Aczkolwiek 8 - Gimnazjum nr 4 im. Józefa Piłsudskiego w Otwocku

Transkrypt

Aczkolwiek 8 - Gimnazjum nr 4 im. Józefa Piłsudskiego w Otwocku
• Aczkolwiek • Str. 1 •
W NUMERZE
Wstęp______________________________str.1
Udzielamy się na zewnątrz
O wymianie- kontynuacja______________str.2
III oddział, łącznik i bojowe mohery______str.3
O internecie
Samobójstwo społeczne_______________str.6
Statystyki nie kłamią__________________str.7
Komunikatory________________________str.8
Czas to pieniądz______________________str.9
Gry komputerowe___________________str.10
Zakupy bez ograniczeń________________str.11
W „Czwórce”
Ślubowanie_________________________str.12
Wyróżnienie szkoły__________________str.13
Jesienne poruszenie
Warkoczyk_________________________str.14
Jesienna depresja____________________str.16
Palmirski zlot młodzieży_______________str.17
W naszych oczach
Tajemnica dwóch kół_________________str.18
Promyczek nadziei___________________str.19
Życie w ciszy________________________str.21
Twórczość
Moja wymarzona biblioteka___________str.23
Od czytelników______________________str.24
•
•
Krótkim wstępem
o listopadowym u numerze
Listopad już trwa, więc publikujemy Wam kolejny
numer naszej jedynej słusznej prasy „Aczkolwiek”. Ten
miesiąc zapowiada się wyjątkowo luźno- dwa długie
weekendy. Minął już 1. listopada, kiedy udaliśmy się
na groby bliskich, a zbliża się święto naszego
gimnazjum oraz Dzień Niepodległości. Ten numer
(drugi w tym roku, już ósmy podczas naszej
działalności) poświęciliśmy przed wszystkim tematowi
Internetu, jednakże jest także wiele innych artykułów
o bardzo różnorodnym charakterze, choćby komentarz
ślubowania czy kontynuacja artykułu o wymianie.
Zapraszamy do czytania!
Kamila Winnicka, kl. 2c
Podziękowania dla:
REDAKCJA
P. Konowrockiego, ks. Pawła i Dominiki
Gniadek za udzielenie wywiadów
•
Marysi Szydłowskiej, Karoliny Lis,
Weroniki Łukaszewicz, Zuzi
Warszawskiej, Oli Szczęsnej i Pawła
Chojnackiego za napisanie felietonów
Oli Mojsy i Justyny Rędzińskiej za ciekawe
artykuły
•
Anonima- autora wierszy
Redaktor naczelny: Kamila Winnicka
Redaktorzy: Kasia Karpińska, Weronika
Gałązka, Agata Zawadka, W. Redna, Marta
Konieczna, Kinga Konstantyn, Łukasz
Biernacki, Agent 001a
Opieka nad grupą: p. Dorota
Konstantynowicz
Korekta: p. Dorota Konstantynowicz
Skład i opieka techniczna: Kamila Winnicka
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 2 •
NIEMIECKIE FURTKI ORAZ POLSCY GOŚCIE,
CZYLI POLSKO- NIEMIECKA
WYMIANA ZAGRANICZNA
Wymiana. Dla każdego ucznia to wyprawa, dzięki której
może przełamać swoje bariery językowe, poznać nowych
ludzi oraz wyzbyć się rożnych stereotypów. Właśnie tak
było z nami. Nasza szkoła – Gimnazjum nr 4 imienia Józefa
Piłsudskiego w Otwocku po raz drugi miała możliwość
wzięcia udziału w wymianie zagranicznej z niemiecką
placówką Max-Planck-Realschule z Wuppertal.
Do samolotu -pierwszego dnia naszej wymianywsiadaliśmy zestresowani, niepewni tego, co nas czeka w
Niemczech. Po przyjeździe okazało się, że całkiem
niepotrzebnie. Szybko zaznajomiliśmy się z młodzieżą
niemiecką. Miło było słyszeć Niemców, którzy na powitanie
wołają „Siema!” i przybijają nam piątki. My z kolei mówimy
„TSCHÜS!”. Jest entuzjazm, dużo śmiechu, chęć
porozumienia- to najbardziej podobało nam się w tej
wymianie.
W czasie wyprawy mieliśmy okazję zwiedzić Wuppertal oraz samo centrum Kolonii.
Wuppertal. Miasto, które nas całkowicie zaskoczyło. Byliśmy przekonani, że wszystko co tam ujrzymy,
będzie takie… niemieckie. Nie przewidzieliśmy, że oznacza to „ciekawe”. Oto nasz pierwszy
przełamany otwocki stereotyp (bardzo prawdopodobne ze w żadnej innej części kraju on nie
istnieje). Wuppertal zadziwiło nas swoja urodą. Miasto położone jest w dolinie rzeki Wupper , więc
znajduje się tam sporo pagórków oraz dolin, a to nadaje temu miastu uroku. Ludzie- oprócz
tramwajów, pociągów i autobusów stosują tam jeszcze inny ciekawy środek transportu – tak zwany
Schwebebahn. Jest to linia kolei podwieszanej jeżdżąca po całym mieście jakieś 8 metrów nad
ziemią.
Kolejną ważną kwestią, o której muszę powiedzieć, są ludzie. Wszyscy bardzo życzliwi dla siebie
nawzajem oraz dla nas . Miałam okazję się o tym przekonać, pomagając mojej niemieckiej koleżance
rozdawać gazety. Na każde podwórko możesz wejść, bo furtki są otwarte. Wchodzisz, wkładasz
gazetę do Briefkasten (skrzynki na listy) i wychodzisz. Jeśli kogoś spotkasz, jegomość najczęściej
mówi do Ciebie –,, Cześć, Co u Ciebie ? Dzisiaj jesteś późno, ale nie szkodzi. Coś ciekawego w
gazecie?” A teraz przełóżmy powyższe sytuacje na takie, jakie miałyby miejsce w Otwocku (właściwie
w całej Polsce). Wchodzisz, chcesz włożyć gazetę do skrzynki na listy, ale nagle wychodzi facet, który
sypie swoim bogatym słownictwem i pyta dlaczego miałeś czelność wejść na jego podwórko, po
czym straszy Cię psem. Wszystko to z pewnością sprawdziłoby się, gdybyśmy my Polacy mieli otwarte
furtki, a skrzynki na listy znajdowałyby się przy drzwiach wejściowych. O drogach , parkach, całej
infrastrukturze miejskiej nie będę się rozpisywać , bo nie chcę załamywać nas, Polaków.
Miasto bardzo nam się podobało, tak samo jak zaplanowane przez Niemców zajęcia na czas wymiany.
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 3 •
Byliśmy w fabryce czekolady Linda , „łaziliśmy” po sklepach w Kolonii). Oglądaliśmy główne zabytki
Wuppertal oraz… mieliśmy okazję uczestniczyć w niemieckich lekcjach w ich szkole. Po każdym
zaplanowanym dniu zajęć , który kończył się około 15.00, mieliśmy czas wolny, który spędzaliśmy ze
swoimi niemieckimi kolegami. Nie zabrakło śmiesznej wymiany zdań, które zaczynają się po
niemiecku, a kończą po angielsku. Przełamaliśmy swoje bariery językowe , poznaliśmy fantastycznych
ludzi i możemy śmiało powiedzieć, że nie możemy się doczekać ich przyjazdu do nas, co będzie miało
miejsce już w maju. Dróg już nie zdążymy zbudować, ale damy radę podszlifować nasz niemiecki.
Chcemy także serdecznie podziękować Pani Ewie Grzybowskiej, dzięki której ta wymiana w ogóle
miała miejsce oraz chcemy wyrazić podziw dla naszych opiekunek – Pani Katarzyny Trzaskowskiej
oraz Pani Agnieszki Sikory za chęć przeżycia z nami tego czasu oraz za troskę i pomoc w czasie
wymiany.
Ola Mojsa, kl. 3d
………………………………………………………………………………………….…
Katolickie LO im. Bł. Ks. R. Archutowskiego w Warszawie i Oddział Warszawski Towarzystwa Opieki
nad Zabytkami zaprosiły młodzież szkół licealnych i gimnazjalnych Warszawy i okolic do udziału w III.
Grze Miejskiej „Powstańcze Ślady”, która upamiętniała 66. rocznicę zakończenia Powstania
Warszawskiego. Otwockie gimnazjum nr 4 po raz pierwszy- i ufam, że nie ostatni- uczestniczyło w
tym przedsięwzięciu. „Na przeszpiegi” wysłano skromną liczebnie, ale efektywną w działaniu grupę
naszych publicystów: Kingę Konstantyn, Martę Konieczną, Kasię Karpińską i Agatę Zawadkę, którym
towarzyszyła pisząca te słowa, Dorota Konstantynowicz.
III oddział, łącznik i bojowe mohery
8 października 2010 r., piątek. Uczniowie “Czwórki” męczą się… o przepraszam, wykorzystują
z radością ostatni dzień tygodnia, a my - wysłannicy Aczkolwiek, zamiast podzielić ich losy,
wybraliśmy się do Warszawy. Autobus, tramwaj, zmarznięte nosy
i jesteśmy obok
Powązek. Tam – otoczone (pięcioosobowa grupa całkowicie żeńska) rozgrzewającym tupaniem i
radosnymi okrzykami warszawskich gimnazjalistów - czekałyśmy. Po pewnym czasie pojawiła się
tajemnicza kobieta w mundurze i z wystającym spod beretu długim warkoczem. Zaczęło się…
Nasza niewielka, ale zwarta i gotowa do boju grupa, otrzymała zaszczytne miano “trzeciego
oddziału”. Dostałyśmy mapę, listę zadań i dwa znicze. Nasza trasa to Śródmieście i Stare Miasto.
Wtedy oficjalnie rozpoczęła się zabawa.
Najpierw szybkim marszem do tramwaju i czytanie pierwszego zadania. Musiałyśmy dotrzeć
w okolice Muzeum Archeologicznego. Tam czekały na nas zadania co najmniej niespodziewane.
Szukałyśmy pozostałości po dawnych torach, śladu po kuli, umiejscowionego w krawężniku, oraz - co
najciekawsze - ukrytego dla nas listu, w którym podano brakujące zadanie.
Kolejnym miejscem stało się Muzeum Niepodległości - punkt, który przysporzył nam
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 4 •
najwięcej problemów. Główną przyczyną była nasza orientacja w terenie. W żadnym wypadku nie
twierdzę, że zła- jedynie… niewystarczająca, co objawiało się manewrowaniem mapą na wszystkie
możliwe strony ☺ Później nastąpiło bieganie w podziemiach, lekkie zamieszanie i… jest muzeum! Co
prawda nieco dziwnie umiejscowione - jakby na środku ulicy. Oczywiście ten osobliwy fakt w żadnym
wypadku nas nie zraził. Radośnie wpadłyśmy do środka. Napisano, że musimy poszukać konkretnej
pani, która opowie nam trochę o tym budynku. Okazało się, że wskazana osoba nie miała pojęcia, że
została wyznaczona do tak ważnej misji! Mimo to, usłyszałyśmy bardzo ciekawą historię, gdyż
pracownica muzeum wykazała się otwartością i niezwykłą wiedzą.
Następnie skierowałyśmy się w stronę Placu Teatralnego. Na miejscu, musiałyśmy poszukać
dawnego Pałacu Blanki. Jak się okazało, nawet pracownicy sąsiadujących budynków nie mieli pojęcia,
gdzie on się znajduje.
Potem dalsza wędrówka przez Warszawę. W skrócie: Plac Piłsudskiego - Galeria Zachęta - ul.
Mazowiecka i kolejny istotny punkt: Plac Powstańców Warszawy. Tam czekała na nas prawdziwa
atrakcja - spotkanie z łącznikiem! Hasło: Wczoraj padał deszcz. Odezwa: A jutro będzie pogoda.
Oczywiście wypowiedzenie hasła należało do nas. Nagle zauważyłyśmy go! Jakby nie patrzeć, zielone
berety rzucają się w oczy. Co ciekawe, pan łącznik działał na zasadzie “pojawiam się i znikam” co
przysporzyło nam nieco kłopotu. Gdy tylko dobiegłyśmy do miejsca, gdzie stał - jego już nie było! Na
szczęście tylko chwilę. Zaraz wyłonił się zza jakiegoś samochodu. Radośnie podbiegłyśmy, po czym
nieco przestraszone wypowiedziałyśmy chórem hasło. W zamian otrzymałyśmy odezwę i uśmiech
łącznika, który następnie opowiedział nam historię budynku Prudential, czyli dawnego hotelu
Warszawa. Gdy nie miałyśmy już pytań, otrzymałyśmy kartkę z kolejnym zadaniem i ruszyłyśmy w
drogę.
Ulica Złota - najbardziej dramatyczna część naszej wyprawy… Pierwsze zadanie - dowiedzieć
się, jakie kino znajdowało się tam w czasie wojny i czym się odznaczyło w czasie Powstania. Drugie zrobić sondę uliczną i zapytać o to samo 20 osób. Gdy pierwsze poszło nam względnie gładko, drugie
było istną tragedią. Ufnie nastawione do świata, postanowiłyśmy pytać przechadzające się w
masowych ilościach starsze panie. Niestety, nie był to dobry pomysł. Staruszki nie wykazały
absolutnie żadnej chęci współpracy, z czego wyniknął tylko jeden wniosek: mohery wszędzie są takie
same (oczywiście z wyjątkami!)! Co ciekawe, okazało się, że chętniej pomagali nam ludzie młodsi, za
co jesteśmy im bardzo wdzięczne. Oni nigdzie się nie spieszyli, w przeciwieństwie do (prawie)
wszystkich napotkanych staruszek.
Nieco dobite traumatycznym wydarzeniem, zajęłyśmy się szukaniem kotwicy na dachu
jednego z budynków. Zawędrowałyśmy na Zielną 39, gdzie znajduje się budynek PAST. Zadowolone
ze znaleziska, napisałyśmy odpowiedzi na wszystkie pytania zawarte w zadaniu, po czym rozsiadłyśmy
się na schodach, co wzbudziło pewne zainteresowanie pana, który pilnował tego miejsca.
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 5 •
Na szczęście nie doszło do rękoczynów. Właściwie do niczego nie doszło, bo ochroniarz jedynie
spoglądał na nas zapobiegliwie.
Potem nadeszła kolej na kolejne wstrząsające
wydarzenie. Zostało nam ostatnie zadanie. Szczęśliwe,
wędrowałyśmy w stronę ulicy Brackiej, gdy okazało się, że
zaginęła kartka z treścią zadania. Z przerażeniem
przeszukałyśmy wszystkie torby i plecaki. Nigdzie jej nie
było. Postarałyśmy się odtworzyć treść poleceń w
pamięci. Kolejnym problemem było znalezienie
czerwonej wstążki, która miała na nas czekać gdzieś, na
Brackiej. Natrafiłyśmy jedynie na zamknięty sklep z
dopalaczami. Byłyśmy już gotowe rezygnować, jednak coś
nas tknęło… Natrafiłyśmy na pewną kamienicę.
Przedarłyśmy się pomiędzy ścianą, a dużym
samochodem, który zastawił wejście, po czym
znalazłyśmy się w środku. Zorientowałyśmy się, że
kamienica była w czasie remontu, gdyż całe podwórko
było posłane gruzami, a przy ścianach rozstawiono rusztowanie. Nie zważając na wszelkie
niebezpieczeństwa (a w szczególności oberwanie cegłówką w głowę) rzuciłyśmy się szturmem na
drugi koniec, gdyż tam właśnie znajdował się cel naszych poszukiwań - napis na murze, dotyczący
Antka Rozpylacza.
Po wykonaniu ostatniego zadania, dumne z siebie pojechałyśmy na Kopiec Powstania
Warszawskiego. Po drodze spotkałyśmy nawet grupę łączników. Na miejscu okazało się, że nie
jesteśmy – niestety- pierwszą grupą - przyszłyśmy jako czwarte, ale nie byłyśmy również ostatnią - w
sumie było 8 zespołów. Sporo czasu zajęło czekanie na ostatnie grupy. W tym czasie radosna
młodzież z Warszawy i okolic zajęła się rozmowami, jedzeniem lub snem na zielonej trawce (bo i takie
przypadki się zdarzały). Co ciekawe, podczas oczekiwań okazało się, że jedna z grup była na tyle
głodna, że podczas swojej akcji wybrali się do jakiegoś baru typu fast food.
W końcu udało się zgromadzić wszystkich uczestników zabawy oraz organizatorów. Nastąpiło
wręczenie dyplomów dla szkół i wstążeczek z kotwicą (to dla wszystkich). Ostatnie pamiątkowe
zdjęcie wykonane przez jednego z uczniów i do domu. Naszej podróży powrotnej towarzyszyła
bardzo senna atmosfera. Siedząc spokojnie na końcu autobusu, wraz z koleżanką zaobserwowałyśmy,
że ponad połowa pasażerów najzwyczajniej w świecie śpi.
Podsumowując, dzięki dobrej woli naszej Pani Dyrektor, spędziłyśmy niezwykły dzień,
uczestnicząc w Trzecim Biegu Powstańczym. Miałyśmy z tego niezwykłą satysfakcję (i genialny temat
do Aczkolwiek). Szczerze polecam Wam kolejne edycje tej zabawy, szczególnie, że dostaliśmy już
zaproszenie na przyszły rok!
Kasia Karpińska, kl.3c
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 6 •
Samobójstwo społeczne
Internet to niezaprzeczalny cud techniki pozwalający nam na czynności wcześniej
nieosiągalne, szeroki dostęp do jakiejkolwiek wiedzy, kontakt z każdym zakątkiem kuli
ziemskiej. Od teraz jest nieodzownie drugą osobowością młodego człowieka, który nie może
egzystować bez możliwości dostępu do swojej wersji on-line. Dzisiaj nie wystarcza imię,
numer komórki, adres osoby. Poznając kogoś nowego, wartego utrzymywania stałego
kontaktu wymieniamy się z nim loginem na N-K, Facebooku, gronie, numerem g-g, adresem
e-mail.
Nieposiadanie swego drugiego internetowego „ja” może być równoznaczne z
„samobójstwem społecznym”. W końcu Internet to współistniejący świat, który ma wpływ na
nasz byt „w Realu”. Dlaczego jest to tak ważne? Z portali społecznościowych możemy
dowiedzieć się różnych informacji na temat wydarzeń, znajomych, ich życia. Jakby to nie
usprawiedliwiało ciągłego powiązania życia realnego i
online, to Internet może narzucać się jako taka moda i
stać się wyznacznikiem popularności. Im więcej osób
masz znajomych na gronie, czy im więcej przesiadujesz
na Facebooku, tym lepsza jest twoja sytuacja w
społeczeństwie. Nieważne, że połowę osób widziałeś
raz w życiu i jest małe prawdopodobieństwo, ze ujrzysz
je kiedykolwiek znowu. Robiąc bardziej lub mniej
potrzebne czynności jak: odrabianie lekcji, jedzenie,
oglądanie ulubionego serialu wciąż jesteś online na
portalu, choć już od dwóch godzin nie zasiadłeś przed
komputerem. Oczywiście, oprócz tego są „zabijające”
nudę strony w życiu młodego człowieka jak
demotywatory, Pudelek, Popcorner itd. .
Nieznajomość niektórych nowinek
pojawiających się na tych stronach, może być obraźliwe
i niezrozumiałe, gdyż każdy szanujący się młody
człowiek, cieszący się uznaniem, nie może pozwolić
sobie na taką gafę i pominięcie tak wspaniałej lektury.
Internet oferuje młodzieży również rozrywkę typu gry i zabawy. Ola może stać się
hodowcą najdziwniejszych gatunków ryb; Wojtek - właścicielem sieci hoteli czy farmy.
Wymieniamy się różnymi anegdotami z życia online, co może być równie ciekawe jak
opisywanie realnego zdarzenia, a nawet zbliżyć do siebie ludzi, którzy podzielają swoje
internetowe zainteresowania lub „zawody”. Zajmowanie się królikami na online-farmie może
być lepszym i dającym więcej satysfakcji zajęciem niż zabawa z psem w realnym świecie.
Oprócz tego młody człowiek nie obchodzi się bez numeru na gg, czy tlenu, konta na
internetowym czacie, bo jak mógłby utrzymać kontakt z ludźmi ze swojej grupy, szkoły,
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 7 •
podwórka? Musiałby wybrać ich numer w komórce lub się z nimi spotkać, a to nie to samo co
chatowanie.
Internet w swojej niezgłębionej istocie jest także doskonałym źródłem prac
domowych, wypracowań, wykształcenia swojego zdania na różne tematy. Można podzielić
się swoimi opiniami, poszukać porady na zaputaj.pl, poszerzać swoją wiedzę na określony
temat, czytając Wikipedię i blogi.
Internet daje możliwość słuchania muzyki online, (więc po co takie urządzenie jak
radio?) oglądanie filmów i seriali, (więc po co telewizor?) czytanie i słuchanie lektur (więc po
co biblioteka i książki?) zakupienia ubrań i produktów spożywczych z dostawą do domu (więc
po co sklepy i galerie handlowe?). Te ostatnie są potrzebne młodzieży do kreowania samego
siebie, wersji realnej, ale reszta to starta czasu.
Internet przejął większość obowiązków innych miejsc i urządzeń, iż wielu osobom
pozwala na długie online życie bez problemów szarej rzeczywistości, a na pewno bez
potrzeby ruchu.
Marysia Szydłowska, kl.2b
…………………………………………………………………………………………….
Statystki nie kłamią- czyli o tym jak lubimy Internet.
W tym roku serwis Nasza-Klasa –nazwa właściwa nk.pl- jest piąta pod względem popularności
stroną internetową. Co jest przed nim? Tylko Google, Onet.pl, YouTube
i Allegro.pl. Już mnie
nie dziwi, że w czerwcu tego roku tylko na nk.pl istniało około 14 milionów kont użytkowników.
Jednak 6% to konta fikcyjne. Jak podaje wyszukiwarka Google (a jakże, skorzystałam z niej), od roku
2008 na świecie najpopularniejszy jest Facebook. Według Wikipedii, w kwietniu br. liczba
użytkowników na całym świecie szacowana była na 450 milionów. Co miesiąc wgrywany jest jeden
miliard (tak, dobrze napisałam, miliard) zdjęć i dziesięć milionów filmów.
Jak wynika z danych, wszyscy ludzie, a szczególnie młodzież korzystają z portali
społecznościowych. Co to jest? Według słownika internetowego serwis społecznościowy (bo taka jest
poprawna nazwa) to „rodzaj interaktywnych stron WWW, które są współtworzone przez sieci
społeczne osób podzielających wspólne zainteresowania lub chcących poznać zainteresowania innych.
Większość portali dostarcza użytkownikom wielu sposobów komunikacji.” Niektórzy powiedzą: „No
dobrze, ale co to właściwie znaczy?!” Sama musiałam się przez chwilę zastanowić. Myślę, że w tej
skomplikowanej definicji chodzi o to, że można tu „odnaleźć” ludzi i skontaktować się z nimi.
Najpopularniejsze miejsce spotkań to Facebook. Jednak chętnie wchodzimy także na:
Grono.net, nk.pl, Friends.pl, czy Sympatię.pl. Za granicą często odwiedzane są MySpace.com, Twitter
oraz Friendster.
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 8 •
Weźmy pod lupę Facebooka. Dwa lata temu konta w Polsce mieli ci, którzy poznali serwis
wcześniej na wymianach uczniowskich lub studenckich, emigracji, czy też byli „heavy userami”
Internetu. Było to 200-250 tysięcy kont (na początku 120-140 tysięcy). Obecnie jest to ok. 2,2-2,5
miliona kont w Polsce. W naszym kraju jest ok. 39 milionów osób. Z tego wynika, że użytkownikami
jest „jedynie” 6,5 %. Gdy pomyślę, że co piętnasta osoba, którą mijam na ulicy, ma stworzony swój
profil, myślę, że to dużo. Gdy jednak stwierdzę, że to jedynie sześć i pół procenta, to uważam, że to
mało. Jak to slogany reklamowe (bardzo popularne na portalach) „mówią”: „Punkt widzenia zależy od
miejsca siedzenia.”
Niektórzy powiedzą: „te liczby nie są zdumiewające”, ale mnie to cały czas dziwi.
Sama, podczas gdy pisałam ten tekst i szukałam różnych informacji w Internecie, sprawdziłam w tak
zwanym „międzyczasie” konto na popularnym „fejsie” i nk.pl. Po co? Nie wiem. Może po to, by
dowiedzieć się co robią, planują inni? Co się u nich dzieje? Naprawdę nie mam pojęcia.
Podsumowując, bardzo dużo ludzi korzysta z serwisów społecznościowych, a bycie
właścicielem takiego portalu jest opłacalne. 23-letni Mark Zuckerberg, twórca Facebooka, został
najmłodszym miliarderem świata. Jego majątek to „tylko” 1,5 miliarda dolarów.
Karolina Lis, kl. 2c
…………………………………………………………………………………………….
Komunikatory
Komunikatory internetowe
upraszczają nam porozumiewanie się miedzy
sobą. Możemy za darmo rozmawiać ze
znajomymi, przyjaciółmi czy rodziną, która
np. wyjechała za granicę. Dzięki
programom tj. „Gadu-Gadu” czy „Skype”
rachunki za telefon są o wiele mniejsze.
Bez problemu możemy rozmawiać przez nie o
zadanej pracy domowej, pogodzie, czy o tym, co będziemy
jeść na obiad.
Niestety, przez takie komunikatory można również paść ofiarą dowcipu, a
nawet czasami zastraszenia. Ludzie często boją się zgłosić tego na policję, a samodzielne wykrycie
grożącego jest niemożliwe, ponieważ przy zakładaniu konta nie ma obowiązku podania swoich
danych personalnych. Minusem komunikatorów jest również możliwość przyjęcia wirusa do swojego
komputera.
Moim zdaniem, komunikatory tego typu mogą funkcjonować w dalszym ciągu, jednak
zwracana powinna być większą uwaga na bezpieczeństwo i anonimowość w sieci.
Weronika Łukaszewicz, kl. 2c
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 9 •
Czas to pieniądzczyli droga do zatracenia
W dzisiejszych czasach tym, co najdroższe jest czas. Nie dziwi więc potrzeba szybkiego dostępu do
informacji, usług, niemalże natychmiastowego komunikowania się. Internet przestał być
nieuchwytnym marzeniem, trafił pod strzechy i stał się chlebem powszednim. Korzystają z niego
wszyscy: biedni i bogaci, dorośli i dzieci. Dla mnie Internet - obok telefonu komórkowego- jest
głównym narzędziem komunikowania się. Od lat korzystam zarówno z poczty elektronicznej, jak i ze
skypa czy gg. Na komunikatorach tego typu piszę np. w taki sposób:
„ Elo :* co tam? Nie widzialysmy się dosc glugo. U mnie ok. nmm(nie ma mnie) w domu
pojechalam na koncert. Jest tu odjazdowo fajna muza i wogole git. Jak tam w sql(szkoła) ?
k.c(kocham cię) nq(narka) :* <3” Treść tego listu była dla mnie zrozumiała, choć dla naszych
dziadków niekoniecznie. Skrótów tego rodzaju używa się do szybszego komunikowania. Powszechne
są także błędy: ortograficzne, interpunkcyjne, stylistyczne. Nikt nie zwraca na to uwagi. Liczy się tylko
czas.
Coraz częstszym zjawiskiem jest także przenoszenie „internetowych nawyków” do życia
codziennego. Pomimo młodego wieku, razi mnie, kiedy młodzi ludzie odnoszą się do starszych osób
jak do swoich rówieśników. Zamiast powiedzieć „dzień dobry” mówią „siema” , zamiast „do
widzenia”- „nara” , zamiast dziękuję- „dzięki” lub „dzięks”.
Można to zaważyć także w szkole. Uczniowie często piszą wypracowania pomijając nosówki
(ą,ę), opuszczając kropki i kreski np. ( ‘ż” „ó” „dź’). Młodzież lekceważy wielkie litery i znaki
interpunkcyjne, choć wie, kiedy je zastosować.
Pisząc listy, często pomijane są zwroty grzecznościowe. Młodzi ludzie używają stylu potocznego
wypowiedzi , nie zwracając uwagi na to gdzie są – na ważnym spotkaniu czy prywatnym z
przyjaciółmi.
Język nasz- młodych ludzi – jest coraz uboższy. Pełno w nim skrótów, uproszczeń, zadań prostych.
Wiąże się to między innymi z tym, że coraz mniej czytamy, a więcej czasu poświęcamy na surfowanie
po Internecie. Przecież nasz język jest taki piękny i bogaty! Łatwiej i szybciej nie znaczy lepiej.
Internetowy pęd doprowadzi nas w końcu do zatracenia.
Zuzia Warszawska, kl. 2b
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 10 •
Gry komputerowe
Dzisiejsza technika a w szczególności
Internet to coś magicznego- nie tylko dla młodych
ludzi. Budzi zainteresowanie wszystkich – od
przedszkolaka po osoby starsze. W Internecie
można znaleźć wszystko: od temperatury w
Otwocku przez kursy walut, porównywanie cen
odśnieżaczy po gry internetowe i portale
społecznościowy.
Chciałbym poruszyć temat gier
komputerowych. Miał z nimi styczność chyba
każdy, czy na automatach w nadmorskim kurorcie, na Pegazusie czy komputerze. Stały się one
nieodłącznym „zapełniaczem” czasu dla młodzieży i dorosłych. Rozwój techniki sprawił, że przybrały
one różne wymiary i formy. Kiedyś granie ograniczało się do domu, dziś zaś za pomocą przenośnych
konsoli i telefonów komórkowych możemy grać wszędzie – na nudnej lekcji w szkole, na przystanku czekając na autobus, w drodze do szkoły, pracy. Dzięki Internetowi nie musimy grać samemu. Gry online pozwalają grać razem ludziom będącym w różnych miejscach kuli ziemskiej. Internet pozwala
rozegrać więc walkę szachową z przeciwnikiem z USA czy stoczyć pojedynek w pasjonującej MMO z
rywalem z RPA. Znaczna część grających wybiera gry MMO typu World of Warcraft, League of
Legend, Counter Strike czy Tibia, w którą gra aktualnie kilka milionów osób na świecie.
Gracze tworzą sobie wirtualny świat wypełniony rozrywką, bez kłopotów
i
obowiązków - czasem maksymalnie oderwany od rzeczywistości. Popołudnia
i
weekendy - zamiast z rodziną i przyjaciółmi - spędzają w komputerowym świecie, tracąc poczucie
istnienia wokół nich normalnej rzeczywistości. Gdy te gry już całkiem pochłoną, czeka na nich seria
turniejów czy mistrzostw w każdej z tych gier, a wiadomo -przed zawodami trzeba więcej ćwiczyć.
Dlatego młodzieży trudno oderwać się od gier. Według nich w internetowym świecie znajdują to, co
jest im potrzebne do życia. Zapominają, że zaniedbują szkolę, przyjaciół, rodzinę... Gry internetowe
mają jednak też zalety. Tocząc rozgrywki, szkolimy zdolności taktyczne, manualne, a gdy gramy z
obcokrajowcami, doskonalimy sobie ich język.
Paweł Chojnacki, kl. 2b
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 11 •
Zakupy bez ograniczeń
Kupowanie przez Internet jest wielkim ułatwieniem w dzisiejszych czasach. Nie ruszając się z
domu, możesz otrzymać, co tylko zechcesz.
Zakupy internetowe dają wiele możliwości. Istnieją sklepy wielobranżowe i ukierunkowane
na jeden rodzaj towaru. Strony typu Merlin i Empik umożliwiają zakupy gier, książek, filmów i muzyki.
Komiksy przygodowe reklamuje się razem z Biblią, a bajki dla dzieci - co prawda nie stoją na jednej
półce z książkami dla dorosłych- lecz zapoznać się można z całym asortymentem. Na większości stron
typu Allegro jest już dostępne w zasadzie wszystko. Jeden sprzedawca potrafi posiadać w sprzedaży
opony samochodowe i pończochy damskie.
Sprawdzając hasło produktu, nie zawsze jesteśmy
pewni czy na zdjęciu, które otworzymy, nie pokaże
nam się książka kucharska zamiast robota
kuchennego. Internet rozpowszechniony został już
praktycznie wszędzie, więc takie zakupy są
najbardziej wygodną formą dla osób, które nie
posiadają zbyt wiele czasu. Młodzież, przesiadując
przed komputerem wiele godzin, ma
nieograniczony dostęp do wszelkich produktów. Młodzi ludzie często nie kontrolują się w wydawaniu
pieniędzy, których tak naprawdę sami nie posiadają. Zainspirowani możliwościami, jakie daje im
Internet, zazwyczaj nie potrafią zapanować nad swoimi pragnieniami. Szczęśliwi, że wszystko mogą
od razu zamówić, a nie chodzić do sklepów, męczyć się i wybierać w galeriach handlowych, ale
jednocześnie przez wiele godzin nie odchodzą od komputera. Zakupy takie jednak dobre są tylko pod
kontrolą i wtedy ułatwiają wszystkim życie. Dzięki nim można kupić przedmioty wyczekiwane i
niedostępne w pobliskich sklepach, rzadkie do zdobycia i niejednokrotnie za wiele niższą cenę. Należy
jednak zachować wszelką czujność, by odbierając zapłaconą przesyłkę w paczce nie znaleźć np. cegły.
Ogólny dostęp do Internetu i jego wielki zasób możliwości jest wielką wygodą, ale należy
pamiętać, że wszystko ma swoją cenę.
Ola Szczęsna, kl.2b
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 12 •
Ślubujemy…
14.10. 2010 r. Każdy wie co oznacza ta data? Najbardziej kojarzą ją „pierwszaki”. Tak,
tak, właśnie chodzi o ślubowanie klas pierwszych. Zapraszam do zapoznania się z kulisami
tego święta.
Koło dramatyczne i muzyczne wraz z opiekunką- panią Justyną Grdeń- przedstawiło
część artystyczną mówiącą …jasna sprawa, o szkolnych przedmiotach i ich wykładowcach.
Uczniowie napisali wiersze i piosenki, np. na temat UMS-u, chemii, fizyki, biologii. Tajny
informator stwierdził, że nikomu się tam nie nudziło.
Także w tym dniu p. Mariusz Konowrocki dostał nagrodę, ponieważ został on
pierwszym wyróżnionym w bardzo prestiżowym konkursie, ale o tym na kolejnych stronach
naszej gazetki.
Słowa nie opiszą dalszego przebiegu wydarzeń. Informator powiadomił mnie, że
ostatni punkt programu, czyli „kocenie” miało być znacznie gorsze. Co było powodem zmiany
decyzji? Informacje ujawnione były tylko dla występujących, ale wiemy, że z powodu
trwającej w tym okresie trzydnowej żałoby „starszaki” oraz ich opiekunka mieli stworzyć
mniej drastyczne zakończenie. Zabierano jednak ucznia z każdej klasy
i robiono im
,,kota’’☺ Najzabawniej zachował się Piotr z kl.1a.On szamotał się i wyrywał, a także
próbował uciekać i… był zrozpaczony .
Pięciorgu uczestnikom zadawano pytania, np.
-,,Ile rybek jest w akwarium w sali nr 17?’’
-,,Gdzie jest zawieszone koło od roweru?’’
Komentarze moich kolegów były różnorakie:
-,,Mogłem policzyć.’’
-,,Czy glonojada zaliczamy?’’
Jednak wiele osób się za mną zgodzi, że najlepsze było zachowanie Piotrusia…
Agent 001a☺
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 13 •
WYRÓŻNIENIE SZKOŁY
Wywiad z p. Mariuszem Konowrockimzdobywcą wyróżnienia
w ogólnopolskim konkursie „Nauczyciel Roku”.
Kinga Konstantyn: Jak czuje się Pan, będąc uhonorowanym ogólnopolską nagrodą
przyznaną przez Pana Prezydenta?
p. Mariusz Konowrocki: Jak się może czuć człowiek uhonorowany ogólnopolską nagrodą?
Przyjemnie. Duże wyróżnienie, duży stres. Uważam, że zamieszanie jest nieadekwatne do
sytuacji. Nie lubię być w centrum uwagi.
KK: Dlaczego na początku nie zgodził się Pan się na wystawienie Pańskiej kandydatury?
p.MK: Ponieważ nie lubię być w centrum uwagi, tzn. nie przeszkadza mi to, ale w klasie, w
szkole, lecz nie na szerokim na forum. Nie lubię występować publicznie.
KK: Kto podjął inicjatywę zgłoszenia Pana do kapituły tej nagrody?
p.MK: Z tego co wiem, uczniowie, np. Kasia Garbalska - nasza była już uczennica, tegoroczna
absolwentka. W wakacje zbierano podpisy.
KK: Jak czuje się Pan jako osoba medialna, publiczna?
p.MK: Hm... Uważam, że nie jestem osobą medialną. Wychodzę jak nie wiem co na
zdjęciach, filmach i wszystkim innym. Urodą nie grzeszę. Nikt mnie nie poznaje na ulicach,
nie bierze autografów. Jest więc normalnie.
KK: Ile wywiadów Pan udzielił? Kto nas z tym wyprzedził?
p.MK: Szczerze mówiąc, nie pamiętam. Była telewizja „Trwam” Ojca Rydzyka, TVN, Super
Stacja, Radio dla Ciebie, Radio Warszawa, nasz otwocki Tygodnik Regionalny.
KK: Czy nie ciąży Panu sława i tabliczka wisząca przy Pokoju Nauczycielskim?
p.MK: Jest to tabliczka „Szkoły Na Medal”. Uważam tę nagrodę za całościową, czyli
obejmującą wszystkich nauczycieli i uczniów. Nie byłoby jej, gdyby którejś z tych osób
zabrakło. Przyjmuję nagrodę dla nas wszystkich, co oznacza, że jest również Waszą. Cieszę
się, że mamy tytuł „ Szkoła Na Medal”, ponieważ uważam, że jest nasze gimnazjum jest
naprawdę dobre. Wyróżnienia są wspólne, a moje tabliczki mogą zniknąć.
KK: Czy nie boi się Pan, że w przyszłości postawią Panu pomnik?
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 14 •
p.MK: Nie, ponieważ za dużo mosiądzu trzeba byłoby kupić, a jest bardzo drogi. Jestem
bardzo duży i na pomnik nie ma szans. ☺ Dziękuję pięknie- uczniom, moim nauczycielom,
byłym wychowawcom za to, że mnie tak ukształtowali i oczywiście rodzicom. Cóż, mam
nadzieję, że się nie zmienię, a jeśli zacznę, to mnie poinformujcie, Drodzy Uczniowie.
DZIĘKUJĘ☺
KK: Ja również dziękuję za bardzo miłą rozmowę.
Kinga Konstantyn, kl. 1a
………………………………………………………………………………………………………
W listopadowym numerze gazetki „Aczkolwiek” postanowiliśmy umieścić opowiadanie, które
porusza dramatyczny temat eksterminacji ludności, co miało miejsce podczas ostatniej wojny
światowej. Na początku tego miesiąca szczególnie pamiętamy o zmarłych- sprzątamy ich groby,
wznosimy modlitwy za dusze, zapalamy znicze. Justyna Rędzińska przypomina o Tych, którzy nie
posiadają swoich grobów, a zostali zamordowani w obozach koncentracyjnych. Wśród ofiar były
również dzieci…
Jeden z dni właścicielki warkoczyka
(tekst inspirowany utworem „Warkoczyk” Tadeusza Różewicza)
Jest chłodny, październikowy poranek. Na jednej z ulic ludzie w popłochu gdzieś gonią:
jedni do pracy, drudzy do szkoły. Z daleka widać mały czerwony płaszczyk i szybko
przebierające nóżki niewielkiej dziewczynki. Za rękę trzyma matkę, która niesie jej tornister.
Zmierzają do pobliskiej szkoły. Nagle słychać pisk opon i zza rogu szybko jadącą, granatową
furgonetkę. Na jej widok niektórzy ludzie w popłochu uciekają. Jednak nie wszyscy zdają sobie
sprawę z tego, co ma za chwilę nastąpić. Z furgonetki wyskakują żołnierze z karabinami.
Wpychają na siłę jak największą liczbę osób do auta- także tę małą dziewczynkę i jej matulę.
Przerażeni ludzie siedzą przytuleni do siebie i czekają na to, co się wydarzy. Furgonetka
odjeżdża. Pośrodku ludzi stoi żołnierz i pilnuje siedzących, aby nie mogli się kontaktować.
Danusia, bo tak ta ośmioletnia dziewczynka miała na imię, spogląda niespokojnie na matkę,
szukając odpowiedzi na zaistniałą sytuację. Jednak ona milczy. Po długim czasie samochód staje.
Czterdzieścioro przerażonych ludzi wysiada, rozglądając się. Ku ich zaskoczeniu widzą baraki,
kolczaste ogrodzenia i mnóstwo innych furgonetek.
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 15 •
Bez słowa prowadzeni są do wnętrza pomieszczenia. Widzą wielu stojących w kolejcenikt nie śmie zapytać dokąd prowadzącej. Wtedy dzieci, dorośli i starcy zostają podzieleni.
Matka, widząc co się dzieje, czule całuje Danusię mówiąc, że wszystko będzie dobrze i że bardo
ją kocha. Chwilę potem odchodzi za esesmanem. Ustawiają się trzy długie kolejki. Dziewczynka
wciąż wypatruje rodzicielki. Jednak teraz znajduje się już w grupie setki dzieci stojących w
rządku. Wszyscy ci ludzie czekają na wytatuowanie numeru, czyli nowego imienia. Dzieci były
puszczane wcześniej tak, aby rodzice patrzyli na ich cierpienie. Po kilku godzinach Danusia
spokojnie siada na krzesełku, gdzie naprzeciwko jest mężczyzna. Miał włosy koloru blond i
niebieskie oczy. Od razu chwyta dziewczynkę za rękę i ostrym narzędziem pociąga za skórę.
Dziewczynce płyną z bólu łzy, jednak boi się odezwać. Po kilku minutach wstaje. Odtąd nazywa
się jeden siedem sześć trzy cztery. Skulona podchodzi do esesmana, który prowadzi ją do
baraku o nazwie U. Przed wejściem dostaje mundur o specyficznym zapachu. Kiedy wchodzi,
widzi mnóstwo maleńkich łóżeczek zbitych z twardych desek. Przy nich stoją dzieci ze
schylonymi czapkami przed esesmanem. On popchnął ją i wyszedł, bez słowa. Od razu
podchodzi do niej dziewczynka, przedstawiając się. Ma na imię Zosia i liczy jedenaście lat. Mówi,
że tutaj w Auschwitz- spędziła już dwa miesiące. Zlękniona Danusia nie jest zbyt rozmowna. Nie
wie, co się wokół niej dzieje. Za oknem widzi dwóch esesmanów kłócących się. Po chwili
podbiega do niej Zosia prosząc, aby natychmiast się schowała. Sama, przykucnęła pod oknem i
słuchała o czym rozmawiają mężczyźni. Po chwili Danusia widzi pobladłą twarz koleżanki.
Natychmiast pyta o treść dialogu. Zosia nie chce powiedzieć, jednak po jakimś czasie cichym
głosem opowiada: dzisiaj wieczorem zginiemy w kabinach gazowych i to tylko dlatego, że
Niemcom potrzebne są wolne baraki dla nowych Żydów. Danusia wpada w rozpacz, siada w
kącie i zaczyna płakać. Wspomina teraz jak jeszcze rano szła z mamą za rękę. Pamięta też jak
dostała wówczas czerwoną kokardkę, którą mama zaplotła jej warkoczyk. Jednak słyszy odgłosy
nadchodzących stóp. Ociera więc łzy i staje obok trzydzieściorga innych dzieci. Do
pomieszczenia wchodzi oficer, który -wymachując ręką- mówi coś po niemiecku. Wszystkie
dzieci biorą swoje rzeczy. Danusia nie wie, co się dzieje. Zosia podeszła więc mówiąc, aby szybko
się spakowała i ustawiła w rzędzie. (Zośka uczyła się języka niemieckiego w szkole- rozumiała
więc co mówi Niemiec). Danusia bierze pasiak, którego nawet nie zdążyła włożyć. Po chwili
wszystkie dzieci wychodzą za oficerem. Nikt się nie odzywa.
Przestraszone dzieciaki schodzą w dół do pomieszczenia, nad którym widnieją napisy w
różnym języku- ,,Łaźnia”. Niektórzy cieszą się, lecz nie wiedzą, co ich czeka. Dalej wiszą
instrukcje, aby w tym miejscu się rozebrać i starannie poskładać ubranie. Zawstydzona Danusia
obok ubrań kładzie mundur. Po odłożeniu wszystkich ubrań staje w szeregu około dwustu osób.
Po chwili znieważenia przez Niemców wszyscy wchodzą do jednej kabiny. Dziewczynka słyszy
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 16 •
jak ich zamykają. Po jakimś czasie po raz kolejny słychać stukot butów i jakiś proszek sypiący się
po wiszących rynnach. Rozglądając się, skąd dochodzą odgłosy, Danusia dostrzega w tłumie
swoją mamę. Widzi, jak zaczyna kasłać. Sama też się dusi. Jednak chce jeszcze dobiec do
rodzicielki. Nie może. Przed nią padają jej młodsi koledzy, zagradzając przejście. Chwilę później
patrzy jak mama upada i wtedy sama dziewczynka traci świadomość. Jej obezwładnione ciało
upada na ziemię, na której leży już wiele dzieci i młodszych kobiet. Tak zginęła. Potem Niemcy
zabrali ubrania, ułożyli ciała w stosy, aby móc ich potem przerobić na mydło, proch
i wykorzystać włosy. Na czubku tego właśnie stosu do dziś leży cieniutki warkoczyk, z tą samą
czerwoną wstążeczką, która wkrótce także zostanie zabrana i podarowana przez ojca- generała
niemieckiej dziewczynce.
Justyna Rędzińska, kl.3a
…………………………………………………………………………………………….
Jesienna depresja
Tragizowanie czy ciężka choroba?
„Słuchaj, jakiego ja mam doła! Czuję się fatalnie.” – Kto ani razu w życiu nie słyszał, ani nie
wypowiedział tych słów? Depresja, to coś, czego zapewne nie masz. Inaczej, jak podejrzewam, nie
czytałbyś tego spokojne, Drogi Czytelniku. Depresja to choroba, którą leczy się farmaceutycznie i
wizytami u psychiatry. Nieprędko wychodzi się z dołka. Jest to ciężka praca nad sobą. Ta straszna
„depresja” która Cię przytłacza, to po prostu smutek i popsuty humor. Wystarczy porozmawiać z
zaufaną osobą, wyżalić się, wypłakać. Najczęściej, gdy czuję się beznadziejnie, włączam „Don’t worry,
be happy ”, albo „Jest dobrze” i zły humor znika. Czasami wystarczy stanąć gdzieś w odludnym
miejscu i zacząć krzyczeć. To „straszne” samopoczucie leczy się potrzaśnięciem, bo użalanie się nad
sobą to szczyt tragizmu i żałosnego wołania o zainteresowanie. Może nie wszystkie przypadki są
takie, ale większość dziewczyn po prostu tragizuje.
Osoby, które naprawdę są chore, mają niekiedy myśli samobójcze i nie zawsze to
manifestują. Może się to bardzo źle skończyć. Stąd apel: jeżeli widzisz, że z kimś jest naprawdę źle
pod wzglądem psychicznym, trzeba zwrócić uwagę na takie rzeczy jak: zaburzenia rytmu dnia,
zmniejszony apetyt, utrata wagi lub brak zainteresowania światem zewnętrznym. Kiedy nasze obawy
zaczną się umacniać, należy niezwłocznie zwrócić się (lub skierować kogoś) po pomoc do osoby
kompetentnej (najlepiej do rodzica lub opiekuna danej osoby).
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 17 •
Szukając różnych informacji na temat depresji, znalazłam skalę depresji Becka. Opiera się na
pytaniach dotyczących naszego światopoglądu i osoby. Istnieje wiele skali, które mogą udowodnić,
czy ktoś jest w stanie depresji, np.: Skala Cornell Oceny Depresji w Przebiegu Otępienia, Skale Oceny
Psychogeriatrycznej (PAS), Skala Samooceny Depresji Zunga, Skala Oceny Depresji Goldberga itp.
Po przeczytaniu tego artykułu zastanów się czy jesteś w depresji czy w zwyczajnym smutku,
bo te dwa pojęcia znaczą coś innego .
W.Redna
………………………………………………………………………………………………
Pięćdziesiąty zlot w Palmirach
Palmiry… Ważne miejsce, choć takich w Polsce
jest wiele. Rzadko się o nim mówi. Tak
naprawdę mało kto wie, co tam się wydarzyło
kilkadziesiąt lat temu.
Jak co roku w październiku, koło wsi Palmiry w
Puszczy Kampinoskiej organizowany był przez
PTTK Centralny Zlot Młodzieży „Palmiry”, już
po raz pięćdziesiąty. Jak wyglądały obchody?
Mnóstwo dzieciaków, młodszych, starszych,
dorosłych, wojskowych. Wiele wycieczek,
drużyn harcerskich. Jak zwykle. Jednakże
któryby się raz w tym zlocie nie uczestniczyło,
pojawią się te same uczucia.
Zamordowano tam przeszło 2000 Polaków i
Żydów. Cześć pochowano gdzie indziej,
większość tam pozostała w ukrytych grobach.
Mogił odnaleziono 1700, może jest ich więcej.
Kto zginął? Ci, z których Polacy byli dumni:
Tomasz Stankiewicz, Janusz Kusociński- polscy
olimpijczycy, Jan Pohoski- Wiceprezydent
Warszawy, Maciej Rataj- Marszałek Sejmu,
Uniwersytetu Warszawskiego, Juliusz
Dąbrowski- harcmistrz, Mieczysław
Niedziałkowski- działacz PPS i wielu
innych… Jak wiele można jedynie
uświadomić sobie, idąc przez rzędy białych
krzyży na cmentarzu palmirskim lub
słuchając apelu w dzień zlotu. „Wzywam
do apelu (…)”. Kilka minut przemowy,
wymienianych nazwisk, a odpowiedź
zazwyczaj brzmi- „Zginęli śmiercią
męczeńską” albo „Polegli na polu chwały”,
jedynie czasem „Do apelu”. Świadomość,
że Ci ludzi powinni stać teraz między nami,
słuchając szelestu jesiennych liści i być
dumni z wolnej Polski.
Przychodzą tylko dwa uczucia.
Powinność dbania o to, za co zginęli oraz
niedowierzanie, jak dziwną istotą jest
człowiek. Czasem tak oddaną, czasem tak
okrutną.
Kazimierz Zakrzewski- profesor
Kamila Winnicka, kl. 2c
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 18 •
Tajemnica dwóch kół
- „Nazywam się Zuzia i mam piętnaście lat. Jestem miłą brunetką o czarnych oczach.
Mieszkam w Otwocku.” – przeczytał Bartek na głos. Ten opis znalazł się w jednym z portali
społecznościowych. Uśmiechnął się sam do siebie. – W końcu raz się żyje!
Napisał do niej wiadomość.
-Cześć! Jestem Bartek. Od jedenastego roku życia moją pasją jest jazda ekstremalna na dwóch
kółkach. Stało się to całym moim życiem – chłopak napisało szczerze i modlił się, by odpisała.
Po paru minutach modlitwy zostały wysłuchane.
- Witaj! Miło Cię poznać. Kocham ten sport. Daje mi on wiele radości. Uwielbiam tory przeszkód.
Jakie jest Twoje zdanie na ten temat?
- Ja każdą rzecz traktuję jak przeszkodę. Też mieszkam w Otwocku i sądzę, że do tego typu „sportów”
to miasto jest idealne.
- Masz rację. Co jest, według Ciebie, najtrudniejsze w jeździe na dwóch kółkach?
- Zdecydowanie schody. Ty też tak uważasz?
- Dla mnie też. Opisz mi siebie albo wyślij zdjęcie.- Bartek nie wiedział, co zrobić. W komputerze
znalazł fotografię swojego przyjaciela, który liczy 16 lat- tak jak on- ale oprócz tego nie mają cech
wspólnych. Karol posiada długie blond włosy i zielone oczy, w przeciwieństwie do krótkich czarnych
włosów i ciemnych oczu Bartka.
Niewiele myśląc, wysłał to zdjęcie.
- Może teraz Ty Zuziu prześlesz mi fotografię, na której jesteś?
-Dobrze.
Na ekranie pojawił się obrazek ślicznej brunetki na swoim rowerze. Od razu odpisał,
że zdjęcie mu się bardzo podoba.
Bartek i Zuza szybko się zaprzyjaźnili, Takim sposobem minął miesiąc, dwa, sześć, rok.
Codziennie do siebie pisali. Wiedział już, jaki jest jej ulubiony kolor, kwiatek i pora roku, ale nigdy się
nie spotkali, chociaż mieszkają w tym samym mieście. Całymi dniami pisali na Gadu-Gadu, przesyłali
śmieszne filmy z YouTube i grali w gry on-line. Pewnego dnia dziewczyna zaproponowała spotkanie
w parku.
-Tylko nie zapomnij swoich dwóch kółek!
- Można powiedzieć, że się z nimi nie rozstaję – Bartek westchnął.
Umówili się na konkretną godzinę i się rozłączyli.
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 19 •
Nadszedł wielki dzień. Bartek był już w parku. Mieli się spotkać o 14.00, a na zegarku widniała 13.45.
Z wielkim przejęciem oczekiwał Zuzi.
Gdy ją zobaczył, serce zabiło mu mocniej z wrażenia. Jechała na swoim rowerze. Była ładnie
ubrana i umalowana… a przede wszystkim przejęta.
Nawet go nie dostrzegła. Przejechała obok, odwracając od niego celowo wzrok.
Kiedy zatrzymała się jakieś sześć metrów dalej, nie mógł oderwać od niej spojrzenia. Zauważyła to.
Wydawała się nieśmiała- jak nie ta sama dziewczyna, z którą pisał. Ona była odważna i lubiła hałas.
Bartek spuścił wzrok, bo zorientował się, że dziewczyna nie wie, kim on jest. Zrobił głęboki wdech,
zamknął oczy i podjechał do Zuzi. Na kolanach miał słoneczniki, które tak uwielbiała. Dziewczyna
wykazała lekkie zdziwienie: Dlaczego obcy człowiek podjeżdża do niej, zeszła z roweru i zapytała czy
w czymś nie pomóc.
- Nie, dziękuję. To dla Ciebie. – podał jej kwiaty, a ona nie wiedziała co zrobić. W tym
momencie dostrzegła to, czego wcześniej się nie domyślała. Czekała na chłopaka na dwóch kółkach,
ale on nigdy nie powiedział, że to rower. Oto był przed nią młody człowiek na wózku inwalidzkim, dla
którego każda rzecz na drodze to przeszkoda.
- Nazywasz się Bartek, prawda?
Chłopak potwierdził skinieniem głowy, chociaż wiedział, że to pytanie retoryczne.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi wprost, że jeździsz na wózku?
- Ponieważ nie pytałaś. Sama wyciągnęłaś wniosek, że dwa kółka ma tylko rower. Przyznaję, że
skłamałem na temat wyglądu. Resztę dopowiedziałaś sobie sama. Tak jest w Internecie - tam możesz
być kim chcesz.
Weronika Gałązka, kl. 2b
…………………………………………………………………………………………….
Promyczek nadziei
Wolontariusze z naszego gimnazjum włączają się w kwesty uliczne, podczas których są zbierane
fundusze na Domowe Hospicjum Dla Dzieci i Młodzieży „Promyczek”. My – reporterzy naszej szkolnej
gazetki- bardzo chcieliśmy dowiedzieć się więcej na ten temat, ponieważ cel poruszył nasze serca.
Myślę, że i Was zainteresuje wywiad z księdzem Pawłem, który jest kierownikiem tego hospicjum.
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 20 •
Agata Zawadka: Od kiedy działa hospicjum, za
którego funkcjonowanie jest Ksiądz
odpowiedzialny?
AZ: Jakie są choroby tych dzieci?
KP: Głównie neurologiczne, czyli np. wady
poporodowe, uszkodzenia podczas porodu,
Ksiądz Paweł: Samo hospicjum funkcjonuje od
padaczka, zespoły genetyczne, na razie jest
9 sierpnia, natomiast fundacja, która je
najmniej nowotworów.
założyła, ponieważ ono nie może istnieć bez
organu założycielskiego, od 2009 roku.
AZ: Na czym polega rola wolontariusza?
AZ: Ilu pacjentów, jeżeli możemy nazwać tak
KP: Niestety, wolontariusze nie mogą się
dzieci, liczy hospicjum?
włączyć całą swoją osobą, tak jak by chcieli.
Dzieci, które mamy pod opieką, nie potrafią
KP: Oczywiście, są to jak najbardziej pacjenci.
się bawić. Często nie widzą, nie słyszą, są bez
Na razie jest ich sześcioro i kolejna szóstka
kontaktu. Przychodzą do nich tylko
czeka na przyjęcie.
pielęgniarki i lekarze. Jednakże wolontariusze
mogą włączać się we wszelkie kwesty, zbiórki i
AZ: Ile lat liczy najmłodsze, a ile najstarsze
tym podobne działania. W tym momencie
dziecko?
pomagają nam harcerze, którzy prowadzą
zbiórkę funduszy. Możemy liczyć również na
KP: Najmłodszy pacjent ma zaledwie trzy
pomoc pana Mariusza Konowrockiego i jego
miesiące, zaś najstarszy 16 lat.
grupy wolontariatu.
AZ: Jak wygląda opieka nad dziećmi?
AZ: W jaki sposób uzyskiwane są fundusze?
KP: Nasz zespół tworzą: czworo lekarzy, cztery
KP: Jak już wspomniałem, przeprowadzamy
pielęgniarki, pracownik socjalny, psycholog,
różnorodne zbiórki, rozdajemy ulotki.
fizjoterapeuta. Te wszystkie osoby dojeżdżają
Planujemy zorganizować koncert na rzecz
do domów naszych podopiecznych. W tej
naszego hospicjum. Jest też pani, która
chwili nasze dzieci mieszkają w Warszawie i
napisała książkę i cały dochód z jej sprzedaży
okolicach. Teraz obszar naszych dojazdów
przeznaczyła na naszą inicjatywę.
wynosi 50 km, ale w najbliższym czasie
chcemy poszerzyć go do 100 km.
AZ: Co Ksiądz mówi rodzicom dzieci
umierających? Czy można ich jakoś pocieszyć?
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 21 •
KP: Myślę, że rodzice nawet nie chcą
KP: Oczywiście, że nie. Mamy tutaj grupę
pocieszenia w takiej sytuacji. Bardziej chodzi
wsparcia dla rodziców w żałobie. Co tydzień
tutaj o pokazanie różnych zachowań podczas
się spotykamy. Przyjeżdżają z całej Polski.
umierania, co moją robić, co mówić.
Pokazujemy im obrazy innych rodziców, którzy
AZ: Naprawdę bardzo dziękuję Księdzu za
byli w takiej sytuacji, żeby mogli zobaczyć, jak
wywiad. Był wzruszający i szczerze mówiąc,
to wygląda- przygotować się. Oczywiście,
nie wiem, co powiedzieć…
łatwo się o tym mówi, ale to naprawdę
KP: Ja również dziękuję. Jestem wdzięczny, że
bolesna sprawa.
zechcieliście napisać o nas w szkolnej gazetce.
AZ: Czy rodzice, którzy przeżyli śmierć dziecka
mają jakąś pomoc z Waszej strony? Czy zostają
Agata Zawadka, kl. 3d
całkowicie sami?
…………………………………………………………………………………………….
10 listopada bieżącego roku- w Dniu Święta Szkoły- odbędzie się uroczyste podpisanie
aktu dotyczącego współpracy między gimnazjum nr 4 a szkołą w Śródborowie. W budowanie
przyjacielskich włącza się prężnie grupa młodzieży z naszej placówki skupiona w szeregach
wolontariatu. Miesiąc temu zostali zaproszeni przez swoich kolegów ze Śródborowa, by
razem celebrować ich święto. Łukasz Biernacki z kl. 2c przeprowadził krótką rozmowę z
uczestniczką wyjazdu- Dominiką Gniadek z kl. 3a. DK
Życie w ciszy
Łukasz Biernacki: Kiedy i gdzie odbyła się wycieczka? Z jakiej okazji została zorganizowana?
Dominika Gniadek: Odbyła się 29 września, ponieważ wtedy jest obchodzony Światowy Dzień
Głuchego. Celem wyprawy była szkoła dla głuchoniemych i słabo słyszących, która znajduje się w
Śródborowie. Położona w ładnym lesie, jest zadbana i fajnie wygląda :)
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 22 •
Ł: Czy uczestniczyłaś już wcześniej w tego typu
wycieczce?
D: Tak, w drugiej klasie i w czasie wakacji. Bardzo
mi się spodobało, więc postanowiłam kontynuować
wyjazdy.
Ł: Pod czyją opieką odbyła się wycieczka?
D: Oczywiście Pana Konowrockiego. To on kilka lat
temu rozpoczął współpracę z tą szkołą.
Ł: Co czekało na Was w Śródborowie? Przewidziano
jakieś atrakcje?
D: Owszem. Odbył się konkurs. Skonstruowano wiele zadań, których rozwiązania pod koniec zabawy
potrzebne były, by stworzyć krótkie opowiadanie o tym, co nas spotkało. Należało mówić w języku
migowym. W czasie rozrywki integrowaliśmy się z uczniami ze Śródborowa, którzy pomagali nam w
układaniu zdań. Wszystkim grupom poszło świetnie. Przygotowaliśmy poczęstunek- przywieźliśmy
ciasta i ciasteczka własnej roboty . Panie Kucharki ze Śródborowa zorganizowały grilla, ale pogoda nie
dopisała, więc jedliśmy w ich stołówce.
Ł: Czy zwiedzaliście szkołę?
D: Tuż po przyjściu tamtejsi uczniowie pokazali nam klasy i pokoje, ponieważ wielu uczniów mieszka
tam w internacie, bo pochodzą z oddalonych miast.
Ł:Jak wyglądają lekcje? Jakie rodzaje szkół tam się znajdują?
D: W Śródborowie jest podstawówka, gimnazjum i liceum, które mieszczą się w jednym budynku. W
jednej klasie uczy się maksymalnie 8 osób :D Mają takie same przedmioty, chociaż w niektórych
przypadkach mniejszy zakres materiału.
Ł: Jak ocenisz spędzony tam czas?
D: Było bardzo fajnie. Poznałam wiele ciekawych osób. Po kilku godzinach tam spędzonych czułam się
jak u siebie. Żartowaliśmy razem i miło spędziliśmy czas. Z pewnością przy najbliższej okazji wybiorę
się tam znowu. Uczniowie szkoły dla niesłyszących są takimi samymi nastolatkami jak my. Powinien
tam pojechać każdy, kto ma problem z tolerancją i chciałby zobaczyć, jak wygląda życie w ciszy.
Łukasz Biernacki, kl. 2c
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 23 •
Październik był miesiącem bibliotek. Z tego to powodu opiekujące się szkolnym księgozbiorem: Panie
Wanda Gąsowska- Cacko i Mariola Sitarz zaproponowały uczniom napisanie pracy na temat
biblioteki. Prezentujemy bezkonkurencyjne opowiadanie naszej redakcyjnej koleżanki Kasi
Karpińskiej. Tekst ten wzbudził niemałe i kontrastowe emocje wśród ogłaszających konkurs: podziw
dla wyobraźni autorki i nadzieję, że Jej wizja nigdy się nie sprawdzi. DK
Moja wymarzona biblioteka
Ludzkie pasje przyjmują różne formy: najgorszą jest obsesja- szaleńczy obłęd, gdy nie
zważamy na nic, prócz wyznaczonego celu.
Rzecz działa się w pewnym europejskim mieście. Żył tam mężczyzna, mający obsesję na
punkcie zbierania książek. Na początku była to zwykła pasja powiązana z innym planem. Nie trwało to
jednak długo – czas przyniósł zaangażowanie i szaleństwo.
Cała historia zaczęła się w dzieciństwie. Jako mały chłopiec, Albert stracił matkę. Ojciec
podróżował w interesach, przez cały czas. Dziecko widywało go bardzo rzadko. Pewnego razu, ojciec
kupił mu książkę. Zachwycony chłopiec postanowił, że nigdy się z nią nie rozstanie. Przywiązanie stało
się jeszcze mocniejsze po śmierci taty. Albert został kompletnie sam. Jedynym towarzyszem
pozostała właśnie książka – niewielki zbiór bajek dla dzieci.
Pewnego dnia zaginęła. Było to ogromną tragedią – zarówno dla właściciela, jak i
domowników, którzy nie mogli znosić dłużej jego krzyków. Codziennie dostawał dziesiątki książek.
Niestety, żadna nie była w stanie zastąpić mu tej jedynej.
Wtedy w Albercie narodziła się pasja do zbierania książek. Jako młody mężczyzna, zaczął
podróżować po świecie. Odwiedzał wszystkie księgarnie, które napotkał na swojej drodze. W każdej z
nich wydawał niebotyczne sumy.
Kiedyś uwielbiał spędzać czas w bibliotekach. Jednak po pewnym czasie, stwierdził, że nie
spełniają one jego wymagań. Miał poczucie, iż jest intruzem. Musiał posłusznie wykonywać polecenia
bibliotekarza – „cicho, nie jeść, nie pić”. Czuł się ograniczony, nie mogąc robić tego, co chce.
Postanowił założyć swoją wymarzoną bibliotekę – we własnym domu. Stworzyć z niej kościół, z tą
różnicą, że on sam będzie Bogiem i Stwórcą. Zadecyduje, co może robić, jak się zachowywać. Już nikt
nie będzie ingerował w jego życie.
Był zadowolony, że już wcześniej zaczął zbierać książki. Układał je z namaszczeniem na
półkach. Katalogował, wycierał z kurzu każdą po kolei. Traktował je lepiej niż ludzi. Problem w tym, że
z czasem jego pasja zmieniła się w obsesję. Mężczyzna posiadał książki w różnych językach. Prowadził
nielegalne interesy – wszystko, byleby zdobyć to, czego poszukuje.
Obsesja przybierała zastraszające rozmiary. Opętany manią posiadania, stracił wszelkie
skrupuły. Zdarzył się dzień, w którym Albert posunął się do ostateczności. Będąc w Wenecji, poznał
wielkiego miłośnika literatury. Ten, całkowicie ufny wobec nowego znajomego, pokazał mu swoje
zbiory. Mężczyzna nie mógł uwierzyć własnym oczom. Wśród bardzo cennych egzemplarzy, znalazł
to, czego szukał przez dziesiątki lat – książeczkę z dzieciństwa. Od tamtej chwili nie był w stanie
zachować spokoju. Pod pretekstem nagłej gorączki, szybko zakończył spotkanie, aby w zaciszu
wynajętego pokoju obmyślić, jak zdobyć swój cel.
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 24 •
Najpierw postanowił zlecić komuś zadanie,
stwierdził jednak, że nikt nie ma prawa bezcześcić jego
świętości. Uznał, że musi zaryzykować.
Nocą wkradł się do domu swojego znajomego.
Wiedziony jakąś tajemną mocą, bez problemu trafił do
właściwego pomieszczenia. Miał wrażenie, że znajdzie ją
po omacku. Dla pewności, zapalił światło. Był to błąd.
Zaniepokojony właściciel udał się do swojej biblioteki. Nie
było odwrotu. Albert chwycił nóż, który ukrył przed
wyjściem w kieszeni. Jeden celny cios, stłumiony jęk, i
lepka plama szkarłatu na marmurowej posadzce. Koniec. Koniec wielbiciela literatury i wątpliwej
moralności bohatera. Bóg pokonany…
Albert zakończył podróż, aby wrócić czym prędzej do domu. Dumny z siebie usiadł w fotelu
ojca. Nie mógł powstrzymać wzruszenia. Wreszcie osiągnął swój życiowy cel. Książka z bajkami jest
ponownie w jego rękach. Powoli podszedł do miejsca, które dawno temu wyznaczył i z
namaszczeniem wsunął ją na zakurzoną półkę. Łzy cisnęły się do oczu. Nie hamował ich, płynęły po
policzkach, gorące, spragnione życia. Łkał jak dziecko. Nie musiał się tego wstydzić – nie miał przed
kim.
Nagle coś się zmieniło. Jakaś granica została przekroczona. Jego radość zmieniała się w szał.
Niszczył wszystko. Absolutnie wszystko – tak jak siebie, przez całe lata. Rzucił świecą w powyrywane
kartki, które momentalnie zapłonęły. Ogień odbijał się w jego oczach – czyste szaleństwo, diaboliczne
opętanie. Krzyczał głośno – tak głośno, jak tylko mógł.
Na końcu został ona – mała i niewinna. Złapał ją w dłonie, zgrubiałe, zniszczone – ręce
rzeźnika. Pod wpływem silnego szarpnięcia grzbiet pękł, niczym dziecięcy kręgosłup. Pożółkłe kartki
zaczęły falować w gorącym powietrzu. Nigdy nic nie upadało tak wolno – to była wieczność.
Ogień otoczył go ze wszystkich stron. Zaczął parzyć ręce. Pozostało jeszcze okno
i
zimna sadzawka. On jednak zrobił co innego. Wyciągnął z szuflady pistolet. Wkładając go to ust, nie
był już człowiekiem. Szybki strzał, przy akompaniamencie ognia, i resztki mózgu upadły na wyblakłe
kartki.
Kasia Karpińska, kl. 3c
…………………………………………………………………………………………….
Twórczość czytelników
Prezentujemy na łamach naszej prasy 3 anonimowe, poruszające wiersze: „Powiew wiatru”, „Lepiej
późno niż wcale?” oraz „Wczesne dorastanie”. Jeśli chcesz, też możesz opublikować swoją twórczość
w szlachetnym „Aczkolwiek”. Wiersze, opowiadania, recenzje, felietony- co tylko zapragniesz.
Wystarczy skontaktować się z p. Dorotą Konstantynowicz, którymś z redaktorów lub napisać do nas
przez skrzynkę kontaktową znajdującą się w bibliotece albo mailowo nadesłać pracę na nasz [email protected]. KW
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 25 •
„Powiew wiatru”
to był tylko jeden powiew
wiatru,
tak gwałtowny, że zgasił
płomień życia …
kogoś wybawił
uwalniając od codzienności,
pozwalając się wyrwać na
zawsze z bezsensu istnienia,
kładąc kres bezsilności,
kończąc usilne starania o
zrozumienie …
pogrążył tych, co zostali
pozbawił ich światła,
zostawił w smutku i bólu,
przysporzył cierpienia,
zmusił do samotności i
pytań:
dlaczego?
zdławił miłość i czułość,
kiedy miała możliwość
rozkwitnąć naprawdę,
nie pozwolił dorosnąć do
odpowiedzialności
i dopisać kolejnych
rozdziałów,
nie dał szansy, by przeżyć
to, co nieznane …
po prostu zawiał
i świat otulił się w ciszę,
która krzyczy i szlocha
„Lepiej późno, niż wcale?”
podobno „lepiej późno niż
wcale”,
ale czy można tak
usprawiedliwiać wszystko …
wyrzuty sumienia, że się nie
było tym, kim powinno,
że się nie było tam, gdzie
potrzeba,
że się nie zobaczyło, nie
odwiedziło,
że się zrozumiało po fakcie,
że się zraniło,
że się zaniedbało,
że się zapomniało,
że się żyło stale w
przekonaniu,
że chcemy, myślimy,
pamiętamy tylko czasu
brakuje na wszystko …
a przecież to „lepiej późno”
czasami oznacza „wcale”,
krzyczy do nas, że już nic się
nie da zmienić,
naprawić,
wytłumaczyć ,
zostanie w nas szlochająca
tęsknota już bez żadnej
wartości …
a może warto spróbować
żyć,
tak jakby „lepiej późno” nie
istniało wcale
„Wczesne dorastanie?”
miała kilkanaście lat i
musiała nagle dorosnąć,
choć tego nie chciała ...
wszyscy, którzy byli
świadkami tego rozstania,
ze złością w duchu pytali
"dlaczego?"
kiedy żegnała się z mamą
płacząc już na myśl przyszłej
tęsknoty
serce pękało z głośnym
trzaskiem,
dudniło z bólu
łomotem swym rozrywając
ciszę pożegnania ...
oczy pełne łez,
usta ich bezgłośnie
szepczące słowa modlitwy,
myśli niepoukładane,
szamoczące się w potrzasku
braku zrozumienia
odwiecznych zasad naszego
uczucie balansujące na
krawędzi
współczucia dla niej
i wstydu za siebie,
że gdzieś w głębi pośród
żalu
jest też ulga ...
że to nie oni muszą dzisiaj
tak szybko dorastać
ziemskiego bytowania,
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected] •
• Aczkolwiek • Str. 26 •
• Numer 2 (8), październik 2010 • [email protected]