Magazyn TeaTru Wybrzeże

Transkrypt

Magazyn TeaTru Wybrzeże
wybrzeża
WIELKA IMPROWIZACJA
PODRÓŻE GULIWERA
Komediowa opowieść,
w której jest miejsce
i na improwizację,
i Dziady Mickiewicza,
i teatr lalek, i postać
gdańskiego Elektryka
Fantastyczne
światy, wspaniałe
teatralne formy
zaprzęgnięte w poszukiwania idealnego świata
→ strona II
→ strona III
Magazyn Teatru Wybrzeże
Trzymacie Państwo w rękach najnowszy, wakacyjny numer
magazynu Wybrzeża.
Wracamy do Państwa po krótkiej przerwie urlopowej z nową
energią i nowymi – mamy nadzieję, że bardzo dla Państwa
interesującymi – propozycjami repertuarowymi. W ciągu
najbliższych trzech tygodni będzie można bowiem zobaczyć
aż trzy, bardzo różne gatunkowo premiery.
Już jutro 22 czerwca na Dużej Scenie odbędzie się premiera
muzycznego dyskursu (g)DZIE-CI FACECI w reżyserii Adama
Orzechowskiego. Tego typu przedstawienia dawno nie było
w naszym repertuarze – wierzymy, że będzie się ono cieszyło
wielkim powodzeniem.
Kolejną zbliżającą się premierą – już 5 lipca na Scenie Kameralnej
w Sopocie – będzie adaptacja Podróży Guliwera Jonathana Swifta
w reżyserii Michała Derlatki. Będzie to kolejna – po sukcesie
Arabeli – propozycja zarówno dla młodych jak i dorosłych widzów.
Skoro jest lato, to oczywiście swoje działanie wznawia Scena Letnia
w Pruszczu Gdańskim. Tym razem, na otwarcie, proponujemy
Państwu prapremierę sztuki Abelarda Gizy, Jakuba Roszkowskiego
i Wojciecha Tremiszewskiego Wielka Improwizacja.
Dodatkowo oczywiście felieton Doroty Androsz i porcja teatralnego
humoru.
Życzymy miłej lektury!
JR
(g)DZIE-CI FACECI
Reżyseria: Adam Orzechowski
Kryzys męskości?
fot. Dominik Werner
21.06.2013
z Adamem Orzechowskim, reżyserem spektaklu (g)DZIE-CI FACECI, rozmawia Martyna Wielewska
O kobietach z feministycznego
punktu widzenia?
Feminizm jest ideą walczącą o prawa kobiet – o niektóre z wielką
słusznością. Ale ta walka nie powinna brutalnie wkraczać w codzienne życie rodzinne.
W życie codzienne?
Polityka, a feminizm jest przecież
działalnością stricte polityczną,
nie powinna rzutować na codzienne sprawy , a niestety tak nie jest.
Po pierwsze, mówienie o równości
płci (nie o równości społecznej czy
kulturowej, ale o zrównaniu, by tak
rzec – biologicznym) jest kuriozalne, przecież różnimy się fizycznie,
psychicznie, emocjonalnie. Ideologiczne manifesty, również te rewolucjonizujące sztukę, starają się to
bagatelizować. Popadliśmy w szaleństwo: nagle wszystkie sprawy
związane z rodziną, wychowaniem,
macierzyństwem... są ponad nasze
siły. A przecież wychowanie potomka jest czymś niezwykle pięknym
i fascynującym, ważnym i cennym
w życiu dorosłego człowieka, choć
nie zawsze jest to proste.
nagłaśniane przez media. Kobieta nie może być dłużej „murzynem
świata”, mężczyzna nie może być
wychowywany „na księcia, pana
i władcę”, identyfikacja płciowa
jest istotna dla określenia włas-
Jesteśmy społeczeństwem egoistycznym i sfrustrowanym... Jesteśmy samotni.
Samotni i zagubieni wśród ideologicznych komunikatów: genderowa unifikacja czy przywiązanie do
tradycji, rozpasana konsumpcja
czy podstawowe wartości. Choć nie
zagłębiamy się aż tak bardzo w te
problemy, to staramy się na scenie
poprowadzić muzyczny dyskurs
z polityczną poprawnością.
Nie ma więc problemów we współczesnym społeczeństwie: z płcią,
dzieckiem czy podziałem ról w rodzinie?
Oczywiście są. Problemy bardzo
istotne, nieraz dramatyczne, niekoniecznie jednak wyłącznie te
nej tożsamości. Ale nie popadajmy
w szaleństwo. Rodzina nie jest wylęgarnią samego zła. Nie każdy dotyk jest tym złym. Dlatego staramy
się zaaplikować, w rozrywkowo groteskowej formule, odrobinę dystansu i trochę zdrowego rozsądku.
Takie są też – zdystansowane –
polskie piosenki?
Materiał jest przebogaty. Wybraliśmy utwory opowiadające codzienne indywidualne historie: Tobie
chodzi tylko o łóżko, Chociaż raz powiedz nie czy Kobietę trzeba trzymać krótko. Z przymrużeniem oka
przyglądamy się relacjom damsko-męskim. Ale dobrze byłoby je poukładać na poważnie, bo nie mamy
innego wyboru – musimy przecież
razem funkcjonować.
Wiemy chyba, czego pragną kobiety. A czego pragną mężczyźni?
Nie mogę się wypowiadać za
wszystkich. Ale mężczyźni nie są
chyba – tu zacytuję Intymne lęki –
„aż tak skomplikowani” (śmiech). •
Autor plakatu: Ryszard Kaja
S
pektakl (g)DZIE-CI FACECI
mówi o kryzysie męskości.
Pojęcie męskości to chyba
konstrukt kultury patriarchalnej.
Czy można wciąż mówić o prawdziwych mężczyznach?
Wciąż, jak chcą niektórzy, żyjemy w epoce patriarchalnej, aczkolwiek doświadczającej gwałtownych zmian w ciągu ostatnich
dwudziestu lat. Jeśli zakładamy, że
istniał pewien niezniszczalny wzorzec mężczyzny z tamtej epoki, to
wiązał się on z przysłowiowym domem, sadzeniem drzewa, gromadką dzieci. Mężczyzna miał założyć rodzinę, utrzymać ją i być za
nią odpowiedzialny. Ale przecież
to był stan idealny, dziś po prostu mniej osiągalny. Obecnie mężczyźni (choć mężczyzna przestaje być słowem jednoznacznym) są
niezbyt zaradni, słabiej radzą sobie w sytuacjach kryzysowych, łatwiej im uczynić skok w bok albo
wpaść w rozliczne uzależnienia.
Żaden z tych wizerunków nie jest
tym wzorcem, ideałem, który warto propagować czy też wytrwale do
niego dążyć. Ale w przedstawieniu
mówimy także, a może nawet bardziej, o kobietach.
(g)DZIE-CI FACECI Reżyseria: Adam Orzechowski. Scenografia: Magdalena Gajewska. Kierownictwo muzyczne i aranżacje: Tomasz Krezymon. Ruch sceniczny: Katarzyna
Kostrzewa. Projekcje wideo: Krzysztof Kiziewicz. Przygotowanie wokalne: Anna Domżalska. W spektaklu występują: Dorota Androsz,
Małgorzata Brajner, Ewa Jendrzejewska,
Anna Kociarz, Małgorzata Oracz, Zbigniew
Olszewski, Cezary Rybiński, Piotr Witkowski oraz zespół muzyczny w składzie: Tomasz
Krezymon/Hubert Świątek (instrumenty klawiszowe), Konrad Kubicki, Łukasz Zitans/Tomasz Przyborowicz, Michał „Wierzba” Saidowski (gitary), Szymon Linette/Grzegorz
Lewandowski (perkusja). Premiera 22 czerwca na Dużej Scenie.
II Magazyn Teatru Wybrzeże www.wybrzeze.pl
Świętości
nie szargać!
z Abelardem Gizą, Jakubem Roszkowskim i Wojciechem Tremiszewskim, współautorami tekstu
Wielka Improwizacja, rozmawia Martyna Wielewska
Jakub Roszkowski wraz z aktorami na próbie Wielkiej Improwizacji
Ł
ączą Was różne doświadczenia teatralne. Jak wyglądała Wasza praca nad tekstem,
jaki był pierwotny pomysł na sztukę Wielka Improwizacja?
Jakub Roszkowski: Pracowaliśmy razem już dawno, w Wybrzeżaku, ale raczej od strony reżysersko-aktorskiej. Nigdy nie pisaliśmy
niczego wspólnie. Zdarza mi się
pracować nad tekstem dwójkowo,
choćby z Adamem Nalepą, ale nigdy
we trójkę. Byłem więc na początku
przestraszony ideą tej wielogłowej
hybrydy. Ale zaczęliśmy. Najpierw
pojawił się pomysł sztuki o teatrze,
potem zaczęliśmy dodawać elemen-
ty poważne, a gdy okazało się, że
zbyt poważne – pojawiły się lalki.
Improwizacja – z jednej strony wymowne nawiązanie do Dziadów,
z drugiej to teatr w teatrze. Jaka
jest tradycja improwizacji i w jaki
sposób z niej korzystacie?
J.R.: Teatralna tradycja improwizacji to dwie skrajności: albo komediowa, albo poważna i głęboka,
jak u Krystiana Lupy. My odwołujemy się raczej do tradycji ukształtowanej w Stanach Zjednoczonych
i Wielkiej Brytanii.
Wojciech Tremiszewski: Impro to gatunek rozrywkowego te-
atru, który funkcjonuje na świecie
od połowy XX w., u nas może od
niecałych dziesięciu lat. To żywe
i radosne widowisko powstające na oczach widzów. Chcieliśmy,
by w naszej sztuce formy teatralne
mieszały się, by ta mieszanka była
lekka i przyjemna – impro wydało nam się do tego idealne. Improwizacją w spektaklu jest też scena
z gościem – każdorazowo będziemy zapraszać do niej kogoś raczej znanego, choć mamy w planach też brać co jakiś czas kogoś
z widowni. W bardzo ogólnym założeniu scena ta ma pozwolić wypowiedzieć się gościowi na temat:
„Jaka jest Polska? Kim są Polacy?”. Zatem Wielka Improwizacja
to połączenie wątku romantycznego, Dziadów Mickiewicza, z elementem rozrywkowym, jakim jest
impro.
Abelard Giza: Odnoszę wrażenie, że dzięki udziałowi zaproszonego na scenę gościa widz będzie
mógł poczuć, iż to, co się dzieje
w teatrze, jest bliżej niego. Chodzi o pozbycie się barier. Nie rzucamy oczywiście gościa na głęboką wodę. Aktorzy muszą zadbać,
by poczuł się komfortowo i przyjemnie, by nie przejmował się sceną i opinią publiczności, by czuł
się swojsko, choć zarazem niezwykle.
W Waszej sztuce są odniesienia
niemal do konkretnych reżyserów,
aktorów, do dyrektora, do wydarzeń teatralnych. Nic nie chcecie
kamuflować?
J.R.: Cóż… pobity reżyser fatalnego spektaklu to Jakub Roszkowski,
aktorzy grają postaci Piotra Biedronia i Marka Tyndy. Chcemy nabrać
dystansu i pośmiać się z samych
siebie. Odnoszę wrażenie, że w Polsce to cały czas trudne...
A.G.: Przestały mnie interesować
aluzje i przenośnie. Chcę czasami
powiedzieć coś wprost, jak w serialu Statyści: aktorzy grają samych
siebie w krzywym zwierciadle.
J.R.: Telewizja BBC robi serial
o tym, że telewizja BBC robi najgorszy sitcom na świecie. W Hollywood Biały Dom wybucha niemal co minutę. A u nas? Świętości
nie szargać, i tyle. A my nawet nie
chcemy szargać świętości.
W.T.: Zresztą sztuka teatralna to
fikcja. Pojawiają się w niej różne
postawy wobec wydarzeń z czasów
Solidarności i nie można nas z tymi
postawami utożsamiać. Nie piszemy artykułu do gazety. To teatr, nie
publicystyka. Nie można wszystkiego odbierać zero-jedynkowo,
a w Polsce cały czas tak myślimy.
Warto zawiesić odniesienia do rzeczywistości i porozmawiać, po prostu. A nie sądzić, że za każdym zdaniem kryje się namowa, dyskusja,
prowokacja.
A.G.: Taka jest popkultura: Lech
Wałęsa, papież, Chrystus przestają obracać się tylko w jednej sferze, przechodzą do innych
kontekstów i tworzą nowe, wartościowe historie. Wyobraźmy sobie, że Quentin Tarantino chce
zrobić film, czerpiąc z polskiej historii. Niemożliwe!
J. R.: Zresztą spotkaliśmy się już
z niezrozumieniem: wysłaliśmy
sztukę do pewnego plastyka, który odmówił pracy nad plakatem do
Wielkiej Improwizacji: nasz tekst
okazał się dla niego tylko owocem
naszych frustracji, wandalizmem
sztuki.
Znów pojawia się temat polskiego
patriotyzmu, polskiej mentalności, problem „wzorowego” odniesienia do tradycji. Tradycja nie wymaga szacunku?
W.T.: Przeciwnie, mamy przepiękne dziedzictwo kulturowe w Polsce. Niestety jakaś taka czołobitność wobec sacrum sprawia, że
potrafimy o nim mówić tylko w górnolotny, poetycki sposób – często
niezrozumiały, wręcz odrzucany
przez wielu młodych ludzi. A trudno szanować coś, czego się nie zna.
J.R.: Zależy nam na nawiązaniach
do tradycji: to tam szukamy odpowiedzi na pytania, jak się buntować, czy warto, jakie są pytania
i wątpliwości. Odnosi się to do każdej współczesnej formy rewolucji...
A.G.: Mówimy o rewolucji w dwojakim sensie. Po pierwsze, martwi
nas ten jedyny niepodważalny sposób mówienia o wydarzeniach. Po
drugie, jest jeszcze mała rewolucja
bohaterów na scenie.
W.T.: Przecież nagość w teatrze też kiedyś była rewolucyjna.
Chciałbym, aby teatr proponował
swobodniejszą formę i język.
A.G.: Dlatego świetne było to, że
dyrekcja teatru chciała porozmawiać z nami o dystansie...
A chciała? Teatr Wybrzeże, ikona
kultury?
J.R.: Bardzo. Tak samo, jak aktorzy, z którymi pracujemy. Ale nie
chodzi o prowokację dla prowokacji. Ale też nie o ikonę, nie o hymn
dziękczynno-błagalny.
Zejdźmy
z piedestału.
A.G.: Chodzi o otwartość. I pośmiejmy się trochę.
W.T.: A Dziady to świetny tekst... •
Abelard Giza, Jakub Roszkowski, Wojciech
Tremiszewski Wielka Improwizacja Reżyseria i opracowanie muzyczne: Jakub Roszkowski. Scenografia: Maciej Chojnacki. Ruch
sceniczny: Wioleta Fiuk. Aranżacja utworu
Ten wąsik: Marcin Mirowski. Występują Piotr
Biedroń, Jacek Labijak, Marek Tynda oraz
Katarzyna Wołodźko (inspicjent, sufler). Prapremiera 6 lipca na Scenie Letniej w Pruszczu Gdańskim.
W
sobotę, 6 lipca ponownie otwieramy Scenę Letnią Teatru Wybrzeże!
Piąty sezon sceny Teatru Wybrzeże w Pruszczu Gdańskim inaugurujemy prapremierą Wielkiej Improwizacji Abelarda Gizy, Jakuba
Roszkowskiego i Wojciecha Tremiszewskiego w reżyserii Jakuba
Roszkowskiego.
Podczas wakacyjnych miesięcy na
Scenie Letniej zaprezentujemy ponadto spektakle: Baba Chanel Nikołaja Kolady, Faza delta Radosława Paczochy, Intymne lęki Alana
Ayckbourna, Tajemnicza Irma Vep
Charlesa Ludluma, Skrzynk@Pandory duetu Billy van Zandt i Jane
Milmore i Willkommen w Zoppotach
Adolfa Nowaczyńskiego – wszystkie
w reżyserii Adama Orzechowskiego.
Scena Letnia Teatru Wybrzeże to
wspólna inicjatywa gdańskiego teatru i Burmistrza Pruszcza Gdańskiego Janusza Wróbla. W zeszłym
roku zaprezentowaliśmy na niej,
od początku lipca do końca sierpnia, pięć tytułów, w tym jedną prapremierę. Nasze spektakle cieszyły
się ogromną frekwencją - obejrzało je ponad pięć tysięcy widzów!
Mamy nadzieję, że w tym roku zainteresowanie widzów będzie równie duże.
Scena Letnia Teatru Wybrzeże
mieści się w Międzynarodowym
Parku Kulturowym Faktoria przy
ulicy Zastawnej w Pruszczu Gdańskim. Wstęp na wszystkie spektakle jest bezpłatny.
Zapraszamy! •
fot. Krzysztof Piekło
Piąty sezon
Sceny Letniej
III Magazyn Teatru Wybrzeże O (nie)poprawnym idealizmie
www.wybrzeze.pl
z Michałem Derlatką, współautorem adaptacji i reżyserem spektaklu Podróże Guliwera, rozmawia Martyna Wielewska
R
pod lupą. Wykorzystujemy jednak
ten kontekst krytyczny, by opowiedzieć historię o idealizmie. Punktem wyjścia dla podróży Guliwera
jest jego niezadowolenie ze status
quo, ze świata, w którym przebywa. „Gdzieś indziej jest lepiej”, „to,
czego nie mam, jest bardziej atrakcyjne”. Problem Guliwera polega na tym, że nie wie on do końca
czego szuka, gdzie i jak ma to odnaleźć. Zakłada jednak, że podróż
będzie przyczynkiem do odnalezienia szczęścia. To podróż idealisty ku
ideałom. Guliwer w punkcie wyjścia
jest święcie przekonany, że gdzieś te
ideały można znaleźć, że gdzieś można znaleźć bezwarunkowe szczęście. To dziecinne, niedojrzałe myślenie. W toku podróży zdaje sobie
sprawę z tego, że samo podróżowanie i doświadczanie jest wartością.
azem z Jorge Gallardo Altamirano, hiszpańskim dramaturgiem i reżyserem,
tworzycie nieco inny świat niż Jonathan Swift w swoich Podróżach
Guliwera.
Najbardziej znana nam historia
o Guliwerze to zaledwie jego podróż do krainy małych Liliputów.
Tymczasem Swift stworzył wiele
światów, spośród których my wybieramy kilka. I każdy z nich ubieramy w inną formę plastyczną,
w tym teatr lalek.
Więc to nie krytyka idealizmu?
Absolutnie nie. Guliwer jest idealistą
i warto tym idealistą być – taka jest
moja teza – warto jednak mieć świadomość, że ideały są nieosiągalne.
Autor plakatu: Vladislav Rostoka
To zatem teatr tylko dla małego widza? Jak wcześniejsze Twoje sztuki, Piotruś Pan czy Pippi Pończoszanka?
Pippi była dla dzieci, ale Piotruś
Pan nie jest jedynie dla młodych
widzów. Spektakl pełen jest dwuznaczności i mówi o dorosłych dzieciach, o syndromie Piotrusia Pana,
czyli o przedłużaniu dzieciństwa,
uciekaniu przed odpowiedzialnością. Podróże Guliwera to powiastka
filozoficzna, napisana dla dorosłego
czytelnika, choć ubrana w „dziecięce” ramy. To znaczy Guliwer może
wydawać się adresowany do dzieci ze względu na dziwność i niesamowitość przedstawianych światów, ich oczywistą fantastyczność,
ale dla dzieci nie jest – jest w dużej części polityczny, a przy tym roi
się od ustępów w duchu gargantuańskim i naturalistycznym, z hulającą biologią na pierwszym planie,
ogromnymi sutkami, stumieniami
moczu, gazami i nie tylko. Chcemy,
tak jak w Piotrusiu, mówić do dzieci
nie zaniedbując jednak widza bardziej świadomego, otwartego na interpretacyjne możliwości tekstu i inscenizacji. Podróże Guliwera nie jest
łatwo przedstawić dzieciom. Wymaga to pewnych uproszczeń, przemilczeń, skrótów. Przy takich zabiegach zawsze zachodzi obawa, czy
z tekstu Swifta nie zostanie tylko banalna historyjka. Gdyby na podobnej zasadzie realizować Hamleta
dla dzieci, to co by zostało? Opowieść o chłopcu, który zobaczył ducha taty? Trzeba się zawsze zastanowić, czy takie działanie ma sens.
W przypadku Guliwera uważam,
że ma, i to nie tylko ze względu na
atrakcyjną formę przedstawianych
światów, ale i na temat, który na na-
sze potrzeby nazwaliśmy sobie: poszukiwanie idealnego świata.
Nie interesuje Ciebie również kontekst społeczno-polityczny, ówczesna Anglia, którą Swift krytykował na różnych płaszczyznach.
Kim jest Twój Guliwer?
Tematem próbujemy uciec od kontekstu społeczno-politycznego, od
Anglii, której Swift przygląda się jak
Jednym z tych dążeń jest poszukiwanie wolności, chyba najbardziej
oświeceniowego ideału. To tylko jeden z wielu ideałów. Guliwer
błądzi nie wiedząc, czego poszukuje... Jak współczesny, zwłaszcza młody, człowiek?
Podróże mogą być metaforą poszukiwań współczesnego człowieka,
jego życia. W przypadku naszego
bohatera podróż prowadzi do pogodzenia się z naturą świata, jest drogą do zrozumienia rzeczywistości.
Może zamiast zmieniać świat, warto by raczej zacząć od siebie? Wydaje mi się, że – tak jak Swift – nasz
Guliwer jest głębokim humanistą.
ostatni kładzie nacisk na rozumienie partykularyzmów, inności,
to humanizm Guliwera zasadza
się na nieustannym poszukiwaniu
uniwersalnych zasad.
Guliwer jest bardzo tolerancyjny.
Rozumie na przykład Krainę Liliputów i mógłby się tam czuć całkiem
dobrze. Ale odkrywa, że ich kraj to
dyktatura wojskowa pod przykrywką demokracji. Co więcej, nasz bohater usiłuje mediować pomiędzy
skłóconymi sąsiadami, lecz dowiaduje się, że przyczyną ich konfliktów
są absurdy: na przykład problem, od
której strony należy rozbijać jajka.
Guliwer nie może zrozumieć ograniczenia, okrucieństwa, bezmyślnych
wojen. W tym sensie to chyba bardzo współczesny humanizm.
Powinniśmy więc podróżować, jak
Guliwer?
Tak, tylko uwaga – Guliwer to nie
turysta! Jest duża różnica pomiędzy turystą a podróżnikiem. Ten
ostatni nie ma biletu powrotnego...
Nie chodzi mi oczywiście o dosłowną lekturę „podróżowania”. Podróż Guliwera to życiowe poszukiwanie, niemal „rzucanie się”;
punktem wyjścia jest jego brak satysfakcji, niezadowolenie, punkt
dojścia to świadomość i decyzja
o kontynuowaniu poszukiwań. Zatem tak, uważam, że podobnie jak
Guliwer: warto podróżować, poznawać krytycznie, poznawać siebie, w toku „podróży” pogłębiać
świadomość i na pewne rzeczy nie
godzić się pod żadnym pozorem. •
Osiemnastowieczny
humanizm
różni się jednak od znaczenia
współczesnego. Podczas gdy ten
Jonathan Swift Podróże Guliwera Adaptacja:
Jorge Gallardo Altamirano, Michał Derlatka.
Reżyseria: Michał Derlatka. Dramaturg: Jorge Gallardo Altamirano. Scenografia: Magdalena Gajewska. Projekcje wideo: Krzysztof
Kiziewicz. Udźwiękowienie: DRL (kolektyw).
Występują: Justyna Bartoszewicz, Maria
Mielnikow-Krawczyk, Marzena Nieczuja-Urbańska, Piotr Chys, Jerzy Gorzko, Mirosław
Krawczyk, Piotr Łukawski. Premiera 5 lipca
na Scenie Kameralnej.
linię repertuarową teatru, wystawiając zarówno klasykę w rodzaju Jak wam się podoba Szekspira
(przedstawienie zdobyło dwie nagrody na Festiwalu Szekspirowskim), Balladyny Słowackiego czy
Wiśniowego sadu Czechowa, jak
i sztuki współczesne np. Żołnierza
królowej Madagaskaru Dobrzańskiego i Tuwima. Łącznie w ciągu
trzech gallowskich sezonów zagrano trzydzieści dwa spektakle,
przy czym scenografią i reżyserią
większości z nich zajął się osobiście dyrektor instytucji.
W 1949 roku Ministerstwo Kultury i Sztuki przeniosło Galla, wraz
z częścią zespołu, do Łodzi, aby
objął po Leonie Schillerze dyrekcję Teatru Wojska Polskiego (dziś
imienia Stefana Jaracza). Ostatnie lata życia spędził w Krakowie,
współpracując m.in. z Teatrem
Młodego Widza. Zmarł 12 lutego
1959 roku.
Charakterystyczną cechą scenografii Iwo Galla było zamiłowanie do tworzenia form trójwymiarowych, prostych i jednocześnie
funkcjonalnych. Nierozbudowana
maszyneria sceny, brak tendencji do barokowości czy upiększania miały służyć uwydatnieniu intelektualnych wartości dramatu.
Elementy dekoracji (a także muzyka i światło) pomagały wyeksponować największą wartość teatru – aktora i mówiony przezeń
tekst, stworzyć dlań odpowiedni
nastrój. Sprzyjała temu przestrzeń
niewielkiej sceny, umożliwiająca bliższy kontakt z widzem i pełniejsze wyrażenie każdego słowa,
gestu, spojrzenia. Inną skuteczną metodą było zdaniem Galla
ustawienie za plecami aktora białej ściany stanowiącej idealne tło
dla jego ruchomej sylwetki. Swoje
przemyślenia o teatrze zawarł scenograf w książkach: Budowniczy
tła scenicznego (1937) i Scena Białej Ściany (1956).
Wieloletnia praca artystyczna Iwo Galla została doceniona – otrzymał m.in. Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski
i dwukrotnie Złoty Krzyż Zasługi. Nakręcono o nim również film
dokumentalny z cyklu: Wielcy reformatorzy teatru.•
Z archiwum Julia Ostrowska
IWO GALL
Sto dwadzieścia trzy lata temu,
1 kwietnia 1890 roku, przyszedł
na świat Iwo Gall, scenograf, reżyser, pedagog, wreszcie założyciel i pierwszy dyrektor Teatru Wybrzeże.
Będąc synem kompozytora
i śpiewaczki, od najmłodszych lat
obcował ze sztuką. Ukończywszy
z wyróżnieniem krakowską ASP,
wyjechał do Wiednia, gdzie zadebiutował jako scenograf w Teatrze
Polskim, przygotowując dekoracje do Hamleta Szekspira w reżyserii Tadeusza Rittnera (1916). Po
powrocie do ojczyzny pracował
m.in. w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, warszawskiej i wileńskiej Reducie (debiut
reżyserski Sędziami Wyspiańskiego w 1927 r.), stołecznym Teatrze Ateneum, Teatrze Kameralnym w Częstochowie i kaliskim
Teatrze im. Wojciecha Bogusławskiego – w dwóch ostatnich pełnił funkcję dyrektora. W 1941 roku
wraz z żoną Haliną założył w Warszawie tajne Studio Dramatycz-
ne, które prowadził we własnym
mieszkaniu aż do wybuchu Powstania Warszawskiego. Rok później w Krakowie otworzył kolejne
Studio, wkrótce jednak rozwiązane
na rzecz Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej.
W sierpniu 1946 roku, wraz z grupą swoich wychowanków, przyje-
chał do Gdyni z zamiarem stworzenia nowego teatru na Wybrzeżu.
Warunki zastane na miejscu nie
sprzyjały realizacji tego zadania.
„Zamieszkaliśmy – napisał Gall
później – w pohotelowym budynku […] pozbawionym jakiegokolwiek stołu, stołka czy łóżka. Na zakupionej w dniu przyjazdu słomie
jako podściółce uścieliliśmy każdy swoje gniazdo. W pozostawionym kotle […] postanowiłem dla
oszczędności i względnej wygody zapoczątkować własną kuchnię
teatralną […] – stałem się pierwszym kucharzem jedynej potrawy, na jaką stać nas wówczas było
– zupy!” Początkowo, zanim zakończono remont w poniemieckim budynku (zwanym „stodołą”)
przeznaczonym na teatr, zespół zarabiał na utrzymanie recytacjami
wierszy i bajek w szkołach. Wreszcie jednak prace adaptacyjne dobiegły końca i 20 listopada 1946
roku Teatr Wybrzeże rozpoczął
swoją działalność prapremierą Homera i Orchidei Gajcego.
Jako dyrektor i zarazem kierownik
artystyczny Iwo Gall sam wyznaczał
IV Magazyn Teatru Wybrzeże www.wybrzeze.pl
Felieton ANDROszGENICZNY – pisze Dorota Androsz
CZŁOWIEK W FUTERALE
C
złowiek wykonujący zawód aktora
w życiu codziennym gra praktycznie
bez przerwy. Ostatecznie trudno określić, co
jest prawdą, a co zmyśleniem. Czy autentyczne i szczere mogą być
słowa wypowiedziane na
scenie, których autorem
nie jest sam wypowiadający? Czy prawdziwe są
słowa autorstwa aktora
– czyli człowieka, wypowiadane
w sytuacjach życiowych, powszednich?
Ostatecznie trudno się w tym
wszystkim połapać.
Człowiek w futerale zakłada na
siebie kolejne kostiumy, spódnice, spodnie, żakiety, na których
w sklepie nawet przez chwilę nie
zawiesiłby wzroku. Zaplata warkocze, wiąże włosy i nakłada peruki różnej długości i koloru, by
odmienić tak znajomy wizerunek,
codziennie odbijający się w tafli lustra – bezlitosnego na upływ
czasu. Charakteryzowany jest za
pomocą ton kryjącego podkrążone oczy podkładu, pudru, przykleja sztuczne rzęsy i pieprzyki tak,
by zbliżyć się do obrazu postaci, powstałego w wyobraźni reżysera. I rzecz najważniejsza, można powiedzieć: podstawa roli, na
której człowiek w futerale skupia
się najbardziej, która nie może go
uwierać ani obcierać. Rzecz, która
potrafi spędzać sen z powiek kostiumologom. Rzecz, która odbija
się echem od desek sceny. Rzecz,
którą człowiek w futerale z nikim
się nie dzieli, chyba że jest to ściśle zaplanowane i ma znaczenie
symboliczne w scenie odgrywanej sztuki. Rzecz, którą aktor Stanisławskiego najprawdopodobniej
sam by codziennie pastował i polerował, a aktor Brechta zapewne
wykonałby osobiście, z odpowiednio przygotowanej formy. Element
dopowiadający. Kropka nad i rysu
charektorologicznego postaci.
Rzecz. Fetysz sceniczny. Buty.
Tak więc, jest obuwie poławiaczki
męskich serc, na niebotycznie wysokich obcasach. Szpilki najczęściej z gracją wbijają się w szcze-
Z 13. rzędu
liny desek scenicznych
lub w stopy nieskoordynowanych
kolegów
z zespołu. Są mokasyny nieposkromionej Katarzyny, ceniącej sobie
niezależność,
bardzo
wygodne, niestety niepopularne wśród kobiet, ponieważ skracają sylwetkę. Furorę robią
glany, kojarzone najczęściej z buntowniczkami i narkomankami.
Na podłogach baletowych królują puenty, w których ludzie w futerałach nie gustują – sporadycznie zakładane, służą głównie do
wbijania wystających ze spróchniałych desek sceny dramatycznej gwoździ. Latem znienawidzone są kozaki, w których człowiek
w futerale czuje się jak w podwójnym futerale – należy pamiętać,
że oprócz wysokiej temperatury
typowej dla pory letniej, ogrzewany jest dodatkowo światłem reflektorów. Zimą sandały przyczyniają się do rozwoju przeziębień
i grypy, a człowiek w futerale nie
może chorować, musi udawać, że
jest zdrowy, bowiem musi grać,
i absolutnie nie powinien zarażać
kolegów po fachu.
Nie można pominąć faktu, że brak
butów to także swoistego rodzaju obuwie. Stopa wtedy jest odpowiednio lakierowana, poddawana
zabiegowi pedicure lub jest brudzona specjalistycznymi pastami.
W doborze obuwia, jak widać,
dużo jest stereotypu, nieprawdy i zmyślenia, jednak człowiek
w futerale zawsze walczy o dobrą
przyczepność. Moment spotkania
kostiumologa z człowiekiem w futerale dotyczący fetyszu zamkniętego w pudełku, przypomina pojedynek rewolwerowców. Nigdy nie
wiadomo, kto kogo odstrzeli.
Czy można ufać człowiekowi, który zakłada na siebie kolejne warstwy i zapina się na kolejne guziki
i zamki błyskawiczne?
Czasami człowiek w futerale delikatnie rozsuwa swój najbliższy
skórze futerał, niepewnie, powoli,
wysypują się wtedy z niego różne
przedmioty i myśli. Ale to już całkiem inna historia. •
Reflektorem po oczach
Abelard Giza
i Szymon Jachimek
TEATR
NOMADA
(Odcinek 11)
Już od pierwszych prób czytanych
Orła oskubanego członkowie Teatru Nomada wiedzieli, że mają do
czynienia z tekstem niebywałym.
Powtarzali sobie, że jeśli tylko tego
nie sp... nie... nie spsioczą, to zrobią spektakl, jakiego w ich karierze
jeszcze nie było.
Teraz, kiedy termin premiery zbliżał się niczym TIR bez hamulców,
cała trójka: Marek (Aktor po Szkole), Andrzej (Multi-Inspicjent) i Dyrektor, czuli, że świetnie wykonali
zadanie. Że mają Dzieło. Tylko...
– Tylko kto się o tym dowie... – jęczał Marek po kolejnej próbie, na
której przeskoczyli absolut.
– Plus minus nikt – nie pozostawiał nadziei Multi-Inspicjent. –
Cały nasz budżet poszedł na pióra i dziób, na tzw. promo nie mamy
nawet 20 groszy.
Dyrektor przemówił cicho, lecz
jego słowa zabrzmiały jak nowy
singiel Beatlesów:
– Mam pewien pomysł...
***
Marek, Aktor po Szkole, zajął
miejsce przy oknie. Andrzej, po zażyciu kilku leków na chorobę lokomocyjną, siedział blisko kierowcy
i przerażony spoglądał przez przednią szybę autokaru. Dyrektor udawał opanowanego, jednak kiedy
drzwi zamknęły się z sykiem, wyjąkał cichutko:
– Jezuniu...
Wszyscy trzej mieli na sobie najlepsze ubrania z całej ich odzieżowej kolekcji – o ile 12 ciuchów
może stanowić jakąkolwiek kolekcję. Ogoleni, umyci, naładowani
wiarą w siebie, wiozący mnóstwo
świetnych anegdot, ciętych ripost
i informacji o Orle oskubanym.
– To jest to – myślał Marek, gdy
autobus mijał znak Żuławy Zachód.
– Teatr Nomada w telewizji śniadaniowej. O naszym spektaklu usłyszy cała Polska!
***
W poczekalni studia telewizyjnego, gdzie odbywało się nagranie było dość tłoczno. Chociaż program nadawano na żywo, wszyscy
byli na wpół martwi. Make up nie
zdołał zakryć wszystkich śladów
niewyspaności. Ba, Marek próbował wynegocjować namalowanie
gałek ocznych na przymkniętych
powiekach, ale panie wizażystki
były nieubłagane.
Obok Teatru Nomada gośćmi dzisiejszego wydania była m.in. Gruba Wróżka Agata, Matka Takiego
Jednego Wokalisty, Siwy Pan Zbieracz Puszek Po Kakao oraz Pani Co
Się Martwi Że Jakoś Jest Tak Nie
Ten. Prowadzący dwoili się i troili, żeby nie zasnąć, a wszystkie wymykające się ziewnięcia próbowali przerobić na uśmiechy i wyrazy
zachwytu. Po tym, jak Multi-Inspicjent spotkał w telewizyjnej toalecie Super Znanego Gwiazdora,
który dumnie rzucił przy pisuarze
przez ramię:
– Ale jajówę na wizji usmażyłem
pierwszorzędną, co nie?
Cala trojka zaczęła zastanawiać
się, czy wyprawa do tiwi to był faktycznie taki genialny pomysł, ale
owe wątpliwości rozwiała rozmowa z Onym i Oną.
On (bardzo poważnie): Orzeł
oskubany... Czyli drób? Sauté czy
w panierce?
Dyrektor (walcząc o widza): Raczej w odsłonie ojczyźnianej. Symbol Polski silnej i dumnej...
Ona (lokując produkt): To trochę
jak jogurty Jogurtexu! Pyszne, oryginalne, bez tłuszczu!
Dyrektor (nieco zbity z pantałyku): Heh... Daleko posunięta teza...
On (z wdziękiem Strasburgera):
Orzeł oskubany - jak mawiają władze państwowych spółek - na pewno warto się wybrać!
Ona (finezyjnie nurkując w kolejnym temacie): Już za chwilę Pan
Jan z Wieliczki i jego rak jader, ale
wcześniej Wróżka Agata i jej felieton: W co czesać psa?.
***
W drodze powrotnej nie odezwali
się ani słowem. Marek spał jak zabity, Multi-Inspicjent zastanawiał
się, czy jego owczarek faktycznie
polubi warkocz, a Dyrektor próbował przypomnieć sobie, ile lat minęło odkąd telewizyjny On zdobył
laur najlepszego debiutanta scen
polskich.
...aktorki
Marii
Mielnikow-Krawczyk:
1) Teatru uczyłam się w Teatrze
Wybrzeże, w łódzkiej Filmówce.
2) Najwięcej dało mi spotkanie
z prof. Jadwigą Chojnacką.
3) Moim największym teatralnym
wyzwaniem była rola pani Wilde
w Helmuciku.
4) Moje największe teatralne
marzenie to grać dużo
ciekawych, różnorodnych ról.
5) Moim największym wyzwaniem
było jest jeszcze przede mną.
6) Moje największe marzenie to
zwiedzić cały świat.
7) W teatrze szukam
oczyszczenia.
8) W życiu szukam
szczęścia.
9) Nie chciałabym zobaczyć
w teatrze reportażu, kalki
codziennego życia, bez kreacji
artystycznej.
10) Nie chciałabym zobaczyć
w życiu wojny.
11) Najbardziej u ludzi cenię
prawdomówność, uczciwość.
12) Nie lubię u ludzi kłamstwa,
braku odwagi, lenistwa.
13) Najlepiej wypoczywam
prowadząc samochód.
14) Najbardziej chciałabym
pojechać do środkowej
i południowej Afryki.
15) Wybrzeże jest dla mnie
urodziłam, w Sopocie.
tu się
…aktora
Mirosława
Krawczyka:
1) Teatru uczyłem się w teatrze.
2) Najwięcej dało mi spotkanie
z moją żoną.
3) Moim największym teatralnym
wyzwaniem było jest przede
mną.
4) Moje największe teatralne
marzenie to Król Lear.
5) Moim największym wyzwaniem
był egzamin na prawo jazdy.
6) Moje największe marzenie to
brak problemów.
7) W teatrze szukam
sztuki.
8) W życiu szukam prawdy.
9) Nie chciałbym zobaczyć
w teatrze kalki życia.
10) Nie chciałbym zobaczyć
w życiu upadku wartości
człowieka.
11) Najbardziej u ludzi cenię
odpowiedzialność.
12) Nie lubię u ludzi obłudy.
13) Najlepiej wypoczywam
pracując w ogrodzie.
14) Najbardziej chciałbym
pojechać do wolę być w domu.
rysuje
Agnieszka
Szczepaniak
15) Wybrzeże jest dla mnie
miejscem do życia.

Podobne dokumenty