Życie i działalność Księdza Jana Balickiego

Transkrypt

Życie i działalność Księdza Jana Balickiego
Życie i działalność Księdza Jana Balickiego
Jan Balicki urodził się, żył i działał do końca swego życia na terenie
diecezji przemyskiej obrządku łacińskiego. Nicetas Balicki, ojciec przyszłego
ks. Jana, w połowie lat sześćdziesiątych zamieszkał z rodziną
w Staromieściu k. Rzeszowa, gdzie objął funkcję dróżnika kolejowego.
Rodzina mieszkała w szablonowo zbudowanej budce kolejowej, stanowczo
za ciasnej dla kilku osób. Tam to 25.01.1869 r. przyszedł na świat Jan
Wojciech. Małżeństwo Balickich było wyznania mieszanego – ojciec
grekokatolik a matka w obrządku łacińskim. Zgodnie z Konkordią –
dokumentem podpisanym pomiędzy biskupami obu wyznań - synowie
należeli do obrządku ojca, a córki do obrządku matki. Stosownie do tej
zasady nowo ochrzczony Jan Balicki należał obrządku greckokatolickiego
i parafii tego obrządku w Zalesiu pod Rzeszowem, ale nikt mu o tym nie
powiedział, choć rodzina, dopóki żył ojciec, najważniejsze święta kościelne
obchodziła według kalendarza łacińskiego i greckokatolickiego.
Jan wzrastał i był wychowywany w atmosferze przesiąkniętej głęboką
religijnością. Rodzice, którzy nie studiowali ani psychologii ani pedagogiki,
bezwiednie zastosowali wobec swoich dzieci najskuteczniejszą metodę
wychowawczą - własny przykład. Po ukończeniu szkoły ludowej, w roku
szklonym 1880/81 rozpoczął naukę w rzeszowskim gimnazjum,
mieszczącym się w gmachu dawnego Kolegium oo. Pijarów. 11 czerwca
1888 r. zdał egzamin dojrzałości. Kiedy po maturze powiedział rodzicom
o zamiarze pójścia do Seminarium ojciec polecił mu jeszcze zastanowić się
nad tym, ze względu na odpowiedzialność związaną z kapłaństwem.
W początku października tego roku wstąpił do Seminarium
Duchownego w Przemyślu, gdzie rozpoczął studia teologiczne. Kiedy
znajdował się na czwartym tj. ostatnim roku, zgodnie z planem studiów
uczył się m. in. prawa kościelnego. Wtedy to dowiedział się o istnieniu
Konkordii i, że na jej podstawie należy on do obrządku greckokatolickiego.
Jedynym wyjściem z sytuacji, w jakiej się znajdował, było otrzymanie zgody
Stolicy Apostolskiej na zmianę obrządku, bo tylko jej zostało to zastrzeżone.
Wobec tego 30 listopada 1891 r. alumn Jan Balicki, w porozumieniu
z przełożonymi, napisał prośbę do ks. bpa Sołeckiego, a przez niego do
Stolicy Apostolskiej, o zgodę na zmianę obrządku z greckokatolickiego na
łaciński. Odnośny dokument Stolicy Apostolskiej nie zachował się, ale
z faktu udzielenia święceń kapłańskich alumnowi Janowi Balickiemu wynika,
że go otrzymano.
Święcenia kapłańskie przyjął 20 lipca 1892 r. w katedrze przemyskiej
z rąk ówczesnego biskupa ordynariusza Łukasza Sołeckiego. W pierwszej
połowie sierpnia, został przeznaczony na wikarego do niewielkiej, bo
liczącej około 1500 wiernych, parafii Polna, leżącej na ówczesnej granicy
z diecezją tarnowską, w dekanacie rzepiennickim. W działalności na tej
pierwszej placówce ujawniły się cechy, które i później go charakteryzowały.
Przede wszystkim był pobożny.
W listopadzie 1893 r. otrzymał polecenie od biskupa Sołeckiego, by się do
Rzymu na dalsze, specjalistyczne studia. W czasie pierwszego roku pobytu
w Rzymie ks. Balicki studiował na popularnie zwanej gregorianie filozofię.
Przyswoił sobie wtedy zasady neotomizmu. Następnie przeniósł się na
teologię w tej samej papieskiej uczelni, 1 lipca 1897 r. uzyskał tam doktorat
z teologii. Główny cel studiów został osiągnięty. Oprócz teologii nauczył się
języka włoskiego, francuskiego i angielskiego. Z gimnazjum znał łacinę
i niemiecki. Miał zdolności do języków.
Do kraju wrócił w lecie 1897 r. W Diecezjalnym Instytucie Teologicznym
w Przemyślu wakowała katedra teologii dogmatycznej. Wykłady zaczął
11 października. Wobec pozytywnej a nawet pochlebnej oceny prac
konkursowych, 29 listopada 1898 r. ks. Balicki został mianowany formalnie
zwyczajnym profesorem dogmatyki szczegółowej w przemyskim Instytucie
Teologicznym, uznawanym i przez władze państwowe.
Jego słuchacze stwierdzali, że na wykłady przychodził bardzo punktualnie,
ale też kończył wykłady w pół zdania na dźwięk dzwonka. Do wykładów
był starannie przygotowany. Dość często uzupełniła jego treść swoimi
przemyśleniami, a zdarzało się, że pewne tematy w ogóle ujmował po
swojemu. Zagadnienia przedstawiał w sposób jasny. Niektóre tematy
dogmatyczne, jak o Trójcy świętej, o łasce czy Eucharystii, wykładał
z większym przejęciem, niż normalnie, co wskazywało, że ich treść dotykała
go głęboko. Duże wrażenie na słuchaczach robiła jego pobożność.
Modlitwę przed i po wykładzie odmawiał na klęczące. Praktyka ta i potem
była kultywowana przez niektórych księży profesorów. Przed i po wykładzie
wstępował do kaplicy. Był zawsze skupiony, ale jednocześnie serdeczny,
pokorny i choć był bezpośredni w kontaktach onieśmielał słuchaczy. Żaden
z nich nie przypominał sobie, żeby z niego żartowano, albo mówiono o nim
coś ujemnego. Odnoszono się do niego z nabożną czcią.
W 1908 r., w związku z rzuceniem na niego oszczerstwa
o charakterze obyczajowym, w które nikt ze środowiska nie uwierzył, za
radą biskupa Pelczara, wybrał się jesienią w roczną podróż naukową za
granicę. Po powrocie podjął swe poprzednie obowiązki. W 1909 r. został
ponownie mianowany prefektem seminarium, toteż wrócił do budynku
seminaryjnego i zamieszkał w nim na dalsze 30 lat. W 1927 r. został
wicerektorem Seminarium Duchownego i był nim przez 2 lata. Gdy zaś
dotychczasowy rektor, ks. Stefan Momidłowski, pod koniec czerwca 1929 r.
zrezygnował z tego stanowiska, wówczas ówczesny biskup ordynariusz ks.
Anatol Nowak, księdza Balickiego zamianował rektorem. Na tym
stanowisku pozostawał niecałe 6 lat.
Ksiądz Balicki, jako rektor był przełożonym bardzo cichym, zdawać by się
mogło, że zanadto cichym, a właściwie tą ciszą swego postępowania
utrzymywał ciszę i spokój domu. Działał uspokajająco na kleryków,
stwarzał warunki jak najspokojniejszej pracy duchowej, a równocześnie nie
uszło jego uwagi nic, o czym rektor powinien był wiedzieć". W trakcie
spełniania obowiązków rektora zaczął podupadać na zdrowiu. Jeszcze
w 1928 r. wyrósł mu na łokciu bolesny guz. Operacja w szpitalu okazała
się konieczna. Ks. Balicki prosił lekarzy, by mu ją zrobili bez znieczulenia.
To nie było wyrazem masochizmu. Lekarze byli zaskoczeni. Poważniejszą
sprawą była katarakta oczu. Z tego powodu w 1933 r. dwukrotnie
poddawał się operacji w Krakowie, w szpitalu oo. Bonifratrów, gdzie
otoczenie było zbudowane jego zachowywaniem się. Dolegliwości oczu
były także jednym z głównych powodów rezygnacji ks. Balickiego
z rektoratu w 1934 r. Miał wówczas 65 lat ówczesny bp ordynariusz
diecezji przemyskiej ks. Franciszek Barda w lipcu tego roku rezygnację
przyjął, bo znał jej przyczyny.
Wiele dobra dla ludzi dokonał ks. Balicki poprzez konfesjonał. Jego
zamiłowanie do duszpasterstwa najbardziej przekonujący wyraz
znajdowało w spowiadaniu. Wcześnie rano, bo o 5.30 odprawiał Mszę św.
w katedrze i po jej zakończeniu oraz dziękczynieniu stale siadał
w konfesjonale. Dokąd szpital powiatowy znajdował się na Władyczu,
a więc blisko budynku seminaryjnego, ks. Balicki przez kilkanaście lat,
w praktyce bez nominacji, spełniał w nim funkcje kapelana, a po
przeniesieniu szpitala na Zasanie, również często spieszył tam z posługami
sakramentalnymi, tak wobec chorych, jak i pracujących tam sióstr Serafitek.
Jako spowiednik szybko zdobył sobie uznanie w szerokich kręgach ludzi,
toteż przychodzono do niego nawet z daleka. Ceniono go nie tylko jako
spowiednika, ale także jako dobrego kierownika w sprawach duchowych.
Jeśli zachodziła potrzeba, to w konfesjonale pouczał długo, ale normalnie
mówił krótko, dawał jasne i roztropne wskazówki. Oprócz osób świeckich
korzystały z jego posługi siostry zakonne, a także księża.
Posługując w szpitalu ks. Balicki spotykał w nim także prostytutki leczące
się na zawodowe choroby. Wyczulony na nędzę moralną i materialną
próbował je nawracać, co mu się nieraz udawało. Chcąc zapewnić im
warunki do normalnego życia, starał się je umieszczać w odpowiednich
zakładach. Wtedy to powziął myśl zorganizowania dla nich w Przemyślu
specjalnego zakładu. W 1916 r., mimo trudnych warunków wojennych,
zakupił mały dom na ulicy tatarskiej. Stanowił on dla nich rodzaj schroniska
pod opieką sióstr Magdalenek. To pomieszczenie było jednak za małe, toteż
po wojnie, gdy nadarzyła się okazja, wydzierżawiono korzystnie od
magistratu miasta około 5 hektarowe gospodarstwo rolne na Kruchelu
Wielkim położonym ponad 2 km od miasta i do niego przeniesiono w 1920
r. zakład dla tych kobiet. Dzięki temu zapewniono im dach nad głową,
a przez pracę na roli również środki utrzymania. Ks. Balicki a również i inni
księża wspierali go materialnie i moralnie. Bezpośrednią opiekę nad nimi
sprawowały siostry Opatrzności Bożej. Stale przebywało tam 25-30
pensjonariuszek. Założyciel zakładu odwiedzał go dość często i wygłaszał
do pensjonariuszek konferencje, służył także spowiedzią.
Z czasem zdrowie ks. Jana zaczęło się wyraźnie pogarszać. W kwietniu
1947 r. zapadł na grypę. Musiał się położyć. Choroba pozostawiła swoje
ślady. Na polecenie lekarza 23 kwietnia odwieziono go do szpitala. Był tam
otoczony troskliwą opieką lekarską i sióstr serafitek. Gdy mógł, za zgodą
lekarza, odprawiał tam Mszę św. W kaplicy długo się modlił, a na prośbę
penitentów także spowiadał. 27 maja wrócił do swojego mieszkania, do
dawnego trybu życia, do konfesjonału. W ciszy swego pokoju czytał,
rozważał, a najwięcej godzin spędzał w kaplicy biskupiej. Codziennie
odwiedzała go siostrzenica mieszkająca w Przemyślu. A tymczasem
choroba się rozwijała. Była to gruźlica, która objęła kręgi szyjne
kręgosłupa, co było przyczyną dotkliwych cierpień. W jego notatkach
częstsze się stały wzmianki o śmierci i przygotowaniu do niej. W połowie
lutego 1948 roku znowu poważnie zachorował. Dwa lub trzy razy potrafił
jeszcze odprawić Mszę św. w kaplicy biskupiej, ale niemoc zwyciężyła.
Stwierdzono obustronne zapalenie płuc i rozsianą gruźlicę. 9 lutego 1948
roku przewieziono go do szpitala. Opuszczając dom biskupi pożegnał się
ze wszystkimi. Zdawał sobie zapewne sprawę z powagi sytuacji. Na kilka
dni przed śmiercią dano znać telefonicznie do kurii biskupiej, że stan
zdrowia szybko się pogarsza. W odpowiedzi zaraz przyjechali ks. biskup
Tomaka z kilkoma księżmi. Poprosił go jeszcze raz o rozgrzeszenie
i powiedział: "Widać dzisiaj będzie koniec". Po odejściu księży odezwał się
do obecnych sióstr: "A ja po raz ostatni błogosławię was siostry i dziękuję
za to, co dla mnie robicie. Powiedzcie to wszystkim". I wyszeptał: "Wielkie
rzeczy dzisiaj się dzieją". Zmarł 15 marca 1948 roku.
Ks. Balicki pod względem religijnym był niezwykły. Był całkowicie
zatopiony w Bogu. Potrafił się modlić całymi godzinami. Cechowała go
szczególniejsza cześć Najświętszego Sakramentu i Najświętszej Maryi
Panny. Był Bogu poddany i pełnienie Jego woli uważał za rzecz
najważniejszą w życiu duchowym. Ci, którzy się z nim stykali, wyczuwali to
i dlatego odnoszono się do niego z pietyzmem. Z ostatnich lat życia (od
1939 r.) zachowały się notatki z jego rozmyślań. Na każdej z nich znajduje
się główna jego dewiza: "Dobrze Panie, żeś mnie upokorzył". Z miłości
Bożej podejmował wszystkie czyny. Z miłości Bożej wpływała u niego
miłość bliźniego. Jej objawy to unikanie ujemnych sądów o bliźnich,
miłosierdzie, spieszenie z pomocą biednym, to współczucie dla człowieka
pozostającego w grzechu. Z pozostałych cnót na pierwszym miejscu stawiał
pokorę wyrażającą się w prostocie, grzeczności wobec innych ludzi. Można
o nim powiedzieć, że był "Mocarzem pokory". Na pewno był także
pracowity, cierpliwy, ubogi. Poza tym ksiądz Balicki był zawsze skupiony,
poważny, ale nie smutny. Potrafił się śmiać. Miał poczucie humoru. Do ludzi
się nie garnął, ale też nie unikał. Nie tylko otoczenie miało go za świętego,
ale zdaje się nikt mu tego poważnie nie mówił.
Po pogrzebie nie zapomniano o nim. Wśród ludzi utrzymywała się
opinia, że to umarł święty. Po 7 latach, 31 października 1955 r., zgodnie
z powszechnym życzeniem, dokonano przeniesienia zwłok do osobnego
grobowca. Kroki te podjęto w perspektywie przewidywanego procesu
beatyfikacyjnego. W 1959 r. przemyskie Seminarium Duchowne zwróciło
się do ks. bpa Bardy o rozpoczęcie go. Biskup, który znał ks. Balickiego od
19331 r., bez wahania poparł ten projekt. Proces zakończono 22 listopada
1963 r. Zebrane akta przesłano do Rzymu, do kongregacji spraw
kanonizacyjnych. Tam to, po uprzednim zbadaniu zeznań świadków jak
i pism autorstwa ks. Balickiego i po wydaniu kilku ważnych dla sprawy
dokumentów, w grudniu 1994 r. ogłoszono dekret o heroiczności cnót ks.
Balickiego (heroiczny - bohaterski), co stanowi przedostatni etap starań
o beatyfikację.
Jego beatyfikacji dokonał w sierpniu 2002 roku Jan Paweł II podczas Mszy
świętej na krakowskich Błoniach. Powiedział tam m.in.:
Służbą miłosierdziu było życie błogosławionego Jana Balickiego. Jako
kapłan miał zawsze otwarte serce dla wszystkich potrzebujących. Jego
posługa miłosierdzia przejawiała się w niesieniu pomocy chorym i ubogim,
ale szczególnie mocno wyraziła się przez posługę w konfesjonale. Zawsze
z cierpliwością i pokorą starał się zbliżyć grzesznego człowieka do tronu
Bożej łaski.
Wspominając o tym, zwracam się do kapłanów i seminarzystów:
proszę was, bracia, nie zapominajcie, że na was, szafarzach Bożego
miłosierdzia spoczywa wielka odpowiedzialność, ale też pamiętajcie, że sam
Chrystus umacnia was obietnicą, którą przekazał przez św. Faustynę:
"Powiedz Moim kapłanom, że zatwardziali grzesznicy kruszyć się będą pod
ich słowami, kiedy będą mówić o niezgłębionym miłosierdziu Moim,
o litości, jaką mam dla nich w sercu Swoim" (Dzienniczek, 1521).

Podobne dokumenty