Stado Książek

Transkrypt

Stado Książek
Stado Książek
tekst: Iga Gierblińska
Tym razem w książkowym stadzie miesza się magia z nauką, przygoda z racjonalnym podejściem do rzeczywistości.
To różne sploty dróg, a na każdej z nich spotykamy wędrowców-konie, które obrzucają głębokim spojrzeniem jeźdźców i czytelników i ruszają dalej.
Opowieść ojca. Przez mongolskie stepy
w poszukiwaniu cudu
Rupert Isaacson, Wydawnictwo Nasza Księgarnia
le razy wyruszało się w drogę z nadzieją, że podróż
wszystko zmieni? Rupert Isaacson, autor „Opowieści
ojca…”, na podróżowaniu zna się jak mało kto. Jest
dziennikarzem, którego reportaże z Azji, Afryki, Ameryki Północnej publikowano w „Daily Telegraph” czy
„National Geographic”. Oprócz tego wraz z organizacją non profit pomaga wysiedlanym plemionom, np.
Buszmenom z Botswany, odzyskać prawo do ziemi ich
przodków. Tę książkę (oryginalny tytuł to „Horse boy”)
zadedykował swojemu synowi, Rowanowi i żonie
Kirstin za jej wielką odwagę. Sam też musiał się nią
wykazać, kiedy zapadła decyzja, by wraz z kilkuletnim synem chorym na autyzm wyruszyć z Teksasu
do Mongolii, do krainy gdzie sześć tysięcy lat temu
udomowiono konie i gdzie wciąż można spotkać
cudotwórczych szamanów. Już w pierwszym akapicie
prologu można przeczytać o tym ryzykownym i niezwykłym pomyśle wyprawy konno z chorym chłopcem:
„Koń wbija tylne kopyta w ziemię i drżąc z wysiłku,
podejmuje ostatnią desperacką próbę zdobycia wzniesienia. Pochylam się, by zrównoważyć obciążenie,
staram się przy tym nie zmiażdżyć siedzącego przede
mną w siodle syna. Nie patrzę w dół, w oszałamiającą
przepaść.”. Któregoś dnia, podczas spaceru, Rowan
tkwiąc w swoim świecie niedostępnym dla rodziców,
ruszył biegiem przez las. Wpadł przez ogrodzenie do
sąsiada Ruperta, starszego dżentelmena, właściciela
klaczy o imieniu Betsy. Chłopiec rzucił się do jej kopyt.
Betsy stała oniemiała na pastwisku. Rupert też, ale po
drugiej stronie płotu. Nie chciał spłoszyć zwierzęcia,
które mogłoby staranować chłopca. Betsy zamiast
tego, pochyliła łeb w jego kierunku i pozwoliła się
głaskać. Od tej pory ojciec i syn codziennie jeździli
konno. Rowan uspokajał się przy Betsy i zaczął, choć
oszczędnie, rozmawiać z ojcem. Kirstin miała wiele
obaw przed podróżą do Mongolii. Czy ich 5-letni syn,
który nie kontroluje swojej fizjologii, ma napady złości,
źle reaguje na zmianę otoczenia, nie komunikuje się
z ludźmi powinien wyruszyć konno po mongolskich
stepach, by odwiedzić żyjących tam uzdrowicieli?
Razem z rodziną Isaacsonów do Ułan Bator wyjechała
ekipa filmowa, która rejestrowała tę wyprawę, mongolski przewodnik i jego syn, Tomoo. Podróżowali busem
i konno. Rozbijali obozowiska na zielonych łąkach,
z których rozciągał się widok na doliny i ośnieżone
szczyty. Każdy szaman w Mongolii porozumiewa się
z różnymi bogami, modli się do Władcy Gór, a za pomocą bębna, zwanego „wietrznym koniem”, przenosi
się do świata duchów. Rupert z reporterską precyzją
opisał obrzędy szamanistyczne, w których brał udział
wraz z rodziną. Zamknięty w sobie Rowan nie bał się
szamanów w długich sukmanach i maskach z rogami
jeleni. Szamani opluwali wódką przybyłych gości,
chłostali ich rzemiennymi biczami, okadzali ziołami
i wznosili modły do bogów. Bohaterowie opowieści
dotarli też do jeziora Szarag (nazwa oznacza lśnienie
końskiej sierści), znanego ze swych leczniczych
właściwości. Legenda głosi, że konie, które wynurzyły
się z Szaragu, spłodziły pierwsze stado i stąd konie
rozeszły się po świecie. Najtrudniejsza droga przez
mokradła i przełęcze tajgi doprowadziła Isaacsonów
do potężnego szamana Gosta. Podróż po Mongolii
okazała się próbą dla rodziców Rowana, dla małżeństwa Ruperta. To rzeczywiście historia o wielu małych
cudach i jednym wielkim. O sile przekonań, drodze do
celu, dawnych wierzeniach, odległej Mongolii i chorobie, która dała początek wyjątkowym doświadczeniom.
Tłem dla tej wędrówki są konie, całe ich stada, które
umożliwiły porozumienie dwóch różnych światów.
W poszukiwaniu równowagi. In dubio pro quo
Gerd Heuschmann, Świadome jeździectwo
Wreszcie jest. Kolejna książka dr nauk weterynaryjnych, szkoleniowca Niemieckiej Szkoły Jazdy
w Warendorfie, znawcy biomechaniki ruchu konia,
Gerda Heuschmanna. Po tytule i zainteresowaniach
autora można domyślić się, że ta lektura odwołuje
się do zależności między użytkowaniem konia a jego
stanem zdrowia. Autor nie owija w bawełnę, nie
cacka się z czytelnikiem. Nie udaje, że jeździectwo
ma się dobrze. Już na początku książki podkreśla,
że wielu jeźdźców ma podstawowe braki, a to jest
konsekwencją deficytu odpowiednio przygotowanych
do pracy szkoleniowców. Zaznacza, że rzadko
można spotkać uczących się od siebie trenerów,
tolerujących swoją wiedzę i szanujących wiedzę
innych. To już właściwie nie problem jeździectwa,
a umiejętności międzyludzkiego komunikowania
się. Heuschmann przypomina także kodeks
70
Świat Koni – Stado Książek
etycznego postępowania z koniem. Jego pierwszy
punkt brzmi: „Kto zajmuje się koniem, bierze na
siebie odpowiedzialność za powierzoną mu żywą
istotę.” Widzę w tym pewną słabość. Właściwie nie w samym kodeksie, a w słowach, które
niestety coraz bardziej się wycierają. Co to znaczy
odpowiedzialność? Chyba udzielił mi się posępny
nastrój cenionego lekarza weterynarii. Najciekawsze
wydają się rozdziały poświęcone koniom „zepsutym” i propozycje rozwiązań problemów z nimi
związanych. Autor opisuje sugerowaną korektę dla
koni usztywnionych, rozwleczonych i o zapadniętym
lub napiętym grzbiecie. I tak np. dla koni usztywnionych zaleca korektę równowagi konia. Zasadniczym
jej punktem jest odpowiednie ustawienie długości
strzemion. Przed jazdą z jeźdźcem warto takiego
konia lonżować na kawecanie bez pasa i wypinaczy.
Dlaczego? To wszystko skrupulatnie i jasno tłumaczy
autor. Ta książka jest dla tych, którzy są na początku
jeździeckiej drogi, dla lekarzy weterynarii, również
dla trenerów i sędziów. A krócej? Dla nieśpieszących
się miłośników koni. Idealnych?
Wierzchowce Bogów. Motyw konia w wierzeniach
i sztuce Słowian i Skandynawów
Agnieszka Łukaszyk, Triglav
Koń w kulturze duchowej Słowian, Bałtów czy
Germanów miał wiele symbolicznych i duchowych
znaczeń. Pośredniczył między światem bóstw
a światem człowieka, był czczony, patronował
mrocznej krainie śmierci i płodności. Utożsamiano go także z kosmosem, wiązano z nim wiele
ludowych wierzeń, m.in. miejsce, w którym tarzał
się koń przejmowało demoniczną moc. Przechodząc po takim wygładzonym od końskiego
ciała fragmencie ziemi, można było nabawić się
liszajów. Agnieszka Łukaszyk postawiła sobie za
cel opisać motyw konia pojawiający się w sztuce
średniowiecznej z terenów północno-zachodniej
słowiańszczyzny. Korzystała ze źródeł ikonograficznych, etnograficznych, ze zbiorów dostępnych
w muzeach w Polsce, Danii i Szwecji. Konie były
nieodłącznymi kompanami bogów – słowiański
Świętowit, którego atrybutem był koń białej maści
kojarzył się z pozytywną magiczną mocą. Autorka
przytacza opis duńskiego kronikarza, Saxo Gramatyka, poświęcony temu właśnie koniowi. Mógł
dosiadać go jedynie kapłan i uważano, by przez
częste użytkowanie go, nie stał się pospolity. Brano
za czyn bezbożny wyrywanie włosów z jego grzywy.
W książce pojawia się wiele ciekawostek, choćby
to - konie, których używano w hippomancji (wróżby
z udziałem koni) przechodziły przez skrzyżowane
włócznie, które dziś mogą kojarzyć się jeźdźcom
z pospolitym, niskim „krzyżakiem”. Jeśli koń pokonał
ustawione rzędy włóczni prawą nogą, uznawano
to za dobry znak, jeśli lewą - za zły i wówczas
rezygnowano z zamiaru podbicia jakiegoś kraju.
Gdy wróżba dotyczyła wyprawy morskiej, koń
musiał trzy razy przejść przez włócznie. To dawało
potrójne potwierdzenie, którego wymagano przed
tak trudną podróżą, jaką była żegluga. Hipomancja
odbywała się najczęściej na dziedzińcach przed
świątyniami, tam gdzie mogło zgromadzić się jak
najwięcej ludzi, potrzebujących „zasięgnąć wróżby”.
Wierzenia skandynawskie brzmią równie bajkowo.
Autorka opowiada o ośmionogim koniu Sleipnirze,
który latał ponad morzem, o Arwaku i Alswidzie, ciągnących wóz Słońca. Pod ich łopatkami znajdowały
się piece kowalskie utrzymujące żar tejże gwiazdy.
Opisane są też konie Freya, najlepszego konnego
wojownika czy wierzchowiec Grani, który pokonywał
magiczne płomienie. Uzupełnieniem tych historii są
informacje o figurkach koni, płaskorzeźbie, biżuterii,
naczyniach ceramicznych ozdabianych przez
Słowian i Skandynawów wizerunkiem konia. Temu
zagadnieniu autorka poświęciła znaczną część
książki. Wzbogaciła ją licznymi zdjęciami i rysunkami najstarszych przedmiotów zdobniczych. Możemy
więc poznać jak wyglądał np. koń z Norwegii z szerokimi kopytami z XIII wieku, albo średniowieczny
wojownik konny z Ziemi Lubuskiej.
Jeździectwo. Skoki przez przeszkody.
Anthony Paalman, Galaktyka
Biblia skoczków. Książka poszukiwana na forach,
nielegalnie kopiowana i przemycana pod siodłem.
W Polsce ukazała się po raz pierwszy na początku
lat 80. i do dziś stanowi podstawowe źródło wiedzy
dla koniarzy, chcących doskonalić się w skokach
przez przeszkody. Sekretem tej publikacji jest
język - na tyle prosty, że zrozumie go początkujący
jeździec i na tyle fachowy, że specjalista nie będzie
czuł się pouczany. Anthony Paalman, autor tego
podręcznika, był szefem wyszkolenia w Irlandzkim
Związku Jeździeckim i budowniczym parkurów. Trenował irlandzką kadrę juniorów w latach 1969-1971
i uwieńczeniem wspólnej pracy był złoty medal zdobyty drużynowo w mistrzostwach Europy. Paalman
kierował się zasadami treningowymi słynnych szkół
kawaleryjskich. Wstęp do „Jeździectwa…” rozpoczął
przysłowiem: „kto kieruje młodzieżą - ten kształtuje
przyszłość.” To określa go, jako zapalonego nauczyciela, szkoleniowca, dla którego najważniejszą
misją jest przekazanie wiedzy jeźdźcom. I taka też
była jego intencja. Nie chciał stworzyć naukowej rozprawy, ale spiąć okładką wskazówki potrzebne do
podstawowego wyszkolenia konia. W tej edycji znajduje się również rozdział poświęcony projektowaniu
parkurów. Według Paalmana dobrze skonstruowane
przeszkody mają dać wiarę w siebie i koniom
i jeźdźcom. Poza tym właściwie zbudowane szeregi
i dobrze zaplanowane odległości to ważny element
edukacyjny dla jeździeckiej pary. Łatwo jest przecież
zniechęcić konia do skoków. Wystarczy trochę
wiedzy, żeby nie popełnić poważnych błędów, a
tej na niemalże pięciuset stronach nie brakuje. Ta
długa i cenna lekcja zaczyna się od paru banałów
- podstawą treningu jest lekkość współpracy konia
i jeźdźca, a celem szkolenia jest pozostawienie
koniowi własnej inicjatywy przy nałożeniu na niego
pewnych ograniczeń. Jeździec powinien ufać
koniowi, a ten powinien czuć się pewnie. Zanim
autor wprowadzi do szczegółów, ostrzega że przed
szkoleniem trzeba uczciwie ocenić swoje umiejętności i nie tracić cierpliwości. W części pierwszej
książki opisana została teoria - od wskazówek potrzebnych przy kupnie konia, przez opiekę stajenną,
po opisanie rzędu. W kolejnej części stawiane są
pierwsze kroki treningu, czyli zajeżdżanie, lonżowanie, skoki luzem i bardzo ważne szkolenie z ziemi,
dzięki któremu koń poznaje działanie wodzy i łydek
jeźdźca. Podrozdziałem, którego nie można ominąć
jest „Ujeżdżenie do skoków”, w którym wyróżniono
m.in. kilkanaście ćwiczeń gimnastycznych, zwanych
musztrą fizyczną. Po takiej praktyce chyba nie
ma sztywnych jeźdźców. Część trzecia i czwarta
poświęcone są zaawansowanemu ujeżdżeniu do
skoków, przygotowywaniu juniorów do pierwszych
startów, korekcji i reedukacji - tu przeczytamy
o problemach przy odbiciu, korygowaniu nietrzymania kierunku podczas najazdu na przeszkodę czy
odmawianiu skoków.
www.swiatkoni.pl

Podobne dokumenty