Krzysztof M. Maj - Creatio Fantastica
Transkrypt
Krzysztof M. Maj - Creatio Fantastica
Creatio Fantastica PL ISSN: 2300-2514 R. XI, 2015, nr 3 (50) Krzysztof M. Maj Dawno temu w trawie Marvel przy Ant-manie rozmienia się na drobne. Pomimo mrówczej pracy reżysera Peytona Reeda, autora takich hitów jak Dziewczyny z drużyny czy Bad haircut, najbardziej poruszającym momentem filmu jest zestrzelenie latającej mrówki (o imieniu Antonio, rozumiecie: Ant-onio; choć może to cytat z reklamy, Antonio, fa caldo!) z pistoletu kalibru 9 mm, najśmieszniejszym – powiększenie dziecięcej lokomotywy do rozmiarów Titanica, a najbardziej pouczającym – scena otwierania sejfu za pomocą rzeczy, które każdy znajdzie w szufladzie, jak na przykład taśmy klejącej, kropli do oczu, wody czy, oczywiście, ciekłego azotu. Ant-man to kino na niewątpliwie niskim poziomie, wpisujące się w długą tradycję rubasznego, rabelaisowskiego humoru, którego wyznacznikiem jest poszukiwanie śmieszności albo w tym, co jest za małe, albo w tym, co jest za duże. A skoro film tego poszukiwał, to i recenzentowi wolno. Czego w Ant-Manie jest za mało: 1. 2. Czego w Ant-Manie jest za dużo: Ant-Mana. Pojawia się on dobrze za po- 1. Small (ahahahaha – dobrze, to już łową filmu, choć być może przez więk- ostatni żart z małych rzeczy) talku. szość czasu jest po prostu zbyt mały, by Większość dialogów jest tak drętwa i można go było dojrzeć gołym okiem. łykowata, że przez samo ich słuchanie Sensownej reżyserii. Każdy myślący re- można się zakrztusić popcornem – co żyser powinien wiedzieć, że połączenie gorsza, scenarzysta również zdaje so- filmu obyczajowego, superbohaterskie- bie z tego sprawę i w efekcie co rusz go, gangsterskiego (w typie kolesiows- wstrzykuje bohaterom substancję do- kim), heist movie i SF po prostu nie może pingującą w postaci śmiertelnej dawki się udać – choć niewątpliwie poszerzy w suchego humoru. Recenzja filmu: Ant-Man, reż. Peyton Reed, Marvel Studios 2015. 1 ten sposób potencjalną grupę odbiorczą. 3. Dyżurnego Meksykanina Hollywoodu. 2. Ekspozycji. Trwa ona mniej więcej przez całość filmu. Michael Peña jest w swej roli znakomity 3. Korporacji. Przez większość czasu widz 4. i chciałbym zawsze oglądać u boku nud- czuje się, jak na spotkaniu w sali konfe- nych superbohaterów takich sidekicków. rencyjnej Cross Industries, dwukrotnie Paradoksalnie to zdecydowanie najmoc- jest świadkiem przydługiej prezentacji niejsza aktorsko część filmu – Peña gra tajników najnowszej technologii na ściśle tak jak powinien i nie obiecuje swą spotkaniu zarządu, raz długiej prze- rolą tego, czego nie mógłby widzowi do- mowy obecnego i byłego CEO – jednak starczyć. apogeum osiąga dopiero scena, w któ- O mały włos bym zapomniał – świata rej z helikoptera na dachu Cross Indu- Marvela. Odwołania do Marvel Cinema- tries wysiadają Mroczni Akcjonariusze, tic Universe w postaci Starka Seniora, przy dźwiękach rodem z synkopowego Stark Industries, wzmianki o S.H.I.E.L.D. i Jedi Temple March Johna Williamsa. Hydrze, a także pojedynek z najbardziej 4. Wątków rodzinnych. Ostatnią rzeczą, 5. żenującym przedstawicielem Drugich którą chcę oglądać, idąc na film super- Avengersów – to zdecydowanie za mało, bohaterski, są rozmowy przy obiedzie, by mówić tu o sensownym przyczynku dramaty ojcowskie czy urodziny daw- do rozwoju cross-overowego uniwersum no niewidzianej córeczki. Wprowadze- Marvela. nia tych wątków do Ant-Mana nie rozu- Wątków. W filmie postaciocentrycznym miem i uważam, że poprzestanie na (character-centered, jak mawiają Anglo- konwencji heist movie byłoby w tym sasi) nie powinno być tylu równoległych przypadku całkowicie wystarczające. wątków, ponieważ w oczywisty sposób 5. Akcji. Widz nawet nie ma szans ucie- 6. opóźniają one to, czego początku z wytę- szyć się możliwością oglądania świata sknieniem się oczekuje – czyli prezenta- z mrówczej perspektywy – ba, przed cję superbohatera. jego wzrokiem przemyka nawet tre- Hanka Pyma. Jeśli mnie pamięć nie myli, ning Ant-Mana pod okiem Hanka Py- w komiksach odgrywał on dość znaczną ma. rolę, tutaj jest po prostu ekscentrycznym 6. Mrugnięć okiem. Reżyser robi to tak naukowcem z problemami rodzinnymi i często i w tak oczywisty sposób, że po obsesją na punkcie zachowania wyłącz- zakończeniu zdjęć niechybnie musiał nych praw patentowych. zachorować na zapalenie spojówek. 2 Jak na tak niepozorny – chciałoby się wręcz rzec: nikczemny – film, Ant-Man przegrywa na całej linii. Nie jest dość śmieszny, by autoironicznie podchodzić do konwencji (jak Strażnicy galaktyki), nie jest dość dobrze zagrany, by uratować z góry skazaną na śmieszność tematykę przygód Człowieka-Mrówki (a udało się to przecież konkurencji nawet z Supermanem, co nie jest łatwe, jeśli przypomnieć sobie, że w tradycji ikonograficznej tej postaci leży noszenie czerwonych ineksprymabli nałożonych na niebieskie rajtuzy), nie jest wreszcie dość ściśle związany z uniwersum, by można było przymknąć oko na rozliczne niedoskonałości (przypadek trzeciego Iron Mana). Nie ratuje go główny bohater, który mógłby trafić na okładkę Księgi Przykładnego Luzactwa, ani muzyka, sprowadzająca się do kilkunastu wariacji na jednym kiepskim temacie, ani nawet Michael Douglas i Evangeline Lilly, którzy przez większą część czasu wyglądają tak, jakby zbyt późno zorientowali się, że znaleźli się w niewłaściwym filmie. Ant-Man krótko mówiąc sprawił, że zaczynam z wytęsknieniem czekać na najbliższy film z konkurencyjnego uniwersum DC Comics – nawet pomimo to, że Lex Luthor ma być w nim grany przez krętowłosego założyciela Facebooka. 3