Basniowa_podroz_Malec_Aleksandra

Transkrypt

Basniowa_podroz_Malec_Aleksandra
Chciałabym opowiedzieć Wam o swoich tegorocznych wakacjach,
a konkretnie o niezwykłej przygodzie, jakiej doświadczyłam. Możecie mi
wierzyć lub nie, ale do dziś wspominam to niesamowite wydarzenie i przenoszę
się do tego miejsca ,czyli Baśniowej Krainy.
„Baśniowa podróż " – praca na powiatowy konkurs literacki
Był wtorek, 7 lipca. Właśnie na ten dzień ja i Kaja zaplanowałyśmy sobie
naszą pierwszą wspólną podróż do Hiszpanii. Ciężko nam było namówić
rodziców, by pozwolili nastolatkom samotnie podróżować samolotem po
Europie, ale po dłuższych spekulacjach i rozmowach udało się! Tak! Lecimy
same, do gorącej i bajecznej Hiszpanii! Dlaczego bajecznej? – o tym dowiecie
się później. Wstałam o godzinie 7:00 rano. Od razu wzięłam telefon do ręki
i napisałam wiadomość do Kai – w obawie, żeby przypadkiem nie zaspała. Lot
do Madrytu miałyśmy o 10:30, a na lotnisko 50 kilometrów, dlatego też trzeba
było wyjechać z domu dużo wcześniej. Na szczęście nie musiałyśmy
podróżować autobusem – moja mama zadeklarowała się, że zawiezie nas, tym
bardziej, że mój bagaż i jak się później okazało – Kai też – nie należały do
najmniejszych. Do ostatniej chwili nie mogłyśmy się zdecydować, jakie ubrania
zabrać, by niczego nam nie brakowało. Nie chciałyśmy marnować tam czasu na
bieganie po sklepach w poszukiwaniu „zapomnianych rzeczy”. Gdyby
ewentualnie była taka konieczność, myślę, że zakupy w obcym kraju nie
sprawiłyby nam szczególnej trudności, ponieważ Kaja doskonale zna język
hiszpański i biegle się nim posługuje. Z jej inicjatywy wyszedł także pomysł,
żeby lecieć akurat do Hiszpanii – było to jej najskrytsze marzenie, a ja z racji
tego, ze również nigdy tam nie byłam, to przystałam na jej propozycję. O 7:05
dostałam od Kai odpowiedź, że właśnie idzie wziąć prysznic, a także, że nie
może doczekać się już naszej wyprawy. Wstałam z łóżka, choć nie było to takie
proste i również pobiegłam pod prysznic. Po dziesięciu minutach byłam już
umyta. Włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone. Założyłam bluzę – dzień
niestety był deszczowy – oraz wygodne dżinsy i trampki. Po chwili usłyszałam
wołanie z kuchni:
– Olu śniadanie gotowe! – zawołała mama.
– Dobrze mamo, już idę! – odpowiedziałam.
Wybiła godzina 8:45. Po szybkim śniadaniu poszłam do swojego pokoju
po bagaże i ruszyłam do samochodu, w którym czekała już mama.
– Olu, na pewno o niczym nie zapomniałaś? Wiesz…martwię się trochę, to
Twoja pierwsza samodzielna podróż i to tak daleka – powiedziała trochę
zaniepokojonym głosem mama.
– Mamo, sprawdzałam zawartość walizki kilka razy, zresztą nawet jeśli o czymś
zapomniałam, to mogę kupić na miejscu. Hiszpania nie jest na końcu świata!
Nie martw się, poradzę sobie, mamo – odpowiedziałam nieco podniesionym
głosem.
O 8:50 byłyśmy już przed domem Kai. Na szczęście moja przyjaciółka
mieszka w sąsiedniej miejscowości. Droga minęła nam dosyć szybko. W czasie
podróży planowałyśmy, co zwiedzimy i gdzie pójdziemy…
Po godzinie byłyśmy już na miejscu.
– Dziewczynki, uważajcie na siebie! – powiedziała zestresowanym głosem
mama.
– Dobrze! – krzyknęłam, ucałowałam mamusię w policzek i pobiegłam w stronę
bagażnika, aby wypakować walizki.
Chwilę później dotarłyśmy już na lotnisko. Pomyślnie przeszłyśmy
odprawę i zajęłyśmy swoje miejsca w samolocie. Nie powiem – miałam pewne
obawy przed lotem, ponieważ był to mój pierwszy raz, ale wewnętrzny głos
podpowiadał mi : „Dasz radę!”. I ta myśl napawała mnie optymizmem.
Po
kilku godzinach byłyśmy już na miejscu. Z lotniska taksówka
zawiozła nas prosto pod drzwi hotelu. Madryt to piękne miasto! Jadąc,
podziwiałam każdy jego zakątek. Hotel był nieziemsko piękny. W jego tylnej
części znajdowały się trzy baseny, a wokół nich miejsca, w których można było
odpocząć, zrelaksować się i poopalać.
Kiedy obejrzałyśmy hotel, poszłyśmy do pokoju, aby wziąć prysznic
i wyruszyć na zwiedzanie miasta. Pół godziny później byłyśmy już gotowe
i wbrew pozorom nie odczuwałyśmy zmęczenia podróżą samolotem. Kaja
zaproponowała, abyśmy na początek poszły na spacer do parku znajdującego się
nieopodal naszego hotelu. Tak też zrobiłyśmy. Idąc, zachwycałyśmy się
pięknem tamtejszej przyrody i pochłaniałyśmy widoki uroczych krajobrazów.
Trochę zmęczone, doszłyśmy do wniosku, że usiądziemy na najbliższej ławce.
Na szczęście – później dowiecie się, dlaczego – dosiadł się do nas pewien
starszy Pan i wyjął ze swojej czarnej walizki kolorową książkę. Można było
domyślać się, że to książka dla dzieci. Kaja, zerknąwszy na nią, stwierdziła, że
jej tytuł brzmi: „Zaczarowana kraina”. Ogarnęło nas zdziwienie, że starszy
człowiek tak namiętnie czyta książkę przeznaczoną dla młodszych. Kaja,
słynąca ze swojej ciekawości, zapytała mężczyznę – oczywiście po hiszpańsku –
dlaczego czyta książkę dla dzieci. Starszy Pan odpowiedział:
– Czytam tę baśń w takim momencie, gdy mam jakieś zmartwienie. Przenosi
mnie ona w magiczny i beztroski świat, a wtedy wszystkie problemy znikają.
W zaczarowanej krainie każdy jest dzieckiem. Na pewno mi nie wierzycie,
a jeśli chcecie, możecie się o tym przekonać, ale jest jeden warunek.
– Jaki? – zapytała z niedowierzaniem Kaja.
– Musicie przeczytać choćby mały fragment książki – odpowiedział mężczyzna.
Spojrzałyśmy na siebie pytająco, choć wydaje mi się, że w głębi duszy
wiedziałyśmy, że tego chcemy.
– Powiedz Panu, że z chęcią przeczytamy fragment książki, aby dowiedzieć się,
czy rzeczywiście mówi prawdę – rzekłam do Kai.
Kaja przekazała moje słowa mężczyźnie, a ten w mgnieniu oka wyjął ze
swojej teczki dwie identyczne kolorowe książki i wręczył nam. Obie pisane były
w języku hiszpańsku, no ale czego innego mogłam się spodziewać? Otworzyłam
swoją i zaczęłam czytać tak, jak potrafiłam, mimo że niczego nie rozumiałam.
Nagle doznałyśmy wielkiej radości i znalazłyśmy się na tej samej ławce, lecz
w zupełnie innym miejscu, a koło nas nie siedział już starszy Pan, ale chłopak
w naszym wieku. Na naszych twarzach malowało się zdziwienie, ale nie
pytałyśmy o nic więcej. Adaś, bo tak miał na imię, zaczął oprowadzać nas po
Zaczarowanej Krainie. Była niesamowita! Czułyśmy się jak w bajce – w tym
przypadku to powiedzenie jest zupełnie prawdziwe. Tak! Byłyśmy w... baśni!
Spotkałyśmy tam wielu rówieśników oraz młodszych i starszych od siebie.
Z zaciekawieniem pytałyśmy, jak się tam znaleźli. Każdy z nich opowiedział
nam inną historię. Atmosfera była wspaniała.
Zaczarowana Kraina to miejsce przypominające opisy raju. Na środku
znajdowała się wąska dróżka, która prowadziła do wciąż nowszych atrakcji.
Trawnik „okupowały” zarówno młodzież jak i dzieci, bawiące się ze sobą.
Co dziwne, nie było tam dorosłych.
Potem Adaś zaprowadził nas do miejsca, w którym właśnie rozgrywał się
mecz siatkówki. Dołączyłyśmy do drużyny i świetnie się bawiłyśmy, aż nie
poczułyśmy upływającego czasu. Byłyśmy zupełnie oderwane od myśli
z realistycznego świata. Razem z Kają opowiedziałyśmy o swoich odczuciach
chłopcu, który patrząc na nasz zachwyt, rzekł:
– Zaczarowana Kraina to cudowne miejsce, jednak pamiętajcie, możecie się do
niej tylko przenosić w momencie, gdy jest wam smutno albo macie jakieś
problemy – wtedynależy sięgnąć po magiczną książkę.
Z Kają spojrzałyśmy na siebie, a następnie na Adasia i pokiwałyśmy
głowami na znak, że zrozumiałyśmy jego prośbę, po czym wszyscy poszliśmy
wzdłuż długiej, krętej dróżki. Nagle naszym oczom ukazał się wielki sad pełen
pięknych i świeżych owoców. Adaś powiedział, że możemy sobie zerwać kilka
z nich, by nabrać sił na przeżycie kolejnych atrakcji. Szybko pobiegłyśmy – ja
zerwałam dwie gruszki, a Kaja jabłko. I tak podążałyśmy za Adasiem, jedząc
owoce.
– Istny raj! – krzyknęła Kaja.
– To jeszcze nie wszystko! – odpowiedział jej Adaś – Teraz zaprowadzę was do
mojego ulubionego miejsca!
Było to pomieszczenie, które wyglądem przypominało sklep. I w zasadzie
można powiedzieć, że nim było, jednak wszystko, co chciało się w nim nabyć,
otrzymywało się za darmo, a co najlepsze tymi produktami były słodycze!
Większości z nich nigdy w życiu nie próbowałam. Adaś powiedział, że są tam
smakołyki z całego świata! Oniemiałyśmy z wrażenia.
– W przeciwieństwie do realnego świata po zjedzeniu słodkości, nie psują się
zęby – powiedział Adam, śmiejąc się przy tym. Jak cudownie, że Kaja znała
język hiszpański! Zupełnie nie wiedziałam, co było powodem ich śmiechu, lecz
gdy Kaja po chwili wszystko mi wyjaśniła – dołączyłam do nich, śmiejąc się, aż
po policzkach spływały mi łzy.
Kolejne miejsce, do którego zaprowadził nas Adaś, to Wesołe
Miasteczko. Zawsze bałam się takich atrakcji, ale wtedy uczucie strachu było
dla mnie obce. Świetnie się bawiłyśmy, a uśmiech nie schodził nam z twarzy.
Idąc dalej tajemniczą dróżką, dotarłyśmy nad małą rzeczkę i plażę. Zdjęłyśmy
szybko buty i poszłyśmy zamoczyć stopy. Na plaży znajdowało się wiele dzieci
biegających, śmiejących się i lepiących
babki z piasku. To taka cudowna
zabawa!
Następnie,
przechadzając
się
wzdłuż
niekończącej
się
dróżki,
dostrzegłyśmy kolorową budkę. Tak! To był to sklep z lodami! Lecz nie taki
zwykły – były w nim wszystkie rodzaje lodów, jakie tylko są na świecie, a co
najważniejsze – za darmo!
Po zjedzeniu kilku porcji, znalazłyśmy się w budynku przypominającym
sklep z odzieżą. Można tam było zupełnie za darmo nabyć strój ulubionej
postaci z baśni! Nie czekając długo, wybrałyśmy stroje: ja Królewny Śnieżki,
a Kaja Kopciuszka, ale tego tańczącego na balu.
Tak przebrane dotarłyśmy do końca dróżki. Skąd wiedziałyśmy, że to
koniec? A stąd, że tam znajdowały się wielkie, drewniane drzwi. Jakiś głos
podpowiadał nam, że za nimi znajduje się realny świat. Nie aż tak kolorowy jak
ten, w którym właśnie przebywałyśmy. Po chwili Adaś potwierdził nasze
obawy:
– Te drzwi zaprowadzą was do świata realnego. Nie martwcie się! Pamiętajcie
o tym, co powiedziałem wam na początku naszej baśniowej podróży. Możecie
tu wracać, gdy jest wam źle i smutno. Wtedy weźcie do ręki książkę
i przeczytajcie jej fragment, a przeniesiecie się do Zaczarowanej Krainy. A teraz
przejdźcie przez te drzwi i… do zobaczenia! – krzyknął Adaś.
Posłuchałyśmy go. Poczułyśmy ogarniające nas ciepło i znalazłyśmy się na tej
samej ławce, na której wcześniej usiadłyśmy w parku. Nie było koło nas tylko
starszego Pana, który podarował nam magiczne książki.
Siedziałyśmy w milczeniu. Po chwili Kaja odezwała się:
– Czy ty też myślisz, że ten starszy Pan to Adaś, który oprowadzał nas po
krainie?
– O tym samym przed chwilą myślałam – odpowiedziałam – Pamiętasz, jak
mówił, że w Zaczarowanej Krainie każdy jest dzieckiem? – zapytałam.
–Tak! Faktycznie nie było tam nikogo dorosłego! – krzyknęła Kaja, po czym
dodała:
– Wiesz … nie wierzyłam w to, że baśniowy świat istnieje. Uświadomił mi to
dopiero dorosły człowiek! Ten starszy Pan!
Rozmawiałyśmy o tym, siedząc na ławce, jeszcze bardzo długo. Tak
długo, że aż zastał nas wieczór.
– Nasza wymarzona podróż okazała się rzeczywiście WYMARZONA! –
powiedziała podekscytowana Kaja.
Wraz z nastaniem wieczora postanowiłyśmy udać się do hotelu i zadzwonić do
naszych rodziców, i oczywiście o wszystkim im opowiedzieć. Tak jak
sądziłyśmy – żadne z nich nam nie uwierzyło. Trudno! My wiedziałyśmy, że to
prawda i że przeżyłyśmy świetną przygodę swojego życia, a najlepsze w tym
wszystkim jest to, że możemy zawsze tam powrócić, gdy mamy jakiś problem,
bo w świecie baśni nie istnieją troski i zmartwienia. Tak samo jak w świecie
dziecka.
Przez kolejne dni wycieczki zwiedzałyśmy wszystkie zakątki Madrytu
i korzystałyśmy ze wspaniałych usług w hotelu.
Ta podróż z pewnością będzie dla mnie niezapomniana. Po tygodniu
wróciłyśmy do domu. Oczywiście koledzy i koleżanki z klasy nie uwierzyli
w nasze opowieści. Szczerze? Nie zmartwiłam się. Ważne jest, że wraz z Kają
mamy swój magiczny świat, do którego zawsze w razie potrzeby możemy
powrócić.
****************************************************************
Świat stoi dla nas otworem. Wystarczy trochę chęci, a jego poznanie nie
jest wcale takie trudne. Na przykładzie mojego opowiadania widać, że każda
podróż niesie za sobą niesamowite przygody.
Lexi