Balkonada o gołębiach, czyli krótka instrukcja jak popaść w odmęty
Transkrypt
Balkonada o gołębiach, czyli krótka instrukcja jak popaść w odmęty
Balkonada o gołębiach, czyli krótka instrukcja jak popaść w odmęty szaleństwa. Dzień pierwszy Ze wstydem muszę przyznać, że na początku zbagatelizowałam zagrożenie. Para gołębi, dość obrzydliwie gruchając, dreptała po moim balkonie. Odgoniłam raz. Po godzinie wróciły. Machnęłam ręką i wróciłam do swoich zajęć. Na balkon zerknęłam ponownie, gdy zaczęło zmierzchać. Gołębie pozbawiły mnie swojego (wątpliwej jakości) towarzystwa i odleciały w siną dal. Nocować nie planowały. Zazgrzytałam zębami na widok kilku fruwających piórek oraz pstrzących podłogę kup. Chwilę potem zapomniałam o sprawie. Dzień drugi Całkiem wyspana otworzyłam oczy, przeciągnęłam się leniwie i uśmiechnęłam się na myśl o nadchodzącym dniu. Wstałam niespiesznie i weszłam do dużego pokoju. Moich uszu dobiegło znajome gruchanie. Parka gołębi dreptała sobie radośnie po balkonie, co jakiś czas wskakując do skrzyń balkonowych. To mnie zelektryzowało. Wprawdzie jeszcze nie czas na wysiew czegokolwiek (zima w końcu), ale jak gołębie stworzą precedens skakania po donicach, to później połamią roślinki. Niestety nadal nie łączyłam wszystkich faktów, co nie pozwoliło na rzeczywiste oszacowanie zagrożenia. Resztę dnia poświęciłam na niezbyt skuteczne wypędzanie gołębi. Tuż przed zmierzchem ponownie się wyniosły a ja zauważyłam, że odruchowo wzrok leci mi w stronę balkonu. Dzień trzeci Otworzyłam oczy. Poderwałam się na równe nogi i pobiegłam do dużego pokoju, sprawdzić, czy gołębie znów naruszają moją przestrzeń balkonową. Oczywiście były tam. Konkretnie jeden siedział w skrzynce a drugi na balustradzie. W dziobie trzymał patyczek. Otworzyłam drzwi na pełną szerokość i niepomna faktu, że jestem w piżamie wyskoczyłam z wrzaskiem na balkon. Gołąb (ten z balustrady) przekrzywił ze zdziwieniem łebek, wypuścił patyczek i niespiesznie odfrunął. Drugi poszedł w jego ślady. Podeszłam do skrzynki. A tam dołek i stosik patyczków. I właśnie wtedy dotarła do mnie groza sytuacji. Te cholery chcą zakładać gniazdo. Przez resztę dnia co kilka minut wypędzałam ptaszyska z balkonu. Odetchnęłam z ulgą, gdy zaczęło się robić ciemno. Dzień czwarty Obudził mnie mąż przytulając się w celach jednoznacznych. Otworzyłam oczy i natychmiast pojawiła się nagła myśl. Gołębie! Wywinęłam się z uścisku i już sekundę później stałam w drzwiach balkonowych wsłuchując się w nienawistne gruchanie. Były tam. Znów w skrzynce, gdzie od rana zdążyły uwić kolejne gniazdo. Wyskoczyłam (bardzo niekompletnie ubrana) i przepędziłam hałastrę. Na balkonie obok sąsiad palił papierosa. Obrzucił mnie dziwnym spojrzeniem, ale grzecznie powiedział dzień dobry. Wyjąkałam coś w odpowiedzi i spąsowiałam. Wybiegłam z balkonu. Reszta dnia upłynęła mi na nerwowym zerkaniu internecie. przez okno i wyszukiwaniu porad w Dzień piąty Spałam dzisiaj na kanapie w salonie, żeby mieć bliżej do balkonu. Poprzedniego dnia sprawdziłam o której wstaje słońce i nastawiłam budzik na 6:21. Pomyślałam sobie, że dzisiaj skurczybyki mnie nie zaskoczą. Otworzyłam oczy i usłyszałam gruchanie. O wy dziady! Wypędziłam. Zbierały się do odlotu niespiesznie okazując dalece idącą nonszalancję. Przed południem kurier przyniósł zamówionego w allegro sztucznego kota – straszaka na ptaki. Zamontowałam go, wielce zadowolona i poszłam przygotowywać obiad. Chwilę później gołąb przysiadł na balustradzie w odległości kilku centymetrów od straszaka i zdziwiony przypatrywał się nowemu lokatorowi balkonu. Dzień szósty Dzień zaczęłam od kolejnego demontażu powstającego gniazdka. Gołębie poleciały w teren a ja zatarłam ręce z uciechy. Kurier przyniósł chwilę wcześniej sztucznego kruka, więc sobie wykombinowałam, że jak go zamontuję pod nieobecność gołębi, to się nie skapną, że to podstęp i pozbędę się ich raz na zawsze. Kruk prezentował się imponująco. Dziesięć minut później gołąb podjął próbę wylądowania na kruku. Spojrzał na mnie a w jego oczach wyczytałam rozbawienie. Skinął główką, jakby dziękował za nową huśtawkę dla przyszłego potomstwa. Dzień siódmy Zorientowałam się, że zaczynam zdradzać oznaki obsesji. Nie wzbudziło moich podejrzeń to, że poprosiłam siostrę o zrobienie zakupów, nie chcąc schodzić z posterunku. I nawet nie to, że poświęciłam pół dnia na czytanie o zwyczajach lęgowych gołębi. Wreszcie, nie rozpoznałam zaburzenia, gdy z szatańskim chichotem, zza lekko uchylonych drzwi celowałam w gołębie wodą ze spryskiwacza, albo gdy chyłkiem smarowałam balustrady olejem (z czystej złośliwości, by się cholery poślizgnęły). Nie zaalarmowało mnie także, gdy siostra mi powiedziała, że mam tik nerwowy i nieświadomie co chwilę skanuję oczami balkon. Nie. Zorientowałam się, że jest źle, gdy przeczytałam komentarz, jaki wystawiłam na allegro biednemu sprzedawcy sztucznego kruka. Koniec tego do cholery! W przyszłym tygodniu montuję siatkę na balkonie! Serdecznie pozdrawiam, Jagna