Untitled

Transkrypt

Untitled
Pozwól, że ci opowiem …
Dziś będziesz moim przyjacielem. Przez te parę minut dowiesz się o mnie więcej, niż wszyscy, których
znam osobiście. Pozwól mi się wyżalid i nie przerywaj. Przy takich rozmowach potrzebuję spokoju.
Mieszkam na obrzeżach całkiem sporego miasta. Teraz jest tu naprawdę dużo domów, ale kiedy się
wprowadzaliśmy było to istne pustkowie. Trochę piasku tu i tam, lasek na południe od naszego
lokum. W naszej okolicy był tylko jeden domek. Pastelowo żółty z wysokim żywopłotem i ozdobną
furtką. Właściwie dziwna historia z tym poznaniem się z sąsiadami. Otóż, pewnego dnia wpadli z
wielkim przerażeniem i wrzaskiem do naszego spokojnego mieszkanka. Przyczyną całego zamieszania
było to, że siedząc sobie na swoim tarasie paostwo Marczykowie spostrzegli dym wydobywający się z
naszej kuchni i przybiegli ratowad nas przed rychłą śmiercią w językach ognia. No tak, skąd mogli
wiedzied, że moja mama nie jest wybitną kucharką, a kurczak w temperaturze 250 stopni w koocu
zacznie się dymid. A skoro przyszli w tak szczytnym celu jak ratowanie naszego życia, rodzice nie
omieszkali zaprosid ich na słodki poczęstunek. A potem na następne ciasto... I następne... A potem
ciasto u nich... Przy tej wizycie okazało się, że mają córkę w moim wieku. Drobną, rudą i łobuzerską.
Na czasy dziecięce ta szalona dziewczyna stała się moim kumplem do łażenia po drzewach, łapania
robaków, zabawy w wojnę i innych typowo chłopięcych rozrywek. Rozumiała mnie jak nikt inny, nie
była jedną z tych lalusiowatych dziewczynek, które tylko by śluby brały, dzieci wychowywały i nie
wiadomo co jeszcze. Z czasem, taka kolej rzeczy, wydorośleliśmy. Nie przeszkodziło nam to jednak w
utrzymywaniu tak samo dobrych kontaktów jak kiedyś. Ona pomagała mi wybierad prezenty
najbliższym, a ja doradzałem czego jeszcze dodad do ciasta. Och, jej ciasta... Zresztą, nie tylko ciasta.
Wszystkie pierogi, gulasze, wypieki i desery, które wyszły spod jej ręki wprost rozpływały się w ustach.
Właściwie to czego by się nie dotknęła zawsze wychodziło jej wspaniale. Uszyd sukienkę dla kuzynki?
Proszę bardzo. Zrobid plakat na zawody sportowe? Oczywiście. Zająd drugie miejsce w tych
zawodach? Dlaczego nie? A że wszystkiego w życiu musiała spróbowad, zacząłem otrzymywad różne
pluszowe króliki, kotki z masy solnej, liski rzeźbione w drewnie i o wiele, wiele więcej rzeczy, których
nie była w stanie pomieścid w swoim pokoju. Swoją drogą, muszę przyznad, że bardzo lubiłem ten cały
zwierzyniec. Był jej częścią w moim domu. Zawsze mogłem popatrzed na liska i przypomnied sobie jej
roześmianą buzię. Sam nie wiem, kiedy zacząłem czud do niej coś więcej. Żyrafki także nie znały
odpowiedzi na to pytanie. Wolałem się jej do tego nie przyznawad. Nie chciałem jej spłoszyd.
Wyznaczyłem wyraźną linię oddzielającą miłośd od przyjaźni. Nie całowałem w policzek na
pożegnanie, nie chwytałem za dłoo, gdy gdzieś razem szliśmy, nie obejmowałem bez okazji.
Pewnego dnia, zupełnie niespodziewanie zostaliśmy parą. Od słowa, do słowa jakoś doszliśmy do
tego, że mamy się ku sobie. Nawet nie wiesz, jak bardzo byłem szczęśliwy. Nareszcie mogłem
bezkarnie przytulad ją sobie, brad na kolana, spacerowad pod rękę. Od kiedy zaczęliśmy ze sobą byd,
zwiększył się przyrost naturalny moich zwierzątek. Pandy miały już wielopokoleniową rodzinkę, wilk
zapoznał się z pewną atrakcyjną wilczycą, a rodzina żyrafek powiększyła się o małe żyrafiątko.
Mógłbym tak wymieniad w nieskooczonośd o wzajemnych stosunkach moich małych zwierzątek, ale
to pewnie niesamowicie by Cię znudziło. W koocu, kiedy przestały się mieścid na
parapecie, kupiłem na targu wielką półkę i ustawiłem w moim pokoju, nazywając „Zwierzakową
półką". Możesz pomyśled, że to dziwne, żeby taki facet jak ja trzymał w pokoju setki małych
zwierzaczków. Jednak miały i mają dla mnie wielką wartośd. Z każdą figurką jest związana osobna
historia. Przykładowo wiewiórkę dostałem po spacerze, kiedy to obserwowaliśmy te skoczne
rudzielce. O, albo leniwiec. Podarowała mi go po tym, jak nie mogła mnie wyciągnąd do kina, a nie
byłem niczym zajęty. Naprawdę wspaniała dziewczyna... Dasz mi chwilę przerwy? Zaschło mi w
gardle. Już lepiej. Wspominałem, że naprawdę lubię herbatę? Och, przepraszam, zboczyliśmy z
tematu. Tak więc... Oficjalnie parą staliśmy się w drugiej klasie liceum. Nasi rodzice byli bardzo
zadowoleni z takiego rozwoju sytuacji. Dobrze nas znali i nie bali się, że popełnimy jakieś głupstwo.
Mieli do nas wielkie zaufanie, którego nigdy nie zawiedliśmy. Nie pozwoliłbym, żeby stała się Jej
krzywda przez moje nierozważne decyzje. W szkole byliśmy postrzegani jako „papużki nierozłączki".
Szkoda, że nie chodziliśmy do jednej klasy, bo wtedy... Och, zapomniałbym ci powiedzied. Była ode
mnie o rok młodsza. Właściwie rok to prawie nic, raptem 365 dni, więc Jej wiek nie robił mi większej
różnicy. W sumie miało to swoje plusy. Była raczej humanistką i przedmioty ścisłe sprawiały Jej lekkie
problemy. W takich chwilach zawsze mogłem wykazad się bystrym umysłem i znajomością
zeszłorocznego materiału, edukując ją w zakresie całek i algorytmów. Oczywiście nie za darmo. Drogo
sobie liczyłem, bo ponad jednego zwierzaczka wykonanego techniką dowolną oraz pół blachy
wybranego przeze mnie ciasta. Opłacały mi się te korepetycje. Pomimo dużej ilości nauki, nie
oddaliliśmy się od siebie znacząco. Staraliśmy się spędzad ze sobą jak najwięcej czasu. Chod ona
zmieniła się odrobinę. Nie była już tak wariacka i energiczna jak kiedyś. Myślałem, że wyrosła już z
tych szalonych zabaw.
Przed wakacjami, kiedy ona kooczyła drugą klasę, spotkaliśmy się. Tak jak zawsze, spacerowaliśmy
rozmawiając. To był piątek. Wieczorem miałem jechad z rodziną do mojego wuja i wrócid dopiero w
niedzielę nocą. Pojechałem. A gdy wróciłem Jej już nie było. Nie było Jej rodziców. Nie było mebli w
Jej domu. Nie było Jej roweru opartego o ogrodzenie. Nie docierało do mnie, co się stało. Ta cała
sytuacja była tak abstrakcyjna. Jak ktoś kto jest przy tobie od kilkunastu lat może nagle zniknąd? Nie
zostawiając po sobie zupełnie nic, żadnej wiadomości, wytłumaczenia. Moi rodzice byli równie
zszokowani jak ja. Wróciliśmy do naszego domu w milczeniu. Nikt nie wiedział, co się stało. Wszedłem
do swojego pokoju. Mój wzrok zatrzymał się na półce ze zwierzyocem. Wtedy zacząłem płakad. Co z
tego, że mężczyźni nie powinni płakad? Straciłem tak ważną dla mnie osobę i nie wiedziałem nawet,
co się z nią dzieje. Toteż płakałem. Płakałem i płakałem. A gdy moje łzy już wyschły, przypomniałem
sobie, że nie mam ani jednego jej zdjęcia. Żadnego, kompletnie żadnego. To Ona miała nasze zdjęcia.
Zawsze mówiła, że kiedy zapełni album, to mi go da. Ale nie zapełniła. Więc znów płakałem. Z bólu,
bezsilności i strachu. Strachu, że zapomnę. Zapomnę o jej jasnozielonych oczach, o małych ustach i
rudych włosach. Nie będę pamiętał o tym, jak delikatne były Jej dłonie, jak uroczo marszczyła nos, jak
szybko wybiegała z domu, gdy szliśmy na spacer. Płakałem długie tygodnie od kiedy ją straciłem.
Zacząłem studiowad. Czas nie goił ran, tylko serce przyzwyczajało się do bólu...
Na pierwszym roku studiów dostałem list. Nie rachunek, nie reklamę poduszek z owczej wełny, a list.
Prawdziwy, elegancki, biały list. Piórem na dobrej jakości papeterii starannie były wykaligrafowane
litery i cyfry, które zlewały się słowa, tworząc dziwne zdania. Jakiś adres. Holenderski adres. Przyjedź,
proszę. Do listu dołączone pieniądze na bilet samolotowy. Do
Holandii. Moja Ukochana była w Holandii. Nie mogłem już dłużej czekad. Jeszcze tego samego dnia
spakowałem się, pożegnałem z rodzicami i pognałem na lotnisko. Podróż dłużyła się niemiłosiernie.
Jednak w koocu tam byłem. Jak to dobrze, że potrafię się porozumied z ludźmi po angielsku.
Taksówkarz zawiózł mnie pod podany adres. Było to na wsi, nie tak daleko lotniska. Budynek okazał
się byd, niestety, prywatną kliniką. Na miękkich nogach przekroczyłem próg tego gmachu. Włosy na
karku stanęły mi dęba od atmosfery zimna i sterylności. Czułem się jak w jakimś strasznym śnie. Na
korytarzu stali Jej rodzice. Zmartwieni jak nigdy. Poszarzeli ostatnimi czasy. Matka była bez makijażu,
stała tam w rozciągniętym swetrze, obejmując się rękami w pasie. Ojciec całkowicie posiwiał, schudł,
a już wcześniej był szczupły. Nie wyglądali jak ludzie. Bardziej jak resztki ludzi. Ale gdzie jest Ona?
Gdzie jest? Na mój widok Rodzicielka popłakała się. Nieporadnie zaczęła coś tłumaczyd, jednak nie
mogłem nic zrozumied. Dopiero Ojciec opowiedział mi, co się dzieje. Słowa dochodziły do mnie jak w
zwolnionym tempie. Nie chciała, żebym wiedział. Chora. Przeszczep. Bez szans. Najwyżej tydzieo.
Chciała mnie zobaczyd. Ostatni raz. Dopiero, kiedy ją zobaczyłem... To nie Ona. Częśd Jej już dawno
umarła. Podkrążone oczy, blada skóra. Na głowie szara chusta. Nie miała już włosów, o które tak
dbała. Nie szła. Jechała na wózku, podłączona do kroplówki. Pielęgniarka przesadziła ją na łóżko. Nie
wiedziałem, co mówid. Patrzyłem tak na nią i milczałem. Wiedziałem już, co się stało. Nie chciałem
tłumaczeo. Teraz trzeba tylko byd przy niej. Odprowadzid ją na koniec Jej drogi. Byłem przy niej do
ostatniej chwili. Gdy krzyczała z bólu, bo leki przestawały działad, gdy płakała, że mnie skrzywdziła.
Jakąś godzinę przed Tym Zdarzeniem, wcisnęła mi do ręki małego pluszowego kotka. Uśmiechnęła się
już ostatni raz. Potem siedziałem obok niej. Z każdą chwilą ulatywało z Niej życie. Krótki oddech.
Aparatura podłączona do jej ciała zaczęła gwałtownie piszczed. To był koniec. Dalej już tylko łzy,
pogrzeb i staranie się wrócid do normalnego życia.
Nigdy nie przestanę Jej kochad. Zawsze będę pamiętad Ją roześmianą i pełną życia. Taka była. Tak Ją
zapamiętałem. Nie mam Jej nic za złe. Chod odeszła bez słowa i zraniła mnie tym bardziej niż gdybym
wiedział o chorobie, to nie mam prawa jej winid. Chciała dobrze. Wiem to. Wszyscy staramy się
poradzid sobie z bólem. Ja, Jej rodzice i moi. Nie jest to łatwe, ale tego by chciała. Żebyśmy byli
szczęśliwi bez niej. Żebyśmy nie cierpieli, bo ona już nie wróci. Dlatego co wieczór przeglądam
wszystkie maskotki, które od Niej dostałem i przypominam sobie dobre chwile. Nie płaczę już. Nie
myśl, że przestało boled. Nigdy nie przestanie. Tego kotka noszę zawsze przy sobie. Jest przepiękny,
nie sądzisz? Ma jej oczy... Ach, zaraz spóźnię się na pociąg. Dziękuję, że mnie wysłuchałeś. Spotkajmy
się jeszcze kiedyś. Może następnym razem Ty opowiesz mi o swoim życiu?
Maja Rabizo
Kl. Ia