Dodatkowe teksty
Transkrypt
Dodatkowe teksty
Dzień 7. Priorytety Ula: Moja lista oczekiwań i wymagań od mojego potencjalnego przyszłego męża na początku była straaaaasznie długa. Musi być wierzący, rodzinny, lubić dzieci, musi uprawiać sport, być elokwentny, koniecznie po studiach, musi być przystojny, pracowity, zaradny - złota rączka, musi mieć swoje zdanie, być otwarty na nowości, lubić ryzykować, ale jednocześnie być odpowiedzialny, musi…. bla bla bla bla bla. Kiedy zorientowałam się, że chyba takiego nie spotkam, całą tą listę uporządkowałam wyznaczając priorytety. Czyli stworzyłam swego rodzaju hierarchię pożądanych przeze mnie cech. I podkreśliłam pod punktem 3. Kiedy kogoś poznawałam, skupiałam się już tylko na ocenie tego, co dla mnie samej było najważniejsze. Na całą resztę przymykałam oko. Oczywiście postawienie kreski tak wysoko nie gwarantuje, że osoba, która spełni te 3 pierwsze oczekiwania, będzie się nadawała na życiowego partnera. Ale jakże poszerza się krąg potencjalnych kandydatów na których w ogóle zwracamy uwagę… facebook.com/WIO.PR wio.org.pl REKOLEKCJE W MIEŚCIE: OD ZWIĄZKÓW ZŁEJ JAKOŚCI DO ZWIĄZKU MARZEŃ TYDZIEŃ 6 Jak wejść w związek? - teksty dodatkowe Dzień 1. Słuchaj zamiast mówić Ula: Na pierwszej randce dominuje taka pokusa, by zaprezentować się jak najlepiej. By wykazać się swoim wdziękiem, urokiem, błyskotliwością, elokwencją, szerokimi horyzontami. W związku z tym mówimy, mówimy, mówimy. I ta druga osoba nie ma już ochoty na kolejną randkę. Przecież nie od dziś wiadomo, że ludzie uwielbiają, kiedy się ich słucha. Tak jak i Ty, ludzie uwielbiają o sobie opowiadać. Uwielbiają tych, którzy są dobrymi, zaangażowanymi słuchaczami. Jeżeli więc zależy Ci na tym, by kogoś znaleźć, spróbuj raczej słuchać, dopytywać, ciekawić się tą drugą osobą, niż reklamować wszystkie swoje najlepsze strony. To działa. Na pierwszej randce z moim obecnym mężem zastosowałam tą zasadę. Raz kozie śmierć: może stwierdzi, że jestem nudna, ale przynajmniej ja dowiem się, co to za człowiek. Pozwoliłam sobie na słuchanie. Po dwóch godzinach jeszcze błyskotliwie zbiłam spodeczek w kawiarni, że niby tak się zasłuchałam, że zupełnie straciłam rachubę czasu. Haczyk chwycił :) Dzień 2. Kompleksy Łukasz: Podobno istnieje coś takiego, jak kompleksy. To znaczy, że uważam, że czegoś mi brakuje i że jestem niewystarczająco piękna/przystojny, żeby komuś się podobać. Wierzysz w to jeszcze ? Ja, obserwując super związki dookoła mnie, jestem nieustannie zadziwiony, jak „taka” dziewczyna/„taki” chłopak mógł się komukolwiek podobać? Czy Ty też masz podobne wątpliwości, patrząc na związki dookoła? Ja już nie. Jestem przekonany, że każdy z nas podoba się niezerowej liczbie osób przeciwnej płci. Wiele razy rozmawiałem z kolegami i zawsze przekonywałem się, że gustów jest tyle, ilu ludzi. Że komuś podobają się małe … komuś innemu duże …, a komuś fikuśne … (w miejsce kropek wpisz dowolne słowo opisujące część ciała lub cechę charakteru). Ja też miałem kompleksy. Wynikały one stąd, że kiedyś startowałem do dziewczyn niedostępnych, u których, w szkolnych czasach, nie miałem szans. Dostawałem kosza i wydawało mi się, że wszystkie dziewczyny tak myślą. Czyli po prostu się bałem. Kompleks, moim zdaniem, tak naprawdę wynika ze strachu. Warto się ze swoim strachem zaprzyjaźnić i trochę go oswoić. Zaakceptować, że nie będę podobał/podobała się wszystkim, ale warto szukać takich osób, którym bardzo się podobam! Z całą pewnością takie osoby istnieją! Dzień 3. Test Łukasz: Jak przetestować, że to on, że to ona? Że związek rokuje na przyszłość? Na podstawie własnych doświadczeń chciałbym zaproponować metodę, która pozwoli odpowiedzieć na te pytania. Test składa się z dwóch części. Pytanie pierwsze to: czy on/ona mi się podoba? Trudno być w związku z kimś, kto budzi moją fizyczną niechęć. Druga część testu, w moim przypadku okazała się decydująca o tym, że zdecydowałem się na małżeństwo. Pytanie brzmi: czy po kryzysie, który przeszliśmy w związku, jest lepiej, czy gorzej? To pytanie składa się z kilku części, każda z nich jest ważna. Przede wszystkim mówi ono o tym, że w związkach są kryzysy. Jesteśmy różni i nie ma takiej możliwości, żeby dwie osoby na początku znajomości miały wszystkie ważne sprawy uzgodnione. Kłótnia, kryzys, to normalna rzecz. Pytanie jest: czy w trakcie kryzysu obydwie osoby wystarczająco się starały, aby dojść do porozumienia? Czy obie strony potrafiły się zmienić dla drugiej osoby? Czy obydwoje czują się wygrani, czują się bliżej ze sobą, czują że się bardziej porozumieli? Jeśli odpowiedź na powyższe pytanie brzmi: „tak”, to, moim zdaniem, jesteście na dobrej drodze do udanego związku! Dzień 4. Chęć poznania zamiast listy oczekiwań Martyna: Moja przyjaciółka, która od dłuższego czasu nosi w sobie ogromne i niespełnione pragnienie tworzenia związku i założenia rodziny, stwierdziła niedawno bardzo kategorycznym tonem: „Ja już ostatnio Panu Bogu powiedziałam, że ma mi dać wierzącego męża!". Jak na złość właśnie uparcie zaprasza ją na randki niewierzący chłopak. No i co z tym fantem zrobić? Ona chciałaby męskiego, zdecydowanego, silnego a zarazem opiekuńczego i szlachetnego rycerza o klacie jak ze stali, on piękną a przy tym inteligentną i zabawną długowłosą blondynkę o prawicowych poglądach. W życiu tak się nie dzieje - znajdziesz osoby, które będą Cię pociągały w mniejszym lub większym stopniu, ale jeśli masz w głowie listę pożądanych cech potencjalnego partnera, to lepiej pozbądź się jej jak najszybciej. Albo przynajmniej zapomnij o niej wybierając się na spotkanie z płcią przeciwną. Wiele lat temu, spotykając mojego obecnego męża czułam, że ogromnie brakuje mi w życiu przyjaciół. Kiedy go poznałam, miałam w sobie wielką radość - do tej pory pamiętam jak myślałam, że może on zechce zostać moim przyjacielem, że chciałabym go lepiej poznać. Tak naprawdę dopiero pierwszy pocałunek uświadomił mi, że jesteśmy dla siebie jednak kimś jeszcze więcej. Potem przez dobre dwa tygodnie wychodziłam z szoku, że to jednak on, że tak wygląda, że ma takie przekonania. A, i jak się poznaliśmy, to z Kościołem nie miał zbyt wiele wspólnego. Nigdy w życiu bym go sobie w ten sposób nie wymyśliła, a jednak do tej pory uważam, że ze wszystkich mężczyzn, których poznałam, nie mogłam chyba trafić lepiej. Spotykając się z kimś nie warto pielęgnować w głowie swoich oczekiwań i według nich oceniać tę drugą osobę. Nie ma sensu też kierować się presją, że to musi od razu być być ten jedyny/ta jedyna i na siłę wtłaczać kogoś w swój schemat. Warto natomiast nastawić się na to, że chcę tę osobę poznać, dowiedzieć się co jest dla niej ważne i czy jestem w stanie zbudować z nią jakąś relację. To nie musi być od razu miłość do grobowej deski, może zyskam przynajmniej dobrego kolegę, może przyjaciela, a może, może kogoś więcej? Dzień 5. Pokochaj siebie! Ania: Jakiś czas temu, działając w wolontariacie, poznałam Monikę. Monika była bardzo sympatyczną, a przy tym niesamowicie pracowitą i zorganizowaną osobą – studiowała dziennie, samodzielnie się utrzymywała pracując nocami (część zarobionych pieniędzy dawała jeszcze chorej mamie i młodszemu rodzeństwu), a przy tym wszystkim znajdowała czas i energię na naukę języka migowego oraz wolontariat. Bardzo dużo dawała z siebie ludziom dookoła. Jak dla mnie – bohaterstwo. Moje współlokatorki od razu ją polubiły i z przyjemnością ucinały sobie z nią pogawędkę, kiedy mnie odwiedzała. Niestety, nie każdy potrafił zrozumieć jej sposób bycia i poczucie humoru. Domyślam się, że często spotykała się z negatywnym odbiorem swojej osoby. Być może dlatego tak trudno było jej się docenić i w siebie uwierzyć. Wiecznie wydawało jej się, że to co robi nie jest dość dobre i ona sama też jest beznadziejna. Do tego stopnia, że nie była w stanie zrozumieć, że moje koleżanki rzeczywiście darzą ją sympatią, a nie są tylko uprzejme z grzeczności. Według mnie Monika nie potrafiła pokochać sama siebie. I nie kochając siebie, nikomu innemu też na to nie pozwalała. Próbowałam zawalczyć o to, żeby nasza znajomość przetrwała zakończenie projektu i, być może, przerodziła się w przyjaźń. Niestety poniosłam porażkę – Monika tego nie chciała, po prostu zerwała kontakt i uciekła... Ta historia dotyczy relacji koleżeńskiej, ale wydaje mi się, że bardzo podobnie może dziać się przy relacji damsko-męskiej. Dopóki nie zaakceptuje się siebie – nie pokocha się siebie, człowiek jest kompletnie zamknięty na relacje. W efekcie podejrzliwie i z nieufnością będzie patrzył na każdego, kto mu zaoferuje przyjaźń/miłość. Dzień 6. Kwadrans wyluzowania Ksenia: Stresowałam się przed randkami aż do momentu, kiedy zrozumiałam, że… ten ktoś też się stresuje. A w stresie to dokładnie jak w pewnej znanej reklamie - nie jesteś sobą. Oczywiście, dokonanie tego spektakularnego odkrycia nie sprawiło, że serce mi mniej waliło przed spotkaniem. Ale teraz już WIEDZIAŁAM, że i tak dostanę „herzklekotów”, więc nie ma co się tym przejmować. Trzeba tylko dać sobie czas, by się oswoić. I ta druga osoba też tego czasu potrzebuje. Dopiero po czasie, kiedy obydwoje poczujemy się bezpiecznie, odsłonimy to, kim naprawdę jesteśmy. I wtedy zacznie się prawdziwe spotkanie. Teraz każde nowe spotkanie zaczynam od „kwadransa wyluzowania”. Jest to kilka chwil dłuższych bądź krótszych - kiedy zarówno ja jak i ten drugi ktoś mamy pełne prawo się stresować, spinać i ogólnie zachowywać się dziwnie. Czasem specjalnie wtedy robię coś głupiego na rozluźnienie atmosfery. Ale raczej zakładam, że taki kwadrans nam się należy. A dalej… Tylko lepiej.