Muzea lokalne - Archipelagi Kultury
Transkrypt
Muzea lokalne - Archipelagi Kultury
Muzea lokalne archipelagikultury Muzea lokalne Raport z badań zrealizowanych w ramach projektu Nieprofesjonalne kolekcje jako nośniki tożsamości lokalnej Stowarzyszenie Antropologiczne "Archipelagi Kultury" Krzeszowice 2012 archipelagikultury Copyright (c) 2012 by Stowarzyszenie Antropologiczne „Archipelagi Kultury” Projekt okładki, opracowanie typograficzne i łamanie Małgorzata Kopecka Fotografia na 1. stronie okładki Weronika Chodacz Autorzy publikacji Weronika Chodacz, Joanna Florczak, Małogrzata Kopecka, Dariusz Żukowski Spis treści Zespół projektowy Weronika Chodacz, Joanna Florczak, Łukasz Golemiec, Małogrzata Kopecka, Joanna Michalska-Bartoszek, Michał Nałęcz-Nieniewski, Dariusz Żukowski I. wprowadzenie Zbiory, muzea, kolekcje – obszar badań________________________________ 7 Analiza CAWI______________________________________________________ 11 Strona internetowa projektu pozbierane.pl II. Studia przypadków Trzy pokolenia z Babskiej Izby. Muzeum Regionalne w Sąpłatach ____________ 21 Muzeum na pograniczu. Muzeum w Studziwodach _______________________ 33 Muzeum z tezą. Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie ______________________ 45 Koniec muzeum. Ekomuzeum Dziadoszan______________________________ 56 Izba Pamięci/Muzeum lokalne. Izba Pamięci Wincentego Pola – Muzeum Wyspy Sobieszewskiej_____________________________________ 66 „Kiedyś tak to wyglądało”. Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem____________ 76 Gmina kolekcjonerów. Kolekcje w gminie Błażowa _______________________ 87 Muzeum wsi, której nie ma. Izba Pamięci Radusza ________________________ 102 Kolekcja na etacie. Pasieka. Skansen uli w pasiece Barć w Kamiannej_________ 113 Kolekcje w sieci powiązań. Zbiory w Gminie Popielów_____________________ 125 Opracowanie redakcyjne Dariusz Żukowski O ile nie zaznaczono inaczej, wszystkie fotografie w raporcie wykonali autorzy zilustrowanych nimi tekstów. Stowarzyszenie Antropologiczne „Archipelagi Kultury" ul. Armii Krajowej 8/10 32-065 Krzeszowice [email protected] archipelagikultury.org archipelagikultury Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Plik z niniejszym raportem jest bezpłatny. III. zakończenie Podsumowanie____________________________________________________ 139 Pamięć zbiorowa i lokalne kolekcje____________________________________ 143 Zbiory, muzea, kolekcje – obszar badań Niniejsza publikacja opracowana została w ramach dofinansowanego ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego projektu Nieprofesjonalne kolekcje jako nośniki tożsamo� ści lokalnej, który realizowany był między lutym a grudniem 2012 roku. Do najważniejszych celów projektu zaliczało się: • pozyskanie wiedzy na temat skali zjawiska lokalnych nieprofesjonalnych kolekcji, ich zasobów, statusu oraz rozmieszczenia geograficznego, • poznanie sytuacji muzealników-amatorów i ich roli w społecznościach lokalnych, • promocja lokalnego dziedzictwa kulturowego i zabytków kultury ludowej zawartych w kolekcjach amatorskich. W ramach projektu przeprowadziliśmy badania wśród kolekcjonerów z całej Polski. Powstała także strona internetowa Pozbierane.pl stanowiąca bazę lokalnych zbiorów, która będzie rozbudowywana także po zakończeniu projektu. Niniejszy raport stanowi podsumowanie wyników badań – ankiety CAWI, którą wypełniło siedemdziesięcioro przedstawicieli lokalnych muzeów, oraz dziesięciu studiów przypadku, które prowadziliśmy między kwietniem a wrześniem 2012 roku. Głównym celem naszych badań było określenie, jakie jest miejsce nieprofesjonalnych kolekcji w społecznościach lokalnych. Przez „nieprofesjonalne” rozumieliśmy takie zbiory, które nie są w posiadaniu instytucji kultury, a zatem prowadzące je podmioty nie mają zagwarantowanego wsparcia ze strony samorządu lub państwa1. Nieprofesjonalność kojarzy się z amatorstwem. To określenie wobec badanych kolekcjonerów jest używane przez nas świadomie i rozumiane pozytywnie. Geneza wielu kolekcji miała źródło w zamiłowaniu pojedynczej osoby, rodziny bądź organizacji do lokalnego dziedzictwa. To właśnie pasja leży u podstaw nowożytnego kolekcjonerstwa. Osiemnastowieczne definicje kolekcjonerów podkreślały wątek zamiłowania (amour) i ciekawości (curieux). Zbieracz był wtedy miłośnikiem (amatorem) osobliwości2. 1 Por. Art. 12 Ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej, Dz. U. 1991 Nr 114 poz. 493. 2 Krzysztof Pomian, Zbieracze i osobliwości. Paryż–Wenecja XVI–XVIII wiek, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin: 2001, s. 73–74. 7 Muzea lokalne Zbiory, muzea, kolekcje – obszar badań Drugie ważne pojęcie w tym projekcie to społeczność lokalna rozumiana jako zbiorowość mieszkańców miejscowości, w której znajduje się kolekcja. Zgodnie z przyjętą przez nas hipotezą społeczność lokalna współtworzy zbiory. Obszar badania w większości przypadków ograniczony został do gmin, na terenie których zlokalizowane były kolekcje. Pozwoliło to na nawiązanie kontaktu nie tylko z prywatnymi mieszkańcami – sąsiadami muzeum, ale także instytucjami otaczającymi zbiory, takimi jak ośrodki kultury, szkoły, urzędy gmin, lokalne przedsiębiorstwa. Badaniem objęto także formalne i nieformalne organizacje, które prowadziły na terenie gminy działania kulturowe lub zajmowały się problematyką rozwoju lokalnego. Obszar badania w razie potrzeb poszerzany był także do granic powiatu lub regionu, jeśli kolekcja współpracowała z instytucjami mającymi szerszy zasięg, na przykład muzeum regionalnym. W publikacji posługujemy się naprzemiennie określeniem „kolekcja” lub „muzeum”. Opisywane przez nas zbiory nie mają jednak statusu muzeum w rozumieniu Ustawy o muzeach z 21 listopada 1996, mimo że często tak swoje zbiory określają sami kolekcjonerzy. Bliżej jest im do definicji zaproponowanej przez ICOM w 2007 roku, w której podkreśla się rolę służebną muzeum wobec społeczności i jej rozwoju3. Definicja ta zakłada jednak trwałość instytucjonalną kolekcji. Warunku tego część badanych przez nas zbiorów nie spełnia. Przedmiotem naszych badań były więc te zbiory, które spełniały warunki zaproponowane przez Krzysztofa Pomiana. Zgodnie z jego definicją kolekcja to zbiór przedmiotów, które: • utrzymywane są poza obszarem czynności gospodarczych, • poddane są ochronie, • znajdują się w przestrzeni szczególnie przystosowanej do ich przechowywania, • wystawione są do oglądania (czasowo lub stale)4. Ważną cechą badanych przez nas zbiorów jest ich publiczny charakter, ponieważ by kolekcja mogła pełnić jakąś rolę w społeczności lokalnej, musi pozostawać dla niej dostępna. Z projektu wyłączone więc zostały wszystkie kolekcje prywatne nieudostępniane do zwiedzania. Dodatkowo, ze względu na nasze zainteresowanie oddolnym, „amatorskim” charakterem zbiorów, wyłączyliśmy z badania kolekcje należące do instytucji kultury. Wyjątek stanowią te zbiory, które były założone i prowadzone amatorsko, a dopiero niedawno zostały zinstytucjonalizowane. Zbadanie ich losów miało na celu naszkicowanie ścieżki profesjonalizacji kolekcji. 3 Muzeum to trwale istniejąca instytucja, nienastawiona na osiąganie zysku, służąca społeczeństwu i jego rozwojowi, otwarta dla publiczności, która pozyskuje, konserwuje, udostępnia i wystawia w celu badawczym, edukacyjnym lub dla rozrywki materialne i niematerialne świadectwa ludzi oraz ich środowisk. Za: Kodeks etyki zawodowej Międzynarodowej Rady Muzeów (ICOM), tłum. S. Waltoś, KOBIDZ, Warszawa: 2007. http://icom. museum/the-vision/museum-definition, dostęp 4 grudnia 2012. 4 Krzysztof Pomian, op. cit., s. 38. 8 Metodologia badania Celem projektu było pozyskanie odpowiedzi na następujące pytania badawcze: • Jaka jest historia kolekcji? • Jakie korzyści czerpią z kolekcji jej organizatorzy i społeczność lokalna? • Jaką wizję kolekcji mają kolekcjonerzy i mieszkańcy badanych gmin? • Jakie funkcje pełnią kolekcje w społecznościach? • Jakie są główne problemy kolekcjonerów? • Jaki jest stopień profesjonalizacji kolekcji? • Jaka jest struktura odbiorców kolekcji? Badanie wstępne W pierwszym etapie projektu przeprowadziliśmy ankietę CAWI (ang. Computer Assisted Web ������ Inter� view). Celem ankiety było pozyskanie podstawowych informacji na temat typu zbiorów, opiekujących się nimi podmiotów, osób odwiedzających muzeum, organizacji i genezy kolekcji. Link do ankiety został rozesłany do 550 kolekcji z całej Polski, które zidentyfikowane zostały na podstawie analizy materiałów prasowych i artykułów w Internecie. Ostatecznie ankietę wypełniło 70 muzeów. Niektóre wywiady przeprowadzone zostały telefonicznie ze względu na to, że część kolekcjonerów nie posługuje się pocztą elektroniczną, a informacje na temat ich zbiorów w Internecie redagowane są przez sympatyków kolekcji. Ze względu na niski zwrot wyniki ankiety traktujemy z dużą ostrożnością. Badania właściwe Na podstawie wyników badania ankietowego wybranych zostało dziesięć kolekcji do studiów przypadku, przy czym każda pochodziła z innego regionu Polski. W rekrutacji kładliśmy nacisk na to, by przypadki były jak najbardziej zróżnicowane między innymi pod względem lokalizacji, struktury organizacyjnej prowadzącego je podmiotu, stopnia profesjonalizacji czy daty powstania. Ostatecznie do badania wybrane zostały następujące kolekcje: Kolekcja Województwo Podmiot prowadzący Data powstania Muzeum Regionalne w Sąpłatach Ekomuzeum Dziadoszan warmińsko-mazurskie dolnośląskie osoba prywatna organizacja pozarządowa 1997 2006 podkarpackie śląskie szkoła organizacja pozarządowa samorządowa instytucja kultury organizacja pozarządowa osoba prywatna 2000 1985 osoby prywatne nadleśnictwo koło gospodyń wiejskich/ jedn. samorz. teryt. 2007 / 2002 2007 Izba Pamięci i Tradycji Muzeum Prasy Śląskiej Izba Pamięci Wincentego Pola Muzeum Małej Ojczyzny Skansen Uli Muzeum Kołodziejstwa/ Skansen Maszyn Rolniczych Izba Pamięci Radusza Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem pomorskie podlaskie małopolskie opolskie wielkopolskie lubelskie 9 1974 1986 1970 2006 Muzea lokalne Badania prowadzone były między lipcem a wrześniem 2012 roku. Każda z kolekcji potraktowana w nich została jako odrębny przypadek i model funkcjonowania zbiorów. Studia przypadków miały więc charakter autoteliczny5 i mimo tego, że w Podsumowaniu znajdują się ogólniejsze wnioski na temat roli nieprofesjonalnych kolekcji w społecznościach, nie należy ich uogólniać na wszystkie tego typu zbiory w Polsce. Centralnym podmiotem w każdym badaniu był kolekcjoner – osoba prywatna lub przedstawiciel(e) instytucji posiadającej zbiory. To na podstawie jej/jego relacji odtwarzana była historia kolekcji. Inne istotne podmioty w każdym studium przypadku to lokalne organizacje pozarządowe, instytucje kultury, szkoły, urzędy gmin. Na podstawie rozmów z ich przedstawicielami badane były sieci współpracy i powiązań między kolekcją a instytucjami. Badacze podczas pobytu w terenie prowadzili także nieustrukturyzowane wywiady z mieszkańcami miejscowości, w których znajdowały się zbiory, by określić, jak kolekcja jest postrzegana przez osoby mniej aktywne w społeczności, niedziałające w sferze kultury, i jakie ma dla nich znaczenie. W ramach studiów przypadku prowadzona była także analiza danych zastanych wpisów do ksiąg pamiątkowych, publikacji na temat kolekcji w lokalnych mediach i materiałów promocyjnych gmin, na terenie których znajdowały się zbiory. Analiza miała na celu określenie, kto interesuje się kolekcją, jak zbiory są postrzegane przez zwiedzających i czy samorządy dostrzegają w kolekcjach potencjał, który warto promować. Wnioski z badań wraz z dokumentacją fotograficzną zostały zebrane w dziesięciu raportach. Badanie ilościowe W niniejszej części raportu przedstawione zostały wyniki badania ankietowego CAWI, w którym uczestniczyło siedemdziesięcioro przedstawicieli muzeów lokalnych. W większości wypadków byli to właściciele kolekcji lub osoby pełniące nad nią bezpośredni nadzór. Charakter zbiorów Zgodnie z wypowiedziami respondentów większość zbiorów pochodzi z XIX i początku XX wieku, ma charakter etnograficzny (są to dawne przedmioty codziennego użytku, wyposażenie izb, narzędzia, ubiory) i została pozyskana w miejscowości lub regionie, w którym znajduje się dana kolekcja. Część placówek specjalizuje się w rzemiosłach i profesjach charakterystycznych dla danego obszaru, takich jak górnictwo, hutnictwo, uprawa i przetwórstwo lnu, browarnictwo, złotnictwo czy rybactwo. Muzea gromadzące przedmioty z jednej tylko wąskiej i specjalistycznej dziedziny – takiej jak lalkarstwo, pszczelarstwo, pożarnictwo, drukarstwo, militaria, motyle czy rogi myśliwskie – są stosunkowo nieliczne, gdyż trudno wejść w posiadanie eksponatów do tego rodzaju kolekcji. Warto również dodać, że w muzeach gromadzących zbiory archeologiczne oraz sakralne (te ostatnie prowadzone są najczęściej przy kościołach) znaleźć można obiekty sięgające XVIII lub XVII wieku, a sporadycznie również średniowiecza. Geneza kolekcji Obiekty najczęściej kupowano, przyjmowano w darze lub zbierano. W trzech przypadkach muzeum powstało wskutek odziedziczenia zbiorów. Jedna z kolekcji została przejęta po stryju, w drugim przypadku muzeum powstało, gdy jego właściciel odziedziczył zabytkowy dom,co zainspirowało go do stworzenia muzeum. Trzecią kolekcję, warsztat kołodziejski in situ, młodsze pokolenie przejęło po starzejących się rodzicach. 5 Por. Robert Stake, Jakościowe studium przypadku, [w:] N. Denzin, Y. Lincoln, Metody badań jakościowych t. 1, przeł. Marta Sałkowska, PWN, Warszawa: 2009, s. 628. 10 11 Muzea lokalne Badanie ilościowe Od sposobu pozyskiwania obiektów (darowizny, kupowanie, aktywne zbieranie) zależy, czy właściciele kolekcji gromadzą rzeczy rzadkie i, co za tym idzie, drogie, czy łatwiej dostępne i tańsze przedmioty. Metody zdobywania obiektów zależą natomiast od tego, jaki podmiot odpowiedzialny jest za kolekcję i jakimi środkami dysponuje. Na przykład w przypadku każdej z przebadanych szkolnych izb pamięci zbiory zostały pozyskane dzięki darowiznom i aktywnemu zbieraniu. Podobnie rzecz się miała w kolekcjach prowadzonych przez biblioteki. Działalność kolekcjonerska osób zatrudnionych w tych placówkach jest zajęciem dodatkowym – pasjonaci ci wykorzystują lokale instytucji, w których są zatrudnieni, do rozwijania zbierackiego hobby. W większości przypadków muzea powstały jako prywatna inicjatywa jednej osoby. Rozwój kolekcji Na 73 kolekcje, które znalazły się w naszej ankiecie, 64 nadal są powiększane. Ich właściciele rozwijają zbiory, najczęściej dokupując nowe obiekty. Dziewięć kolekcji nie jest powiększanych i ich właściciele przeważnie nie planują już pozyskiwania żadnych obiektów. Częstym powodem takiego stanu rzeczy jest chęć likwidacji kolekcji. W przypadku jednej izby regionalnej właściciel, którego wysiłek nie został, jak twierdził, należycie doceniony przez lokalne władze, zamierzał wyprzedać całą kolekcję. Podobna sytuacja miała miejsce w ekomuzeum będącym w stanie likwidacji. W trzech przypadkach właściciele nie planują w najbliższej przyszłości likwidacji kolekcji, ale nie zamierzają też jej powiększać. W jednej ze szkolnych izb pamięci kolekcja nie jest powiększana, gdyż nie ma kto się nią zająć – eksponowane są obiekty, które zebrała jedna z nauczycielek przeszło dziesięć lat temu. Współpraca z innymi podmiotami i działalność zarobkowa Liczba odwiedzających zbiory jest bardzo zróżnicowana. Wielu kolekcjonerów nie prowadzi statystyk, ilu widzów ogląda ich muzea. Najmniej popularną z placówek, które były w stanie oszacować roczną liczbę gości, odwiedziło 50 osób. Zdarzają się również kolekcje o znacznie wyższych frekwencjach, jednak większość (40) spośród 73 badanych kolekcji odwiedza nie więcej niż 2000 gości rocznie, a w jednaj trzeciej (28) liczba ta jest równa lub niższa 1000. Największą grupą zwiedzających są wycieczki szkolne – tę kategorię wskazało 52 respondentów. Co piątą kolekcję (15) najczęściej odwiedzają turyści – badani w wielu przypadkach podkreślali, że są to również osoby z zagranicy. Mieszkańcy miejscowości, w której dana kolekcja się mieści, zostali uznani za najliczniejszą grupę gości jedynie przez 12 przedstawicieli 5 badanych muzeów. Zbieracze stosunkowo rzadko zabiegają o zainteresowanie tej grupy. Tylko dwoje z badanych zadeklarowało, że oferuje mieszkańcom pobliskich miejscowości darmowe zwiedzanie zbiorów. W niektórych przypadkach sąsiedzkie wizyty wynikają wyłącznie z faktu, że kolekcje znajdują się w lokalach pełniących jednocześnie inne funkcje, na przykład poczekalni w urzędzie, świetlicy w centrum kultury lub przy kościele. W bardzo wielu przypadkach – szczególnie wówczas, gdy zbiory związane są z regionem i miejscem, w którym się znajdują – kolekcje prowadzą stowarzyszenia i nieformalne organizacje lokalnych aktywistów, szkoły, centra i ośrodki kultury oraz jednostki samorządu terytorialnego. Wśród kolekcji uczestniczących w badaniu znalazły się również takie, które prowadziły Koło Gospodyń Wiejskich, Ochotnicza Straż Pożarna oraz biblioteka. W co piątym badanym przypadku (15) w związku z kolekcją prowadzona jest działalność gospodarcza. Jako rodzaj działalności 5 spośród nich wymieniło agroturystykę lub wynajem pokoi, kolejne 3 osoby wskazały na gastronomię. Ponadto pojawiły się odpowiedzi takie jak działalność edukacyjna, muzealnicza, pszczelarstwo, sprzedaż książek oraz różnego rodzaju działalność artystyczna i rękodzielnicza oraz organizacja koncertów. Regularne opłaty za wstęp pobierane są przez 16 spośród badanych kolekcji. Wysokość opłat mieści się w przedziale od 1,5 do 8 złotych i w większości miejsc oferowane są zniżki dla dzieci i młodzieży. Ponadto w 10 kolekcjach zwiedzający mogą uiszczać dowolne opłaty za wstęp. Na pytanie o zatrudnianie pracowników w związku z kolekcją twierdząco odpowiedział co czwarty (18) badany. Niemal wszyscy kolekcjonerzy uczestniczący w badaniu współpracują z różnego rodzaju instytucjami. Wśród wymienianych form współpracy z lokalnym środowiskiem instytucjonalnym znalazły się: • Użyczanie pomieszczeń na potrzeby kolekcji, najczęściej przez lokalne organy władzy samorządowej oraz centra i ośrodki kultury. • Współpraca ze szkołami polegająca na organizacji lekcji muzealnych i innych form zwiedzania przygotowanych specjalnie dla uczniów. • Współorganizacja lokalnych imprez i cyklicznych wydarzeń kulturalnych z urzędami gmin, w tym również wypożyczanie kolekcji do sąsiednich miejscowości i gmin. Ponadto kolekcjonerzy deklarują utrzymywanie kontaktów ze specjalistami w dziedzinie muzealnictwa i konserwacji zabytków pracującymi najczęściej na uniwersytetach w pobliskich miastach oraz z naukowcami w zakresie związanym z tematyką zbiorów. W kilku ankietach pojawiły się informacje o wzajemnych odwiedzinach i i relacjach z innymi kolekcjonerami. 13 Muzea lokalne Badanie ilościowe Współpraca z instytucjami często przybiera postać promocji kolekcji. Zdecydowana większość kolekcjonerów wchodzi w tego rodzaju partnerstwa przede wszystkim w wymiarze lokalnym, ale również w ramach organizacji obejmujących obszar większych regionów i całego kraju. Kooperacja może polegać na eksponowaniu materiałów promocyjnych w innych, większych muzeach, udziale w zbiorczych publikacjach oraz zamieszczaniu informacji w mediach elektronicznych i tradycyjnych. Ponadto 2 muzea czerpią korzyści materialne i wizerunkowe ze współpracy z zagranicznymi (niemieckimi) instytucjami – muzeum oraz stowarzyszeniem. Promocja Promocja najczęściej odbywa się przez Internet – około dwie piąte (28) ankietowanych deklaruje, że kolekcja posiada własną stronę lub że wzmianki o niej pojawiają się na stronach innych instytucji, w tym organizacji turystycznych. Prawdopodobnie liczba zbiorów promujących się w Internecie jest jeszcze wyższa, jednak część kolekcjonerów nie myśli o informacjach zamieszczanych na stronach www jako o promocji. Symptomatyczny jest w tym kontekście następujący komentarz zbieracza: „Nie promujemy. Wyłącznie strona www”. Jedna trzecia (23) ankietowanych deklaruje, że ich kolekcja posiada bądź posiadała w ostatnim czasie własne materiały drukowane: ulotki i foldery czy plakaty. Dodatkowo 9 badanych zamieszcza informacje o kolekcji w zbiorczych publikacjach promujących region. Natomiast tylko jedna kolekcja w badanej grupie posiada własny katalog obiektów – przygotowanie tak praco- i kosztochłonnej publikacji jest poza zasięgiem większości badanych, chociaż część z nich uważa, że tego rodzaju wydawnictwo byłoby przydatne. Kolejnym istotnym kanałem promocji wykorzystywanym przez opiekunów kolekcji są lokalne czasopisma. O korzystaniu z tego rodzaju mediów pisało 12 ankietowanych, przy czym tylko jedna osoba wspomniała o promocji poprzez „płatne artykuły”. Lokalne pisma wydawane są wspólnymi siłami władz lokalnych i mieszkańców, dlatego aktywiści zajmujący się kolekcjami często mogą wykorzystywać potencjał promocyjny tych mediów nieodpłatnie. Wśród wypowiedzi na temat kontaktów z prasą pojawiło się również kilka tytułów dzienników regionalnych i ogólnopolskich. Dwie spośród badanych kolekcji opisane zostały w ogólnopolskich pismach specjalistycznych (bibliotekarskim i nauczycielskim), a jedna regularnie wzmiankowana jest w czasopismach kolportowanych w kościołach w całej Polsce. Kilkoro ankietowanych wspomina o odwiedzinach telewizji i kręceniu programów na temat kolekcji bądź w ich otoczeniu (np. programy kulinarne). Można jednak odnieść wrażenie, że w tych przypadkach inicjatywa wyszła ze strony samych mediów, natomiast aktywne poszukiwanie kanałów promocji odbywa się raczej na poziomie lokalnym. W ankietach pojawiają się określenia takie jak „poczta pantoflowa”, a do ciekawych 14 sposobów promocji kanałami lokalnymi należy reklamowanie kolekcji wśród kierowców autobusów, księży, którzy godzą się przekazywać informacje o kolekcji „z ambony”, oraz przewodników turystycznych. Ponadto czworo ankietowanych mówi o kierowaniu oferty promocyjnej do nauczycieli i lokalnych szkół. Często, bo aż w 26 ankietach, pojawiają się wypowiedzi na temat promowania kolekcji poprzez organizację różnego rodzaju wydarzeń. Można je podzielić na kilka kategorii. Pierwsza to lekcje muzealne, prowadzone zwłaszcza dla szkół, oraz inne inicjatywy o charakterze edukacyjnym związane z kolekcją, takie jak konkursy wiedzy, warsztaty oraz konferencje naukowe (tę opcję wymieniło 2 respondentów). Drugą ważną kategorią jest współorganizowanie lokalnych imprez bądź udział w nich. To wydarzenia takie jak dni czy święta danej miejscowości, festyny i obchody rocznicowe – kolekcja lub jej eksponaty stanowią wówczas najczęściej dodatkową atrakcję dla uczestników imprezy, niekiedy zaś obecność kolekcjonerów sprowadza się do dostarczenia materiałów promocyjnych. Ponadto 3 kolekcjonerów mówiło o wypożyczaniu kolekcji i organizacji wystaw czasowych w innych miastach. Kolejnym rodzajem wydarzeń promujących kolekcje jest uczestnictwo w ogólnopolskich i regionalnych akcjach, takich jak Noc Muzeów (5 badanych wymieniło tę inicjatywę), Industriada w województwie śląskim czy Międzynarodowy Dzień Ochrony Zabytków. Inne wydarzenia, o których pisano w ankietach, to giełda staroci, koncerty kameralne, wystawy plenerowe oraz ogniska. Co dziewiąty ankietowany (8) twierdził, że nie promuje kolekcji w żaden sposób. Problemy Do najczęściej wymienianych problemów, z jakimi mierzą sie kolekcjonerzy, zaliczyć należy kłopoty finansowe. Wymieniło je 13 ankietowanych. Chodzi tu przede wszystkim o brak funduszy na zakup obiektów do kolekcji oraz renowację juz posiadanych zbiorów. Często brakuje też środków na wybudowanie, przystosowanie lub remont budynków, w których mają się znaleźć lub znajdują sie zbiory. Do drugiej grupy wymienianych przez respondentów trudności należą probelmy lokalowe, na które skarży się 11 osób. Najczęściej chodzi o brak miejsca na ekspozycję obiektów oraz generalnie złe warunki przechowywania zbiorów – brak wentylacji lub ogrzewania w pomieszczeniach z eksponatami. Kolekcjonerzy narzekają również na brak współpracy lub wręcz konflikty z lokalnymi władzami – takie problemy wskazano w 6 ankietach. Najczęściej chodzi o brak wsparcia ze strony władz lokalnych i ponadlokalnych. Przykładowe wypowiedzi respondentów: „Zaniedbane przez województwo, gmina trochę pomaga”; „W tej chwili jest to zapaść, bo miasto nie widzi sensu wspierania nas”. Bywa, że władze lokalne nie dostrzegają działalności kolekcjonerów i, co za tym idzie, nie wspierają ich w prowadzeniu placówek. 15 Muzea lokalne Badanie ilościowe Problemy kadrowe – najczęściej brak osób zatrudnionych na etacie w danej placówce – wymieniły cztery osoby. Jeden z ankietowanych wymienił braki „w fachowej kadrze o wykształceniu muzealnym”. Pojawiła się też wypowiedź, że brak wiedzy o tym, jak prowadzić placówkę muzealną, stanowi przeszkodę w rozwoju działalności. Muzea, które nie mają statusu instytucji kultury ani nie są muzeami rejestrowanymi (a więc wszystkie z przebadanych), traktowane są przez podmioty publiczne jak przedsiębiorcy. Nastręcza to dodatkowych trudności – kolekcjonerzy muszą na przykład płacić podatki od gruntów, na których stoją budynki muzeum. Takie problemy wymieniło dwóch badanych. Oprócz wymienionych trudności w ankietach wskazywano też na obawy przed kradzieżą eksponatów oraz problemy z ich katalogowaniem. Prowadzący 6 muzeów nie wskazali żadnych problemów. Oto przykładowa wypowiedź kolekcjonera: „Nie doświadczamy większych problemów z gromadzeniem i udostępnianiem zbiorów. Najczęściej są to drobne problemy techniczne, które można rozwiązać – na przykład odpowiedni środek transportu do przewiezienia, kwestia konserwacji czy też organizacji ekspozycji”. 16 17 Muzea lokalne Badanie ilościowe Muzeum Regionalne w Sąpłatach Weronika Chodacz Historia Muzeum Regionalnego w Sąpłatach (woj. warmińsko-mazurskie) sięga lat siedemdziesiątych i wiąże się z aktywnością Maryny Okęckiej-Bromkowej (1922–2003), lokalnej działaczki, która interesowała się folklorem Warmii i Mazur. Skupiła wokół siebie grupę kobiet i w 1978 roku stworzyła Babską Izbę – nieformalną organizację, której członkinie jeździły po okolicznych miejscowościach i zbierały przedmioty codziennego użytku ze starych domostw. Myśmy więcej zwoziły tego od gospodarzy, chodzi� łyśmy po strychach. Zaszłyśmy do pani – „a, ja nie mam nic”. „A niech pani pozwoli nam wejść na strych”. „A po co? Tam bałagan”. „My nie bałaganu szukamy, tylko tego, co nas interesuje”. No i jakoś tam z każdego mieszkania coś się znalazło, coś się przywiozło. Kobiecie to już nie było potrzebne, a u nas to służyło jako właśnie eksponat, świadectwo1. Maryna Okęcka-Bromkowa gromadziła również ludowe pieśni, które Babska Izba prezentowała przy różnych okazjach. Kobiety brały udział w pokazach i przeglądach folklorystycznych, zdobywając czasem nagrody i wyróżnienia. Samo zbieractwo nas po prostu nie zadowalało. Maryna, ponieważ miała dobry słuch, no i zbierała pieśni ludowe, stwierdziła, że można założyć zespół. No i założyłyśmy taki zespół, który nazywa się 1 Wszystkie cytaty pochodzą z rozmów przeprowadzonych w ramach studium przypadku w lipcu 2012 roku z kolekcjonerką, przedstawicielami instytucji otaczających muzeum i mieszkańcami gminy Sąpłaty. Trzy pokolenia z Babskiej Izby Muzea lokalne Muzeum Regionalne w Sąpłatach Babska Izba, i z tym zespołem odtwarzałyśmy dawne zwyczaje, na przykład Herody na Boże Narodzenie, zbierałyśmy pieśni. […] Także to utrwalałyśmy, śpiewałyśmy i jeździłyśmy po okolicznych miej� scowościach z prezentacją tego. Maryna czasem jeszcze dodawała jakieś swoje własne utwory. Obiekty zebrane przez Babską Izbę gromadzone były na strychu. Muzeum, w którym wystawiane są zbiory, powstało dopiero w 1997 roku po zlikwidowaniu szkoły podstawowej w Sąpłatach, gdy pojawiła się możliwość wynajęcia dawnej sali szkolnej od gminy. Od tamtej pory działa nieprzerwanie i w 2012 roku obchodziło piętnastolecie. Muzeum obecnie opiekuje się pani Zofia, emerytowana nauczycielka ze szkoły w Sąpłatach, która działała w Babskiej Izbie od momentu jej powstania. Charakterystyka zbiorów Muzeum zajmuje jedną salę na pierwszym piętrze budynku zabytkowej szkoły w Sąpłatach, która znajduje się nad jeziorem w centrum miejscowości. Zgromadzonych jest tam około tysiąc eksponatów. Zdecydowaną większość z nich stanowią nieużywane obecnie przedmioty gospodarstwa domowego. Zdarzają się też jednak obiekty przyrodnicze, książki czy instrumenty muzyczne. Zdaniem jednego z mieszkańców Sąpłat młodzi zwiedzający już nie wiedzą, do czego większość wystawionych w muzeum przedmiotów służyła. Pani Zofia, która obecnie prowadzi placówkę, chętnie opowiada o ich funkcjach dzieciom. Nawet te telefony to jest dla nich naprawdę daleka historia. Pokazuję pralki, cztery tu są. Pytam, która to jest pralka, no bo ta jedna jest szczególnego typu. Lodówka. Także maselnice – na przykład ta jest taka zmechanizowana. Wanny jeszcze były. Mówię, że babcie tego używają, jeszcze mają. Tu nauczycielka 22 zobaczyła gofrownicę. Poza tym interesują ich żelazka. […] No i ciekawostki przyrodnicze. Na przykład ostatnio znalazłam jajeczko czyżyka. […] Te talerze, tylko takie były wtedy. Len. No, wtedy się jeszcze uprawiało, a teraz już się nie uprawia. Także to też ciekawostka, jak to ze lnem było. […] Te dzieci, które tutaj były ostatnio, też patrzyły na kartkę – talon na obuwie z osiemdziesiątego drugiego roku, co jest dla nich absolutnie nie do przyjęcia. Te pieniądze ich interesowały, no i wiele takich rzeczy. Mamy tam stare książki, Pismo Święte pisane gotykiem, makatki, […] kawałek soli z Wieliczki – to też pokazuję, jak wygląda kamienna sól. Jak wynika powyższego z opisu, muzeum ma charakter wunderkamery. Oprócz przedmiotów codziennego użytku znajdują się tu także obiekty przyrodnicze, dokumenty osobiste, naczynia, książki, rękodzieło, obiekty sakralne czy instrumenty muzyczne. Większość zbiorów pochodzi z Sąpłat i okolic. Pojawiają się też przedmioty z innych części Polski, takie jak wspomniana sól kamienna czy szczególnie wartościowy dla pani Zofii strój łowicki z sukna podarowany jej przez turystkę z Warszawy. Muzealniczka, jak sama mówi, cokolwiek dostanie, stara się to „umieścić w taki sposób, żeby to miało jakiś sens”. Działa tak, by „nie wyrzucać, wszystko zgromadzić i teraz prezentować”. W przestrzeni muzeum znalazło się także miejsce na kącik poświęcony założycielce Babskiej Izby, Marynie Okęckiej-Bromkowej, w którym znajdują się pamiątki po niej – fotografie, naczynia, książki. Kolekcja przez cały czas jest powiększana. Pani Zofia dokupuje przedmioty. Ponieważ nie dysponuje znacznymi środkami finansowymi, są to raczej drobne rzeczy: „Czasem coś dostanę, czasem kupię, czasem znajdę gdzieś. Ktoś wie, że tu taka izba jest, to przyniesie”. Zdarza się też, że obiekty przynoszą okoliczni mieszkańcy lub turyści, tak jak to było w przypadku stroju łowickiego. Dzieje się tak jednak coraz rzadziej, ponieważ okazało się, że stare przedmioty codziennego użytku, które kiedyś uważano za bezwartościowe, można spieniężyć. „Kiedyś była 23 Muzea lokalne Muzeum Regionalne w Sąpłatach fot. 1 i 2. Wpis do księgi pamiątkowej Muzeum. ta możliwość, że Niemcy skupowali. Jak ktoś ma coś atrakcyjniejszego, to właśnie chce wielki pieniądz albo sprzedaje Niemcom”. instytucji kultury to turyści stanowią najliczniejszą grupę odwiedzających izbę. Miejscowi zaglądają rzadko, bo jest „to zwykłe, takie codzienne”. Wystrój kolekcji to autorska praca pani Zofii, która uważa, że „każdy prowadzi izbę według swojego smaku”. Kolekcjonerka dba o to, by muzeum było urządzone gustownie, i z własnych środków zakupiła kwiaty z bibuły czy pająka, który wisi nad stołem. Pani Zofia decyduje, gdzie znajdzie się dany obiekt. Przedmioty pogrupowane są tematycznie: w kilku miejscach stoją naczynia, na wyznaczonej półce leżą dzwonki, swoje miejsce na ścianie mają święte obrazy, makatki i krucyfiksy, w skrzyniach znajdują się książki. W wystroju kolekcji widać dbałość o szczegół, w wielu miejscach dla ozdoby umieszczane są kwiaty czy serwetki. Daje się odczuć pewien horror vacui, co być może częściowo wynika z braku miejsca. Te obiekty, których funkcja może budzić wątpliwości, są podpisane. Aktywność pani Zofii nie ogranicza się wyłącznie do oprowadzania po zbiorach: „Cały czas tu ja prowadzę działalność oświatowo-kulturalną”. Jeśli więc mieszkańcy bywają w muzeum, to właśnie przy okazji imprez tam organizowanych – okrągłych rocznic, Święta Kwiatów, warsztatów czy prelekcji. „Jak są imprezy, to właśnie przychodzą, oglądają. »A, myśmy to mieli, a to wszystko poszło na śmietnik«. Ja mówię: »No właśnie«”. Gdy nie ma imprez, muzeum zwiedzają głównie turyści spędzający wakacje w okolicy. Zwiedzający Muzeum otwarte jest do zwiedzania w okresie letnim po kontakcie telefonicznym. Zimą „już się nie pali, tu jest zimno, nie ma już turystów”. Pani Zofia mieszka w tym samym budynku, w którym zlokalizowane jest muzeum, nie obowiązują więc sztywne godziny zwiedzania – izbę można oglądać, gdy zastanie się opiekunkę zbiorów. Zapytani mieszkańcy gminy (około dziesięciu osób) wiedzieli o istnieniu muzeum i wypowiadali się w pozytywnym tonie zarówno o samej instytucji, jak i kolekcjonerce: „Izbę prowadzi dzielna i rozsądna kobieta. Sama. Nic z tego nie ma”. Nie wszyscy jednak byli w środku, mimo że muzeum zlokalizowane jest na pierwszym piętrze dawnej szkoły, w której na parterze znajduje się kaplica (w Sąpłatach nie ma kościoła). Trafiały się więc osoby, które regularnie odwiedzały kaplicę, ale nigdy nie weszły na piętro do muzeum. Zdaniem przedstawicielki lokalnej 24 Relacje na temat zwiedzających muzeum potwierdzają wpisy do ksiąg pamiątkowych prowadzonych od 1997 roku, czyli od otwarcia izby. Większość z nich stanowią notki pozostawione przez turystów. Wśród gości trafiają się także dawni mieszkańcy Sąpłat, byli nauczyciele i uczniowie ze szkoły oraz przedstawiciele stowarzyszeń i instytucji działających w gminie lub powiecie. Najczęściej pojawiającym się we wpisach wątkiem jest historyczna wartość zbiorów: „żywa lekcja historii”, pokazanie młodym jak „dawniej się żyło”, „fantastyczna podróż w czasie”, podziw dla „ludzi dawnych czasów”, poznanie przedmiotów codziennego użytku „naszych dziadków”, wspomnienie „młodzieńczych lat” przez osoby starsze, skłonienie do zadumy. Drugi ważny wątek we wpisach dotyczy dziedzictwa materialnego i ocalenia dorobku „minionych pokoleń”, a także wartości lokalnych. Przedstawiciele instytucji działających w gminie wyrażają radość, że muzeum istnieje na tym terenie, nauczyciele cieszą się, że dzięki niemu uczniowie mogą „bliżej poznać historię naszego regionu”. Anonimowe osoby także zwracają uwagę, że to dobrze, iż zabytki są „na swoim miejscu”. „Wiemy, gdzie zostawić starocie”, głosi jeden z wpisów. Trzeci dość popularny wątek to podziw dla pasji kolekcjonerki, podziękowania za oprowadzanie i „obszerne opowieści o każdym eksponacie”. „Podobało nam się”. 25 Muzea lokalne Muzeum Regionalne w Sąpłatach „Byliśmy zachwyceni!”. „Jestem naprawdę zafascynowana”. Zwiedzający zwracają uwagę na „domową atmosferę”, do której „chce się wrócić”, i twierdzą, że „dobrze, że są jeszcze ludzie, którym zależy”. O dobrej atmosferze w muzeum mówi także przedstawicielka GOKSiR, która zabiera tam swoich gości spoza gminy, a także gospodyni z gospodarstwa agroturystycznego zapraszająca tam wszystkich wczasowiczów: „Pani Zosia jest bardzo gościnna, naleweczką poczęstuje. Na przykład moi artyści malarze bardzo chętnie przyjadą do pani Zosi”. Społeczne otoczenie muzeum Zdaniem pani Zofii osób blisko związanych z Babską Izbą, które jej „z serca pomagają”, jest obecnie siedem. Dołączały one do Maryny Okęckiej-Bromkowej na dwóch etapach jej działalności: pierwszym rozpoczętym w Sąpłatach 1978 roku i późniejszym, prowadzonym w latach osiemdziesiątych w Rumach, gdzie funkcjonowała grupa teatralna skupiająca lokalną młodzież i kontynuująca działalność Babskiej Izby. Tam było nas kilka młodych dziewcząt, naprawdę kilkunastoletnich dosłownie. W podobnym duchu jak Babska Izba. To była kontynuacja. W innym miejscu, ale tak naprawdę to było to samo: jasełka, uroczy� stości. […] Występowałyśmy po wiejskich kościołach, kaplicach. Nie tylko, bo w Gdańsku też byłyśmy. Jak wspominają dawne członkinie grupy, „to był taki koloryt tamtych czasów i coś innego w tej tak naprawdę takiej szarej rzeczywistości”. Dzięki występom uczennice mogły podróżować po Polsce i wyjechać za granicę. Brały udział w konkursach, a także zbierały przedmioty, które obecnie znajdują się w muzeum. „Myśmy chodzili po tych starych takich zrujnowanych domach, jakieś tam skorupy się zbierało, różne takie stare rzeczy. Ja mam fragmenty”. 26 Obecnie zdarza się, że dawna działalność performatywna Babskiej Izby jest reaktywowana przy okazji różnych uroczystości, które odbywają się w muzeum. Podczas jubileuszu występowały tam na przykład uczennice ze szkoły podstawowej w Rumach: „Recytowały wiersze Maryny Okęckiej-Bromkowej, słuchały pieśni”. Uczennice te stanowią już trzecie pokolenie Babskiej Izby. Ważnym wydarzeniem dla związanej z muzeum społeczności były także obchody dziewięćdziesiątej rocznicy urodzin Maryny Okęckiej-Bromkowej, w których brały udział zarówno starsze kobiety, związane od początku z działalnością założycielki izby, jak i młodsze, występujące w zespole w latach osiemdziesiątych. No i właśnie wtedy to była taka uroczystość. Na mnie wywarła duże wrażenie. Że zostałam poproszona, się czułam taka wyróżniona, bo to minęły naprawdę dwadzieścia lat albo i dłużej, i wtedy właśnie wzięłam w tym udział. To była dla mnie wyjątkowa uroczystość. [Przedstawicielka drugiego pokolenia] Wśród osób zaangażowanych w działalność Babskiej Izby znalazły się kobiety pracujące obecnie w gminnych instytucjach, między innymi ośrodku kultury, który „chętnie to muzeum promuje”. Gdy więc w gminie przy okazji plenerów, wizyt studyjnych lub wymian młodzieży pojawiają się goście, zabiera się ich do Babskiej Izby. Muzeum też jest czasem zapraszane do udziału w imprezach, wiejskich festynach czy Europejskich Dniach Dziedzictwa. Dla mnie to jest nie tylko służbowa sprawa, związana z pracą, ale w ogóle dla mnie to jest pewien senty� ment, pewien klimat, którego tutaj nigdzie nie ma, jak daleko szukać. Tego nie można zaprzepaścić. [Przedstawicielka ośrodka kultury] Maryna Okęcka-Bromkowa w latach osiemdziesiątych zaszczepiła w młodszych członkiniach Babskiej Izby również pasję kolekcjonerską. Część z nich posiada drobne zbiory składające się głównie z przedmiotów codziennego użytku, których nie prezentuje zwiedzającym (aczkolwiek jedna rozmówczyni miała takie plany). Kobiety nie decydują się na przekazanie przedmiotów do muzeum ze względów sentymentalnych, ale też częściowo z powodu kłopotów lokalowych, z którymi obecnie zmaga się Babska Izba. Część zbiorów etnograficznego dziedzictwa jest więc rozsiana w gminie w domach osób związanych z Izbą, lecz zdecydowana większość obiektów znajduje się w muzeum. Drugą instytucją, z którą, oprócz ośrodka kultury, współpracuje izba, jest Muzeum Mazurskie w Szczytnie, gdzie na ekspozycji czasowej wystawione są eksponaty należące do pani Zofii. W ramach współpracy z Muzeum w Sąpłatach organizowane są tam „spotkania z ciekawymi ludźmi” dotyczące między innymi lokalnej historii i przyrody. Dzięki pomocy Muzeum w Szczytnie, które przeprowadziło szkolenie dla kolekcjonerów z terenu powiatu, pani Zofia skatalogowała swoje zbiory i przypisała numery obiektom. Muzeum promuje także izbę w swoich publikacjach. Zdarza się też, że udziela wsparcia finansowego. „Ostatnio na piętnastolecie tego muzeum czy jakąś tam tematyczną imprezę – wtedy mi pomaga Muzeum w Szczytnie, daje jakieś tam fundusze, ale nie są to wielkie fundusze”. Muzeum w Szczytnie dysponuje ograniczonymi finansami i nie może wesprzeć pani Zofii na przykład w zakresie konserwacji zbiorów, gdyż nie jest w stanie zadbać nawet o własne obiekty. „Tak naprawdę w naszym muzeum, to koło dziewięćdziesiąt procent obiektów wymaga konserwacji. Tak porządnie zakonserwowane to jest kilka sztuk”. Aby więc zachować zbiory, pani Zofia pewnego razu na własną rękę zakupiła środek chroniący drewno i posmarowała nim przedmioty. „Jakieś cztery lata temu wszystko wymalowałam takim preparatem, który śmierdział strasznie, do drewna. No i tyle. A teraz jakąś tam inną konserwacją nikt się nie interesuje”. Pani Zofia wyraża pewne rozczarowanie ograniczonym wsparciem ze strony Muzeum w Szczytnie, a szczególnie brakiem większej pomocy finansowej. Muzeum jednak, mimo że działa profesjonalnie i na większą skalę, zmaga się z tymi samymi problemami co Babska Izba – brakiem przestrzeni wystawienniczej i środków na własną działalność. Problemy Babskiej Izby Największym problemem pani Zofii jest brak przestrzeni. Wszystkie zbiory zlokalizowane są w jednej sali na pierwszym piętrze dawnej szkoły podstawowej, która obecnie należy do gminy. W pomieszczeniu na dole znajduje się kaplica. Jest jeszcze jedna salka, w której czasem odbywają się wystawy. Pozostałe pomieszczenia zajmują lokatorzy niezadowoleni z funkcjonowania muzeum. Bo sala zajęta, a można by z niej zrobić użytek, na przykład wynająć turystom. Można sprzedać. […] Sąsiadka się ze mną cały czas kłóci, że schodów nie myję. Pani Zofia nie dysponuje środkami pozwalającymi na zatrudnienie kogoś do pomocy przy sprzątaniu. W muzeum jest puszka, do której odwiedzający mogą wrzucać dowolne kwoty, ale zebrane pieniądze wystarczają zaledwie na zakup środków czystości oraz drobnych ozdób. Opiekunka sama więc sprząta muzeum, mimo że nie czuje się na siłach, by myć duże zabytkowe okna. Cały czas walczy też o zachowanie przestrzeni na działalność Babskiej Izby. Pojawiły się propozycje, by zbiory przenieść do siedziby gminy w Dźwierzutach, na które pani Zofia nie chce przystać. Cały czas chcą, żeby to zabrać i w gminie Dźwierzuty umieścić, ale nasze zbiory, moje przede wszystkim… Powiedziałam, że jakim prawem? Ta wieś chyba zasłużyła na to, żeby tu były. Tu wiele mieszkańców pracowało wspólnie z nami i chyba powinno tu zostać. 27 Muzea lokalne Muzeum Regionalne w Sąpłatach Opinię, że zbiory powinny pozostać w Sąpłatach, podziela także przedstawiciel Muzeum w Szczytnie, które pani Zofia niesłusznie podejrzewa o chęć przejęcia kolekcji. Nie o to chodzi, żeby to wszystko ściągać tu do Szczytna, ale żeby też właśnie w regionie takie ciekawe miejsca ludzie mogli podziwiać, zwłaszcza że same Sąpłaty są bardzo urokliwym miejscem i ciekawym. Zawsze ktoś tam przyjedzie. W Sąpłatach w 2011 roku powstało również stowarzyszenie upamiętniające działalność Maryny Okęckiej-Bromkowej. Pani Zofia jednak, w obawie przed utratą zbiorów, szybko przestała je darzyć zaufaniem i zrezygnowała ze współpracy. To stowarzyszenie – okazało się, że po prostu ktoś podstępem chciał przejąć. […] Ktoś chciał się pochwalić tym, co ja przez tyle lat robię. Tak nie będziemy pracować. Więc stowarzyszenie posłałam do diabła. W swoich zmaganiach o zachowanie zbiorów w obecnym kształcie pani Zofia czuje się osamotniona, choć, jak wspomniała, w gminie mieszka siedem kobiet, które pomagają jej, gdy zachodzi taka potrzeba. Swoje problemy podsumowuje jako „ciągłe użeranie się z ludźmi, którzy za wszelką cenę chcą mnie stąd wykurzyć”. Sytuacja ta nie jest dla nikogo w gminie zaskakująca. Kolekcja zlokalizowana jest w centrum Sąpłat nad jeziorem, w miejscu przyciągającym turystów, a dawna szkoła, w której się ona znajduje, może być atrakcyjna dla inwestorów. Jednak to dzięki działalności Babskiej Izby budynek ten nadal stanowi centrum życia kulturalnego i religijnego mieszkańców. Większość tych szkółek małych została prywatnie wykupiona i tam albo coś ktoś robi, albo nisz� czeją, bo nie ma pieniędzy na remont. Tutaj dzięki mojej działalności i działalności Maryny 28 29 Muzea lokalne Muzeum Regionalne w Sąpłatach Przyszłe losy muzeum powstała kaplica, bo na dole jest kaplica, i to muzeum, czyli część tego budynku, pełni tą rolę społeczną tak jak kiedyś. Dzieci tu przychodziły i coś się działo, a teraz w dalszym ciągu. Czyli ta szkoła nie umarła, ta szkoła jeszcze żyje. O tym, że pani Zofia „prowadzi wojny z wójtem o lokal”, wiedzą mieszkańcy Sąpłat i wszystkie osoby związane z muzeum. Rozmówcy jednoznacznie opowiadają się po stronie kolekcjonerki, jednak nie podejmują żadnych kroków w kierunku poprawy sytuacji muzeum. Jak twierdzą: „Chodzi o układziki lokalne, [których] nie przeskoczymy”. Determinacja pani Zofii jest powszechnienie doceniana, lecz deklaracje poparcia mieszkańców nie przekładają się na aktywne wsparcie. Pani Zofia czuje się więc osamotniona w zmaganiach. To jest dla mnie wyjątkowa pasjonatka, w ogóle wyjątkowa osoba. Nie ma tu lekko. Nie rozumieją jej mieszkańcy, władza też. Z powodu konfliktów lokalowych zamarła współpraca pomiędzy muzeum a lokalną szkołą podstawową, co jest o tyle niefortunne, że największe zainteresowanie kolekcją wykazują dzieci, które zdaniem pani Zofii „są bardzo zachwycone”. Potwierdzają to wzbogacone rysunkami wpisy do ksiąg pamiątkowych na temat możliwości odbycia „żywej lekcji historii”. Zdaniem przedstawicielki pobliskiej szkoły zabieranie uczniów do muzeum jest pozbawione sensu, bowiem uczniowie „znają izbę, gdyż mają ją na co dzień”. Muzeum nie jest więc traktowane jako miejsce, w którym można przeprowadzić lekcję edukacji regionalnej, mimo że świetnie by się do tego nadawało ze względu zarówno na zgromadzone tam przedmioty, jak i umiejętności oprowadzania pani Zofii. Szkoły jak gdyby w ogóle się nie interesują, nawet ta nasza rumowska, to tak dzieci uczą. […] Tak żeby zorganizować, bo jedziemy do Sąpłat, wycieczka rowerowa w ramach lekcji – nie ma czegoś takiego. 30 Pomimo trwającego konfliktu o lokal informacja o muzeum znalazła się w folderze promocyjnym gminy. Figuruje też na stronie internetowej Urzędu w zakładce „Warto zobaczyć”. Na portalu powiatu szczycieńskiego znajduje się natomiast specjalny dział poświęcony izbom muzealnym, w którym opisane jest między innymi muzeum w Sąpłatach. Ponadto w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego postawiono tablice na drodze przy wjeździe do Sąpłat, z których jedną zdaniem pani Zofii „od razu ktoś przewrócił”. O fakcie postawienia drogowskazów nikt z realizatorów projektu nie powiedział jednak pani Zofii, dopiero sąsiedzi przekazali jej tę informację. Wydaje się, że w atmosferze konfliktu o lokal kolekcjonerka nie dostrzega pozytywnego zainteresowania izbą. Wsparcie ze strony Muzeum w Szczytnie uważa za niewielkie, a drobnych działań promocyjnych ze strony gminy raczej nie docenia. Funkcjonuje niezależnie i na własną rękę. Nie ma więc pewności co do przyszłości zbiorów ani planu, komu je przekazać, gdyż jej zdaniem w gminie brakuje osoby, która ma podobną pasję i byłaby gotowa poświęcić się bezpłatnie działalności w muzeum. Trzeba mieć do tego serce, bo jeżeli ktoś nie ma do tego serca – leży, bo leży, jest, bo jest – no to nic z tego nie będzie. Trzeba mieć serce, trzeba mieć czas i trzeba czegoś się dowiedzieć na temat tego danego zbioru. Wiele takich izb pamięci w szkole poginęło. Pani Zofia, zapytana o to, co ją samą motywuje do prowadzenia muzeum, wskazuje na satysfakcję płynącą z dzielenia się wiedzą z innymi i nawiązywania nowych kontaktów. Mnie to bawi. Jeżeli widzę zainteresowanie, jeżeli jakaś wczasowiczka, która gdzieś tam oglądała stare domy i ktoś ją poszczuł psem, a tu przyjdzie, rozmawiam z nią, ona mi opowie, jeszcze poczęstuję jakąś nalewką, bo też robię nalewki – więc ona jest zachwycona, ja lubię takie spotkania, które wzbogacają nas nawzajem, bo chyba o to chodzi, żeby jeszcze mieć jakieś inne zainteresowania oprócz zbierania pieniędzy i innych takich rzeczy. Pani Zofia nie oczekuje wynagrodzenia za własną działalność. Potrzebuje jednak środków finansowych na utrzymanie muzeum: „Przypuśćmy te sto złotych miesięcznie w sezonie. Ja już teraz mam problemy z myciem tych okien, bo są duże”. Izba znajduje się jednak w ubogiej gminie powiatu o relatywnie niskich przeciętnych wynagrodzeniach, w której w 2011 roku mieszkało niecałe siedem tysięcy mieszkańców i która, jak twierdzi przedstawicielka instytucji samorządowej, nie ma możliwości się wzbogacić, gdyż ludzie migrują ze wsi do miast. Instytucje współpracujące z muzeum same nie dysponują środkami na utrzymanie i nie są w stanie wesprzeć izby. Przyszłość muzeum w dłuższej perspektywie stoi więc pod znakiem zapytania. Obecnie jednak jest ono pod czujną opieką pani Zofii, którą Maryna Okęcka-Bromkowa zaraziła pasją utrzymującą się do dziś. Trzeba mieć nadzieję, że pani Zofia przekaże ją swej następczyni. Coś się robi – mimo że przeszłam na emeryturę parę lat temu, to jednak coś daję temu społe� czeństwu, dzieciom, młodzieży, że właśnie ta działalność jakaś jeszcze istnieje. Człowiek chyba tyle znaczy, ile może siebie podarować innym. 31 Muzeum w Studziwodach Joanna florczak Miejsce i charakterystyka zbiorów Historia Muzeum w Studziwodach w Bielsku Podlaskim w województwie podlaskim sięga 1986 roku, kiedy to obecny szef muzeum i zarazem prezes Stowarzyszenia Muzeum Małej Ojczyzny w Studziwodach odziedziczył dom po swoim wujku Jakubie Kondratiuku. Muzeum znajduje się w Studziwodach – obecnie jest to dzielnica Bielska Podlaskiego, położona około trzy kilometry od centrum miasta. W gminie Bielsk Podlaski według Powszechnego Spisu Ludności z 2002 roku narodowość białoruską zadeklarowało 46,68% mieszkańców, jest to więc region ze znaczną Muzeum, które rozpoczęło działalność w 1993 roku, ma charakter skansenowy – mieści się w dwóch drewnianych domach położonych naprzeciw siebie po dwóch stronach bitej drogi. Dom z 1925 roku, który należał niegdyś do rodziny Kondratiuków, krewnych założyciela Muzeum, jako pierwszy wszedł w skład tej instytucji. Zgromadzono w nim przedmioty codziennego użytku należące do kultury materialnej podlaskich Białorusinów oraz miniaturowe rzeźby Mikołaja Tarasiuka, twórcy ludowego z Polesia, przedstawiające scenki z życia mieszkańców regionu. 1 Wszystkie cytaty pochodzą z wywiadów przeprowadzonych w ramach studium przypadku w sierpniu 2012 roku z kolekcjonerem, osobami działającymi w Stowarzyszeniu, przedstawicielami instytucji kultury, mieszkańcami i władzami gminy Bielsk Podlaski. Dom mieszczański, wybudowany w latach dwudziestych XIX wieku i należący poprzednio do rodziny Antychowiczów, wyposażony jest w przedmioty pochodzące przede wszystkim z lat dwudziestych To był rok osiemdziesiąty szósty, miałem wtedy osiemnaście lat i to była pierwsza poważna decyzja, powiedziałem wtedy, że ten dom to będzie muzeum1. Muzeum na pograniczu liczbą Białorusinów w strukturze ludnościowej. Dzielnica Studziwody ma charakter miejsko-wiejski, ale panuje w niej klimat spokojnego, zadbanego, podmiejskiego osiedla. 33 Muzea lokalne Muzeum w Studziwodach Wnętrze domu Kondratiuków (na poprzedniej stronie) Dom Kondratiuków XX wieku. W budynku tym eksponowane są znaleziska archeologiczne pozyskane w czasie wykopalisk w miejscu, na którym dom stał wcześniej, przed przeniesieniem na działkę należącą do szefa Muzeum, dokumenty, fotografie i inne zabytki prezentujące historię północnego Podlasia od średniowiecza po okres współczesny oraz prace twórców ludowych z Podlasia i Polesia – Anatola Krawczuka i Iwana Suprunczyka. Pierwotnie ekspozycje te miały charakter czasowy, jednak dzięki środkom pozyskanym między innymi z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego udało się zakupić prace Krawczuka i Tarasiuka. Istnieją też plany pozyskania dla Muzeum kolekcji prac Suprunczyka, które znajdują się w depozycie. Kolekcja jest więc w miarę dostępności środków stale uzupełniana. Eksponaty muzealne są pozyskiwane drogą darowizn, depozytów, zakupów i kwerend archiwalnych. Jeden z członków Stowarzyszenia mówi o Muzeum tak: Wydaje mi się, że ta część muzealna to nie jest główny akcent naszej działalności. I tak naprawdę muze� alnictwo samo jako takie to nie jest podstawowa domena nasza, my raczej traktujemy ten skansen, czyli budynek muzealny, jako taką bazę, czyli do użytkowania, ale też znacząco wychodzimy poza nią. Podkreśla to też założyciel Muzeum, którego zdaniem budynek od początku miał nie tylko służyć do ekspozycji zbiorów, lecz także być miejscem spotkań: Bodźcem chyba było to, żeby ten dom nie był tylko dla mnie, ale także żebyśmy mogli się spotykać w gronie kolegów, znajomych z takiej grupy teatralnej, która się nazywała Parnas, działała przy klubie białoruskim w Bielsku, w osiemdziesiątym piątym się to zaczęło, 34 akurat ten dom w osiemdziesiątym szóstym mi przeszedł, przeszedł w spadku, i zmarł ten wujek. I my się tam czasem spotykaliśmy, czasem na próby, czasem po prostu tak, na jakieś spotkanie, zaczyna� liśmy tam jakieś rajdy z tego domu, od tych pokoi... Zarówno budynek zwany domem Kondratiuków, którego pomieszczenia służą przede wszystkim ekspozycji zbiorów, jak i Dom Mieszczański, nie są przeładowane przedmiotami. W Domu Mieszczańskim odbywają się prelekcje, spotkania i warsztaty oraz próby zespołów związanych ze Stowarzyszeniem. Stowarzyszenie, które powstało w 2000 roku, organizuje festiwale. Jednym z najważniejszych jest Festiwal Polesko-Podlaski „Tam po majowuj rosi”, którego pierwsza edycja miała miejsce w 2004 roku w Studziwodach. Obecnie impreza znacznie się rozrosła, ma charakter międzynarodowy i odbywa się na terenie powiatów Bielskiego, Siemiatyckiego, Hajnowskiego i Białostockiego. Festiwal odbywa się formalnie oczywiście w Polsce, na Podlasiu, ale wychodzimy też poza teren Podlasia. Staramy się tym festiwalem dotrzeć do prostych ludzi […], chcemy pokazać ludziom coś, czego inni nie mają w ofercie. Drugim ważnym wydarzeniem są Podlasko-Poleskie Spotkania żniwne „Oleń po polu chodit”. Stowarzyszenie wydaje też ksiązki i płyty z muzyką z Polesia, a od 1998 roku publikuje czasposimo „Bielski Gościniec” („Bielski Hostineć") ukazujące się obecnie co sześć miesięcy. W piśmie drukowane są artykuły autorstwa ludzi związanych ze Stowarzyszeniem, przede wszystkim założyciela Muzeum. W siedzibie Muzeum organizowane są też prelekcje i konferencje historyczno-kulturalne. Robimy takie zjazdy jesienią historyków, którzy wybie� rają jakieś tematy. Dla „Hostincia” mamy potem mate� riały do druku kolejne. W tym roku […] jeszcze mamy 35 Muzea lokalne Muzeum w Studziwodach takie warsztaty dla dzieci. Zaczęliśmy w 2003 roku na bazie jakby naszego domu, […] zaczęliśmy odra� dzać tutaj tkactwo, no bo są krosna, warsztaty stały bezużytecznie, trzeba było to wszystko uruchomić. Przy Stowarzyszeniu działa też zespół Żemerwa wykonujący tradycyjne pieśni Białorusinów z Podlasia. Prowadzi go muzykolożka, siostra założyciela Muzeum. Stowarzyszenie parę razy do roku wyjeżdża na ekspedycje na białoruską część Polesia. Wyjazdy, mające często charakter wypraw badawczych, odbywają się w ramach przygotowań do kolejnych edycji festiwali. Poszukiwanie wykonawców rozpoczyna się w terenie parę miesięcy przed festiwalem. To jest jakby festiwal, który ma kierunek badawczo� -popularyzatorski, bo, powiedzmy, to, jak się przy� gotowujemy do festiwalu, to latem poprzedniego roku wyjeżdżamy na ekspedycje, na Polesie, badamy tam teren, na Podlasiu Białoruskim, od Brześcia po całe południe Białorusi. Znajdujemy wykonawców, znajdujemy kontakty z miejscowymi organizacjami kultury, które nas będą wspierać. I już jakby pracujemy z tymi ludźmi, ustalamy program, zimą już wszyscy wiedzą, czego od nich oczekujemy. Na przykład dwa dni poświęcamy tylko na obrzędy weselne i wiosna, no to obrzędy pieśni wiosennej, latem – praca na polu przy żniwach. To się odbywa najczęściej nie na jakichś sztucznych ten, tylko na polu, w naturze. Zwiedzający Muzeum jest otwarte do zwiedzania przez cały rok, należy jednak wcześniej telefonicznie skontaktować się z prowadzącymi je osobami. Nie obowiązują sztywne godziny zwiedzania, a ponieważ właściciel muzeum mieszka po sąsiedzku, jest szansa, że gdy zastanie się go w domu, będzie można obejrzeć eksponaty. Brak stałego wykwalifikowanego pracownika na etacie uniemożliwia stałe udostępnianie zbiorów. 36 Muzeum i Stowarzyszenie skupiają głównie białoruską społeczność Bielska Podlaskiego, choć osoby związane ze Stowarzyszeniem wolą nie posługiwać się określeniem „białoruska”, w kontekście działalności i celów Stowarzyszenia. Wolą mówić o „rozwijaniu tradycyjnych wartości kultury i wartości tradycyjnej kultury na Podlasiu. Ale czy białoruskiej, czy niekoniecznie? Czy raczej… to jest temat trudny, ja jako etnograf nie lubię tego określenia”. Na warsztaty muzyczne czy rękodzielnicze organizowane w Muzeum przychodzą dzieci mieszkańców Bielska. Są to często uczniowie bielskich szkół z białoruskim językiem nauczania, z którymi Muzeum współpracuje, albo potomkowie osób, które wywodzą się z Bielska czy, ogólniej, z Podlasia. Zdarza się też, że osoby na stałe mieszkające za granicą, które spędzają wakacje w Polsce, przysyłają na warsztaty swoje dzieci lub wnuki. Członkini Stowarzyszenia: To są osoby z Bielska, ale niekoniecznie. To są jednak w większości dzieci z „trójki”, Ania tam uczy, to jest białoruska szkoła, tam są plakaty rozklejane, to raz. W większości to na zasadzie poczty panto� flowej, do babci z Bielska przyjeżdża wnuczka ze Szwecji, [babcia] chce jej pokazać, jak to było. Muzeum służy także wszystkim zainteresowanym kulturą regionu – pasjonatom, naukowcom, pracownikom zaprzyjaźnionych muzeów, archeologom, etnografom, historykom czy muzykom z całej Polski, którzy zjeżdżają się na przykład na wspólne muzykowanie. Wtedy to za bazę noclegową służy dom właścicieli. Mówi żona założyciela Muzeum: Ja jestem od tej strony noclegowo-organizacyjno� -żywieniowo coś tam, także przyjmuję gości w domu, mamy na poddaszu kilka miejsc noclegowych. To jest taniej po prostu, jeśli nie nocują gdzieś w hotelach, tak, bo za to trzeba płacić, jak można bezpłatnie. No, wiadomo, na gospodynię wszystko to spada. Być może taki stan rzeczy nie wynika jedynie z chęci zaoszczędzenia funduszy, lecz związany jest ze skromną bazą noclegową w mieście. Oprócz Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, w którym można tanio zanocować, w mieście działa jeszcze tylko hotel o wyższym standardzie oferujący noclegi w dużo wyższej cenie. Do Muzeum przyjeżdżają też grupy zorganizowane pragnące zobaczyć ciekawe miejsce – skansen – lecz niezainteresowane tematyką pogranicza. Jeśli grupy zorganizowane, no to umawiają się wcze� śniej. Tak po drodze nikt tutaj nie dojeżdża raczej. No, wycieczki, wycieczki. Warszawa, Białystok i tutaj okolice, wycieczki szkolne albo tutaj z biur podróży. Pracownik Muzeum mówi: Mamy zaprzyjaźnioną firmę z Warszawy, jedzie do puszczy Białowieskiej wycieczka, po drodze zalicza rożne miejsca, a po drodze do nas – ktoś się przypadkiem natknął, szukając w Internecie. Przyjeżdżają co roku grupy, jest coś takiego w rodzaju nieformalnej umowy, która nas łączy, nie ma to celu komercyjnego absolutnie. Zapytani o Muzeum mieszkańcy gminy – około dziewięciu osób – znali tę placówkę i potrafili wskazać, gdzie się znajduje, lecz tylko jedna z nich była w Studziwodach. Pewien respondent stwierdził, że Muzeum „jest dla Białorusinów”. Większość zapytanych kojarzy to miejsce z „pochodami, korowodami”, „chodzeniem po wsi i po polach i śpiewaniem”. Jedna z osób zapytanych o działalność muzeum użyła słowa „obrzędy”, kolejna powiedziała, że placówka ta zajmuje się „odtwarzaniem i śpiewaniem pieśni, jakie nasi dziadkowie kiedyś śpiewali”. Dyrektor muzeum jest postacią znaną w Bielsku – przez dwie kadencje był miejskim radnym. Miał więc bezpośredni wpływ na kształtowanie polityki kulturalnej miasta. Jego żona wspomina: Myślę, że kilka spraw tam mógł załatwić w sferze kultury, w sferze zabytków. Za jego czasów był konkurs rozpisywany na najlepiej zachowany zabytek drewniany, coś takiego było w Bielsku przez kilka lat. Był jakiś tam fundusz, była komisja specjalnie stwarzana taka. Nagradzała chaty, zabudowy drewniane czy jakieś tam zabytki w Bielsku. Chaty mieszkalne, których gospo� darze nie obili sidingiem, […] nie rozwalili. Otoczenie muzeum Muzeum działa formalnie w ramach wyznaczonych przez struktury administracyjne województwa podlaskiego i to z Urzędu Marszałkowskiego tego województwa pochodzi znaczna część środków przeznaczonych na działalność statutową Stowarzyszenia. W działalność Muzeum zaangażowanych jest czynnie kilka osób. Jak twierdzą członkowie Stowarzyszenia, funkcjonowanie Muzeum opiera się głównie na powiązaniach rodzinnych. To znaczy, wie pani, w tej działalności bez tego wkładu swojego, rodzinnego, to się nie da. To się nie da nawet policzyć, jak, ile my osób rocznie nocujemy u siebie, żeby zaoszczędzić. Bo też po to jest ten duży dom, żeby ludzie mieszkali. […] Nasze stowarzyszenie to jest grupa kilkuoso� bowa, dość aktywna. No bo to jest rodzinna firma, wielkie przedsiębiorstwo, że tak powiem, społeczne, o, całe to muzeum, ponieważ Darek ma mnóstwo pomysłów, coś wymyśli, pisze projekty, różne, nie tylko takie muzealne – edukacyjne, kulturalne, wydawnicze – mnóstwo tego jest. Muzeum ściśle współpracuje z Bielskim Domem Kultury. Działająca w Stowarzyszeniu, żona założyciela Muzeum jest w nim zatrudniona jako instruktorka teatralna. Jest z wykształcenia reżyserką teatralną o specjalności obrzędowej, a studia skończyła na Uniwersytecie Kultury w Mińsku. 37 Muzea lokalne Muzeum w Studziwodach Prowadzę zespół teatralny Antrakt w domu kultury. W ramach tego zespołu działa grupa obrzędowa, która zajmuje się rekonstrukcją obrzędów charakte� rystycznych dla Ziemi Bielskiej. Śpiewamy, uczymy korowodów, tańca z muzyką Białorusinów z Podlasia, tak to się odbywa. Między innymi często występu� jemy też na festiwalach, właśnie organizowanych przez Stowarzyszenie. Wydaje mi się, że co roku bywamy. Dzieci z Antraktu biorą również czynny udział w warsztatach, prawie wszystkie są już od kilku lat uczestnikami warsztatów rzemiosła. Od około pięciu lat Muzeum współpracuje ściśle z BDK. Szef Muzeum i prezes Stowarzyszenia jest zarazem prezesem zespołu działającego w BDK. Znaczy, jest porozumienie podpisane […]. Współ� praca pomiędzy Stowarzyszeniem a Domem Kultury. Zespół Małanka, który działa przy domu kultury od lat dwudziestu, od kilku lat jest pod patronatem muzeum. Darek pisze projekty, bo w Domu Kultury nie mogą przecież. Darek jest prezesem, jest prezesem Malanki, a dyrektor pisze projekty i tylko w ten sposób może zespół działać. Bo domy kultury, od kilku lat, zostały odłączone od możliwości pisania projektów do Urzędu Marszałkowskiego i tak dalej. w Białymstoku. Mieści się w ścisłym centrum miasta w dawnym budynku ratusza.„Dobrze nam się układa z Muzeum w Bielsku w ratuszu. To jest filia muzeum Podlaskiego, państwowego muzeum. Ale tak od kilkunastu lat coś wspólnie robimy” – mówi prezes Stowarzyszenia. Muzeum w Bielsku Podlaskim organizowało wystawy z pomocą Muzeum w Studziwodach, którego kustosz był między innymi autorem katalogu do wystawy prezentowanej w 2005 roku pt. Strój ludowy Białorusinów Podlasia. Wcześniej bywał on również autorem ekspozycji w Muzeum w Bielsku Podlaskim, takch jak wystawa Bieżeństwo – nieznany exodus 1915–1921. Instytucją, z którą od niedawna współpracuje Muzeum w Studziwodach, jest Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Od trzech lat studenci młodszych lat przyjeżdżają do Studziwód na praktyki wraz z opiekunem Hienadziem Siemenczukiem, który jest również członkiem redakcji „Bielskiego Hostincia”. „Jeżdżą tylko do Grodna i z Grodna jadą już tutaj, bo z Hienadziem się znamy już kilkanaście lat, a była taka myśl, że po co jechać na Białoruś, skoro tutaj można. No, tutaj też jest troszkę tej Białorusi, którą można poznawać”. O współpracy z domem BDK: A poza tym też kilka lat temu, taki przykładzik malutki, pisaliśmy, jeszcze wtedy można było pisać międzyna� rodowe projekty przez dom kultury, i zapraszaliśmy grupę podobną jak mój Antrakt, obrzędową, tylko bardziej taneczną, z Białorusi. I na przykład warsztaty artystyczne odbywały się w Studziwodach. I na przykład Żemerwa ma zajęcia w domu kultury zimą. Żemerwa korzysta też z sali Domu Kultury. Dzieje się to przede wszystkim w zimie, gdy w Domu Mieszczańskim jest za zimno na prowadzenie prób. Drugą lokalną instytucją, z którą współpracuje skansen, jest Muzeum w Bielsku Podlaskim. Jest to instytucja kultury podległa Muzeum Podlaskiemu 38 W zeszłym roku studenci etnologii zajmowali się między innymi konserwacją Domu Mieszczańskiego, bielili ściany, czyścili drewniane podłogi i odnawiali okna. Dom Kondratiuków Dom Mieszczański (na następnej stronie) 39 Muzea lokalne Muzeum w Studziwodach Poza wymienionymi instytucjami Muzeum Małej Ojczyzny współpracowało z „Muzeum Białoruskim w Hajnówce, to też tak sporadycznie. […] Były od nas dwie takie epizodyczne historie, ale dla nas bardzo ważne, bo to takie kontakty wartościowe. Dwa lata temu z Narodowym Muzeum Rolnictwa w Szreniawie współpracowaliśmy w przygotowaniu wystawy Białorusini w Polsce i konferencji”. Problemy Osoby działające w Stowarzyszeniu nie oceniają współpracy z lokalnymi władzami samorządowymi dobrze. Chodzi przede wszystkim o brak zrozumienia dla działań podejmowanych przez Stowarzyszenie oraz niedostrzeganie przez władze potencjału tkwiącego w działalności Muzeum. Funkcjonujemy w takiej przestrzeni miasta, które nie ma charakteru turystycznego. Działanie w tym mieście jest naprawdę trudne. […] Najważniej� szym źródłem naszego finansowania jest Urząd Marszałkowski Białegostoku i Ministerstwo. Jesteśmy niezależni i jest też tak, że stwarzamy kulturową alternatywę. Skłamałbym, mówiąc, że miasto nas nie wspomaga – miasto co roku dysponuje w budżecie sumą, którą wspiera organizacje poza� rządowe. Nie jest to suma duża, to jest suma, która w bardzo małym stopniu pokrywa nasze potrzeby. Zarówno szef stowarzyszenia jak i jego współpracownik mówili, że poparcie dla swojej działalności otrzymują z większych ośrodków, a nie z Bielska: To jest inny rodzaj władzy, można wiec działać, pomi� jając władze samorządowe, i na dzień dzisiejszy więcej przyjaciół mamy w Białymstoku i w Warszawie niż we własnym mieście, ale tak jak według biblijnego przekazu – prorok we własnym mieście nie może być prorokiem. 40 41 Muzea lokalne Muzeum w Studziwodach Podsumowanie W programie szkół tutaj nie ma czegoś takiego jak wyjazd raz do roku do tutejszego naszego muzeum. W liceum nie ma takiej informacji, że my istniejemy. Stoi chata i jeśli widziałem tę chatę pięć lat temu, no to widziałem tę chatę. Odpowiedzialna za kulturę osoba z Urzędu Miasta, z którą rozmawiałam, bardzo zdawkowo wypowiadała się o muzeum. „Wspieramy, miasto wspiera muzeum”. Zapytana, czy kiedykolwiek odwiedziła Muzeum, odparła, że jeszcze nie. Z drugiej strony informacje o istnieniu Muzeum Małej Ojczyzny w Studziwodach dostępne są na stronie internetowej Urzędu Miasta Bielsk Podlaski2. Muzeum jest wymieniane w dziale „Informacje o Naszym Mieście” obok Policealnego Studium Ikonograficznego, klubów sportowych, pływalni miejskiej oraz lokalnych przedsiębiorstw. W krótkiej informacji o Muzeum podkreślany jest ponadlokalny, międzynarodowy charakter jego działalności. Muzeum i Stowarzyszenie funkcjonują dzięki grantom, lecz nigdy nie wystarczają one na pokrycie wszystkich kosztów działalności i gdyby nie wkład własny, rodzinny, Stowarzyszenie nie mogłoby funkcjonować. Są i dobre strony takiego stanu rzeczy: Znaczy, jakichś środków budżetowych nie mamy, […] na wszystko trzeba pisać wnioski i jak się nie napisze, to się nie będzie miało. Ale nikt także nie będzie miał pretensji. To jest właśnie taka dobra strona organizacji pozarządowej – jak chcesz coś robić, piszesz wnioski, starasz się, no to ciebie chwalą, a jak chcesz sobie odpuścić jeden rok, to niczego nie robisz, nigdzie nie piszesz i odpoczywasz. Nikt cię tam nie zauważa, nic się nie dzieje. Nikt cię nie rozlicza, żaden burmistrz, żaden marszałek. Stowarzyszenie i Muzeum, jak mówi prezes tych instytucji, „trzyma[ją] się głównie na rodzinie”. Ponieważ dzieci prowadzących Muzeum angażują się w działalność Stowarzyszenia i starają się pomagać rodzicom, można przewidywać, że przyszłość zbiorów jest bezpieczna. Jedenastoletni syn założyciela uczy na przykład śpiewu. Jak mówi jego matka: Jeśli nie ma nikogo, jeden i drugi zresztą, oprowa� dzają gości, pokazują, co jak się nazywa w skansenie. Potrafią – na przykład starszy w Biskupinie rok czy dwa lata temu prowadził warsztaty tańca, śpiewu dla dzieci. No bo jak od dziecka ma się z tym stycz� ność, no to się jakoś tak układa, prawda. […] On to pomaga Darkowi, bo jest bardzo skrupulatny właśnie w sprawach wysyłania, pocztowych. Sam pisze artykuły do „Niwy”, takiej białoruskiej gazety. Taki trochę romantyk, mówią, że będzie historyk tak jak tatuś. A młodszy, też tak jak tatuś, chce być rolnikiem. Prowadzenie stowarzyszenia, organizowanie imprez i związany z tymi działaniami styl życia dobrze wpływa na wychowywanie dzieci i życie rodzinne. Choćby niematerialne. Jeśli moje dzieci – mam starszych synów – mogą doświadczyć przez kilka miesięcy w roku, nie wyjeżdżając nigdzie, kontaktów z całym światem praktycznie, no bo pozawczoraj byli u mnie goście z Tajwanu, wczoraj z Japonii… Z Tajwanu przyjechali w ramach jakichś badań nad architekturą drewnianą w Polsce. I jeśli moje dzieci mogą doświadczyć kontaktów z takimi ludźmi, rzeźbiarzami, muzykami, pisarzami, mogą się od nich czegoś nauczyć, to już jest dla mnie sama w sobie wartość. Nawet przy naszym skromnym w miarę wychowaniu możemy dać bagaż dla swoich bliskich. No to się robi też dla swoich bliskich, żeby oni mieli coś wartościowego w swoim życiu. Muzeum Małej Ojczyzny jest przykładem muzeum, które przy znikomym wsparciu władz samorządowych sprawnie działa na polu kultury. Taka 2http://www.bielsk-podlaski.pl/index.php?id1=1&id2=0&id3=0, dostęp 25 listopada 2012. 42 działalność jest możliwa tylko wtedy, gdy osoby opiekujące się daną placówką mają klarowną wizję celów i metod prowadzenia swoich działań. Studziwody to coś więcej niż muzeum w tradycyjnym sensie tego słowa, a wydarzenia tam organizowane wykraczają znacznie poza typową działalność kolekcjonersko-wystawienniczą. Wydaje się tam czasopismo i książki, nagrywa płyty z muzyką z regionu, organizuje prelekcje i zajęcia dla dzieci, młodzieży oraz innych osób zainteresowanych dziedzictwem kulturalnym regionu. W Muzeum mają miejsce warsztaty tradycyjnego tańca i śpiewu, odtwarza się tam dawne obrzędy, a także organizuje pochody oraz festiwale, które gromadzą widzów z Podlasia i innych regionów Polski, ale też z białoruskiego Polesia. Założyciel muzeum wraz z żoną prowadzi dom otwarty, który nie tylko służy za bazę noclegową dla gości festiwalowych, lecz także odbywają się w nim spotkania i nieformalne warsztaty muzyków ludowych z całego kraju. Pisząc o tym miejscu, trudno pominąć fakt, że jest to placówka o charakterze etnicznym – skupia osoby wywodzące się przede wszystkim z białoruskiej mniejszości etnicznej. Działalność muzeum, choć ma charakter lokalny, co manifestuje się na przykład w nazwie (Muzeum Małej Ojczyzny), z punktu widzenia geograficzno-administracyjnego jest ponadlokalna zwłaszcza w zakresie współpracy z wykonawcami, zespołami i naukowcami zza granicy, głównie z Białorusi. Niektóre z działań Stowarzyszenia mają charakter ekskluzywny – nie są dostępne dla osób nieprzygotowanych i niezaznajomionych z materią. U ich podstawy leży zanegowanie współczesnego podziału w estetyce: Część osób – na przykład większość mieszkańców gminy, z którymi rozmawiałam – nie nawykła do takiego sposobu przeżywania zjawisk kulturowych i nie rozumie niektórych działań Muzeum, określając je jako „pochody. Chodzą i śpiewają”. Możemy ubolewać, że odbiorców jest mało, ale ja uważam jednak, że wystarczająco. Ja bym wolał, żeby to było niszowe i żeby trafiało do świadomych odbiorców. Działalność Stowarzyszenia, rozwijana przede wszystkim dzięki wsparciu ministerialnemu i funduszom otrzymanym od Urzędu Marszałkowskiego Województwa Podlaskiego, będzie z pewnością kontynuowana. Dzieli się uczestników na dwie grupy, czyli wykonujących i odbiorców. My wiemy, że tego podziału nie zmienimy, ale swoimi działaniami chcemy pokazać, że kiedyś tak nie było i że to podejście jest nietradycyjne. Chcemy pokazać, że nie tylko można inaczej, ale że czasem nawet jest lepiej, że tak jest bardziej naturalnie. 43 Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie Małgorzata Kopecka Miasto Muzeum Prasy Śląskiej znajduje się w centrum Pszczyny – średniej wielkości miasta reklamującego się jako „perła regionu” w nawiązaniu do tradycji rodzin arystokratycznych zamieszkujących je przed wiekami. Władze lokalne inwestują obecnie w kreowanie wizerunku miasta i regionu jako atrakcyjnego dla turystów, choć Śląsk do niedawna nie był kojarzony z turystyką. Największą atrakcją muzealniczą Pszyczyny jest zamek, w którego wnętrzach prezentowane są meble i przedmioty codziennego użytku magnackich rodów z XIX i XX wieku. Do zamku przylega pokaźnych rozmiarów zespół parkowy z zachowanymi elementami małej architektury i stawami. Przy rynku miasteczka znajduje się zbór ewangelicki oraz niedawno odnowiony kościół z XVIII wieku nieprzedstawiający dużej wartości, gdyż był wielokrotnie przebudowywany. Rynek miasta wraz z ratuszem i historycznymi kamienicami jest starannie odnowiony. Do atrakcji turystycznych miasta należą także skansen mieszczący się we wschodniej części parku krajobrazowego oraz pokazowa zagroda żubrów. Baza turystyczna jest satysfakcjonująca, w ścisłym centrum można bez trudu znaleźć eleganckie hoteliki i restauracje oraz, nieco dalej, miejsca noclegowe o niższym standardzie. Ponadto w okolicznych miejscowościach znajdują się kompleksy hotelowe, wypoczynkowe, obiekty sportowe i atrakcje turystyczne, takie jak jeziora oraz trasy piesze i rowerowe. Muzeum z tezą Muzea lokalne Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie Siedziba muzeum XIX wieczna kamienica Wnętrze muzeum Najstarszy eksponat Kształt kolekcji Siedzibą Muzeum jest piętrowa kamienica położona przy ulicy odchodzącej od Rynku. Przestrzeń ekspozycji stanowią trzy sale na parterze i trzy na pierwszym piętrze. pierwszym piętrze budynku Muzeum znajduje się ekspozycja dotycząca druków i drukarni funkcjonujących w regionie w latach 1922–1939. Kolekcji towarzyszą maszyny drukarskie oraz introligatorskie, z których część wciąż działa. Na parterze znajduje się również rekonstrukcja oficyny drukarskiej z przełomu XIX i XX wieku, w której odwiedzający Muzeum mogą własnoręcznie odbić pamiątkowy druk. Maszyny drukarskie są zadbane, nie wydaje się jednak, by stanowiły kluczową część zbiorów. Wszystkie druki wyeksponowane są w oświetlonych gablotach, które prezentują się bardzo dobrze, choć zdaniem kustosza wymagają już wymiany. Ekspozycja muzeum mieści się na dość małej powierzchni, eksponaty częściowo Główna część zbiorów to materiały drukowane oraz narzędzia drukarskie. Znajdują się wśród nich reprodukcje najstarszych pism w języku polskim, kopie i oryginały najwcześniejszych gazet i innych druków ulotnych, zwłaszcza ze Śląska, oraz oryginalne psałterze i modlitewniki, z których najstarsze pochodzą z XVII wieku i w zamyśle twórców kolekcji stanowią jeden z dowodów na polską przeszłość regionu. W kolejnej sali prezentowane są materiały z czasów Powstań Śląskich, a na 46 47 Muzea lokalne Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie się zasłaniają, a trasa zwiedzania nie jest dostosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych ruchowo. Ponadto, jak wynika z rozmów z pracownikami kolekcji, znaczna część obiektów pozostaje zmagazynowana w pomieszczeniach nieudostępnianych zwiedzającym oraz w bibliotece, do której dostęp można uzyskać na życzenie. Przychodzą do niej najczęściej osoby, które wykorzystują zbiory Muzeum do pracy naukowej. Na pierwszym piętrze kamienicy znajduje się sala poświęcona Ludwikowi Musiołowi, historykowi regionu, oraz Izba u Telemanna – sala, w której odbywają się różnego rodzaju wydarzenia i gdzie obejrzeć można wystawę historycznych instrumentów muzycznych. Najcenniejszym eksponatem tej części ekspozycji są organy pozytywowe z 1783 roku, które przeszły gruntowną renowację w 2012 roku i na których grywane są koncerty. W Izbie znajduje się również wyposażenie (stół, krzesła), które służy gościom muzeum przy okazji regularnie odbywających się tam konferencji i spotkań poetyckich. Na dole, w pomieszczeniu wspólnym z biurem i kasą biletową, znajduje się gabinet zawierający oryginalne elementy wystroju wnętrza, w którym pracował Wojciech Korfanty – patron Muzeum. W biurze kupić mozna liczne publikacje dotyczące regionu i miasta, z których większość drukowana jest w oficynie wydawniczej mieszczącej się na tyłach Muzeum. Specjalizuje ona się w niskonakładowych ozdobnych książkach oraz drukach okolicznościowych, takich jak dyplomy drukowane na papierze czerpanym. Geneza i historia kolekcji Kolekcję znajdującą się w badanym muzeum traktować można jako jeden z efektów działalności Towarzystwa Miłośników Ziemi Pszczyńskiej, które powstało w Pszczynie w latach pięćdziesiątych 48 XX wieku. W jej stworzenie szczególnie zaangażowany był jeden z obecnych liderów Towarzystwa, kustosz Aleksander Spyra. Działalność kolekcjonerska Towarzystwa miała swój początek w latach siedemdziesiątych, kiedy rozpoczęto działania nakierowane na ochronę lokalnego dziedzictwa, czyli zabytków budownictwa drewnianego, które wskutek zaniedbań i upływu czasu popadały w ruinę. Stworzono katalog takich obiektów na terenie regionu, a następnie podjęto kroki ku zdobyciu od ówczesnych władz zgody na założenie Zagrody Wsi Pszczyńskiej. Motorem tych działań już wówczas był Aleksander Spyra, który po zakończeniu edukacji (jest plastykiem) powrócił do Pszczyny. Jego inicjatywę wspierali członkowie Towarzystwa, w większości będący jednocześnie członkami regionalnego zespołu pieśni i tańca. Na marginesie należy dodać, że Towarzystwo do dziś jest organizatorem odbywającego się od kilku dziesięcioleci największego regionalnego festiwalu muzyki ludowej. Aktywiści Towarzystwa w 1973 roku uzyskali wszystkie niezbędne pozwolenia i rozpoczęli trwającą przez kolejne dekady akcję pozyskiwania i przenoszenia na teren skansenu zabytkowych obiektów. Działania te zostały wyczerpująco i zaskakująco szczerze opisane w jednej z publikacji kustosza. Założyciele i organizatorzy skansenu nie wahali się przed użyciem wszelkich środków w dążeniu do celu. Spowodowało to liczne zatargi z władzami lokalnymi i kolejnymi konserwatorami zabytków (w publikacji znaleźć można dokładną dokumentację korespondencji z instytucjami władzy), a także właścicielami interesujących obiektów. Bezkompromisowa postawa opiekunów Muzeum niekiedy stanowiła również przyczynę popełniania błędów i ponoszenia porażek konserwatorskich. Niemniej jednak, jak wynika z obrazu rysowanego przez autora książki, prace nad stworzeniem kolekcji, choć żmudne i wyczerpujące, prowadzone były z dużym zaangażowaniem przez licznych wolontariuszy, w tym osób niebędących członkami Towarzystwa. Działania te wynikały nie tylko z lokalnego patriotyzmu i więzi z kulturą ludową regionu, lecz również stanowiły pewną formę oporu wobec władz komunistycznych oraz nakierowane były na pielęgnowanie polskości wśród mieszkańców Pszczyny. Organizacja skansenu nie wyczerpała energii jego twórców. Pod przewodnictwem Aleksandra Spyry podjęta została kolejna inicjatywa – założenie Muzeum Prasy Śląskiej. Historia tej placówki zaczyna się w dniu, w którym władze Pszczyny postanowiły rozwiązać problem walącej się kamienicy z początku XIX wieku poprzez rozebranie jej. Towarzystwo wystosowało wówczas prośbę o przekazanie budynku w jego ręce celem przeprowadzenia remontu, deklarując jednocześnie, że zostanie tam stworzone muzeum stroju regionalnego. Projekt ten współgrał z wcześniejszą działalnością – prowadzeniem skansenu. W rzeczywistości był jednak pretekstowy, gdyż od początku celem Towarzystwa było stworzenie muzeum prasy, medium kłopotliwego dla ówczesnego ustroju. Opisując kolekcję, nie sposób pominąć jej kontekstu ideologicznego. Kustosz na samym początku oprowadzania po Muzeum mówi: „Muszę się przyznać, że tu jesteśmy bardzo dużymi nacjonalistami polskimi”. Prezentowane zbiory potwierdzają tę deklarację. Inspiracją dla stworzenia kolekcji była informacja o tym, że w 1845 roku burmistrz Pszczyny Christian Schemmel wydawał pierwszą polską gazetę w regionie. Polska prasa, zdaniem autorów ekspozycji, ukształtowała świadomość mieszkańców Śląska i pobudziła ich polską identyfikację narodową. Kustosz Muzeum zatem, przy współpracy merytorycznej z Józefem Mądrym z Uniwersytetu Śląskiego, zaprojektował i zgromadził kolekcję ukazującą dzieje drukarstwa i prasy na Śląsku, ilustrującą tezę o odwiecznej 49 Muzea lokalne Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie wnętrze skansenu (poprzednia strona) Wnętrze muzeum polskości tego regionu. Większość obiektów stanowiły darowizny od instytucji takich jak Biblioteka Śląska oraz Archiwum Pszczyny, które przekazywały dublety zabytkowych wydawnictw. Maszyny i materiały drukarskie pochodzą z likwidowanych i modernizowanych drukarń. Część zbiorów została zakupiona na aukcjach, jak jednak podkreśla kustosz, środków finansowych zawsze było niewiele, dlatego Towarzystwo rzadko pozwalało sobie na zakupy. którzy etatowo opiekowali się zbiorami, jednak w 2008 Towarzystwo przestało pełnić funkcję administratora tej placówki, a kolekcja trafiła pod opiekę lokalnej Agencji Rozwoju i Promocji. Aleksander Spyra przyznaje, że decyzja ta była słuszna: Otwarcie Muzeum odbyło się w 1985 roku, dwa lata po rozpoczęciu prac remontowych w budynku udostępnionym przez lokalne władze. Muzeum, podobnie jak skansen, zorganizowane zostało w budynkach należących do miasta. Towarzystwo administrowało oboma kolekcjami, jednak w połowie lat dziewięćdziesiątych środki finansowe przekazywane na utrzymanie kolekcji przestały wystarczać. Sytuacja ta skłoniła członków Towarzystwa oraz władze do poszukiwania nowych rozwiązań instytucjonalnych. Muzeum na dwa lata znalazło się pod kuratelą miejskiego Centrum Kultury. Ostatecznie jednak Towarzystwo odzyskało pozycję zarządcy w tej placówce. Obecnie kolekcja w skansenie sprawia wrażenie dobrze zarządzanej i, jak podkreślało wielu rozmówców, rozwija się dzięki dotacji zdobytej przez Agencję Rozwoju z funduszy unijnych, co jest szczególnie ważne ze względu na specyfikę muzeów na wolnym powietrzu i wyjątkową podatność ich eksponatów na niszczenie. Wiceburmistrz miasta opisuje sytuację w następujący sposób: Towarzystwo to wybudowało, to znaczy urato� wało starą kamienicę, ale kiedy już zaczęła się eksploatacja, to okazało się, że nie mamy na tyle środków, żeby to prowadzić, wobec tego to przekazaliśmy do dyspozycji władzom miejskim. Czyli właścicielem jest burmistrz miasta i co roku nam zleca prowadzenie tego muzeum, czyli konserwację, oprowadzanie, i […] rocznie daje, nie wiem, chyba pięćdziesiąt tysięcy w tej chwili. Środki te pozwalają na zarządzanie zbiorami, a także zatrudnienie jednej osoby na cały etat oraz kustosza na ćwierć etatu. Wiele potrzeb nie jest realizowanych ze względu na niedostatek środków, sytuacja kolekcji wydaje się jednak zadowalająca. Kłopoty finansowe dotknęły również skansen. Ilość środków przeznaczanych przez miasto zwiększała się stopniowo i zatrudniono tam pracowników, 50 Myśmy nie chcieli jednego i drugiego, bo tych środków było bardzo mało no i właściwie to… też siły nie było już tyle, żeby prowadzić obydwie placówki. Ja nie znam szczegółów, prawdopodobnie chodziło o to, że Towarzystwo nie było w stanie tego wszystkiego udźwignąć instytucjonalnie i należało stworzyć instytucję opartą w strukturach samorzą� dowych. I zostało to przejęte przez miasto, jest to instytucja miasta i są tam ogłoszone konkursy na zarządzanie, i wtedy jest przekazywana ta dotacja celowa. Tak samo skansen był bardzo długo we władaniu twórców, czyli Towarzystwa, a około pięć lat temu został też przekazany miastu, przejęła go Agencja Rozwoju i Promocji w imieniu miasta i w tej chwili dzieją się tam nowe rzeczy, zostały uzyskane środki, będzie gruntowna renowacja i dobudowa takiej części, nowoczesno-muzealnej. Rozwój Kolekcja znajdująca się w Muzeum Prasy Śląskiej stanowi zamkniętą całość, nie powstawała bowiem w toku wieloletniego spontanicznego zbieractwa. Było wprost przeciwnie: koncepcja stworzona przed założeniem muzeum ujmuje zbiory w konkretne ramy i jest podstawą selekcji kolejnych obiektów. 51 Muzea lokalne Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie Spójny charakter zbiorów jest starannie utrzymywany, a pracownicy podkreślają, że nowe nabytki oraz dary przyjmowane są w sposób nieprzypadkowy i tylko, jeżeli pasują do ogólnej koncepcji zbiorów. Zgłaszali się ludzie, to były na przykład wydaw� nictwa, które nie dotyczyły nas pod względem merytorycznym, to od razu odpadło. Nie oznacza to jednak, że nie jest możliwy dalszy rozwój Muzeum. Kustosz mówi, że w zbiorach znajduje się niemal gotowa część ekspozycji dotycząca powojennej działalności wydawniczej. Liczne materiały przechowywane są w magazynie, gdyż nie ma środków na przeprowadzenie ich konserwacji, brakuje też wolnej przestrzeni ekspozycyjnej. Taki stan rzeczy uzasadnia potrzebę rozwoju i zmian przestrzennych. Muzeum przystąpiło do Szlaku Zabytków Techniki, co wiązało się z przeprowadzeniem w nim kilku kontroli jakości usług. W ich efekcie stworzono rekomendacje, pośród których najistotniejszą była ta, by wytyczyć bardziej jednorodne ścieżki zwiedzania oraz otworzyć przejścia tak, by zwiedzający nie musieli wracać przez obejrzane już sale. Pracownica przyznaje, że kolejność zwiedzania powinna zostać zmodyfikowana: Cała aranżacja będzie zmieniona na takie ścieżki zwiedzania, będzie to podzielone na maszyny drukarskie, dzieje prasy. To właśnie był jeden z wnio� sków po tym naszym audycie, bo to jest trochę pomieszane: tu są maszyny, gazety, potem znowu przeskakujemy na maszyny i nie ma takiego ciągu, teraz byśmy chcieli zrobić właśnie w ten sposób. Wyniki audytów są zgodne z wcześniejszymi zamiarami właścicieli Muzeum, którzy obecnie zastanawiają się jedynie nad tym, czy warto prowadzić doraźne działania w celu spełnienia tych wytycznych, czy lepiej wstrzymać się do czasu gruntownej przebudowy: I tak planowaliśmy przebudowę i wiemy, co zrobić. Po prostu pokazali, co jest nie tak, ale my [to] wiemy 52 [...], tylko brakuje środków na przebudowę. Planujemy dużą przebudowę i teraz trwa dyskusja, czy to zmie� niać, bo za dwa – trzy lata to się będzie i tak zmieniać. Muzeum posiada bardzo dokładny plan rozbudowy uwzględniający sugestie organizacji. Został on przygotowany przez profesjonalne studio architektoniczne i zawiera liczne wizualizacje, które niewątpliwie mogą pomóc Muzeum w zdobyciu środków na tak gruntowną rekonstrukcję. Kwestia ich pozyskania poruszana była wielokrotnie, w tym także w rozmowach z władzami lokalnymi. Kustosz jest przekonany, że do remontu dojdzie na pewno – choć nie wiadomo dokładnie, kiedy – bowiem Muzeum jest obiektem na tyle ważnym, że miasto prędzej czy później będzie musiało w nie zainwestować. Mówi: „Jeśli Muzeum [Zamkowe] dostało kilka milionów, później skansen dostał trzy czy cztery miliony, to teraz my”. Kustosz od lat działa właśnie w ten sposób – konsekwentnie, niekiedy wręcz z uporem domaga się od władz miejskich zaangażowania w losy kolekcji. Niestety jednak ewolucja układu instytucjonalnego w Pszczynie oraz komentowana niejednokrotnie przez opiekunów muzeum specyfika dotacji unijnych mogą okazać się poważnymi przeszkodami w realizacji planowanej przebudowy. Wiceburmistrz miasta w trakcie rozmowy była bardziej powściągliwa w ocenie szans na przeprowadzenie renowacji, choć podkreślała, że kustosz Spyra jest osobą, która zawsze realizuje swoje założenia: Bo pan Leszek [Aleksander Spyra] jest osobą konsekwentną. On, jak coś wymyśli, to będzie chodził, będzie rozmawiał z ludźmi i w końcu osiągnie to, co […] sobie zamierzył. Należy przy tym zauważyć, że przebudowa prowadzona obecnie w skansenie jest w znacznej mierze finansowana z funduszy europejskich, których pozyskanie nie było zależne wyłącznie od uporu lokalnych aktywistów i ich dobrych stosunków z decydentami, lecz także od spełnienia serii wymogów formalnych. Kustosz wielokrotnie podkreślał, że jego zdaniem pozyskiwanie funduszy z UE przez organizacje pozarządowe graniczy z cudem i wiąże się z kompromisami, które z jego punktu widzenia są niedopuszczalne. Dlatego zdobycie funduszy na planowaną przebudowę może okazać się poważnym wyzwaniem. Frekwencja i miejsce Muzeum w społeczności lokalnej Z danych udostępnionych przez Muzeum wynika, że liczba biletowanych wejść w latach 2006–2011 wahała się w granicach dwóch – trzech tysięcy osób. Dane dotyczące sprzedaży biletów pokazują, że zdecydowaną większość gości stanowią wycieczki szkolne korzystające z biletów ulgowych, a turyści indywidualni, kupujący bilety normalne, to mniej niż dziesięć procent zwiedzających. Wizyt w Muzeum jest jednak znacznie więcej, ponieważ inicjatywy takie jak Noc Muzeów, Industriada czy organizowane przez miasto gry miejskie przyciągają kolejne duże grupy zwiedzających. Wejścia w ramach takich imprez nie są biletowane, dlatego na przykład w 2011 roku sprzedano 2286 biletów, lecz całkowitą liczbę gości Muzeum określono na 5272. Moi rozmówcy zgodnie podkreślają, że ekspozycja jest często wykorzystywana przez nauczycieli lokalnych szkół do prowadzenia zajęć z zakresu historii i języka polskiego. Kustosz mówi: Nauczyciele są nami zachwyceni, nie tyle nami, ile ekspozycją. Tu sobie robią lekcje polskiego, historii. Lekcje regionalizmu. Mamy nawet takich trzech pedagogów, którzy zamiast siedzieć w klasie, tu sobie przychodzą. Kustosz twierdzi, że „przy umiejętnym oprowadzeniu młodzież łapie tę atmosferę i tę tematykę. Jakie wartości przenosi prasa”. Zagadnienia związane z rozbudzaniem polskości przekazywane w tak ciekawym miejscu jak muzeum mogą faktycznie zainteresować starszą młodzież. Jednak dla osób niezainteresowanych kwestiami tożsamości narodowej regionu kolekcja może okazać się nieciekawa. Rozmówczyni z Urzędu Miasta uważa, że w zajęciach w Muzeum uczestniczy niemal każde dziecko w gminie: Wiem, że Pszczyna i okolice korzystają z tego, żeby proces dydaktyczny ulepszyć. To nie jest obowiązkowy punkt programu, ale wielu nauczycieli, z każdej szkoły, każde dziecko gdzieś tam przez to Muzeum przeszło. Deklaracje te należy zestawić ze słowami pracowniczki Muzeum, która mówi: W tym roku mamy boom na przedszkola. Szkoły… ja się wypowiadam na temat tego roku, akurat w tym roku dużo szkół, które nie są na miejscu. Myślę, że nauczyciele dochodzą do wniosku, że to, co jest na miejscu, to [uczniowie] mogą sobie z rodzicami zwiedzić, a oni gdzieś dalej jeżdżą. Zawartość merytoryczna ekspozycji może być zbyt trudna do przyswojenia dla najmłodszych uczniów, a dla przedszkolaków wręcz niedostępna. Warsztat drukarski, w którym turyści mogą wykonać pamiątkową odbitkę druku, również nie sprawia wrażenia miejsca przystosowanego do potrzeb dzieci. Osobliwy jest więc fakt, że najmłodsi stanowią znaczny odsetek zwiedzających. Przynależność do Szlaku Zabytków Techniki komentowana jest w Muzeum bez większego entuzjazmu. Pracowniczka Muzeum uważa, że promocja, jaką zapewnia ta organizacja, nie przyniosła wzrostu frekwencji, co można tłumaczyć oddaleniem placówki od obszaru największego zagęszczenia kolekcji połączonych szlakiem. Można również podejrzewać, że Muzeum nie 53 Muzea lokalne Muzeum Prasy Śląskiej w Pszczynie przyciąga turystów zainteresowanych zabytkami industrialnymi z uwagi na to, że przeważająca część kolekcji ma charakter historyczno-dokumentalny. Dane frekwencyjne pokazują jednak, że liczba osób kupujących bilety od 2009 roku rośnie, co może świadczyć o tym, że działania promocyjne przynoszą pewne efekty. ktoś już ten zamek obejrzy, to sięga do skansenu i do Muzeum. I mogłoby się wydawać, że tam przyjeżdżają tylko wycieczki i grupy zorganizo� wane, szkolne. Natomiast nie jest tak, ponieważ miałam okazję spotkać tam wielu ludzi, którzy przyjeżdżają prywatnie, chcąc zobaczyć coś, czego nie można gdzie indziej zobaczyć. Jak twierdzą pracownicy Muzeum, kolejnym czynnikiem osłabiającym popularność Muzeum wśród zwiedzających było wybudowanie na terenie miasta Pokazowej Zagrody Żubrów. Szczególnie wycieczki szkolne i przedszkolne odwiedzające Pszczynę traktują to miejsce jako obowiązkowy punkt programu. Kustosz opisuje tę sytuację w następujący sposób: Spadek Muzeum na czwarte miejsce w kolejności zwiedzania nie musi stanowić dużego problemu, jeżeli negatywny wpływ tej sytuacji zostanie zrównoważony przez ogólny wzrost liczby turystów oraz przekształcenie struktury tej grupy. Miasto realizuje bowiem obecnie strategię marketingową, której celem jest zmiana typowego sposobu zwiedzania Pszczyny (krótkiego i jednorazowego) na pobyty dłuższe oraz bardziej regularne, a więc, jak twierdzi wiceburmistrz, mogące prowadzić do „odkrywania” Muzeum. Myśmy jako Muzeum byli na trzecim miejscu. Najwięcej [osób] zwiedzało zamek, potem Skansen (nasz), teraz wybudowali taką zagrodę Żubrów, dostali na to pieniądze z Unii […] i myśmy spadli na czwarte miejsce. A wycieczka wytrzymuje do trzech muzeów. I to ja bym nie wytrzymał, ale te wycieczki, ponieważ nauczyciele tak gnębią, to chodzą. I dlatego bardzo nam spadła frekwencja. No ale taka jest rzeczywistość. Tak opisywany problem ma nieco szerszy kontekst. Pojawienie się Zagrody Żubrów mogło faktycznie odebrać Muzeum część odwiedzających. Z drugiej strony, szczególnie gdy mowa o wycieczkach szkolnych i przedszkolnych, istnienie tej instytucji powoduje raczej odwrotny efekt – zwiększa zainteresowanie Pszczyną, dzięki czemu rośnie ogólna liczba osób odwiedzających miasto, a co za tym idzie – potencjalnych odbiorców ekspozycji Muzeum. Wiceburmistrz potwierdza, że kolekcja Muzeum nie jest i nigdy nie była atrakcją o najwyższym priorytecie dla turystów: [Zamek] jest naszą wizytówką, tym, co rozsławia Pszczynę wszędzie. I faktycznie – zamek jest piękny, warto go zwiedzić i to nie raz. [...] Jak 54 Mieszkańcy Pszczyny, w tym również osoby z władz miasta i reprezentant Agencji Promocji, pytani o to, co znajduje się w kolekcji i co warto zobaczyć w Muzeum, mówią głównie o Izbie u Telemanna, znajdujących się w niej instrumentach oraz odbywających się tam wydarzeniach kulturalnych – koncertach kameralnych oraz Dialogach Muzyki i Poezji „Plesna Civitas” zapoczątkowanych przez Aleksandra Spyrę. To tam skupia się aktywność tych mieszkańców Pszczyny, którzy odwiedzają muzeum, i właśnie ten aspekt jego działalności jest najbardziej widoczny i doceniany. Muzeum, zgodnie ze słowami mojej rozmówczyni z Urzędu Miasta, bywa jednym z ognisk życia kulturalnego Pszczyny: W Izbie odbywa się bardzo dużo różnych spotkań, formalnych i nieformalnych, bo to nie wszystko musi przybierać taką oficjalną formę. Spotkania dotyczą z reguły rozmów o kulturze: promocje różnych książek, spotkania z działaczami kultury, ludźmi zajmującymi się kulturą nawet u samych korzeni. Ponadto przestrzeń Izby wykorzystywana jest do organizacji spotkań osób angażujących się społecznie: wśród mieszkańców Pszczyny i okolic. Są też podejmowane próby angażowania ich w działalność tej instytucji. [Odbywają się tam] jakieś obchody roczni� cowe czy przygotowania do nich. Też [służy] jako mała salka konferencyjna. Wiem też, że tam się odbywają spotkania osób przygoto� wujących publikacje czy przymierzających się do pisania wniosków do LGD czy UE. Bez względu na to, którą ścieżką opiekunowie Muzeum Prasy Śląskiej zdecydują się podążać, będzie to wymagało dalszego zaangażowania osób równie aktywnych jak obecny kustosz i znalezienia kontynuatorów jego dzieła gotowych poświęcać swój czas i energię nawet pomimo faktu, że prowadzenie muzeum nie jest zajęciem dochodowym. Swej popularności wśród mieszkańców Pszczyny Muzeum nie zawdzięcza kolekcji prasy i maszyn drukarskich lecz sytuacji lokalowej, działalności wydawnictwa i drukarni mieszczących się na tyłach budynku oraz organizacji wydarzeń kulturalnych przez kustosza i Towarzystwo. Perspektywy Muzeum posiada bardzo duży potencjał rozwojowy i jego przyszłość nie wydaje się zagrożona. Zaplecze lokalowe, bogata kolekcja i zaangażowanie finansowe miasta pozwalające na zatrudnienie pracowników etatowych gwarantują poprawne funkcjonowanie kolekcji. Przed muzeum stoją dziś wielorakie możliwości rozwoju. Może się ono skupić na działalności naukowej, szczególnie udostępnianiu rzadkich zbiorów i opracowywaniu publikacji specjalistycznych, oraz rozwinąć gałąź dokumentacyjną i archiwizatorską, poszerzając zbiory czasopiśmiennicze. Inną drogą mogłoby być rozwijanie części kolekcji związanej z poligrafią i klasycznymi technikami druku. Ta ścieżka ewolucji spowodowałaby zwiększenie atrakcyjności Muzeum dla zwiedzających niezainteresowanych historią. Wydaje się, że warsztat drukarski jest jedną z atrakcji, która może przyciągać licznych turystów, szczególnie osoby podróżujące Szlakiem Zabytków Techniki. Działalność Izby u Telemanna również traktować należy jako istotny potencjał, szczególnie wobec faktu, że dzięki niej Muzeum promuje się 55 Weronika Chodacz Historia muzeum Pomysł założenia ekomuzeum w Wietszycach narodził się na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych, gdy członkowie Stowarzyszenia „Nadodrzański Zakątek” rozważali, co można zorganizować w tak małej miejscowości oddalonej od ciągów komunikacyjnych. Myśmy zastanawiali się, jakie ekomuzeum prowadzić jako stowarzyszenie. Początkowo różne były propo� zycje: ekomuzeum Odry, ekomuzeum ekologiczne, różne inne. Potem stwierdziliśmy, że ani ekomu� zeum Odry, ani ekologiczne jakieś ekomuzeum to nie będzie miało żadnego chwytu, powiedzmy, czy tam nie będzie miało jakiegoś znaczenia większego, bo muzea Odry są i we Wrocławiu, i w Malczycach, i w Nowej Soli, Zielonej Górze, także tu żadna przyjemność przyjeżdżać do jakiegoś wiejskiego muzeum Odry. Co byśmy tam pokazali? Żadnych szans porównania się z kimkolwiek. Zdjęcia można byłoby tylko pokazać i nic więcej1. Pojawił się więc pomysł stworzenia Ekomuzeum Dziadoszan. Plemię to w dziesiątym wieku zamieszkiwało niewielki obszar w dzisiejszym województwie lubuskim i dolnośląskim. W okolicy nie istniała żadna poświęcona mu instytucja. Uznano więc, że muzeum takie będzie przyciągać oryginalnością. Ekomuzeum Dziadoszan Ekomuzeum Dziadoszan zostało założone w 2006 roku w miejscowości Wietszyce (województwo dolnośląskie), niewielkiej ulicówce ciągnącej się wzdłuż drogi z zeszlifowanych kamieni, w której znajduje się nieczynna szkoła, świetlica wiejska, sklep i kilkadziesiąt zabudowań. Wieś leży nad Odrą niecałe trzy kilometry od słabo uczęszczanej trasy z Głogowa do Luboszyc. Jeśli ktoś nie wybiera się celowo do Wietszyc, raczej tutaj nie trafia. We wsi nie ma więc praktycznie ruchu, panuje tam cisza i spokój. Oprócz dwóch krzyży pokutnych z czternastego wieku we wsi do 2006 roku nie było żadnych atrakcji, które mogłyby przyciągnąć turystów. Koniec muzeum Pojawiła się historia, pojawiła się propozycja, żeby to byli Dziadoszanie. A ponieważ Dziado� szanie mieszkają tylko na tym terenie regionu głogowskiego, nie ma szans, żeby było drugie ekomuzeum w Polsce, muzeum Dziadoszan. W tym czasie lokalna pisarka opracowała kilka opowieści o historii Wietszyc częściowo opartych na znanych legendach. Nawiązano współpracę z archeologiem z Uniwersytetu Wrocławskiego, 1 Wszystkie cytaty pochodzą z rozmów z koordynatorem ekomuzeum i mieszkańcami gminy Pęcław przeprowadzonych między 7 a 9 sierpnia 2012 roku. 57 Muzea lokalne Ekomuzeum Dziadoszan Budowa Bramy Fotografia z archiwum Marka Sadowskiego (2006 r. ) który stworzył projekt bramy wjazdowej do grodu Dziadoszan i opisał funkcjonowanie plemienia. Postanowiono wybudować replikę grodziska Dziadoszan istniejącego w średniowieczu w dzisiejszym Przedmościu, wsi położonej piętnaście kilometrów od Wietszyc. W budowę zostali zaangażowani mieszkańcy wsi i okolic. Jako pierwsza miała powstać brama wjazdowa do grodu. Udało nam się pozyskać trzydzieści tysięcy na ten cel. No ale kto to ma wykonać? Jeżeli firma by wykonywała, to nawet nie starczyłoby na jedną dziesiątą tego, co miałaby robić. No więc wpadliśmy na pomysł, że może mieszkańcy spróbują. No ale jak mieszkańcy mają wiedzieć lub znać, jak to zrobić? No to zaplanowaliśmy wycieczkę do Biskupina dla mieszkańców. Zabraliśmy dzie� ciaki, zabraliśmy mieszkańców na tą wycieczkę. Wizyta studyjna w Biskupinie odbyła się między 12 a 14 maja 2006 roku. Budowę bramy rozpoczęto 20 maja, a 28 czerwca, dzięki zaangażowaniu około piętnastu mieszkańców i lokalnych firm, replika była już gotowa. Z niczego powstało coś. Nieraz to trwa trzy lata, żeby cokolwiek, a tu w ciągu miesiąca – tylko chęci, głowa odpowiednia do wykonania tego przedsięwzięcia i tyle. I środki finansowe. Pierwsza Biesiada Dziadoszan, duża impreza rekonstrukcyjna, która będzie odbywała się cyklicznie w nowo powstałym ekomuzeum, miała miejsce 29 czerwca 2006 roku, czyli niecałe dwa miesiące po rozpoczęciu budowy. Na korytarzu nieczynnej, odnowionej w tym celu szkoły zaprezentowano prace plastyczne prezentujące życie codzienne Dziadoszan. Powstały też makiety grodu. Wymyśliliśmy, że zrobimy plener plastyczny, na który zaprosimy plastyków. I poprosimy ich o to, żeby spróbowali namalować takie scenki rodzajowe z życia Słowian dziesiątego wieku. W 2006 roku po raz pierwszy w Wietszycach zatrzymał się też Flis Odrzański, który przepływa Odrą corocznie od 1996 roku. Wydarzenie to było powodem do dumy dla organizatorów ekomuzeum, ponieważ do tej pory Flis zatrzymywał się tylko w miastach. To była jedyna wieś, w której zatrzymywał się flis. Zatrzymywali się tylko w dużych miastach, czyli Ścinawie, Głogowie, Nowej Soli, Kostrzynie. I tylko w Wietszycach, w takiej małej wsi, zatrzymał się Flis Odrzański. Biesiada dziadoszan 2011 Fotografia z archiwum Marka Sadowskiego Wydawać by się mogło, że ten sukces zmotywuje społeczność Wietszyc do intensywnego działania. Było jednak inaczej. Spiritus movens ekomuzeum pełnił funkcję wójta gminy od 1995 roku. W wyborach samorządowych w listopadzie 2006 roku nie został wybrany na następną kadencję. Wcześniej odbyło się referendum, które miało na celu odwołanie wójta i rady gminy, nie doszło jednak do tego ze względu na niewystarczającą frekwencję. Podczas kampanii wyborczej negatywnie nawiązywano do ekomuzeum, co po wyborach przełożyło się na zawieszenie jego działalności. Były wybory i stwierdzenia takie, że się z ludzi robi dziadów, nie Dziadoszan, czyli zagrywki polityczne. […] Skończyło się na tym, że został wybrany nowy wójt. No i przestało to funk� cjonować przez następne dwa lata. W 2009 roku inicjator ekomuzeum Dziadoszan postanowił jednak je zreaktywować, tym razem na prywatnym terenie. W 2009 roku odtworzyliśmy to z powrotem, ale już na naszej ziemi. Kupiliśmy ziemię, postawiliśmy nowe budynki tu i impreza poza gminą się odbywała. Ważnym wydarzeniem był również remont świetlicy wiejskiej w tym samym roku, którą stowarzyszenie wydzierżawiło od gminy na piętnaście lat. Podobnie 58 59 Muzea lokalne Ekomuzeum Dziadoszan Wnętrze muzeum !fot 011.jpg jak ekomuzeum świetlica również odnawiana była przy minimalnym nakładzie środków i dzięki zaangażowaniu mieszkańców Wietszyc. Myśmy wzięli świetlicę od gminy, bo oni nie wiedzieli, co z tym robić, mieli ruinę. Myśmy w ciągu pół roku tą świetlicę doprowadzili do normalnego stanu. […] Zbijane były tynki, podłogi były zrywane. To wszystko zgnite było. się Biesiady Dziadoszan i inscenizacje Bitwy pod Wietszycami. W ostatniej czwartej imprezie w 2011 roku brało udział około pięć tysięcy uczestników – potem zapadła decyzja o ostatecznej likwidacji muzeum. Konno, rowerami, kajakami byli u nas, pieszo. W ten sposób to przebiegało. To była ostatnia impreza, w której uczestniczyło pięć tysięcy osób, i stwierdziliśmy, że nie ma sensu się przepychać i trzeba gdzie indziej. W czerwcu 2009 roku odbyła się druga uroczysta Biesiada Dziadoszan połączona z otwarciem wyremontowanej świetlicy wiejskiej – nowej siedziby ekomuzeum. Lewa strona budynku podzielona została na boksy, w których umieszczono obrazy przedstawiające życie Dziadoszan w dziesiątym wieku oraz obiekty tradycyjnego rzemiosła. Po prawej stronie stały stoły i odbywały się prezentacje. W świetlicy w miejscu dawnej sceny urządzono kuchnię i łazienkę, a nad boksami powstała antresola, na której mogli spać turyści. Tu była scena, bo to przedwojenna świetlica. Było wejście z jednej i drugiej strony na scenę. To zostało zamurowane. Za tym została kuchnia zrobiona, łazienka. Czyli prezentacja ekomu� zeum, spanie na górze, kuchnia i łazienka. Czyli wszystkie dobra są dla takiego turysty, który chce się przespać i coś przygotować sobie. Ekomuzeum Dziadoszan było jedynym muzeum w gminie Pęcław i jedną z niewielu placówek kulturalnych na tym obszarze. To było jedyne w powiecie głogowskim wiejskie muzeum łącznie z galerią obrazów. Jedyne w powiecie głogowskim. Mogę nawet powiedzieć, że na pięć okolicznych powiatów nie było nic takiego. […] Dla dzieciaków to jest fantastyczna rzecz. Nigdzie więcej nikt w okolicy nie prezentował czegoś takiego. W 2010 roku za swoją działalność koordynator muzeum otrzymał tytuł Niezwykłego Dolnoślązaka. Obecnie jednak podjął decyzję o przeprowadzce do innej gminy, w której zamierza aktywnie działać, i ma już pomysł na pierwszy projekt. Tam też znajdzie się większość obiektów z Ekomuzeum Dziadoszan łącznie z tablicą „Wietszyce witają”. Ekomuzeum było pomyślane więc jako cały kompleks turystyczny, w którym nie tylko można było zobaczyć reprodukcje obiektów związanych z życiem Dziadoszan i wziąć udział w warsztatach, ale także zatrzymać się na noc. W muzeum odbywały się zajęcia edukacyjne dla dzieci, plenery malarskie i pokazy tradycyjnego rzemiosła. Ponadto Stowarzyszenie wydawało publikacje na temat historii oraz walorów turystycznych Wietszyc i gminy Pęcław, a także lokalne legendy i opowiadania opracowane przez miejscową pisarkę. Siedzibą muzeum była w tym czasie świetlica wiejska, natomiast drewniane reprodukcje osady znajdowały się na ziemi należącej do opiekuna muzeum. W sierpniu 2010 i 2011 roku w ekomuzeum odbyły 60 Część zostanie tutaj w miejscowości Golko� wice. Tam jeden z członków stowarzyszenia być może będzie otwierał taką wiejską galerię małą. Trochę tylko obrazów zostanie u niego, a reszta zostanie przerzucona do innej gminy. Wyremontowaną świetlicę przejęło Koło Gospodyń Wiejskich, które podczas wizyty badaczki plotło tam wieniec dożynkowy. Rekonstrukcje osady Dziadoszan niszczeją, a w miejscu, gdzie stała replika bramy wjazdowej i fosa, obecnie jest boisko. Z ekomuzeum w Wietszycach pozostaną więc tylko dwa krzyże pokutne, które są w miejscowości od czternastego wieku. !fot 015.jpg Ekomuzeum w społeczności Muzeum odwiedzali przede wszystkim turyści kajakowi i rowerowi oraz młodzież szkolna. Klucz do muzeum miał opiekun. Wystarczyło zadzwonić na wskazany na drzwiach numer, by obejrzeć wystawę. Gdy opiekun wyjeżdżał, klucz przejmowała inna osoba w Wietszycach. Muzeum nie prowadziło księgi gości, lecz, jak ocenia koordynator, ich liczba wahała się z roku na rok: „Zdarzało się, że ponad pięćset osób się przewinęło przez ekomuzeum”. Muzeum odwiedzano przede wszystkim w sezonie letnim oraz w ferie zimowe. Turyści przyjeżdżali z różnych zakątków Polski. Ze Ścinawy, z Chocianowa, Przemkowa, z Góry. Z tych okolicznych. Z domów dziecka parę razy przyjeżdżali do nas. I kilka razy uczestniczyły w tych plenerowych zajęciach domy seniora. […] Ponieważ tutaj jest szlak rowerowy, przyjeżdżają turyści. Tam była kartka, można było zatelefonować. Chociaż wszyscy mieszkańcy gminy pytani przez badaczkę twierdzili, że słyszeli o istnieniu muzeum i wiedzieli o organizowanych przez nie imprezach, trudno było znaleźć osobę, która przyznałaby się, że brała w nich udział. Jak zauważył jeden z mieszkańców miejscowości oddalonej o niecałe trzy kilometry od Wietszyc, „wiedziałem, ale byłem gdzie indziej”. Także pracownicy Gminnego Ośrodka Kultury i osoby w Urzędzie Gminy odpowiedzialne za kulturę i współpracę z organizacjami pozarządowymi deklarowały, że nigdy nie były w muzeum, zaś o jego likwidacji dowiadują się od badaczki. Nigdy nie widziały również świetlicy, którą Ekomuzeum dzierżawi. Jedyną organizacją, która przyznała się do współpracy z muzeum, był zespół folklorystyczny, który występował w Wietszycach podczas imprez. Obecnie jednak ze względu na brak środków jego działalność również jest ograniczona. Konflikt polityczny zaważył więc bardzo na odbiorze muzeum 61 Muzea lokalne Ekomuzeum Dziadoszan wnętrze świetlicy Budynek świetlicy wiejskiej REKONSTRUKCJA DAWNEGO OGRODZENIA Muzeum w trakcie remontu Fotografia z archiwum Marka Sadowskiego w lokalnej społeczności, która zaczęła się odcinać od placówki. Jej opiekun nie współpracował jednak z lokalnymi instytucjami i organizował Ekomuzeum samodzielnie. pojawiły się problemy. Zarówno w narracji opiekuna, jak i w wypowiedziach członków społeczności lokalnej przewijają się opinie o obojętności mieszkańców. To jest mój wkład w to. Ja zdobywałem środki finansowe, ja zdobywałem. Powiedzmy: wszystko to, co powstawało, to z mojej inicjatywy było. […] Myśmy nigdy z gminy nie korzystali, nigdy. Ani złotówki nigdy nie było wzięte. Szczęściem też było to, że ekomuzeum jest przy sklepie. Dlatego że przychodzą na piwo i od niechcenia. Nieraz przyjdzie się na piwo, weźmie się piwo i siedzi się. A ja robiłem to w taki sposób, że otwierałem ekomuzeum i sam coś robiłem. Drzwi były otwarte, przychodzili z piwem z ciekawości. Ekomuzeum zainicjował i przez cały czas prowadził silny lider, któremu dzięki własnej pomysłowości i charyzmie udało się włączyć do niektórych działań mieszkańców wsi. Osoby te jednak nie zidentyfikowały się z muzeum na tyle, by je wesprzeć, gdy Inicjator Ekomuzeum zainwestował w nie znaczne środki łącznie z zakupem gruntu. Wkład pozostałych mieszkańców Wietszyc miał charakter bardziej incydentalny i przede wszystkim obejmował 62 63 Muzea lokalne pracę i poświęcony czas. Nikt nie zaangażował się w prowadzenie muzeum tak bardzo, jak jego opiekun. Gdy więc sam lider ze względów politycznych zrezygnował z działalności, motywowana przez niego społeczność również przestała się angażować. W Wietszycach nie znalazł się nikt, kto przejąłby inicjatywę w momencie, gdy opiekun postanowił przeprowadzić się do innej miejscowości. Też nie można ludzi zmuszać do pewnych rzeczy. Chcieli, to pracowali. Być może praco� wali, bo mieli kogoś, kto ich dopingował. Imprezę mieli we wsi, mieli się czym pochwalić. Praktyka funkcjonowania Ekomuzeum Dziadoszan nie pokrywa się z założeniami Międzynarodowej Rady Muzeów ICOM, zgodnie z którą „ekomuzeum wykorzystuje wszystkie dostępne środki i metody, aby dać mieszkańcom możliwość zrozumienia, krytykowania i rozwiązywania – w sposób liberalny i odpowiedzialny – problemów, z którymi się borykają. Zasadniczo, ekomuzeum używa języka rzeczywistości dnia codziennego i konkretnych sytuacji w celu osiągnięcia pożądanych zmian”2. W Wietszycach nie podjęto próby wspólnego rozwiązania problemów, które się pojawiły w sytuacji politycznego konfliktu. Ekomuzeum zakończyło więc swoją działalność, a wraz z nim Stowarzyszenie, które będzie funkcjonować do końca 2012 roku. Jak zauważył jeden z mieszkańców zaangażowany w budowę muzeum, problem leży częściowo także po stronie gminy, która w społeczności lokalnej nie promowała tej inicjatywy. „Może gdyby promowała, działoby się lepiej i mieszkańcy interesowaliby się?”. Obustronny brak współpracy i rywalizacja polityczna przełożyły się więc na ostateczne zakończenie działalności zarówno muzeum, jak i Stowarzyszenia „Nadodrzański Zakątek”. 2 Cyt. za Fundacją Partnerstwo dla Środowiska, www.ekomuzea.pl, dostęp 16 września 2012. 64 W Wietszycach po działalności Ekomuzeum pozostała wyremontowana świetlica, którą obecnie dysponuje Koło Gospodyń Wiejskich. Dzięki aktywności Stowarzyszenia miejscowość na stałe zapisała się jako przystanek na szlaku Flisu Odrzańskiego. Obecnie jednak, jak wynika z relacji koordynatora Ekomuzeum, flis wita sto osób zamiast pięciu tysięcy. Podobno funkcjonuje też niewielka młodzieżowa grupa rekonstrukcyjna, jednak pracownice administracji gminnego gimnazjum twierdziły, że nic na jej temat nie wiedzą, a na pytania o Ekomuezum reagowały uśmiechem. Z powodu konfliktów politycznych mieszkańcy postanowili odciąć się od działalności Ekomuzeum i wydaje się, że gdy pozostałości rekonstrukcji osady ostatecznie zmurszeją, pamięć o muzeum i wspólnej aktywności w Wietszycach zaginie. Izba Pamięci/ Muzeum lokalne Weronika Chodacz Izba Pamięci Wincentego Pola – Muzeum Wyspy Sobieszewskiej W 1840 roku w miejscowości Górki leżącej na wschód od Gdańska wody Wisły z powodu zatoru lodowego przerwały wydmy Mierzei Wiślanej, tworząc nowe ujście. Wydarzenie to opisał Wincenty Pol, nazywając nową odnogę rzeki Wisłą Śmiałą: Tam wśród rybaków rozpytywał, jak to się stało, że powstało nowe ujście. Ponieważ ta Wisła tak śmiała, zerwała brzeg, sobie znalazła ujście do morza, nazwa Wisła Śmiała geogra� ficzna została po Wincentym Polu1. Ten odcinek rzeki stanowi zachodnią granicę powstałej pięćdziesiąt pięć lat później w wyniku przekopu Wyspy Sobieszewskiej. Z okazji setnej rocznicy śmierci Pola w 1972 roku Komisja Krajoznawcza ZW PTTK wystąpiła z inicjatywą utworzenia Izby Pamięci Wincentego Pola w Gdańsku Sobieszewie. 1 Wszystkie cytaty pochodzą z rozmów przeprowadzonych w lipcu 2012 roku ze społecznymi opiekunami Izby Pamięci i członkami społeczności lokalnej. 66 Wystosowano wówczas ogólnokrajowy apel do osób zainteresowanych postacią patrona o przekazanie darów dla powstającej instytucji, na który odpowiedziało sześcioro darczyńców. Izbę otwarto dwa lata później, 6 października 1974 roku, jako społeczną placówkę muzealną2. W 1976 roku została utworzona Rada Opiekuńcza Izby, a rok później Izbę przeniesiono do budynku, w którym mieścił się – i mieści do dzisiaj – Komitet Osiedlowy. Troszczyli się o nią społeczni opiekunowie, członkowie Komitetu Osiedlowego, co było wówczas rozwiązaniem praktycznym, gdyż osoby te miały możliwość wyposażenia Izby i dbania o zbiory. Ja się potem włączyłem w działalność, bo byłem tu w samorządzie mieszkańców, byłem radnym Miasta Gdańska, więc mogłem też coś niecoś pomóc zrobić. Początkowo była inicjatywa, że to było w szkole, ale w szkolnej izbie, w sali lekcyjnej, to nie było takie 2 Czesław Skonka, Izba Pamięci Wincentego Pola, Polskie Towarzystwo Turystyczno-Krajoznawcze, Gdańsk: 1985, s. 7–8. dostępne, jak jakaś wycieczka przyjechała. Takie bardzo skromniutkie to było. Więc się postarałem, żeby to przenieść do budynku administracji. Tam dostaliśmy jedną salkę, a potem bibliotekę przeniesioną na dół. Historia Izby skomplikowała się w latach dziewięćdziesiątych, gdy Komitet Osiedlowy przestał funkcjonować, a PTTK ze względu na brak środków zrezygnowało z patronowania Izbie. Zbiorami zainteresowało się powstałe w 1995 roku Stowarzyszenie Przyjaciół Wyspy Sobieszewskiej, które chciało zajmować się nimi we współpracy z Muzeum Miasta Gdańska. Ponieważ jednak w owych czasach trzeci sektor dopiero się rozwijał, dawni opiekunowie nie wyrazili woli przekazania zbiorów organizacji pozarządowej – pragnęli, jak to bywało dawniej, oddać je nowej Radzie Osiedla, na co nie chciało przystać Stowarzyszenie. Jego członkowie sądzili, że nowa Rada jako jednostka pomocnicza Rady Miasta zajmie się raczej sprawami infrastrukturalnymi i odpowiadaniem na bieżące problemy i potrzeby mieszkańców niż dbaniem o dziedzictwo kulturowe Wyspy. My wiemy, że Rada jest wybierana przez miesz� kańców, a mieszkańcy wiadomo, że będą chcieli, żeby im drogę wybudować. A sprawa duchowa, to uważam, że trzeba mieć do tego bluesa i tego bluesa uważałam, że ma stowarzyszenie. Izba była pod opieką Rady Osiedla do 2004 roku. Potem, dzięki staraniom Stowarzyszenia, została przekazana samorządowej instytucji kultury Miasta Gdańska, która w budynku Rady otwierała dom kultury. W dniu przekazania zbiorów spis eksponatów liczył 194 pozycje i mieściły się w nim wyłącznie obiekty piśmiennicze. Najstarszy z nich – Poezye Wincentego Pola – pochodził z połowy XIX wieku. W zbiorach znalazły się też egzemplarze czasopism, przewodniki i opracowania naukowe o Polu. Należy do nich również nieujęte w spisie popiersie Wincentego Pola stojące do dzisiaj przed budynkiem, w którym znajduje się Izba. 27 grudnia 2005 roku ostatni społeczny opiekun Izby pisemnie przekazał wszystkie eksponaty Miejskiemu Domowi Kultury i od tamtej pory nie ingeruje w sprawy muzeum. 67 Muzea lokalne IZBA I MUZEUM NA WYSPIE W 2005 roku przekazałem dla domu kultury cały obiekt, bo w nowej rzeczywistości, będąc już na emeryturze, to człowiek nie miał żadnych wpływów, a teraz to się liczy pieniądz, bo przedtem mogliśmy załatwić u prezydenta, że zwolnił nas z opłat wszelkich, za obiekt nie płacić. A potem o mało by to… nie wiem, co by się z tym stało. W 2006 roku zbiory zostały na nowo udostępnione w wyremontowanych pomieszczeniach. Od tamtej pory można je oglądać codziennie. Obecnie oprowadza po nich profesjonalista zatrudniony na etacie przez dom kultury. Zbiory prezentowane są w jednej niewielkiej, nowocześnie urządzonej sali. Wszystkie przedmioty są oświetlone punktowo, a część zabytków drukowanych znajduje się w gablotach. Powstała ta izba, dostała nową szatę, dostała gabloty, jest tam człowiek. […] Pomieszczenie jest nieduże, jest super. IZBA I MUZEUM NA WYSPIE Przy okazji gromadzenia pamiątek po Wincentym Polu do Izby trafiały również przedmioty codziennego użytku z Wyspy Sobieszewskiej. W czasach, gdy Izbą opiekował się Komitet Osiedlowy, rzeczy takich było niewiele i uzupełniały zbiory dotyczące Pola. Dla ówczesnych opiekunów były na tyle nieistotne, że nie znalazły się nawet w spisie eksponatów Izby Pamięci z 2005 roku. Myśmy tam jeszcze przedtem chcieli trochę ilustrować to jakimiś takimi zabytkami. […] Parę takich rzeczy od rybaków się pozyskało. […] Kiedyś to była prawie w całości wypełniona wszyst� kimi zbiorami, które dotyczyły Pola, jakieś mapy, jakieś, powiedzmy, fotografie, masę tego było. Sytuacja się zmieniła, gdy opiekę nad zbiorami przejął dom kultury. Osoba odpowiedzialna za kolekcję ma całkiem inną wizję Izby. Jej zdaniem 68 powinna ona raczej pełnić funkcję Muzeum Wyspy Sobieszewskiej i w przyszłości mogłaby uzyskać taki status. Obecnie liczba wystawionych pamiątek po Polu i przedmiotów związanych z historią lokalną jest zbliżona. Znaczna część materiałów piśmienniczych z dawnej Izby została zabezpieczona, ale nie znalazła się na ekspozycji, ponieważ zdaniem pracownika domu kultury nie zainteresuje zwiedzających. Starałem się to uatrakcyjnić, żeby ludzie się nie bali – jak zobaczą Izba Pamięci Wincentego Pola, no to Jezus, Maria, wejdą do tej izby, katafalk, płonące świece, wieńce na tym katafalku okrągłe. Strasznie. I właśnie Izba jest tylko i wyłącznie z nazwy. To funkcjonuje jako Izba Pamięci Wincen� tego Pola – Muzeum Wyspy Sobieszewskiej. Izba zlokalizowana jest w domu kultury, w którym odbywają się zajęcia edukacyjne dla dzieci i dorosłych, wystawy artystyczne, festiwale, wykłady i spotkania. Znajduje się na pierwszym piętrze i żeby ją obejrzeć, trzeba zwrócić się do jednego z pracowników ośrodka, który oprowadzi po zbiorach. Priorytetem osoby odpowiadającej za kolekcję jest zainteresowanie zwiedzających nie tylko postacią Wincentego Pola, ale też historią i kulturą materialną Wyspy. Obecny opiekun, inaczej niż jego poprzednicy, do kolekcji podchodzi bardziej jak pedagog niż archiwista. Części zbiorów, która jest nieatrakcyjna dla przeciętnego widza, po prostu nie udostępnia. Przedmioty znajdujące się na niewielkiej powierzchni są ułożone w taki sposób, by oprowadzanie stanowiło spójną narrację i angażowało zwiedzających. Ja po prostu to przejąłem i zmodyfikowałem. Kto chce, to przeczyta. Nikogo nie zmuszam. Nie męczę ich tym, bo ludzie tego nie chcą. Ja to widzę. Oni reagują na te gry, które ja im zaproponuję, i oni są szczęśliwi. Ja im tylko powiem to, to i to. Pokażę właśnie jeszcze te zdjęcia Wyspy Sobieszewskiej, kurort, kąpielisko, żeby było. I to jest tyle. Przechodzę do gier i zabaw, 69 Muzea lokalne IZBA I MUZEUM NA WYSPIE bo myślę, że bardziej to trafi i coś wyniosą niż z takich tam nudnych: „A w latach 1835–1837 spędzał czas na zaprzyjaźnionych dworach”. Nie ma szans. Taka wizja udostępniania zbiorów jest sprzeczna z perspektywą dawnych opiekunów i PTTK, dla których priorytetem było upamiętnienie postaci Wincentego Pola nawet kosztem atrakcyjności ekspozycji i zainteresowania widzów. Zbiory etnograficzne i przedmioty codziennego użytku z Wyspy Sobieszewskiej miały dla nich niewielką wartość. Myśmy tam jeszcze przedtem chcieli trochę ilustrować to jakimiś takimi zabytkami. […] Parę takich rzeczy od rybaków się pozyskało. Ale obecnie właściciele, znaczy, opiekunowie i Towarzystwo Przyjaciół Wyspy, chcą zrobić to muzeum, więc tam naściągali różnych rzeczy bardziej, mniej ciekawych – powiedzmy, taka skrzynka rybacka, których tam setka leżała na wybrzeżu, to jest mniej ciekawa, drewniana skrzynka. Powiedzmy, siekierka, toporek to nie jest eksponatem na dzisiejsze czasy. Zmiana podejścia do prezentacji zbiorów uwidacznia się także w księgach pamiątkowych, w których formalnie brzmiące wpisy z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych obecnie stopniowo ustępują miejsca rysunkom, wierszykom i żartobliwym podziękowaniom dla oprowadzającego. Izba Pamięci w fazie przekształcania się w lokalne muzeum stała się bardziej otwarta na odbiorcę. Muzeum w społeczności Perspektywa organizacji pozarządowej Lokalne stowarzyszenie przychylnie odnosi się do pomysłu opiekuna zbiorów, by Izba zaczęła pełnić funkcję Muzeum Wyspy. Nim dom kultury przejął kuratelę nad zbiorami, organizacja na własną rękę stworzyła mapę Wyspy i odświeżyła salę muzeum. Zawsze mnie intrygowało, że on jest w takiej starej izbie właśnie, bo to była izba pamięci Wincentego Pola i niewiele tam się po prostu działo, więc tak próbowaliśmy niewielkimi kroczkami coś z tym Polem zrobić. […] To jednak świetna idea, bo powinno się ożywić i ten Pol, powiedzmy sobie, będzie ciekawszy, jak będzie właśnie ta historia tej Wyspy Sobieszewskiej. Wyspa Sobieszewska jest miejscem przyciągającym turystów. Znajdują się tu dwa rezerwaty przyrody i wiele ośrodków wczasowych wybudowanych w czasach PRL, z których część podupadła. Na Wyspie brakuje jednak innych atrakcji poza ciekawostkami przyrodniczymi i standardową letnią ofertą gastronomiczną, na jaką trafić można we wszystkich nadmorskich miejscowościach w kraju. Problem ten opisuje turystka we wpisie z księgi pamiątkowej z 1980 roku: Udostępnienie tego w jednym miejscu – troskliwe zbieranie – daje nam – odbiorcom zaspokojenie głodu kultury, którego doznaje się zwykle w miejscach letnisk. [Księga pamiątkowa, 23.07.1980] Zdaniem przedstawicielki stowarzyszenia turyści przed rozpoczęciem zwiedzania Gdańska mogliby odwiedzić miejsca zlokalizowane na Wyspie, dlatego organizacja podejmuje intensywne działania, których celem jest rozwój i promocja kolekcji. 70 Wyspa Sobieszewska nie posiada zbyt dużo walorów kulturowych, no bo tam jest kościół, który był bardzo ładny, zabytkowy, spalił się, został odbudowany jako nowy. Więc poza siedzibą Forstera i poza zbiorami, które są w tym muzeum, nie posiadamy nic więcej. Więc z punktu widzenia turystyki, promocji tego miejsca, należałoby to robić. Celem tych działań nie jest wyłącznie podniesienie atrakcyjności turystycznej Wyspy. Stowarzyszenie stara się też promować postać Wincentego Pola wśród mieszkańców, organizując na przykład konkurs wiedzy o jego postaci dla uczniów lokalnych szkół lub konkurs legend o Wyspie. Wytyczono też Szlak Rowerowy im. Wincentego Pola, z którym związana jest impreza plenerowa. Polówka polegała na tym – to było w kwietniu, w urodziny Pola – że byli ściągani rowerzyści na ten szlak. Był rajd rowerowy właśnie szlakiem Wincentego Pola, jakaś grochówka, nawet kiedyś przyjechał bryczką Wincenty Pol – aktor, który był ubrany w ten strój z tamtej epoki. Nie o to chodziło tylko, żeby zrobić szlak, ale żeby go ożywić. Stowarzyszenie w Izbie i postaci Wincentego Pola dostrzega potencjał rozwojowy. Wyspa może w pewnym stopniu zmienić swój wizerunek miejscowości typowo letniskowej na atrakcyjne kulturowo miejsce o bogatej i ciekawej historii. Dzięki takiej zmianie Sobieszewo zyskałoby w oczach turystów, którzy pisali o „głodzie kultury”, ale przede wszystkim w oczach mieszkańców. Wokół historii Wisły Śmiałej i postaci Wincentego Pola mogłaby się wytworzyć tożsamość miejsca o ciekawej specyfice, która jednoczyłaby społeczność. Obecnie już niektórzy członkowie stowarzyszenia zaczynają identyfikować się z Polem i odczuwać pewne przywiązanie do jego postaci. W zeszłym roku byłam pierwszy raz w podziemiach, krypcie Wincentego Pola. […] Jak weszłam do środka, ja zaczęłam skakać po tej krypcie jak szalona. Mówię: 71 Muzea lokalne IZBA I MUZEUM NA WYSPIE „Zobacz, tu jest ten nasz Wincenty Pol”. Ja byłam tak zachwycona, że tam trafiłam zupełnie przypadkowo! To była dla mnie największa niespodzianka. Leży wśród przecież największych ludzi. Krypta jest śliczna, nie jest ponura, wszystko w takiej bieli. Ja byłam zachwycona, zapaliłam znicz, mówię: „Tu myśmy, Pol, przyszli z Wyspy”. Społeczność Wyspy Wyspa Sobieszewska to dzielnica Gdańska o wyjątkowym charakterze. Aby dotrzeć tam z centrum, trzeba pokonać trasę mierzącą piętnaście kilometrów i biegnącą przez pewien odcinek poza granicami miasta. Na Wyspę prowadzi jeden most pontonowy. Dzielnicę na stałe zamieszkuje trzy i pół tysiąca mieszkańców, a gęstość zaludnienia wynosi 96 osób na kilometr kwadratowy3. Pomimo tego, że do Sobieszewa sprowadza się coraz więcej osób, które uczą się i pracują w centrum Gdańska, wydaje się, że nadal panują tam relacje charakterystyczne raczej dla społeczności wiejskich niż mieszkańców konurbacji. W okresie, gdy powstawała Izba, różnica była jeszcze wyraźniejsza. Jak wspomina przedstawicielka stowarzyszenia, która mieszka na Wyspie od ponad trzydziestu lat, osoby przyjezdne „traktowano jako obcych, że bardzo długo ten człowiek nie był ich”. Jeden drugiemu coś tam powiedział, a wszyscy wiedzieli o nim więcej niż on sam o sobie, wszyscy wiedzieli, gdzie on był, lepiej niż on sam. A zima była długa. Ale to miało swoje plusy, bo zaczynała się tworzyć taka jedność, wspólnota. […] Tam jednak byliśmy odcięci i tam się tworzyły takie grupy towarzyskie. Ponadto w czasach powstawania muzeum Wyspa Sobieszewska była dzielnicą zdegradowaną, położoną na peryferiach miasta, w której nie lokowało 3 Na podstawie informacji Urzędu Miasta Gdańska z 12 stycznia 2011 roku, http://gdansk.pl/samorzad,647.html, dostęp 22 listopada 2012. 72 inwestycji, a mieszkańcy doświadczali problemów społecznych, takich jak alkoholizm. O niskim statusie Wyspy świadczy też fakt, że pierwszy dom kultury otwarto tam w 2004 roku. Jest zbyt mało postrzegany i zbyt mała wiedza wśród mieszkańców na temat tej bardzo ciekawej postaci. […] On jest troszeczkę zaku� rzony i należałoby go z tej patyny odnowić. Problem z wyspą jest też, że ona była degrado� wana przez władze miasta, była zapomniana, spychana z jakimiś inwestycjami, nie żyło się tutaj zbyt dobrze, pozbawiona jakby takiej pamięci. „Żyjcie sobie, jakoś tam będzie”. Izba zlokalizowana była w siedzibie Komitetu Osiedlowego, mieszkańcy mijali ją więc przy okazji załatwiania różnych formalności. Jak twierdzi przedstawicielka stowarzyszenia, „każdy starszy to przynajmniej raz w tej Izbie był”. Ponieważ jednak odbywały się tam raczej seminaria naukowe niż wydarzenia jednoczące społeczność, jest ona postrzegana jako miejsce, które przede wszystkim odwiedzają grupy szkolne. Już w protokole z lat siedemdziesiątych wspomina się o konieczności przybliżenia Izby mieszkańcom Wyspy właśnie poprzez kontakt ze środowiskiem szkół. W tym środowisku w latach siedemdziesiątych w wyniku inicjatywy z zewnątrz powstała Izba Pamięci poświęcona postaci, której społeczność lokalna nie znała. Wincenty Pol nie funkcjonuje w zbiorowej pamięci mieszkańców Sobieszewa i nie wiążą się z nim żadne tradycje. Co więcej, jak wynika z wypowiedzi dawnego społecznego opiekuna Izby, mieszkańcy sądzili, że Pol był narodowości niemieckiej, a większość Niemców opuściła Sobieszewo w latach czterdziestych, zostawiając swoje posiadłości. Społeczeństwo nie było tym za bardzo zaintereso� wane. Przecież ludzie do końca nie wiedzieli, kto to był ten Pol. Zresztą w Polsce nawet długi czas uważali go za jakiegoś Niemca. […] Przecież Pol się urodził w Lublinie, bo tam jego ojciec stanowisko zajmował. Dopiero stowarzyszenie w latach dziewięćdziesiątych zaczęło podejmować próby wprowadzenia Pola do tożsamości Wyspy, tworząc szlak rowerowy. Wcześniej organizacja lobbowała za nadaniem lokalnej szkole imienia Wincentego Pola, projekt ten nie doszedł jednak do skutku. Dla mieszkańców Wyspy Wincenty Pol pozostaje postacią mało znaną. Z wyjątkiem incydentalnych wydarzeń, takich jak msza w dwieście piątą rocznicę jego śmierci, historii Pola nie upamiętnia się w społeczności lokalnej. Uznano iż prawidłowa działalność Izby uzależ� niona jest od świadomości – w jeszcze większym stopniu – jako własnej, oryginalnej miejscowej ludności. Nieodzowne jest wciągnięcie miej� scowych: Nauczycielstwa i Młodzieży szkolnej (na przykład przez krótkie recytacje na Semina� riach) i poprzez nich do reszty mieszkańców. [Sprawozdanie Komisji Krajoznawczej ZW PTTK z 30.04.1976] Obecny opiekun Izby także przywiązuje dużą wagę do tego, by zapraszać uczniów z Sobieszewa do zwiedzania zbiorów promowanych już jako Muzeum Wyspy Sobieszewskiej, i na początku każdego roku szkolnego rozsyła informacje o Izbie do okolicznych szkół. Przede wszystkim stawiamy też na te szkoły stąd. […] Na początku wysyłamy takie zaproszenia na przyjazd. Jeżeli chcą, proszę bardzo, jesteśmy otwarci. […] Mogą przyjechać na prezentację, obejrzeć film, mogą taką lekcję w muzeum też odbyć i zobaczyć. Podczas popularnych imprez, takich jak Europejskie Dni Dziedzictwa czy Noc Muzeów, do Izby przy okazji wycieczki po kolejnych placówkach muzealnych przyjeżdża wielu gdańszczan. Mieszkańcy Sobieszewa także odwiedzają muzeum, choć niezbyt licznie. Przy okazji większych wydarzeń Izba promowana jest szeroko na Wyspie nie tylko za pomocą mediów wizualnych, ale też ogłoszeń w pobliskim kościele. W codziennej promocji jednak głównym kanałem jest Internet. Zwiększenie liczby mieszkańców Sobieszewa wśród zwiedzających jest ważnym celem pracownika domu kultury opiekującego się Izbą. Przy okazji planowania wystaw czasowych i tworzenia prezentacji stara się on znaleźć takie tematy, które zaciekawią społeczność lokalną, nie zawsze jednak się to udaje. Idzie promocja na całą wyspę, plakaty, a ludzie z Gdańska są. W tym roku było troszeczkę lepiej, bo zdarzyło się kilka grup osób, ale to nie dużo. […] Chciałbym, żeby było tego minimalnie więcej, bo prezentacje są naprawdę bardzo fajne. Nie wiem, na czym to polega. To jest taka główna chęć. Że to miejsce nie gryzie. Zbiory społeczności Obaj opiekunowie Izby, pierwszy i obecny, podkreślają, że kolekcja powstała w całości z darów społecznych. Żaden z eksponatów dotyczących Wincentego Pola nie pochodzi jednak z Sobieszewa. Ofiarowywały je osoby mieszkające w różnych regionach Polski. Pomysł współtworzenia Izby-Muzeum Wyspy przez mieszkańców jest więc dość nowy. Lokalne stowarzyszenie w wydawanym przez siebie czasopiśmie opublikowało w 2010 roku apel domu kultury do społeczności Sobieszewa o dzielenie się zbiorami, a jego członkowie sami przynoszą pojedyncze przedmioty4. 4 Paweł Jarczewski, Izba Pamięci Wincentego Pola, „Wyspa Skarbów” GAK, „Echa Wyspy” nr 1:2010, s. 26. 73 Muzea lokalne Izba Pamięci Wincentego Pola – Muzeum Wyspy Sobieszewskiej Parę eksponatów zebrałam – przede wszystkim związane z rybaczeniem, taką lampę rybacką. Potem pan, który należał do tej Rady Osiedla […], ofiarował mi taki album, gdzie były właśnie wycinki związane z Wyspą, ofiarując nam bardzo cenny zbiór i przede wszystkim myśląc do przodu, co zostawimy w przyszłości. Nie ma więc w tym nic dziwnego, że mieszkańcy nie chcieli powierzać swoich rodzinnych pamiątek tak niepewnej instytucji. Autorka powyższej wypowiedzi po pewnym czasie zabrała z Izby przyniesioną przez siebie lampę, ponieważ uznała, że jest to pamiątka rodzinna, którą wolałaby przekazać dzieciom. Kolekcja w Muzeum Wyspy Sobieszewskiej jest więc nadal nieukształtowana. Powstaje na bieżąco i nie zastygła jeszcze w zinstytucjonalizowanej formie. Opiekun Izby planuje w przyszłości przeprowadzenie szerzej zakrojonej akcji gromadzenia zbiorów do Muzeum Wyspy Sobieszewskiej, a zaproszenie mieszkańców do „współpracy w tworzeniu ekspozycji” znajduje się również na stronie internetowej Muzeum5. Planujemy taką akcję, żeby zachęcić osoby, żeby poszperały w tych strychach i przyniosły, bo jednak warto, żeby leżały w instytucji kultury, gdzie coś nie zaleje, coś nie zje, tylko będzie to leżało, powiedzmy, w tak zwanym magazynie czy gablocie, jeżeli to by się nadawało na ekspozycję. Więc jesteśmy skon� centrowani tylko i wyłącznie na dary społeczne. Obecnie jednak lokalna społeczność z pojedynczymi wyjątkami nie przynosi do Izby swoich przedmiotów. Sytuacja taka może mieć kilka przyczyn. Po pierwsze, powstające Muzeum związane jest z postacią Wincentego Pola, która pozostaje obca i nie jest osadzona w zbiorowej pamięci i tradycjach Wyspy. Po drugie, Izba od początku lat dziewięćdziesiątych do 2004 roku miała niestabilną sytuację. Toczyły się spory o to, kto powinien się nią opiekować. Zlokalizowana była w zaniedbanym pomieszczeniu, a pewna część zbiorów zaginęła. Muszę powiedzieć, że ja mam rzeczy, które bym chętnie oddała do muzeum, ale jak to było taka przejściówka, że nie wiadomo, kto to ma, co to ma. […] Chętnie bym oddała to szkiełko, które mam po kimś tam, bo to jest tak naprawdę historia tych ludzi, którzy tu mieszkali. Tylko myślę, że to jest za małe pomieszczenie, bo żeby zrobić muzeum, to jednak ta sala powinna być jeszcze raz tak duża. Może inne obiekty dojdą. Jak będzie muzeum i zrobi większe pomieszczenie, to może. Zbiory zgromadzone na Wyspie Sobieszewskiej to ciekawy przypadek społecznego muzeum o zasięgu jednocześnie ogólnopolskim i lokalnym, stworzonego przez dwie społeczności: sympatyków i krewnych Wincentego Pola oraz niektórych mieszkańców Sobieszewa. Izba Pamięci powstała dzięki darom przekazanym PTTK przez osoby z całego kraju związane z Wincentym Polem. Muzeum Wyspy Sobieszewskiej jest natomiast powoli współtworzone przez jej najbardziej aktywnych mieszkańców, którzy potrafili dostrzec potencjał rozwojowy w niewielkiej staroświeckiej placówce i zainwestować w nią swój czas i środki. Przejęcie zbiorów przez instytucję kultury i stabilizacja sytuacji Muzeum ożywiła tę placówkę. Dzięki temu, że w Izbie zatrudniony jest historyk, który opiekuje się kolekcją, rośnie społeczne zaufanie do niej. Co więcej, wizja rozwoju Izby w kierunku stworzenia lokalnego muzeum, którą ma opiekun, pokrywa się z wizją stowarzyszenia, a między podmiotami panuje współpraca. Jest więc szansa, że apel o przynoszenie zbiorów zaowocuje tym, że w przyszłości Izba Pamięci Wincentego Pola przekształci się formalnie w Muzeum Wyspy Sobieszewskiej. 5http://wyspaskarbow.gak.gda.pl/wincenty-pol/39/84-zbieramy-eksponaty, dostęp 19 listopada 2012. 74 75 Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem „Kiedyś tak to wyglądało” Joanna Florczak Miejsce i charakterystyka zbiorów Omawiana Regionalna Izba Pamięci znajduje się w wiosce Wysokie w gminie wiejskiej Zamość w województwie lubelskim. Wieś znajduje się w odległości około sześciu kilometrów od Zamościa. Na terenie gminy działa LGD Nasze Roztocze. Gmina Zamość według danych dostępnych na jej stronie internetowej, jest największą gminą w województwie lubelskim zarówno pod względem obszaru, jak i liczby mieszkańców wynoszącej 22 036 osób (stan na 1 września 2011 roku)1. W samym Wysokiem mieszkały w 2012 roku 734 osoby. Oprócz siedziby OSP, kilku sklepów spożywczych oraz zespołu szkół (szkoła podstawowa i gimnazjum), we wsi nie ma innych instytucji ani bazy noclegowej. Dobrze rozwinięta infrastruktura turystyczna znajduje się w pobliskim Zamościu. Wysokie jest niewielką wsią podzieloną nieformalnie na Stare Wysokie i Nowe Wysokie. Stare Wysokie, w którym mieści się Regionalna Izba Pamięci, ma charakter ulicówki. 1 http://www.gminazamosc.pl/?page_id=412, dostęp 6 grudnia 2012. 76 77 Muzea lokalne Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem Izba Regionalna znajduje się na skraju Starego Wysokiego. Pod siedzibą Izby jest przystanek autobusu miejskiego z Zamościa, który jednak kursuje tylko kilka razy w ciągu dnia. Kierowniczka Ośrodka Promocji, Turystyki i Sportu Gminy Zamość uważa, że osobom nieposiadającym samochodu trudno jest dojechać do Izby: Dla indywidualnego turysty z samochodem dojazd jest łatwy, ale bez samochodu nie. I my mamy ten sam problem, jeśli chcielibyśmy, żeby do nas przyjeżdżali mieszkańcy z Zamo� ścia na imprezy organizowane w Izbie albo turyści zwiedzający Zamość. W niedziele na większość takich imprez trzeba dojechać swoim samochodem, bo MPK nie jeździ w ogóle. Izba znajduje się tuż przy drodze prowadzącej przez środek wsi, lecz jest oddalona od głównej drogi do Zamościa. Dojazd do niej jest bardzo słabo oznakowany – jedyny drogowskaz znajduje się przy szkole podstawowej od strony Nowego Wysokiego. „Cały czas tylko mówię: ciągle brak kierunkowskazów”, mówi pomysłodawczyni Izby. Przy budynku Izby znajduje się OSP Wysokie – niewielki piętrowy budynek. Była to pierwsza siedziba Izby Regionalnej, zanim nowy budynek został oddany do użytku w 2011 roku. Na jego utworzenie gmina Zamość pozyskała środki unijne. To tak na początku były pytania: co? Skąd my to weźmiemy? Jak to będzie? Wie pani, to była taka po prostu wielka niewiadoma. Ale tak powolutku, powolutku, już w maju było otwarcie naszego muzeum w regionalnej izbie, czyli w remizie strażackiej – nastąpiło to 7 maja w 2006 roku. W muzeum było sto dwadzieścia eksponatów. Przetrzepałyśmy komórki stare, stare strychy, domy niezamieszkałe, często gęsto. I wie pani, trzeba było to wszystko wyszorować, przy� nieść, wyczyścić, i smarowałyśmy to prepara� tami, żeby tego korniki nie zjadły. Wiadomo, drewno to jest materiał nietrwały. I proszę panią, tak zaczęło się to nasze muzeum. Przedmiotów było coraz więcej i członkinie Koła zajęły następną salę w budynku remizy, tak zwaną świetlicę wiejską. W miarę, jak sprzętów przybywało, przedsięwzięciem zainteresował się wójt gminy. Wcześniej pomysłodawczyni Izby otrzymała poparcie dla pomysłu od kierowniczki Ośrodka Promocji Sportu i Turystyki Gminy Zamość: Więc zadzwoniłam do gminy, do pani kierownik Marty Miśtal, czy ona nas by to wsparła, czy gmina by nam to pomogła rozkręcić, jeżeli byśmy założyli takie muzeum. Pani kierownik odpowiedziała, że bardzo chętnie, jeśli my będziemy chętnie zbierać, to oni też pomogą. Nowy budynek Izby powstał w 2010 roku, ale jej otwarcie nastąpiło dopiero rok później. Jedna z członkiń Koła Gospodyń Wiejskich w Wysokiem tak opowiada o początkach Izby: W Izbie znajdują się przedmioty codziennego użytku pozbierane w większej części w Wysokiem. W listopadzie w 2005 roku na spotkaniu Koła Gospodyń z racji święta Niepodległości nasza przewodnicząca, Wanda Skóra, podsprzedała nam taki pomysł, że urządzamy wiejskie muzeum. W większości są to dary, dary naszej miejscowości. Później tam te, których nie mogłyśmy u nas dostać, no to gmina ogłaszała w gazecie. I tak na przykład krosna – za krosna trzeba było troszkę zapłacić. Pomysł spodobał się pozostałym członkiniom Koła i wkrótce po zebraniu zaczęły zbierać przedmioty, które miały trafić do nowo powstającego muzeum. W zbiorach znajdują się nie tylko rzeczy zabytkowe, ale także nowsze przedmioty, takie jak banknoty używane przed denominacją z 1995 roku. Ponadto 78 panie zebrały także stroje z połowy XX wieku i stare radia. „Już mamy ponad trzysta eksponatów. Proszę panią, mam dokładny wykaz, od kogo”. Gminny Ośrodek Promocji Turystyki i Sportu przy udziale jednostki zajmującej się projektami napisał wniosek o dofinansowanie budynku Izby. Członkini KGW tłumaczy to tak: Członkini KGW: To wójt złożył wniosek. Bo myśmy prosiły, tłumaczyły cały czas. Wniosek został złożony. Wójt nam powiedział, że Unia pomoże. Badaczka: I to tak, że sto procent środków było unijnych? Członkini KGW: Nie, ogólnie potrzebowałyśmy 906 tysięcy, 500 dała Unia, reszta – gmina. Zwiedzający Izba jest otwarta co tydzień w każdy piątek od godziny dziewiątej do czternastej – pracownik GOPTiS pełni wówczas dyżur w Izbie – oraz w pozostałe dni tygodnia po wcześniejszym umówieniu się (numer do kustosz Izby znajduje się na budynku oraz stronie internetowej gminy Zamość). Izbę odwiedzają mieszkańcy okolicznych wsi, wycieczki szkolne oraz turyści – zwłaszcza rowerowi. Założycielki kolekcji otworzyły Izbę w celu edukacyjnym – by uczyć, zwłaszcza dzieci, „jak kiedyś było”. No bo chciałyśmy pokazać młodszemu pokoleniu, że kiedyś tak to wyglądało. Żeby ta tradycja jednak prze� trwała, żeby młodzież coś wiedziała na ten temat. No bo jak oprowadzam te wycieczki i tłumaczę, że była półka w kuchni i na niej słoma i na tym się spało, no to dzieci mówią: „Na jakiej słomie się spało?!”. Na słomie się spało. I albo był siennik, albo go nie było. Bo nie w każdym domu był siennik. Najczęściej się spało na tych deskach. I rano, jak się wstało, to ooo… I takich wiele, wiele rzeczy… Najczęstszymi gośćmi w Izbie są dzieci z okolicznych szkół: Oprowadzając dzieci, robimy jednocześnie taką zgaduj-zgadulę. Dzieci też myślą, do czego to [dany przedmiot] mogłoby być przydatne – one tam między sobą też chcą rywalizować, chcą się wykazać swoimi wiadomościami, więc to ich też zaciekawia. Dzieci też oglądają swoje babcie tutaj, poznają na zdjęciach. Po zwiedzaniu także jest konkurs, więc któryś z nauczycieli przekazuje, że trzeba dokładnie oglądać, bo będzie konkurs. Ten pan, co przyjeżdża w piątek, kupi czasem jakieś takie małe upominki, nagrody. Także dzieci oglądają, odpowiadają, i tu nieraz chmara rąk… Poza wystawą stałą w Izbie organizowane są otwarte pokazy czynności gospodarczych, takich jak międlenie lnu czy robienie sera – odbyło się ich już kilka. Zaczęto też organizować imprezy cykliczne. Najważniejsze z nich to Dni Muzealnika, które odbywają się w Wysokiem w ostatnim tygodniu kwietnia. Jest to impreza gminna, w której uczestniczą przedstawiciele władz zagranicznych gmin współpracujących z gminą Zamość ze Słowacji, Węgier i innych krajów. Mieszkańcy wioski, z którymi rozmawiałam, znali Izbę. Jeden z nich przekazał kilka sprzętów na jej rzecz. W Zamościu osoba prowadząca pensjonat nie znała Izby. W informacji turystycznej znajdującej się na zamojskim rynku dowiedziałam się, że od czasu otwarcia Izby pytała o nią tylko jedna osoba. Informacja turystyczna dysponuje niewieloma folderami przedstawiającymi tę placówkę. Pracownica punktu informacji uważa, że gdyby docierały do nich informacje o imprezach i pokazach organizowanych w Izbie, można by to miejsce lepiej wypromować. Panie z KGW uważają, że promocja Izby jest niezbędna: „No bo nam właśnie o to chodzi – szukamy takiej promocji naszej regionalnej, no bo wiadomo, im większa będzie promocja, tym większa będzie punktacja odnośnie naszej Izby”. 79 Muzea lokalne Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem Dyrektor Zespołu Szkół w Wysokiem mówi: Trzeba powiedzieć, że w czasie roku szkolnego jest bardzo dużo grup wycieczkowych ze szkół, przedszkoli i takich zorganizowanych, ponieważ w szkołach też realizują taką ścieżkę edukacyjną pod kątem właśnie tych dawnych obrzędów, dawnych zwyczajów, także to wszystko jest powiązane z regionalną izbą, szczególnie z eksponatami, które się tutaj znajdują. W czasie, gdy odwiedzałam Izbę, nie było w niej żadnych zwiedzających. Relacje Izby z otoczeniem Izba w Wysokiem zgodnie z zapewnieniami członkiń Koła Gospodyń służy wszystkim mieszkańcom wsi. W jej sali spotkań odbywają się zebrania wiejskie. W działalność Izby zaangażowani są sołtys wsi, który jest jednocześnie mężem jednej z członkiń KGW, Ochotnicza Straż Pożarna oraz wicedyrektor Zespołu Szkół w Wysokiem. Dyrektor szkoły tak wypowiada się na ten temat: Tak samo nasz sołtys to jest złota rączka, wszystko potrafi, zawsze zespawa nam jakieś elementy, tego. Tak że współpracujemy. Ze strażą tak samo – jeśli trzeba coś większego przewieźć, tak jak te krosna przywieźliśmy. Ze strychu to zdjęliśmy, to było bardzo brudne. Pracownica Ośrodka Promocji Turystyki i Sportu Gminy Zamość mówi: Jest [tam] strażnica OSP Wysokie, a w więk� szości mężowie pań z Koła są członkami OSP. Pan sołtys, Wiesław Topa, teraz już radny, i też jest w OSP. I panowie strażacy to są po prostu 80 81 Muzea lokalne Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem koło domu. Małżonek pani Henryki to jest prezesem OSP. Tutaj właściwie to wszystko jest tak, jak to mówi się, wszystko na miejscu. gości tam jest bardzo często. Ustalać coś tam, czy jakie środki finansowe są potrzebne. Wszystko raczej robi się we współpracy. O ile relacje z wyżej wymienionymi instytucjami układają się bez zarzutu, o tyle problemem jest brak zaangażowania innych mieszkańców wsi. „Kilka razy żeśmy prosiły, to tylko straż pomaga nam. Straż, no, sołtys też nam dużo pomagał. Wiadomo, że nie przyjdzie nam plewić ogródka”. Izba współpracuje też z Zespołem Szkół w Wysokiem (szkoła podstawowa i gimnazjum). Wicedyrektor szkoły jest przyjacielem Izby, a jego syn przez jeden dzień w tygodniu pracuje w niej jako przewodnik – jest etatowym pracownikiem Ośrodka Promocji Gminy Zamość. W 2011 roku w Izbie odbywały staż dwie osoby oddelegowane przez Lubelską Organizację Turystyczną, która pozyskała pieniądze na ich wynagrodzenie z programu unijnego. Zdania na temat pracy stażystek są jednak podzielone – członkinie KGW uważają, że osoby niepochodzące z Wysokiego nie nadają się do pracy w Izbie. Uważają też, że gmina powinna wygospodarować pieniądze na dwa etaty dla Koła Gospodyń: „My byśmy sobie jakoś te dwa etaty rozdzieliły wśród nas”. Pracownica OPTiS Gminy twierdzi: „To ma dwie strony medalu. Najlepiej jest, jeśli [opiekunem kolekcji] jest osoba bardzo związana z tym terenem, która czuje bluesa, która się zna”. więc tu jest ten pies pogrzebany. Bo żeby tutaj przyjeżdżali turyści, to trzeba byłoby od nich wziąć opłatę na ścieki i na wszystko. Trzeba tych pieniędzy. Poza uzyskaniem statusu instytucji kultury rozwiązaniem wskazywanym przez kierowniczkę ośrodka mogłoby być zarządzenie Izbą przez stowarzyszenie. W rozmowach, które przeprowadziłam, wskazywane było przede wszystkim działające w gminie stowarzyszenie o nazwie 28+. Z drugiej strony panie z KGW, zapytane o możliwość powołania stowarzyszenia, nie są do końca przekonane, czy taka forma opieki nad Izbą to najlepsze rozwiązanie jej problemów. Badaczka: Nie myślałyście panie o tym, żeby założyć stowarzyszenie? Członkini KGW: Stowarzyszenie już w gminie jest założone, któremu my podlegamy. Ale jeszcze wszystkie prawne sprawy nie są załatwione. […] Jest taka sprawa, że jakbyśmy same chciały założyć stowarzyszenie, to byśmy się musiały odłączyć od gminy. Nie byłybyśmy się w stanie wtedy utrzymać nawet. Przede wszystkim potrzebne są pieniądze na utrzymanie budynku, prawda? My cały czas współpracujemy z gminą i […] popracować, podopinać to wszystko, żeby to było, żeby można tę wycieczkę przyjmować. Dyrektor szkoły wypowiadał się o Izbie z entuzjazmem: Wie pani, to jest ewenement w skali powiatu Zamoj� skiego. To jest jedyne [takie] miejsce, ba, muszę powie� dzieć, że […] ten budynek, lokal, mi się bardzo podoba. Ja muszę powiedzieć, że na naszej Lubelszczyźnie jest to chyba najpiękniejszy obiekt tego typu […]. Tutaj to jest taka specyfika, drewno, […] zapach dawnej chaty wiejskiej. Muszę powiedzieć, że ja też mam tutaj swoje eksponaty, tutaj jestem też udziałowcem. Wszystko, co możemy, to dajemy. Takie rzeczy, które są stare, nie są w codziennym użytku, a możemy prze� kazać do izby pamięci, to oddajemy, żeby inni mogli zobaczyć stare pieniądze czy stare kilimy, kanapy i tak dalej. Nawet butelki, jak pani widzi. […] Są tacy, którzy przyjeżdżają wypożyczać nawet te butelki. Wydaje się także, że Izba i KGW mają dobre relacje z Ośrodkiem Turystyki. Dyrektor szkoły w Wysokiem tak o nich opowiada: Jak się współpracuje w gminie, to ja powiem pani, że tutaj to nie jest tak, że gmina, to tam się idzie, bo źle naliczyli podatek. Do gminy to zapytać, jak organizuje się współpraca, 82 Problemy Głównym problemem Izby, z którego wynikają pozostałe, jest kłopotliwy status prawny muzeum, na co wskazywała głównie kierowniczka Ośrodka Promocji Gminy Zamość. Izba formalnie podlega jednostce samorządu terytorialnego, jaką jest gmina, co sprawia, że nie może na siebie zarabiać ani pobierać opłat za wstęp nawet w postaci tak zwanych cegiełek. Sala spotkań w Izbie nie może być też, przynajmniej na razie, wynajmowana gdyż takie są zasady programu, z którego zostały pozyskane środki na wybudowanie budynku. Bo my jako jednostka organizacyjna musimy brać wszystko za darmo. Jak tak będzie, to przyjdzie ten moment, że się nam po prostu skończą pieniądze. Więc na razie jest tak, że najpierw musimy znaleźć rozwiązanie. Albo może być instytucja kultury, bo one mogą organizować odpłatnie rożne rzeczy – my na dzień dzisiejszy jesteśmy jednostką organiza� cyjną, która ma też u nas składkę, i mamy wpisaną promocję turystyki i sportu, mamy upowszechnianie, 83 Muzea lokalne Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem Jednym z problemów wskazywanych przez członkinie KGW jest problem z rekrutacją młodszych mieszkanek Wysokiego do Koła Gospodyń: Ten problem jest, że młode panie nie zapisują się do koła. Nie mamy młodych, też ogłoszenia zrobiłam i kartki pisałam, i plakaty na tablice ogłoszeń – no, nie ma chętnych. Nie ma chętnych, żeby zapisać się. Bo młodsze to na pewno spryt� niejsze byłyby, starsze to zachorują, to na operacje. Różnie jest. A nie mamy młodych pań w kole. Problemem według kustosz Izby są też rzadkie godziny otwarcia placówki i to, że nie ma osoby, która pracowałaby w izbie częściej niż tylko raz w tygodniu: Ale są zainteresowane osoby, które się zatrzymują, tutaj odpoczywają, bo ja sama kilka razy widziałam, jak się zatrzymują, także myślę, że jeśli izba byłaby codziennie otwarta, to takich zwiedzających niepla� nowanych byłoby więcej, zwłaszcza w okresie letnim. Członkinie KGW wskazują też na problem z „rejestracją” Izby: Ale jeszcze jest taka sprawa, jeżeli ona byłaby już zarejestrowana, to muzeum w Zamościu, w tych ośrodkach co, no, rozplanowują wycieczki, to by było więcej. No, ona jeszcze nie może być zarejestrowana, bo nie ma tu na stałe pracownika. Jest jeszcze nie zgłoszona, tak żeby to... ona jest do zwiedzania. Szefowa Ośrodka Promocji Gminy wskazuje też na problem z informacją turystyczną w Zamościu, która nie udziela tak rzetelnej informacji na temat Izby jak powinna: „Jest problem z informacją turystyczną, tam na pierwszym miejscu są rzeczy komercyjne”. 84 Plany Podsumowanie Zbiory zgromadzone w Izbie są wciąż powiększane. Pomieszczenie na poddaszu, które w czasie badania było przystosowywanae do pełnienia funkcji sali ekspozycyjnej, będzie służyło wystawianiu sprzętów gromadzonych przez członkinie KGW, ale używać się go będzie także do organizowania pokazów czynności gospodarczych. Izba Regionalna w Wysokiem jest przykładem na to, jak inicjatywa lokalnych aktorów przy współpracy z władzami samorządowymi przynosi efekty, które służą społeczności lokalnej. Poza tym opiekunki Izby mają bardzo konkretne plany dotyczące powiększania kolekcji: Tak, tak, jeszcze brak nam niektórych rzeczy, jak na przykład sanki drewniane, dawne. No nie możemy znaleźć w tej chwili. Ale w tej chwili już bardzo nam mało brak sprzętów. I już w tej chwili są takie osoby, które proponują, ale za opłatą. Jak mamy dany sprzęt, to już nie bierzemy. Nie bierzemy, no bo po co? Pamięta pani taki zegar stojący? […] Ale wie pani, my nie mamy funduszy [na jego zakup]. Musimy się upominać i gmina na takie coś, no, nie daje. Ale teraz tylko takich wyszukanych sprzętów brak. Teraz czekamy tylko do wykończenia. Planowane jest też przygotowanie Izby do przyjmowania większej liczby zwiedzających. W tym celu powinna zostać wybudowana recepcja: „Przy odwiedzaniu jakaś odpłatność musiałaby być zrobiona. Także to musiałoby być, […] bo jakby wycieczka jakaś przyjechała na taki bałagan...” Teren za budynkiem, na którym obecnie trwają prace budowlane, stanie się placem, na którym odbywać się będą gminne imprezy, takie jak Dni z Tradycją czy Dni Muzealnika. Mieszkanki Wysokiego działające w Kole Gospodyń Wiejskich wpadły na pomysł zorganizowania izby regionalnej, lecz nie byłyby go w stanie zrealizować, gdyby nie miały dobrych relacji z miejscowymi władzami. Dobra komunikacja z lokalnymi aktorami i zainteresowanie władz gminy sprawiło, że pomysł jednej osoby wspartej przez aktywną grupę zamienił się w rzeczywistość. Współpracujący z sobą lokalni działacze, do których w wyżej opisanym przypadku należą osoby z Koła Gospodyń Wiejskich i miejscowej Ochotniczej Straży Pożarnej, a także Sołtys oraz pracownicy szkoły, stworzyli dobre warunki do zaistnienia i funkcjonowania Izby. Przede wszystkim wsparcie władz gminy oraz Lokalnej Grupy Działania „Nasze Roztocze” i dobry klimat, jaki instytucje te stworzyły dla oddolnych inicjatyw, zaowocowały powstaniem miejsca z potencjałem, który można będzie rozwijać. Członkinie KGW szukają obecnie pomysłu na kierunek rozwoju Izby, inspirując się między innymi inicjowanymi przez władze gminy Zamość wizytami studyjnymi w innych podobnych Izbach, muzeach i wioskach tematycznych w Polsce. Kluczowym problemem jest dziś dla nich znalezienie pomysłu na to, w jakim kierunku Izba ma podążać: czy przekształci się w muzeum z prawdziwego zdarzenia, czy raczej pozostanie miejscem, które służy przede wszystkim społeczności lokalnej. 85 Kolekcje w gminie Błażowa Małgorzata Kopecka Badana Izba Pamięci i Tradycji znajduje się w Futomie – niewielkiej wsi w gminie Błażowa. Kolekcja ta funkcjonuje w ramach większego, nieformalnego układu razem z kilkoma innymi zbiorami, dlatego do pełnego oglądu jej sytuacji potrzebne będzie spojrzenie szersze, obejmujące całą gminę. Gmina kolekcjonerów Gmina Futoma Błażowa jest typowym polskim miasteczkiem ciągnącym się wzdłuż wąskiej i ruchliwej drogi. W jego centrum znajdują się ponadstuletni ceglany kościół, kilkanaście niskich kamienic i kilka małych bloków. Przy dworcu PKS i centrum handlowym jest szkoła podstawowa z nowo wybudowaną halą widowiskową oraz ośrodek zdrowia. Po przeciwnej stronie ulicy wznosi się duży parterowy budynek domu parafialnego, a znajdujący się na nim szyld informuje, że wewnątrz znajduje się Społeczne Muzeum Ziemi Błażowskiej. Budynek jest niedostępny do zwiedzania, używa się go głównie do spotkań katechetycznych oraz nauk przedmałżeńskich. W centrum miasteczka znajduje się również Biblioteka Publiczna, która przy współpracy z pobliskim Gminnym Ośrodkiem Kultury oraz aktywistami z całej gminy redaguje i wydaje „Kurier Błażowski” – czasopismo o długiej historii, obszerne, dostępne w formie drukowanej oraz w Internecie. Wieś Futoma położona jest siedem kilometrów od Błażowej, znajduje się w niej około osiemset domów (około 1400 mieszkańców), stuletni kościół, szkoła podstawowa, OSP, dwa sklepy i poczta. Zabudowania Futomy stoją na niezbyt stromych zboczach po dwóch stronach drogi przelotowej. W niektórych domach znajdują się małe przedsiębiorstwa, między innymi kowalstwo artystyczne i produkcja mebli. Mieszkańcy wsi w coraz mniejszym stopniu zajmują się rolnictwem, zmniejsza się liczba osób hodujących zwierzęta i produkujących żywność na własny użytek. We wsi mieszka dwóch artystów rzeźbiarzy, ponadto pochodził stamtąd Antoni Rząsa, artysta ludowy, którego dorobek został doceniony w całej Polsce – w Zakopanem znajduje się jego muzeum. Tylko jedna jego rzeźba znajduje się w Futomie – stoi w tamtejszym kościele – jednak Rząsa uznawany jest za ważną postać, co znalazło odzwierciedlenie w propozycji uczynienia go patronem szkoły, a także stworzeniu poświęconych mu gablot pamiątkowych w szkole oraz Izbie Pamięci i Tradycji. Warto zauważyć, że w gminie brakuje bazy noclegowej – w centrum znajduje się zajazd, który jednak służy wyłącznie jako miejsce organizacji wesel. Ponadto w Internecie znaleźć można dane kontaktowe dwóch gospodarstw, które wynajmują pokoje, jednak w trakcie pobytu badaczki żadne z wymienionych miejsc nie udostępniało noclegów Gmina jest dobrze skomunikowana. Między jej miejscowościami jeżdżą liczne autobusy PKS i prywatne busy, a w godzinach popołudniowych można zobaczyć kilka kursujących w różnych kierunkach autobusów szkolnych. Izba Pamięci i Tradycji – historia i kształt obecny Obecnie Izba Pamięci i Tradycji znajduje się w dużej sali na tyłach leżącego obok szkoły budynku OSP. Znajduje się przy nim spora otwarta przestrzeń, na której organizowane są wydarzenia kulturalne, w tym duża coroczna impreza – Dni Futomy. Co 87 Muzea lokalne Kolekcje w gminie Błażowa ciekawe, obecne pomieszczenie w OSP miało być przeznaczone na biuro sołtysa, jednak pani sołtys zadecydowała, że lepiej będzie przechowywać tam zgromadzone pamiątki. Na powstanie izby i jej obecny kształt wpłynęło wiele czynników, zwłaszcza zaangażowanie Zdzisława Chlebka, dyrektora szkoły w Futomie oraz osób związanych z Zespołem Obrzędowym „Futomianie” i Stowarzyszeniem Kultywowania Kultury i Tradycji Ziemi Futomskiej. Kolekcja w Izbie składa się z dwóch części. Pierwsza z nich dotyczy historii najnowszej regionu Futomy, działań regionalnych oddziałów AK oraz BCh i prześladowań, z jakimi spotykali się członkowie polskich formacji zbrojnych. Wyeksponowana jest w kilku gablotach z prawej strony Izby. Są tam głównie dokumenty, zdjęcia, albumy, portrety oraz prasa z czasów wojny i okupacji. Ta część kolekcji zapoczątkowana została przez rodzinę ppkł Józefa Maciołka, żołnierza AK urodzonego w Futomie, i początkowo znajdowała się w jego domu rodzinnym usytuowanym nieopodal szkoły. Po włamaniu i kradzieży kolekcji medali i oryginalnego munduru AK w 1998 roku rodzina przekazała kolekcję szkole. Zbiory eksponowane były początkowo w klasach, później kolekcja została zebrana w sali obok gabinetu dyrekcji, który ostatnio został udostępniony regionalnej komórce ogólnopolskiej organizacji koordynującej wolontariat studencki. W szkole kolekcja była uzupełniana materiałami dotyczącymi innych ważnych dla Futomy postaci, w tym Michała Pilipca, zamordowanego kapelana Podobwodu AK Rzeszów-Południe, i „budowniczego Futomy” Ferdynanda Wyskiela. Osobą najbardziej zaangażowaną w opiekę nad tą częścią kolekcji jest Zdzisław Chlebek, dyrektor szkoły w Futomie, z wykształcenia i zamiłowania historyk urodzony i zamieszkały na terenie gminy. Funkcję dyrektora pełni od piętnastu lat, jest również autorem tekstów do „Kuriera Błażowskiego” i lokalnym aktywistą. Oprowadzanie po Izbie zaczyna od pokazania szkoły, w której znajdują się 88 liczne gabloty pamiątkowe dotyczące ważnych mieszkańców Futomy i żołnierzy AK i BCh – są to pozostałości po dawnej lokalizacji Izby. W trakcie zwiedzania dyrektor mówi o wszystkich eksponatach, jednak wyraźnie pasjonuje go część dotycząca historii najnowszej – wyczerpująco opowiada o kolejnych upamiętnionych postaciach, przytacza liczne, często wstrząsające historie z lat okupacji. Drugą część kolekcji stanowią eksponaty, które scharakteryzować można jako przedmioty codziennego użytku z XIX i początku XX wieku typowe dla regionu. W pierwszej części pomieszczenia, na wprost od wejścia do Izby, znajdują się narzędzia gospodarskie, takie jak cepy, żarna, koła oraz drewniane wyposażenie warsztatu szewskiego. W dalszej części sali zrekonstruowano izbę, w której główne obiekty to łóżko, kołyska, ława, stół, maszyna do szycia, przyrządy kuchenne, naczynia i kartonowa replika pieca. Ponadto zebrano dużą ilość różnych sprzętów domowych, obrazów, makatek, haftowanych chust, odzieży, modlitewników, książek, figur religijnych i innych przedmiotów. Jest to kolekcja stosunkowo niewielka, ma jednak dużą wartość, ponieważ zebrana została na zasadzie „pospolitego ruszenia” mieszkańców wsi. Jej powstanie i ukonstytuowanie wraz z drugą częścią zbioru Izby Pamięci i Tradycji wiąże się z historią Stowarzyszenia, które zostało założone w 2006 roku głównie w celu sformalizowania i nadania osobowości instytucjonalnej istniejącym już wcześniej Kapeli Ludowej z Futomy oraz Zespołowi Obrzędowemu. Ważną rolę w tworzeniu izby odegrała nieżyjąca już prezeska Aniela Wielgos, która wraz z rodziną gromadziła pierwsze regionalia, a także współtworzyła zespół, zbierała i spisywała scenariusze obrzędów i pieśni, pielęgnowała tradycje kulinarne. 18 czerwca 2000 roku w związku z dwudziestoleciem istnienia Zespołu Regionalnego „Futomianie” otwarto Izbę Pamięci i Tradycji w szkole podstawowej. Do kolekcji związanej z czynem zbrojnym dołączyły eksponaty regionalne przekazane przez Anielę Wielgos. Po otwarciu Izby kolekcja stopniowo się rozrastała. Kilka przedmiotów przekazał do niej Augustyn Rybka, sąsiad kolekcjoner, inni mieszkańcy przynosili niekiedy kolejne obiekty. Wielkim sukcesem Stowarzyszenia było spisanie i wypromowanie przepisu na regionalny wypiek – bulwiok, który w 2006 roku trafił na Listę Produktów Tradycyjnych. To wydarzenie jest szczególnie ważne, bowiem gdy członkinie Stowarzyszenia postanowiły uczcić swój sukces i podzielić się nim z mieszkańcami wsi, zorganizowały rekonstrukcję ludowej izby. Wykorzystały zalążek kolekcji znajdujący się w ówczesnej Izbie i dołączyły do niego własne pamiątki. W końcu w 2009 roku nastąpiło przeniesienie całej kolekcji do obecnego pomieszczenia należącego do straży pożarnej, a służącego jako biuro sołtysa: Ja miałam to pomieszczenie jako sołtys, ale skoro była taka możliwość […], skoro pojawiły się środki, żeby tam stworzyć regionalną izbę pamięci i tradycji, to wykorzystaliśmy to. […] Kupiliśmy gabloty, odremontowaliśmy częściowo to pomieszczenie i dyrektor przekazał swoje eksponaty i pamiątki, dokumenty do tej Izby. A myśmy pobrali od miesz� kańców bardzo dużo takich starych rzeczy, mebli dokumentów, starych zdjęć, pamiątek rodzinnych. Zaczęliśmy się tym interesować wcześniej, od założenia stowarzyszenia, ale nie było gdzie tego ulokować. Jak dostaliśmy środki, to było w 2009 roku, zrobiliśmy taką akcję. Wiedzie� liśmy mniej więcej gdzie są, daliśmy ogłoszenie, że zbieramy takie rzeczy, pamiątki i chcemy stworzyć taką izbę pamięci. Mieszkańcy nam przekazywali, sami chodziliśmy i zbieraliśmy. Funkcjonowanie Izba nie ma wysokiej frekwencji. Odwiedzana jest przez wycieczki szkolne nie tylko ze szkoły w Futomie. Zdarzają się także wizyty lokalnych historyków, pasjonatów historii najnowszej i rodzin prezentowanych w niej postaci. Dzień po wyjeździe badaczki w izbie zbierany był podatek od mieszkańców wsi. Sołtyska twierdzi, że ludzie, przychodząc płacić podatki bądź załatwiać inne sprawy w dniach jej urzędowania w Izbie, przeważnie oglądają eksponaty i interesują się nimi, co stanowi ciekawy przykład używania przestrzeni będącej miejscem pamięci. To muzeum żyje z okazji września, miesiąca pamięci i z okazji Dni Futomy, które się odbywają na tym placu, wokół, wtedy Izba pamięci jest jednym z elementów. Kolekcja stanowi także urozmaicenie wiejskich imprez i jest bazą oraz zapleczem materialnym dla działalności Stowarzyszenia. Niekiedy odbywają się tam spotkania jego członków, eksponaty muszą więc być co jakiś czas przestawiane. Rozmówcy wielokrotnie wspominali, że wiejskie święta urozmaicane są rekonstrukcjami dawnych obyczajów oraz rzemiosł. Otwierana jest wówczas Izba, odbywa się oprowadzanie i konkursy wiedzy, a na placu ustawiane są dodatkowe atrakcje, takie jak zrekonstruowany warsztat szewski. Zbiory nie są zarchiwizowane ani zewidencjonowane, póki co założycielki izby są jedynymi nosicielkami pamięci o źródłach kolekcji. Część eksponatów, szczególnie narzędzia gospodarskie, jest podpisana, jednak większość rzeczy nie ma jeszcze etykiet. Wszystkie eksponaty gromadzone były w dość spontaniczny sposób, a niedostatek miejsca sprawia, że wiele przedmiotów wzajemnie się zasłania – część najwyraźniej nie ma jeszcze swojego stałego miejsca, jest więc przekładana w trakcie oprowadzania. 89 Muzea lokalne Kolekcje w gminie Błażowa Mimo dość dobrych warunków lokalowych niektóre eksponaty są narażone na niszczenie, gdyż opiekunom kolekcji brakuje wiedzy, czasu i środków na konserwację. Dyrektor Chlebek mówi: „Wypadałoby konserwować, ale myśmy się tym nie zajmowali… Po prostu nie jesteśmy specjalistami”. Okazjonalnie pomocy i rady w zakresie najpilniejszych prac konserwatorskich udziela Augustyn Rybka – właściciel większej kolekcji w pobliskiej wsi. Izby nie wspierają materialnie władze szczebla gminnego, choć ich przedstawicielom zdarza się „zaszczycić swoją obecnością” ważniejsze imprezy. Stowarzyszenie współpracuje z Gminnym Ośrodkiem Kultury, którego dyrektor jest mieszkańcem Futomy zaangażowanym w życie społeczności lokalnej. Współpraca ta wiąże się głównie z występami zespołu i kapeli, co jest zrozumiałe ze względu na potrzebę promocji gminy poza jej granicami, oraz z organizacją Dni Futomy, które stały się już imprezą cykliczną. Potencjał rozwojowy, przyszłość, problemy Izba Pamięci jest dopiero w początkowej fazie, tam nie ma zbyt bogatych zbiorów, no ale myślę, że wszystko przed nami, jeżeli chodzi o Futomę. Opiekunowie kolekcji zgodnie twierdzą, że w krótkiej perspektywie czasowej do najważniejszych celów, obok konserwacji i inwentaryzacji zbiorów, należy rozszerzanie kolekcji. Prezeska Stowarzyszenia posiada ambitne plany powiększenia Izby i otworzenia dodatkowej sali, w której znaleźć by się mogła wystawa historycznych fotografii przedstawiających życie mieszkańców wsi (przygotowano ją jakiś czas temu, a obecnie przechowywana jest na zapleczu sali). Szanse na taki rozwój Izby zależeć będą od starań opiekunów kolekcji oraz dalszej 90 współpracy z OSP. Dotychczasowe stosunki między instytucjami układają się jednak na tyle dobrze, że plan powinien się powieść. Izba pamięci Działania Stowarzyszenia – promocja lokalnych obyczajów i potraw oraz organizacja Izby – sprawiają wrażenie nieśmiałych prób wykreowania nowego potencjału dla wyludniającego się i dość biednego regionu. Część z tych działań ma charakter nieco chaotyczny, skokowy i niekonsekwentny, niemniej stoi za nimi założenie, że w dalekiej perspektywie mogą przynieść społeczności kulturowe i gospodarcze korzyści. Kolekcja ma za sobą okres wzmożonego działania i rozbudowy, obecnie znajduje się natomiast w pewnej stagnacji. Można jednak sądzić, że niedługo pojawią się kolejne impulsy do rozwoju. Narzędzia (obok oraz na stronie 86) używane do inscenizacji starych rzemiosł podczas Dni Futomy Izba Pamięci i Tradycji znajduje się na niskim poziomie instytucjonalizacji i na razie jest inicjatywą o charakterze prywatnym związaną ściśle z działalnością społeczną lokalnych liderów i liderek. Jej status w społeczności lokalnej jest jeszcze dość niski – nie wszyscy traktują ją jako dobro wspólne. Ilustracją tej tezy jest informacja o tym, że od kiedy w regionie zaczęli działać handlarze starociami, ludzie nie tylko przestali przekazywać stare przedmioty Izbie, ale wręcz zdarzył się przypadek odebrania z kolekcji dwustuletniego rzeźbionego krzyża przez osobę będącą spadkobiercą właścicielki chaty, z której pochodził. Działalność handlarzy identyfikowana jest jako jedno z zagrożeń dla istnienia Izby. Teraz już się zrobił problem. Bo kiedyś, jak tak tego nie skupywali, to uważali, że to jest bezwarto� ściowe i można oddać do kolekcji. Teraz, jak ktoś proponuje za to jakieś pieniądze, to lepiej sprzedać. Warto jednak zwrócić uwagę, że w szerszej perspektywie sytuacja taka jest jednym z przejawów rozwijającej się obecnie tendencji do dowartościowywania przeszłości. Powoduje ona utrudnienia dla kolekcjonerów działających społecznie oraz niesie 91 Muzea lokalne Kolekcje w gminie Błażowa Dom w Błażowej Wnętrze Chaty pani Weroniki. Spotykają się tam członkinie stowarzyszenia. Stary Piec znajdujący się w chacie pani Weroniki. Wypiekane są w nim regionalne potrawy dom handlarzy starociami z sobą ryzyko przemieszczenia znacznej części dziedzictwa materialnego biedniejszych regionów w ręce prywatnych kolekcjonerów, również poza granice kraju. Z drugiej jednak strony zjawisko to, mające głównie ekonomiczne przyczyny”, niesie z sobą zmianę kulturową – stare przedmioty przestają być postrzegane jako bezwartościowe śmieci. Podobnie dzieje się ze starymi chałupami – coraz częściej pojawiają się osoby, które zamiast wyburzać je i stawiać w ich miejscu nowe domy, decydują się na odnawianie oraz rekonstrukcję chat i podejmują próby tworzenia prywatnych kolekcji. Występowanie takiej tendencji potwierdza istnienie miejsc takich jak doskonale zachowana izba w starej chacie, którą opiekuje się pani Weronika, jedna z członkiń Stowarzyszenia. Izba ta służy za miejsce spotkań kobiet zaangażowanych w zespół Futomianie, wspólnego gotowania i przygotowań do wyjazdów zespołu. Moi informatorzy mówili także 92 o dwóch innych rodzinach, które są w trakcie restaurowania starych chat i tworzenia w nich niewielkich kolekcji na własny użytek. Obecnie kolekcją w Futomie opiekuje się kilka osób, dlatego nawet mimo powtarzających się narzekań na brak czasu, w krótkiej perspektywie niedostatki kadrowe nie staną się problemem Izby. Pozostaje pytanie, jaka przyszłość czeka Izbę w dłuższej perspektywie. Dyrektor szkoły, borykający się na co dzień z problemami biurokratycznymi i walczący o zaangażowanie mieszkańców wsi, obawia się, że trudno będzie znaleźć kontynuatorów dzieła. W Futomie znajduje się tylko szkoła podstawowa – dzieci w wieku do dwunastu lat są za młode, żeby w konsekwentny i świadomy sposób zaangażować się w prowadzenie Izby, natomiast te starsze dojeżdżają do gimnazjum lub liceum w Błażowej bądź pobliskim mieście. Z tego powodu młodzież w wieku od dwunastego 93 Muzea lokalne Kolekcje w gminie Błażowa do dziewiętnastego roku życia nie angażuje się w pełni w kulturę lokalną. Ponadto bardzo wiele osób wyjechało��������������������������������������������� za granicę. Poproszeni o wsparcie dla lokalnych inicjatyw emigranci z reguły go nie odmawiają, jednak, co oczywiste, nie można ich traktować jako potencjalnych kontynuatorów dzieła. W szkole w Futomie siedzibę ma regionalny oddział organizacji Projektor skupiającej studentów-wolontariuszy z całej Polski, który nie angażuje się w ideę pielęgnowania dziedzictwa lokalnego. Organizacja ta skupia się wokół nauczania przedmiotów ścisłych i technicznych, realizując niekiedy przedsięwzięcia o charakterze artystycznym. Zainteresowanie tą tematyką jest zbieżne z tendencjami panującymi na rynku pracy. Korzystne dla istnienia kolekcji byłoby z pewnością wypracowanie formuły współdziałania szkoły i organizacji, w ramach której znalazłoby się miejsce na wolontariat dla studentów kierunków związanych z etnografią, historią czy muzealnictwem. Kolekcjonerzy w Futomie często podkreślają, iż ich zbiory nie są jedynymi w okolicy. Ponadto, jak wynika z rozmów, między wszystkimi kolekcjami w gminie występują silne relacje – więzi personalne, wypożyczanie i przekazywanie eksponatów, odwiedziny i wsparcie merytoryczne. Futomianie mają świadomość, że nie muszą znać się na wszystkim i kolekcjonować wszystkiego, bo w niewielkiej odległości prowadzone są podobne inicjatywy, często na większą skalę i w większym stopniu zinstytucjonalizowane. Gminny Ośrodek Kultury i Muzeum Społeczne GOK w Błażowej angażuje się na miarę swoich mozliwości w rozmaite inicjatywy we wsiach gminy, jednak w zakresie muzealnictwa boryka się z własnym, dość skomplikowanym problemem. W mieście znajduje się bowiem Muzeum Społeczne założone w latach dziewięćdziesiątych przez Towarzystwo Miłośników 94 Ziemi Błazowskiej. W jego zbiorach znajdują się regionalia i przedmioty codziennego użytku, a także fotografie i archiwa dotyczące rozwoju miasteczka oraz życia jego wybitnych mieszkańców. W zakres kolekcji wchodzą też pisanki pochodzące z konkursów organizowanych w Błażowej od dwudziestu pięciu lat. To specyficzna i obszerna część kolekcji – informator z GOK-u twierdził, że jest to największy zbiór pisanek w regionie. Okazuje się jednak, że nie jest on faktycznie udostępniany. Co prawda klucz do sali z ekspozycją dostępny jest w GOK-u, lecz jego wydawanie na życzenie nie jest efektywnym rozwiązaniem instytucjonalnym. Próby dowiedzenia się od mieszkańców Błażowej, co można zobaczyć w Muzeum Społecznym oraz jak się tam dostać, były bezowocne. Tylko jedna osoba przypomniała sobie, że kiedyś, w czasach szkolnych, odwiedziła to muzeum, nie potrafiła jednak powiedzieć, jakie eksponaty się w nim znajdują – pamiętała jedynie stare meble. Ponadto wszystkim moim rozmówcom wydawało się, że Muzeum organizowane jest przez Kościół, ponieważ obecna siedziba kolekcji znajduje się w domu parafialnym w centrum miasteczka, o czym informuje duży szyld nad wejściem. Oto jak problemy Muzeum Społecznego opisuje pracownik GOK: Problemem jest przypisanie tego muzeum konkretnemu opiekunowi. Założycielem jest Towarzystwo Miłośników Ziemi Błażowskiej, które obecnie nie jest za bardzo zainteresowane prowadzeniem muzeum. Ponadto muzeum nie ma lokum samorządowego czy publicznego, tylko mieści się na poddaszu domu parafialnego. Siedziba Muzeum zmieniała się już trzy razy od czasu jego powstania: [Muzeum] powstało jako wystawa w Ośrodku Kultury, później, dzięki zaan� gażowaniu [ówczesnego] proboszcza, księdza Kowala [...], z GOK-u zaczątki tego muzeum zostały przeniesione do trzech sal na parterze w domu parafialnym, później [...] udało się adaptować poddasze tego budynku, tak że to jest trzecia siedziba. Przenosiny poskutkowały jednak utratą części kolekcji, a obecna siedziba nie spełnia standardów potrzebnych do przechowywania obiektów takich jak pisanki – w ciągu roku na strychu występują znaczne wahania temperatur, a praktyka pokazuje, że takie umiejscowienie nie sprzyja przyjmowaniu zwiedzających. Stwierdzić można, że Muzeum obecnie znajduje się w stanie uśpienia wywołanego brakiem środków i brakami kadrowymi. Założone zostało w okresie wzmożonej aktywności Towarzystwa, które ostatnio zmieniło charakter działalności na naukową, skupiając się na organizacji odczytów i małych konferencji, wydawaniu publikacji oraz lokalnego periodyku. Istotnym czynnikiem jest również zmiana personalna – ukonstytuowanie się muzeum w obecnym budynku nastąpiło za czasów urzędowania poprzedniego proboszcza, który zaliczał się do grona lokalnych aktywistów i niedawno doczekał się nawet swojego pomnika w centrum Błażowej. Mimo opisanych trudności, z jakimi boryka się kolekcja, trwają obecnie prace nad jej zreorganizowaniem: W tej chwili w Ośrodku Kultury piszemy projekt, żeby przystosować na potrzeby muzeum kilka pomieszczeń nowo wyremon� towanej sali widowiskowej [w GOK]. Plany te nie są na razie ujęte w żadnych ramach czasowych, nie wiadomo także, czy w ogóle dojdzie do ich realizacji, należy jednak zauważyć, że reaktywacja Muzeum mogłaby mieć wpływ na pozostałe kolekcje znajdujące się w gminie. Izba Pamięci Narodowej W szkole podstawowej w Błażowej Dolnej, sąsiedniej wsi, mieści się kolejna kolekcja. Jest ona ściśle ukierunkowana na dokumentację historii Podobwodu Rzeszów Południe AK. Została założona w 2004 roku w związku z nadaniem szkole imienia Armii Krajowej, a znajdujące się w niej eksponaty pochodzą z darowizn od rodzin weteranów i historyków pasjonatów z okolic. Część kolekcji znajdowała się dawniej w Muzeum Społecznym Towarzystwa Miłośników Ziemi Błażowskiej, a w 2009 roku została przekazana szkole. Ekspozycja mieści się w niewielkim pomieszczeniu na tyłach jednej z klas. Jej wyposażenie to gabloty stojące i wiszące na ścianach oraz stoły. Wśród eksponatów znajdują się liczne dokumenty, fotografie i portrety żołnierzy AK, sztandary oraz niewielka ilość ekwipunku wojskowego: hełmy, plecaki, manierki. Jest tam także zbiór współczesnych publikacji dotyczących prezentowanych zagadnień i reprodukcje map. Do najcenniejszych pamiątek zaliczają się oryginalne publikacje z czasów wojny i okupacji, szczególnie pełne roczniki biuletynu AK „Na Posterunku” oraz ołtarzyk polowy księdza Michała Pilipca, który również przejęto z Muzeum Społecznego, a niedawno wypożyczono do Muzeum Historycznego Miasta Stołecznego Warszawy, gdzie stanowi część wystawy w Muzeum Ordynariatu Polowego. Dyrektor szkoły opisuje tę sytuację w następujący sposób: Po otwarciu tej izby w 2004 roku myśmy rozwijali te eksponaty, gromadzili ich coraz więcej. Między innymi udało nam się przejąć część zbiorów Społecznego Muzeum Ziemi Błażowskiej […]. Był tam kącik, w którym była część poświęcona żołnierzom AK. Tam znajdowało się mnóstwo eksponatów, między innymi ołtarzyk polowy księdza Michała Pilipca, który trafił do naszej Izby Pamięci. Po kilku latach odezwali się państwo z Muzeum Historycznego Miasta Stołecznego Warszawy, czy możemy wypożyczyć w depozyt właśnie ten ołtarzyk. Tak się rozpoczęła współpraca z Muzeum Ordynariatu Polowego. 95 Muzea lokalne Kolekcje w gminie Błażowa Izba pamięci narodoweji w szkole w Błażowej Dolnej Izba jest kolekcją specjalistyczną dotyczącą wąskiego zakresu historii i spotyka się z zainteresowaniem instytucji i osób, które się w nim specjalizują. Dyrektor opowiada o współpracy z IPN i pracach archiwizatorskich prowadzonych przez pracowników tej instytucji na zbiorach Izby. Ponadto izba budzi zainteresowanie mediów – kręcono w niej fragmenty filmu dokumentalnego kanału TVN Historia. Izbę odwiedzają krewni upamiętnionych żołnierzy oraz historycy i pasjonaci zajmujący się historią walk na terenie Rzeszowszczyzny. Zakres tematyczny izby nie sprzyja udostępnianiu ekspozycji dzieciom w wieku szkolnym, dlatego odwiedzają one izbę sporadycznie, zwłaszcza w ramach zajęć na kółkach zainteresowań. Dyrektor szkoły chętniej kieruje do dzieci inicjatywy innego typu niż zwiedzanie kolekcji: szczyci się prowadzonym od 2005 roku festiwalem piosenki patriotycznej, w którym udział biorą reprezentanci wielu okolicznych szkół, włączaniem dzieci w liczne obchody, akademie patriotyczne i wydarzenia związane z czczeniem pamięci AK. Działalność 96 patriotyczna w szkole nagrodzona została nominacją do tytułu Kustosza Pamięci Narodowej IPN, a ściany dyrektorskiego gabinetu i korytarzy zdobią liczne dyplomy i wyróżnienia za aktywność w tej sferze. Funkcjonowanie izby mocno ogranicza niewielka przestrzeń oraz brak opiekunów – nikt poza dyrektorem nie zajmuje się zbiorami, dlatego też udostępnianie ich uzależnione jest od jego godzin pracy. Eksponaty, jak mówi dyrektor, „upchane” są na niewielkiej przestrzeni. Ciągła obecność dzieci w pobliżu usytuowanej w szkole kolekcji postrzegana jest jako zagrożenie. Dyrektor traktuje opiekę nad zbiorami jako swoją pasję i ambicję, jest jednak świadomy słabych punktów ekspozycji oraz niewielkich szans na jej rozwój i profesjonalizację. Dlatego przyznaje, że byłby gotów przekazać kolekcję Muzeum Społecznemu, gdyby rozwinęło ono swoją działalność na tyle, by móc zapewnić lepsze, profesjonalne warunki ekspozycji, a szczególnie wydelegować pracownika, który gwarantowałby stałe godziny udostępniania. Muzeum prywatne Augustyna Rybki dwadzieścia, mogę o tym marzyć… Nie wiem, czy to zrobię, ale mnie tu nikt nie ogranicza w sensie powierzchniowym i wielkościowym. Największe zbiory na terenie gminy ma Augustyn Rybka. Kolekcjoner, który od wielu lat gromadzi eksponaty, nie szczędzi środków, sił, to jest jego pasja. Kolekcja Augustyn Rybka jest kolekcjonerem pasjonatem, który posiada największą kolekcję w gminie. Wszyscy badani wspominali o tej postaci i namawiali do odwiedzenia jego muzeum, co ostatecznie doszło do skutku dzięki pomocy dyrektora Chlebka. Kolekcjonerskie zamiłowania Augustyna Rybki sięgają jego najmłodszych lat – twierdzi, że już w szkole miał zbiór monet i znaczków. Obecnie skupia się na zdobywaniu przedmiotów reprezentujących kulturę materialną wsi podkarpackiej. Na co dzień jest nauczycielem techniki w jednej z rzeszowskich szkół i przedsiębiorcą, udziela się również we władzach samorządowych, ale przede wszystkim poświęca czas na opiekę nad kolekcją i jej rozwijanie. Augustyn Rybka prowadzi swoje muzeum w Wilczaku, przysiółku położonym na górze ponad miasteczkiem i dość trudno dostępnym. Dotrzeć tam można pieszo albo samochodem terenowym wąską szutrową drogą, która ciągnie się przez kilka kilometrów. Kolekcjoner przyznaje, że kupił samochód terenowy specjalnie po to, by móc dojeżdżać do Wilczaka i transportować eksponaty. W malowniczej kotlinie na końcu drogi stoją piętrowy podmurowany budynek – dawna stodoła – oraz szopa, w których znajduje się Prywatne Muzeum pana Rybki. Teren jest częściowo ogrodzony, a niedługo nad bramą wjazdową ma zawisnąć szyld witający gości. Właściciel podkreśla, że położenie kolekcji jest jej wielkim atutem – po pierwsze przebywanie w tym malowniczym miejscu sprawia mu dużą przyjemność, a po drugie daje swobodę w planowaniu dalszego rozwoju placówki. Ważna jest droga, odległość. Jakbym to miał w mieście, to bym się ugotował […]. A tu mogę jeszcze pięć maszyn przywieźć, mogę postawić W zbiorach Augustyna Rybki znajdują się przedmioty codziennego użytku, w większości nie starsze niż z końca XIX wieku. Zajmują one dwa poziomy dawnej stodoły. Szopę oraz przestrzeń wokół budynków kolekcjoner przeznaczył na eksponowanie maszyn rolniczych z różnych okresów. Z boku znajduje się niewielka kolekcja uli i miejsce na ognisko. Na ścianach stodoły wiszą stare narzędzia rolnicze, natomiast na parterze i piętrze znajdują się posegregowane tematycznie zbiory przedmiotów, które dawniej służyły za wyposażenie wnętrz domów oraz warsztatów różnych rzemiosł. Część z nich stoi na półkach i regałach wzdłuż ścian, niektóre umieszczono na niewielkich podestach na podłodze, jeszcze inne w gablotach. Eksponatów jest bardzo dużo i choć kolekcja jest trochę przeładowana, obiekty są wyeksponowane bardzo starannie. Naczynia i urządzenia kuchenne, narzędzia szewskie, ciesielskie i bednarskie, liczydła, lampy, figurki, zabawki – wszystkie te eksponaty ułożone są w grupy, które pokazują ewolucję techniczną przedmiotów lub ich różnorodność w danym okresie. Augustyn Rybka mówi: „Ja się staram pokazywać ścieżkę rozwoju danej dziedziny”. Widać ponadto, że kolekcjoner ma bogatą wiedzę technicznną – wyczerpująco tłumaczy działanie eksponatów i ich konstrukcję. Wszytkie przedmioty przeszły renowację bądź rekonstrukcję i w razie potrzeby są naprawiane i konserwowane. Augustyn Rybka przyznaje, że kolekcja jest ogromna i nie w pełni uporządkowana. Jest ich około trzech – czterech tysięcy. Tego nie można zliczyć. Część się staram segre� gować, część jest taka… groch z kapustą. 97 Muzea lokalne Kolekcje w gminie Błażowa główny budynek Muzeum w wilczaku Większość eksponatów została jednak dobrana według klucza – kolekcja w zamierzeniu ma stanowić wyczerpujący przegląd dziedzictwa materialnego regionu podkarpackiego. Wiąże się to z selekcją i pozbywaniem się części przedmiotów: Bo to jest prywatne muzeum kultury mate� rialnej wsi podkarpackiej. Jeżeli coś nie ma nic wspólnego z wsią podkarpacką, to ja się staram tego nie mieć. […] Troszeczkę selekcja musi być, bo by się tu zrobił śmietnik. Kolekcjoner szczyci się tym, że jest już bliski osiągnięcia celu – jego zbiór jest faktycznie imponujący, a jeżeli istnieją ważne obiekty, których jeszcze nie posiada, to już o nich wie i ich poszukuje. Jego sława sprawia, że mieszkańcy okolicznych miejscowości czasami się z nim kontaktują, jeżeli chcą się pozbyć staroci. Jeśli jakiś obiekt powtarza się w jego kolekcji, to przekazuje go sąsiadom, na przykład futomskiej Izbie. Należy przy tym podkreślić, że ambicją pana Rybki nie jest tworzenie rekonstrukcji chaty czy warsztatów, ale przedstawienie całego bogactwa kultury materialnej: Jak pani trafiła dawniej na wieś, do takiej chałupy, to była bida – nie było nic. I to wszystko jest z całej wsi – nie z jednego domu. […] To jest kwintesencja całej wsi podkarpackiej – nie, że to wszystko było w jednym domu. Przyszłość muzeum Augustyn Rybka ma sprecyzowane i dalekosiężne plany rozwoju kolekcji i zagospodarowywania przestrzeni wokół niej, ale przyznaje również, że jego wizja zmienia się dość dynamicznie zależnie od tego, jakie zdobywa eksponaty i jakie ma pomysły. Co parę lat koncepcja się zmienia. To było inaczej, teraz jest inaczej. Jeszcze może za pięć lat się dalej zmieni. 98 Jest to nieskończone i nie będzie nigdy skoń� czone. Cały czas, tak jak Kraków, będzie budo� wane. Cały czas będzie coś dokładane… Poszczególne pomieszczenia mają docelowo stać się ekspozycjami tematycznymi. Kiedy kolekcjoner poradzi sobie z problemami technicznymi, takimi jak poprawienie dachu, osuszenie ścian i wzmocnienie podłogi na piętrze budynku, mają się tam znaleźć warsztat tkacki i wiejska izba. Na dole uporządkowane i wykończone zostaną pomieszczenia związane z rzemiosłem i wyposażeniem kuchennym oraz sala szkolna. Poza tym pan Rybka zamierza wybudować „karczmę”, czyli budynek, w którym goście odwiedzający Muzeum mogliby się napić kawy, a nawet zanocować. Właściciel kolekcji nie nastawia się na duży ruch turystyczny, wręcz wzbrania się przed nim. Gdyby w Muzeum miały się zjawiać wycieczki, to raczej na biwak, a oprowadzane byłyby tylko osoby zainteresowane i dorosłe. Mówię, o co chodzi: do mnie się przy� jeżdża na dłuższy czas, przywozi się grill, siedzimy, opowiadamy, pijemy kawę. Kolekcjoner podkreśla, że muzealnictwo nie jest dla niego w żadnym wypadku sposobem na zarabianie pieniędzy, a zwiedzanie powinno być zarezerwowane dla osób, które interesują się tematyką zbiorów. Szczególnie dotyczy to dzieci: Koncepcja tego muzeum […] powstała, jak ja byłem z synem w muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Chodzę z nim po tych salach i mówię: „Jak skoń� czymy, to ci kupię loda”. Idziemy do następnej sali: „Tata, kiedy się to skończy, bo miałeś mi loda kupić?”. I zrozumiałem jedną rzecz: dzieciom nie można na siłę pokazywać, bo ich to nie interesuje. Tak samo tutaj: jak przyjadą, zjedzą kiełbasę, polatają po lesie, a przy okazji to zobaczą, to im coś zostanie. Pan Rybka nie narzeka na brak funduszy, kiedy mówi o powiększaniu i konserwacji kolekcji lub pracach przy budowie i remontach budynków: „Bo 99 Muzea lokalne Kolekcje w gminie Błażowa pieniądze to jest najmniejszy problem, problemem jest czas – nie ma czasu”. Zwraca jednak uwagę, że wyposażenie, takie jak profesjonalne gabloty, jest dla niego zdecydowanie za drogie. Kolejnym, chyba jeszcze poważniejszym problemem jest brak miejsca – liczba eksponatów wzrasta w lawinowym tempie i o ile przestrzeni wokół budynków nie brakuje, o tyle pomieszczenia są już całkowicie zapełnione. To, jakie będą dalsze losy tej imponującej kolekcji, jest zagadnieniem otwartym. Z pewnością dopóki kolekcjonerowi wystarczy sił, dopóty będzie się ona zmieniać i rozwijać. Nie wiadomo jednak, czy znajdą się kontynuatorzy jego dzieła. Z rozmowy wynika, że członkowie jego rodziny nie są zaangażowani w kolekcję, natomiast instytucjonalizacja zbioru i oddanie komuś części władzy nad nim jest dla kolekcjonera nie do pomyślenia. Nie chce on również prowadzić działalności gospodarczej i nie jest zainteresowany promocją wśród turystów. Muzeum jest jego wielkim dziełem, które stworzył ze szlachetnych pobudek, nie licząc na uznanie i docenienie ze strony innych. Pozostanie więc ono unikatowym miejscem, w którym każdy, kto podziela pasję właściciela, dostrzeże niezwykłą wartość, lecz zarazem nastawienie pana Rybki może się stać powodem, dla którego Muzeum nie przeżyje swojego założyciela. Co dalej? Błażowa, podobnie jak reszta regionu, znajduje się obecnie w dość trudnej sytuacji społeczno-ekonomicznej. Mieszkańcy wspominają, że przed przełomem z 1989 roku większość ziemi była uprawiana i obsadzana, a teraz, szczególnie od chwili otwarcia granic po przystąpieniu Polski do UE, w coraz większym stopniu jest pozostawiana odłogiem. Faktycznie, gdy ogląda się fotografie z dawnych czasów, widać zdumiewającą różnicę – wiele miejsc trudno dziś rozpoznać, są porośnięte młodym 100 lasem. Zasady gospodarki rynkowej nie sprzyjają rozwojowi rolnictwa na obszarach takich jak ten – górzystych i niezbyt urodzajnych – co w połączeniu ze słabą kondycją innych gałęzi gospodarki prowadzi do stagnacji i słabości miejscowego rynku pracy, problemów ekonomicznych i wyludniania się – znaczna grupa osób w wieku produkcyjnym opuściła wsie i miasteczka gminy Błażowa w poszukiwaniu pracy, pociągając za sobą również część młodzieży w wieku szkolnym. Część pieniędzy zarobionych dzięki tego rodzaju migracjom transferowana jest oczywiście do rodzinnych miejscowości, o czym świadczą między innymi liczne nowe domy stojące w każdej wsi czy wspominane już wspieranie finansowe lokalnych inicjatyw. Nie zmienia to jednak sytuacji społecznej – wiele domów stoi całkiem pustych, a społeczność cierpi z powodu braku młodych ludzi, którzy mogliby przejmować inicjatywę w sferze gospodarczej oraz kulturalnej. Inicjatywy kulturalne, takie jak kolekcjonerstwo i muzealnictwo, mogą przekształcać postawy mieszkańców miejscowości, wzmacniać w nich przekonanie o wartości miejsca, w którym żyją, i inspirować do podejmowania działań mieszczących się zarówno w sferze kultury, jak i przedsiębiorczości. To, czy edukacja i przedsięwzięcia wzmacniające więzi społeczne skierowane zostaną do dzieci, czy do osób dorosłych, jest kwestią strategii i pomysłu. Wydaje się jednak, że warto podejmować próby wykorzystania potencjału drzemiącego w dziedzictwie historycznym społeczności do stymulowania jej rozwoju. stosunek do pamiątek przeszłości i przekonanie, że warto pielęgnować historię. Często działania, które podejmują, są intuicyjne – liderzy rzadko kierują się myśleniem strategicznym czy rynkowym, niemniej ich praca przynosi efekty. Nie do przecenienia jest rola sieci relacji występujących między kolekcjami i ich opiekunami. Powiązania personalne i instytucjonalne dają możliwość elastycznego posługiwania się kolekcjami, wymiany obiektów i wzajemnego wsparcia. Pozostaje mieć nadzieję, że sieć ta będzie się rozwijać i działać efektywnie. Potencjał rodzący się wokół kolekcji może być wykorzystywany na różne sposoby: muzea i izby mogą stać się atrakcjami turystycznymi i stymulować miejscową gospodarkę, mogą również stać się punktami ogniskującymi życie mieszkańców i pobudzającymi ich do działań kulturalnych. Może również zdarzyć się tak, że potencjał ten nie zostanie wykorzystany, a stagnacja i chęć pozbycia się dodatkowego obciążenia zwycięży nad pasją społeczną. Warunkiem rozwoju pozostaną starania liderów, ich współpraca i podejmowanie nowych wyzwań. Dobrze byłoby, gdyby osoby zaangażowane w kolekcje miały możliwość rozwijania swoich umiejętności liderskich i poznawania dobrych praktyk wypracowanych przez inne, podobne jednostki. W gminie Błażowa niewątpliwie istnieje baza do tego rodzaju działań – istnieją kolekcje, z których każda przedstawia dużą wartość i opiera się na konkretnym pomyśle. Za każdą z nich odpowiada lider lub grupa liderów, którzy wyróżniają się osobowością, pasją i zaangażowaniem. Osoby te mogą okazać się niezwykle ważne dla dalszego kreowania społecznego potencjału. Motywacje, które nimi kierują, są różne, ale wszystkich łączy emocjonalny 101 Izba Pamięci Radusza Historia Izby Muzeum wsi, której nie ma Weronika Chodacz Izba Pamięci Radusza zlokalizowana jest w siedzibie Ośrodka Edukacji Ekologicznej Mokrzec na skraju Puszczy Noteckiej dziesięć kilometrów na północ od Międzychodu, siedziby miejsko-wiejskiej gminy w województwie wielkopolskim. Gminę zamieszkuje dziewiętnaście tysięcy osób, a połowę jej powierzchni stanowią grunty leśne1. Izba powstała w 2007 roku z inicjatywy Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Ziemi Międzychodzkiej i prowadzi ją Nadleśnictwo Międzychód. Otwarto ją z okazji Drugiego Światowego Kongresu Międzychodzian. 1 Stan na 31 grudnia 2011, źródło BDL GUS. Radusz to miejscowość założona na prawie olęderskim w 1700 roku. Na początku dwudziestego wieku był największą wsią Puszczy Noteckiej. Liczył dziewięćdziesiąt domów, które zamieszkiwało ponad sześćset osób, głównie protestantów. W latach czterdziestych XX wieku Obszar Puszczy stał się terenem łowieckim Arthura Greisera i Hermanna Göringa. Aby go powiększyć, w 1940 roku rozpoczęto wysiedlenia i stopniową rozbiórkę miejscowości. Po wojnie do wsi nie wrócili jej poprzedni mieszkańcy i nie wprowadzili się nowi. W latach pięćdziesiątych domy nadal były rozbierane tym razem na cegłę, z której powstały budynki w Międzychodzie, a część budulca wywieziono do Warszawy. Ostatnim budynkiem Radusza był kościół, który wyburzono w 1956 roku. Obecnie po wsi pozostały jedynie fundamenty zabudowań, drzewa owocowe, nagrobki i fragmenty dróg2. Do lat osiemdziesiątych na cmentarzu stały krzyże żeliwne, które potem sprzedano na złom. Tabliczki z nagrobków na podstawie archiwalnych zdjęć odtworzono wewnątrz Izby. Jak twierdzi jeden z jej założycieli, na cmentarzu pozostały „same groby bez nazwisk”. Pomysłodawcą Izby jest Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Ziemi Międzychodzkiej, które w 2008 roku wytyczyło w Puszczy dwie ścieżki rowerowe „Śladami Radusza”. Jego członkowie współpracują z gminą przy organizacji Światowych Kongresów Międzychodzian. Na jeden z takich zjazdów postanowili zaprosić dawnych mieszkańców Radusza. Ten mój wiceprezes ze stowarzyszenia – on w ogóle żyje Puszczą. I jak ja mu zacząłem o tym opowiadać, to on mówi: „Słuchaj, jak my będziemy robili ten Światowy Kongres Międzychodzian, zaprośmy tych raduszan. Przecież oni przyjadą, są starsi, zobaczymy, co jeszcze mają”. I myśmy zaczęli szukać tych światowych pamiątek po Raduszu. […] I proszę sobie wyobrazić, że oni zaczęli nam przywozić te wszystkie rzeczy, coraz więcej tego było. I wtedy właśnie pomysł: tę wieś pokazać. Zrobimy tablicę, napiszemy, pokażemy turystom. Przecież to jest kapitalna sprawa. Największa wieś Puszczy. Inicjatywa zaangażowania dawnych mieszkańców Radusza i ich potomków do stworzenia kolekcji spotkała się z entuzjastycznym odzewem. Większość z tych osób mieszka obecnie w Niemczech i tylko niewielka część pozostała po wojnie w Polsce. Na wieść o stworzeniu Izby raduszanie zaczęli przekazywać organizatorom swoje pamiątki. Niektórzy przywozili przedmioty przy okazji wizyt w Międzychodzie. Inni oddawali obiekty w depozyt na pewien czas. Do Radusza przyjechał też człowiek, który w dzieciństwie widział, w którym miejscu jego ojciec zakopał sprzęty domowe przed opuszczeniem miejscowości. Z pomocą lokalnego stowarzyszenia historyków odnalazł je po latach. Część przedmiotów, które uznał za rodzinne pamiątki, zabrał, pozostałe przekazał Izbie. Część rzeczy się kopie. A chcieli po prostu uratować przed zapomnieniem i dzięki temu udało się pozbierać te rzeczy, które tutaj mamy. I ci radu� szanie… My mamy ich wspomnienia nagrane i tak samo nagrywam płyty z ich wspomnieniami. Gdy dawni mieszkańcy przyjeżdżają do Izby Pamięci, opowiadają zapamiętane przez siebie historie. Na podstawie tych rozmów powstają narracje na temat wsi, które przekazywane są widzom przez oprowadzających. Dodatkowo Stowarzyszenie tworzy dokumentację audio historii mówionych z Radusza. Izby nie zwiedza się samodzielnie. Zawsze jest tam osoba, która ją otwiera i oprowadza po niej, prezentując zgromadzone przedmioty w kontekście powiązanych z nimi historii. Obiekty w Izbie funkcjonują w kontekście osobistych narracji mieszkańców przekazywanych widzom przez oprowadzających. 2 Elżbieta Winkler, Antoni Taczanowski, Radusz. Wieś, której nie ma, folder informacyjny Nadleśnictwa Międzychód. 103 Muzea lokalne Izba Pamięci Radusza Przyjeżdżają też ludzie, którzy się urodzili w Raduszu. I akurat – nie wiem jak inni – ale ja mam zawsze takie szczęście, że natrafiam na takich ludzi, no i ja słucham to, o czym oni opowiadają, staram się więcej właśnie dowiedzieć. Są to raczej opowieści z dziecinnych lat, bo to jednak kupa czasu minęła. Ale takie ich jakby klatki z filmu, że w tym miejscu nie było w ogóle lasu, w tym miejscu był tylko krzyż i coś tam, takie… takie skojarzeniowe. Ze zdjęć im się wtedy też przypominają różne rzeczy. Odtwarzany jest również dawny układ zabudowy wsi. Gdy mieszkańcy Radusza przyjeżdżają do Puszczy, zapraszani są na spacery przez osoby związane z Izbą Pamięci. Na podstawie pozostałych fundamentów i danych pozyskanych wcześniej od innych informatorów odtwarzają układ zabudowy, dzięki czemu obraz wsi staje się coraz bardziej szczegółowy i spójny. Jej topografia rekonstruowana jest na podstawie wspomnień i osobistych narracji. Ci ludzie, co przyjeżdżają, patrzą na Radusz i go nie poznają, bo kiedyś to były duże pola, domy porozrzucane, a teraz ściana lasu, nie ma domów, drogi się zmieniły i oni w ogóle się nie orientują. Trzeba ileś razy szukać, gdzie kto był, żeby dojść mniej więcej, jak to wyglądało. Organizacja Izby Izba Pamięci jest formalnie oddziałem Muzeum Regionalnego w Międzychodzie. Mieści się jednak w Ośrodku Edukacji Ekologicznej Mokrzec należącym do Nadleśnictwa Międzychód, a jej inicjatorem jest Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Ziemi Międzychodzkiej, które wokół wytyczyło także szlaki rowerowe „Śladami Radusza”. Dokumenty, które tu są pokazane, myśmy dali ze zbiorów naszego Muzeum. […] To jest placówka, z którą my współpracujemy, znaczy, my trak� tujemy tę siedzibę jak nasz oddział, ponieważ 104 to są nasze zbiory. Ale mi jest obojętne, czy ludzie oglądają to tu, czy u nas w muzeum. Dla mnie jest ważne, że turysta przyjeżdża, poznaje kawał ciekawej historii Puszczy, ludzi. W prowadzeniu Izby współpracują blisko trzy instytucje: Nadleśnictwo, które jest jej organizatorem, Muzeum Regionalne ze względu na konieczność ochrony zabytków oraz Stowarzyszenie, którego prezesem jest jednocześnie dyrektor Muzeum. Podczas wizyty badaczki w Muzeum odbywała się pokonkursowa wystawa prac dzieci na temat Puszczy. 105 Muzea lokalne Izba Pamięci Radusza Członkowie Stowarzyszenia prowadzą badania historyczne, nagrywają wspomnienia raduszan i wytyczają coraz to nowe szlaki w okolicach Radusza związane z historią Puszczy. Nadleśnictwo natomiast zatrudnia na stałe osobę, która oprowadza po Izbie i prowadzi zajęcia edukacyjne w Ośrodku. Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Ziemi Między� chodzkiej wytyczyło szlak oczywiście z Nadle� śnictwem, bo wszystko robimy razem z nimi. Bo my uważamy, że Nadleśnictwo jest też w gminie Międzychód – to jest nasza gmina i nam zależy na tym, że jeżeli my […] stawiamy na turystykę i mamy naprawdę co pokazać, to czemu nie pokazać tylu tych wsi, co tu były, i są pamiątki po tej jednej, która zniknęła? Samorząd nie angażuje się zbytnio w sprawy Izby. Przedstawicielka Referatu Promocji zadeklarowała, że gdy tylko dowiaduje się, że coś dzieje się w Ośrodku, zamieszcza informacje w aktualnościach na stronie internetowej, ponieważ Międzychód to gmina rozwijająca się na polu turystyki. Bliskiej współpracy jednak nie ma, ogranicza się ona do wsparcia finansowego drobnych przedsięwzięć. Jak twierdzi przedstawiciel Stowarzyszenia, „jak trzeba, jakieś pieniążki nam dadzą, na przykład do robienia tych ścieżek”. Na stronie Urzędu Gminy nie ma informacji o Ośrodku Mokrzec ani o historii Radusza. Izbą Pamięci chwali się natomiast na swoich stronach powiat. Lokalizacja Izba zlokalizowana jest w Ośrodku Edukacji Ekologicznej Mokrzec mającym siedzibę w wyremontowanej leśniczówce z 1890 roku. Leży ona około dwa kilometry na południe od miejsca, w którym był Radusz. Aby dojechać z Międzychodu do Ośrodka, trzeba pokonać dziesięciokilometrową trasę wiodącą częściowo przez drogi leśne. 106 Droga w pewnym momencie jest gruntowa, co potrafi zniechęcić niektórych zwiedzających wrażliwych, przywiązanych bardzo do swoich samochodów. Natomiast jak już tam się dojedzie, usiądzie się na tej ławeczce – wokół las, niesamowita cisza, nie słychać tych samochodów, przebywanie z naturą – to naprawdę rekompensuje tę kiepską drogę. Leśniczówka w Mokrzcu wyremontowana została dzięki dotacji z Wielkopolskiego Regionalnego Programu Operacyjnego. Wtedy też w Nadleśnictwie zatrudniono osobę odpowiedzialną za edukację, która opiekuje się Ośrodkiem. Podczas remontu dostosowano budynek do potrzeb osób niepełnosprawnych ruchowo. Na przeznaczonym do zwiedzania parterze Ośrodka znajdują się trzy rodzaje zbiorów: pamiątki sprzed remontu leśniczówki zwane kancelarią leśniczego, zbiory przyrodnicze dotyczące Puszczy Noteckiej oraz Izba Pamięci Radusza. Każda z kolekcji zajmuje oddzielne pomieszczenie. Zwiedzanie Ośrodka rozpoczyna się od kancelarii leśniczego, w której prezentowane są przedmioty znalezione między innymi podczas remontu leśniczówki, a także podarowane Ośrodkowi przez byłych pracowników Nadleśnictwa. Powstała taka kancelaria leśniczego historyczna, która eksponowała różnego rodzaju dokumenty, narzędzia, łącznie z pojazdem służbowym leśniczego, czyli rowerem z pięćdziesiątego szóstego roku, gdzie również odnaleźliśmy dokumenty ubezpie� czeniowe, kartę rowerową. Przy okazji trafiły różne zdjęcia. Się okazało, że na składzie makulatury ktoś znalazł w zasadzie zestaw wszystkich wykładów ze Szkoły Leśnej w Margoninie z lat 1922–1925 pisane pismem, którego się dzisiaj już nie spotyka, taką kaligrafią. Czyli była już kancelaria leśniczego. Kolekcja dotycząca przyrody Puszczy Noteckiej jest zwiedzana jako druga i znajduje się w kolejnym pomieszczeniu. Obejmuje trofea łowieckie, narzędzia wykorzystywane w gospodarce leśnej, mapy, makiety i dioramę Puszczy, wypchane zwierzęta oraz rośliny. Zbiory te są najbardziej interaktywne 107 Muzea lokalne Izba Pamięci Radusza i dynamiczne. Powstały w celach edukacyjnych, by na konkretnych przykładach prezentować widzom specyfikę Puszczy Noteckiej. Ta część przyrodnicza to jest coś, co tworzymy od paru lat. Ona dotyczy zarówno tych zwierząt, które żyją w rejonie Puszczy, jak i przedmiotów związanych z pracą leśnika, leśniczego. Ona dotyczy ochrony środowiska, różnych spraw związanych z ekologią. […] Eksponatów przybywa, czasami z tego tytułu, że jakieś zwierzęta padają ofiarą wypadków komunika� cyjnych. […] Bo te borsuki, jak się na wiosnę budzą, to są tak zaspane, że często wpadają pod samochód. W ostatniej sali znajduje się Izba Pamięci Radusza. Niniejsze studium przypadku skupia się właśnie na tej kolekcji jako specyficznym miejscu pamięci międzychodzian, jednak każdy gość odwiedzający Ośrodek ogląda wszystkie trzy zbiory łącznie i stanowią one spójną całość prezentującą przyrodę i historię Puszczy Noteckiej. To jest rzecz, która się rodziła przez cztery lata. Każde pomieszczenie ma jakąś swoją atmosferę, swój nastrój. I to jest chyba zaletą tego Ośrodka. W 2011 roku Ośrodek zajął drugie miejsce w konkursie na najlepszy obiekt turystyki wiejskiej w Wielkopolsce. Pani Katarzyna, która odpowiada w Nadleśnictwie za edukację, uważa, że obecnie jedynym problemem jest brak miejsca w leśniczówce, przez co oferta edukacyjna jest ograniczona. W 2010 roku na polanie koło ośrodka postawiono wiatę, z której korzystać mogą większe grupy. Jest to jednak rozwiązanie sezonowe. Przede wszystkim to jest ten problem z przestrzenią. Mamy mnóstwo pomysłów, mnóstwo rzeczy, które można by było znacznie lepiej wyeksponować. Gdyby nie to, że nas ograniczają te cztery ściany. […] Ja bym powiększyła Ośrodek i zrobiłabym taką salę, w której byłyby stoły, gdzie mogłyby dzieci usiąść i mogłyby rysować czy malować, siedzieć po prostu i coś robić ręcznie z mikroskopami. 108 Odbiorcy Ponieważ Ośrodek założony został przede wszystkim w celach edukacyjnych, najliczniejszą grupą gości są uczniowie szkół z Międzychodu, innych gmin powiatu oraz Wielkopolski. W Mokrzcu prowadzone są zajęcia przyrodnicze, organizuje się zielone szkoły i konkursy dla uczniów. Ponadto odbywają się tam imprezy cykliczne, takie jak Sprzątanie Świata, czy coroczna akcja sadzenia drzew. Drugą ważną grupą lokalnych odbiorców jest Uniwersytet Trzeciego Wieku z Międzychodu, a szczególnie jego sekcja przyrodnicza, która we współpracy z Ośrodkiem organizuje spacery i grzybobrania. Staramy się uderzyć do każdego wieku, bo zajęcia prowadzę i z czterolatkami, i z Uniwersytetem Trze� ciego Wieku, więc naprawdę przekrojowo. Każdy ma inne oczekiwania, więc staram się być elastyczna. Gdy Ośrodek był otwierany, została przeprowadzona szeroka kampania prasowa, która wypromowała to miejsce. Ponadto pani Katarzyna rozsyła informacje o wydarzeniach w Ośrodku. Nowiny o jego ofercie mieszkańcy przekazują też sobie z ust do ust. To wszystko może nie tyle przez nas zostało nagło� śnione, ile przez ludzi, którzy tu mieszkają. Pojawiła się nasza młodzież szkolna tu z terenu powiatu, pojawiły się zielone szkoły. No i w tej chwili są takie dni, że pani Kasia sama nie daje rady. Czasami edukacją muszą się zajmować trzy, cztery osoby. Ośrodek jest traktowany jako miejsce reprezentacyjne, które pokazuje się przyjezdnym. Zabierają tam swoich gości między innymi gospodarze zrzeszeni w Międzychodzkim Stowarzyszeniu Agroturystycznym. Na stronie internetowej Ośrodka znaleźć można informację, że jest on czynny w soboty (pani Katarzyna na co dzień pracuje w biurze Nadleśnictwa). Po uzgodnieniu telefonicznym jest jednak otwierany także w inne dni 109 Muzea lokalne Izba Pamięci Radusza tygodnia, szczególnie dla wycieczek szkolnych, których uczestnicy stanowią najliczniejszą grupę odwiedzających leśniczówkę. Ponieważ Ośrodek współtworzy kilka instytucji, bywa tak, że oprowadzają po nim osoby z Międzychodu niezatrudnione w Nadleśnictwie, na przykład Dyrektor Muzeum Regionalnego będący jednocześnie jednym z założycieli Izby Pamięci. Dzieje się tak zwłaszcza wtedy, gdy do Międzychodu przyjeżdżają ważni goście z Polski lub zagranicy. Chociaż jestem dyrektorem, mi to nie przeszkadza. Jeden telefon – jestem. Dlatego że jak ja coś potrze� buję, to jeszcze nigdy mi Nadleśnictwo nie odmówiło. Centrum pamięci Instytucje związane z Izbą cały czas badają historię Radusza. W wypowiedziach ich przedstawicieli usłyszeć można fascynację życiem dawnych mieszkańców. Z narracji tych wyłania się obraz ludzi, którzy pomimo tego, że reprezentowali różne wyznania i narodowości, żyli w zgodzie, tworząc demokratyczną wspólnotę. Byli pracowici i sprawiedliwi. „Te ich prawa były niesamowite”, twierdzi jeden z badaczy historii Radusza. 110 Fakt jest taki, że pracowali bardzo ciężko. Dostawali ziemię, tę ziemię musieli sami wykarczować w lesie. Na środku budowali sobie studnie, budowali piec chlebowy. Był taki człowiek, który opowiadał, że w piątek dymy się unosiły po lasach, bo ludzie piekli chleb na cały tydzień. […] Fakt jest taki, że oni wiedzieli, że mają wolność osobistą, mają demokratycznie wybranego sołtysa i dwóch ławników. Oni wszystkie sprawy załatwiali między sobą. […] Ci ludzie żyli demokratycznie, taka pierwsza demokracja w Polsce. Strasznie pracowali, ale wiedzieli, że to robią dla siebie. W relacjach na temat dawnej społeczności Radusza dostrzec można archetypiczny obraz złotego wieku. W tym sensie Radusz jest miejscem, w którym przechowuje się pamięć o czasach harmonii. Pomimo tego, że mieści się w głębi Puszczy dziesięć kilometrów od miasta, stanowi ważne centrum tożsamości mieszkańców Międzychodu. To do niego przyjeżdżają goście Światowych Kongresów Międzychodzian, a Izba Pamięci została założona podczas jednego z takich zjazdów. Wydaje się więc, że Ośrodek jest nie tylko atrakcją turystyczną i centrum edukacyjnym. Ze względu na swoją historię i wysiłki społeczności w jej dokumentowaniu stanowi ważny punkt na mapie pamięci zbiorowej mieszkańców Międzychodu. 111 Skansen uli w pasiece Barć w Kamiannej Małgorzata Kopecka Badana kolekcja znajduje się w małej wsi w górach opodal trasy prowadzącej do popularnych miejscowości uzdrowiskowych. Gmina, na terenie której leży Pasieka, przed wojną zamieszkiwana była głównie przez Żydów oraz Łemków. Pierwsza połowa XX wieku radykalnie zmieniła tę sytuację – dzisiaj o istnieniu tych dwóch kultur przypomina tylko kilka charakterystycznych sylwetek cerkwi, ukryte w zaroślach cmentarze, kirkuty i przydrożne krzyże. Zabytki te nie rzucają się w oczy, a wszystkie cerkwie przekształcone zostały na kościoły rzymskokatolickie. Gmina nie jest gęsto zaludniona, lecz jej wsie sprawiają wrażenie zadbanych, rozwijających się i niecierpiących biedy. W okolicy znajdują się liczne trasy piesze i rowerowe oraz wyciągi narciarskie, nie jest to jednak obszar jednoznacznie nastawiony na obsługę turystów. Władze i lokalne organizacje podejmują obecnie inicjatywy wspierające przekształcanie się tego regionu z rolniczego na turystyczny, o czym świadczą przede wszystkim liczne broszury i przewodniki, jednak jeszcze nie w każdej wsi znaleźć można miejsca noclegowe i restauracje, a moi rozmówcy podkreślają, że ta część infrastruktury nie jest wystarczająco rozwinięta. Kamianna Wieś, w której znajduje się Pasieka, zamieszkuje około dwustu mieszkańców. Nie ma w niej szkoły i od kilku lat nie jeżdżą do niej żadne autobusy kursowe z wyjątkiem pojazdów dowożących dzieci do szkół. Trasa do miejscowości od strony centrum gminy wiedzie stromą i krętą drogą, której pokonanie zimą nastręcza sporych problemów. Można Kolekcja na etacie. Pasieka 113 Muzea lokalne Skansen uli w pasiece Barć w Kamiannej jednak dojechać tam również inną, łagodniejszą drogą prowadzącą do większych wsi leżących nieco bardziej na wschód. W centrum Kamiannej, niemal na terenie Pasieki, znajduje się drewniany budynek połemkowskiej cerkwi, który po drugiej wojnie światowej został przekształcony w kościół rzymskokatolicki będący obecnie kościołem parafialnym. Historia wsi jest mocno powiązana z kolekcją i jej założycielem – księdzem Henrykiem Ostachem, który uważany jest za budowniczego dzisiejszej Kamiannej, a który zaczął tam pracować w 1960 roku, przywożąc ze sobą ze swojej poprzedniej parafii połemkowską pasiekę przejętą po Spółdzielni „Las”. Z jego inspiracji zbudowano drogę łączącą wieś z resztą gminy i wodociąg, w latach sześćdziesiątych założono Ochotniczą Straż Pożarną, a w 1973 roku wybudowano Dom Strażaka. Również za zasługę księdza uznaje się dzisiaj powstanie imponującego drewnianego ołtarza oraz rzeźb w kościele parafialnym – ich twórca, Jan Stefaniak, był lokalnym artystą ludowym, a jego syn obecnie wspomaga swoim talentem kolekcję w Pasiece. Ksiądz Ostach doprowadził również do wybudowania dwóch dużych domów wczasowych w Kamiannej oraz Domu Pszczelarza. Działalność księdza skupiała się na pszczelarstwie, a jego ambicje były na tyle duże, że postanowił uczynić wieś polskim centrum pszczelarstwa i apiterapii. Pełnił on ważne funkcje w polskich i międzynarodowych organizacjach pszczelarskich, a jego zaangażowanie w tę dziedzinę przyniosło wiele korzyści lokalnej społeczności. Pasieka rozwijała się dynamicznie, więc w latach osiemdziesiątych ksiądz Ostach zatrudnił do pomocy małżeństwo, Jacka i Emilię Nowaków, którzy później ją rozbudowali i zmodernizowali. Naprzeciwko Pasieki, po drugiej stronie drogi przecinającej Kamianną, znajduje się Dom Pszczelarza, będący własnością ogólnopolskiej organizacji, i przynależące do niego Muzeum wraz 114 z ulokowaną na betonowym podeście i ogrodzoną siatką pokazową pasieką, która sprawia dość przygnębiające wrażenie. Na wzgórzu za Domem Pszczelarza znajduje się wyciąg narciarski, który zapewnia wsi zainteresowanie i ruch turystyczny w sezonie zimowym. Ponadto poniżej Pasieki znajduje się stara zadbana chata, a w niej – jak głosi tabliczka na ogrodzeniu – Izba Pamięci. Udało mi się ustalić, że w jej wnętrzu jest oryginalne wyposażenie domu i pamiątki po księdzu Henryku Ostachu, który zmarł w 2011 roku. Kolekcja ta nie jest jeszcze udostępniana w regularny sposób, a należy do obecnej właścicielki domu, która nie pochodzi z Kamiannej. Kamianna jest bardzo małą miejscowością, lecz jej malownicze położenie i mikroklimat przyciągają rzesze turystów. Potwierdza to dobrze rozwinięta baza noclegowa – na wielu domach widać informacje o wynajmowaniu pokoi, a poza wspomnianymi domami wczasowymi jest tam jeszcze prywatny zajazd. Pszczelarstwo to atut miejscowości, który jest wykorzystywany i przynosi wymierne profity. Kolekcja, a właściwie kolekcje, nie są może najważniejszym elementem tego układu, ale grają w nim istotną rolę. Pasieka Skansen uli jest częścią przedsiębiorstwa zajmującego się pszczelarstwem, a więc produkcją i dystrybucją miodu, jego pochodnych oraz produktów z wosku pszczelego, hodowlą pszczół, dydaktyką i prowadzeniem niewielkiego pensjonatu. Nowakowie, którzy zaczęli pracę w Pasiece w połowie lat osiemdziesiątych, w 1993 roku zostali jej właścicielami. To ich dziełem było przekształcenie gospodarstwa nastawionego nastawionego �������������������� na produkcję miodu oraz dydaktykę w duże i świetnie prosperujące przedsiębiorstwo wielobranżowe, posiadające dobrze zorganizowane miejsca noclegowe, zaplecze gastronomiczne i grono stałych gości. Na etapie planu, projektu, zrodziło się coś takiego, że oprócz tej pracowni, która była wymogiem i do której trzeba było zdążać, to stwierdziliśmy, że [skoro] żyjemy na takim terenie, tych grup turystycznych coraz więcej się przewijało, ludzie ściągali, bo był skansenik, […] może dobrze by było mieć kawiarenkę i może parę pokoi gościnnych. W Pasiece pracuje jedenaście osób, a na jej obszarze znajduje się sklepik z miodami i pamiątkami, kawiarnia, pracownia produkująca pamiątki z wosku pszczelego, pawilon pszczelarski spełniający wszystkie normy dotyczące produkcji żywności oraz kolekcja, a właściwie trzy kolekcje zorganizowane w ramach wspólnej ścieżki zwiedzania. Wejście na teren Pasieki nie jest płatne, a zwiedzanie z przewodnikiem kosztuje dwa złote od osoby przy grupach większych niż dziesięcioosobowe i w jego cenę wliczona jest degustacja miodów. Najważniejszy zbiór to skansen uli oraz niewielka kolekcja eksponatów dotyczących pracy pszczelarza, które znajdują się w pomieszczeniu będącym częścią dawnego pawilonu pszczelarskiego. W dolnej części Pasieki na łagodnym zboczu stoją tylko puste ule i tam zwiedzający, szczególnie dzieci, mogą poruszać się swobodnie i bez obaw o użądlenie. Ule, pogrupowane według chronologii i typu, ilustrują historię pszczelarstwa. Nie ma przy nich co prawda tabliczek informacyjnych, ale przewodnik – Jacek Nowak – barwnie i szczegółowo opowiada o różnych rodzajach uli i ich ewolucji. Wśród eksponatów znajdują się barcie, czyli kloce z drzew, w których mieszkały roje pszczół, oraz przykłady kolejnych, nowszych typów schronień dla pszczół, które stosowano w pszczelarstwie wraz z rozwojem tej dziedziny. Ponadto pośrodku kolekcji pod niewielkim zadaszeniem stoją trzy drewniane figury świętych: patrona pszczelarstwa – św. Ambrożego, patrona przyrody – św. Franciszka oraz św. Filipa – patrona kongregacji, do której należał założyciel Pasieki. Zwiedzający może również zobaczyć bogato zdobione ule charakterystyczne dla kilku regionów Polski oraz budynki o architekturze typowej dla regionu. Część eksponatów to egzemplarze autentyczne i stare, lecz odnowione i zakonserwowane, inne są nowsze, przywiezione jako podarunki od pszczelarzy z kraju i zagranicy. Pozostałe wykonano na miejscu i jak podkreśla przewodnik, wystylizowano z dbałością o szczegóły, tak by nawiązywały do kultury społeczności zamieszkujących region obecnie lub dawniej. Kolekcję zapoczątkował ksiądz Ostach, następnie była ona rozwijana rozmaitymi sposobami: dzięki darom, poszukiwaniom w innych pasiekach oraz pracy lokalnego rzeźbiarza. Skansen był – to trzeba zaznaczyć, że jak przy� szliśmy, to skansen już po części był – ta część nad kościółkiem. I sukcesywnie tych uli figuralnych przybywało. I robiliśmy, albo stare się wprowadzało gdzieś wyszukane, […] albo rzeźbione się zama� wiało. Miejscowy nasz rzeźbiarz, amator, ludowy, którego ojciec rzeźbił kościółek, to po ojcu przejął. I […] jak sobie coś u niego zamówimy, bo jakiś pień konkretny znajdziemy, to on takie rzeczy robi – nawet tu stoją, parę domków, to przez niego wykonane. W wyższej partii łąki, w strefie wyraźnie wydzielonej drewnianymi ogrodzeniami, znajdują się ule zamieszkane przez roje pszczół, stanowiące właściwą pasiekę. Można do niej wejść i zaglądając przez szklane okna do wnętrza uli, obserwować życie pszczół. Kolejnym elementem kolekcji są narzędzia pszczelarskie, które w sezonie służą do przeprowadzania pokazów miodobrania, oraz ramki starego typu i archaiczna prasa do plastrów miodu. W tym samym pomieszczeniu znajduje się najnowszy fragment ekspozycji – unikatowa kolekcja św. Ambrożego przekazana w tym roku małżeństwu Nowaków przez pszczelarza z sąsiedniego województwa, który doszedł do wniosku, że nie będzie już w stanie jej prowadzić. Do kolekcji należą różnorodne obiekty, od dziecięcych i nieprofesjonalnych dzieł sztuki, po 115 Muzea lokalne Skansen uli w pasiece Barć w Kamiannej Kolekcja św. Ambrożego Narzędzia pszczelarskie figury i grafiki wykonane przez cenionych twórców ludowych oraz profesjonalnych artystów. Część eksponatów przedstawia wartość ze względu na nietypowe materiały wykonania, takie jak bryła soli z kopalni w Wieliczce czy chleb. Inne warte są uwagi ze względu na wartość historyczną oraz walory estetyczne. Kolekcja doskonale wpisuje się w całokształt Pasieki będącej jednocześnie przedsiębiorstwem i miejscem, gdzie pielęgnowane są etos zawodu, tradycja pszczelarska i lokalna historia. Na koniec warto wspomnieć o niewielkiej kolekcji znajdującej się na uboczu głównej ścieżki zwiedzania. W kawiarni pasiecznej nad kontuarem goście znaleźć mogą zbiór nakryć głowy, który 116 przeznaczony jest do przymierzania przez zwiedzających i robienia sobie pamiątkowych zdjęć. Jacek Nowak tłumaczy, że jest to tylko niewielka część pokaźnego, bo składającego się z około pięciuset czapek zbioru, który przechowuje w swoim domu. Pierwszym eksponatem w tej kolekcji była czapka marynarska – kolekcjoner otrzymał ją od przyjaciela, któremu udało się zostać marynarzem. Kolejne eksponaty pozyskiwał na różne sposoby, ale z jego opowieści wynika, że większość z nich stanowią dary od osób zafascynowanych ideą kolekcji czapek. Dzieje zbioru łączą się z licznymi ciekawymi anegdotami o darczyńcach i zapewne większość kolekcji ma dla właściciela wartość sentymentalną. W kawiarni goście, szczególnie najmłodsi, z wielkim entuzjazmem przymierzają nakrycia głowy, dlatego część czapek nosi wyraźne ślady zużycia. Właściciel przyznaje, że cenniejsze eksponaty wolał pozostawić w domu, niemniej jednak wspomina, że kiedy kilka lat temu instytucja z większego miasta zorganizowała wystawę całej jego kolekcji i dla bezpieczeństwa umieściła eksponaty w szklanych gablotach, czuł, że potencjał zbioru się marnuje, czapki są „jak w więzieniu”. Komentarz ten doskonale oddaje nastawienie Jacka Nowaka do kolekcji: o zbiory należy oczywiście dbać i starać się uchronić je przed zniszczeniem, lecz najważniejsze jest to, by przedmioty służyły ludziom. Oznacza to również, że istotna jest nie tyle wartość rynkowa obiektów, lecz to, na ile mogą one zainteresować ludzi, posłużyć przekazaniu idei, pogłębieniu wiedzy czy choćby rozrywce. Kolejnym szczegółem rzucającym światło na sposób prowadzenia kolekcji przez rodzinę Nowaków jest to, że proponowana ścieżka zwiedzania obejmuje zarówno skansen, kolekcję św. Ambrożego i pasiekę, jak i kościół, w którym goście mogą usłyszeć wiele o postaci księdza Ostacha oraz poznać historię wsi i regionu – Nowakowie traktują więc przestrzeń, na której żył i pracował ksiądz, jako niepodzielną całość. Jacek Nowak na samym początku naszej rozmowy podkreśla, że kolekcja nie utrzymałaby się sama i może ją mieć tylko dzięki temu, że prowadzi inne formy działalności. Z drugiej jednak strony Emilia Nowak twierdzi, że goście Pasieki nie przyjeżdżają, by nabyć miód, lecz właśnie dlatego, że mogą zwiedzić skansen i kolekcję oraz posłuchać o życiu pszczół, a wręcz obejrzeć je dzięki specjalnym ulom, które pozwalają na bezpośrednią obserwację roju. To potwierdza, że Pasieka jest złożoną całością, w której poszczególne części zależą od siebie, uzupełniają się i wspólnie pracują na sukces. Nowakowie nie traktują kolekcji wyłącznie w kategoriach utylitarnych – oboje są osobami szanującymi lokalną historię, tradycję i specyfikę kulturową, a o księdzu Ostachu mówią jako o ojcu pszczelarstwa w gminie i w gruncie rzeczy fundatorze Kamiannej: „Ksiądz w jakiś sposób otwarł okno na świat dla tej miejscowości”. Po drugie, co nie mniej istotne, etos zawodu, w którym pracują, znajduje się wśród najważniejszych motywacji ich działania. Jacek Nowak podkreśla, że nie każdy może 117 Muzea lokalne Skansen uli w pasiece Barć w Kamiannej Muzeum Pszczelarstwa być pszczelarzem – „tylko ci w pszczołach zostaną, którzy się zakochają. Autentycznie”. Jego zdaniem zawód ten jest najstarszym polskim zawodem, który cieszy się od swojego zarania wielką estymą: „Nie można zapomnieć o jednej chwalebnej sytuacji – bartnicy byli zwolnieni od przysięgi w sądzie. To świadczyło o ich wielkiej uczciwości, szlachetności, prawdomówności”. Nowakowie sprawiają wrażenie ludzi, którzy starają się łączyć podejście biznesowe i zarządzanie przedsiębiorstwem nastawionym na przynoszenie dochodów z zamiłowaniem do zawodu i chęcią przekazywania wiedzy o pszczelarstwie tym wszystkim, którzy się nim zainteresują. Dlatego też w rozmowach podkreślają funkcję dydaktyczną Pasieki („chodzi o to, żeby w skansenie móc edukować również”). Pszczelarstwo nie jest jednak popularne i w Polsce jest coraz mniej szkół kształcących w tym zawodzie, dlatego obecnie lekcje odbywają się sporadycznie. „No, odbywają się – jak jacyś pszczelarze przyjadą, to się prowadzi. Wcześniej mieliśmy studentów, teraz też ktoś tam jest, ale to już nie jest na takim [poziomie], jak było wcześniej…”. Mimo to pasieka współpracuje z technikum pszczelarskim i odbywają się w niej praktyki. Kolekcja jest więc nie tylko atrakcją turystyczną, ale również pomocą dydaktyczną, materiałem, na podstawie którego Nowakowie chcą uczyć zawodu i, co wydaje się nie mniej ważne, przekazywać jego etos. Kolekcja w sąsiedztwie W bezpośrednim sąsiedztwie Pasieki znajduje się Dom Pszczelarza, duży, wybudowany w latach osiemdziesiątych pensjonat będący własnością ogólnopolskiej organizacji pszczelarskiej. Budynek ten powstał za pieniądze zebrane przez Polski Związek Pszczelarski wśród pszczelarzy z całej Polski, a w pracach budowlanych uczestniczyło wielu wolontariuszy, między innymi uczniowie 118 z techników pszczelarskich. Przedsięwzięcie to było częścią wielkiego projektu księdza Ostacha, który miał doprowadzić do przekształcenia niewielkiej miejscowości w ogólnopolskie, a nawet międzynarodowe centrum szkoleniowe dla pszczelarzy. Ambicję tę podzielali również mieszkańcy Kamiannej, a budowanie nowoczesnego na owe czasy kompleksu stało się częścią wspólnej historii społeczności. Do Domu Pszczelarza przynależy również muzeum pszczelarstwa mieszczące się w niewielkim drewnianym pawilonie o charakterystycznym wyglądzie, z wielkimi oknami w kształcie otworów w plastrze miodu. Można je zwiedzać z przewodnikiem, a więc jedną z osób pracujących w Domu Pszczelarza. Oprowadzanie jest płatne i organizowane głównie dla grup. Kolekcja znajdująca się w muzeum to głównie dwudziestowieczne pamiątki dotyczące w większości historii organizacji oraz działalności księdza Ostacha i przekształcania wsi w centrum pszczelarskie. Ekspozycja ma nieco archaiczny charakter – w gablotach wokół pomieszczenia i w jego centrum znajdują się rozmaite dokumenty, dyplomy, medale i puchary upamiętniające różnego rodzaju zjazdy i konkursy, które członkowie Związku organizowali lub zaszczycili swoją obecnością. W pawilonie obejrzeć można podstawowe narzędzia pracy pszczelarza, księgi pamiątkowe Domu Pszczelarza oraz niewielki zbiór publikacji dotyczących tego zawodu. Znaczną część zbioru stanowią medale pamiątkowe i innego rodzaju trofea, które należały do księdza Ostacha i zostały przez niego przekazane muzeum. Innym ważnym eksponatem jest trzymetrowa figura złotej pszczoły, która stanowiła atrakcję światowego zjazdu pszczelarzy zorganizowanego przez Związek w latach osiemdziesiątych. Poszczególne elementy ekspozycji dokumentują historię najnowszą i nie zaliczają się do obiektów zabytkowych cennych ze względu na wiek, lecz, jak można wywnioskować z rozmów, przedstawiają dużą wartość dla mieszkańców Kamiannej. Rola dokumentacyjna kolekcji nie sprowadza się w tym wypadku do rejestrowania 119 Muzea lokalne Skansen uli w pasiece Barć w Kamiannej historii instytucji – Polskiego Związku Pszczelarskiego – kolekcja jest też rodzajem nośnika lokalnej pamięci. Wspólny trud budowania „polskiego centrum pszczelarstwa” pozostaje żywym wspomnieniem dla wielu mieszkańców wsi, a nawet regionu. Pamiątki po liderze tego projektu i czasach świetności Domu Pszczelarza darzone są więc estymą. Nie można jednak powiedzieć, że Dom i kolekcja są traktowane jako dobro wspólne – w wywiadach wielokrotnie padają słowa dotyczące zarządu Związku, tak zwanej „góry”, który sprawuje władzę nad kolekcją z dystansu, co może być odbierane przez członków społeczności lokalnej jako mało skuteczny i nieracjonalny sposób zarządzania. Ludzie pracujący w Kamiannej odczuwają, że miejsce stworzone przez nich nie jest ich własnością, co z kolei może mieć negatywny wpływ na poziom zaangażowania w kontynuację dzieła księdza Ostacha. Kolekcja w 2011 roku została zinwentaryzowana przez przedstawicieli Związku, jednak jak przyznaje moja rozmówczyni – pracowniczka Domu Pszczelarza, która wpuściła mnie do Muzeum – prace nad katalogiem utknęły gdzieś na poziomie krajowym i pracownicy Domu nie wiedzą, jaką przyszłość dla kolekcji planuje organizacja. Izba pamięci Ksiądz Ostach zmarł w maju 2011 roku. Przed śmiercią chorował i nie prowadził już Pasieki. Przez kilka lat mieszkał w placówce opiekuńczej w innej miejscowości, dlatego, choć wciąż odwiedzał swoją zagrodę, nie korzystał już z domu, w którym mieszkał przez lata sprawowania posługi. Dom ten znajduje się przy głównej drodze, zaraz przy kościółku, i na jego ogrodzeniu widzi tablica informująca, że wewnątrz znajduje się izba pamięci. Nie ma jednak informacji, czego ta izba dotyczy, ani ustalonych zasad jej odwiedzania. Od różnych informatorów można uzyskać sprzeczne informacje: część z nich twierdzi, że do izby nie da się 120 wejść z uwagi na nieobecność właścicielki, inni kierują do sąsiednich zabudowań, zapewniając, że zwiedzanie jest możliwe. Obecnie właścicielką budynku jest mieszkanka Kamiannej, która ze względu na tryb pracy często wyjeżdża. Jeszcze za życia księdza, borykającego się z problemami finansowymi, dom przeszedł w jej posiadanie. Sprawa ta wywoływała wówczas duże emocje w lokalnej społeczności, co zaowocowało ukazaniem się w lokalnej prasie serii artykułów. Właściciele Pasieki podkreślają, że przez lata pracy mocno związali się z księdzem Ostachem, dlatego wydawałoby im się czymś naturalnym, gdyby to oni opiekowali się pozostawionym przez niego dobytkiem. Uważają, że postać księdza jest na tyle ważna dla Kamiannej, iż upamiętnienie go nie tylko poprzez ekspozycję jego medali i dyplomów w Muzeum Pszczelarstwa, ale również ożywienie Izby Pamięci w jego domu, byłoby słusznym krokiem. Dom księdza zdaniem gospodarzy pasieki zachowany jest w bardzo dobrym, niemal nienaruszonym stanie i mógłby być bez przeszkód udostępniany do zwiedzania. Czy tak się stanie, zależeć będzie od decyzji obecnej właścicielki oraz najprawdopodobniej od tego, czy państwo Nowakowie zdołają nawiązać z nią współpracę. Z rozmów wynika, że koncepcja stworzenia izby pamięci jest jeszcze dość świeża i nie do końca sprecyzowana, ale byliby zainteresowani włączeniem tego zbioru do trasy zwiedzania Pasieki. Miejsce kolekcji w społeczności Wskutek przemian historycznych w regionie, w którym przyszło pracować księdzu Ostachowi i jego następcom, powstała specyficzna sytuacja kulturowa. Mieszkańcy tych terenów w zdecydowanej większości pochodzą z innych części Polski. Sytuację tę trafnie ujmuje przedstawiciel GOK-u, mówiąc: Dom, w którym mieszkał ksiądz Ostach Bo to jest teren Łemkowszczyzny przedwojennej. I to jest też kłopotem tożsamościowym. Tego miejsca. Tutaj tych ludzi, którzy byli przed wojną, już nie ma. […] Kultura, która by wyrastała, tak jak na przykład na Podhalu, z korzeni, dziada-pradziada, doświadczeń wielopokoleniowych – tego tu nie ma. Tu się wszystko buduje i ta budowa też nie przebiega w taki sposób bezproblemowy, chętny. Deficyt materialnych i niematerialnych nośników tożsamości jest sytuacją trudną, lecz stwarzającą dość duży potencjał. Luka w pamięci zbiorowej, wynikająca z braku wspólnej, związanej z miejscem przeszłości we wcześniejszych pokoleniach, musi mieć wpływ na relacje panujące w społeczności. Jednocześnie grupy, które konstytuują się w nowych miejscach, dążą do jak najszybszego stworzenia wspólnej historii. W takim właśnie świetle można interpretować historię wspólnego „budowania” Kamiannej pod przewodnictwem księdza Ostacha. Moi rozmówcy, w tym osoby niemieszkające we wsi, nawiązywały do tego okresu: Kamianna była takim ośrodkiem, który nadawał kierunki rozwoju całego regionu, gminy. Tam ludzie mnóstwo prac robili społecznie. Ksiądz Ostach to tak rozwinął, że to jest znana miejscowość. Pamięć o działalności księdza Ostacha ma ogromny potencjał tożsamościotwórczy, zwłaszcza że pszczelarstwo jest popularne również w innych częściach regionu. Póki co gmina nie stawia jednak na tę kartę ani w kontekście edukacji najmłodszych, ani w odniesieniu do działań kulturalnych. Wycieczki szkolne odwiedzające kolekcję najczęściej nie przyjeżdżają z okolic Pasieki. Dawniej cała ekspozycja kierowana była głównie do wycieczek pszczelarzy, natomiast obecnie, poza licznymi zielonymi szkołami i indywidualnymi turystami, gospodarstwo odwiedzają także reprezentacje innych branż i zawodów oraz oficjalni goście władz lokalnych. W corocznych obchodach Jesieni Łabowskiej 121 Muzea lokalne Skansen uli w pasiece Barć w Kamiannej Pasieka uczestniczy tylko okazjonalnie, a dorobek pszczelarski nie jest traktowany jako najważniejszy element dziedzictwa kulturowego. Nie można jednak marginalizować wpływu tej instytucji na ludność gminy. Wystarczy przypomnieć, że we wsi zamieszkiwanej przez około dwieście osób, jedenaście z nich pracuje bezpośrednio w pasiece, natomiast związany z nią ruch turystyczny niewątpliwie wpływa na sytuację zawodową wielu innych mieszkańców. Perspektywy Pasieka oraz cała Kamianna posiadają duży potencjał rozwojowy zarówno w rozumieniu kulturowym, tożsamościotwórczym, jak i marketingowym. Istnieją jednak sprawy, z którymi państwo Nowakowie oraz społeczność Kamiannej będą musieli się zmierzyć. �������������������������������������� Przede wszystkim relacja między ekspozycjami jest niejasna. Choć opiekunowie kolekcji zapewniają, że nie istnieje między nimi konkurencja, a niekiedy nawet współpracują przy obsłudze większych grup, to dla obserwatora z zewnątrz dwie pokazowe pasieki oraz dwie ekspozycje o podobnej tematyce znajdujące się po przeciwnych stronach drogi mogą sprawiać wrażenie chaosu czy wręcz konfliktu. Choć do wyczerpującego poznania historii wsi potrzebna jest wizyta w obu z nich, nie każdy turysta się na to decyduje. Kolejną kwestią jest istnienie Izby Pamięci, która mogłaby uzupełniać ścieżkę zwiedzania, gdyby doprowadzić do uzgodnień między wszystkimi trzema podmiotami. jako mocno zbiurokratyzowany i nieelastyczny, zacieśnienie współpracy między kolekcjami się powiedzie. Izba Pamięci wydaje się jeszcze bardziej prawdopodobnym partnerem Pasieki. Samo jej powstanie świadczy o tym, że obecna właścicielka podchodzi z szacunkiem do dorobku księdza Ostacha, a doświadczenie i zaangażowanie rodziny Nowaków przemawia za tym, by to oni opiekowali się Izbą. Rozwój Pasieki w tym kierunku będzie wymagał jednak nie tylko dobrej woli ze strony właścicielki dawnej plebanii, ale również zdecydowania ze strony Nowaków, którzy sami przyznają, że „wzięcie kluczy to też wzięcie odpowiedzialności”, i zastanawiają się, czy są gotowi na to wyzwanie. Bez względu na to, czy rozwój Pasieki obejmie włączenie pozostałych kolekcji do wspólnej ścieżki zwiedzania i czy uda się tej instytucji zaistnieć w świadomości mieszkańców gminy jako składowa lokalnej tożsamości, losy skansenu nie rodzą obaw. Nie wiadomo co prawda, czy w przyszłości znajdzie się ktoś równie zaangażowany w pielęgnowanie lokalnej historii jak Nowakowie, lecz biorąc pod uwagę rozwijający się potencjał turystyczny regionu oraz to, że Pasieka dobrze prosperuje jako przedsiębiorstwo wielobranżowe, zdolne elastycznie przystosowywać się do zmian w gospodarce, z pewnością nie zabraknie chętnych do pracy w skansenie. Pozostaje mieć nadzieję, że uda się zatrudnić osoby, które znajdą w sobie pasję do przekazywania etosu zawodu i pielęgnowania pamięci o przeszłości pszczelarstwa oraz wsi. Na poziomie praktycznym takie uzgodnienia z pewnością mogłyby mieć miejsce, pomiędzy opiekunami wymienionych kolekcji istnieją bowiem relacje. Emilia Nowak przez osiem lat pełniła funkcję dyrektorki Domu Pszczelarza i nadal kontaktuje się z jego obecnymi pracownikami, co pozwala sądzić, że jeśli nie stanie temu na przeszkodzie Zarząd, opisywany przez rozmówców 122 123 Zbiory w Gminie Popielów Kolekcje w sieci powiązań Dariusz Żukowski Miejsce Gmina wiejska Popielów położona jest w województwie opolskim, w powiecie opolskim, około 24 km na północny zachód od Opola. W jej dwunastu sołectwach zamieszkuje około 8150 osób, przy czym we wsi Popielów, siedzibie gminy – 2065. W miejscowościach gminy znajdują się między innymi trzy zespoły folklorystyczne, trzy szkoły podstawowe, gimnazjum, cztery zinformatyzowane biblioteki publiczne, obiekty sportowe, stowarzyszenia oraz Samorządowe Centrum Kultury, Turystyki i Rekreacji (SCKTiR). Gmina objęta jest działaniami LGD Stobrawski Zielony Szlak. Około 20% jej mieszkańców deklaruje narodowość niemiecką, natomiast 2,5% – śląską1. W gminie działają cztery większe kolekcje. Dwie z nich zorganizowano przy gospodarstwach agroturystycznych. Dwie inne kolekcje to niewielkie izby regionalne w szkołach podstawowych w Siołkowicach Starych i Popielowie (w trakcie badania przeprowadzono rozmowę z opiekunką tej drugiej, zbierającą zabytkowe przedmioty codziennego użytku). Dyrektor SCKTiR, prywatnie kolekcjoner regionalnych ubiorów kobiecych (mazelunków), jest w trakcie przygotowywania muzeum rekonstrukcyjnego, które w perspektywie paru lat zamierza otworzyć w budynkach ośrodka. Ponieważ wybierając kolekcje do studiów przypadku, kierowano się między innymi tym, by były one możliwie różnorodne, w niniejszym tekście skupiono się na wspomnianych rodzinnych gospodarstwach jako miejscach, w których zbiory funkcjonują obok agroturystyki (działalności nastawionej na zysk). Jedno z nich mieści się w Popielowie, drugie nosi nazwę Lewandówka i znajduje się w Starym Kolniu około cztery kilometry od Popielowa. 1 Dane liczbowe na temat gminy za stroną internetową Urzędu Gminy Popielów: http://www.popielow.pl/cms/php/ strona.php3?cms=cms_popie&id_dzi=3&id_men=8, dostęp 8 grudnia 2012. 125 Muzea lokalne Zbiory w Gminie Popielów Warsztat – Muzeum Kołodziejstwa Obecnie pierwsze z wymienionych gospodarstw prowadzone jest przez starsze małżeństwo – Franciszka i Marię Sobotów. Na dwuhektarowej działce, przy domu rodzinnym i pomieszczeniach dla gości, znajduje się budynek, w którym dawniej mieścił się warsztat kołodziejski. Połowa tego obszernego pomieszczenia wykorzystywana jest w charakterze sali biesiadnej, natomiast w drugiej części stoją maszyny warsztatowe, tworzące wyjątkową ekspozycję in situ. Sala jest jasna, czysta, odnowiona, zaś konstrukcję budynku nieznacznie tylko przerobiono pod kątem nowych zastosowań – urządzenia warsztatu zostały „tak, jak stoją teraz”. „Maszyny się tylko wyczyściło, żeby to jakoś wyglądało”, mówi pan Franciszek. Innymi elementami kolekcji są obiekty związane z kołodziejstwem (narzędzia, gotowe wyroby), zabytkowe meble, rower, fotografie itp. Aranżacja ekspozycji opracowana jest starannie, a właściciele dbają o stan pozyskanych obiektów i własnym sumptem je odnawiają. Przyjmują przedmioty, nie tylko związane z kołodziejstwem, przynoszone przez mieszkańców gminy. Tutaj wszystko to było. Ale czasem ludzie coś przy� niosą: „A, wy tam macie miejsce, to wam damy ten kredens”. Tylko że [kredens] był w beznadziejnym stanie. Myśmy odnowili, wzięliśmy stolarza. Pracował prawie całą zimę, no i zrobił. Ten fortepian – zmarł jego właściciel, nie mieli miejsca, no to wzięliśmy. [Pan Franciszek] Obiekty są także przywożone lub kupowane w różnych częściach kraju, a jednym ze źródeł byli zbieracze złomu, którzy odsprzedali zabytkową bryczkę czekającą obecnie na renowację. Rzemiosło kołodziejskie przekazywano w rodzinie po stronie żony. Teść ojca pana Franciszka prowadził zakład do śmierci na początku lat osiemdziesiątych. 126 Młodsze pokolenie, niezajmujące się wcześniej kołodziejstwem, postanowiło nauczyć się tego rzemiosła. „To jest skomplikowane. Uczyliśmy się bardzo długo, zanim żeśmy się nauczyli. Kupę drzewa żeśmy zepsuli” (pan Franciszek). Wobec braku zapotrzebowania na produkcję kół właściciele gospodarstwa zaczęli wytwarzać ozdobne koła dla Cepelii, lecz w latach dziewięćdziesiątych z powodu kłopotów finansowych spółdzielnia ta przestała je zamawiać. Po wyprowadzeniu się córek z domu i przejściu na emeryturę właściciele gospodarstwa, wobec konieczności utrzymania dużego terenu i budynków z niskich rent, wpadli na pomysł założenia gospodarstwa agroturystycznego: „Skoro trzeba sprzątać duży dom, to może ktoś jeszcze za to zapłaci”, mówi pani Irena. Agroturystyka powstała w 2002 roku, kolekcję otworzono natomiast w warsztacie/sali biesiadnej w 2007 roku. Obecnie właściciele są zadowoleni z prosperowania interesu. Planują „niebawem” przekazać gospodarstwo mieszkającej obecnie pod Opolem córce Irenie, która gotowa jest w przyszłości przejąć agroturystykę wraz z Muzeum Kołodziejstwa i już stara się o dotację na jej prowadzenie i rozbudowę. Dziś kolekcja jest, zdaniem rodziny, dodatkiem do agroturystyki – to „punkt na plus, żeby tu przyjechać, a nie wybrać jakieś inne miejsce w Popielowie” (pani Irena) – choć początkowo remont warsztatu wymusiły względy rodzinne: To nie powstało z pasji – „będę zbierać i teraz mnie to strasznie interesuje”. Jest trochę odwrotnie: […] to najpierw powstało, a potem zaczęliśmy się zastanawiać, co z tym zrobić, skoro już jest. To nie powstało dlatego, że jest agroturystyka, chcę mieć klientów i dlatego to robię, tylko moja mama miała taką wizję, by to sprzątać, […] a potem stwier� dziła, że rodzice mają rocznicę ślubu, a u nas taka uroczystość rodzinna – okrojona – to jest czterdzieści osób. […] Przez to zrobili tę salę biesiadną – nie pod agroturystykę, tylko pod czterdziestą rocznicę ślubu. [Pani Irena] Maszyny w Muzeum Kołodziejstwa (poprzednia strona) Wystrój Muzeum Kołodziejstwa Sala biesiadna i Muzeum Kołodziejstwa (następna strona) Wnętrze pokoju gościnnego. Na ścianie odbitki zabytkowych zdjęć (następna strona) Irena mówi też jednak o emocjonalnym zaangażowaniu matki w kołodziejską przeszłość rodziny: „Matka była zawsze zapatrzona w swojego dziadka, zależało jej, by wszystko [warsztat] zostało”. Zamierza rozwijać kolekcję, myśli także o jej bardziej systematycznym opracowaniu, zwłaszcza że kołodziejstwo nigdy nie było rzemiosłem popularnym w okolicy, dzięki czemu warsztat jest miejscem wyjątkowym: Gdybym to rozbudowywała, to na takiej zasadzie, że nie jest to kolekcja, tylko żywa kolekcja – że można z tego jeszcze skorzystać. […] Takie warsztaty chodzą mi po głowie. […] Żeby ktoś jeszcze mógł zobaczyć, jak się pracuje na takich narzędziach. By to trochę tak pożyło, a nie tylko do odkurzania. […] Gdy tak teraz z panem rozmawiam, to może rzeczywiście dobrze byłoby te nazwy [narzędzi] odgrzebać, póki się je pamięta. Za chwilę nikt nie będzie pamiętał, jak to koło zrobić. Goście Pani Irena szacuje, że osiemdziesiąt do dziewięćdziesięciu procent gości w gospodarstwie stanowią turyści sentymentalni. „Klientami są głównie ludzie, którzy dawno temu tutaj mieszkali i teraz wracają. Turysta sentymentalny jest naszym docelowym klientem” (pani Irena). Są to zwłaszcza Niemcy wysiedleni po drugiej wojnie światowej lub ich potomkowie, z których część utrzymuje bądź odnowiła relacje rodzinne z pozostałymi na miejscu krewnymi. Popielów to dla nich nie tylko ziemia dzieciństwa i miejsce spotkań rodzinnych, lecz także turystyczna baza wypadowa do zwiedzania atrakcji południa kraju (Opola, Wrocławia, Krakowa itd.). Gospodarstwo organizuje dla nich imprezy rodzinne (śluby, stypy, urodziny itp.) oraz zapewnia noclegi. 127 Muzea lokalne Zbiory w Gminie Popielów Franciszek Sobota zbiera stare zdjęcia rodzinne oraz przedstawiające dawny Popielów i jego społeczność. Część z nich eksponuje na ścianach w pokojach gościnnych oraz warsztacie/ sali biesiadnej. Dwa tygodnie przed prowadzeniem badań SCKTiR wydał, korzystając z grantu, książkę z fotografiami z gminy pt. Popielów na dawnej fotografii, do której pan Franciszek użyczył wielu zdjęć z prywatnego archiwum. Fotografie dokumentują historię rodziny, gminy, migracji z XIX i XX wieku do Brazylii i USA. „Rodzinne takie zdjęcia. Tu jest ojciec na pierwszej wojnie, tu babka, tu matka. A tutaj, jak jeździli jeszcze na roboty – to był rok 1905, 1910. To teściu, to z gminy najważniejsi ludzie” (pan Franciszek). Zdjęcia są dodatkową atrakcją dla turystów zagranicznych, którzy niejednokrotnie rozpoznawali na nich siebie w wieku szkolnym („teraz mają po siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat”) lub członków rodziny. W związku z działaniami szkół i ODR w ramach wymian i współpracy do Popielowa przyjeżdżają goście z Norwegii, Czech i Węgier. Gospodarstwo jest wybierane jako rodzaj „wzorcowego gospodarstwa”, które gmina i organizacje lubią demonstrować. W tym kontekście posiadanie warsztatu kołodziejskiego i kolekcji znacznie zwiększa prestiż i atrakcyjność agroturystyki. „Warsztat robi swoje – to jest coś innego, dodatkowego. Nie jest to zwykły wynajem pokoi, tylko można coś tutaj zobaczyć” (pan Franciszek). „Jak są jakieś wyjazdy szykowane, to wiadomo, że każdy chce to jak najbardziej atrakcyjnie zrobić, więc wtedy są wybierane [gospodarstwa] – natomiast mam od pewnego czasu wrażenie, że nie ma tego [kolekcji przy gospodarstwach w Polsce] zbyt wiele, bo jak są organizowane jakieś konkursy – patrząc, jak często mama jest zapraszana do różnych konkursów – można wnioskować, że wiele takich miejsc nie ma. Zbyt często zapraszają” (pani Irena). Powiązania „W gminie – Karlowice, Siołkowicie, Popielów – każda wieś ma swoje stowarzyszenia”, mówi pani Irena. Rodzina podaje rozmaite przykłady zaangażowania różnych podmiotów w projekty i przynależności do organizacji. Od piętnastu lat w ramach programu Odnowa Wsi w gminie organizowany jest konkurs na najpiękniejszą wieś. Gospodarstwo Sobotów zdobyło drugie miejsce w konkursie na najpiękniejszą zagrodę. Pani Irena napisała projekt o dofinansowanie na agroturystykę do programu „Po klucz do biznesu” i czeka na rezultat. Sobotowie brali też udział w programach Ośrodka Doradztwa Rolniczego (ODR) w sąsiedniej gminie Łosiów mającego prężną sekcję agroturystyczną, co pozwoliło im zwiedzić liczne gospodarstwa w kraju i za granicą. „Ukraina, Litwa, Sandomierz. […] Co roku jeden wyjazd na cztery dni i jeden dwudniowy. […] Można zobaczyć, jak inni funkcjonują” (pani Irena). 128 129 Muzea lokalne Zbiory w Gminie Popielów Lewandówka – Skansen Maszyn Rolniczych Małżeństwo Ireny i Romana Gorków od 2002 roku prowadzi gospodarstwo agroturystyczne Lewandówka w małej wsi Stare Kolnie 4 km od Popielowa. Ich głównym zajęciem i sposobem utrzymania jest catering produktów lokalnych na imprezy, konferencje, spotkania i szkolenia organizowane przez Uniwersytet Opolski, Politechnikę Opolską, Urząd Marszałkowski, Szpital Wojewódzki i inne instytucje. Wytwarzają pieróg postny (w Starych Kolniach obchodzone jest rokrocznie Święto Pieroga, które przez kilka lat współorganizowali) i ser z Lewandówki – potrawy, które własnymi staraniami wpisali na Krajową Listę Produktu Tradycyjnego. Są wyjątkowe dla regionu – nie ma ich w obrocie handlowym, nie są też dostępne w restauracjach. Rodzina Gorków pochodzi z okolic Lwowa, skąd w czasie powojennych ruchów migracyjnych przywiozła własne tradycje kulinarne. W działalności cateringowej pośredniczy stowarzyszenie, którego pani Irena jest aktywną członkinią. Poza cateringiem właściciele gospodarstwa prowadzą usługi o charakterze edukacyjno-wypoczynkowym. Na terenie ich dużej działki istnieje Prywatny Skansen Maszyn Rolniczych. Setki zabytkowych obiektów, takich jak narzędzia rolnicze i gospodarcze, naczynia, elementy wyposażenia warsztatów, kuźni itp., przechowywane są w szopach. Obiekty są w różnym stanie, znaczna ich część potrzebuje renowacji. Większe urządzenia (m.in. maszyny rolnicze) wyeksponowane są poza szopami na terenie działki. Same pomieszczenia mają dość prowizoryczny charakter. Pan Roman miał w planach zrekonstruować w nich wnętrza chat, lecz pomysłu nie realizuje z powodu braku funduszy. Pobyt w gospodarstwie uatrakcyjniają także zwierzęta – barany, kozy, drób, pawie itp. Jest też kilkanaście rowerów do wypożyczenia oraz, obecnie niemal nieużywane, pole paintballowe. 130 Powstanie kolekcji w miejscu ogrodu przy gospodarstwie jego właściciele datują na okres „powodzi stulecia” na Opolszczyźnie w 1997 roku. Aby „uchronić to wszystko [dziedzictwo materialne wsi] od zapomnienia”, pan Roman zaczął pozyskiwać przedmioty od mieszkańców i „robić małą kolekcję. Zagospodarował ogród, który był zalany przez powódź i nie do końca wiedzieliśmy co z nim zrobić, i tak to się zaczęło – pierwsza grupa była w 2002 roku” (pani Irena Gorek). Właściciele uważają kolekcję za ważny dodatek do agroturystyki, a niektóre obiekty uznają za wyjątkowo cenne. Etnograf z Muzeum Wsi Opolskiej w Bierkowicach, który przyjechał z wizytą do gospodarstwa, wskazał na unikalność dwustuletniego miecha kowalskiego, zaś wartość strojów ludowych oszacował na kilkanaście tysięcy złotych. „Mamy takie eksponaty, jakich by się nie powstydziło niejedno muzeum”, mówi pan Roman. Częstymi klientami w gospodarstwie są wycieczki szkolne, dla których organizuje się na terenie skansenu ogniska, wypiek pieroga w specjalnie wybudowanej Chacie Chlebowej, trasy przyrodnicze i lekcje dostosowane do programu nauczania. Dawniej przy agroturystyce można było wynająć pokoje, obecnie został tylko jeden z powodu obostrzeń sanitarnych i ustanowienia standardów, których gospodarze nie są w stanie spełnić. Z noclegów sporadycznie korzystają obecnie głównie „przyrodnicy, ornitolodzy, z którymi współpracujemy od lat” (pani Irena). W przeciwieństwie do omawianego gospodarstwa z Popielowa z powodu zaszłości historycznych – specyficznego podzielenia gminy Popielów na dwie części – w Nowym Kolniu nie ma „bogatych turystów” sentymentalnych z zagranicy. „My nie jesteśmy na terenach niemieckich. Ta rzeka to granica z dwudziestego roku między Niemcami a Polską. Tam są Niemcy, tam on przyjedzie. A tutaj – po co on ma tu przyjeżdżać? […] Jest pan na polskiej części gminy. [Dawniej] trzeba było mieć paszport, żeby rzekę przekroczyć” (pan Roman). 131 Muzea lokalne Zbiory w Gminie Popielów Gospodarze z dumą wspominają wypożyczenie obiektów z kolekcji do produkcji filmu Afonia i pszczoły. „Tam cała stolarnia to są nasze eksponaty. To, co stoi tutaj, to wszystko grało w tym filmie. On [reżyser Jan Jakub Kolski] tu przyjechał przyczepą, dwoma samochodami, zabrali chyba z osiemdziesiąt eksponatów, i to takich dużych”, wspomina pan Roman. W takich momentach kolekcja daje dużo satysfakcji. „Fantastyczna przygoda – jeśli się patrzy pod takim kontekstem, to fantastyczna rzecz, mieć coś takiego, bo w życiu nie bylibyśmy zaproszeni na prapremierę filmu na przykład, nawet byśmy nie wiedzieli, jak to wygląda, a byliśmy na Afonii i pszczoły i dziwnie się ogląda film, jak się widzi swoje eksponaty!”, mówi pani Irena. kolekcjonował. Gospodarstwo powstało po to, by móc to [kolekcję] wyeksponować” (pani Irena). „Nie wiemy, co będzie za dziesięć lat. Jak to tam [w szopach] będzie złożone, to będzie leżeć i czekać. Może ktoś się obudzi, może się zmieni nastawienie…” (pan Roman). Kolekcja poszerzana jest obecnie tylko o obiekty przynoszone przez ludzi. Problemy Badacz: Mówi pan o wielu aktywnościach: film, cate� ring, wycieczki… Samo takie prywatne muzeum nie ma szans powodzenia. My jesteśmy na rynku od ponad dziesięciu lat i dopiero w tym roku Muzeum Wsi Opolskiej uznało nas za obiekt muzealny. Dopiero dostaliśmy zapro� szenie na szkolenia, jakieś spotkanie… Właściciele Lewandówki nie są pewni, jakie będą dalsze losy kolekcji. Ze słów pana Romana wynika, że jest ona w stanie półtrwania, nie rozwija się z powodu braku funduszy i poparcia władz – pan Roman narzeka szczególnie na ten ostatni problem. Jego zdaniem władze gminy powinny czynnie zajmować się promocją skansenu i innych podobnych obiektów w ramach realizowanych zadań promowania regionu – minimalnym dodatkowym nakładem środków mogłyby osiągnąć efekty promocyjne, na które właścicieli kolekcji nie stać. Właściciele uzależniają bowiem dalsze losy kolekcji od „ruchu” w gospodarstwie, który obecnie jest sezonowy i niewielki. „Nie było gospodarstwa, a mąż 132 Pan Roman: To tak fajnie wygląda, jak rozma� wiamy, ale nie jest kolorowo. O dotacjach to w ogóle zapomnijmy. Proste pytanie: proszę mi pokazać człowieka, który ma dwadzieścia pięć lat i jest zainteresowany tym wszystkim. My mamy syna – dwadzieścia jeden lat, ostatni, który został w domu. Poszedł do pracy i dla niego już nie jest opłacalne siedzenie i czekanie na to, aż ktoś przyjedzie, jak on nie ma pieniędzy. A tam idzie na osiem godzin, co tydzień ma pieniądze. […] Pełne eksponatów wnętrze szopy czekającej na rekonstrukcję (poprzednia strona) Szopy czekające na rekonstrukcję, obecnie magazyny eksponatów Chata Chlebowa w Lewandówce Pan Roman: Ale to się nie dzieje na co dzień. To nie jest regularne. Inaczej byłoby, gdybym na przykład wypożyczał [eksponaty] co dwa miesiące i miał jakiś stały dochód. Tak to jest raz na rok, na pół roku, odwiezie eksponaty, a filmu nie kręci się przez następne dwa lata. […] Teraz człowiek nie wie: zostawić czy zlikwidować. […] Można wziąć przyczepkę i wywieźć na złom. Właściciele gospodarstwa nie korzystają z dofinansowań z dwóch powodów: zniechęcili się do pisania wniosków po tym, jak nie otrzymali środków pomimo wydania siedmiu tysięcy złotych na niezbędne formalności, a ponadto uważają, że nie mają poparcia władz. [Panuje] nieżyczliwość władz. Brak totalny zaintere� sowania. Nasze władze są takie, że chcą, żeby było – niezrobione za ich pieniądze, ale żeby oni mogli się tym chwalić. […] Od pięciu lat z terenu gminy nie przyjęliśmy ani jednej szkoły! Przyjeżdżają szkoły z Wrocławia, Oławy – na terenie gminy to jest be. Najgorzej być prorokiem we własnym domu. 133 Muzea lokalne Zbiory w Gminie Popielów Ekspozycja maszyn rolniczych Gospodarze z Lewandówki nie postrzegają możliwości rozwojowych gminy tak optymistycznie jak właściciele omówionego gospodarstwa z Popielowa lub dyrektor SCKTiR. Ich zdaniem z powodu bezwładności władz lokalnych bądź skąpstwa i obaw o konkurencję posiadaczy gospodarstw wiele inicjatyw nie przebiega, jak należy. Uważają, że infrastruktura turystyczna, za którą odpowiadają władze, jest zaniedbana, a liczne organizacje rozproszone („zabrakło ogniwa, które to miało wszystko łączyć – mówiono, że będzie to Urząd Marszałkowski, ale to nie jest tak”). Ich zdaniem idea agroturystyki jest w kryzysie lub została wypaczona przez osoby prowadzące noclegi bez dodatkowych atrakcji, zaś lokalne inicjatywy noclegowe czy kulinarne są paraliżowane przez nowe wyśrubowane standardy, których sposób się spełnić przy niewielkich nakładach. Jednak pomimo pesymistycznego tonu wypowiedzi pana Romana Gorkowie prowadzą aktywne społecznie życie i mocno polegają w swoich działaniach na formalnych i nieformalnych organizacjach oraz sieciach – otrzymują nagrody, biorą udział w spotkaniach i wyjazdach studyjnych. Regularnie wymieniają się gośćmi, zwłaszcza z omawianym gospodarstwem z Popielowa oraz noclegownią ewangelicką. („Tu się zaczyna współpraca: oni przywożą nam gości, zostają z nimi na cały dzień, mają przejażdżki wozami konnymi po lesie, także to jest taka fajna współpraca. Oni mają noclegi, my mamy atrakcje i to tak powinno funkcjonować”). Miejscowi zwiedzający Mieszkańcy gminy są sporadycznymi gośćmi w muzeum Sobotów, chociaż pani Maria podkreśla, że ich gospodarstwo jest otwarte, a zwiedzanie warsztatu darmowe. Od czasu do czasu przyjeżdżają z wizytą do muzeum kołodziejstwa przedszkola i szkoły z terenu gminy. Ponadto, kiedy mieszkańcy Popielowa mają prywatnych 134 gości, przyjeżdżają do gospodarstwa, by pokazać im warsztat kołodziejski jako atrakcję turystyczną. Miejscowi nie organizują w sali biesiadnej imprez rodzinnych ani spotkań – robią to raczej w okolicznych restauracjach, gdyż potrawy są tam przygotowywane na bieżąco i podawane. Kolekcja jest jednak powszechnie znana wśród mieszkańców i większość z nich miała okazję się z nią choćby przelotnie zapoznać. Pani Irena Gorek z Lewandówki mówi, że SCKTiR organizuje dla mieszkańców gminy wycieczki rowerowe do ich skansenu. W gronie gości są także prywatni znajomi właścicieli, których poznali oni w czasie realizowania wspólnych projektów turystycznych. Pani Irena uważa, że mieszkańcy gminy nie są częstymi gośćmi w gospodarstwie, ponieważ „znają już skansen” i nie mają powodu, by do niego wracać. Wnioski Właściciele popielowskich kolekcji działają w przestrzeni, w której istnieją mocno rozbudowane formalne i nieformalne sieci: powiązania między gospodarzami, centrum kultury, władzami, LGD i działem zajmującym się programem Odnowa Wsi w Urzędzie Marszałkowskim w Opolu. Jak wynika z relacji właścicieli dwóch badanych agroturystyk, dyrektora SCKTiR oraz opiekunki Izby Regionalnej w szkole podstawowej, wiele przedmiotów w kolekcjach pochodzi od mieszkańców decydujących się przekazać je w miejsce, które w ich mniemaniu dobrze je wyeksponuje lub zachowa. Właściciele zbiorów opowiadają o przypadkach, w których mieszkańcy pokazywali pochodzące z ich domostw, a umieszczone obecnie w kolekcjach przedmioty członkom rodziny lub znajomym, czerpiąc zadowolenie z faktu, że fragment ich historii wpisuje się teraz w historię i dziedzictwo materialne całej społeczności. 135 Muzea lokalne Zbiory w Gminie Popielów W wypadku gości gospodarstwa z Popielowa ważny element doświadczenia podróży sentymentalnej stanowią fotografie. Również mieszkańcy gminy rozpoznają siebie i swoich krewnych na odbitkach zdjęć wyeksponowanych w gospodarstwie Sobotów lub izbie regionalnej w popielowskiej szkole, w której odbywa się część lokalnych imprez. Zdjęcia te trafiły do książki Popielów na dawnej foto� grafii – dyrektor popielowskiego SCKTiR zbierał je od miejscowych mieszkańców, dla których publikacja przekazanych fotografii w albumie stanowiła pewną nobilitację, a także wyrażenie i potwierdzenie ciągłości własnych korzeni. Dyrektor SCKTiR tworzy prywatną kolekcję dawnych ubiorów kobiecych, lecz eksponować je będzie w przestrzeni publicznej, do której dostęp będą mieli także sami darczyńcy. W ten sposób przedmioty w kolekcjach istnieją w płynnej sferze pomiędzy tym, co prywatne, a tym, co publiczne. Ich ciągły obieg jest natomiast podsycany przez kolekcjonerów („Jak coś pożyczam, to chcę, by mi za to zapłacili – nie pieniędzmi, ale przedmiotami” – opiekunka Izby; „Troszeczkę trzeba było się nachodzić, naprosić” – dyrektor SCKTiR). Półpubliczna sfera obiegu prywatnych przedmiotów nie dopuszcza, jak się wydaje, wyprowadzania ich poza kontekst lokalny, gdzie z nośników tożsamości stałyby się eksponatami czy towarami („Człowiek z Krakowa – gdzieś mnie znalazł w Internecie – czy byśmy nie sprzedali. […] Nie ma mowy” – pan Franciszek; „[Cytując darczyńcę:] »Komu innemu bym nie dała, ale tobie dom«” – opiekunka izby regionalnej). Z drugiej strony nie ma przeszkód, by do kolekcji trafiały przedmioty z zewnątrz (bryczka z gospodarstwa w Popielowie etc.), a także by obok kolekcji istniały nietypowe dla wsi udogodnienia czy atrakcje (pole piantballowe, hodowla pawi itd.). Posiadacze kolekcji, choć żaden z nich nie prowadzi katalogu przedmiotów, wyraźnie odróżniają jednak na własny użytek obiekty, które są lokalne (z terenu gminy lub, szerzej, Śląska Opolskiego), od przedmiotów z zewnątrz czy elementów dekoracyjnych (cepeliowe koła Sobotów). 136 Warto także zaznaczyć, że żaden z posiadaczy kolekcji nie uznał za potrzebną fachowej pomocy (etnografa czy muzealnika) przy prowadzeniu, eksponowaniu czy katalogowaniu kolekcji, mimo że ich rekonstrukcyjne założenia są dość ambitne. Chociaż ze specjalistami miewali sporadycznie do czynienia (wycena strojów właścicieli Lewandówki przez etnografa, konsultacja z ekspertką przez dyrektora SCKTiR), wydaje się, że organizowanie prywatnej przestrzeni ekspozycyjnej rządzi się w ich oczach innymi prawami. W swoich poszukiwaniach kierują się własnym poczuciem estetyki, pamięcią starszych członków rodziny i społeczności oraz badaniem materiałów źródłowych, w tym fotografii. Popielowskie kolekcje i izby regionalne, choć wiąże się z nimi kolekcjonerska pasja i poczucie misji chronienia reliktów dawnej kultury przed zapomnieniem, nie stanowią dla właścicieli celu samego w sobie, lecz wpisują się w większą całość kulturowej i gospodarczej wymiany. Warsztat Sobotów sprawia, że ich gospodarstwo uznawane jest za szczególnie interesujące, co pozwala rodzinie na nawiązywanie kontaktów i regularne wyjeżdżanie w ramach różnych projektów i wizyt. Skansen maszyn w Lewandówce tworzy unikalną przestrzeń dla aktywnej edukacji poza murami szkoły i wyróżnia tę agroturystykę wśród wielu innych gospodarstw (choć w bazie gminnych agroturystyk na stronie LGD Stobrawski Zielony Szlak nie ma żadnej wzmianki o tym, że u Sobotów i w Lewandówce istnieją tego rodzaju atrakcje). Posiadanie kolekcji, poza dostarczaniem satysfakcji, sprawia więc, że omawiane gospodarstwa nie są jednymi z wielu w gminie. Dostrzegają to zarówno turyści, jak i organizatorzy spotkań czy wymian z innych ośrodków w kraju i za granicą, o czym opowiadali Sobotowie. w niemieckich landach. Poznają dzięki temu dobre praktyki wypracowane w innych, podobnych do ich własnej placówkach oraz metody organizacji rynku produktu lokalnego, w którym uczestniczą w Polsce. Trudno jednoznacznie ocenić, czy posiadanie i prowadzenie skansenu jest funkcją czy przyczyną innych aktywności Gorków, z pewnością jednak wpisuje się w sieć działań i sprzyja nawiązywaniu kontaktów jako „punkt na plus” – to właśnie gospodarstwa posiadające kolekcje wybierane są jako atrakcyjne i wzorcowe podczas organizacji wymian. Na koniec warto dodać, że – jak podkreślają wszyscy posiadacze zbiorów – część zwiedzających kolekcje przyjeżdża na rowerach w ramach indywidualnych lub zorganizowanych wycieczek. Pokrywa się to także z własnymi obserwacjami badacza w innych miejscach Polski. Niewykluczone, że rozwijanie się rekreacyjnego ruchu rowerowego w kraju i rozbudowywanie infrastruktury rowerowej ułatwi dostęp do małych muzeów i podniesie ich rozpoznawalność. Istnienie kolekcji i tocząca się obok nich działalność sprzyjają także tworzeniu planów na przyszłość. Właściciele Lewandówki w ramach wizyt studyjnych obejrzeli liczne przykłady samorządowości 137 Podsumowanie Zbiory opisane w studiach przypadku różnią się między innymi ze względu na lokalizację, długość trwania, strukturę organizacyjną i stopień profesjonalizacji. Na podstawie badań wskazać jednak można pewne cechy charakterystyczne dla nieprofesjonalnych kolekcji i wyróżnić pewne regularnie występujące zjawiska w ich genezie i rozwoju, a także najczęstsze zagrożenia. Określić też można niektóre z funkcji, jakie muzea pełnią w lokalnych społecznościach. Dwie genezy kolekcji Podmioty odpowiedzialne za zbiory (osoby prywatne lub instytucje) najczęściej wchodzą w ich posiadanie z dwóch powodów. Pierwszym z nich jest pasja. Podłożem niemal każdej kolekcji jest fascynacja zbieracza lub ich grupy historią lokalną. W takim wypadku kolekcjoner jest najczęściej liderem skupiającym wokół siebie inne osoby, które wraz z nim gromadzą zbiory lub mu je przekazują (Babska Izba, Ekomuzeum Dziadoszan, Muzeum Prasy Śląskiej, Izba Pamięci Radusza). W takim modelu rozwoju kolekcji zdarza się, że przedmioty pojawiają się w muzeum po zorganizowaniu „pospolitego ruszenia” (Izba Pamięci i Tradycji, Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem) lub kolekcjoner sam przemierza okolicę i puka od drzwi do drzwi, poszukując staroci (Babska Izba). Gdy pojawia się odpowiednia przestrzeń, udostępniona najczęściej przez samorząd, zbiory zostają wystawione do zwiedzania dla publiczności (Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem). We współtworzenie kolekcji szczególnie chętnie angażują się organizacje pozarządowe. Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że działając na rzecz społeczności lokalnej, mają jasną wizję jej rozwoju, potrafią więc dostrzec potencjał kolekcji. III. zakończenie Drugą częstą okolicznością powstawania zbiorów jest odziedziczenie przedmiotów, które mogą stać się kompletną lub niemal kompletną kolekcją. Wkład kolekcjonera w muzeum polega wówczas na renowacji odziedziczonych przedmiotów i ich wystawieniu, natomiast zbiory są stopniowo poszerzane (Muzeum Kołodziejstwa, Muzeum Małej Ojczyzny). Ważnym momentem w tym modelu jest włączenie się społeczności w tworzenie muzeum. Jak wynika ze studiów przypadku, nie ma znaczenia, czy właścicielem kolekcji jest instytucja publiczna, organizacja pozarządowa czy osoba prywatna. Jeśli zbiory są zabezpieczone i odpowiednio eksponowane, okoliczni mieszkańcy chętnie pozostawią swoje pamiątki nawet w miejscu, gdzie przez właściciela prowadzona jest działalność gospodarcza, a kolekcja służy na przykład przyozdobieniu prowadzonej restauracji (przypadek z badania CAWI). Badany kolekcjoner tłumaczył tę tendencję faktem, że właściciele dawnych przedmiotów codziennego 139 Muzea lokalne Podsumowanie użytku czują się dowartościowani, jeśli mają możliwość ich zaprezentowania. Kolekcje funkcjonują więc na przecięciu przestrzeni publicznej i prywatnej. Zdarza się, że zbiory gromadzone przez osobę prywatną lub nieformalną organizację wystawiane są w publicznych instytucjach (SCKiTR Popielów). Bywa również, że pod wpływem działalności kolekcjonera w społeczności więcej osób zaczyna interesować się zbieractwem i powstają kolejne izby pamięci (jak w Popielowie) lub osoby prywatne gromadzą przedmioty w swoich domach, nie mając jasno sprecyzowanych planów co do przyszłości kolekcji (Sąpłaty). W niektórych gminach zbiory lokalnego dziedzictwa przepływają między muzeami (Błażowa). W przypadku Futomy czy Sąpłatów można wręcz mówić o kolekcji rozlanej po okolicy, mieszczącej się zarówno w domach, jak i przestrzeniach publicznych. Pojedyncze kolekcje również mogą mieć płynny charakter. Do niektórych muzeów mieszkańcy przynoszą zbiory i potem je odbierają – czy to z powodów sentymentalnych (Muzeum Wyspy Sobieszewskiej), czy chęci sprzedaży i zysku (Izba Pamięci i Tradycji). Funkcje zbiorów Pomimo tego, że kolekcje bezsprzecznie postrzegane są przez lokalne społeczności jako wspólne dobro, zdecydowaną większość odwiedzających stanowią osoby z zewnątrz. Niemal w każdej gminie badacze napotykali mieszkańców, którzy żyli w sąsiedztwie kolekcji i deklarowali, że nigdy jej nie odwiedzili, podkreślając jednocześnie, że jest to miejsce ważne i potrzebne. Kolekcje pełnią więc funkcję reprezentacyjną. Pokazywane są gościom z kraju i zagranicy, polecane turystom (Izba Pamięci Radusza). Mieszkańcy na ogół wypowiadają się o nich z dumą. Często w materiałach promocyjnych oraz na stronach internetowych gmin i powiatów pojawiają się informacje na temat muzeum niezależnie od tego, czy jest ono wspierane przez samorząd, czy nie. Zdarzyło się nawet, że pomimo napiętych relacji między władzami a kolekcjonerką, zbiory prezentowane były jako ważny walor gminy niemal we wszystkich materiałach promocyjnych. funkcja edukacyjna jest drugą ważną funkcją, jaką pełnią kolekcje. Część z nich zlokalizowana jest w szkołach bądź innych placówkach edukacyjnych (Izba Pamięci Radusza, Izba Pamięci Narodowej). Są to miejsca, w których, jak głoszą wpisy w księgach pamiątkowych zbiorów, odbywają się „żywe lekcje historii”. Dzieci mają okazję tam zobaczyć – często również dotknąć – przedmioty używane przez pokolenie ich dziadków oraz poznać dzieje zamieszkiwanej miejscowości (Muzeum Regionalne w Sąpłatach, Muzeum Wyspy Sobieszewskiej, Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem). Ważną rolę odgrywa tam także sam kolekcjoner, który z pasją oprowadza po zbiorach. Do niektórych muzeów przyjeżdżają grupy zorganizowane także z innych regionów, ponieważ placówki te są znane z bogatej oferty zajęć (Muzeum Małej Ojczyzny, Ośrodek Edukacji Mokrzec). 140 Kolejną istotną rolą lokalnych muzeów jest integrowanie społeczności. Zdarza się, że siedziba, w której przechowywane są zbiory, jest biurem sołtysa (Izba Pamięci i Tradycji) lub odbywają się w niej zebrania wiejskie (Regionalna Izba Pamięci w Wysokiem). Czasem kolekcjoner organizuje w Izbie imprezy i spotkania. Kolekcja staje się wtedy nieformalnym centrum kultury. Odbywają się tam imprezy pamiątkowe, seminaria, konkursy czy spotkania z artystami (Muzeum Prasy Śląskiej, Sąpłaty, Izba Pamięci Wincentego Pola, Muzeum Małej Ojczyzny). Przy kolekcjach działają też zespoły folklorystyczne (Muzeum Małej Ojczyzny, Muzeum w Futomie). Niektóre kolekcje (na przykład Muzeum Małej Ojczyzny) działają na rzecz mniejszości narodowych i skupiają wokół siebie ich przedstawicieli. Istotną funkcją, jaką pełnią kolekcje, jest także tworzenie tożsamości lokalnych. Niektóre muzea powstają przy okazji ważnych dla mieszkańców wydarzeń, takich jak zamieszczenie lokalnego przepisu na Liście Produktów Tradycyjnych (Izba Pamięci i Tradycji). Część kolekcjonerów starannie selekcjonuje zbiory pod kątem pochodzenia geograficznego lub zgodności z ich wizją lokalnej historii (Muzeum Prasy Śląskiej). Bywa też tak, że przy okazji powstawania kolekcji pisana jest wspólna historia (Izba Pamięci Radusza) i dzięki niej tworzy się pamięć zbiorowa społeczności oparta o bohaterskie wydarzenia z przeszłości (Izba Pamięci Narodowej). Rozwój kolekcji – co zrobić, by kolekcje (prze)żyły Większość badanych kolekcji funkcjonuje, przy zerowym lub bardzo niewielkim wsparciu ze strony instytucji publicznych. Najczęściej obejmuje ono udostępnienie lokalu (Muzeum Regionalne w Sąpłatach). Ich działalność opiera się na pracy samego kolekcjonera lub kilku osób zaangażowanych w opiekę nad muzeum (Muzeum Kołodziejstwa, Skansen Maszyn Rolniczych). Opiekunowie kolekcji, jeśli nie są zatrudnieni przez instytucję publiczną, za swoją pracę nie pobierają wynagrodzenia. Datki zebrane od turystów służą zakupieniu podstawowych artykułów do konserwacji zbiorów – nawet jeśli nie uda się zebrać wystarczającej sumy, kolekcjonerzy i tak kupują je z własnych środków. Wsparcie społeczności we współtworzeniu muzeum stanowi więc ważny wkład w funkcjonowanie kolekcji. Najczęściej obejmuje ono powiększanie zbiorów, promocję kolekcji wśród turystów i współpracę przy organizacji wydarzeń w muzeum. Oczekiwania kolekcjonerów dotyczące wsparcia ze strony instytucji i społeczności są niewielkie. Badane osoby jako główną przeszkodę w funkcjonowaniu zbiorów wskazują problemy lokalowe, czyli brak przestrzeni do prezentowania kolekcji lub odpowiednich warunków do przechowywania zbiorów. Innym ważnym problemem jest brak środków finansowych. Lokalni kolekcjonerzy nie oczekują jednak wysokiego wsparcia. Kwoty, jakie byłyby dla nich wystarczające do prowadzenia nieprofesjonalnych kolekcji, to kilka tysięcy 141 Muzea lokalne złotych rocznie. Muzea działają jednak nawet bez wsparcia finansowego. Niewielki rozmiar i ograniczony zasięg jest atutem, dzięki któremu mogą przetrwać, opierając się na pracy społecznej zaangażowanych osób. Największym zagrożeniem dla kolekcji jest utrata opiekuna. Podczas realizacji projektu jedna ze znalezionych przez Internet kolekcji, z którą nawiązano kontakt podczas badania ankietowego, nie działała od roku z powodu śmierci opiekuna. Przedmioty pozostawały pod opieką rodziny, niszczały i nie były udostępniane. Podobnie stało się w innym muzeum, którego założyciel z powodu lokalnych konfliktów postanowił wyjechać do innej miejscowości. Kluczową sprawą dla zachowania zbiorów jest więc wyznaczenie następcy. Dobrze jest, gdy rolę tę przejmuje lokalna instytucja kultury, tak jak to miało miejsce w przypadku Izby Pamięci Wincentego Pola. Izba ta jednak przez wiele lat pozostawała w złym stanie właśnie ze względu na problem z wyznaczeniem formalnego opiekuna. Zagrożenie tego rodzaju jest szczególnie duże, gdy kolekcją zajmuje się osoba o silnej indywidualności, która niechętnie podejmuje współpracę i jest nieufna wobec ofert pomocy, tak jak to ma miejsce w wypadku Muzeum Regionalnego w Sąpłatach. Dobrym rozwiązaniem jest także nawiązanie współpracy przez właściciela kolekcji z innymi instytucjami już w momencie tworzenia muzeum, tak jak to miało miejsce w przypadku Izby Pamięci Radusza, którą współprowadzi nadleśnictwo wraz z muzeum regionalnym. Istnieją jednak kolekcje, które nie współpracują z żadną publiczną instytucją kultury. Pamięć zbiorowa i lokalne kolekcje To, co określa się mianem pamięci zbiorowej, jest fenomenem społecznym odbiegającym swoja naturą od pamięci indywidualnej i różnym od wiedzy historycznej, choć czerpiącym z tych samych zasobów: przeszłości i wydarzeń, które miały w niej miejsce. Barbara Szacka definiuje pamięć zbiorową jako „zbiór wyobrażeń członków zbiorowości o jej przeszłości, o zaludniających ją postaciach i minionych wydarzeniach, jakie w niej zaszły, a także sposobów ich upamiętniania i przekazywania o nich wiedzy uważanej za obowiązkowe wyposażenie członka tej zbiorowości”1. W tej definicji pamięć zbiorowa traktowana jest jako model posługiwania się przeszłością znajdujący się na przeciwnym biegunie niż historia rozumiana jako dyscyplina akademicka2. Pamięć zbiorowa jest kategorią niezwykle przydatną do analizy tego, w jaki sposób czas przeszły istnieje w teraźniejszości. W niekończącym się procesie konstruowania tożsamości przez różne zbiorowości interpretacja dawnych wydarzeń i postaci wytwarza znaczenia i symbole tworzące specyficzny język, posługiwanie się którym stanowi jeden ze sposobów odróżniania swoich od obcych oraz tworzenia granic symbolicznych. Na tym przykładzie uwidacznia się głęboka różnica pomiędzy pamięcią zbiorową a historią: ta pierwsza nadaje najwyższy priorytet znaczeniu, a do faktu w rozumieniu naukowym i jego dokładnego zapamiętania nie przywiązuje zbyt dużej wagi. Precyzyjne datowanie i chronologia wydarzeń również nie grają kluczowej roli – znacznie większe znaczenie mają nadawane im sensy i wartości, jakie reprezentują, a zwłaszcza wartość przynależności do grupy. Legitymizacja społeczności za pomocą przeszłości jest nie mniej istotną funkcją społecznego posługiwania się historią. Dawność ma zdolność sakralizacji: to, co odwieczne, jest słuszne. Istnienie grupy ma więc sens, jeżeli jest w jakiś sposób zakorzenione w przeszłości – musi istnieć wiedza na temat prapoczątku grupy oraz przekonanie o ciągłości jej trwania3. 1 Barbara Szacka, Czas przeszły, pamięć, mit, Scholar, Warszawa: 2006, s. 19. 2 Ibid., s. 30. 3 Ibid., s. 47–58. 142 143 Muzea lokalne Pamięć zbiorowa i lokalne kolekcje Do procesów pamięci zbiorowej zalicza się również zapominanie, które Marek Ziółkowski opisuje jako pomniejszanie i reinterpretowanie pewnych faktów, usuwanie ich z rozmów między członkami grupy oraz wykluczenie ich jako podstawy działań zbiorowych4. W zbiorowym zapominaniu, podobnie jak pamiętaniu, kluczowe jest współdziałanie jednostek należących do wspólnoty pamięci, wzajemne zniechęcanie się do podejmowania pewnych kwestii, tabuizowanie ich. Działania te mogą przybierać różne formy. Paul Ricoeur pisze o zapominaniu aktywnym oraz biernym, które rozumieć można jako dwa biegunowe procesy. Pierwszy z nich opisany został jako „strategia unikania, która […] motywowana jest przez niejasne dążenie, żeby nie wiedzieć, nie dowiadywać się, nie dociekać […]5. Drugi proces to świadome wypieranie, które może przybrać charakter „metodycznej selekcji” i zdaniem Ricoeura zasługuje na krytykę, kiedy uprawiane jest przez historię oficjalną grup dominujących6. Zbiorowe pamiętanie wspierane jest różnego rodzaju zabiegami podtrzymującymi transmisję treści. Do ważnych elementów tego procesu należą święta i rytuały, w ramach których cykliczne odtwarzanie lub upamiętnianie ważnych wydarzeń z przeszłości pozwala grupie wzmacniać poczucie ciągłości trwania. Równie ważną rolę pełnią materialne znaki pamięci: pomniki, mauzolea i cmentarze – obiekty konstruowane przez grupę celowo, z intencją upamiętnienia. Istnieje jednak jeszcze jedna kategoria materialnych reprezentacji przeszłości – przestrzenie. Jak pisze Jan Assmann, „pamięć potrzebuje miejsc i ulega uprzestrzennieniu”7, dlatego krajobrazy, sylwetki miast czy charakterystyczne budowle stanowią niezwykle ważne podpory pamięci. Podobnie dzieje się w świecie rzeczy – przedmioty codziennego użytku, narzędzia, pomieszczenia i ich charakterystyczne układy mogą nabierać cech symbolu i stawać się nośnikami pamięci8. Czas przeszły i to, jak ludzie go traktują, zmieniało się na przestrzeni wieków, upamiętnianie zawsze jednak było nieodłączną częścią życia zbiorowego. Wynalazek pisma i druku oraz upowszechnienie edukacji i mediów docierających do większości ludzi sprawiły, że przekaz oralny stracił na znaczeniu. Tradycje, rytuały i mity przestały być głównymi nośnikami wiedzy konstruującej tożsamość grupową, a książka i archiwum stały się ważniejszym i pewniejszym środkiem zbiorowego pamiętania. Nastąpił rozwój coraz większych zbiorowości, posiadających własne języki oraz systemy władzy i instytucji, które przekształciły się w nowoczesne państwa. Pamięć zbiorowa zaczęła oznaczać pamięć narodową kreowaną przez liderów i interesy polityczne. 4 Marek Ziółkowski, Pamięć i zapominanie. Trupy w szafie polskiej zbiorowej pamięci, „Kultura i społeczeństwo”, nr 3–4 (2001), s. 4–5. 5 Paul Ricoeur, Pamięć – Zapomnienie – Historia [w:] K. Michalski (red.), Tożsamość w czasach zmiany. Rozmowy w Castel Gandolfo, Znak, Kraków: 2005, s. 38 6 Ibid., s. 39. 7 Jan Assmann, Pamięć kulturowa. Pismo, zapamiętywanie i tożsamość polityczna w cywilizacjach starożytnych, przeł. Anna Kryczyńska-Pham, WUW, Warszawa: 2008, s. 55. 8 Ibid. 144 Dominacja tak zwanej wielkiej historii – politycznej i gospodarczej, roszczącej sobie pretensje do obiektywizmu i dezawuującej pamięć grup niemających dostępu do władzy – nie zniweczyła jednak lokalnych pamięci. Historia narodowa i międzynarodowa, choć przykłada się do niej dużą wagę w połączonych sferach edukacji i polityki, nie jest konstrukcją wystarczającą z punktu widzenia jednostkowego poczucia przynależności grupowej. Małe pamięci okazują się niezwykle ważne i dotyczy to przede wszystkim historii rodziny, ale również regionu, wsi czy miasta. Andrzej Szpociński przytacza badania, z których wynika, że w nieformalnych rozmowach historia pojawia się głównie jako dzieje rodziny i życie codzienne poprzednich pokoleń9. Niemniej jednak „na pytanie o to, jaki krąg jest najbardziej interesujący dla respondentów, odpowiedź »region« pojawia się prawie zawsze”10. Prowadzi to autora do postawienia hipotezy, że „przeszłość regionalna jest tym kręgiem pamięci zbiorowej, który budzi najwięcej ciekawości, a zatem powinien w dającej się przewidzieć przyszłości stać się obszarem inwazji zainteresowań choćby niektórych grup społeczeństwa”11. Przekaz „małej historii” i konstruowanie pamięci zbiorowej niewielkich grup nie rządzą się regułami poprawności naukowej. Przytaczane przez cytowanych autorów badania wskazują jednoznacznie, że za najbardziej zaufane źródło informacji o przeszłości uznaje się naocznego świadka wydarzeń. Ponadto wysoki status (oprócz zawodowych historyków) posiadają znajome osoby, które pasjonują się przeszłością – ich wiarygodność oceniana jest wyżej niż wiarygodność książek, czasopism i gazet, a zwłaszcza telewizji12. Dlatego właśnie szczególną rolę w zbiorowym pamiętaniu odgrywają ludzie, których określić można jako strażników pamięci. Pamięć zbiorowa jest zjawiskiem niejednorodnym, nie każdy członek społeczności posiada pełną wiedzę o jej historii, a ponadto przez cały czas trwają negocjacje, w ramach których konkurencyjne wersje przeszłości są ze sobą konfrontowane. To, które z wydarzeń zyskają uprzywilejowaną pozycję w pamięci, zależy od wielu czynników, ale rola lokalnych aktywistów, historyków amatorów i w końcu kolekcjonerów jest bardzo istotna. W tym kontekście rola kolekcji lokalnych staje się niezwykle ważna. Są one rodzajem alternatywnego archiwum, dowodu rzeczowego świadczącego o tym, że przeszłość istniała kiedyś w materialnym i dosłownym wymiarze. Przedmiot nie może mieć takiej rangi jak naoczny świadek wydarzeń, jednak unaocznia tę przeszłość i mówi o niej w sposób zupełnie odmienny od zaufanego historyka czy nawet naukowca. Zbieranie i przechowywanie przedmiotów zawsze miało znaczenie wykraczające poza chęć ich zachowania z powodu wartości materialnej. Jak pisze Krzysztof Pomian, już przedmioty znajdujące się w starożytnych zbiorach Andrzej Szpociński, Formy przeszłości a komunikacja społeczna [w:] Przeszłość jako przedmiot przekazu, Andrzej Szpociński, Piotr Kwiatkowski, Scholar, Warszawa: 2006, s. 53. 10 Ibid., s. 54. 11 Ibid. 12 Ibid., s. 14–15. 9 145 Muzea lokalne składanych w piramidach i grobach czy znajdujące się w kolekcjach typowych dla społeczności tradycyjnych pełniły funkcję „pośredników między widzami a światem niewidzialnym, o którym mówią mity, opowieści i historie”13. Opiekunowie i właściciele kolekcji mogą podpierać swój autorytet strażników pamięci posiadanymi przedmiotami, a ich materialność oraz prozaiczny fakt, że zajmują pewną przestrzeń, sprawia, że są znacznie trudniejsze do zignorowania niż sam przekaz pamięci. Cechę tę od połowy XVIII wieku eksploatują państwa narodowe, tworząc muzea i kolekcje wspierające oficjalne narracje tożsamościowe. Jednak dokładnie te same mechanizmy, choć może w mniej metodyczny i świadomy sposób, wykorzystywane są przez rzesze prywatnych i społecznych kolekcjonerów. Istnienie i rozwój instytucji, takich jak niepaństwowe muzea, jest wyrazem demokratyzacji pamięci zbiorowej. Marek Ziółkowski pisze o trzech poziomach podmiotów uczestniczących w „grze o pamięć”: instytucjach władzy państwowej, instytucjach społeczeństwa obywatelskiego oraz aktorach niezinstytucjonalizowanych14. W społeczeństwach demokratycznych rola pierwszego poziomu maleje, natomiast duże znaczenie mają instytucje środkowego poziomu. To dzięki nim „wartości kultywowane w świecie przeżywanym przenikają do sfery publicznej, […] dzięki czemu kształtuje się […] opinia publiczna, a tym samym pewne standardy pamięci zbiorowej i dyskursu o treściach owej pamięci”15. Prywatne i społeczne kolekcjonowanie jest formą uczestnictwa w tej „grze o pamięć” i rodzajem negocjacji podejmowanych z oficjalną, narodową pamięcią, która najczęściej pomija niuanse etniczności i lokalności. Kolekcje lokalne częściowo zrywają z koncepcją historii opierającej się na datach i wielkich wydarzeniach na rzecz węższych narracji, w których mieścić mogą się też historie zwykłych ludzi, obrazy życia codziennego czy dziedzictwo małych zbiorowości. 13 Krzysztof Pomian, Zbieracze i osobliwości. Paryż – Wenecja XVI–XVIII wiek, słowo/obraz terytoria, Gdańsk: 2012, s. 38. 14 Marek Ziółkowski, op. cit., s. 5–6. 15 Ibid. 146