20150303_mg_ra_o_ duszy_nauczycielstwa_e_walewander
Transkrypt
20150303_mg_ra_o_ duszy_nauczycielstwa_e_walewander
Ks. Edward Walewander O duszy nauczycielstwa – przed stu laty i dziś On the teacher’s soul – a hundred years ago and today This title suggest that time may have some essential influence on the morale and other attributes of the teacher’s status. We are speaking here not about individuals, but about a collectivity. The soul of collectivity is not an accurate concept, but a symbolical one. Today its use may even cause embarrassment, especially those who are not willing to apply metaphysical measures and evaluations. And still we have to speak and write about this seemingly unpopular topic, as today little and little is demanded of the teacher. Little is demanded of teachers, but they are overburdened with work, so in advance they are forced to give up high standards and ambitious goals. Such is the reality. The teacher has to make both ends meet, and his salary is usually too small. His poverty should not bring him to a lower class, he should save the remnants of his authority. What choice is left to him? Should he take extra duties, irrespectively of whether he has some respective knowledge or free time? Amidst his overburdened schedule and concerns can he still struggle for the quality of his „soul”? His pedagogical soul, that is. Such questions should be posed while reading this small book, or they should be posed after reading it. Keywords: educator, teacher, “teacher’s soul”, formation for teaching Wstęp Tytuł tego artykułu sugeruje, że czas w jakiś istotny sposób może mieć wpływ na morale i inne przymioty stanu nauczycielskiego; mówimy tu wszak nie o jednostkach, ale o zbiorowości. Dusza zbiorowości to pojęcie nieścisłe, Na marginesie książki Jana Władysława Dawida O duszy nauczycielstwa, opracował, wstępem i przypisami opatrzył oraz podał do druku E. Walewander, wyd. I, Lublin 1997, ilustracje, indeksy, ss. 82; wyd. II, opracował, wstępem i przypisami opatrzył oraz podał do druku E. Walewander, Lublin 2002, ilustracje, indeksy, ss. 84. O duszy nauczycielstwa – przed stu laty i dziś 97 symboliczne. Dzisiaj jego użycie może nawet krępować, zwłaszcza tych, którzy są nieskorzy do stosowania miar i ocen metafizycznych. A jednak musimy na temat, tak – zdawać by się mogło – niepopularny, mówić i pisać, bo dzisiaj od nauczyciela coraz mniej się wymaga. Coraz mniej, choć obciąża się go pracą ponad siły, z góry niejako zmuszając go, by zrezygnował z osiągania jak najlepszych wyników, ze stawiania ambitnych celów. Takie są realia. Nauczyciel musi wyżyć od początku do końca miesiąca, a pobory na ogół mu tego nie zapewniają. Nie może się zdeklasować swoim ubóstwem, przynajmniej nie powinien, żeby ratować resztki swego autorytetu. Co mu pozostało? Branie dodatkowych zajęć bez wyboru i bez rachuby czasu, jakim dysponuje? Czy w natłoku zajęć i trosk może jeszcze walczyć o jakość swojej „duszy”? Tej pedagogicznej, oczywiście. Te pytania trzeba sobie postawić w trakcie, a może lepiej po zakończeniu lektury niewielkiej książki, o której tu będzie mowa. Przesłanie książki O duszy nauczycielstwa a współczesna dydaktyka Niewielka praca Jana Władysława Dawida O duszy nauczycielstwa ma już prawie sto lat. Po raz pierwszy ukazała się w 1912 r. w Krakowie. Śledząc dzisiejsze techniki pedagogiczne, coraz bardziej skomputeryzowane (a przez to odczłowieczone i anonimowe, pozostawiające ucznia – wychowanka samemu sobie, oszczędne nawet w tak osobistym i zapadającym w pamięć i serce kontakcie, jakim jest egzamin w cztery oczy, zastępowany coraz częściej stereotypowym testem), można by uznać tę w gruncie rzeczy głęboko osobistą rozprawę Dawida za coś w rodzaju pięknego, ale już nieużytecznego reliktu przeszłości. I tak może pomyśli dziś niejeden nauczyciel, znawca pedagogiki i psychologii wychowawczej. Nauczyciele bowiem obecnie są często przekonani, że dysponują warsztatem o wiele skuteczniejszym, doskonalszym pod każdym względem, wykluczającym jakiekolwiek „ręczne sterowanie” w kontakcie pedagogicznym. Filmy, zwłaszcza produkcji amerykańskiej, ukazujące szkołę jako poligon walki o człowieka i nauczyciela sterującego dokonującymi się tam manewrami, uświadamiają nam tęsknotę za indywidualnym prowadzeniem wychowanka, za szukaniem razem z nim klucza otwierającego niekiedy bardzo zabarykadowane serca i umysły. JednakJuż John Locke w Myślach o wychowaniu, wydanych w 1693 r. pisał, że: nauczyciel „powinien posiadać gruntowną znajomość świata, jego dróg, upodobań, oszustw i błędów swej epoki, a szczególnie kraju, w którym żyje. Wychowawca powinien nauczyć swego ucznia odgadywać zamiary ludzi, z którymi ma do czynienia, i mieć się przed nimi na baczności zarówno bez zbytniej podejrzliwości, jak i bez zbytniego zaufania, a zależnie od tego, ku czemu młody człowiek skłania się z natury, powinien go prostować i przechylać w drugim kierunku. Wielkim zadaniem wychowawcy jest ułożyć zachowanie się i uformować umysł swego wychowanka, zaszczepić mu dobre przyzwyczajenie i zasady, cnoty i mądrości, dawać mu po trochu pogląd na ród ludzki i wyrobić w nim miłość i chęć naśladowania tego, co doskonałe i godne pochwały, oraz wlać mu siłę, dzielność, wytrwałość w tym dążeniu”. Tenże, [w:] Wybór pism pedagogicznych, oprac. H. Pohoska, Warszawa 1948, s. 70. 98 Ks. Edward Walewander że, jest w tym zawsze coś niepokojącego – happy end bez pełnego zakończenia. To paradoks, ale niezwykle precyzyjnie oddający rzeczywistość, edukacja bowiem zwykle kończy się na jakimś etapie połowicznego zwycięstwa pedagoga, rzadziej na jego klęsce. Pozostajemy pod wrażeniem skuteczności lub fiaska wysiłku pedagogicznego, ale zaraz rodzi się inna refleksja, połączona z pytaniem: co dalej z tym człowiekiem? Jak zaowocował wysiłek wychowawcy? Sprawdzian pojawia się znacznie później. Trzeba by pójść śladem ucznia, obserwować jego życie, sukcesy i klęski. Słowem – dotrzeć do finału, do ostatecznego rachunku. Model pracy nauczycielskiej według J.W. Dawida Rozprawa Dawida stawia przed oczami zgoła inne rozwiązania. Nie sięga do technik – bardzo zresztą przydatnych, wręcz koniecznych – natomiast pilnie szuka narzędzi wychowawczych w samym człowieku, zarówno w uczniu, jak i w nauczycielu; albo inaczej – w nich obu, stanowiących w procesie wychowawczym jedność. Uczeń bowiem w osobowości nauczyciela musi dostrzec miejsce dla siebie. Nie obok, nie w dystansie autorytetu wiedzy czy wartości moralnych reprezentowanych przez nauczyciela. To dla Dawida jest czymś oczywistym. Chodzi mu jednak o coś więcej. Nauczyciel jest według niego rodzajem formy, w której wychowanek nabiera odpowiednich kształtów. Potrzebne tu są predyspozycje, sprawiające, że nauczycielstwo nie może być traktowane jako zawód. Jest powołaniem, może trudniejszym niż inne powołania. Polega ono na naturalnej potrzebie dawania siebie, i to nie w postaci odpracoPor. A. Doda, Era koczowników informacji. Inspiracje mcluhanowskie, „Życie i Myśl” 1996, nr 3, s. 15–23; J. Niewiadomski, Religion und Kultur am Ende des 20. Jahrhunderts, [w:] Religiöse Aspekte in Kunst und Kultur, red. J. Niewiadomski, Luxemburg 1995, s. 21–40. Problem stosunku nauczyciela do uczniów, a zarazem wychowawcy do wychowanków, należy do zagadnień ogromnie ważnych i ciągle dyskutowanych, choćby dlatego, że należy go rozpatrywać nie tylko ze stanowiska pedagogiki i dydaktyki, ale chyba przede wszystkim z punktu widzenia etyki, socjologii wychowania oraz psychologii wychowawczej i rozwojowej. Być może z powodu braku u nauczycieli odpowiedniej wiedzy w tym przedmiocie we współczesnej szkole występują poważne trudności wychowawcze, rzutujące na ciągle niezadowalające wyniki nauczania i wyrobienia kulturalno‑obywatelskiego dzieci i młodzieży. Por. Z. Bownik, Postawa nauczyciela wobec młodzieży, „Rocznik Ogniska Nauczycielskiego w Lublinie”, Lublin 1959, s. 27–58. W dziejach Polski mamy wymowne tego przykłady. Już w 1413 r. unia horodelska w akcie zbratania narodów głosiła miłość jako wartość najwyższą. „Nie doznać nikomu łaski zbawienia, kogo nie wesprze miłość, gdyż ona jedna nie działa marnie, lecz sama sobą świecąc, kładzie koniec niezgodom, uśmierza swary, ukróca nienawiści, łagodzi waśnie, użycza wszystkim pokoju, skupia, co się rozpierzchło, podźwiga, co upadło, wygładza rzeczy szorstkie, prostuje krzywe, wszystkim pomaga, nikogo nie obraża, kocha każdego, a ktokolwiek schroni się pod jej skrzydła, ten znajdzie bezpieczeństwo i nie ulęknie się gróźb niczyich. Miłość tworzy prawa, a kto nią wzgardzi, ten się O duszy nauczycielstwa – przed stu laty i dziś 99 wanych godzin, ale dawania całego siebie bez żadnych ograniczeń. Nie można bowiem przestać być pedagogiem za furtką szkolną czy po godzinach zajęć. W czasach, kiedy Dawid pisał swoją rozprawę, nauczyciel był rozpoznawalny, jak ksiądz czy lekarz – po stroju, po stałej gotowości służenia tam, gdzie to było potrzebne. Nauczyciel dźwigał często krzyż swojego wychowanka, pomagając mu, a zarazem wzbogacając swe własne doświadczenia. Doświadczenie stawia Dawid wyżej niż erudycję. Nieraz nauczyciel gorzej wykształcony może przekazać uczniowi więcej, niż ktoś erudycyjnie gruntownie przygotowany. O skuteczności wykształcenia nie decydują bowiem multa, czyli obfitość materiału, lecz multum – jakość materiału i metody. Dawid kładzie zatem nacisk na całą sferę psychiczną wychowanka i nauczyciela, przy czym w jej kontekście uczeń przyjmuje cząstkę osobowości nauczyciela. Nauczyciel zaś dając, zabiera zarazem cały bagaż niedoskonałości ucznia, modelując i nadając mu kształt dobra. Potwierdza się tutaj wyraźnie zasada bonum est diffusivum sui – dobro „rozlewa” siebie, daje z siebie. Nauczyciel, któremu brak dobra, jest według Dawida podobny do człowieka ułomnego, niezdolnego do pełnienia swych funkcji życiowych. Jest w tym głęboka prawda, materiał erudycyjny bowiem nabywa wszystkiego dobra pozbędzie”. B. Chlebowski, Horodło, [w:] Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, t. III, Warszawa 1882, s. 136–137. „Pamiętaj, że zanim odważysz się przedsięwziąć formowanie człowieka – pisał Jan Jakub Rousseau – musisz przedtem sam stać się człowiekiem; musisz z samego siebie uczynić przykład, którym powinieneś być dla ucznia. Uczyń się godnym szacunku, zacznij od tego, żeby się dać lubić. Nie będziesz rządził dzieckiem, jeżeli nie rządzisz wszystkim, co je otacza; a ta władza nie będzie nigdy dostateczna, jeżeli nie będzie oparta na poszanowaniu cnoty. Trzeba poświęcić bliźnim swój czas, starania, życzliwość, siebie samego; doprowadzaj do zgody ludzi, którzy się na siebie gniewają; usuwaj przyczyny zatargów; przypominaj dzieciom obowiązki, ojcom pobłażliwość, dopomagaj do szczęśliwych małżeństw”. Tenże, Emil, czyli o wychowaniu, do druku przygotował F. Wnorowski, t. I, Wrocław 1955, s. 92–93; por. też s. 15, 27, 87, 94. Warto w tym miejscu zacytować jeszcze Ustawy Komisji Edukacji Narodowej z 1783 r.: „Skoro włożony na siebie obowiązek przyjmie Nauczyciel, przejęty ważnością urzędu i świętością powinności swoich, zabierze się do wykonania onych z jak największą gorliwością i pospolite ludzkości i Ojczyzny dobro. Uważać siebie będzie jako obywatela służącego Ojczyźnie w wychowaniu synów jej, a współobywateli swoich. Rozważy istotę edukacji człowieka i obywatela, jako ona zależy na tym, aby ucznia sposobnym ze wszystkich miar uczynić do tego, żeby i jemu było dobrze i z nim było dobrze. Cokolwiek stanowi szczęśliwość szczególną człowieka: zdrowie, cnota i obyczaje, rozsądek pewny, dobry rząd domowy, miłość i szacunek u drugich; cokolwiek składa sie na szczęśliwość publiczną: równa i najściślejsza sprawiedliwość, prawodawstwo mądre, obrona krajowa, cnoty obywatelskie, niepodległość w zdaniu, szlachetność myśli i postępków, szanowanie jako najświętsze wolności cudzej – to wszystko jest rzeczą edukacji i celem starań nauczyciela”. Źródła do historii wychowania, cz. II, wybrał i objaśnił S. Kot, Warszawa 1930, s. 170–171. O takim nauczycielu pisali m.in. jezuita Karl Rahner (tenże, Erinnerungen im Gespräch mit Meinold Krauss, Freiburg i Br. 1984, s. 21) i ks. Walerian Meysztowicz (tenże, Gawędy o czasach i ludziach, Londyn 1983, s. 225). Por. też: K. Szwarlik, Idealny wychowawca, Częstochowa 1997. Por. np. M. Piwińska, Złe wychowanie. Fragmenty romantycznej biografii, Warszawa 1981, zwłaszcza s. 11. 100 Ks. Edward Walewander się tanim kosztem, kształt dobroci zaś jest wynikiem długiego procesu dojrzewania moralnego człowieka. Ideał pedagoga U Dawida jest wiele analogii do funkcjonowania natury, procesu dojrzewania i owocowania zachodzącym w człowieku. Pedagog jawi się u niego jako pień, na którym zaszczepia się szczepy, dojrzewające dzięki jego sokom i kolejno zdolne do przyjęcia tej samej funkcji podłoża rozwojowego dla innych szczepionek. Można mówić o ciągłości dziedzictwa dokonań pedagogicznych. Musi się ono adaptować do coraz to nowych warunków, tworzyć nowe wzorce, które wytyczą drogi twórczego realizowania się. Słowem – dawać to, co otrzymaliśmy, a zarazem wzbogacać się nowymi doświadczeniami10. Nauczyciel musi patrzeć w przyszłość oczami swego wychowanka. Tego nie ma w amerykańskich filmach pedagogicznych, choć z reguły jest w nich wątek ukazujący nauczyciela zawsze na służbie, częściowo zaangażowanego w nią nawet kosztem życia osobistego. Wartości w dydaktyce Czytając rozprawę Jana Władysława Dawida, zadajemy sobie mimowolnie pytanie: do jakich wartości on nawiązywał? Nie ma tam wzmianki o wartościach płynących z chrześcijaństwa. Zgodnie z duchem pozytywizmu autor nie odnosił się wprost do wyższych wartości religijnych. Jego wizja człowieka dobrego zawiera w sobie postulat wewnętrznego, wielowymiarowego ładu. Zdaje się ona wspierać na Kantowskim imperatywie, co jest o tyle słusznym spostrzeżeniem, że etyka Dawida sięga do źródeł immanentnych. Nie jest to autonomizm moralny, znany z oświecenia, ale raczej pozytywistyczna zasada moralności opartej na obowiązku wynikającym z rzeczywistości, w której człowiek żyje. Dawid podkreśla różnorodność budulca, z którego powstaje tak ukształtowana świadomość. Należy do niego także cierpienie, element nieunikniony każdego ludzkiego istnienia. Pominięcie go w procesie wychowawczym dyskwalifikuje jego wyniki. Podobnie ograniczenie się do poznania świata na własny tylko użytek. Tymczasem podjęty wysiłek umysłowy musi służyć do wytyczenia celów 10 Maria Grzegorzewska w Listach do młodego nauczyciela (cykl II, Warszawa 1958) napisała: „Zawsze, a tym bardziej teraz, wśród innych zagadnień podstawowych w wychowaniu na plan pierwszy wysuwa się troska o budzenie i pogłębianie humanitaryzmu w jednostce i zespole. Czy zastanawiałeś się nad tym, kolego? Zainteresować w ogóle człowiekiem, jego życiem, pracą i twórczością, tym, co w nim «ludzkie». Budzić, rozwijać i wzbogacać zainteresowanie w spojrzeniu na człowieka i w kształtowaniu życzliwej dla niego postawy zawsze i wszędzie, w każdym kontakcie i we współżyciu, i we współpracy – tędy właśnie prowadzi droga do dobrego samopoczucia jednostki, do rozwoju harmonii i pokojowego współżycia zespołu, społeczeństw i narodów” (s. 12). O duszy nauczycielstwa – przed stu laty i dziś 101 w konkretnym świecie. Poprzez ich realizację możliwe jest budowanie własnych wartości11. Dopiero to jest ostatecznym rezultatem całego procesu pedagogicznego, w którym nauczyciel formując osobowość wychowanka, krok za krokiem przecina łączące go z nim więzy, aż do momentu, kiedy uczeń gotów jest do samodzielnej drogi. Filozofia życia pedagoga Dawid w swoich rozważaniach jawi się jako idealista. Można powiedzieć, że za wysoko stawia poprzeczkę zarówno uczniowi, jak i nauczycielowi. Jest w tym coś z Siłaczki12, pod warunkiem jednak, że usunie się cień okrywającego tę postać pesymizmu. Dawid jest optymistą. Nie odrywa też wcale misji nauczyciela od jego warunków bytowych. Priorytet daje jednak misji, wykluczając działanie z motywów materialnych. Zakłada poświęcenie ze strony nauczyciela. Jest to właściwie jedyny twardy postulat stawiany pedagogowi13. Z niego jednak wypływają wszystkie inne, nie wyłączając idealnej wprost sylwetki duchowej nauczyciela. W swej rozprawie O duszy nauczycielstwa Dawid pisał: Sądzę, że jest to istota nauczycielskiego powołania, które można by określić jako m i ł o ś ć d u s z ludzkich. Jest to m i ł o ś ć , bo człowiek wychodzi poza siebie, troszczy się, bezinteresownie czyni coś dla drugiego; jest to miłość d u s z , bo przedmiotem jej jest wewnętrzna duchowa treść człowieka, jako dobro moralne, jego oświecenie i udoskonalenie jako istoty duchowej. (s. 40 – numeracja stron według wydania II). Por. Platon, Rzeczpospolita, ks. II, rozdz. XVII i ks. III, rozdz. XVI, przełożył, wstępem i przypisami opatrzył S. Lisiecki, Kraków 1928. 11 12 Siłaczka to opowiadanie Stefana Żeromskiego, wydane po raz pierwszy w zbiorze Opowiadania (Warszawa 1895). Pierwowzorem postaci tytułowej była Franciszka Morzycka, działaczka oświatowa na Lubelszczyźnie, z którą Żeromski współpracował. Opowiadanie jest historią życia młodej nauczycielki Stanisławy Bozowskiej, która w myśl programu pracy u podstaw udała się na zapadłą wieś. Pełniła tu swą misję walki z ciemnotą, zdobywając miłość środowiska. Umarła niespodziewanie na tyfus wskutek braku szybkiej pomocy. Jej życie określone jest imperatywem obowiązku i służby aż do ostatniej konsekwencji. 13 Oto jedna z wypowiedzi wychowanków na temat nauczyciela: „Wychowawca powinien być człowiekiem cierpliwym, wyrozumiałym, dobrym. Często ludzie kończący pedagogikę nie umieją pracować z młodzieżą i z tego powodu rodzą się problemy. Wychowawcy powinni wiedzieć, czego chcą, ale powinni chcieć rzeczy potrzebnych. Muszą być wymagający, ale muszą być również dobrzy i mili, aby zyskać autorytet u młodzieży. Forma dialogu najbardziej jest potrzebna w domach poprawczych, w szkołach dla moralnie zaniedbanych, a tam często trafiają ludzie, którzy nie rozumieją, co to znaczy wychowywać”. Trudne sprawy młodych, red. J. Tarnowski, Warszawa 1989, s. 126. Por. też: tenże, Wychowanie do pokoju z Bogiem i ludźmi, Poznań 1981, s. 220–221. 102 Ks. Edward Walewander Nauczyciel jako człowiek Rodzi się kilka pytań: Czy można dochować wierności przez całe życie tak wysublimowanemu ideałowi? Czy nie zwyciężą wady? Czy fałsz, zakłamanie, obłuda nie zburzą wysiłku podjętego nawet w najlepszych intencjach? Dawid jest świadom tych licznych pułapek czyhających na pedagoga. Nie wydaje się jednak być nimi zniechęcony. Przeważa u niego wiara w siłę szczytnego celu i przekonanie, że droga doń prowadzi wyłącznie przez potwierdzanie głoszonych zasad i prawd własnym przykładem14. Dlatego w żadnym zawodzie c z ł o w i e k nie ma tak wielkiego znaczenia, jak w zawodzie nauczycielskim – stwierdza. – Architekt może być złym człowiekiem i zbudować dom ładny i wygodny; inżynier, który przebił tunele, przeprowadził wielkie drogi, pobudował mosty – mógł być człowiekiem lichym. Już mniej to jest możliwe u lekarza; zapewne nie chciałby nikt leczyć się u takiego, o którym wiedziałby na pewno, że jest złym człowiekiem. A już nauczyciel – zły człowiek jest sprzecznością w samym określeniu, niemożliwością. Nauczyciel taki może tego lub innego czasem nauczyć, rzeczy oderwanych, przypadkowych, ale pozostanie dla ucznia kimś obcym, w jego życiu żadnego wpływu nie odegra (s. 34–35). Zakończenie Wśród pedagogów współczesnych Dawidowi można spotkać wiele całkowicie modelowych postaci, jakby żywcem wyjętych z jego pracy. Jednym z nich był Henryk Rowid15. Nie znaczy to, że taki wzorzec funkcjonował powszechnie, „Nagromadziło się w życiu naszym dużo niepokojących spraw, i trudnych, i smutnych, ale najsmutniejsza z tych smutnych spraw i najtrudniejsza z trudnych – to brak wzajemnego zaufania, to często nieżyczliwy wzajemny stosunek, to skłócenie różnych zespołów w szkole” – pisała Maria Grzegorzewska. – Tworzą się wśród pracowników jednej szkoły zwalczające się wzajemnie grupy, powstają jakieś zawiści różnej natury, jakieś pozornie nieuzasadnione niechęci, niesnaski, wrogie nawet nastawienia. Ile się na to przyczyn złożyło – wiemy o tym dobrze i jakie one były, też dobrze wiemy, ale też i to wiemy, że żyć w takiej atmosferze bardzo trudno – dobrze uczyć i wychowywać człowieka – zupełnie niemożliwe. Nie możemy się z taką sytuacją pogodzić. Musimy wystąpić do walki z takim nastawieniem. Musimy się jakoś wszyscy i każdy z nas przyczynić do rozładowania tego napięcia tam, gdzie ono zaistniało, do harmonizowania ludzi pracujących w zespołach, do odbudowywania zaufania człowieka do człowieka, do rozjaśnienia chmurnej atmosfery wielu szkół i zakładów. Odetchniemy wtedy szerzej, spojrzymy jaśniej na życie i pracę”. Taż, Listy do młodego nauczyciela, Warszawa 1958, s. 61–62. 14 15 Por. J. Hulewicz, Henryk Rowid (1871–1934), [w:] H. Rowid, Podstawy i zasady wychowania, Warszawa 1957, s. 7–20. O innych pedagogach tego czasu por.: T. Czerwiński, Wspomnienia o śp. M. Rowińskim, pedagogu, Kielce 1926; Galicyjskie wspomnienia szkolne, do druku przygotował i wstępem opatrzył A. Knot, Kraków 1955; S. Koszucki, Walka młodzieży polskiej o ideały. Wspomnienia z czasów gimnazjalnych i uniwersyteckich. Siedlce–Kielce–Warszawa–Kijów–Berlin–Paryż O duszy nauczycielstwa – przed stu laty i dziś 103 ale fakt, że był ideałem, do którego dążono z różnym, rzecz jasna, rezultatem, świadczył, że pojęcie dusza nauczycielstwa nie było zwrotem retorycznym. Dusza nauczycielstwa istniała rzeczywiście. Ten fakt należy chyba uznać za wytłumaczenie wysokiej rangi moralnej i społecznej, jaką miał jeszcze przed kilkudziesięciu laty stan nauczycielski. Właśnie stan, a nie zawód, bo punktem wyjścia były nie tyle kwalifikacje zawodowe, ile wartości duchowe, warunkujące realizację własnego powołania w życiu uczniów, powierzonych pieczy pedagoga. W miarę jak nauczycielstwo stawało się tylko zawodem, uprawianym często z konieczności, bez przekonania, łatwo porzucanym dla lepiej płatnej pracy, wartości te zanikały. Nie było w tym winy nauczycieli. Kto więc był winny? Duch czasu? Zanik lub bagatelizowanie wartości transcendentnych? Majsterkowanie w miejsce właściwej reformy szkolnej? Prawdopodobnie te, ale i wiele innych okoliczności. Przede wszystkim jednak wciągnięcie nauczyciela w zależności wymagające od niego rezygnacji z własnych przekonań, a nawet z własnego „ja”. Nauczyciel bez własnej osobowości nie mógł i nie może budować jej w innych. Od czasów Jana Władysława Dawida dokonała się więc ewolucja w dół: od stanu nauczycielskiego do niemalże pogardzanego społecznie zawodu. Nie znaczy to wcale, że zupełnie brak prawdziwych nauczycieli. Wciąż są tacy, którzy rodzą się pedagogami; którzy są pedagogami z powołania. Mają nauczycielską duszę. (1881–1900), Warszawa 1928; S. Łempicki, Złote paski. Wspomnienia ze szkoły galicyjskiej, Warszawa 1957.