plik pdf

Transkrypt

plik pdf
Redakcja
W
itam serdecznie w kolejnym numerze magazynu Cztery Kopyta.
Miło mi, że pierwszy numer został tak pozytywnie przyjęty przez czytelników. Ogromnie
się cieszę, że praca moja jak i redaktorów
oraz wszystkich tych, którzy mi pomogli nie
poszła na marne. Dzięki uprzejmości wielu
osób magazyn naprawdę staje na nogi i zaczyna wyglądać coraz ładniej. Przez kilka numerów będziemy starali się rozwijać jego
wygląd, aby choć po części dorównać komercyjnym pismom. Chciałabym, aby każdy
czytelnik magazynu znalazł w nim coś dla siebie, aby czytanie sprawiało przyjemność, a informacje w nim zawarte były pożyteczne.
Zapraszam do lektury.
Agata Obidowicz
Spis treści
Współpraca
Foto miesiąca
Koń: Niemen - czarna perełka
Z życia: Hubertus - dopaść lisa
Weterynaria: Kolka
Dyscypliny jeździeckie: Skoki
Rasy koni: Trakeny
Stadniny: SK Kurozwęki
Sprzęt jeździecki: Derki - co na konia?
Jeździectwo naturalne: Czym jest?
Przystań Ocalenie
„Przed panną, tylko… koń!”
Apassionata - cztery pory roku
Arabski świat
Sztuka: Katy Sodeau
CzteryKopyta.pl to darmowy e-zin poświęcony koniom. Jeżeli także interesujesz się końmi i chcesz pomóc w tworzeniu magazynu napisz do nas na adres:
[email protected]
Oprócz osób, które zechcą pisać artykuły
poszukujemy także wszystkich tych, którzy mają pomysł na innego rodzaju pomoc.
Reklama
Osoby zainteresowane reklamą na łamach magazynu, lub na stronie internetowej proszę o kontakt pod adresem:
[email protected]
Str. 1
Niemen - czarna perełka
Foto Numeru
J
eżeli wykonałeś kiedyś ciekawe zdjęcie o tematyce związanej z końmi to zapraszamy do udziału w konkursie na zdjęcie numeru.
Na chwilę obecną nagrodą jest satysfakcja oraz profesjonalna ocena wyróżnionej
fotografii. Mamy jednak nadzieję, że ta sytuacja szybko ulegnie zmianie. Zachęcamy do wysyłania zdjęć na adres redakcji [email protected], w temacie wiadomości należy podać 'foto numeru'.
W tym miesiącu wyróżnione zostaje zdjęcie wykonane przez Karolina Rutkowska.
Niebieskie niebo przebija się przez drzewa, bezwietrznie. I tylko trzy modele skubią leniwie trawkę. Idylliczna wręcz atmosfera, potęgowana przez spokojny, symetryczny (i tylko odrobinę krzywy) kadr i dobre oświetlenie modeli. Zdecydowany
faworyt na ten miesiąc.
a ogrodzeniem, wśród pięknych
koni arabskich, stał jeden zupełnie
inny, mały, grubiutki i cały czarny. Nie
przejmował się tym, że nie jest rasowy.
Był przecież szefem stada, stał dumnie, rozglądając się uważnie wkoło i
pilnując porządku. Najmądrzejszy spośród wszystkich koni – Niemen.
Z
Niemen jest mieszanką arabo-fiordki z
energicznym małym kucykiem. Jego
dziadkiem jest natomiast koń czystej krwi
arabskiej, siwy Turban (Palas x Tania/
Bandos). Był jednym z koni, które w stadninie (podczas pracy wakacyjnej) miałam
przydzielone do codziennej jazdy. Gdy go
zobaczyłam, nie byłam zbyt szczęśliwa,
że mam z nim pracować. Moje zdanie na
jego temat zmieniło się diametralnie już
podczas pierwszego kontaktu. Wydał mi
się niezwykle mądrym i inteligentnym koniem z zadziornym charakterem. Od razu
zyskał
u
mnie przezwisko
„Czesio”. Pierwszy raz wsiadłam na niego na
ujeżdżalni przed stajnią i... spadłam, a za
każdym kolejnym upadkiem lubiłam go coraz
bardziej. W terenie także pokazał, co potrafi,
ponosząc na oślep w pełnym cwale. Pracowałam z nim przez długi czas i wytworzyła
się między nami niesamowita więź. Byliśmy
razem na pastwisku, w terenie, a czasem
pracując na ujeżdżalni. Z dnia na dzień dogadywaliśmy się coraz lepiej, a jedno czerpało od drugiego nową wiedzę o sobie.
Łukasz Tobiasz
Str. 2
CzteryKopyta.pl
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 3
CD. Niemen - czarna perełka
Kiedy zbliżał się koniec wakacji i termin
mojego powrotu do domu, postanowiłam,
że kupię Niemena. Był to dosyć szalony
pomysł, gdyż wiedziałam, że nikt z rodziny nie będzie w stanie pomóc mi w tym
przedsięwzięciu ani tym bardziej w utrzymaniu konia. Po wielonocnych przemyśleniach stwierdziłam, że jednak nie mogę zrezygnować z ukochanego konika.
Nie zrezygnowałam więc. Przez następny
rok ciężko pracowałam, z trudem łącząc
to z nauką na studiach, ale udało mi się
osiągnąć cel i przed tegorocznymi wakacjami Niemen był już ze mną w Krakowie.
Obydwoje bardzo dobrze zaaklimatyzowaliśmy się w nowym miejscu (nowa stajnia, konie, ludzie), a Niemen po wielu
wojnach i bójkach na pastwisku zaprzyjaźnił się z małym, zadziornym i sympatycznym kucem felińskim – Karino. Czesio
zmienił się bardzo, odkąd zaczęliśmy razem pracować. Już nie ponosi, nie bryka,
jednak dalej jest bardzo „charakterny” i lubi postawić na swoim. Mimo to jesteśmy
prawdziwymi przyjaciółmi i tworzymy
zgrany zespół. Nieustannie się rozwijamy
i każdego dnia uczymy się czegoś nowego.
Niemen jest także moim drugim światem. Zupełnie innym od tego, w którym
żyję na co dzień. Jest światem odległym
od wszystkich przyziemnych problemów.
To do niego uciekam, kiedy mi smutno, i
w jego grzywę wsiąkają moje łzy i zatapiają się wszystkie sekrety. To do niego
biegnę, gdy jestem szczęśliwa i pragnę podzielić się moją radością. To
przyjaźń z nim jest dla mnie motorem do pracy i motywacją przy zmaganiu
się z trudami codzienności.
Agata Obidowicz
Zdjęcia: Gosia K.
Str. 4
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Hubertus - dopaść Lisa
C
o prawda sezon hubertusów już zdecydowanie dobiegł końca, ale ja dopiero teraz po nim ochłonęłam na tyle, żeby opisać to niesamowite wydarzenie organizowane na zakończenie sezonu jeździeckiego.
Jednych ludzi śmieszył, a innych dziwił
fakt, że osoba jeżdżąca konno 14 lat nigdy
nie startowała w biegu św. Huberta. W sumie sama nie wiem,
dlaczego tak właśnie
było. W stajniach, w
których jeździłam, w
ten dzień poza gonitwą organizowane były także inne konkurencje, takie jak ujeżdżenie, skoki przez
przeszkody czy konkurs tatarski (tor przeszkód na czas). Ja zawsze wybierałam
ujeżdżenie i tatarskie. Nigdy nawet nie pomyślałam o pogoni za lisem i o tym, jaka
z tym wiąże się fantastyczna zabawa.
W tym roku postanowiłam jednak wziąć udział w klasycznym hubertusie. Byłam
niesamowicie przejęta tym faktem. Już na dwa tygodnie przed zawodami zawiozłam sobie do stajni białe
owijki i czaprak, zastanawiałam się, czy swojemu
koniowi zapleść koreczki,
warkoczyki czy siateczkę
na grzywie, a może wcale
nic nie zaplatać, czy robić
kłosa na ogonie, czy może
zostawić puszczony luźno.
To wszystko spędzało mi
sen z powiek każdej nocy –
aż do tego sądnego dnia.
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 5
Kontynuacja: Hubertus - dopaść lisa
Gonitwa była zaplanowana na godzinę
14.00, ale ja w stajni
byłam już o 8.00 rano.
Przecież musiałam się
przygotować, mimo
że
praktycznie
wszystko miałam gotowe :). Ale chyba nie
tylko ja byłam taka
podekscytowana. W
stajni był ruch od samego rana. Każdy coś
czyścił, sprawdzał,
polerował, a wszyscy razem lamentowaliśmy, że na pewno nie zdążymy ze
wszystkim na czas. Konia czyściłam i przygotowywałam przez trzy godziny, ciągle wahając się, jak go uczesać. Podziwiam go, bo był niezwykle wytrwały i wyrozumiały. Dzielnie znosił wszelkie zabiegi pielęgnacyjne, zarówno te niezbędne,
jak i kompletnie niepotrzebne. W końcu po długotrwałych dyskusjach z samą sobą
zdecydowałam, że jednak grzywy nie zaplatam całej. Jeden mały warkoczyk z białą gumeczką wystarczy. Na ogonie zrobiłam kłosa. Powoli zaczynała się zbliżać
„godzina zero”.
Ja byłam coraz bardziej podekscytowana, a konik coraz bardziej
tracił cierpliwość, zastanawiając
się, ile można stać w bezruchu i
o co w ogóle mi chodzi. I tak oto
pojawił się kolejny dylemat. Czy
najpierw się przebrać w odświętne białe bryczesy, bluzkę z kołnierzykiem i czarny polar (na
marynarkę było niestety za zimno), a potem siodłać konia, ryzykując ubrudzenie (o co w moim
przypadku bardzo łatwo), czy może najpierw osiodłać konia, a potem iść się przebrać? Tylko że osiodłany konik sam zostać nie może, a przywiązany w stajni się
ubrudzi… I na tych rozważaniach zeszła mi kolejna cenna godzina. W końcu zdecydowałam, że osiodłam konika, ktoś mi go popilnuje, a w tym czasie ja się pójdę
przebrać. Jak pomyślałam, tak też zrobiłam.
Str. 6
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Kontynuacja: Hubertus - dopaść lisa
Zwarta i gotowa wsiadłam na konia i wszyscy razem wyruszyliśmy do miejsca, w
którym miał się odbyć Hubertus. Była to duża łąka, a na niej już rozgrzewały się
inne konie wraz ze swoimi jeźdźcami – w tym także „lis”… Obiekt marzeń każdego jeźdźca tego dnia. Wszyscy wyglądali pięknie, odświętnie i elegancko. Mój konik chyba też wczuł się w klimat całej imprezy, wyrażając to wesołym brykaniem i
nadmierną chęcią do ekstremalnie szybkich galopów. Dopiero podczas rozprężania
się przypomniałam sobie, że ja kompletnie nic nie wiem o zasadach, na jakich rozgrywane są gonitwy – poza tym, że kto złapie lisa, ten wygrywa. Trzeba się było
zatem dopytać. I dowiedziałam się, że nie wolno zajeżdżać drogi innym koniom,
że trzeba jeździć rozważnie, uważać na innych i siebie… i że są trzy „nory”. Ale
co to są nory? Żeby nie wydać się zbyt kłopotliwą i dociekliwą, z tym pytaniem
postanowiłam podjechać do kogoś innego. Zdobyłam kolejną porcję wiedzy.
„Norę” zgłasza lis, kiedy czuje się zagrożony, czyli kiedy wydaje mu się, że zaraz
zostanie złapany. Może oznajmić to podniesieniem ręki albo ustalonym wcześniej
okrzykiem. Po zgłoszeniu trzeciej „nory” zaczyna się prawdziwa zabawa…
Z samej gonitwy niewiele pamiętam :). Niemniej jednak prawie miałam lisią kitę
w ręce. W zasadzie praktycznie musnęłam ją palcami, kiedy nagle, pod kątem prostym, wjechała we mnie koleżanka… Bo to wszystko tak naprawdę zupełnie inaczej wygląda z pozycji jeźdźca niż z pozycji obserwatora. Bardzo ciężko jeździ się
w pełnym galopie, w grupie koni, które się nie znają. Każdy obija się o każdego, a
w oczach ma tylko powiewającą lisią kitę, która umocowana jest na ramieniu uciekającego. Wszyscy łapczywie wyciągają ręce i kiedy już prawie mają kitę, to albo
nagłe „bum!” z którejś strony, albo „nora” – i zabawa zaczyna się od początku. I o
to właśnie chodzi :) – żeby się dobrze bawić, żeby poznać nowych ludzi, żeby spęCzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 7
CD. Hubertus - dopaść lisa
-dzić czas z końmi i na świeżym powietrzu.
W efekcie końcowym lisa nie złapałam, ale gonitwa była niezwykle udana. Jestem
dumna zarówno ze swojego konika, który pokazał, że jest groźną konkurencją, jak
i z siebie, że nie spanikowałam, tylko walczyłam do końca. Po gonitwie każdy dostał piękne flo i odbyła się runda honorowa. Były oklaski, wiwaty i śmiech. Było
fantastycznie. A po pogoni za lisem zasłużony odpoczynek w gronie koniarzy, tradycyjny bigos, muzyka, śpiew i taniec… Czyli niezapomniana impreza.
Reasumując, nie rozumiem dalej, jak mogłam przez tyle lat nie wystartować w
żadnej gonitwie, ale za to wiem, że każdego następnego roku będę brać udział w
biegu św. Huberta i dzielnie ścigać lisią kitę.
Agata Obidowicz
Weterynaria: Kolka
Kolka to schorzenie spędzające sen z powiek każdemu właścicielowi konia. Należy ją dobrze poznać, aby móc jej uniknąć, a w ewentualnym przypadku wystąpienia choroby –
móc pomóc szybko i skutecznie, unikając tragedii.
Kolka (morzysko) to ogólna
nazwa schorzeń żołądka i jelit,
które często przebiegają bardzo ostro i boleśnie dla konia.
Jest to niezwykle poważna dolegliwość, której leczenie musi być podjęte natychmiast. Czasami kolka może
zniknąć tak szybko, jak się pojawiła, ale także może przyczynić się do śmierci konia. Skomplikowana budowa układu pokarmowego tych zwierząt sama w sobie
predysponuje do schorzeń tego typu. Z powodu specyficznej budowy wpustu żołądka koń nie ma fizycznej możliwości zwracania treści pokarmowych. Jelita są
tak długie i ruchome, że samo gromadzenie się w nich gazów może wywołać bolesność.
Przyczyn powstawania morzyska jest bardzo wiele. Do najczęstszych można zaliczyć podawanie zepsutej paszy, przekarmianie, zarobaczenie, wrzody żołądka, zapalenie żołądka, jelit i wątroby, wychłodzenie organizmu. Kolkę mogą wywołać
także czynniki takie jak zmiana pogody, ciśnienia atmosferycznego lub paszy, długotrwałe przebywanie w stajni, podniecenie i stres związane z zawodami lub transportem oraz odrobaczanie. Bóle powodowane są najczęściej niedrożnością jelit.
Zamknięcie ich światła może wystąpić na każdym odcinku.
Przy silnym bólu koń zaczyna rozpaczliwie się tarzać. Przy zaobserwowaniu któregoś z wymienionych objawów koniecznie trzeba wezwać lekarza weterynarii.
Chorego konia należy oprowadzać lub lonżować. Jeżeli zwierzę się poci, należy
okryć je derką lub rozcierać jego boki wiechciem słomy skropionej spirytusem lub
terpentyną. Nie wolno podawać koniowi nic do jedzenia, można jedynie i tylko
pod kontrolą podać mu trochę wody. Jeżeli zwierzę położyło się w boksie, koniecznie trzeba usnąć z niego paszę.
Str. 8
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 9
Kontynuacja: Weterynaria: Kolka
Kontynuacja: Weterynaria: Kolka
Zatkanie jelit wywołane jest przez zatrzymanie się treści pokarmowej w jelicie. Najczęściej występuje w zagięciu miednicznym
(wąski odcinek okrężnicy dużej). Koniowi, u
którego zdiagnozuje się ten rodzaj kolki, podaje się płynną parafinę przez sondę oraz
elektrolity w formie kroplówki. Jeżeli te zabiegi nie usuną przyczyny kolki, konieczne
jest wykonanie zabiegu chirurgicznego.
Leczenie kolki zależy od jej przyczyny. Zdiagnozować chorobę może tylko weterynarz na podstawie badań klinicznych. Sprawdzane jest tętno, liczba oddechów,
temperatura, osłuchane serce oraz ściany jamy brzusznej. Lekarz ocenia także stan
odwodnienia organizmu oraz wykonuje badanie rektalne, polegające na włożeniu
ręki do odbytnicy konia i omacaniu dostępnych organów wewnętrznych. Po dokonaniu diagnozy koń może otrzymać zastrzyki rozkurczające i rozluźniające skurczone i zaciśnięte mięśnie gładkie, środki przeciwbólowe oraz sondę żołądkową
(podawana przez nią płynna parafina może pomóc w usunięciu blokady z jelit). W
ostrych przypadkach kolki wykonuje się zabieg chirurgiczny.
Bardzo trudno jest mieć pewność, że koniowi
nie grozi kolka, ale można dołożyć wszelkich
starań, by zminimalizować możliwość jej wystąpienia. Koń powinien mieć możliwość swobodnego poruszania się (padok, spacery), stały
dostęp do czystej wody, racje żywnościowe
powinny być dobrane indywidualnie do danego zwierzęcia (ilość pokarmu i jej rodzaj zależą od rasy, wzrostu, wagi i pracy, jaką wykonuje). Nie wolno podawać koniowi zepsutej paszy, zgniłej słomy czy siana. Należy
dbać o regularne odrobaczanie. Fachowa opieka zmniejsza ryzyko zachorowania.
Agata Obidowicz
Istnieje wiele różnych rodzajów kolek. Do najczęściej występujących należy kolka kurczowa, inaczej zwana spastyczną. Jest rodzajem niestrawności, występującym u koni podekscytowanych zawodami. Może ją wywołać także zbyt duża różnorodność podawanego pokarmu, zmiana otoczenia oraz zaniedbanie odrobaczania. W leczeniu tego rodzaju kolki stosuje się środki przeciwbólowe i rozkurczające, które zwykle pomagają opanować sytuację. Kolejne powszechnie występujące
morzysko to choroba pastwiskowa. Dotyczy koni utrzymywanych głównie na padokach, a jej przyczyny nie są do końca znane. W ostrych przypadkach jednym z
objawów są drgawki. W formie przewlekłej można zaobserwować nagły i znaczny
spadek wagi. Ten rodzaj kolki niestety jest nieuleczalny i powoduje śmierć konia.
Skręt jelit jest bardzo ostrą i bolesną chorobą. Jedyną metoda jej wyleczenia jest
operacja chirurgiczna. W momencie skręcenia jelit zostaje odcięty dopływ krwi do
danego odcinka, w związku z czym zaczyna on obumierać, a produkowane w tym
procesie toksyny dostają się do krwiobiegu.
Str. 10
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 11
Skoki – technika i dokładność Część 1
S
koki są prawdopodobnie najpopularniejszą dyscypliną jeździecką, najchętniej emitowaną przez stacje telewizyjne. Wymaga dużych zdolności – zarówno od jeźdźca, jak i konia. Harmonii i
zgrania oraz bez wątpienia dużej odwagi.
Koń nie został stworzony do skoków. Jego
natura nie jest uwarunkowana w tym kierunku, a jednak człowiekowi udało się
poprzez ciężką pracę tak wyszkolić te
zwierzęta, że pokonują liczne kombinacje
wysokich, szerokich, czasem „strasznych” i dziwnych przeszkód.
Pierwsze oficjalne zawody w skokach przez przeszkody odbyły się w Dublinie w
1864 r. Już podczas drugiej nowożytnej olimpiady (Paryż 1900) zostały dołączone
do rozgrywanych dyscyplin sportowych. Natomiast I Mistrzostwa Świata zostały
rozegrane w 1957 r. Wyróżniamy dwa sezony w dyscyplinie skoków: otwarty i halowy. Podczas otwartego zawody organizowane są na placach konkursowych na
wolnym powietrzu, natomiast podczas drugiego – na halach. W trakcie sezonu
otwartego najważniejszą imprezą są igrzyska olimpijskie. Natomiast dwa lata po
każdej olimpiadzie organizowane są Mistrzostwa Świata. Ważne wydarzenie stanowią również Mistrzostwa Europy – pierwszy raz zawodnicy mieli okazję rywalizować w nich w 1953 r. Organizowane są również ME dla juniorów i młodych
jeźdźców. Od blisko wieku podczas Międzynarodowych Oficjalnych Zawodów
Konnych (CSIO) narodowe ekipy co roku rywalizują w seriach konkursów o Puchar Narodów. Ponadto odbywają się liczne mistrzostwa regionów i kontynentów.
Federacje jeździeckie co roku organizuje zawody CSIO, natomiast podczas halowego sezonu CSI –
Międzynarodowe Zawody Konne, które są
rozgrywane w ramach
Pucharu Świata. Pierwszy Finał Pucharu
Świata miał miejsce w
1979 r. Oprócz imprez
realizowanych na skale
światową Narodowe
Federacje Jeździeckie
organizują zawody
ogólnonarodowe oraz
Str. 12
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Skoki – technika i dokładność Część 1
mistrzostwa swoich krajów w rożnych kategoriach wiekowych. Co za tym idzie, w
Polsce mamy rozgrywane praktycznie w każdym miesiącu zawody ogólnopolskie
w sezonie otwartym i zawody w ramach HPP (Halowego Pucharu Polski). Raz w
roku odbywają się Mistrzostwa Polski oraz Finał Halowego Pucharu Polski.
Oprócz tradycyjnych parkurów organizowane są konkursy zwane Potęgą Skoku
(dokładny opis zasad rozgrywania tego rodzaju konkursu w kolejnym numerze).
Wygrywa w nich zawodnik, któremu uda się bezbłędnie pokonać przeszkodę o jak
największej wysokości. Rekord świata w Potędze Skoku ustanowił Alberto Larraguibel na koniu Hauso (zdjęcie 1). Wynosi on 2,47 m. Zdarzenie to miało miejsce
5 lutego 1949 roku w Chile.
Teraz może coś bliżej o samej dyscyplinie. Na
parkurze ustawionych jest od 8 do 15 przeszkód – w zależności od klasy konkursu i typu. W naszym kraju można wyodrębnić 8
klas: LL (wysokość przeszkód do 80cm), L
(do 100 cm), P (do 110cm), N (do 120 cm), C
(do 130 cm), CC1 (do 140 cm), CC2 (do 150
cm), CC3 (powyżej 150 cm). Przeszkody na
placu konkursowym mogą stać w różnych kombinacjach (linie i szeregi) lub pojedynczo. Szereg to dwie, trzy lub cztery przeszkody stojące tuż za sobą w odległości 7–12 metrów, tj. 1 lub 2 foule galopu.
Szereg jest liczony jako jedna przeszkoda, posiada jeden numer, a kolejne człony są odznaczone literami: A, B, C, D. Linia to kilka przeszkód ustawionych kolejno po sobie w odległości większej niż 12 m. Mogą występować
krzywe linie, na które najazd nie jest w linii
prostej, ale po łuku lub pod skosem. Wyróżniamy kilka rodzajów przeszkód. Pierwszą z nich jest koperta (rysunek 2), zwana
także krzyżakiem. Nie występuje ona podczas zawodów (przeszkody konkursowe
nie mogą opierać się o ziemię), ale jest stosowana w celu rozprężenia konia przed
wyższymi i trudniejszymi skokami.
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 13
CD. Skoki – technika i dokładność Część 1
Składa się z dwóch drągów skrzyżowanych w
pionowej płaszczyźnie. Stacjonata (rysunek
3) jest to pionowa przeszkoda zbudowana z
drągów lub desek zawieszonych jedna nad
drugą. Okser (oxer) (rysunek 4) to przeszkoda
złożona z dwóch stacjonat ustawionych równolegle, najczęściej w odległości ok. 1 m. Stacjonaty mają taką samą wysokość. Mogą wystąpić też odmiany oksera: „pijany” okser
(drągi na stacjonatach zawieszone są ukośnie)
i doublebarre (pierwsza stacjonata jest niższa
od drugiej). Triplebarre (rysunek 5) to przeszkoda, na którą składają się trzy stacjonaty, z których każda następna jest wyższa od poprzedniej o tę samą wysokość.
Mur (rysunek 6) jest masywną przeszkodą
przypominającą zamek lub murek. Podwyższa
się ją kolejnymi warstwami „cegieł”. Rów z
wodą (rysunek 7) jest to przeszkoda umiejscowiona nad sztucznym rowem wypełnionym
wodą. Hyrda jest przeszkodą, gdzie znajduje
się żywopłot, który koń może „czesać” nogami. Bramka sztokholmska jest to wąska przeszkoda z krótkimi drągami.
CD. Skoki – technika i dokładność Część 1
Za strącenie górnego drąga przeszkody – 4 pkt.
Za nadepnięcie na listwę odgradzającą rów z
wodą lub naruszenie tafli wody – 4pkt. Za nie
posłuszeństwo konia (zatrzymanie, wyłamanie,
konieczność zrobienia wolty) – 4 pkt. Drugie
nieposłuszeństwo powoduje eliminację – tak
samo jak upadek z konia lub upadek konia z
jeźdźcem. W niektórych ważniejszych zawodach dopiero trzecie nieposłuszeństwo powoduje eliminację oraz dopuszczalny jest jeden
upadek, liczony za 8 pkt. W konkursach stylowych nieposłuszeństwo oraz zrzutka
są liczone za 2 pkt. Pomylenie trasy powoduje również eliminację, chyba że zawodnik zdąży naprawić błąd (nie skoczy wcześniej innej przeszkody). Punkty karne można również otrzymać za przekroczenie normy czasu. Za każdą rozpoczętą
sekundę – 1 pkt. Wyeliminowanym można również zostać za wystartowanie przed
sygnałem lub ominięcie celowników końcowych. Przekroczenie ogrodzenia przez
wszystkie nogi konia również karane jest eliminacją.
I to by było tyle w pierwszej części tego obszernego zagadnienia. W II będzie
można przeczytać m.in. o rodzajach i zasadach konkursów, sposobie liczenia klasyfikacji i rankingów, stroju galowym skoczków, cechach charakterystycznych
siodła skokowego.
Magdalena Kasprzyk
Podczas zawodów przeszkody oznaczone są
dwoma chorągiewkami (w przypadku szerokich przeszkód czterema) – białą po lewej stronie i czerwoną po prawej. Wyznaczają one stronę, w którą przeszkoda powinna być pokonana. Wyróżnić możemy
20 różnych rodzajów konkursów, które mogą
być rozgrywane podczas zawodów. Podstawą
klasyfikacji sportowej jest najkrótszy czas
przebiegu i najmniejsza liczba błędów. Konkursy mają różne zasady i warunki, ale sposób
liczenia punktów karnych jest podobny.
Str. 14
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 15
Trakeny – piękno i lekkość
C
óż tu dużo pisać – współczesny
koń trakeński to koń wszechstronny o typie wybitnie sportowym, o
wydatnych i efektownych ruchach i dużych możliwościach skokowych.
A wszystko zaczęło się od Zakonu Krzyżackiego… Materiałem wyjściowym do
utworzenia trakenów były bowiem konie
spokrewnione z tarpanem, hodowane
przez krzyżaków na terenach Prus
(obecnego obwodu kaliningradzkiego) od XIII wieku. W Wikipedii znajdziemy
nawet nazwę tego konika – schweilken. Cofnijmy się jednak do XVII wieku, do
roku 1732 do Trakenów – do Królewskiej Stadniny Koni, która była najznamienitszą, najbardziej znaną i największą w Europie – do wybuchu II wojny światowej –
hodowlą koni szlachetnych. Zanim król pruski Fryderyk Wilhelm sprowadził tam
1100 koni (w tym 500 klaczy), przez sześć lat tysiące żołnierzy pracowały przy
karczowaniu i osuszaniu terenów pomiędzy Gumbinnen i Stallupönen (dzisiaj rosyjski Gusev i Nesterow). Zgromadzony przez króla materiał hodowlany pochodził z różnych hodowli państwowych, a stado było mieszanką różnych typów i ras.
Dopiero w 1786 roku naczelny koniuszy, K. Lindenau, ostro przeselekcjonował
materiał hodowlany, a stado klaczy podzielił według typu, kalibru oraz maści i
ulokował na pięciu oddziałach. Ten podział na stada przetrwał do końca istnienia
stadniny, tj. do roku
1944. Początek XIX
w. to kolejne rewolucyjne zmiany w hodowli
trakeńskiej.
Koniowi trakeńskiemu nadano typ bardziej wierzchowy poprzez
stanowienie
ogierami pełnej krwi
angielskiej i zaczęła
się tworzyć swoista
rasa trakeńska. Dużymi zasługami mógł
poszczycić się ogier
Perfectionist xx 1899
Str. 16
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Trakeny – piękno i lekkość
(Persimmon – Perfect Dream), który był
niewątpliwie najlepszym folblutem, jakiego miały Trakeny w pierwszej połowie bieżącego stulecia, oraz jeden z najznakomitszych ogierów trakeńskich
ostatnich czasów – Tempelhüter, urodzony w 1905 roku. W okresie międzywojennym użyto do hodowli ogierów arabskich. Stadnina w Trakenach istniała do
1944 roku. 16 października rozpoczęto
ewakuację na zachód. W końcu czerwca
1945 roku stadnina Ratzenburg w Holsztynie przyjęła konie ze stadniny w Trakenach: 2 ogiery czołowe, 28 klaczy matek i 6 źrebiąt. Spośród tej grupy 22 oryginalne klacze, na podstawie umowy kupna
z dnia 1.10.1947 roku, przeszły na własność późniejszego Związku Trakeńskiego (Trakehner Verband). W roku 1947
zarejestrowanych zostało ok. 700 klaczy i
60 ogierów trakeńskich. Koń trakeński
posiada swoich zwolenników i sympatyków na całym świecie. Pod patronatem
niemieckiego Związku Trakeńskiego w
10 krajach działają siostrzane organizacje
zrzeszające hodowców i przyjaciół konia
trakeńskiego.
Bo jak tu nie kochać konia ze szlachetną głową z dużymi oczami, o długiej, dobrze
ukształtowanej szyi? Kłąb trakenów jest dość krótki, ale wysoki i dobrze zarysowany, pierś szeroka, a łopatki długie i skośne. Średnio długi grzbiet kończy się
lekko opadającym i dobrze umięśnionym zadem. Nogi są delikatne, o mocnej kości. Wysokość w kłębie wynosi zazwyczaj 160–175 cm, ciężar 550–600 kg.
Umaszczenie koń ten ma jednolite (raczej nie siwe).
Wszystko to czyni z trakenów cenione konie sportowe, m.in. w skokach, WKKW
oraz w ujeżdżeniu. Konie tej rasy mają spokojny charakter, są przyjazne, chętne do
pracy i szybko się uczą.
Tekst i zdjęcia
Iwona S.
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 17
To miejsce na mapie… SK Kurozwęki
P
rzeszłam klonową aleją wzdłuż kamiennego murku i
stanęłam przed dużą, białą żelazną bramą, a za nią
ujrzałam to, co tak dobrze znałam ze starych fotografii,
książek i opowiadań starszych koniarzy. Trzy stajnie, a
pośrodku duże, kamienne poidło w kształcie podkowy,
przy którym kłębi się stado klaczy arabskich ze źrebakami. Jest to miejsce, o którym jedni zapomnieli, inni twierdzą, że już nie istnieje, ale są też ludzie, którzy wierzą w jego odrodzenie…
Legenda o Kurozwękach powiada, że kiedyś, u zarania dziejów, trzech
wędrownych rycerzy przejeżdżało konno przez ziemię, na której później
miały powstać Kurozwęki. Rycerze i ich rumaki stanęli na popas: konie
znalazły tu soczystą trawę i źródlaną wodę, rycerze zachwycili się łagodnym wzniesieniem, otoczonym bagnami, idealnym miejscem do zbudowania warowni... I ten właśnie magiczny moment harmonii między rycerzami i ich wierzchowcami dał początek osadzie Kurozwęki.
Konie związane są z Kurozwękami od niepamiętnych czasów... Około 1380 r.
drewniana owalna warownia przekształciła się w murowaną twierdzę, a wokół
niej, w długiej rzecznej dolinie, powstała wioska. Konie, nieodłączny atrybut etosu
rycerskiego, służyły rzemiosłu wojennemu, ale używane były również do uprawy
pól. Z biegiem lat obronny zamek stał się renesansowym, a później barokowym
pałacem, a konie, dzielące dotychczas z rycerzami przestrzenie dziedzińca zamkowego, przeniosły się do pięknych stajni na drugim brzegu Czarnej. Stajnie te, przekształcone w domy mieszkalne, istnieją zresztą do dziś.
Fascynacja końmi dziedziczona
była – podobnie jak kurozwęcki
zamek – z rodziny na rodzinę: z
Kurozwęckich na Lanckorońskich, z Lanckorońskich na Sołtyków... W roku 1833 Emilia
Sołtyk, ostatnia ze swej rodziny i
dziedziczka zamku kurozwęckiego, poślubiła Pawła Popiela
herbu Sulima (1807–1892),
wielkiego miłośnika koni. Na
znanym obrazie Michałowski
sportretował go w mundurze pułku krakusów powstania listopadowego – na koniu
Str. 18
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. To miejsce na mapie… SK Kurozwęki
arabskim. Wnuk jego, również Paweł (1870–1936), prowadził w pobliskim Kotuszowie, obok starego dworu myśliwskiego Sołtyków, spore stado angloarabów.
Stadnina koni w
Kurozwękach przetrwała II wojnę
światową a po nacjonalizacji kontynuowała
działalność, podtrzymując
kierunek wytyczony przez Pawła Popiela, tj. hodowlę
angloarabów. Początki były bardzo
trudne, ponieważ
materiał hodowlany
przepadł lub uległ
rozproszeniu, a klacze, które zdołano zgromadzić, były różnego pochodzenia i ras. Dopiero w latach
1950–53 ówczesny dyrektor stadniny, p. Stanisław Machnik, sprowadził około 20
klaczy z przedwojennych hodowli dworskich, wykupionych od rolników oraz
przeniesionych ze stadnin: Morsko, Lućmierz, Głaznów, Klemensów. Jako stawka
były one niewyrównane, różnego wzrostu i kalibru, ale wszystkie reprezentowały
jedną rasę, nazywaną wówczas angloarabską półkrwi. Hodowla angloarabów była
prowadzona w Kurozwękach do lipca 1973. Na przestrzeni tych 25 lat dzięki przemyślanemu doborowi i konsekwentnej, systematycznej selekcji Kurozwęki dochowały się doborowej stawki pięknych klaczy oraz kilkunastu rzetelnych ogierów zakwalifikowanych do PSO. W lipcu 1973 roku, usiłując zaspokoić rosnący wciąż
popyt na polskie araby, podjęto decyzję o utworzeniu w Kurozwękach stadniny
koni arabskich. Angloaraby przekazano do SK Walewice i Prudnik, a ich miejsce
zajęły klacze arabskie z Michałowa i Janowa Podlaskiego. W styczniu 1975 roku
stadnina posiadała 39 matek reprezentujących 9 rodzin żeńskich: Gazella, Mlecha,
Sahara, Milordka, Ukrainka, Wołoszka, Selma, Rodania, Cherifa. Sprzyjające warunki klimatyczno-glebowe, przemyślana polityka hodowlana i ogrom włożonej
pracy szybko zaowocowały sukcesami pokazowymi i wyścigowymi. W roku 1999
stadnina została odkupiona od Agencji Rolnej Skarbu Państwa przez bezpośrednich spadkobierców ostatnich przedwojennych właścicieli, rodzinę Jana Marcina
Popiela. Pozostają oni wierni tradycji przodków…
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 19
CD. To miejsce na mapie… SK Kurozwęki
Po prywatyzacji stadnina zaczęła podupadać.
Najcenniejsze konie arabskie zostały przeniesione do SO Białka, SK Janów Podlaski oraz
SK Michałów, a niektóre odkupione przez prywatnych hodowców. Często zmieniający się
dyrektorzy także nie wpłynęli dobrze na rozwój hodowli. I tak właśnie słuch o stadninie
zaczął powoli ginąć. Budynki powoli niszczały, a całe obejście stadniny było zaniedbane.
Dopiero dzięki zaangażowaniu obecnego dyrektora, pana Pawła Maciołowskiego, i kompetentnych pracowników stadnina zaczyna odzyskiwać swoje dobre imię i prestiż. Budynki
zostały odnowione i odmalowane, trawniki są
zawsze pięknie przystrzyżone, a całe obejście
utrzymane jest w czystości. Konie znów zaczynają wyjeżdżać na pokazy, aukcje i czempionaty oraz odnosić sukcesy na wyścigach –
zarówno w WTWK Partynice, jak i na Służewcu.
Moja przygoda z Kurozwękami zaczęła się
trzy lata temu, gdy wyjechałam tam do pracy na wakacje. Od pierwszej chwili pokochałam to miejsce i ludzi tam pracujących.
Z ogromnym zapałem pomagałam codziennie przy koniach, jak i przy odnawianiu i
malowaniu stajni i ogrodzeń. Trzy lata temu
miałam pod opieką młodego wałacha imieniem Coretz (Werbum x Correct/Sinus).
Moim zadaniem było ujeżdżenie go i przygotowanie do pracy pod siodłem, a w zamian za to mogłam jeździć na siwym ogierze arabskim imieniem Hetman (Eukaliptus
x Heraldyka/Palas - na zdjęciu obok)
Str. 20
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. To miejsce na mapie… SK Kurozwęki
Od pierwszego dnia pokochałam te konie – przede wszystkim za wspaniały charakter, chęć do współpracy z człowiekiem i niewiarygodną szybkość uczenia się.
Po jakimś czasie stwierdziłam, że te cechy posiadają wszystkie tamtejsze konie,
mimo że każdy z nich ma zupełnie inną osobowość. Współpraca z tamtejszymi
końmi, jak i
ludźmi, spowodowała, że wracałam w to miejsce w każdej
wolnej
chwili.
Kolejne wakacje
także tam spędziłam. Tym razem
dostałam
pod
opiekę młodego
ogierka
imieniem
Wa l
(Wiedeń x Walia/
Partner - zdjęcie
obok).
Uczył się niesamowicie szybko, był odważny i nie bał się nowych wyzwań, które
przed nim stawiałam każdego dnia (lonża, siodło, ogłowie, a w końcu ja sama na
jego grzbiecie). Pracowałam także z młodą klaczką Witaliną (Werbum x Wizytacja/Fawor). Była bardzo niewygodna pod siodłem, ale tak sympatyczna, że nie
dało się jej nie lubić. Pomagałam także w przygotowaniu koni, które miały wziąć
udział w czempionatach, a „po godzinach” wyjeżdżałam na Hetmanie na długie,
samotne spacery poza bramy stadniny. Cała okolica jest niezwykle piękna, a tereny
sprzyjają uprawianiu sportu jeździeckiego. Piaszczyste drogi, lasy wyrastające z mchowego dywanu, jezioro i rzeka, bagna, łąki i wrzosowiska… Ten
krajobraz jest niebywale piękny i jedyny w swoim rodzaju. Z Hetmanem, z
którego grzbietu podziwiałam tę przyrodę, „dogadywałam” się doskonale, a
on każdego dnia mnie zadziwiał. Koń
ten urodził się w 1990 roku, ale mimo
swojego dojrzałego wieku ma w sobie
bardzo dużo z szalonego źrebaka, którym był przecież tak dawno temu.
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 21
CD. To miejsce na mapie… SK Kurozwęki
Uczestniczyłam także w wyjazdach na czempionaty do Janowa Podlaskiego. Było to dla
mnie nowe, niesamowite doświadczenie. Konie
kurozwęckie pokazywały się wspaniale i mimo
silnej konkurencji wypadały bardzo dobrze.
Pierwszy koń, z jakim wyjechałam na czempionat (13.08.2005 – 27 Narodowy Czempionat
Polski Koni Arabskich Czystej Krwi), to była
piękna kasztanowata klacz Cyrylica (Empres x
Centra/Eukaliptus - zdjęcie obok). Cyrylica zaprezentowała się bardzo dobrze, zdobywając
łączną notę 88,33 pkt, w tym dwie „19” za
ruch, który jest jednym z jej atutów. Ten wyjazd
był dla mnie niezapomnianym doświadczeniem
i sporo się nauczyłam. Na Czempionacie Koni
Arabskich w Bełżycach (18 czerwca 2006) Willet (Hetman x Wenta/Empres) zajął trzecie miejsce w klasie ogierków rocznych W tym roku,
podczas II Jesiennego Czempionatu Koni Arabskich w Janowie Podlaskim w klasie klaczy rocznych, Wersja (Poganin
x Wenta/Empres) była pierwsza, a
Wiedza (Ganges x Wizytacja/Fawor po lewej) zajęła szóste miejsce. W
klasie użytkowej w stroju klasycznym Aster (Eldon x Agawa/Palas)
zdeklasował przeciwników, zajmując
pierwsze miejsce. Także ten sezon
wyścigowy był bardzo udany dla kurozwęckich koni, które wiele razy
plasowały się w czołowej trójce oraz
jako pierwsze dobiegały do celowników na mecie.
CD. To miejsce na mapie… SK Kurozwęki
Ja także podzielam radość
z sukcesów, które stadnina
zaczyna odnosić, i mam
satysfakcję, że dołożyłam
do tego swoją małą cegiełkę. Zawsze będę wracać w to miejsce i nigdy
nie zapomnę tamtych koni
i ludzi, którzy sporo mnie
nauczyli.
* Historię stadniny z lat
1945–99 opracowano na
podstawie artykułów p. Teresy Dobrowolskiej, długoletniego i zasłużonego hodowcy, twórcy większości jej sukcesów. Historia zaczerpnięta jest ze strony internetowej http://www.kurozweki.nazwa.pl/stadnina/ i umieszczona została w magazynie za zgodą SK Kurozwęki.
Agata Obidowicz
Zdjęcia: Agata Obidowicz, Barbara Mazur, Aleksander Labuda, Zuzanna
Czasami zdarzało się, że do stadniny przyjeżdżali ludzie, którzy byli mocno zdziwieni tym, że to miejsce jeszcze istnieje i zaczyna na nowo rozwijać skrzydła. Byli
to przeważnie ludzie starsi, którzy znali Kurozwęki z dawnych lat. Opowiadali, jak
tu kiedyś było, jak wyglądało. Mówili o koniach, których już dawno nie ma, i o ludziach, którzy tu pracowali. Cieszyli się, że stadnina znów powoli wchodzi na arenę światową.
Str. 22
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 23
Co na konia?? - Derki
K
ażdy „koniarz” na pewno nie raz zastanawiał się, jaką derkę kupić swojemu ulubieńcowi i kiedy jej używać. Dzisiejszy rynek zapewnia duży
wybór przeróżnych rodzajów i modeli, co niewątpliwie jeszcze bardziej utrudnia nam podjęcie decyzji.
Derki stosuje się przede wszystkim dla koni chorych, starych, strzyżonych oraz
pracujących – aby zapobiec utracie energii i gwałtownemu wychładzaniu się mięśni po treningu. Używa się ich także do zabezpieczenia zwierzęcia podczas transportu. Generalnie stosuje się je dla ochrony przed wpływem niekorzystnych warunków atmosferycznych (chłód, wiatr) i dla utrzymania właściwej temperatury
ciała konia. Przed zakupem należy dokładnie zmierzyć konia, poznać długość od
piersi konia do tylnej części zadu oraz od kłębu do zadu. Można też podać wysokość konia w kłębie oraz określić jego budowę. Taki szczegółowy opis pomoże
sprzedawcy w dobraniu odpowiedniego rozmiaru. Dobrze dopasowana derka powinna przykrywać kłąb i sięgać ściśle nasady ogona (ale nie opinać!), przylegać do
ciała w okolicy łopatek, dzięki czemu nie będzie zsuwać się do tyłu, powinna pozostawiać luz pod szyją, dzięki czemu nie będzie utrudniać schylania i poruszania
się. Nie może zsuwać się do tyłu, gdyż będzie uciskać pierś konia, musi być na tyle długa, żeby zakryć boki konia, ale nie powinna zwisać zbytnio poniżej linii jego
brzucha.
Derki możemy podzielić ze względu na grubość (jedno-, dwuwarstwowe i ocieplane) oraz na przeznaczenie (stajenne, zimowe, letnie, treningowe, siatkowe oraz
przeciwdeszczowe).
CD. Co na konia?? - Derki
Derka zimowa
stosowana jest w celu zapewnienia
koniowi właściwej temperatury ciała oraz ochrony przed niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi.
Wykonana jest z ciepłych i grubych, ale oddychających materiałów.
Derka letnia
zwykle wykonana jest z płótna bawełnianego lub lnianego. Chroni
konia utrzymywanego w stajni
przed owadami i kurzem. Konia
przebywającego na pastwisku zabezpiecza przed owadami.
Derka stajenna
Derka siatkowa
przeznaczona jest dla koni, które
przebywają głównie w stajni i są
strzyżone na zimę. Może być stosowana zarówno w dzień, jak i w nocy.
Zapobiega wyziębieniu organizmu
zwierzęcia oraz chroni przed otarciami, na które koń jest narażony podczas przebywania w boksie (otarcia
od ścian).
Str. 24
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
chroni konia latem przed uciążliwymi atakami owadów. Może być
także narzucana po treningu na
spoconego konia, gdyż zabezpiecza go przed zawianiem oraz
umożliwia swobodny przepływ powietrza, a pot konia może swobodnie przez nią parować.
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 25
Czym jest jeździectwo naturalne?
Co na konia?? - Derki
Treningowa
(inaczej półderka) zakładana jest na siodło, ma właściwości wodoodporne i stosowana jest podczas treningów w deszczowe dni. Idealnie nadaje się także do
stępowania konia po jeździe podczas niesprzyjających
warunków pogodowych.
Derka przeciwdeszczowa
jest wykonana zwykle z ortalionu i nieprzemakalna.
Chroni konia przed deszczem podczas pobytu na pastwisku, a gdy jest dodatkowo ocieplana – zapobiega
utracie ciepła.
Derki mogą być wykonane z bardzo różnorodnych materiałów. Są to przede
wszystkim juta (najczęściej podszyta wełną, bardzo trwała, lecz ciężka, stosowana
głównie do derek używanych nocą), bawełna (naturalne włókna, oddychająca,
używana do produkcji derek letnich), płótno (bardzo trwałe, wykonane z wodoodpornego materiału, przeznaczone dla koni utrzymywanych na pastwisku, tzw. derka nowozelandzka (dość gruba i ciężka, może obcierać pierś i kłąb konia, dlatego
wymaga miękkiej wyściółki; taśmy krzyżujące się na brzuchu konia muszą być suche, czyste i elastyczne, aby nie powodowały otarć skóry), polar (używany najczęściej po treningu w celu „ściągnięcia” potu z konia, zabezpiecza przed szybkim
schłodzeniem się ciała), ortalion (stosowany przy derkach przeciwdeszczowych,
materiał lekki i nie przepuszczający wody). Materiały mogą być łączone. Mamy
derki ortalionowo-polarowe (derka przeciwdeszczowa, od spodu podszyta polarem) lub polarowo-siatkowe (stosowane na rozgrzanego konia po treningu w ciepłe, ale nie upalne dni).
Trzeba pamiętać, że we wszystkim, co się robi, należy zachować umiar, zatem nie
powinno się przesadzać ze stosowaniem derek i używać ich tylko wtedy, gdy faktycznie jest to niezbędne. Nadmierne używanie derek może spowodować spadek
odporności u koni, a co za tym idzie – wierzchowiec dużo łatwiej może zapadać na
różne choroby.
Monika Piech
Str. 26
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
W
ielu ludzi słysząc hasło „jeździectwo naturalne”, już na wstępie mówi:
„Nie, dziękuję”. Dlaczego tak jest?
Może dlatego, że naturalizm kojarzony jest z jazdą western lub też z jazdą na specyficznym sprzęcie (kantarki, liny), a może z ganianiem konia po okrąglakach?
Nic bardziej mylnego. Oczywiście, każdy odczuwa to, czym jest dla niego jeździectwo naturalne, trochę inaczej, jedni trzymają się ściśle programów, inni patrzą
na konia bardziej przyjaznym okiem… To mało ważne. Ważne jest, jak ocenia nas
koń, jak odbiera nasz stosunek do siebie, nasze podejście… Tak. Naturalne jeździectwo jest niczym innym, jak podejściem do konia i jego spraw. Nie oznacza to,
że klasyczne jeździectwo czy też western są w jakiś sposób krzywdzące dla konia.
Podejście ma to do siebie, ze można łączyć je z dowolnym stylem jazdy. Dlatego
argumenty typu: „Nie chcę nic wiedzieć o naturalu, bo jeżdżę ujeżdżenie” są bez
sensu. Można jeździć ujeżdżenie i być człowiekiem naturalnym. Można skakać
wysoko i także zachować naturalne podejście. Można jeździć rekreacyjnie, a ciągle być naturalnym – czy to na halterku, czy na wędzidle, czy też na munsztuku.
Sprzęt nie gra żadnej roli.
Skoro natural można łączyć praktycznie ze
wszystkim – to dlaczego klasycy próbują
odcinać się od naturalu lub odwrotnie –
dlaczego naturalni nie uznają klasyki?
Oczywiście nie mówię o wszystkich jeźdźcach. W pierwszym przypadku często wynika to z niewiedzy – ludzie myślą, ze natural to jazda na sznurkach, nie żadne podejście, ale rozwleczony koń na kantarze.
Spójrz na zdjęcie obok i powiedz, czy ten
naturalny jeździec jedzie na koniu rozwleczonym? Czy to obrazek „brzydki” i niepoprawny pod względem klasycznym? A
to jest przecież instruktorka PNH, Karen
Rohlf. Jak widać – natural nie przekreśla
szansy na konia idealnie zebranego, nawet
więcej, również do tego dąży. Tyle że ta
droga w przypadku niektórych programów
wygląda trochę inaczej, ale nie jest to jedyna słuszna droga. Najciekawsze jest to, że niektórzy ludzie nie znając naturalu,
sceptycznie się o nim wypowiadają. Czy koń ze zdjęcia wygląda na niewygimnastykowanego?
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 27
CD. Czym jest jeździectwo naturalne?
Wątpię… Tak więc nieprawdą jest, że konie robione naturalnie mają gorszą równowagę czy wygimnastykowanie. Naturalne jeździectwo nie jest przeciwieństwem
ujeżdżenia. Skąd więc kantarki, liny itp.? Z programów naturalnych. W PNH początkowo jeździ się na kantarze, dopiero później przechodzi się do etapu wędzidłowego. I wtedy zaczyna się ujeżdżenie. Inne programy – SNH, ANH – też mają
podobny układ, najpierw kantar i wypracowanie pewnych odruchów, dopiero później wędzidło i zebranie. Ale etap kantarkowania można pominąć, nie jest on niezbędny do tego, żeby stać się jeźdźcem naturalnym. To kwestia tego, czy mamy na
tyle niezależny dosiad, niezależną rękę, aby wędzidło użyte było prawidłowo.
A druga kwestia?
Dlaczego niektórzy
naturalni chcą na siłę
odgrodzić się od klasyki? To też niewiedza. Zwykle taką postawę widuje się u
osób zaczynających
swoją przygodę z naturalem. Prawda jest
taka, ze odgrodzić od
klasyki się nie da. Jeśli chcemy jeździć, to
musimy mieć dobry
dosiad – czysto klasyczny (lub westernowy) element. Nie bez znaczenia są też stereotypy, zwłaszcza
gdy przeważająca większość ludzi jeżdżących konno w twoim otoczeniu to brutalni klasycy. Wtedy nie trudno o
uprzedzenia… Zapomina się o
tym, że świat jeździectwa nie kończy się na naszym podwórku.
Sprawa najważniejsza – co oznacza „podejście naturalne”, czym
charakteryzuje się jeździec naturalny, co „lubi” nasz koń? Niewątpliwie aby odpowiedzieć na te pytania, trzeba sięgnąć trochę głębiej, trzeba sprawdzić, jak relacje
koń–koń i koń–drapieżnik układa-
Str. 28
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Czym jest jeździectwo naturalne?
-ją się w naturze. Tak – człowiek jest drapieżnikiem! Jak
koń w naturze
traktuje drapieżnika?
Ucieka.
Konie zawsze
będą uciekać –
chyba że im to
uniemożliwimy…
Wtedy
może dojść nawet do walki! I
co zrobi człowiek? Albo zauważy swój błąd i zrobi olbrzymi krok w stronę naturalnego podejścia, albo przypnie do konia etykietkę „trudny i agresywny”, sięgnie po ostrzejsze narzędzia…
Naprawdę niewiele jest koni, którym nie da się pomóc… Zdecydowana większość
tych „trudnych” to po prostu konie nieszczęśliwe. Konie w naturze mają swoją
hierarchię w stadzie, przywódcą jest zwykle klacz alfa – ona prowadzi stado, wybiera drogę, decyduje, kiedy należy uciekać. Jeśli staniemy na wysokości zadania i
staniemy się w oczach naszego konia alfą – to ten powinien nam być posłuszny,
jednocześnie jednak ufny i szczęśliwy, bo ma pewne stado i czuje się bezpiecznie.
Dla zwierząt uciekających najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa! Oczywiście to nie jedyna teoria, jest też taka, która twierdzi, że człowiek powinien być w
hierarchii odrobinę wyżej. Z takimi pasywnymi przywódcami konie spędzają czas
chętniej, bawią się z nimi częściej. Która opcja jest lepsza – zależy przede wszystkim od konia.
Myślę, że mamy już odpowiedź na wszystkie pytania, że udało mi się omówić najważniejsze kwestie związane z naturalem. Czy zmienisz swoje zachowanie – jeśli
nie jest ono dla konia najlepsze – to twoja sprawa. Tylko warto pomyśleć o tym, co
czuje koń, odpowiedzieć sobie na pytanie, czy czuje się z nami bezpiecznie, czy
pracuje z chęcią, czy też raczej dla uniknięcia kary…
Agnieszka Litwa
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 29
Przystań Ocalenie
Kochani…
C
zęsto stawiamy sobie pytanie, czy jedno życie robi miejsce innemu życiu... czy zawsze już tak musi być.
Niestety znowu doświadczyliśmy tego... Rozpoczynamy akcje ratowania Frania, a dwa dni później odchodzi Peter... Czy spracowany i umęczony koński żywiciel wieloosobowej rodziny nasz
kochany Peter robi miejsce Franusiowi, którego
życie było dokładnie takie samo? W obliczu kolejnej naszej tragedii... witamy kolejne końskie
życie, witamy w Przystani Ocalenie Frania, a żegnamy na zawsze Petera... czy tak musi być? Na
to i na wiele innych pytań nie mamy odpowiedzi... Ten rok jest wyjątkowo smutny, zabrał nam
tak wielu zwierzęcych Przyjaciół... Tak jak
wcześniej pisaliśmy Państwu w dniu 11.11.2007
Franuś ostatni raz pokonał wysokie góry, po to,
aby wreszcie odpocząć.
Tak strasznie się cieszymy i tak bardzo dziękujemy za pomoc dla tego wiejskiego
spracowanego konika. Z całego serca dziękujemy za wpłaty finansowe i te po 1 zł
i te nawet po kilkaset złotych. Wszystkie były tak bardzo cenne, bo przecież za nie
kupiliśmy coś najpiękniejszego... Franiowe życie.
Dziękujemy Wam za Wasze
ogromne serca, dajecie nam
wiarę i nadzieję, na tej trudnej drodze ratowania życia
zwierzęcych przyjaciół, którą wybraliśmy... Pomoc dla
Frania nadeszła nawet od naszych wspaniałych rodaków
mieszkających poza granicami naszego kraju. Ile ludzkich serc poruszył ten spracowany konik, ile łez popłynęło kiedy
Str. 30
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Przystań Ocalenie
dzwoniąc do Nas pytaliście czy
jest szansa... Za to wszystko
mówimy WAM dziękujemy...
najpiękniej jak potrafimy. Chociaż droga Franiowa na zasłużoną emeryturę była bardzo
ciężka wiemy, że warto, szczególnie ciężko nam było schodząc po tej drodze... Wróciły
wspomnienia sprzed 2 lat, popłynęły łzy, bo tą właśnie drogą schodziliśmy z Kostusiem.
Franuś jest tak bardzo podobny
do niego, to chodzący spokój i
pokora... Przez pierwsze dwa dni stał obrócony w stajni głową do ściany... Tak
strasznie się bał. Wiemy, że tęskni też za swoją przyjaciółką krową, z którą przeżył
kilkanaście lat (być może, że i o nią kiedyś zawalczymy).
Pamiętamy rozłąkę naszej Megi,
która całe życie przeżyła z krową,
jak bardzo za nią tęskniła, jak się
żegnały kiedy Megi wyjeżdżała do
nas. Tak samo tęskni i Franiu...
Wspominaliśmy Państwu, że Franuś
mieszkał w bardzo ubogiej rodzinie,
w której jest kilkoro dzieci, dlatego
i dla nich zorganizowaliśmy pomoc... Odzież, zabawki, książeczki,
żywność. Pomoc dla tej rodziny
zorganizowała również nasza wolontariuszka Asia z Wrocławia wraz
ze swoimi przyjaciółmi, oraz nasi przyjaciele Mirela i Paweł. Sprawiliśmy tej ubogiej rodzinie tak wiele radości za co również Wam wszystkim dziękujemy. Zapraszamy do odwiedzenie Franusia... żałujemy bardzo, że Kostuś nie mógł go powitać, tyle razem przezyli...
http://www.przystanocalenie.pl/
Na zdjęciach Franio
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 31
„Przed panną, tylko… koń!”
Czołem !!!
Tym kawaleryjskim pozdrowieniem, rodem z Centrum Wyszkolenia Kawalerii w
Grudziądzu, chciałbym zainicjować cykl artykułów – opowiadań, których zadaniem będzie próba przybliżenia czytelnikom Czterech Kopyt pięknej kary polskiej
historii, jaką zapisała kawaleria. Cieszę się bardzo, że twórcy magazynu z entuzjazmem podeszli do mojej propozycji napisania kilku słów o tych pięknych i jakże
romantycznych, choć trudnych czasach, o ludziach którzy tworzyli historię polskiej kawalerii i jeździectwa, o tym co było i co… już nie powróci. To co pozostało, to wiedza i pamięć, pielęgnowana w sercach niewielu już świadków tamtych
czasów oraz współczesnych nam miłośników konia, szabli i munduru. Mam nadzieję, że i w Was rozpali się ta iskierka, która zapłonęła we mnie, kiedy pierwszy
raz założyłem na nogi dziadkowe oficerki.
Ku chwale kawalerii !!!
„Bo w sercu ułana, gdy położysz je na dłoń,
Na pierwszym miejscu panna,
Przed panną, tylko… koń !”
Ten cytat z generała – poety Bolesława Wieniawy – Długoszowskiego świetnie oddaje miejsce konia w kawaleryjskiej hierarchii Jaki był zatem ten koń, który
wiernie, przez lata znosił trudy kawaleryjskiej służby?
Polska kawaleria powstawała w trudnych okolicznościach, gdy po ponad stu
latach odradzało się państwo polskie, a kraj powstawał z gruzów i zgliszcz wojennej pożogi. Nie oszczędziła i ona koni, których pogłowie drastycznie zmalało i konieczne było podjęcie
działań w kierunku odtworzenia należytego
stanu. Pierwszy kawaleryjski patrol legendarnego prekursora międzywojennej jazdy Władysława Beliny – Prażmowskiego liczył zaledwie siedmiu jeźdźców,
szybko rozrósł się jednak do rozmiarów szwadronu, zasilony ochotnikami, na własnych koniach. Pomni wyczynów
Str. 32
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. „Przed panną, tylko… koń!”
Jana Kozietulskiego,
czy Księcia Józefa Poniatowskiego tłumnie
zgłaszali się w legionowe szeregi. Tworzące się oddziały kawaleryjskie miały poważne braki zarówno w ludziach, jak i koniach.
Uzupełniali je w miejscowych, ocalałych z
wojennej zawieruchy
majątkach, jak i rekwirując z zaborczych armii. Zdarzyło się nawet, że jakiś Belniak
nocą wyprowadził generalskiego konia z austriackiej stajni, przy okazji zabierając
siodło ze stroczoną generalską szablą. Rozszalała żandarmeria wojskowa, zarówno
zaborcza jak i legionowa, szukała zapamiętale zarówno zguby, jak i sprawcy zajścia. W rezultacie gniewu Beliny, pewnej ciemnej nocy, w równie tajemniczych
okolicznościach, koń do stajni powrócił. O takich i innych sposobach pozyskania
konia pisze w swojej „Olimpijskiej szarży” mjr Adam Królikiewicz, jeden z najwybitniejszych polskich jeźdźców, któremu przyjdzie pewnie poświęcić osobne
opracowanie. Z poboru pochodził również jeden z jego dwóch słynny koni – Jasiek, pozyskany w trakcie poboru jesienią 1918 r. w ocalałym z pożogi nadbużańskim majątku.
Wracając jednakże do konia… Jak wspomniałem, pozyskiwano je w pierwszych chwilach walki o wolność z równych źródeł. Stąd, poszczególne oddziały
prezentowały się różnorako, zarówno pod względem ras, umaszczenia jak i wielkości koni. Ujednolicać szwadrony pod kątem umaszczenia koni zaczęto jeszcze w
trakcie wojny polsko – bolszewickiej 1920 r. Wydać się może, iż zabieg taki ma z
pozoru czysto estetyczny walor, w warunkach wojennych miało niezwykle praktyczny wymiar. Kawaleria bolszewicka miała bowiem konie wszelkich maści, nie
ujednolicone w szwadronach. Posiadanie przez polskie pułki koni o podobnym
umaszczeniu pozwalało na łatwą identyfikację. Nawet z większej odległości widać
było, czy zbliża się „swój”, czy wróg. W czasach pokoju zasada ta została utrzymana i łatwo było odgadnąć, z którego szwadronu ułan pochodził, gdy spojrzało
się na konia. Przykładowo, w 14 pułku ułanów jazłowieckich, stacjonującym we
Lwowie, służyły konie maści kasztanowatej. Pierwszy szwadron miał kasztany jaCzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 33
CD. „Przed panną, tylko… koń!”
sne, z jasnymi grzywami i ogonami oraz białymi „pończochami” na nogach, drugi
i trzeci szwadron jeździł na kasztanach bez żadnych znaków a w czwartym szwadronie były brudne kasztany, z łysinami i „pończochami” (Józef Bokota, „Ułańskie
drogi. Wspomnienia oficera kawalerii i Armii Krajowej”, Wa – wa 2006 r., s. 82).
Dominującą maścią była jednakże kasztanowata, bądź gniada. Tradycyjnie, plutony trębaczy jeździły na koniach siwych. Zasady ujednolicania maści w szwadronach nie dotyczyły koni oficerskich, jako że ci dosiadali częstokroć własnych
wierzchowców.
Zaopatrzeniem kawalerii w konie zajmowały się Komisje Remontowe, podlegające Wojskowemu Zakładowi Remontu Koni. Instytucja ta przechodziła wiele
przeobrażeń i ulegała reformom, ale nie czas to i miejsce na dokładne opisy tych
procesów. Konie zakupywano w państwowych bądź prywatnych stadninach, w
tym u chłopów, którzy trudnili się hodowlą. Płacono za nie wysokie ceny, przeciętnie ok. 600 zł, gdy tymczasem dobrego konia roboczego można było kupić za 200
zł. Dla porównania, miesięczne pobory podporucznika kawalerii, wraz z dodatkiem funkcyjnym wynosiły 281 zł, przeciętnego urzędnika, czy nauczyciela – 200
zł (Grzegorz Cydzik, „Ułani, ułani”, Wa – wa 1983 r.). Wojsko kupowało wyłącznie klacze lub wałachy, w wieku trzech lat, nieujeżdżone i takie, które nie były
używane wcześniej do jakiejkolwiek pracy. Nadawano im imiona, uzależniając
pierwszą literę od roku urodzenia. Te, które przyszły na świat w 1928 r., miały
imię na „A”, w 1929 r. na „B”, a urodzone z 1930 r., jak nietrudno się domyślić,
nosiły imiona rozpoczynające się od litery „C”. Zakupywane konie musiały mieść
się w tzw. kategorii W1 i W2. Pierwsze z nich obejmowała konie od 150 cm wzrostu wzwyż, a druga konie o wysokości powyżej 146 cm. Ujeżdżaniem koni zajmowano się pułku, zwykle w szwadronach zapasowych, gdzie pod okiem młodych
oficerów, podoficerów, bądź najlepszych ułanów ze starszego rocznika przygotowywane były do służby, którą rozpoczynały w wieku lat pięciu i kończyły mając
lat piętnaście. W pułku spędzał zatem koń 10 lat swojego życia, będąc na co dzień
towarzyszem doli i niedoli ułana. Co roku, po letniej koncentracji odbywały się
wcielenia nowych koni do służby, a po jesiennych manewrach, tak zwane brakowanie koni, czyli pozbywanie się koni, które ukończyły 15 rok życia i były już
wysłużone. Zdarzało się jednakże, że nie przestrzegano tych zasad i konie pozostawały w linii dłużej. Pozostałe sprzedawano na licytacjach, które stanowiły ogromne przeżycie dla ułanów, którzy w ciągu służby mocno zżywali się z końmi i trudno było im się pogodzić z odejściem ukochanych zwierząt. Kupowali je ziemianie,
rolnicy, jak i dorożkarze. Kawaleryjskie konie były bardzo popularne i rozchodziły
się „na pniu”. W tym miejscu przywołam historię, jaka wydarzyła się w Nieświeżu
z udziałem wybrakowanych koni 27 pułku ułanów. Wszelkie komendy w kawalerii
wygrywane były na trąbce. Konie doskonale znały te sygnały i reagowały na nie
Str. 34
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. „Przed panną, tylko… koń!”
doskonale, samoczynnie kłusując, galopując, w zależności od
melodii, jakie usłyszały. Stanowiło to
ogromne ułatwienie
dla ułanów, którzy nie
zbyt dobrze jeszcze
opanowali jazdę konną, jako że koń, słysząc sygnał sam wykonywał rozkaz, bez
konieczności udziału
ułana. Wracając zaś
do Nieświeża… Pewnego dnia pułk szykował się do defilady na rynku miasta. Nadmienić trzeba, że defilady wojskowe odbywały się wtedy bardzo często, przy każdej nadarzającej się okazji, czy to święta,
czy chociażby powrotu pułku z manewrów. W trakcie przygotowań, trębacz zagrał
sygnał zbiórki, na co w żywiołowy sposób zareagowały niektóre konie, zaprzęgnięte do stojących w rynku dorożek. Usłyszawszy znajome dźwięki, pogalopowały wraz z dorożkami i przerażonymi dorożkarzami na miejsce zbiórki, nie dając się
w żaden sposób zatrzymać. Dopiero odegrany sygnał „stój” opanował sytuację.
Okazało się, że były to niedawno wybrakowane konie z pułku i sprzedane na licytacji (Radomyski Stanisław, Wspomnienia o odrębnościach, zwyczajach i obyczajach kawaleryjskich II Rzeczpospolitej, Pruszków 1994, s. 136.).
W międzywojennej kawalerii panował swoisty kult konia. Zajmował on absolutnie pierwsze miejsce w codziennej służbie i otaczany winien być wyjątkową
opieką. Po zakończeniu jakikolwiek czynności z udziałem konia, należało najpierw zadbać i jego komfort i wygodę, następnie doprowadzić do porządku rzędy
jeździeckie, a na końcu można było zająć się sobą. Oficer zaś, w warunkach polowych, winien był skontrolować, czy konie zostały oczyszczone, napojone i nakarmione, broń i całe oporządzenie doprowadzono do porządku, następnie, czy nakarmiono ułanów, po czym dopiero mógł pomyśleć o sobie. Dlatego też służba w kawalerii, pomimo swojego niewątpliwego uroku i elitarnego charakteru, była bardzo ciężka. Do obowiązków każdego ułana, poza podstawowym wyszkoleniem
wojskowym, dochodziło wyszkolenie jeździeckie i pielęgnacja koni. Konie w kawalerii były czyszczone, karmione i pojone trzy razy dziennie. Czynności te zajmowały ułanowi około trzech i pół godziny. Do czyszczenia używano metalowego
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 35
CD. „Przed panną, tylko… koń!”
zgrzebła i szczotki, przy
czym zgrzebła używać
wolno było wyjątkowo, do
usuwania poważniejszych
zabrudzeń. Co do zasady
służyło ono do zbierania
pyłu i łupieżu końskiego
ze szczotki, po czym wystukiwało się tak zebrane
nieczystości na chodniku,
biegnącym przez środek
stajni, tworząc białe ślady.
Ich ilość była skrupulatnie
kontrolowana, za mało
wystukanego brudu oznaczać mogło niechybnie
niedostateczne wyczyszczenie konia, co w szczególności w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w
Grudziądzu było surowo
karane. Za niedostateczne
wyczyszczenie konia bądź
rzędu, jak i co nie daj Boże, obtarcie go, czy doprowadzenie do innej kontuzji, ułan zameldować miał się do karnego raportu, przed pobudką (przed 5 rano) na
placu apelowym, z w pełni stroczonym siodłem na głowie, szablą i ogłowiem w
ręku. Czasem musiał postać tak dłuższy czas, zanim podoficer dyżurny raport odebrał. Technika czyszczenia wyglądała następująco : raz szczotką z włosem, raz pod
włos, raz o zgrzebło i tak aż do połysku sierści. Po zajęciach z koniem, rozcierano
go z potu do sucha wiechciami słomy. Kontrola czystości koni odbywała się w
prosty sposób – kontrolujący oficer, bądź podoficer zakładał białą rękawiczkę i
przejeżdżał nią po końskim grzbiecie z włosem i pod włos. Po takim głaskaniu rękawiczka nie miała być prawa brudna. W taki sam sposób kontrolowano stan czystości kawaleryjskich rzędów. Oczywiście, należało wyczesać końską grzywę i
ogon, oraz oczyścić „miejsce pod ogonem”. Był w CWK w Grudziądzu podoficer,
który twierdził, że nic co końskie nie powinno ułanowi śmierdzieć i go brzydzić, w
związku z tym do pielęgnacji „tego miejsca” przywiązywał szczególna uwagę, a
ułanom kazał nosić świeże końskie jabłko w lewej kieszeni spodni. O Centrum
Str. 36
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. „Przed panną, tylko… koń!”
Wyszkolenia Kawalerii
przyjdzie mi pewnie kiedyś napisać, bo to temat
niezwykle barwny i ciekawy. Konie karmione
były zwykle 4,5 kg
owsa, 4 kg siana i 4,5 kg
słomy dziennie. W zależności od potrzeb, porcje te zmniejszano, bądź
zwiększano. Każdy koń
ustalaną miał indywidualnie dietę i wedle niej
podoficer furażowy wydawał dla niego tzw. furaż. Z uwagi na spory
wysiłek, jaki konie musiały wykazywać podczas służby, porcje te nie były wygórowane. Oficerowie często dokupowali zatem za własne pieniądze dodatkowe porcje obroku, dopieszczając swoich ulubieńców.
Pisząc o koniu kawaleryjskim nie sposób zapomnieć o słynnym „białym koniu” generała Andresa, na którym miał, według peerelowskiej propagandy wjechać
do Polski. Prawdopodobne pochodzenie tej legendy wyjaśniła w wydanej niedawno książce córka generała Andersa, Anna Andres – Romanowska. Wyszła ona za
mąż za oficera sztabowego swojego ojca, rotmistrza Bernarda Romanowskiego. W
1941 r. urodziła im się córka – Ewa. W trakcie wojny domem rodzinnym dla ich
rodziny stał się majątek Wilkowice pod Rawą Mazowiecką. W stajni stały tam
cztery arabskie siwki, które zaprzęgnięte do karety wiozły małą Ewunię do chrztu.
Pewnego wieczora, po odmówieniu wieczornej modlitwy, babcia Ewy – pierwsza
żona generała Andersa – Irena Andres powiedziała „poproś jeszcze Bozię, aby
dziadziuś szybko do nas wrócił”. Mała odpowiedziała wtedy „ale na białym koniku” i co wieczór modliła się, żeby dziadek na białym koniku szybko do niej wrócił. Tak powstała zapewne legenda, upowszechniona przez dorosłych poszła w
świat i została później wykorzystana w podły sposób przez stalinowską propagandę.
1 września 1939 r. rozpoczął ostatnią kartę w historii polskiej kawalerii. Ułani
poszli wraz ze swymi końmi do boju, z którego wielu z nich miało już nie powrócić. Wiele koni zginęło w boju, te które przeżyły, zostały wzięte do niewoli. Tak,
tak… do niewoli. Nie tylko żołnierze, ale i konie poszły w niewolę i choć brzmi to
może patetycznie, to nikt by wtedy nie pomyślał inaczej. Sytuacja koni w oblężoCzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 37
CD. „Przed panną, tylko… koń!”
nej Warszawie była
tragiczna. Brak było
owsa, czy siana,
którym można było
konie
nakarmić,
błąkały się zatem
wyskubując spalone
od słońca źdźbła
trawy z porytych lejami bomb trawników. Ogołociwszy
okoliczne skwery,
głodowały
na
oczach bezsilnych
ułanów.
Mimo
wszystko, rozkaz o
kapitulacji przyjęto
z niedowierzaniem. Ze łzami w oczach rzucali ułani broń i szli żegnać się z końmi.
Ich wierni towarzysze codziennego trudu wojskowej służby odejść mieli w ręce
wroga, ku niepewnemu losowi. Część z nich sprzedawano na miejscu przybyłym
ze wsi chłopom. Piękne, starannie przecież selekcjonowane do trudnej służby, kawaleryjskie konie miały odtąd pracować w polu, zaprzęgnięte do pługa. Nie był to
los godny konia – żołnierza, to też nie dziwnym było, że nie jedna łza poleciała na
taki widok. Nie potrafię należycie oddać atmosfery tamtych wydarzeń, ale możecie mi wierzyć, lub nie, kiedy czytałem wspomnienia tych smutnych scen pierwszy
raz, i mnie łzy stanęły w oczach.
I na tym przyjdzie chyba zakończyć to pierwsze lecz mam nadzieje, że nie
ostatnie spotkanie z kawalerią na łamach Czterech Kopyt. Do konia chciałbym
jeszcze powrócić, przybliżając Wam sylwetki co bardziej znanych końskich osobistości i historii z nimi związanych. Z resztą, pojawiać się on będzie i w następnych
opowiadaniach, bo jakże przecież pisać o kawalerii, nie wspominając o koniu.
Piotr Dobrowolski
Zdjęcia: Majówka z Kawalerią 2007 http://foto.otwarty.pl/
Str. 38
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Apassionata - cztery pory roku
Piątek 16 listopada zaliczam
do najbardziej udanych piątków roku 2007. W Nelson
Mandela Forum we Florencji miałam okazję uczestniczyć w wyjątkowym wydarzeniu. Nadszedł długo
oczekiwany moment… Na
areny powrócił spektakl jeździecki “APASSIONATA”.
Największa gala konna w
Europie w tym roku wyruszyła w Tour w zupełnie nowej wersji “Four Seasons “ i podbija serca widów starego kontynentu. “Four Seasons” to podróż przez cztery pory roku, różne ich wizje
i obrazy połączone ze sobą poprzez muzykę, światło i wyjątkowych aktorów jakimi są konie. “(…)Atmosfera wiosennego przebudzenia, powiew namiętności nocy
letniej, intensywne brzmienie zawirowań jesiennych I w końcu pełen poezji pejzaż zimowy (…)”
Four Seasons to prawdziwa SZTUKA JEZDZIECKA, pisana dużymi literami, starannie wykaligrafowana. Ogniste, iberyjskie konie galopujące na wolności, mistrzowska jazda kozaków, prezentacje akrobatyczne oraz demonstracja klasycznej
ekwitacji i taniec nie maja w sobie nic z cyrku. To prawdziwe arcydzieło, które
nie tylko wzrusza ale też i bawi. Satyryczne scenki z udziałem osiołków przyciągały uwagą wszystkich widzów, tych dorosłych jak i mniejszych, którzy z zapałem
nagradzali oklaskami czterokopytnych aktorów. Efekty specjalne takie jak tryskające wodą fontanny czy opadające delikatnie płatki śniegu tworzą tło dla krystalicznego głosu islandzkiej
śpiewaczki
lirycznej,
Arndis Halla. Śpiew, taniec I konie… Serca dzieci podbił sympatyczny
kucyk, który z powaga
dużego konia wykonuje
elementy ujeżdżenia na
dwóch lonżach, lub wesoło pędzi po arenie zaprzęgnięty do wózeczka mającego formę auta z lat
„70.
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 39
CD. Apassionata - cztery pory roku
O CZYM OPOWIADA..?
Spektakl otwiera fascynująca scena powoli budzącego sie
do życia po długiej zimie krajobrazu. Zza białej kurtyny wyłaniają sie cudowne cztery szlachetne ogiery Cartujano i galopując po arenie na absolutnej wolności staja sie symbolem natury
w całej swej okazałości. Do nich
dołącza baletnica, która swym
tańcem pomiędzy końmi podsyca je do wyzwolenia energii i niczym nieskrępowanego galopu. W ciszy zza kurtyny wylania sie dwóch jeźdźców Garrocha…
Wszystko się budzi, nastaje wiosna, trzy ogiery Lusitano tańczą wokół kwietnika,
który pojawia sie na środku sceny. Podwieszony do sufitu filar z kolorowego
drewna, ozdobiony wielobarwnymi taśmami i szalami jest centralnym elementem,
wokół którego tańczą na koniach jeźdźcy andaluzyjscy i Lusitano, prezentując w
nowoczesnym stylu tradycyjna sztukę jazdy Garrocha. Wschód słońca i początek
gorącego letniego dnia. Na scenę wjeżdża wesoły kucyk Shetland ciągnąc wózeczek przypominający samochodzik retro i osiołek Laurent Jahan, prezentują
wspólnie gry i zabawy na plaży. Do nich dołączają jeźdźcy ubrani w kostiumy plażowe lat ‟20 wykonując zapierające dech w piersiach akrobacje. Punktem kulminacyjnym tej sceny jest fantastyczny pokaz dwóch aktorów: człowieka i konia,
imitujących jazdę na nartach wodnych. Nadchodzi wieczór, scena przeistacza sie
w ogród, w którym
cicho tryskają fontanny. Widzom ukazuje
sie imponujący koń
oldenburski prezentujący program klasycznego ujeżdżenia
na poziomie Grand
Prix.
Niewidzialne
porozumienie pomiędzy jeźdźcem a koniem, wspaniała muzyka oraz gra świateł
zamieniają arenę w
sale balową.
Str. 40
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CD. Apassionata - cztery pory roku
Na scenie pojawia sie Arndis Halla, śpiewaczka operowa, która rozpoczyna
swą
pieśń,
a
jej
“akompaniament” stanowią dwa ogiery Lusitano. I
tak prowadza widzów w
krajobraz deszczu. Nagle
scena zamienia sie w morze iskier i błysków, jeźdźcy z wielką maestrią
“malują” obraz burzy.
Nadchodzi jesień pełna
melancholii. Z sufitu opada jedwabna wstęga, na którą wspina sie piękna kobieta i
rozpoczyna na niej swój akrobatyczny taniec. Zakochuje sie w niej jeździec na andaluzyjskim koniu i razem łącza sie w miłosnych pląsach przy cichej nastrojowej
muzyce... Krajobraz zmienia się nagle, ziemia drży, znikąd pojawiają się jeźdźcy
niczym rycerze króla Artura na imponujących koniach fryzyjskich, majestatycznie
kroczą naprzód w szeregu, we czwórkę. W jednej chwili na arenę wjeżdżają pędem jeźdźcy przebrani za demony zła i zdobywają przestrzeń wykonując śmiałe
akrobacje. Dobro zwycięża nad złem, obrońcy dobra przeganiają złe dusze. Spadają pierwsze płatki śniegu, nadchodzi magiczna zima. W tym krajobrazie serca widzów rozgrzewa pokaz woltyżerki. Trudne ćwiczenia, szereg figur i skoków w wykonaniu młodziutkich mistrzyń włoskich. Jeśli zima to także Boże Narodzenie, a
jeśli Boże Narodzenie
to…
Święty
Mikołaj!!! Na arenę
wjeżdżają sanie,
ciągnięte przez
zimnokrwistego
konia rasy Percheron, powożone przez Mikołaja. Sanie są pełne
zaskakujących niespodzianek, z jednej z
nich wyskakuje… osiołek!
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 41
CD. Apassionata - cztery pory roku
Cztery pory roku wplatają się jedna w
druga. Ale zakończenie spektaklu
wieńczy “piata pora” – karnawał.
Czas szczęścia, radości i zabawy objawia sie rożnymi formami i barwami.
Słynny karnawał wenecki, ze swoimi
kostiumami i maskami przenosi widzów w tę romantyczną scenerie.
Louis Valenca ze swoim Lusitano
oraz Manolo Oliva z ogierem Cartujano prezentują trudny występ najwyższej szkoły z akrobacjami - z ziemi i w powietrzu. Szereg lewad, kurbet i caprioli, piafy i pasaże przy krystalicznym głosie Arndis Halla w tle. Pieśń Arndis Halla prowadzi do wielkiego finału w którym prezentują sie widzom po raz ostatni wszyscy protagoniści Apassionata Four Seasons.
Iw ten sposób zamyka się krąg czterech por roku pozostawiając widzom niezapomniane chwile i cudowne emocje.
Patrycja Siudem
Zdjęcia: www.apassionata.it
Str. 42
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Arabski Świat
Konie arabskie uznawane są za najpiękniejszą
rasę świata dzięki swojemu nietypowemu, egzotycznemu i eleganckiemu
wyglądowi.
Związane jest to z budową i proporcjami szkieletu, które są odmienne
od pozostałych ras. Araby posiadają szesnaście
par żeber, pięć par kręgów lędźwiowych oraz
szesnaście kręgów ogonowych, u wszystkich pozostałych koni te same wartości wynoszą osiemnaście,
sześć i osiemnaście. Taka budowa wpływa na wysokie osadzenie szyjki i noszenie
ogona (arabski bukiecik). Średnie wymiary tych koni to 140 - 155 cm wysokości
w kłębie, 160 – 180 cm obwodu klatki piersiowej oraz 17,5 – 19,0 cm obwodu
nadpęcia. Charakterystyczna dla rasy jest sucha głowa o profilu szczupaczym z
wypukłym, szerokim czołem, szeroko rozstawionymi ganaszami, zwężająca się w
kierunku niewielkiego pyska. Oczy powinny być duże, wyraziste i szeroko osadzone (niepożądana wadą jest widoczne białko oczne tzw. ‟ludzkie oko‟). Uszy są
stosunkowo małe i ruchliwe o sierpowatym kształcie. Szyja jest lekka, szczupła i
dobrze umięśniona, prosta lub łabędzia. Jednym z elementów dodającym uroku
koniom czystej krwi arabskiej jest długa, jedwabista i delikatna grzywa, która rośnie niezwykle szybko. Kłąb nie jest zbyt wydatny i wysoki, raczej szeroki u nasady. Grzbiet jest dość krótki, zwięzły i mocny. Żebra dobrze wysklepione, a klatka
piersiowa głęboka. Zad jest krótki i poziomy (horyzontalny) co jest typowe dla
arabów. Nogi są bardzo suche z wyrazistymi ścięgnami, stawy nadgarstkowe płaskie, a nadpęcia krótkie. Spotyka się wady postawy kończyn, ale nie ujmują one
zbytnio uroku tym koniom. Kopyta są dobrze wysklepione, mocne i prawidłowo
ukształtowane. Bardzo rzadko mają tendencje do zmian chorobowych czy pękania
puszki kopytowej. Skóra na całym ciele jest cienka i rozciągliwa, a po rozgrzaniu
konia widoczna jest na niej sieć żyłek. Sierść jest delikatna, nieobfita, błyszcząca i
jedwabista w dotyku. Spotyka się w tej rasie wszystkie podstawowe umaszczenia z
wyjątkiem srokatego. Kare konie występują niezwykle rzadko. Najbardziej charakterystyczna maść to chreczkowata czyli biała sierść pokryta gęsto małymi, brązowymi kropeczkami. Konie siwe błyszczą się delikatnie na srebrno, a taki efekt
spowodowany jest tym, ze pod białym włosiem skóra ma kolor czarny.
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 43
CD. Arabski Świat
CD. Arabski Świat
Konie arabskie mają bardzo charakterystyczny kłus z wysoką,
wydajną i długą akcją nóg. Powoduje to, że koń sprawia wrażenie jakby unosił się w powietrzu,
a dodatkowo dodaje jego sylwetce szlachetności i elegancji. Stęp
jest krótki i mało wydajny, a galop nie zbyt szybki, ale za to bardzo wytrwały. Konie arabskie są
wytrzymałe i odporne, dlatego
doskonale nadają się do rajdów
długodystansowych. Są łagodnego usposobienia, odważne i nie
mają skłonności do narowów.
Chętnie współpracują z człowiekiem i bardzo szybko się uczą.
Wszystkie te cechy powodują, że araby są świetnymi końmi wierzchowymi. Obecnie bardziej popularne jako konie czempionatowe, ale dzięki organizaowaniu pokazów klas użytkowych zyskują coraz więcej zwolenników także w użytkowaniu
pod siodłem.
Agata Obidowicz
Arabskie aktualności:
Dnia 05.11.2007 na wiecznie zielone pastwiska odszedł janowski, siwy ogier arabski
Etogram (El Paso x Etruria/Palas). Koń ten
ma na swoim koncie tytułu Czempiona Polski,
Szwecji, Norwegii i Skandynawii. Od dłuższego czasu miał kłopoty ze zdrowiem. Jako reproduktor nie był często wykorzystywany. Zostawił po sobie kilku dobrych synów oraz znaczących klaczy takich jak Eutona czy Niniwa.
Str. 44
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
W dniach 10-11 listopada 2007 r.
w Weronie we Włoszech odbył się
Czempionat Europy. W sobotę (10 listopada) w klasie klaczek rocznych
świetnie pokazała się Espinezja Leszka
Jarmuża i zdobywając notę wysokości
457 punktów (91,4) uplasowała się na
drugiej pozycji. Zaraz za nią była Psyche Victoria własności Alicji i Krzysztofa Poszepczyńskich (Chrcynno Pałac). W klasie ogierków rocznych drugie miejsce zajął Altis ze stadniny Falborek Arabians. W klasie dwulatek
drugie miejsce zajęła Sefora a trzecie
Pinta (obie klaczki janowskiej hodowli). Na piątej pozycji uplasowała się
Eksterna ze stadniny Falborek Arabians. Michałowskie trzyletnie klacze: Pistoria i Ejrene były w swojej klasie pierwsze i drugie miejsce. W klasie trzyletnich ogierków białecki Celsjusz zajął trzecią
pozycję. W klasie klaczy 4 – 6 letnich janowska Etnologia była czwarta. Michałowska Estoria zdeklasowała grupę klaczy 7 – 9 letnich zajmując pierwsze miejsce
w swojej klasie. Trzecie miejsce zajęła białecka Emika. W klasie klaczy 10letnich i
starszych dominowały konie z Michałowa. Pierwsza była Zagrobla, drugie miejsce
zajęła Palmira a piąta była Emocja. W niedzielę (11 listopada) klasę 4 – 6 letnich ogierów wygrał janowski Poganin. Drugie miejsce
zajął michałowski Esparto. Michałowski Gaspar uplasował się
na piątym miejscu w klasie ogierów 7 – 9 letnich. Klasę seniorów
zdeklasował Grafik z SK Michałów. Czempionką Klaczy Młodszych została Pistoria, a Wiceczempionką Europy została Zagrobla. Tytuły Top Five zdobyły
Pa;mira i Estoria. Wiceczempionem Ogierów Starszych został
Grafik zaś w Top Five uplasowały
się Poganin i Esparto.
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 45
Katy Sodeau
K
Katy Sodeau
olejnym artystą, który zgodził się gościć w magazynie, jest brytyjska
malarka Katy Sodeau.
Katy uczyła się malować i szkoliła swoje umiejętności sama. Do tworzenia obrazów używa najczęściej farb akwarelowych albo pasteli olejnych. Początkowo malowała krajobrazy i zabudowania wsi wschodniej Anglii. Jeździectwo zafascynowało ją, kiedy mieszkała niedaleko Newmarket – brytyjskiego centrum wyścigów
konnych. W związku z tym – tematem jej obrazów często są gonitwy. Bardzo
rzadko maluje na podstawie zdjęć. Zdecydowanie bardziej woli tworzyć obrazy na
podstawie wielogodzinnych obserwacji. Jako profesjonalna artystka Katy pracuje
od 1995 roku, a od 1997 roku jest aktywnym członkiem Society of Equestrain Artist (stowarzyszenie zrzeszające artystów zajmujących się przedstawianiem koni).
Malarka brała udział w wielu wystawach i konkursach o tematyce jeździeckiej. W
2004 roku zdobyła nagrodę „Horse&Hound” za najlepszą wystawę przedstawiającą wyścigi konne. Artystka chętnie maluje także konie i inne zwierzęta prywatnych właścicieli.
www.equinepainting.co.uk
Str. 46
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
CzteryKopyta.pl
Listopad 2007
Str. 47

Podobne dokumenty