Deliberator 2.0

Transkrypt

Deliberator 2.0
12 IV 2013
michalsiedlaczek.wordpress.com
preferencji.
System chciał znać miejsce zamieszkania użytkownika, dzielnic˛e, ulubiony kolor, uprawiany sport, ukochany
klub, jakie woli zwierz˛eta domowe, co robi w wolnym czasie, jakie dania lubi najbardziej, jakie filmy oglada
˛ najcz˛eściej, jakie ksiażki
˛ czyta najch˛etniej, z której strony patrzy
na scen˛e polityczna,
˛ jakich bogów uznaje i jak cz˛esto si˛e
do nich modli. . . Podczas gdy Sid skrupulatnie odpowiadał na pytania systemu, w górnym rogu program niecierpliwie odliczał sekundy do rozpocz˛ecia deliberacji. Kiedy
licznik wskazywał już tylko kilkanaście sekund, na ekranie
pojawiła si˛e informacja: „Ustalanie preferencji zakończone. Prosz˛e czekać na grupowanie uczestników.”
Na podstawie wypełnionych danych Deliberator uruchamiał algorytm kojarzacy
˛ użytkowników w kilkuosobowe grupki, zwykle od czterech do siedmiu osób; proces
łaczenia
˛
przebiegał w taki sposób, że do jednej deliberacji
trafiali użytkownicy o zbliżonych preferencjach: miłośnik
kotów — z miłośnikami kotów; smakosz kuchni włoskiej
— ze smakoszami kuchni włoskiej; fan ksiażek
˛
fantasy —
z fanami tychże ksiażek.
˛
Algorytm był szybki, kojarzenie
trwało ledwie dziesi˛eć sekund.
„Zostałeś dołaczony
˛
do grupy deliberacyjnej” — orzekł
program. Zaraz na ekranie wyświetliły si˛e prostokatne
˛
ramki, a w nich twarze uczestników dyskusji. U dołu każdej z ramek widniała nazwa użytkownika. Wokół pierwszej
twarzy pojawiła si˛e jaskrawa, zielona obwódka, i Kriis12
doszedł do głosu jako pierwszy. To on został obdarzony przywilejem skierowania dyskusji w dowolnym kierunku. Oczy miał przesłoni˛ete przezroczystymi okularami
z jednym malutkim, świecacym
˛
guziczkiem na bezbarwnej oprawce. Prawa˛ dłoń miał opakowana˛ w osobliwa˛ plastikowa˛ szyn˛e, która od wewn˛etrznej strony dopasowana
była do opuszków palców. Podczas gdy i r˛eka, i szyna spoczywały na oparciu fotela, jego usta mieliły w powietrzu
jakieś zdania, coś o pogodzie, zdaje si˛e, ale Sid ich nie
słyszał. Dźwi˛ek, wydobywajacy
˛ si˛e z głośników wbudowanych na kraw˛edziach monitora, nie docierał do jego uszu,
jakby był blokowany przez jakaś
˛ cicha,
˛ pos˛epna˛ apati˛e.
Sid hipnotycznym wzrokiem wpatrywał si˛e we własna˛
twarz, wyświetlana˛ pośrodku ekranu Deliberatora. To nie
może być. . . — kontemplował, odci˛ety od świata — taka chuda, blada twarz, czerwone oczy, leciwe zmarszczki;
i tylko nos garbaty jak zawsze. Pami˛etał, jak jeszcze nie tak
dawno był pełen życia, wigoru, nadziei, oczy miał zdrowe,
cer˛e oliwkowa,
˛ nos wprawdzie garbaty, ale jakby mimo
wszystko zadarty troch˛e bardziej do góry. Kiedyś młody,
beztroski chłopak — dzisiaj zgorzkniały, smutny myśliciel.
Zastanawiał si˛e. To go wyróżniało, to postarzało jego biedna,
˛ biedna˛ twarz. Deliberator! Czy aby uciemi˛eżał? Wszak
myśl˛e, zastanawiam si˛e, dywaguj˛e — zauważył — czy nie
tak ma działać, czy nie to miał osiagn
˛ ać?
˛ Nie — wrócił
rozsadek
˛
— to nie może być. . . Może, może. . . Przełknał
˛
głośno ślin˛e.
Wydawało mu si˛e, że momentalnie wybudził si˛e z trwajacego
˛
już dłuższa˛ chwil˛e letargu, nie słyszał jednak żadnych słów, zdań, głosów w dyskusji. Milczenie sugerowało,
że wciaż
˛ myśli, nawet gdy myślał, że już przestał. . . Potrza˛
Deliberator 2.0
Michał Siedlaczek
S
ID Krawczyk spogladał
˛
na naścienny zegar z dziwnym uczuciem. W gruncie rzeczy nic niezwykłego
— kwadratowa, śnieżnobiała tarcza i wyświetlone
na niej duże, czarne cyfry, otaczane z minuty na minut˛e
cienka,
˛ kanciasta˛ ramka,
˛ symbolizujac
˛ a˛ upływajace
˛ sekundy — mimo to potrafił zasiać w jego sercu niepokój. Sid
drżał, jakby zbliżała si˛e jego ostatnia godzina, jak gdyby
jego dzwon miał zabrzmieć wraz ze zmiana˛ cyfr na wyświetlaczu. Jednocześnie pragnał,
˛ aby czas przyspieszył,
ten jeden raz tylko, pogonił do przodu i wysadził go w bezpiecznej okolicy. Nic z tego — pomyślał, śledzac
˛ z uwaga˛
domykajacy
˛ si˛e obwód kwadratu. Jeszcze tylko kilka takich. . .
Z poczuciem bezradności wstał z miejsca. Zbliżył si˛e
do małego biurka i usiadł na obrotowym fotelu. Skorygował nieznacznie wysokość. Poprawił oparcie i podłokietniki. Siedział gł˛eboko, starajac
˛ si˛e rozluźnić mi˛eśnie, co przy
odrobinie szcz˛eścia pomogłoby mu rozluźnić umysł. Nic
z tego — pomyślał znowu, gdy jego oczy napotkały płaska,
˛
czarna˛ skrzynk˛e, stojac
˛ a˛ w samym rogu biurka. Na obudowie znajdował si˛e jeden przycisk z wbudowana˛ pośrodku
dioda.
˛ Sid zmierzył go rozczarowanym wzrokiem. Ostatkiem sił przemógł si˛e, wyciagn
˛ ał
˛ rami˛e w stron˛e skrzynki
i uruchomił urzadzenie.
˛
Dioda zamigotała, a z blatu zaczał
˛
wyłaniać si˛e wbudowany weń niewielki ekran. Ostatecznie ustawił si˛e pod katem
˛
sześćdziesi˛eciu stopni wzgl˛edem
stolika i zaświecił jaskrawym, nieprzyjemnym światłem.
Sid poprawił si˛e w fotelu. Przyjał
˛ nienaganna˛ pozycj˛e:
kr˛egosłup miał wyprostowany, r˛ece ułożone równolegle na
oparciach, i tylko nogi skrzyżowane w okolicach kostek.
Nóg na szcz˛eście niepodobna dostrzec przez mała˛ kamerk˛e do wideokonferencji. Zreszta˛ — pomyślał Sid odkrywczo — co mnie obchodzi, co pomyśla˛ inni, skoro wiem, co
myśla,
˛ zanim padnie pierwsze pytanie?
Na ekranie pojawiło si˛e wielkie kółko, wskazujace
˛ procent załadowania programu, a poniżej nazwa i wersja uruchamianej aplikacji: Deliberator 1.0. Było coś złowieszczego w brzmieniu tej nazwy. Wielki strażnik uciemi˛eżenia
umysłów — Deliberator 1.0. Ogromny, postawny osiłek ze
stalowym ramieniem, które gotowe w każdej chwili chwycić ci˛e za kark, jeśli tylko lekkomyślnie skrzyżujesz nogi.
Niech chwyta — pomyślał Sid, ale szybko si˛e zreflektował
i cierpliwie czekał na załadowanie si˛e programu.
Na monitorze pojawiła si˛e plansza powitalna wraz
z krótka˛ informacja˛ i pytaniem: „Twoja deliberacja rozpocznie si˛e za 4 minuty. Czy chcesz załadować ustawienia
z poprzedniej sesji?”. Poniżej wyświetlone były dwa prostokatne
˛
pola z etykietami „tak” i „nie”. Sid nacisnał
˛ palcem drugie z nich, i zacz˛eły wyświetlać si˛e kolejne strony
1
12 IV 2013
michalsiedlaczek.wordpress.com
snał
˛ głowa˛ komicznie. Rozejrzał si˛e po twarzach uczestników deliberacji. Każdy niecierpliwie patrzył przed siebie.
Nikt nie mówił, nikt bowiem nie miał prawa głosu. Zielona obwódka jaśniała — jak uprzytomnił sobie Sid po chwili
— wokół jego bladej, bladej twarzy o czerwonych, czerwonych oczach, t˛epym, beznami˛etnym spojrzeniu i garbatym
nosie.
— Musz˛e powiedzieć. . . — zaczał
˛ Sid, zmieszany —
musz˛e. . . To znaczy chc˛e. . . Tak, chc˛e powiedzieć, że nie
ma to jak Sartre. . . Nie ma to jak Jean-Paul Sartre! —
krzyknał
˛ z nienaturalnym entuzjazmem. — Jego twórczość. . . Filozofia. . . Wszystko.
Uczestnicy dyskusji spogladali
˛
na Sida niezr˛ecznie. On
sam niezr˛ecznie na siebie patrzył. Wtem zielona obwódka
wokół jego twarzy zgasła: aplikacja wykryła koniec wypowiadanego pogladu
˛ i oddała głos kolejnemu użytkownikowi.
— Ach, Sartre. Trafnie powiedziane! Celnych uwag nigdy za wiele, wi˛ec pozwólcie, że powtórz˛e po raz trzeci:
Filozofia Sartre’a. . .
I zaczał
˛ si˛e hymn pochwalny egzystencjalizmu, którego
Sid nie miał szcz˛eścia słyszeć, wszak odpłynał
˛ po raz kolejny w morzu swoich rozterek i zmarszczek. A może w istocie egzystencjalizm? — zastanowił si˛e pr˛edko — Nie. . . To
coś po stokroć prostszego. Czuj˛e to w kościach, czuj˛e to
w płucach i tylko czekam, aż eksploduje i zabierze razem
ze soba˛ do piekła t˛e pieprzona˛ skrzynk˛e.
Deliberacja trwała w najlepsze. Ponieważ, gdy znów
przyszła kolej Sida, tematem rozmowy wciaż
˛ była literatura, rzucił coś neutralnego o Kafce, nie mógł sobie bowiem
przypomnieć dokładnie, jakie reprezentował poglady.
˛
— Ach, Kafka! — wtórował nast˛epny uczestnik. — Filozofia Kafki. . .
Sid nie miał już wi˛ecej okazji, by si˛e wypowiedzieć:
deliberacja dobiegła końca tuż przed jego kolejka.
˛ Twarze znikły z ekranu. „Deliberacja zakończyła si˛e”, informował napis, „Ministerstwo Edukacji i Rozwoju dzi˛ekuje za
poświ˛econy czas”. Sid si˛egnał
˛ w stron˛e urzadzenia
˛
i wcisnał
˛ z ulga˛ świecacy
˛ przycisk. Monitor schował si˛e powoli
w blacie biurka. Dioda na przycisku zamrugała ochoczo
i zgasła. Zrobiło si˛e cicho.
Sid opuścił stanowisko i rozłożył si˛e niechlujnie na wersalce. Momentalnie poczuł agresywny głód. W pierwszej
chwili chciał wstać, ale potem pusty żoładek
˛
wydał mu si˛e
na miejscu. Nie umiał sobie tego wytłumaczyć; nie próbował. Popatrzył na zegar na ścianie. Ramka wciaż
˛ domykała
si˛e, tylko dużo szybciej, agresywniej, a mimo to bez wi˛ekszych konsekwencji. Sid poczuł si˛e senny, powieki miał
ci˛eżkie, puls spokojny, miarowy. Wtem usłyszał stłumiona˛ melodi˛e. Nie zareagował od razu, ale w końcu si˛egnał
˛
r˛eka˛ do kieszeni. Wyjał
˛ z niej telefon. Popatrzył na ekran.
Wcisnał
˛ „odbierz” i przyłożył aparat do ucha.
— Hej, to ty, Martha. . .
— Tak, Sid, to ja — odezwał si˛e głos w telefonie. —
Kogo innego si˛e spodziewałeś? — Sid nie odpowiedział.
— Miałeś zadzwonić. . .
— Naprawd˛e? Musiałem zapomnieć. Czuj˛e si˛e koszmarnie. . .
Deliberator 2.0
— Jesteś chory? — spytała z nagła˛ troska˛ Martha.
— Nie w tym rzecz. To nie przezi˛ebienie. Po prostu czuj˛e si˛e paskudnie.
— Wszystko w porzadku?
˛
— Nie. . . To znaczy tak. . . Sam nie wiem. Zastanawiam
si˛e. . .
— Tylko nie to znowu. . . — odparła z rozgoryczeniem
Martha. — Daj sobie odetchnać,
˛ zrób sobie przerw˛e. . .
— Przerw˛e od czego, Martha? Czuj˛e, jakbym wiecznie
miał przerw˛e. Chciałbym zrobić w końcu przerw˛e od tej
przerwy. Rozumiesz?
— Sid — mówiła błagalnie — dopiero skończyłam deliberacj˛e. Nie mam teraz ochoty na poważna˛ rozmow˛e.
— Poważna˛ rozmow˛e? — wściekł si˛e, ale nie dał tego
po sobie poznać.
Przez chwil˛e na linii panowała cisza, aż wreszcie przerwała ja˛ Martha:
— Jesteś głodny? Ja umieram z głodu. Co powiesz na
jakaś
˛ kolacj˛e? Moglibyśmy si˛e wybrać w jakieś ładne miejsce. Mam ochot˛e na kuchni˛e włoska.
˛ — Sid przypomniał
sobie preferencje programu; spojrzał na zegar, potem na
skrzynk˛e, potem na zegar i jeszcze raz na skrzynk˛e. — Musisz tylko obiecać: żadnych deliberacji podczas posiłku.
— Nie jestem głodny — odparł. — Chyba pójd˛e po prostu spać wcześnie. Zobaczymy si˛e innym razem.
— Na pewno nie jesteś przezi˛ebiony? Mog˛e przyjść i si˛e
toba˛ zajać.
˛ ..
— Nie. . . — przerwał jej — nie ma takiej potrzeby. Idź,
zjedz. Nie przejmuj si˛e mna.
˛ Potrzebuj˛e snu, to wszystko.
Rano b˛ed˛e jak nowo narodzony.
— No to do jutra.
Sid nie odpowiedział. Rzucił rozłaczony
˛
telefon na
wersalk˛e. Wstał i podszedł żywo do ściany, na której wisiał
zegar. Zdjał
˛ go z haczyka i położył na podłodze wyświetlaczem do dołu. Zawahał si˛e, ale zaraz ruszył w stron˛e biurka i usiadł na obrotowym krześle. Wcisnał
˛ przycisk z dioda,
˛
która momentalnie si˛e zaświeciła. Ekran ponownie wyłonił si˛e z blatu. Po załadowaniu programu Deliberator wyświetlił pytanie: „Odbyłeś już dzisiaj obligatoryjna˛ deliberacj˛e. Czy chcesz uruchomić deliberacj˛e uzupełniajac
˛ a?”.
˛
Sid wybrał „tak” i zażadał
˛ za chwil˛e ponownego ustawienia preferencji. Dla pewności, by wyeliminować wybory
podświadome, zamknał
˛ oczy i odpowiadał na kolejne zadawane pytania poprzez dotykanie ekranu w przypadkowych miejscach. Kiedy z powrotem spojrzał na monitor,
wyświetlana była na nim informacja: „Trwa wyszukiwanie
użytkowników do deliberacji uzupełniajacej.
˛
Może to potrwać kilka minut. Prosz˛e czekać. . . ”.
Po kilku minutach nerwowego wyczekiwania na ekranie pojawiło si˛e pi˛eć okienek z twarzami uczestników grupy dyskusyjnej. Pierwszy z użytkowników został dopuszczony do głosu. Rozpoczał
˛ od pochwalenia coraz lepszej
i lepszej pogody; zaskakujaco
˛ cz˛esto zaczynano właśnie od
pogody. Potem zr˛ecznie zmienił temat na sztuk˛e.
— Nowa wystawa w muzeum jest zjawiskowa. Ten
Pierre Acord to wschodzaca
˛ gwiazda współczesnego abstrakcjonizmu!. . . — zachwalał autora z takim entuzjazmem, że rozpłynałby
˛
si˛e niechybnie, gdyby nie zielona
2
12 IV 2013
michalsiedlaczek.wordpress.com
obwódka, która przydzieliła głos nast˛epnemu w kolejce.
— Owszem, zgodz˛e si˛e w stu procentach. Acord, Beliveau, Kreutz. . . Sa˛ spektakularni. Jak dobrze, że udało si˛e
zorganizować tak wspaniała˛wystaw˛e w naszym mieście. . .
— oceniał drugi.
Wtedy zapadła cisza. Sid — którego teraz była kolej,
by mówić — wpatrywał si˛e nieruchomo w monitor; oczy
wciaż
˛ miał zaczerwienione, twarz zmarnowana˛ i nos. . .
Nawet nos był ciagle.
˛
A wi˛ec jednak uciemi˛eża! — wykrzyknał
˛ w myślach — diabelska maszyna. . . Taki to zabieg! Nie zważywszy na ruchome wargi innych użytkowników, którzy bez watpienia
˛
coś mówili w swojej głuchoniemej formie, szarpnał
˛ szuflad˛e biurka i wyjał
˛ z niej arkusz
papieru oraz rolk˛e przezroczystej taśmy. Złożył kartk˛e trzykrotnie, przyłożył do monitora dokładnie w miejscu, gdzie
znajdowała si˛e jego twarz, i przy pomocy taśmy przykleił
ja˛ do ekranu, za nic majac
˛ sobie przy tym rozdziawione
usta uczestników dyskusji.
— Chciałem powiedzieć. . . — zaczał
˛ Sid nieśmiało. Nabrał sporo powietrza w płuca i ciagn
˛ ał
˛ dalej. — Nie! Musz˛e. . . Musz˛e powiedzieć — poprawił si˛e — że nie przepadam za abstrakcjonizmem. . . Po pierwsze: każdy poczat˛
kujacy
˛ artysta potrafi to robić; w czym tu sztuka? Po drugie: wszyscy interpretuja˛ te dzieła po swojemu, np. ja mog˛e namalować plamk˛e i orzec, że symbolizuje dajmy na
to sen. Tak, sen symbolizuje plamka. I kto plamce zabroni symbolizować? Patrol abstrakcjonistyczny? Nie. . . Otóż
plamka symbolizuje jedynie dzika˛ ironi˛e padajac
˛ a˛ z moich
ust. Czy może wcale nie?!
Uczestnicy deliberacji siedzieli całkowicie osłupiali. Do
głosu dopuszczona została kolejna osoba, ale min˛eło dobrych pi˛etnaście sekund, zanim padło jej pierwsze zdanie.
— Tak. . . — zacz˛eła zdumiona kobieta. — W rzeczy
samej galeria była porywajaca.
˛ Osobiście najbardziej do
gustu przypadł mi Kanewsky — rzuciła, jak gdyby wcale
nie usłyszała wypowiedzi swojego poprzednika.
— Owszem, Kanewsky również był fascynujacy
˛ — zgodziła si˛e nast˛epna osoba w kolejce.
Sid nieświadomie (jako że nie widział si˛e na ekranie)
coraz mocniej zaciskał szcz˛ek˛e. Oczy miał bardziej i bardziej czerwone, jakby całkowicie zaszły wzburzona˛ krwia.
˛
— Dlaczego nie ustosunkujecie si˛e do mojego zdania?
— zapytał, kiedy ponownie doszedł do głosu. — Domagam si˛e odpowiedzi: gdzie kryje si˛e sztuka w abstrakcjonizmie?! — już prawie krzyczał, ale bezowocnie, ponieważ
uczestnicy deliberacji bez namysłu powrócili do swojej oddzielnej dyskusji.
— Co jest z wami nie tak?! — żadał
˛ odpowiedzi, zobaczywszy znów zielona˛ ramk˛e wokół kawałka papieru przyklejonego do monitora. — Czy ktoś z was w ogóle mnie słyszy?! Czego si˛e boicie? Ja tylko chc˛e poznać sekret abstrakcjonizmu! Zdradźcie mi go, a dam wam spokój! Zdradźcie
mi ten cholerny sekret! — krzyczał i krzyczał, ale jak gdyby do ściany. Wściekły, chwycił skrzynk˛e Deliberatora i wyszarpnał
˛ z niej przewód zasilajacy.
˛ Obraz z ekranu zniknał,
˛
monitor schował si˛e w blacie, a dioda zgasła, tym razem
bez ochoczego mrugni˛ecia.
Sid, trzymajac
˛ w r˛ece niesforne urzadzenie,
˛
zrobił kil-
Deliberator 2.0
ka nerwowych kroków w kółko po pokoju. Zaraz potem
stanał
˛ w miejscu, lewa˛ dłonia˛ złapał si˛e za głow˛e, a prawa˛
cisnał
˛ Deliberatorem o podłog˛e. Skrzynka roztrzaskała si˛e,
ukazujac
˛ swoje prawdziwe oblicze: kilka przewodów, troch˛e czujników i miliardy układów scalonych. A wi˛ec jednak! Nie uciemi˛eża! Nie może, przecież to kupa płytek i kabli. . . Co zatem dr˛eczyło umysł, co tłamsiło ch˛eć? Nagle
stało si˛e to jasne jak nigdy przedtem; odpowiedź wisiała
przed zamkni˛etymi oczami Sida, dyndajac
˛ triumfalnie na
wszystkie strony.
Cholerna banda skończonych. . .
Myśl Sida przerwało energiczne pukanie do drzwi. Wybudziwszy si˛e z hipnotycznej pasji, przesunał
˛ noga˛ wrak
Deliberatora w kat
˛ i podszedł do drzwi prowadzacych
˛
na
korytarz. Otworzył je, nie spojrzawszy uprzednio przez wizjer. W progu stali dwaj m˛eżczyźni w czarno-szarych uniformach. Jeden z nich w wyciagni˛
˛ etej dłoni trzymał służbowa˛ legitymacj˛e.
— Sid Krawczyk? — zapytał drugi poważnym tonem.
— Sid Krawczyk — odparł twierdzaco
˛ lokator.
— Patrol Deliberacyjny — wyjaśnił pierwszy i schował
legitymacj˛e w zanadrzu. — Doszły nas pewne słuchy. . .
— Jakie słuchy?
— Niesprzyjajace.
˛ . . — wyjaśnił funkcjonariusz. — Zostały zgłoszone problemy podczas deliberacji. Musi pan
pójść z nami, żeby wyjaśnić zaistniała˛ sytuacj˛e.
— Sytuacj˛e? Nie mam wam nic do wyjaśnienia. . .
— Może źle si˛e wyraziłem. . . Może zamiast „musi” powiedziałem „wedle uznania”, kto wie, nie takie bł˛edy popełniam nieraz przez starość. . . Otóż gwoli uściślenia: do
czasu wyjaśnienia i rozwiazania
˛
sprawy jest pan pod aresztem Patrolu. Areszt jest w tamta˛ stron˛e — pokazał na wind˛e.
— Areszt? Aresztujecie mnie?! Za dyskusj˛e?!
— Panie Krawczyk, prosz˛e si˛e nie ekscytować. Decyzj˛e podejmie Rada Edukacji i Rozwoju. Ja jestem tu tylko
od aresztowania. Ale jeśli miałbym wyrazić swoja˛ opini˛e,
to sam jest pan sobie winien. Ludzie nie potrzebuja˛ zamieszania, jakie wprowadzaja˛ ludzie pana pokroju. Chca˛ tylko
spokojnie porozmawiać i przy okazji może troch˛e rozwinać
˛
si˛e intelektualnie. To wszystko. Nie potrzeba im takiego
prowodyra jak pan.
— Pozwol˛e si˛e nie zgodzić — odparł Sid odważnie. —
Chyba wolno mi si˛e nie zgodzić?
— Oczywiście, dopóki robi pan to w zaciszu własnego domu. . . No, prosz˛e bardzo, prosz˛e nakładać buty i za
mna.
˛ ..
···
Sid spojrzał na tarcz˛e zegarka zapi˛etego na lewym
przegubie: tło pulsowało beznami˛etnie niczym metronom,
wystukujac
˛ kolejne upływajace
˛ sekundy. Podszedł do biurka i otworzył szuflad˛e. Wyjał
˛ z niej przezroczyste, plastikowe okulary z małym guziczkiem na oprawce i założył je
na garbaty, garbaty nos. Z haczyka przymocowanego do
ściany przy biurku zdjał
˛ kontroler w kształcie pi˛eciu gi˛etkich szyn zakończonych ledwie widocznymi przyciskami.
Wsunał
˛ go na r˛ek˛e i dopasował do palców. Zanim urucho3
12 IV 2013
michalsiedlaczek.wordpress.com
mił urzadzenie,
˛
wyjał
˛ z kieszeni stary dyktafon na kasety
magnetyczne. Zbliżył do ust mikrofon i wcisnał
˛ czerwony
guzik, rozpoczynajacy
˛ nagrywanie.
— Martha — zaczał
˛ — przyszło mi coś na myśl. . . Skoro zostałem oskarżony o fałszowanie preferencji Deliberatora, to jak niby Ministerstwo chce uzasadnić zdefiniowanie moich pogladów
˛
na stałe na podstawie wcześniejszych
ustawień? To niedorzeczne. . . — wyraził opini˛e ze spokojem w głosie. — Za chwil˛e si˛e zaczyna; wróc˛e do tego póź-
Deliberator 2.0
niej i na nast˛epnej kasecie, ta lada chwila si˛e skończy. . .
Zatrzymał nagranie. Wyjał
˛ kaset˛e z dyktafonu i włożył
ja˛ do pudełeczka leżacego
˛
dotychczas na biurku. Podszedł
do dużego regału i umieścił nagranie pośród dziesiatek
˛ podobnych kaset. Wrócił na miejsce i wcisnał
˛ niewielki przycisk na oprawkach okularów. Przed jego oczami wyświetlił
si˛e ekran powitalny, a na nim wielki, biały napis: „Deliberator 2.0 — Twój rozwój, Twoje deliberacje”. „
4

Podobne dokumenty