktor po Szkole), Andrzej (Multi-Inspicjent) i Dyrektor, czuli, że świetnie wykonali zadanie. Że mają Dzieło. Tylko... – Tylko kto się o tym dowie... – jęczał Marek po kolejnej próbie, na której przeskoczyli absolut. – Plus minus nikt – nie pozostawiał nadziei Multi-Inspicjent. – Cały nasz budżet poszedł na pióra i dziób, na tzw. promo nie mamy nawet 20 groszy. Dyrektor przemówił cicho, lecz jego słowa zabrzmiały jak nowy singiel Beatlesów: – Mam pewien pomysł... *** Marek, Aktor po Szkole, zajął miejsce przy oknie. Andrzej, po zażyciu kilku leków na chorobę lokomocyjną, siedział blisko kierowcy i przerażony spoglądał przez przednią szybę autokaru. Dyrektor udawał opanowanego, jednak kiedy drzwi zamknęły się z sykiem, wyjąkał cichutko: – Jezuniu... Wszyscy trzej mieli na sobie najlepsze ubrania z całej ich odzieżowej kolekcji – o ile 12 ciuchów może stanowić jakąkolwiek kolekcję. Ogoleni, umyci, naładowani wiarą w siebie, wiozący mnóstwo świetnych anegdot, ciętych ripost i informacji o Orle oskubanym. – To jest to – myślał Marek, gdy autobus mijał znak Żuławy Zachód. – Teatr Nomada w telewizji śniadaniowej. O naszym spektaklu usłyszy cała Polska! *** W poczekalni studia telewizyjnego, gdzie odbywało się nagranie było dość tłoczno. Chociaż program nadawano na żywo, wszyscy byli na wpół martwi. Make up nie zdołał zakryć wszystkich śladów niewyspaności. Ba, Marek próbował wynegocjować namalowanie gałek ocznych na przymkniętych powiekach, ale panie wizażystki były nieubłagane. Obok Teatru Nomada gośćmi dzisiejszego wydania była m.in. Gruba Wróżka Agata, Matka Takiego Jednego Wokalisty, Siwy Pan Zbieracz Puszek Po Kakao oraz Pani Co Się Martwi Że Jakoś Jest Tak Nie Ten. Prowadzący dwoili się i troili, żeby nie zasnąć, a wszystkie wymykające się ziewnięcia próbowali przerobić na uśmiechy i wyrazy zachwytu. Po tym, jak Multi-Inspicjent spotkał w telewizyjnej toalecie Super Znanego Gwiazdora, który dumnie rzucił przy pisuarze przez ramię: – Ale jajówę na wizji usmażyłem pierwszorzędną, co nie? Cala trojka zaczęła zastanawiać się, czy wyprawa do tiwi to był faktycznie taki genialny pomysł, ale owe wątpliwości rozwiała rozmowa z Onym i Oną. On (bardzo poważnie): Orzeł oskubany... Czyli drób? Sauté czy w panierce? Dyrektor (walcząc o widza): Raczej w odsłonie ojczyźnianej. Symbol Polski silnej i dumnej... Ona (lokując produkt): To trochę jak jogurty Jogurtexu! Pyszne, oryginalne, bez tłuszczu! Dyrektor (nieco zbity z pantałyku): Heh... Daleko posunięta teza... On (z wdziękiem Strasburgera): Orzeł oskubany - jak mawiają władze państwowych spółek - na pewno warto się wybrać! Ona (finezyjnie nurkując w kolejnym temacie): Już za chwilę Pan Jan z Wieliczki i jego rak jader, ale wcześniej Wróżka Agata i jej felieton: W co czesać psa?. *** W drodze powrotnej nie odezwali się ani słowem. Marek spał jak zabity, Multi-Inspicjent zastanawiał się, czy jego owczarek faktycznie polubi warkocz, a Dyrektor próbował przypomnieć sobie, ile lat minęło odkąd telewizyjny On zdobył laur najlepszego debiutanta scen polskich. ...aktorki Marii Mielnikow-Krawczyk: 1) Teatru uczyłam się w Teatrze Wybrzeże, w łódzkiej Filmówce. 2) Najwięcej dało mi spotkanie z prof. Jadwigą Chojnacką. 3) Moim największym teatralnym wyzwaniem była rola pani Wilde w Helmuciku. 4) Moje największe teatralne marzenie to grać dużo ciekawych, różnorodnych ról. 5) Moim największym wyzwaniem było jest jeszcze przede mną. 6) Moje największe marzenie to zwiedzić cały świat. 7) W teatrze szukam oczyszczenia. 8) W życiu szukam szczęścia. 9) Nie chciałabym zobaczyć w teatrze reportażu, kalki codziennego życia, bez kreacji artystycznej. 10) Nie chciałabym zobaczyć w życiu wojny. 11) Najbardziej u ludzi cenię prawdomówność, uczciwość. 12) Nie lubię u ludzi kłamstwa, braku odwagi, lenistwa. 13) Najlepiej wypoczywam prowadząc samochód. 14) Najbardziej chciałabym pojechać do środkowej i południowej Afryki. 15) Wybrzeże jest dla mnie urodziłam, w Sopocie. tu się …aktora Mirosława Krawczyka: 1) Teatru uczyłem się w teatrze. 2) Najwięcej dało mi spotkanie z moją żoną. 3) Moim największym teatralnym wyzwaniem było jest przede mną. 4) Moje największe teatralne marzenie to Król Lear. 5) Moim największym wyzwaniem był egzamin na prawo jazdy. 6) Moje największe marzenie to brak problemów. 7) W teatrze szukam sztuki. 8) W życiu szukam prawdy. 9) Nie chciałbym zobaczyć w teatrze kalki życia. 10) Nie chciałbym zobaczyć w życiu upadku wartości człowieka. 11) Najbardziej u ludzi cenię odpowiedzialność. 12) Nie lubię u ludzi obłudy. 13) Najlepiej wypoczywam pracując w ogrodzie. 14) Najbardziej chciałbym pojechać do wolę być w domu. rysuje Agnieszka Szczepaniak 15) Wybrzeże jest dla mnie miejscem do życia.