Polonez w Monte Carlo

Transkrypt

Polonez w Monte Carlo
1 Polonez w Monte Carlo Ze specjalnym podziękowaniem dla Ireny i Michela zobacz zdjęcia ‐ autor Tyberiusz Rajs Jechaliśmy na lotnisko Schonefeld w Berlinie w dwa samochody. Lał deszcz i i w tumanach pyłu wodnego chwilami wydawało mi się że widzę charakterystyczny tył wyścigowej polonii Piotra Zaleskiego. Dejavu. Ostatni raz ścigaliśmy się ze sobą na zalanym deszczem torze Kielce 25 lat temu. Teraz mamy współpracować. Czeka nas start do RMCh . To pierwszy dla Piotra, dla mnie czwarty, a jednocześnie też pierwszy jako pilota. Polonez, którym startujemy jedzie do Monte na lawecie. Muszę przyznać że zaledwie kilka razy w życiu miałem kontakt z Polonezem; obowiązkowo na studniówce, kilkakrotnie na biesiadnym stole. Teraz jednak spotkałem to błękitno krwiste wyczynowe auto. To jakby miłość od pierwszego wejrzenia o którą Piotr byłby zazdrosny. Budowa auta trwała dwa lata. Była oparta na całej dostępnej dokumentacji z byłego OBRSO. Udało się zgromadzić wiele oryginalnych części i olbrzymim nakładem pracy stworzyć auto dopracowane w szczegółach jak statek kosmiczny. To zasługa Piotra i całego zespołu mechaników, choć bardziej tu pasuje słowo „artystów” lub ”twórców”. Sam rajd nie zmienił się wiele od czasu mojego ostatniego startu Syreną. Podniesiono jedynie wiek samochodów do 1979 roku i zdecydowano o kolejności startu według numerów startowych przez cały czas rajdu a nie według uzyskanych miejsc. Monaco było tak samo słoneczne i ciepłe. Po ulicach kręciły się stada Ferrari i Rollsów w ilościach podobnych do skuterów w innych miastach Europy. Etape de Concentration 1 lutego o 2000 rozpoczął się start do pierwszego etapu. Naszym celem jest Valence odległa w prostej linii od Monte o 350 km, ale dla nas to ponad 850. Organizator poprowadził trasę wszelkimi możliwymi objazdami, unikając dużych miast. Ma to trwać ponad 16 godzin. Nie jest łatwo jechać rajdowo wyposażonym samochodem tak długo. Wszystkie elementy dające bezpieczeństwo jak fotele i pasy po kilku godzinach staja się gabinetem tortur. No i hałas. W ostatniej chwili dostaliśmy słuchawki z intercomem. Bez tego nie można się w Polonezie usłyszeć.. Zaczyna padać deszcz przechodzący w ulewę. Chwilami robi się z tego śnieżyca, bo temperatura oscyluje koło 2‐3 stopni. Po drodze mamy do zaliczania jedynie punkty kontroli przejazdu i czasu, nie jest to trudne o ile nie pogubi się w plątaninie francuskich dróg lub nie ma problemów technicznych. Podobnie jak większość zawodników jedziemy wspólnie, a właściwie za autem serwisowym, którego załoga dba abyśmy zawsze mieli paliwo i nie zabłądzili. PKC w Sisteron osiągamy sporo przed czasem. Chwilami widujemy się z innym polskimi załogami, wszyscy jadą dalej choć maluch Lubiaka ma problemy techniczne i pierwsze spóźnienia. Nad ranem omijamy Avignon znany dzięki „duetowi” Tuwim‐ Demarczyk. PKC w Ales. Kawa i rogalik zafundowany przez organizatora. Pomału wszystkich dopada senność. Robi się jasno a my jedziemy dalej. Niedaleko przed meta etapu zaplanowaliśmy serwis. Organizator zmienia jednak trasę wjazdu na ostatni PKC i nie możemy nic poradzić. Snujemy się przez ponad pół godziny przez które można by zrobić wszystko w aucie. Samochody zostają na noc w parc gardienne a my jedziemy do hotelu. 2 Etape de Classement Zaraz po starcie musimy zatrzymać się na serwis. Tankowanie i ogólny przegląd trwa 10 minut‐to pełen profesjonalizm. Jedziemy. Pogoda piękna. Mamy dziś w programie 4 ZR czyli odcinki specjalne do jazdy na regularność. Rola pilota na tych fragmentach polega na pilnowaniu mapy i przeliczaniu szybkości przeciętnej podanej na starcie etapu. Szybkość ta powinna być utrzymana na całym odcinku, o co dbają tajne punkty kontroli. Jedna dziesiąta sekundy to punkt karny. Szybkości oscylują od 40 do 49 km/h. Wcale nie jest to proste, dochodzi do tego że na niektórych odcinkach nikomu nie daje się uzyskać tak małej z pozoru przeciętnej. ZR1 z St.Pierreville (28km)zaliczamy na 176 miejscu mając 329 punktów. Zwycięzca ma ich 34. Widzę że mamy problem, ale z racji braku dostępu do wyników publikowanych na bieżąco internecie, nie wiem czy jedziemy za wolno czy za szybko. Okazuje się że metoda sprawdzająca się nieźle dwa lata temu, teraz jest już passe. ZR2, słynne Burzet(37km), pojawia się trochę śniegu zwiewanego na drogę z poboczy. Nic nie wskazuje na konieczność jazdy na kolcowanych oponach, które chcemy jak najdłużej ocalić od zużycia. Na mecie jest kiepsko‐ 218 miejsce. Po błyskawicznym serwisie przed PKC w St. Agreve trzeci ZR, pętla wokół St. Bonnet(22km).Zajmujemy 241 miejsce. Ale to nie my jedziemy gorzej, to inni zawodnicy rewelacyjnie. Paisse na Porsche 914 otrzymuje 3 punkty. Na odcinku 22 km był za szybki o trzy dziesiąte sekundy! Niestety, widzimy że nie da się zakończyć tego etapu w pierwszej setce, na co liczyłem. ZR4 Lalouvesc(21km) Wydawało się, że nie może być gorzej. A jednak… Na jednym ze skrzyżowań za późno dyktuję Piotrowi i skręcamy w niewłaściwą drogę. Oczywiście nie ma gdzie zawrócić. Szalonym pościgiem doganiamy parę samochodów. Do mety zabrakło paru minut. 269 miejsce nie budzi zachwytu. Po przegrupowaniu i mecie w Valence jedziemy do hotelu. Teraz już wiemy że nasze przeciętne były za wolne. Można z tego wysnuć wnioski na następny dzień. Jestem pewny że będzie lepiej. Jak wypadli nasi? Walentowicze 103 miejsce, Postawka/Obrocki 128, Jaskłowski/Dąbrowski 202, Lubiak/Zaleski 242. Etape Commune 1ere Partie Valence‐ Briancon Od rana leje deszcz. Mamy na dziś dojazd do Briancon. 4 odcinki i wyścig na torze lodowym Serre Chevalier. Temperatura mocno w plusie. Nie zmieniamy opon. Kolega z polskiego zespołu przekonuje nas że dostał wiadomość że nigdzie nie ma śniegu. Robimy błąd taktyczny i nie wysyłamy szpiega na trasę przed nami. Oba auta serwisowe jadą okrężną drogą do Mens gdzie przewidujemy serwis. Dojeżdżając na 5 ZR, St Jean an Royans, widzimy zaspy. Śniegu dookoła mnóstwo. Piotr robi co może aby utrzymać Poloneza na drodze. Niestety na jednym z zakrętów wypadamy z trasy. Niezły huk i nieomal wpadamy w grupę kibiców. Auto zostaje na kamieniach. Wyskakujemy, silnik i zawieszenie ocalało, rozbite tylko reflektory i pogięta osłona miski olejowej która teraz oderwana z przodu zgarnęła by do komory silnika cały śnieg z drogi. Wpada mi ręce linka holownicza, wspólnie podciągamy miskę i wiążemy ją do zapięć maski. Kibice przynoszą kawałki reflektorów. Ile to trwało? 15 minut? Ważne że jedziemy dalej. Jedziemy to duże słowo‐ snujemy się, pod górę koła ledwie łapią przyczepność. Próbuje dzwonić do serwisu ale nie ma zasięgu. Chcemy jak najszybciej zmienić opony na kolcowane. Następny ZR, les Nonieres. Też dużo śniegu. Majestatycznie wspinamy się na przełęcz Menee. Przepuszczamy jadącą szybciej na kolcach Alpine Renault i utykamy w zaspie. Przydała się łopata. Wydaję się, że to tylko metr czy dwa, ale śnieg każdorazowo znosi nas do niesympatycznie wyglądającej przepaści. Bariery oczywiście brak. Machamy łopatą jak górnicy chcący uzyskać 350% normy. Wreszcie auto rusza a ja biegnę za nim, bo sądzimy że jak się zatrzyma to zabawa zacznie się 3 od początku. Jedziemy dalej. Wreszcie Mens. Błyskawiczny serwis i jedziemy na PKC. Dwie minuty spóźnienia. ZR7 jest krótki‐ 12 km. Teraz kiedy mamy założone kolcowane opony to oczywiście śniegu jest mało. Na starcie dostajemy wiadomość że następny ZR został odwołany. Zaspy. Mamy jechać prosto Briancon i dalej na próbę na torze lodowym. W dalszym ciągu to chyba nie nasz dzień. Do dziś nie wiem dlaczego sędziowie nie zaliczyli nam tego odcinka. Przejechaliśmy go przykładnie od startu do mety. Właściwie nie można było pomylić trasy, czy jechać na skróty. Coś podobnego zdarzyło się w ubiegłym roku Walentowiczom na Alfie. Niestety od takiej decyzji trudno się odwołać. Po pierwsze nikt nie mówi w żadnym innym języku niż francuski a ponadto sędzia zawsze ma rację. Mamy jeszcze do przejechania 170 km. Powoli adrenalina opada i przychodzi senność i zmęczenie. Wyścig na torze lodowym nie zalicza się do rajdu. Piotr prowadzi jakby wychował się na torach w Finlandii. Uzyskujemy jeden z najszybszych czasów i wreszcie satysfakcję. W hotelu pijemy szampana z okazji urodzin Tyberiusza. Za oknem zima, parę stopni mrozu. Herbata zamówiona do szampana budzi zdziwienie i zgrozę kelnerki. Wyniki Walentowicze‐ 171 miejsce, Jaskłowski/Dąbrowski 175, Postawka/Obrocki 224, Lubiak/Zaleski 247 i my 278. Nasz przejazd na torze lodowym daje nam 136 miejsce. Dla organizatora to zdecydowanie za szybko…. Etape Commune 2eme Partie Brianco‐ Monaco Mimo sporego mrozu nie mamy problemów z odpaleniem auta. Brianson to ośrodek narciarski, śnieg wpisany w cenę pobytu. Rano zapadła decyzja. Dość już tego wożenia się i pecha. Jedziemy na całego tak jak na prawdziwym rajdzie. Pierwszy odcinek, ZR10, został skrócony o połowę . Lawina. Piotr jedzie jak w transie. Wszystkie patelnie jedziemy ślizgami. To wywołuje euforię widzów którzy tłumnie stoją przy trasie. Ale jazda jest nie tylko efektowna, jest także efektywna, wyprzedzamy kilka aut startujących przed nami. Tu już nikt nie ma czasu na kalkulację, jedzie się na całego.Za nami zostaje wielokrotny zwycięzca RMCh Monty Karlan. ZR11, Puget Theniers ma 37km. Jesteśmy już niedaleko lazurowego wybrzeża więc drogi suche i robi się ciepło, dalej jedziemy szybko. To nie jest łatwe bez opisu trasy i szczątkowym ruchu lokalnych samochodów. Przekonał się o tym Mikelsons‐
Litwin jadący Jaguarem XK140. Czołowe zderzenie na ciętym zakręcie całe szczęście nie skończyło się tragicznie. Zbliżamy się do rzeki Var i wzdłuż niej jedziemy do autostrady A8. W Eze przegrupowanie i krótki skok na Bulwar w Monte Carlo. Po drodze robimy serwis, później w parc gardienne nic nie można zrobić. W Eze czeka na nas Pan Constantin Kulikowski z Konsulatu RP w Monaco, który pomagał Piotrowi w załatwianiu formalności związanych ze startem. Miło że czekał na nas i odprowadził do Monte. Mamy wolne do wieczora. Organizator lokuje nas w najdroższych hotelach. Nam przypada de Paris. Przypominam sobie scenki z Bonda. Tu właśnie wysiadał ze swojego Astona idąc do kasyna będącego naprzeciw. Zamykamy poranne ściganie; Walentowicze 144, Jaskłowski 155, Postawka 204 i Lubiak 225. Etape finale Monaco‐ Monaco Ostatni etap zwany powszechnie Col de Turini to zabawa dla dorosłych. Niesamowicie kręte drogi w większości bez barier i różnice wysokości jak w czasie akrobacji samolotem. Do tego noc. 250 kilometrów w pięć godzin po tych drogach męczy jak przebiegnięcie maratonu. I do tego plątanina dróg i skrzyżowań. Często bywają tu mgły, oblodzenie. O śniegu nie wspomnę. Startujemy z rozświetlonego bulwaru, gwaru tłumu i błysku fleszy. Przepychając się przez miasto w kierunku autostrady i dalej przełęczy Castilion, nasz świat jakby maleje kurcząc się do fragmentu oświetlonego 4 reflektorami. Można powiedzieć walczymy z czasem i przestrzenią jednocześnie. ZR 12 Col de Brus. 34 kilometry. Startujemy 30 sekund za Porsche 914/6, jednym z faworytów tego rajdu, który tak doskonale spisał się na lodowym wyścigu w Serre Chevalier. Droga składa się z tysiąca zakrętów w większości po śniegu i lodzie. Wyprzedzamy kilkanaście samochodów a tuż przed metą bardzo szybkie Porsche. Z wyliczeń wynika , że to najkrótszy czas przejazdu tego odcinka spośród wszystkich startujących aut. Teraz kilkadziesiąt kilometrów normalnej drogi, serwis i następny ZR. Polonez zachwyca swa niezawodnością. Nic się nie dzieje. To zasługa setek godzin spędzonych na przygotowaniach do startu. Tankujemy paliwo i w drogę. ZR 13 Villars sur Var. Ślisko i pod górę. Na poboczach coraz więcej śniegu i coraz więcej porozbijanych aut, całe szczęście niegroźnie. Przed nami ostatni odcinek w rajdzie. La Bollene‐ Sospel‐ 27 kilometrów. To już po północy a mijanych miasteczkach tłumy. Rozpalone ogniska, pochodnie. To ich święto. My jesteśmy gladiatorami walczącymi ze sobą na ich arenie. To niesamowite, ale czuje się nieomal energię i radość kibiców, będących niekiedy zbyt blisko. Teraz jedziemy tylko dla nich i siebie. Nie ma już punktacji, liczenia i spekulowania. Rajd w czystej formie. Wszystko złe i dobre kończy się. Docieramy do Sospel. Zjeżdżamy w dół gdzie przed autostradą przejmuje nas samochód serwisowy doprowadzając do Monte. Na bulwarach cisza przerywana coraz to warkotem kolejnego auta. O północy, dwie godziny temu, skończył się karnawał. Teraz Środa Popielcowa i Post. W południe ogłoszenie wyników. Walentowicz/Walentowicz‐ 95 miejsce, Jaskłowski /Dąbrowski‐ 156, Lubiak/Zaleski 202, Postawka/ Obrocki 212. My zajmujemy 232 miejsce mając z tego tak dużo radości i przygody jak nigdy w życiu. XXI Rajd MCh wygrywa w stylu ataku na Francję w 1940 roku ekipa niemiecka. Trzy pierwsze miejsca i to na niemieckich samochodach. To się nazywa Blitzkrieg! Polonez z ekipą odjeżdża do Polski a my jeszcze dzień spędzamy w stolicy hazardu. Każdy rajd Monte Carlo jest inny. Tak jak każde podejście do ruletki w osławionym kasynie. Może nie mieliśmy szczęścia ale per saldo wygraliśmy. Ten entuzjazm kibiców w Moulinet i Serre‐Chevalier były tego warte. Załoga Piotr Zaleski Tomasz Osterloff Ekipa Tomasz Myszkier, Leszek Orzechowski, Tyberiusz Rajs, Michał Szczepanek, Piotr Szymichowski , Christian Zaleski 

Podobne dokumenty