Jacek Mikołaj Kucy

Transkrypt

Jacek Mikołaj Kucy
Pomaturalne Studium Animatorów Kultury w Krośnie
Jacek Mikołaj Kucy
W tym roku mija już 30 lat, od kiedy skończyłem Studium Kulturalno - Oświatowe
i Bibliotekarskie w Krośnie nad Wisłokiem. Tak, w 1981 roku skończyłem Studium...
Zacznijmy jednak od momentu, w którym to się zaczęło.
Urodziłem się i wychowałem we Wrocławiu. Jak każdy, pomiędzy zwiedzaniem okolicy, odkrywaniem
pierwszych miłości i rodzinnych nieporozumień i pojednań, znalazłem trochę czasu i zapału, żeby
skończyć ogólniak (i to całkiem nieźle) i dostać się na Politechnikę Wrocławską, z zamiarem zostania
inżynierem elektronikiem. Tak sobie wymarzyła rodzina i był to dla mnie tak silny aksjomat,
że z mozołem się tego trzymałem przez parę lat.
W tym czasie, a była to już druga połowa lat siedemdziesiątych (tak 70-tych), wielu z nas zostało
pochłoniętych przez muzykę, zwłaszcza jazz. Przez kilka lat bywałem na każdym koncercie jazzowym we
Wrocławiu i nie tylko. Miałem karnet na każdy Jazz Nad Odrą (festiwal we Wrocławiu) i słuchałem jazzu
w każdej wolnej chwili w okresach "pomiędzy festiwalami". W pewnym momencie słuchanie jazzu nie
było już wystarczające, zacząłem pomagać pamięci uwieczniając koncerty na fotograficznym negatywie.
Wywoływałem zdjęcia sam...
W 1979 postanowiłem rzucić Politechnikę i znaleźć szkołę, która dodałaby mi skrzydeł. Żona jednego z
moich przyjaciół (malarza z Przemyśla, który studiował we Wrocławiu) powiedziała mi o szkole, którą
skończyła...
W czerwcu 1979 zdałem egzaminy z Polskiego (po latach "bycia technicznym") i zacząłem w Krośnie, w
Studium, dwa najwspanialsze lata mojego życia.
Zaraz we wrześniu moja grupa (dość mała grupa fotografii) zbulwersowała krośnieńską społeczność
"happeningiem”, podczas którego przeszliśmy przez środek miasta z najróżniejszymi
instrumentami dętymi i graliśmy kilkuminutowe "koncerty" w różnych miejscach. Nie muszę dodawać, że
nie byliśmy z "tańca" - nikt nie potrafił grać na żadnym instrumencie. Odnieśliśmy wielki sukces...
(prawdopodobnie tylko w naszych oczach...).
Moja pasja jazzowa została użyta z sukcesem, gdy w naszym szkolnym klubie urządziłem cykl wieczorów
jazzowych, grając muzykę z płyt i mówiąc o historii jazzu. Sama przyjemność, a jednocześnie zaliczenie
zadania...
Trudno mi mówić o dzisiejszej strukturze szkoły, jestem dość daleko, ale wtedy, i grupa Tańca, i
Fotografii były dość blisko z tzw. Rekreacją. Nie mówię tu o dość częstych, wieczornych "spotkaniach",
przy "kawie" i napojach "orzeźwiających", ale o czasem spontanicznych wypadach w Bieszczady na
zorganizowane, a czasem mniej zorganizowane rajdy. Wydeptałem sporo ścieżek w moich rodzinnych
Sudetach, ale Bieszczady ukradły mi serce...
W drugim roku prawie cała grupa Fotografii spędziła fascynujący tydzień fotografując stado koni w
powstającej z połonin mgle... Takie rzeczy na zawsze zostają w człowieku o wrażliwej naturze. Jak
wspomniałem, byłem wielbicielem jazzu. Nic dziwnego, więc, że namówiłem naszego Fotograficznego
Ojca duchowego, Profesora Drozda, żeby wysłał mnie do Wrocławia na Jazz Nad Odrą jako
akredytowanego fotografa. Szkoła wystąpiła z petycją..., akredytacja przy JnO'80 a później JnO'81
została przyznana, ja spakowałem szkolne aparaty 2 1/4, i kilka obiektywów, worek polskich (bardzo
kiepskich podówczas) czarno białych filmów, i pojechałem... Wspaniałe przeżycie. Pomijając festiwal
jako taki i muzykę, którą kochałem - oficjalna akredytacja, jaką zawdzięczałem szkole była ogromnym
osiągnięciem.
Z bliska 1000 zdjęć, jakie zrobiłem wybrałem później 100 do pracy dyplomowej. Tematem tej pracy była
oczywiście: "Fotografia koncertowa i ogólnie fotografia przy sztucznych źródłach światła".
Co roku odbywały się "Wieczory Klubowe", na których studenci drugiego roku przedstawiali scenki
kabaretowe, albo w inny sposób pokazywali swój talent. Już w pierwszym roku brałem udział w
Wieczorach Klubowych, gdyż zostałem "wypożyczony" przez grupę "Rekreacji" i brałem udział w
przedstawieniu (grałem "prelegenta”, który wyjaśniał w humorystyczny sposób, na czym polega
"chodzenie po górach"). Nasza "produkcja" podobała się na tyle, że wystąpiliśmy niedługo po tym w
Szkole Muzycznej dając przedstawienie dla Miasta.
W drugim roku grupa Fotografii stanęła na wysokości zadania przygotowując dość obfity w dobre żarty
program humorystyczny (jak "Kabarecik Olgi Lipińskiej, czy tu w Nowym Jorku "Saturday Night Live").
Dla mnie perłą naszego programu był 12 minutowy, aktorski film, nakręcony przeze mnie na 16 mm
kamerze Krasnogorsk (z zoomen i TTL), którą niedługo wcześniej dostaliśmy. I był to 1980/81. Zima.
Jedzenie w kraju było racjonowane.
O czymże mogliśmy nakręcić film? Był to WESTERN o kradzieży skarbu. Był śnieg po kolana, konie w
Bieszczadach i wyglądający jak prawdziwy, plastikowy rewolwer, który
w scenie pojedynku bandyty z szeryfem musiał być przeniesiony z jednej ręki do drugiej, żeby można
było zrobić dobre, dramatyczne zbliżenia... Na koniec okazuje się, że skarbem były... ziemniaki w
worku. Teraz, po 30 latach może to już nie śmieszyć tak bardzo, jak wtedy, gdy ziemniaki były jedynym
artykułem, który można było kupić bez kolejki...
http://studiumkrosno.pl
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 10:02
Pomaturalne Studium Animatorów Kultury w Krośnie
Zaraz po skończeniu szkoły we wrześniu zrobiłem w Krośnieńskim Domu Kultury wystawę zdjęć z Jazz
Nad Odrą. Za chwilkę przyszła wystawa podobnego zestawu zdjęć, ale w większym formacie w Przemyślu
w BWA. Później w BWA w Pile. Później w Czechosłowacji w ramach Dni Polskiej Kultury, a także
wystawa w Klubie Dziennikarza w moim rodzinnym Wrocławiu. Ciągle szukałem pracy jako fotograf, i
marzyłem, że te wystawy mi w tym pomogą. W międzyczasie pracowałem w Desie w Krośnie jako...
antykwariusz.
Wszystko się zmieniło, gdy w 1983/84 roku stanąłem do konkursu zorganizowanego przez Uniwersytet
Warszawski na pozycji stałego fotografa Polskiej Stacji Archeologii Śródziemnomorskiej w Kairze (Egipt).
Profesor Drozd nauczył mnie czegoś... wygrałem ten konkurs i w październiku 1984 wyjechałem na 2letni kontrakt do Kairu. I tu zaczęły się najlepsze, zawodowe lata mojego życia. Byłem jedynym
fotografem pokrywającym wszystkie polskie wykopaliska w Egipcie, Sudanie i na Cyprze. Było tego
sporo, ale każde miejsce było bardziej pasjonujące niż poprzednie. Zjeździłem cały Egipt, od Alexandrii,
przez całą Deltę, Kair, świątynie Środkowego Egiptu, Der El Bahari - Świątynię Hatshepsut niedaleko
Luxoru... Byłem dwa razy w Chartumie i dwa razy zjeździłem Cypr. Egipt, jego sztuka a także stały
kontakt z naukowcami i z Polski (jak Prof. Karol Myśliwiec, Prof. Andrzej Daszewski, Prof. Włodzimierz
Godlewski...), czy z innych krajów, zaostrzył mój apetyt na poznanie świata.
Po dwóch latach kontraktu nie wróciłem do kraju, tylko pojechałem do Włoch, gdzie żyłem w Rzymie
przez rok, wydeptując starożytne bruki i upajając się sztuką i architekturą.
Gdy w końcu dotarłem do Nowego Jorku w 1987 roku byłem pełen ideałów, nadziei... i nie miałem centa
przy duszy. Pracowałem przez czas jakiś jako technik fotograficzny w laboratorium na Manhattanie.
Robiłem to, co potrafiłem dobrze - zdjęcia wystawowe dla różnych fotografów. Cały czas szukałem pracy
jako fotograf.
Te poszukiwania zostały uwieńczone sukcesem, gdy w 1989 dostałem pracę stałego fotografa w Domu
Aukcyjnym Sotheby's w Nowym Jorku. Pracowałem tam przez 10 lat fotografując dzieła sztuki i
"antyki". Przez dłuższy czas specjalizowałem się w fotografowaniu rzeźb i kolekcji mebli, wiec wysyłano
mnie w różne strony, do odległych Stanów. Poznałem przez to dość dobrze niektóre miasta, do których
prawdopodobnie nie zawitałbym na własną rękę. Dotyczy to także wyjazdów zagranicznych. Pod koniec
lat dziewięćdziesiątych zostałem wysłany do Buenos Aires, gdzie około 200 km na zachód od miasta
miałem do sfotografowania kolekcje mebli i sztuki należących do znanej "baletnicy”. Sotheby's
dała mi także możliwość zapoznania się bezpośrednio ze sztuką wielkich malarzy i rzeźbiarzy, jak Rodin,
Miro, Picasso, Warhol, etc.
W połowie lat dziewięćdziesiątych wróciłem do wystawiania swoich prac - tym razem w Stanach. Nigdy
nie interesowałem się Polonią w Nowym Jorku, więc musiałem przecierać sobie galeryjne szlaki
samotnie. Po szeregu grupowych wystaw w 1998 miałem swoją Pierwszą Indywidualną Wystawę na
Manhattanie (cała lista jest dostępna w mojej Internetowej galerii www.jmk-gallery.com/gallery ). Było to
dla mnie duże wydarzenie, uwieńczenie pracy, jaką zacząłem w 1983 nad cyklem zdjęć pod tytułem
"Kłopoty z Pamięcią, Czyli Projekcja Elementów Przeszłości", który próbował rozpracować koncept czasu i
przestrzeni i ich nie konkretności, później przyszły inne wystawy. Jeszcze pracując dla Sotheby's
zacząłem fotografować architektoniczne wnętrza (i w nich kolekcje). Dlatego też niejako naturalnie, po
odejściu od Sotheby's w 1999 i podjęciu indywidualnej pracy, jako JMK-Gallery zacząłem pracować dla
firm architektonicznych a także galerii nowojorskich.
W tymże też 1999 dostałem się do ważnej organizacji fotograficznej - jedynej, która przyjmowała
fotografów na bazie ich osiągnięć - American Society of Media Photographers.
W tymże 1999 miałem 4 wystawy, jedna z nich w Gallup, New Mexico. Pojechałem tam samochodem
sam (2200 mil w jedną stronę). Był to wspaniały pretekst to spędzenia 3 tygodni w tzw. "4 corners" (4
narożniki) - miejsce gdzie schodzą się 4 stany: New Mexico, Arizona, Utah, Colorado. Jest to teren
nasycony Amerykańskimi Indianami i współczesnymi jak i starożytnymi ich śladami. Fascynująca jest
historia pojawienia się i zaniku Indian Anasazi (zdjęcia z tego regionu są dostępne w jmkgallery.com/travel).
Muszę przyznać, że nie rozpocząłem samodzielnej pracy w najlepszym historyczno-ekonomicznie czasie.
Niedługo po tym przyszedł 11 września i zamach na World Trade Center, później recesja. Wiedziałem, że
muszę rozwinąć jakąś dodatkową działalność. Od kiedy komputery personalne stały się popularne i
Internet zaczął funkcjonować zabrałem się do nauki i zacząłem budować strony internetowe dla artystów
i architektów - w HTML i FLASH. Zdarzyli się także wśród moich klientów sklep internetowy i agencja
wynajmu mieszkań. Oczywiście zbudowałem strony internetowe także dla siebie. Moja fotograficzna
strona to www.jmk-gallery.com , a strona graficzna pokazująca przykłady innych stron wykonanych
przeze mnie i innych publikacji to www.jmk-graphics.com.
Przez lata do Egiptu nie jeździłem, aż w 2004 roku jeden z polskich archeologów, z którym "kopałem" w
latach osiemdziesiątych, a który właśnie dostał własne wykopaliska w okolicach Alexandrii zaproponował
mi, żebym pokrył jeden sezon fotografując dla misji. Pojechałem tam i te wykopaliska (Marea - około 30
http://studiumkrosno.pl
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 10:02
Pomaturalne Studium Animatorów Kultury w Krośnie
km na Zachód od Alexandrii na brzegu jeziora Marjut) okazały się pasjonujące. Trwały 2 miesiące. Pod
koniec sezonu odwiedziła mnie tam moja żona Barbara, (którą poznałem w Egipcie na wykopaliskach w
latach osiemdziesiątych), która jest architektem w niewielkiej architektonicznej firmie na Manhattanie.
Razem zaświtała nam myśl, że możemy zaproponować firmie udział w rekonstrukcji obiektów na
wykopaliskach w następnych sezonach. Tak też się stało i przez 5 lat jeździliśmy na te wykopaliska jako
niezależna misja konserwatorska wykonując prace wewnątrz wykopalisk w Marei (można zobaczyć jeden
z naszych projektów na mojej stronie w www.jmk-gallery.com/selcted). Firma (amerykańska firma)
wysyłała nas tam oboje - przy czym ja zajmowałem się prowadzeniem prac i fotografią. Oczywiście, gdy
recesja się pogłębiła nasze Egipskie przygody zostały wstrzymane.
Za każdym razem jednak podróżowałem po Egipcie tak dużo jak mogłem (jeżdżę samochodem po Egipcie
od lat i trochę mówię, a także czytam arabskie litery) budując zestawy zdjęć na różne tematy. Jeden z
nich SIWA (jest to oaza niedaleko Libijskiej granicy - także do zobaczenia w dziale Selected), będzie już
niedługo wydany jako książka.
Przez tych dwadzieścia kilka lat pobytu w Stanach (w New York, NY) zaangażowałem się bardzo w życie
tego kraju. Sprawy dotyczące jego polityki i polityki światowej stały się dla mnie bardzo ważne. Jako, że
zawsze miałem dużą łatwość pisania w końcu postanowiłem zacząć pisać bardziej poważnie i założyłem
Polityczny Blog, do którego piszę regularnie. Myślałem, że będę pisał mały artykuł od czasu do czasu, ale
okazało się, że ta aktywność porwała mnie na dobre. W dodatku, gdy rozpoczęła się Arabska Wiosna
2011, zacząłem pisać na ten temat. Blog nazywa się Almost Incoherent Rant (co w wolnym tłumaczeniu
brzmi "Prawie Niespójne Bzdurzenie"). Nazwałem go tak, odbierając innym możliwość obrażenia mnie,
jeśli nie podoba im się to, co piszę. Piszę po angielsku, ale bardzo zapraszam do poczytania. Blog jest
dostępny na stronie www.incoherentrant.com albo www.almostincoherentrant.com , a także można
obserwować go na Twitterze @AIR_BLOG.
Podsumowując mogę śmiało powiedzieć, że Państwowe Studium Kulturalno-Oświatowe i Bibliotekarskie w
Krośnie nad Wisłokiem, spowodowało, że stałem się całkiem innym człowiekiem. Przez rozbudzanie, nie
tłumienie naszych (studentów) kreacyjnych skłonności Szkoła spowodowała, że każdy z nas stał się
pełniejszą, bardziej ambitną osobą. Dzięki atmosferze, jaką Szkoła była przesiąknięta każdy z nas nie
mógł spocząć na laurach, każdy musiał szukać swojego miejsca, czasem wbrew okolicznościom, czasem
wbrew systemowi... Miałem dużą przyjemność cieszyć się przyjaźnią wielu kolegów, jak np. Pan Łukasz
Szmyd, który studiował na tym samym roku co ja.
Nie przyjeżdżam do Polski często. Ogromną przyjemność przyniosło mi odwiedzenie Szkoły (w
kompletnie innym miejscu i formacie) w 2006. Było też ogromnym przeżyciem spotkanie Profesorów,
którzy lata wcześniej musieli często męczyć się z krnąbrnymi i zadziornymi studentami, jak ja.
Powodzenia.
Jacek Kucy [email protected]
NA ZDJĘCIU POWYŻEJ JACEK KUCY STOI NA TLE OKŁADEK KATALOGÓW SOTHEBY'S NEW YORK, KTÓRE
SFOTOGRAFOWAŁ.
http://studiumkrosno.pl
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 10:02