Muzea lokalne - Archipelagi Kultury

Transkrypt

Muzea lokalne - Archipelagi Kultury

Muzea
lokalne
archipelagikultury

Muzea
lokalne
Raport z badań zrealizowanych w ramach projektu
Nieprofesjonalne kolekcje jako nośniki tożsamości lokalnej
Stowarzyszenie Antropologiczne "Archipelagi Kultury"
Krzeszowice 2012
archipelagikultury
Copyright (c) 2012 by Stowarzyszenie Antropologiczne „Archipelagi Kultury”
Projekt okładki, opracowanie typograficzne i łamanie
Małgorzata Kopecka
Fotografia na 1. stronie okładki
Weronika Chodacz
Autorzy publikacji
Weronika Chodacz, Joanna Florczak, Małogrzata Kopecka, Dariusz Żukowski
Spis treści
Zespół projektowy
Weronika Chodacz, Joanna Florczak, Łukasz Golemiec, Małogrzata Kopecka, Joanna Michalska-Bartoszek,
Michał Nałęcz-Nieniewski, Dariusz Żukowski
I. wprowadzenie
Zbiory, muzea, kolekcje – obszar badań________________________________ 7
Analiza CAWI______________________________________________________ 11
Strona internetowa projektu
pozbierane.pl
II. Studia przypadków
Trzy pokolenia z Babskiej Izby. Muzeum Regionalne w Sąpłatach ____________ 21
Muzeum na pograniczu. Muzeum w Studziwodach _______________________ 33
Muzeum z tezą. Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie ______________________ 45
Koniec muzeum. Ekomuzeum Dziadoszan______________________________ 56
Izba Pamięci/Muzeum lokalne. Izba Pamięci Wincentego Pola
– Muzeum Wyspy Sobieszewskiej_____________________________________ 66
„Kiedyś tak to wyglądało”. Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem____________ 76
Gmina kolekcjonerów. Kolekcje w gminie Błażowa _______________________ 87
Muzeum wsi, której nie ma. Izba Pamięci Radusza ________________________ 102
Kolekcja na etacie. Pasieka. Skansen uli w pasiece Barć w Kamiannej_________ 113
Kolekcje w sieci powiązań. Zbiory w Gminie Popielów_____________________ 125
Opracowanie redakcyjne
Dariusz Żukowski
O ile nie zaznaczono inaczej, wszystkie fotografie w raporcie wykonali autorzy zilustrowanych nimi tekstów.
Stowarzyszenie Antropologiczne „Archipelagi Kultury"
ul. Armii Krajowej 8/10
32-065 Krzeszowice
[email protected]
archipelagikultury.org
archipelagikultury
Dofinansowano ze środków Ministra
Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Plik z niniejszym raportem jest bezpłatny.
III. zakończenie
Podsumowanie____________________________________________________ 139
Pamięć zbiorowa i lokalne kolekcje____________________________________ 143
Zbiory, muzea,
kolekcje –
obszar badań
Niniejsza publikacja opracowana została w ramach dofinansowanego ze środków Ministra
Kultury i Dziedzictwa Narodowego projektu Nieprofesjonalne kolekcje jako nośniki tożsamo�
ści lokalnej, który realizowany był między lutym a grudniem 2012 roku. Do najważniejszych
celów projektu zaliczało się:
• pozyskanie wiedzy na temat skali zjawiska lokalnych nieprofesjonalnych kolekcji, ich zasobów, statusu oraz rozmieszczenia geograficznego,
• poznanie sytuacji muzealników-amatorów i ich roli w społecznościach lokalnych,
• promocja lokalnego dziedzictwa kulturowego i zabytków kultury ludowej zawartych
w kolekcjach amatorskich.
W ramach projektu przeprowadziliśmy badania wśród kolekcjonerów z całej Polski. Powstała
także strona internetowa Pozbierane.pl stanowiąca bazę lokalnych zbiorów, która będzie
rozbudowywana także po zakończeniu projektu. Niniejszy raport stanowi podsumowanie
wyników badań – ankiety CAWI, którą wypełniło siedemdziesięcioro przedstawicieli lokalnych muzeów, oraz dziesięciu studiów przypadku, które prowadziliśmy między kwietniem
a wrześniem 2012 roku.
Głównym celem naszych badań było określenie, jakie jest miejsce nieprofesjonalnych kolekcji w społecznościach lokalnych. Przez „nieprofesjonalne” rozumieliśmy takie zbiory, które nie
są w posiadaniu instytucji kultury, a zatem prowadzące je podmioty nie mają zagwarantowanego wsparcia ze strony samorządu lub państwa1. Nieprofesjonalność kojarzy się z amatorstwem. To określenie wobec badanych kolekcjonerów jest używane przez nas świadomie i rozumiane pozytywnie. Geneza wielu kolekcji miała źródło w zamiłowaniu pojedynczej
osoby, rodziny bądź organizacji do lokalnego dziedzictwa. To właśnie pasja leży u podstaw
nowożytnego kolekcjonerstwa. Osiemnastowieczne definicje kolekcjonerów podkreślały
wątek zamiłowania (amour) i ciekawości (curieux). Zbieracz był wtedy miłośnikiem (amatorem) osobliwości2.
1 Por. Art. 12 Ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej, Dz. U. 1991 Nr 114 poz. 493.
2 Krzysztof Pomian, Zbieracze i osobliwości. Paryż–Wenecja XVI–XVIII wiek, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii
Curie-Skłodowskiej, Lublin: 2001, s. 73–74.
7
Muzea lokalne
Zbiory, muzea, kolekcje – obszar badań
Drugie ważne pojęcie w tym projekcie to społeczność lokalna rozumiana jako zbiorowość
mieszkańców miejscowości, w której znajduje się kolekcja. Zgodnie z przyjętą przez nas
hipotezą społeczność lokalna współtworzy zbiory. Obszar badania w większości przypadków ograniczony został do gmin, na terenie których zlokalizowane były kolekcje. Pozwoliło to na nawiązanie kontaktu nie tylko z prywatnymi mieszkańcami – sąsiadami muzeum,
ale także instytucjami otaczającymi zbiory, takimi jak ośrodki kultury, szkoły, urzędy gmin,
lokalne przedsiębiorstwa. Badaniem objęto także formalne i nieformalne organizacje, które
prowadziły na terenie gminy działania kulturowe lub zajmowały się problematyką rozwoju
lokalnego. Obszar badania w razie potrzeb poszerzany był także do granic powiatu lub
regionu, jeśli kolekcja współpracowała z instytucjami mającymi szerszy zasięg, na przykład
muzeum regionalnym.
W publikacji posługujemy się naprzemiennie określeniem „kolekcja” lub „muzeum”. Opisywane przez nas zbiory nie mają jednak statusu muzeum w rozumieniu Ustawy o muzeach
z 21 listopada 1996, mimo że często tak swoje zbiory określają sami kolekcjonerzy. Bliżej
jest im do definicji zaproponowanej przez ICOM w 2007 roku, w której podkreśla się rolę
służebną muzeum wobec społeczności i jej rozwoju3. Definicja ta zakłada jednak trwałość
instytucjonalną kolekcji. Warunku tego część badanych przez nas zbiorów nie spełnia. Przedmiotem naszych badań były więc te zbiory, które spełniały warunki zaproponowane przez
Krzysztofa Pomiana. Zgodnie z jego definicją kolekcja to zbiór przedmiotów, które:
• utrzymywane są poza obszarem czynności gospodarczych,
• poddane są ochronie,
• znajdują się w przestrzeni szczególnie przystosowanej do ich przechowywania,
• wystawione są do oglądania (czasowo lub stale)4.
Ważną cechą badanych przez nas zbiorów jest ich publiczny charakter, ponieważ by kolekcja
mogła pełnić jakąś rolę w społeczności lokalnej, musi pozostawać dla niej dostępna. Z projektu wyłączone więc zostały wszystkie kolekcje prywatne nieudostępniane do zwiedzania.
Dodatkowo, ze względu na nasze zainteresowanie oddolnym, „amatorskim” charakterem
zbiorów, wyłączyliśmy z badania kolekcje należące do instytucji kultury. Wyjątek stanowią
te zbiory, które były założone i prowadzone amatorsko, a dopiero niedawno zostały zinstytucjonalizowane. Zbadanie ich losów miało na celu naszkicowanie ścieżki profesjonalizacji
kolekcji.
3 Muzeum to trwale istniejąca instytucja, nienastawiona na osiąganie zysku, służąca społeczeństwu i jego
rozwojowi, otwarta dla publiczności, która pozyskuje, konserwuje, udostępnia i wystawia w celu badawczym,
edukacyjnym lub dla rozrywki materialne i niematerialne świadectwa ludzi oraz ich środowisk. Za: Kodeks
etyki zawodowej Międzynarodowej Rady Muzeów (ICOM), tłum. S. Waltoś, KOBIDZ, Warszawa: 2007. http://icom.
museum/the-vision/museum-definition, dostęp 4 grudnia 2012.
4 Krzysztof Pomian, op. cit., s. 38.
8
Metodologia badania
Celem projektu było pozyskanie odpowiedzi na następujące pytania badawcze:
• Jaka jest historia kolekcji?
• Jakie korzyści czerpią z kolekcji jej organizatorzy i społeczność lokalna?
• Jaką wizję kolekcji mają kolekcjonerzy i mieszkańcy badanych gmin?
• Jakie funkcje pełnią kolekcje w społecznościach?
• Jakie są główne problemy kolekcjonerów?
• Jaki jest stopień profesjonalizacji kolekcji?
• Jaka jest struktura odbiorców kolekcji?
Badanie wstępne
W pierwszym etapie projektu przeprowadziliśmy ankietę CAWI (ang. Computer Assisted Web ������
Inter�
view). Celem ankiety było pozyskanie podstawowych informacji na temat typu zbiorów, opiekujących
się nimi podmiotów, osób odwiedzających muzeum, organizacji i genezy kolekcji. Link do ankiety
został rozesłany do 550 kolekcji z całej Polski, które zidentyfikowane zostały na podstawie analizy
materiałów prasowych i artykułów w Internecie. Ostatecznie ankietę wypełniło 70 muzeów. Niektóre
wywiady przeprowadzone zostały telefonicznie ze względu na to, że część kolekcjonerów nie posługuje się pocztą elektroniczną, a informacje na temat ich zbiorów w Internecie redagowane są przez
sympatyków kolekcji. Ze względu na niski zwrot wyniki ankiety traktujemy z dużą ostrożnością.
Badania właściwe
Na podstawie wyników badania ankietowego wybranych zostało dziesięć kolekcji do studiów przypadku, przy czym każda pochodziła z innego regionu Polski. W rekrutacji kładliśmy nacisk na to,
by przypadki były jak najbardziej zróżnicowane między innymi pod względem lokalizacji, struktury
organizacyjnej prowadzącego je podmiotu, stopnia profesjonalizacji czy daty powstania. Ostatecznie do badania wybrane zostały następujące kolekcje:
Kolekcja
Województwo
Podmiot
prowadzący
Data
powstania
Muzeum Regionalne
w Sąpłatach
Ekomuzeum Dziadoszan
warmińsko-mazurskie
dolnośląskie
osoba prywatna
organizacja pozarządowa
1997
2006
podkarpackie
śląskie
szkoła
organizacja pozarządowa
samorządowa
instytucja kultury
organizacja pozarządowa
osoba prywatna
2000
1985
osoby prywatne
nadleśnictwo
koło gospodyń wiejskich/
jedn. samorz. teryt.
2007 / 2002
2007
Izba Pamięci i Tradycji
Muzeum Prasy Śląskiej
Izba Pamięci
Wincentego Pola
Muzeum Małej Ojczyzny
Skansen Uli
Muzeum Kołodziejstwa/
Skansen Maszyn Rolniczych
Izba Pamięci Radusza
Regionalna Izba Pamięci
w Wysokiem
pomorskie
podlaskie
małopolskie
opolskie
wielkopolskie
lubelskie
9
1974
1986
1970
2006
Muzea lokalne
Badania prowadzone były między lipcem a wrześniem 2012 roku. Każda z kolekcji potraktowana w nich została jako odrębny przypadek i model funkcjonowania zbiorów. Studia przypadków miały więc charakter autoteliczny5 i mimo tego, że w Podsumowaniu znajdują się
ogólniejsze wnioski na temat roli nieprofesjonalnych kolekcji w społecznościach, nie należy
ich uogólniać na wszystkie tego typu zbiory w Polsce.
Centralnym podmiotem w każdym badaniu był kolekcjoner – osoba prywatna lub przedstawiciel(e) instytucji posiadającej zbiory. To na podstawie jej/jego relacji odtwarzana była
historia kolekcji. Inne istotne podmioty w każdym studium przypadku to lokalne organizacje
pozarządowe, instytucje kultury, szkoły, urzędy gmin. Na podstawie rozmów z ich przedstawicielami badane były sieci współpracy i powiązań między kolekcją a instytucjami. Badacze
podczas pobytu w terenie prowadzili także nieustrukturyzowane wywiady z mieszkańcami
miejscowości, w których znajdowały się zbiory, by określić, jak kolekcja jest postrzegana
przez osoby mniej aktywne w społeczności, niedziałające w sferze kultury, i jakie ma dla nich
znaczenie.
W ramach studiów przypadku prowadzona była także analiza danych zastanych wpisów do
ksiąg pamiątkowych, publikacji na temat kolekcji w lokalnych mediach i materiałów promocyjnych gmin, na terenie których znajdowały się zbiory. Analiza miała na celu określenie,
kto interesuje się kolekcją, jak zbiory są postrzegane przez zwiedzających i czy samorządy
dostrzegają w kolekcjach potencjał, który warto promować. Wnioski z badań wraz z dokumentacją fotograficzną zostały zebrane w dziesięciu raportach.
Badanie ilościowe
W niniejszej części raportu przedstawione zostały wyniki badania ankietowego CAWI,
w którym uczestniczyło siedemdziesięcioro przedstawicieli muzeów lokalnych. W większości wypadków byli to właściciele kolekcji lub osoby pełniące nad nią bezpośredni nadzór.
Charakter zbiorów
Zgodnie z wypowiedziami respondentów większość zbiorów pochodzi z XIX i początku XX
wieku, ma charakter etnograficzny (są to dawne przedmioty codziennego użytku, wyposażenie izb, narzędzia, ubiory) i została pozyskana w miejscowości lub regionie, w którym
znajduje się dana kolekcja. Część placówek specjalizuje się w rzemiosłach i profesjach
charakterystycznych dla danego obszaru, takich jak górnictwo, hutnictwo, uprawa i przetwórstwo lnu, browarnictwo, złotnictwo czy rybactwo. Muzea gromadzące przedmioty
z jednej tylko wąskiej i specjalistycznej dziedziny – takiej jak lalkarstwo, pszczelarstwo,
pożarnictwo, drukarstwo, militaria, motyle czy rogi myśliwskie – są stosunkowo nieliczne,
gdyż trudno wejść w posiadanie eksponatów do tego rodzaju kolekcji. Warto również dodać,
że w muzeach gromadzących zbiory archeologiczne oraz sakralne (te ostatnie prowadzone
są najczęściej przy kościołach) znaleźć można obiekty sięgające XVIII lub XVII wieku, a sporadycznie również średniowiecza.
Geneza kolekcji
Obiekty najczęściej kupowano, przyjmowano w darze lub zbierano. W trzech przypadkach
muzeum powstało wskutek odziedziczenia zbiorów. Jedna z kolekcji została przejęta po
stryju, w drugim przypadku muzeum powstało, gdy jego właściciel odziedziczył zabytkowy
dom,co zainspirowało go do stworzenia muzeum. Trzecią kolekcję, warsztat kołodziejski in
situ, młodsze pokolenie przejęło po starzejących się rodzicach.
5 Por. Robert Stake, Jakościowe studium przypadku, [w:] N. Denzin, Y. Lincoln, Metody badań jakościowych t. 1,
przeł. Marta Sałkowska, PWN, Warszawa: 2009, s. 628.
10
11
Muzea lokalne
Badanie ilościowe
Od sposobu pozyskiwania obiektów (darowizny, kupowanie, aktywne zbieranie) zależy, czy
właściciele kolekcji gromadzą rzeczy rzadkie i, co za tym idzie, drogie, czy łatwiej dostępne
i tańsze przedmioty. Metody zdobywania obiektów zależą natomiast od tego, jaki podmiot
odpowiedzialny jest za kolekcję i jakimi środkami dysponuje. Na przykład w przypadku
każdej z przebadanych szkolnych izb pamięci zbiory zostały pozyskane dzięki darowiznom
i aktywnemu zbieraniu. Podobnie rzecz się miała w kolekcjach prowadzonych przez biblioteki. Działalność kolekcjonerska osób zatrudnionych w tych placówkach jest zajęciem dodatkowym – pasjonaci ci wykorzystują lokale instytucji, w których są zatrudnieni, do rozwijania
zbierackiego hobby.
W większości przypadków muzea powstały jako prywatna inicjatywa jednej osoby.
Rozwój kolekcji
Na 73 kolekcje, które znalazły się w naszej ankiecie, 64 nadal są powiększane. Ich właściciele
rozwijają zbiory, najczęściej dokupując nowe obiekty. Dziewięć kolekcji nie jest powiększanych i ich właściciele przeważnie nie planują już pozyskiwania żadnych obiektów. Częstym
powodem takiego stanu rzeczy jest chęć likwidacji kolekcji. W przypadku jednej izby regionalnej właściciel, którego wysiłek nie został, jak twierdził, należycie doceniony przez lokalne
władze, zamierzał wyprzedać całą kolekcję. Podobna sytuacja miała miejsce w ekomuzeum
będącym w stanie likwidacji. W trzech przypadkach właściciele nie planują w najbliższej
przyszłości likwidacji kolekcji, ale nie zamierzają też jej powiększać. W jednej ze szkolnych
izb pamięci kolekcja nie jest powiększana, gdyż nie ma kto się nią zająć – eksponowane są
obiekty, które zebrała jedna z nauczycielek przeszło dziesięć lat temu.
Współpraca z innymi podmiotami
i działalność zarobkowa
Liczba odwiedzających zbiory jest bardzo zróżnicowana. Wielu kolekcjonerów nie prowadzi
statystyk, ilu widzów ogląda ich muzea. Najmniej popularną z placówek, które były w
stanie oszacować roczną liczbę gości, odwiedziło 50 osób. Zdarzają się również kolekcje
o znacznie wyższych frekwencjach, jednak większość (40) spośród 73 badanych kolekcji
odwiedza nie więcej niż 2000 gości rocznie, a w jednaj trzeciej (28) liczba ta jest równa lub
niższa 1000. Największą grupą zwiedzających są wycieczki szkolne – tę kategorię wskazało
52 respondentów. Co piątą kolekcję (15) najczęściej odwiedzają turyści – badani w wielu
przypadkach podkreślali, że są to również osoby z zagranicy. Mieszkańcy miejscowości,
w której dana kolekcja się mieści, zostali uznani za najliczniejszą grupę gości jedynie przez
12
przedstawicieli 5 badanych muzeów. Zbieracze stosunkowo rzadko zabiegają o zainteresowanie tej grupy. Tylko dwoje z badanych zadeklarowało, że oferuje mieszkańcom pobliskich miejscowości darmowe zwiedzanie zbiorów. W niektórych przypadkach sąsiedzkie
wizyty wynikają wyłącznie z faktu, że kolekcje znajdują się w lokalach pełniących jednocześnie inne funkcje, na przykład poczekalni w urzędzie, świetlicy w centrum kultury lub
przy kościele.
W bardzo wielu przypadkach – szczególnie wówczas, gdy zbiory związane są z regionem
i miejscem, w którym się znajdują – kolekcje prowadzą stowarzyszenia i nieformalne organizacje lokalnych aktywistów, szkoły, centra i ośrodki kultury oraz jednostki samorządu
terytorialnego. Wśród kolekcji uczestniczących w badaniu znalazły się również takie, które
prowadziły Koło Gospodyń Wiejskich, Ochotnicza Straż Pożarna oraz biblioteka.
W co piątym badanym przypadku (15) w związku z kolekcją prowadzona jest działalność
gospodarcza. Jako rodzaj działalności 5 spośród nich wymieniło agroturystykę lub wynajem
pokoi, kolejne 3 osoby wskazały na gastronomię. Ponadto pojawiły się odpowiedzi takie jak
działalność edukacyjna, muzealnicza, pszczelarstwo, sprzedaż książek oraz różnego rodzaju
działalność artystyczna i rękodzielnicza oraz organizacja koncertów.
Regularne opłaty za wstęp pobierane są przez 16 spośród badanych kolekcji. Wysokość opłat
mieści się w przedziale od 1,5 do 8 złotych i w większości miejsc oferowane są zniżki dla dzieci
i młodzieży. Ponadto w 10 kolekcjach zwiedzający mogą uiszczać dowolne opłaty za wstęp.
Na pytanie o zatrudnianie pracowników w związku z kolekcją twierdząco odpowiedział co
czwarty (18) badany.
Niemal wszyscy kolekcjonerzy uczestniczący w badaniu współpracują z różnego rodzaju
instytucjami. Wśród wymienianych form współpracy z lokalnym środowiskiem instytucjonalnym znalazły się:
• Użyczanie pomieszczeń na potrzeby kolekcji, najczęściej przez lokalne organy władzy
samorządowej oraz centra i ośrodki kultury.
• Współpraca ze szkołami polegająca na organizacji lekcji muzealnych i innych form
zwiedzania przygotowanych specjalnie dla uczniów.
• Współorganizacja lokalnych imprez i cyklicznych wydarzeń kulturalnych z urzędami
gmin, w tym również wypożyczanie kolekcji do sąsiednich miejscowości i gmin.
Ponadto kolekcjonerzy deklarują utrzymywanie kontaktów ze specjalistami w dziedzinie
muzealnictwa i konserwacji zabytków pracującymi najczęściej na uniwersytetach w pobliskich miastach oraz z naukowcami w zakresie związanym z tematyką zbiorów. W kilku ankietach pojawiły się informacje o wzajemnych odwiedzinach i i relacjach z innymi kolekcjonerami.
13
Muzea lokalne
Badanie ilościowe
Współpraca z instytucjami często przybiera postać promocji kolekcji. Zdecydowana większość kolekcjonerów wchodzi w tego rodzaju partnerstwa przede wszystkim w wymiarze
lokalnym, ale również w ramach organizacji obejmujących obszar większych regionów
i całego kraju. Kooperacja może polegać na eksponowaniu materiałów promocyjnych
w innych, większych muzeach, udziale w zbiorczych publikacjach oraz zamieszczaniu informacji w mediach elektronicznych i tradycyjnych. Ponadto 2 muzea czerpią korzyści materialne i wizerunkowe ze współpracy z zagranicznymi (niemieckimi) instytucjami – muzeum
oraz stowarzyszeniem.
Promocja
Promocja najczęściej odbywa się przez Internet – około dwie piąte (28) ankietowanych
deklaruje, że kolekcja posiada własną stronę lub że wzmianki o niej pojawiają się na stronach
innych instytucji, w tym organizacji turystycznych. Prawdopodobnie liczba zbiorów promujących się w Internecie jest jeszcze wyższa, jednak część kolekcjonerów nie myśli o informacjach zamieszczanych na stronach www jako o promocji. Symptomatyczny jest w tym
kontekście następujący komentarz zbieracza: „Nie promujemy. Wyłącznie strona www”.
Jedna trzecia (23) ankietowanych deklaruje, że ich kolekcja posiada bądź posiadała
w ostatnim czasie własne materiały drukowane: ulotki i foldery czy plakaty. Dodatkowo 9 badanych zamieszcza informacje o kolekcji w zbiorczych publikacjach promujących region. Natomiast tylko jedna kolekcja w badanej grupie posiada własny katalog
obiektów – przygotowanie tak praco- i kosztochłonnej publikacji jest poza zasięgiem
większości badanych, chociaż część z nich uważa, że tego rodzaju wydawnictwo byłoby
przydatne.
Kolejnym istotnym kanałem promocji wykorzystywanym przez opiekunów kolekcji są lokalne
czasopisma. O korzystaniu z tego rodzaju mediów pisało 12 ankietowanych, przy czym tylko
jedna osoba wspomniała o promocji poprzez „płatne artykuły”. Lokalne pisma wydawane
są wspólnymi siłami władz lokalnych i mieszkańców, dlatego aktywiści zajmujący się kolekcjami często mogą wykorzystywać potencjał promocyjny tych mediów nieodpłatnie.
Wśród wypowiedzi na temat kontaktów z prasą pojawiło się również kilka tytułów dzienników regionalnych i ogólnopolskich. Dwie spośród badanych kolekcji opisane zostały
w ogólnopolskich pismach specjalistycznych (bibliotekarskim i nauczycielskim), a jedna
regularnie wzmiankowana jest w czasopismach kolportowanych w kościołach w całej
Polsce. Kilkoro ankietowanych wspomina o odwiedzinach telewizji i kręceniu programów
na temat kolekcji bądź w ich otoczeniu (np. programy kulinarne). Można jednak odnieść
wrażenie, że w tych przypadkach inicjatywa wyszła ze strony samych mediów, natomiast aktywne poszukiwanie kanałów promocji odbywa się raczej na poziomie lokalnym.
W ankietach pojawiają się określenia takie jak „poczta pantoflowa”, a do ciekawych
14
sposobów promocji kanałami lokalnymi należy reklamowanie kolekcji wśród kierowców
autobusów, księży, którzy godzą się przekazywać informacje o kolekcji „z ambony”, oraz
przewodników turystycznych. Ponadto czworo ankietowanych mówi o kierowaniu oferty
promocyjnej do nauczycieli i lokalnych szkół.
Często, bo aż w 26 ankietach, pojawiają się wypowiedzi na temat promowania kolekcji
poprzez organizację różnego rodzaju wydarzeń. Można je podzielić na kilka kategorii.
Pierwsza to lekcje muzealne, prowadzone zwłaszcza dla szkół, oraz inne inicjatywy o charakterze edukacyjnym związane z kolekcją, takie jak konkursy wiedzy, warsztaty oraz konferencje
naukowe (tę opcję wymieniło 2 respondentów). Drugą ważną kategorią jest współorganizowanie lokalnych imprez bądź udział w nich. To wydarzenia takie jak dni czy święta danej
miejscowości, festyny i obchody rocznicowe – kolekcja lub jej eksponaty stanowią wówczas
najczęściej dodatkową atrakcję dla uczestników imprezy, niekiedy zaś obecność kolekcjonerów sprowadza się do dostarczenia materiałów promocyjnych. Ponadto 3 kolekcjonerów mówiło o wypożyczaniu kolekcji i organizacji wystaw czasowych w innych miastach.
Kolejnym rodzajem wydarzeń promujących kolekcje jest uczestnictwo w ogólnopolskich
i regionalnych akcjach, takich jak Noc Muzeów (5 badanych wymieniło tę inicjatywę), Industriada w województwie śląskim czy Międzynarodowy Dzień Ochrony Zabytków. Inne wydarzenia, o których pisano w ankietach, to giełda staroci, koncerty kameralne, wystawy plenerowe oraz ogniska. Co dziewiąty ankietowany (8) twierdził, że nie promuje kolekcji w żaden
sposób.
Problemy
Do najczęściej wymienianych problemów, z jakimi mierzą sie kolekcjonerzy, zaliczyć należy
kłopoty finansowe. Wymieniło je 13 ankietowanych. Chodzi tu przede wszystkim o brak
funduszy na zakup obiektów do kolekcji oraz renowację juz posiadanych zbiorów. Często
brakuje też środków na wybudowanie, przystosowanie lub remont budynków, w których
mają się znaleźć lub znajdują sie zbiory.
Do drugiej grupy wymienianych przez respondentów trudności należą probelmy lokalowe,
na które skarży się 11 osób. Najczęściej chodzi o brak miejsca na ekspozycję obiektów
oraz generalnie złe warunki przechowywania zbiorów – brak wentylacji lub ogrzewania
w pomieszczeniach z eksponatami.
Kolekcjonerzy narzekają również na brak współpracy lub wręcz konflikty z lokalnymi
władzami – takie problemy wskazano w 6 ankietach. Najczęściej chodzi o brak wsparcia ze
strony władz lokalnych i ponadlokalnych. Przykładowe wypowiedzi respondentów: „Zaniedbane przez województwo, gmina trochę pomaga”; „W tej chwili jest to zapaść, bo miasto nie
widzi sensu wspierania nas”. Bywa, że władze lokalne nie dostrzegają działalności kolekcjonerów i, co za tym idzie, nie wspierają ich w prowadzeniu placówek.
15
Muzea lokalne
Badanie ilościowe
Problemy kadrowe – najczęściej brak osób zatrudnionych na etacie w danej placówce
– wymieniły cztery osoby. Jeden z ankietowanych wymienił braki „w fachowej kadrze
o wykształceniu muzealnym”. Pojawiła się też wypowiedź, że brak wiedzy o tym, jak prowadzić placówkę muzealną, stanowi przeszkodę w rozwoju działalności.
Muzea, które nie mają statusu instytucji kultury ani nie są muzeami rejestrowanymi (a więc
wszystkie z przebadanych), traktowane są przez podmioty publiczne jak przedsiębiorcy.
Nastręcza to dodatkowych trudności – kolekcjonerzy muszą na przykład płacić podatki od
gruntów, na których stoją budynki muzeum. Takie problemy wymieniło dwóch badanych.
Oprócz wymienionych trudności w ankietach wskazywano też na obawy przed kradzieżą
eksponatów oraz problemy z ich katalogowaniem.
Prowadzący 6 muzeów nie wskazali żadnych problemów. Oto przykładowa wypowiedź
kolekcjonera: „Nie doświadczamy większych problemów z gromadzeniem i udostępnianiem
zbiorów. Najczęściej są to drobne problemy techniczne, które można rozwiązać – na przykład odpowiedni środek transportu do przewiezienia, kwestia konserwacji czy też organizacji ekspozycji”.
16
17
Muzea lokalne
Badanie ilościowe
Muzeum Regionalne
w Sąpłatach
Weronika Chodacz
Historia Muzeum Regionalnego w Sąpłatach (woj.
warmińsko-mazurskie) sięga lat siedemdziesiątych
i wiąże się z aktywnością Maryny Okęckiej-Bromkowej (1922–2003), lokalnej działaczki, która interesowała się folklorem Warmii i Mazur. Skupiła wokół
siebie grupę kobiet i w 1978 roku stworzyła Babską
Izbę – nieformalną organizację, której członkinie
jeździły po okolicznych miejscowościach i zbierały przedmioty codziennego użytku ze starych
domostw.
Myśmy więcej zwoziły tego od gospodarzy, chodzi�
łyśmy po strychach. Zaszłyśmy do pani – „a, ja nie
mam nic”. „A niech pani pozwoli nam wejść na
strych”. „A po co? Tam bałagan”. „My nie bałaganu
szukamy, tylko tego, co nas interesuje”. No i jakoś
tam z każdego mieszkania coś się znalazło, coś się
przywiozło. Kobiecie to już nie było potrzebne, a u nas
to służyło jako właśnie eksponat, świadectwo1.
Maryna Okęcka-Bromkowa gromadziła również
ludowe pieśni, które Babska Izba prezentowała
przy różnych okazjach. Kobiety brały udział w pokazach i przeglądach folklorystycznych, zdobywając
czasem nagrody i wyróżnienia.
Samo zbieractwo nas po prostu nie zadowalało.
Maryna, ponieważ miała dobry słuch, no i zbierała
pieśni ludowe, stwierdziła, że można założyć zespół.
No i założyłyśmy taki zespół, który nazywa się
1 Wszystkie cytaty pochodzą z rozmów przeprowadzonych
w ramach studium przypadku w lipcu 2012 roku z kolekcjonerką, przedstawicielami instytucji otaczających muzeum
i mieszkańcami gminy Sąpłaty.
Trzy pokolenia z Babskiej Izby
Muzea lokalne
Muzeum Regionalne w Sąpłatach
Babska Izba, i z tym zespołem odtwarzałyśmy dawne
zwyczaje, na przykład Herody na Boże Narodzenie,
zbierałyśmy pieśni. […] Także to utrwalałyśmy,
śpiewałyśmy i jeździłyśmy po okolicznych miej�
scowościach z prezentacją tego. Maryna czasem
jeszcze dodawała jakieś swoje własne utwory.
Obiekty zebrane przez Babską Izbę gromadzone
były na strychu. Muzeum, w którym wystawiane są
zbiory, powstało dopiero w 1997 roku po zlikwidowaniu szkoły podstawowej w Sąpłatach, gdy pojawiła się możliwość wynajęcia dawnej sali szkolnej
od gminy. Od tamtej pory działa nieprzerwanie
i w 2012 roku obchodziło piętnastolecie. Muzeum
obecnie opiekuje się pani Zofia, emerytowana
nauczycielka ze szkoły w Sąpłatach, która działała
w Babskiej Izbie od momentu jej powstania.
Charakterystyka
zbiorów
Muzeum zajmuje jedną salę na pierwszym piętrze
budynku zabytkowej szkoły w Sąpłatach, która
znajduje się nad jeziorem w centrum miejscowości.
Zgromadzonych jest tam około tysiąc eksponatów.
Zdecydowaną większość z nich stanowią nieużywane obecnie przedmioty gospodarstwa domowego. Zdarzają się też jednak obiekty przyrodnicze, książki czy instrumenty muzyczne. Zdaniem
jednego z mieszkańców Sąpłat młodzi zwiedzający
już nie wiedzą, do czego większość wystawionych
w muzeum przedmiotów służyła. Pani Zofia, która
obecnie prowadzi placówkę, chętnie opowiada
o ich funkcjach dzieciom.
Nawet te telefony to jest dla nich naprawdę daleka
historia. Pokazuję pralki, cztery tu są. Pytam, która
to jest pralka, no bo ta jedna jest szczególnego typu.
Lodówka. Także maselnice – na przykład ta jest taka
zmechanizowana. Wanny jeszcze były. Mówię, że
babcie tego używają, jeszcze mają. Tu nauczycielka
22
zobaczyła gofrownicę. Poza tym interesują ich
żelazka. […] No i ciekawostki przyrodnicze. Na
przykład ostatnio znalazłam jajeczko czyżyka. […]
Te talerze, tylko takie były wtedy. Len. No, wtedy się
jeszcze uprawiało, a teraz już się nie uprawia. Także
to też ciekawostka, jak to ze lnem było. […] Te dzieci,
które tutaj były ostatnio, też patrzyły na kartkę
– talon na obuwie z osiemdziesiątego drugiego
roku, co jest dla nich absolutnie nie do przyjęcia.
Te pieniądze ich interesowały, no i wiele takich
rzeczy. Mamy tam stare książki, Pismo Święte pisane
gotykiem, makatki, […] kawałek soli z Wieliczki
– to też pokazuję, jak wygląda kamienna sól.
Jak wynika powyższego z opisu, muzeum ma
charakter wunderkamery. Oprócz przedmiotów
codziennego użytku znajdują się tu także obiekty
przyrodnicze, dokumenty osobiste, naczynia,
książki, rękodzieło, obiekty sakralne czy instrumenty
muzyczne. Większość zbiorów pochodzi z Sąpłat
i okolic. Pojawiają się też przedmioty z innych części
Polski, takie jak wspomniana sól kamienna czy
szczególnie wartościowy dla pani Zofii strój łowicki
z sukna podarowany jej przez turystkę z Warszawy.
Muzealniczka, jak sama mówi, cokolwiek dostanie,
stara się to „umieścić w taki sposób, żeby to miało
jakiś sens”. Działa tak, by „nie wyrzucać, wszystko
zgromadzić i teraz prezentować”. W przestrzeni
muzeum znalazło się także miejsce na kącik poświęcony założycielce Babskiej Izby, Marynie Okęckiej-Bromkowej, w którym znajdują się pamiątki po niej
– fotografie, naczynia, książki.
Kolekcja przez cały czas jest powiększana. Pani
Zofia dokupuje przedmioty. Ponieważ nie dysponuje znacznymi środkami finansowymi, są to raczej
drobne rzeczy: „Czasem coś dostanę, czasem kupię,
czasem znajdę gdzieś. Ktoś wie, że tu taka izba jest,
to przyniesie”. Zdarza się też, że obiekty przynoszą
okoliczni mieszkańcy lub turyści, tak jak to było
w przypadku stroju łowickiego. Dzieje się tak jednak
coraz rzadziej, ponieważ okazało się, że stare przedmioty codziennego użytku, które kiedyś uważano
za bezwartościowe, można spieniężyć. „Kiedyś była
23
Muzea lokalne
Muzeum Regionalne w Sąpłatach
fot. 1 i 2.
Wpis do księgi
pamiątkowej Muzeum.
ta możliwość, że Niemcy skupowali. Jak ktoś ma coś
atrakcyjniejszego, to właśnie chce wielki pieniądz
albo sprzedaje Niemcom”.
instytucji kultury to turyści stanowią najliczniejszą
grupę odwiedzających izbę. Miejscowi zaglądają
rzadko, bo jest „to zwykłe, takie codzienne”.
Wystrój kolekcji to autorska praca pani Zofii, która
uważa, że „każdy prowadzi izbę według swojego
smaku”. Kolekcjonerka dba o to, by muzeum było
urządzone gustownie, i z własnych środków zakupiła kwiaty z bibuły czy pająka, który wisi nad stołem.
Pani Zofia decyduje, gdzie znajdzie się dany obiekt.
Przedmioty pogrupowane są tematycznie: w kilku
miejscach stoją naczynia, na wyznaczonej półce
leżą dzwonki, swoje miejsce na ścianie mają święte
obrazy, makatki i krucyfiksy, w skrzyniach znajdują się
książki. W wystroju kolekcji widać dbałość o szczegół,
w wielu miejscach dla ozdoby umieszczane są kwiaty
czy serwetki. Daje się odczuć pewien horror vacui,
co być może częściowo wynika z braku miejsca. Te
obiekty, których funkcja może budzić wątpliwości, są
podpisane.
Aktywność pani Zofii nie ogranicza się wyłącznie do
oprowadzania po zbiorach: „Cały czas tu ja prowadzę
działalność oświatowo-kulturalną”. Jeśli więc mieszkańcy bywają w muzeum, to właśnie przy okazji
imprez tam organizowanych – okrągłych rocznic,
Święta Kwiatów, warsztatów czy prelekcji. „Jak są
imprezy, to właśnie przychodzą, oglądają. »A, myśmy
to mieli, a to wszystko poszło na śmietnik«. Ja mówię:
»No właśnie«”. Gdy nie ma imprez, muzeum zwiedzają głównie turyści spędzający wakacje w okolicy.
Zwiedzający
Muzeum otwarte jest do zwiedzania w okresie
letnim po kontakcie telefonicznym. Zimą „już się nie
pali, tu jest zimno, nie ma już turystów”. Pani Zofia
mieszka w tym samym budynku, w którym zlokalizowane jest muzeum, nie obowiązują więc sztywne
godziny zwiedzania – izbę można oglądać, gdy
zastanie się opiekunkę zbiorów.
Zapytani mieszkańcy gminy (około dziesięciu osób)
wiedzieli o istnieniu muzeum i wypowiadali się
w pozytywnym tonie zarówno o samej instytucji, jak
i kolekcjonerce: „Izbę prowadzi dzielna i rozsądna
kobieta. Sama. Nic z tego nie ma”. Nie wszyscy jednak
byli w środku, mimo że muzeum zlokalizowane jest
na pierwszym piętrze dawnej szkoły, w której na
parterze znajduje się kaplica (w Sąpłatach nie ma
kościoła). Trafiały się więc osoby, które regularnie
odwiedzały kaplicę, ale nigdy nie weszły na piętro
do muzeum. Zdaniem przedstawicielki lokalnej
24
Relacje na temat zwiedzających muzeum potwierdzają
wpisy do ksiąg pamiątkowych prowadzonych od 1997
roku, czyli od otwarcia izby. Większość z nich stanowią
notki pozostawione przez turystów. Wśród gości
trafiają się także dawni mieszkańcy Sąpłat, byli nauczyciele i uczniowie ze szkoły oraz przedstawiciele stowarzyszeń i instytucji działających w gminie lub powiecie.
Najczęściej pojawiającym się we wpisach wątkiem
jest historyczna wartość zbiorów: „żywa lekcja historii”,
pokazanie młodym jak „dawniej się żyło”, „fantastyczna
podróż w czasie”, podziw dla „ludzi dawnych czasów”,
poznanie przedmiotów codziennego użytku „naszych
dziadków”, wspomnienie „młodzieńczych lat” przez
osoby starsze, skłonienie do zadumy.
Drugi ważny wątek we wpisach dotyczy dziedzictwa
materialnego i ocalenia dorobku „minionych pokoleń”,
a także wartości lokalnych. Przedstawiciele instytucji
działających w gminie wyrażają radość, że muzeum
istnieje na tym terenie, nauczyciele cieszą się, że
dzięki niemu uczniowie mogą „bliżej poznać historię
naszego regionu”. Anonimowe osoby także zwracają
uwagę, że to dobrze, iż zabytki są „na swoim miejscu”.
„Wiemy, gdzie zostawić starocie”, głosi jeden z wpisów.
Trzeci dość popularny wątek to podziw dla pasji kolekcjonerki, podziękowania za oprowadzanie i „obszerne
opowieści o każdym eksponacie”. „Podobało nam się”.
25
Muzea lokalne
Muzeum Regionalne w Sąpłatach
„Byliśmy zachwyceni!”. „Jestem naprawdę zafascynowana”. Zwiedzający zwracają uwagę na „domową
atmosferę”, do której „chce się wrócić”, i twierdzą, że
„dobrze, że są jeszcze ludzie, którym zależy”. O dobrej
atmosferze w muzeum mówi także przedstawicielka
GOKSiR, która zabiera tam swoich gości spoza gminy,
a także gospodyni z gospodarstwa agroturystycznego
zapraszająca tam wszystkich wczasowiczów: „Pani
Zosia jest bardzo gościnna, naleweczką poczęstuje. Na
przykład moi artyści malarze bardzo chętnie przyjadą
do pani Zosi”.
Społeczne otoczenie
muzeum
Zdaniem pani Zofii osób blisko związanych z Babską
Izbą, które jej „z serca pomagają”, jest obecnie
siedem. Dołączały one do Maryny Okęckiej-Bromkowej na dwóch etapach jej działalności: pierwszym rozpoczętym w Sąpłatach 1978 roku i późniejszym, prowadzonym w latach osiemdziesiątych
w Rumach, gdzie funkcjonowała grupa teatralna
skupiająca lokalną młodzież i kontynuująca działalność Babskiej Izby.
Tam było nas kilka młodych dziewcząt, naprawdę
kilkunastoletnich dosłownie. W podobnym duchu jak
Babska Izba. To była kontynuacja. W innym miejscu,
ale tak naprawdę to było to samo: jasełka, uroczy�
stości. […] Występowałyśmy po wiejskich kościołach,
kaplicach. Nie tylko, bo w Gdańsku też byłyśmy.
Jak wspominają dawne członkinie grupy, „to był
taki koloryt tamtych czasów i coś innego w tej
tak naprawdę takiej szarej rzeczywistości”. Dzięki
występom uczennice mogły podróżować po Polsce
i wyjechać za granicę. Brały udział w konkursach,
a także zbierały przedmioty, które obecnie znajdują
się w muzeum. „Myśmy chodzili po tych starych
takich zrujnowanych domach, jakieś tam skorupy się
zbierało, różne takie stare rzeczy. Ja mam fragmenty”.
26
Obecnie zdarza się, że dawna działalność performatywna Babskiej Izby jest reaktywowana przy okazji
różnych uroczystości, które odbywają się w muzeum.
Podczas jubileuszu występowały tam na przykład
uczennice ze szkoły podstawowej w Rumach: „Recytowały wiersze Maryny Okęckiej-Bromkowej, słuchały
pieśni”. Uczennice te stanowią już trzecie pokolenie
Babskiej Izby. Ważnym wydarzeniem dla związanej
z muzeum społeczności były także obchody dziewięćdziesiątej rocznicy urodzin Maryny Okęckiej-Bromkowej, w których brały udział zarówno starsze
kobiety, związane od początku z działalnością założycielki izby, jak i młodsze, występujące w zespole
w latach osiemdziesiątych.
No i właśnie wtedy to była taka uroczystość.
Na mnie wywarła duże wrażenie. Że zostałam
poproszona, się czułam taka wyróżniona,
bo to minęły naprawdę dwadzieścia lat albo
i dłużej, i wtedy właśnie wzięłam w tym udział.
To była dla mnie wyjątkowa uroczystość.
[Przedstawicielka drugiego pokolenia]
Wśród osób zaangażowanych w działalność Babskiej
Izby znalazły się kobiety pracujące obecnie w gminnych instytucjach, między innymi ośrodku kultury,
który „chętnie to muzeum promuje”. Gdy więc
w gminie przy okazji plenerów, wizyt studyjnych
lub wymian młodzieży pojawiają się goście, zabiera
się ich do Babskiej Izby. Muzeum też jest czasem
zapraszane do udziału w imprezach, wiejskich festynach czy Europejskich Dniach Dziedzictwa.
Dla mnie to jest nie tylko służbowa sprawa, związana
z pracą, ale w ogóle dla mnie to jest pewien senty�
ment, pewien klimat, którego tutaj nigdzie nie ma,
jak daleko szukać. Tego nie można zaprzepaścić.
[Przedstawicielka ośrodka kultury]
Maryna Okęcka-Bromkowa w latach osiemdziesiątych zaszczepiła w młodszych członkiniach
Babskiej Izby również pasję kolekcjonerską.
Część z nich posiada drobne zbiory składające
się głównie z przedmiotów codziennego użytku,
których nie prezentuje zwiedzającym (aczkolwiek
jedna rozmówczyni miała takie plany). Kobiety
nie decydują się na przekazanie przedmiotów
do muzeum ze względów sentymentalnych, ale
też częściowo z powodu kłopotów lokalowych,
z którymi obecnie zmaga się Babska Izba. Część
zbiorów etnograficznego dziedzictwa jest więc
rozsiana w gminie w domach osób związanych
z Izbą, lecz zdecydowana większość obiektów
znajduje się w muzeum.
Drugą instytucją, z którą, oprócz ośrodka
kultury, współpracuje izba, jest Muzeum Mazurskie w Szczytnie, gdzie na ekspozycji czasowej
wystawione są eksponaty należące do pani Zofii.
W ramach współpracy z Muzeum w Sąpłatach
organizowane są tam „spotkania z ciekawymi
ludźmi” dotyczące między innymi lokalnej historii
i przyrody. Dzięki pomocy Muzeum w Szczytnie,
które przeprowadziło szkolenie dla kolekcjonerów
z terenu powiatu, pani Zofia skatalogowała swoje
zbiory i przypisała numery obiektom. Muzeum
promuje także izbę w swoich publikacjach. Zdarza
się też, że udziela wsparcia finansowego. „Ostatnio
na piętnastolecie tego muzeum czy jakąś tam
tematyczną imprezę – wtedy mi pomaga Muzeum
w Szczytnie, daje jakieś tam fundusze, ale nie są to
wielkie fundusze”.
Muzeum w Szczytnie dysponuje ograniczonymi
finansami i nie może wesprzeć pani Zofii na przykład
w zakresie konserwacji zbiorów, gdyż nie jest w stanie
zadbać nawet o własne obiekty. „Tak naprawdę
w naszym muzeum, to koło dziewięćdziesiąt procent
obiektów wymaga konserwacji. Tak porządnie zakonserwowane to jest kilka sztuk”. Aby więc zachować
zbiory, pani Zofia pewnego razu na własną rękę
zakupiła środek chroniący drewno i posmarowała
nim przedmioty. „Jakieś cztery lata temu wszystko
wymalowałam takim preparatem, który śmierdział
strasznie, do drewna. No i tyle. A teraz jakąś tam inną
konserwacją nikt się nie interesuje”.
Pani Zofia wyraża pewne rozczarowanie ograniczonym wsparciem ze strony Muzeum w Szczytnie,
a szczególnie brakiem większej pomocy finansowej.
Muzeum jednak, mimo że działa profesjonalnie i na
większą skalę, zmaga się z tymi samymi problemami
co Babska Izba – brakiem przestrzeni wystawienniczej i środków na własną działalność.
Problemy Babskiej Izby
Największym problemem pani Zofii jest brak przestrzeni. Wszystkie zbiory zlokalizowane są w jednej
sali na pierwszym piętrze dawnej szkoły podstawowej, która obecnie należy do gminy. W pomieszczeniu na dole znajduje się kaplica. Jest jeszcze
jedna salka, w której czasem odbywają się wystawy.
Pozostałe pomieszczenia zajmują lokatorzy niezadowoleni z funkcjonowania muzeum.
Bo sala zajęta, a można by z niej zrobić
użytek, na przykład wynająć turystom.
Można sprzedać. […] Sąsiadka się ze mną
cały czas kłóci, że schodów nie myję.
Pani Zofia nie dysponuje środkami pozwalającymi
na zatrudnienie kogoś do pomocy przy sprzątaniu.
W muzeum jest puszka, do której odwiedzający
mogą wrzucać dowolne kwoty, ale zebrane pieniądze
wystarczają zaledwie na zakup środków czystości
oraz drobnych ozdób. Opiekunka sama więc sprząta
muzeum, mimo że nie czuje się na siłach, by myć duże
zabytkowe okna. Cały czas walczy też o zachowanie
przestrzeni na działalność Babskiej Izby. Pojawiły się
propozycje, by zbiory przenieść do siedziby gminy
w Dźwierzutach, na które pani Zofia nie chce przystać.
Cały czas chcą, żeby to zabrać i w gminie
Dźwierzuty umieścić, ale nasze zbiory, moje
przede wszystkim… Powiedziałam, że jakim
prawem? Ta wieś chyba zasłużyła na to, żeby
tu były. Tu wiele mieszkańców pracowało
wspólnie z nami i chyba powinno tu zostać.
27
Muzea lokalne
Muzeum Regionalne w Sąpłatach
Opinię, że zbiory powinny pozostać w Sąpłatach,
podziela także przedstawiciel Muzeum w Szczytnie,
które pani Zofia niesłusznie podejrzewa o chęć
przejęcia kolekcji.
Nie o to chodzi, żeby to wszystko ściągać tu do
Szczytna, ale żeby też właśnie w regionie takie
ciekawe miejsca ludzie mogli podziwiać, zwłaszcza
że same Sąpłaty są bardzo urokliwym miejscem
i ciekawym. Zawsze ktoś tam przyjedzie.
W Sąpłatach w 2011 roku powstało również stowarzyszenie upamiętniające działalność Maryny Okęckiej-Bromkowej. Pani Zofia jednak, w obawie przed
utratą zbiorów, szybko przestała je darzyć zaufaniem i zrezygnowała ze współpracy.
To stowarzyszenie – okazało się, że po prostu
ktoś podstępem chciał przejąć. […] Ktoś
chciał się pochwalić tym, co ja przez tyle
lat robię. Tak nie będziemy pracować. Więc
stowarzyszenie posłałam do diabła.
W swoich zmaganiach o zachowanie zbiorów
w obecnym kształcie pani Zofia czuje się osamotniona, choć, jak wspomniała, w gminie mieszka
siedem kobiet, które pomagają jej, gdy zachodzi
taka potrzeba. Swoje problemy podsumowuje jako
„ciągłe użeranie się z ludźmi, którzy za wszelką cenę
chcą mnie stąd wykurzyć”. Sytuacja ta nie jest dla
nikogo w gminie zaskakująca. Kolekcja zlokalizowana jest w centrum Sąpłat nad jeziorem, w miejscu
przyciągającym turystów, a dawna szkoła, w której
się ona znajduje, może być atrakcyjna dla inwestorów. Jednak to dzięki działalności Babskiej Izby
budynek ten nadal stanowi centrum życia kulturalnego i religijnego mieszkańców.
Większość tych szkółek małych została prywatnie
wykupiona i tam albo coś ktoś robi, albo nisz�
czeją, bo nie ma pieniędzy na remont. Tutaj
dzięki mojej działalności i działalności Maryny
28
29
Muzea lokalne
Muzeum Regionalne w Sąpłatach
Przyszłe losy muzeum
powstała kaplica, bo na dole jest kaplica, i to
muzeum, czyli część tego budynku, pełni tą rolę
społeczną tak jak kiedyś. Dzieci tu przychodziły
i coś się działo, a teraz w dalszym ciągu. Czyli
ta szkoła nie umarła, ta szkoła jeszcze żyje.
O tym, że pani Zofia „prowadzi wojny z wójtem
o lokal”, wiedzą mieszkańcy Sąpłat i wszystkie osoby
związane z muzeum. Rozmówcy jednoznacznie
opowiadają się po stronie kolekcjonerki, jednak nie
podejmują żadnych kroków w kierunku poprawy
sytuacji muzeum. Jak twierdzą: „Chodzi o układziki
lokalne, [których] nie przeskoczymy”. Determinacja
pani Zofii jest powszechnienie doceniana, lecz
deklaracje poparcia mieszkańców nie przekładają
się na aktywne wsparcie. Pani Zofia czuje się więc
osamotniona w zmaganiach.
To jest dla mnie wyjątkowa pasjonatka,
w ogóle wyjątkowa osoba. Nie ma tu lekko.
Nie rozumieją jej mieszkańcy, władza też.
Z powodu konfliktów lokalowych zamarła współpraca pomiędzy muzeum a lokalną szkołą podstawową, co jest o tyle niefortunne, że największe
zainteresowanie kolekcją wykazują dzieci, które
zdaniem pani Zofii „są bardzo zachwycone”. Potwierdzają to wzbogacone rysunkami wpisy do ksiąg
pamiątkowych na temat możliwości odbycia „żywej
lekcji historii”. Zdaniem przedstawicielki pobliskiej
szkoły zabieranie uczniów do muzeum jest pozbawione sensu, bowiem uczniowie „znają izbę, gdyż
mają ją na co dzień”. Muzeum nie jest więc traktowane jako miejsce, w którym można przeprowadzić
lekcję edukacji regionalnej, mimo że świetnie by się
do tego nadawało ze względu zarówno na zgromadzone tam przedmioty, jak i umiejętności oprowadzania pani Zofii.
Szkoły jak gdyby w ogóle się nie interesują, nawet
ta nasza rumowska, to tak dzieci uczą. […] Tak żeby
zorganizować, bo jedziemy do Sąpłat, wycieczka
rowerowa w ramach lekcji – nie ma czegoś takiego.
30
Pomimo trwającego konfliktu o lokal informacja
o muzeum znalazła się w folderze promocyjnym
gminy. Figuruje też na stronie internetowej Urzędu
w zakładce „Warto zobaczyć”. Na portalu powiatu
szczycieńskiego znajduje się natomiast specjalny
dział poświęcony izbom muzealnym, w którym
opisane jest między innymi muzeum w Sąpłatach.
Ponadto w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego postawiono tablice na drodze przy wjeździe do Sąpłat, z których jedną zdaniem pani Zofii
„od razu ktoś przewrócił”.
O fakcie postawienia drogowskazów nikt z realizatorów projektu nie powiedział jednak pani Zofii,
dopiero sąsiedzi przekazali jej tę informację. Wydaje
się, że w atmosferze konfliktu o lokal kolekcjonerka
nie dostrzega pozytywnego zainteresowania izbą.
Wsparcie ze strony Muzeum w Szczytnie uważa za
niewielkie, a drobnych działań promocyjnych ze
strony gminy raczej nie docenia. Funkcjonuje niezależnie i na własną rękę. Nie ma więc pewności co do
przyszłości zbiorów ani planu, komu je przekazać,
gdyż jej zdaniem w gminie brakuje osoby, która
ma podobną pasję i byłaby gotowa poświęcić się
bezpłatnie działalności w muzeum.
Trzeba mieć do tego serce, bo jeżeli ktoś nie ma do
tego serca – leży, bo leży, jest, bo jest – no to nic
z tego nie będzie. Trzeba mieć serce, trzeba mieć czas
i trzeba czegoś się dowiedzieć na temat tego danego
zbioru. Wiele takich izb pamięci w szkole poginęło.
Pani Zofia, zapytana o to, co ją samą motywuje do
prowadzenia muzeum, wskazuje na satysfakcję
płynącą z dzielenia się wiedzą z innymi i nawiązywania nowych kontaktów.
Mnie to bawi. Jeżeli widzę zainteresowanie, jeżeli
jakaś wczasowiczka, która gdzieś tam oglądała
stare domy i ktoś ją poszczuł psem, a tu przyjdzie,
rozmawiam z nią, ona mi opowie, jeszcze poczęstuję
jakąś nalewką, bo też robię nalewki – więc ona
jest zachwycona, ja lubię takie spotkania, które
wzbogacają nas nawzajem, bo chyba o to chodzi,
żeby jeszcze mieć jakieś inne zainteresowania
oprócz zbierania pieniędzy i innych takich rzeczy.
Pani Zofia nie oczekuje wynagrodzenia za własną
działalność. Potrzebuje jednak środków finansowych na utrzymanie muzeum: „Przypuśćmy te sto
złotych miesięcznie w sezonie. Ja już teraz mam
problemy z myciem tych okien, bo są duże”.
Izba znajduje się jednak w ubogiej gminie powiatu
o relatywnie niskich przeciętnych wynagrodzeniach, w której w 2011 roku mieszkało niecałe
siedem tysięcy mieszkańców i która, jak twierdzi
przedstawicielka instytucji samorządowej, nie ma
możliwości się wzbogacić, gdyż ludzie migrują ze
wsi do miast. Instytucje współpracujące z muzeum
same nie dysponują środkami na utrzymanie i nie są
w stanie wesprzeć izby. Przyszłość muzeum w dłuższej perspektywie stoi więc pod znakiem zapytania.
Obecnie jednak jest ono pod czujną opieką pani
Zofii, którą Maryna Okęcka-Bromkowa zaraziła pasją
utrzymującą się do dziś. Trzeba mieć nadzieję, że
pani Zofia przekaże ją swej następczyni.
Coś się robi – mimo że przeszłam na emeryturę
parę lat temu, to jednak coś daję temu społe�
czeństwu, dzieciom, młodzieży, że właśnie ta
działalność jakaś jeszcze istnieje. Człowiek chyba
tyle znaczy, ile może siebie podarować innym.
31
Muzeum w Studziwodach
Joanna florczak
Miejsce
i charakterystyka
zbiorów
Historia Muzeum w Studziwodach w Bielsku Podlaskim w województwie podlaskim sięga 1986 roku,
kiedy to obecny szef muzeum i zarazem prezes
Stowarzyszenia Muzeum Małej Ojczyzny w Studziwodach odziedziczył dom po swoim wujku Jakubie
Kondratiuku.
Muzeum znajduje się w Studziwodach – obecnie
jest to dzielnica Bielska Podlaskiego, położona około
trzy kilometry od centrum miasta. W gminie Bielsk
Podlaski według Powszechnego Spisu Ludności
z 2002 roku narodowość białoruską zadeklarowało
46,68% mieszkańców, jest to więc region ze znaczną
Muzeum, które rozpoczęło działalność w 1993 roku,
ma charakter skansenowy – mieści się w dwóch
drewnianych domach położonych naprzeciw siebie
po dwóch stronach bitej drogi. Dom z 1925 roku,
który należał niegdyś do rodziny Kondratiuków,
krewnych założyciela Muzeum, jako pierwszy
wszedł w skład tej instytucji. Zgromadzono w nim
przedmioty codziennego użytku należące do
kultury materialnej podlaskich Białorusinów oraz
miniaturowe rzeźby Mikołaja Tarasiuka, twórcy
ludowego z Polesia, przedstawiające scenki z życia
mieszkańców regionu.
1 Wszystkie cytaty pochodzą z wywiadów przeprowadzonych
w ramach studium przypadku w sierpniu 2012 roku z kolekcjonerem, osobami działającymi w Stowarzyszeniu, przedstawicielami instytucji kultury, mieszkańcami i władzami
gminy Bielsk Podlaski.
Dom mieszczański, wybudowany w latach dwudziestych XIX wieku i należący poprzednio do rodziny
Antychowiczów, wyposażony jest w przedmioty
pochodzące przede wszystkim z lat dwudziestych
To był rok osiemdziesiąty szósty, miałem wtedy
osiemnaście lat i to była pierwsza poważna decyzja,
powiedziałem wtedy, że ten dom to będzie muzeum1.
Muzeum
na pograniczu
liczbą Białorusinów w strukturze ludnościowej.
Dzielnica Studziwody ma charakter miejsko-wiejski,
ale panuje w niej klimat spokojnego, zadbanego,
podmiejskiego osiedla.
33
Muzea lokalne
Muzeum w Studziwodach
Wnętrze domu Kondratiuków
(na poprzedniej stronie)
Dom Kondratiuków
XX wieku. W budynku tym eksponowane są znaleziska archeologiczne pozyskane w czasie wykopalisk
w miejscu, na którym dom stał wcześniej, przed przeniesieniem na działkę należącą do szefa Muzeum,
dokumenty, fotografie i inne zabytki prezentujące
historię północnego Podlasia od średniowiecza po
okres współczesny oraz prace twórców ludowych
z Podlasia i Polesia – Anatola Krawczuka i Iwana
Suprunczyka. Pierwotnie ekspozycje te miały
charakter czasowy, jednak dzięki środkom pozyskanym między innymi z Urzędu Marszałkowskiego
Województwa Podlaskiego udało się zakupić prace
Krawczuka i Tarasiuka. Istnieją też plany pozyskania
dla Muzeum kolekcji prac Suprunczyka, które znajdują się w depozycie. Kolekcja jest więc w miarę
dostępności środków stale uzupełniana. Eksponaty
muzealne są pozyskiwane drogą darowizn, depozytów, zakupów i kwerend archiwalnych. Jeden
z członków Stowarzyszenia mówi o Muzeum tak:
Wydaje mi się, że ta część muzealna to nie jest główny
akcent naszej działalności. I tak naprawdę muze�
alnictwo samo jako takie to nie jest podstawowa
domena nasza, my raczej traktujemy ten skansen,
czyli budynek muzealny, jako taką bazę, czyli do
użytkowania, ale też znacząco wychodzimy poza nią.
Podkreśla to też założyciel Muzeum, którego zdaniem
budynek od początku miał nie tylko służyć do ekspozycji zbiorów, lecz także być miejscem spotkań:
Bodźcem chyba było to, żeby ten dom nie był tylko dla
mnie, ale także żebyśmy mogli się spotykać w gronie
kolegów, znajomych z takiej grupy teatralnej, która
się nazywała Parnas, działała przy klubie białoruskim
w Bielsku, w osiemdziesiątym piątym się to zaczęło,
34
akurat ten dom w osiemdziesiątym szóstym mi
przeszedł, przeszedł w spadku, i zmarł ten wujek.
I my się tam czasem spotykaliśmy, czasem na próby,
czasem po prostu tak, na jakieś spotkanie, zaczyna�
liśmy tam jakieś rajdy z tego domu, od tych pokoi...
Zarówno budynek zwany domem Kondratiuków,
którego pomieszczenia służą przede wszystkim
ekspozycji zbiorów, jak i Dom Mieszczański, nie
są przeładowane przedmiotami. W Domu Mieszczańskim odbywają się prelekcje, spotkania
i warsztaty oraz próby zespołów związanych ze
Stowarzyszeniem.
Stowarzyszenie, które powstało w 2000 roku, organizuje festiwale. Jednym z najważniejszych jest
Festiwal Polesko-Podlaski „Tam po majowuj rosi”,
którego pierwsza edycja miała miejsce w 2004
roku w Studziwodach. Obecnie impreza znacznie się rozrosła, ma charakter międzynarodowy
i odbywa się na terenie powiatów Bielskiego, Siemiatyckiego, Hajnowskiego i Białostockiego.
Festiwal odbywa się formalnie oczywiście
w Polsce, na Podlasiu, ale wychodzimy też poza
teren Podlasia. Staramy się tym festiwalem
dotrzeć do prostych ludzi […], chcemy pokazać
ludziom coś, czego inni nie mają w ofercie.
Drugim ważnym wydarzeniem są Podlasko-Poleskie
Spotkania żniwne „Oleń po polu chodit”. Stowarzyszenie wydaje też ksiązki i płyty z muzyką z Polesia,
a od 1998 roku publikuje czasposimo „Bielski Gościniec” („Bielski Hostineć") ukazujące się obecnie co
sześć miesięcy. W piśmie drukowane są artykuły
autorstwa ludzi związanych ze Stowarzyszeniem,
przede wszystkim założyciela Muzeum. W siedzibie
Muzeum organizowane są też prelekcje i konferencje historyczno-kulturalne.
Robimy takie zjazdy jesienią historyków, którzy wybie�
rają jakieś tematy. Dla „Hostincia” mamy potem mate�
riały do druku kolejne. W tym roku […] jeszcze mamy
35
Muzea lokalne
Muzeum w Studziwodach
takie warsztaty dla dzieci. Zaczęliśmy w 2003 roku
na bazie jakby naszego domu, […] zaczęliśmy odra�
dzać tutaj tkactwo, no bo są krosna, warsztaty stały
bezużytecznie, trzeba było to wszystko uruchomić.
Przy Stowarzyszeniu działa też zespół Żemerwa
wykonujący tradycyjne pieśni Białorusinów z Podlasia. Prowadzi go muzykolożka, siostra założyciela
Muzeum.
Stowarzyszenie parę razy do roku wyjeżdża na
ekspedycje na białoruską część Polesia. Wyjazdy,
mające często charakter wypraw badawczych,
odbywają się w ramach przygotowań do kolejnych
edycji festiwali. Poszukiwanie wykonawców rozpoczyna się w terenie parę miesięcy przed festiwalem.
To jest jakby festiwal, który ma kierunek badawczo�
-popularyzatorski, bo, powiedzmy, to, jak się przy�
gotowujemy do festiwalu, to latem poprzedniego
roku wyjeżdżamy na ekspedycje, na Polesie, badamy
tam teren, na Podlasiu Białoruskim, od Brześcia po
całe południe Białorusi. Znajdujemy wykonawców,
znajdujemy kontakty z miejscowymi organizacjami
kultury, które nas będą wspierać. I już jakby pracujemy
z tymi ludźmi, ustalamy program, zimą już wszyscy
wiedzą, czego od nich oczekujemy. Na przykład dwa
dni poświęcamy tylko na obrzędy weselne i wiosna,
no to obrzędy pieśni wiosennej, latem – praca na
polu przy żniwach. To się odbywa najczęściej nie na
jakichś sztucznych ten, tylko na polu, w naturze.
Zwiedzający
Muzeum jest otwarte do zwiedzania przez cały rok,
należy jednak wcześniej telefonicznie skontaktować
się z prowadzącymi je osobami. Nie obowiązują
sztywne godziny zwiedzania, a ponieważ właściciel
muzeum mieszka po sąsiedzku, jest szansa, że gdy
zastanie się go w domu, będzie można obejrzeć eksponaty. Brak stałego wykwalifikowanego pracownika na
etacie uniemożliwia stałe udostępnianie zbiorów.
36
Muzeum i Stowarzyszenie skupiają głównie białoruską społeczność Bielska Podlaskiego, choć osoby
związane ze Stowarzyszeniem wolą nie posługiwać
się określeniem „białoruska”, w kontekście działalności i celów Stowarzyszenia. Wolą mówić o „rozwijaniu tradycyjnych wartości kultury i wartości tradycyjnej kultury na Podlasiu. Ale czy białoruskiej, czy
niekoniecznie? Czy raczej… to jest temat trudny, ja
jako etnograf nie lubię tego określenia”.
Na warsztaty muzyczne czy rękodzielnicze organizowane w Muzeum przychodzą dzieci mieszkańców
Bielska. Są to często uczniowie bielskich szkół z białoruskim językiem nauczania, z którymi Muzeum współpracuje, albo potomkowie osób, które wywodzą się
z Bielska czy, ogólniej, z Podlasia. Zdarza się też, że
osoby na stałe mieszkające za granicą, które spędzają
wakacje w Polsce, przysyłają na warsztaty swoje
dzieci lub wnuki.
Członkini Stowarzyszenia:
To są osoby z Bielska, ale niekoniecznie. To są jednak
w większości dzieci z „trójki”, Ania tam uczy, to jest
białoruska szkoła, tam są plakaty rozklejane, to
raz. W większości to na zasadzie poczty panto�
flowej, do babci z Bielska przyjeżdża wnuczka ze
Szwecji, [babcia] chce jej pokazać, jak to było.
Muzeum służy także wszystkim zainteresowanym
kulturą regionu – pasjonatom, naukowcom, pracownikom zaprzyjaźnionych muzeów, archeologom, etnografom, historykom czy muzykom z całej
Polski, którzy zjeżdżają się na przykład na wspólne
muzykowanie. Wtedy to za bazę noclegową służy
dom właścicieli. Mówi żona założyciela Muzeum:
Ja jestem od tej strony noclegowo-organizacyjno�
-żywieniowo coś tam, także przyjmuję gości w domu,
mamy na poddaszu kilka miejsc noclegowych. To jest
taniej po prostu, jeśli nie nocują gdzieś w hotelach,
tak, bo za to trzeba płacić, jak można bezpłatnie.
No, wiadomo, na gospodynię wszystko to spada.
Być może taki stan rzeczy nie wynika jedynie z chęci
zaoszczędzenia funduszy, lecz związany jest ze
skromną bazą noclegową w mieście. Oprócz Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, w którym można
tanio zanocować, w mieście działa jeszcze tylko
hotel o wyższym standardzie oferujący noclegi
w dużo wyższej cenie.
Do Muzeum przyjeżdżają też grupy zorganizowane
pragnące zobaczyć ciekawe miejsce – skansen –
lecz niezainteresowane tematyką pogranicza.
Jeśli grupy zorganizowane, no to umawiają się wcze�
śniej. Tak po drodze nikt tutaj nie dojeżdża raczej.
No, wycieczki, wycieczki. Warszawa, Białystok i tutaj
okolice, wycieczki szkolne albo tutaj z biur podróży.
Pracownik Muzeum mówi:
Mamy zaprzyjaźnioną firmę z Warszawy, jedzie
do puszczy Białowieskiej wycieczka, po drodze
zalicza rożne miejsca, a po drodze do nas – ktoś
się przypadkiem natknął, szukając w Internecie.
Przyjeżdżają co roku grupy, jest coś takiego
w rodzaju nieformalnej umowy, która nas łączy,
nie ma to celu komercyjnego absolutnie.
Zapytani o Muzeum mieszkańcy gminy – około
dziewięciu osób – znali tę placówkę i potrafili
wskazać, gdzie się znajduje, lecz tylko jedna z nich
była w Studziwodach. Pewien respondent stwierdził, że Muzeum „jest dla Białorusinów”. Większość
zapytanych kojarzy to miejsce z „pochodami, korowodami”, „chodzeniem po wsi i po polach i śpiewaniem”. Jedna z osób zapytanych o działalność
muzeum użyła słowa „obrzędy”, kolejna powiedziała, że placówka ta zajmuje się „odtwarzaniem
i śpiewaniem pieśni, jakie nasi dziadkowie kiedyś
śpiewali”. Dyrektor muzeum jest postacią znaną
w Bielsku – przez dwie kadencje był miejskim
radnym. Miał więc bezpośredni wpływ na kształtowanie polityki kulturalnej miasta. Jego żona
wspomina:
Myślę, że kilka spraw tam mógł załatwić w sferze
kultury, w sferze zabytków. Za jego czasów był
konkurs rozpisywany na najlepiej zachowany
zabytek drewniany, coś takiego było w Bielsku
przez kilka lat. Był jakiś tam fundusz, była komisja
specjalnie stwarzana taka. Nagradzała chaty,
zabudowy drewniane czy jakieś tam zabytki
w Bielsku. Chaty mieszkalne, których gospo�
darze nie obili sidingiem, […] nie rozwalili.
Otoczenie muzeum
Muzeum działa formalnie w ramach wyznaczonych przez struktury administracyjne województwa podlaskiego i to z Urzędu Marszałkowskiego tego województwa pochodzi znaczna część
środków przeznaczonych na działalność statutową
Stowarzyszenia.
W działalność Muzeum zaangażowanych jest
czynnie kilka osób. Jak twierdzą członkowie Stowarzyszenia, funkcjonowanie Muzeum opiera się
głównie na powiązaniach rodzinnych.
To znaczy, wie pani, w tej działalności bez tego
wkładu swojego, rodzinnego, to się nie da. To się
nie da nawet policzyć, jak, ile my osób rocznie
nocujemy u siebie, żeby zaoszczędzić. Bo też po
to jest ten duży dom, żeby ludzie mieszkali. […]
Nasze stowarzyszenie to jest grupa kilkuoso�
bowa, dość aktywna. No bo to jest rodzinna
firma, wielkie przedsiębiorstwo, że tak powiem,
społeczne, o, całe to muzeum, ponieważ Darek ma
mnóstwo pomysłów, coś wymyśli, pisze projekty,
różne, nie tylko takie muzealne – edukacyjne,
kulturalne, wydawnicze – mnóstwo tego jest.
Muzeum ściśle współpracuje z Bielskim Domem
Kultury. Działająca w Stowarzyszeniu, żona założyciela Muzeum jest w nim zatrudniona jako instruktorka teatralna. Jest z wykształcenia reżyserką
teatralną o specjalności obrzędowej, a studia skończyła na Uniwersytecie Kultury w Mińsku.
37
Muzea lokalne
Muzeum w Studziwodach
Prowadzę zespół teatralny Antrakt w domu kultury.
W ramach tego zespołu działa grupa obrzędowa,
która zajmuje się rekonstrukcją obrzędów charakte�
rystycznych dla Ziemi Bielskiej. Śpiewamy, uczymy
korowodów, tańca z muzyką Białorusinów z Podlasia,
tak to się odbywa. Między innymi często występu�
jemy też na festiwalach, właśnie organizowanych
przez Stowarzyszenie. Wydaje mi się, że co roku
bywamy. Dzieci z Antraktu biorą również czynny
udział w warsztatach, prawie wszystkie są już od
kilku lat uczestnikami warsztatów rzemiosła.
Od około pięciu lat Muzeum współpracuje ściśle
z BDK. Szef Muzeum i prezes Stowarzyszenia jest
zarazem prezesem zespołu działającego w BDK.
Znaczy, jest porozumienie podpisane […]. Współ�
praca pomiędzy Stowarzyszeniem a Domem Kultury.
Zespół Małanka, który działa przy domu kultury
od lat dwudziestu, od kilku lat jest pod patronatem
muzeum. Darek pisze projekty, bo w Domu Kultury
nie mogą przecież. Darek jest prezesem, jest prezesem
Malanki, a dyrektor pisze projekty i tylko w ten
sposób może zespół działać. Bo domy kultury, od
kilku lat, zostały odłączone od możliwości pisania
projektów do Urzędu Marszałkowskiego i tak dalej.
w Białymstoku. Mieści się w ścisłym centrum miasta
w dawnym budynku ratusza.„Dobrze nam się układa
z Muzeum w Bielsku w ratuszu. To jest filia muzeum
Podlaskiego, państwowego muzeum. Ale tak od
kilkunastu lat coś wspólnie robimy” – mówi prezes
Stowarzyszenia. Muzeum w Bielsku Podlaskim organizowało wystawy z pomocą Muzeum w Studziwodach, którego kustosz był między innymi autorem
katalogu do wystawy prezentowanej w 2005 roku
pt. Strój ludowy Białorusinów Podlasia. Wcześniej
bywał on również autorem ekspozycji w Muzeum
w Bielsku Podlaskim, takch jak wystawa Bieżeństwo
– nieznany exodus 1915–1921.
Instytucją, z którą od niedawna współpracuje
Muzeum w Studziwodach, jest Instytut Etnologii
i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od trzech lat studenci młodszych lat przyjeżdżają do Studziwód na praktyki wraz z opiekunem Hienadziem Siemenczukiem, który jest
również członkiem redakcji „Bielskiego Hostincia”.
„Jeżdżą tylko do Grodna i z Grodna jadą już tutaj,
bo z Hienadziem się znamy już kilkanaście lat, a była
taka myśl, że po co jechać na Białoruś, skoro tutaj
można. No, tutaj też jest troszkę tej Białorusi, którą
można poznawać”.
O współpracy z domem BDK:
A poza tym też kilka lat temu, taki przykładzik malutki,
pisaliśmy, jeszcze wtedy można było pisać międzyna�
rodowe projekty przez dom kultury, i zapraszaliśmy
grupę podobną jak mój Antrakt, obrzędową, tylko
bardziej taneczną, z Białorusi. I na przykład warsztaty
artystyczne odbywały się w Studziwodach. I na
przykład Żemerwa ma zajęcia w domu kultury zimą.
Żemerwa korzysta też z sali Domu Kultury. Dzieje się
to przede wszystkim w zimie, gdy w Domu Mieszczańskim jest za zimno na prowadzenie prób.
Drugą lokalną instytucją, z którą współpracuje
skansen, jest Muzeum w Bielsku Podlaskim. Jest to
instytucja kultury podległa Muzeum Podlaskiemu
38
W zeszłym roku studenci etnologii zajmowali się
między innymi konserwacją Domu Mieszczańskiego, bielili ściany, czyścili drewniane podłogi
i odnawiali okna.
Dom Kondratiuków
Dom Mieszczański
(na następnej stronie)
39
Muzea lokalne
Muzeum w Studziwodach
Poza wymienionymi instytucjami Muzeum Małej
Ojczyzny współpracowało z „Muzeum Białoruskim
w Hajnówce, to też tak sporadycznie. […] Były od
nas dwie takie epizodyczne historie, ale dla nas
bardzo ważne, bo to takie kontakty wartościowe.
Dwa lata temu z Narodowym Muzeum Rolnictwa
w Szreniawie współpracowaliśmy w przygotowaniu wystawy Białorusini w Polsce i konferencji”.
Problemy
Osoby działające w Stowarzyszeniu nie oceniają
współpracy z lokalnymi władzami samorządowymi
dobrze. Chodzi przede wszystkim o brak zrozumienia dla działań podejmowanych przez Stowarzyszenie oraz niedostrzeganie przez władze potencjału tkwiącego w działalności Muzeum.
Funkcjonujemy w takiej przestrzeni miasta, które
nie ma charakteru turystycznego. Działanie w tym
mieście jest naprawdę trudne. […] Najważniej�
szym źródłem naszego finansowania jest Urząd
Marszałkowski Białegostoku i Ministerstwo. Jesteśmy
niezależni i jest też tak, że stwarzamy kulturową
alternatywę. Skłamałbym, mówiąc, że miasto
nas nie wspomaga – miasto co roku dysponuje
w budżecie sumą, którą wspiera organizacje poza�
rządowe. Nie jest to suma duża, to jest suma, która
w bardzo małym stopniu pokrywa nasze potrzeby.
Zarówno szef stowarzyszenia jak i jego współpracownik mówili, że poparcie dla swojej działalności
otrzymują z większych ośrodków, a nie z Bielska:
To jest inny rodzaj władzy, można wiec działać, pomi�
jając władze samorządowe, i na dzień dzisiejszy więcej
przyjaciół mamy w Białymstoku i w Warszawie niż we
własnym mieście, ale tak jak według biblijnego przekazu
– prorok we własnym mieście nie może być prorokiem.
40
41
Muzea lokalne
Muzeum w Studziwodach
Podsumowanie
W programie szkół tutaj nie ma czegoś takiego
jak wyjazd raz do roku do tutejszego naszego
muzeum. W liceum nie ma takiej informacji,
że my istniejemy. Stoi chata i jeśli widziałem tę
chatę pięć lat temu, no to widziałem tę chatę.
Odpowiedzialna za kulturę osoba z Urzędu Miasta,
z którą rozmawiałam, bardzo zdawkowo wypowiadała się o muzeum. „Wspieramy, miasto wspiera
muzeum”. Zapytana, czy kiedykolwiek odwiedziła
Muzeum, odparła, że jeszcze nie.
Z drugiej strony informacje o istnieniu Muzeum
Małej Ojczyzny w Studziwodach dostępne są na
stronie internetowej Urzędu Miasta Bielsk Podlaski2.
Muzeum jest wymieniane w dziale „Informacje
o Naszym Mieście” obok Policealnego Studium
Ikonograficznego, klubów sportowych, pływalni
miejskiej oraz lokalnych przedsiębiorstw. W krótkiej
informacji o Muzeum podkreślany jest ponadlokalny, międzynarodowy charakter jego działalności.
Muzeum i Stowarzyszenie funkcjonują dzięki grantom, lecz nigdy nie wystarczają one na pokrycie
wszystkich kosztów działalności i gdyby nie wkład
własny, rodzinny, Stowarzyszenie nie mogłoby funkcjonować. Są i dobre strony takiego stanu rzeczy:
Znaczy, jakichś środków budżetowych nie mamy,
[…] na wszystko trzeba pisać wnioski i jak się nie
napisze, to się nie będzie miało. Ale nikt także nie
będzie miał pretensji. To jest właśnie taka dobra
strona organizacji pozarządowej – jak chcesz coś
robić, piszesz wnioski, starasz się, no to ciebie chwalą,
a jak chcesz sobie odpuścić jeden rok, to niczego
nie robisz, nigdzie nie piszesz i odpoczywasz. Nikt
cię tam nie zauważa, nic się nie dzieje. Nikt cię nie
rozlicza, żaden burmistrz, żaden marszałek.
Stowarzyszenie i Muzeum, jak mówi prezes tych instytucji, „trzyma[ją] się głównie na rodzinie”. Ponieważ
dzieci prowadzących Muzeum angażują się w działalność Stowarzyszenia i starają się pomagać rodzicom,
można przewidywać, że przyszłość zbiorów jest
bezpieczna. Jedenastoletni syn założyciela uczy na
przykład śpiewu. Jak mówi jego matka:
Jeśli nie ma nikogo, jeden i drugi zresztą, oprowa�
dzają gości, pokazują, co jak się nazywa w skansenie.
Potrafią – na przykład starszy w Biskupinie rok czy
dwa lata temu prowadził warsztaty tańca, śpiewu
dla dzieci. No bo jak od dziecka ma się z tym stycz�
ność, no to się jakoś tak układa, prawda. […] On to
pomaga Darkowi, bo jest bardzo skrupulatny właśnie
w sprawach wysyłania, pocztowych. Sam pisze
artykuły do „Niwy”, takiej białoruskiej gazety. Taki
trochę romantyk, mówią, że będzie historyk tak jak
tatuś. A młodszy, też tak jak tatuś, chce być rolnikiem.
Prowadzenie stowarzyszenia, organizowanie imprez
i związany z tymi działaniami styl życia dobrze
wpływa na wychowywanie dzieci i życie rodzinne.
Choćby niematerialne. Jeśli moje dzieci – mam
starszych synów – mogą doświadczyć przez kilka
miesięcy w roku, nie wyjeżdżając nigdzie, kontaktów
z całym światem praktycznie, no bo pozawczoraj
byli u mnie goście z Tajwanu, wczoraj z Japonii…
Z Tajwanu przyjechali w ramach jakichś badań nad
architekturą drewnianą w Polsce. I jeśli moje dzieci
mogą doświadczyć kontaktów z takimi ludźmi,
rzeźbiarzami, muzykami, pisarzami, mogą się od
nich czegoś nauczyć, to już jest dla mnie sama
w sobie wartość. Nawet przy naszym skromnym
w miarę wychowaniu możemy dać bagaż dla
swoich bliskich. No to się robi też dla swoich bliskich,
żeby oni mieli coś wartościowego w swoim życiu.
Muzeum Małej Ojczyzny jest przykładem muzeum,
które przy znikomym wsparciu władz samorządowych sprawnie działa na polu kultury. Taka
2http://www.bielsk-podlaski.pl/index.php?id1=1&id2=0&id3=0, dostęp 25 listopada 2012.
42
działalność jest możliwa tylko wtedy, gdy osoby
opiekujące się daną placówką mają klarowną
wizję celów i metod prowadzenia swoich działań.
Studziwody to coś więcej niż muzeum w tradycyjnym sensie tego słowa, a wydarzenia tam organizowane wykraczają znacznie poza typową działalność kolekcjonersko-wystawienniczą. Wydaje
się tam czasopismo i książki, nagrywa płyty
z muzyką z regionu, organizuje prelekcje i zajęcia
dla dzieci, młodzieży oraz innych osób zainteresowanych dziedzictwem kulturalnym regionu. W
Muzeum mają miejsce warsztaty tradycyjnego
tańca i śpiewu, odtwarza się tam dawne obrzędy,
a także organizuje pochody oraz festiwale, które
gromadzą widzów z Podlasia i innych regionów
Polski, ale też z białoruskiego Polesia. Założyciel
muzeum wraz z żoną prowadzi dom otwarty,
który nie tylko służy za bazę noclegową dla gości
festiwalowych, lecz także odbywają się w nim
spotkania i nieformalne warsztaty muzyków ludowych z całego kraju. Pisząc o tym miejscu, trudno
pominąć fakt, że jest to placówka o charakterze
etnicznym – skupia osoby wywodzące się przede
wszystkim z białoruskiej mniejszości etnicznej.
Działalność muzeum, choć ma charakter lokalny,
co manifestuje się na przykład w nazwie (Muzeum
Małej Ojczyzny), z punktu widzenia geograficzno-administracyjnego jest ponadlokalna zwłaszcza
w zakresie współpracy z wykonawcami, zespołami
i naukowcami zza granicy, głównie z Białorusi.
Niektóre z działań Stowarzyszenia mają charakter ekskluzywny – nie są dostępne dla osób nieprzygotowanych i niezaznajomionych z materią.
U ich podstawy leży zanegowanie współczesnego
podziału w estetyce:
Część osób – na przykład większość mieszkańców
gminy, z którymi rozmawiałam – nie nawykła do
takiego sposobu przeżywania zjawisk kulturowych
i nie rozumie niektórych działań Muzeum, określając je jako „pochody. Chodzą i śpiewają”.
Możemy ubolewać, że odbiorców jest mało,
ale ja uważam jednak, że wystarczająco.
Ja bym wolał, żeby to było niszowe i żeby
trafiało do świadomych odbiorców.
Działalność Stowarzyszenia, rozwijana przede
wszystkim dzięki wsparciu ministerialnemu i funduszom otrzymanym od Urzędu Marszałkowskiego
Województwa Podlaskiego, będzie z pewnością
kontynuowana.
Dzieli się uczestników na dwie grupy, czyli
wykonujących i odbiorców. My wiemy, że tego
podziału nie zmienimy, ale swoimi działaniami
chcemy pokazać, że kiedyś tak nie było i że to
podejście jest nietradycyjne. Chcemy pokazać,
że nie tylko można inaczej, ale że czasem nawet
jest lepiej, że tak jest bardziej naturalnie.
43
Muzeum Prasy
Śląskiej
w Pszczynie
Małgorzata Kopecka
Miasto
Muzeum Prasy Śląskiej znajduje się w centrum
Pszczyny – średniej wielkości miasta reklamującego
się jako „perła regionu” w nawiązaniu do tradycji
rodzin arystokratycznych zamieszkujących je
przed wiekami. Władze lokalne inwestują obecnie
w kreowanie wizerunku miasta i regionu jako atrakcyjnego dla turystów, choć Śląsk do niedawna
nie był kojarzony z turystyką. Największą atrakcją
muzealniczą Pszyczyny jest zamek, w którego
wnętrzach prezentowane są meble i przedmioty
codziennego użytku magnackich rodów z XIX i XX
wieku. Do zamku przylega pokaźnych rozmiarów
zespół parkowy z zachowanymi elementami małej
architektury i stawami.
Przy rynku miasteczka znajduje się zbór ewangelicki oraz niedawno odnowiony kościół z XVIII
wieku nieprzedstawiający dużej wartości, gdyż
był wielokrotnie przebudowywany. Rynek miasta
wraz z ratuszem i historycznymi kamienicami jest
starannie odnowiony. Do atrakcji turystycznych
miasta należą także skansen mieszczący się we
wschodniej części parku krajobrazowego oraz
pokazowa zagroda żubrów. Baza turystyczna jest
satysfakcjonująca, w ścisłym centrum można bez
trudu znaleźć eleganckie hoteliki i restauracje oraz,
nieco dalej, miejsca noclegowe o niższym standardzie. Ponadto w okolicznych miejscowościach
znajdują się kompleksy hotelowe, wypoczynkowe,
obiekty sportowe i atrakcje turystyczne, takie jak
jeziora oraz trasy piesze i rowerowe.
Muzeum z tezą
Muzea lokalne
Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie
Siedziba muzeum
XIX wieczna kamienica
Wnętrze muzeum
Najstarszy
eksponat
Kształt kolekcji
Siedzibą Muzeum jest piętrowa kamienica położona przy ulicy odchodzącej od Rynku. Przestrzeń
ekspozycji stanowią trzy sale na parterze i trzy na
pierwszym piętrze.
pierwszym piętrze budynku Muzeum znajduje się
ekspozycja dotycząca druków i drukarni funkcjonujących w regionie w latach 1922–1939. Kolekcji
towarzyszą maszyny drukarskie oraz introligatorskie, z których część wciąż działa. Na parterze znajduje się również rekonstrukcja oficyny drukarskiej
z przełomu XIX i XX wieku, w której odwiedzający Muzeum mogą własnoręcznie odbić pamiątkowy druk. Maszyny drukarskie są zadbane, nie
wydaje się jednak, by stanowiły kluczową część
zbiorów. Wszystkie druki wyeksponowane są
w oświetlonych gablotach, które prezentują się
bardzo dobrze, choć zdaniem kustosza wymagają już wymiany. Ekspozycja muzeum mieści się
na dość małej powierzchni, eksponaty częściowo
Główna część zbiorów to materiały drukowane
oraz narzędzia drukarskie. Znajdują się wśród nich
reprodukcje najstarszych pism w języku polskim,
kopie i oryginały najwcześniejszych gazet i innych
druków ulotnych, zwłaszcza ze Śląska, oraz oryginalne psałterze i modlitewniki, z których najstarsze
pochodzą z XVII wieku i w zamyśle twórców
kolekcji stanowią jeden z dowodów na polską
przeszłość regionu. W kolejnej sali prezentowane
są materiały z czasów Powstań Śląskich, a na
46
47
Muzea lokalne
Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie
się zasłaniają, a trasa zwiedzania nie jest dostosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych
ruchowo. Ponadto, jak wynika z rozmów z pracownikami kolekcji, znaczna część obiektów pozostaje
zmagazynowana w pomieszczeniach nieudostępnianych zwiedzającym oraz w bibliotece, do której
dostęp można uzyskać na życzenie. Przychodzą do
niej najczęściej osoby, które wykorzystują zbiory
Muzeum do pracy naukowej.
Na pierwszym piętrze kamienicy znajduje się sala
poświęcona Ludwikowi Musiołowi, historykowi
regionu, oraz Izba u Telemanna – sala, w której
odbywają się różnego rodzaju wydarzenia i gdzie
obejrzeć można wystawę historycznych instrumentów muzycznych. Najcenniejszym eksponatem
tej części ekspozycji są organy pozytywowe z 1783
roku, które przeszły gruntowną renowację w 2012
roku i na których grywane są koncerty. W Izbie znajduje się również wyposażenie (stół, krzesła), które
służy gościom muzeum przy okazji regularnie odbywających się tam konferencji i spotkań poetyckich.
Na dole, w pomieszczeniu wspólnym z biurem
i kasą biletową, znajduje się gabinet zawierający
oryginalne elementy wystroju wnętrza, w którym
pracował Wojciech Korfanty – patron Muzeum.
W biurze kupić mozna liczne publikacje dotyczące
regionu i miasta, z których większość drukowana
jest w oficynie wydawniczej mieszczącej się na
tyłach Muzeum. Specjalizuje ona się w niskonakładowych ozdobnych książkach oraz drukach okolicznościowych, takich jak dyplomy drukowane na
papierze czerpanym.
Geneza i historia
kolekcji
Kolekcję znajdującą się w badanym muzeum traktować można jako jeden z efektów działalności
Towarzystwa Miłośników Ziemi Pszczyńskiej, które
powstało w Pszczynie w latach pięćdziesiątych
48
XX wieku. W jej stworzenie szczególnie zaangażowany był jeden z obecnych liderów Towarzystwa,
kustosz Aleksander Spyra.
Działalność kolekcjonerska Towarzystwa miała swój
początek w latach siedemdziesiątych, kiedy rozpoczęto działania nakierowane na ochronę lokalnego
dziedzictwa, czyli zabytków budownictwa drewnianego, które wskutek zaniedbań i upływu czasu popadały w ruinę. Stworzono katalog takich obiektów
na terenie regionu, a następnie podjęto kroki ku
zdobyciu od ówczesnych władz zgody na założenie
Zagrody Wsi Pszczyńskiej. Motorem tych działań już
wówczas był Aleksander Spyra, który po zakończeniu
edukacji (jest plastykiem) powrócił do Pszczyny.
Jego inicjatywę wspierali członkowie Towarzystwa,
w większości będący jednocześnie członkami regionalnego zespołu pieśni i tańca. Na marginesie należy
dodać, że Towarzystwo do dziś jest organizatorem
odbywającego się od kilku dziesięcioleci największego regionalnego festiwalu muzyki ludowej.
Aktywiści Towarzystwa w 1973 roku uzyskali
wszystkie niezbędne pozwolenia i rozpoczęli trwającą przez kolejne dekady akcję pozyskiwania i przenoszenia na teren skansenu zabytkowych obiektów.
Działania te zostały wyczerpująco i zaskakująco
szczerze opisane w jednej z publikacji kustosza.
Założyciele i organizatorzy skansenu nie wahali się
przed użyciem wszelkich środków w dążeniu do
celu. Spowodowało to liczne zatargi z władzami
lokalnymi i kolejnymi konserwatorami zabytków
(w publikacji znaleźć można dokładną dokumentację korespondencji z instytucjami władzy), a także
właścicielami interesujących obiektów. Bezkompromisowa postawa opiekunów Muzeum niekiedy
stanowiła również przyczynę popełniania błędów
i ponoszenia porażek konserwatorskich. Niemniej
jednak, jak wynika z obrazu rysowanego przez
autora książki, prace nad stworzeniem kolekcji, choć
żmudne i wyczerpujące, prowadzone były z dużym
zaangażowaniem przez licznych wolontariuszy,
w tym osób niebędących członkami Towarzystwa.
Działania te wynikały nie tylko z lokalnego patriotyzmu i więzi z kulturą ludową regionu, lecz również
stanowiły pewną formę oporu wobec władz komunistycznych oraz nakierowane były na pielęgnowanie polskości wśród mieszkańców Pszczyny.
Organizacja skansenu nie wyczerpała energii jego
twórców. Pod przewodnictwem Aleksandra Spyry
podjęta została kolejna inicjatywa – założenie
Muzeum Prasy Śląskiej. Historia tej placówki zaczyna
się w dniu, w którym władze Pszczyny postanowiły rozwiązać problem walącej się kamienicy
z początku XIX wieku poprzez rozebranie jej. Towarzystwo wystosowało wówczas prośbę o przekazanie budynku w jego ręce celem przeprowadzenia
remontu, deklarując jednocześnie, że zostanie tam
stworzone muzeum stroju regionalnego. Projekt
ten współgrał z wcześniejszą działalnością – prowadzeniem skansenu. W rzeczywistości był jednak
pretekstowy, gdyż od początku celem Towarzystwa
było stworzenie muzeum prasy, medium kłopotliwego dla ówczesnego ustroju.
Opisując kolekcję, nie sposób pominąć jej kontekstu
ideologicznego. Kustosz na samym początku oprowadzania po Muzeum mówi: „Muszę się przyznać, że
tu jesteśmy bardzo dużymi nacjonalistami polskimi”.
Prezentowane zbiory potwierdzają tę deklarację. Inspiracją dla stworzenia kolekcji była informacja o tym, że
w 1845 roku burmistrz Pszczyny Christian Schemmel
wydawał pierwszą polską gazetę w regionie. Polska
prasa, zdaniem autorów ekspozycji, ukształtowała
świadomość mieszkańców Śląska i pobudziła ich
polską identyfikację narodową. Kustosz Muzeum
zatem, przy współpracy merytorycznej z Józefem
Mądrym z Uniwersytetu Śląskiego, zaprojektował
i zgromadził kolekcję ukazującą dzieje drukarstwa
i prasy na Śląsku, ilustrującą tezę o odwiecznej
49
Muzea lokalne
Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie
wnętrze
skansenu
(poprzednia strona)
Wnętrze muzeum
polskości tego regionu. Większość obiektów stanowiły darowizny od instytucji takich jak Biblioteka
Śląska oraz Archiwum Pszczyny, które przekazywały
dublety zabytkowych wydawnictw. Maszyny i materiały drukarskie pochodzą z likwidowanych i modernizowanych drukarń. Część zbiorów została zakupiona
na aukcjach, jak jednak podkreśla kustosz, środków
finansowych zawsze było niewiele, dlatego Towarzystwo rzadko pozwalało sobie na zakupy.
którzy etatowo opiekowali się zbiorami, jednak
w 2008 Towarzystwo przestało pełnić funkcję administratora tej placówki, a kolekcja trafiła pod opiekę
lokalnej Agencji Rozwoju i Promocji. Aleksander
Spyra przyznaje, że decyzja ta była słuszna:
Otwarcie Muzeum odbyło się w 1985 roku, dwa lata po
rozpoczęciu prac remontowych w budynku udostępnionym przez lokalne władze. Muzeum, podobnie
jak skansen, zorganizowane zostało w budynkach
należących do miasta. Towarzystwo administrowało oboma kolekcjami, jednak w połowie lat dziewięćdziesiątych środki finansowe przekazywane na
utrzymanie kolekcji przestały wystarczać. Sytuacja
ta skłoniła członków Towarzystwa oraz władze do
poszukiwania nowych rozwiązań instytucjonalnych.
Muzeum na dwa lata znalazło się pod kuratelą miejskiego Centrum Kultury. Ostatecznie jednak Towarzystwo odzyskało pozycję zarządcy w tej placówce.
Obecnie kolekcja w skansenie sprawia wrażenie
dobrze zarządzanej i, jak podkreślało wielu
rozmówców, rozwija się dzięki dotacji zdobytej
przez Agencję Rozwoju z funduszy unijnych, co
jest szczególnie ważne ze względu na specyfikę
muzeów na wolnym powietrzu i wyjątkową podatność ich eksponatów na niszczenie. Wiceburmistrz
miasta opisuje sytuację w następujący sposób:
Towarzystwo to wybudowało, to znaczy urato�
wało starą kamienicę, ale kiedy już zaczęła się
eksploatacja, to okazało się, że nie mamy na
tyle środków, żeby to prowadzić, wobec tego to
przekazaliśmy do dyspozycji władzom miejskim.
Czyli właścicielem jest burmistrz miasta i co roku
nam zleca prowadzenie tego muzeum, czyli
konserwację, oprowadzanie, i […] rocznie daje,
nie wiem, chyba pięćdziesiąt tysięcy w tej chwili.
Środki te pozwalają na zarządzanie zbiorami, a także
zatrudnienie jednej osoby na cały etat oraz kustosza
na ćwierć etatu. Wiele potrzeb nie jest realizowanych ze względu na niedostatek środków, sytuacja
kolekcji wydaje się jednak zadowalająca.
Kłopoty finansowe dotknęły również skansen. Ilość
środków przeznaczanych przez miasto zwiększała
się stopniowo i zatrudniono tam pracowników,
50
Myśmy nie chcieli jednego i drugiego, bo tych
środków było bardzo mało no i właściwie to… też siły
nie było już tyle, żeby prowadzić obydwie placówki.
Ja nie znam szczegółów, prawdopodobnie chodziło
o to, że Towarzystwo nie było w stanie tego
wszystkiego udźwignąć instytucjonalnie i należało
stworzyć instytucję opartą w strukturach samorzą�
dowych. I zostało to przejęte przez miasto, jest to
instytucja miasta i są tam ogłoszone konkursy na
zarządzanie, i wtedy jest przekazywana ta dotacja
celowa. Tak samo skansen był bardzo długo we
władaniu twórców, czyli Towarzystwa, a około pięć
lat temu został też przekazany miastu, przejęła
go Agencja Rozwoju i Promocji w imieniu miasta
i w tej chwili dzieją się tam nowe rzeczy, zostały
uzyskane środki, będzie gruntowna renowacja
i dobudowa takiej części, nowoczesno-muzealnej.
Rozwój
Kolekcja znajdująca się w Muzeum Prasy Śląskiej
stanowi zamkniętą całość, nie powstawała bowiem
w toku wieloletniego spontanicznego zbieractwa.
Było wprost przeciwnie: koncepcja stworzona przed
założeniem muzeum ujmuje zbiory w konkretne
ramy i jest podstawą selekcji kolejnych obiektów.
51
Muzea lokalne
Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie
Spójny charakter zbiorów jest starannie utrzymywany, a pracownicy podkreślają, że nowe nabytki
oraz dary przyjmowane są w sposób nieprzypadkowy
i tylko, jeżeli pasują do ogólnej koncepcji zbiorów.
Zgłaszali się ludzie, to były na przykład wydaw�
nictwa, które nie dotyczyły nas pod względem
merytorycznym, to od razu odpadło.
Nie oznacza to jednak, że nie jest możliwy dalszy
rozwój Muzeum. Kustosz mówi, że w zbiorach znajduje
się niemal gotowa część ekspozycji dotycząca powojennej działalności wydawniczej. Liczne materiały przechowywane są w magazynie, gdyż nie ma środków na
przeprowadzenie ich konserwacji, brakuje też wolnej
przestrzeni ekspozycyjnej. Taki stan rzeczy uzasadnia
potrzebę rozwoju i zmian przestrzennych. Muzeum
przystąpiło do Szlaku Zabytków Techniki, co wiązało
się z przeprowadzeniem w nim kilku kontroli jakości
usług. W ich efekcie stworzono rekomendacje, pośród
których najistotniejszą była ta, by wytyczyć bardziej
jednorodne ścieżki zwiedzania oraz otworzyć przejścia
tak, by zwiedzający nie musieli wracać przez obejrzane
już sale. Pracownica przyznaje, że kolejność zwiedzania
powinna zostać zmodyfikowana:
Cała aranżacja będzie zmieniona na takie ścieżki
zwiedzania, będzie to podzielone na maszyny
drukarskie, dzieje prasy. To właśnie był jeden z wnio�
sków po tym naszym audycie, bo to jest trochę
pomieszane: tu są maszyny, gazety, potem znowu
przeskakujemy na maszyny i nie ma takiego ciągu,
teraz byśmy chcieli zrobić właśnie w ten sposób.
Wyniki audytów są zgodne z wcześniejszymi zamiarami właścicieli Muzeum, którzy obecnie zastanawiają się jedynie nad tym, czy warto prowadzić
doraźne działania w celu spełnienia tych wytycznych, czy lepiej wstrzymać się do czasu gruntownej
przebudowy:
I tak planowaliśmy przebudowę i wiemy, co zrobić.
Po prostu pokazali, co jest nie tak, ale my [to] wiemy
52
[...], tylko brakuje środków na przebudowę. Planujemy
dużą przebudowę i teraz trwa dyskusja, czy to zmie�
niać, bo za dwa – trzy lata to się będzie i tak zmieniać.
Muzeum posiada bardzo dokładny plan rozbudowy
uwzględniający sugestie organizacji. Został on przygotowany przez profesjonalne studio architektoniczne i zawiera liczne wizualizacje, które niewątpliwie mogą pomóc Muzeum w zdobyciu środków na
tak gruntowną rekonstrukcję. Kwestia ich pozyskania
poruszana była wielokrotnie, w tym także w rozmowach z władzami lokalnymi. Kustosz jest przekonany,
że do remontu dojdzie na pewno – choć nie wiadomo
dokładnie, kiedy – bowiem Muzeum jest obiektem na
tyle ważnym, że miasto prędzej czy później będzie
musiało w nie zainwestować. Mówi: „Jeśli Muzeum
[Zamkowe] dostało kilka milionów, później skansen
dostał trzy czy cztery miliony, to teraz my”.
Kustosz od lat działa właśnie w ten sposób – konsekwentnie, niekiedy wręcz z uporem domaga się
od władz miejskich zaangażowania w losy kolekcji.
Niestety jednak ewolucja układu instytucjonalnego
w Pszczynie oraz komentowana niejednokrotnie
przez opiekunów muzeum specyfika dotacji unijnych mogą okazać się poważnymi przeszkodami
w realizacji planowanej przebudowy. Wiceburmistrz
miasta w trakcie rozmowy była bardziej powściągliwa
w ocenie szans na przeprowadzenie renowacji, choć
podkreślała, że kustosz Spyra jest osobą, która zawsze
realizuje swoje założenia:
Bo pan Leszek [Aleksander Spyra] jest osobą
konsekwentną. On, jak coś wymyśli, to będzie
chodził, będzie rozmawiał z ludźmi i w końcu
osiągnie to, co […] sobie zamierzył.
Należy przy tym zauważyć, że przebudowa prowadzona obecnie w skansenie jest w znacznej mierze
finansowana z funduszy europejskich, których pozyskanie nie było zależne wyłącznie od uporu lokalnych
aktywistów i ich dobrych stosunków z decydentami,
lecz także od spełnienia serii wymogów formalnych.
Kustosz wielokrotnie podkreślał, że jego zdaniem
pozyskiwanie funduszy z UE przez organizacje pozarządowe graniczy z cudem i wiąże się z kompromisami, które z jego punktu widzenia są niedopuszczalne. Dlatego zdobycie funduszy na planowaną
przebudowę może okazać się poważnym wyzwaniem.
Frekwencja i miejsce
Muzeum w społeczności
lokalnej
Z danych udostępnionych przez Muzeum wynika,
że liczba biletowanych wejść w latach 2006–2011
wahała się w granicach dwóch – trzech tysięcy osób.
Dane dotyczące sprzedaży biletów pokazują, że
zdecydowaną większość gości stanowią wycieczki
szkolne korzystające z biletów ulgowych, a turyści
indywidualni, kupujący bilety normalne, to mniej niż
dziesięć procent zwiedzających. Wizyt w Muzeum
jest jednak znacznie więcej, ponieważ inicjatywy
takie jak Noc Muzeów, Industriada czy organizowane przez miasto gry miejskie przyciągają kolejne
duże grupy zwiedzających. Wejścia w ramach takich
imprez nie są biletowane, dlatego na przykład
w 2011 roku sprzedano 2286 biletów, lecz całkowitą
liczbę gości Muzeum określono na 5272.
Moi rozmówcy zgodnie podkreślają, że ekspozycja
jest często wykorzystywana przez nauczycieli lokalnych szkół do prowadzenia zajęć z zakresu historii
i języka polskiego. Kustosz mówi:
Nauczyciele są nami zachwyceni, nie tyle nami,
ile ekspozycją. Tu sobie robią lekcje polskiego,
historii. Lekcje regionalizmu. Mamy nawet
takich trzech pedagogów, którzy zamiast
siedzieć w klasie, tu sobie przychodzą.
Kustosz twierdzi, że „przy umiejętnym oprowadzeniu młodzież łapie tę atmosferę i tę tematykę.
Jakie wartości przenosi prasa”. Zagadnienia związane
z rozbudzaniem polskości przekazywane w tak
ciekawym miejscu jak muzeum mogą faktycznie zainteresować starszą młodzież. Jednak dla osób niezainteresowanych kwestiami tożsamości narodowej
regionu kolekcja może okazać się nieciekawa.
Rozmówczyni z Urzędu Miasta uważa, że w zajęciach w Muzeum uczestniczy niemal każde dziecko
w gminie:
Wiem, że Pszczyna i okolice korzystają z tego,
żeby proces dydaktyczny ulepszyć. To nie jest
obowiązkowy punkt programu, ale wielu
nauczycieli, z każdej szkoły, każde dziecko
gdzieś tam przez to Muzeum przeszło.
Deklaracje te należy zestawić ze słowami pracowniczki Muzeum, która mówi:
W tym roku mamy boom na przedszkola. Szkoły…
ja się wypowiadam na temat tego roku, akurat
w tym roku dużo szkół, które nie są na miejscu.
Myślę, że nauczyciele dochodzą do wniosku, że
to, co jest na miejscu, to [uczniowie] mogą sobie
z rodzicami zwiedzić, a oni gdzieś dalej jeżdżą.
Zawartość merytoryczna ekspozycji może być zbyt
trudna do przyswojenia dla najmłodszych uczniów,
a dla przedszkolaków wręcz niedostępna. Warsztat
drukarski, w którym turyści mogą wykonać pamiątkową odbitkę druku, również nie sprawia wrażenia
miejsca przystosowanego do potrzeb dzieci. Osobliwy
jest więc fakt, że najmłodsi stanowią znaczny odsetek
zwiedzających.
Przynależność do Szlaku Zabytków Techniki
komentowana jest w Muzeum bez większego
entuzjazmu. Pracowniczka Muzeum uważa, że
promocja, jaką zapewnia ta organizacja, nie przyniosła wzrostu frekwencji, co można tłumaczyć
oddaleniem placówki od obszaru największego
zagęszczenia kolekcji połączonych szlakiem.
Można również podejrzewać, że Muzeum nie
53
Muzea lokalne
Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie
przyciąga turystów zainteresowanych zabytkami
industrialnymi z uwagi na to, że przeważająca część
kolekcji ma charakter historyczno-dokumentalny.
Dane frekwencyjne pokazują jednak, że liczba osób
kupujących bilety od 2009 roku rośnie, co może
świadczyć o tym, że działania promocyjne przynoszą pewne efekty.
ktoś już ten zamek obejrzy, to sięga do skansenu
i do Muzeum. I mogłoby się wydawać, że tam
przyjeżdżają tylko wycieczki i grupy zorganizo�
wane, szkolne. Natomiast nie jest tak, ponieważ
miałam okazję spotkać tam wielu ludzi, którzy
przyjeżdżają prywatnie, chcąc zobaczyć coś,
czego nie można gdzie indziej zobaczyć.
Jak twierdzą pracownicy Muzeum, kolejnym czynnikiem osłabiającym popularność Muzeum wśród
zwiedzających było wybudowanie na terenie
miasta Pokazowej Zagrody Żubrów. Szczególnie
wycieczki szkolne i przedszkolne odwiedzające
Pszczynę traktują to miejsce jako obowiązkowy
punkt programu. Kustosz opisuje tę sytuację
w następujący sposób:
Spadek Muzeum na czwarte miejsce w kolejności
zwiedzania nie musi stanowić dużego problemu,
jeżeli negatywny wpływ tej sytuacji zostanie zrównoważony przez ogólny wzrost liczby turystów
oraz przekształcenie struktury tej grupy. Miasto
realizuje bowiem obecnie strategię marketingową, której celem jest zmiana typowego sposobu
zwiedzania Pszczyny (krótkiego i jednorazowego)
na pobyty dłuższe oraz bardziej regularne, a więc,
jak twierdzi wiceburmistrz, mogące prowadzić do
„odkrywania” Muzeum.
Myśmy jako Muzeum byli na trzecim miejscu.
Najwięcej [osób] zwiedzało zamek, potem Skansen
(nasz), teraz wybudowali taką zagrodę Żubrów,
dostali na to pieniądze z Unii […] i myśmy spadli
na czwarte miejsce. A wycieczka wytrzymuje
do trzech muzeów. I to ja bym nie wytrzymał,
ale te wycieczki, ponieważ nauczyciele tak
gnębią, to chodzą. I dlatego bardzo nam spadła
frekwencja. No ale taka jest rzeczywistość.
Tak opisywany problem ma nieco szerszy kontekst.
Pojawienie się Zagrody Żubrów mogło faktycznie
odebrać Muzeum część odwiedzających. Z drugiej
strony, szczególnie gdy mowa o wycieczkach szkolnych i przedszkolnych, istnienie tej instytucji powoduje raczej odwrotny efekt – zwiększa zainteresowanie Pszczyną, dzięki czemu rośnie ogólna liczba
osób odwiedzających miasto, a co za tym idzie
– potencjalnych odbiorców ekspozycji Muzeum.
Wiceburmistrz potwierdza, że kolekcja Muzeum nie
jest i nigdy nie była atrakcją o najwyższym priorytecie dla turystów:
[Zamek] jest naszą wizytówką, tym, co rozsławia
Pszczynę wszędzie. I faktycznie – zamek jest
piękny, warto go zwiedzić i to nie raz. [...] Jak
54
Mieszkańcy Pszczyny, w tym również osoby z władz
miasta i reprezentant Agencji Promocji, pytani
o to, co znajduje się w kolekcji i co warto zobaczyć
w Muzeum, mówią głównie o Izbie u Telemanna,
znajdujących się w niej instrumentach oraz odbywających się tam wydarzeniach kulturalnych
– koncertach kameralnych oraz Dialogach Muzyki
i Poezji „Plesna Civitas” zapoczątkowanych przez
Aleksandra Spyrę. To tam skupia się aktywność
tych mieszkańców Pszczyny, którzy odwiedzają
muzeum, i właśnie ten aspekt jego działalności
jest najbardziej widoczny i doceniany. Muzeum,
zgodnie ze słowami mojej rozmówczyni z Urzędu
Miasta, bywa jednym z ognisk życia kulturalnego
Pszczyny:
W Izbie odbywa się bardzo dużo różnych
spotkań, formalnych i nieformalnych, bo to
nie wszystko musi przybierać taką oficjalną
formę. Spotkania dotyczą z reguły rozmów
o kulturze: promocje różnych książek, spotkania
z działaczami kultury, ludźmi zajmującymi
się kulturą nawet u samych korzeni.
Ponadto przestrzeń Izby wykorzystywana jest
do organizacji spotkań osób angażujących się
społecznie:
wśród mieszkańców Pszczyny i okolic. Są też podejmowane próby angażowania ich w działalność tej
instytucji.
[Odbywają się tam] jakieś obchody roczni�
cowe czy przygotowania do nich. Też [służy]
jako mała salka konferencyjna. Wiem też, że
tam się odbywają spotkania osób przygoto�
wujących publikacje czy przymierzających
się do pisania wniosków do LGD czy UE.
Bez względu na to, którą ścieżką opiekunowie
Muzeum Prasy Śląskiej zdecydują się podążać,
będzie to wymagało dalszego zaangażowania osób
równie aktywnych jak obecny kustosz i znalezienia
kontynuatorów jego dzieła gotowych poświęcać
swój czas i energię nawet pomimo faktu, że prowadzenie muzeum nie jest zajęciem dochodowym.
Swej popularności wśród mieszkańców Pszczyny
Muzeum nie zawdzięcza kolekcji prasy i maszyn
drukarskich lecz sytuacji lokalowej, działalności
wydawnictwa i drukarni mieszczących się na tyłach
budynku oraz organizacji wydarzeń kulturalnych
przez kustosza i Towarzystwo.
Perspektywy
Muzeum posiada bardzo duży potencjał rozwojowy i jego przyszłość nie wydaje się zagrożona.
Zaplecze lokalowe, bogata kolekcja i zaangażowanie finansowe miasta pozwalające na zatrudnienie
pracowników etatowych gwarantują poprawne
funkcjonowanie kolekcji. Przed muzeum stoją
dziś wielorakie możliwości rozwoju. Może się ono
skupić na działalności naukowej, szczególnie udostępnianiu rzadkich zbiorów i opracowywaniu
publikacji specjalistycznych, oraz rozwinąć gałąź
dokumentacyjną i archiwizatorską, poszerzając
zbiory czasopiśmiennicze. Inną drogą mogłoby
być rozwijanie części kolekcji związanej z poligrafią
i klasycznymi technikami druku. Ta ścieżka ewolucji spowodowałaby zwiększenie atrakcyjności
Muzeum dla zwiedzających niezainteresowanych
historią. Wydaje się, że warsztat drukarski jest jedną
z atrakcji, która może przyciągać licznych turystów,
szczególnie osoby podróżujące Szlakiem Zabytków
Techniki. Działalność Izby u Telemanna również
traktować należy jako istotny potencjał, szczególnie wobec faktu, że dzięki niej Muzeum promuje się
55
Weronika Chodacz
Historia muzeum
Pomysł założenia ekomuzeum w Wietszycach
narodził się na przełomie lat dziewięćdziesiątych
i dwutysięcznych, gdy członkowie Stowarzyszenia
„Nadodrzański Zakątek” rozważali, co można zorganizować w tak małej miejscowości oddalonej od
ciągów komunikacyjnych.
Myśmy zastanawiali się, jakie ekomuzeum prowadzić
jako stowarzyszenie. Początkowo różne były propo�
zycje: ekomuzeum Odry, ekomuzeum ekologiczne,
różne inne. Potem stwierdziliśmy, że ani ekomu�
zeum Odry, ani ekologiczne jakieś ekomuzeum
to nie będzie miało żadnego chwytu, powiedzmy,
czy tam nie będzie miało jakiegoś znaczenia
większego, bo muzea Odry są i we Wrocławiu,
i w Malczycach, i w Nowej Soli, Zielonej Górze, także
tu żadna przyjemność przyjeżdżać do jakiegoś
wiejskiego muzeum Odry. Co byśmy tam pokazali?
Żadnych szans porównania się z kimkolwiek.
Zdjęcia można byłoby tylko pokazać i nic więcej1.
Pojawił się więc pomysł stworzenia Ekomuzeum
Dziadoszan. Plemię to w dziesiątym wieku zamieszkiwało niewielki obszar w dzisiejszym województwie lubuskim i dolnośląskim. W okolicy nie istniała
żadna poświęcona mu instytucja. Uznano więc, że
muzeum takie będzie przyciągać oryginalnością.
Ekomuzeum Dziadoszan
Ekomuzeum Dziadoszan zostało założone w 2006 roku w miejscowości Wietszyce (województwo dolnośląskie),
niewielkiej ulicówce ciągnącej się wzdłuż drogi z zeszlifowanych kamieni, w której znajduje się nieczynna szkoła,
świetlica wiejska, sklep i kilkadziesiąt zabudowań. Wieś leży nad Odrą niecałe trzy kilometry od słabo uczęszczanej trasy z Głogowa do Luboszyc. Jeśli ktoś nie wybiera się celowo do Wietszyc, raczej tutaj nie trafia. We wsi
nie ma więc praktycznie ruchu, panuje tam cisza i spokój. Oprócz dwóch krzyży pokutnych z czternastego wieku
we wsi do 2006 roku nie było żadnych atrakcji, które mogłyby przyciągnąć turystów.
Koniec muzeum
Pojawiła się historia, pojawiła się propozycja,
żeby to byli Dziadoszanie. A ponieważ Dziado�
szanie mieszkają tylko na tym terenie regionu
głogowskiego, nie ma szans, żeby było drugie
ekomuzeum w Polsce, muzeum Dziadoszan.
W tym czasie lokalna pisarka opracowała kilka
opowieści o historii Wietszyc częściowo opartych
na znanych legendach. Nawiązano współpracę
z archeologiem z Uniwersytetu Wrocławskiego,
1 Wszystkie cytaty pochodzą z rozmów z koordynatorem
ekomuzeum i mieszkańcami gminy Pęcław przeprowadzonych między 7 a 9 sierpnia 2012 roku.
57
Muzea lokalne
Ekomuzeum Dziadoszan
Budowa Bramy
Fotografia z archiwum
Marka Sadowskiego (2006 r. )
który stworzył projekt bramy wjazdowej do grodu
Dziadoszan i opisał funkcjonowanie plemienia.
Postanowiono wybudować replikę grodziska Dziadoszan istniejącego w średniowieczu w dzisiejszym Przedmościu, wsi położonej piętnaście
kilometrów od Wietszyc. W budowę zostali zaangażowani mieszkańcy wsi i okolic. Jako pierwsza miała
powstać brama wjazdowa do grodu.
Udało nam się pozyskać trzydzieści tysięcy na
ten cel. No ale kto to ma wykonać? Jeżeli firma by
wykonywała, to nawet nie starczyłoby na jedną
dziesiątą tego, co miałaby robić. No więc wpadliśmy
na pomysł, że może mieszkańcy spróbują. No
ale jak mieszkańcy mają wiedzieć lub znać, jak
to zrobić? No to zaplanowaliśmy wycieczkę do
Biskupina dla mieszkańców. Zabraliśmy dzie�
ciaki, zabraliśmy mieszkańców na tą wycieczkę.
Wizyta studyjna w Biskupinie odbyła się między 12
a 14 maja 2006 roku. Budowę bramy rozpoczęto 20
maja, a 28 czerwca, dzięki zaangażowaniu około
piętnastu mieszkańców i lokalnych firm, replika była
już gotowa.
Z niczego powstało coś. Nieraz to trwa trzy lata,
żeby cokolwiek, a tu w ciągu miesiąca – tylko
chęci, głowa odpowiednia do wykonania tego
przedsięwzięcia i tyle. I środki finansowe.
Pierwsza Biesiada Dziadoszan, duża impreza rekonstrukcyjna, która będzie odbywała się cyklicznie
w nowo powstałym ekomuzeum, miała miejsce
29 czerwca 2006 roku, czyli niecałe dwa miesiące
po rozpoczęciu budowy. Na korytarzu nieczynnej,
odnowionej w tym celu szkoły zaprezentowano
prace plastyczne prezentujące życie codzienne
Dziadoszan. Powstały też makiety grodu.
Wymyśliliśmy, że zrobimy plener plastyczny,
na który zaprosimy plastyków. I poprosimy ich
o to, żeby spróbowali namalować takie scenki
rodzajowe z życia Słowian dziesiątego wieku.
W 2006 roku po raz pierwszy w Wietszycach
zatrzymał się też Flis Odrzański, który przepływa
Odrą corocznie od 1996 roku. Wydarzenie to było
powodem do dumy dla organizatorów ekomuzeum, ponieważ do tej pory Flis zatrzymywał się
tylko w miastach.
To była jedyna wieś, w której zatrzymywał
się flis. Zatrzymywali się tylko w dużych
miastach, czyli Ścinawie, Głogowie, Nowej
Soli, Kostrzynie. I tylko w Wietszycach, w takiej
małej wsi, zatrzymał się Flis Odrzański.
Biesiada
dziadoszan 2011
Fotografia z archiwum
Marka Sadowskiego
Wydawać by się mogło, że ten sukces zmotywuje
społeczność Wietszyc do intensywnego działania.
Było jednak inaczej. Spiritus movens ekomuzeum
pełnił funkcję wójta gminy od 1995 roku. W wyborach samorządowych w listopadzie 2006 roku nie
został wybrany na następną kadencję. Wcześniej
odbyło się referendum, które miało na celu odwołanie wójta i rady gminy, nie doszło jednak do
tego ze względu na niewystarczającą frekwencję.
Podczas kampanii wyborczej negatywnie nawiązywano do ekomuzeum, co po wyborach przełożyło
się na zawieszenie jego działalności.
Były wybory i stwierdzenia takie, że się z ludzi
robi dziadów, nie Dziadoszan, czyli zagrywki
polityczne. […] Skończyło się na tym, że został
wybrany nowy wójt. No i przestało to funk�
cjonować przez następne dwa lata.
W 2009 roku inicjator ekomuzeum Dziadoszan
postanowił jednak je zreaktywować, tym razem na
prywatnym terenie.
W 2009 roku odtworzyliśmy to z powrotem, ale już
na naszej ziemi. Kupiliśmy ziemię, postawiliśmy nowe
budynki tu i impreza poza gminą się odbywała.
Ważnym wydarzeniem był również remont świetlicy
wiejskiej w tym samym roku, którą stowarzyszenie
wydzierżawiło od gminy na piętnaście lat. Podobnie
58
59
Muzea lokalne
Ekomuzeum Dziadoszan
Wnętrze muzeum
!fot 011.jpg
jak ekomuzeum świetlica również odnawiana była
przy minimalnym nakładzie środków i dzięki zaangażowaniu mieszkańców Wietszyc.
Myśmy wzięli świetlicę od gminy, bo oni nie
wiedzieli, co z tym robić, mieli ruinę. Myśmy
w ciągu pół roku tą świetlicę doprowadzili do
normalnego stanu. […] Zbijane były tynki,
podłogi były zrywane. To wszystko zgnite było.
się Biesiady Dziadoszan i inscenizacje Bitwy pod Wietszycami. W ostatniej czwartej imprezie w 2011 roku
brało udział około pięć tysięcy uczestników – potem
zapadła decyzja o ostatecznej likwidacji muzeum.
Konno, rowerami, kajakami byli u nas,
pieszo. W ten sposób to przebiegało. To była
ostatnia impreza, w której uczestniczyło pięć
tysięcy osób, i stwierdziliśmy, że nie ma sensu
się przepychać i trzeba gdzie indziej.
W czerwcu 2009 roku odbyła się druga uroczysta Biesiada Dziadoszan połączona z otwarciem wyremontowanej świetlicy wiejskiej – nowej siedziby ekomuzeum.
Lewa strona budynku podzielona została na boksy,
w których umieszczono obrazy przedstawiające życie
Dziadoszan w dziesiątym wieku oraz obiekty tradycyjnego rzemiosła. Po prawej stronie stały stoły i odbywały
się prezentacje. W świetlicy w miejscu dawnej sceny
urządzono kuchnię i łazienkę, a nad boksami powstała
antresola, na której mogli spać turyści.
Tu była scena, bo to przedwojenna świetlica.
Było wejście z jednej i drugiej strony na scenę. To
zostało zamurowane. Za tym została kuchnia
zrobiona, łazienka. Czyli prezentacja ekomu�
zeum, spanie na górze, kuchnia i łazienka. Czyli
wszystkie dobra są dla takiego turysty, który
chce się przespać i coś przygotować sobie.
Ekomuzeum Dziadoszan było jedynym muzeum
w gminie Pęcław i jedną z niewielu placówek kulturalnych na tym obszarze.
To było jedyne w powiecie głogowskim wiejskie
muzeum łącznie z galerią obrazów. Jedyne w powiecie
głogowskim. Mogę nawet powiedzieć, że na pięć
okolicznych powiatów nie było nic takiego. […] Dla
dzieciaków to jest fantastyczna rzecz. Nigdzie więcej
nikt w okolicy nie prezentował czegoś takiego.
W 2010 roku za swoją działalność koordynator
muzeum otrzymał tytuł Niezwykłego Dolnoślązaka.
Obecnie jednak podjął decyzję o przeprowadzce
do innej gminy, w której zamierza aktywnie działać,
i ma już pomysł na pierwszy projekt. Tam też znajdzie się większość obiektów z Ekomuzeum Dziadoszan łącznie z tablicą „Wietszyce witają”.
Ekomuzeum było pomyślane więc jako cały kompleks
turystyczny, w którym nie tylko można było zobaczyć
reprodukcje obiektów związanych z życiem Dziadoszan i wziąć udział w warsztatach, ale także zatrzymać
się na noc. W muzeum odbywały się zajęcia edukacyjne dla dzieci, plenery malarskie i pokazy tradycyjnego rzemiosła. Ponadto Stowarzyszenie wydawało
publikacje na temat historii oraz walorów turystycznych Wietszyc i gminy Pęcław, a także lokalne legendy
i opowiadania opracowane przez miejscową pisarkę.
Siedzibą muzeum była w tym czasie świetlica wiejska,
natomiast drewniane reprodukcje osady znajdowały się na ziemi należącej do opiekuna muzeum.
W sierpniu 2010 i 2011 roku w ekomuzeum odbyły
60
Część zostanie tutaj w miejscowości Golko�
wice. Tam jeden z członków stowarzyszenia
być może będzie otwierał taką wiejską galerię
małą. Trochę tylko obrazów zostanie u niego,
a reszta zostanie przerzucona do innej gminy.
Wyremontowaną świetlicę przejęło Koło Gospodyń
Wiejskich, które podczas wizyty badaczki plotło tam
wieniec dożynkowy. Rekonstrukcje osady Dziadoszan
niszczeją, a w miejscu, gdzie stała replika bramy wjazdowej i fosa, obecnie jest boisko. Z ekomuzeum w Wietszycach pozostaną więc tylko dwa krzyże pokutne,
które są w miejscowości od czternastego wieku.
!fot 015.jpg
Ekomuzeum
w społeczności
Muzeum odwiedzali przede wszystkim turyści kajakowi i rowerowi oraz młodzież szkolna. Klucz do
muzeum miał opiekun. Wystarczyło zadzwonić na
wskazany na drzwiach numer, by obejrzeć wystawę.
Gdy opiekun wyjeżdżał, klucz przejmowała inna
osoba w Wietszycach. Muzeum nie prowadziło
księgi gości, lecz, jak ocenia koordynator, ich liczba
wahała się z roku na rok: „Zdarzało się, że ponad
pięćset osób się przewinęło przez ekomuzeum”.
Muzeum odwiedzano przede wszystkim w sezonie
letnim oraz w ferie zimowe. Turyści przyjeżdżali
z różnych zakątków Polski.
Ze Ścinawy, z Chocianowa, Przemkowa, z Góry. Z tych
okolicznych. Z domów dziecka parę razy przyjeżdżali
do nas. I kilka razy uczestniczyły w tych plenerowych
zajęciach domy seniora. […] Ponieważ tutaj jest szlak
rowerowy, przyjeżdżają turyści. Tam była kartka,
można było zatelefonować.
Chociaż wszyscy mieszkańcy gminy pytani przez
badaczkę twierdzili, że słyszeli o istnieniu muzeum
i wiedzieli o organizowanych przez nie imprezach,
trudno było znaleźć osobę, która przyznałaby się,
że brała w nich udział. Jak zauważył jeden z mieszkańców miejscowości oddalonej o niecałe trzy kilometry od Wietszyc, „wiedziałem, ale byłem gdzie
indziej”. Także pracownicy Gminnego Ośrodka
Kultury i osoby w Urzędzie Gminy odpowiedzialne
za kulturę i współpracę z organizacjami pozarządowymi deklarowały, że nigdy nie były w muzeum, zaś
o jego likwidacji dowiadują się od badaczki. Nigdy
nie widziały również świetlicy, którą Ekomuzeum
dzierżawi. Jedyną organizacją, która przyznała się do
współpracy z muzeum, był zespół folklorystyczny,
który występował w Wietszycach podczas imprez.
Obecnie jednak ze względu na brak środków jego
działalność również jest ograniczona. Konflikt polityczny zaważył więc bardzo na odbiorze muzeum
61
Muzea lokalne
Ekomuzeum Dziadoszan
wnętrze świetlicy
Budynek świetlicy
wiejskiej
REKONSTRUKCJA
DAWNEGO
OGRODZENIA
Muzeum w trakcie
remontu
Fotografia z archiwum
Marka Sadowskiego
w lokalnej społeczności, która zaczęła się odcinać
od placówki. Jej opiekun nie współpracował jednak
z lokalnymi instytucjami i organizował Ekomuzeum
samodzielnie.
pojawiły się problemy. Zarówno w narracji opiekuna, jak i w wypowiedziach członków społeczności lokalnej przewijają się opinie o obojętności
mieszkańców.
To jest mój wkład w to. Ja zdobywałem środki
finansowe, ja zdobywałem. Powiedzmy: wszystko
to, co powstawało, to z mojej inicjatywy było.
[…] Myśmy nigdy z gminy nie korzystali,
nigdy. Ani złotówki nigdy nie było wzięte.
Szczęściem też było to, że ekomuzeum jest przy
sklepie. Dlatego że przychodzą na piwo i od
niechcenia. Nieraz przyjdzie się na piwo, weźmie
się piwo i siedzi się. A ja robiłem to w taki sposób, że
otwierałem ekomuzeum i sam coś robiłem. Drzwi
były otwarte, przychodzili z piwem z ciekawości.
Ekomuzeum zainicjował i przez cały czas prowadził
silny lider, któremu dzięki własnej pomysłowości
i charyzmie udało się włączyć do niektórych działań
mieszkańców wsi. Osoby te jednak nie zidentyfikowały się z muzeum na tyle, by je wesprzeć, gdy
Inicjator Ekomuzeum zainwestował w nie znaczne
środki łącznie z zakupem gruntu. Wkład pozostałych mieszkańców Wietszyc miał charakter bardziej
incydentalny i przede wszystkim obejmował
62
63
Muzea lokalne
pracę i poświęcony czas. Nikt nie zaangażował
się w prowadzenie muzeum tak bardzo, jak jego
opiekun. Gdy więc sam lider ze względów politycznych zrezygnował z działalności, motywowana
przez niego społeczność również przestała się angażować. W Wietszycach nie znalazł się nikt, kto przejąłby inicjatywę w momencie, gdy opiekun postanowił przeprowadzić się do innej miejscowości.
Też nie można ludzi zmuszać do pewnych
rzeczy. Chcieli, to pracowali. Być może praco�
wali, bo mieli kogoś, kto ich dopingował. Imprezę
mieli we wsi, mieli się czym pochwalić.
Praktyka funkcjonowania Ekomuzeum Dziadoszan
nie pokrywa się z założeniami Międzynarodowej
Rady Muzeów ICOM, zgodnie z którą „ekomuzeum
wykorzystuje wszystkie dostępne środki i metody,
aby dać mieszkańcom możliwość zrozumienia,
krytykowania i rozwiązywania – w sposób liberalny
i odpowiedzialny – problemów, z którymi się borykają. Zasadniczo, ekomuzeum używa języka rzeczywistości dnia codziennego i konkretnych sytuacji
w celu osiągnięcia pożądanych zmian”2.
W Wietszycach nie podjęto próby wspólnego
rozwiązania problemów, które się pojawiły w sytuacji politycznego konfliktu. Ekomuzeum zakończyło więc swoją działalność, a wraz z nim Stowarzyszenie, które będzie funkcjonować do końca
2012 roku. Jak zauważył jeden z mieszkańców
zaangażowany w budowę muzeum, problem leży
częściowo także po stronie gminy, która w społeczności lokalnej nie promowała tej inicjatywy. „Może
gdyby promowała, działoby się lepiej i mieszkańcy
interesowaliby się?”. Obustronny brak współpracy
i rywalizacja polityczna przełożyły się więc na ostateczne zakończenie działalności zarówno muzeum,
jak i Stowarzyszenia „Nadodrzański Zakątek”.
2 Cyt. za Fundacją Partnerstwo dla Środowiska,
www.ekomuzea.pl, dostęp 16 września 2012.
64
W Wietszycach po działalności Ekomuzeum pozostała wyremontowana świetlica, którą obecnie
dysponuje Koło Gospodyń Wiejskich. Dzięki aktywności Stowarzyszenia miejscowość na stałe zapisała
się jako przystanek na szlaku Flisu Odrzańskiego.
Obecnie jednak, jak wynika z relacji koordynatora
Ekomuzeum, flis wita sto osób zamiast pięciu tysięcy.
Podobno funkcjonuje też niewielka młodzieżowa
grupa rekonstrukcyjna, jednak pracownice administracji gminnego gimnazjum twierdziły, że nic na
jej temat nie wiedzą, a na pytania o Ekomuezum
reagowały uśmiechem. Z powodu konfliktów politycznych mieszkańcy postanowili odciąć się od
działalności Ekomuzeum i wydaje się, że gdy pozostałości rekonstrukcji osady ostatecznie zmurszeją,
pamięć o muzeum i wspólnej aktywności w Wietszycach zaginie.
Izba Pamięci/
Muzeum lokalne
Weronika Chodacz
Izba Pamięci Wincentego Pola –
Muzeum Wyspy Sobieszewskiej
W 1840 roku w miejscowości Górki leżącej na
wschód od Gdańska wody Wisły z powodu zatoru
lodowego przerwały wydmy Mierzei Wiślanej,
tworząc nowe ujście. Wydarzenie to opisał Wincenty
Pol, nazywając nową odnogę rzeki Wisłą Śmiałą:
Tam wśród rybaków rozpytywał, jak to się
stało, że powstało nowe ujście. Ponieważ ta
Wisła tak śmiała, zerwała brzeg, sobie znalazła
ujście do morza, nazwa Wisła Śmiała geogra�
ficzna została po Wincentym Polu1.
Ten odcinek rzeki stanowi zachodnią granicę
powstałej pięćdziesiąt pięć lat później w wyniku
przekopu Wyspy Sobieszewskiej. Z okazji setnej rocznicy śmierci Pola w 1972 roku Komisja Krajoznawcza ZW PTTK wystąpiła z inicjatywą utworzenia Izby
Pamięci Wincentego Pola w Gdańsku Sobieszewie.
1 Wszystkie cytaty pochodzą z rozmów przeprowadzonych
w lipcu 2012 roku ze społecznymi opiekunami Izby Pamięci
i członkami społeczności lokalnej.
66
Wystosowano wówczas ogólnokrajowy apel do
osób zainteresowanych postacią patrona o przekazanie darów dla powstającej instytucji, na który
odpowiedziało sześcioro darczyńców. Izbę otwarto
dwa lata później, 6 października 1974 roku, jako
społeczną placówkę muzealną2. W 1976 roku została
utworzona Rada Opiekuńcza Izby, a rok później Izbę
przeniesiono do budynku, w którym mieścił się
– i mieści do dzisiaj – Komitet Osiedlowy. Troszczyli
się o nią społeczni opiekunowie, członkowie Komitetu Osiedlowego, co było wówczas rozwiązaniem
praktycznym, gdyż osoby te miały możliwość wyposażenia Izby i dbania o zbiory.
Ja się potem włączyłem w działalność, bo byłem tu
w samorządzie mieszkańców, byłem radnym Miasta
Gdańska, więc mogłem też coś niecoś pomóc zrobić.
Początkowo była inicjatywa, że to było w szkole, ale
w szkolnej izbie, w sali lekcyjnej, to nie było takie
2 Czesław Skonka, Izba Pamięci Wincentego Pola, Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze, Gdańsk: 1985, s. 7–8.
dostępne, jak jakaś wycieczka przyjechała. Takie bardzo
skromniutkie to było. Więc się postarałem, żeby to
przenieść do budynku administracji. Tam dostaliśmy
jedną salkę, a potem bibliotekę przeniesioną na dół.
Historia Izby skomplikowała się w latach dziewięćdziesiątych, gdy Komitet Osiedlowy przestał funkcjonować, a PTTK ze względu na brak środków zrezygnowało z patronowania Izbie. Zbiorami zainteresowało
się powstałe w 1995 roku Stowarzyszenie Przyjaciół
Wyspy Sobieszewskiej, które chciało zajmować się nimi
we współpracy z Muzeum Miasta Gdańska. Ponieważ
jednak w owych czasach trzeci sektor dopiero się
rozwijał, dawni opiekunowie nie wyrazili woli przekazania zbiorów organizacji pozarządowej – pragnęli,
jak to bywało dawniej, oddać je nowej Radzie Osiedla,
na co nie chciało przystać Stowarzyszenie. Jego członkowie sądzili, że nowa Rada jako jednostka pomocnicza Rady Miasta zajmie się raczej sprawami infrastrukturalnymi i odpowiadaniem na bieżące problemy
i potrzeby mieszkańców niż dbaniem o dziedzictwo
kulturowe Wyspy.
My wiemy, że Rada jest wybierana przez miesz�
kańców, a mieszkańcy wiadomo, że będą chcieli,
żeby im drogę wybudować. A sprawa duchowa,
to uważam, że trzeba mieć do tego bluesa i tego
bluesa uważałam, że ma stowarzyszenie.
Izba była pod opieką Rady Osiedla do 2004 roku.
Potem, dzięki staraniom Stowarzyszenia, została
przekazana samorządowej instytucji kultury Miasta
Gdańska, która w budynku Rady otwierała dom
kultury. W dniu przekazania zbiorów spis eksponatów
liczył 194 pozycje i mieściły się w nim wyłącznie
obiekty piśmiennicze. Najstarszy z nich – Poezye
Wincentego Pola – pochodził z połowy XIX wieku.
W zbiorach znalazły się też egzemplarze czasopism,
przewodniki i opracowania naukowe o Polu. Należy
do nich również nieujęte w spisie popiersie Wincentego Pola stojące do dzisiaj przed budynkiem,
w którym znajduje się Izba. 27 grudnia 2005 roku
ostatni społeczny opiekun Izby pisemnie przekazał
wszystkie eksponaty Miejskiemu Domowi Kultury
i od tamtej pory nie ingeruje w sprawy muzeum.
67
Muzea lokalne
IZBA I MUZEUM NA WYSPIE
W 2005 roku przekazałem dla domu kultury cały obiekt,
bo w nowej rzeczywistości, będąc już na emeryturze, to
człowiek nie miał żadnych wpływów, a teraz to się liczy
pieniądz, bo przedtem mogliśmy załatwić u prezydenta,
że zwolnił nas z opłat wszelkich, za obiekt nie płacić.
A potem o mało by to… nie wiem, co by się z tym stało.
W 2006 roku zbiory zostały na nowo udostępnione
w wyremontowanych pomieszczeniach. Od tamtej
pory można je oglądać codziennie. Obecnie oprowadza po nich profesjonalista zatrudniony na etacie
przez dom kultury. Zbiory prezentowane są w jednej
niewielkiej, nowocześnie urządzonej sali. Wszystkie
przedmioty są oświetlone punktowo, a część zabytków
drukowanych znajduje się w gablotach.
Powstała ta izba, dostała nową szatę,
dostała gabloty, jest tam człowiek. […]
Pomieszczenie jest nieduże, jest super.
IZBA I MUZEUM NA WYSPIE
Przy okazji gromadzenia pamiątek po Wincentym
Polu do Izby trafiały również przedmioty codziennego użytku z Wyspy Sobieszewskiej. W czasach,
gdy Izbą opiekował się Komitet Osiedlowy, rzeczy
takich było niewiele i uzupełniały zbiory dotyczące Pola. Dla ówczesnych opiekunów były na tyle
nieistotne, że nie znalazły się nawet w spisie eksponatów Izby Pamięci z 2005 roku.
Myśmy tam jeszcze przedtem chcieli trochę
ilustrować to jakimiś takimi zabytkami. […] Parę
takich rzeczy od rybaków się pozyskało. […] Kiedyś
to była prawie w całości wypełniona wszyst�
kimi zbiorami, które dotyczyły Pola, jakieś mapy,
jakieś, powiedzmy, fotografie, masę tego było.
Sytuacja się zmieniła, gdy opiekę nad zbiorami
przejął dom kultury. Osoba odpowiedzialna za
kolekcję ma całkiem inną wizję Izby. Jej zdaniem
68
powinna ona raczej pełnić funkcję Muzeum Wyspy
Sobieszewskiej i w przyszłości mogłaby uzyskać
taki status. Obecnie liczba wystawionych pamiątek
po Polu i przedmiotów związanych z historią
lokalną jest zbliżona. Znaczna część materiałów
piśmienniczych z dawnej Izby została zabezpieczona, ale nie znalazła się na ekspozycji, ponieważ
zdaniem pracownika domu kultury nie zainteresuje
zwiedzających.
Starałem się to uatrakcyjnić, żeby ludzie się nie
bali – jak zobaczą Izba Pamięci Wincentego Pola,
no to Jezus, Maria, wejdą do tej izby, katafalk,
płonące świece, wieńce na tym katafalku okrągłe.
Strasznie. I właśnie Izba jest tylko i wyłącznie
z nazwy. To funkcjonuje jako Izba Pamięci Wincen�
tego Pola – Muzeum Wyspy Sobieszewskiej.
Izba zlokalizowana jest w domu kultury, w którym
odbywają się zajęcia edukacyjne dla dzieci i dorosłych, wystawy artystyczne, festiwale, wykłady
i spotkania. Znajduje się na pierwszym piętrze
i żeby ją obejrzeć, trzeba zwrócić się do jednego
z pracowników ośrodka, który oprowadzi po zbiorach. Priorytetem osoby odpowiadającej za kolekcję
jest zainteresowanie zwiedzających nie tylko
postacią Wincentego Pola, ale też historią i kulturą
materialną Wyspy. Obecny opiekun, inaczej niż jego
poprzednicy, do kolekcji podchodzi bardziej jak
pedagog niż archiwista. Części zbiorów, która jest
nieatrakcyjna dla przeciętnego widza, po prostu nie
udostępnia. Przedmioty znajdujące się na niewielkiej powierzchni są ułożone w taki sposób, by oprowadzanie stanowiło spójną narrację i angażowało
zwiedzających.
Ja po prostu to przejąłem i zmodyfikowałem. Kto chce,
to przeczyta. Nikogo nie zmuszam. Nie męczę ich
tym, bo ludzie tego nie chcą. Ja to widzę. Oni reagują
na te gry, które ja im zaproponuję, i oni są szczęśliwi.
Ja im tylko powiem to, to i to. Pokażę właśnie jeszcze
te zdjęcia Wyspy Sobieszewskiej, kurort, kąpielisko,
żeby było. I to jest tyle. Przechodzę do gier i zabaw,
69
Muzea lokalne
IZBA I MUZEUM NA WYSPIE
bo myślę, że bardziej to trafi i coś wyniosą niż z takich
tam nudnych: „A w latach 1835–1837 spędzał czas
na zaprzyjaźnionych dworach”. Nie ma szans.
Taka wizja udostępniania zbiorów jest sprzeczna
z perspektywą dawnych opiekunów i PTTK, dla
których priorytetem było upamiętnienie postaci
Wincentego Pola nawet kosztem atrakcyjności
ekspozycji i zainteresowania widzów. Zbiory etnograficzne i przedmioty codziennego użytku z Wyspy
Sobieszewskiej miały dla nich niewielką wartość.
Myśmy tam jeszcze przedtem chcieli trochę
ilustrować to jakimiś takimi zabytkami. […] Parę
takich rzeczy od rybaków się pozyskało. Ale obecnie
właściciele, znaczy, opiekunowie i Towarzystwo
Przyjaciół Wyspy, chcą zrobić to muzeum, więc tam
naściągali różnych rzeczy bardziej, mniej ciekawych
– powiedzmy, taka skrzynka rybacka, których tam
setka leżała na wybrzeżu, to jest mniej ciekawa,
drewniana skrzynka. Powiedzmy, siekierka, toporek
to nie jest eksponatem na dzisiejsze czasy.
Zmiana podejścia do prezentacji zbiorów
uwidacznia się także w księgach pamiątkowych,
w których formalnie brzmiące wpisy z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych obecnie stopniowo
ustępują miejsca rysunkom, wierszykom i żartobliwym podziękowaniom dla oprowadzającego.
Izba Pamięci w fazie przekształcania się w lokalne
muzeum stała się bardziej otwarta na odbiorcę.
Muzeum w społeczności
Perspektywa organizacji
pozarządowej
Lokalne stowarzyszenie przychylnie odnosi się
do pomysłu opiekuna zbiorów, by Izba zaczęła
pełnić funkcję Muzeum Wyspy. Nim dom kultury
przejął kuratelę nad zbiorami, organizacja na
własną rękę stworzyła mapę Wyspy i odświeżyła
salę muzeum.
Zawsze mnie intrygowało, że on jest w takiej
starej izbie właśnie, bo to była izba pamięci
Wincentego Pola i niewiele tam się po prostu
działo, więc tak próbowaliśmy niewielkimi
kroczkami coś z tym Polem zrobić. […] To jednak
świetna idea, bo powinno się ożywić i ten Pol,
powiedzmy sobie, będzie ciekawszy, jak będzie
właśnie ta historia tej Wyspy Sobieszewskiej.
Wyspa Sobieszewska jest miejscem przyciągającym
turystów. Znajdują się tu dwa rezerwaty przyrody
i wiele ośrodków wczasowych wybudowanych
w czasach PRL, z których część podupadła. Na
Wyspie brakuje jednak innych atrakcji poza ciekawostkami przyrodniczymi i standardową letnią
ofertą gastronomiczną, na jaką trafić można we
wszystkich nadmorskich miejscowościach w kraju.
Problem ten opisuje turystka we wpisie z księgi
pamiątkowej z 1980 roku:
Udostępnienie tego w jednym miejscu –
troskliwe zbieranie – daje nam – odbiorcom
zaspokojenie głodu kultury, którego
doznaje się zwykle w miejscach letnisk.
[Księga pamiątkowa, 23.07.1980]
Zdaniem przedstawicielki stowarzyszenia turyści
przed rozpoczęciem zwiedzania Gdańska mogliby
odwiedzić miejsca zlokalizowane na Wyspie,
dlatego organizacja podejmuje intensywne działania, których celem jest rozwój i promocja kolekcji.
70
Wyspa Sobieszewska nie posiada zbyt dużo walorów
kulturowych, no bo tam jest kościół, który był bardzo
ładny, zabytkowy, spalił się, został odbudowany
jako nowy. Więc poza siedzibą Forstera i poza
zbiorami, które są w tym muzeum, nie posiadamy
nic więcej. Więc z punktu widzenia turystyki,
promocji tego miejsca, należałoby to robić.
Celem tych działań nie jest wyłącznie podniesienie atrakcyjności turystycznej Wyspy. Stowarzyszenie stara się też promować postać Wincentego
Pola wśród mieszkańców, organizując na przykład
konkurs wiedzy o jego postaci dla uczniów lokalnych szkół lub konkurs legend o Wyspie. Wytyczono
też Szlak Rowerowy im. Wincentego Pola, z którym
związana jest impreza plenerowa.
Polówka polegała na tym – to było w kwietniu,
w urodziny Pola – że byli ściągani rowerzyści na
ten szlak. Był rajd rowerowy właśnie szlakiem
Wincentego Pola, jakaś grochówka, nawet kiedyś
przyjechał bryczką Wincenty Pol – aktor, który był
ubrany w ten strój z tamtej epoki. Nie o to chodziło
tylko, żeby zrobić szlak, ale żeby go ożywić.
Stowarzyszenie w Izbie i postaci Wincentego Pola
dostrzega potencjał rozwojowy. Wyspa może
w pewnym stopniu zmienić swój wizerunek miejscowości typowo letniskowej na atrakcyjne kulturowo miejsce o bogatej i ciekawej historii. Dzięki
takiej zmianie Sobieszewo zyskałoby w oczach
turystów, którzy pisali o „głodzie kultury”, ale przede
wszystkim w oczach mieszkańców. Wokół historii
Wisły Śmiałej i postaci Wincentego Pola mogłaby
się wytworzyć tożsamość miejsca o ciekawej specyfice, która jednoczyłaby społeczność. Obecnie już
niektórzy członkowie stowarzyszenia zaczynają
identyfikować się z Polem i odczuwać pewne przywiązanie do jego postaci.
W zeszłym roku byłam pierwszy raz w podziemiach,
krypcie Wincentego Pola. […] Jak weszłam do środka,
ja zaczęłam skakać po tej krypcie jak szalona. Mówię:
71
Muzea lokalne
IZBA I MUZEUM NA WYSPIE
„Zobacz, tu jest ten nasz Wincenty Pol”. Ja byłam tak
zachwycona, że tam trafiłam zupełnie przypadkowo!
To była dla mnie największa niespodzianka. Leży wśród
przecież największych ludzi. Krypta jest śliczna, nie jest
ponura, wszystko w takiej bieli. Ja byłam zachwycona,
zapaliłam znicz, mówię: „Tu myśmy, Pol, przyszli z Wyspy”.
Społeczność Wyspy
Wyspa Sobieszewska to dzielnica Gdańska o wyjątkowym charakterze. Aby dotrzeć tam z centrum,
trzeba pokonać trasę mierzącą piętnaście kilometrów i biegnącą przez pewien odcinek poza
granicami miasta. Na Wyspę prowadzi jeden most
pontonowy. Dzielnicę na stałe zamieszkuje trzy i pół
tysiąca mieszkańców, a gęstość zaludnienia wynosi
96 osób na kilometr kwadratowy3. Pomimo tego,
że do Sobieszewa sprowadza się coraz więcej osób,
które uczą się i pracują w centrum Gdańska, wydaje
się, że nadal panują tam relacje charakterystyczne
raczej dla społeczności wiejskich niż mieszkańców
konurbacji. W okresie, gdy powstawała Izba, różnica
była jeszcze wyraźniejsza. Jak wspomina przedstawicielka stowarzyszenia, która mieszka na Wyspie
od ponad trzydziestu lat, osoby przyjezdne „traktowano jako obcych, że bardzo długo ten człowiek nie
był ich”.
Jeden drugiemu coś tam powiedział, a wszyscy
wiedzieli o nim więcej niż on sam o sobie,
wszyscy wiedzieli, gdzie on był, lepiej niż on
sam. A zima była długa. Ale to miało swoje
plusy, bo zaczynała się tworzyć taka jedność,
wspólnota. […] Tam jednak byliśmy odcięci
i tam się tworzyły takie grupy towarzyskie.
Ponadto w czasach powstawania muzeum Wyspa
Sobieszewska była dzielnicą zdegradowaną, położoną na peryferiach miasta, w której nie lokowało
3 Na podstawie informacji Urzędu Miasta Gdańska z 12
stycznia 2011 roku, http://gdansk.pl/samorzad,647.html,
dostęp 22 listopada 2012.
72
inwestycji, a mieszkańcy doświadczali problemów
społecznych, takich jak alkoholizm. O niskim
statusie Wyspy świadczy też fakt, że pierwszy dom
kultury otwarto tam w 2004 roku.
Jest zbyt mało postrzegany i zbyt mała wiedza
wśród mieszkańców na temat tej bardzo
ciekawej postaci. […] On jest troszeczkę zaku�
rzony i należałoby go z tej patyny odnowić.
Problem z wyspą jest też, że ona była degrado�
wana przez władze miasta, była zapomniana,
spychana z jakimiś inwestycjami, nie żyło się
tutaj zbyt dobrze, pozbawiona jakby takiej
pamięci. „Żyjcie sobie, jakoś tam będzie”.
Izba zlokalizowana była w siedzibie Komitetu Osiedlowego, mieszkańcy mijali ją więc przy okazji
załatwiania różnych formalności. Jak twierdzi
przedstawicielka stowarzyszenia, „każdy starszy to
przynajmniej raz w tej Izbie był”. Ponieważ jednak
odbywały się tam raczej seminaria naukowe niż
wydarzenia jednoczące społeczność, jest ona
postrzegana jako miejsce, które przede wszystkim
odwiedzają grupy szkolne. Już w protokole z lat
siedemdziesiątych wspomina się o konieczności
przybliżenia Izby mieszkańcom Wyspy właśnie
poprzez kontakt ze środowiskiem szkół.
W tym środowisku w latach siedemdziesiątych
w wyniku inicjatywy z zewnątrz powstała Izba
Pamięci poświęcona postaci, której społeczność
lokalna nie znała. Wincenty Pol nie funkcjonuje
w zbiorowej pamięci mieszkańców Sobieszewa i nie
wiążą się z nim żadne tradycje. Co więcej, jak wynika
z wypowiedzi dawnego społecznego opiekuna
Izby, mieszkańcy sądzili, że Pol był narodowości
niemieckiej, a większość Niemców opuściła Sobieszewo w latach czterdziestych, zostawiając swoje
posiadłości.
Społeczeństwo nie było tym za bardzo zaintereso�
wane. Przecież ludzie do końca nie wiedzieli, kto to
był ten Pol. Zresztą w Polsce nawet długi czas uważali
go za jakiegoś Niemca. […] Przecież Pol się urodził
w Lublinie, bo tam jego ojciec stanowisko zajmował.
Dopiero stowarzyszenie w latach dziewięćdziesiątych zaczęło podejmować próby wprowadzenia
Pola do tożsamości Wyspy, tworząc szlak rowerowy.
Wcześniej organizacja lobbowała za nadaniem
lokalnej szkole imienia Wincentego Pola, projekt
ten nie doszedł jednak do skutku. Dla mieszkańców
Wyspy Wincenty Pol pozostaje postacią mało znaną.
Z wyjątkiem incydentalnych wydarzeń, takich jak
msza w dwieście piątą rocznicę jego śmierci, historii
Pola nie upamiętnia się w społeczności lokalnej.
Uznano iż prawidłowa działalność Izby uzależ�
niona jest od świadomości – w jeszcze większym
stopniu – jako własnej, oryginalnej miejscowej
ludności. Nieodzowne jest wciągnięcie miej�
scowych: Nauczycielstwa i Młodzieży szkolnej
(na przykład przez krótkie recytacje na Semina�
riach) i poprzez nich do reszty mieszkańców.
[Sprawozdanie Komisji Krajoznawczej
ZW PTTK z 30.04.1976]
Obecny opiekun Izby także przywiązuje dużą
wagę do tego, by zapraszać uczniów z Sobieszewa
do zwiedzania zbiorów promowanych już jako
Muzeum Wyspy Sobieszewskiej, i na początku
każdego roku szkolnego rozsyła informacje o Izbie
do okolicznych szkół.
Przede wszystkim stawiamy też na te szkoły stąd.
[…] Na początku wysyłamy takie zaproszenia na
przyjazd. Jeżeli chcą, proszę bardzo, jesteśmy otwarci.
[…] Mogą przyjechać na prezentację, obejrzeć film,
mogą taką lekcję w muzeum też odbyć i zobaczyć.
Podczas popularnych imprez, takich jak Europejskie Dni Dziedzictwa czy Noc Muzeów, do Izby
przy okazji wycieczki po kolejnych placówkach
muzealnych przyjeżdża wielu gdańszczan. Mieszkańcy Sobieszewa także odwiedzają muzeum, choć
niezbyt licznie. Przy okazji większych wydarzeń
Izba promowana jest szeroko na Wyspie nie tylko
za pomocą mediów wizualnych, ale też ogłoszeń
w pobliskim kościele. W codziennej promocji jednak
głównym kanałem jest Internet. Zwiększenie liczby
mieszkańców Sobieszewa wśród zwiedzających jest
ważnym celem pracownika domu kultury opiekującego się Izbą. Przy okazji planowania wystaw czasowych i tworzenia prezentacji stara się on znaleźć
takie tematy, które zaciekawią społeczność lokalną,
nie zawsze jednak się to udaje.
Idzie promocja na całą wyspę, plakaty, a ludzie
z Gdańska są. W tym roku było troszeczkę lepiej,
bo zdarzyło się kilka grup osób, ale to nie dużo.
[…] Chciałbym, żeby było tego minimalnie
więcej, bo prezentacje są naprawdę bardzo
fajne. Nie wiem, na czym to polega. To jest
taka główna chęć. Że to miejsce nie gryzie.
Zbiory społeczności
Obaj opiekunowie Izby, pierwszy i obecny, podkreślają, że kolekcja powstała w całości z darów społecznych. Żaden z eksponatów dotyczących Wincentego
Pola nie pochodzi jednak z Sobieszewa. Ofiarowywały je osoby mieszkające w różnych regionach
Polski. Pomysł współtworzenia Izby-Muzeum Wyspy
przez mieszkańców jest więc dość nowy. Lokalne
stowarzyszenie w wydawanym przez siebie czasopiśmie opublikowało w 2010 roku apel domu kultury
do społeczności Sobieszewa o dzielenie się zbiorami, a jego członkowie sami przynoszą pojedyncze
przedmioty4.
4 Paweł Jarczewski, Izba Pamięci Wincentego Pola, „Wyspa
Skarbów” GAK, „Echa Wyspy” nr 1:2010, s. 26.
73
Muzea lokalne
Izba Pamięci Wincentego Pola – Muzeum Wyspy Sobieszewskiej
Parę eksponatów zebrałam – przede wszystkim
związane z rybaczeniem, taką lampę rybacką.
Potem pan, który należał do tej Rady Osiedla
[…], ofiarował mi taki album, gdzie były właśnie
wycinki związane z Wyspą, ofiarując nam
bardzo cenny zbiór i przede wszystkim myśląc
do przodu, co zostawimy w przyszłości.
Nie ma więc w tym nic dziwnego, że mieszkańcy nie
chcieli powierzać swoich rodzinnych pamiątek tak
niepewnej instytucji.
Autorka powyższej wypowiedzi po pewnym czasie
zabrała z Izby przyniesioną przez siebie lampę,
ponieważ uznała, że jest to pamiątka rodzinna, którą
wolałaby przekazać dzieciom. Kolekcja w Muzeum
Wyspy Sobieszewskiej jest więc nadal nieukształtowana. Powstaje na bieżąco i nie zastygła jeszcze
w zinstytucjonalizowanej formie. Opiekun Izby
planuje w przyszłości przeprowadzenie szerzej
zakrojonej akcji gromadzenia zbiorów do Muzeum
Wyspy Sobieszewskiej, a zaproszenie mieszkańców
do „współpracy w tworzeniu ekspozycji” znajduje
się również na stronie internetowej Muzeum5.
Planujemy taką akcję, żeby zachęcić osoby, żeby
poszperały w tych strychach i przyniosły, bo jednak
warto, żeby leżały w instytucji kultury, gdzie coś nie
zaleje, coś nie zje, tylko będzie to leżało, powiedzmy,
w tak zwanym magazynie czy gablocie, jeżeli to by
się nadawało na ekspozycję. Więc jesteśmy skon�
centrowani tylko i wyłącznie na dary społeczne.
Obecnie jednak lokalna społeczność z pojedynczymi wyjątkami nie przynosi do Izby swoich przedmiotów. Sytuacja taka może mieć kilka przyczyn.
Po pierwsze, powstające Muzeum związane jest
z postacią Wincentego Pola, która pozostaje obca
i nie jest osadzona w zbiorowej pamięci i tradycjach Wyspy. Po drugie, Izba od początku lat dziewięćdziesiątych do 2004 roku miała niestabilną
sytuację. Toczyły się spory o to, kto powinien się
nią opiekować. Zlokalizowana była w zaniedbanym
pomieszczeniu, a pewna część zbiorów zaginęła.
Muszę powiedzieć, że ja mam rzeczy, które bym chętnie
oddała do muzeum, ale jak to było taka przejściówka,
że nie wiadomo, kto to ma, co to ma. […] Chętnie bym
oddała to szkiełko, które mam po kimś tam, bo to jest
tak naprawdę historia tych ludzi, którzy tu mieszkali.
Tylko myślę, że to jest za małe pomieszczenie, bo żeby
zrobić muzeum, to jednak ta sala powinna być jeszcze
raz tak duża. Może inne obiekty dojdą. Jak będzie
muzeum i zrobi większe pomieszczenie, to może.
Zbiory zgromadzone na Wyspie Sobieszewskiej
to ciekawy przypadek społecznego muzeum
o zasięgu jednocześnie ogólnopolskim i lokalnym,
stworzonego przez dwie społeczności: sympatyków
i krewnych Wincentego Pola oraz niektórych mieszkańców Sobieszewa. Izba Pamięci powstała dzięki
darom przekazanym PTTK przez osoby z całego
kraju związane z Wincentym Polem. Muzeum
Wyspy Sobieszewskiej jest natomiast powoli
współtworzone przez jej najbardziej aktywnych
mieszkańców, którzy potrafili dostrzec potencjał
rozwojowy w niewielkiej staroświeckiej placówce
i zainwestować w nią swój czas i środki. Przejęcie
zbiorów przez instytucję kultury i stabilizacja sytuacji Muzeum ożywiła tę placówkę. Dzięki temu, że
w Izbie zatrudniony jest historyk, który opiekuje
się kolekcją, rośnie społeczne zaufanie do niej. Co
więcej, wizja rozwoju Izby w kierunku stworzenia
lokalnego muzeum, którą ma opiekun, pokrywa
się z wizją stowarzyszenia, a między podmiotami
panuje współpraca. Jest więc szansa, że apel o przynoszenie zbiorów zaowocuje tym, że w przyszłości
Izba Pamięci Wincentego Pola przekształci się
formalnie w Muzeum Wyspy Sobieszewskiej.
5http://wyspaskarbow.gak.gda.pl/wincenty-pol/39/84-zbieramy-eksponaty, dostęp 19 listopada 2012.
74
75
Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem
„Kiedyś
tak to wyglądało”
Joanna Florczak
Miejsce
i charakterystyka
zbiorów
Omawiana Regionalna Izba Pamięci znajduje się
w wiosce Wysokie w gminie wiejskiej Zamość w województwie lubelskim. Wieś znajduje się w odległości
około sześciu kilometrów od Zamościa. Na terenie
gminy działa LGD Nasze Roztocze.
Gmina Zamość według danych dostępnych na
jej stronie internetowej, jest największą gminą
w województwie lubelskim zarówno pod względem obszaru, jak i liczby miesz­kań­ców wynoszącej 22 036 osób (stan na 1 wrze­śnia 2011 roku)1.
W samym Wysokiem mieszkały w 2012 roku 734
osoby. Oprócz siedziby OSP, kilku sklepów spożywczych oraz zespołu szkół (szkoła podstawowa i gimnazjum), we wsi nie ma innych instytucji ani bazy
noclegowej. Dobrze rozwinięta infrastruktura turystyczna znajduje się w pobliskim Zamościu.
Wysokie jest niewielką wsią podzieloną nieformalnie na Stare Wysokie i Nowe Wysokie. Stare
Wysokie, w którym mieści się Regionalna Izba
Pamięci, ma charakter ulicówki.
1 http://www.gminazamosc.pl/?page_id=412, dostęp
6 grudnia 2012.
76
77
Muzea lokalne
Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem
Izba Regionalna znajduje się na skraju Starego
Wysokiego. Pod siedzibą Izby jest przystanek autobusu miejskiego z Zamościa, który jednak kursuje
tylko kilka razy w ciągu dnia.
Kierowniczka Ośrodka Promocji, Turystyki i Sportu
Gminy Zamość uważa, że osobom nieposiadającym
samochodu trudno jest dojechać do Izby:
Dla indywidualnego turysty z samochodem
dojazd jest łatwy, ale bez samochodu nie. I my
mamy ten sam problem, jeśli chcielibyśmy,
żeby do nas przyjeżdżali mieszkańcy z Zamo�
ścia na imprezy organizowane w Izbie albo
turyści zwiedzający Zamość. W niedziele na
większość takich imprez trzeba dojechać swoim
samochodem, bo MPK nie jeździ w ogóle.
Izba znajduje się tuż przy drodze prowadzącej przez
środek wsi, lecz jest oddalona od głównej drogi do
Zamościa. Dojazd do niej jest bardzo słabo oznakowany – jedyny drogowskaz znajduje się przy szkole
podstawowej od strony Nowego Wysokiego. „Cały
czas tylko mówię: ciągle brak kierunkowskazów”,
mówi pomysłodawczyni Izby.
Przy budynku Izby znajduje się OSP Wysokie –
niewielki piętrowy budynek. Była to pierwsza
siedziba Izby Regionalnej, zanim nowy budynek
został oddany do użytku w 2011 roku. Na jego
utworzenie gmina Zamość pozyskała środki unijne.
To tak na początku były pytania: co? Skąd my to
weźmiemy? Jak to będzie? Wie pani, to była taka
po prostu wielka niewiadoma. Ale tak powolutku,
powolutku, już w maju było otwarcie naszego
muzeum w regionalnej izbie, czyli w remizie
strażackiej – nastąpiło to 7 maja w 2006 roku.
W muzeum było sto dwadzieścia eksponatów.
Przetrzepałyśmy komórki stare, stare strychy,
domy niezamieszkałe, często gęsto. I wie pani,
trzeba było to wszystko wyszorować, przy�
nieść, wyczyścić, i smarowałyśmy to prepara�
tami, żeby tego korniki nie zjadły. Wiadomo,
drewno to jest materiał nietrwały. I proszę
panią, tak zaczęło się to nasze muzeum.
Przedmiotów było coraz więcej i członkinie Koła
zajęły następną salę w budynku remizy, tak zwaną
świetlicę wiejską. W miarę, jak sprzętów przybywało, przedsięwzięciem zainteresował się wójt
gminy. Wcześniej pomysłodawczyni Izby otrzymała
poparcie dla pomysłu od kierowniczki Ośrodka
Promocji Sportu i Turystyki Gminy Zamość:
Więc zadzwoniłam do gminy, do pani kierownik
Marty Miśtal, czy ona nas by to wsparła, czy
gmina by nam to pomogła rozkręcić, jeżeli
byśmy założyli takie muzeum. Pani kierownik
odpowiedziała, że bardzo chętnie, jeśli my
będziemy chętnie zbierać, to oni też pomogą.
Nowy budynek Izby powstał w 2010 roku, ale jej
otwarcie nastąpiło dopiero rok później.
Jedna z członkiń Koła Gospodyń Wiejskich w Wysokiem tak opowiada o początkach Izby:
W Izbie znajdują się przedmioty codziennego
użytku pozbierane w większej części w Wysokiem.
W listopadzie w 2005 roku na spotkaniu Koła
Gospodyń z racji święta Niepodległości nasza
przewodnicząca, Wanda Skóra, podsprzedała nam
taki pomysł, że urządzamy wiejskie muzeum.
W większości są to dary, dary naszej miejscowości.
Później tam te, których nie mogłyśmy u nas dostać,
no to gmina ogłaszała w gazecie. I tak na przykład
krosna – za krosna trzeba było troszkę zapłacić.
Pomysł spodobał się pozostałym członkiniom Koła
i wkrótce po zebraniu zaczęły zbierać przedmioty,
które miały trafić do nowo powstającego muzeum.
W zbiorach znajdują się nie tylko rzeczy zabytkowe,
ale także nowsze przedmioty, takie jak banknoty
używane przed denominacją z 1995 roku. Ponadto
78
panie zebrały także stroje z połowy XX wieku i stare
radia. „Już mamy ponad trzysta eksponatów. Proszę
panią, mam dokładny wykaz, od kogo”.
Gminny Ośrodek Promocji Turystyki i Sportu przy
udziale jednostki zajmującej się projektami napisał
wniosek o dofinansowanie budynku Izby. Członkini
KGW tłumaczy to tak:
Członkini KGW: To wójt złożył wniosek. Bo myśmy
prosiły, tłumaczyły cały czas. Wniosek został złożony.
Wójt nam powiedział, że Unia pomoże.
Badaczka: I to tak, że sto procent środków było
unijnych?
Członkini KGW: Nie, ogólnie potrzebowałyśmy
906 tysięcy, 500 dała Unia, reszta – gmina.
Zwiedzający
Izba jest otwarta co tydzień w każdy piątek od
godziny dziewiątej do czternastej – pracownik
GOPTiS pełni wówczas dyżur w Izbie – oraz w pozostałe dni tygodnia po wcześniejszym umówieniu
się (numer do kustosz Izby znajduje się na budynku
oraz stronie internetowej gminy Zamość). Izbę
odwiedzają mieszkańcy okolicznych wsi, wycieczki
szkolne oraz turyści – zwłaszcza rowerowi.
Założycielki kolekcji otworzyły Izbę w celu edukacyjnym – by uczyć, zwłaszcza dzieci, „jak kiedyś
było”.
No bo chciałyśmy pokazać młodszemu pokoleniu, że
kiedyś tak to wyglądało. Żeby ta tradycja jednak prze�
trwała, żeby młodzież coś wiedziała na ten temat. No bo
jak oprowadzam te wycieczki i tłumaczę, że była półka
w kuchni i na niej słoma i na tym się spało, no to dzieci
mówią: „Na jakiej słomie się spało?!”. Na słomie się spało.
I albo był siennik, albo go nie było. Bo nie w każdym domu
był siennik. Najczęściej się spało na tych deskach. I rano,
jak się wstało, to ooo… I takich wiele, wiele rzeczy…
Najczęstszymi gośćmi w Izbie są dzieci z okolicznych szkół:
Oprowadzając dzieci, robimy jednocześnie taką
zgaduj-zgadulę. Dzieci też myślą, do czego to
[dany przedmiot] mogłoby być przydatne – one
tam między sobą też chcą rywalizować, chcą
się wykazać swoimi wiadomościami, więc to ich
też zaciekawia. Dzieci też oglądają swoje babcie
tutaj, poznają na zdjęciach. Po zwiedzaniu także
jest konkurs, więc któryś z nauczycieli przekazuje,
że trzeba dokładnie oglądać, bo będzie konkurs.
Ten pan, co przyjeżdża w piątek, kupi czasem
jakieś takie małe upominki, nagrody. Także dzieci
oglądają, odpowiadają, i tu nieraz chmara rąk…
Poza wystawą stałą w Izbie organizowane są otwarte
pokazy czynności gospodarczych, takich jak
międlenie lnu czy robienie sera – odbyło się ich już
kilka. Zaczęto też organizować imprezy cykliczne.
Najważniejsze z nich to Dni Muzealnika, które odbywają się w Wysokiem w ostatnim tygodniu kwietnia.
Jest to impreza gminna, w której uczestniczą przedstawiciele władz zagranicznych gmin współpracujących z gminą Zamość ze Słowacji, Węgier i innych
krajów.
Mieszkańcy wioski, z którymi rozmawiałam, znali
Izbę. Jeden z nich przekazał kilka sprzętów na jej
rzecz. W Zamościu osoba prowadząca pensjonat nie
znała Izby. W informacji turystycznej znajdującej się
na zamojskim rynku dowiedziałam się, że od czasu
otwarcia Izby pytała o nią tylko jedna osoba. Informacja turystyczna dysponuje niewieloma folderami
przedstawiającymi tę placówkę. Pracownica punktu
informacji uważa, że gdyby docierały do nich informacje o imprezach i pokazach organizowanych
w Izbie, można by to miejsce lepiej wypromować.
Panie z KGW uważają, że promocja Izby jest
niezbędna: „No bo nam właśnie o to chodzi –
szukamy takiej promocji naszej regionalnej, no bo
wiadomo, im większa będzie promocja, tym większa
będzie punktacja odnośnie naszej Izby”.
79
Muzea lokalne
Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem
Dyrektor Zespołu Szkół w Wysokiem mówi:
Trzeba powiedzieć, że w czasie roku szkolnego jest
bardzo dużo grup wycieczkowych ze szkół, przedszkoli
i takich zorganizowanych, ponieważ w szkołach też
realizują taką ścieżkę edukacyjną pod kątem właśnie
tych dawnych obrzędów, dawnych zwyczajów,
także to wszystko jest powiązane z regionalną izbą,
szczególnie z eksponatami, które się tutaj znajdują.
W czasie, gdy odwiedzałam Izbę, nie było w niej
żadnych zwiedzających.
Relacje Izby
z otoczeniem
Izba w Wysokiem zgodnie z zapewnieniami członkiń
Koła Gospodyń służy wszystkim mieszkańcom wsi.
W jej sali spotkań odbywają się zebrania wiejskie.
W działalność Izby zaangażowani są sołtys wsi,
który jest jednocześnie mężem jednej z członkiń
KGW, Ochotnicza Straż Pożarna oraz wicedyrektor
Zespołu Szkół w Wysokiem.
Dyrektor szkoły tak wypowiada się na ten temat:
Tak samo nasz sołtys to jest złota rączka,
wszystko potrafi, zawsze zespawa nam jakieś
elementy, tego. Tak że współpracujemy. Ze
strażą tak samo – jeśli trzeba coś większego
przewieźć, tak jak te krosna przywieźliśmy. Ze
strychu to zdjęliśmy, to było bardzo brudne.
Pracownica Ośrodka Promocji Turystyki i Sportu
Gminy Zamość mówi:
Jest [tam] strażnica OSP Wysokie, a w więk�
szości mężowie pań z Koła są członkami OSP.
Pan sołtys, Wiesław Topa, teraz już radny, i też
jest w OSP. I panowie strażacy to są po prostu
80
81
Muzea lokalne
Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem
koło domu. Małżonek pani Henryki to jest
prezesem OSP. Tutaj właściwie to wszystko jest
tak, jak to mówi się, wszystko na miejscu.
gości tam jest bardzo często. Ustalać coś
tam, czy jakie środki finansowe są potrzebne.
Wszystko raczej robi się we współpracy.
O ile relacje z wyżej wymienionymi instytucjami
układają się bez zarzutu, o tyle problemem jest brak
zaangażowania innych mieszkańców wsi. „Kilka razy
żeśmy prosiły, to tylko straż pomaga nam. Straż,
no, sołtys też nam dużo pomagał. Wiadomo, że nie
przyjdzie nam plewić ogródka”.
Izba współpracuje też z Zespołem Szkół w Wysokiem (szkoła podstawowa i gimnazjum). Wicedyrektor szkoły jest przyjacielem Izby, a jego syn przez
jeden dzień w tygodniu pracuje w niej jako przewodnik – jest etatowym pracownikiem Ośrodka
Promocji Gminy Zamość.
W 2011 roku w Izbie odbywały staż dwie osoby oddelegowane przez Lubelską Organizację Turystyczną, która
pozyskała pieniądze na ich wynagrodzenie z programu
unijnego. Zdania na temat pracy stażystek są jednak
podzielone – członkinie KGW uważają, że osoby niepochodzące z Wysokiego nie nadają się do pracy w Izbie.
Uważają też, że gmina powinna wygospodarować
pieniądze na dwa etaty dla Koła Gospodyń: „My byśmy
sobie jakoś te dwa etaty rozdzieliły wśród nas”.
Pracownica OPTiS Gminy twierdzi: „To ma dwie
strony medalu. Najlepiej jest, jeśli [opiekunem
kolekcji] jest osoba bardzo związana z tym terenem,
która czuje bluesa, która się zna”.
więc tu jest ten pies pogrzebany. Bo żeby tutaj
przyjeżdżali turyści, to trzeba byłoby od nich wziąć
opłatę na ścieki i na wszystko. Trzeba tych pieniędzy.
Poza uzyskaniem statusu instytucji kultury rozwiązaniem wskazywanym przez kierowniczkę ośrodka
mogłoby być zarządzenie Izbą przez stowarzyszenie.
W rozmowach, które przeprowadziłam, wskazywane
było przede wszystkim działające w gminie stowarzyszenie o nazwie 28+.
Z drugiej strony panie z KGW, zapytane o możliwość
powołania stowarzyszenia, nie są do końca przekonane, czy taka forma opieki nad Izbą to najlepsze
rozwiązanie jej problemów.
Badaczka: Nie myślałyście panie o tym, żeby
założyć stowarzyszenie?
Członkini KGW: Stowarzyszenie już w gminie jest
założone, któremu my podlegamy. Ale jeszcze
wszystkie prawne sprawy nie są załatwione.
[…] Jest taka sprawa, że jakbyśmy same chciały
założyć stowarzyszenie, to byśmy się musiały
odłączyć od gminy. Nie byłybyśmy się w stanie
wtedy utrzymać nawet. Przede wszystkim
potrzebne są pieniądze na utrzymanie budynku,
prawda? My cały czas współpracujemy z gminą
i […] popracować, podopinać to wszystko, żeby to
było, żeby można tę wycieczkę przyjmować.
Dyrektor szkoły wypowiadał się o Izbie z entuzjazmem:
Wie pani, to jest ewenement w skali powiatu Zamoj�
skiego. To jest jedyne [takie] miejsce, ba, muszę powie�
dzieć, że […] ten budynek, lokal, mi się bardzo podoba.
Ja muszę powiedzieć, że na naszej Lubelszczyźnie jest
to chyba najpiękniejszy obiekt tego typu […]. Tutaj
to jest taka specyfika, drewno, […] zapach dawnej
chaty wiejskiej. Muszę powiedzieć, że ja też mam
tutaj swoje eksponaty, tutaj jestem też udziałowcem.
Wszystko, co możemy, to dajemy. Takie rzeczy, które
są stare, nie są w codziennym użytku, a możemy prze�
kazać do izby pamięci, to oddajemy, żeby inni mogli
zobaczyć stare pieniądze czy stare kilimy, kanapy
i tak dalej. Nawet butelki, jak pani widzi. […] Są tacy,
którzy przyjeżdżają wypożyczać nawet te butelki.
Wydaje się także, że Izba i KGW mają dobre relacje
z Ośrodkiem Turystyki. Dyrektor szkoły w Wysokiem
tak o nich opowiada:
Jak się współpracuje w gminie, to ja powiem
pani, że tutaj to nie jest tak, że gmina, to tam
się idzie, bo źle naliczyli podatek. Do gminy
to zapytać, jak organizuje się współpraca,
82
Problemy
Głównym problemem Izby, z którego wynikają
pozostałe, jest kłopotliwy status prawny muzeum,
na co wskazywała głównie kierowniczka Ośrodka
Promocji Gminy Zamość. Izba formalnie podlega
jednostce samorządu terytorialnego, jaką jest
gmina, co sprawia, że nie może na siebie zarabiać
ani pobierać opłat za wstęp nawet w postaci tak
zwanych cegiełek. Sala spotkań w Izbie nie może być
też, przynajmniej na razie, wynajmowana gdyż takie
są zasady programu, z którego zostały pozyskane
środki na wybudowanie budynku.
Bo my jako jednostka organizacyjna musimy brać
wszystko za darmo. Jak tak będzie, to przyjdzie ten
moment, że się nam po prostu skończą pieniądze.
Więc na razie jest tak, że najpierw musimy znaleźć
rozwiązanie. Albo może być instytucja kultury, bo
one mogą organizować odpłatnie rożne rzeczy – my
na dzień dzisiejszy jesteśmy jednostką organiza�
cyjną, która ma też u nas składkę, i mamy wpisaną
promocję turystyki i sportu, mamy upowszechnianie,
83
Muzea lokalne
Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem
Jednym z problemów wskazywanych przez członkinie KGW jest problem z rekrutacją młodszych
mieszkanek Wysokiego do Koła Gospodyń:
Ten problem jest, że młode panie nie zapisują
się do koła. Nie mamy młodych, też ogłoszenia
zrobiłam i kartki pisałam, i plakaty na tablice
ogłoszeń – no, nie ma chętnych. Nie ma chętnych,
żeby zapisać się. Bo młodsze to na pewno spryt�
niejsze byłyby, starsze to zachorują, to na operacje.
Różnie jest. A nie mamy młodych pań w kole.
Problemem według kustosz Izby są też rzadkie
godziny otwarcia placówki i to, że nie ma osoby, która
pracowałaby w izbie częściej niż tylko raz w tygodniu:
Ale są zainteresowane osoby, które się zatrzymują,
tutaj odpoczywają, bo ja sama kilka razy widziałam,
jak się zatrzymują, także myślę, że jeśli izba byłaby
codziennie otwarta, to takich zwiedzających niepla�
nowanych byłoby więcej, zwłaszcza w okresie letnim.
Członkinie KGW wskazują też na problem z „rejestracją” Izby:
Ale jeszcze jest taka sprawa, jeżeli ona byłaby już
zarejestrowana, to muzeum w Zamościu, w tych
ośrodkach co, no, rozplanowują wycieczki, to by było
więcej. No, ona jeszcze nie może być zarejestrowana,
bo nie ma tu na stałe pracownika. Jest jeszcze nie
zgłoszona, tak żeby to... ona jest do zwiedzania.
Szefowa Ośrodka Promocji Gminy wskazuje też na
problem z informacją turystyczną w Zamościu, która
nie udziela tak rzetelnej informacji na temat Izby jak
powinna: „Jest problem z informacją turystyczną,
tam na pierwszym miejscu są rzeczy komercyjne”.
84
Plany
Podsumowanie
Zbiory zgromadzone w Izbie są wciąż powiększane.
Pomieszczenie na poddaszu, które w czasie badania
było przystosowywanae do pełnienia funkcji
sali ekspozycyjnej, będzie służyło wystawianiu
sprzętów gromadzonych przez członkinie KGW,
ale używać się go będzie także do organizowania
pokazów czynności gospodarczych.
Izba Regionalna w Wysokiem jest przykładem na to,
jak inicjatywa lokalnych aktorów przy współpracy
z władzami samorządowymi przynosi efekty, które
służą społeczności lokalnej.
Poza tym opiekunki Izby mają bardzo konkretne
plany dotyczące powiększania kolekcji:
Tak, tak, jeszcze brak nam niektórych rzeczy, jak na
przykład sanki drewniane, dawne. No nie możemy
znaleźć w tej chwili. Ale w tej chwili już bardzo
nam mało brak sprzętów. I już w tej chwili są takie
osoby, które proponują, ale za opłatą. Jak mamy
dany sprzęt, to już nie bierzemy. Nie bierzemy, no
bo po co? Pamięta pani taki zegar stojący? […] Ale
wie pani, my nie mamy funduszy [na jego zakup].
Musimy się upominać i gmina na takie coś, no, nie
daje. Ale teraz tylko takich wyszukanych sprzętów
brak. Teraz czekamy tylko do wykończenia.
Planowane jest też przygotowanie Izby do przyjmowania większej liczby zwiedzających. W tym
celu powinna zostać wybudowana recepcja:
„Przy odwiedzaniu jakaś odpłatność musiałaby być zrobiona. Także to musiałoby być, […]
bo jakby wycieczka jakaś przyjechała na taki
bałagan...”
Teren za budynkiem, na którym obecnie trwają
prace budowlane, stanie się placem, na którym
odbywać się będą gminne imprezy, takie jak Dni
z Tradycją czy Dni Muzealnika.
Mieszkanki Wysokiego działające w Kole Gospodyń
Wiejskich wpadły na pomysł zorganizowania izby
regionalnej, lecz nie byłyby go w stanie zrealizować,
gdyby nie miały dobrych relacji z miejscowymi
władzami. Dobra komunikacja z lokalnymi aktorami i zainteresowanie władz gminy sprawiło, że
pomysł jednej osoby wspartej przez aktywną grupę
zamienił się w rzeczywistość.
Współpracujący z sobą lokalni działacze, do których
w wyżej opisanym przypadku należą osoby z Koła
Gospodyń Wiejskich i miejscowej Ochotniczej
Straży Pożarnej, a także Sołtys oraz pracownicy
szkoły, stworzyli dobre warunki do zaistnienia
i funkcjonowania Izby.
Przede wszystkim wsparcie władz gminy oraz Lokalnej Grupy Działania „Nasze Roztocze” i dobry klimat,
jaki instytucje te stworzyły dla oddolnych inicjatyw,
zaowocowały powstaniem miejsca z potencjałem,
który można będzie rozwijać. Członkinie KGW szukają
obecnie pomysłu na kierunek rozwoju Izby, inspirując
się między innymi inicjowanymi przez władze gminy
Zamość wizytami studyjnymi w innych podobnych
Izbach, muzeach i wioskach tematycznych w Polsce.
Kluczowym problemem jest dziś dla nich znalezienie
pomysłu na to, w jakim kierunku Izba ma podążać: czy
przekształci się w muzeum z prawdziwego zdarzenia,
czy raczej pozostanie miejscem, które służy przede
wszystkim społeczności lokalnej.
85
Kolekcje w gminie Błażowa
Małgorzata Kopecka
Badana Izba Pamięci i Tradycji znajduje się w Futomie – niewielkiej wsi w gminie Błażowa. Kolekcja ta
funkcjonuje w ramach większego, nieformalnego
układu razem z kilkoma innymi zbiorami, dlatego
do pełnego oglądu jej sytuacji potrzebne będzie
spojrzenie szersze, obejmujące całą gminę.
Gmina
kolekcjonerów
Gmina
Futoma
Błażowa jest typowym polskim miasteczkiem
ciągnącym się wzdłuż wąskiej i ruchliwej drogi.
W jego centrum znajdują się ponadstuletni ceglany
kościół, kilkanaście niskich kamienic i kilka małych
bloków. Przy dworcu PKS i centrum handlowym
jest szkoła podstawowa z nowo wybudowaną halą
widowiskową oraz ośrodek zdrowia. Po przeciwnej
stronie ulicy wznosi się duży parterowy budynek
domu parafialnego, a znajdujący się na nim szyld
informuje, że wewnątrz znajduje się Społeczne
Muzeum Ziemi Błażowskiej. Budynek jest niedostępny do zwiedzania, używa się go głównie do
spotkań katechetycznych oraz nauk przedmałżeńskich. W centrum miasteczka znajduje się również
Biblioteka Publiczna, która przy współpracy z pobliskim Gminnym Ośrodkiem Kultury oraz aktywistami
z całej gminy redaguje i wydaje „Kurier Błażowski” –
czasopismo o długiej historii, obszerne, dostępne
w formie drukowanej oraz w Internecie.
Wieś Futoma położona jest siedem kilometrów
od Błażowej, znajduje się w niej około osiemset
domów (około 1400 mieszkańców), stuletni kościół,
szkoła podstawowa, OSP, dwa sklepy i poczta.
Zabudowania Futomy stoją na niezbyt stromych
zboczach po dwóch stronach drogi przelotowej.
W niektórych domach znajdują się małe przedsiębiorstwa, między innymi kowalstwo artystyczne
i produkcja mebli. Mieszkańcy wsi w coraz mniejszym stopniu zajmują się rolnictwem, zmniejsza się
liczba osób hodujących zwierzęta i produkujących
żywność na własny użytek. We wsi mieszka dwóch
artystów rzeźbiarzy, ponadto pochodził stamtąd
Antoni Rząsa, artysta ludowy, którego dorobek
został doceniony w całej Polsce – w Zakopanem
znajduje się jego muzeum. Tylko jedna jego rzeźba
znajduje się w Futomie – stoi w tamtejszym kościele
– jednak Rząsa uznawany jest za ważną postać, co
znalazło odzwierciedlenie w propozycji uczynienia
go patronem szkoły, a także stworzeniu poświęconych mu gablot pamiątkowych w szkole oraz Izbie
Pamięci i Tradycji.
Warto zauważyć, że w gminie brakuje bazy noclegowej – w centrum znajduje się zajazd, który jednak
służy wyłącznie jako miejsce organizacji wesel.
Ponadto w Internecie znaleźć można dane kontaktowe dwóch gospodarstw, które wynajmują pokoje,
jednak w trakcie pobytu badaczki żadne z wymienionych miejsc nie udostępniało noclegów
Gmina jest dobrze skomunikowana. Między jej miejscowościami jeżdżą liczne autobusy PKS i prywatne
busy, a w godzinach popołudniowych można zobaczyć kilka kursujących w różnych kierunkach autobusów szkolnych.
Izba Pamięci i Tradycji –
historia i kształt obecny
Obecnie Izba Pamięci i Tradycji znajduje się w dużej
sali na tyłach leżącego obok szkoły budynku OSP.
Znajduje się przy nim spora otwarta przestrzeń,
na której organizowane są wydarzenia kulturalne,
w tym duża coroczna impreza – Dni Futomy. Co
87
Muzea lokalne
Kolekcje w gminie Błażowa
ciekawe, obecne pomieszczenie w OSP miało być
przeznaczone na biuro sołtysa, jednak pani sołtys
zadecydowała, że lepiej będzie przechowywać
tam zgromadzone pamiątki. Na powstanie izby i jej
obecny kształt wpłynęło wiele czynników, zwłaszcza zaangażowanie Zdzisława Chlebka, dyrektora
szkoły w Futomie oraz osób związanych z Zespołem Obrzędowym „Futomianie” i Stowarzyszeniem
Kultywowania Kultury i Tradycji Ziemi Futomskiej.
Kolekcja w Izbie składa się z dwóch części. Pierwsza
z nich dotyczy historii najnowszej regionu Futomy,
działań regionalnych oddziałów AK oraz BCh i prześladowań, z jakimi spotykali się członkowie polskich
formacji zbrojnych. Wyeksponowana jest w kilku
gablotach z prawej strony Izby. Są tam głównie
dokumenty, zdjęcia, albumy, portrety oraz prasa
z czasów wojny i okupacji. Ta część kolekcji zapoczątkowana została przez rodzinę ppkł Józefa Maciołka,
żołnierza AK urodzonego w Futomie, i początkowo znajdowała się w jego domu rodzinnym
usytuowanym nieopodal szkoły. Po włamaniu
i kradzieży kolekcji medali i oryginalnego munduru
AK w 1998 roku rodzina przekazała kolekcję szkole.
Zbiory eksponowane były początkowo w klasach,
później kolekcja została zebrana w sali obok gabinetu dyrekcji, który ostatnio został udostępniony
regionalnej komórce ogólnopolskiej organizacji
koordynującej wolontariat studencki. W szkole
kolekcja była uzupełniana materiałami dotyczącymi
innych ważnych dla Futomy postaci, w tym Michała
Pilipca, zamordowanego kapelana Podobwodu AK
Rzeszów-Południe, i „budowniczego Futomy” Ferdynanda Wyskiela.
Osobą najbardziej zaangażowaną w opiekę nad
tą częścią kolekcji jest Zdzisław Chlebek, dyrektor
szkoły w Futomie, z wykształcenia i zamiłowania
historyk urodzony i zamieszkały na terenie gminy.
Funkcję dyrektora pełni od piętnastu lat, jest
również autorem tekstów do „Kuriera Błażowskiego”
i lokalnym aktywistą. Oprowadzanie po Izbie
zaczyna od pokazania szkoły, w której znajdują się
88
liczne gabloty pamiątkowe dotyczące ważnych
mieszkańców Futomy i żołnierzy AK i BCh – są to
pozostałości po dawnej lokalizacji Izby. W trakcie
zwiedzania dyrektor mówi o wszystkich eksponatach, jednak wyraźnie pasjonuje go część dotycząca historii najnowszej – wyczerpująco opowiada
o kolejnych upamiętnionych postaciach, przytacza
liczne, często wstrząsające historie z lat okupacji.
Drugą część kolekcji stanowią eksponaty, które
scharakteryzować można jako przedmioty codziennego użytku z XIX i początku XX wieku typowe
dla regionu. W pierwszej części pomieszczenia, na
wprost od wejścia do Izby, znajdują się narzędzia
gospodarskie, takie jak cepy, żarna, koła oraz drewniane wyposażenie warsztatu szewskiego. W dalszej
części sali zrekonstruowano izbę, w której główne
obiekty to łóżko, kołyska, ława, stół, maszyna do
szycia, przyrządy kuchenne, naczynia i kartonowa
replika pieca. Ponadto zebrano dużą ilość różnych
sprzętów domowych, obrazów, makatek, haftowanych chust, odzieży, modlitewników, książek, figur
religijnych i innych przedmiotów.
Jest to kolekcja stosunkowo niewielka, ma jednak
dużą wartość, ponieważ zebrana została na zasadzie „pospolitego ruszenia” mieszkańców wsi. Jej
powstanie i ukonstytuowanie wraz z drugą częścią
zbioru Izby Pamięci i Tradycji wiąże się z historią
Stowarzyszenia, które zostało założone w 2006 roku
głównie w celu sformalizowania i nadania osobowości instytucjonalnej istniejącym już wcześniej
Kapeli Ludowej z Futomy oraz Zespołowi Obrzędowemu. Ważną rolę w tworzeniu izby odegrała nieżyjąca już prezeska Aniela Wielgos, która wraz z rodziną
gromadziła pierwsze regionalia, a także współtworzyła zespół, zbierała i spisywała scenariusze
obrzędów i pieśni, pielęgnowała tradycje kulinarne.
18 czerwca 2000 roku w związku z dwudziestoleciem istnienia Zespołu Regionalnego „Futomianie”
otwarto Izbę Pamięci i Tradycji w szkole podstawowej. Do kolekcji związanej z czynem zbrojnym
dołączyły eksponaty regionalne przekazane przez
Anielę Wielgos. Po otwarciu Izby kolekcja stopniowo się rozrastała. Kilka przedmiotów przekazał
do niej Augustyn Rybka, sąsiad kolekcjoner, inni
mieszkańcy przynosili niekiedy kolejne obiekty.
Wielkim sukcesem Stowarzyszenia było spisanie
i wypromowanie przepisu na regionalny wypiek –
bulwiok, który w 2006 roku trafił na Listę Produktów
Tradycyjnych. To wydarzenie jest szczególnie
ważne, bowiem gdy członkinie Stowarzyszenia
postanowiły uczcić swój sukces i podzielić się nim
z mieszkańcami wsi, zorganizowały rekonstrukcję
ludowej izby. Wykorzystały zalążek kolekcji znajdujący się w ówczesnej Izbie i dołączyły do niego
własne pamiątki. W końcu w 2009 roku nastąpiło
przeniesienie całej kolekcji do obecnego pomieszczenia należącego do straży pożarnej, a służącego
jako biuro sołtysa:
Ja miałam to pomieszczenie jako sołtys, ale skoro
była taka możliwość […], skoro pojawiły się środki,
żeby tam stworzyć regionalną izbę pamięci i tradycji,
to wykorzystaliśmy to. […] Kupiliśmy gabloty,
odremontowaliśmy częściowo to pomieszczenie
i dyrektor przekazał swoje eksponaty i pamiątki,
dokumenty do tej Izby. A myśmy pobrali od miesz�
kańców bardzo dużo takich starych rzeczy, mebli
dokumentów, starych zdjęć, pamiątek rodzinnych.
Zaczęliśmy się tym interesować wcześniej, od
założenia stowarzyszenia, ale nie było gdzie
tego ulokować. Jak dostaliśmy środki, to było
w 2009 roku, zrobiliśmy taką akcję. Wiedzie�
liśmy mniej więcej gdzie są, daliśmy ogłoszenie,
że zbieramy takie rzeczy, pamiątki i chcemy
stworzyć taką izbę pamięci. Mieszkańcy nam
przekazywali, sami chodziliśmy i zbieraliśmy.
Funkcjonowanie
Izba nie ma wysokiej frekwencji. Odwiedzana
jest przez wycieczki szkolne nie tylko ze szkoły
w Futomie. Zdarzają się także wizyty lokalnych
historyków, pasjonatów historii najnowszej i rodzin
prezentowanych w niej postaci. Dzień po wyjeździe
badaczki w izbie zbierany był podatek od mieszkańców wsi. Sołtyska twierdzi, że ludzie, przychodząc płacić podatki bądź załatwiać inne sprawy
w dniach jej urzędowania w Izbie, przeważnie
oglądają eksponaty i interesują się nimi, co stanowi
ciekawy przykład używania przestrzeni będącej
miejscem pamięci.
To muzeum żyje z okazji września, miesiąca
pamięci i z okazji Dni Futomy, które się
odbywają na tym placu, wokół, wtedy Izba
pamięci jest jednym z elementów.
Kolekcja stanowi także urozmaicenie wiejskich
imprez i jest bazą oraz zapleczem materialnym dla
działalności Stowarzyszenia. Niekiedy odbywają
się tam spotkania jego członków, eksponaty muszą
więc być co jakiś czas przestawiane. Rozmówcy
wielokrotnie wspominali, że wiejskie święta urozmaicane są rekonstrukcjami dawnych obyczajów
oraz rzemiosł. Otwierana jest wówczas Izba, odbywa
się oprowadzanie i konkursy wiedzy, a na placu
ustawiane są dodatkowe atrakcje, takie jak zrekonstruowany warsztat szewski.
Zbiory nie są zarchiwizowane ani zewidencjonowane, póki co założycielki izby są jedynymi
nosicielkami pamięci o źródłach kolekcji. Część
eksponatów, szczególnie narzędzia gospodarskie,
jest podpisana, jednak większość rzeczy nie ma
jeszcze etykiet. Wszystkie eksponaty gromadzone
były w dość spontaniczny sposób, a niedostatek
miejsca sprawia, że wiele przedmiotów wzajemnie
się zasłania – część najwyraźniej nie ma jeszcze
swojego stałego miejsca, jest więc przekładana
w trakcie oprowadzania.
89
Muzea lokalne
Kolekcje w gminie Błażowa
Mimo dość dobrych warunków lokalowych
niektóre eksponaty są narażone na niszczenie,
gdyż opiekunom kolekcji brakuje wiedzy, czasu
i środków na konserwację. Dyrektor Chlebek
mówi: „Wypadałoby konserwować, ale myśmy
się tym nie zajmowali… Po prostu nie jesteśmy
specjalistami”. Okazjonalnie pomocy i rady
w zakresie najpilniejszych prac konserwatorskich
udziela Augustyn Rybka – właściciel większej
kolekcji w pobliskiej wsi.
Izby nie wspierają materialnie władze szczebla
gminnego, choć ich przedstawicielom zdarza się
„zaszczycić swoją obecnością” ważniejsze imprezy.
Stowarzyszenie współpracuje z Gminnym Ośrodkiem Kultury, którego dyrektor jest mieszkańcem
Futomy zaangażowanym w życie społeczności
lokalnej. Współpraca ta wiąże się głównie z występami zespołu i kapeli, co jest zrozumiałe ze względu
na potrzebę promocji gminy poza jej granicami,
oraz z organizacją Dni Futomy, które stały się już
imprezą cykliczną.
Potencjał rozwojowy,
przyszłość, problemy
Izba Pamięci jest dopiero w początkowej fazie,
tam nie ma zbyt bogatych zbiorów, no ale myślę,
że wszystko przed nami, jeżeli chodzi o Futomę.
Opiekunowie kolekcji zgodnie twierdzą, że w krótkiej perspektywie czasowej do najważniejszych
celów, obok konserwacji i inwentaryzacji zbiorów,
należy rozszerzanie kolekcji. Prezeska Stowarzyszenia posiada ambitne plany powiększenia Izby
i otworzenia dodatkowej sali, w której znaleźć by się
mogła wystawa historycznych fotografii przedstawiających życie mieszkańców wsi (przygotowano
ją jakiś czas temu, a obecnie przechowywana jest
na zapleczu sali). Szanse na taki rozwój Izby zależeć
będą od starań opiekunów kolekcji oraz dalszej
90
współpracy z OSP. Dotychczasowe stosunki między
instytucjami układają się jednak na tyle dobrze, że
plan powinien się powieść.
Izba pamięci
Działania Stowarzyszenia – promocja lokalnych obyczajów i potraw oraz organizacja Izby – sprawiają
wrażenie nieśmiałych prób wykreowania nowego
potencjału dla wyludniającego się i dość biednego
regionu. Część z tych działań ma charakter nieco
chaotyczny, skokowy i niekonsekwentny, niemniej
stoi za nimi założenie, że w dalekiej perspektywie
mogą przynieść społeczności kulturowe i gospodarcze korzyści. Kolekcja ma za sobą okres wzmożonego działania i rozbudowy, obecnie znajduje się
natomiast w pewnej stagnacji. Można jednak sądzić,
że niedługo pojawią się kolejne impulsy do rozwoju.
Narzędzia
(obok oraz na stronie 86)
używane do inscenizacji starych
rzemiosł podczas Dni Futomy
Izba Pamięci i Tradycji znajduje się na niskim poziomie instytucjonalizacji i na razie jest inicjatywą
o charakterze prywatnym związaną ściśle z działalnością społeczną lokalnych liderów i liderek. Jej
status w społeczności lokalnej jest jeszcze dość
niski – nie wszyscy traktują ją jako dobro wspólne.
Ilustracją tej tezy jest informacja o tym, że od kiedy
w regionie zaczęli działać handlarze starociami,
ludzie nie tylko przestali przekazywać stare przedmioty Izbie, ale wręcz zdarzył się przypadek odebrania z kolekcji dwustuletniego rzeźbionego krzyża
przez osobę będącą spadkobiercą właścicielki
chaty, z której pochodził. Działalność handlarzy
identyfikowana jest jako jedno z zagrożeń dla istnienia Izby.
Teraz już się zrobił problem. Bo kiedyś, jak tak tego
nie skupywali, to uważali, że to jest bezwarto�
ściowe i można oddać do kolekcji. Teraz, jak ktoś
proponuje za to jakieś pieniądze, to lepiej sprzedać.
Warto jednak zwrócić uwagę, że w szerszej perspektywie sytuacja taka jest jednym z przejawów rozwijającej się obecnie tendencji do dowartościowywania przeszłości. Powoduje ona utrudnienia dla
kolekcjonerów działających społecznie oraz niesie
91
Muzea lokalne
Kolekcje w gminie Błażowa
Dom w Błażowej
Wnętrze Chaty
pani Weroniki. Spotykają się tam
członkinie stowarzyszenia.
Stary Piec
znajdujący się w chacie pani
Weroniki. Wypiekane są
w nim regionalne potrawy
dom handlarzy
starociami
z sobą ryzyko przemieszczenia znacznej części
dziedzictwa materialnego biedniejszych regionów
w ręce prywatnych kolekcjonerów, również poza
granice kraju. Z drugiej jednak strony zjawisko to,
mające głównie ekonomiczne przyczyny”, niesie
z sobą zmianę kulturową – stare przedmioty przestają być postrzegane jako bezwartościowe śmieci.
Podobnie dzieje się ze starymi chałupami – coraz
częściej pojawiają się osoby, które zamiast wyburzać je i stawiać w ich miejscu nowe domy, decydują się na odnawianie oraz rekonstrukcję chat
i podejmują próby tworzenia prywatnych kolekcji.
Występowanie takiej tendencji potwierdza istnienie
miejsc takich jak doskonale zachowana izba w starej
chacie, którą opiekuje się pani Weronika, jedna
z członkiń Stowarzyszenia. Izba ta służy za miejsce
spotkań kobiet zaangażowanych w zespół Futomianie, wspólnego gotowania i przygotowań do
wyjazdów zespołu. Moi informatorzy mówili także
92
o dwóch innych rodzinach, które są w trakcie restaurowania starych chat i tworzenia w nich niewielkich
kolekcji na własny użytek.
Obecnie kolekcją w Futomie opiekuje się kilka osób,
dlatego nawet mimo powtarzających się narzekań
na brak czasu, w krótkiej perspektywie niedostatki
kadrowe nie staną się problemem Izby. Pozostaje
pytanie, jaka przyszłość czeka Izbę w dłuższej perspektywie. Dyrektor szkoły, borykający się na co dzień
z problemami biurokratycznymi i walczący o zaangażowanie mieszkańców wsi, obawia się, że trudno
będzie znaleźć kontynuatorów dzieła. W Futomie
znajduje się tylko szkoła podstawowa – dzieci w wieku
do dwunastu lat są za młode, żeby w konsekwentny
i świadomy sposób zaangażować się w prowadzenie
Izby, natomiast te starsze dojeżdżają do gimnazjum lub liceum w Błażowej bądź pobliskim mieście.
Z tego powodu młodzież w wieku od dwunastego
93
Muzea lokalne
Kolekcje w gminie Błażowa
do dziewiętnastego roku życia nie angażuje się
w pełni w kulturę lokalną. Ponadto bardzo wiele osób
wyjechało���������������������������������������������
za granicę. Poproszeni o wsparcie dla lokalnych inicjatyw emigranci z reguły go nie odmawiają,
jednak, co oczywiste, nie można ich traktować jako
potencjalnych kontynuatorów dzieła.
W szkole w Futomie siedzibę ma regionalny oddział
organizacji Projektor skupiającej studentów-wolontariuszy z całej Polski, który nie angażuje się w ideę
pielęgnowania dziedzictwa lokalnego. Organizacja
ta skupia się wokół nauczania przedmiotów ścisłych
i technicznych, realizując niekiedy przedsięwzięcia
o charakterze artystycznym. Zainteresowanie tą tematyką jest zbieżne z tendencjami panującymi na rynku
pracy. Korzystne dla istnienia kolekcji byłoby z pewnością wypracowanie formuły współdziałania szkoły
i organizacji, w ramach której znalazłoby się miejsce
na wolontariat dla studentów kierunków związanych
z etnografią, historią czy muzealnictwem.
Kolekcjonerzy w Futomie często podkreślają, iż ich
zbiory nie są jedynymi w okolicy. Ponadto, jak wynika
z rozmów, między wszystkimi kolekcjami w gminie
występują silne relacje – więzi personalne, wypożyczanie i przekazywanie eksponatów, odwiedziny
i wsparcie merytoryczne. Futomianie mają świadomość, że nie muszą znać się na wszystkim i kolekcjonować wszystkiego, bo w niewielkiej odległości
prowadzone są podobne inicjatywy, często na większą
skalę i w większym stopniu zinstytucjonalizowane.
Gminny Ośrodek Kultury
i Muzeum Społeczne
GOK w Błażowej angażuje się na miarę swoich mozliwości w rozmaite inicjatywy we wsiach gminy, jednak
w zakresie muzealnictwa boryka się z własnym, dość
skomplikowanym problemem. W mieście znajduje
się bowiem Muzeum Społeczne założone w latach
dziewięćdziesiątych przez Towarzystwo Miłośników
94
Ziemi Błazowskiej. W jego zbiorach znajdują się regionalia i przedmioty codziennego użytku, a także fotografie i archiwa dotyczące rozwoju miasteczka oraz
życia jego wybitnych mieszkańców. W zakres kolekcji
wchodzą też pisanki pochodzące z konkursów organizowanych w Błażowej od dwudziestu pięciu lat. To
specyficzna i obszerna część kolekcji – informator
z GOK-u twierdził, że jest to największy zbiór pisanek
w regionie.
Okazuje się jednak, że nie jest on faktycznie udostępniany. Co prawda klucz do sali z ekspozycją dostępny
jest w GOK-u, lecz jego wydawanie na życzenie nie jest
efektywnym rozwiązaniem instytucjonalnym. Próby
dowiedzenia się od mieszkańców Błażowej, co można
zobaczyć w Muzeum Społecznym oraz jak się tam
dostać, były bezowocne. Tylko jedna osoba przypomniała sobie, że kiedyś, w czasach szkolnych, odwiedziła to muzeum, nie potrafiła jednak powiedzieć,
jakie eksponaty się w nim znajdują – pamiętała jedynie
stare meble. Ponadto wszystkim moim rozmówcom
wydawało się, że Muzeum organizowane jest przez
Kościół, ponieważ obecna siedziba kolekcji znajduje się w domu parafialnym w centrum miasteczka,
o czym informuje duży szyld nad wejściem.
Oto jak problemy Muzeum Społecznego opisuje
pracownik GOK:
Problemem jest przypisanie tego muzeum
konkretnemu opiekunowi. Założycielem jest
Towarzystwo Miłośników Ziemi Błażowskiej,
które obecnie nie jest za bardzo zainteresowane
prowadzeniem muzeum. Ponadto muzeum nie
ma lokum samorządowego czy publicznego, tylko
mieści się na poddaszu domu parafialnego.
Siedziba Muzeum zmieniała się już trzy razy od
czasu jego powstania:
[Muzeum] powstało jako wystawa
w Ośrodku Kultury, później, dzięki zaan�
gażowaniu [ówczesnego] proboszcza,
księdza Kowala [...], z GOK-u zaczątki tego
muzeum zostały przeniesione do trzech sal
na parterze w domu parafialnym, później
[...] udało się adaptować poddasze tego
budynku, tak że to jest trzecia siedziba.
Przenosiny poskutkowały jednak utratą części
kolekcji, a obecna siedziba nie spełnia standardów
potrzebnych do przechowywania obiektów takich
jak pisanki – w ciągu roku na strychu występują
znaczne wahania temperatur, a praktyka pokazuje,
że takie umiejscowienie nie sprzyja przyjmowaniu
zwiedzających.
Stwierdzić można, że Muzeum obecnie znajduje się w stanie uśpienia wywołanego brakiem
środków i brakami kadrowymi. Założone zostało
w okresie wzmożonej aktywności Towarzystwa,
które ostatnio zmieniło charakter działalności na
naukową, skupiając się na organizacji odczytów
i małych konferencji, wydawaniu publikacji oraz
lokalnego periodyku. Istotnym czynnikiem jest
również zmiana personalna – ukonstytuowanie się
muzeum w obecnym budynku nastąpiło za czasów
urzędowania poprzedniego proboszcza, który zaliczał się do grona lokalnych aktywistów i niedawno
doczekał się nawet swojego pomnika w centrum
Błażowej.
Mimo opisanych trudności, z jakimi boryka
się kolekcja, trwają obecnie prace nad jej
zreorganizowaniem:
W tej chwili w Ośrodku Kultury piszemy
projekt, żeby przystosować na potrzeby
muzeum kilka pomieszczeń nowo wyremon�
towanej sali widowiskowej [w GOK].
Plany te nie są na razie ujęte w żadnych ramach
czasowych, nie wiadomo także, czy w ogóle dojdzie
do ich realizacji, należy jednak zauważyć, że reaktywacja Muzeum mogłaby mieć wpływ na pozostałe
kolekcje znajdujące się w gminie.
Izba Pamięci Narodowej
W szkole podstawowej w Błażowej Dolnej, sąsiedniej
wsi, mieści się kolejna kolekcja. Jest ona ściśle ukierunkowana na dokumentację historii Podobwodu
Rzeszów Południe AK. Została założona w 2004 roku
w związku z nadaniem szkole imienia Armii Krajowej,
a znajdujące się w niej eksponaty pochodzą z darowizn od rodzin weteranów i historyków pasjonatów
z okolic. Część kolekcji znajdowała się dawniej
w Muzeum Społecznym Towarzystwa Miłośników
Ziemi Błażowskiej, a w 2009 roku została przekazana szkole. Ekspozycja mieści się w niewielkim
pomieszczeniu na tyłach jednej z klas. Jej wyposażenie to gabloty stojące i wiszące na ścianach oraz
stoły. Wśród eksponatów znajdują się liczne dokumenty, fotografie i portrety żołnierzy AK, sztandary
oraz niewielka ilość ekwipunku wojskowego: hełmy,
plecaki, manierki. Jest tam także zbiór współczesnych
publikacji dotyczących prezentowanych zagadnień
i reprodukcje map. Do najcenniejszych pamiątek
zaliczają się oryginalne publikacje z czasów wojny
i okupacji, szczególnie pełne roczniki biuletynu
AK „Na Posterunku” oraz ołtarzyk polowy księdza
Michała Pilipca, który również przejęto z Muzeum
Społecznego, a niedawno wypożyczono do Muzeum
Historycznego Miasta Stołecznego Warszawy, gdzie
stanowi część wystawy w Muzeum Ordynariatu Polowego. Dyrektor szkoły opisuje tę sytuację w następujący sposób:
Po otwarciu tej izby w 2004 roku myśmy rozwijali te
eksponaty, gromadzili ich coraz więcej. Między innymi
udało nam się przejąć część zbiorów Społecznego
Muzeum Ziemi Błażowskiej […]. Był tam kącik,
w którym była część poświęcona żołnierzom AK.
Tam znajdowało się mnóstwo eksponatów, między
innymi ołtarzyk polowy księdza Michała Pilipca,
który trafił do naszej Izby Pamięci. Po kilku latach
odezwali się państwo z Muzeum Historycznego Miasta
Stołecznego Warszawy, czy możemy wypożyczyć
w depozyt właśnie ten ołtarzyk. Tak się rozpoczęła
współpraca z Muzeum Ordynariatu Polowego.
95
Muzea lokalne
Kolekcje w gminie Błażowa
Izba pamięci
narodoweji
w szkole w Błażowej Dolnej
Izba jest kolekcją specjalistyczną dotyczącą
wąskiego zakresu historii i spotyka się z zainteresowaniem instytucji i osób, które się w nim specjalizują.
Dyrektor opowiada o współpracy z IPN i pracach
archiwizatorskich prowadzonych przez pracowników tej instytucji na zbiorach Izby. Ponadto izba
budzi zainteresowanie mediów – kręcono w niej
fragmenty filmu dokumentalnego kanału TVN
Historia. Izbę odwiedzają krewni upamiętnionych
żołnierzy oraz historycy i pasjonaci zajmujący się
historią walk na terenie Rzeszowszczyzny.
Zakres tematyczny izby nie sprzyja udostępnianiu
ekspozycji dzieciom w wieku szkolnym, dlatego
odwiedzają one izbę sporadycznie, zwłaszcza
w ramach zajęć na kółkach zainteresowań. Dyrektor
szkoły chętniej kieruje do dzieci inicjatywy innego
typu niż zwiedzanie kolekcji: szczyci się prowadzonym od 2005 roku festiwalem piosenki patriotycznej, w którym udział biorą reprezentanci wielu
okolicznych szkół, włączaniem dzieci w liczne
obchody, akademie patriotyczne i wydarzenia
związane z czczeniem pamięci AK. Działalność
96
patriotyczna w szkole nagrodzona została nominacją do tytułu Kustosza Pamięci Narodowej IPN,
a ściany dyrektorskiego gabinetu i korytarzy zdobią
liczne dyplomy i wyróżnienia za aktywność w tej
sferze.
Funkcjonowanie izby mocno ogranicza niewielka
przestrzeń oraz brak opiekunów – nikt poza
dyrektorem nie zajmuje się zbiorami, dlatego też
udostępnianie ich uzależnione jest od jego godzin
pracy. Eksponaty, jak mówi dyrektor, „upchane” są
na niewielkiej przestrzeni. Ciągła obecność dzieci
w pobliżu usytuowanej w szkole kolekcji postrzegana jest jako zagrożenie. Dyrektor traktuje opiekę
nad zbiorami jako swoją pasję i ambicję, jest jednak
świadomy słabych punktów ekspozycji oraz niewielkich szans na jej rozwój i profesjonalizację. Dlatego
przyznaje, że byłby gotów przekazać kolekcję
Muzeum Społecznemu, gdyby rozwinęło ono swoją
działalność na tyle, by móc zapewnić lepsze, profesjonalne warunki ekspozycji, a szczególnie wydelegować pracownika, który gwarantowałby stałe
godziny udostępniania.
Muzeum prywatne
Augustyna Rybki
dwadzieścia, mogę o tym marzyć… Nie wiem,
czy to zrobię, ale mnie tu nikt nie ogranicza
w sensie powierzchniowym i wielkościowym.
Największe zbiory na terenie gminy ma Augustyn
Rybka. Kolekcjoner, który od wielu lat gromadzi
eksponaty, nie szczędzi środków, sił, to jest jego pasja.
Kolekcja
Augustyn Rybka jest kolekcjonerem pasjonatem, który
posiada największą kolekcję w gminie. Wszyscy badani
wspominali o tej postaci i namawiali do odwiedzenia
jego muzeum, co ostatecznie doszło do skutku dzięki
pomocy dyrektora Chlebka. Kolekcjonerskie zamiłowania Augustyna Rybki sięgają jego najmłodszych lat
– twierdzi, że już w szkole miał zbiór monet i znaczków.
Obecnie skupia się na zdobywaniu przedmiotów reprezentujących kulturę materialną wsi podkarpackiej. Na
co dzień jest nauczycielem techniki w jednej z rzeszowskich szkół i przedsiębiorcą, udziela się również we
władzach samorządowych, ale przede wszystkim
poświęca czas na opiekę nad kolekcją i jej rozwijanie.
Augustyn Rybka prowadzi swoje muzeum w Wilczaku,
przysiółku położonym na górze ponad miasteczkiem
i dość trudno dostępnym. Dotrzeć tam można pieszo
albo samochodem terenowym wąską szutrową drogą,
która ciągnie się przez kilka kilometrów. Kolekcjoner
przyznaje, że kupił samochód terenowy specjalnie
po to, by móc dojeżdżać do Wilczaka i transportować
eksponaty. W malowniczej kotlinie na końcu drogi
stoją piętrowy podmurowany budynek – dawna
stodoła – oraz szopa, w których znajduje się Prywatne
Muzeum pana Rybki. Teren jest częściowo ogrodzony,
a niedługo nad bramą wjazdową ma zawisnąć szyld
witający gości. Właściciel podkreśla, że położenie
kolekcji jest jej wielkim atutem – po pierwsze przebywanie w tym malowniczym miejscu sprawia mu dużą
przyjemność, a po drugie daje swobodę w planowaniu dalszego rozwoju placówki.
Ważna jest droga, odległość. Jakbym to miał
w mieście, to bym się ugotował […]. A tu mogę
jeszcze pięć maszyn przywieźć, mogę postawić
W zbiorach Augustyna Rybki znajdują się przedmioty
codziennego użytku, w większości nie starsze niż
z końca XIX wieku. Zajmują one dwa poziomy dawnej
stodoły. Szopę oraz przestrzeń wokół budynków
kolekcjoner przeznaczył na eksponowanie maszyn
rolniczych z różnych okresów. Z boku znajduje się
niewielka kolekcja uli i miejsce na ognisko. Na ścianach stodoły wiszą stare narzędzia rolnicze, natomiast na parterze i piętrze znajdują się posegregowane tematycznie zbiory przedmiotów, które
dawniej służyły za wyposażenie wnętrz domów oraz
warsztatów różnych rzemiosł. Część z nich stoi na
półkach i regałach wzdłuż ścian, niektóre umieszczono na niewielkich podestach na podłodze, jeszcze
inne w gablotach. Eksponatów jest bardzo dużo
i choć kolekcja jest trochę przeładowana, obiekty są
wyeksponowane bardzo starannie.
Naczynia i urządzenia kuchenne, narzędzia szewskie, ciesielskie i bednarskie, liczydła, lampy, figurki,
zabawki – wszystkie te eksponaty ułożone są w grupy,
które pokazują ewolucję techniczną przedmiotów lub
ich różnorodność w danym okresie. Augustyn Rybka
mówi: „Ja się staram pokazywać ścieżkę rozwoju danej
dziedziny”. Widać ponadto, że kolekcjoner ma bogatą
wiedzę technicznną – wyczerpująco tłumaczy działanie eksponatów i ich konstrukcję. Wszytkie przedmioty przeszły renowację bądź rekonstrukcję i w razie
potrzeby są naprawiane i konserwowane.
Augustyn Rybka przyznaje, że kolekcja jest ogromna
i nie w pełni uporządkowana.
Jest ich około trzech – czterech tysięcy. Tego
nie można zliczyć. Część się staram segre�
gować, część jest taka… groch z kapustą.
97
Muzea lokalne
Kolekcje w gminie Błażowa
główny budynek
Muzeum w wilczaku
Większość eksponatów została jednak dobrana
według klucza – kolekcja w zamierzeniu ma
stanowić wyczerpujący przegląd dziedzictwa materialnego regionu podkarpackiego. Wiąże się to
z selekcją i pozbywaniem się części przedmiotów:
Bo to jest prywatne muzeum kultury mate�
rialnej wsi podkarpackiej. Jeżeli coś nie ma
nic wspólnego z wsią podkarpacką, to ja się
staram tego nie mieć. […] Troszeczkę selekcja
musi być, bo by się tu zrobił śmietnik.
Kolekcjoner szczyci się tym, że jest już bliski osiągnięcia
celu – jego zbiór jest faktycznie imponujący, a jeżeli
istnieją ważne obiekty, których jeszcze nie posiada,
to już o nich wie i ich poszukuje. Jego sława sprawia,
że mieszkańcy okolicznych miejscowości czasami się
z nim kontaktują, jeżeli chcą się pozbyć staroci. Jeśli
jakiś obiekt powtarza się w jego kolekcji, to przekazuje go sąsiadom, na przykład futomskiej Izbie. Należy
przy tym podkreślić, że ambicją pana Rybki nie jest
tworzenie rekonstrukcji chaty czy warsztatów, ale
przedstawienie całego bogactwa kultury materialnej:
Jak pani trafiła dawniej na wieś, do takiej
chałupy, to była bida – nie było nic. I to wszystko
jest z całej wsi – nie z jednego domu. […] To
jest kwintesencja całej wsi podkarpackiej –
nie, że to wszystko było w jednym domu.
Przyszłość muzeum
Augustyn Rybka ma sprecyzowane i dalekosiężne
plany rozwoju kolekcji i zagospodarowywania przestrzeni wokół niej, ale przyznaje również, że jego
wizja zmienia się dość dynamicznie zależnie od
tego, jakie zdobywa eksponaty i jakie ma pomysły.
Co parę lat koncepcja się zmienia. To
było inaczej, teraz jest inaczej. Jeszcze
może za pięć lat się dalej zmieni.
98
Jest to nieskończone i nie będzie nigdy skoń�
czone. Cały czas, tak jak Kraków, będzie budo�
wane. Cały czas będzie coś dokładane…
Poszczególne pomieszczenia mają docelowo stać się
ekspozycjami tematycznymi. Kiedy kolekcjoner poradzi
sobie z problemami technicznymi, takimi jak poprawienie dachu, osuszenie ścian i wzmocnienie podłogi
na piętrze budynku, mają się tam znaleźć warsztat
tkacki i wiejska izba. Na dole uporządkowane i wykończone zostaną pomieszczenia związane z rzemiosłem
i wyposażeniem kuchennym oraz sala szkolna. Poza
tym pan Rybka zamierza wybudować „karczmę”, czyli
budynek, w którym goście odwiedzający Muzeum
mogliby się napić kawy, a nawet zanocować. Właściciel kolekcji nie nastawia się na duży ruch turystyczny,
wręcz wzbrania się przed nim. Gdyby w Muzeum miały
się zjawiać wycieczki, to raczej na biwak, a oprowadzane byłyby tylko osoby zainteresowane i dorosłe.
Mówię, o co chodzi: do mnie się przy�
jeżdża na dłuższy czas, przywozi się grill,
siedzimy, opowiadamy, pijemy kawę.
Kolekcjoner podkreśla, że muzealnictwo nie jest
dla niego w żadnym wypadku sposobem na zarabianie pieniędzy, a zwiedzanie powinno być zarezerwowane dla osób, które interesują się tematyką
zbiorów. Szczególnie dotyczy to dzieci:
Koncepcja tego muzeum […] powstała, jak ja byłem
z synem w muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
Chodzę z nim po tych salach i mówię: „Jak skoń�
czymy, to ci kupię loda”. Idziemy do następnej sali:
„Tata, kiedy się to skończy, bo miałeś mi loda kupić?”.
I zrozumiałem jedną rzecz: dzieciom nie można na
siłę pokazywać, bo ich to nie interesuje. Tak samo
tutaj: jak przyjadą, zjedzą kiełbasę, polatają po
lesie, a przy okazji to zobaczą, to im coś zostanie.
Pan Rybka nie narzeka na brak funduszy, kiedy
mówi o powiększaniu i konserwacji kolekcji lub
pracach przy budowie i remontach budynków: „Bo
99
Muzea lokalne
Kolekcje w gminie Błażowa
pieniądze to jest najmniejszy problem, problemem
jest czas – nie ma czasu”. Zwraca jednak uwagę,
że wyposażenie, takie jak profesjonalne gabloty,
jest dla niego zdecydowanie za drogie. Kolejnym,
chyba jeszcze poważniejszym problemem jest
brak miejsca – liczba eksponatów wzrasta w lawinowym tempie i o ile przestrzeni wokół budynków
nie brakuje, o tyle pomieszczenia są już całkowicie
zapełnione.
To, jakie będą dalsze losy tej imponującej kolekcji,
jest zagadnieniem otwartym. Z pewnością dopóki
kolekcjonerowi wystarczy sił, dopóty będzie się
ona zmieniać i rozwijać. Nie wiadomo jednak, czy
znajdą się kontynuatorzy jego dzieła. Z rozmowy
wynika, że członkowie jego rodziny nie są zaangażowani w kolekcję, natomiast instytucjonalizacja
zbioru i oddanie komuś części władzy nad nim
jest dla kolekcjonera nie do pomyślenia. Nie chce
on również prowadzić działalności gospodarczej
i nie jest zainteresowany promocją wśród turystów. Muzeum jest jego wielkim dziełem, które
stworzył ze szlachetnych pobudek, nie licząc na
uznanie i docenienie ze strony innych. Pozostanie
więc ono unikatowym miejscem, w którym każdy,
kto podziela pasję właściciela, dostrzeże niezwykłą
wartość, lecz zarazem nastawienie pana Rybki może
się stać powodem, dla którego Muzeum nie przeżyje swojego założyciela.
Co dalej?
Błażowa, podobnie jak reszta regionu, znajduje się
obecnie w dość trudnej sytuacji społeczno-ekonomicznej. Mieszkańcy wspominają, że przed przełomem z 1989 roku większość ziemi była uprawiana
i obsadzana, a teraz, szczególnie od chwili otwarcia
granic po przystąpieniu Polski do UE, w coraz
większym stopniu jest pozostawiana odłogiem.
Faktycznie, gdy ogląda się fotografie z dawnych
czasów, widać zdumiewającą różnicę – wiele miejsc
trudno dziś rozpoznać, są porośnięte młodym
100
lasem. Zasady gospodarki rynkowej nie sprzyjają
rozwojowi rolnictwa na obszarach takich jak ten
– górzystych i niezbyt urodzajnych – co w połączeniu ze słabą kondycją innych gałęzi gospodarki
prowadzi do stagnacji i słabości miejscowego rynku
pracy, problemów ekonomicznych i wyludniania
się – znaczna grupa osób w wieku produkcyjnym
opuściła wsie i miasteczka gminy Błażowa w poszukiwaniu pracy, pociągając za sobą również część
młodzieży w wieku szkolnym. Część pieniędzy zarobionych dzięki tego rodzaju migracjom transferowana jest oczywiście do rodzinnych miejscowości,
o czym świadczą między innymi liczne nowe domy
stojące w każdej wsi czy wspominane już wspieranie finansowe lokalnych inicjatyw. Nie zmienia
to jednak sytuacji społecznej – wiele domów stoi
całkiem pustych, a społeczność cierpi z powodu
braku młodych ludzi, którzy mogliby przejmować
inicjatywę w sferze gospodarczej oraz kulturalnej.
Inicjatywy kulturalne, takie jak kolekcjonerstwo
i muzealnictwo, mogą przekształcać postawy mieszkańców miejscowości, wzmacniać w nich przekonanie o wartości miejsca, w którym żyją, i inspirować do podejmowania działań mieszczących się
zarówno w sferze kultury, jak i przedsiębiorczości.
To, czy edukacja i przedsięwzięcia wzmacniające
więzi społeczne skierowane zostaną do dzieci, czy
do osób dorosłych, jest kwestią strategii i pomysłu.
Wydaje się jednak, że warto podejmować próby
wykorzystania potencjału drzemiącego w dziedzictwie historycznym społeczności do stymulowania
jej rozwoju.
stosunek do pamiątek przeszłości i przekonanie, że
warto pielęgnować historię. Często działania, które
podejmują, są intuicyjne – liderzy rzadko kierują się
myśleniem strategicznym czy rynkowym, niemniej
ich praca przynosi efekty. Nie do przecenienia jest
rola sieci relacji występujących między kolekcjami
i ich opiekunami. Powiązania personalne i instytucjonalne dają możliwość elastycznego posługiwania się kolekcjami, wymiany obiektów i wzajemnego wsparcia. Pozostaje mieć nadzieję, że sieć ta
będzie się rozwijać i działać efektywnie.
Potencjał rodzący się wokół kolekcji może być wykorzystywany na różne sposoby: muzea i izby mogą
stać się atrakcjami turystycznymi i stymulować miejscową gospodarkę, mogą również stać się punktami
ogniskującymi życie mieszkańców i pobudzającymi
ich do działań kulturalnych. Może również zdarzyć
się tak, że potencjał ten nie zostanie wykorzystany,
a stagnacja i chęć pozbycia się dodatkowego obciążenia zwycięży nad pasją społeczną. Warunkiem
rozwoju pozostaną starania liderów, ich współpraca
i podejmowanie nowych wyzwań. Dobrze byłoby,
gdyby osoby zaangażowane w kolekcje miały
możliwość rozwijania swoich umiejętności liderskich i poznawania dobrych praktyk wypracowanych przez inne, podobne jednostki.
W gminie Błażowa niewątpliwie istnieje baza do
tego rodzaju działań – istnieją kolekcje, z których
każda przedstawia dużą wartość i opiera się na
konkretnym pomyśle. Za każdą z nich odpowiada
lider lub grupa liderów, którzy wyróżniają się osobowością, pasją i zaangażowaniem. Osoby te mogą
okazać się niezwykle ważne dla dalszego kreowania
społecznego potencjału. Motywacje, które nimi
kierują, są różne, ale wszystkich łączy emocjonalny
101
Izba Pamięci Radusza
Historia Izby
Muzeum wsi,
której nie ma
Weronika Chodacz
Izba Pamięci Radusza zlokalizowana jest w siedzibie
Ośrodka Edukacji Ekologicznej Mokrzec na skraju
Puszczy Noteckiej dziesięć kilometrów na północ
od Międzychodu, siedziby miejsko-wiejskiej gminy
w województwie wielkopolskim. Gminę zamieszkuje dziewiętnaście tysięcy osób, a połowę jej
powierzchni stanowią grunty leśne1. Izba powstała
w 2007 roku z inicjatywy Stowarzyszenia na Rzecz
Rozwoju Ziemi Międzychodzkiej i prowadzi ją
Nadleśnictwo Międzychód. Otwarto ją z okazji
Drugiego Światowego Kongresu Międzychodzian.
1 Stan na 31 grudnia 2011, źródło BDL GUS.
Radusz to miejscowość założona na prawie olęderskim w 1700 roku. Na początku dwudziestego wieku
był największą wsią Puszczy Noteckiej. Liczył dziewięćdziesiąt domów, które zamieszkiwało ponad
sześćset osób, głównie protestantów. W latach
czterdziestych XX wieku Obszar Puszczy stał się
terenem łowieckim Arthura Greisera i Hermanna
Göringa. Aby go powiększyć, w 1940 roku rozpoczęto wysiedlenia i stopniową rozbiórkę miejscowości. Po wojnie do wsi nie wrócili jej poprzedni
mieszkańcy i nie wprowadzili się nowi. W latach
pięćdziesiątych domy nadal były rozbierane tym
razem na cegłę, z której powstały budynki w Międzychodzie, a część budulca wywieziono do Warszawy.
Ostatnim budynkiem Radusza był kościół, który
wyburzono w 1956 roku. Obecnie po wsi pozostały
jedynie fundamenty zabudowań, drzewa owocowe,
nagrobki i fragmenty dróg2. Do lat osiemdziesiątych na cmentarzu stały krzyże żeliwne, które
potem sprzedano na złom. Tabliczki z nagrobków
na podstawie archiwalnych zdjęć odtworzono
wewnątrz Izby. Jak twierdzi jeden z jej założycieli,
na cmentarzu pozostały „same groby bez nazwisk”.
Pomysłodawcą Izby jest Stowarzyszenie na Rzecz
Rozwoju Ziemi Międzychodzkiej, które w 2008
roku wytyczyło w Puszczy dwie ścieżki rowerowe
„Śladami Radusza”. Jego członkowie współpracują
z gminą przy organizacji Światowych Kongresów
Międzychodzian. Na jeden z takich zjazdów postanowili zaprosić dawnych mieszkańców Radusza.
Ten mój wiceprezes ze stowarzyszenia – on w ogóle
żyje Puszczą. I jak ja mu zacząłem o tym opowiadać,
to on mówi: „Słuchaj, jak my będziemy robili ten
Światowy Kongres Międzychodzian, zaprośmy
tych raduszan. Przecież oni przyjadą, są starsi,
zobaczymy, co jeszcze mają”. I myśmy zaczęli szukać
tych światowych pamiątek po Raduszu. […] I proszę
sobie wyobrazić, że oni zaczęli nam przywozić te
wszystkie rzeczy, coraz więcej tego było. I wtedy
właśnie pomysł: tę wieś pokazać. Zrobimy tablicę,
napiszemy, pokażemy turystom. Przecież to jest
kapitalna sprawa. Największa wieś Puszczy.
Inicjatywa zaangażowania dawnych mieszkańców Radusza i ich potomków do stworzenia
kolekcji spotkała się z entuzjastycznym odzewem.
Większość z tych osób mieszka obecnie w Niemczech i tylko niewielka część pozostała po wojnie
w Polsce. Na wieść o stworzeniu Izby raduszanie
zaczęli przekazywać organizatorom swoje pamiątki.
Niektórzy przywozili przedmioty przy okazji wizyt
w Międzychodzie. Inni oddawali obiekty w depozyt
na pewien czas. Do Radusza przyjechał też człowiek,
który w dzieciństwie widział, w którym miejscu jego
ojciec zakopał sprzęty domowe przed opuszczeniem miejscowości. Z pomocą lokalnego stowarzyszenia historyków odnalazł je po latach. Część
przedmiotów, które uznał za rodzinne pamiątki,
zabrał, pozostałe przekazał Izbie.
Część rzeczy się kopie. A chcieli po prostu uratować
przed zapomnieniem i dzięki temu udało się
pozbierać te rzeczy, które tutaj mamy. I ci radu�
szanie… My mamy ich wspomnienia nagrane i tak
samo nagrywam płyty z ich wspomnieniami.
Gdy dawni mieszkańcy przyjeżdżają do Izby Pamięci,
opowiadają zapamiętane przez siebie historie. Na
podstawie tych rozmów powstają narracje na temat
wsi, które przekazywane są widzom przez oprowadzających. Dodatkowo Stowarzyszenie tworzy
dokumentację audio historii mówionych z Radusza.
Izby nie zwiedza się samodzielnie. Zawsze jest tam
osoba, która ją otwiera i oprowadza po niej, prezentując zgromadzone przedmioty w kontekście
powiązanych z nimi historii. Obiekty w Izbie funkcjonują w kontekście osobistych narracji mieszkańców
przekazywanych widzom przez oprowadzających.
2 Elżbieta Winkler, Antoni Taczanowski, Radusz. Wieś, której nie
ma, folder informacyjny Nadleśnictwa Międzychód.
103
Muzea lokalne
Izba Pamięci Radusza
Przyjeżdżają też ludzie, którzy się urodzili w Raduszu.
I akurat – nie wiem jak inni – ale ja mam zawsze
takie szczęście, że natrafiam na takich ludzi, no
i ja słucham to, o czym oni opowiadają, staram się
więcej właśnie dowiedzieć. Są to raczej opowieści
z dziecinnych lat, bo to jednak kupa czasu minęła.
Ale takie ich jakby klatki z filmu, że w tym miejscu
nie było w ogóle lasu, w tym miejscu był tylko krzyż
i coś tam, takie… takie skojarzeniowe. Ze zdjęć
im się wtedy też przypominają różne rzeczy.
Odtwarzany jest również dawny układ zabudowy
wsi. Gdy mieszkańcy Radusza przyjeżdżają do
Puszczy, zapraszani są na spacery przez osoby związane z Izbą Pamięci. Na podstawie pozostałych
fundamentów i danych pozyskanych wcześniej od
innych informatorów odtwarzają układ zabudowy,
dzięki czemu obraz wsi staje się coraz bardziej szczegółowy i spójny. Jej topografia rekonstruowana jest
na podstawie wspomnień i osobistych narracji.
Ci ludzie, co przyjeżdżają, patrzą na Radusz
i go nie poznają, bo kiedyś to były duże pola,
domy porozrzucane, a teraz ściana lasu, nie ma
domów, drogi się zmieniły i oni w ogóle się nie
orientują. Trzeba ileś razy szukać, gdzie kto był,
żeby dojść mniej więcej, jak to wyglądało.
Organizacja Izby
Izba Pamięci jest formalnie oddziałem Muzeum
Regionalnego w Międzychodzie. Mieści się jednak
w Ośrodku Edukacji Ekologicznej Mokrzec należącym do Nadleśnictwa Międzychód, a jej inicjatorem jest Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Ziemi
Międzychodzkiej, które wokół wytyczyło także
szlaki rowerowe „Śladami Radusza”.
Dokumenty, które tu są pokazane, myśmy dali ze
zbiorów naszego Muzeum. […] To jest placówka,
z którą my współpracujemy, znaczy, my trak�
tujemy tę siedzibę jak nasz oddział, ponieważ
104
to są nasze zbiory. Ale mi jest obojętne, czy
ludzie oglądają to tu, czy u nas w muzeum. Dla
mnie jest ważne, że turysta przyjeżdża, poznaje
kawał ciekawej historii Puszczy, ludzi.
W prowadzeniu Izby współpracują blisko trzy instytucje: Nadleśnictwo, które jest jej organizatorem,
Muzeum Regionalne ze względu na konieczność
ochrony zabytków oraz Stowarzyszenie, którego prezesem jest jednocześnie dyrektor Muzeum. Podczas
wizyty badaczki w Muzeum odbywała się pokonkursowa wystawa prac dzieci na temat Puszczy.
105
Muzea lokalne
Izba Pamięci Radusza
Członkowie Stowarzyszenia prowadzą badania
historyczne, nagrywają wspomnienia raduszan
i wytyczają coraz to nowe szlaki w okolicach Radusza związane z historią Puszczy. Nadleśnictwo natomiast zatrudnia na stałe osobę, która oprowadza po
Izbie i prowadzi zajęcia edukacyjne w Ośrodku.
Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Ziemi Między�
chodzkiej wytyczyło szlak oczywiście z Nadle�
śnictwem, bo wszystko robimy razem z nimi.
Bo my uważamy, że Nadleśnictwo jest też
w gminie Międzychód – to jest nasza gmina
i nam zależy na tym, że jeżeli my […] stawiamy
na turystykę i mamy naprawdę co pokazać,
to czemu nie pokazać tylu tych wsi, co tu były,
i są pamiątki po tej jednej, która zniknęła?
Samorząd nie angażuje się zbytnio w sprawy
Izby. Przedstawicielka Referatu Promocji zadeklarowała, że gdy tylko dowiaduje się, że coś
dzieje się w Ośrodku, zamieszcza informacje
w aktualnościach na stronie internetowej,
ponieważ Międzychód to gmina rozwijająca się
na polu turystyki. Bliskiej współpracy jednak
nie ma, ogranicza się ona do wsparcia finansowego drobnych przedsięwzięć. Jak twierdzi
przedstawiciel Stowarzyszenia, „jak trzeba, jakieś
pieniążki nam dadzą, na przykład do robienia
tych ścieżek”. Na stronie Urzędu Gminy nie ma
informacji o Ośrodku Mokrzec ani o historii
Radusza. Izbą Pamięci chwali się natomiast na
swoich stronach powiat.
Lokalizacja
Izba zlokalizowana jest w Ośrodku Edukacji Ekologicznej Mokrzec mającym siedzibę w wyremontowanej leśniczówce z 1890 roku. Leży ona około dwa
kilometry na południe od miejsca, w którym był
Radusz. Aby dojechać z Międzychodu do Ośrodka,
trzeba pokonać dziesięciokilometrową trasę
wiodącą częściowo przez drogi leśne.
106
Droga w pewnym momencie jest gruntowa, co potrafi
zniechęcić niektórych zwiedzających wrażliwych,
przywiązanych bardzo do swoich samochodów.
Natomiast jak już tam się dojedzie, usiądzie się na
tej ławeczce – wokół las, niesamowita cisza, nie
słychać tych samochodów, przebywanie z naturą
– to naprawdę rekompensuje tę kiepską drogę.
Leśniczówka w Mokrzcu wyremontowana została
dzięki dotacji z Wielkopolskiego Regionalnego
Programu Operacyjnego. Wtedy też w Nadleśnictwie zatrudniono osobę odpowiedzialną za
edukację, która opiekuje się Ośrodkiem. Podczas
remontu dostosowano budynek do potrzeb osób
niepełnosprawnych ruchowo. Na przeznaczonym
do zwiedzania parterze Ośrodka znajdują się trzy
rodzaje zbiorów: pamiątki sprzed remontu leśniczówki zwane kancelarią leśniczego, zbiory przyrodnicze dotyczące Puszczy Noteckiej oraz Izba
Pamięci Radusza. Każda z kolekcji zajmuje oddzielne
pomieszczenie. Zwiedzanie Ośrodka rozpoczyna się
od kancelarii leśniczego, w której prezentowane
są przedmioty znalezione między innymi podczas
remontu leśniczówki, a także podarowane Ośrodkowi przez byłych pracowników Nadleśnictwa.
Powstała taka kancelaria leśniczego historyczna,
która eksponowała różnego rodzaju dokumenty,
narzędzia, łącznie z pojazdem służbowym leśniczego,
czyli rowerem z pięćdziesiątego szóstego roku,
gdzie również odnaleźliśmy dokumenty ubezpie�
czeniowe, kartę rowerową. Przy okazji trafiły różne
zdjęcia. Się okazało, że na składzie makulatury ktoś
znalazł w zasadzie zestaw wszystkich wykładów ze
Szkoły Leśnej w Margoninie z lat 1922–1925 pisane
pismem, którego się dzisiaj już nie spotyka, taką
kaligrafią. Czyli była już kancelaria leśniczego.
Kolekcja dotycząca przyrody Puszczy Noteckiej jest
zwiedzana jako druga i znajduje się w kolejnym
pomieszczeniu. Obejmuje trofea łowieckie, narzędzia wykorzystywane w gospodarce leśnej, mapy,
makiety i dioramę Puszczy, wypchane zwierzęta
oraz rośliny. Zbiory te są najbardziej interaktywne
107
Muzea lokalne
Izba Pamięci Radusza
i dynamiczne. Powstały w celach edukacyjnych, by
na konkretnych przykładach prezentować widzom
specyfikę Puszczy Noteckiej.
Ta część przyrodnicza to jest coś, co tworzymy od
paru lat. Ona dotyczy zarówno tych zwierząt, które
żyją w rejonie Puszczy, jak i przedmiotów związanych
z pracą leśnika, leśniczego. Ona dotyczy ochrony
środowiska, różnych spraw związanych z ekologią.
[…] Eksponatów przybywa, czasami z tego tytułu, że
jakieś zwierzęta padają ofiarą wypadków komunika�
cyjnych. […] Bo te borsuki, jak się na wiosnę budzą,
to są tak zaspane, że często wpadają pod samochód.
W ostatniej sali znajduje się Izba Pamięci Radusza.
Niniejsze studium przypadku skupia się właśnie
na tej kolekcji jako specyficznym miejscu pamięci
międzychodzian, jednak każdy gość odwiedzający Ośrodek ogląda wszystkie trzy zbiory łącznie
i stanowią one spójną całość prezentującą przyrodę
i historię Puszczy Noteckiej.
To jest rzecz, która się rodziła przez cztery lata.
Każde pomieszczenie ma jakąś swoją atmosferę,
swój nastrój. I to jest chyba zaletą tego Ośrodka.
W 2011 roku Ośrodek zajął drugie miejsce w konkursie
na najlepszy obiekt turystyki wiejskiej w Wielkopolsce.
Pani Katarzyna, która odpowiada w Nadleśnictwie za
edukację, uważa, że obecnie jedynym problemem jest
brak miejsca w leśniczówce, przez co oferta edukacyjna
jest ograniczona. W 2010 roku na polanie koło ośrodka
postawiono wiatę, z której korzystać mogą większe
grupy. Jest to jednak rozwiązanie sezonowe.
Przede wszystkim to jest ten problem z przestrzenią.
Mamy mnóstwo pomysłów, mnóstwo rzeczy, które
można by było znacznie lepiej wyeksponować.
Gdyby nie to, że nas ograniczają te cztery ściany.
[…] Ja bym powiększyła Ośrodek i zrobiłabym taką
salę, w której byłyby stoły, gdzie mogłyby dzieci
usiąść i mogłyby rysować czy malować, siedzieć
po prostu i coś robić ręcznie z mikroskopami.
108
Odbiorcy
Ponieważ Ośrodek założony został przede wszystkim
w celach edukacyjnych, najliczniejszą grupą gości
są uczniowie szkół z Międzychodu, innych gmin
powiatu oraz Wielkopolski. W Mokrzcu prowadzone
są zajęcia przyrodnicze, organizuje się zielone szkoły
i konkursy dla uczniów. Ponadto odbywają się tam
imprezy cykliczne, takie jak Sprzątanie Świata, czy
coroczna akcja sadzenia drzew. Drugą ważną grupą
lokalnych odbiorców jest Uniwersytet Trzeciego
Wieku z Międzychodu, a szczególnie jego sekcja
przyrodnicza, która we współpracy z Ośrodkiem
organizuje spacery i grzybobrania.
Staramy się uderzyć do każdego wieku, bo zajęcia
prowadzę i z czterolatkami, i z Uniwersytetem Trze�
ciego Wieku, więc naprawdę przekrojowo. Każdy ma
inne oczekiwania, więc staram się być elastyczna.
Gdy Ośrodek był otwierany, została przeprowadzona szeroka kampania prasowa, która wypromowała to miejsce. Ponadto pani Katarzyna rozsyła
informacje o wydarzeniach w Ośrodku. Nowiny
o jego ofercie mieszkańcy przekazują też sobie z ust
do ust.
To wszystko może nie tyle przez nas zostało nagło�
śnione, ile przez ludzi, którzy tu mieszkają. Pojawiła
się nasza młodzież szkolna tu z terenu powiatu,
pojawiły się zielone szkoły. No i w tej chwili są takie
dni, że pani Kasia sama nie daje rady. Czasami
edukacją muszą się zajmować trzy, cztery osoby.
Ośrodek jest traktowany jako miejsce reprezentacyjne, które pokazuje się przyjezdnym. Zabierają
tam swoich gości między innymi gospodarze zrzeszeni w Międzychodzkim Stowarzyszeniu Agroturystycznym. Na stronie internetowej Ośrodka
znaleźć można informację, że jest on czynny
w soboty (pani Katarzyna na co dzień pracuje
w biurze Nadleśnictwa). Po uzgodnieniu telefonicznym jest jednak otwierany także w inne dni
109
Muzea lokalne
Izba Pamięci Radusza
tygodnia, szczególnie dla wycieczek szkolnych,
których uczestnicy stanowią najliczniejszą grupę
odwiedzających leśniczówkę. Ponieważ Ośrodek
współtworzy kilka instytucji, bywa tak, że oprowadzają po nim osoby z Międzychodu niezatrudnione
w Nadleśnictwie, na przykład Dyrektor Muzeum
Regionalnego będący jednocześnie jednym z założycieli Izby Pamięci. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy,
gdy do Międzychodu przyjeżdżają ważni goście
z Polski lub zagranicy.
Chociaż jestem dyrektorem, mi to nie przeszkadza.
Jeden telefon – jestem. Dlatego że jak ja coś potrze�
buję, to jeszcze nigdy mi Nadleśnictwo nie odmówiło.
Centrum pamięci
Instytucje związane z Izbą cały czas badają historię
Radusza. W wypowiedziach ich przedstawicieli
usłyszeć można fascynację życiem dawnych mieszkańców. Z narracji tych wyłania się obraz ludzi,
którzy pomimo tego, że reprezentowali różne
wyznania i narodowości, żyli w zgodzie, tworząc
demokratyczną wspólnotę. Byli pracowici i sprawiedliwi. „Te ich prawa były niesamowite”, twierdzi
jeden z badaczy historii Radusza.
110
Fakt jest taki, że pracowali bardzo ciężko. Dostawali
ziemię, tę ziemię musieli sami wykarczować w lesie.
Na środku budowali sobie studnie, budowali piec
chlebowy. Był taki człowiek, który opowiadał, że
w piątek dymy się unosiły po lasach, bo ludzie
piekli chleb na cały tydzień. […] Fakt jest taki, że
oni wiedzieli, że mają wolność osobistą, mają
demokratycznie wybranego sołtysa i dwóch
ławników. Oni wszystkie sprawy załatwiali
między sobą. […] Ci ludzie żyli demokratycznie,
taka pierwsza demokracja w Polsce. Strasznie
pracowali, ale wiedzieli, że to robią dla siebie.
W relacjach na temat dawnej społeczności Radusza
dostrzec można archetypiczny obraz złotego wieku.
W tym sensie Radusz jest miejscem, w którym przechowuje się pamięć o czasach harmonii. Pomimo
tego, że mieści się w głębi Puszczy dziesięć kilometrów od miasta, stanowi ważne centrum tożsamości
mieszkańców Międzychodu. To do niego przyjeżdżają goście Światowych Kongresów Międzychodzian, a Izba Pamięci została założona podczas
jednego z takich zjazdów. Wydaje się więc, że
Ośrodek jest nie tylko atrakcją turystyczną i centrum
edukacyjnym. Ze względu na swoją historię i wysiłki
społeczności w jej dokumentowaniu stanowi ważny
punkt na mapie pamięci zbiorowej mieszkańców
Międzychodu.
111
Skansen uli
w pasiece Barć
w Kamiannej
Małgorzata Kopecka
Badana kolekcja znajduje się w małej wsi w górach
opodal trasy prowadzącej do popularnych miejscowości uzdrowiskowych. Gmina, na terenie której leży
Pasieka, przed wojną zamieszkiwana była głównie
przez Żydów oraz Łemków. Pierwsza połowa XX
wieku radykalnie zmieniła tę sytuację – dzisiaj
o istnieniu tych dwóch kultur przypomina tylko
kilka charakterystycznych sylwetek cerkwi, ukryte
w zaroślach cmentarze, kirkuty i przydrożne krzyże.
Zabytki te nie rzucają się w oczy, a wszystkie cerkwie
przekształcone zostały na kościoły rzymskokatolickie. Gmina nie jest gęsto zaludniona, lecz jej wsie
sprawiają wrażenie zadbanych, rozwijających się
i niecierpiących biedy. W okolicy znajdują się liczne
trasy piesze i rowerowe oraz wyciągi narciarskie,
nie jest to jednak obszar jednoznacznie nastawiony
na obsługę turystów. Władze i lokalne organizacje
podejmują obecnie inicjatywy wspierające przekształcanie się tego regionu z rolniczego na turystyczny, o czym świadczą przede wszystkim liczne
broszury i przewodniki, jednak jeszcze nie w każdej
wsi znaleźć można miejsca noclegowe i restauracje,
a moi rozmówcy podkreślają, że ta część infrastruktury nie jest wystarczająco rozwinięta.
Kamianna
Wieś, w której znajduje się Pasieka, zamieszkuje
około dwustu mieszkańców. Nie ma w niej szkoły
i od kilku lat nie jeżdżą do niej żadne autobusy
kursowe z wyjątkiem pojazdów dowożących dzieci
do szkół. Trasa do miejscowości od strony centrum
gminy wiedzie stromą i krętą drogą, której pokonanie zimą nastręcza sporych problemów. Można
Kolekcja na etacie. Pasieka
113
Muzea lokalne
Skansen uli w pasiece Barć w Kamiannej
jednak dojechać tam również inną, łagodniejszą
drogą prowadzącą do większych wsi leżących
nieco bardziej na wschód. W centrum Kamiannej,
niemal na terenie Pasieki, znajduje się drewniany
budynek połemkowskiej cerkwi, który po drugiej
wojnie światowej został przekształcony w kościół
rzymskokatolicki będący obecnie kościołem
parafialnym.
Historia wsi jest mocno powiązana z kolekcją i jej
założycielem – księdzem Henrykiem Ostachem,
który uważany jest za budowniczego dzisiejszej
Kamiannej, a który zaczął tam pracować w 1960
roku, przywożąc ze sobą ze swojej poprzedniej
parafii połemkowską pasiekę przejętą po Spółdzielni „Las”. Z jego inspiracji zbudowano drogę
łączącą wieś z resztą gminy i wodociąg, w latach
sześćdziesiątych założono Ochotniczą Straż
Pożarną, a w 1973 roku wybudowano Dom Strażaka. Również za zasługę księdza uznaje się dzisiaj
powstanie imponującego drewnianego ołtarza
oraz rzeźb w kościele parafialnym – ich twórca, Jan
Stefaniak, był lokalnym artystą ludowym, a jego
syn obecnie wspomaga swoim talentem kolekcję
w Pasiece. Ksiądz Ostach doprowadził również do
wybudowania dwóch dużych domów wczasowych
w Kamiannej oraz Domu Pszczelarza. Działalność
księdza skupiała się na pszczelarstwie, a jego
ambicje były na tyle duże, że postanowił uczynić
wieś polskim centrum pszczelarstwa i apiterapii.
Pełnił on ważne funkcje w polskich i międzynarodowych organizacjach pszczelarskich, a jego zaangażowanie w tę dziedzinę przyniosło wiele korzyści
lokalnej społeczności. Pasieka rozwijała się dynamicznie, więc w latach osiemdziesiątych ksiądz
Ostach zatrudnił do pomocy małżeństwo, Jacka
i Emilię Nowaków, którzy później ją rozbudowali
i zmodernizowali.
Naprzeciwko Pasieki, po drugiej stronie drogi
przecinającej Kamianną, znajduje się Dom
Pszczelarza, będący własnością ogólnopolskiej
organizacji, i przynależące do niego Muzeum wraz
114
z ulokowaną na betonowym podeście i ogrodzoną
siatką pokazową pasieką, która sprawia dość przygnębiające wrażenie. Na wzgórzu za Domem
Pszczelarza znajduje się wyciąg narciarski, który
zapewnia wsi zainteresowanie i ruch turystyczny
w sezonie zimowym. Ponadto poniżej Pasieki znajduje się stara zadbana chata, a w niej – jak głosi
tabliczka na ogrodzeniu – Izba Pamięci. Udało mi
się ustalić, że w jej wnętrzu jest oryginalne wyposażenie domu i pamiątki po księdzu Henryku
Ostachu, który zmarł w 2011 roku. Kolekcja ta nie
jest jeszcze udostępniana w regularny sposób,
a należy do obecnej właścicielki domu, która nie
pochodzi z Kamiannej.
Kamianna jest bardzo małą miejscowością, lecz
jej malownicze położenie i mikroklimat przyciągają rzesze turystów. Potwierdza to dobrze rozwinięta baza noclegowa – na wielu domach widać
informacje o wynajmowaniu pokoi, a poza wspomnianymi domami wczasowymi jest tam jeszcze
prywatny zajazd. Pszczelarstwo to atut miejscowości, który jest wykorzystywany i przynosi
wymierne profity. Kolekcja, a właściwie kolekcje, nie
są może najważniejszym elementem tego układu,
ale grają w nim istotną rolę.
Pasieka
Skansen uli jest częścią przedsiębiorstwa zajmującego się pszczelarstwem, a więc produkcją i dystrybucją miodu, jego pochodnych oraz produktów
z wosku pszczelego, hodowlą pszczół, dydaktyką
i prowadzeniem niewielkiego pensjonatu. Nowakowie, którzy zaczęli pracę w Pasiece w połowie
lat osiemdziesiątych, w 1993 roku zostali jej
właścicielami. To ich dziełem było przekształcenie
gospodarstwa nastawionego nastawionego
��������������������
na produkcję miodu oraz dydaktykę w duże i świetnie prosperujące przedsiębiorstwo wielobranżowe, posiadające dobrze zorganizowane miejsca noclegowe,
zaplecze gastronomiczne i grono stałych gości.
Na etapie planu, projektu, zrodziło się coś takiego,
że oprócz tej pracowni, która była wymogiem
i do której trzeba było zdążać, to stwierdziliśmy,
że [skoro] żyjemy na takim terenie, tych grup
turystycznych coraz więcej się przewijało, ludzie
ściągali, bo był skansenik, […] może dobrze by było
mieć kawiarenkę i może parę pokoi gościnnych.
W Pasiece pracuje jedenaście osób, a na jej
obszarze znajduje się sklepik z miodami i pamiątkami, kawiarnia, pracownia produkująca pamiątki
z wosku pszczelego, pawilon pszczelarski spełniający wszystkie normy dotyczące produkcji żywności
oraz kolekcja, a właściwie trzy kolekcje zorganizowane w ramach wspólnej ścieżki zwiedzania.
Wejście na teren Pasieki nie jest płatne, a zwiedzanie
z przewodnikiem kosztuje dwa złote od osoby przy
grupach większych niż dziesięcioosobowe i w jego
cenę wliczona jest degustacja miodów.
Najważniejszy zbiór to skansen uli oraz niewielka
kolekcja eksponatów dotyczących pracy pszczelarza, które znajdują się w pomieszczeniu będącym
częścią dawnego pawilonu pszczelarskiego.
W dolnej części Pasieki na łagodnym zboczu stoją
tylko puste ule i tam zwiedzający, szczególnie
dzieci, mogą poruszać się swobodnie i bez obaw
o użądlenie. Ule, pogrupowane według chronologii i typu, ilustrują historię pszczelarstwa. Nie ma
przy nich co prawda tabliczek informacyjnych, ale
przewodnik – Jacek Nowak – barwnie i szczegółowo
opowiada o różnych rodzajach uli i ich ewolucji.
Wśród eksponatów znajdują się barcie, czyli kloce
z drzew, w których mieszkały roje pszczół, oraz
przykłady kolejnych, nowszych typów schronień
dla pszczół, które stosowano w pszczelarstwie
wraz z rozwojem tej dziedziny. Ponadto pośrodku
kolekcji pod niewielkim zadaszeniem stoją trzy
drewniane figury świętych: patrona pszczelarstwa – św. Ambrożego, patrona przyrody – św.
Franciszka oraz św. Filipa – patrona kongregacji,
do której należał założyciel Pasieki. Zwiedzający
może również zobaczyć bogato zdobione ule
charakterystyczne dla kilku regionów Polski oraz
budynki o architekturze typowej dla regionu. Część
eksponatów to egzemplarze autentyczne i stare,
lecz odnowione i zakonserwowane, inne są nowsze,
przywiezione jako podarunki od pszczelarzy z kraju
i zagranicy. Pozostałe wykonano na miejscu i jak
podkreśla przewodnik, wystylizowano z dbałością
o szczegóły, tak by nawiązywały do kultury społeczności zamieszkujących region obecnie lub dawniej.
Kolekcję zapoczątkował ksiądz Ostach, następnie
była ona rozwijana rozmaitymi sposobami: dzięki
darom, poszukiwaniom w innych pasiekach oraz
pracy lokalnego rzeźbiarza.
Skansen był – to trzeba zaznaczyć, że jak przy�
szliśmy, to skansen już po części był – ta część nad
kościółkiem. I sukcesywnie tych uli figuralnych
przybywało. I robiliśmy, albo stare się wprowadzało
gdzieś wyszukane, […] albo rzeźbione się zama�
wiało. Miejscowy nasz rzeźbiarz, amator, ludowy,
którego ojciec rzeźbił kościółek, to po ojcu przejął.
I […] jak sobie coś u niego zamówimy, bo jakiś pień
konkretny znajdziemy, to on takie rzeczy robi – nawet
tu stoją, parę domków, to przez niego wykonane.
W wyższej partii łąki, w strefie wyraźnie wydzielonej drewnianymi ogrodzeniami, znajdują się
ule zamieszkane przez roje pszczół, stanowiące
właściwą pasiekę. Można do niej wejść i zaglądając
przez szklane okna do wnętrza uli, obserwować
życie pszczół.
Kolejnym elementem kolekcji są narzędzia pszczelarskie, które w sezonie służą do przeprowadzania
pokazów miodobrania, oraz ramki starego typu
i archaiczna prasa do plastrów miodu. W tym
samym pomieszczeniu znajduje się najnowszy fragment ekspozycji – unikatowa kolekcja św. Ambrożego przekazana w tym roku małżeństwu Nowaków
przez pszczelarza z sąsiedniego województwa, który
doszedł do wniosku, że nie będzie już w stanie jej
prowadzić. Do kolekcji należą różnorodne obiekty,
od dziecięcych i nieprofesjonalnych dzieł sztuki, po
115
Muzea lokalne
Skansen uli w pasiece Barć w Kamiannej
Kolekcja
św. Ambrożego
Narzędzia
pszczelarskie
figury i grafiki wykonane przez cenionych twórców
ludowych oraz profesjonalnych artystów. Część
eksponatów przedstawia wartość ze względu na
nietypowe materiały wykonania, takie jak bryła soli
z kopalni w Wieliczce czy chleb. Inne warte są uwagi
ze względu na wartość historyczną oraz walory estetyczne. Kolekcja doskonale wpisuje się w całokształt
Pasieki będącej jednocześnie przedsiębiorstwem
i miejscem, gdzie pielęgnowane są etos zawodu,
tradycja pszczelarska i lokalna historia.
Na koniec warto wspomnieć o niewielkiej kolekcji
znajdującej się na uboczu głównej ścieżki zwiedzania. W kawiarni pasiecznej nad kontuarem
goście znaleźć mogą zbiór nakryć głowy, który
116
przeznaczony jest do przymierzania przez zwiedzających i robienia sobie pamiątkowych zdjęć. Jacek
Nowak tłumaczy, że jest to tylko niewielka część
pokaźnego, bo składającego się z około pięciuset
czapek zbioru, który przechowuje w swoim domu.
Pierwszym eksponatem w tej kolekcji była czapka
marynarska – kolekcjoner otrzymał ją od przyjaciela, któremu udało się zostać marynarzem. Kolejne
eksponaty pozyskiwał na różne sposoby, ale z jego
opowieści wynika, że większość z nich stanowią
dary od osób zafascynowanych ideą kolekcji
czapek. Dzieje zbioru łączą się z licznymi ciekawymi
anegdotami o darczyńcach i zapewne większość
kolekcji ma dla właściciela wartość sentymentalną.
W kawiarni goście, szczególnie najmłodsi, z wielkim
entuzjazmem przymierzają nakrycia głowy, dlatego
część czapek nosi wyraźne ślady zużycia. Właściciel
przyznaje, że cenniejsze eksponaty wolał pozostawić w domu, niemniej jednak wspomina, że
kiedy kilka lat temu instytucja z większego miasta
zorganizowała wystawę całej jego kolekcji i dla
bezpieczeństwa umieściła eksponaty w szklanych
gablotach, czuł, że potencjał zbioru się marnuje,
czapki są „jak w więzieniu”. Komentarz ten doskonale oddaje nastawienie Jacka Nowaka do kolekcji:
o zbiory należy oczywiście dbać i starać się uchronić
je przed zniszczeniem, lecz najważniejsze jest to, by
przedmioty służyły ludziom. Oznacza to również, że
istotna jest nie tyle wartość rynkowa obiektów, lecz
to, na ile mogą one zainteresować ludzi, posłużyć
przekazaniu idei, pogłębieniu wiedzy czy choćby
rozrywce.
Kolejnym szczegółem rzucającym światło na sposób
prowadzenia kolekcji przez rodzinę Nowaków jest
to, że proponowana ścieżka zwiedzania obejmuje
zarówno skansen, kolekcję św. Ambrożego i pasiekę,
jak i kościół, w którym goście mogą usłyszeć wiele
o postaci księdza Ostacha oraz poznać historię wsi
i regionu – Nowakowie traktują więc przestrzeń,
na której żył i pracował ksiądz, jako niepodzielną
całość. Jacek Nowak na samym początku naszej
rozmowy podkreśla, że kolekcja nie utrzymałaby się
sama i może ją mieć tylko dzięki temu, że prowadzi
inne formy działalności. Z drugiej jednak strony
Emilia Nowak twierdzi, że goście Pasieki nie przyjeżdżają, by nabyć miód, lecz właśnie dlatego, że mogą
zwiedzić skansen i kolekcję oraz posłuchać o życiu
pszczół, a wręcz obejrzeć je dzięki specjalnym
ulom, które pozwalają na bezpośrednią obserwację roju. To potwierdza, że Pasieka jest złożoną
całością, w której poszczególne części zależą od
siebie, uzupełniają się i wspólnie pracują na sukces.
Nowakowie nie traktują kolekcji wyłącznie w kategoriach utylitarnych – oboje są osobami szanującymi lokalną historię, tradycję i specyfikę kulturową,
a o księdzu Ostachu mówią jako o ojcu pszczelarstwa w gminie i w gruncie rzeczy fundatorze
Kamiannej: „Ksiądz w jakiś sposób otwarł okno na
świat dla tej miejscowości”. Po drugie, co nie mniej
istotne, etos zawodu, w którym pracują, znajduje
się wśród najważniejszych motywacji ich działania. Jacek Nowak podkreśla, że nie każdy może
117
Muzea lokalne
Skansen uli w pasiece Barć w Kamiannej
Muzeum
Pszczelarstwa
być pszczelarzem – „tylko ci w pszczołach zostaną,
którzy się zakochają. Autentycznie”. Jego zdaniem
zawód ten jest najstarszym polskim zawodem,
który cieszy się od swojego zarania wielką estymą:
„Nie można zapomnieć o jednej chwalebnej sytuacji – bartnicy byli zwolnieni od przysięgi w sądzie.
To świadczyło o ich wielkiej uczciwości, szlachetności, prawdomówności”.
Nowakowie sprawiają wrażenie ludzi, którzy starają
się łączyć podejście biznesowe i zarządzanie
przedsiębiorstwem nastawionym na przynoszenie
dochodów z zamiłowaniem do zawodu i chęcią przekazywania wiedzy o pszczelarstwie tym wszystkim,
którzy się nim zainteresują. Dlatego też w rozmowach podkreślają funkcję dydaktyczną Pasieki
(„chodzi o to, żeby w skansenie móc edukować
również”). Pszczelarstwo nie jest jednak popularne
i w Polsce jest coraz mniej szkół kształcących w tym
zawodzie, dlatego obecnie lekcje odbywają się
sporadycznie. „No, odbywają się – jak jacyś pszczelarze przyjadą, to się prowadzi. Wcześniej mieliśmy
studentów, teraz też ktoś tam jest, ale to już nie jest
na takim [poziomie], jak było wcześniej…”.
Mimo to pasieka współpracuje z technikum pszczelarskim i odbywają się w niej praktyki. Kolekcja jest
więc nie tylko atrakcją turystyczną, ale również
pomocą dydaktyczną, materiałem, na podstawie
którego Nowakowie chcą uczyć zawodu i, co wydaje
się nie mniej ważne, przekazywać jego etos.
Kolekcja w sąsiedztwie
W bezpośrednim sąsiedztwie Pasieki znajduje się
Dom Pszczelarza, duży, wybudowany w latach
osiemdziesiątych pensjonat będący własnością
ogólnopolskiej organizacji pszczelarskiej. Budynek
ten powstał za pieniądze zebrane przez Polski
Związek Pszczelarski wśród pszczelarzy z całej
Polski, a w pracach budowlanych uczestniczyło
wielu wolontariuszy, między innymi uczniowie
118
z techników pszczelarskich. Przedsięwzięcie to było
częścią wielkiego projektu księdza Ostacha, który
miał doprowadzić do przekształcenia niewielkiej
miejscowości w ogólnopolskie, a nawet międzynarodowe centrum szkoleniowe dla pszczelarzy. Ambicję tę podzielali również mieszkańcy
Kamiannej, a budowanie nowoczesnego na owe
czasy kompleksu stało się częścią wspólnej historii
społeczności.
Do Domu Pszczelarza przynależy również muzeum
pszczelarstwa mieszczące się w niewielkim drewnianym pawilonie o charakterystycznym wyglądzie,
z wielkimi oknami w kształcie otworów w plastrze
miodu. Można je zwiedzać z przewodnikiem, a więc
jedną z osób pracujących w Domu Pszczelarza. Oprowadzanie jest płatne i organizowane głównie dla
grup. Kolekcja znajdująca się w muzeum to głównie
dwudziestowieczne pamiątki dotyczące w większości historii organizacji oraz działalności księdza
Ostacha i przekształcania wsi w centrum pszczelarskie. Ekspozycja ma nieco archaiczny charakter –
w gablotach wokół pomieszczenia i w jego centrum
znajdują się rozmaite dokumenty, dyplomy, medale
i puchary upamiętniające różnego rodzaju zjazdy
i konkursy, które członkowie Związku organizowali
lub zaszczycili swoją obecnością. W pawilonie obejrzeć można podstawowe narzędzia pracy pszczelarza, księgi pamiątkowe Domu Pszczelarza oraz
niewielki zbiór publikacji dotyczących tego zawodu.
Znaczną część zbioru stanowią medale pamiątkowe
i innego rodzaju trofea, które należały do księdza
Ostacha i zostały przez niego przekazane muzeum.
Innym ważnym eksponatem jest trzymetrowa figura
złotej pszczoły, która stanowiła atrakcję światowego
zjazdu pszczelarzy zorganizowanego przez Związek
w latach osiemdziesiątych. Poszczególne elementy
ekspozycji dokumentują historię najnowszą i nie
zaliczają się do obiektów zabytkowych cennych ze
względu na wiek, lecz, jak można wywnioskować
z rozmów, przedstawiają dużą wartość dla mieszkańców Kamiannej. Rola dokumentacyjna kolekcji
nie sprowadza się w tym wypadku do rejestrowania
119
Muzea lokalne
Skansen uli w pasiece Barć w Kamiannej
historii instytucji – Polskiego Związku Pszczelarskiego – kolekcja jest też rodzajem nośnika lokalnej
pamięci. Wspólny trud budowania „polskiego
centrum pszczelarstwa” pozostaje żywym wspomnieniem dla wielu mieszkańców wsi, a nawet
regionu. Pamiątki po liderze tego projektu i czasach
świetności Domu Pszczelarza darzone są więc
estymą. Nie można jednak powiedzieć, że Dom
i kolekcja są traktowane jako dobro wspólne –
w wywiadach wielokrotnie padają słowa dotyczące
zarządu Związku, tak zwanej „góry”, który sprawuje
władzę nad kolekcją z dystansu, co może być odbierane przez członków społeczności lokalnej jako mało
skuteczny i nieracjonalny sposób zarządzania. Ludzie
pracujący w Kamiannej odczuwają, że miejsce stworzone przez nich nie jest ich własnością, co z kolei
może mieć negatywny wpływ na poziom zaangażowania w kontynuację dzieła księdza Ostacha.
Kolekcja w 2011 roku została zinwentaryzowana
przez przedstawicieli Związku, jednak jak przyznaje
moja rozmówczyni – pracowniczka Domu Pszczelarza, która wpuściła mnie do Muzeum – prace nad
katalogiem utknęły gdzieś na poziomie krajowym
i pracownicy Domu nie wiedzą, jaką przyszłość dla
kolekcji planuje organizacja.
Izba pamięci
Ksiądz Ostach zmarł w maju 2011 roku. Przed
śmiercią chorował i nie prowadził już Pasieki. Przez
kilka lat mieszkał w placówce opiekuńczej w innej
miejscowości, dlatego, choć wciąż odwiedzał
swoją zagrodę, nie korzystał już z domu, w którym
mieszkał przez lata sprawowania posługi. Dom
ten znajduje się przy głównej drodze, zaraz przy
kościółku, i na jego ogrodzeniu widzi tablica informująca, że wewnątrz znajduje się izba pamięci.
Nie ma jednak informacji, czego ta izba dotyczy,
ani ustalonych zasad jej odwiedzania. Od różnych
informatorów można uzyskać sprzeczne informacje: część z nich twierdzi, że do izby nie da się
120
wejść z uwagi na nieobecność właścicielki, inni
kierują do sąsiednich zabudowań, zapewniając,
że zwiedzanie jest możliwe. Obecnie właścicielką
budynku jest mieszkanka Kamiannej, która ze
względu na tryb pracy często wyjeżdża. Jeszcze za
życia księdza, borykającego się z problemami finansowymi, dom przeszedł w jej posiadanie. Sprawa
ta wywoływała wówczas duże emocje w lokalnej
społeczności, co zaowocowało ukazaniem się
w lokalnej prasie serii artykułów. Właściciele Pasieki
podkreślają, że przez lata pracy mocno związali
się z księdzem Ostachem, dlatego wydawałoby im
się czymś naturalnym, gdyby to oni opiekowali się
pozostawionym przez niego dobytkiem. Uważają,
że postać księdza jest na tyle ważna dla Kamiannej,
iż upamiętnienie go nie tylko poprzez ekspozycję
jego medali i dyplomów w Muzeum Pszczelarstwa,
ale również ożywienie Izby Pamięci w jego domu,
byłoby słusznym krokiem.
Dom księdza zdaniem gospodarzy pasieki zachowany jest w bardzo dobrym, niemal nienaruszonym stanie i mógłby być bez przeszkód
udostępniany do zwiedzania. Czy tak się stanie,
zależeć będzie od decyzji obecnej właścicielki
oraz najprawdopodobniej od tego, czy państwo
Nowakowie zdołają nawiązać z nią współpracę.
Z rozmów wynika, że koncepcja stworzenia izby
pamięci jest jeszcze dość świeża i nie do końca sprecyzowana, ale byliby zainteresowani włączeniem
tego zbioru do trasy zwiedzania Pasieki.
Miejsce kolekcji
w społeczności
Wskutek przemian historycznych w regionie,
w którym przyszło pracować księdzu Ostachowi i jego
następcom, powstała specyficzna sytuacja kulturowa.
Mieszkańcy tych terenów w zdecydowanej większości
pochodzą z innych części Polski. Sytuację tę trafnie
ujmuje przedstawiciel GOK-u, mówiąc:
Dom, w którym
mieszkał ksiądz
Ostach
Bo to jest teren Łemkowszczyzny przedwojennej. I to
jest też kłopotem tożsamościowym. Tego miejsca.
Tutaj tych ludzi, którzy byli przed wojną, już nie
ma. […] Kultura, która by wyrastała, tak jak na
przykład na Podhalu, z korzeni, dziada-pradziada,
doświadczeń wielopokoleniowych – tego tu nie
ma. Tu się wszystko buduje i ta budowa też nie
przebiega w taki sposób bezproblemowy, chętny.
Deficyt materialnych i niematerialnych nośników
tożsamości jest sytuacją trudną, lecz stwarzającą
dość duży potencjał. Luka w pamięci zbiorowej,
wynikająca z braku wspólnej, związanej z miejscem
przeszłości we wcześniejszych pokoleniach, musi
mieć wpływ na relacje panujące w społeczności.
Jednocześnie grupy, które konstytuują się w nowych
miejscach, dążą do jak najszybszego stworzenia
wspólnej historii. W takim właśnie świetle można
interpretować historię wspólnego „budowania”
Kamiannej pod przewodnictwem księdza Ostacha.
Moi rozmówcy, w tym osoby niemieszkające we wsi,
nawiązywały do tego okresu:
Kamianna była takim ośrodkiem, który nadawał
kierunki rozwoju całego regionu, gminy. Tam
ludzie mnóstwo prac robili społecznie.
Ksiądz Ostach to tak rozwinął, że
to jest znana miejscowość.
Pamięć o działalności księdza Ostacha ma
ogromny potencjał tożsamościotwórczy, zwłaszcza że pszczelarstwo jest popularne również
w innych częściach regionu. Póki co gmina nie
stawia jednak na tę kartę ani w kontekście edukacji najmłodszych, ani w odniesieniu do działań kulturalnych. Wycieczki szkolne odwiedzające kolekcję najczęściej nie przyjeżdżają z okolic
Pasieki. Dawniej cała ekspozycja kierowana
była głównie do wycieczek pszczelarzy, natomiast obecnie, poza licznymi zielonymi szkołami i indywidualnymi turystami, gospodarstwo
odwiedzają także reprezentacje innych branż
i zawodów oraz oficjalni goście władz lokalnych.
W corocznych obchodach Jesieni Łabowskiej
121
Muzea lokalne
Skansen uli w pasiece Barć w Kamiannej
Pasieka uczestniczy tylko okazjonalnie, a dorobek pszczelarski nie jest traktowany jako najważniejszy element dziedzictwa kulturowego.
Nie można jednak marginalizować wpływu tej instytucji na ludność gminy. Wystarczy przypomnieć, że
we wsi zamieszkiwanej przez około dwieście osób,
jedenaście z nich pracuje bezpośrednio w pasiece,
natomiast związany z nią ruch turystyczny niewątpliwie wpływa na sytuację zawodową wielu innych
mieszkańców.
Perspektywy
Pasieka oraz cała Kamianna posiadają duży potencjał rozwojowy zarówno w rozumieniu kulturowym,
tożsamościotwórczym, jak i marketingowym.
Istnieją jednak sprawy, z którymi państwo Nowakowie oraz społeczność Kamiannej będą musieli się
zmierzyć. ��������������������������������������
Przede wszystkim relacja między ekspozycjami jest niejasna. Choć opiekunowie kolekcji
zapewniają, że nie istnieje między nimi konkurencja,
a niekiedy nawet współpracują przy obsłudze większych grup, to dla obserwatora z zewnątrz dwie
pokazowe pasieki oraz dwie ekspozycje o podobnej
tematyce znajdujące się po przeciwnych stronach
drogi mogą sprawiać wrażenie chaosu czy wręcz
konfliktu. Choć do wyczerpującego poznania
historii wsi potrzebna jest wizyta w obu z nich, nie
każdy turysta się na to decyduje. Kolejną kwestią
jest istnienie Izby Pamięci, która mogłaby uzupełniać ścieżkę zwiedzania, gdyby doprowadzić do
uzgodnień między wszystkimi trzema podmiotami.
jako mocno zbiurokratyzowany i nieelastyczny,
zacieśnienie współpracy między kolekcjami się
powiedzie. Izba Pamięci wydaje się jeszcze bardziej
prawdopodobnym partnerem Pasieki. Samo jej
powstanie świadczy o tym, że obecna właścicielka
podchodzi z szacunkiem do dorobku księdza
Ostacha, a doświadczenie i zaangażowanie rodziny
Nowaków przemawia za tym, by to oni opiekowali
się Izbą. Rozwój Pasieki w tym kierunku będzie
wymagał jednak nie tylko dobrej woli ze strony
właścicielki dawnej plebanii, ale również zdecydowania ze strony Nowaków, którzy sami przyznają, że
„wzięcie kluczy to też wzięcie odpowiedzialności”,
i zastanawiają się, czy są gotowi na to wyzwanie.
Bez względu na to, czy rozwój Pasieki obejmie
włączenie pozostałych kolekcji do wspólnej ścieżki
zwiedzania i czy uda się tej instytucji zaistnieć
w świadomości mieszkańców gminy jako składowa
lokalnej tożsamości, losy skansenu nie rodzą obaw.
Nie wiadomo co prawda, czy w przyszłości znajdzie
się ktoś równie zaangażowany w pielęgnowanie
lokalnej historii jak Nowakowie, lecz biorąc pod
uwagę rozwijający się potencjał turystyczny regionu
oraz to, że Pasieka dobrze prosperuje jako przedsiębiorstwo wielobranżowe, zdolne elastycznie przystosowywać się do zmian w gospodarce, z pewnością nie zabraknie chętnych do pracy w skansenie.
Pozostaje mieć nadzieję, że uda się zatrudnić osoby,
które znajdą w sobie pasję do przekazywania etosu
zawodu i pielęgnowania pamięci o przeszłości
pszczelarstwa oraz wsi.
Na poziomie praktycznym takie uzgodnienia
z pewnością mogłyby mieć miejsce, pomiędzy
opiekunami wymienionych kolekcji istnieją
bowiem relacje. Emilia Nowak przez osiem lat
pełniła funkcję dyrektorki Domu Pszczelarza i nadal
kontaktuje się z jego obecnymi pracownikami, co
pozwala sądzić, że jeśli nie stanie temu na przeszkodzie Zarząd, opisywany przez rozmówców
122
123
Zbiory w Gminie Popielów
Kolekcje
w sieci powiązań
Dariusz Żukowski
Miejsce
Gmina wiejska Popielów położona jest w województwie opolskim, w powiecie opolskim, około 24
km na północny zachód od Opola. W jej dwunastu
sołectwach zamieszkuje około 8150 osób, przy
czym we wsi Popielów, siedzibie gminy – 2065.
W miejscowościach gminy znajdują się między
innymi trzy zespoły folklorystyczne, trzy szkoły
podstawowe, gimnazjum, cztery zinformatyzowane
biblioteki publiczne, obiekty sportowe, stowarzyszenia oraz Samorządowe Centrum Kultury, Turystyki i Rekreacji (SCKTiR). Gmina objęta jest działaniami LGD Stobrawski Zielony Szlak. Około 20%
jej mieszkańców deklaruje narodowość niemiecką,
natomiast 2,5% – śląską1.
W gminie działają cztery większe kolekcje. Dwie
z nich zorganizowano przy gospodarstwach agroturystycznych. Dwie inne kolekcje to niewielkie izby
regionalne w szkołach podstawowych w Siołkowicach Starych i Popielowie (w trakcie badania przeprowadzono rozmowę z opiekunką tej drugiej, zbierającą zabytkowe przedmioty codziennego użytku).
Dyrektor SCKTiR, prywatnie kolekcjoner regionalnych ubiorów kobiecych (mazelunków), jest
w trakcie przygotowywania muzeum rekonstrukcyjnego, które w perspektywie paru lat zamierza
otworzyć w budynkach ośrodka. Ponieważ wybierając kolekcje do studiów przypadku, kierowano
się między innymi tym, by były one możliwie
różnorodne, w niniejszym tekście skupiono się na
wspomnianych rodzinnych gospodarstwach jako
miejscach, w których zbiory funkcjonują obok agroturystyki (działalności nastawionej na zysk). Jedno
z nich mieści się w Popielowie, drugie nosi nazwę
Lewandówka i znajduje się w Starym Kolniu około
cztery kilometry od Popielowa.
1 Dane liczbowe na temat gminy za stroną internetową
Urzędu Gminy Popielów: http://www.popielow.pl/cms/php/
strona.php3?cms=cms_popie&id_dzi=3&id_men=8, dostęp
8 grudnia 2012.
125
Muzea lokalne
Zbiory w Gminie Popielów
Warsztat – Muzeum
Kołodziejstwa
Obecnie pierwsze z wymienionych gospodarstw
prowadzone jest przez starsze małżeństwo – Franciszka i Marię Sobotów. Na dwuhektarowej działce,
przy domu rodzinnym i pomieszczeniach dla gości,
znajduje się budynek, w którym dawniej mieścił
się warsztat kołodziejski. Połowa tego obszernego
pomieszczenia wykorzystywana jest w charakterze
sali biesiadnej, natomiast w drugiej części stoją
maszyny warsztatowe, tworzące wyjątkową ekspozycję in situ. Sala jest jasna, czysta, odnowiona, zaś
konstrukcję budynku nieznacznie tylko przerobiono
pod kątem nowych zastosowań – urządzenia warsztatu zostały „tak, jak stoją teraz”. „Maszyny się tylko
wyczyściło, żeby to jakoś wyglądało”, mówi pan
Franciszek. Innymi elementami kolekcji są obiekty
związane z kołodziejstwem (narzędzia, gotowe
wyroby), zabytkowe meble, rower, fotografie itp.
Aranżacja ekspozycji opracowana jest starannie,
a właściciele dbają o stan pozyskanych obiektów
i własnym sumptem je odnawiają. Przyjmują przedmioty, nie tylko związane z kołodziejstwem, przynoszone przez mieszkańców gminy.
Tutaj wszystko to było. Ale czasem ludzie coś przy�
niosą: „A, wy tam macie miejsce, to wam damy ten
kredens”. Tylko że [kredens] był w beznadziejnym
stanie. Myśmy odnowili, wzięliśmy stolarza. Pracował
prawie całą zimę, no i zrobił. Ten fortepian – zmarł
jego właściciel, nie mieli miejsca, no to wzięliśmy.
[Pan Franciszek]
Obiekty są także przywożone lub kupowane
w różnych częściach kraju, a jednym ze źródeł byli
zbieracze złomu, którzy odsprzedali zabytkową
bryczkę czekającą obecnie na renowację.
Rzemiosło kołodziejskie przekazywano w rodzinie
po stronie żony. Teść ojca pana Franciszka prowadził
zakład do śmierci na początku lat osiemdziesiątych.
126
Młodsze pokolenie, niezajmujące się wcześniej
kołodziejstwem, postanowiło nauczyć się tego
rzemiosła. „To jest skomplikowane. Uczyliśmy się
bardzo długo, zanim żeśmy się nauczyli. Kupę
drzewa żeśmy zepsuli” (pan Franciszek). Wobec
braku zapotrzebowania na produkcję kół właściciele gospodarstwa zaczęli wytwarzać ozdobne
koła dla Cepelii, lecz w latach dziewięćdziesiątych
z powodu kłopotów finansowych spółdzielnia
ta przestała je zamawiać. Po wyprowadzeniu się
córek z domu i przejściu na emeryturę właściciele
gospodarstwa, wobec konieczności utrzymania
dużego terenu i budynków z niskich rent, wpadli
na pomysł założenia gospodarstwa agroturystycznego: „Skoro trzeba sprzątać duży dom, to może
ktoś jeszcze za to zapłaci”, mówi pani Irena. Agroturystyka powstała w 2002 roku, kolekcję otworzono
natomiast w warsztacie/sali biesiadnej w 2007
roku. Obecnie właściciele są zadowoleni z prosperowania interesu. Planują „niebawem” przekazać
gospodarstwo mieszkającej obecnie pod Opolem
córce Irenie, która gotowa jest w przyszłości przejąć
agroturystykę wraz z Muzeum Kołodziejstwa i już
stara się o dotację na jej prowadzenie i rozbudowę.
Dziś kolekcja jest, zdaniem rodziny, dodatkiem do
agroturystyki – to „punkt na plus, żeby tu przyjechać, a nie wybrać jakieś inne miejsce w Popielowie”
(pani Irena) – choć początkowo remont warsztatu
wymusiły względy rodzinne:
To nie powstało z pasji – „będę zbierać i teraz mnie
to strasznie interesuje”. Jest trochę odwrotnie:
[…] to najpierw powstało, a potem zaczęliśmy się
zastanawiać, co z tym zrobić, skoro już jest. To nie
powstało dlatego, że jest agroturystyka, chcę mieć
klientów i dlatego to robię, tylko moja mama miała
taką wizję, by to sprzątać, […] a potem stwier�
dziła, że rodzice mają rocznicę ślubu, a u nas taka
uroczystość rodzinna – okrojona – to jest czterdzieści
osób. […] Przez to zrobili tę salę biesiadną – nie pod
agroturystykę, tylko pod czterdziestą rocznicę ślubu.
[Pani Irena]
Maszyny
w Muzeum
Kołodziejstwa
(poprzednia strona)
Wystrój Muzeum
Kołodziejstwa
Sala biesiadna
i Muzeum
Kołodziejstwa
(następna strona)
Wnętrze pokoju
gościnnego.
Na ścianie odbitki
zabytkowych zdjęć
(następna strona)
Irena mówi też jednak o emocjonalnym zaangażowaniu matki w kołodziejską przeszłość rodziny:
„Matka była zawsze zapatrzona w swojego dziadka,
zależało jej, by wszystko [warsztat] zostało”. Zamierza
rozwijać kolekcję, myśli także o jej bardziej systematycznym opracowaniu, zwłaszcza że kołodziejstwo
nigdy nie było rzemiosłem popularnym w okolicy,
dzięki czemu warsztat jest miejscem wyjątkowym:
Gdybym to rozbudowywała, to na takiej zasadzie, że nie
jest to kolekcja, tylko żywa kolekcja – że można z tego
jeszcze skorzystać. […] Takie warsztaty chodzą mi po
głowie. […] Żeby ktoś jeszcze mógł zobaczyć, jak się
pracuje na takich narzędziach. By to trochę tak pożyło,
a nie tylko do odkurzania. […] Gdy tak teraz z panem
rozmawiam, to może rzeczywiście dobrze byłoby te
nazwy [narzędzi] odgrzebać, póki się je pamięta. Za
chwilę nikt nie będzie pamiętał, jak to koło zrobić.
Goście
Pani Irena szacuje, że osiemdziesiąt do dziewięćdziesięciu procent gości w gospodarstwie
stanowią turyści sentymentalni. „Klientami są
głównie ludzie, którzy dawno temu tutaj mieszkali
i teraz wracają. Turysta sentymentalny jest naszym
docelowym klientem” (pani Irena). Są to zwłaszcza
Niemcy wysiedleni po drugiej wojnie światowej
lub ich potomkowie, z których część utrzymuje
bądź odnowiła relacje rodzinne z pozostałymi na
miejscu krewnymi. Popielów to dla nich nie tylko
ziemia dzieciństwa i miejsce spotkań rodzinnych,
lecz także turystyczna baza wypadowa do zwiedzania atrakcji południa kraju (Opola, Wrocławia,
Krakowa itd.). Gospodarstwo organizuje dla nich
imprezy rodzinne (śluby, stypy, urodziny itp.) oraz
zapewnia noclegi.
127
Muzea lokalne
Zbiory w Gminie Popielów
Franciszek Sobota zbiera stare zdjęcia rodzinne
oraz przedstawiające dawny Popielów i jego
społeczność. Część z nich eksponuje na ścianach w pokojach gościnnych oraz warsztacie/
sali biesiadnej. Dwa tygodnie przed prowadzeniem badań SCKTiR wydał, korzystając z grantu,
książkę z fotografiami z gminy pt. Popielów
na dawnej fotografii, do której pan Franciszek
użyczył wielu zdjęć z prywatnego archiwum.
Fotografie dokumentują historię rodziny, gminy,
migracji z XIX i XX wieku do Brazylii i USA.
„Rodzinne takie zdjęcia. Tu jest ojciec na pierwszej wojnie, tu babka, tu matka. A tutaj, jak
jeździli jeszcze na roboty – to był rok 1905, 1910.
To teściu, to z gminy najważniejsi ludzie” (pan
Franciszek). Zdjęcia są dodatkową atrakcją dla
turystów zagranicznych, którzy niejednokrotnie
rozpoznawali na nich siebie w wieku szkolnym
(„teraz mają po siedemdziesiąt, osiemdziesiąt
lat”) lub członków rodziny.
W związku z działaniami szkół i ODR w ramach
wymian i współpracy do Popielowa przyjeżdżają
goście z Norwegii, Czech i Węgier. Gospodarstwo
jest wybierane jako rodzaj „wzorcowego gospodarstwa”, które gmina i organizacje lubią demonstrować. W tym kontekście posiadanie warsztatu
kołodziejskiego i kolekcji znacznie zwiększa prestiż
i atrakcyjność agroturystyki. „Warsztat robi swoje –
to jest coś innego, dodatkowego. Nie jest to zwykły
wynajem pokoi, tylko można coś tutaj zobaczyć”
(pan Franciszek). „Jak są jakieś wyjazdy szykowane,
to wiadomo, że każdy chce to jak najbardziej atrakcyjnie zrobić, więc wtedy są wybierane [gospodarstwa] – natomiast mam od pewnego czasu
wrażenie, że nie ma tego [kolekcji przy gospodarstwach w Polsce] zbyt wiele, bo jak są organizowane
jakieś konkursy – patrząc, jak często mama jest
zapraszana do różnych konkursów – można wnioskować, że wiele takich miejsc nie ma. Zbyt często
zapraszają” (pani Irena).
Powiązania
„W gminie – Karlowice, Siołkowicie, Popielów
– każda wieś ma swoje stowarzyszenia”, mówi
pani Irena. Rodzina podaje rozmaite przykłady
zaangażowania różnych podmiotów w projekty
i przynależności do organizacji. Od piętnastu lat
w ramach programu Odnowa Wsi w gminie organizowany jest konkurs na najpiękniejszą wieś.
Gospodarstwo Sobotów zdobyło drugie miejsce
w konkursie na najpiękniejszą zagrodę. Pani Irena
napisała projekt o dofinansowanie na agroturystykę do programu „Po klucz do biznesu” i czeka
na rezultat. Sobotowie brali też udział w programach Ośrodka Doradztwa Rolniczego (ODR)
w sąsiedniej gminie Łosiów mającego prężną
sekcję agroturystyczną, co pozwoliło im zwiedzić
liczne gospodarstwa w kraju i za granicą. „Ukraina,
Litwa, Sandomierz. […] Co roku jeden wyjazd na
cztery dni i jeden dwudniowy. […] Można zobaczyć, jak inni funkcjonują” (pani Irena).
128
129
Muzea lokalne
Zbiory w Gminie Popielów
Lewandówka – Skansen
Maszyn Rolniczych
Małżeństwo Ireny i Romana Gorków od 2002 roku
prowadzi gospodarstwo agroturystyczne Lewandówka w małej wsi Stare Kolnie 4 km od Popielowa.
Ich głównym zajęciem i sposobem utrzymania jest
catering produktów lokalnych na imprezy, konferencje, spotkania i szkolenia organizowane przez
Uniwersytet Opolski, Politechnikę Opolską, Urząd
Marszałkowski, Szpital Wojewódzki i inne instytucje.
Wytwarzają pieróg postny (w Starych Kolniach
obchodzone jest rokrocznie Święto Pieroga, które
przez kilka lat współorganizowali) i ser z Lewandówki – potrawy, które własnymi staraniami
wpisali na Krajową Listę Produktu Tradycyjnego.
Są wyjątkowe dla regionu – nie ma ich w obrocie
handlowym, nie są też dostępne w restauracjach.
Rodzina Gorków pochodzi z okolic Lwowa, skąd
w czasie powojennych ruchów migracyjnych przywiozła własne tradycje kulinarne. W działalności
cateringowej pośredniczy stowarzyszenie, którego
pani Irena jest aktywną członkinią.
Poza cateringiem właściciele gospodarstwa
prowadzą usługi o charakterze edukacyjno-wypoczynkowym. Na terenie ich dużej działki
istnieje Prywatny Skansen Maszyn Rolniczych.
Setki zabytkowych obiektów, takich jak narzędzia
rolnicze i gospodarcze, naczynia, elementy wyposażenia warsztatów, kuźni itp., przechowywane są
w szopach. Obiekty są w różnym stanie, znaczna
ich część potrzebuje renowacji. Większe urządzenia
(m.in. maszyny rolnicze) wyeksponowane są poza
szopami na terenie działki. Same pomieszczenia
mają dość prowizoryczny charakter. Pan Roman
miał w planach zrekonstruować w nich wnętrza
chat, lecz pomysłu nie realizuje z powodu braku
funduszy. Pobyt w gospodarstwie uatrakcyjniają
także zwierzęta – barany, kozy, drób, pawie itp. Jest
też kilkanaście rowerów do wypożyczenia oraz,
obecnie niemal nieużywane, pole paintballowe.
130
Powstanie kolekcji w miejscu ogrodu przy gospodarstwie jego właściciele datują na okres „powodzi stulecia” na Opolszczyźnie w 1997 roku. Aby
„uchronić to wszystko [dziedzictwo materialne
wsi] od zapomnienia”, pan Roman zaczął pozyskiwać przedmioty od mieszkańców i „robić małą
kolekcję. Zagospodarował ogród, który był zalany
przez powódź i nie do końca wiedzieliśmy co z nim
zrobić, i tak to się zaczęło – pierwsza grupa była
w 2002 roku” (pani Irena Gorek). Właściciele uważają kolekcję za ważny dodatek do agroturystyki,
a niektóre obiekty uznają za wyjątkowo cenne.
Etnograf z Muzeum Wsi Opolskiej w Bierkowicach, który przyjechał z wizytą do gospodarstwa,
wskazał na unikalność dwustuletniego miecha
kowalskiego, zaś wartość strojów ludowych oszacował na kilkanaście tysięcy złotych. „Mamy takie
eksponaty, jakich by się nie powstydziło niejedno
muzeum”, mówi pan Roman.
Częstymi klientami w gospodarstwie są wycieczki
szkolne, dla których organizuje się na terenie skansenu ogniska, wypiek pieroga w specjalnie wybudowanej Chacie Chlebowej, trasy przyrodnicze
i lekcje dostosowane do programu nauczania.
Dawniej przy agroturystyce można było wynająć
pokoje, obecnie został tylko jeden z powodu
obostrzeń sanitarnych i ustanowienia standardów,
których gospodarze nie są w stanie spełnić.
Z noclegów sporadycznie korzystają obecnie
głównie „przyrodnicy, ornitolodzy, z którymi
współpracujemy od lat” (pani Irena). W przeciwieństwie do omawianego gospodarstwa z Popielowa
z powodu zaszłości historycznych – specyficznego podzielenia gminy Popielów na dwie części
– w Nowym Kolniu nie ma „bogatych turystów”
sentymentalnych z zagranicy. „My nie jesteśmy
na terenach niemieckich. Ta rzeka to granica
z dwudziestego roku między Niemcami a Polską.
Tam są Niemcy, tam on przyjedzie. A tutaj – po
co on ma tu przyjeżdżać? […] Jest pan na polskiej
części gminy. [Dawniej] trzeba było mieć paszport,
żeby rzekę przekroczyć” (pan Roman).
131
Muzea lokalne
Zbiory w Gminie Popielów
Gospodarze z dumą wspominają wypożyczenie
obiektów z kolekcji do produkcji filmu Afonia
i pszczoły. „Tam cała stolarnia to są nasze eksponaty. To, co stoi tutaj, to wszystko grało w tym
filmie. On [reżyser Jan Jakub Kolski] tu przyjechał
przyczepą, dwoma samochodami, zabrali chyba
z osiemdziesiąt eksponatów, i to takich dużych”,
wspomina pan Roman. W takich momentach
kolekcja daje dużo satysfakcji. „Fantastyczna przygoda – jeśli się patrzy pod takim kontekstem, to
fantastyczna rzecz, mieć coś takiego, bo w życiu
nie bylibyśmy zaproszeni na prapremierę filmu
na przykład, nawet byśmy nie wiedzieli, jak to
wygląda, a byliśmy na Afonii i pszczoły i dziwnie się
ogląda film, jak się widzi swoje eksponaty!”, mówi
pani Irena.
kolekcjonował. Gospodarstwo powstało po to, by
móc to [kolekcję] wyeksponować” (pani Irena). „Nie
wiemy, co będzie za dziesięć lat. Jak to tam [w szopach] będzie złożone, to będzie leżeć i czekać. Może
ktoś się obudzi, może się zmieni nastawienie…”
(pan Roman). Kolekcja poszerzana jest obecnie
tylko o obiekty przynoszone przez ludzi.
Problemy
Badacz: Mówi pan o wielu aktywnościach: film, cate�
ring, wycieczki…
Samo takie prywatne muzeum nie ma
szans powodzenia. My jesteśmy na rynku
od ponad dziesięciu lat i dopiero w tym
roku Muzeum Wsi Opolskiej uznało nas za
obiekt muzealny. Dopiero dostaliśmy zapro�
szenie na szkolenia, jakieś spotkanie…
Właściciele Lewandówki nie są pewni, jakie będą
dalsze losy kolekcji. Ze słów pana Romana wynika,
że jest ona w stanie półtrwania, nie rozwija się
z powodu braku funduszy i poparcia władz – pan
Roman narzeka szczególnie na ten ostatni problem.
Jego zdaniem władze gminy powinny czynnie
zajmować się promocją skansenu i innych podobnych obiektów w ramach realizowanych zadań
promowania regionu – minimalnym dodatkowym
nakładem środków mogłyby osiągnąć efekty
promocyjne, na które właścicieli kolekcji nie stać.
Właściciele uzależniają bowiem dalsze losy kolekcji od „ruchu” w gospodarstwie, który obecnie jest
sezonowy i niewielki. „Nie było gospodarstwa, a mąż
132
Pan Roman: To tak fajnie wygląda, jak rozma�
wiamy, ale nie jest kolorowo. O dotacjach to w ogóle
zapomnijmy. Proste pytanie: proszę mi pokazać
człowieka, który ma dwadzieścia pięć lat i jest
zainteresowany tym wszystkim. My mamy syna –
dwadzieścia jeden lat, ostatni, który został w domu.
Poszedł do pracy i dla niego już nie jest opłacalne
siedzenie i czekanie na to, aż ktoś przyjedzie, jak on
nie ma pieniędzy. A tam idzie na osiem godzin, co
tydzień ma pieniądze. […]
Pełne eksponatów
wnętrze szopy
czekającej na
rekonstrukcję
(poprzednia strona)
Szopy czekające na
rekonstrukcję, obecnie
magazyny eksponatów
Chata Chlebowa
w Lewandówce
Pan Roman: Ale to się nie dzieje na co dzień.
To nie jest regularne. Inaczej byłoby, gdybym
na przykład wypożyczał [eksponaty] co dwa
miesiące i miał jakiś stały dochód. Tak to jest raz
na rok, na pół roku, odwiezie eksponaty, a filmu
nie kręci się przez następne dwa lata. […] Teraz
człowiek nie wie: zostawić czy zlikwidować. […]
Można wziąć przyczepkę i wywieźć na złom.
Właściciele gospodarstwa nie korzystają z dofinansowań z dwóch powodów: zniechęcili się
do pisania wniosków po tym, jak nie otrzymali
środków pomimo wydania siedmiu tysięcy złotych
na niezbędne formalności, a ponadto uważają, że
nie mają poparcia władz.
[Panuje] nieżyczliwość władz. Brak totalny zaintere�
sowania. Nasze władze są takie, że chcą, żeby było
– niezrobione za ich pieniądze, ale żeby oni mogli
się tym chwalić. […] Od pięciu lat z terenu gminy
nie przyjęliśmy ani jednej szkoły! Przyjeżdżają szkoły
z Wrocławia, Oławy – na terenie gminy to jest be.
Najgorzej być prorokiem we własnym domu.
133
Muzea lokalne
Zbiory w Gminie Popielów
Ekspozycja maszyn
rolniczych
Gospodarze z Lewandówki nie postrzegają możliwości rozwojowych gminy tak optymistycznie jak
właściciele omówionego gospodarstwa z Popielowa lub dyrektor SCKTiR. Ich zdaniem z powodu
bezwładności władz lokalnych bądź skąpstwa
i obaw o konkurencję posiadaczy gospodarstw
wiele inicjatyw nie przebiega, jak należy. Uważają,
że infrastruktura turystyczna, za którą odpowiadają władze, jest zaniedbana, a liczne organizacje
rozproszone („zabrakło ogniwa, które to miało
wszystko łączyć – mówiono, że będzie to Urząd
Marszałkowski, ale to nie jest tak”). Ich zdaniem idea
agroturystyki jest w kryzysie lub została wypaczona
przez osoby prowadzące noclegi bez dodatkowych
atrakcji, zaś lokalne inicjatywy noclegowe czy kulinarne są paraliżowane przez nowe wyśrubowane
standardy, których sposób się spełnić przy niewielkich nakładach.
Jednak pomimo pesymistycznego tonu wypowiedzi pana Romana Gorkowie prowadzą aktywne
społecznie życie i mocno polegają w swoich działaniach na formalnych i nieformalnych organizacjach
oraz sieciach – otrzymują nagrody, biorą udział
w spotkaniach i wyjazdach studyjnych. Regularnie
wymieniają się gośćmi, zwłaszcza z omawianym
gospodarstwem z Popielowa oraz noclegownią
ewangelicką. („Tu się zaczyna współpraca: oni przywożą nam gości, zostają z nimi na cały dzień, mają
przejażdżki wozami konnymi po lesie, także to jest
taka fajna współpraca. Oni mają noclegi, my mamy
atrakcje i to tak powinno funkcjonować”).
Miejscowi zwiedzający
Mieszkańcy gminy są sporadycznymi gośćmi
w muzeum Sobotów, chociaż pani Maria
podkreśla, że ich gospodarstwo jest otwarte,
a zwiedzanie warsztatu darmowe. Od czasu do
czasu przyjeżdżają z wizytą do muzeum kołodziejstwa przedszkola i szkoły z terenu gminy. Ponadto,
kiedy mieszkańcy Popielowa mają prywatnych
134
gości, przyjeżdżają do gospodarstwa, by pokazać
im warsztat kołodziejski jako atrakcję turystyczną.
Miejscowi nie organizują w sali biesiadnej imprez
rodzinnych ani spotkań – robią to raczej w okolicznych restauracjach, gdyż potrawy są tam przygotowywane na bieżąco i podawane. Kolekcja jest
jednak powszechnie znana wśród mieszkańców
i większość z nich miała okazję się z nią choćby
przelotnie zapoznać.
Pani Irena Gorek z Lewandówki mówi, że SCKTiR
organizuje dla mieszkańców gminy wycieczki
rowerowe do ich skansenu. W gronie gości są także
prywatni znajomi właścicieli, których poznali oni
w czasie realizowania wspólnych projektów turystycznych. Pani Irena uważa, że mieszkańcy gminy
nie są częstymi gośćmi w gospodarstwie, ponieważ
„znają już skansen” i nie mają powodu, by do niego
wracać.
Wnioski
Właściciele popielowskich kolekcji działają w przestrzeni, w której istnieją mocno rozbudowane
formalne i nieformalne sieci: powiązania między
gospodarzami, centrum kultury, władzami, LGD
i działem zajmującym się programem Odnowa Wsi
w Urzędzie Marszałkowskim w Opolu.
Jak wynika z relacji właścicieli dwóch badanych
agroturystyk, dyrektora SCKTiR oraz opiekunki Izby
Regionalnej w szkole podstawowej, wiele przedmiotów w kolekcjach pochodzi od mieszkańców
decydujących się przekazać je w miejsce, które w ich
mniemaniu dobrze je wyeksponuje lub zachowa.
Właściciele zbiorów opowiadają o przypadkach,
w których mieszkańcy pokazywali pochodzące z ich
domostw, a umieszczone obecnie w kolekcjach
przedmioty członkom rodziny lub znajomym, czerpiąc zadowolenie z faktu, że fragment ich historii
wpisuje się teraz w historię i dziedzictwo materialne
całej społeczności.
135
Muzea lokalne
Zbiory w Gminie Popielów
W wypadku gości gospodarstwa z Popielowa ważny
element doświadczenia podróży sentymentalnej
stanowią fotografie. Również mieszkańcy gminy
rozpoznają siebie i swoich krewnych na odbitkach zdjęć wyeksponowanych w gospodarstwie
Sobotów lub izbie regionalnej w popielowskiej
szkole, w której odbywa się część lokalnych imprez.
Zdjęcia te trafiły do książki Popielów na dawnej foto�
grafii – dyrektor popielowskiego SCKTiR zbierał je
od miejscowych mieszkańców, dla których publikacja przekazanych fotografii w albumie stanowiła
pewną nobilitację, a także wyrażenie i potwierdzenie ciągłości własnych korzeni.
Dyrektor SCKTiR tworzy prywatną kolekcję dawnych
ubiorów kobiecych, lecz eksponować je będzie
w przestrzeni publicznej, do której dostęp będą mieli
także sami darczyńcy. W ten sposób przedmioty
w kolekcjach istnieją w płynnej sferze pomiędzy tym,
co prywatne, a tym, co publiczne. Ich ciągły obieg
jest natomiast podsycany przez kolekcjonerów („Jak
coś pożyczam, to chcę, by mi za to zapłacili – nie
pieniędzmi, ale przedmiotami” – opiekunka Izby;
„Troszeczkę trzeba było się nachodzić, naprosić” –
dyrektor SCKTiR). Półpubliczna sfera obiegu prywatnych przedmiotów nie dopuszcza, jak się wydaje,
wyprowadzania ich poza kontekst lokalny, gdzie
z nośników tożsamości stałyby się eksponatami czy
towarami („Człowiek z Krakowa – gdzieś mnie znalazł
w Internecie – czy byśmy nie sprzedali. […] Nie
ma mowy” – pan Franciszek; „[Cytując darczyńcę:]
»Komu innemu bym nie dała, ale tobie dom«” –
opiekunka izby regionalnej). Z drugiej strony nie
ma przeszkód, by do kolekcji trafiały przedmioty
z zewnątrz (bryczka z gospodarstwa w Popielowie
etc.), a także by obok kolekcji istniały nietypowe dla
wsi udogodnienia czy atrakcje (pole piantballowe,
hodowla pawi itd.). Posiadacze kolekcji, choć żaden
z nich nie prowadzi katalogu przedmiotów, wyraźnie
odróżniają jednak na własny użytek obiekty, które
są lokalne (z terenu gminy lub, szerzej, Śląska Opolskiego), od przedmiotów z zewnątrz czy elementów
dekoracyjnych (cepeliowe koła Sobotów).
136
Warto także zaznaczyć, że żaden z posiadaczy
kolekcji nie uznał za potrzebną fachowej pomocy
(etnografa czy muzealnika) przy prowadzeniu,
eksponowaniu czy katalogowaniu kolekcji, mimo
że ich rekonstrukcyjne założenia są dość ambitne.
Chociaż ze specjalistami miewali sporadycznie do
czynienia (wycena strojów właścicieli Lewandówki
przez etnografa, konsultacja z ekspertką przez
dyrektora SCKTiR), wydaje się, że organizowanie
prywatnej przestrzeni ekspozycyjnej rządzi się w ich
oczach innymi prawami. W swoich poszukiwaniach
kierują się własnym poczuciem estetyki, pamięcią
starszych członków rodziny i społeczności oraz
badaniem materiałów źródłowych, w tym fotografii.
Popielowskie kolekcje i izby regionalne, choć wiąże
się z nimi kolekcjonerska pasja i poczucie misji
chronienia reliktów dawnej kultury przed zapomnieniem, nie stanowią dla właścicieli celu samego
w sobie, lecz wpisują się w większą całość kulturowej i gospodarczej wymiany. Warsztat Sobotów
sprawia, że ich gospodarstwo uznawane jest za
szczególnie interesujące, co pozwala rodzinie na
nawiązywanie kontaktów i regularne wyjeżdżanie
w ramach różnych projektów i wizyt. Skansen
maszyn w Lewandówce tworzy unikalną przestrzeń dla aktywnej edukacji poza murami szkoły
i wyróżnia tę agroturystykę wśród wielu innych
gospodarstw (choć w bazie gminnych agroturystyk na stronie LGD Stobrawski Zielony Szlak nie ma
żadnej wzmianki o tym, że u Sobotów i w Lewandówce istnieją tego rodzaju atrakcje). Posiadanie
kolekcji, poza dostarczaniem satysfakcji, sprawia
więc, że omawiane gospodarstwa nie są jednymi
z wielu w gminie. Dostrzegają to zarówno turyści,
jak i organizatorzy spotkań czy wymian z innych
ośrodków w kraju i za granicą, o czym opowiadali
Sobotowie.
w niemieckich landach. Poznają dzięki temu dobre
praktyki wypracowane w innych, podobnych do
ich własnej placówkach oraz metody organizacji
rynku produktu lokalnego, w którym uczestniczą
w Polsce. Trudno jednoznacznie ocenić, czy posiadanie i prowadzenie skansenu jest funkcją czy
przyczyną innych aktywności Gorków, z pewnością
jednak wpisuje się w sieć działań i sprzyja nawiązywaniu kontaktów jako „punkt na plus” – to właśnie
gospodarstwa posiadające kolekcje wybierane są
jako atrakcyjne i wzorcowe podczas organizacji
wymian.
Na koniec warto dodać, że – jak podkreślają wszyscy
posiadacze zbiorów – część zwiedzających kolekcje
przyjeżdża na rowerach w ramach indywidualnych
lub zorganizowanych wycieczek. Pokrywa się to
także z własnymi obserwacjami badacza w innych
miejscach Polski. Niewykluczone, że rozwijanie się
rekreacyjnego ruchu rowerowego w kraju i rozbudowywanie infrastruktury rowerowej ułatwi dostęp do
małych muzeów i podniesie ich rozpoznawalność.
Istnienie kolekcji i tocząca się obok nich działalność
sprzyjają także tworzeniu planów na przyszłość.
Właściciele Lewandówki w ramach wizyt studyjnych obejrzeli liczne przykłady samorządowości
137
Podsumowanie
Zbiory opisane w studiach przypadku różnią się między innymi ze względu na lokalizację, długość trwania, strukturę organizacyjną i stopień profesjonalizacji. Na podstawie
badań wskazać jednak można pewne cechy charakterystyczne dla nieprofesjonalnych
kolekcji i wyróżnić pewne regularnie występujące zjawiska w ich genezie i rozwoju, a także
najczęstsze zagrożenia. Określić też można niektóre z funkcji, jakie muzea pełnią w lokalnych
społecznościach.
Dwie genezy kolekcji
Podmioty odpowiedzialne za zbiory (osoby prywatne lub instytucje) najczęściej wchodzą
w ich posiadanie z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest pasja. Podłożem niemal każdej
kolekcji jest fascynacja zbieracza lub ich grupy historią lokalną. W takim wypadku kolekcjoner
jest najczęściej liderem skupiającym wokół siebie inne osoby, które wraz z nim gromadzą
zbiory lub mu je przekazują (Babska Izba, Ekomuzeum Dziadoszan, Muzeum Prasy Śląskiej,
Izba Pamięci Radusza). W takim modelu rozwoju kolekcji zdarza się, że przedmioty pojawiają
się w muzeum po zorganizowaniu „pospolitego ruszenia” (Izba Pamięci i Tradycji, Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem) lub kolekcjoner sam przemierza okolicę i puka od drzwi do
drzwi, poszukując staroci (Babska Izba). Gdy pojawia się odpowiednia przestrzeń, udostępniona najczęściej przez samorząd, zbiory zostają wystawione do zwiedzania dla publiczności
(Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem). We współtworzenie kolekcji szczególnie chętnie
angażują się organizacje pozarządowe. Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że działając
na rzecz społeczności lokalnej, mają jasną wizję jej rozwoju, potrafią więc dostrzec potencjał
kolekcji.
III. zakończenie
Drugą częstą okolicznością powstawania zbiorów jest odziedziczenie przedmiotów, które
mogą stać się kompletną lub niemal kompletną kolekcją. Wkład kolekcjonera w muzeum
polega wówczas na renowacji odziedziczonych przedmiotów i ich wystawieniu, natomiast
zbiory są stopniowo poszerzane (Muzeum Kołodziejstwa, Muzeum Małej Ojczyzny). Ważnym
momentem w tym modelu jest włączenie się społeczności w tworzenie muzeum. Jak wynika
ze studiów przypadku, nie ma znaczenia, czy właścicielem kolekcji jest instytucja publiczna,
organizacja pozarządowa czy osoba prywatna. Jeśli zbiory są zabezpieczone i odpowiednio
eksponowane, okoliczni mieszkańcy chętnie pozostawią swoje pamiątki nawet w miejscu,
gdzie przez właściciela prowadzona jest działalność gospodarcza, a kolekcja służy na przykład przyozdobieniu prowadzonej restauracji (przypadek z badania CAWI). Badany kolekcjoner tłumaczył tę tendencję faktem, że właściciele dawnych przedmiotów codziennego
139
Muzea lokalne
Podsumowanie
użytku czują się dowartościowani, jeśli mają możliwość ich zaprezentowania. Kolekcje funkcjonują więc na przecięciu przestrzeni publicznej i prywatnej. Zdarza się, że zbiory gromadzone przez osobę prywatną lub nieformalną organizację wystawiane są w publicznych
instytucjach (SCKiTR Popielów).
Bywa również, że pod wpływem działalności kolekcjonera w społeczności więcej osób
zaczyna interesować się zbieractwem i powstają kolejne izby pamięci (jak w Popielowie)
lub osoby prywatne gromadzą przedmioty w swoich domach, nie mając jasno sprecyzowanych planów co do przyszłości kolekcji (Sąpłaty). W niektórych gminach zbiory lokalnego
dziedzictwa przepływają między muzeami (Błażowa). W przypadku Futomy czy Sąpłatów
można wręcz mówić o kolekcji rozlanej po okolicy, mieszczącej się zarówno w domach, jak
i przestrzeniach publicznych. Pojedyncze kolekcje również mogą mieć płynny charakter. Do
niektórych muzeów mieszkańcy przynoszą zbiory i potem je odbierają – czy to z powodów
sentymentalnych (Muzeum Wyspy Sobieszewskiej), czy chęci sprzedaży i zysku (Izba Pamięci
i Tradycji).
Funkcje zbiorów
Pomimo tego, że kolekcje bezsprzecznie postrzegane są przez lokalne społeczności jako
wspólne dobro, zdecydowaną większość odwiedzających stanowią osoby z zewnątrz.
Niemal w każdej gminie badacze napotykali mieszkańców, którzy żyli w sąsiedztwie
kolekcji i deklarowali, że nigdy jej nie odwiedzili, podkreślając jednocześnie, że jest to
miejsce ważne i potrzebne. Kolekcje pełnią więc funkcję reprezentacyjną. Pokazywane
są gościom z kraju i zagranicy, polecane turystom (Izba Pamięci Radusza). Mieszkańcy
na ogół wypowiadają się o nich z dumą. Często w materiałach promocyjnych oraz na
stronach internetowych gmin i powiatów pojawiają się informacje na temat muzeum
niezależnie od tego, czy jest ono wspierane przez samorząd, czy nie. Zdarzyło się
nawet, że pomimo napiętych relacji między władzami a kolekcjonerką, zbiory prezentowane były jako ważny walor gminy niemal we wszystkich materiałach promocyjnych.
funkcja edukacyjna jest drugą ważną funkcją, jaką pełnią kolekcje. Część z nich zlokalizowana jest w szkołach bądź innych placówkach edukacyjnych (Izba Pamięci Radusza,
Izba Pamięci Narodowej). Są to miejsca, w których, jak głoszą wpisy w księgach pamiątkowych zbiorów, odbywają się „żywe lekcje historii”. Dzieci mają okazję tam zobaczyć – często również dotknąć – przedmioty używane przez pokolenie ich dziadków
oraz poznać dzieje zamieszkiwanej miejscowości (Muzeum Regionalne w Sąpłatach,
Muzeum Wyspy Sobieszewskiej, Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem). Ważną rolę
odgrywa tam także sam kolekcjoner, który z pasją oprowadza po zbiorach. Do niektórych muzeów przyjeżdżają grupy zorganizowane także z innych regionów, ponieważ
placówki te są znane z bogatej oferty zajęć (Muzeum Małej Ojczyzny, Ośrodek Edukacji
Mokrzec).
140
Kolejną istotną rolą lokalnych muzeów jest integrowanie społeczności. Zdarza się, że
siedziba, w której przechowywane są zbiory, jest biurem sołtysa (Izba Pamięci i Tradycji)
lub odbywają się w niej zebrania wiejskie (Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem). Czasem
kolekcjoner organizuje w Izbie imprezy i spotkania. Kolekcja staje się wtedy nieformalnym
centrum kultury. Odbywają się tam imprezy pamiątkowe, seminaria, konkursy czy spotkania
z artystami (Muzeum Prasy Śląskiej, Sąpłaty, Izba Pamięci Wincentego Pola, Muzeum Małej
Ojczyzny). Przy kolekcjach działają też zespoły folklorystyczne (Muzeum Małej Ojczyzny,
Muzeum w Futomie). Niektóre kolekcje (na przykład Muzeum Małej Ojczyzny) działają na
rzecz mniejszości narodowych i skupiają wokół siebie ich przedstawicieli.
Istotną funkcją, jaką pełnią kolekcje, jest także tworzenie tożsamości lokalnych. Niektóre
muzea powstają przy okazji ważnych dla mieszkańców wydarzeń, takich jak zamieszczenie
lokalnego przepisu na Liście Produktów Tradycyjnych (Izba Pamięci i Tradycji). Część kolekcjonerów starannie selekcjonuje zbiory pod kątem pochodzenia geograficznego lub zgodności z ich wizją lokalnej historii (Muzeum Prasy Śląskiej). Bywa też tak, że przy okazji powstawania kolekcji pisana jest wspólna historia (Izba Pamięci Radusza) i dzięki niej tworzy się
pamięć zbiorowa społeczności oparta o bohaterskie wydarzenia z przeszłości (Izba Pamięci
Narodowej).
Rozwój kolekcji – co zrobić, by kolekcje
(prze)żyły
Większość badanych kolekcji funkcjonuje, przy zerowym lub bardzo niewielkim wsparciu
ze strony instytucji publicznych. Najczęściej obejmuje ono udostępnienie lokalu (Muzeum
Regionalne w Sąpłatach). Ich działalność opiera się na pracy samego kolekcjonera lub kilku
osób zaangażowanych w opiekę nad muzeum (Muzeum Kołodziejstwa, Skansen Maszyn
Rolniczych). Opiekunowie kolekcji, jeśli nie są zatrudnieni przez instytucję publiczną, za
swoją pracę nie pobierają wynagrodzenia. Datki zebrane od turystów służą zakupieniu
podstawowych artykułów do konserwacji zbiorów – nawet jeśli nie uda się zebrać wystarczającej sumy, kolekcjonerzy i tak kupują je z własnych środków. Wsparcie społeczności we
współtworzeniu muzeum stanowi więc ważny wkład w funkcjonowanie kolekcji. Najczęściej
obejmuje ono powiększanie zbiorów, promocję kolekcji wśród turystów i współpracę przy
organizacji wydarzeń w muzeum.
Oczekiwania kolekcjonerów dotyczące wsparcia ze strony instytucji i społeczności są
niewielkie. Badane osoby jako główną przeszkodę w funkcjonowaniu zbiorów wskazują
problemy lokalowe, czyli brak przestrzeni do prezentowania kolekcji lub odpowiednich
warunków do przechowywania zbiorów. Innym ważnym problemem jest brak środków
finansowych. Lokalni kolekcjonerzy nie oczekują jednak wysokiego wsparcia. Kwoty, jakie
byłyby dla nich wystarczające do prowadzenia nieprofesjonalnych kolekcji, to kilka tysięcy
141
Muzea lokalne
złotych rocznie. Muzea działają jednak nawet bez wsparcia finansowego. Niewielki rozmiar
i ograniczony zasięg jest atutem, dzięki któremu mogą przetrwać, opierając się na pracy
społecznej zaangażowanych osób.
Największym zagrożeniem dla kolekcji jest utrata opiekuna. Podczas realizacji projektu
jedna ze znalezionych przez Internet kolekcji, z którą nawiązano kontakt podczas badania
ankietowego, nie działała od roku z powodu śmierci opiekuna. Przedmioty pozostawały
pod opieką rodziny, niszczały i nie były udostępniane. Podobnie stało się w innym muzeum,
którego założyciel z powodu lokalnych konfliktów postanowił wyjechać do innej miejscowości. Kluczową sprawą dla zachowania zbiorów jest więc wyznaczenie następcy. Dobrze
jest, gdy rolę tę przejmuje lokalna instytucja kultury, tak jak to miało miejsce w przypadku
Izby Pamięci Wincentego Pola. Izba ta jednak przez wiele lat pozostawała w złym stanie
właśnie ze względu na problem z wyznaczeniem formalnego opiekuna. Zagrożenie tego
rodzaju jest szczególnie duże, gdy kolekcją zajmuje się osoba o silnej indywidualności, która
niechętnie podejmuje współpracę i jest nieufna wobec ofert pomocy, tak jak to ma miejsce
w wypadku Muzeum Regionalnego w Sąpłatach. Dobrym rozwiązaniem jest także nawiązanie współpracy przez właściciela kolekcji z innymi instytucjami już w momencie tworzenia
muzeum, tak jak to miało miejsce w przypadku Izby Pamięci Radusza, którą współprowadzi
nadleśnictwo wraz z muzeum regionalnym. Istnieją jednak kolekcje, które nie współpracują
z żadną publiczną instytucją kultury.
Pamięć zbiorowa
i lokalne kolekcje
To, co określa się mianem pamięci zbiorowej, jest fenomenem społecznym odbiegającym
swoja naturą od pamięci indywidualnej i różnym od wiedzy historycznej, choć czerpiącym
z tych samych zasobów: przeszłości i wydarzeń, które miały w niej miejsce. Barbara Szacka
definiuje pamięć zbiorową jako „zbiór wyobrażeń członków zbiorowości o jej przeszłości,
o zaludniających ją postaciach i minionych wydarzeniach, jakie w niej zaszły, a także
sposobów ich upamiętniania i przekazywania o nich wiedzy uważanej za obowiązkowe
wyposażenie członka tej zbiorowości”1. W tej definicji pamięć zbiorowa traktowana jest jako
model posługiwania się przeszłością znajdujący się na przeciwnym biegunie niż historia
rozumiana jako dyscyplina akademicka2.
Pamięć zbiorowa jest kategorią niezwykle przydatną do analizy tego, w jaki sposób czas
przeszły istnieje w teraźniejszości. W niekończącym się procesie konstruowania tożsamości
przez różne zbiorowości interpretacja dawnych wydarzeń i postaci wytwarza znaczenia
i symbole tworzące specyficzny język, posługiwanie się którym stanowi jeden ze sposobów
odróżniania swoich od obcych oraz tworzenia granic symbolicznych. Na tym przykładzie
uwidacznia się głęboka różnica pomiędzy pamięcią zbiorową a historią: ta pierwsza nadaje
najwyższy priorytet znaczeniu, a do faktu w rozumieniu naukowym i jego dokładnego zapamiętania nie przywiązuje zbyt dużej wagi. Precyzyjne datowanie i chronologia wydarzeń
również nie grają kluczowej roli – znacznie większe znaczenie mają nadawane im sensy
i wartości, jakie reprezentują, a zwłaszcza wartość przynależności do grupy. Legitymizacja
społeczności za pomocą przeszłości jest nie mniej istotną funkcją społecznego posługiwania
się historią. Dawność ma zdolność sakralizacji: to, co odwieczne, jest słuszne. Istnienie grupy
ma więc sens, jeżeli jest w jakiś sposób zakorzenione w przeszłości – musi istnieć wiedza na
temat prapoczątku grupy oraz przekonanie o ciągłości jej trwania3.
1 Barbara Szacka, Czas przeszły, pamięć, mit, Scholar, Warszawa: 2006, s. 19.
2 Ibid., s. 30.
3 Ibid., s. 47–58.
142
143
Muzea lokalne
Pamięć zbiorowa i lokalne kolekcje
Do procesów pamięci zbiorowej zalicza się również zapominanie, które Marek Ziółkowski opisuje jako pomniejszanie i reinterpretowanie pewnych faktów, usuwanie ich
z rozmów między członkami grupy oraz wykluczenie ich jako podstawy działań zbiorowych4. W zbiorowym zapominaniu, podobnie jak pamiętaniu, kluczowe jest współdziałanie jednostek należących do wspólnoty pamięci, wzajemne zniechęcanie się do podejmowania pewnych kwestii, tabuizowanie ich. Działania te mogą przybierać różne formy.
Paul Ricoeur pisze o zapominaniu aktywnym oraz biernym, które rozumieć można jako
dwa biegunowe procesy. Pierwszy z nich opisany został jako „strategia unikania, która
[…] motywowana jest przez niejasne dążenie, żeby nie wiedzieć, nie dowiadywać się,
nie dociekać […]5. Drugi proces to świadome wypieranie, które może przybrać charakter
„metodycznej selekcji” i zdaniem Ricoeura zasługuje na krytykę, kiedy uprawiane jest
przez historię oficjalną grup dominujących6.
Zbiorowe pamiętanie wspierane jest różnego rodzaju zabiegami podtrzymującymi transmisję treści. Do ważnych elementów tego procesu należą święta i rytuały, w ramach których
cykliczne odtwarzanie lub upamiętnianie ważnych wydarzeń z przeszłości pozwala grupie
wzmacniać poczucie ciągłości trwania. Równie ważną rolę pełnią materialne znaki pamięci:
pomniki, mauzolea i cmentarze – obiekty konstruowane przez grupę celowo, z intencją
upamiętnienia. Istnieje jednak jeszcze jedna kategoria materialnych reprezentacji przeszłości
– przestrzenie. Jak pisze Jan Assmann, „pamięć potrzebuje miejsc i ulega uprzestrzennieniu”7, dlatego krajobrazy, sylwetki miast czy charakterystyczne budowle stanowią niezwykle
ważne podpory pamięci. Podobnie dzieje się w świecie rzeczy – przedmioty codziennego
użytku, narzędzia, pomieszczenia i ich charakterystyczne układy mogą nabierać cech
symbolu i stawać się nośnikami pamięci8.
Czas przeszły i to, jak ludzie go traktują, zmieniało się na przestrzeni wieków, upamiętnianie
zawsze jednak było nieodłączną częścią życia zbiorowego. Wynalazek pisma i druku oraz
upowszechnienie edukacji i mediów docierających do większości ludzi sprawiły, że przekaz
oralny stracił na znaczeniu. Tradycje, rytuały i mity przestały być głównymi nośnikami wiedzy
konstruującej tożsamość grupową, a książka i archiwum stały się ważniejszym i pewniejszym
środkiem zbiorowego pamiętania. Nastąpił rozwój coraz większych zbiorowości, posiadających własne języki oraz systemy władzy i instytucji, które przekształciły się w nowoczesne
państwa. Pamięć zbiorowa zaczęła oznaczać pamięć narodową kreowaną przez liderów
i interesy polityczne.
4 Marek Ziółkowski, Pamięć i zapominanie. Trupy w szafie polskiej zbiorowej pamięci, „Kultura i społeczeństwo”, nr
3–4 (2001), s. 4–5.
5 Paul Ricoeur, Pamięć – Zapomnienie – Historia [w:] K. Michalski (red.), Tożsamość w czasach zmiany. Rozmowy
w Castel Gandolfo, Znak, Kraków: 2005, s. 38
6 Ibid., s. 39.
7 Jan Assmann, Pamięć kulturowa. Pismo, zapamiętywanie i tożsamość polityczna w cywilizacjach starożytnych,
przeł. Anna Kryczyńska-Pham, WUW, Warszawa: 2008, s. 55.
8 Ibid.
144
Dominacja tak zwanej wielkiej historii – politycznej i gospodarczej, roszczącej sobie pretensje
do obiektywizmu i dezawuującej pamięć grup niemających dostępu do władzy – nie zniweczyła jednak lokalnych pamięci. Historia narodowa i międzynarodowa, choć przykłada się do
niej dużą wagę w połączonych sferach edukacji i polityki, nie jest konstrukcją wystarczającą
z punktu widzenia jednostkowego poczucia przynależności grupowej. Małe pamięci okazują
się niezwykle ważne i dotyczy to przede wszystkim historii rodziny, ale również regionu, wsi
czy miasta. Andrzej Szpociński przytacza badania, z których wynika, że w nieformalnych
rozmowach historia pojawia się głównie jako dzieje rodziny i życie codzienne poprzednich pokoleń9. Niemniej jednak „na pytanie o to, jaki krąg jest najbardziej interesujący dla
respondentów, odpowiedź »region« pojawia się prawie zawsze”10. Prowadzi to autora do
postawienia hipotezy, że „przeszłość regionalna jest tym kręgiem pamięci zbiorowej, który
budzi najwięcej ciekawości, a zatem powinien w dającej się przewidzieć przyszłości stać się
obszarem inwazji zainteresowań choćby niektórych grup społeczeństwa”11.
Przekaz „małej historii” i konstruowanie pamięci zbiorowej niewielkich grup nie rządzą się
regułami poprawności naukowej. Przytaczane przez cytowanych autorów badania wskazują
jednoznacznie, że za najbardziej zaufane źródło informacji o przeszłości uznaje się naocznego świadka wydarzeń. Ponadto wysoki status (oprócz zawodowych historyków) posiadają
znajome osoby, które pasjonują się przeszłością – ich wiarygodność oceniana jest wyżej niż
wiarygodność książek, czasopism i gazet, a zwłaszcza telewizji12. Dlatego właśnie szczególną
rolę w zbiorowym pamiętaniu odgrywają ludzie, których określić można jako strażników
pamięci. Pamięć zbiorowa jest zjawiskiem niejednorodnym, nie każdy członek społeczności
posiada pełną wiedzę o jej historii, a ponadto przez cały czas trwają negocjacje, w ramach
których konkurencyjne wersje przeszłości są ze sobą konfrontowane. To, które z wydarzeń
zyskają uprzywilejowaną pozycję w pamięci, zależy od wielu czynników, ale rola lokalnych
aktywistów, historyków amatorów i w końcu kolekcjonerów jest bardzo istotna.
W tym kontekście rola kolekcji lokalnych staje się niezwykle ważna. Są one rodzajem alternatywnego archiwum, dowodu rzeczowego świadczącego o tym, że przeszłość istniała kiedyś
w materialnym i dosłownym wymiarze. Przedmiot nie może mieć takiej rangi jak naoczny
świadek wydarzeń, jednak unaocznia tę przeszłość i mówi o niej w sposób zupełnie odmienny
od zaufanego historyka czy nawet naukowca. Zbieranie i przechowywanie przedmiotów
zawsze miało znaczenie wykraczające poza chęć ich zachowania z powodu wartości materialnej. Jak pisze Krzysztof Pomian, już przedmioty znajdujące się w starożytnych zbiorach
Andrzej Szpociński, Formy przeszłości a komunikacja społeczna [w:] Przeszłość jako przedmiot przekazu, Andrzej
Szpociński, Piotr Kwiatkowski, Scholar, Warszawa: 2006, s. 53.
10 Ibid., s. 54.
11 Ibid.
12 Ibid., s. 14–15.
9
145
Muzea lokalne
składanych w piramidach i grobach czy znajdujące się w kolekcjach typowych dla społeczności tradycyjnych pełniły funkcję „pośredników między widzami a światem niewidzialnym,
o którym mówią mity, opowieści i historie”13.
Opiekunowie i właściciele kolekcji mogą podpierać swój autorytet strażników pamięci
posiadanymi przedmiotami, a ich materialność oraz prozaiczny fakt, że zajmują pewną
przestrzeń, sprawia, że są znacznie trudniejsze do zignorowania niż sam przekaz pamięci.
Cechę tę od połowy XVIII wieku eksploatują państwa narodowe, tworząc muzea i kolekcje
wspierające oficjalne narracje tożsamościowe. Jednak dokładnie te same mechanizmy, choć
może w mniej metodyczny i świadomy sposób, wykorzystywane są przez rzesze prywatnych
i społecznych kolekcjonerów.
Istnienie i rozwój instytucji, takich jak niepaństwowe muzea, jest wyrazem demokratyzacji
pamięci zbiorowej. Marek Ziółkowski pisze o trzech poziomach podmiotów uczestniczących
w „grze o pamięć”: instytucjach władzy państwowej, instytucjach społeczeństwa obywatelskiego oraz aktorach niezinstytucjonalizowanych14. W społeczeństwach demokratycznych
rola pierwszego poziomu maleje, natomiast duże znaczenie mają instytucje środkowego
poziomu. To dzięki nim „wartości kultywowane w świecie przeżywanym przenikają do
sfery publicznej, […] dzięki czemu kształtuje się […] opinia publiczna, a tym samym pewne
standardy pamięci zbiorowej i dyskursu o treściach owej pamięci”15. Prywatne i społeczne
kolekcjonowanie jest formą uczestnictwa w tej „grze o pamięć” i rodzajem negocjacji podejmowanych z oficjalną, narodową pamięcią, która najczęściej pomija niuanse etniczności
i lokalności. Kolekcje lokalne częściowo zrywają z koncepcją historii opierającej się na datach
i wielkich wydarzeniach na rzecz węższych narracji, w których mieścić mogą się też historie
zwykłych ludzi, obrazy życia codziennego czy dziedzictwo małych zbiorowości.
13 Krzysztof Pomian, Zbieracze i osobliwości. Paryż – Wenecja XVI–XVIII wiek, słowo/obraz terytoria, Gdańsk:
2012, s. 38.
14 Marek Ziółkowski, op. cit., s. 5–6.
15 Ibid.
146

Podobne dokumenty