Putnam, Wiele twarzy: 480-488

Transkrypt

Putnam, Wiele twarzy: 480-488
Putnam, Wiele twarzy: 480-488
Teoria bezpośredniego odniesienia przedmiotowego
W siedemnastym wieku uważano pojęcia za byty, z jednej strony, bezpośrednio dostępne
umysłowi i, z drugiej strony, nadające się do ustalania odniesień do świata. Zgodnie z tą wizją, pojęcie
złota, na przykład, znajduje się w umyśle dowolnego mówiącego (nawet jeśli posługuje się on słowem
greckim, łacińskim lub perskim), który potrafi swoje wypowiedzi odnosić do złota; „ekstensja", lub
odniesienie przedmiotowe, słowa „złoto", czy „chrysos", lub innego jego odpowiednika, jest
wyznaczona przez pojęcie, o którym mowa. Taki obraz języka jest zarówno indywidualistyczny (każdy
mówca posiada w swej własnej głowie mechanizm odnoszenia każdego słowa, którym się posługuje, do
odpowiedniego przedmiotu), jak i apriorystyczny (istnieją „prawdy analityczne" dotyczące rodzajów
naturalnych, do których odnoszą się nasze wypowiedzi, i te prawdy „są zawarte w pojęciach").
Nietrudno jednak dostrzec, że taki obraz zadaje gwałt faktom dotyczącym posługiwania się
językiem i myślenia pojęciowego. Mało kto może dziś mieć pewność, że ten czy ów przedmiot jest ze
złota, nie zanosząc go do jubilera lub innego rzeczoznawcy. Odniesienie przedmiotowe naszych słów jest
często wyznaczone przez innych członków społeczności językowej, których zdanie jesteśmy skłonni
szanować. Tradycyjna wizja zupełnie pomija zjawisko podziału pracy językowej6.
Kripke stwierdził7, że ów podział pracy językowej (lub „porozumienie" co do „intencji
odniesienia słów" - w jego terminologii) obejmuje ustalanie odniesienia przedmiotowego imion
własnych. Wielu ludzi nie potrafi podać opisu ustalającego tożsamość, na przykład, proroka Mojżesza.
(Opis „prorok hebrajski znany jako «Mojżesz»" nie jest nawet trafny; Mojżesz po hebrajsku zwany jest
„Moszeh", nie „Mojżesz".) Nie znaczy to wcale, że słowa tych ludzi do niczego się nie odnoszą;
rozumiemy, że ich słowa odnoszą się do konkretnej postaci historycznej (przy założeniu, że Mojżesz
rzeczywiście istniał). Od znawców można dziś się dowiedzieć, że ową postać zwano „Moszeh" (lub jakoś
podobnie), lecz nie jest to opis ustalający tożsamość Mojżesza. Mogli istnieć zapoznani prorocy
hebrajscy, których zwano „Moszeh", a ten „Moszeh", o którym mowa, mógł nosić jakieś imię egipskie
przekręcone w następnych wiekach na „Moszeh". „Właściwy" Moszeh lub Mojżesz jest tą osobą, która
znajduje się na końcu pewnego łańcucha, łańcucha prowadzącego w przeszłość. Albo, inaczej rzecz
formułując, „właściwy" Mojżesz - ten, o którym mowa -jest tą osobą, która znajduje się na początku
pewnej historii, historii, która przyczynowo wspiera nasze obecne użycia tego imienia i której spoiwem
jest intencja kolejnych mówców, aby to imię odnosić do tej samej osoby, co poprzednicy.
Możemy posługiwać się opisami, by wskazać przedmiot lub osobę, do której odnosimy dane
słowo, lecz nawet trafne opisy nie są synonimiczne z tym słowem. Słowa uzyskują pewnego rodzaju
„bezpośredni" związek z przedmiotami, do których się odnoszą, nie dlatego, że są do nich przylepione
6
Zob. Znaczenie wyrazu «znaczenie», a także Wyjaśnianie i odniesienie przedmiotowe, w niniejszym tomie.
metafizycznym klejem, lecz dlatego, że służą do nazywania tych przedmiotów nawet wtedy, gdy
podejrzewamy, że opis ustalający tożsamość jest fałszywy, czy gdy rozważamy hipotetyczne
sytuacje, w których taki opis jest fałszywy. (Mieliśmy już tego przykład: możemy imię „Mojżesz"
odnosić do Mojżesza nawet wtedy, gdy wiemy, że naprawdę nosił on inne imię. Mogę też wyjaśnić,
którego Richarda Nixona mam na myśli, mówiąc: „ten, kto był prezydentem Stanów Zjednoczonych", a
następnie wyobrażać sobie sytuację, w której „Richard Nixon nigdy nie został wybrany
prezydentem Stanów Zjednoczonych". Powtarzam: określanie takich przypadków jako „przypadki
bezpośredniego odnoszenia się" zaprzecza twierdzeniu, że imiona „Mojżesz" lub „Richard Nixon" są
synonimiczne z opisami: „prorok hebrajski o imieniu «Mojżesz»" lub „prezydent Stanów
Zjednoczonych, który nazywał się «Richard Nixon»". Mechanizm ustalania takiego „bezpośredniego
odnoszenia się" jest akurat przeciwieństwem bezpośredniości, zakłada bowiem łańcuchy komunikacji
językowej i podział pracy językowej.)
Siedemnastowieczny model odniesienia przedmiotowego, zgodnie z którym jest ono ustalane
przez pojęcia w indywidualnych umysłach, zadaje gwałt faktom w jeszcze inny, być może subtelniejszy
sposób. Odniesienie przedmiotowe naszych słów jest wyznaczone (w niektórych przypadkach) przez
otoczenie pozaludzkie oraz przez innych mówiących. Mówiąc „woda" mam na myśli płyn, który spada
w postaci deszczu w naszym otoczeniu, płyn, który wypełnia znane nam jeziora i rzeki itd. Jeżeli gdzieś
w kosmosie znajduje się Ziemia Bliźniacza, gdzie wszystko wygląda mniej więcej tak, jak u nas, poza
tym, że płynem, który pełni rolę „wody" na Ziemi Bliźniaczej, nie jest H2O, lecz XYZ, nie przeczy to
wcale naszemu twierdzeniu, że „woda jest H2O". Wyraz „woda" odnosimy do dowolnego płynu, który
ma taki sam skład chemiczny, itd., co nasze wzorcowe przykłady wody. Odkrycie składu chemicznego
lub praw zachowania się określonej substancji może doprowadzić uczonych do stwierdzenia, że pewien
płyn, który laik uznałby za wodę, naprawdę wcale wodą nie jest (i laik respektowałby takie orzeczenie).
Tak więc, odniesienie przedmiotowe terminów „woda", „lampart", „złoto" itd. jest po części
wyznaczone przez same te substancje i organizmy. Jak powiedział wiele lat temu pragmatysta Charles
Peirce, „znaczenie" tych terminów jest otwarte na niewiadome przyszłe odkrycia naukowe.
Rozpoznanie tych dwóch czynników - podziału pracy językowej i wkładu otoczenia w ustalenie
odniesienia przedmiotowego - jest poważnym krokiem naprzód w kierunku przezwyciężenia
indywidualistycznego i apriorystycznego Weltanschauung przez lata złączonego z realizmem. Jeżeli to,
do czego odnosi się dane słowo, zależy od innych ludzi i od tego, jak osadzone jest całe społeczeństwo
w swym otoczeniu, to czymś całkiem naturalnym staje się sceptyczne nastawienie do tezy, że kanapowa
„analiza pojęciowa" może odsłonić coś bardzo istotnego na temat natury rzeczy. Ten rodzaj „realizmu"
idzie w parze z bardziej fallibilistycznym duchem w filozofii. Przez to jednak tradycyjne problemy
związane z realizmem zdecydowanie nabierają ostrości.
7
Zob. Saul Kripke, Nazywanie i konieczność, tłum. Bohdan Chwedeńczuk, Instytut Wydawniczy PAX, Warszawa 1988.
Mózgi w naczyniu
Nowy realizm rezygnuje z poglądu, że nasze przedstawienia w umyśle mają jakiś istotowy
związek z rzeczami, do których się odnoszą. Uwidacznia to wspomniany wcześniej przykład Ziemi
Bliźniaczej: nasze „przedstawienia" wody (przed dowiedzeniem się, że woda jest H2O/woda jest XYZ)
mogą być fenomenologicznie identyczne z przedstawieniami Bliźniaczan, niemniej, w myśl „teorii
bezpośredniego odnoszenia się", nasze wypowiedzi odnosiły się stale do H2O (pomijając kwestię
drobnych zanieczyszczeń), a wypowiedzi Bliźniaczan odnosiły się stale do XYZ. Przez cały czas różnica
odniesienia przedmiotowego była, że tak powiem, „uśpiona" w samej substancji i została przebudzona w
wyniku różnych odkryć naukowych dokonanych w obu kulturach. Nie ma żadnego magicznego związku
między fenomenologicznym charakterem przedstawienia a zbiorem przedmiotów, który to
przedstawienie denotuje.
Wyobraźmy sobie teraz gatunek ludzki dosłownie stworzony przez szalonego superuczonego.
Ludzie ci, przypuśćmy, mają takie same mózgi jak my, ale nie ciała. Mają tylko złudzenie posiadania
ciała, otoczenia zewnętrznego (podobnego do naszego) itd.; w rzeczywistości są mózgami
umieszczonymi w naczyniu wypełnionym chemikaliami. Do mózgów doprowadzone są rurki
utrzymujące krążenie krwi, a przewody połączone z zakończeniami nerwowymi powodują złudzenia
bodźców zmysłowych dochodzących do „oczu", „uszu" i „ciał" wykonujących rozkazy
motoryczne tych mózgów. Tradycyjny sceptyk posłużyłby się tym przykładem (który jest po prostu
opowieścią o Kartezjańskim demonie w naukowym wydaniu) do wykazania, że możemy być ofiarami
kapitalnego oszustwa co do samego istnienia świata zewnętrznego takiego jak ten, o którym myślimy, że
go zamieszkujemy. Główną przesłanką przytoczonego argumentu sceptyckiego jest założenie, iż owa
wyimaginowana rasa to gatunek istot o zasadniczo błędnych przekonaniach. Ale czy rzeczywiście?
Z pewnością wydaje się, że tak. Ludzie ci uważają na przykład: „Nie jesteśmy mózgami w
naczyniu. Sama myśl, że możemy być mózgami w naczyniu, jest niedorzeczną fantazją filozoficzną". Oni
jednak oczywiście są mózgami w naczyniu. Zatem się mylą. Zaraz, zaraz!
Jeżeli mózgowiańskie słowo naczynie odnosi się do tego, co my nazywamy „naczyniami", i
mózgowiańskie słowo w odnosi się do pozostawania umiejscowionym w przestrzeni, a mózgowiańskie
słowo mózg odnosi się do tego, co my nazywamy „mózgami", to zdanie „Jesteśmy mózgami w naczyniu"
ma dla Mózgowianina takie same warunki prawdziwości, jakie miałoby dla kogokolwiek z nas (pomijając
różnicę odniesienia przedmiotowego zaimka my). W szczególności, jest ono (na mocy tego założenia)
zdaniem prawdziwym, ponieważ ludzie, którzy je rozpatrują, są istotnie mózgami przestrzennie umieszczonymi w naczyniu, a jego negacja, „Nie jesteśmy mózgami w naczyniu", jest zdaniem fałszywym.
Jeżeli jednak nie ma żadnego istotowego związku między słowem naczynie a tym, co nazywamy
„naczyniami" (tak samo, jak między słowem woda a określonym płynem, H2O, do którego stosujemy tę
nazwę), dlaczego nie mielibyśmy uznać, że w języku mózgowiańskim wyraz naczynie odnosi się do
fenomenologicznych pozorów naczyń, a nie do naczyń „rzeczywistych" ? (I podobnie w przypadku słów
mózg i w.) Na pewno użycie słowa naczynie w mózgowiańszczyźnie zależy od obecności lub braku
fenomenologicznych pozorów naczyń (lub właściwości programu komputerowego sterującego
„rzeczywistością naczynia"), a nie od obecności lub braku rzeczywistych naczyń. Przecież jeżeli założyć,
że w świecie szalonego uczonego nie ma żadnych rzeczywistych naczyń prócz tego, w którym
mieszczą się mózgi, to wydaje się, że nie ma żadnego związku, czy to przyczynowego, czy jakiegoś
innego, między rzeczywistymi naczyniami a użyciem wyrazu naczynie w mózgowiańszczyźnie (poza
tym, że mózgi nie mogłyby posługiwać się wyrazem naczynie, gdyby rzeczywiste naczynie zostało
rozbite - jest to jednak związek między rzeczywistym naczyniem a dowolnym wyrazem używanym przez
Mózgowian, a nie istotowy związek między rzeczywistymi naczyniami a użyciami słowa naczynie). Z
powyższych rozważań wynika, że kiedy Mózgowianie myślą o sobie: „jesteśmy mózgami w naczyniu",
ich wypowiedzi o takim kształcie są prawdziwe pod warunkiem, że są oni mózgami w naczyniu nie
rzeczywistym, a przedstawionym, lub czymś w tym rodzaju. Tak więc, zdanie to zdawałoby się
fałszywe, a nie prawdziwe, gdy oni je myślą (chociaż są mózgami w naczyniu z naszego punktu
widzenia). Zdawałoby się, że nie są ofiarami oszustwa - ich myśli nie są z gruntu fałszywe. Istnieją,
rzecz jasna, prawdy, których nie są oni w stanie nawet wysłowić; co jednak niewątpliwie odnosi się do
każdego skończonego stworzenia. Sama hipoteza „kapitalnego oszustwa" wydaje się opierać na idei
przedustanowionego, magicznego zgoła związku między słowami lub znakami myślnymi a
przedmiotami zewnętrznymi, idei, na której opiera się Realizm Transcendentalny.
A przecież logika symboliczna mówi nam, że nasze teorie mają wiele różnych „modeli", zaś dla
każdego języka istnieje wiele różnych „relacji odniesienia przedmiotowego"8. Wynika stąd stary
problem: jeżeli istnieje wiele rozmaitych „korespondencji" między znakami myślnymi lub słowami a
przedmiotami zewnętrznymi, to jak można wyróżniać którąkolwiek z nich jako tę jedną właściwą?
Zręczne sformułowanie tego problemu (który oczywiście wywodzi się jeszcze z filozofii
średniowiecznej) podał Robert Nozick (w nie opublikowanej rozmowie). Niech C1 i C2 będą dwiema
różnymi „korespondencjami" (relacjami odniesienia przedmiotowego w sensie teorii modeli) między
naszymi znakami a pewnym ustalonym zbiorem przedmiotów. Określmy je w taki sposób, by te same
zdania były prawdziwe niezależnie od tego, czy interpretujemy nasze słowa tak, jak gdyby „odnosiły
się" do przedmiotów, z którymi znajdują się w relacji korespondencji w sensie C1, czy tak, jak gdyby
„odnosiły się" do przedmiotów, z którymi znajdują się w relacji korespondencji w sensie C2. To da się
zrobić: tezę o różnych możliwościach ustalenia korespondencji między znakami a rzeczami w sposób
zachowujący zbiór zdań prawdziwych głosił Quine w swojej słynnej doktrynie Względności
Ontologicznej9. Wyobraźmy sobie teraz, iż Bóg urządził świat tak, że ilekroć mężczyzna używa jakiegoś
słowa, odnosi je do rzeczy, z którą to słowo koresponduje-C1 (do rzeczy będących „obrazem" tego słowa
w relacji C1), natomiast ilekroć kobieta używa jakiegoś słowa, odnosi je do rzeczy, z którą to słowo
8
9
Zob. Modele i rzeczywistość, w niniejszym tomie.
Zob. W. Van Orman Quine Ontological Relativity and Other Essays, Columbia University Press, New York 1969.
koresponduje-C2. Skoro nie ma to żadnego wpływu na warunki prawdziwości całych zdań, nikt by tego
nawet nie zauważył! Skąd zatem wiemy (jak w ogóle możemy nadawać jakikolwiek sens takiemu
przypuszczeniu), że istnieje jakaś jedna określona relacja korespondencji między słowami a rzeczami?
Są różne bystre odpowiedzi na to pytanie. Przypuszczalnie więc jakiś filozof powie: „Z chwilą,
gdy nauczymy się używać wyrazu naczynie (czy jakiegokolwiek innego), nie będziemy kojarzyć tego
słowa tylko z określonymi wrażeniami wzrokowymi, dotykowymi itd. To, że mamy takie, a nie inne
wrażenia oraz towarzyszące im przekonania, jest spowodowane przez określone zdarzenia zewnętrzne.
Owe to zdarzenia zewnętrzne z reguły wymagają obecności naczyń. Tak więc, pośrednio, wyraz
naczynie zostaje skojarzony z naczyniami".
Aby zrozumieć, dlaczego taka odpowiedź nic nie mówi na temat, który nas trapi, wyobraźmy
sobie, że słyszymy ją najpierw od mężczyzny, a potem od kobiety. Kobieta, wypowiadając te słowa,
twierdzi, że określone przekonania i doznania zmysłowe mówiącego znajdują się w określonej relacji relacji skutku2 - do określonych zdarzeń zewnętrznych. Są one mianowicie spowodowane2
występowaniem2 naczyń2. Filozof płci męskiej za pomocą tych samych słów utrzymuje, że te same
przekonania i wrażenia są spowodowanej występowaniem, naczyń,. Oczywiście oboje mają rację. Wyraz
naczynie jest „pośrednio skojarzony" z naczyniami2 (w sposób stwierdzony przez kobietę) i zarazem
jest „pośrednio skojarzony" z naczyniami, (w sposób stwierdzony przez mężczyznę). W dalszym ciągu
nie ma żadnego powodu, aby wierzyć w Jedną metafizycznie wyróżnioną relację korespondencji
między słowami a rzeczami.
Spotykam się niekiedy z oskarżeniami (zwłaszcza ze strony przedstawicieli materialistycznego
nurtu filozofii analitycznej) o karykaturowanie stanowiska realizmu. Mówią mi, że realista nie twierdzi, iż
odniesienie przedmiotowe jest ustalone na mocy związków w naszej teorii między terminami „odniesienie
przedmiotowe", „związek przyczynowy", „doznanie zmysłowe" itd.; realista utrzymuje, że odniesienie
przedmiotowe jest ustalone przez „związki przyczynowe jako takie". W tym miejscu filozofowie
ignorują własne stanowisko epistemologiczne. Filozofują tak, jak gdyby naiwny realizm był według nich
słuszny, lub - równoważnie - jak gdyby oni i tylko oni pozostawali w jakiejś absolutnej relacji do
świata. To, co oni nazywają „związkiem przyczynowym", jest rzeczywistym związkiem
przyczynowym, i oczywiście istnieje jakoś w tym ich przypadku pewna wyróżniona relacja
korespondencji między tym wyrażeniem a pewną określoną relacją. Jak to możliwe? - oto jest
pytanie.

Podobne dokumenty