Numer 2.2009 - Perspektywy Kulturoznawcze
Transkrypt
Numer 2.2009 - Perspektywy Kulturoznawcze
Kołos Pająk Żak ISSN 1899-4334 2/2009 Dąbrowska Janusiewicz Jurzysta Skibińska Ilnicki Przestrzenie literatury. Wizje, rewizje, kontynuacje Pod redakcją sylwii szykownej Szturo pawlicka Perspektywy kulturoznawcze ISSN 1899-4334 Zespół redakcyjny: Sylwia Szykowna i Paweł Gałkowski Rada naukowa: prof. dr hab. Teresa Kostyrko prof. dr hab. Anna Jamroziokowa prof. dr hab. Grzegorz Dziamski dr hab. Krzysztof Moraczewski skład: Michał Piepiórka © Copyright by Zakład Badań nad Kulturą Artystyczną Instytutu Kulturoznawstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu Wydawca: Zakład Badań nad Kulturą Artystyczną Instytutu Kulturoznawstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu Adres redakcji: „Perspektywy Kulturoznawcze” Zakład Badań nad Kulturą Artystyczną Instytut Kulturoznawstwa ul. Szamarzewskiego 89 60-568 Poznań www: pkult.amu.edu.pl email: [email protected] Poznań 2009 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Przestrzenie literatury. Wizje, Rewizje, Kontynuacje Spis treści: 6 anna kołos Przestrzeń odarta z metafory. Liberatura w kontekście rewizji filozoficznej i perspektyw badań 20 Andrzej Pająk Współczesne generatory cyfrowe 38 Joanna żak Mariaż strofy z partyturą. O praktyce Johna Cage’a 48 Magdalena Dąbrowska „I przystąpiwszy cicho szepnęła…”. Michała Żebrowskiego miłosno-poetyckie dialogi z muzyką w tle (na marginesie teorii korespondencji sztuk i romantycznych sposobów odbioru tekstu literackiego 67 małgorzata Janusiewicz Dlaczego Kot z Cheshire miał rację? O literackich wędrówkach nowej literatury 83 marcin Jurzysta Slam poetycki w Polsce – czy transfuzja się przyjęła? 92 małgorzata Skibińska Technicyzacja kultury czytelniczej w zwierciadle literackich wyobrażeń: „science-metafiction” i nowoczesny romantyzm Jaspera Fforde’a (na przykładzie cyklu powieści o przygodach Thursday Next) 112 rafał ilnicki System symboliczny kart tarota jako inspiracja dla protohipertekstów na przykładzie „Zamku krzyżujących się losów” Italo Calvino 128 tomasz szturo Waldemar Łysiak, czyli „literatura totalna” 137 urszula pawlicka „Czytanie tego tekstu jako inna forma życia”. O konwencji hipertekstowej w twórczości Piotra Siweckiego (BIOS i HYPER-GENDER) Perspektywy Kulturoznawcze 2/2009 Przestrzenie literatury. Wizje, Rewizje, Kontynuacje Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Anna Kołos Przestrzeń odarta z metafory. Liberatura w kontekście rewizji filozoficznej i perspektyw badań Robię z książek różne rzeczy. Przedmioty. Tak, różne prace, posążki, obrazy, czy jak tam je nazwiesz. Miałem nawet wystawę. Sklejam książki żywicznym klejem i trzymają się dobrze. Otwieram je lub zamykam, nadaję im różne kształty, rzeźbię, wywiercam otwory. To świetny surowiec do obróbki, można zrobić wiele rzeczy. (Italo Calvino, Jeśli zimową nocą podróżny) Przestrzeń literacka nie musi być rozumiana tylko jako metafora, za którą kryje się potencjalność fikcyjnych konstrukcji świata przedstawionego, pozwalających „bez ograniczeń” błądzić w hipotetycznej czasoprzestrzeni. Jednak kanoniczny Słownik terminów literackich pod redakcją Janusza Sławińskiego podaje jedynie definicję hasła „przestrzeń w dziele”, ograniczając kategorię przestrzenności do dyskursywnej płaszczyzny tekstu. Taka redukcja doświadczenia lektury może być widziana jako wynik kilkuwiekowego prymatu kultury druku, z którą wiąże się upowszechnienie w świadomości powszechnej złudzenia istnienia medium tekstu niezależnie od materii. XX-wieczna rewizja wypowiedzi artystycznej, wywodząca się z awangardowego języka poetyckiego przełomu wieków, obejmująca postmodernistyczne eksperymenty z narracją i formą graficzną książki, a wreszcie polska koncepcja liberatury, ogłoszona w 1999 roku przez Zenona Fajfera, przekonują jednak, że literatura to nie tylko słowa, ale również rzeczy. Nie tylko filologia, ale i sztuka. Tekst i materialny surowiec zarazem. W ramach niniejszych rozważań proponuję zadać pytanie o filozoficzne i kulturowe podstawy ograniczenia lektury tekstu w aspekcie przestrzennym oraz o perspektywy badań liberatury, czyli „literatury 6 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 totalnej”1, stanowiących wyzwanie dla różnych dyscyplin, zajmujących się zarówno ontologią, jak i funkcjonowaniem społecznym książki. Pismo, strona, druk – rewizja podstawowych pojęć Za fundament kształtowania pojęcia książki uznać trzeba problematyzację determinujących ją wielkich przełomów: przejścia od kultury oralnej do cyrograficznej oraz początku kultury typograficznej. Wynalazek pisma otworzył przed literaturą, dotąd przekazywaną ustnie, nowe możliwości, opierające się na zastąpieniu głoski przez literę. Teksty literackie i epigrafy w kulturach starożytnych – z uwagi na mniej skodyfikowany sposób graficznego zapisu, uwzględniającego różnorodność materiału i rzemieślniczych technik pisania – funkcjonowały również jako zapis manifestujący się w aspekcie wizualnym. Za świadectwo takiego odbioru pisma niech posłuży wypowiedź włożona przez Platona w usta Sokratesa z dialogu Fajdros: Coś strasznie dziwnego ma do siebie pismo, Fajdrosie, a prawdę rzekłszy, to i sztuka malarska. Toż i jej płody stoją przed tobą jak żywe, a gdy ich zapytasz o co – wtedy bardzo uroczyście milczą. A tak samo słowa pisane2. Zgodzić trzeba się ze stanowiskiem Jacquesa Rancière’a, według którego potępienie pisma i poezji przez Platona nie wynikało z rzekomej niemoralności treści czy zapośredniczającej imitacji, lecz z niedopuszczanej przez filozofa w ówczesnej społeczności ateńskiej formy „dzielenia postrzegalnego”. Rancière wprowadzony przez siebie termin z pogranicza estetyki i polityki określa jako „system odczuwalnych (sensible) pewników, które uwidaczniają istnienie 1 2 Z. Fajfer: Liberatura czyli literatura totalna, „FA-art” 2001, nr 4. Platon: Fajdros, w: tegoż, Dialogi, tłum. W. Witwicki, t. 2, Kęty 2005, s. 181 (275 C). 7 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 zarazem tego, co wspólne, jak i podziałów, definiujących w jego obrębie poszczególne miejsca oraz części3. Pożądaną przez Platona formą dzielenia postrzegalnego był wspólnotowy taniec, którego znaczenie wywodziło się jeszcze z greckiego podziału na sztuki ekspresywne i konstruktywne. Miarowy rytm miał być spoiwem społeczności, definiując poprzez to, co postrzegalne i odczuwalne, polityczny charakter wspólnoty. Nieprzypadkowo w swojej wizji miasta filozofów Platon radzi usypiać dzieci kołysaniem, jak dodaje Rancière4. Dla myśliciela greckiego ruch konstruktywny, w przeciwieństwie do imitacyjnego ruchu na scenie teatralnej, oraz mowa są wartościowane dodatnio, a plastyka i malowane znaki pisma są „strasznie dziwnym”, jak mówi w platońskim dialogu Sokrates, podziałem postrzeganej przestrzeni. Rancière tak pisał o nieprzystawalności pisma do modelu wspólnoty Platona: […] słowo pisane, przechadzając się tu i tam, bez wiedzy, do kogo należy się zwracać, a do kogo nie, niszczy cały usankcjonowany fundament obiegu mowy i stosunku pomiędzy skutkami słów a pozycjami ciał we wspólnej przestrzeni5. Wywrotowy i egalitaryzujący charakter przygodnych znaków pisma łączy się u Platona z podstawową opozycją metafizyczną „żywości” i „niemości”, mowy i milczenia. Wskazując na historyczną stałość obecnych w starożytnej Grecji form dzielenia postrzegalnego, można zatem próbować pogodzić myślenie Rancière’a z Derridiańską dekonstrukcją metafizyki. Po realizowanym przez Platona e t y c z n y m r e ż i m i e o b r a z ó w następuje – w rewizji Rancière’a – czas p r z e d s t a w i e n i o w e g o r e ż i m u s z t u k , antycypowanego przez kodyfikację poetyki Arystotelesa6. Przede wszystkim dokonuje się tu dowartościowanie imitacji w kategoriach translacji treści, 3 J. Rancière: Dzielenie postrzegalnego. Estetyka i polityka, tłum. M. Kropiwnicki i J. Sowa, wstęp M. Pustoła, Kraków 2007, s. 69. 4 Ibidem, s. 76. 5 Ibidem, s. 70–71. 6 Zob. na ten temat: ibidem, s. 81–82. 8 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 formy i materii, nie zaś zasługującej na potępienie kopii rzeczywistości. W centrum zainteresowania sztuk leży p r z e d s t a w i e n i e , które organizuje sposoby „wytwarzania, widzenia i oceniania”. Wielowiekowy autorytet Arystotelesa i niekwestionowalność zachodnioeuropejskiej idei artystycznej imitatio wprowadzały systematyczny podział i hierarchizację gatunków i poetyk. Przeniesienie akcentu z pragmatycznego funkcjonowania obrazów w reżimie etycznym Platona na poetologiczną czy mimetologiczną problematykę wytwarzania przedstawienia implikuje n o r m a t y w i z m w drugim z przedstawianych ujęć. Jego konsekwencją stała się i n s t y t u c j o n a l i z a c j a sztuk w znaczeniu Derridiańskiego negocjowania instytucji i idiomu. Należy zastanowić się przede wszystkim nad związkami między hierarchizacją w reżimie przedstawieniowym a nowożytną „galaktyką Gutenberga”, która zderzała – według Marshalla McLuhana – pluralizm średniowiecza z jednolitym mechanicyzmem7. Dążenie do realizacji w drukarstwie idei homogeniczności strony, związane z potrzebami mentalnymi człowieka nowożytnego, racjonalistycznego odpowiada logocentryzmu. zachodnioeuropejskiej Platoński schemat eskalacji metafizyczny organizował zatem hierarchizację i system wartościowania efektów reżimu przedstawieniowego. Można w tym miejscu pokusić się o wskazanie paraleli między homogeniczną stroną drukowanej książki a malarstwem iluzjonistycznym, które poddał refleksji Rancière. Francuski filozof wskazywał na trwałość platońskiej opozycji „żywego” aktu mowy i niemej powierzchni pokrytej malowanymi znakami w koncepcji nowożytnego malarstwa iluzjonistycznego, uwzględniającego trzeci wymiar dzięki zastosowaniu praw perspektywy8. Należy pamiętać, że refleksja Rancière’a była wynikiem konfrontacji omawianego modelu wytwarzania sztuk z koncepcją modernizmu, stawiającego na „czystość” plastyki, czyli płaską powierzchnię dwuwymiarową. Malarstwo iluzjonistyczne, proklamując kodyfikację norm przedstawiania i hierarchię 7 M. McLuhan: Galaktyka Gutenberga, w: Antropologia słowa. Zagadnienia i wybór tekstów, pod red. G. Godlewskiego, Warszawa 2004, s. 509. 8 J. Rancière: op. cit., s. 73. 9 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 gatunków, reprodukowało jednocześnie optyczną przestrzenność, której zadaniem było eksponowanie waloryzowanego „z n a c z o n e g o ” , „żywego” przekazu opowiadanej historii. Wobec realizowanego w iluzji głębi znaczenia pozycję podrzędną zachowywał system plastycznych signifiés pokrywających płótno. Chociaż w refleksji nad stroną drukowanego tekstu trudno mówić o literalnej reprodukcji optycznej głębi, analogicznie do omawianego przez Rancière’a malarstwa można wskazać na podobną relację wertykalnego wartościowania znaczącego i znaczonego w zmechanicyzowanym piśmie. Skodyfikowany typograficznie tekst traci swój potencjał bycia- w-przestrzeni i zostaje ograniczony w wymiarze negocjacji pomiędzy materią a formą. Zgodnie z logiką dekonstrukcyjną konsekwencją ograniczenia tej przestrzeni dialogu jest powtarzalna i n s t y t u c j a tekstu, czyli wzięcie w nawias możliwej idiomatyczności druku. Wobec stopniowego odsemantyzowania i transparentyzacji medium graficzności pisma i fizyczności tworzywa „żywość” tekstowi zapewniać mógł tylko przekaz dyskursywny. Metafizyka obecności uprzywilejowała transcendentalne signifié, niezależne od formy zapisu, jak gdyby unifikacja drukowanych znaków miała wskazywać na generowanie głębokich pokładów znaczenia oderwanego od materii. Jak pisze Derrida, pismo w kulturze zachodnioeuropejskiej to „nietrwały duplikat wyższego znaczącego, znaczące znaczącego”9. Zarówno filozof dekonstrukcji, jak i Rancière w podobnym duchu wypowiadają się na temat opozycji rządzących klasycznym systemem reprezentacji i utrwalających dystrybucję sensu w ramach dzielenia postrzegalnego. „Obniżenie wartości pisma i jego stłumienie przez mowę »pełną«”10 pozwalają się zatem rozpatrywać jako logocentryczna opozycja stałość – przygodność, żywa mowa versus martwy nośnik. W tę rewizyjną perspektywę włączyć można by ponadto refleksję semiologiczną nad pismem, Normana 9 Brysona, do historyka której proponuję zaadaptować ustalenia sztuki, aktywnego na polu studiów nad J. Derrida: O gramatologii, tłum. B. Banasiak, Warszawa 1999, s. 26. Ibidem, s. 21. 10 10 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 wizualnością. Badacz wyróżnia w znaku dwa zasadnicze aspekty: figuralność i dyskursywność. We wstępie do książki Word and image oba terminy zostały zwięźle wytłumaczone w sposób następujący: Pod pojęciem »dyskursywnego« aspektu obrazu rozumiem te jego własności, które ukazują wpływ języka na obraz (…). »Figuralny« aspekt obejmuje te cechy, które przynależą do obrazu w sferze wizualnego doświadczenia, pozostającego niezależnym od języka. Figuralność to »byciejako-obraz« (przekł. – A.K. )11. Warto przetłumaczyć wskazane kategorie z zakresu odniesienia obrazu do treści w sztuce na semiologię pisma12. Wystarczy bardzo pobieżny przegląd sposobów funkcjonowania pisma w kulturach starożytnych, biorących istotny udział w estetycznej konfiguracji wspólnoty, by przyjąć za pewnik „bycie znaku pisma jako obrazu”, czyli ekspozycję figuralności. Komponentami tego wizualnego doświadczenia mogły być zarówno ideograficzność alfabetu, jak i intencjonalne kreowanie materialnego słowa pisanego w przestrzeni polityczno-sakralnej. Na tej podstawie konsekwentnie można myśleć o piśmie jako o zdarzeniu w sferze negocjacji między jednostkowym idiomem a powtarzalną i gwarantującą inteligibilność instytucją oraz między analogicznymi biegunami obrazowości i dyskursywności. Istota pisma polega na ambiwalencji, którą arbitralnie redukuje się do określonego sposobu estetycznego podziału postrzegalnego w odniesieniu do wspólnoty. Podsumowując wątki wysupłane z refleksji McLuhana, Rancière’a, Derridy i Brysona, można powiedzieć, iż „galaktyka Gutenberga” dokonała instytucjonalizacji druku i jego petryfikacji w funkcji przekazu dyskursywnego zgodnie z platońską metafizyką „żywej” mowy 11 N. Bryson: Word and image. French painting of Ancien Régime, Cambridge 1981, s. 6. Na temat semiologii Brysona w polskich opracowaniach zob. S. Czekalski: Intertekstualność i malarstwo. Problemy badań nad związkami obrazowymi, Poznań 2006, s. 198–222. 12 Bryson zdawał się być bliski założeniom semiologicznym „wczesnego” Rolanda Barthesa, które nazwać można „panligwistycznymi”. Trzeba zaznaczyć zatem, że w niniejszej pracy f i g u r a l n o ś ć nie jest pustą formą, która n i e z n a c z y bez przekazu dyskursywnego, lecz stanowi źródło znaczeń wizualnych, nieuzależnionych od słowa. 11 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 w przedstawieniowym reżimie sztuk. W ten sposób ukształtowało się wyparcie z kulturowej świadomości przestrzenności i obrazowości tekstu. Na tym jednak naturalnie nie kończy się horyzont estetycznej rewizji. Rancière podkreśla swoim zdaniem ogromne, a niedocenione znaczenie paradygmatu strony przekraczającej materialność zapisanej kartki dla obalenia reżimu przedstawieniowego pod koniec XIX wieku, co dokonało się dzięki zakwestionowaniu jasnego podziału między tym, co widzialne, a tym, co wypowiadalne13. W rozróżnieniu Rancière’a widać wyraźną zbieżność z semiologicznymi postrzegalnych kategoriami oczywistości figuralności poprzedniego i dyskursywności. reżimu, Demontaż układających się w klarowną hierarchię, znamionuje e s t e t y c z n y r e ż i m s z t u k , który dla francuskiego filozofa ma stanowić bardziej adekwatny termin wobec zjawiska etykietowanego jako „nowoczesność”. W nowym modelu sztukę utożsamia się z tym, co pojedyncze, a więc idiomatyczne, równocześnie poddając ją ambiwalencji autonomii oraz wplątania w procesy formalnej samoorganizacji życia. Najistotniejsze dla rozważań nad przeszłością liberatury jest jednak przesunięcie dokonane między idiomem a instytucją, zawieszające mimesis jako zasadę odróżniania sztuk pięknych od stosowanych, obalające hierarchię gatunków i odnawiające możliwość negocjacji formy tam, gdzie reżim przedstawieniowy lansował jasne podziały. Istotnie, paradygmat strony, zaznaczający się najdobitniej w awangardowej twórczości Stéphane’a Mallarmégo, miał wielkie znaczenie dla XX-wiecznych eksperymentów formalnych. Zmianę w podziale na widzialne i niewidzialne jako poddające się odczuciu ze strony podmiotu sygnalizuje autor Rzutu kośćmi w słowach: Odrzucam książkę i ów cud przenikający jej strukturę, jeśli nie mogę świadomie wyobrazić sobie 14 tego motywu w formie jakiejś konkretnej przestrzeni, strony, wysokości . 13 J. Rancière: op. cit., s. 72. Cyt. za: K. Bazarnik: „Książka jako przedmiot” Michela Butora czyli o liberaturze przed liberaturą, w: Od Joyce’a do liberatury. Szkice o architekturze słowa, pod red. K. Bazarnik, Kraków 2002, s. 175. 14 12 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Patronat francuskiej awangardy, co ciekawe, obejmował nie tylko modernistyczne dążenia do autotelicznej eksploracji tworzywa, czyli specyficznego reżimu postrzegalności, drążącej istotowość materii i środków artystycznych – modernistycznym. podobnie W jak w dwuwymiarowym postmodernizmie problematyka malarstwie uchylenia przezroczystości formy podobnie znalazła się w centrum zainteresowania autorów eksperymentujących z medium przekazu. O ile prerogatywą modernizmu wydaje się odsłanianie istoty, o tyle ponowoczesność promują – zdaniem Rancière’a – „przecięcia i mieszanie się sztuk, które zniszczyło skonstruowaną przez Lessinga ortodoksyjną separację dziedzin twórczości artystycznej” oraz „nowe kombinacje słowa i malarstwa”15. W uproszczeniu można by powiedzieć, że po stronie postmodernizmu sytuuje się hybrydyzacja, konstytuowana na gruzach funkcjonalistycznych i teoretycznych konstrukcji nowoczesności. Za pionierskie i bezpośrednio inspirujące koncepcję liberatury uznać należy jasno sformułowane tezy francuskiego teoretyka, Michela Butora, autora znamiennych artykułów: Le livre przedmiot”) („O oraz Sur le page comme objet („Książka jako stronie”), świadczących o nowych przewartościowaniach w estetycznej konfiguracji graficzności tekstu. Butor upatruje wyjątkowości pisma przede wszystkim w jego symultanicznej wizualności, podkreślając tym samym figuralność słowa. Jakoby dokładnie na przekór klasycznym rozróżnieniom Lessinga, na których zniesienie wskazywał Rancière, tekst jawi się nie jako przedmiot poznania dyskursywnego sensu, lecz jako fizycznie istniejące pismo doświadczane przez zmysł wzroku na równi ze sztuką obrazową. Francuski teoretyk literatury podkreśla, iż pismo umożliwia „symultaniczne przedstawienie naszym oczom tego, co uszy mogą chwytać tylko sukcesywnie”16. Ta jednoczesność pisma łączy się natomiast ze strukturą trójwymiarową książki, o czym można przeczytać w esejach Butora: 15 16 J. Rancière: op. cit., s. 90. M. Butor: Le livre comme objet, s. 131. Cyt. za: K. Bazarnik, op. cit., s. 172. 13 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Książka taka, jaką ją znamy dzisiaj, to umieszczenie liniowej wypowiedzi w przestrzeni trójwymiarowej, podporządkowane podwójnemu modułowi: długości linijki i wysokości strony, układ, który ma przewagę w stosunku do „zwiniętego” tekstu, gdyż daje czytelnikowi ogromną swobodę przemieszczania się, zapewnia mu wielką mobilność, która najbardziej zbliża się do symultanicznego przedstawienia wszystkich części dzieła17. Podobna wrażliwość wobec estetyki tekstu przejawia się w tekstach programowych twórców krakowskiej koncepcji liberatury. Zenon Fajfer w manifeście publikowanym na łamach „Dekady Literackiej” w 1999 roku pisał: […] pierwszą i podstawową przestrzenią, widoczną jeszcze zanim zagłębimy się w lekturę, jest… książka – materialny obiekt! Wygląd, liczba i układ stron (o ile muszą być strony), wygląd okładek (o ile muszą być okładki) – to jest właśnie przestrzeń dzieła literackiego, w której zawierają się wszystkie inne przestrzenie utworu. I w przeciwieństwie do tamtych, jest ona realna18. Ciekawe wydaje się umiejscowienie liberatury w ciągu estetycznych przemian dzielenia postrzegalnego. Z jednej strony koncepcja odnawia awangardowe dążenia Francji przełomu wieków, wyraźnie odwołuje się do autorytetu Mallarmégo, ale jednocześnie korzysta z doświadczeń postmodernistycznego hipertekstu i hybrydyzacji gatunkowej, sprzecznej z dezyderatem „czystości”. Rys totalistyczny liberatury, nazwanej przez Fajfera „literaturą totalną”, nadaje jej wymiar projektu modernistycznego, natomiast XX-wieczne inspiracje teoretyczne i artystyczne19 wikłają ją w potwierdzanie „upadku wielkich narracji”. Proponowana przez Fajfera i Bazarnik koncepcja chłonie z całą pewnością szereg idei, decydujących o przemianach świadomości pisarzy ubiegłego stulecia. Warto by na koniec wskazać tylko, że liberatura utożsamiana z głosem apologii książki jako bytu materialnego w dobie postępującego przejścia między kulturą typograficzną a multimedialną zdaje się dokonywać gestu obrony wyeksploatowanego medium tradycyjnego druku paralelnie do obrony języka poetyckiego przed zalewem popularnych 17 Cyt. za: ibidem, s. 174. Z. Fajfer: Liberatura. Aneks do słownika terminów literackich, „Dekada Literacka” 1999, nr 5–6. 19 Należy tu wymienić nazwiska XX-wiecznych twórców „liberackich”: Arno Schmidta, Williama H. Gassa, B.S. Johnsona, Raymonda Queneau czy – w Polsce – Stanisława Czycza i Radosława Nowakowskiego. 18 14 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 środków przekazu na przełomie XIX i XX wieku. Wysnucie takiej analogii nadaje liberaturze osadzenie w tradycji literackiej, znamienne dla ponowoczesnych rewizji, które nie dokonują ostrych cięć historycznych. Perspektywy badań Po zarysowaniu rewizjonistycznego spojrzenia na przeszłość druku należy zadać pytanie o perspektywy badań dzieł literackich, dla których „książka (łac. »liber«) jest częścią dzieła, stanowią jego integralną 20 część” . Jak jej fizyczny można kształt i budowa się domyślić, tradycyjna metodologia filologiczna, redukująca znaczenie do dyskursywnego signifié znaków językowych, nie pozwala w żaden sposób uchwycić specyfiki literatury, która stanowi hybrydalne połączenie tego, co wypowiadalne, i tego, co widzialne. Koincydencja słowa i obrazu, generująca sens dzieła, wydaje się najistotniejszym aspektem liberatury z punktu widzenia możliwych badań, choć trzeba zaznaczyć, iż prerogatywy zmysłu wzroku nie ograniczają się jedynie do rejestrowania przekazu obrazowego, a rozszerzone zostają również na „architektonikę” dzieła, doświadczaną jednocześnie zmysłem dotyku. Przestrzenność i wizualność przekazu domagają się przekroczenia bardziej konwencjonalnych sposobów odczytania tekstu. W dobie współczesnego bogactwa teorii w badaniach humanistycznych nie sposób chyba bronić przekonania, iż należałoby wypracować interdyscyplinarną, lecz jedyną obowiązującą metodologię badań nad liberaturą. Bardziej wartościowe wydaje się wskazanie na możliwe, choć niewyczerpujące problematyki, teoretyczne ujęcia „literatury totalnej”. Ikonizacja pisma wymagałaby w pierwszym względzie badań nad specyfiką percypowania tekstu „liberackiego”, jego odmiennością od procesu lekturowego konwencjonalnego druku. Problematyka studiów nad wizualnością powinna zostać wsparta przez psychologów i przede wszystkim neuroestetyków, których ustalenia stanowiłyby logiczną kontynuację 20 Z. Fajfer: Liberatura: hiperksięga w epoce hipertekstu, w: Liternet.pl, pod red. P. Mareckiego, Kraków 2003, s. 8. Zaznaczam, że niestandardowa paginacja jest składnikiem intencji autorskiej Zenona Fajfera. 15 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 perceptualizmu rozwijanego w obrębie historii sztuki21. Trudno oprzeć się wrażeniu, iż to właśnie na gruncie interdyscyplinarnych z założenia nauk kognitywnych czy – ściślej – neuroestetycznych mogłoby dokonać się scalenie dotychczasowych osiągnięć historyków sztuki z zakresu percepcji wzrokowej, jak i dociekań literaturoznawców, którym bliska była problematyka wizualności. W tym miejscu warto wskazać na znaczenie badań Seweryny Wysłouch nad strukturalno-semiotycznymi pograniczami literatury i plastyki. Autorce takich książek, jak Literatura a sztuki wizualne czy Literatura i semiotyka udało się przede wszystkim przekroczyć ograniczenia ortodoksyjnego paradygmatu strukturalistycznego dzięki odrzuceniu roszczeń werbocentryzmu rozumianego jako „postawa preferująca język zakładająca jego nadrzędną rolę wśród kodów, które werbalny i współtworzą międzyludzką komunikację”22. Wysłouch konsekwentnie przedstawia wizję koegzystencji dwóch prymarnych systemów semiotycznych: językowego i wizualnego, podbudowując chętnie swoje twierdzenia argumentami czerpanymi choćby z neurofizjologii23. Jak można sądzić, u schyłku pierwszej dekady XXI wieku polemika z modelem strukturalnej semiotyki może przypominać wyważanie otwartych drzwi, jednak długoletnie badania Wysłouch, choć mieszczące się w minionym paradygmacie humanistycznym, mogą być uznane za warte aktualizacji na polu nauk empirycznych. W szeroko pojętych badaniach nad ikonicznością, cieszących się w ostatnich latach sporą popularnością – by przywołać choćby publikacje Elżbiety Tabakowskiej – perspektywą pokrewną refleksji nad wizualnością przekazu tekstowego mogą być dotychczasowe osiągnięcia grafiki reklamowej i „dizajnu”, w której to dziedzinie znak już dawno zrzekł się funkcji odwoływania do signifié, by stać się wyemancypowaną ikoną, wzbudzającą określone emocje i 21 Za najważniejszą i najbardziej reprezentatywną pozycję z tego obszaru badań uznaje się raczej bezsprzecznie Sztukę i percepcję wzrokową Rudolfa Arnheima. 22 S. Wysłouch, Literatura i semiotyka, Warszawa 2001, s. 53. 23 Autorka powołuje się m.in. na badania Wandy Budohoskiej i Anny Grabowskiej, autorek książki Dwie półkule – jeden mózg, według których półkule mózgowe pozostają w znacznej mierze niezależne od siebie, posiadają „własne życie psychiczne” i „własne funkcje poznawcze” (werbalne i wizualne). Zob. S. Wysłouch: op. cit., s. 23. 16 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 reakcje w odbiorcach24, analogicznie do omawianej eksploracji figuralnego wymiaru znaku w liberaturze. Tych kilka zaledwie myśli o możliwych drogach badań nad „literaturą totalną” podsumować można akcentem dekonstrukcyjnym, domykającym pojawiające się już w rewizji wątki derridiańskie. Ta perspektywa jest o tyle ważna, iż liberatura z „natury rzeczy” oddala esencjalistyczne wyróżniki literackości i umyka tradycyjnym definicjom, wpisując się w sposób myślenia o „jednostkowości literatury” znamienny dla dekonstrukcji. Derek Attridge, autor książki Singularity of literature, zwraca szczególną uwagę na nieuchronne aporie w dyskursie klasyfikującym i definiującym – mówiąc po derridiańsku – „tę dziwną instytucję”25, które sprawiały, iż „literatura jako praktyka kulturowa była nieuchronnie ustanawiana”26. „Sam środek logiki” dekonstrukcji stanowi bowiem prawo sygnatury i literowalności, kategorie znajdujące w liberaturze podatny grunt pod realizację idei dzieła „na krawędzi pomiędzy »wnętrzem« i »zewnętrzem«”27. Odrzucając metafizykę obecności i wykazując pęknięcie holistycznej struktury znaku, Derrida wypracował oryginalną koncepcję literatury, której sens zawsze rodzi się na granicy uczestnictwa i przynależności, jednostkowości i idealności, instytucjonalności i idiomatyczności. Każde dzieło – podążając dalej tropem tej logiki – bierze udział w pewnym dyskursie, odwołuje się do określonego gatunku czy rodzaju, jednak swoją unikalność (singularity) zyskuje wskutek migotania sensów kryjących się w jego znamionach (traits). „Znamionując gatunek, tekst zaczyna się od niego odznaczać”28 – pisze Derrida w Parages na temat uczestnictwa bez przynależności, stanowiącego źródło „różnicy”. Czytelność dzieła polegać miałaby zatem na jego odniesieniu do „instytucji” literatury, otwarciu na to, 24 Na ten temat zob. m.in.: M. Klag: Informacje i emocje – o czytaniu logotypów, w: Ikoniczność znaku: słowo –przedmiot – obraz – gest, pod. red. E. Tabakowskiej, Kraków 2006. 25 Ta dziwna instytucja zwana literaturą. Z Jacques’em Derridą rozmawia Derek Attridge, tłum. M. P. Markowski, w: Dekonstrukcja w badaniach literackich, pod red. R. Nycza, Gdańsk 2000. 26 D. Attridge: Jednostkowość literatury, tłum. P. Mościcki, Kraków 2007, s. 14. 27 M.P. Markowski: Efekt inskrypcji. Jacques Derrida i literatura, Bydgoszcz 1997, s. 211. 28 Cyt. za: ibidem, s. 210. 17 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 co inne, a powtarzalne w „zewnętrznym” obiegu dyskursu, na krawędzi, gdzie tekst styka się z innymi tekstami. Dzieło liberackie, w najogólniejszym sensie, sygnujące swoją przynależność do literatury i jej konkretnego gatunku, ustanawia swój byt na owej krawędzi między literaturą a nie-literaturą, między różnymi systemami semiotycznymi i środkami ekspresji wywodzącymi się z niejednorodnych „języków”. W swojej najbardziej podstawowej, organicznej wręcz tkance (graficzność znaku pisma), liberatura nacechowana jest znamionami czy śladami wpisującymi się w konteksty różnych dyskursów. Z jednej strony biorą one udział w procesie multiplikacji pewnych znaczeń przynależnych do „intertekstualnego” ciągu powtórzeń, z drugiej natomiast „odznaczając się” od przywołanych przestrzeni kontekstualnych, potwierdzają swoją jednostkową zdarzeniowość w przestrzeni negocjacji między instytucją a idiomem. „Powiedzieć wszystko” w literaturze, czyli przestrzeni zinstytucjonalizowanej fikcji i fikcyjnej instytucji, to uczestniczyć w stanowionym prawie, zmierzając zarazem do jego odrzucenia lub zawieszenia29. Takie subwersywne działanie liberatury można by podsumować jednoznacznie afirmatywnym pytaniem retorycznym Derridy: „Czyż wszelka literatura z konieczności nie powinna przekraczać literatury?”30. Bibliografia 1. D. Attridge: Jednostkowość literatury, tłum. P. Mościcki, Kraków 2007. 2. N. Bryson: Word and image. French painting of Ancien Régime, Cambridge 1981. 3. M. Butor: Essais sur le Roman, Paris 1975. 4. S. Czekalski: Intertekstualność i malarstwo. Problemy badań nad związkami obrazowymi, Poznań 2006. 5. J. Derrida: O gramatologii, tłum. B. Banasiak, Warszawa 1999. 29 30 Por. Ta dziwna instytucja zwana literaturą, s. 21. Cyt. za: M. P. Markowski: op. cit., s. 205. 18 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 6. Z. Fajfer: Liberatura czyli literatura totalna, „FA-art” 2001, nr 4. 7. Z. Fajfer: Liberatura. Aneks do słownika terminów literackich, „Dekada Literacka” 1999, nr 5–6. 8. Z. Fajfer: Liberatura: hiperksięga w epoce hipertekstu, w: Liternet.pl, pod red. P. Mareckiego, Kraków 2003. 9. Z. Fajfer: liryka, epika, dramat, liberatura, w: Od Joyce’a do liberatury. Szkice o architekturze słowa, pod red. K. Bazarnik, Kraków 2002. 10. M. Klag: Informacje i emocje – o czytaniu logotypów, w: Ikoniczność znaku: słowo –przedmiot – obraz – gest, pod. red. E. Tabakowskiej, Kraków 2006. 11. M. P. Markowski: Efekt inskrypcji. Jacques Derrida i literatura, Bydgoszcz 1997. 12. M. McLuhan: Galaktyka Gutenberga, w: Antropologia słowa. Zagadnienia i wybór tekstów, pod red. G. Godlewskiego, Warszawa 2004. 13. Od Joyce’a do liberatury. Szkice o architekturze słowa, pod red. K. Bazarnik, Kraków 2002. 14. Platon: Fajdros, w: tegoż, Dialogi, tłum. W. Witwicki, t. 2, Kęty 2005. 15. J. Rancière: Dzielenie postrzegalnego. Estetyka i polityka, tłum. M. Kropiwnicki, J. Sowa, wstęp M. Pustoła, Kraków 2007. 16. Ta dziwna instytucja zwana literaturą. Z Jacques’em Derridą rozmawia Derek Attridge, tłum. M. P. Markowski, w: Dekonstrukcja w badaniach literackich, pod red. R. Nycza, Gdańsk 2000. 17. S. Wysłouch: Literatura i semiotyka, Warszawa 2001. 19 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Andrzej Pająk Współczesne generatory cyfrowe Tradycja generatorów tekstu sięga prac Rajmunda Llulla, a swój punkt kulminacyjny osiągnęła w epoce baroku. Jednak dopiero w epoce elektroniki i informatyki pojawiły się nieliczne, ale za to jakże zaskakujące projekty, które można uznać za „polską” odwiedź na matematyczne działania twórców skupionych wokół grupy Warsztatu Literatury Potencjalnej OuLiPo. W tej pracy analizie cybertekstowej poddane zostały współczesne generatory Józefa Żuka Piwkowskiego, Wojciecha Bruszewskiego, Pawła Kozła oraz Marka Bulanowskiego. Jako kontekst historyczny dla prezentowanych dzieł skrótowo zaprezentowane zostały polskie barokowe utwory kombinatoryczne oraz ich europejskie dziedzictwo. Barokowe dziedzictwo Eksperymentowanie z formą utworów literackich na szerszą skalę rozpoczęło się pod koniec XVI wieku i dotyczyło przede wszystkim działań poetyckich. Przejawiało się z jednej strony w wykorzystywaniu znanych już w starożytności gier słownych, takich jak rebusy, palindromy, anagramy oraz sięganiu po różnorodne nowe formy poezji kunsztownej. Z drugiej strony owo eksperymentowanie było, w sensie dosłownym, budowaniem tekstów maszyn, które po zastosowaniu wpisanego w nie algorytmu potrafiły generować teksty i to na długo przed nastaniem ery technik informatycznych. Pojawienie się tego typu cybertekstów w barokowym warsztacie poetyckim poprzedzone było znacznie wcześniejszymi utworami kombinatorycznymi. Pierwszym istotnym przykładem jest Carmen XXV1 Optacjana Porfyriusza pochodząca z IV wieku, która to mogła dać 1,62 miliarda możliwości. W baroku podobny rodzaj 1 W internetowych bazach pełnotekstowych ten utwór występuje także z oznaczeniem Carmina XVI, jednakże w opracowaniach pojawia się częściej oznaczenie XV. 20 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 permutacji pojawił się w wierszach nazwanych proteuszami, których nazwa wzięła się od ich pierwszego przykładu zamieszczonego w poetyce Poetices Libri Septem Juliusa Cesara Scaligera (1561).2 W epoce baroku kombinatorykę z literaturą połączyły w bardziej naukowy sposób dzieła Dissertatio de arte combinatoria (1666) Gotffrida Leibniza oraz Ars Magna sciendi (1669) Athanasiusa Kirchera. W tych utworach, podobnie jak w wypowiedziach generowanych przez komputery mechanizm działania bazuje na trzech składnikach3: • kodzie źródłowym, z którego generowane są teksty, • minigramatyce, która opisuje jak przetwarzane są słowa i jak tworzone są zdania, • oraz algorytmie odpowiedzialnym za przetwarzanie znaków językowych (Schäfer 2006, 8) Ilustracja 1: Ksawery Prolewicz, Carmen infinitum (1732). Źródło: Piramidy*Słońca*Labirynty (2002). 2 Zagadnienia związane z epoką baroku i jego dziedzictwem prezentuję na podstawie skrótu pracy Islamskie ogrody i barokowe teksty maszyny. Porady dla hipertekstowych ogrodników (Pająk, 2008). 3 Ten opis odnosić się może także do każdego innego utworu o charakterze permutacyjnym, chociażby do przepisu na poemat dadaistyczny Tzary. 21 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Inspiracją dla Leibniz’a było dzieło Rajmunda Llulla, Ars generalis ultima (1305). Kataloński mnich stworzył4 już w średniowieczu maszynę składającą się z koncentrycznie ułożonych stosów dysków, które mogły niezależnie się poruszać. Umieszczonym na nim literom alfabetu przypisane były prawdy absolutne, będące esencjonalnymi atrybutami Boga. Te następnie miały być połączone z relatywnymi prawdami zgodnymi z ówczesną filozofią scholastyczną. Obracanie kręgami pozwalało na wygenerowanie przypadkowych zdań, które były logicznymi twierdzeniami związanymi z pierwotnie wybranym tematem. W obydwu przypadkach możemy mówić o aarsethowskich tekstonach, umieszczonych na dyskach i skryptonach wyłaniających się po wykonaniu pracy użytkownika zgodnie z opisanym algorytmem działania. Inne przykłady wierszy umieszczone na kręgach znajdziemy w Agudeza y arte de ingenio (1648) autorstwa Baltasara Graziana. Liczne wiersze permutacyjne znalazły się także w zbiorze Juana Caramuela De Lobkowitz o tytule Primus calamus oboculas ponens Matametrican. Szczególnym przykładem, inspirowanym z pewnością Llullem, jest Fünffacher Denckring der teutschen Sprache. Jest to maszyna autorstwa Georga Philippa Harsdörffera nawiązująca do idei uniwersalizmu językowego. Na pięciu współosiowych dyskach znalazły się morfemy, mające pozwolić na wygenerowanie wszystkich istniejących i potencjalnych słów dostępnych w języku niemieckim.5 Polskie ślady Piotr Rypson w antologii barokowych utworów kunsztownych pt. Piramidy*Słońca*Labirynty nie rejestruje zbyt wielu przykładów polskiej poezji kombinatorycznej pochodzącej z tego okresu. Najciekawszym „ergodycznie” był 4 Llull nie tylko opracował maszynę tekstową, ale też na kartach swoich dzieł wprowadzał inne nowatorskie pomysły. Mnich wykorzystywał np. na ilustracjach wielogłosowe wypowiedzi prezentowanych postaci, a swoją osobę umieszczał równocześnie w kilku różnych kontekstach. Dziś podobne rozwiązania wykorzystywane są we współczesnych komiksach. 5 Przykład działania tego mechanizmu można znaleźć na witrynie http://christianteichert.de (luty 15, 2009). 22 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 zbiór Mikołaja Lubomirskiego zatytułowany Hymenaeus, vel carmen nuptiale, gdzie znalazł się utwór Optatianum, nawiązujący do pomysłu Optacjana Porfyriusza. Co znamienne sam Lubomirski zalecał przeczytać go przynajmniej na sto sposobów.6 Poza tym przykładem w antologii można odnaleźć wiersz o tytule Carmen infinitum (1732). Pojawia się on w jezuickim zbiorze kursów poetyki i retoryki spisanym przez Ksawerego Prolewicza. Utwór ma formę siedmiu koncentrycznych kręgów, których logika działania odpowiada pracom Llulla i Leibniz’a. Punktem wyjścia za każdym razem jest umieszczone w centrum koło i znajdująca się w nim sentencja łacińska Rodzicielka smutku. Utwór dzięki swej wariantywnej formule przybiera postać niekończącej się litanii. Autor w komentarzu napisał, że żeby przeczytać go na wszystkie możliwe sposoby trzeba by żyć trzy tysiące lat – tyle bowiem ma zająć przeczytanie ośmiu milionów wierszy.7 Utwór w formie planszy pt. Apostrophe możemy znaleźć także w twórczości Wojciecha Waśniowskiego. Ilustracja 2: Wojciech Waśniowski, wiersz kratkowany Apostrophe (1681). Źródło: Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa. 6 7 P. Rypson: Piramidy*Słońca*Labirynty, Warszawa 2002, s. 68. Ibidem, s. 131, 133. 23 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Innym interesującym przykładem wiersza przestrzenno-liniowego, który nie tylko układa tekst w obraz, ale też sięga po permutacje jest utwór Bazylego Rudymowicza (+1672). Tutaj łacińskie rzeczowniki ułożone są w dwóch koncentrycznych kręgach i uzupełniają znajdujące się w środku słowo Ecce, które wpisane jest w labirynt słowny. W efekcie całość układa się w obraz hostii, a umieszczenie w jednym kręgu form mianownikowych, a w drugim dopełniaczowych (w których w dodatku ostatnia litera jest pierwszą, a całość jest również palindromem!) daje możliwość budowania rozbudowanej inwokacji, litanii: Ecce panis singulorum, Ecce Victor angelorum. Julian Tuwim w Pegazie dęba opisuje jeszcze jeden przykład, który wypada dołączyć do już wymienionych. Nie jest to właściwie tekst jako taki, a performance, którego celem jest generowanie tekstu. Przedstawienie zostało przygotowane przez Daniela Jabłonowskiego, rektora kolegium w Lesznie i jako maszynę tekstową wykorzystało trzynastu uczniów trzymających litery: A, C, D, E, I, I, L, M, N, O, S, S, U. Ruch scholarzy rozpoczął od układu DOMUS LESCINA – performance był wykonany na cześć przyszłego króla Stanisława Leszczyńskiego – i poprzez zmianę miejsc być może podczas układu tanecznego, z grupy trzynastu tekstonów powstawały kolejne anagramy-skryptony pierwotnego zdania. Tuwim opisuje w sumie sześć takich układów, mogło być ich więcej8.9 Ten nietypowy przykład jest interesujący także ze względu na jego miejsce w typologii, jaką proponuje Aarseth. Okazuje się, że fizycznie wręcz namacalna maszyna tekstowa (poruszający się scholarze) to cybertekst, który nie jest dziełem ergodycznym! Rola czytelnika-widza jest w nim bowiem ograniczona tylko do biernej obserwacji i interpretacji. Nie ma w tym niczego, co można by nazwać nietrywialnym wysiłkiem. Domus Lescina jest też kolejnym powodem, dla którego nie można wiązać teorii cybertekstu tylko i wyłącznie z ergodycznymi tekstami dynamicznymi. 8 Niestety, poeta, ze względu na zawieruchę wojenną, stracił większość materiału źródłowego, stąd też w wydaniu, które ukazało się drukiem, zabrakło w wielu miejscach adresów bibliograficznych. 9 J. Tuwim: Pegaz dęba, Warszawa: Iskry, 2008, s. 87. 24 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Maszyny ery informatycznej Praktycznie wszystkie polskojęzyczne utwory cybertekstowe związane są z literaturą. Jednak tekstów ergodycznych można również szukać i poza nią. Przykładami, które stoją na pograniczu literatury i plastyki są projekty Józefa Żuka Piwkowskiego i Wojciecha Bruszewskiego, które poza tym, że są związane z przestrzenią galerii, a nie biblioteką, to należą do najciekawszych przykładów utworów kombinatorycznych, jakie pojawiły się w historii polskiej literatury ergodycznej i można je uznać za naszą odpowiedź na matematyczne działania twórców skupionych wokół grupy Warsztatu Literatury Potencjalnej OuLiPo. By mieć pełen obraz współczesnych polskich maszyn tekstowych nie można pominąć dwóch innych cybertekstów: opisywanego w pierwszej części Bluzgatora Bis i internetowego utworu Esemesy z Dnia na Dzień Bulanowskiego. Stawiając je obok prac Piwkowskiego i Bruszewskiego trudno jednak nie odnieść wrażenia, że mimo iż powstały już w dobienowoczesnych komputerów, Internetu to nie wytrzymują tego porównania. Esemesy wpisują się do grupy tekstów kombinatorycznych tylko dlatego, że Mariusz Pisarski, który w porozumieniu z autorem przygotował wersję internetową tego projektu wymyślił i wbudował w niego algorytm losowo wybierający kolejne skryptony, pojawiające się przed czytelnikiem. Z kolei Bluzgator Bis jest w istocie pomysłem wtórnym. Wystarczy przywołać krążące kilkanaście lat temu zapisany na kartce „generator” partyjnych przemówień z epoki PRL-u. Jednak na korzyść tego tekstu przemawiają interesujące rozwiązania formalne i możliwości tkwiące w samym algorytmie. Fikcje nieskończoności, czyli przekleństwo algorytmu: Księga Słów Wszystkich Księga słów wszystkich (KSW) Józefa Żuka Piwkowskiego, ze względu na plastyczny rodowód jej autora, nie była do tej pory praktycznie dostrzegana w 25 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 kontekście literackim. A szkoda, bo to jedno z najciekawszych i najstarszych polskich dzieł ergodycznych. Już pierwszy projekt Księgi, który powstał w 1975 roku10, miał postać cyfrową. Algorytm działania mechanizmu cybertekstowego, na podstawie pomysłu autora, został stworzony przez Mieczysława Gryglika na komputerze biurowym Mera 300. Ogólna zasada tej (i następnych) wersji KSW bazuje na tym samym koncepcie: dzieło Piwkowskiego ma być zbiorem wszystkich istniejących i potencjalnych słów, jakie można ułożyć z 26 liter alfabetu łacińskiego. Przy czym sama Księga jako fizyczna całość istnieje tylko w postaci algorytmu-programu. Niemożliwe jest bowiem jej wydrukowanie, gdyż liczba składających się na nią stron jest nieskończona. Użytkownik (czytelnik) może zobaczyćjedynie pojedyncze strony. Dostęp do nich może odbywać się na dwa sposoby: albo poprzez podanie numeru strony, którą chcemy zobaczyć, albo przez wpisanie poszukiwanego słowa. W obydwu wypadkach wynikiem działania algorytmu był w pierwotnej wersji wydruk, obecnie obraz strony wyświetlany jest na ekranie. Każda „wyrwana” w ten sposób kartka z Księgi, oprócz kolejnych słów opatrzona jest numerem rozdziału i co ważniejsze kolejnym numerem strony. Paginacja wynika z założonego układu strony, która mieści maksymalnie 1800 znaków oraz sposobu podziału na rozdziały. Numerację rozdziałów wyznacza liczba liter z jakiej składa się słowo. Zatem rozdział pierwszy to słowa: a, b, c, d, e, f, g, h, i, j, k, l, m, n, o, p, q, r, s, t, u, v, w, x, y, z; drugi: aa, ab, ba, bb ..., a np. słowo literatura znajduje się zaś w rozdziale 10. Historycznie powstały już cztery wersje KSW. Poza pierwszą edycją, w 1987 roku powstało jej kolejne wcielenie, zaprezentowane podczas międzynarodowej wystawy Art & Communication. Specjalnie z tej okazji interakcja z programem miała odbywać się zarówno w Muzeum Sztuki w Łodzi, gdzie miała miejsce wystawa oraz w Massachusetts Institute of Technology w Cambridge (USA). Niestety to założenie pozostało niespełnione – ówczesna jakość połączeń teleinformatycznych w Polsce okazała się być skuteczną przeszkodą. 10 Warto zauważyć, że Pracownia Literatury Wspieranej przez Matematykę i Komputery (Alamo) została założona przez członków OuLiPo dopiero w latach 80. ubiegłego wieku. 26 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Ilustracja 3 Księga Słów Wszystkich, J. Ż. Piwkowski W tym momencie dostępne są dwie wersje pracy Piwkowskiego. Jedna pochodzi z 2000 roku (algorytm autorstwa Karola Rosłańca), a najnowsza datowana jest na styczeń 2009 roku (oprogramowana przez Michała Śliskiego). Obydwie umieszczone są w Internecie i w stosunku do niesieciowych wydań, pojawiły się w nich nowe funkcje. Przede wszystkim wzbogacone zostały o możliwość dodawania przez użytkowników definicji do dowolnych słów. Tym samym Księga, z prostego zbioru znaczących lub nie (częściej) ciągów liter, staje się, dzięki jej czytelnikom, niepowtarzalnym słownikiem. Tutaj znajdziemy zarówno słowo „literatura” jak i serię wyrazów z zawartym w nich rdzeniem „blin-” opisanych przez Radosława Nowakowskiego: barblin, barblinka, blinbank... Definiowanie daje możliwość konstytuowania nowych słów, nowych znaczeń, których nie znajdziemy z żadnym z oficjalnych słowników. Najnowsza 27 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 edycja Księgi słów wszystkich daje jeszcze jedną funkcjonalność. Jest nią ożywianie, wprawianie w ruch słów. Użytkownik może określić ich kolor, szybkość pojawiania, nakładania się na siebie. Jednak wpływ czytelnika nie jest ograniczony tylko do kontroli kinetyczności samej prezentacji – wystarczy kliknąć na słowo, by przenieść się do strony www, na której możemy nadać mu swoją własną definicję. Ergodyzm KSW Z punktu widzenia ergodyzmu dzieło Piwkowskiego jest bardzo interesujące. Należy jednak przy tym oddzielić pierwotną wersję KSW z 1975 roku od jej najnowszej edycji (eKSW 2009, jak nazywa ją Piwkowski), która jest wyjątkowa i wszechstronnie wykorzystuje w swoim mechanizmie aarsethowską funkcję przejścia. Dlatego w opisie, tam gdzie pojawiały się różnice, te dwie wersje zostały oddzielone od siebie. 1.Dynamika. Księga w swoim algorytmie wykorzystuje zaledwie 26 tekstonów, w postaci liter alfabetu łacińskiego. Pozwala to jednak na wygenerowanie nieskończonej ilości skryptonów w formie pojedynczych stron. Dla teorii cybertekstu, tak jak ją opisuje jej autor, jest to dzieło charakteryzujące się dynamiką statyczną (liczba tekstonów i skryptonów jest stała, tzn. 26 kontra nieskończoność). eKSW: W tej wersji każdemu słowu użytkownik może dopisać definicję, a zatem mamy de facto do czynienia z tekstem o dynamice tekstonicznej. Zmieniamy bowiem zarówno zawartość haseł, np. dopisując kolejną definicję, jak i ich ilość. W efekcie sam słownik bez definicji ma dynamikę statyczną, ale całość internetowej wersji opisać należałoby już jako TDT. 2. Zdolność determinowania. Pierwotna wersja utwór była zdeterminowana. eKSW: W wersji z 2009 roku jednak powyższe stwierdzenie nie jest już takie oczywiście. Problem znów dotyczy części definicyjnej słownika. Po wpisaniu hasła w wyszukiwarce otrzymujemy w odpowiedzi listę terminów 28 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 zawierających dane hasło wraz z definicjami. Ten zbiór pokazuje się czytelnikowi w tym samym układzie do momentu pojawienia się nowej definicji słowa, którego częścią jest wyszukiwane hasło. Wtedy wyświetlana lista ulega zmianie. Wystarczy więc działanie innego użytkownika, by tekst przestał być determinowany przez autora. 3. Przechodniość. KSW była nieprzechodnia. Użytkownik decydował o tym, co ma pojawić się na ekranie/wydruku. eKSW: Tutaj ergodyczne dzieło Piwkowskiego zachowuje się niestabilnie. Widziane jako całość jest nieprzechodnie, ale kiedy uruchomimy tryb wizualizacji, ekran zaczynają wypełniać teksty sterowane odpowiedzialnym za tę część cybertekstu programem. 4. Perspektywa. Bezosobowa, ponieważ mogliśmy jedynie przeglądać strony Księgi. eKSW: Po raz kolejny pojawia się tutaj dualizm badanego dzieła. Kiedy tylko zaczynamy pisać definicje, pojawiamy się w samym środku Księgi. Decydujemy o wyborze tego, co i w jaki sposób definiujemy. Nasze działanie jest jednostronne – nie możemy usunąć wprowadzonej definicji. 5. Dostęp. Poprzez możliwość wprowadzania numerów stron, ciągów znaków oraz wbudowanie mechanizmów wyszukiwania (eKSW) możemy mówić tutaj o dostępie losowym. 6. Linkowanie. Dostęp do poszczególnych skryptorów następował bez pomocy linków. eKSW: W przypadku internetowej wersji w przypadku wyszukiwania stron eKSW poruszamy się po Księdze bez pomocy linków, ale np. kiedy przenosimy się od słowa do jego definicji czy kiedy „przewracamy” strony korzystamy już z linków. 7. Funkcja użytkownika. Działania operatora to interpretacja i eksploracja. eKSW: W tej wersji prócz powyższych funkcji użytkownik może prowadzić działania tekstoniczne – dodawanie definicji do słownika, a tym samym tworzenie nowych tekstonów. 29 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Jak widać z powyższej analizy, która i tak nie wyczerpuje tematu, Księga słów wszystkich w wersji internetowej nie jest jednorodna i właściwie można by rozpatrywać ją jako dwa osobne twory: słownik (tylko tę część miały dwie pierwsze wersje) oraz słownik z definicjami. Jednak w przypadku eKSW trudno dokonać takiego rozdziału bez szkody dla spójności analizy i samego dzieła. Ograniczenia i potencjał algorytmu Na koniec kilka słów o kryjących się w algorytmie niespodziankach i pułapkach. Jak to już zostało przedstawione, Księga wykorzystuje 26 liter alfabetu, pomija przy tym polskie znaki diakrytyczne. Oznacza to, że w tym utworze zostaje zawieszona zasada pisania ortograficznego, co jak wiemy z założenia Aarseth’a, a dokładniej teorii informacji Shanonna, nie jest przeszkodą w zrozumieniu generowanej informacji. Zresztą, współcześnie można wręcz zaobserwować tendencję do takiego sposobu pisania. Bardzo często rezygnujemy ze znaków diakrytycznych w smsach, emailach, wiadomościach pisanych w komunikatorach internetowych. Od pominięcia tej zasady jest już tylko krok do pominięcia kolejnej. Jeśli zawiesimy konieczność stosowania spacji i znaków interpunkcyjnych okaże się, że generator nieistniejących słów o długości stu, dwustu czy miliona liter, zamieni się w generator tekstów. Tu również większość z nich będzie pozbawiona sensu, ale wśród nich znajdą się również całe książki. Te które już powstały i te, które dopiero powstaną. Takie spojrzenie na tekst Piwkowskiego sprawia, że z księgi słów rozszerza się ona na księgę wszystkich ksiąg. Wystarczy spojrzeć na ten fragment: litwoojczyznomojatyjestesjakzdrowieilecietrzebacenictentylkosiedowiektociestarcildzisp 11 ieknoscwcalejozdobiewidzeiopisujeboteskniepotobie Powyższy ciąg liter pojawia się w 135 rozdziale na: 3850826725096393849718374586475772011085629383262995613807990964464568261 11 Powyższy ciąg znaków to początkowe wersy z inwokacji polskiej epopei narodowej, jaką jest uważany za arcydzieło polskiej literatury poemat Pan Tadeusz (1834) Adama Mickiewicza. 30 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 7514239246748916306686265293005313618167980999579995148490756478658790401 01933967796809908022447154936417239754671741 stronie. Obok tych rewelacji algorytm KSW w bardziej szczegółowym badaniu pokazuje swoje słabości i ograniczenia. Nie jest to wina autorskiego konceptu, ale błędy lub też celowe działanie programistów. Po pierwsze nie można wprowadzić słów dłuższych niż 200 znaków. Zatem, trudno w efekcie mówić o Księdze WSZYSTKICH słów i o jej nieskończoności, mimo że liczba stron jest imponująca. Poza tym ograniczenie nie jest symetryczne, bo wprowadzając numer strony trafimy maksymalnie do 143 rozdziału. Zakładając nawet, że program umożliwi wyszukiwanie bez ograniczeń, pojawi się kolejny problem formalny. Słowa dłuższe niż 1800 znaków będą bowiem pojawiać się (i zajmować) nie na jednej, ale na kilku stronach. System będzie musiał podawać w tym momencie albo informację o stronie początkowej albo o zakresie stron, które zajmuje dane słowo. Mimo tych zastrzeżeń, Księga to chyba jedyny, tak oryginalny i mimo swoich jużŜ 24 lat, obiecujący polski cybertekst ergodyczny. Sonety na Żądanie i maszyna poetycka Kolejnymi projektami, które wykorzystują kombinatoryczne działania na materiale tekstowym są prace Wojciecha Bruszewskiego. Mimo, że poszczególne realizacje różnią się od siebie, to są one pewnego rodzaju procesem ewaluacji kolejnych pomysłów. W 1972 roku powstała praca zatytułowana Nowe słowa. Ma ona postać pięciu ułożonych jeden obok drugiego walców. Na każdym z nich umieszczone zostały po cztery litery. Ustawiając walce w dowolny sposób operator tego generatora może utworzyć w sumie aż 1024 słowa, które w przeważającej większości są zgodne z tytułem projektu i są „nowe”. Zamieniając dodatkowo walce miejscami może powstać kolejne 120 układów, co daje dalsze możliwości słowotwórcze – teoretycznie można ułożyć 122880 potencjalnych słów. Ergodyczność tego dzieła jest taka sama, z jaką spotykamy się w barokowych utworach kombinatorycznych np. Carmin infinitum. 31 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Ilustracja 4 Nowe słowa, W. Bruszewski (fot. z arch. autora) Dziesięć lat później Bruszewski swoje zainteresowanie chaosem i przypadkiem oddaje w koncepcie Maszyny poetyckiej (1982). Projekt zakładał zbudowanie wyświetlacza z elektrycznie sterowanych świetlówek, które pozwalałyby na wyświetlanie dwunastu liter. Samogłoski i spółgłoski miały mieć stałe miejsca, a losowo miały pojawiać się przerwy, które oddzielałyby słowa. Za losowość tekstu miał odpowiadać generator szumu białego (Bruszewski mówi o nim „czysty chaos”) i układy elektroniczne (a nie jak w komputerach cyfrowe). Tekst nie powstawał jednak od razu, co było wynikiem „analogowości” tego rozwiązania. Generator szumu dawał na wyjściu jedynie dłuższe i krótsze impulsy, które były zliczane w zadanym przedziale czasu. W ten sposób powstawały losowe liczby, które poprzez układy elektroniczne „tłumaczone” były na ukazujące się na wyświetlaczu litery. Algorytm zakładał, że równocześnie ukazywać się będzie jedna linia tekstu (wers), która po trzech sekundach zostanie zastąpiona przez kolejną itd. Jako, że była to maszyna poetycka, co drugi wers kopiowane były trzy ostatnie jego litery, co w efekcie tworzyło parzysty rym dokładny. Maszyna miała pracować non-stop. Jak napisał autor „Przyjmując 3 sekundy na jedną linijkę tekstu, można twierdzić z dużym prawdopodobieństwem, że pierwsze wylosowane zdanie powtórzy się za około 300 lat”. Niestety pierwotny koncept został jedynie rozrysowany i rozpisany 32 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 logicznie. W finale zamiast elektronicznego generatora szumów użyta została kostka. Dopiero kilka lat później autor napisał program dla komputera Amiga realizujący Maszynę poetycką, tyle że już w cyfrowym wydaniu. Yk dog fudc ... Yk dog fudc ana iffulci faz re ztyw, Pa dygl pa af tnap pnyqacr iŜ ygofabe. Ga yzmopy apoles gaqnynz pobomaj vfuabe, Tedu amquci obe e dyjneb e ud urmutyw. Ejmujcu ebgybeb pa boz u eqod dcukeva, Hwy tnev iryrhac adh hpidzoh myzihih. Czypciz cwamsyp tfawo ij fectocq jhujhih, Akelco u oqbotin tpe o syhut i eeva. Gib vzacom aftyhva edo qevnifw yvhesvo. Wme dvyv gly inijatv fiqiqfo didysvo, Ykcagho jasu ytke i abap aga y vuhr. Min ino a uti tnylegh qjywgu sja kukauhr, Fum pohc iqvarva iqikby yncy gazwoh, Ze nanv mqibumo iryfuma ijc edg obhawoh. [18 Marca, 1992] [21.46] (Sonets, Wojciech Bruszewski) Po upływie kolejnej dekady powstały Sonety, czyli kolejne wcielenie poprzednich działań. Tym razem był to generator sonetów, którego projekt powstał od podstaw w komputerze Amiga. Kolejne litery losowane były przez algorytm, w który wpisane było kilka założeń: 33 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 1. Maszyna losowała jedną z dwóch klasycznych struktur sonetu, czyli ABBA ABBA AA BB CC albo ABBA ABBA ABC ABC. 2. Następnie losowane były słowa składające się od 1 do 8 znaków, które były poddane weryfikacji pod względem ich wymawialności. Podobnie jak w Maszynie poetyckiej, tak i tutaj istotne było występowanie spółgłosek i samogłosek. Bruszewski przyjął, że dla Polaka „po dwóch kolejnych spółgłoskach musi wystąpić samogłoska”. Tylko wtedy sonet daje się przeczytać. 3. Na koniec algorytm tworzył rymy poprzez skopiowanie trzech ostatnich liter wersu (co znów wykazuje ścisły związek z poprzednim projektem), dodawał tytuł oraz datę i godzinę powstania. W taki sposób Bruszewski wygenerował i wydał 8 unikatowych tomów po 359 sonetów w każdym. Podczas wystąpień artysty na żywo, komputer nie tylko generował sonety w czasie rzeczywistym, ale także je symultanicznie drukował na drukarce igłowej, a syntezator mowy mógł je na bieżąco odczytywać. Odbyło się kilka performance’ów, podczas których utwory czytane były przez aktorów. Zarówno Maszyna poetycka jak i Sonety pomimo swego skomplikowania nie są tekstami ergodycznymi. Ich odbiorca jest jedynie obserwatorem, który nie ma żadnego wpływu na to, co i jak generuje wbudowany w nie algorytm tekstotwórczy. Te dwie prace Bruszewskiego należy zatem zaliczyć do grupy nieergodycznych utworów cybertekstowych, w których, owszem, działa mechanizm, ale już nie wykonuje pracy czytelnik, gdyż jego działania pozostają trywialne i ogranicza ją się tylko do interpretacji oraz ewentualnego uruchomienia maszyny. *** Do powyższych przykładów trzeba jeszcze dodać projekty kojarzone już nie z przestrzenią galerii, ale od samego początku z e-literaturą. Jest Bluzgator Bis Pawła Kozła (Nescitusa). Wersja Bis bazuje tylko na aplikacji Bluzgator, która służy do losowego generowania wyzwisk. Kozioł z pierwowzoru wykorzystał tylko sam mechanizm i twórczo zamienił podłączony do niego słownik. Obok 34 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 jego własnych tekstów znalazły się w nim fragmenty haseł opublikowane w dziale „idee” w Tekstyliach bis. Słowniku młodej polskiej kultury, zdania z tygodnika Polityka oraz cytaty z magazynu Ha!art. Bluzgator Bis pokazuje jak różnorodna może być funkcja przejścia, a co za tym idzie dzieło ergodyczne. Po pierwsze, już samo stworzenie przez Pawła Kozła wersji bis było działaniem tekstonicznym. Autor nie poddał bowiem modyfikacjom oryginalnej warstwy kod programu stworzonej przez autora aplikacji Bluzgator, a tylko wymienił całą tekstową bazę danych. Zostawił przy tym także możliwość przywrócenia (lub czerpania z) pierwowzoru. Tak zmodyfikowany Bluzgator podobne możliwości oddaje również jego użytkownikowi. Działając na poziomie bazy danych programu, może on wpływać na zawartość tekstonów poprzez ich dodawanie lub odejmowanie. Z kolei w samą aplikację wpisane są możliwości działania na poziomie intratekstonicznym. Poprzez wybór adresata (kobieta, mężczyzna lub grupa osób) czy też wybór stylu (zdania poprawne lub stylizowane na niestaranny język znany z tekstów pisanych poprzez komunikatory internetowe), użytkownik modyfikuje zawartość oraz wielkość (zdanie lub np. 200 zdań) pojawiających się skryptonów. Dlatego też możemy tutaj mówić o tekście cechującym się dynamiką tekstoniczną, którego permutacyjny charakter sprawia, że nie jest on zdeterminowany – użytkownik za każdym razem widzi losową kombinację zdań składających się na produkowaną przez program polityczną inwektywę. W przypadku tego dzieła ergodycznego zostają również użyte wszystkie składowe opisujące funkcję użytkownika. Może on bowiem oprócz interpretacji, wpływać na zmienne określające wygląd skryptonów (f. konfiguracyjna) i wpływać na zawartość tekstonów (f. tekstoniczna), o czym powyżej. Swoją drogą, Bluzgator Bis jest też kolejnym przykładem gdzie trudno jednoznacznie określić wszystkie zmienne opisujące funkcję przejścia. Co zrobić np. z perspektywą? Czy można uznać fakultatywną możliwość modyfikacji słownika za strategiczną rolę czytelnika w stosunku do generowanego tekstu? 35 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Ostatnią maszyną cybertekstową z kręgu literatury cyfrowej jest znacznie uboższy projekt Esemesy z Dnia na Dzień. Książka dla wszystkich i dla nikogo Marka O. Bulanowskiego. Jest to internetowy, napisany w Java Scripcie prosty generator losowych SMS-ów. Jedyne co użytkownik może zrobić to losować treść wiadomości, jaka pojawia się na ekranie stylizowanego telefonu komórkowego. Algorytm operuje tutaj statyczną liczbą tekstonów i skryptonów (dokładnie jest ich 34), tyle tylko, że pojawianie się tych ostatnich nie jest zdeterminowane przez autora. Jak zatem widać, współczesne polskie generatory tekstów mimo, że niezbyt liczne są interesujące. Szczególnie ciekawa jest Księga Słów Wszystkich, która imponuje swoją nieskończonością. Jeśli tylko jej autor nie poprzestanie na tym co zaprezentował w tym roku, to można spodziewać się systematycznego powiększania jej potencjału. W planach jest chociażby poszerzenie zasobu obsługiwanych znaków alfabetu o języki kongresowe. Bibliografia 1. E. Aarseth: Cybertex. Perspectives on Ergodic Literature, Baltimore 1997. 2. M. O. Bulanowski: Esemesy z Dnia na Dzień. Książka dla wszystkich i dla nikogo, „Magazyn Techsty #3” 2007, http://www.techsty.art.pl/magazyn3.html (data uzyskania dostępu: luty 15, 2009). 3. P. Kozioł (Nescitus): Bluzgator Bis, „Magazyn Techsty #3” 2007, http://techsty.art.pl/magazyn3.html (data uzyskania dostępu: luty 15, 2009). 4. P. Rypson: Piramidy*Słońca*Labirynty, Warszawa 2002. 5. A. Pająk: Islamskie ogrody i barokowe tekstymaszyny. Porady dla hipertekstowych ogrodników, „Magazyn Techsty #4” 2008, http://www.techsty.art.pl/ magazyn4.html (data uzyskania dostępu: luty 15, 2009). 6. J. ś. Piwkowski: Księga słów wszystkich, styczeń 2009, http: //2b.art.pl/ksw/ksw.php? (data uzyskania dostępu: luty 15, 2009). 36 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 7. J. Shäfer: Literary Machines Made in Germany. German ProtoCybertexts from the Baroque Era to the Present, w: „CyberText Yearbook. Ergodic Histories”. University of Jyväskylä 2006. 8. J. Tuwim: Pegaz dęba, Warszawa 2008. 9. T. Tzara: Pour faire un poème dadaiste, „Littérature” 1920, no. 15, 788, http://sdrc.lib.uiowa.edu/dada/litterature/15/pages/18.htm (data uzyskania dostępu: luty 15, 2009). 10. W. Waśniowski: Wielkiego Boga Wielkiej Matki ogródek, Kraków 1644. 37 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Joanna Żak Mariaż strofy z partyturą. O praktyce Johna Cage’a (John Cage, Odczyt o niczym1) Cytat ten, (chyba najsłynniejszy z tekstów Johna Cage’a) zawiera kluczowe dla jego twórczości wyrażenia - zwraca uwagę na słowa, na formę, mówi o ciszy, poezji i muzyce. Na elementy, które wytyczają kierunek jego artystycznych poszukiwań związku literatury z muzyką. Chcąc umieścić pokrewieństwem twórczość muzyki i Cage’a literatury w oprę kontekście się na badań nad najpowszechniej wykorzystywanej typologii Stevena Paula Schera.2 Związek literatury z muzyką może zachodzić według tego badacza na trzech płaszczyznach: współistnienia muzyki i literatury (w postaci muzyki wokalnej), obecności literatury w muzyce (przykład muzyki programowej), oraz muzyki w literaturze, w której Scher wydziela sferę: muzyki słów (brzmieniowego kształtu tekstu literackiego), struktur i technik muzycznych (konstrukcji muzycznej w literaturze), oraz muzyki werbalnej (form literackiego tematyzowania muzyki). Na gruncie takiego podziału Andrzej Hejmej wyróżnia trzy typy muzyczności dzieła literackiego: muzyczność I – odnosi się do wszelkich przejawów instrumentacji dźwiękowej, muzyczność II - ogranicza do tematyzowania muzyki, sposobów prezentowania aspektów dzieła muzycznego w utworze literackim, muzyczność III - charakteryzuje jako interpretację form i technik muzycznych w dziele literackim. Twórczość Cage’a interesować nas może w aspekcie muzyczności I, zwanej w terminologii Schera muzyką słów. Należy jednak zaznaczyć ograniczenia, jakie umożliwiają taką interpretację. Wskazując dwie postawy wobec tego zagadnienia 1 Cyt za, J. Kutnik: Gra słów, muzyka poezji Johna Cage’a, Lublin 1997, s. 46. Por. A. Hejmej: Muzyczność dzieła literackiego, Wrocław 2001, s. 11; A. Hejmej: Muzyka w literaturze. Perspektywy komparatystyki interdyscyplinarnej, Kraków 2008, s. 6. 2 38 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 – jedną zorientowaną na badanie języka w ogóle, drugą na badanie konkretnego języka artystycznego, Hejmej zakłada, że muzyczność I nie dotyczy języka samego w sobie, jako trwałej struktury fonetycznej. W ramach tej kategorii mieszczą się zjawiska jednostkowe, konkretne utwory literackie, wyrażone konkretnym językiem artystycznym. Tu pojawia się praktyka Johna Cage’a, jako indywidualna technika zapisu. Cage zaczynał od pracy nad tekstami Gertrudy Stein, Jamesa Joyce’a, E.E. Cummingsa, które uznał za interesujące rytmicznie. Zdobywając doświadczenie radiowca, krasomówcy i prelegenta wyczulił się na dźwięki, dostrzegając możliwości płynące z odpowiedniej artykulacji słów. Stopniowo pogłębiał relacje między nimi. Poszukując sposobów uwolnienia literatury od wyrażania treści, doprowadził do zatarcia wymiaru semantycznego słów, uznał je za pełnoprawny materiał muzyczny, objawiający się w wymiarze fonicznym3, a w konsekwencji także w performatywnym. Cage wychodzi z założenia, że poetyckość utworów literackich objawia się w momencie ich wykonania. Te założenia zbliżają go do poezji dźwiękowej. Bernard Heidsieck, jeden z głównych przedstawicieli nurtu, pisał Poemes – partitions z myślą o wykonaniu ich na głos, przewidując konkretny dźwiękowy sposób ich zaistnienia, zależny od warunków i możliwości wykonawcy. Intermedialność i hybrydyczność4 tego gatunku, powoduje, że wymyka się on kategoriom Stevena Paula Schera (byłoby to zjawisko literatury i muzyki). 3 Zob. B. Schaeffer, Mowa a muzyka, w: Mały informator muzyki XX wieku, Kraków 1967, s. 68. Schaeffer zwraca uwagę na tendencje muzyki współczesnej do przemianowania języka mówionego na język muzyczny, do równouprawnienia warstwy muzycznej i słownej utworu, rozbijania słów na sylaby, głoski na wzór zasad punktualizmu powebernowskiego. 4 Zob. A. Hejmej, Muzyka w..., op. cit. , s. 117"119. Bernard Heidsieck wskazuje pięć różnych nurtów współistniejących w poezji dźwiękowej: − kontynuacja wizualno-graficznych eksperymentów poezji asemantycznej, częściowo fonetycznej, − poezja technicystyczna, zapoczątkowana przez szwedzką grupę Fylkingen, której technika pozwoliła wyeliminować głos i niszczyć na wiele sposobów artykulację słów, − poezja semantyczna, która zachowuje językowe znaczenia, ale korzysta z zapisu magnetofonowego, gdyż ten pozwala na obróbkę tekstu dźwiękowego, − współczesna poezja oralna, zarzucająca konwencję tradycyjnego publikowania tekstów, uniemożliwiając „cichą lekturę” i eliminując czytelnika, 39 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Poezja dźwiękowa nazywa partyturą umownie traktowane podobieństwo tekstu literackiego do tekstu muzycznego, w zakresie głośnego odczytania i muzycznej interpretacji. Zapis słowny poezji dźwiękowej jest tylko „pretekstem”5, szkicem właściwego dzieła, jakim jest jego głośne wykonanie. Poza publiczną realizacją tekst nie istnieje. Dopiero w przestrzeni dźwiękowej osiąga swój właściwy stan.6 W studiach nad partyturą Hejmej proponuje wyjść od rozróżnienia Françoise Escal na „notację jako kod lub transkrypcję języka dźwiękowego na system zapisanych symboli i znaczenia (...) partytury jako strony, figury, obrazu, który daje się oglądać.”7 W świetle takiego rozróżnienia nacisk na brzmienie słów może być uznane za ową transkrypcję języka dźwiękowego, co ponownie zbliża Cage'a do sonorystów. Byłaby to „partytura” bez nut. Hejmej podkreśla, jakie niebezpieczeństwa dla funkcjonowania tego słowa niosą wszelkie metaforyczne konotacje, wynikające z działań artystycznych (eksplorujących język, traktujących partyturę za punkt wyjścia tekstu dźwiękowego), analityczno-interpretacyjnych (tu pojawia się pokusa metaforycznego wykorzystania terminu), oraz teoretycznych (np. hermeneutyczne interpretacje teorii lektury i interpretacji Paula Ricoeura tekstu jako partytury, czytelnika jako dyrygenta). − performance, poezja na scenie, wykorzystujące wszystkie reguły poezji dźwiękowej, możliwości przestrzeni scenicznej, pozwalające eliminować słowo i w rezultacie tworzyć nietypowe sztuki „muzyczne” bez muzyki. 5 Cyt. za A. Hejmej, Muzyka w..., op. cit., s. 112. 6 Cage był świadomy, iż zastrzeżenie o wypełnianiu się poezji w momencie publicznego wykonania, wymaga wysokiej widowiskowości odczytów. W odczycie 45’ dla prelegenta zsynchronizował akompaniament dźwięków klasycznego oraz spreparowanego fortepianu z rozmaitymi szmerami, elementami dźwiękowymi jak gwizdanie, ziewanie, kichanie, gestów, jak przeciąganie się, przecieranie oczu, unoszenie ramion, uderzanie pięścią w stół. Momenty ich pojawiania się w czasie ustalił za pomocą reguł I Ching. Holistyczne myślenie o sztuce pojawi się u Cage’a pod wpływem doświadczeń scenicznych w zespole Cumminghama i lektury książki Antonina Artauda Teatr i jego sobowtór. Teatr uznał za nadrzędną dziedzinę sztuki, ponieważ pozwala przekraczać istniejące podziały, łącząc muzykę, słowo, ruch i światło w totalną jedność. Element spektaklu był w jego twórczości nieodłączny, od pierwszych odczytów, po słynne 4'33''. Teatr nazwał muzycznym dziełem życia, podkreślając współzależność idei sztuki i życia. Miał być symbolem nierozerwalnej jedności, której jednym z przejawów, najważniejszym, jest muzyka. 7 Cyt.za A. Hejmej, Muzyka w..., s. 62. 40 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Partytura literacka to nic innego jak partytura na użytek literatury, partytura jako macierzysty kontekst interpretacyjny tekstu literackiego, bądź jeszcze inaczej: partytura o nieco 8 (dalece?) zmodyfikowanej funkcji muzycznego intertekstu w literaturze. Istnieje explicite - jako cytat muzyczny lub implicite - poprzez opis kompozycji muzycznej, przejawy tematyzowania muzyki, interpretacji intertekstualnej. Zdaniem Marty Karasińskiej Lecture on Nothing to partytura organizująca tekst językowy na sposób muzyczny.9 To demonstracja mechanizmu powstawania poezji. Cage uznał, że z muzycznego punktu widzenia rozróżnienie na prozę i poezję nie ma znaczenia, bowiem rytm i dźwięk są ważniejsze niż rym czy metrum: Według mnie poezja nie różni się od prozy jedynie tym, że jest w taki czy inny sposób sformalizowana. Nie jest też poezją ze względu na swoją treść czy wieloznaczność, ale dlatego, że 10 wprowadza do świata słów elementy muzyki (czas, dźwięk). Kompozytor był przekonany, że struktury literackie i muzyczne mogą być organizowane według tych samych technik i środków. Odszedłszy od muzycznych standardów - systemu tonalnego, zaczął komponować w oparciu o schematy rytmiczne, wzbogacając materiał dźwiękowy efektami uzyskiwanym i poprzez akustyczne akcesoria. Bogusław Schaeffer w 1970 postawił pytanie o zakres współczesnej techniki kompozytorskiej.11 Zauważa, że nie ogranicza się do samego zestawiania dźwięków. Dążenie do wieloparametrowości, które charakteryzuje współczesną muzykę, rozszerza komponowanie na materiał dźwiękowy. Schaeffer podkreśla tym samym niezwykły fenomen artystyczny, jaki ukształtował się dzięki rozwojowi nowej muzyki – autonomizację partytury, jako dzieła graficznego, przeznaczonego do oglądania. Zauważa proces supremacji słowa.12 W Małym informatorze muzyki XX wieku wieku pisze: 8 Ibidem, s. 70. Marta Karasińska, Bogusława Schaeffera filozofia nowego teatru, Poznań 2002, s. 6. 10 Cyt.za J. Kutnik, op. cit., s. 48. 11 Zob. B. Schaeffer, Technika kompozycyjna, „Forum musicum” 1970, nr 8, s. 4. 12 Wyprowadza ten proces z tradycji Debussy’ego i jemu współczesnych, którzy opatrując partytury słowami, przekształcili ją w dzieło niemal muzyczno – literackie. Zob. B. Schaeffer, Partytura współczesna w: Mały informator..., op. cit., s. 80. 9 41 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Nie chodzi o to by, muzyka oddawała sens danej poezji, lecz o to, by obie warstwy – muzyka i słowa – dochodziły do głosu na równych prawach, by słowo traktowane było jako 13 materiał. Schaeffer przyznaje, że można rozbijać materiał wokalny, traktować go równie strukturalnie jak materiał instrumentalny. Jerzy Kutnik, interpretując Lecture on Nothing14, podkreśla jego strukturę rytmiczną, która sprowadza się do cech języka mówionego. Pytając o miejsce takiego utworu w literaturze, przywołuje koncepcję Northropa Frye'a. Frye sytuuje mowę potoczną między poezją, zdominowaną konstrukcyjnie przez rytm i dźwięk, a prozą, gdzie zasadą organizacyjną są syntaktyczne związki między podmiotem a orzeczeniem. Nobilituje mowę potoczną uznając ją za rodzaj zorganizowanej wypowiedzi językowej, której kryterium jest rytm asocjacyjny, budowany przez krótką, powracającą frazę, pełniącą rolę rytmicznego wypełniacza, gwarantując tym samym ciągłość wypowiedzi. Tekst Cage'a spełnia tak sformułowane kryteria poetyckości. Rytm asocjacyjny objawia się powtarzaniem tych samych zwrotów, dygresji, wtrąceń, zająknięć. Dopuszczalne są tu wszelkie nieścisłości językowe czy logiczne, w sferze brzmieniowej chwiejne i zmienne tempo. Musi być ono jednak dostosowane do możliwości wykonawczych autora i percepcyjnych możliwości publiczności. Ta, nie widząc tekstu15 zawierzyć musi zmysłowi słuchu, zdolnemu wychwycić ów schemat rytmiczny, oparty na konfrontacji sylab z ciszą.16 W nocie poprzedzającej tekst, Cage zaznacza, że choć układ typograficzny, wzorowany na układzie taktowym, ułatwia rytmiczne czytanie, nie należy się zbyt sztywno 13 B. Schaeffer, Mowa a muzyka w: Mały informator..., op. cit., s. 68. Kutnik twierdzi, iż „odczyt uznano za jeden z najgłośniejszych wydarzeń artystycznych tamtych lat, a sam tekst zaliczono w poczet najważniejszych manifestów artystycznych współczesnej sztuki awangardowej.” Zob. J. Kutnik, op. cit., s. 46. 15 W jednym z kolejnych utworów – Water Music – Cage umieści nad sceną plansze z – kaligrafowana ręcznie partyturą, zapis graficzny zawierający elementy werbalne w postaci skrótowych instrukcji wykonawczych. 16 Cisza dla Cage'a jest pełnowartościowym zjawiskiem akustycznym. Funkcjonuje w jego systemie na tych samych zasadach, co dźwięk. Co więcej, dzięki niej możliwe jest odróżnienie jednych dźwięków od drugich. Cisza werbalna jest tą samą materią językową, co słowa. Jej wizualnym odpowiednikiem jest pusta przestrzeń papieru, która stanowi element sine qua non dla rozmieszczenia znaków graficznych. 14 42 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 trzymać schematu. Prawidłowe wykonanie powinno się opierać na mowie potocznej.17 Odczyt, na wzór utworu muzycznego, traktował Cage jako strukturę czasową. Rama czasowa była dla niego fundamentalną kategorią muzyczną, jedynym, bo wystarczającym elementem struktury formalnej. W Williams Mix zastosował nową formę zapisu muzycznego, wyrażającą wartość nut jako przestrzeń czasu, której na powierzchni strony odpowiadał odcinek o sprecyzowanej długości. W Julliard Lecture czas musiał być dokładnie odmierzany, by zsynchronizować odczytanie tekstu z akompaniamentem muzycznym Davida Tudora. 45' dla prelegenta to partytura określona rytmicznoczasową strukturą utworu, za sprawą kolumnowej podziałki czasowej. W Changes - przerwy w czytaniu wypełniane są dźwiękami Music of Changes. Zabieg ten sprawia wrażenie dialogu prelegenta z pianistą. Efekt wsparty jest kolumnowym zapisem, mającym ułatwić utrzymanie rytmu czytania. Dla Cage'a taka realizacja odzwierciedlała pokrewieństwo form pisarstwa muzyki i literatury. Pogłębiony związek słowa i dźwięku, polegający na zastępowaniu struktur gramatycznych muzycznymi, uwalnia wypowiedzi od logiki i konwencji komunikatów. Graficzny zapis tekstu językowego, kształtowany na powierzchni kartki na wzór muzycznej czy teatralnej czasoprzestrzeni, jak zauważa Marta Karasińska, powoduje, że odbierany jest on głównie jako przekaz dźwiękowy lub plastyczny, poza aspektem semantycznym, dyskursywnym.18 Słowo zostaje zdeprecjonowane. Karasińska zauważa dalej, że praktyki Cage’a odrywają słowa od funkcji reprezentatywnych, autonomizując je do roli niesamodzielnej materii artystycznej, na kształt koloru, czy rzeźbiarskiego kamienia.19 Rozsypując słowa po powierzchni strofy, Cage chciał je otworzyć na przestrzeń, by język i myśl, podążając własnym tropem, mogły odnaleźć własną muzykę i sens.20 Odrzucił linearność, ze względu na jej konwencjonalność, kreowaną na potrzeby 17 Cyt. za J. Kutnik, op. cit., s. 50. Zob. M. Karasińska, op. cit., s.12. 19 M. Karasińska, op. cit., s 13. 20 Takie postępowanie było zgodne z przekonaniem Marcela Duchampa, o naczelnej roli odbiorcy w kształtowaniu sensu dzieła. Rolą artysty jest stworzenie warunków. 18 43 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 logiczności wypowiedzi i poprawności językowej. Zderzając ze sobą wyrwane z kontekstu cząstki zdaniowe, chciał uwolnić poszczególne wyrazy od przypisanych im znaczeń, odhierarchizować strukturę tekstu, stosując operacje losowe - jak w muzyce, oparte o Księgę Przemian I Ching.21 W tekście „2 strony, 122 słowa o muzyce i tańcu”, który przeznaczony był do druku, do indywidualnego czytania, przy pomocy efektów graficznych, próbował zobrazować współistnienie w czasoprzestrzeni, niezależnych od siebie dźwięków i ruchu. Stosowanie różnych krojów i wielkość czcionek ma zacierać różnice między językiem traktowanym jako narzędzie a językiem traktowanym jako przedmiot. Wszelkie zabiegi graficzne stosował Cage w dbałości o efekt muzyczny. Partie wokalne oznaczał wijącymi się liniami. Dostrzegł autonomiczne wartości ekspresyjne w abstrakcyjnych znakach graficznych, wzorując się techniką chińskiego pisma ideograficznego, w którym proste symbole zawieszane są obok siebie w pustej przestrzeni kartki. Pusta przestrzeń kartki miała być werbalną ciszą. W Where Are We Going? sekwencje ciszy mają postać odpowiedniej liczby pustych wersów. Wcześniej rytmizowane odczyty skupione były wokół przedziałów czasowych, precyzyjnie odmierzanych. Niekonwencjonalny zapis był zabiegiem drugorzędnym. Z czasem wizualna materialność słów stała się punktem wyjścia, dla tworzenia słownych kolaży.22 Cage skupił się na precyzyjnej realizacji podziałów rytmiczno – czasowych, na dokładnym odmierzaniu „czasu przestrzeni”. Istotą muzyki jest swobodna interpretacja. Sprzyjać ma temu rozproszenie znaków na kartce, aby stały się jeszcze bardziej autonomiczne, aby uaktywnić 21 Heksagramy I Ching, służące do odczytywania przepowiedni na podstawie rezultatów rzutu monetą lub patyczkami, stały się impulsem do opracowania metody organizacji dźwięków utworu. Zestawienie konkretnych wartości i rygorystyczne stosowanie się do wyników, niezależnie od wartości estetycznej. Cage podkreślał, że przypadek, jako metoda kreacyjna, funkcjonuje na tych samych zasadach zarówno w przestrzeni tekstu słownego jak i utworu muzycznego. Istotą nie jest materiał a zasada montowania całości. Muzyka jest ściśle zespolona z zamykającą ją czasoprzestrzenią, podporządkowaną szablonami zaczerpniętymi z I Ching. 22 W tekście o plastycznych kolażach Rauschenberga, Cage podkreśla tematyczność poszczególnych składników materiałowych – strzępów artykułów, fotografii prasowych, kawałków tekturowych opakowań. Ich układ ma być malarską iluzją i upodmiotowioną materią. W muzyce Cage stosował tę samą zasadę – rehabilitacja świata dźwięków miała przywrócić uwadze odbiorców dźwięki akustyczne, niemuzyczne, nieestetyczne. Zob. J. Kutnik, op. cit., s.132. 44 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 działalność czytelnika jako twórcy sensu. Jako prelegent posługiwał się językiem w sposób pozwalający precyzyjnie zanotować parametry brzmieniowo- rytmiczne, których realizacja zgodnie ze słowną partyturą odczytu była niezbędna dla osiągnięcia efektu muzycznego. Zwracając się do czytelnika, mógł traktować słowa już nie tylko jako autonomiczne znaki graficzne i typograficzne nadające tekstowi drukowanemu wymiar plastyczny. Tu podstawowym elementem nie jest już czas, a kształt i wielkość strony. Zainteresowania kompozytora przesunęły się ku integracji wymiaru brzmieniowego z wizualnym. Jerzy Kutnik nazwie tę zmianę „integracją tańca liter z muzyką głosek.”23 Cage podkreślał, że słowa to konkretny kształt liter i dźwięki głosek. Język traktował jako źródło dźwięków. Losowo dobrane kroje i wielkości czcionek stwarzały werbalno-typograficzny odpowiednik konwencjonalnego zapisu nutowego, pozwalającego dokładnie określić zasady wokalizowania głosek i sylab. „Udźwiękowienie” tekstu miało odbywać się poprzez dekompozycję języka. Utwór Finnegans Wake to ciąg sylab narzucający schemat intonacyjno rytmiczny, naśladujący irlandzką pieśń. Zabieg kilkukrotnego „przepisywania się” przez tekst Jamesa Joyce’a, jaki zastosował Cage w oparciu o strukturę mezostychów, pozwala na nieskończone transformacje zawartego w nim materiału językowego. Procedura była zabiegiem typograficznym, nadającym konwencjonalnej zasadniczo dyskursywnej prozie określonej postaci stroficznej. W The Future of Music określa zadanie dla nowej muzyki: konieczność demilitaryzacji języka: Ponieważ słowa, kiedy coś komunikują, nie odnoszą żadnego skutku, rodzi się myśl, że potrzebne jest społeczeństwo, w którym komunikowanie się jest zbędne, w którym słowa są nonsensowne jak w mowie zakochanych, są znów tym, czym były w przeszłości: drzewami, 24 gwiazdami i całą resztą pierwotnego środowiska naturalnego. Opublikowane odczyty harvardzkie, jakie Cage wygłosił w 1988, odzwierciedlają jego sposób myślenia o strukturze języka. Na wzór układu kontrapunktycznego 23 24 zamieszczono w publikacji także zapis dyskusji J. Kutnik, op. cit., s. 103. Cyt. za. J. Kutnik, op. cit., s. 181. 45 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 wywołanych odczytami. Zabieg ten obnażył brak struktury logiczno gramatycznej mowy naturalnej, na którego tle ma eksponować się zaprojektowana struktura mezostychów. Cage nazwał odczyty rodzajem poezji, dyskusję z publicznością prozą – typograficznie pierwszej części odpowiada kolumnowym ciąg mezostychów, drugiej zaś, spontanicznym pytaniom i odpowiedziom jednolity strumień słów. Kutnik pisze dalej: Właśnie obecność struktury – zarówno w warstwie semantycznej, jak i brzmieniowej – sprawia, że «zdemilitaryzowana» i umuzyczniona składnia staje się rzeczywiście czynnikiem 25 odnawiającym semantyczną energię języka. Nie ulega wątpliwości, że twórczość Johna Cage’a jest wysoce konceptualna. Zawierzając kreację utworu operacjom losowym, zderzał ze sobą dźwięki muzyczne z akustycznymi. Zrezygnował z linearności na rzecz przypadku. Traktował słowa jako niezależne, względem przypisanych im kulturowo znaczeń, głoski i litery, posiadające własną strukturę brzmieniową i wizualną. Wieloaspektowość jego dokonań stała się inspiracją dla ruchu artystycznego Fluxus, dla poezji konkretnej, happeningów, sztuki konceptualnej czy minimalnej, intermediów. Dick Higgins nazywa te zjawiska erą postpoznawczą, hołdującą rzeczywistość jako „obiekt znaleziony”, w której dzieło staje się szablonem, a zadaniem artysty jest dostarczenie struktury do wypełnienia.26 Cage zakładał, że nie trzeba mieć niczego do powiedzenia, aby tworzyć. Każdy może być artystą.27 25 Zob. J. Kutnik, op. cit., s. 217 – 218. Zob. D. Higgins, Nowoczesność od czasu postmodernizmu, Gdańsk 2000, s. 73 - 86. 27 Zob. J. Kutnik, op. cit., s. 228. 26 46 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Bibliografia 1. J. Cage, 45’ dla prelegenta, przeł. A. Sosnowski, „Literatura na świecie” 1969, nr 1-2. 2. J. Cage, Silence. Lectures and Writings, Middletown 1961. 3. A. Hejmej, Muzyczność dzieła literackiego, Wrocław 2001. 4. A. Hejmej, Muzyka w literaturze. Perspektywy komparatystyki interdyscyplinarnej, Kraków 2008. 5. D. Higgins, Nowoczesność od czasu postmodernizmu oraz inne eseje, Gdańsk 2000. 6. M. Karasińska, Bogusława Schaeffera filozofia nowego teatru, Poznań 2002. 7. J. Kutnik, Gra słów. Muzyka poezji Johna Cage’a, Lublin 1997. 8. B. Schaeffer, Collage w muzyce, “Forum musicum” 1971, nr 10. 9. B. Schaeffer, Technika kompozycyjna, „Forum musicum” 1970, nr 8. 10. B. Schaeffer, Mały informator muzyki XX wieku, Kraków 1967. 11. S. P. Scher, Essays on Literature and Music, w: Word and Music Studies, pod red. W. Bernhart, W. Wolf, Amsterdam " New York 2004. 47 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Magdalena Dąbrowska „I przystąpiwszy cicho szepnęła…”. Michała Żebrowskiego miłosno-poetyckie dialogi z muzyką w tle na marginesie teorii korespondencji sztuk i romantycznych sposobów odbioru tekstu literackiego Na wstępie Truizmem jest stwierdzenie, że postępująca w coraz szybszym tempie mediatyzacja kultury1 stwarza nowe sytuacje odbiorcze dla tekstów przynależnych do kultury określanej jako wysoka. W trwającym napięciu tworzącym się pomiędzy klasycznym odbiorem tekstów literackich (odczytanie tekstu drukowanego w formie tradycyjnej książki) a odbiorem proponowanym przez nowe media i ich nośniki (odnalezienie tekstu w Internecie, odczytanie go z ekranu komputera w wersji zdigitalizowanej, odsłuchanie tekstu zapisanego w wersji cyfrowej na własnym odtwarzaczu MP3, odsłuchanie audiobooka itd.) literatura, w tym także poezja – chciałoby się powiedzieć „poezja klasyczna lub tradycyjna”, tworzona przez poetę, przelewającego myśl na papier w postaci wersów lub zbitek słów, bez względu na epokę literacką, szkołę poetycką i styl pisarstwa, w odróżnieniu od rozwijającej się np. we współczesnej kulturze poezji cybernetycznej, w której prócz autora rolę konstruktywną odgrywa kod komputerowy, podejmujący grę z odbiorcą2 – poszukuje dla siebie miejsca i staje się uczestnikiem 1 Pod terminem mediatyzacja rozumiem wpływ, jaki współczesne, nowe media wywierają na kulturę i człowieka w niej funkcjonującego. 2 O cyberpoezji zob. M. Pisarski: Poezja pod prądem O poezji cybernetycznej, http://epolis. sienko. net.pl/biblioteka/czytelnia/poezja-pod-pradem-o-poezji-cybernetycznej, 2 maja 2009; poezja cybernetyczna – samookreślenie, http://szafranchinche.ovh.org/teor/samookreslenie.html, 2 maja 2009; M. Pisarski: Poezja ex Machina. Owy numer pisma "Techsty", http://www.wiadomosci24.pl /artykul/ poezja_ex_machina_nowy_numer _pisma_techsty_ 83250.html, 2 maja 2009. Warto odwiedzić także stronę www.CyberPoezja.com, gdzie znajdujemy prowokacyjny podtytuł tejże strony w brzmieniu: „wiersze generowane przez automat do lodów” oraz link Poeta, pod którym czytamy: „Strona zawiera wierszyki wygenerowane przez automatyczny program Poeta 1.26”. Rozwój poezji cybernetycznej wprowadził w strefie nowych mediów rozdział na „poezję na 48 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 zaciętej rywalizacji, w której nagrodą ma być zainteresowanie ze strony odbiorcy. „Poezja tradycyjna” staje w szranki o możliwość, poza dobrze znaną sytuacją szkolnego odbioru tekstu w ramach procesu edukacji literackiej, funkcjonowania w świadomości szerokiej grupy odbiorców i spełniania funkcji, jakie przypisano jej przede wszystkim w okresie romantyzmu. Nowe media mogą jej w tym pomóc, ale i także jej zagrozić. W niniejszym artykule chcę pokazać, na ile sposób wykonania tekstów poetyckich i metody ich rozpowszechnienia przez nowe media zaproponowane przez aktora – Michała Żebrowskiego – przy okazji wydania płyt Zakochany Pan Tadeusz i Lubię, kiedy kobieta…, mogą stanowić kontynuację XIX – wiecznej tradycji przekazu i odbioru tekstu literackiego, a na ile wprowadzają zmiany w stosunku do dawnego modelu komunikacji między twórcą a odbiorcą. Na zagadnieniem, wokół którego wstępnie niniejszy należy tekst także został zaznaczyć, stworzony, że jest romantyczna koncepcja korespondencji (syntezy) sztuk, która zaowocowała zainteresowaniem problematyką koegzystencji poezji i muzyki. Utwory poetyckie wykonane przez Żebrowskiego stanowią kontynuację tych zainteresowań. O romantycznej koncepcji korespondencji sztuk słów kilka W filmie Trędowata (1976) w reżyserii Jerzego Hoffmana, stanowiącym ekranizację bestsellerowej powieści Heleny Mniszkówny, widzimy scenę, w której główna bohaterka, Stefania Rudecka, przy akompaniamencie fortepianu śpiewa słowa wiersza Adama Mickiewicza zatytułowanego Do M***3. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że muzykę do słów Mickiewiczowskiego tekstu skomponował Fryderyk Chopin, całości zaś nadał tytuł Precz z moich oczu, ekranie” (np. cyfrowych wersji wierszy, które można następnie wydrukować) i „poezję dla ekranu”, gdzie ekran komputera stanowi scenę, na której rozegra się „coś”, w czym uczestniczy autor, kod komputerowy i aktywny odbiorca. Należałoby przy tym podziale pamiętać, że poezję można również zaśpiewać i, jako utwór muzyczny, zapisać w postaci cyfrowej, w formacie zapisu plików dźwiękowych. 3 Trędowata, reż. J. Hoffman, „Silesia” 1976. 49 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 co stanowiło początkowe słowa utworu poety. W ekranizacji Hoffmana bohaterka z egzaltacją oddaje się muzykowaniu. Gra i śpiew nie są tu jednak obliczone na czczą zabawę. Pełnią one, w filmie traktującym o uczuciach rodzących się między kobietą i mężczyzną, rolę nadrzędną. Otóż śpiew Rudeckiej stanowi wyraz jej skrytych uczuć i ma moc przywoływania partnera. Wszak w końcowych partiach pieśni zjawia się w salonie Waldi Michorowski. To przykład sytuacji, w której istnieją przeszkody dla otwartego wyrażania uczuć, i w której muzyka może stać się „sublimacją uczuć podświadomych”4. Romantyczna teoria korespondencji sztuk narodziła się we Francji. To twór nadal nie do końca jasny i oczywisty. Próżno szukać odrębnego traktatu, który mówiłby wyłącznie o tym zjawisku estetycznym, choć w pismach teoretycznych i w tekstach literackich niemalże wszystkich romantyków znajdziemy jej echa. Teoria ta doprowadziła do upowszechnienia się przekonania, że poszczególne sztuki – poezja, muzyka, malarstwo – wyrastają ze wspólnego źródła, za które uważano twórczą świadomość i kreatywność człowieka5. Romantycy wypowiadali się na temat powinowactwa poezji i muzyki, nie biorąc pod uwagę fizycznych właściwości dzieł, choć zdawali sobie sprawę z faktu, że każda ze sztuk mówi innym językiem i ma różny wyjściowy budulec, a określenie, jaki dokładnie dźwięk muzyczny ma odpowiadać poszczególnym głoskom lub słowom, jest właściwie niemożliwe6. Romantyczną domeną poezji i muzyki były uczucie, wyobraźnia, pierwiastek duchowy, a skoro udało się wyznaczyć wspólny dla tych sztuk teren, uznano, że obie te sfery estetyki koniecznie muszą ze sobą współpracować. Krytyk literacki, Jan Ludwik Żukowski, napisał w 1828 r., że „żywioły, tworzące sztuki piękne, najdują się wszystkie w duszy człowieka”7. On też, dzieląc sztuki 4 J. Kolbuszewski: Muzyka jako romantyczny „głos uczuć”, w: Karol Lipiński. Życie, działalność, epoka, t. 3, red. D. Kanafa i M. Zduniak, Wrocław 2003, s. 17. Kolbuszewski odnalazł w powieści Bez przesądów (1847) Pauliny Wilkońskiej scenę korespondującą z przedstawionym fragmentem Trędowatej. 5 J. Skarbowski: „Taka pieśń jest siła, dzielność,/Taka pieśń jest nieśmiertelność!”. Rola muzyki w życiu i twórczości Adama Mickiewicza, Kraków 2003, s. 13. 6 Pojawiły się późniejsze koncepcje, z których wynikało, że samogłoski są bardziej muzyczne od spółgłosek. J. Tenner, Technika żywego słowa, Lwów 1932, twierdził, że samogłoska A miała oznaczać jasność, czystość, pełnię, O – uroczystość i wspaniałość, U - zgryzotę i żal. 7 J. L. Żukowski: O sztuce, w: Idee programowe romantyków polskich. Antologia, oprac. A. Kowalczykowa, wyd. 2, uzup., Wrocław 2000, s. 179. Dla porządku warto dodać, że Żukowski 50 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 na trzy „oddziały”, poezję i muzykę nazwał sztukami głównymi, zaś deklamację przejściem z tej pierwszej do drugiej8. Adam Mickiewicz pytał: „Kim są poeci, którzy niby śpiewają, nie tylko nie układając muzyki do swych pieśni, ale zgoła nie słysząc jej w sobie?”9. W innym miejscu twierdził, że muzyka jest „głosem uczucia”10. Wtórował mu w tym Zygmunt Krasiński, dla którego muzyka była „najwyższą mową ludzkości, łączącą nas z zaświatem duchów, wyrażającą wszystkie uczucia, na które słów nie mamy […]”11. Zupełnie podobne poglądy miała George Sand, która uważała, że muzyka „jest objawem nieskończoności i uczuć wyższych, niż wyrażalne w słowie. […] pozwala nam ujrzeć […] przedmioty, do których przenosi naszą wyobraźnię”12. Zauważmy, że u Sand wprowadzona została traktowana była jako wyobraźnia, kategoria która poznawcza, przez romantyków przeciwstawiana nauce, pozwalająca wyjaśnić wszystko poza nauką13 oraz funkcjonująca jako organ poznania dzieła sztuki. Jeśli do powyższych poglądów dołączymy wypowiedzi traktujące o istocie poezji, stanie się zrozumiałym, skąd pochodziło tak łatwe łączenie sztuki poetyckiej i muzycznej. Za przykład niech posłuży opinia Lamartine’a, dla którego poezja była: „Wcieleniem tego, co człowiek ma najintymniejszego w sercu i najbardziej boskiego w myśli […]. To równocześnie uczucie i wrażenie, duch i materia, […] idea dla duszy, obraz dla wyobraźni i muzyka dla uszu”14. Korespondencja sztuk znajdowała najpełniejszy wyraz w momencie konkretyzacji dzieła sztuki, czyli jego wykonania, zatem traktowana była także jako narzędzie interpretacji, na co zwróciła uwagę Ilona zaliczył do drugiego „oddziału” malarstwo, rzeźbę, architekturę, które uznał za podrzędne wobec poezji i muzyki. Trzeci „oddział” stanowiły sztuki przechodnie, np. deklamacja. 8 Ibidem, s. 178. 9 A. Mickiewicz: Literatura słowiańska. Kurs drugi, przeł. L. Płoszewski, Dzieła (wyd. jubileuszowe), t. 10, Warszawa 1955, s. 168, cyt. za: Cz. Zgorzelski: Elementy „muzyczności” w poezji lirycznej, w: Prace ofiarowane Henrykowi Markiewiczowi, pod red. T. Weissa, Kraków 1984, s. 7. 10 J. Kolbuszewski: op. cit., s. 12. 11 Ibidem. 12 G. Sand: Consuelo, tłum. J. Woronow, cyt. za: I. Woronow: Romantyczna idea korespondencji sztuk. Stendhal, Hoffmann, Baudelaire, orwid, Kraków 2008, s. 60. 13 Zob. M. Cieśla-Korytkowska: Romantyzm a poznanie, w: tejże, O romantycznym poznaniu, Kraków 1997, s. 25. 14 A. Lamartine: Destineés de la poésie, cyt. za: I. Woronow: op. cit., s. 55-56. 51 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Woronow15, a wcześniej Alina Kowalczykowa, która, odnosząc się do epistemologicznej kategorii wyobraźni, twierdziła, że wykorzystując muzykę dla pełniejszej interpretacji dzieła literackiego dążono do „zapełnienia sobie w wyobraźni miejsc w języku danej sztuki niewyrażalnych.”16 I wypada w tym miejscu zgodzić się z Kowalczykową. Muzyka pozwalała na wypełnienie istniejących w utworze poetyckim „miejsc niedookreślenia” i pozwalała na głębsze odczuwanie, dlatego tak bardzo jej poszukiwano. O tym, jak poezja przy akompaniamencie muzyki wyszła z kart tomików w przestrzeń salonu Tytuł rozdziału przywodzi na myśl obraz upersonifikowanych sztuk przechadzających się w przestrzeni salonu literacko-artystycznego. Może daleko posunięte to wyobrażenie, lecz nie bezpodstawne. Dziewiętnastowieczny, romantyczny salon artystyczny był miejscem, w którym specyficzny styl bycia. Ówczesna obyczajowość wytworzył się wymagała posiadania zdolności muzycznych, oratorskich, improwizacyjnych, czy deklamacyjnych17, a, jak podkreślono wcześniej, deklamacja miała odgrywać funkcję łącznika pomiędzy poezją a muzyką, często zresztą przekształcała się w sposób wykonania utworu, który dziś nazwalibyśmy melorecytacją, jeśli ktoś akompaniował deklamującemu. Poezja zatem funkcjonowała w obiegu ustnym, stwarzając okoliczności wiązania jej z muzyką. Możliwość częstego obcowania z muzyką miała dla ówczesnego odbiorcy ogromne znaczenie. Decydowała o tym przede wszystkim świadomość epoki, która w muzyce upatrywała siłę tajemną, poruszającą głębię i oddającą najsubtelniejsze uczucia18. Jeśli romantyk-twórca nie potrafił sam układać nut 15 I. Woronow: op. cit., s. 50. A. Kowalczykowa: O wzajemnym oświetlaniu się sztuk w romantyzmie, w: Pogranicza i korespondencje sztuk, pod red. T. Cieślikowskiej i J. Sławińskiego, Wrocław 1980, s. 181. 17 Zob. Z. Szeląg: Ustny obieg nielegalnej literatury w okresie międzypowstaniowym. Wariant deklamacyjny, w: Instytucje – publiczność – sytuacje lektury. Studia z historii czytelnictwa, pod red. J. Kosteckiego, t. 2, Warszawa 1990, s. 57. 18 W takim duchu o muzyce wypowiadał się A. Einstein w książce Muzyka w epoce romantyzmu. Zob. J. Kolbuszewski: op. cit., s. 17. 16 52 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 do własnej poezji, oczekiwał, aby uczynili to kompozytorzy, po czym utwór wykonywano przed salonową publicznością. Wysłuchanie go wywoływało silne emocjonalne przeżycie, nierzadko łzy, zaspokajając potrzebę estetycznych doznań. Czasem sytuacja komunikacyjna, w którą uwikłane były poezja i muzyka w salonie artystycznym, ocierała się o niesamowitość. Tak działo się w przypadku improwizacji, które najczęściej odbywały się z towarzyszeniem muzyki. Poeta Antoni Edward Odyniec zapisał w swych Wspomnieniach z przeszłości relację z improwizacji Mickiewicza, podczas której: Adam nagle zawołał na Frejenta, aby zagrał nutę Filona, którą zawsze lubił najbardziej; stanął w środku i zaczął improwizować balladę. […] Poeta opowiadał z początku, a raczej nucił, spokojnie, ale twarz jego przeobraziła się nagle, głos nabrał dziwnej rozciągłości i mocy przy 19 śpiewie strof ostatnich […] . Zwróćmy uwagę na czynność nucenia, które następnie przeszło w śpiew. Muzyka wywołała specyficzne zachowanie poety. Pozwoliła zastąpić recytację śpiewem, a z drugiej strony – odegrała rolę medium dla treści, które poeta pragnął przekazać. Mickiewicz nie pozwalał zapisywać swych improwizacji, podkreślając ich „chwilowość”20 i jednokrotność, bowiem na tych dwóch zasadach była w salonie artystycznym budowana sytuacja komunikacyjna między nadawcą (twórcą, wykonawcą utworu poetycko-muzycznego) a odbiorcą (słuchaczem). Romantyzm obfitował w rytuały czytania i, jak się okazało, słuchania literatury, które miały uaktywnić wrażliwość odbiorcy. Jak podkreśliła Marta Zielińska, o wartości „literatury zaczynały decydować okoliczności zewnętrzne […]”21, na które składały się, wprowadźmy roboczą terminologię, „sytuacje obcowania” z literaturą. Sytuacje owe tworzyła zarówno rzeczywistość, jak i proponowała w swych obrazach sama literatura. Uwagę zwraca upodobanie do intymnego odbioru tekstu. Bohaterowie literaccy często czytają wspólnie, w otoczeniu przyrody. Gustaw z IV cz. Dziadów 19 A. E. Odyniec: Wspomnienia z przeszłości opowiadane Deotymie, Warszawa 1884, s. 285. M. Zielińska: Mickiewicz i naśladowcy. Studium o zjawisku epigonizmu w systemie literatury romantycznej, Warszawa 1984, s. 139. 21 Ibidem, s. 135. 20 53 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Mickiewicza wspomina: „Tutaj na wzgórku, Russa czytaliśmy razem”22. W poemacie W Szwajcarii Juliusza Słowackiego znajdujemy natomiast passus: „Było to rankiem – pomnę – pod kaskadą…/ Byliśmy niczem niestrwożeni, sami,/ Czytając książkę pełną łez, ze łzami”23. Przeżycie literackie powstaje tu dzięki wzajemnym oddziaływaniom lektury i okoliczności towarzyszących. Romantycy pragnęli też intymnego słuchania muzyki i poezji, w zaciszu domowym, w najbliższym gronie, w nastrojowych warunkach, w których śpiewak lub deklamator mógł wyrażać najbardziej osobiste uczucia. To właśnie wtedy nawiązywała się głęboka i prywatna więź pomiędzy nadawcą a odbiorcą. Słuchacz w trakcie wykonywania utworu przez artystę zaczynał z nim współodczuwać, współuczestniczyć w występie, czuł się porwany przez wyjątkową aurę uczuciową i nastrój, mógł reagować emocjonalnie. Muzyka i poezja dawały w takich sytuacjach szansę na autentyczne doznania, wyjątkowe i jednorazowe, niemożliwe do powtórzenia kolejnym razem, bo niemożliwe było wierne powtórzenie okoliczności towarzyszących ich odbiorowi. Praktykowane w okresie romantyzmu dopisywanie muzyki do znanych utworów literackich, przede wszystkim zaś do tekstów poetyckich spełniało dwie funkcje: ułatwiało zapamiętywanie tych utworów i umożliwiało pełniejszą ich interpretację, wzbogaconą o nowe możliwości24. Praktyka ta oczywiście wyrastała z zapotrzebowania społecznego i wiązała się z modą koncertowania, spotkań w salonach, demonstrowania talentów. Modne było wspólne muzykowanie, w tym także śpiewanie, dlatego pojawiały się coraz częściej tomiki popularnych Prym wśród wierszy, wzbogacone ułożonymi do nich nutami. takich wydawnictw wiódł Śpiewnik domowy Stanisława Moniuszki, który zawierał nuty do tekstów poetyckich m.in. Johanna Goethego, Jana Czeczota (słynna Prząśniczka), Aleksandra Chodźki, Lucjana Siemieńskiego, Adama Mickiewicza (Świtezianka, a w zeszycie szóstym jego 22 A. Mickiewicz: Dziady, Warszawa 1998, s. 73. J. Słowacki: W Szwajcarii, w: tenże, Dzieła, t. 1, Kraków 1882, s. 124. 24 J. Kamionkowa: Życie literackie w Polsce w pierwszej połowie XIX w., Warszawa 1970, s. 87. 23 54 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 ballady i poezje) i wielu innych25. Popularność śpiewników Moniuszki spowodowała, że warszawski „Tygodnik Ilustrowany” mógł w 1860 r. napisać: „Już teraz mało koncertów, na których by piosnki Moniuszki się nie odzywały, nie ma salonu, gdzie by ich nie śpiewano”26. Wspólne śpiewanie zaspokajało potrzebę przeżyć estetycznych, wiązało głębokimi uczuciowymi więzami jego uczestników, stanowiło ważny element w miłosnej komunikacji, wytwarzało wspólnotę śpiewających/wykonawców i słuchających, pobudzało wyobraźnię, było doskonałą zabawą, wypełniającą czas. Bo choć romantyk przede wszystkim oddawał się głębokiej kontemplacji nad tekstem poetyckim i nad dźwiękiem mu towarzyszącym, doskonale wiedział, że obie sztuki można zużytkować w kontaktach towarzyskich. Poezję zaśpiewano i zagrano, a śpiew ten rozbrzmiewa po czasy współczesne. Poezja w nowych przestrzeniach Jerzy Skarbowski obliczył, że w latach 1820-1850 powstało 50 kompozycji muzycznych opartych o teksty Mickiewicza, w latach 1856-1899 ponad 170, a wieku XX ok. 10027. Kompozytorzy/muzycy wykazywali ogromne zainteresowanie twórczością poety, które nie opadło po dzień dzisiejszy. Utwory Mickiewicza przedstawiają głębokie wewnętrzne przeżycia człowieka, doskonale ujawniają stany psychiczne. Być może takimi kryteriami kierował się Michał Żebrowski decydując się na nowe, muzyczne wykonanie iepewności tego poety. Gdy w 1999 r., przy okazji wydania płyty Zakochany Pan Tadeusz, na której Żebrowski wystąpił w roli recytatora fragmentów Pana Tadeusza, aktor ten wraz z Anną Marią Jopek zaproponował słuchaczom utwór zatytułowany Wspomnienie28, stało się oczywistym, że Mickiewicza nadal można śpiewać, a kompozycje tworzone na kanwie jego słów pełnią funkcje podobne do tych, jakie pełniły w epoce romantyzmu, realizując 25 Ibidem, s. 88. Cyt. za: S. Wasylewski: Życie polskie w XIX wieku, Kraków 1962, s. 323. 27 J. Skarbowski: op. cit., s. 200-201. 28 Wspomnienie, muzyka: P. Betley, A. M. Jopek, słowa: A. Mickiewicz w opracowaniu K. Gosztyły. 26 55 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 teorię korespondencji sztuk, choć zmieniła się sytuacja poezji, strategie jej przekazu i odbioru za pośrednictwem nowych mediów. Wspomnienie zostało bardzo dobrze przyjęte podobnie, jak utwory, które Żebrowski zaproponował słuchaczom przy okazji wydania płyty Lubię, kiedy kobieta… (2001), na której aktor, w towarzystwie kilku polskich wokalistek, zaproponował własną interpretację miłosnych liryków, w tym Mickiewiczowskiej Niepewności, śpiewanej już wcześniej przez Marka Grechutę. Przyjrzyjmy się propozycjom Żebrowskiego bliżej. Uwagę odbiorcy Żebrowskiego znanych tekstów poetyckich wykorzystanych przez zwraca przekształcenie sytuacji komunikacyjnej wewnątrz utworów. Zarówno Niepewność Mickiewicza, Cnoty Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Przywitanie Emila Zegadłowicza prezentują monologową sytuację podmiotu lirycznego (kobiety lub mężczyzny) borykającego się z własnymi emocjami. W wykonaniu Żebrowskiego i kobiet mu towarzyszących, znane liryki przyjmują postać damsko-męskich dialogów, pozwalających na głęboką analizę skomplikowanych zależności kochankami. Sytuacja rozmowy jest jedynie wpisana w świat między przedstawiony Upojenia Stanisława Grochowiaka, co Żebrowski doskonale wyzyskuje w wykonaniu z Anną Marią Jopek29. Dialog wprowadza napięcie między jego uczestnikami, zmuszając do interakcji. Role pełnione przez aktora i wokalistki zostały wyraźnie towarzyszy jej podzielone – kobieta śpiewa łagodnym głosem, a szeptana, ocierająca się o zmysłowość, recytacja mężczyzny, przy czym raz to on jest inicjatorem owej wyśpiewanej i wyrecytowanej rozmowy, jak np. w Przywitaniu, a innym razem ona, co słyszymy niepewności. niepewność Adam Mickiewicz wpisał w swą w moment indywidualnych rozważań mężczyzny nad swoimi uczuciami. Idąc tym tropem, wspominany już Grechuta wyśpiewał ją samodzielnie. Wykonanie zaś Żebrowskiego wespół z Katarzyną Stankiewicz wydawałoby się tworzyć nową jakość. Przypomnieć należy jednak, że wspólne czytanie, tudzież śpiewanie 29 Żebrowski i Jopek dokonują swoistego podziału tekstu Upojenia. Strofa, w której mowa jest o doznaniach mężczyzny, została wyrecytowana przez Żebrowskiego. Kolejna zaś, w której mówi się o kobiecie, została zaśpiewana przez Jopek. 56 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 przez kochanków, było jednym z najbardziej popularnych form odbioru literatury w romantyzmie. Zwrócić wypada uwagę na swobodne operowanie tekstem literackim, który dostosowany został do ram nowego utworu – kompozycji poetycko- muzycznej. Tekst n iepewności został pozbawiony strof drugiej, piątej i szóstej, a wersy: „I znowu sobie zadaję pytanie,/Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie?” (raz ich kolejne wersje w liryku) recytowane przez Żebrowskiego, usunięto czwartą zdają strofę, się a całość pełnić funkcję zyskała postać refrenu. Z Przywitania dialogową złożoną z kilkakrotnie naprzemiennie powtarzanych w różnych układach strof 1, 2 i 3. Najciekawszy zabieg obserwujemy we Wspomnieniu, w którym Żebrowski przybiera rolę zarówno narratora, jak i uczestnika dialogu. Tekst utworu stanowi układ wersów zaczerpniętych z trzech ksiąg Pana Tadeusza – pierwszej, ósmej i dwunastej, przy czym podstawową kanwą, na której kompozycję zbudowano, jest rozmowa Telimeny i Tadeusza osadzona przez Mickiewicza w księdze ósmej. Takie operowanie tekstem może zakłócać odbiór utworu, jeśli zdarzy się sytuacja, że odbiorcą będzie słuchacz doskonale znający słowa oryginalnego dzieła poetyckiego30. Z drugiej zaś strony ukazuje nowe możliwości wykorzystania tekstu Mickiewiczowskiego dzieła. Tutaj może pojawić się refleksja, czy powstała w ten sposób kompozycja jest nadal poezją, której towarzyszy muzyka, czy to już zupełnie nowa jakość – utwór muzyczny, piosenka i nic więcej31. Idąc jednak ścieżką wyznaczoną przez romantyczną koncepcję syntezy sztuk, uważam, że utwory Żebrowskiego, w których ważne są zarówno tekst, jak i muzyka, są doskonałym przykładem jej realizacji i wpisują się w dostosowany przez Wernera Wolfa do odniesień muzycznoliterackich termin „multimedialności”, umieszczony przez niego w strefie zagadnień związanych z „intermedialnością zewnątrzkompozycyjną”32. Dla 30 Uwagę na to zwróciła A. Helman: Problem syntezy sztuk w świetle semiotycznej koncepcji systemów złożonych, w: Pogranicza i korespondencje…, s. 15. 31 Wg Susanne Langer, która swoje poglądy wyraziła w Feeling and Form (New York 1953), muzyka unieważnia wszelkie literackie konstrukcje słowne i pochłania poezję. Uzyskujemy zatem po prostu pieśń – twór przynależny wyłącznie do sfery muzyki. Nie liczą się słowa, a jedynie dźwięki – te muzyki, i te mowy ludzkiej. 32 Na związki między muzyką a literaturą W. Wolff zwrócił uwagę w artykule Intermediality Revisited. Reflections on Word and Music Relations in the Context of a General Typology of 57 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 badacza tego multimedialna jest kompozycja (np. muzyka wokalna, a zatem także poezja śpiewana, opera, balet), w której współistnieją dwa lub więcej media, rozumiane jako środki przekazu pewnych treści. W naszym przypadku treścią są uczucia, środkami ich przekazu – dwie sfery estetyki: poezja i muzyka. Zastanówmy się nad sytuacją odbioru zaśpiewanej i wyrecytowanej poezji, wpuszczonej przez Żebrowskiego do percepcyjnego krwioobiegu, czy raczej do współczesnej przestrzeni publicznej, za pośrednictwem tradycyjnych mediów (np. radio) i nowych mediów, przez które chcę rozumieć wszelkie techniki służące pozyskiwaniu, utrwalaniu, przetwarzaniu i przekazywaniu informacji, które pojawiły się po rozpowszechnieniu radia i telewizji. Wyróżnikiem współczesnej komunikacji medialnej jest funkcjonowanie jej według schematu: nadawca – przekaźnik – odbiorca33. interesującym nas przypadku są zarówno Przekaźnikiem w radio i telewizja (jeśli będziemy rozpatrywać kompozycje Żebrowskiego w powiązaniu z wideoklipami), jak i odtwarzacze CD, DVD, MP3, iPody, które są w stanie odczytać utwór zapisany w określonym formacie pliku dźwiękowego. Nie pomijamy Internetu, tego gwałtownie rozwijającego się medium, a pozwalającego odbiorcy na szybkie zaspokojenie potrzeby zarówno informacji, jak i przeżyć estetycznych, i w ramach którego omawiane utwory Żebrowskiego znajdziemy zarówno na stronach www zbierających pliki muzyczne – w tych swoistych składach różności muzycznych, jak w programach licznych stacji radia internetowego, dla przykładu: Radio Internetowe POLSKASTACJA uruchomiło kanał radiowy o nazwie Poezja Śpiewana, którego repertuar określono następująco: „Poezja śpiewana, muzyka z kręgu krainy łagodności, piosenka autorska, Intermediality (2002). Mówił on o dużej popularności formuły “intermedialność” wśród humanistów. Analizując przypadki muzyczno- literackie wyróżnił on intermedialność “wewnątrzkompozycyjną” i “zewnątrzkomopozycyjną”. Do pierwszej zaliczał “transmedialność” (np. pewne motywy wspólne dla literatury, opery, filmu itd.) oraz “transpozycje intemedialne” (przekształcenia w rodzaju adaptacji filmowej). Do drugiej zaś wspomnianą powyżej “multimedialność” oraz “odniesienia intermedialne” (np. tematyzacja muzyki w literaturze). Patrz: A. Hejmej: Muzyka w literaturze. Perspektywy komparatystyki interdyscyplinarnej, Kraków 2008, s. 32-33. 33 M. Szkop: Poezja w przestrzeni publicznej, „verte. Krytyczny Magazyn Internetowy” 2007, nr 35, http://verte.art.pl/literatura/poezjawprzestrzenipublicznej/, 2 maja 2009. 58 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 kabaretowa, ambitna, piosenki, w których oprócz muzyki istotny jest też tekst”34. Nie zapominajmy o komputerze osobistym lub laptopie, które stają się nie tylko przekaźnikami, ale też miejscami przechowywania pewnego, stworzonego przez użytkownika i przez niego wciąż rozwijanego fragmentu estetycznej rzeczywistości. Myślę tu np. o tworzeniu własnej listy odtwarzanych utworów lub bibliotek mediów w odtwarzaczach plików multimedialnych np. Winamp. Funkcjonujący przekaźnik powoduje zarówno zmiany w stosunku do dawnych sposobów odbioru śpiewanej poezji, ale też stwarza szansę na pewne kontynuacje tradycji. Problem postawionym przez ten wiąże się bezpośrednio z pytaniem Krzysztofa Kopczyńskiego w eseju Od romantyzmu ku erze nowych mediów: „[…] kto to jest: polski odbiorca nowych mediów, i w jakiej mierze jego zachowania dadzą się opisać poprzez odwołanie do romantycznych stylów odbioru?”35. Romantycy poszukiwali odbioru intymnego. Dziś, wydaje mi się, mamy sytuację dwojaką: z jednej strony możemy mówić o intymności „zatraconej”, z drugiej zaś – o „zwielokrotnionej”, choć oba te przypadki wzajemnie się przenikają. Pierwszy przypadek obejmuje sytuacje, gdy ogromna ilość zróżnicowanych i anonimowych użytkowników słucha w tym samym czasie tego samego utworu za pośrednictwem tradycyjnego lub internetowego radia. W okresie, gdy na ekrany kin wchodził Pan Tadeusz Andrzeja Wajdy, Wspomnienie Jopek i Żebrowskiego często rozbrzmiewało w programach radiowych. To już nie jest odbiór intymny, a odbiór masowy, który poszerza krąg słuchaczy, powodując, że dostęp do niego ma także „człowiek przeciętny”, nie zdający sobie najczęściej sprawy, że np. Upojenie to tak naprawdę poetycki tekst Grochowiaka. Masowy odbiór stwarza sytuację, w której sztuka, niegdyś zaliczana do kręgu kultury wysokiej, dziś wchodzi w obszar kultury popularnej, a więc nie romantyczny, zamknięty salon zapełniony wpierw arystokracją, a potem sferą mieszczańską, a przestrzeń publiczna wypełniona odbiorcami o różnych 34 35 upodobaniach, z http://www.polskastacja.pl/index.php?details=47, 2 maja 2009. K. Kopczyński: Od romantyzmu ku erze nowych mediów, Kraków 2003, s. 163. 59 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 których część definitywnie odrzuci Żebrowskiego upojenia, przywitania, część potraktuje jako wspomnienia i przyjemną i relaksującą piosenkę, a jeszcze inni – jako doskonały sposób przekazu poezji i wyrazu emocji. Masowość wywołuje np. sytuację, w której pojawia się krąg, obcych sobie (zauważmy, że w salonie romantycznym wszyscy przeważnie się znali), odbiorców podobnie, entuzjastycznie reagujących na utwory Żebrowskiego. By potwierdzić to zjawisko, wystarczy dokonać przeglądu forów internetowych, których użytkownicy wypowiadali się o płycie Lubię, kiedy kobieta…, utrzymując swe opinie w pochwalnej tonacji36. Z drugiej strony nie jest wykluczone, pojawienie się głosów krytycznych, gdyż stosunek ludzi do ekspansji multimediów obejmuje całą skalę reakcji: od afirmacji po krytykę37. Drugi rodzaj intymności określiłam mianem „zwielokrotnionej”. Dotyczy ona sytuacji indywidualnych. Tu zaliczyć wypada wszelkie sytuacje, w których np. para zakochanych, dla stworzenia odpowiedniego nastroju, słucha kompozycji Żebrowskiego. Stanowi to bezpośrednią kontynuację tradycji romantycznej w zakresie stylów odbioru, w których klimat płynący z lektury i pieśni oraz nastrój wywołany obecnością partnera przenikały się wzajemnie. Dzięki zaś temu, że płytę z utworami Żebrowskiego może kupić każdy zakochany (a takie było m.in. życzenie samego aktora) lub po prostu poszukać kompozycji w Internecie, wiele par może przeżywać podobną sytuację intymnego ich odbioru. Do tej kategorii intymności wypada zaliczyć także odbiór indywidualny z użyciem własnego odtwarzacza w zaciszu domowym lub w każdym innym miejscu, gdy wykorzystamy np. przenośny odtwarzacz MP3. David Bolter w książce Człowiek Turinga określił człowieka epoki elektronicznej, czyli współczesnego odbiorcę, jako maszynę, która przyjmuje 36 Np. http://www.filmweb.pl/topic/348008/Lubi%C4%99,+kiedy+kobieta.html, 2 maja 2009. W pracy M. Dankowskiej-Kosman: Media i ich odbiorcy. Międzypokoleniowe różnice w odbiorze, Warszawa 2008, s. 98, pojawia się termin masa społeczna, użyty na określenie kręgu anonimowych odbiorców treści przekazywanych przez media. Autorka przywołuje definicję socjologa Herberta Blumera, który masę społeczną określa jako „zróżnicowaną pod względem społecznym, ekonomicznym i kulturalnym [podr. M.D.] zbiorowość anonimowych jednostek, między którymi występują słabe interakcje i niewielka wymiana doświadczeń […]”. 37 60 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 lub odrzuca podstawiane jej pod nos gotowe produkty, i która zgodnie z oprogramowaniem może poruszać się tylko wedle skonkretyzowanej wcześniej przestrzeni umowności38. Nie wydaje się to do końca słuszna uwaga. Owszem, można manipulować percepcją odbiorcy, ale też i odbiorca ma słuszne prawo do dokonywania wyborów, a „[…] media powinny dostosować swoją osobowość do [jego] osobowości […]”39. Skoro użytkownik chce słyszeć poezję recytowaną przez Żebrowskiego przy akompaniamencie muzyki, niech ją słyszy. Media powinny mu to ułatwić. Propozycję Żebrowskiego można nieśmiało podciągnąć pod zjawisko określane mianem znaczy poezja wykorzystywaniu tekstów poetry w in ruchu, środków motion, a w co w pierwotnej transportu tłumaczeniu praktyce miejskiego do dosłownym polegało na upowszechniania poetyckich40. Poetry in motion może oznaczać poezję funkcjonującą we wszystkich interakcjach w przestrzeni publicznej. Niech będzie to Żebrowski, którego można usłyszeć w tramwaju, gdy motorniczy ma włączone radio, którego można słuchać jadąc samochodem lub stojąc w korku, którego można kontemplować w czasie spaceru, mając na uszach słuchawki odtwarzacza MP3 albo odsłuchiwać w czasie surfowania po Internecie itd. Przykłady można mnożyć. Poezja, w trosce o własną przyszłość, weszła w przestrzenie, w których funkcjonuje współczesny człowiek. Pozostaje pytanie, co dzieje się z nią dalej? Jeśli nie będziemy oczekiwali od mediów niczego więcej poza rozrywką i informacją, nie będą one przekazywały wartości41, a tym bardziej ich kreowały. Badania przeprowadzone przez wykazały, że zdolność współczesnych estetycznych (poszerzania Małgorzatę mediów do Dankowską-Kosman kreowania wartości przeżyć estetycznych) oraz emocjonalnych (media potrafią wzruszyć, rozbawić) jest ceniona przez współczesnych odbiorców 38 Zob. M. Szkop: op. cit. B. Reeves, C. Nass: Media i ludzie, przeł. H. Szczerkowska, Warszawa 2000, s. 130. 40 Poetry in motion to akcja powstała w 1992 r. z inicjatywy Poetry Society of America, a inspirowana podobną akcją w londyńskim metrze. Polegała na umieszczaniu plakatów z tekstami poetyckimi w autobusach i kolejkach miejskich w miejscach, gdzie wcześniej umieszczano reklamy. 41 K. Kopczyński: op. cit., s. 157. 39 61 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 najniżej42. A przecież zadaniem poezji i muzyki w romantyzmie było wyrażanie niewyrażalnego, wywoływanie emocji, ujawnianie głębi człowieka lub pomaganie mu w wypowiedzeniu tego, co własnymi słowami wyrazić się obawiał, a może nie umiał. Po powyższych moich uwagach można stwierdzić, że kompozycje Żebrowskiego mogą, a nawet powinny być wykorzystywane w „uczuciowej komunikacji”43. Są one w stanie realizować romantyczne style obioru. Skoro zostaną w nie wprzęgnięte, ich domeną pozostaną przeżycia wewnętrzne, tak, jak strefą oddziaływań poezji i muzyki były i są uczucia. Widzimy zatem, że kompozycje te przy użyciu nowych środków przekazu mogą służyć nawiązywaniu więzi intymnej, choć, jak zauważył Krzysztof Kopczyński w eseju Wyobraźnia i miłość romantyczna w Internecie, uważa się często, że nowe media dzielą ludzi, a nie łączą44. Praktyka pokazuje jednak, że „formuła łączenia” jest tu także prawdziwa45. Po drugie miłosno-poetyckie dialogi Żebrowskiego prowadzone z wokalistkami to kontynuacja tradycji komponowania muzyki do popularnych tekstów poetyckich. W powstających w ten sposób utworach muzyka dookreślała poezję, rozszerzając możliwości jej interpretacji, potęgowała jej siłę wyrazu, współistniała z nią na zasadach syntezy i wzmagała wrażliwość. Po trzecie współczesne media, w tym głównie Internet, to miejsce nieograniczonej pracy wyobraźni, a wyobraźnia była podstawową kategorią poznawczą romantyzmu. Utwory takie, jak zaproponował Żebrowski, mogą jedynie wspomóc jej pracę, a każde „marzenie – jak pisał Gaston Bachelard – stwarza wokół nas jakiś obszar intymności, dla którego nie ma granic – obszar, w którym intymność naszego marzącego jestestwa spotyka się z intymnością jestestw, o których marzymy”46. W ten sposób może powstawać krąg 42 M. Dankowska-Kosman: op. cit., s. 130-139. Autorka wydzieliła trzy grupy odbiorców: gimnazjalistów, studentów i dorosłych (40-60 lat). Dla wszystkich grup najistotniejsze było lansowanie przez media wartości intelektualnych. 43 Określenie zapożyczone od J. Kolbuszewskiego: op. cit., s. 15. 44 K. Kopczyński: op. cit., s. 150. 45 K. Kopczyński przedstawił historię 34-letniej Ann i 69-letniego Chucka, którzy, czując się bezpiecznie ze względu na odległość i pewną anonimowość, jaką daje Internet, pisali do siebie pełne uroku i uczuć listy, choć ich miłość nie miała wielkich szans na spełnienie w rzeczywistości. 46 G. Bachelard: Wyobraźnia poetycka. Wybór pism, wybory dokonał H. Chudak, przeł. H. Chudak, A. Tatarkiewicz, wstęp J. Błoński, Warszawa 1975, s. 404. 62 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 odbiorców, u których kompozycje Żebrowskiego wywołały podobne „marzenie”, pomogły odnaleźć innego człowieka podobnie odczuwającego (niekoniecznie w realu, lecz w sieci właśnie – stąd już blisko do romantycznej korespondencji drogą mailową lub za pośrednictwem komunikatora internetowego) i doprowadziły do przyjęcia rzeczywistości wyobrażonej, jako prawdziwa (taka jest wszak zasada działania mediów, w których wyobraźnia zwycięża rzeczywistość, a to zgodne jest z romantycznym przesłaniem). Po czwarte wreszcie – media rozwijają się gwałtownie, ale się i rodzą nowe oczekiwania i też gwałtownie zmieniają gusta użytkowników, za którymi media chcą nadążyć. „Każdy akt mediatyzacji zależy od innego aktu mediatyzacji”47 – stwierdzali David Bolter i Richard Grusin. Co zrobi użytkownik z utworami Żebrowskiego? Istnieje prawdopodobieństwo, że przy wykorzystaniu nowych mediów przekształci je i w nowej postaci do krwioobiegu odbiorczego. Remixy iepewności, Upojenia, Wspomnienia? A dlaczego nie? We współczesnej przestrzeni publicznej możliwe jest wszystko. Wypada zwrócić uwagę na jeszcze jeden istotny fakt. Żebrowski i towarzyszące mu wokalistki wprowadzili poezję na powrót do sfery oralnej, a ustny obieg literatury jest najwłaściwszym miejscem jej egzystencji. W kulturze, w której mało kto czyta na głos utwory poetyckie, aktorzy pełnią funkcję niegdysiejszych recytatorów, deklamatorów itd. Na zakończenie Romantyzm poszukujący swego miejsca w nowoczesności znalazł ujście w kompozycjach łączących śpiew i deklamację, integrujących muzykę i poezję, a przekazanych za pośrednictwem współczesnych mediów. Co więcej, przekazanych przez aktora, o którym pisze się, że „gra kochanków, bo jest romantykiem”, i którego reżyser filmowy, Jacek Bromski, stawia w rzędzie współczesnych bohaterów romantycznych, wespół ze Zbyszkiem Cybulskim, 47 D. Bolter, R. Grusin: Remediation. Understanding new Media, Cambridge 1999, s. 55. 63 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Danielem Olbrychskim i Krzysztofem Kolbergerem48. Oto romantyzm i jego koncepcje funkcjonujące w zmediatyzowanej kulturze. Osamotniony zaś, zagubiony i poszukujący wartości i nowych jakości współczesny człowiek podejmuje próbę ucieczki w media, które mogą (lub też nie) zaspokoić jego oczekiwania i pragnienia. I właśnie na płaszczyźnie nowych mediów może dojść do spotkania romantyzmu z człowiekiem współczesnym, z homo praesens, który odpowiednio do swych potrzeb zużytkuje przejawy dawnego paradygmatu. Bibliografia 1. A. M. Jopek, M. Żebrowski: Wspomnienie, w: Zakochany Pan Tadeusz, 1999. 2. A.M. Jopek, M. Żebrowski: Upojenie, w: Lubię, kiedy kobieta…, 2001. 3. A.M. Jopek, M. Żebrowski: Wszystkie cnoty, w: Lubię, kiedy kobieta…, 2001. 4. K. Nosowska, M. Żebrowski: Przywitanie, w: Lubię, kiedy kobieta…, 2001. 5. K. Stankiewicz, M. Żebrowski: iepewność, w: Lubię, kiedy kobieta…, 2001. 6. Trędowata, reż. J. Hoffman, 1976. 7. Idee programowe romantyków polskich. Antologia, oprac. A. Kowalczykowa, wyd. II, uzup., Wrocław 2000. 8. M. Cieśla-Korytkowska: O romantycznym poznaniu, Kraków 1997. 9. J. Kamionkowa: Życie literackie w Polsce w pierwszej połowie XIX w., Warszawa 1970. 10. M. Pisarski: Poezja pod prądem> O poezji cybernetycznej, http://epolis. sienko. net.pl/biblioteka/czytelnia/poezja-pod-pradem-o-poezjicybernetycznej 11. M. Pisarski: Poezja ex Machina. owy numer pisma "Techsty", http://www.wiadomosci24.pl/artykul/poezja_ex_machina_nowy_numer_pism a_techst y_ 83250.html 12. J. Kolbuszewski: Muzyka jako romantyczny „głos uczuć”, w: Karol Lipiński. Życie, działalność, epoka, t. 3, red. D. Kanafa i M. Zduniak, Wrocław 2003. 48 E. Kozakiewicz: Michał Żebrowski gra kochanków, bo jest romantykiem, http://www.wiadomosci24 .pl/artykul/michal_zebrowski_gra_kochankow_bo_jest_romantykiem_5879.html, 2 maja 2009. 64 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 13. J. Skarbowski: „Taka pieśń jest siła, dzielność,/Taka pieśń jest nieśmiertelność!”. Rola muzyki w życiu i twórczości Adama Mickiewicza, Kraków 2003. 14. J. Tenner: Technika żywego słowa, Lwów 1932. 15. Cz. Zgorzelski: Elementy „muzyczności” w poezji lirycznej, w: Prace ofiarowane Henrykowi Markiewiczowi, pod red. T. Weissa, Kraków 1984. 16. I. Woronow: Romantyczna idea korespondencji sztuk. Stendhal, Hoffmann, Baudelaire, orwid, Kraków 2008. 17. A. Kowalczykowa: O wzajemnym oświetlaniu się sztuk w romantyzmie, w: Pogranicza i korespondencje sztuk, pod red. T. Cieślikowskiej i J. Sławińskiego, Wrocław 1980. 18. Z. Szeląg: Ustny obieg nielegalnej literatury w okresie międzypowstaniowym. Wariant deklamacyjny, w: Instytucje – publiczność – sytuacje lektury. Studia z historii czytelnictwa, pod red. J. Kosteckiego, t. 2, Warszawa 1990. 19. A. E. Odyniec: Wspomnienia z przeszłości opowiadane Deotymie, Warszawa 1884. 20. M. Zielińska: Mickiewicz i naśladowcy. Studium o zjawisku epigonizmu w systemie literatury romantycznej, Warszawa 1984. 21. A. Mickiewicz: Dziady, Warszawa 1998. 22. J. Słowacki: W Szwajcarii, w: tenże, Dzieła, t. 1, Kraków 1882. 23. S. Wasylewski: Życie polskie w XIX wieku, Kraków 1962. 24. A. Helman: Problem syntezy sztuk w świetle semiotycznej koncepcji systemów złożonych, w: Pogranicza i korespondencje sztuk, pod red. T. Cieślikowskiej i J. Sławińskiego, Wrocław 1980. 25. A. Hejmej: Muzyka w literaturze. Perspektywy komparatystyki interdyscyplinarnej, Kraków 2008. 26. M. Szkop: Poezja w przestrzeni publicznej, „verte. Krytyczny Magazyn Internetowy” 2007, nr 35, http://verte.art.pl/literatura/poezjawprzestrzenipublicznej 27. http://www.polskastacja.pl/index.php?details=47 28. K. Kopczyński: Od romantyzmu ku erze nowych mediów, Kraków 2003 65 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 29. B. Reeves, C. Nass: Media i ludzie, przeł. H. Szczerkowska, Warszawa 2000. 30. M. Dankowska-Kosman: Media i ich odbiorcy. Międzypokoleniowe różnice w odbiorze, Warszawa 2008. 31. G. Bachelard: Wyobraźnia poetycka. Wybór pism, wybory dokonał H. Chudak, przeł. H. Chudak, A. Tatarkiewicz, wstęp J. Błoński, Warszawa 1975. 32. D. Bolter, R. Grusin: Remediation. Understanding ew Media, Cambridge 1999. 33. E. Kozakiewicz: Michał Żebrowski gra kochanków, bo jest romantykiem, http://www.wiadomosci24.pl/artykul/michal_zebrowski_gra_kochankow_bo_je st_rom antykiem_5879.html 66 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Małgorzata Janusiewicz Dlaczego Kot z Cheshire miał rację? O literackich wędrówkach nowej literatury -Czy nie zechciałbyś mi powiedzieć, którędy mam teraz iść? To zależy w dużym stopniu od tego, gdzie chcesz dojść, odpowiedział Kot. Właściwie to mi wszystko jedno - rzekła Alicja. W takim razie obojętne, którędy pójdziesz, odpowiedział Kot z Cheshire. - żebym tylko gdzieś doszła, dokończyła Alicja dla wyjaśnienia. Och, na pewno dojdziesz – powiedział Kot – tylko musisz dość długo iść. (Lewis Carroll Alicja w Krainie Czarów) W ciągu niecałych dwudziestu lat internetowa pajęczyna WWW (World Wide Web) stała się środkiem współuczestnictwa i współtworzenia informacji oraz stworzyła całkowicie nowe sposoby jej wykorzystania i funkcjonowania, tym samym wchodząc w wyraźnie inną, nową jakościowo fazę swojego rozwoju, określaną jako sieć drugiej generacji – terminem Web 2.0. Zjawisko to, sięgające roku 2001, odnosi się do sposobu funkcjonowania usług i serwisów na platformach wirtualnych możliwych oprogramowaniu; umożliwia istnienie dzięki nowym platform, na technologiom których i internauci zamieszczają własne treści, dzieląc się nimi z innymi użytkownikami sieci (np. You Tube), tworzenie społeczności reagujących na niszowe zainteresowania, także literackie1. O ile Web 1.0 używano przede wszystkim do 1 M. Harrington, Ch. Meade: Read: write. Digital Possibilities for Literature. A report for Arts Council England, London 67 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 prezentowania informacji, o tyle filozofia Web 2.0 i jej współtworzenie przez uczestników przekazu silnie wpływają na zmianę postrzegania, kwestii autorstwa dostępność, i pozycję odbiorcy. Cechami sztuki Internetu stała się komunikacyjność, budowa sieciowa oparta na hipertekście, praktyki nawigacyjne, występowanie interfejsu2. Następuje indywidualizacja organizacji informacji i jednocześnie konwergencja różnych mediów (na monitorze pojawia się czytnik RSS, obok tego filmik z YouTube, lub z nośnika pamięci, albo obraz kamery, a także plik tekstowy, graficzny). Powstały sieciowe społeczności aktywnych użytkowników, którzy zmieniają płynnie swój status, przechodząc nieustannie od roli czytelnika do funkcji twórcy. Web to prawdziwy dialog, dzięki któremu możliwe jest 2.0 powstanie bardzo wielu specyficznych, wąskich wirtualnych społeczności, skupionych również wokół działań literackich3. Możliwa jest współpraca na żywo, w czasie rzeczywistym, na wspólnych tekstach; większość portali zachęca do czynnego uczestnictwa, komentowania i współredagowania publikowanych treści, przy czym uczestnicy dyskusji wchodzą także w relacje między sobą. Taki rodzaj obecności czytelniczej jest obecnie często wykorzystywany nawet przez znanych pisarzy. Literatura w Internecie zaczęła żyć inaczej, stała się nie tyle przedmiotem, co obiektem działań, manipulacji, interakcji. W wirtualnym sieciowym świecie opowieść uległa zmianie, medium przekształciło sposób kreowania fabuły. Głównym paradygmatem funkcjonowania tekstu w środowisku elektronicznym jest jego otwarty sieciowy charakter. Tym samym powstała nowa struktura tekstualna, nowy rodzaj przekazu literackiego, kładącego nacisk na aktywny udział czytelnika, czy też użytkownika, w realizacji utworu. Teksty żyją własnym życiem, stają się niezależne. Stają się przekazem 2008, http://www.artscouncil.org.uk/documents/publications/phpvMEmeh.pdf,06.05.2009. 2 E. Wojtowicz: net art, Kraków 2008, s.26. 3 Przykładami takich społeczności są: Fabrica Librorum: http://www.portalliteracki.pl/, Serwis poetycki: http://www.poezja.org/proza.org, nieszuflada.pl: http://www.nieszuflada.pl/, zaszafie.pl: http://www.zaszafie.pl/, 06.05.2009. 68 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 zarówno zbiorowym jak i indywidualnym. Zyskują też wymiar globalny. W tym świecie prawdziwa jest ostatnia udostępniona wersja tekstu4. Właśnie ta zmiana sposobu istnienia dzieła literackiego powoduje, że jednocześnie jesteśmy świadkami narodzin nowych cyfrowych form gatunkowych stworzonych na tym gruncie. Powstają liczne: • teksty multimedialne, czyli posługujące się elementami wizualnymi i dźwiękowymi, • interaktywne gry narracyjne z elementami literatury, tzw. interaktywną dramą, • wikiopowiadania (ang. wikinovels), czyli powieści kolaboracyjne tworzone w systemie podobnym do wikipedii. Nawet pierwsze utwory literackie powstające w tym elektronicznym środowisku rozwijały w sposób twórczy interaktywność utworu, wykorzystywały możliwości hiperłączy i łączenia różnych medialnie przekazów, lecz to dopiero współuczestnictwo staje się najświeższym i najbardziej interesującym zjawiskiem literackim. Oczywiście trzeba zdawać sobie sprawę, że oprócz szans na nową jakość i rozwój twórczości istnieje zagrożenie miernego poziomu upowszechnianych w ten sposób prac i pogrążenia się w chaosie – demokracja sieciowa i równouprawnienie osób utalentowanych i kreatywnych z osobami, którym tych cech brakuje, może być ślepą uliczką. Próby świadomego tworzenia dzieł zbiorowych były zresztą podejmowane przez wielu artystów już w epoce przedinternetowej, zwłaszcza w sztukach plastycznych5. Jak widzimy najbardziej charakterystyczne zmiany zachodzące pod wpływem najważniejszej cechy świata wirtualnego, czyli hiperłączy, to interaktywność, która, szczególnie na etapie stosowania powstawania dzieła, staje się nawet czymś więcej, staje się współautorstwem. Dzieło 4 M. Adamiec: Dzieło literackie w sieci, Gdańsk 2003, s.109. W przedsięwzięciu Multipart (1970) Tadeusz Kantor podejmuje grę z ideą multiplikacji. Na wystawie pokazanych jest 14 z 40 identycznych płócien (z doklejonym parasolem), jakie zostały wykonane na zamówienie Kantora i po raz pierwszy pokazane w galerii Foksal w 1970 r. Istotnym elementem tej akcji była sprzedaż owych płócien na podstawie kontraktu, który zezwalał nabywcom na dokonywanie wszelkiego rodzaju zmian, pod warunkiem że wyrażą zgodę na ich ponowne wyeksponowanie. Wystawa Tadeusz Kantor. Niemożliwe pokazuje zarówno „multiparty” w stanie dziewiczym, jak i te z interwencjami widzów. 5 69 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 literackie poszerza swoje środki wyrazu o możliwości multimediów elektronicznych – czysty tekst nie jest już jedynym nośnikiem przekazu literackiego, w ten sposób najważniejsze zmiany odbywają się na polu multimedialności i interaktywności (która jakoś jest wpisana w samą multimedialność, ale też funkcjonuje obok niej, czy bez niej). Tym samym jednak zaciera się granica pomiędzy literaturą a innymi tekstami kultury. Taka sytuacja w mediach elektronicznych wpływa także na kształt drukowanych form twórczości. Interaktywność Bardzo często autorzy, poszukując nowych form ekspresji, próbowali zwiększyć zaangażowanie czytelnika w odczytywanie utworu, wciągając go w specyficzną grę literacką. Zwyczajowo już mówi się o protohipertekstach, utworach, które mnożyły linie narracyjne lub ich struktura pozwalała na różnorodne odczytania w zależności od wyboru czytelnika. W tym sensie Gra w klasy Cortazara, Kota Mruczysława poglądy na życie E.T.A. Hoffmanna, czy Rękopis znaleziony w Saragossie Jana Potockiego, Raki Jana Kochanowskiego są utworami interaktywnymi. Jednak prawdziwy rozwój interaktywności w sztuce wyraźnie łączy się z rozwojem mediów elektronicznych; zwiększa się wraz ze stopniem umiejętności i kompetencji twórców i odbiorców (znajomość oprogramowania i programowania) i możliwościami technologicznymi 6 mediów . Czytanie hipertekstu to rodzaj interakcji, polegającej na „naprzemiennej wymianie informacji między użytkownikiem a komputerem. Użytkownik wydaje komputerowi polecenia, których skutki może na bieżąco obserwować i podejmować uzależnione od nich decyzje”7. Dobry hipertekst daje czytelnikowi złudzenie, że może się poruszać w sposób całkowicie swobodny, zgodnie ze swoimi potrzebami. Oczywiście jest to tylko złudzenie wynikające z tego, że komputer pozwala na swobodną realizację hipertekstowości, dzięki czemu czytanie hipertekstu jest wygodne i natychmiastowe. Jednak książkę też możemy czytać na wyrywki, choćby wybrane fragmenty, używając np. 6 7 E. Wojtowicz: op. cit., s.20. Z. Płoski: Słownik encyklopedyczny. Informatyka. Komputer i Internet, Wrocław 2002, s. 167. 70 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 kolorowych zakładek. Ponadto w utworze hipertekstowym mamy do czynienia z pewnym predefiniowanym układem odsyłaczy wprowadzonym przez autora(ów) lub osoby odpowiedzialne za publikację dzieła w sieci. Mamy więc do czynienia ze swobodą paradoksalnie kontrolowaną przez ułożenie i konfigurację wirtualnych zakładek. Poza nimi poruszamy się linearnie. Innymi słowy, hipertekst można porównać do labiryntu, w którym są wytyczone ścieżki i tylko nimi można się poruszać w celu znajdywania określonych treści. Pojawia się także pewne niebezpieczeństwo uogólniania i interpretowania interaktywności poprzez działania fizyczne odbiorcy typu: kliknięcie, otwarcie kolejnego łącza… Interakcja jest jednak czymś więcej, to aktywne tworzenie końcowego kształtu dzieła z kolejnych elementów, to uzupełnianie i dopowiedzenie ododbiorcze konieczne po to, by zrozumieć przekaz zawarty w utworze. W taki sposób utwór interaktywny staje się dialogiem, a nie wyłącznie odautorskim przesłaniem. Pierwszym polskim hipertekstom literackim z trudem przychodzi spełnienie tego wymogu. W dyskietce wersję 1996 roku graficznego poematu Robert Szczerbowski wydał na AE8, wykorzystującego możliwości zastosowania hiperlinków. Poprzednio utwór ten był wydany drukiem bez tytułu i podanego autora9. Później zyskał tytuł AE (od słowa anepigraf, czyli dzieło bez tytułu, oraz słowa egzegeza - oba określające dwie różne części tekstu) i przypomina raczej luźny zbiór tekstów poetyckich, w pewnym sensie dekonstruując samo pojęcie utworu jako spójnej, przemyślanej całości. Zapewne jest to konsekwentny w swej wymowie kolejny krok poszukiwań autorskich10. Jedno jest pewne; od czytelnika zależy forma, w której ujawni się utwór. To on decyduje o tym, co pierwsze się pojawi na ekranie i pewna 8 Dostępny on-line: http://hieratic.republika.pl/hipertekst/raster.html, 04.05.2009. Cytat z Wikipedii: „Wydana anonimowo i bez tytułu w 1991 roku przez Book Tranzyt, należy do nurtu post-literatury. Tekst sprawia wrażenie, jakby w ogóle nie był dziełem autora osobowego. Narratorem i jednocześnie podmiotem jest tu sam tekst, powołany i rozwijany przez obdarzony inteligencją język, który docieka swojego bytu na stronach-hasłach zróżnicowanego dwuksięgu. O ile Księga żywota była próbą uniwersalistycznego ujęcia całej literatury od jej początków aż po domniemany kres jej ewolucji, o tyle Æ, pomyślana jako "ostatnia książka", kładzie jej kres definitywnie, redukując z tekstu literackiego niemal wszystkie jego atrybuty.” http://pl.wikipedia.org/wiki/Robert_Szczerbowski, 04.05.2009. 10 Książka zaś rozumiana dotychczas wyłącznie jako nośnik tekstu sama staje się przekazem poprzez swą specyficzną, pełną wizualnych znaczeń formę, która rozszerza jej poziom językowy o dodatkowy, pozaliteracki wymiar. 9 71 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 przypadkowość jest w ten literacki hipertekst wpisana, bowiem trudno jest świadomie i w jakiś celowy sposób klikać w tekst bez fabuły i narracji tak, by zawsze powtórzyć ten sam efekt11. Utwór składa z dwóch części, dwóch tekstów, prawego i lewego, A i E, po których można poruszać się albo klikając na numery stron u dołu, albo uruchamiając połączenia za pomocą słów oznaczonych kursywą. Oto, co pisze o AE sam autor: Teksty w żadnym miejscu nie odwołują się do niczego spoza tej książki, nie ma akcji i nie opisują one też żadnej rzeczywistości poza tym, czym owa książka jest lub ma być. Nie ma ścisłej struktury (paginacja wydaje się czysto umowna) i można ją czytać w dowolny sposób. Wydanie drugie, na dyskietce z 1996 roku, opatrzone było notą autorstwa Piotra Rypsona: Oto nie znająca przykładu „bezosobowa i samostwórcza” publikacja komputerowa o niewyczerpanych bez mała kombinacjach tekstu: pierwsza literacka książka hipertekstowa w języku polskim. Jeśli mamy do czynienia z „niewyczerpaną liczbą kombinacji tekstu” to jasny jest udział odbiorcy w tworzeniu jego możliwych, jednostkowych, czasowo określonych odczytań. Jest to na pewno forma czynnej interakcji, wyboru i gry między tekstem, a czytelnikiem. Inną kwestią jest pytanie o literackość tego anepigrafu; na pewno łączy w sobie elementy liberadzkiego źródła inspiracji tekstu, wyraża się to także poprzez elementy graficzne. W 2002 zamieszczono w Internecie pierwszą w pełni narracyjną opowieść Sławomira Shutego Utwór zyskał pt. Blok12, zapisaną w systemie Storyspace13. miano pierwszej polskiej powieści hipertekstowej. Blok14 opowiada o mieszkańcach jednego z budynków w Nowej Hucie. Spis treści wyrażony jest właściwie poprzez spis lokatorów, gdyż klikając na kolejne numery lokali poznajemy ich mieszkańców. Brak tu szczególnie zaskakujących, czy ciekawych rozwiązań formalnych. Łącza się zapętlają; od jednego sąsiada możemy zawędrować do drugiego, może nawet już wcześniej poznanego... dość łatwo zorientować się w hierarchii kolejnych leksji. 11 Od roku 2002 dostępna jest w sieci trzecia, poprawiona wersja utworu: http://hieratic.republika.pl/hipertekst/raster.html, 04.05.2009. 12 Jest to jedna z wersji powieści Sławomira Shutego wydanej drukiem pod tytułem Cukier w normie, Warszawa 2005. 13 Więcej informacji na temat tego narzędzia pod adresem: http://www.eastgate.com /storyspace/index.html, 04.05.2009. 14 Dostępny on-line : http://www.blok.art.pl/, 04.05.2009. 72 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Blok to powieść wykorzystująca hiperłącza głównie na 3 sposoby; • autor zamieszcza tu krótkie komentarze i oceny odautorskie, gdy najedziemy na wyróżniony tekst kursorem (są one często jakby głosem z zewnątrz, komentarzem z loży szyderców), • a jednocześnie po kliknięciu przechodzimy do leksji wzbogacającej charakterystykę świata i postaci poprzez uzupełnienie tekstu wspomnieniami, uczuciami, lub skojarzeniami związanymi z określonym pojęciem, miejscem, osobą, • lub przełączamy narrację do innego lokalu lub postaci, tym samym są przechodząc jakby do kolejnego rozdziału powieści. Konstrukcja narracji jest jasna. Spacerujemy po trzech lokalach na każdym z dziesięciu pięter. Forma, kształt, a nawet treść utworu są dość ascetyczne... Autor nie wykorzystuje żadnych elementów graficznych, filmowych czy muzycznych w strukturze narracji. Powieść opisuje ubogi świat wewnętrzny mieszkańców bloku, dla których największym przeżyciem są zakupy w supermarkecie. Klaustrofobię czuje się także w języku; dość ubogim i prymitywnym w swoim wulgaryzmie. W utworze wykorzystano czarno - białą grafikę Marcina Maciejowskiego w tradycyjny, ilustracyjny sposób, tym samym nie wykorzystując możliwości tego medium w pełni. Blok ma wyraźnie klasyczną, gutenbergowską proweniencję i to zapewne jest przyczyną niewykorzystania w pełni możliwości multimediów. Na ile interaktywny jednak jest ten tekst? Na pewno pojawia się ważna cecha tego tekstu, typowa dla hiperfikcji: to akt czytelniczy decyduje o ostatecznym przebiegu narracji. Mamy wyraźnie określone miejsce wejścia w tekst, lecz kolejne kroki nie mają określonej ani kolejności, ani logicznego ciągu. Jest to jednak interesujące najbardziej podstawowy etap rozwoju hiperfikcji, o wiele bardziej są teksty anglojęzyczne, budujące aktywną interakcję z czytelnikiem poprzez fizyczne budowanie jednego z wielu wariantów tekstu, tak jak to jest w Patchwork girl Shelley Jackson, co związane jest z określonymi manipulacjami graficznymi wykonywanymi przez odbiorcę na 73 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 przygotowanych odautorskich elementach15. Budowa hipertekstowa zaciera linearny porządek, pojęcia początku i końca, narusza integralność komunikatu i jego strukturę. Tekst staje się symultaniczny, jednocześnie pozwala na zindywidualizowany odbiór i współtworzenie przez odbiorcę. To czytelnik poprzez swoją aktywność współkonstruuje tekst, w jego umyśle i na monitorze powstaje ostateczna wersja narracji, a z powodu wielości możliwych opcji realizacyjnych autor nie jest w stanie kontrolować całości odbioru utworu. Teksty kolaboracyjne Najbardziej charakterystycznym chyba zjawiskiem sieciowym stają się teksty tworzonekolaboracyjnie, grupowo, teksty typu wikiopowiadania (vikinovels), wykorzystujące możliwości techniczne współpracy sieciowej. Jednak pierwszy polski tekst tego typu nie mógł jeszcze być nawet podobny do współczesnych tekstów upowszechnieniem się grupowych, powstał bowiem na długo używanego obecnie oprogramowania. przed Hitalia16 powstawała jako tradycyjna, drukowana narracja, jako efekt konkursu - gry ogłoszonego przez magazyn literacki „Fenix”. Pierwsze elementy Hitalii pojawiły się w nr 9 magazynu z 1995 roku, a oficjalnie zakończono ją w marcu 1999 roku (nr 3/1999). Początkowo w Internecie funkcjonowała przede wszystkim lista dyskusyjna stworzona przez graczy, którzy nawiązali ze sobą bezpośrednie kontakty, spotykali się na kilku zlotach. Dopiero później umieszczono efekty pracy autorów - graczy w sieci, wzbogacono tekst o grafikę, animacje, video. Tekst ten, jako efekt konkursu, składa się z wielu indywidualnych opowieści różnych autorów tworzących historię rozbitków na nieznanej planecie - Hitalii. jedną To wspólną administrator decydował, który z nadesłanych tekstów zostanie opublikowany. Powstaje pytanie, kto właściwie jest tutaj autorem; koordynator?, pomysłodawca?, czytelnicy? Architekt, który zaprojektował szkielet i pozwolił innym wypełniać 15 Tekst dostępny jest na stronach Eastgate: http://www.eastgate.com/catalog /PatchworkGirl.html, 04.05.2009. 16 Jeden z adresów sieciowych Hitalii: http://www.rotfl.eu.org/hitalia/, 04.05.2009. 74 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 puste miejsca? Jak widać rola czytelnika miesza się tutaj z funkcją autora. Łatwo też wyróżnić cechy charakterystyczne utworu: • występuje zjawisko sprzężenia zwrotnego (odbiorca czyta opublikowane już teksty, tworzy własny, tym samym wpływa na następnych autorów i kształt całego utworu), • każda część utworu napisana jest w innym stylu językowym (uzasadnieniem jest zmiana narratora), • polifoniczność utworu, wynikająca także z wielości narratorów, • synkretyzm sztuk (obok kolejnych opowiadań zamieszczone są mapy, grafiki, filmiki dotyczące planety i jej środowiska), czyli multimedialność przekazu, • interaktywność utworu jako całości (choć jej poszczególne części mają tradycyjny charakter). Hitalia to przedsięwzięcie literackie jeszcze nie do końca świadome siebie w momencie jego powstawania. Innym polskim przykładem tworzenia tekstu przy Internautów jest powieść Krystyny Kofty Krótka historia współudziale Iwony Tramp, opowiadająca o zbuntowanej nastolatce, która po opuszczeniu prowincji, zaczyna nowe życie w wielkim mieście. Utwór Krystyny Kofty można potraktować jako nowatorskie marketingowo przedsięwzięcie literackie, coś czego jeszcze nie było na polskim rynku księgarskim. Pierwsza wersja tekstu ukazywała się fragmentami w sieci, a Internauci mogli komentować każdy odcinek i proponować dalszy rozwój wątku. Tym samym włączali się w kształtowanie losów głównej bohaterki, ponieważ najciekawsze pomysły zostały przez autorkę czytelnikami, uwzględnione. recenzentami To Internauci i współtwórcami, byli o czym jej pierwszymi Krystyna Kofta mówiła głośno i z czego uczyniła główne hasło marketingowe17. Jak widać Internet wyraźnie wpływa na sposób tworzenia i kształt współczesnych tekstów literackich. Także tych drukowanych. 17 K. Kofta: Krótka historia Iwony Tramp, Warszawa 2001. 75 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 W wypadku Mnemotechnik Jarosława Lipszyca ten wpływ Internetu jest o wiele silniejszy. Miały one swoją premierę w Wikiźródłach, w zasobach tekstowych Wikipedii. Drukiem ukazały się w 2008 roku. Jarosław Lipszyc określił się mianem redaktora tekstu, nie autora, oto jak sam wyjaśnia przyczynę: Nie jestem autorem tej książki. Nie napisałem ani jednego ze słów, które w niej przeczytacie. Ta książka ma setki autorów, a ich listę znajdziecie gdzieś pod koniec. Są na niej imiona i nazwiska, pseudonimy, numery IP. Za tymi nazwami nie zawsze skrywają się ludzie. Niektóre są oznaczeniami botów – małych, sprytnych programów komputerowych. Wszystkie te słowa pochodzą z Wikipedii. Lipszyc posługuje się tekstami znalezionymi; choć nie jest to nowość w literackich zabawach poetyckich, nowością jest skorzystanie z tekstów autorstwa Internautów - twórców opracowań haseł w Wikipedii. Ciekawostką jest też fakt, że utwory zamieszczone w tomiku, najpierw tworzone były przez Lipszyca na żywo przed publicznością, w taki sposób, jak miksuje się utwory muzyczne. A jednak, przy wykorzystaniu konkretnego, suchego stylu języka encyklopedii udaje się Lipszycowi wyrazić bardzo autorską treść; to, co było konkretem zamienia się w metaforę, zestawienie niby przypadkowych słów wydobywa nową, często ironiczną treść. To właśnie wybór słów i sformułowań decyduje o sensie i wymowie utworu, wszystko jedno, czy wybieramy ze słów Wikipedii, czy z całego zasobu Języka. Sam twórca napisał dalej we wstępie: Jednocześnie jednak jest to ksiąŜka głęboko osobista. Bo choć wykorzystuję w niej wyłącznie cudze teksty, teksty tworzone kolektywnie dla wolnej encyklopedii, to poprzez ich własną redakcję opowiadam pewną prywatną opowieść. To stwierdzenie mogłoby sugerować, że zawsze prawdziwym autorem tekstu, w pewnym sensie, jest grupa … choć opowieść może być indywidualna. Ale tu wkraczamy już na zupełnie inny grunt tradycji literackiej i intertekstualności. Multimedialność 76 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Bardzo ważnym wpływem nowych mediów na kształt dzieła literackiego jest rozwój jego multimedialności. Pojęcie multimedia, a zwłaszcza przymiotnik: multimedialny, to słowa określające wytwory bardzo różnego typu. Multi czyli wiele, a media to inaczej środki przekazu. Multimedia i multimedialny oznaczałyby po prostu wielość środków przekazu użytych w jednym utworze. W pewnym sensie już średniowieczny ilustrowany kodeks jest multimedialny, posługuje się bowiem sztukami plastycznymi w wyrażaniu treści. Chodzi tu jednak o takie zastosowanie różnych przekazów, które nie są tylko prostą ilustracją tekstu, lecz tworzą nową, synergiczną w tworzeniu znaczenia, jakość. W ten sposób multimedialność ma swoje konsekwencje zarówno na poziomie struktury przekazu, jak i na poziomie percepcji, wymuszając specyficzne sposoby odbioru i dekonstruując linearność i zmieniając samą tekstualność literatury18. Dzięki możliwościom hipertekstu, doskonalonego wciąż sprzętu i oprogramowania19 następuje wyraźna multimedializacja książki funkcjonującej w środowisku elektronicznym. Dzieło multimedialne „angażuje wiele środków i sposobów prezentacji oraz sterowania, takich jak tekst, obraz, dźwięk, animacja, film, myszy, ikony, skrypty”20. Zjawisko multimediatyzacji, na zasadzie wzajemnych wtórnych wpływów środowiska druku i Internetu, przenika w różnych formach w świat publikacji papierowych21. Współczesna literatura hipertekstowa może łączyć takie elementy jak: 18 R. Chymkowski: Literatura na morzu i w sieci, czyli kim chce być czytelnik e-książek, w: Liternet, pod red. P.Marecki, Kraków 2002. 19 Z. Płoski, Słownik encyklopedyczny. Informatyka. Komputer i Internet, Wrocław 2002, s. 153; hipermedia. 20 Ibidem, s. 270. 21 Zob. T. Tryzna: Taniec w skorupkach, lub wykorzystująca zupełnie inny sposób myślenia o multimedialności pierwsza w świecie multimedialna papierowa książka, w pełni współpracującą z komputerem, wydana przez niemieckie wydawnictwo FizChemieáBerlin. Podręcznik zawiera zakodowane w kodzie kreskowym odnośniki, które - za pomocą specjalnego czytnika - otwierają w Internecie lub na płycie DVD dodatkowe prezentacje. Książka zewnętrznie nie różni się niczym od normalnego podręcznika, gdy jednak przesuniemy po kodzie specjalnym laserowym czytnikiem, połączonym bezprzewodowo z komputerem, na ekranie pokaże się prezentacja multimedialna, która wzbogaca czytany akapit o dodatkowe treści. Odsyłacz kreskowy może też łączyć się za pomocą Internetu ze stroną wydawnictwa, gdzie na bieżąco uaktualniane są informacje. 77 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 • tekst (o strukturze hipertekstu), • dźwięki, • obrazy, • sekwencje filmowe, animacje, także 3D, • własności interaktywne realizowane przez specjalne oprogramowanie. Można więc mówić o efekcie synergii poszczególnych komponentów nazywając go polifonią literacką lub szerzej polimedialnością. Stąd już niedaleko do gier komputerowych i wirtualnej rzeczywistości. Jednak na ile jeszcze utwór multimedialny, posługujący się wszakże tekstem, ale w sytuacji, gdy sam tekst nie wystarcza do zrozumienia sensu, jest jeszcze literaturą? Do takiego rozróżnienia może nam posłużyć analiza zjawiska symulacji świata przedstawionego. Jest jeszcze kwestia stosunku bohatera opowieści do czytelnika, czy też użytkownika, tekstu. Symulacja świata to jeden z aspektów gry, w literaturze zastępuje ją opis. W powieści zwykle bohater jest kimś odrębnym od czytelnika, zaś w grach następuje utożsamienie grającego z postacią. Jednak istnieją i takie teksty, które na pewno są literaturą, a jednocześnie stosują ten chwyt wciągnięcia czytelnika bezpośrednio do opisywanych wydarzeń. Zresztą stosują one także odnośniki podobne do odnośników hipertekstualnych22. W 2005 roku wydana została na płycie CD powieść hipertekstowa Radosława Nowakowskiego pt. Koniec świata według Emeryka, pisana już od 2002 roku w Internecie23. Nowakowski stosuje strukturę leksji, hiperpołączeń, animację i grafikę komputerową. Tekst składa się z 250 leksji połączonych 600 linkami24. Historia opowiada o ostatnim dniu świata, który kończy się, ponieważ kamienny Emeryk, klęcząca figura pielgrzyma w Nowej Słupi, co roku przesuwający się o jedno ziarenko piasku ku Świętemu Krzyżowi, zgodnie z ludową legendą dociera do świątyni. Podanie głosi, że kiedy Emeryk 22 Seria Wehikuł Czasu wydawnictwa Alfa, która ukazywała się min. w 1989 i 1990 roku. Przykładowe tytuły to: Cover Arthur Byron, Ostrze gilotyny, Warszawa 1989, Gasperini Jim, Tajemnica Atlantydy, Warszawa 1990. 23 Dostępna on-line: http://www.emeryk.wici.info/, 04.05.2009. 24 P. Marecki: Krótka historia hiperfikcji w Polsce – próba kalendarium k, „Odra”2005, nr 6, Wrocław 2005. 78 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 dojdzie do kościoła nastąpi koniec świata. Powieść skupia się właśnie na tym, docelowym dniu, kiedy kamienny pielgrzym zostaje doniesiony do klasztoru. O kolejności poznawania wydarzeń decyduje czytelnik, gdyż autor zrezygnował z linearności opowiadania właśnie poprzez zastosowanie struktury hipertekstowej. W kolejnych częściach (pięciu) opisywane są różne miejsca w innym czasie i z różnych perspektyw, gdyż autor zwielokrotnia ilość punktów widzenia poprzez zwielokrotnienie narratorów, których czytelnik odnajduje poprzez hiperłącza. Narratorami, oprócz narratora odautorskiego, który komentuje wydarzenia lub zjawiska, a przede wszystkim zastanawia się nad odpowiednimi środkami wyrazu, są kolejne byty, takie jak, np. kasztanowiec, ptak, szopa, kot, kamienny Emeryk, kronselka, itp. Kluczowe dla utworu są efekty wizualne; słowa są nie tylko treścią, ale także obrazem wzmacniającym ich wymowę, rozważania ptaka są zapisane literami kreślącymi sobą lot zwierzęcia, podobnie wygląda ekran pokazujący lot muchy, słowa budują kształt rośliny w doniczce, zmieniają swój charakter i nastrój poprzez zmianę czcionki, koloru, kroju, ważne jest także tło, na którym pojawia się tekst. Autor indywidualizuje język narratorów, bawi się słownictwem, rytmem, dźwiękiem języka, ale także dźwiękami towarzyszącymi tekstowi. W takim tekście wizja przestrzeni tego utworu zależy od dociekliwości czytelnika i konsekwencji w szukaniu możliwych linków... na tym wprawdzie kończy się interaktywność utworu, lecz ważniejsza jest jego strona wizualna i polifoniczność przedstawianego świata. W kolejne leksje wchodzi się przez różne strony, niekoniecznie logicznie powiązane, ponieważ to nie hierarchiczność buduje ten tekst, ale droga swobodnych, jak się ma wrażenie, skojarzeń. W przeglądarce tekst Nowakowskiego nabiera dynamiki, pojawia się ruch, np. przebiegających po niebieskim ekranie-niebie chmur, zbudowanych ze zdań. Jak widzimy wszystkie te zabiegi, są integralną częścią tworzonych sensów i znaczeń. Samo słowo, czyli tekst, jest tylko jednym z wielu nośników informacji tworzących tę opowieść. Większość wcześniej wspomnianych tekstów w jakiś sposób, nawet wtedy, gdy ma swoją wersję drukowaną, powstawała przy udziale Internetu i 79 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 jego możliwości. Inaczej jest z tekstem Tadeusza Różewicza pt. Kup kota w worku. Tomik, zawierający 21 premierowych utworów Różewicza, nigdy nie miał swojej wersji sieciowej. Dlaczego więc znajduje się w tym zestawieniu? Jest to wyjątkowe dzieło. Zupełnie zaskakujące, świeże, szczególnie jeśli się pamięta, że autorem jest uznany już za klasyka, ponad osiemdziesięcioletni twórca. Obok wierszy znaleźć możemy tam też prozę oraz sześcioczęściowy pastisz wierszem i prozą. Książkę ilustruje dwadzieścia barwnych rysunków i rękopisów poety. Są to teksty z pogranicza gatunków, odważne, śmiałe i zabawne… Także dlatego, że szydercze. Przedmiotem ataku jest kultura masowa, banał mediów, polityki i medialnej komunikacji językowej. To jest prawdziwy worek z różnościami.. i dużo o treści i charakterze utworu mówi rysunek autora zamieszczony na okładce, a także podtytuł „work in progress”. Jest to rzeczywiście dzieło, które się dzieje… Między tekstami, ale i między tekstem a rysunkiem, między językiem mediów, często dosłownie cytowanych i wraŜliwością autora. Media elektroniczne na pewno odcisnęły na nim piętno, zmieniły go. Jest to utwór na pewno multimedialny. Rysunki nie są w nim wyłącznie ilustracją, wnoszą w utwór nową opowieść, która kaŜe reinterpretować tekst, wzbogacać go o kolejne poziomy. Podobnie jest w wypadku fotopowieści Tomasza Tryzny Taniec w skorupkach25. Tekst w tej historii jest równie ważny jak cykl 1266 fotografii. Jedno bez drugiego w tej opowieści nie mogłoby sensownie istnieć. „Taniec w skorupkach składa się z fotografii i tekstu. Trochę przypomina komiks, trochę foto-powieść, ale niczym z tych rzeczy nie jest.” – pisze autor. W tym wypadku multimedialność opowieści jest oczywista. I funkcjonuje w świecie druku. Web 2.0 z jej filozofią i sposobem funkcjonowania wniosła do literatury to co dla niej charakterystyczne: nielinearność, interaktywność, współuczestnictwo, multimedialność. Czy może ją na stale i całkowicie zmienić? Czas pokaże. Współczesna literatura nie porządkuje wizji świata, lecz pokazuje jego chaos, splątanie różnych języków, wizji i dyskursów. Poszukuje nowych 25 T. Tryzna: Taniec w skorupkach, http://www.taniecwskorupkach.pl/, 06.05.2009. Warszawa 2008, zobacz też: 80 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 form wyrazu, w swoją przestrzeń anektując nawet inne rodzaje sztuk, takie jak choćby: grafikę, malarstwo, muzykę, w końcu film. Takie narracje literackie oswajają z niejednoznacznością rzeczywistości. Zniszczona zostaje tradycyjna chronologia narracyjna i konstrukcja przyczynowo-skutkowa tekstu, upowszechniło zjawisko interaktywności, sieciowości oraz multimedialności. O ile do tej pory istniejący w świecie druku tekst był całością informacyjną o charakterze znakowym, w pewien sposób uporządkowanym, skończonym, posiadającym początek i koniec26, o tyle w hipertekście zamiast początku i zakończenia pojawia się ikona wejścia i wyjścia, a w trakcie lektury można wędrować różnymi ścieżkami narracyjnymi, czasem poznać różne warianty lub różne punkty widzenia opowiadanych zdarzeń. Odbiorca zachęcony przez autora - projektodawcę wędrówki po hiperłączach, sam staje się autorem fragmentu, komentarza, wpływając tym samym na kształt i styl całego utworu. Lecz, co najbardziej niezwykłe, tekst w pewnym sensie nie istnieje… Jest tylko zbiorem elektrycznych impulsów. To ten brak materialnej podstawy powoduje, że łatwo nim manipulować, zmieniać, przez to staje się tekstem w pewnym sensie płynnym i, zupełnie jak w borgesowskim Ogrodzie o rozgałęziających się ścieżkach, rozrasta się, rozgałęzia linkami i zagarnia coraz więcej cyfrowej przestrzeni. Wydaje się jednak, że wciąż daleka droga przed nami, wiele jeszcze medialnych możliwości do opanowania i wykorzystania przez literaturę. Wspomniane wyżej przykłady polskich utworów elektronicznych i tekstów drukowanych, każdy na swój sposób, poszukuje nowego sposobu kontaktowania się z czytelnikiem, odświeżenia relacji między autorem, czytelnikiem i światem przedstawionym utworu. Bibliografia 26 „Tekst - językowa, ponadzdaniowa, zamknięta całość znacząca o nielimitowanej długości, będąca pewną strukturą, posiadająca początek i koniec.(…) Tekst jest tworem wewnętrznie spójnym, charakteryzującym się jednością semantyczną i formalną, objawiającą się w postaci sieci nawiązań.” – według K. Wyrwas, K. Sujkowska- Sobisz: Mały słownik terminów teorii tekstu, Warszawa 2005. 81 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 1. M. Adamiec: Dzieło literackie w sieci, Gdańsk 2004. 2. R. Chymkowski: Literatura na morzu i w sieci, czyli kim chce być czytelnik eksiążek, w: Liternet, pod red. P.Marecki, Kraków 2002. 3. M. Harrington, Ch. Meade: Read: write. Digital Possibilities for Literature. A report for Arts Council England, London 2008, http://www.artscouncil.org.uk /documents/publications/phpvMEmeh.pdf , 06.05.2009. 4. „Hitalia”, http://www.rotfl.eu.org/hitalia/, 06.05.2009. 5. S. Jackson: Patchwork Girl, /PatchworkGirl.html, 06.05.2009. Eastgate, http://www.eastgate.com/catalog 6. K. Kofta: Krótka historia Iwony Tramp, Warszawa 2001. 7. J. Lipszyc: Mnemotechniki, Warszawa 2008. 8. P. Marecki: Krótka historia hiperfikcji w Polsce – próba kalendarium k, „Odra” 2005, nr 6, Wrocław 2005. 9. R. Nowakowski: Koniec świata według Emeryka, http://www.emeryk. wici.info/, 06.05.2009. 10. Z. Płoski: Słownik encyklopedyczny. Informatyka. Komputer i Internet, Wrocław 2002. 11. T. Różewicz: Kup kota w worku, Wrocław 2008. 12. S. Shuty: Blok, http://www.blok.art.pl/, 06.05.2009. 13. R. Szczerbowski: html,04.05.2009. AE, http://hieratic.republika.pl/hipertekst/raster. 14. T. Tryzna: Taniec w skorupkach, Warszawa http://www.taniecwskorupkach.pl/, 06.05.2009. 2008, zobacz też: 15. E. Wojtowicz: net art, Kraków 2008. 16. K. Wyrwas, K. Sujkowska-Sobisz: Mały słownik terminów teorii tekstu, Warszawa 2005. 17. Wydawnictwo Alfa, Seria Wehikuł Czasu: przykładowe tytuły to: A. B. Cover: Ostrze gilotyny, Warszawa 1989; J. Gasperini: Tajemnica Atlantydy, Warszawa 1990. 82 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Marcin Jurzysta Slam poetycki w Polsce – czy transfuzja się przyjęła? Zastanawiając się nad tytułowym zjawiskiem slamu poetyckiego, obecnego w Polsce od 2003 roku, warto przywołać i przypomnieć kilka podstawowych faktów odnoszących się do definicji i historii slamu poetyckiego oraz początków transfuzji tego zjawiska na grunt polski. Jedną z definicji slam poetry odnaleźć można chociażby w Tekstyliach bis: Slam poetry to połączenie twórczości słownej i performance’u. Tą nazwą określa się imprezę, podczas której artyści przedstawiają swoje teksty, zdolności aktorskie czy wokalne (w improwizacjach słownomuzycznych), a włączana do zabawy publiczność ocenia na bieżąco treść wierszy oraz umiejętności oratorskie poety. Impreza często przeradza się w rywalizację na teksty, 1 swoiste »zapasy poetyckie«. Liczy się w nich nawiązanie kontaktu z publicznością i przekonujące wykonanie »trzyminutowca«. Stąd podporządkowanie stylistyki, kompozycji i treści tekstów 2 wartości użytkowej – sprawdzalnej na knajpianej scenie. Antyawangardowy charakter slamu poetyckiego podkreślał w swoim artykule Roman Kopytko: Współczesna literacka ANTYawangarda woli zatem poezjowanie na ringu, słowne boksowanie się autorów przy hałaśliwym dopingu publiczności. Zrywa też z tradycyjną poezją (metafizyczną chociażby), modernistycznymi ekstrawagancjami w konstruowaniu wiersza, a skupiają się na budowie podmiotowości wystawianej na pokaz. Występ łatwo przeradza się w manifest/ację »ja«, prywatny i kameralny happening, po/nowoczesne – bo autoironiczne, antypoetyckie (dykcja niska), »barbarzyńskie«, pozornie wyczerpujące i chwilami negujące 3 dorobek poprzedników, utrzymane w konwencji buffo – gesta pod publiczkę. Kopytko przywołuje również spostrzeżenia zagranicznych Neumeister’a i Hartges’a: Slam Poetry jako nowa forma uprawiania literatury pozwoliła jej wrócić do kawiarni, barów i klubów, pozwoliła jej na nowo odnaleźć się w nocnym życiu, tak ważnym kiedyś dla artystycznej cyganerii. Ogromna popularność i coraz większa liczba osób uprawiających ten 1 Określeniem tym scharakteryzowała slam Katarzyna Jakubiec, jedna z pierwszych osob piszących w Polsce o tym zjawisku. Zob. K. Jabubiec: Poezja na ringu. Poetry slam i slam poetry w Stanach Zjednoczonych, „Studium” 1998, nr 13-14, s. 17. 2 Tekstylia Bis. Słownik młodej polskiej kultury, pod red. P. Marecki, Krakow 2006, s. 263 3 Zob. R. Kopyto: Slam poetry – współczesna literacka ANTYawangarda, „Ha!art” 2003, nr 2. 83 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 gatunek oraz wielkie zainteresowanie publiczności świadczą o tym, że literatura potrzebowała bodźca, który wypchnął ją poza tradycyjne granice i wyzwolił ze znanych dotąd form. Literatura zdobyła nowe obszary: inny czas, inne miejsca, inne rytmy i przede wszystkim inny stosunek do mówionego słowa. Spontaniczność, tematy bliskie codziennemu życiu, słowny dowcip, zabawa jako podstawowa reguła tworzenia oraz bezpośredniość odgrywają dużo ważniejszą rolę niż 4 kryteria artystyczne, którymi kierują się oceniający literacką twórczość eksperci. Chcąc przypomnieć najistotniejsze daty z historii slamu poetyckiego na świecie, należy oczywiście przypomnieć rok 1984, kiedy to Marc Kelly Smith, robotnik i poeta z Chicago, zorganizował serię odczytów poezji w jazz-klubie zwanym „The Get-Me-High Lounge”. Jego odczyty zawierały silne elementy performance’u, mające na celu, m.in. ożywienie skostniałej formuły wieczorów autorskich i tzw. wieczorów otwartego mikrofonu. Na podstawie zdobytych doświadczeń, w 1986 roku Marc Smith organizuje pierwszy w historii slam, „The Uptown Poetry Slam”, w klubie „Green Mill”. Nazwę imprezy zaczerpnął z terminologii sportowej (brydż, baseball, tennis). Wtedy też ugruntowały się podstawowe zasady, takie jak jury wybrane z publiczności i nagrody pieniężne dla zwycięzców. Już rok później Miasto Ann Arbor w stanie Michigan organizuje swój slam, a zaraz po nim imprezy tego typu pojawiają się w Nowym Jorku, San Francisco i w Fairbanks w stanie Alaska. W latach 1991-1999 pozycja slamu w USA umacnia się, na Mistrzostwa Stanów Zjednoczonych przyjeżdża do 48 zespołów. Powstają filmy Slam! i SlamNation!, a na największe imprezy przychodzi po kilka tysięcy ludzi. Z kolei rok 1994 jest datą pierwszej transfuzji konwencji slamu poza obszar Stanów Zjednoczonych, chociaż nie poza obszar językowy. W roku tym odbywa się pierwszy slam w Wielkiej Brytanii, „The Farrago Poetry SLAM”. Dopiero rok 2000 staje się w historii slamu momentem przejęcia wzorca osadzonego dotąd w obszarze anglojęzycznym na grunt innego języka. Podczas Wiosny Poetów we Francji niejaka Catherine Mathon, poetka i aktywistka, natyka się po raz pierwszy na slam. Stanie się ona naczelną popularyzatorką tego gatunku we Francji, organizując liczne imprezy, przedstawienia i konkursy związane ze slamem. Jego francuski wariant kładzie mniejszy nacisk na aspekt rywalizacji, ale zachowuje demokratyczne podejście do poezji i daje mikrofon 4 A. Neumeister, M. Hartges: Poetry! Slam! Texte der Popfraktion. Cyt. za: R. Kopyto, op. cyt. 84 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 każdemu poecie, który szuka sposobu na zaprezentowanie swoich dzieł szerszej publiczności. Następnie slam pojawił się w Niemczech, uznawanych potem za najsilniejszą scenę slamową w Europie. To właśnie Niemcy dominują na ogólnoświatową skalę w wydawnictwach książkowych, antologiach, Brytyjczycy i Amerykanie preferują wydawanie wersji audio.5 Początek slamu w Polsce to oczywiście 15 marca 2003 roku, kiedy to z inicjatywy Bohdana Piaseckiego (wówczas studenta anglistyki), w Starej Prochoffni, alternatywnym teatrze na Nowym Mieście w Warszawie, odbył się pierwszy w Polsce slam, w którym przed niezbyt liczną publicznością wystąpiła ósemka slamerów-adeptów. Pierwszym mistrzem slamu w Polsce został Jaś Kapela, który w finale imprezy pokonał Piotra Bonisławskiego. Od tego czasu nie można nie przyznać, że slam rozprzestrzenił się i pojawił w innych polskich miastach, m.in. Krakowie, Łodzi, Gdański, Toruniu, Zielonej Górze. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że nie ma większego miasta, w którym nie odbywałby się slam. By spróbować odpowiedzieć na pytanie o efekt tej transfuzji, należy jednak wrócić raz jeszcze do początków polskiego slamu i do wizji jego roli, formy i drogi rozwoju, jaką posiadał Bohdan Piasecki. Odwołując się do idei slamu obserwowanej z perspektywy sześciu lat jego obecności w Polsce, można przeprowadzić bilans zysków i strat. Pytany o źródła swojego zainteresowania tym zjawiskiem i oczekiwania wobec slamu na gruncie krajowym, w jednym z pierwszych wywiadów, jakich udzielił propagator slamu po 15 marca 2003 roku, Piasecki mówił: Pierwszy raz usłyszałem o slamie oglądając program w TV Arte, niemiecko-francuskiej. To był reportaż o slamie w Niemczech i we Francji, który się bardzo rozwija w tych krajach, mimo że narodził się w Stanach Zjednoczonych. To jest świetny przykład elementu kultury wyższej – bądź co bądź – który przechodził od Stanów do Europy, a nie w odwrotną stronę, jeden z niewielu. Później zacząłem sam zbierać informacje o tym w sieci, a potem wyjechałem do Anglii i tam odwiedziłem kilka slamów i stwierdziłem, jak już doświadczyłem tego na żywo, że na pewno chcę to przenieść do Polski. A dlaczego? No sam wiesz… (…) większości osób, jak powiesz »poezja« to się kojarzy pani polonistka ze szkoły z odwiecznym pytaniem: »co autor chciał powiedzieć?«. (…) No i ogólnie ludzie mówią: »Poezja? To nie dla mnie, to dla pedałów albo dla zasuszonych profesorów, którzy są przegrani i nic innego nie robią«. Oczywiście to jest bzdura, ale takie są skojarzenia większości osób. A slam, moim zdaniem, może to zmienić, zwłaszcza, że to jest 5 Rys historyczny slamu oparty został na materiale z portalu www.slam.art.pl. 85 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 formuła, która w ogóle została wymyślona po to, aby poezję wyrwać z takiego światka hermetycznego, akademickiego. (…) Bo to się wszystko zamknęło w takich kręgach wzajemnej adoracji. (…) W Stanach Zjednoczonych (…) slam nie wyparł innych trybów prezentowania poezji, ale miał na nie duży wpływ i to jest, moim zdaniem, najfajniejsze. Nie chodzi o to teraz, żeby powiedzieć, że slam to jedyna słuszna forma literatury. (…) No bo nie chodzi o to, że, tak jak dużo ludzi mi mówi: »Po co jest ten slam, są już konkursy jednego wiersza czy wieczory z otwartym mikrofonem itd.«, to nie do końca jest tak, bo no na tych wszystkich konkursach jest tak, że to poeci czytają dla poetów innych, ewentualnie dla krytyków, natomiast są to rzeczy zupełnie niedostępne dla normalnego człowieka. (…) Natomiast tutaj to jest poezja dla ludzi, 6 przywrócona. Obraz będący punktem odniesienia dla oceny transfuzji slamu dopełnia dalsza część rozmowy z Bohdanem Piaseckim, która stanowi doskonały materiał dowodowy: [W slamie] chodzi o to, że aby zjednać sobie publiczność, trzeba w niej wywołać silne emocje, a najłatwiej jest ją rozśmieszyć z reguły, bo przychodzą ludzie na imprezę wieczorem, chcą się dobrze bawić, więc są już tak nastawieni, więc jeśli masz dobre poczucie humoru, prezentację, osobowość, sceniczną charyzmę, to jest bardzo łatwo to za sobą pociągnąć i kazać im się śmiać. I to jest spoko, są wiersze doskonałych poetów, które są śmieszne i stanowią jakąś wartość, natomiast właśnie jedną z najfajniejszych rzeczy w slamie jest niesamowicie szeroki zakres systematyki, którą poruszają poeci. Są wiersze śmieszne, ale są też gorzkie, osobiste zwierzenia, jest polska satyra, są zabawy słowem. (…) Nie wszystkie wiersze, które się dobrze sprawdzają w lekturze, dobrze się sprawdzają na scenie i poza tym w slamie bardzo dużo zależy od swoich zdolności, powiedzmy, oratorskich. Momentami aż zahaczających o aktorstwo. To jest po prostu element składowy slamu, różnica, specyfika tego gatunku poezji. (…) No i w tym momencie oczywiście największą wartość stanowiłby poeta, który sprawdziłby się równie dobrze 7 w lekturze i w kontakcie z publicznością. Pierwszym problemem, który z perspektywy sześciu lat obecności slamu w Polsce da się zauważyć, jest dosyć częsty fakt braku świadomości co do specyfiki tego zjawiska i traktowanie go przez ewentualnych uczestników jako czegoś tożsamego z konkursem jednego wiersza, czy też wieczorem otwartego mikrofonu. Jeśli tak się dzieje, to zespół tekstów – prezentacji z jakim styka się odbiorca – staje się chaotyczną mieszaniną tych spod znaku slamu, wierszy tzw. tradycyjnych lub po prostu prezentacji opierającej się na wyjściu na scenę i wygłoszeniu apelu o głosy, bez prezentacji żadnego tekstu. Wspomniana nieznajomość formy ujawnia się również w samym akcie prezentacji, która w świetle idei slamu winna być pokazem oratorskim, jeśli nie improwizowanym, to 6 Jaś Kapela poniewiera, czyli koniec nudnych wieczorków poetyckich – z Bohdanem Piasecki, człowiekiem, który przywiózł SLAM do Polski rozmawia Maciek Saturnin Muszyński, w: „Undergrunt” 2003, nr 1, s. 188. 7 Tamże, s. 189-193. 86 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 przynajmniej wygłaszanym z pamięci, przy utrzymaniu ciągłego kontaktu wzrokowego i pozawerbalnego z publicznością. Tymczasem bardzo często na slamie można zobaczyć osoby czytające swój tekst i ograniczające swoją prezentację jedynie do odczytania, zbliżające się tym samym zdecydowanie do konwencji konkursu jednego wiersza, gdzie o ocenie wiersza nie decydują aspekty jego prezentacji, lecz treści (stąd jury tego typu konkursów po autorskiej prezentacji otrzymuje wiersz w postaci tekstu, który bardzo często dopiero wtedy ocenia, dostrzegając wszystkie niuanse i jakości niedostępne lub łatwo umykające w trakcie interpretacji głosowej). Uogólniając, wspomniany problem polega na braku świadomości co do wymagań formy slamu poetyckiego, która w swojej idei jest w istocie tyleż ciekawa, co i trudna, stawiająca przed slamerem liczne wyzwania. Tymczasem wspomniany brak świadomości powoduje, że w wydaniu polskim slam niejednokrotnie bywa spłycany, nie wykorzystuje zawartej w nim z definicji energii, występ uczestnika staje się przypadkowym zbiorem gestów i słów. Drugi problem, czy też wątpliwość, która nasuwa się w wypadku slamu polskiego zestawianego z amerykańskim pierwowzorem, jest związany z nieregularnością polskich imprez tego typu (z wyjątkiem odbywających się regularnie co miesiąc slamów w warszawskiej Cafe Kulturalna), ich rozproszenia, a tym samym braku struktury i hierarchii obecnej w USA. Do tego dochodzi fakt sprzeczności poezji slamowej, aspirującej do rangi literatury, z samą jej definicją, która zawiera w sobie polifoniczność głosów, poetyk i stylów. Slam tymczasem wydaje się monofoniczny, odrzucający to wszystko, co nie mieści się w jego wąskim paradygmacie. Wspominał o tym Jerzy Jarniewicz, który stwierdził: Najbardziej niepokojący wydaje mi się jednak inny aspekt slamu. Spotkania slamowe, które oglądałem w Stanach Zjednoczonych, to tak naprawdę mecze bokserskie – imprezy oparte na rywalizacji sportowej. Najpierw mamy eliminacje, potem finałową walkę, po której ogłasza się wynik, zawodnik zostaje slammasterem, wchodzi do ligi mistrzów, by na kolejnym mityngu bronić mistrzowskiego tytułu. W tego typu imprezach panuje filozofia, że aby być dobrym, trzeba być lepszym od konkurenta. Przyjemność wygrania slamu, to nie tyle satysfakcja z uznania publiczności, ile radość ze znokautowania konkurenta – w slamie odzywa się więc wysublimowany instynkt walki, doskonale odpowiadający dzisiejszym czasom, które premiują osobowości asertywne, przedsiębiorcze i rywalizacyjne. Sprzeczne jest to z moim rozumieniem 87 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 literatury jako spotkania wielu równoprawnych głosów, jako niekończącego się dialogu, 8 któremu pośpiech może tylko zaszkodzić. Idąc typ tropem można dojść do kolejnego wniosku. Otóż, o ile slam w USA posiadał odpowiednie podłoże, wyłaniał się z kultury, w której już wcześniej poezja weszła w dyskurs z przestrzenią miasta, obszarami medialnymi, to w wypadku Polski grunt ten był wątły, gleba, na którą próbowano rzucać ziarno slamu, nie była żyzna. Przywoływany już Jerzy Jarniewicz zauważa: [Slam] wymyślony kilka lat temu w Chicago przez Marka Smitha, zrodził się w kraju, w którym poezja już dawno wtargnęła w przestrzeń publiczną i nieźle sobie w tej przestrzeni radzi – bez świec i przydługich golfów. Jego polska odmiana pojawia się w innej zgoła rzeczywistości, w której wiersz wolny od ograniczeń druku dopiero raczkuje. Być może dlatego, że przez 50 lat PRL-u przestrzeń publiczna była pod specjalnym nadzorem, a spontaniczną działalność zastępowało zinstytucjonalizowane i reglamentowane życie literackie (…) Cieszy mnie, że slam rozbija śmiertelną powagę ortodoksji, wprowadza do wiersza ducha happeningu, zacierając granicę między twórcą a odbiorcą, przekraczając podziały na literaturę, muzykę i teatr (…). Kłopot w tym, że to wszystko robiono już dużo wcześniej i dużo ciekawiej. Wyzwalaniem poezji z kiełzna książki i wprowadzaniem jej w przestrzeń publiczną zajmowali się twórcy z najróżniejszych parafii. Żeby już nie cofać się do czasów średniowiecza, można poprzestać na niepełnej z konieczności liście twórców ostatniego stulecia, przywołując w tym kontekście futurystów i dadaistów, Dylana Thomasa i Allena Ginsberga, poetów liverpoolskich i rapującego Benjamina Zephaniaha. No i wreszcie, last but not least, Świetlickiego. Marcina Świetlickiego. Dla nich wszystkich wiersz wykracza książkę, wyzwala się z ograniczeń słowa pisanego, przybierając postać pieśni lub skeczu kabaretowego, stając się elementem multimedialnego spektaklu czy tworzywem performance'u. (…) To nieprawda, że slam wyprowadził w Ameryce poezję z akademickich gett. Istnieje tam oczywiście pisarstwo akademickie, ale trudno o bardziej zdemokratyzowaną twórczość niż współczesna poezja amerykańska. To poezja żywego, potocznego języka i rozpoznawalnej codzienności, zakorzenionej w „tu i teraz”. To także niezliczone, otwarte dla wszystkich kursy kreatywnego pisania, setki magazynów poetyckich, festiwali i konkursów, całodniowe mityngi poetyckie w parkach, pubach, szkołach, na dworcach 9 kolejowych i stadionach. Slam pod tym względem niczego nowego nie wnosi. Ostatnie problematyczne kwestie, które nasuwają się przy ocenie amerykańsko-polskiej transfuzji (oczywiście posiadającej elementy pośrednie, europejskie) dotyczą paradoksów i sprzeczności, które tkwią w samej definicji slamu, a które to paradoksy oraz sprzeczności na gruncie polskim uległy aktualizacji. Po pierwsze – nieodłączny dla slamu kontakt z publicznością, który ma decydujące znaczenie dla jakości prezentowanych tekstów. Trywialną oczywistością wydaje się fakt, że to gust publiczności, jej preferencje estetyczne (lub ich brak) ustalają hierarchię (czy też antyhierachię) slamerów. Po drugie zaś 8 J. Jarniewicz: Wiersze na ringu, w: „Przystań” 2004, nr 33. http://www.biuroliterackie.pl /przystan/czytaj.php?site=100&co=txt_0714, 25 kwietnia 2009. 9 Tamże. 88 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 – nacisk na prezentację, performance, oratorstwo, który wyklucza, lub przynajmniej odsuwa na plan dalszy, książkę, tekst pisany. Raz jeszcze przywołam uwagi Jarniewicza: Slam poetry tym różni się od dotychczasowych nurtów poezji odrzucających książkę i „wchodzących w przestrzeń publiczną”, że jest efektem działania tych samych potrzeb i mechanizmów, które wyprodukowały telewizyjnego „Idola”. I w tym sensie slam nie mógłby zrodzić się wcześniej. Bo przecież tak jak każdy może zostać idolem, tak każdy może stać się czempionem slamowym, czyli slammasterem – w obu przypadkach decyduje głos ludu. Tak jak w „Idolu” nie liczy się talent wokalny, ale osobowość i umiejętność zdobywania publiczności, tak w slamie nie jest istotna znajomość poetyckiego warsztatu czy choćby podwyższona temperatura słowa, ale „charyzma i umiejętność sprzedania towaru”. Tak jak w „Idolu” zawodnik może zaprezentować się tylko w jednym, nie przekraczającym trzech minut utworze, tak w slamie każdy poeta musi zmieścić się w przypisanym mu demokratycznie – krótkim – czasie. Nie jest tu moją intencją krytyka „Idola”, spełnia swoją rolę tak, jak konkursy recytatorskie, poczta literacka czy „Wielka Gra”. Tu chcę tylko wskazać na powinowactwa: slam i „Idol” wyrastają z tego samego 10 pnia. Tymczasem w Polsce ukazują się tomiki z poezją slamową, co podkreśla wspomnianą przeze mnie sprzeczność. Bo oto tekst, który w myśl slamu, powinien funkcjonować w obrębie komplementarnej prezentacji z interakcji z obecnym tu i teraz odbiorcą, mającym do tego możność natychmiastowego i bezpośredniego weryfikowania i oceniania, zostaje wyrwany ze swej otoczki formalnej i podany w sposób tradycyjny. Zatem, funkcjonując w tej tradycyjnej, pisanej formie, musi podlegać tym samym kryteriom krytycznym, co każdy inny wiersz. Przykładami autorów zaliczanych do nurtu slamowego w Polsce są m.in. Maciej Kaczka i wspomniany już Jaś Kapela. Obaj zdecydowali się na publikację poetyckich książek, obaj spotkali się z tymi samymi zarzutami.11 Mowa o książkach Wiosna Macieja Kaczki (Warszawa 2005) oraz Reklamie Jasia Kapeli (Kraków 2005). Tak pisał o Wiośnie i Reklamie Tomasz Charnas: Omówione tomy slam poetry wskazują na konieczność podjęcia z nimi niekonwencjonalnej gry, znalezienia środków (nie)godnych (tradycyjnej) kultury literackiej. Mamy w nich do czynienia z tekstami scenicznymi, przeznaczonymi do mówienia, melorecytacji. Często zostały zamierzone jako prześmiewczy wyraz ciągotek artystycznych, co wyjaśnia braki warsztatowe. Nawet jeśli krytyczny czytelnik posłuży się negacją ze względu na swoje wymagania estetyczne, zakorzenienie w kulturze wysokiej czy umiłowaniu świadomej i celowej awangardy, to wypada wyliczyć przyczyny niepokoju lekturowego. Wiersze z Wiosny i Reklamy trącą kiczem, tanią kabaretowością, prostackim, bo pozornie łatwym operowaniem popową 10 j.w. W wypadku Macieja Kaczki, do tomu Wiosna z 2005 roku, wydanego przez Lampę i Iskrę Bożą, dołączona była płyta Soft LAns i ROmans z melorecytacjami i popisami wokalnymi. 11 89 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 strawą, słabym wyczuciem poetyki i możliwości języka jako budulca wszelkich konstrukcji zwanych literaturą. Wspomniani autorzy nie zawsze świadomie korzystają z konwencji tekstowych, które stosowało wielu poprzedników, a silą się na „nowoczesność”, uznanie ich za prekursorów nowego gatunku czy nurtu. Na to jeszcze za wcześnie. Slam poetry może wydawać się kopalnią pomysłów, wylęgarnią talentów scenicznych, ale niekoniecznie poetyckich. Maestria słowa wymaga treningu, zapasów ze sobą samym i narzędziami poznawczymi, konstruktami 12 rzeczywistości (zewnętrznej czy wewnętrznej) do przeobrażenia w materię poetycką. Niepokój co do jakości poezji slamowej widoczny w przywołanym fragmencie recenzji, obecny był już w 2003 roku, gdy zaczynała się transfuzja. Bohdan Piasecki w cytowanym wywiadzie, oceniając wiersze Kapeli, stwierdził: „Podejrzewam, że gdybym wziął tomik Kapeli z takimi wierszami rymowanymi, jakie w tej chwili pisze, to może raz, dwa razy bym go przeczytał i bym go odłożył.”13 Niepokojącym wydaje się też fakt, że slamowa estetyka wdarła się do dyskursu krytycznego, czego przykładem jest (mająca oczywisty marketingowy charakter) nota Igora Stokfiszewskiego na okładce Reklamy: Przerażająco dojrzały a zarazem frywolny debiut Jasia Kapeli zapowiada podniesienie poprzeczki dla młodych poetów polskich o co najmniej świetlny rok. Nie pamiętam książki, po której byłbym pewien, że mamy do czynienia z zupełnie nową jakością w poezji. Jeśli co jakiś czas przyjść musi moment przesilenia, wyczerpywania się zastanych dykcji i oczekiwania na przełom, to z całą pewnością moment ten następuje właśnie teraz. Kapeli udaje się to, co nie udawało się żadnemu z autorów penetrujących rejony konfesji – uwolnienie się od taniego barbarzyństwa, nachalnego powtarzania tych samych banalnych gestów, przemierzania utartych szlaków personalizmu, nanoszonych w tym zimnym kraju przez prawie dwadzieścia lat na karty 14 brulionów i postbrulionów. Po prostu zajebiście świeża, nowoczesna i kurewsko dobra poezja. Poezja slamowa nie sprawdza się w wersji książkowej niejako z założenia. Wszak coś, co chce się wyzwolić od tekstu tylko pisanego, coś, co do swoich celów szuka pozaliterackich środków, nie może na powrót zmieścić się w formie, która to coś uwierała, która sprawiała wrażenie za ciasnej. Dlatego chylące się nieuchronnie w stronę literatury krótkiego trwania przykłady adaptacji slamu do wersji literackiej, są kolejnym przykładem na niepewny i nieokreślony jasno status tej formy twórczości w Polsce. Slam to wykwit kultury niecierpliwości, w którym widzę potrzebę natychmiastowego spełnienia i wyraźnych jednoznacznych hierarchii. W poezji jednak, nieustannie poddawanej próbie czasu, natychmiastowych i jednoznacznych ocen i hierarchii (na szczęście) nie ma. Slam ucieka przed próbą czasu. Bo slam, czyli poezja natychmiastowego spełnienia, jest ucieczką przed 12 T. Charnas: szLAM i poetry, w: „Migotania, Przejaśnienia”, 2006, nr 3, s. 14. Jaś Kapela poniewiera…, s. 193. 14 I. Stokfiszewski, w: J. Kapela, Reklama, Kraków 2005, s. 4 okł. 13 90 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 czasem. Stawia go to niebezpiecznie blisko takich zjawisk współczesnej kultury jak telewizyjny 15 Idol, prozac, boys bandy czy gabinety odnowy biologicznej. Na pytanie, czy transfuzja slamu przyjęła się w Polsce, śmiem odpowiedzieć, że się tak nie stało. Nie da się oczywiście ukryć, że w pewnym sensie slam zadomowił się w kraju nad Wisłą, ale jego status ma się tak do wzorca amerykańskiego jak muzyka country śpiewana przez polskich cowboyów. Kultura amerykańska i kultura polska to dwa zupełnie inne krwioobiegi, inne grupy krwi, stąd częste konflikty serologiczne, takie jak w przypadku slamu. Bibliografia 1. Tomasz Charnas: szLAM i poetry, w: „Migotania, Przejaśnienia”, 2006, nr 3. 2. Katarzyna Jabubiec: Poezja na ringu. Poetry slam i slam poetry w Stanach Zjednoczonych, „Studium” 1998, nr 13-14. 3. Jerzy Jarniewicz: Wiersze na ringu, w: „Przystań” 2004, nr http://www.biuroliterackie.pl/przystan/czytaj.php?site=100&co=txt_0714, 33. 25 kwietnia 2009. 4. Maciej Kaczka, Wiosna, Warszawa 2005. 5. Jaś Kapela, Reklama, Kraków 2005. 6. Jaś Kapela poniewiera, czyli koniec nudnych wieczorków poetyckich – z Bohdanem Piaseckim, człowiekiem, który przywiózł SLAM do Polski, rozmawia Maciek Saturnin Muszyński, w: „Undergrunt” 2003, nr 1. 7. Roman Kopyto: Slam poetry – współczesna literacka ANTYawangarda, „Ha!art” 2003, nr 2. 8. Tekstylia Bis. Słownik młodej polskiej kultury, red. P. Marecki, Kraków 2006. 15 J. Jarniewicz, op. cyt. 91 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Małgorzata Skibińska Technicyzacja kultury czytelniczej w zwierciadle literackich wyobrażeń: „science-metafiction” i nowoczesny romantyzm Jaspera Fforde’a /na przykładzie cyklu powieści o przygodach Thursday Next/ Książek pamięci żałobny rapsod i mogilne ożywienie W jednym z opowiadań Fiodora Dostojewskiego, zatytułowanym Bobok, domysły na temat życia trumiennego nieboszczyków zaowocowały pewnym godnym odnotowania hasłem: „mogilne ożywienie.”1 Nabiera ono nieco przewrotnego znaczenia w świetle refleksji nad przyszłością książki drukowanej, której „całkowite zaćmienie” zwykło się wieszczyć z grobową powagą od dłuższego czasu. Jak stwierdza Andrzej Dróżdż, autor książki w świecie utopii: „Digitalizacja bibliotek i zapowiedź śmierci kodeksu papierowego jest ekstrapolacją dawno wyrażonych idei.”2 Literaturę bowiem, w jej tradycyjnej formie, grzebano za Życia wielokrotnie – zarówno na gruncie konstatacji i prognoz naukowych3, jak i na grząskim terenie literackiego profetyzmu, przenikającego zwłaszcza wielowiekową twórczość o charakterze utopijnym i fantastycznonaukowym. „Epoka dominacji kodeksu papierowego dobiega końca. Pisarze utopijni i fantastycznonaukowi od dawna przeczuwali nadejście tego momentu. Heroicznie brzmiące twierdzenie, że »biblioteka bez książek jest 1 F. Dostojewski: Bobok, przeł. M. Leśniewska, w: Opowieści niesamowite. Groza i niesamowitość w prozie rosyjskiej XIX i początku XX w., wybór, wstęp i noty o autorach: A. Śliwowski, Warszawa 1975, s. 233. 2 A. Dróżdż: Książka w świecie utopii, Kraków 2006, s. 19. 3 Dosyć znamiennie brzmi w tym kontekście tytuł eseju Łukasza Gołębiewskiego: Śmierć książki. No future book, choć roztaczana tam wizja zmierzchu kultury druku nie jest naznaczona piętnem nieuchronności, a sam autor żywi nadzieję zostania „fałszywym prorokiem”. 92 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 utopią, halucynacją internetowych nałogowców, sieciowych neofitów i zwolenników automatyzacji księgozbiorów«, padają formułowane coraz rzadziej – drży Dróżdż.4 Owa ars moriendi świata woluminów prezentowana bywa rozmaicie, obejmując przykładowo: zjawisko rozpadu papieru (tzw. „papyrolizy”), opisane w Pamiętniku znalezionym w wannie Stanisława Lema, a w Hotelu Wieczność Wojciecha Szydy porównane do „choroby wściekłych książek”, związanej z ekspansją meksykańskiego gatunku grzyba niszczącego książki w zastraszającym tempie. Obok tego typu wyobrażeń, motywowanych atawistycznym i stale aktualizowanym lękiem przed destrukcyjną i niepodległą władzą natury, bardzo często znajdują wyraz w twórczości literackiej wizje cywilizacyjnej degrengolady, mającej swoją przyczynę już nie w siłach pozostających poza sferą ludzkiej kontroli, ale w działaniu człowieka palącego za sobą papierowe mosty kulturowego dziedzictwa. Podobne działania, znane najlepiej chociażby z treści Nowego wspaniałego świata Aldousa Huxleya, 451° Fahrenheita Raya Bradbury’ego czy Roku 1984 George’a Orwella, odzwierciedlają istotę prognozowanych przeobrażeń społecznego „światoodczucia”, które – zainfekowane fetyszyzacją technologii, prymitywizacją priorytetów (cechującą się np. zanikaniem potrzeb metafizycznych5) lub/i zmanipulowane przez „grupę trzymającą władzę” nad zbiorową świadomością – miałoby ulec takiemu zawężeniu, że nie byłoby w nim miejsca na literaturę. Ta bowiem albo traci siłę oddziaływania i wygasa w sposób naturalny jako zbędny, hermetyczny, „niekompatybilny” z konstrukcją opisywanej rzeczywistości przeżytek (jak np. w utopiach eudajmonistycznych6), 4 A. Dróżdż: op. cit., s. 228. J. Tomkowski: Zamieszkać w bibliotece, Ossa 2008, s. 9-11. Autor dopatruje się symptomów podobnego kryzysu we współczesnym świecie, tłumacząc to naturalnym występowaniem pewnych bezwarunkowych kulturowych odruchów: „Jeśli dziś książka, literatura, czytanie przeżywają głęboki kryzys, to nie wynika on, moim zdaniem, jedynie z ekspansji mediów elektronicznych. (...) Kultura masowa epoki postindustrialnej wiąże się z bezwarunkową akceptacją pojęć takich jak nietrwałość, zmienność, różnorodność. (...) Przynajmniej do połowy XX wieku człowiek miał świadomość, że żyje rozpięty pomiędzy czasem a wiecznością.” (Zob. Ibidem.) 6 Zdaniem Andrzeja Dróżdża, w tym rodzaju utopii sytuacja literatury jawi się jako nieporównywalnie bardziej skomplikowana, niż w utopiach ładu społecznego, gdyż człowiekowi znacznie trudniej jest się wyzwolić spod dyktatury „własnego ciała”, zabezpieczonej przez „samoodnawialne technologie”, niż spod reżimów totalitarnych. (A. Dróżdż: op. cit., s.289.) 5 93 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 albo - niczym „piasek sypany między tryby maszyny”7 - zagraża ustalonemu porządkowi (jak w antyutopiach), stanowiąc rezerwuar konkurencyjnych wartości i potencjalny impuls do niepożądanej autorefleksji8, toteż jest zwalczana, zafałszowywana bądź sprowadzana do doraźnych formułek na usługach określonej ideologii. Tego typu sytuacje, jak wiadomo, miały swoje liczne odzwierciedlenia w historii (palenie książek na stosie, cenzura, polityka zaborców w XIX wieku, okres komunizmu itp.), co z pewnością wpłynęło na dziejowe aktualizacje emocjonalnego odbioru utworów, których treść stanowiła złowróżbne wyprzedzenie bądź komentarz do owych faktów, a z drugiej strony – dało kolejnym twórcom asumpt do snucia coraz śmielszych wizji spod znaku fatalistycznego autotematyzmu. Najczęściej eksploatowaną w powszechnych odczuciach figurą strachu o przyszłość literatury stała się technika, podczas gdy funkcja głównego „probierza ułatwiającego rozpoznanie [wynikających z niej] zagrożeń społecznych”9 przypadła literackim wyobrażeniom na temat poszczególnych komponentów kultury czytelniczej. Jak pisze Krystyna Bednarska – Ruszajowa: „Biblioteki fantastyczne były kostiumem osłaniającym ocenę rzeczywistości lub obawą autora o przyszłość autentycznej kultury ziemskiej. Zarówno treść książek, jak i ich forma są w tych przypadkach zazwyczaj wytworem wyobraźni pisarzy.”10 Jednak owe „wytwory wyobraźni” niejednokrotnie okazywały się - w mniejszym bądź większym stopniu - antycypacją rzeczywistych zdobyczy techniki, jak chociażby audialne książki-zegarki w Tamtym świecie Cyrano de Bergeraca; zautomatyzowane „phonographoteki” i przenośne odtwarzacze książek fonograficznych w La fin des livres Octave’a Uzanne’a; metalowe urządzenie z wbudowanym translatorem, mogące pomieścić całą bibliotekę w Nadchodzącej rasie Edwarda Bulwera-Lyttona; szklane papirusy będące 7 Ibidem, s. 271-272. Która, według Łukasza Gołębiewskiego, stanowi zdolność deficytową we współczesnym, zdigitalizowanym świecie, ponieważ wyłaniający się zeń „człowiek cyfr” - podporządkowany schematom warunkującym jego byt w wirtualnej społeczności – „nie potrafi być sam ze sobą, nie umie skoncentrować się na własnym wnętrzu”. Ł. Gołębiewski: Śmierć książki. No future book, Warszawa 2008, s. 23. 9 Ibidem, s. 210. 10 K. Bednarska – Ruszajowa: Biblioteki w literaturze polskiej, Kraków 2006, s. 162. 8 94 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 zapowiedzią czytników tekstów elektronicznych w powieści 4338 Włodzimierza Odojewskiego; „księgofilmy” w Diunie Franka Herberta czy liczne motywy tego typu obecne w twórczości Stanisława Lema.11 Podobne wynalazki nie zawsze przedstawiane były jako ulepszone, wygodniejsze, realizujące potrzeby adaptacyjne swoich użytkownikow o d p owi e d n i k i starszych form komunikacji, pozwalające zachować „przyjemność tekstu” i psychiczną więź ze słowem. Przeciwnie – z kontekstu fabularnego, w jakim większość z nich została osadzona, niejednokrotnie można było wnioskować, iż „książka w swej tradycyjnej formie jest medium trwalszym, bezpieczniejszym i o wiele bardziej spełniającym potrzeby psychiczne człowieka”12, niż ekspansywne media elektroniczne, będące antropologicznego nośnikiem oraz co najwyżej indywidualnego nikłego charakteru odprysku dzieł sensu literatury „zdegradowanej w proporcjach adekwatnych do zadań, jakie czekają do wykonania »prostą maszynę«.”13 Doskonale obrazuje to np. Powrót z gwiazd Stanisława Lema, w którym nowoczesne księgarnie porównane zostały przez rozżalonego bohatera do „elektronowych laboratoriów”. Jeżeli zatem - w obliczu spektakularnych osiągnięć stale rozwijającej się techniki - wizje pisarzy, niegdyś sprawiające wrażenie całkowicie odrealnionych, absurdalnych, niemożliwych do ziszczenia, nieoczekiwanie stały się faktem, to tym większego uzasadnienia nabiera wzmożenie społecznego niepokoju o przyszłość książek. Technofobii - w jej najskrajniejszych przejawach – towarzyszy fatalistyczne przeświadczenie, że stopniowe wypieranie kodeksu papierowego przez paradygmat komunikacji elektronicznej doprowadzi nie tylko do zaniku symboliki kulturowej i aksjomatów, na których zwykł opierać się świat książki tradycyjnej, ale jednocześnie przyniesie ze sobą daleko idące 11 Zob. np. A. Dróżdż: Książka w świecie…, op. cit., passim; A. Dróżdż: Świat książki i biblioteki w twórczości literackiej Stanisława Lema w: Kraków – Lwów: Książki - czasopisma - biblioteki XIX i XX wieku, pod red. J. Jarowieckiego, t. VI, cz. 1, Kraków 2003.; A. Dróżdż: Książki i biblioteki w siedmiu odsłonach literatury utopijnej, http://ebib.oss.wroc.pl/2001/26/drozdz.html, 25.04.2009, passim. 12 Idem: Świat książki i biblioteki w twórczości literackiej…, op. cit., s. 341. 13 Idem: Książki i biblioteki w siedmiu odsłonach…, op. cit. 95 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 przeobrażenia mentalności odbiorców - rozleniwionych „nabywców” wrażeń14, niezdolnych do wysiłku intelektualnego, reperkusje balansujące niebezpiecznie na granicy cyborgizacji społeczeństwa z „karbonowymi” gniazdami z tyłu głowy, służące do wkładania „drzazg” z tekstami literackimi, jak w Neuromancerze Williama Gibsona. Oczywiście, z drugiej strony można postrzegać owe prognozowane przeobrażenia nie tyle jako konsekwencję zmiany wspomnianego paradygmatu, ile jako jej przyczynę – w myśl przekonania Teofila Gautiera, jakoby „książki były owocami obyczajów”15, co dotyczyłoby wszakże również obumarcia tychże owoców. One jednak wciąż powstają – jak gdyby media elektroniczne, wbrew groźnym proroctwom, wcale nie służyły „zniszczeniu książek, ale ich produkcji z maksymalną szybkością.”16 Z dna grzebanego żywcem papieru dochodzi wyraźne echo pisma. Dlatego należałoby dziś mówić o swoistym „mogilnym ożywieniu” ery „postgutenbergowej”. Nawet Andrzej Dróżdż, zaprzeczając niejako swoim wcześniejszym wywodom na temat zmierzchu dominacji kodeksu papierowego, stwierdza z niejakim zaskoczeniem, iż „systematycznie wzrasta liczba wydawanych tytułów i liczba sprzedawanych książek. Wyjaśnia to zjawisko zasada wzmocnienia dawnego medium przez pojawienie się nowego.”17 Co więcej, można obecnie zaobserwować wydawniczą ekspansję utworów o rozmaitej przynależności gatunkowej, w których osią rozwoju akcji fabularnej staje się 14 Nasuwają się w tym miejscu skojarzenia z „czuciofilmami”, opisanymi przez Huxleya w Nowym wspaniałym świecie, na projekcji których widzowie doznawali identycznych wrażeń - nie tylko wzrokowych i słuchowych, ale też dotykowych czy węchowych (zapowiedź współczesnych kin 4D). Pełniły one funkcję (po części analogiczną do multisensorycznych symulacji komputerowych w literaturze cyberpunkowej) swoistych „iniekcji” sensualnych, niepozostawiających miejsca dla woli i wyobraźni, uniemożliwiających samodzielność uczuć i myśli, a tym samym – indywidualny, twórczy sposób odbioru, co z kolei w przypadku lektury książki wydaje się być czymś naturalnym. „Czytanie to świadomy akt woli! (...) czytanie to działanie (...). W filmie wszystko jest podane na tacy, nie wymaga się od widza najmniejszego wysiłku, wszystko przestało już przeżute na papkę, obraz, dźwięk, scenografia, nastrojowa muzyka, na wypadek, gdyby widz nie zrozumiał intencji realizatora.... (...). W przypadku czytania trzeba sobie to wszystko wyobrazić... Lektura to nieustający akt twórczy”. D. Pennac: Jak w powieści, przeł. K. Bieńkowska, Warszawa 2007. 15 T. Gautier: Panna de Maupin, przełożył i wstępem opatrzył T. Żeleński (Boy), Warszawa 1958, s. 47. 16 Zob. W. J. Ong: Interfaces of the World, New York 1977, s. 96. Cyt. za: A. Dróżdż: Książka w świecie utopii, op. cit., s. 221. 17 Ibidem, s. 229. 96 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 zestaw tematów, obejmujący literackie wizualizacje książki, biblioteki czy aktu lektury. Tematy te nie są już bowiem statecznymi elementami konstrukcji powieściowego sztafażu, ale fundamentami przedstawień sytuacji czytelniczych, urastających do rangi najważniejszych doświadczeń egzystencjalnych w życiu człowieka. Utwory utrzymane w takiej właśnie konwencji przejawiają często cechy swoistej fetyszyzacji kodeksu papierowego zarówno w jego warstwie zewnętrznej, jak i wewnętrznej (archetypy, symbole). Wiąże się to także z odświeżeniem dystynktywnych cech romantycznej kultury czytelniczej, która wyrastając z niespotykanego wcześniej na taką skalę „głodu lekturowego”, potężnej wiary w magię słowa i kultu pięknych woluminów18, rozpowszechniła pewne charakterystyczne style odbioru tekstu oraz wiążące się z tym sposoby realizacji motywu mitu książki („księgi natury”, książki „zbójeckiej”, magicznej, będącej narzędziem romansu itd.) i rozumienia jej sensu antropologicznego.19 Jak stwierdził swego czasu Janusz Dunin: „temat książki i jej odbioru jest jednym z najczęściej występujących w druku”20, jednak od pewnego czasu zapanowała na te tematy iście romantyczna moda, o czym świadczy chociażby niesłabnąca popularność (i cały szereg epigońskiej „latorośli”) Cienia wiatru Carlosa Ruiza Zafona, Atramentowej Trylogii Cornelii Funke, Domu z papieru Carlosa Marii Domingueza czy popularnonaukowego bestsellera pt. Moja historia czytania autorstwa Alberto Manguela, wpisującego się w konwencję tzw. „manifestów miłości czytania”. Na polskich półkach pojawił się też ostatnio przekład utworu 18 Zdawały się one niekiedy przypominać „żywe” istoty, stanowiące jak gdyby sugestię „słowa wcielonego” i dające czytelnikowi (a w szczególności czytelniczkom) poczucie nie tyle duchowego, ile fizycznego obcowania z czymś wykraczającym poza zwykłe sekwencje zdań czy wersów, z czymś równie rzeczywistym, co świat otaczający człowieka wertującego stronice książki. Intensywnie doświadczane „ciało” romantycznego woluminu otaczane było swoistym kultem, nasuwającym skojarzenia z religijnymi formami oddawania czci bogato zdobionym świętym księgom, które – wedle opinii Alberto Manguela – „nie były symbolem Słowa Bożego, ale samym Słowem Bożym” (A. Manguel: Moja historia czytania, przeł. H. Jankowska, Warszawa 2003., s. 241.) 19 „Spopularyzowanie wyobrażeń »Księgi« za sprawą romantyków (...) przyczyniło się do wzbogacenia literatury o wyobrażenia książki w treści niecodzienne, niezwykłe, a wręcz metafizyczne.” Idem: Literatura piękna jako źródło wiedzy o książce, http://ebib.oss.wroc.pl/2002/33/drozdz.php, 10.05.2009. Zob. również: M. Skibińska: Portret czytelnika „zbójeckiego” – o romantycznej intoksykacji literaturą, [mpis], Wrocław 2008. 20 J. Dunin: Książka w aforyzmach, w: Biblioteki i książki w literaturze, pod red. K. Bednarskiej – Ruszajowej, Kraków 1998, s. 143. 97 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Sama Savage’a pt. Firmin, której głównym bohaterem jest sentymentalny szczurbibliofil. Z kolei Walter Moers, twórca bestsellerowej powieści fantasy pt. Miasto śniących książek, sparodiował owe wzmożone tendencje do (nad)gorliwego kultywowania tradycji „postgutenbergowej”, opisując świat, w którym wszystkie uczucia i czynności życiowe (nie wyłączając odżywiania się) jego mieszkańców bibliomanów zostały podporządkowane książkom przybierającym najrojniejsze formy – od jadalnych egzemplarzy, perfumowanych kodeksów, foliałów z wbudowanymi pułapkami aż do woluminów wielkości domów. Oprócz tych przejawów „tradycjomanii”, wpisujących się w kulturowy kontekst „mogilnego ożywienia” klasycznego modelu obcowania ze słowem, sporo miejsca we współczesnej literaturze zajmują utwory, głownie z gatunku SF, których fabuła koncentruje się wokół idei konfrontacji tradycji czytelniczej z aktualnymi przemianami cywilizacyjnymi, stymulowanymi przez rozwój techniki. Niekiedy towarzyszy temu echo technofobii, jak w Hotelu Wieczność Wojciecha Szydy, opartym na motywie elektronicznej księgi21 – programu komputerowego, skanującej psychikę bohaterów i grzebiącej ich jaźń w wirtualnym świecie. Natomiast w przypadku twórczości Jaspera Fforde’a do głosu dochodzi żart. Całkiem poważny. Romantyczne powieści „science-metafiction” Cykl powieści o przygodach „literackiej detektyw” Thursday Next, obejmuje pięć powieści, zatytułowanych kolejno: Porwanie Jane E. (ang. The Eyre Affair22, 2001, pol. 2005), Skok w dobrą książkę (ang. Lost in a Good Book, 2002, pol. 2005), Studnia zagubionych wątków23 (ang. The Well of Lost Plots, 2003), Something 21 Będącej komputerową wersją magicznej Liber Vacuum Paracelsusa. Zob. W. Szyda: Hotel „Wieczność”, Warszawa 2005. 22 Był to zarazem literacki debiut Fforde’a, jednak zanim doszło do publikacji powieści, została ona odrzucona przez wydawnictwa siedemdziesiąt sześć razy. 23 Polski przekład został jedynie zapowiedziany przed kilkoma laty na ostatniej stronie drugiej części cyklu. 98 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 rotten24 (2004) i First among sequels25 (2007). Publikacja szóstej części (One of our Thursdays is Missing) przewidziana została na 2010 rok. Na język polski przetłumaczono dotychczas jedynie dwa pierwsze tomy – i to głownie ich treść, wzbogacona wybranymi wątkami ze Studni zagubionych wątków będzie punktem odniesienia w tych rozważaniach, można z nich bowiem wyprowadzić pewien zbiór stałych elementów konstrukcyjnych świata Fforde’a, które ulegają mniejszym bądź większym przeobrażeniom w kolejnych częściach cyklu. W swojej recenzji Porwania Jane E., Jacek Dukaj zauważył, że „stwierdzenie, iż »książki pisze się o innych książkach« (...) jest diagnozą sytuacji, w jakiej znajduje się każdy twórca przemawiający do konsumentów kultury XXI wieku.(...) Nie wystarcza już, że czytelnik jest świadomy umowności świata przedstawionego; nie wystarcza, że świadomy jest go narrator; teraz wiedzą to nawet same dramatis personae.”26 Utwory Fforde’a reprezentują właśnie ów nurt we współczesnej literaturze, co sprawia, że ich rozpiętość gatunkowa jest szeroka jak połka w Bibliotece Babel. Przejawiają one jednocześnie cechy kryminału, fantastyki naukowej, powieści detektywistycznej, fantasy, thrillera, romansu czy horroru. Sam autor określa swoją twórczość mianem „szwajcarskiego scyzoryka w świecie książek”, akcentując także jej swoistą romantyczność.27 Dzięki temu synkretyzmowi, temat scalający wszystkie części cyklu, czyli idea interakcji między literaturą a życiem, ukazany zostaje z różnych perspektyw, w zależności od odcienia gatunkowego, jaki przybiera treść utworu w danym momencie. W ten sposób również refleksja nad koegzystencją książki papierowej z mediami elektronicznymi staje się wielogłosowa, bardziej twórcza, zwłaszcza że cała seria powieści (porównywana często do Świata Dysku Terry’ego Pratchetta) utrzymana jest w żartobliwym, ludycznym tonie i pozbawiona wypaczającej soczewki 24 Tytuł jest nawiązaniem do słynnego fragmentu Hamleta: „Something is rotten in the state of Denmark” („Coś się psuje w państwie duńskim”), sparafrazowanego w Studni zagubionych wątków jako: „Something is rotten in the state of the BookWorld” („Coś się psuje w świecie książki”). J. Fforde: The Well of Lost Plots, London 2003, s. 318. 25 Trudna do oddania na gruncie języka polskiego gra słów, będąca parafrazą angielskiego wyrażenia „first among equals” („pierwszy między równymi”). 26 J. . Dukaj: 120 % fikcji w fikcji, „Nowa Fantastyka” 2005, nr 270, http://dukaj.pl/czytelnia /publicystyka/120ProcentFikcjiWFikcji, 30.04.2009. 27 http://www.ksiazka.net.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=5513, 30.04.2009. 99 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 radykalizmu w postrzeganiu wspomnianych wcześniej zjawisk kulturowych, z których czerpie inspirację. Wszechobecny żart żonglującego konwencjami Fforde’a łagodzi więc współczesne obyczaje, ale jednocześnie czyni z nich swój przedmiot, sprowadzając je niekiedy do absurdu, w którym wszelako - jak czasami w szaleństwie - jest metoda. Na zrozumienie otaczającego nas świata. Akcja omawianego cyklu utworów rozgrywa się w przestrzeni dychotomicznej – rozpostartej pomiędzy mimetyzmem a fantastyczną kreacją metaforycznego obrazu. Z jednej strony bowiem opisuje autor alternatywną rzeczywistość Anglii po 1984 roku, uwikłanej w trwającą od ponad 130 lat wojnę krymską.28 Jednak wątek militarny funkcjonuje tam raczej jako element tła zdarzeń, podczas gdy na pierwszy plan wysuwa się motyw „książkowej manii”, ogarniającej wszystkie dziedziny ludzkiej działalności. Pod tym względem obraz społeczeństwa u Fforde’a nosi wyraźne znamiona romantycznej kultury czytelniczej, której najważniejszą cechę, zdaniem Marii Janion, stanowiło „wychowanie na książkach, przyjęcie nakazu literackiego jako ideału, wzoru i stylu życia.”29 Wiązało się to w dużej mierze ze swoistą teatralizacją codzienności, z masowym kultem twórców literatury i wykreowanych przez nich postaci30 (utożsamianych zazwyczaj z samymi autorami), oraz z praktykowaniem specyficznego, bardzo emocjonalnego stylu odbioru utworów, który polegał najczęściej na „biernym poddawaniu się »narkotykowi« dzieła”31, na swoistym ”zaczwaniu” się w słowach – prowadzącym niejednokrotnie do całkowitego zatracenia granicy pomiędzy fikcją a rzeczywistością, do immersji32 totalnej. Dosyć znamiennie brzmi w tym kontekście zdanie, jakie zostaje wypowiedziane 28 Można dopatrzyć się w tym pomyśle wyraźnych inspiracji Człowiekiem z wysokiego zamku Philipa Dicka. 29 M. Janion: Tam gdzie rojsty. Przypadek romantycznego mediumizmu, w: tejże, Projekt krytyki fantazmatycznej. Szkice o egzystencjach ludzi i duchów, Warszawa 1991, s. 150. 30 Czego najdobitniejszym przykładem są dzieje tzw. „gorączki werterowskiej” z przełomu XVIII i XIX wieku, związanej z masowym naśladownictwem stylu ubioru, postawy życiowej i zachowania literackiego Wertera, w tym – jego samobójczej śmierci. 31 A. Braciszewska: Romantyczne style lektury, w: Style zachowań romantycznych, pod red. M. Janion i M. Zielińskiej, Warszawa 1986, s. 419. Doznania czytelnicze romantyka stawały się tym głębsze, im więcej źródeł pozaliterackich, oddziałujących na wszystkie zmysły (tj. muzyczny akompaniament, specyfika miejsca, w którym tekst jest czytany, towarzystwo określonych osób, czasem używki) łączyło się z aktem lektury, nabierającej przez to charakteru synestezyjnego. 32 Zob. http://www.techsty.art.pl/hipertekst/cyberprzestrzen/immersja.htm, 30.04.2009. 100 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 w Porwaniu Jane E.: „W ciągu ostatnich lat zaobserwowaliśmy niewytłumaczalne interakcje między światem fikcji a światem rzeczywistym.”33 Nie dziwi przeto fakt, iż w romantycznych przestworach wyobraźni Fforde’a ikonami popkultury zostają pisarze i bohaterowie literaccy, wywodzący się głownie z tradycji XIXwiecznej, jak i z czasów wcześniejszych, obfitujących z kolei w ulubione lektury romantyków, zwłaszcza dzieła Williama Szekspira. Czytelnicy gremialnie przybierają imiona i nazwiska swoich idoli, czego efekty bywają komiczne, np. w londyńskiej książce telefonicznej figuruje „około czterech tysięcy Johnów Miltonów, dwa tysiące Williamow Blake’ów, tysiąc lub coś koło tego Samuelów Coleridge’ów, pięciuset Percy Shelleyów, tyluż Wordsworthów i Keatsów oraz garstka Drydenów.”34 Okazuje się też, że na świecie zostało zarejestrowanych 2620 Byronów.35 Na inscenizacjach Ryszarda III Szekspira aktorzy rekrutują się „spośrod widzów, którzy obejrzeli sztukę tyle razy, że znali ją na pamięć”36, Duma i uprzedzenie Jane Austen funkcjonuje jako reality show pt. Rodzina Bennetów37, dzieci wymieniają się opakowaniami po gumach do żucia, zawierającymi ilustracje z powieści Henry’ego Fieldinga, barom nadawane są literackie nazwy typu: Kot z Cheshire czy Kruk (przy Morgue Road), a gdzieniegdzie można natrafić na tzw. szekspiromat – „Maszynę do Sprzedaży Monologów Szekspira”, czyli rodzaj „pudła z oszkloną z górną połową, w której tkwił realistyczny manekin przedstawiony od pasa w gorę, w stosownej pozie. Za dziesięć pensów wygłaszał krotki fragment z Szekspira.”38 Ze względu na nielegalne dystrybucje, kradzieże rękopisów, fałszerstwa książek (np. „pirackie kopie Doktora Faustusa ze szczęśliwym zakończeniem”39), naruszanie praw autorskich i inne oszustwa, jakie mają miejsce w owej alternatywnej rzeczywistości, powołany zostaje Wydział Detektywów Literackich (tzw. fikcjonariuszy) w Sieci ds. Operacji Specjalnych, którego agentką jest główna bohaterka powieści Fforde’a – Thursday Next. 33 33 J. Fforde: Porwanie Jane E., przeł. M. Chrobak, Kraków 2005, s. 211. Ibidem, s. 109. 35 „Ilu Byronów jest obecnie na świecie? - W ubiegłym tygodniu został zarejestrowany Byron 2620”. Idem: Skok w dobrą książkę, przeł. M. Chrobak, Kraków 2005, s. 41. 36 Idem: Porwanie..., op. cit., s. 181. 37 Idem: Something rotten, London 2004. 38 Ibidem, s. 86. 39 Ibidem, s. 136-137. 34 101 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Może się zatem wydawać, iż świat wyłaniający się z tych książek nabiera raczej familiarnych aniżeli fantastycznych odcieni w stosunku do realności. Tym samym twórczość autora sprawia wrażenie kolejnego „manifestu miłości czytania”, literackiej daniny na rzec „tradycjomanii”, choć niepozbawionej aluzji do zjawisk charakteryzujących współczesną kulturę masową, niekoniecznie pozytywnych - czego odzwierciedleniem mogą być np. wzmiankowane szekspiromaty, bliższe raczej automatom do gry, podporządkowanym funkcji czysto rozrywkowej, niż audiobookom, spełniającym zgoła wznioślejszą rolę i użytkowanym w warunkach bardziej sprzyjających intymnemu kontaktowi z literaturą, a co za tym idzie – głębszym doznaniom estetycznym. Tych jednak w otoczeniu Thursday Next nie brakuje, a ewokowane są one głownie przez łapczywie rozchwytywane woluminy. Nasuwa się więc oczywiste pytanie: na czym polega zaakcentowana w tytule artykułu „technicyzacja kultury czytelniczej” u Fforde’a, skoro bohaterowie jego powieści nie korzystają nawet z komputerów? Powraca w tym miejscu wspomniana wcześniej kwestia dychotomii świata przedstawionego, który - opisany jako alternatywna rzeczywistość Anglii końca XX wieku - zostaje jednocześnie inkorporowany w fikcję „drugiego stopnia” – w przestrzeń metafor urealnionych na prawach fantastyki. Oto bowiem niejaki Acheron Hades – czarny charakter o niejednoznacznym statusie ontologicznym – zakrada się do treści Martina Chuzzlewita Charlesa Dickensa i uśmierca jedną z występujących w książce postaci, której ciało zostaje odnalezione poza tekstem (w świecie przedstawionym „pierwszego stopnia”). Następnie zaś porywa tytułową bohaterkę z rękopisu powieści Charlotte Brontë, Jane Eyre, w wyniku czego znika ona ze wszystkich istniejących wydań tegoż dzieła40, a zdezorientowane społeczeństwo popada w zbiorową histerię. Na ratunek uprowadzonej, fikcyjnej Jane wyrusza fikcjonariuszka Thursday Next, której wujek - szalony naukowiec o budzącym skojarzenia imieniu Mycroft, pomysłodawca m.in. metody przesyłania pizzy faksem i specjalista w dziedzinie inżynierii genetycznej 40 „Kiedy zmienia się oryginał, kopie także muszą się zmienić.” (Ibidem, s. 208.) Nietrudno dopatrzyć się w tym pewnej analogii do mechanizmów rządzących systemem połączeń w Sieci. 102 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 konstruuje Portal Prozy41; jest to biomechanizm umożliwiający czytelnikom przechodzenie do świata dowolnie wybranego utworu literackiego (niekoniecznie wiążące się ze szczęśliwym zeń powrotem) i ewentualną ingerencję w jego strukturę, co wszelako stanowi naruszenie tamtejszego prawa i grozi stanięciem przed sądem w czeluściach fabuły Procesu Franza Kafki. Należy przy tym dodać, iż niektórzy bohaterowie Fforde’a praktykują podróże wewnątrzksiążkowe bez pomocy wspomnianego Portalu42, a jedynie poprzez jakże romantyczny - akt wczytania się w tekst, nasuwający skojarzenia z medytacją stereoskopowych (cyberoptycznych) obrazów.43 Owa (cyber)przestrzeń znaków-desygnatów, nazywana po prostu Światem Książki (ang. BookWorld), w którym „wyrażenie »ruchoma czcionka« można traktować dosłownie”44, zgodnie z definicją autora, „jest równoznaczna ze światem fikcji, ale technicznie rzecz biorąc rozciąga się również na tradycję ustną, żarty, limeryki, znaki drogowe, poezję, graffiti, dokumenty i instrukcję obsługi pralki.”45 Świat Książki podlega Radzie Gatunków Literackich (ang. Council of Genres) i „słoworządom” Wielkiej Centrali Tekstu (ang. Text Grand Central).46 Pieczę nad całą organizacją sprawuje zaś Jurysfikcja, czyli „służba wewnątrz powieści [dbająca o] integralność fikcji”47; w jej obrębie znajduje się 41 Rodzaj księgi z mosiężnymi okuciami, zasilanej „(hiper)książbakami”, czyli „robakami książkowymi”, mającymi zakodowaną treść wszelakich słowników, tezaurusów, leksykonów, encyklopedii i dzieł historyczno-biograficznych w DNA. Zob. Ibidem: s. 103-105. Nasuwają się w tym miejscu skojarzenia z koncepcją wytresowanych bakterii piszących książki poetyckie i naukowe alfabetem Morse’a w Wielkości Urojonej Stanisława Lema (S. Lem: Wielkość urojona, Kraków 1973, s. 86.) Podobny motyw, związany z rozwojem inżynierii genetycznej, wykorzystuje także Walter Moers w Mieście śniących książek (W. Moers: Miasto śniących książek, przeł. K. Bena, Wrocław 2006.) 42 „Przeskakuję do powieści raz do roku i zabieram ze sobą jednego turystę. (...) Skupiam się, czytam na głos dany ustęp i przenoszę się do niego.” Ibidem: s. 321. 43 „Współczesne programy komputerowe umożliwiają tworzenie trójwymiarowych obrazów (...). Ukryty w obrazie stereoskopowym rysunek zakodowany jest w powtarzających się motywach. (...) Niektórzy zobaczą ukryty trójwymiarowy obraz po kilku sekundach, a innym do wejścia w stereoskopową głębię potrzeba będzie kilku prob. (...) Medytacja cyberoptycznych symboli może stać się (...) drogą ezoterycznego wtajemniczenia” – tłumaczy Leszek Mandela. L. Matela: Medytacja cyberoptycznych symboli, „Wtajemniczenie” 1999, nr 3, s. 13. 44 Ibidem, s. 174 45 J. Fforde: Glossary, http://www.thursdaynext.com/jurisfiction/glossaryb3.html, tłum. J. Niedziela. 46 Ibidem. 47 Idem: Skok..., op. cit., s. 174. 103 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 iście borgesowska, olbrzymia, licząca dwadzieścia sześć pięter w gorę (na najwyższym z nich ma swoją siedzibę Rada Gatunków Literackich) i dwadzieścia sześć pięter w dół biblioteka, miesząca wszystkie książki, również te, które „kiedykolwiek zostaną napisane.”48 Poniżej zaś usytuowana jest Studnia Zagubionych Wątków, gdzie „luźne pomysły formują się w zarys planu, [a] „duchy (...) naszkicowanych postaci snują się po korytarzach, szukając fabuły i dialogów. Jeśli mają szczęście, powieść znajduje wydawcę i przechodzi wyżej, do Wielkiej Biblioteki. (...) Pod Studnią Zagubionych Wątków jest drugie podziemie. Poziom dwadzieścia siedem. Niewiele się o nim mówi. Tam lądują usunięte postacie, marne zabiegi narracyjne, niedorobione pomysły i skorumpowani agenci Jurysfikcji.”49 Każda książka (również potencjalna) ze świata przedstawionego „pierwszego stopnia” sprzężona jest zatem z czymś w rodzaju literackiej stacji nadawczej, wewnątrztekstowego centrum zarządzania, składającego się z niezliczonych departamentów, oddziałów (np. Oddziału Technologicznego Jurysfikcji; ang. Jurisfiction Technological Division), agencji (np. Agencji Zasobów Prozy; ang. Prose Resource Operatives), wyposażonego w stosowne urządzenia i systemy operacyjne typu: przypisofon50 (ang. FootNoterPhone), Marker Tekstu51 (ang. Textmarker) czy Przekaźnik Imaginacji (ang. ImaginoTransferenceDevice), mającego wyspecjalizowanych pracowników, tj. agenci Jurysfikcji, kowale słów (ang. wordsmiths), łatacze luk fabularnych (ang. holesmiths), dilerzy nastrojów (ang. moodmongers), gramatykarze (ang. grammatacists), numeratorzy (ang. paginators), imaginatorzy (ang. imaginators), dyktatorzy tempa akcji (ang. pace-setters)52 itp. Nie brak tam również zagrożeń i 48 Ibidem, s. 180. Ibidem, s. 311. 50 Przypisofon to rodzaj „lśniącego rogu, połączonego giętką, miedzianą rurą z wypolerowanym urządzeniem z drewna i mosiądzu (...). używany jest do komunikowania się na linii książkaksiążka lub do połączeń zewnętrznych.” (Ibidem, s. 313.) 51 „Urządzenie awaryjne, przypominające wyglądem rakietnicę. Zaprojektowane przez Wydział Badawczo Rozwojowy Jurysfikcji, służy LPR-owi, który ugrzązł w tekście, do zaznaczania go wcześniej ustalonym kodem (drukiem wytłuszczonym, kursywą, podkreśleniami itp.), charakterystycznym dla danego agenta. Inny agent może wówczas wskoczyć na pomoc we wskazane miejsce tekstu”. Ibidem: s. 309. 52 Zob. Idem: The Well…, op. cit., s. 94, 347. Tłum. M. Skibińska, J. Niedziela. 49 104 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 problemów w postaci gramasożytów, wirusów ortograficznych, zbiegów literackich czy kradzieży wewnątrztekstowych. Świat w powieściach Fforde’a nie jest skomputeryzowany sensu stricto, komputery funkcjonują tam raczej w sferze domysłów i odniesień - jako figura wyobraźni interpretatora, oraz w sferze rozproszonych, lecz bardzo czytelnych aluzji do mediów elektronicznych, wszak nie bez powodu jeden z bohaterów cyklu, szalony naukowiec, nosi znaczące imię Mycroft. Na szczególną uwagę zasługuje w tym kontekście rozdział ze Studni zagubionych wątków, osnuty wokół tematu „oprogramowań książkowych” (ang. Book Operative Systems53), czyli żartobliwa refleksja nad historią nośników słowa od czasów tradycji ustnej, opisanych na zasadzie analogii do ulepszanych wersji popularnych programów komputerowych. Stąd nazwy typu: OralTrad (tradycja ustna), OralTradPlus (wersja poszerzona o rymy), CaveDaubPro (pismo obrazkowe w jaskiniach), PaintPlusV.3, ClayTabletV2.1 (pismo klinowe), SCROLL (zwoj) itp. Co istotne, autor przedstawia w owym rozdziale wizję książki przyszłości – posiadającej strony „wrażliwe na czytanie”, kompatybilnej z najnowszym oprogramowaniem o nazwie UltraSłowo (ang. UltraWord), opartym na technologii spod znaku superszybkiego Przekaźnika Imaginacji (ang. ImaginoTransference) i fabrycznie wyposażonym w liczne opcje, m.in. podkład muzyczny, możliwość ustawienia preferencji leksykalnych przed lekturą, skorzystania z Identyfikatora Postaci (ang. Enhanced Character Identification), ułatwiającego orientację w rozbudowanych dialogach; z Busoli Wątku (ang. PlotPotPlus), automatycznie streszczającej przeczytaną partię tekstu w sytuacjach, gdy czytelnik powraca po czasie do odłożonej książki, bądź też z Czytnika Błyskawicznego (ReadZip), dzięki któremu można np. przeczytać Wojnę i Pokój w wersji skondensowanej, 86stronicowej, ale zachowującej wszystkie walory wersji pierwotnej.54 Okazuje się wszelako, że - o ile lektura uznanych, wartościowych tekstów przy wykorzystaniu owego najnowszego oprogramowania zdaje się - dzięki pewnym udogodnieniom - sprzyjać wzrostowi czytelnictwa, o tyle tworzenie ich w 53 54 Zob. rozdz. 11 w The Well of Lost Plots. Ibidem, s. 54. 105 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 UltraSłowie (w domyśle: przez maszyny, współczesne generatory tekstów) może doprowadzić do spłycenia i swoistej „fastfoodyzacji” literatury55, a tym samym – do psychicznego regresu jej odbiorców, zwłaszcza Że stoją za tym wszystkim postaci spragnione władzy nad światem. Co prawda – ich niecne plany nie zostają zrealizowane, ale jakiś nikły cień technofobii pada we wspomnianym rozdziale na wyobrażenie technicyzacji kultury czytelniczej. Autor wykorzystał zatem chwyt fabularny, polegający na przesunięciu interpretacji aktu lektury (i czynności pisania) ze sfery metaforycznej56, poetyckiej w sytuację ontyczną - poprzez urealnienie zakorzenionych w tradycji figur wyobraźni (np. uobecnienia postaci literackiej, emanacji „duszy autora”, siły słowa, wyobrażeń stanu umysłu czytelnika „wchodzącego” w świat tekstu itp.) i jednoczesne powiązanie ich statusu bytowego z osiągnięciami nowoczesnej technologii. Uwyraźnia się to zwłaszcza w Studni zagubionych wątków, obfitującej – zdaniem Ricka Kleffela – w liczne „filmowe momenty, które podkreślają doświadczenia czytelnicze w czysto wizualny sposób. Fforde uzyskuje ten efekt dzięki stworzeniu fantastyczno-naukowej podszewki dla aktu lektury.”57 Oczywiście, z perspektywy odbiorcy to również jest forma metaforyzacji czynności czytania, zważywszy na fakt, iż cały ów zabieg konstrukcyjny dokonuje się na prawach konwencji fantastycznej. W przypadku Fforde’a prawa te dopuszczają np. możliwość podróży w czasie, manipulacji przeszłością, istnienia wilkołaków, wskrzeszonych (dzięki rozwojowi inżynierii genetycznej) neandertalczyków, ptaków dodo, ożywionych i obdarzonych wolną wolą 55 Ibidem, s. 34348. Jak zauważa Andrzej Dróżdż: „Książka jest faktem społecznym i swoistą machiną do zatrzymywania czasu, ale równocześnie uczestniczy w ahistorycznym podtrzymywaniu mitu bezwarunkowości i ciągłości. Książka tak postrzegana ulega transcendowaniu w mit, a razem z nią ulegają mityzacji składniki jej świata – autor, czytelnik i przedmioty komunikacji.” (A. Dróżdż: Książka w świecie utopii, op. cit., s. 106.) Książka zatem, w swej transcendentnej perspektywie, ewokuje szerokie spektrum skojarzeń, które, ulegając metaforyzacji, pełnią zazwyczaj funkcje stylistycznych ornamentów w literackich portretach czytelników, jak chociażby w przypadku Mickiewiczowskiej bohaterki Dziadów-Widowiska, która wraca do „samotności, do książek - do marzeń/ Jak podróżny, śród dzikiej wyspy zarzucony,/ Co rana wzrok i stopę niesie w różne strony” (A. Mickiewicz: Dziady. Widowisko, w: tegoż, Utwory dramatyczne, Warszawa 1982, s. 98.) Jednak w przeciwieństwie do bohaterów Fforde’a, nie odbywa owej podróży w sensie dosłownym. 57 R. Kleffel: The Well of Lost Plots (review), http://www.trashotron.com/agony/reviews/2004 /ffordewell_of_lost_plots.html , 10.05.2009. Tłum. J. Niedziela. 56 106 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 bohaterów książek58 czy przenikających się światów równoległych – jak w Ubiku Philipa Dicka. Jednak centralny motyw cyklu powieści walijskiego autora dotyczy praktyki „wczytywania się” w teksty – nie tyle w sensie przenośnym, ile fizycznym, zakładającym wniknięcie i ewentualną ingerencję w strukturę dzieła literackiego – analogicznie do zjawiska immersji w cyberprzestrzeni. Jak stwierdza Grzegorz Chojnowski: „Pomysł Jaspera Fforde’a na literaturę jest błyskotliwy, przesłanie jasne: granice między fikcją a rzeczywistością nie istnieją w zaczytaniu. »Jeśliby książki wymyślono teraz, już po komputerach, okrzyknięto by je największym technologicznym wynalazkiem ludzkości. Żadnych baterii, prądu, kabli« - mawia Fforde w wywiadach.”59 Nietrudno doszukać się w tym sposobie przedstawienia „świata książek” wyraźnych inspiracji literaturą cyberpunkową, stereoskopią, grami fabularnymi, ideą liberatury czy cybertekstu, którego odbiorcę Aspen Aarseth przeciwstawia tradycyjnemu modelowi czytelnika, pisząc, iż: „czytelnik zaangażowany w rozwijanie opowiadania jest bezsilny. (...) Nie ma przyjemności, którą posiada gracz, przyjemności wpływu na to, co ci się wydarza. (...) Przyjemność czytelnika jest (...) przyjemnością oglądacza. (...) Czytelnik cybertekstu to gracz, hazardzista, a cybertekst to gra-świat albo świat-gra; można tu wędrować i błądzić, odkrywać tajne ścieżki w tekście nie w sensie metaforycznym, lecz dosłownie, dzięki topologicznym strukturom mechanizmu tekstowego.”60 Jednak w twórczości autora Porwania Jane E. owo rozróżnienie traci rację bytu, zważywszy na fakt, iż „pełne przeanalizowanie tego, co się dzieje, kiedy czytamy, byłoby szczytem osiągnięć psychologii, oznaczałoby bowiem opisanie bardzo wielu najbardziej złożonych funkcji ludzkiego umysłu.”61 Fforde wychodzi z założenia, że „wszystko jest możliwe w Świecie Książki. (...) Jedyne granice stanowi ludzka 58 Motyw ten wykorzystuje m.in. Cornelia Funke w Atramentowej Trylogii. G. Chojnowski: Czytadło o literaturze, http://dziennikarstwo-news.blogspot.com/2007_03_01 _archive.html, 03.05.2009. 60 E. J. Aarseth: Cybertekst: perspektywy literatury ergodycznej. Wstęp: literatura ergodyczna, tłum. D. Sikora, M. Pisarski, http://www.techsty.art.pl/magazyn2/artykuly/aarseth_cybertekst3.html , 26.04.2009. 61 E. B. Huey: The psychology and Pedagogy of Reading, New York 1908. Cyt. za: A. Manguel, op. cit., s. 67. 59 107 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 wyobraźnia”62, toteż nie ma tak naprawdę większej różnicy pomiędzy tradycyjną a elektroniczną formą rejestru treści literackiej, jeżeli słowo wchodzi w interakcje z nieograniczoną wyobraźnią i wrażliwością odbiorcy - które same w sobie są podstawowym źródłem wszelakich „efektów specjalnych”. Autor stwarza w związku z tym cały glosariusz63 specjalistycznych pojęć, odpowiadających tendencjom rozwojowym współczesnej cywilizacji, którymi ilustruje uniwersalne mechanizmy zawiadujące psychiką czytelników i pisarzy. Opisuje z jednej strony erę nowoczesnych mediów, wykorzystując ponadczasową metaforykę kodeksu jako narzędzia aktywności archetypów, a jednocześnie prezentuje blaski i cienie świata tradycyjnego czytelnika, posługując się terminologią „techniczną”, pełną neologizmów stanowiących wyraźne wyszukanych, aluzje do niekiedy telefonii zabawnych komórkowej, internetowych linków, przeglądarek (idea „telefonii przypisowej”64), spamu (swoiste „reklamy przypisowe”65), wirusów (gramasożyty, wirusy ortograficzne), hakerów66 (fałszerze dzieł literackich), programów komputerowych czy samego komputera (Portal Prozy) itp. Jak zauważa Eric Hill: „Chociaż Fforde ukazuje technologię jako czynnik pomocniczy w udoskonalaniu doświadczenia czytelniczego, wszystko w gruncie rzeczy opiera się na tym samym scenariuszu: człowiek sięga po książkę, daje się w nią wciągnąć i czuje, że w pewnym sensie jest uczestnikiem czytanej opowieści”67 Wykreowana przez autora „rzeczywistość 62 J. Fforde: The Well…, op. cit., s. 260. Na który składają się opisy haseł poprzedzających poszczególne rozdziały powieści. Glosariusz dostępny jest także na jednej ze stron internetowych autora: http://www.thursdaynext.com/jurisfiction/contents.html 64 „W wyobraźni ludzkiej zalążek idei hipertekstu mieścił się w przypisach i glosach, umieszczanych na marginesach książki. Ich miejsce w hipertekście zajęły linki, dzięki którym tekst główny niemal unosi się w powietrzu. (...) Hipertekst (...) jest ponadterytorialny, pozbawiony wymiarów czasowych i przestrzennych. Wyłania się jako Liber mundi z wielomilionowych codziennych połączeń użytkowników Internetu.” A. Dróżdż: http:// albo spełniona utopia Liber mundi, http://ebib.oss.wroc.pl/2001/25/drozdz.html, 10.05.2009. 65 Zob. np. J. Fforde: The Well..., op. cit., s. 49. 66 Andrzej Dróżdż zauważa jednak, iż „papier chroni przed sfałszowaniem informacji, czego nie zdołaliśmy do tej pory zapewnić książce elektronicznej i innym dokumentom tego typu”. A. Dróżdż: Literatura utopijna..., op. cit. 67 E. Hill: Of Eyre and Magic, http://faculty.winthrop.edu/kosterj/WRIT510 /StudentWork/Short3/EHText.doc, 10.05.2009. Tłum. M. Skibińska. Co znaczące w tym kontekście – na swojej stronie internetowej zorganizował Fforde konkurs, w którym główną nagrodą była „drukowana wycieczka” (wraz z osobą towarzyszącą) do jego przyszłej powieści i 63 108 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 wirtualna” to w istocie dynamiczna przestrzeń słowa in statu nascendi, to architektura idei, metafora umysłu „czytelnika zaangażowanego w rozwijanie opowiadania” i zarazem gracza, ponieważ „jakby nie było, czytanie jest prawdopodobnie bardziej twórczym i fantazyjnym procesem niż pisanie; kiedy czytelnik stwarza w swojej głowie jakieś uczucie lub wyobraża sobie kolory na niebie podczas zachodu słońca albo zapach ciepłego, letniego wiatru na twarzy, powinien siebie chwalić tak samo jak pisarza, a być może nawet bardziej.”68 Wydaje się zatem, iż dzięki omówionym tu zabiegom literackim Fforde znalazł sposób na to, jak w dzisiejszych czasach pozostać romantycznym bibliofilem, nie stając się zarazem antyutopistą - technofobem. Autor nie obawia się rozwoju techniki, lecz traktuje ją jako zbiór potencjalnych narzędzi służących do opisu uniwersalnych sytuacji czytelniczych i eksploracji tajemnic ludzkiego umysłu; nie demonizuje też ekspansji mediów elektronicznych, ale stara się dostrzegać w ichkoegzystencji z literaturą tradycyjną rolę podobną do tej, którą – zdaniem Jeana-Paula Sartre’a słowa odgrywają w życiu poety: „są one [słowa] przedłużeniem jego zmysłów; są jego szczypcami, jego czułkami, jego lunetami; (...) odczuwa je jak swoje ciało, które zaledwie sobie uświadamia, a które przedłuża jego działanie na świat.69 Nic dziwnego zatem, że na swojej stronie internetowej zamieścił Fforde „reżyserskie wersje” własnych powieści – z „efektami specjalnymi”, jednak aby uzyskać do nich dostęp, trzeba podać odpowiednie hasło, a to wiąże się z klasycznym „skokiem w dobrą książkę” przy użyciu najlepszego z istniejących oprogramowań, zwanego „wolą i wyobrażeniem”. epizodyczna rola w niej, obejmująca m.in. możliwość zadania głównej bohaterce, Thursday Next, dowolnego pytania („nieprzekraczającego dwunastu słów”). http://www.jasperfforde .com/rules.html , 10.05.2009. 68 J. Fforde: The Well…, op. cit., s. 50, tłum. za: http://czytatnik.blog.pl/archiwum/index .php?nid=14168496 , 05.05.2009. 69 J. P. Sartre: Czym jest literatura?, tłum. J. Lalewicz, Warszawa 1968, s. 167. 109 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Bibliografia 1. K. Bednarska – Ruszajowa: Biblioteki w literaturze polskiej, Kraków 2006. Biblioteki i książki w literaturze, pod red. K. Bednarskiej – Ruszajowej, Kraków 1998. 2. G. Chojnowski: Czytadło o literaturze, http://dziennikarstwonews.blogspot.com /2007_03_01_archive.html. 3. Dróżdż: http:// albo spełniona utopia Liber mundi, http://ebib.oss.wroc.pl /2001/25/drozdz.html. 4. A. Dróżdż: Książka w świecie utopii, Kraków 2006. 5. A. Dróżdż: Książki i biblioteki w siedmiu odsłonach literatury utopijnej, http://ebib .oss.wroc.pl/2001/26/drozdz.html. 6. A. Dróżdż: Literatura piękna jako źródło wiedzy o książce, http://ebib .oss.wroc.pl/2002/33/drozdz.php. 7. A. Dróżdż: Świat książki i biblioteki w twórczości literackiej Stanisława Lema w: Kraków–Lwów: Książki - czasopisma - biblioteki XIX i XX wieku, pod red. J. Jarowieckiego, t. VI, cz. 1, Kraków 2003. 8. J. Dukaj: 120 % fikcji w fikcji, „Nowa Fantastyka” 2005, nr 270, http://dukaj.pl/czytelnia/publicystyka/120ProcentFikcjiWFikcji. 9. J. Fforde: Porwanie Jane E., przeł. M. Chrobak, Kraków 2005. 10. J. Fforde: Skok w dobrą książkę, przeł. M. Chrobak, Kraków 2005. 11. J. Fforde: Something Rotten, London 2004. 12. J. Fforde: The Well of Lost Plots, London 2003. 13. Ł. Gołębiewski: Śmierć książki. No future book, Warszawa 2008. 14. E. Hill: Of Eyre and Magic, http://faculty.winthrop.edu/kosterj /WRIT510/Student Work/Short3/EHText.doc. 15. http://czytatnik.blog.pl/archiwum/index.php?nid=14168496 16. http://www.jasperfforde.com/ 110 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 17. http://www.techsty.art.pl 18. http://www.thursdaynext.com 19. M. Janion: Tam gdzie rojsty. Przypadek romantycznego mediumizmu, w: tejże, Projekt krytyki fantazmatycznej. Szkice o egzystencjach ludzi i duchów, Warszawa 1991. 20. R. Kleffel: The Well of Lost Plots (review), http://www.trashotron.com/agony /reviews/2004/fforde-well_of_lost_plots.htm. 21. A. Manguel: Moja historia czytania, przeł. H. Jankowska, Warszawa 2003. 22. L. Matela: Medytacja cyberoptycznych symboli, „Wtajemniczenie” 1999, nr 3. 23. A. Mickiewicz: Dziady. Widowisko, w: tegoż, Utwory dramatyczne, Warszawa 1982. 24. D. Pennac: Jak w powieści, przeł. K. Bieńkowska, Warszawa 2007. 25. J. P. Sartre: Czym jest literatura?, tłum. J.Lalewicz, Warszawa 1968. 26. Style zachowań romantycznych, pod red. M. Janion i M. Zielińskiej, Warszawa 1986. 27. J. Tomkowski: Zamieszkać w bibliotece, Ossa 2008. 111 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Rafał Ilnicki System symboliczny kart tarota jako inspiracja dla protohipertekstów na przykładzie „zamku krzyżujących się losów” Italo Calvino I tajemnicy poddamy się wzniosłej Znaków magicznych, gdzie żyje zaklęte To, co burzliwe, żywe i napięte, Ukształtowane w przejrzyste przenośnie. 1 (Hermann Hesse, Gra szklanych paciorków ) Nie wiem, co uczynić z tymi, którzy nie mówią : <<co czynić? Co czynić ?>>. 2 (Konfucjusz, Dialogi ) Strudzony wędrowiec opuściwszy las trafia do zamku. Tam znajdują się inni, podobni do niego podróżnicy, jednak obłożeni klątwą, czy też na skutek jakiegoś innego działania sił naturalnych/nadnaturalnych pozbawieni zostają mowy. Porozumiewanie, a raczej opowiadanie (komunikowanie jako opowiadania) własnych historii odbywa się za pomocą talii kart tarota – tak w obliczu utraty mowy postanawiają relacjonować swoje losy. Jeden za drugim opowiadacze dokładają do już wyłożonych na stole następne karty. To właśnie w ten sposób krzyżują się ich losy – za pomocą symbolicznych przedstawień kart tarota – stanowiących medium ich opowieści. Sytuacja jest o tyle trudna, że wszyscy słuchający – wraz z narratorem, muszą domyślać się znaczenia określonych kart i w ten sposób snują historię pełną niedomówień, niedopowiedzeń, możliwych błędnych interpretacji. Pomocą pozostają gesty opowiadających, które zdradzają ich nastrój, nastawienie emocjonalne, intencje – nabierają one pewnej mocy performatywnej3 oraz eksplanacyjnej. 1 H. Hesse: Gra szklanych paciorków, Poznań 1992, s. 339. Konfucjusz: Dialogi, Warszawa 2008, s. 478. 3 Bohaterowie zamku „działają tutaj fikcją”, co wpisuje się nurt perfomatywów językowych zapoczątkowanych przez J.L Austina. 2 112 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Odkodowywanie znaczeń oraz sensów poszczególnych opowieści odbywa się dzięki grze skojarzeń/intuicji – zarówno owych postaci zgromadzonych w zamku, jak i czytelnika4. Autor nie podsuwa żadnej obowiązującej interpretacji opowiadań, zamiast tego cały proces narracyjny zapośredniczony zostaje przez symboliczny język kart tarota – jak możemy wnosić ze sposobu użycia go przez Italo Calvino – piktorialny język uniwersalny. Opowiadający wskazuje na etapy swojej wędrówki, wykładając kolejne karty na stół, jednak to słuchacze opowiadają jego historię, co stanowi drugie już zapośredniczenie5. Jeśli ujmiemy te dwa procesy razem, to możemy mówić o pierwszej próbie stworzenia interaktywnego opowiadania6, które dziś mogłoby zostać zrealizowane za pomocą połączonych siecią/Internetem komputerów7. Pozostaje to jednak tylko jednym z możliwych współczesnych sposobów wykorzystania konceptualnej warstwy tej powieści. Zamek krzyżujących się losów pozostaje wciąż powieścią nieznaną. Utwór składa się z dwóch odrębnych minipowieści: zamku krzyżujących się losów oraz gospody krzyżujących się losów8. Pomimo swojej małej objętości (wydanie polskie liczy 124 strony) – prezentuje szereg formalnych zabiegów narracyjnych 4 W Zamku krzyżujących się losów obok tekstu umieszczone zostały wizerunki kart tarota, które korespondują z określonymi częściami opowiadań. Czy można je nazwać ilustracją? A może autor świadomie wprowadza pewne nieścisłości pomiędzy obrazem, a okalającym go tekstem, by wprowadzić kolejny poziom do tej interpretacyjnej gry? To czytelnik musi osądzić, czy tekst odpowiada przedstawieniom symbolicznym. 5 Tutaj autor nie zostaje uśmiercony (nawiązuję tutaj do utopijnego projektu depersonalizacji literatury przez Calvino, gdzie język dzieła literackiego miałby przemawiać sam za siebie, na wzór przedmiotów), lecz zagubionych w kolejnych stopniach kształtowania narracji, można powiedzieć – rozmyty, czy też przesłonięty. 6 Warto odnotować, że takowy program już powstał. Posiada wiele niedociągnięć, traktować można go jedynie jako wprawkę do stworzenia pełnoprawnego oprogramowania służącego do tworzenia fikcji literackich. Takie próby świadczą jednak o żywotności, a także inspirującej mocy dzieła Italo Calvino. 7 Jedna osoba wybiera daną kartę, którą widzą wszyscy użytkownicy, a oni, czy to uzgadniając ze sobą, czy to wspólnie wybierają określone leksje (jednostki tekstu, które w ten sposób określił R. Barthes), sekwencje, czy też tworzą własne. Można też mnożyć kolejne poziomy narracji dodając obserwatorów, którzy też tworzą opowieść, chociażby za pomocą długopisu i kartki papieru i badać później wpływ linearności/nielinearności na proces twórczy. Zdaje się, że takie przedłużenie eksperymentów komputerowych jest ziszczeniem się idei Calvino o literackiej maszynie komputerowej – maszynie tekstualnej (patrz. I. Calvino: wykłady amerykańskie, Gdańsk-warszawa 1996, s. 107.). 8 Przedmiotem mojego zainteresowania uczynię tylko zamek krzyżujących się losów. Można to uznać za uzasadnione o tyle, o ile śledzę samą konstrukcję powieści – do tego celu wystarczy wyróżniona przeze mnie część. 113 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 stanowiących novum, jeśli oglądowi poddamy sposób konstrukcji dzieła literackiego, czyli w tym przypadku – metodę kombinatoryczną. Właśnie ten nowatorski sposób tworzenia fabuły będzie podstawą do porównania dzieła włoskiego pisarza z protohipertekstem, czyli kategorią opisu wskazującą na sposób przejawiania się literatury kombinatorycznej po „zwrocie nowomedialnym”9. Jak wskażę w dalszej części artykułu, klasyfikacja ta jest nieostra, a powieść, którą poddaję analizie może doskonale posłużyć do dodefiniowania i określenia nie tylko modusów protohipertekstu, ale także hipertekstu – jako kategorii nadrzędnej. Zanim to jednak uczynię pragnę wskazać na obecność warstwy filozoficznej w dziele Calvino10. Jest to istotne dlatego, że wprowadzając taką myślową głębię11 do utworu, nie skazuje go na losówość, na zagubienie sensu w chaotycznym następstwie leksji. Stanowi to niewątpliwą inspirację dla (proto)hipertekstu. Dzięki temu elementy intertekstualne nabierają innego znaczenia, czy też może dopiero je zyskują, pozostając miejscem, w którym Italo Calvino zdradza swoje przekonania. Los potraktowany zostaje w sposób pozornie humorystyczny – zwróćmy uwagę na pesymistyczne zakończenia (mam tu na myśli niepowodzenia bohaterów12) każdej z historii. Nie będę rozwijał tego wątku – nazbyt odlegle sytuuje się względem podstawowych założeń tego artykułu13. 9 Określenie to nie funkcjonuje w literaturze przedmiotu. Posługuję się nim, by wskazać na zmiany, jakie wprowadziło zastosowanie technologii komputerowych (głównie hipertekstu) do tworzenia dzieła literackiego. 10 Na obecność tej warstwy wskazuje między innymi T. Oziewicz: Medytacje kartezjańskie Husserla według Italo Calvino, „Rita Baum” 2003, nr 6. 11 Na filozoficzny potencjał metaliteratury wskazuje także Bogusław Bakuła: „podejmowany tutaj spór z postacią fikcyjną prowadzi z jednej strony do wzrostu znaczenia elementu ludycznego, a z drugiej do stawiania na serio pytań filozoficznych” w: B. Bakuła: Człowiek jako dzieło sztuki, Poznań 1994, s. 155. 12 Ze szczególną wyrazistością zostało to przedstawione w drugim opowiadaniu: Opowieści alchemika, który zaprzedał swoją duszę w: I. Calvino: Zamek krzyżujących się losów, Warszawa 2000, s. 21. Obecne tutaj Nawiązanie do Fausta Goethego stanowi tylko pretekst do „faustowskich medytacji” Italo Calvino, bowiem opowieść ta została przekształcona. Tytułowy alchemik nie zostaje zbawiony, lecz zatraca się w realizacji fałszywego celu, jakim jest budowa złotego miasta. W konsekwencji odurzeni materialnością i przepychem mieszkańcy tracą duszę. Tragedia słynnego doktora zostaje rozszerzona o wątek społeczności, za którą zostaje podpisany przez niego niejako zbiorowy cyrograf. Pozostaje zatem zapytać o tożsamość opowiadającego, czy był on alchemikiem, a może jest mieszkańcem złotego miasta pozbawionym duszy? 13 Także problem komunikacji z perspektywy filozoficznej mógłby zostać rozpatrzony odwołując się do Zamku krzyżujących się losów. Dziś w barze mogliby spotkać się rożni ludzie, którzy 114 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Powiem tylko, że hipertekst może stanowić współczesną metaforę ludzkiego losu, a to dzięki nieprzewidywalności życia. Nawiązują do tego słowa Novalisa: „każda znajomość, każde zdarzenie mogłoby dla człowieka przenikniętego duchem stać się pierwszym ogniwem nieskończonego szeregu, początkiem nie kończącej się powieści.”14 w kontekście powyższych słów uzasadnionym wydaje się pytać o celowość, czy też jej brak, w przypadku ustalania kolejności opowiadań. Powyższe założenia realizują się bazując na pewnym systemie symbolicznym, który to pokrótce omówię. Tarot to talia 78 kart, na którą składają się arkana wielkie (22 karty), jak i arkana małe (56 kart)15. Każda karta oprócz graficznego przestawienia zawiera opis ułatwiający interpretację zawartości symbolicznej karty. Arkana wielkie przedstawiają pewne archetypalne postaci, można zaryzykować stwierdzenie zapożyczone od Maksa Webera – typy idealne. Przykładem może być głupiec, mag, kapłanka – już same nazwy niejako naprowadzają na konkretne wyobrażenia. Istnieje niezliczona liczba talii tarota, a zatem system symboliczny nie jest czymś stałym, lecz podlega ciągłym przemianom. Nie wiadomo do dziś co oznacza samo słowo tarot16, genezę łączy się często fantastycznymi historiami, mitycznymi opowieściami - czy to o egipskich mistycznych praźródłach, czy też wywodząc tę talię z Indii. Ten wstęp jest o tyle konieczny, o ile powszechnie tarot występuje raczej w kulturze jako narzędzie pospolitych wróżb – ulicznej kartomancji, aniżeli mechanizm literacki. Podkreślam, iż interesuje mnie właśnie ten drugi sposób funkcjonowania tej talii kart za pominięciem ezoterycznego zaplecza, bowiem takowe, zgodnie ze słowami autora17, nie odegrało większego wpływu na opowiadaliby historie za pomocą przedmiotów, przykładowo wykładając na stół zapałki, kluczyki od samochodu. Czy jest ona pełnoprawna, równorzędna werbalnej, czy tylko pozostaje jej karykaturą? A może każda komunikacja skazana jest na pewien mur milczenia wynikły z zapośredniczenia, jakie stanowi język? 14 Novalis: Uczniowie z Sais, Warszawa 1984, s. 105. 15 A. Douglas: Tarot. Pochodzenie. Symbolika. Medytacja. Wyrocznia, Milanówek 1993, s. 42-119, s. 145203. 16 J.W. Suliga: Tarot. Karty, które wróżą, Łódź 1990, s. 9. 17 „Co zaś się tyczy ogromnej bibliografii, jaką obrosła kartomancja i symboliczna interpretacja tarota, to wprawdzie posiadłem przyzwoitą znajomość przedmiotu, ale nie sądzę, aby miała ona duży wpływa na moją Pracę”. W: I. Calvino: zamek krzyżujących się losów, Warszawa 2000, s. 119. 115 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 kształtowanie się powieści. Także pominę inne zastosowania tarota, wyłączając może grę – jako tą funkcję, która pokrywa się z kategoria gry/zabawy, tak często spotykaną w literaturze, a obecną na wielu płaszczyznach Zamku krzyżujących się losów. Wyjaśnienie czym jest tarot dla literatury nie jest łatwe. Bywa on wykorzystywany w różnoraki sposób. Ezoteryczne znaczenia, które pominąłem, stanowią podstawę przy pisaniu Golema Gustawa Merinka, czy opowiadania Rosa Mystica Wiliama Butler Yeats’a. W fantastyce Tarot Antony Peirce’a odpowiada tej dążności, a w Polsce Gra w tarota Jadwigi Żylińskiej i Rycerze wielkiej gry Jerzego Piechowskiego można uznać za przykłady inspiracji tą talią kart. Zatem Italo Calvino nie był pierwszym, który dostrzegł inspirującą rolę kart tarota jako narzędzia literackiego. Jednak w zamku krzyżujących się losów tarot pozostaje narzędziem literackim, wpasowuje się niejako w samo medium jakim jest powieść, czy też można go określić jako metamedium, ponieważ jest: multimodalny – łączy tekst i obraz, intertekstualny – zawiera odwołania do motywów historycznych oraz kulturowych. Po przybliżeniu tego, czym jest tarot i jaką funkcję pełnić może dla literatury wydaje się istotnym określić czym jest sam symbol18, który to jest podstawową kategorią niezbędną do interpretacji danych kart. Zadania nie ułatwia fakt, że symbolem w tarocie może być zarazem kilka ułożonych w rożny sposób kart, jaki i pojedyncza karta, a także element jednej z kart – symbol w symbolu. Każda karta tarota zawiera ich od kilku do kilkunastu. Pomnożywszy tę sumę przez 78 kart otrzymujemy niewiarygodną liczbę możliwych do uzyskania kombinacji. Mamy tu do czynienia z nieskończoną niemalże grą symboli. Właśnie ta mnogość może świadczyć o uniwersalnym języku kart tarota, o tym, że 18 Szereg szczegółowych definicji symbolu przedstawia Umberto Eco w rozdziale Tryb symboliczny w: U. Eco: Czytanie świata , Kraków 1999, s.137. Symbol to także „pojedynczy-> motyw lub motywów występujących w dziele, który jest znakiem treści głęboko ukrytych i niejasnych, mający za zadanie ku nim kierować myśl czytelnika” w: Słownik terminów literackich, pod red. J. Sławiński, Wrocław-Warszawa 1998, s. 545. „znak szczególnego typu (ikonograficzny), przedstawiający jakąś rzecz dzięki odpowiedniości analogicznej” w: A. Podsiad, Mały słownik terminów i pojęć filozoficznych, Warszawa 1983, s. 378. Nie będę faworyzował żadnej z powyższych definicji, bowiem warto pamiętać, że „tryb symboliczny kryje się tam, gdzie tracimy wreszcie chęć odgadywania za wszelką cenę” w: U. Eco: O literaturze, Warszawa 2003, s. 143. 116 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 symbolikę tą można dopasować właściwe do wszystkiego – literatury, poezji, filozofii, historii. Podstawową cechą symbolu jest niejednoznaczność – dzięki relacyjnemu charakterowi symboli na kartach ulegają one konkretyzacji. Tworzy to symboliczny system kart tarota – zmienny historycznie, w zależności od talii, lecz także w pewnym sensie uniwersalny – zawiera szereg symboli doskonale zrozumiałych bez względu na ograniczenia czasowe. Przykładem może być karta eremita przestawiając starca, głupiec – młodzieńca, czy księżyc - noc. Zdefiniowanie protohipertekstu wydaje się problematyczne, ponieważ funkcjonuje on najczęściej jako wygodna metafora pozwalająca określić literaturę kombinatoryczną poprzedzającą literacki hipertekst. Odwołam się do definicji hipertekstu, którego to właściwości mogą zostać przełożone na powieść Calvino, a które pomogą w większym stopniu zrozumieć, jakie cechy protohipertekstualności spełnia zamek krzyżujących się losów. Jan Grzenia wymienia kilkanaście rożnych definicji hipertekstu19, w niemal każdej z nich pojawia się odwołanie do nielinearnego sposobu prezentacji danych, jako cechy konstytutywnej dla tej technologii. Hipertekst zastosowany do literatury oznacza przede wszystkim niesekwencyjny sposób narracji osiągany poprzez zastosowanie algorytmu losującego leksje, które to stanowią podstawowe jednostki tekstu20. „Dla potrzeb analizy możemy traktować zdania w fikcji literackiej jako odrębne akty twórcze. Zdania są bowiem elementarnymi przesłankami konstrukcji autora.”21 można powiedzieć - leksje - ta intuicja autonomizująca jednostki tekstowe była obecna już w refleksji literaturoznawczej. Wsteczna remediacja umożliwiła określenie protohipertekstu. Mianowicie przenosimy właściwości hipertekstu na literaturę drukowaną w formie papierowej. Oczywistym jest, że nie może on zawierać wszelkich cech właściwych dla swej formy późniejszej, dlatego też skazany jest na występowanie 19 J. Grzenia: Komunikacja językowa w Internecie, Warszawa 2007, s. 80. George Landow wskazuje na szereg możliwych interaktywnych rozwiązań narracyjnych, jak : wybór użytkownika, interwencja w ciąg tekstowy, włączenie zewnętrznych obrazów i tekstów, zmiana złożoności struktury sieci odniesień, wybór stopnia złożenia elementów literackich, takich jak fabuła. W: G. Landow: Hypertext 3.0, Baltimore 2006, s. 217. 21 W. Gass: Filozofia, a fikcja literacka, „Literatura na świecie” 1981, nr 4, s. 314. 20 117 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 w charakterze metafory, czy też pojęcia nieostrego. Rozpatrując tę kwestię z innej strony i sugerując kategorię zbiorczą na określenie tych dwóch modusów występowania tekstów literackich – literatury kombinatorycznej, wydaje się krzywdzące dla protohipertekstu, zważywszy na to, że w hipertekście algorytmy odciążają autora od pracy nad systemem powiązań leksji, dzięki zastosowaniu komputerowych algorytmów. Ale jakie cechy posiada hipertekst? Lev Manovich stwierdza: „największym hipertekstem jest sama sieć, ponieważ jest bardziej złożona, nieprzewidywalna i dynamiczna, niż jakakolwiek powieść, która mogłaby zostać napisana przez jednego człowieka-autora, nawet Jamesa Joyce’a”22. To chaotyczna struktura – chaotyczna na prawach interaktywności pojmowanej jako wpływ czytelnika na sposób odczytań, tutaj rozumiany wybór leksji, ma uwalniać człowieka od tej linearności, który cytowany teoretyk mediów wiąże z dynamiką. Ale czy to proto oznacza dziś tradycję powieści hipertekstowej23? Z jednej strony widzimy brak nawiązań, z drugiej – pamiętajmy, że jest to literatura w początkowym stadium rozwoju, dlatego możliwe, że na arcydzieła przyjdzie nam jeszcze poczekać. Czy jeśli zaliczymy do protohipertekstow Grę w klasy Cortazara, Zamek krzyżujących się losów, czy jeszcze szereg innych utworów, to możemy stwierdzić, że wywierają one wpływ na współczesne powieści hipertekstowe? Obserwacja niewielkiego poziomu złożoności utworów literatury elektronicznej każe zaprzeczyć. Czy pomiędzy proto, a hiper zachowana jest ciągłość? A może radykalne zerwania? Tutaj byłby ostrożny i mówił raczej o radykalnym pominięciu lub zapomnieniu, które jest konsekwencją fascynacji samą technologią. Czym miałby się różnić warsztat pracy jednych od drugich? Warsztat pracy Calvino można zrekonstruować czytając posłowie, kiedy to widoczne staje się zmaganie się autora z systemem symbolicznym kart tarota, literaturą światową, strukturą dzieła. Mogę sobie wyobrazić, że komputer 22 Tłumaczenie własne za: L. Manovich: New Media from Borges to HTML w: N. Wardrip-Fruin, N. Montfort: The New Media Reader, Cambridge 2003, s. 15. 23 Istotna wydaje się tutaj sama etymologia przedrostka proto-, które oznacza: „w złożeniach: najdawniejszy, najważniejszy, główny, początkowy, wstępny” w: W. Kopaliński, Słownik wyrazów obcych i obcojęzycznych, Warszawa 2002, s. 411. Kluczowe wydaje się określić tę istotność protohipertekstu, mając na uwadze zarówno konserwatywne, jak i bardziej radykalne podejścia. 118 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 stanowi najczęściej całe instrumentarium autora literatury hipertekstowej. Zatem protohipertektualność miałaby oznaczać realizację powieści w tradycyjnej formie książki, a którą znamionują cechy właściwe dla hipertekstu, tj. elementy kombinatoryczne, aleatoryczna struktura, programowa otwartość dzieła, niedokończoność, nielinearność. Charakter tej koncepcji zdaje się być najbardziej widoczny na poziomie samej hipertekstowości: odnośników, kłącz, połączeń między rożnymi partiami tekstów, także intertekstualność pojmowaną jako linkowanie do zasobów kultury, także obecności poziomu refleksji metaliterackiej. Za takie protohiperteksty można uznać Grę szklanych paciorków Hermana Hessego24, trylogię Illuminatus Roberta Antona Wilsona, czy powieść Życie: instrukcja obsługi Georges’a Perec’a. W powieści Calvino szereg tych wymagań jest spełniona, bowiem możemy zmieniać dowolnie ciągłość historii – oczywiście w przypadku dopuszczalnych granic przez układ kart, szereg odwołań międzytekstowych także jest obecny, stanowi wręcz wymiar podstawowy, warstwa refleksji teoretycznej łączy się z namysłem filozoficznym. Hipertekstowa własność powieści włoskiego pisarza to także jej aczasowość. Z jednej strony znamy w przybliżeniu czas historyczny rozgrywania się powieści – średniowiecze. Z drugiej strony zupełnie nic nie wiemy o czasie trwania, czy to długości rozgrywania się historii, czy ich temporalnego umiejscowienia, nawet wieku bohaterów25. Także te przywoływane tropy, wyłowione z morza intertekstualności są jakby wyrwane ze swoich korzeni kulturowych i literackich. Ale czy to oznacza, że tracą sens? Pozostaje pytać o celowość takiego zabiegu. Z jednej strony możliwość kombinacji jest nieograniczona, z drugiej zaś ramą jest forma opowieści – konwencja czasu historycznego. Słowa Johna Bartha współgrają z ideą protohipertekstu: „to także ostateczny dramaturg [czas] każdego opowiadania. Historia jest zbiorem Mandelbrota, tak nieskończenie podzielnym, jak przestrzeń w paradoksie 24 Zwracam uwagę na pojawiający się wciąż motyw gry – sugestia ta zawarta jest już w samym tytule. 25 Przede wszystkim nie wiemy, czy po raz pierwszy opowiadają te historie, czy też pośród tych lasów znajduje się więcej zamków, w których to na rożne sposoby goście odpowiadają o swoich losach. Co ciekawe można tutaj wprowadzić niemalże każdy z porządków czasowych. 119 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Zenona. Nie ma takiego odcinka czasu, przeszłego, czy przyszłego, którego nie można by dzielić dalej i dalej, którego nie można by w coraz dokładniejszej skali, jak nieskończone krzywe linii brzegowych, opisywane za pomocą linii fraktalnej”26. Takie ubezczaosowienie, uniezależnienie powieści od jednostek czasowych ułatwi przełożenie systemu symbolicznego kart tarota na hipertekst. Zwroćmy uwagę na pominięcie wymiaru czasowego na przedstawieniach tejże talii, można powiedzieć – programową, każda karta zyskuje swój wymiar czasowy w zestawieniu z innymi symbolami27. Wciąż interesuje mnie kategoria protohipertektualności ze względu na inspirację symbolicznym systemem kart tarota. Ukażę, w jaki sposób realizuje się ona w powieści Italo Calvino wyróżniając trzy kategorie: grę, narrację oraz fikcję. To właśnie używając tych pojęć można śledzić proces twórczy pisarza, jak i rolę samego medium28. Na te kategorie spoglądam jednak z perspektywy użycia kart tarota. Śledzimy zatem zastosowanie tarota jako gry na rożnych płaszczyznach, formy wykorzystania go w tworzeniu narracji, a także sposób kształtowania się fikcyjnego świata przedstawionego. Koniecznym wydaje mi się dodanie jeszcze jednej uwagi: wymienione przeze mnie sposoby istnienia powieści nie funkcjonują nienależenie od siebie, lecz często przenikają się, uzupełniają, czy też – krzyżują. Sposób przejawiania się gry w literaturze opisuje Anna Martuszewska29, dlatego też od razu przejdę do analizy powieści. Dochodzi tutaj do negocjowania 26 J. Barth: Opowiadać dalej, Warszawa 199, s. 38. Matematyka nieliniowa wydaje się być aplikowaną do powieści hipertekstowej, ponieważ można wykorzystać pewne wzory, pętle, reguły powtarzania, tak by opowiadanie stanowiło samopowtarzalną figurę geometryczną na wzór fraktala. Symbole kart tarota stanowiłyby dziwne traktora przyciągające określone karty, w ten sposób używając metod stochastycznych można by określić regularność pojawiania się danych kart w określonym układzie, czyli poznać reguły/prawa opowiadania. 27 Warto zastanowić się, czy hipertekst nie stworzony na bazie systemu symbolicznego może przy zestawieniu leksji tworzyć porządek czasowy? Można udzielić pozytywnej odpowiedzi na to pytanie, jednak przy zastrzeżeniu, że w każdej jednostce opowiadania musiałaby zawierać się słowna konstrukcja słowna wskazująca na dany czasookres. 28 Tak jak talia kart stanowiła inspirację dla autora, tak też powieść włoskiego pisarza inspiruje teorię (proto)hipertekstu. 29 A. Martuszewska: Radosne gry, Gdańsk 2007, s. 31-34, 113, 127. Warto podkreślić, że literatura per se pojmowana jest przez autorkę jako gra. 120 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 sensu dzięki dialogowi wewnętrznemu narratora30, czy też raczej referowany jest nam monolog wewnętrzny jednego z biesiadników na wzór strumienia świadomości, czy raczej strumienia opowieści. Italo Calvino wykorzystuje tutaj niewiedzę interpretatora czasem podsuwając kilka możliwych odczytań danego rozkładu kart, chociaż autor nie jest tu jednak konsekwentny, podsuwa kilkakrotnie absolutyzujące interpretacje danych historii, niektóre pozostawiając niedokończonymi31. Skąd mamy jednak wiedzieć, które słowa odpowiadają danym symbolom obecnym na kartach, czy aby błędne opisy nie są podsuwane celowo? To także kolejny element gry z czytelnikiem. Wszechobecność kategorii gry32 pozwala to na uznanie powieści włoskiego prozaika za twórczość protohipertekstową, grę protohipertekstu33. Narracja tworzona przy użyciu kart tarota jest o tyle istotna, uwzględniając charakter protohipertekstualny dzieła literackiego, że umożliwia aleatoryczne zastosowania rożnych symboli poprzez czynność manualnego, czy też algorytmicznego tasowania kart. Zestawienie ze sobą kilku przypadkowych symboli tworzy już pewną narrację, bowiem umysł ludzki według teorii psychologicznych działa w sposób asocjacyjny (Wilhelm Wundt, Herbert Spencer), czy też można mówić wręcz o inteligencji narratywnej34. Karty tarota występują tutaj jako swoisty narracyjny test Roschacha - ma on także wydobyć 30 Tu też mamy do czynienia z grą, bowiem raz narrator występuje jako pierwszoosobowy, innym razem trzecioosobowy. 31 Na celowość takiego zabiegu literackiego wskazuje Joann Cannon: „Calvino jest zafascynowany przez ideę niezrealizowanych możliwości zawartej we wszystkich systemach” (tłumaczenie własne) J. Cannon: Literature as Combinatory Game: Italo Calvino’s The Castle of Crossed Destinies, s. 87, „Critique” 1979, nr 85. 32 Już sama ilość, nadmiar, symboli kart tarota stanowi grę. Korespondują z tym twierdzeniem słowa Rolanda Barthes’a: „nadwyżka metafor (…) tworzy grę dyskursu” w: tegoż: S/Z, Warszawa 1999, s. 95. 33 Problem pojawia się, gdybyśmy chcieli uczynić z Zamku krzyżujących losów hipertekst – Zamek hipertekstowych losów. Wiązało by to się z karkołomnymi zabiegami formalnymi, tak by przygotowywać leksje na rożnych płaszczyznach, co najmniej dwóch – wizerunków kart i przysługujących im podpowiedzi, tak by uniwersum możliwych opowieści nie było skazane na „hipertekstowy bełkot” – raczej naturalna konsekwencja nieustrukturyzowanej aleatoryczności. Takie wirtualne kalambury wymagają odczytania przez czytelnika wysoce kompetentnego. Owo przygotowanie miałoby przede wszystkim polegać na umiejętności dekodowania pewnych wzorów powieściowych, kulturowych, czy historycznych – wtedy gra intertekstualności może wykroczyć poza literalność odczytań. 34 J. Bruner: The Narrative Construction of Reality w: M. Mateas, P. Sengers: Narrative Intelligence, Amsterdam-Philadephia 2002, s. 41. 121 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 ukryte skojarzenia będące podstawą autonomicznego tekstu literackiego, o czym wspomina w posłowiu Calvino35. Narracja niejako dyktowana przez sam układ kart zbiega się z narrację tekstów literackich - widać tutaj także inspirację opowieściami kanterberyjskimi „tu rycerz rozpoczyna opowieść”36 . Problem komputeryzacji, losówości, algorytmizacji, matematyzacji narracji podejmował już Stanisław Lem i David Jay Bolter, Sławoj Żiżek. Polski autor fantastyki naukowej podszedł do problemu wyjątkowo sceptycznie, upatrując w niej nieczytelność: „w im bardziej uniezwyklony, nowy sposob ma się potoczyć narracja, tym bardziej stary, spetryfikowany, znany czytelnikowi, tj. banalny musi być jej przedmiot. Dylematu tego wcale sobie <<nowa powieść>> nie wymyśliła, nie trafiła nań też przypadkowo: leżał, nie do wyminięcia, na jej drodze. Jeżeli sytuacje całkowicie nowe, nieznane, nie doświadczone dotąd przez nikogo, pragnie się opisać sposobem, który także będzie nowy i nieznany, powstanie – nieuchronnie – taka nieczytelność, której nic nie uratuje”37. Jednak z punktu widzenia tarota wydaje się to mniej groźne, bowiem istnieją symbole kotwiczące – np. buławy, denary, miecze obecne na każdej z kart mniejszych arkanów, które nawiązują do kart większy arkanów, tworząc tym samym pewną strukturę, gdzie można doszukiwać się analogii pomiędzy symbolami38. Zestawiając ze sobą rożne karty niemal zawsze można znaleźć element wskazujący podobieństwo, jak i różnicujący. Ciekawym pomysłem byłoby rozpisanie Zamku krzyżujących się losów na sposób w jaki Roland Barthes rozpisał Sarrasine – ciąg tez i antytez. Załączam próbną tabelkę, by ukazać tą napięciowość narracji, opozycje: mówienie - milczenie, las-zamek39. Takie użycie kart tarota, wpasowywanie się w rożne teorie podkreśla 35 I. Calvino: Zamek krzyżujących się losów, Warszawa 2000, s. 119. Dostrzec można tutaj silną inspirację opowieścią rycerza Geofrey’a Chaucer’a stanowiącą fragment Opowieści kanterberyjskich. 37 S. Lem: Filozofia przypadku, t. 1, Warszawa 1997, s. 270-271. 38 O tyle też można mówić o pewnych ramach powieści hipertekstowej, jakościowych odnośnikach, które zdejmą przymus wprowadzany przez algorytmy oparte na całkowitej losowości. 39 R. Barthes: S/Z, Warszawa 199, s. 63. Można to także uczynić na płaszczyźnie poszczególnych kart, np. król byłby przeciwieństwem żebraka, jeśli uznamy bogactwo za kryterium różnicujące, czy też nagie dziecko (z pierwszej opowieści) przeciwstawione pięknie odzianemu księciu. Jest to 36 122 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 jego inspirującą rolę jako medium asymilującego rożne sposoby myślenia i pozwalające, by podług nich kształtować narrację. Kolejnym aspektem jest kwestia stylów odbioru40 tekstu ukształtowanego przez wprowadzenie w ten sposób kształtowanej opowieści. Mówi o tym Donald Palumbo: Rozkład tarota jest zaprojektowany do tworzenia narracji, ponieważ każda z kart sama ani nie reprezentuje zdarzenia lub działania, ani istotnej postaci, czy też cechy postaci, aspektu osobowości, czy nastawienia. Rozmieszczenie wszystkich kart w stylu rozkładu – przykładowo użyję celtyckiego sposobu układania – pozwala możliwie precyzyjnie desygnować, które z powyższych elementów narracji każda otrzymana karta może reprezentować, a także zapewnia skorelowanie struktury fabuły z określoną ramą czasową. Czytelnik dostarcza <<styl>> i zatem może tworzyć narrację, która jest już potencjalnie istniejąca [w kartach] - poprzez dodawanie <<stylu>> i <<motywu>> do podstawowych elementów narracji zawartych już w samych kartach, <<postaci>> i <<fabuły>>, czy to stylu czytania – [czytelnik wybiera] strukturę <<fabuły>> i ramę czasową wraz z <<otoczeniem>> już zawartym w tworzonej narracji. Wielość tych elementów można zaobserwować poprzez wyjaśnianie struktury fabuły obecnej w rozkładzie celtyckim i wyborze kilku kart, które demonstrują, jak każda implikuje jakiś element <<fabuły>>, czy <<postaci>>.41 Czytelnik sam kształtuje styl odbioru, w tym wypadku autor może jedynie sugerować sposób odczytania. Istotne jest to także zważywszy na szereg odwołań intertekstualnych, które to także mogą wymagać dobrania odpowiedniego stylu odczytania, co wiąże się ze zjawiskiem, które można określić jako grę stylów odbioru. William Gass podkreśla, że kształtowanie fikcji stanowi balansowanie pomiędzy mechanicyzmem, a organicznością: „estetycznym celem każdej fikcji literackiej jest stworzenie świata słów czy tez istotnej części takiego świata, pulsującego życiem we wszystkich przejawach. Autor nie może unikać jakiegoś konstruktu – czy to zbyt nieuporządkowanego, by mógł stanowić świat, czy to zbyt mechanicznego by mógł być żywym organizmem – chociaż nie zawsze jest dialektyczna zabawa, bo dziecko pojawia się w zdobionym płaszczu i symbolizuje niewiedzę dworzanina – metaforyczną nagość. 40 M. Głowiński: Świadectwa i style odbioru, w: tegoż: Dzieło wobec odbiorcy. Szkice z komunikacji literackiej, Kraków 1998, s. 145. 41 Tłumaczenie własne wypowiedzi prof. Donalda Palumbo, która jest fragmentem korespondencji e-mailowej z autorem artykułu. Data : 23.04.2009. 123 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 to świadomym zamiarem, bo przecież pisarzom przyświecają rożne cele”42. Słowa te znajdują swoje dopełnienie w samym symbolicznym systemie kart tarota, jako że łączy on losowość – stanowiącą odwołanie do mechanizmu z przedstawieniami jak najbardziej organicznymi – ludzi i towarzyszących im zwierząt. Nawet jeśli Calvino zrzuca odpowiedzialność za fikcyjność swojej powieści na karty tarota - ich układ powstały w wyniku losowego tasowania, a w następstwie ułożenia, to odpowiedzialny jest za skojarzenia, za proces łączenia różnorakich symboli, odnoszenia ich do własnej pamięci i formowania w oparciu o pewne konstrukty myślowe narracyjnej warstwy opowiadań. Zatem całkowita depersonalizacja nie jest możliwa - nie wchodzi w grę, bowiem mechanicyzm uzyskany dzięki zastosowaniu systemu symbolicznego tarota jest tylko pozorny, bowiem ktoś musi tasować karty, ktoś musi je układać. Autor w Zamku… nie może być rozpatrywany jako fikcja, choć zapewne właśnie to było celem Calvino, który to – metaforycznie ujmując – rozbił autora na kilku mniejszych – karty, opowiadaczy, interpretatora historii43. Ważna jest także kategoria fikcyjnej baśniowości. Możemy też karty tarota rozbić na najmniejsze z możliwych jednostki znaczeniowe, podobnie jak to uczynił Władimir Propp wyróżniając 31 podstawowych jednostek bajki magicznej, tutaj mamy co najmniej 78 jednostek służących do tworzenia fikcyjnego świata. Tutaj mamy przede wszystkim zamek44 – element baśniowości, dziwną klątwę milczenia, karty tarota – jako przedmiot magiczny. W świetle wcześniejszych rozważań o symbolu wydaje się bardzo prawdopodobne, że autor celowo wybrał zamek jako miejsce, w którym ma rozgrywać się akcje powieści. Nie można zaprzeczyć, że za pomocą kart tarota 42 W. Gass: Filozofia, a fikcja literacka, „Literatura na świecie” 1981, nr 4, s. 310. Zdaniem Michela Foucaulta autor jest: „[…] funkcjonalną zasadą, dzięki której w naszej kulturze można ograniczać, wyłączać, wybierać, dzięki której można utrudniać swobodny obieg, swobodną manipulację, swobodne komponowanie, dekomponowanie i dekomponowanie fikcji” w: tegoż: Powiedziane, napisane. Szaleństwo i literatura, Warszawa 1999, s. 199. 44 „Zamek – popularny motyw baśniowy; zamki często stoją w środku zaczarowanych lasów lub na zaklętych górach; najczęściej zamek symbolizuje (..) sumę i spełnienie wszystkich pragnień zwróconych ku rzeczom pozytywnym.” w: Herder: Leksykon symboli, Warszawa 1992, s. 182. 43 124 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 zostają opowiedziane historie ludzi, których zgubiły złudne pragnienia. Tym razem zło wygrywa – co jest jawną polemiką z gatunkiem baśniowości. Tu także widać transgresję – przekraczanie granic gatunkowych, reinterpretację znanych kodów kulturowych poprzez wykorzystanie kart tarota. Czy zatem Italo Calvino za pomocą użycia określonych kart nie wartościuje snutych przez siebie opowieści? Już samo wybranie określonych opowieści, przeformułowanie ich, reinterpretacja zdaje się być nacechowana nastawieniem autora. Podkreśla to uwaga Lichtenberga: „wszelka bezstronność jest czymś sztucznym. Człowiek zawsze jest stronniczy, i bardzo zresztą słusznie. Nawet bezstronność jest stronnicza. Wywodzi się ze stronnictwa bezstronnych”45. Stoi to w sprzeczności z tezami George Landowa zbawczej roli hipertekstu dla uwolnienia słowa (także autora – od niego samego), rozerwania kajdan linearności, czy uwolnienia tekstu od sztywnych reguł narracyjnych. O tyle właśnie wydaje mi się istotne analizowanie protohipertekstow, że w znacznym stopniu mogą podsuwać odpowiedzi dla pytań dręczących teorię literackiego (proto)hipertekstu. Zamek krzyżujących się losów jawi się jako powieść wielopłaszczyznowa, umożliwiająca i prowokująca wielorakie odczytania. Pozostaje przy tym dziełem otwartym, podatnym na dalsze rozwinięcia, o czym świadczyć mogą próby stworzenia programów komputerowych służących tworzeniu interaktywnej fikcji46, jak i prace teoretyków hipertekstu literackiego47. Pozostaje podkreślić, że opus magnum protohipertekstu za jakie Można uznać Zamek…, stanowiąc inspirację – wciąż inspiruje. 45 G. Lichtenberg: Bruliony i inne pisma, Kraków 2001, s. 85. C. Hooper, M. Weal: Storyspinner: Controlling Narrative Pace in Hyperfiction w: HT'05 Workshop on Narrative, Musical, Cinematic and Gaming Hyperstructure. In conjunction with the sixteenth ACM conference on Hypertext and Hypermedia, Salzburg 2005 , http://eprints .ecs.soton.ac.uk/11791/1/storyspinner05.pdf, 24 kwietnia 2009. 47 M. Bernstein, D. Miliard, M. Wall: On Writing Sculptural Hypertext, w: The Thirteenth ACM Conference on Hypertext and Hypermedia, Maryland 2002, http://www.equator.ac.uk /var/uploads/bernstein2002.pdf, 24 kwietnia 2009. 46 125 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Bibliografia 1. I. Calvino: Zamek krzyżujących się losów, Warszawa 2000. 2. I. Calvino: Wykłady amerykańskie, Gdańsk-Warszawa 1996. 3. T. Oziewicz: Medytacje kartezjańskie Husserla według Italo Calvino, „Rita Baum” 2003, nr 6. 4. B. Bakuła: Człowiek jako dzieło sztuki, Poznań 1994. 5. Novalis: Uczniowie z Sais, Warszawa 1984. 6. A. Douglas: Tarot. Pochodzenie. Symbolika. Medytacja. Wyrocznia, Milanówek 1993. 7. J. W Suliga: Tarot. Karty, które wróżą, Łódź 1990. 8. U. Eco: Czytanie świata , Kraków 1999. 9. U. Eco: O literaturze, Warszawa 2003. 10. J. Grzenia: Komunikacja językowa w Internecie, Warszawa 2007. 11. G. Landow: Hypertext 3.0, Baltimore 2006. 12. W. Gass: Filozofia, a fikcja literacka, „Literatura na świecie” 1981, nr 4. 13. L. Manovich: New Media from Borges to HTML w: N. Wardrip-Fruin, N. Montfort: The New Media Reader, Cambridge 2003. 14. J. Barth: Opowiadać dalej, Warszawa 1999. 15. J. Cannon: Literature as Combinatory Game: Italo Calvino’s The Castle of Crossed Destinies, s. 87, „Critique” 1979, nr 85. 16. A. Martuszewska: Radosne gry, Gdańsk 2007. 17. M. Mateas, P. Sengers: Narrative Intelligence, Amsterdam-Philadephia 2002. 18. R. Barthes: S/Z, Warszawa 1999. 19. M. Głowiński: Świadectwa i style odbioru, w: tegoż: Dzieło wobec odbiorcy. Szkice z komunikacji literackiej, Kraków 1998. 20. G. Lichtenberg: Bruliony i inne pisma, Kraków 2001. 21. M. Bernstein, D. Miliard, M. Wall: On Writing Sculptural Hypertext w: The Thirteenth ACM Conference on Hypertext and Hypermedia, Maryland 2002, Http://www.equator.ac.uk/var/uploads/bernstein2002.pdf, 24 kwietnia 2009. 126 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 22. M. Foucualt: Powiedziane, napisane. Szaleństwo i literatura, Warszawa 1999. 23. S. Lem: Filozofia przypadku, t.1, Warszawa 1997. 127 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Tomasz Szturo Waldemar Łysiak, czyli „literatura totalna” Od dziesięcioleci wieszczony jest rychły zmierzch książki, jak i słowa pisanego w ogóle. Szczęśliwie proroctwa te są równie trafne, jak pozostałe katastroficzne wieszczby (te, które aktualizuje bliskość okrągłych dat i o których systematycznie przypominają media „tabloidowe”). Owszem, książka niewątpliwie nie jest medium o masowej sile rażenia – choć i tu nie brak wyjątków, bez mała, regularnych, czego egzemplifikacją mogą być zjawiskowe sukcesy (zwłaszcza w wymiarze ekonomicznym) powieści Dana Browna czy cyklu o Harrym Potterze. O poczytności powyższych tytułów raczej nie decyduje ich „geniusz literacki” (przyznajmy – dosyć umiarkowany), tylko zespół, niezwykle skutecznych, zabiegów marketingowych – wsparty „artylerią” mediów, „szeptaną” aurą sensacji (w obu przypadkach do wydawniczego sukcesu walnie przyczyniły się wypowiedzi watykańskich luminarzy), a w ostatniej „fazie” – imperium Hollywoodu. Jest to triumf bardziej w wymiarze popkulturowym niż literackim i nie przekłada się na pozycję słowa pisanego we współczesnej hierarchii atrakcyjności. Statusu książki ulega bowiem systematycznej dewaluacji na rzecz mediów wizualnych, co zauważa m.in. M. Hopfinger, która konstatuje: „Osłabła dominująca pozycja słowa, awansował natomiast obraz; jednocześnie w społecznym porozumiewaniu się zbliżyły się role słowa i obrazu.”1 Rzeczywistość wydaje się być bowiem zdeterminowaną przez kulturę masową, a ta z kolei eksponuje media ikoniczne. Dwight Macdonald, wskazując gatunki przynależne genetycznie popkulturze, będące jednocześnie jej głównymi środkami ekspresji, wymienia przede wszystkim „komiksy, filmy, sience fiction i telewizję.”2 Owa sytuacja nie jest Żadnym novum – wystarczy przypomnieć biblię pauperum, której współczesną emanacją wydaje się być rozbuchana ikonosfera. Rewolucja Gutenberga zmieniła proporcje 1 2 M. Hopfinger, Stare-nowe media, w: Kultura audiowizualna u progu XXI w., Warszawa 1997, s. 75. D. Macdonald, Teoria kultury masowej, w: Antropologia kultury, Warszawa 2005. 128 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 piśmienniczej zawartości kulturowego uniwersum, ale nie zlikwidowała analfabetyzmu, który trwa niezłomnie. Także współcześnie i to w tak zwanych „cywilizowanych” społecznościach, gdzie klasyczna nieumiejętność posługiwania się słowem pisanym zmutowała w tzw. „analfabetyzm wtórny”. Literatura – nawet obciążona postponowaną niszą „książek dla kucharek” pozostaje medium o posmaku elitarności. Jak bowiem przypomina Wojciech Burszta „Lektura wymaga wysiłku, powolności, skupienia, medytacji; nawet jeśli dotyczy ledwie popularnych opowiadań.”3 Współczesność – szturmowana ofensywą kultury wizualnej – ową elitarność utrwala. Słowo pisane – mimo że pozostaje medium najbardziej wymagającym – emanuje jakąś alchemią, która dla wielu odbiorców czyni je atrakcyjniejszym od filmów, telewizji, Internetu czy gier komputerowych. Maryla Hopfinger twierdzi, że „W drugiej połowie wieku [XX] wzorotwórcze oddziaływanie literatury na inne praktyki straciło swą apodyktyczność, choć utrzymało znaczną atrakcyjność.”4 Co więcej, literatura, w przeciwieństwie do pozostałych z wymienionych tekstów kultury, potrafi funkcjonować bez wsparcia promocyjnej machiny. „Dowodnym” tego przykładem jawi się twórczość Waldemara Łysiaka. Pisarz ów sprzedał bowiem kilka milionów egzemplarzy swoich książek, a każdy jego nowy tytuł rozchodzi się w nakładzie kilkudziesięciu lub kilkuset tysięcy woluminów. Powieści, książki publicystyczne bądź eseje o sztuce – opatrzone nazwiskiem Łysiaka – trafiają do czytelników bez pośrednictwa jakiegokolwiek promocyjno-marketingowego wsparcia. Na próżno byłoby szukać prasowych anonsów powyższych książek, reklam radiowych czy telewizyjnych. Nie znajdziemy także zawoalowanych strategii wydawniczych Łysiak praktycznie jest nie obecny w mediach elektronicznych, a jego teksy nie są obsypywane laurami o „rynkowym przełożeniu”, nie stanowią także przedmiotu krytycznej analizy telewizyjnych recenzentów kulturowych czy „arbitrów elegancji”. Wysokie nakłady książek Łysiaka są funkcją ich literackiej atrakcyjności. 3 W. J. Burszta, Książka i czytanie w popkulturowym reżimie symultaniczności, w: Gadżety popkultury, Warszawa 2007, s. 126. 4 M. Hopfinger, op. cit., s. 99. 129 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Atrakcyjności w wymiarze czytelniczym – nie rozstrzygającym o walorach estetycznych (te nie są przedmiotem niniejszej dysertacji). Dowodzą więc „Żywotności” literatury w swej esencjonalnej postaci. Utwór pisany pozostaje atrakcyjny ze względu na swą immanentną strukturę. Nie niweluje jej popkulturowy zgiełk ani ekspansja kultury „obrazkowej”. Popularność twórczości Łysiaka pokazuje, iż sięga się po książki ze względu na ich walory narracyjnofabularne, nawet, gdy autor nie ma modnej fryzury ani nie roztacza miazmatów obyczajowego skandalu. Waldemara Łysiaka znamionuje bardzo tradycyjny, bez mała „ortodoksyjny”, stosunek do kultury pisarskiej, czego wyrazem jest nie tylko jego twórczość literacka, ale także bibliofilska namiętność. Autor MW czy Statku jest bowiem „renomowaną” figurą rodzimych kolekcjonerów manuskryptów, starodruków, inkunabułów i wszelkich edytorskich cymeliów. Najwspanialszym trofeum bibliofilskiej pasji Łysiaka jest Trenów pierwodruk Jana Kochanowskiego, który do roku 2000, w opinii historyków literatury, był zaginiony. Ów zabytek polskiej literatury miał być przekazany w 2001 roku Bibliotece kórnickiej, jednak pasmo nieporozumień doprowadziło do dramatycznego finału, którego konsekwencją było zerwanie kilkumiesięcznych ustaleń dosłownie na parę minut przed ich zwieńczeniem. Książką dokumentującą kolekcjonerską namiętność Łysiaka jest Wyspa zaginionych skarbów – swoisty katalog bibliofilskich sukcesów jej autora. Typograficznym zwieńczeniem tego „wydawnictwa” jest reprint odnalezionych Trenów, bowiem Wyspa zaginionych skarbów została napisana z myślą o uświetnieniu wspomnianej wyżej uroczystości. Literacka aktywność Waldemara Łysiaka stanowi przełożenie jego nabożnego stosunku do kultury pisarskiej, a jej niezmienną emanacją – w mniemaniu pisarza – ma być kodeksowa forma książki. Istotą literatury jest niewątpliwie tekst – jakaś historia opowiedziana w konkretny sposób, w zależności od swego „genotypu” podlegająca określonym kryteriom. Inne rygory systematyzują literaturę faktu, a inne epikę, lirykę czy dramat. Stymulowana awangardowością ewolucja sztuki konsekwentnie modyfikuje wszelkie 130 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 regulacje, niweluje lub przesuwa estetyczne granice i obostrzenia, literackie formy oraz konwencje tracą swą ostrość i zmieniają kształty. Ową gatunkową hybrydyczność konsekwentnie pielęgnuje Waldemar Łysiak, który eksperymentuje z literackimi konwencjami, formami i rodzajami. Krzyżuje erudycyjne eseje z fabularnymi opowiadaniami (np. Człowiek w żelaznej masce), łączy konwencję eposu z gatunkiem powieści (Ostatnia kohorta), żeni epikę z formą dramatyczną (Cena), wreszcie swata publicystykę z fabułą o cechach szpiegowsko-sensacyjnych (Najgorszy, Lider). Pozostaje tylko jedno obostrzenie rygorystycznie przestrzegane przez pisarza – materialna postać woluminu, która ma stanowić niezbędne medium w obcowaniu ze zjawiskiem literatury. Bez niej słowo pisane będzie miało konsystencję nazbyt eteryczną, która łatwo rozwieje się w przestrzeni zdominowanej przez kulturę masową. Łysiak z dużą nieufnością odnosi się do wszelkiego eksperymentatorstwa z edytorską formą książki, które w mniemaniu pisarza, może nieświadomie przyczynić się do anihilacji literatury. Współczesna kultura przenicowana jest wszak multimedialną ekspansją, w której nawale kotłują się środki, zdaniem Dwighta Macdonalda, „szczególnie dobrze dostosowane do masowego wyrobu i masowej dystrybucji.”5 Najbardziej dynamicznym medium, pośredniczącym między nami a rzeczywistością, stał się Internet. To z jego zasobów najczęściej czerpana jest wiedza o świecie – osaczająca nas nieuporządkowaniem i fragmentarycznością, a w efekcie inkarnująca barokowe doznanie chaosu. Internetowe łącza zastępują więzy interpersonalne, a także dają możliwość wrzaskliwej kontestacji sfery publicznej. „Sieciowa kolonizacja” naszej kultury sprzyja konkwiście dokonywanej przez pokrewne medium – gry komputerowe. Amalgamat fabuły, grafiki i interaktywności, scalony w sposób eksplozywny, coraz inwazyjniej wdziera się w przestrzeń społeczno-kulturową. Hegemonem wyobraźni nie przestaje być jednak telewizja, która programami rozrywkowymi, ludycznymi gwiazdorami, serialami i informacjami o zdynamizowanej formule strzeże swej mocarstwowej pozycji. Owszem, u genezy owego wizualnego spektrum leży słowo – tu nic nie zmieniło się od czasów ewangelicznych – ale 5 D. Macdonald, op. cit. 131 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 wyzute z literackości, którą wchłania multimedialna ofensywa. Odstąpienie od tradycyjnego kształtu książki, w mniemaniu Łysiaka, wydałoby klasyczne narracje na pastwę kultury obrazkowej – rozpędzonej w wideoklipowym galopie. W końcu tradycyjne piśmiennictwo rozmyłoby się w przestrzeni elektronicznego chaosu. Zapewne dlatego autor MW strzeże swej literatury przed informatyczną penetracją – ze wzgardą odnosi się do idei pisania książek przy pomocy komputera. Proces twórczy ma wszak stanowić intymne misterium, którego utensyliami powinno być pióro i maszyna do pisania. Jest w tej postawie echo Schulzowskiej opowieści, gdzie tradycja – okopana w „solennej ceremonialności” – stawiała opór inwazji nowoczesności (za którą ciągnęły tarany blichtru i tandety). Z drugiej strony postawa Łysiaka tchnie anachronizmem, a ktoś mógłby zarzucić jej także niekonsekwencję – wszak oczywistą rzeczą jest, że Łysiakowe książki przechodzą przez szereg „cybernetycznych” procesów – począwszy od typograficznego „łamania”, a skończywszy na ich funkcjonowaniu w przestrzeni internetowej. Autor Statku swoimi wyborami pragnie po prostu chronić ducha tradycyjnej literackości przed elektroniczną fetyszyzacją. Esencja pisarstwa winna mieć swą materialną emanację, która samą sobą stanowi wartość estetyczną. Dlatego Łysiak wydaje swe książki z niepospolitym pietyzmem edytorskim. Zawsze jest współautorem ich typograficznego opracowania, które każdorazowo stanowi istotny komponent literackiej struktury. Wszelkie teksty Łysiaka, a powieści zwłaszcza, są obficie „iluminowane” najróżniejszymi rycinami, reprodukcjami i fotografiami. Wizualna strona książek stanowi wskazówki do „utajonej” w tekście symboliki, odkrywa kolejne kondygnacje semantyczne. Szczególnie w powieściach reprodukowane obrazy stanowią organiczną całość z ilustrowanym tekstem – scaloną na płaszczyźnie emblematycznej. Słowo pisane i przywoływane dzieło ikoniczne przenikają się interpretacyjnie, poszerzając tym samym swoje znaczeniowe konteksty. Pisarstwo autora Statku stanowi przekonującą egzemplifikację spostrzeżeń M. Hopfinger, zdaniem której słowo pisane dąży do odrębności, do pozyskania własnej suwerennej tożsamości 132 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 wizualnej.”6 Z tym zastrzeżeniem, że badaczka mówi o pełnej autonomii zapisanych słów, które samym układem graficznym mają ewokować wartości znaczeniowo-estetyczne (na zasadzie kaligramu), zaś Łysiak niezmiennie pozostaje na stanowisku nadrzędności fabuły i narracji w stosunku do zapisu. Pisarz nie zamyka jednak swojej twórczości w jakimś kulturowym skansenie, nie udaje, że nasycona nowoczesnością rzeczywistość jest tymczasową złudą. Artystyczna „ortodoksja” Łysiaka ogranicza się do sfery artefaktu – szacunku dla książki, jako przedmiotu o walorach estetycznych. Sam literacki alembik – niby przeciwciałami – nasyca pierwiastkami wyzyskanymi z przestrzeni medialno-ikonicznej. Wojciech Burszta zauważa: „(...) Dzisiaj książki pisze się coraz częściej z myślą i nadzieją, Że nie pozostaną jedynie autonomicznymi wytworami <<do czytania>>, ale jako swoisty, wyjściowy, skończony i pełny, ale jednak półprodukt staną się elementem w kulturze symultaniczności – zamienią się w scenariusz filmu, grę komputerową itd.”7 Łysiak czyni zaś odwrotnie – tworzy powieści, które są wartością w pełni suwerenną, co więcej – wasalizującą inne środki przekazu. Dlatego z nowoczesnej ikonosfery destyluje formy ekspresji, którymi dynamizuje swą twórczość. Z tego też powodu strukturę takich tekstów jak Bóg szachów, Dobry, czy Statek w znacznym stopniu uzupełnia technika kolażu”. W powyższych utworach odnajdziemy wiele przywołań z kultury klasycznej – cytowane są wersy Biblii, Szekspir, Balzac, Dostojewski czy Poe. Dla kontrapunktu przytaczane są tytuły i konwencje filmów m.in. Casablanki, Łowcy androidow, Czasu Apokalipsy czy Matrixa. Często stosowanym przez Łysiaka zabiegiem jest stylizowanie fragmentów tekstu na wypowiedzi medialne – przede wszystkim na prasowe artykuły, ale także na radiowe i telewizyjne reportaże. Wszystko to nadaje powieściom kolażowej” ekspresji, a także estetycznej polifonii. Ta z kolei sprawia, że literatura, w swej tradycyjnej formule, jest w stanie sportretować współczesność wraz z jej pulsującą dynamiką. A czyni to równie sugestywnie w czasach komunikacyjnej rewolucji, co w epoce Komedii ludzkiej. Łysiak pielęgnuje 6 7 M. Hopfinger, op. cit., s. 80. W. J. Burszta, op. cit., s. 135. 133 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 bowiem Balzacowską tradycję wielkich narracji „rewitalizując” ją nowoczesnymi konwencjami i technikami obrazowania. Autor takich powieści jak Milczące psy, Flet z mandragory czy Kielich nie tylko snuje opowieści składające się na literackie historie, ale także tworzy fabuły o dokładnie wymierzonej proporcji dramaturgii. Łysiak bowiem swoje powieści reżyseruje” – akcja skomponowana jest w nich według filmowych kryteriów. Opisywane w nich wydarzenie obrazowane są nie tylko w konwencji „homerowej” (choć i ta stanowi ważny komponent literatury Łysiaka), ale także w optyce kinowej. Wyobrażone sceny są jakby kadrowane, prezentowane w rożnych ujęciach, z rożnych perspektyw narracyjnych. Określone jest ich tempo i dynamika, czasem stosowany jest na wskroś filmowy zabiegi spowolnienia wydarzeń, co ma opisywanym scenom przydawać dramaturgii. Są to efekty będące jakby wypadkową klasycznej retardacji i „hollywoodzkich” trików. Często pojawiają się „zbliżenia” jakiegoś drobiazgu, detalu, który ma zamykać kompozycję opisywanych wydarzeń. Fabuła Łysiaka jest bowiem ogromnie wizualna – niewątpliwie dlatego, iż „podszywa” ją nieprzeciętna erudycja malarska. Wiele scen Fletu z mandragory, Statku czy Ostatniej kohorty stanowi literackie transkrypcje, albo przynajmniej reminiscencje jakiegoś malowidła. Z tego samego źródła – ikonicznej tradycji – czerpie przecież narracja filmowa, stąd m.in. podobieństwa między fabularną ekspresją książek Łysiaka a konwencją kinową. Ale czasami Łysiak dynamizuje swoje powieści zapożyczeniami branymi bezpośrednio z medium filmowego, czego przykładem może być obecny w Kielichu cytat z Czasu Apokalipsy Francisa Forda Coppoli (autor powieści zapożyczył” opowieść pułkownika Curtza o bestialstwie Czerwonych Khmerów, którzy odrąbali rączki małym dzieciom zaszczepionym przez amerykańskich żołnierzy). Łysiak dba także o efekty akustyczne swoich powieści i nie mam tu na myśli konwencjonalnych „świstów kul”, „huków eksplozji” czy „chrzęstów oręż”. Poszczególne sceny jego książek „dopełniane” są dźwiękami – znowuż – w sposób filmowy. Na przykład w powieści Milczące psy zawarta jest sekwencja, w której zastrzelony na dzwonnicy bohater, spadającym ciałem, dobywa brzmienia dzwonu. Z kolei we Flecie z mandragory, oprócz symfonii dzwonów i syren, niczym kontrapunkt 134 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 eksponowana jest cisza. Towarzyszy ona frenetycznej scenie egzekucji młodych kobiet ciśniętych na żer ławicom piranii. Sadystyczne i perwersyjne widowisko usytuowane zostało w dźwiękoszczelnym basenie z pancernego szkła, czego efektem miało być wrażenie upiornej pantomimy. Cisza skontrastowana z gwałtownością widowiska stanowi środek stricte kinowy. Z tego samego medium wywodzi się genealogia muzyki, którą Łysiak inkrustuje swoje powieści. Mogą to być dźwięki płynące z radia lub płyt (np. w Statku bohater słucha nagrań Chrisa Rea) częściej jednak są to dźwięki „żywe”, dobywane grą – zwłaszcza na pianinie i saksofonie. Już u progu XX stulecia twórcy literaccy sygnalizowali świadomość istnienia medium, jakim jest film, dostrzegali także kulturowo-społeczne przemiany będące konsekwencją kinowej emanacji.8 Szybko też literatura zaczęła nasiąkać filmowymi pierwiastkami. Jednakże (chyba) dopiero u Łysiak spotykamy się z taką skalą zapożyczeń” kinowych środków narracji, które jednocześnie tak harmonijnie zostały wkomponowane w konwencję obszernej, na wskroś literackiej epickości. Powyższe przykłady sprawiają zapewne wrażenie fragmentaryczności, może nawet szczątkowości, ale gabaryty referatu nie pozwalają na wnikliwszą (a przez to obszerniejszą) analizę twórczości, na którą składa się około 50 tytułów. Intencją niniejszej wypowiedzi było zasygnalizowanie pewnej postawy artystycznej Łysiaka, wyrażonej stosowaniem konkretnych technik i zabiegów literackich. Ich zwieńczeniem ma być książka jako medium w pełni autonomiczne, semantycznie wielowymiarowe i estetycznie spójne, które sprawi, że odczujemy potrzebę oddania się ceremoniałowi, opisanemu przez Bursztę w poniższych słowach: „Wzięcie do ręki staromodnego przedmiotu (który pozostanie staromodny, choćby nie wiem jak atrakcyjnie był wydany) jest wewnętrznym sygnałem, że wypisujemy się z biegu codzienności, że zwalniamy, że przypominamy sobie zasady narracyjności, na których wspiera się nasza kultura.”9 8 9 M. Hopfinger, op. cit., 100. W. J. Burszta, op. cit., s. 137. 135 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Bibliografia 1. M. Hopfinger, Stare-nowe media, w: Kultura audiowizualna u progu XXI w., Warszawa 1997. 2. D. Macdonald, Teoria kultury masowej, w: Antropologia kultury, Warszawa 2005 3. W. J. Burszta, Książka i czytanie w popkulturowym reżimie symultaniczności, w: Gadżety popkultury, Warszawa 2007. 136 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Urszula Pawlicka „Czytanie tego tekstu jako inna forma życia”. O konwencji hipertekstowej w twórczości Piotra Siweckiego BIOS i HYPER-GENDER „Ten tekst skutecznie zastępuje wszystko, co mogłoby ci sprawić przyjemność lub przykrość. Ten tekst jest najlepszą rzeczą pod słońcem, jaka mogła ci sie przydarzyć. Jest kobietą, mężczyzną, dzieckiem, matką, ojcem. Ten tekst pierze twoje ubrania, krzyżuje ciebie, pali twoje ciało w krematoryjnym piecu, stawia przed sądem, co w wiśniowym zasiadł sadzie. Ten tekst opowiada o tobie, jakbyś był gwiazdą pop, przywódcą politycznym w czasach kryzysu lub czasach prosperity, intelektualnym guru-szmuru, bohaterem komiksu Roberta Crumba. Tutaj proponuje ci się idyllę, prześladowania, pracę, wygnanie, stały pobyt, tymczasowy pobyt, niskie ceny, wysokie ceny, towary po promocyjnych cenach. Ten tekst mógłby zastąpić ci wszystkie inne teksty, gdybyś tylko tego bardzo zapragnął” (H-G, 278).1 Według narratora Hyper-Gender, z którego pochodzi przywołany fragment, teksty o konwencji hipertekstowej są w stanie wyrazić wszystko, są najlepszym literackim narzędziem na opisanie Ery Informacji, w której zdaniem Marka Ameriki: „Wszyscy cierpimy z powodu Choroby Informacyjnej i Przeładowania.”2 Następuje czas, w którym, jak określa Piotr Siwecki: „Żyjemy w bibliotece, muzeum, supermarkecie – trudno czasami czegoś nie pomieszać (…). Pamiętam jak kiedyś przyjrzałem się koszykowi w sklepie. Nabiał, pieczywo, wędliny, proszek do prania, książka Arnolda Toynbee, papierosy, kawa, płyta Exodusu z przeceny, podkoszulki, skarpety i te praktyczne, czarne worki sześćdziesięciolitrowe – galimatias, cytaty, przypisy, karty katalogowe… 1 Cytaty pochodzą z książek Piotra Siweckiego: BIOS, Olsztyn 2002 i Hyper-Gender, Olsztyn 2003. Cytaty z BIOSU oznaczone będą pierwszą literą tytułu i numerem fragmentu, bowiem książka nie posiada numeracji 1 stron: (B, nr fragmentu). W przypadku Hyper-Gender cytaty oznaczone będą pierwszą literą tytułu i numerem 1 strony: (H-G, nr s.). Rozdziały BIOSA pozbawione zarówno numeracji stron, jak i numeracji fragmentów oznaczone będą pierwszą literą tytułu powieści i tytułem rozdziału: (B, tytuł rozdziału). 2 M. Amerika: Avant-Pop Manifesto, tłum. Piotr Siwecki, „Ha!art” 2003, nr 3-4, s. 24. 137 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 wszystko tak pięknie w szczątkowej postaci...”3 Metaforą współczesnego świata jest koszyk z supermarketu, oznaczający konsumpcjonizm, komercyjność, momentalność i nomadyzmu, minimalizm. oznaczającego Oddaje również zróżnicowaną specyfikę rzeczywistość, kulturowego nieciągłość i nieprzystawalność. Kultura mozaikowa4 o której pisał Ryszard W. Kluszczyński fragmentarycznie łączy produkty z rożnych przestrzeni życia człowieka, w efekcie obok siebie stawiana jest literatura, cyberkultura, popkultura… i pieczywo z wędliną. Poza przestrzenią rzeczywistą człowiek zaczyna funkcjonować w przestrzeni wirtualnej, która staje się przedłużeniem życia realnego. Hybrydyczne ciało zostaje zawieszone „pomiędzy”: pomiędzy czasami i przestrzeniami. Nic dziwnego, że człowiek, zderzający się z nowym ponowoczesnym światem traci tożsamość, ulega dezorientacji i osamotnieniu. Jak powiedział Marshall McLuhan: „Nowa technologia stoi u naszych drzwi, a my stoimy całkowicie odrętwiali, głusi, ślepi i niemi wobec jej konfrontacji z techniką Gutenberga.”5 W obliczu takich zmian potrzebny jest produkt adaptacyjny, posiadający cechy zarówno kultury tradycyjnej, jak i informacyjnej. Kluszczyński zauważa: „Ogromnym zadaniem sztuki jest wypełniać społeczne funkcje adaptacyjne, kreować i przeprowadzać rytuały przejścia, oswajać z nadchodzącym nowym światem (…) Z drugiej strony sztuka (multi)medialna odkrywa przed nami także i wrogie, niepożądane aspekty nowych, technologicznych światów (…). Ujawniając wątpliwości i lęki uzmysławia zarazem, że ów nowy świat nie będzie bynajmniej krainą arkadyjską ani nawet bezpiecznym schronieniem przed poznanymi już niebezpieczeństwami i chorobami społecznymi.”6 Piotr Siwecki, olsztyński pisarz, sięga po narzędzie literackie avant-popu i za pomocą konwencji hipertekstowej opisuje specyfikę współczesnego świata. W 2002 roku w okresie systematyzacji wiedzy w Polsce na temat związków 3 Wszystko robię w minimalu: Z Piotrem Siweckim rozmawia Piotr Marecki, „Ha!art” 2003, nr 3-4, s. 5. 4 Zob.: R. Kluszczyński: Społeczeństwo informacyjny: cyberkultura: sztuka multimediów, Kraków 2002, s. 41-43. 5 J. Wrycza: Galaktyka języka Internetu, Gdynia 2008, s. 109. 6 R. Kluszczyński: op. cit., s. 78. 138 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 pomiędzy literaturą a Internetem, kiedy powstaje pojęcie liternet7, wychodzi książka BIOS, a rok później HYPER-GENDER. Obie „powieści” są próbą przystosowania czytelnika do nowej wirtualnej przestrzeni, w której przyjdzie mu funkcjonować. Autor wykorzystuje formę hipertekstową, nielinearną, wielopoziomową, przypominającą specyfikę telewizyjnego MTV, adekwatnie oddając sfragmentaryzowany świat, szum informacyjny i kulturę zappingu. Zenon Fajfer zaznaczał, że książka i wydrukowany w niej tekst, powinny nawzajem dopełniać się i tworzyć harmonię8. Forma obu „powieści” jest wizualizacją treści, która przedstawia pesymistyczną wizję człowieka zagubionego w technologii, społeczeństwie i we własnym ciele. W przestrzeni wirtualnej poszukuje siebie, przeobraża własne ciało na wzór technologicznych maszyn. Autor pokazuje świat w stanie rozpadu: „Rozpada się TO WSZYSTKO. Na informacje, na szeregi informacji. Rozpada się i przestaje być widoczne. Widzialne przestaje być. Grzęźnie TO WSZYSTKO w TYM WSZYSTKIM (…)” (B, 67). Hermeneutyczny świat jest odpowiedzią na postawione przez bohatera BIOSU pytanie: „Więc może nieprawdą jest jakoby NASZ świat był jednym w ten sposób możliwym?” (B, 91). Siwecki próbuje opisać to co nieuchwytne, niesprecyzowane i nieskategoryzowane. Forma hipertekstowa zdaje się realizować postulat liberata, Radosława Nowakowskiego, który uważa, że książki powinny być takie jaki jest świat.9 Współczesny bowiem świat nie da się zamknąć w prostej fabule powieści, żeby go poznać, zrozumieć i ogarnąć umysłem należy szukać nowych rozwiązań. Stąd powieści tradycyjnie niepoprawne, afabularne, intertekstualne. Jak powiedział Nowakowski: „Pisanie jest wspaniałym narzędziem poznawania.”10 Pisać zatem, stosując zasadę mimetyzmu medialnego, bo taka rzeczywistość stała 7 O liternecie zob. m.in. P. Marecki: Liternet.pl, w: Liternet. Literatura i Internet pod red. tegoż, Kraków 2002, s. 313. 8 Zob. Z. Fajfer: Liberatura. Aneks do słownika terminów literackich, w: Tekst-tura. Wokół nowych form tekstu literackiego i tekstu jako dzieła sztuki pod red. M. Dawidek Gryglickiej, Kraków 2005, s. 14. 9 Zob. R. Nowakowski: Liberatorium. Książkarnia Ogon Słonia, http://www.liberatorium .com/liberatorium/liberatorium.html, 15 marca 2009. 10 Rashmon do potęgi entej. O hipertekstowej i hasarapańskiej opowieści „Koniec świata według Emeryka”: Z Radosławem Nowakowskim rozmawia Piotr Marecki, „Ha!art” 2003, nr 2, [b.s.]. 139 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 tuż za rogiem. Pisać tak, aby rytm lektury wystukiwała pięknie melodia Schonberga mieszająca się ze śpiewem mikrofalówki (B, 310). *** „Przed tobą otwierają się drzwi i zamykają je za tobą. Przed tobą rozsnuwają dywan wzorzysty i idziesz boso po nim. Oto kobiece dłonie ze ścian ku tobie się wysuwają, oto męskie dłonie z podłogi wystające masują twe stopy, gdy idziesz i widzisz: ptaka, rybę, drzewo (…)” (H-G, 259). Podążasz dalej, polecenie FAST FORWARD nakazuje ci przyspieszyć kroku. Dochodzisz do skrzyżowania, na którym linki wskazują ci możliwość dalszej drogi. Do wyboru masz uczestnictwo w pościgu samochodowym, którego zapowiedź oglądasz na obrazku, możesz posłuchać The Clash, The Cure czy Depeche Mode, do wyboru jest odsyłacz do filmu „Koszmar z ulicy wiązów” w reż. Wes Craven, albo link o numerze 13, którym podążysz do IX, dalej do [2], tam bierzesz udział w AVANTPOP QUIZ, w trakcie skierowany zostajesz do **, ponownie wracasz do leksji - 13 i podróżujesz dalej… Chcesz nacisnąć PAUZE, REWIND, DELETE, ale nie możesz. Migają komendy FORBIDDEN, FORGOTTEN. Przestrzeń osacza cię i drażni. Czytasz dziennik Masturbacji, wizualny wiersz rodem z Apollinaire’a, wypełniasz kwestionariusz, próbujesz sporządzić mapę nawigacji, lecz bezskutecznie. „Himilsbach znowu mówi coś do Maklakiewicza mówi coś do mnie, lecz Strobelt – jego twarz jest teraz najnowszej generacji interfejsem – przechwytuje jego słowa, gryzie je. Widzę, jak je przełyka. Widzę, jak przesuwają się pod jego skorą (…) Widzę, że jadę w peletonie. Widzę, że wszyscy kolarze mają moją twarz” (H-G, 257). Stop. Zostajesz wylogowany, skomputeryzowany świat uległ awarii. Ciało należy sformatować, wyczyścić dysk, zainstalować nowy procesor. Symultaniczność obrazów, natłok myśli i doznań powoduje zawieszenie się organizmu. READ NOW. Oba hiperteksty BIOS i HYPER-GENDER przedstawione zostały na płaskiej kartce papieru, bez możliwości przestrzennej wizualizacji. Mimo to wcale nie są łatwiejsze w odbiorze i interpretacji. Utwory literackie są multimedialne i 140 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 multigatunkowe. Film, muzyka, fotografia zostają zasygnalizowane prostym symbolem graficznym, które w przestrzeni internetowej pełniłby funkcję odsyłacza. Odbiorca czyta fragmenty fantastyki, horroru, dziennika, wiersza, wypełnia kwestionariusz i ankietę. Autor różnicuje czcionkę, układy graficzne liter, stosuje pogrubienia i kursywy. Wprowadza liczne wtrącenia i komentarze, które w Internecie mogłyby być przedstawione za pomocą dymków javascript.11 Każdą książkę dzieli na dwie części: pierwszą - o charakterze hipertekstu i drugą – pozornie tradycyjną. Dokonany podział jest jednocześnie określeniem problemu: konfrontacja literatury sieciowej i drukowanej, ludzkiego ciała i duszy. Podążanie w głąb powieści jest symboliczną podrożą do prawdy, do wnętrza ciała człowieka i do istoty współczesnego świata. Dotarcie do „jądra powieści” oznacza zrozumienie rzeczywistości i poznanie własnego wnętrza. BIOS tworzą fragmentaryczne krótkie, hipertekstowe leksje, oddające charakter życia i myśli człowieka. Przestrzenna narracja tworzy całościowy obraz współczesnego świata, cechującego się kliszowością i ikonicznością. Nielinearny układ tekstu jest dostosowany do migawkowej percepcji świata. Siwecki mimo ograniczeń druku stara się „rozgwieździć tekst”12, nadać mu wielość sensów, czyniąc z niego „dzieło otwarte”13, zakładające wielość czytelniczych interpretacji. Znaczenia ukryte zostają w krótkich leksjach, komendach metahipertekstowych i w liberackim układzie tekstu. HYPER-GENDER w swej strukturze jest bardziej radykalna, oprócz całkowitego braku numeracji stron, autor pozostawia puste strony, które są synonimem nieskończoności i niedopowiedzenia. Jak powiedział Radosław Nowakowski, puste strony nigdy nie są puste: „Podobno pustka jest pełna. Pełna jest przeróżnych potencjałów, fluktuacji, zmarszczek, drgnień, wibracji i czegoś 11 Dymki javascript szeroko zastosował Sławomir Shuty w hipertekście Blok, 2003, http://www.blok.art.pl, 15 marca 2009. 12 Więcej na temat wyrażenia „rozgwieżdżenie tekstu” sformułowanego przez Barthesa: J. Wrycza, op. cit., s. 157. 13 Więcej o teorii „dzieła otwartego” U. Eco: Dzieło otwarte: forma i nieokreśloność w poetykach współczesnych, Warszawa 1973, s. 25-26 141 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 tam jeszcze.”14 Marta Cuber tłumaczy ten zabieg literacki następująco: „Pustka jest tu znakiem milczenia, zastanowienia, niewyrażalnego albo inaczej: że to, co mówi się na niezadrukowanych stronach, jest o częstokroć afabularne i nie zniosłoby towarzystwa innych znaków.” pierwszej części powieści są 15 Strony z „defektem” znajdujące się w również ściszonym głosem bohatera, fragmentarycznym wypowiedzeniem czy może odwrotnie wyrywkowym zapisaniem jego słów. Autor mógł zapisać tyle, ile usłyszał czy przeczytał w sieci. Bohater mógł zdradzić w tekście głównym tyle, ile wystarczy, aby stworzyć wirtualną, okrojoną osobowość. Pustka jest również miejscem na dookreślenie siebie, zaznaczenie własnego „ja” w rzeczywistości zunifikowanej i shomogenizowanej, jednocześnie jest źródłem niepewności, lęku i samotności. Intrygującym wytłumaczeniem pustki są same słowa narratora: „Historie opowiedziane są słodkie, lecz słodsze nieopowiedziane są…” (B, Canto). Powieść w przypisach z kolei dokumentuje to, co dzieje się we wnętrzu bohatera. Za pomocą zapisu automatycznego opisuje własne myśli i uczucia. Czytelnik wkracza w sferę wyobraźni i snu, stąd wiele dygresji, wątków paradoksalnych, irracjonalnych. Sens w literaturze hipertekstowej i liberaturze, ukryty jest według Nowakowskiego nie tylko na papierze, lecz także w papierze. U Siweckiego powieść alternatywna, parateksty i literackie leksje naznaczone są znaczeniem, którego odkrycie możliwe jest wtedy, gdy czytelnik traktować będzie je jako całość. Kiedy pozwoli tekstowi „wybuchać” w jego dłoniach, wejdzie z nim w relacje, zacznie go rozcinać, kawałkować i łączyć. Obie „powieści” na pierwszy rzut oka, odnoszą wrażenie, że „nie ma nic DO CZYTANIA.”16 Czytelnik gutenbergowski, przyzwyczajony do linearności i koherentności, na wstępie odrzuci lekturę, gdyż jest zbyt eksperymentalna i wymagająca. Ukryte „coś” 14 R. Nowakowski: Traktat Kartograficzny, czyli rzecz o liberaturze, „Ha!art” 2003, nr 1, s. -22. M. Cuber: Hyper-text-gender, “Ha!art” 2003, nr 3-4, s. 8. 16 Tadeusz Sławek opisuje całe czynności czytelnicze: „W istocie mówiąc, iż bierzemy książkę do ręki a w niej nie ma nic do czytania, możemy dwojako rozłożyć akcent. Najpierw powiemy „nie ma NIC do czytania”, a potem „nie ma nic DO CZYTANIA”: Tegoż: „Biorąc książkę do ręki…”, „Ha!art” 2003, nr 2, [b.s.]. 15 142 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 nabierze kształtów, w momencie włączenia wszystkich zmysłów. Blake uważał, że: „Zniewolenie wzroku przez technikę druku oddaje ludzką duszę we władanie „rozumu”, który niszczy „wyobraźnię”, ów bardziej pierwotny i autentyczny status egzystencji.”17 Teoretyk ten porusza się w kręgu zagadnień poruszanych przez McLuhana, który to w multimedialności przekazów elektronicznych widział odzyskanie „pełnego pola ludzkiej egzystencji”, czyli wyobraźni. Twierdzenia postawione przez badacza są dyskusyjne. Zaciążyła na nich euforia związana z nadejściem nowej epoki, uśmiercającej Galaktykę Gutenberga. Ograniczając druk wyłącznie do zmysłu wzroku jest zbyt powierzchowne i pozbawione prawdy. Pismo w przeciwieństwie do mediów cyfrowych jest medium aktywnym, angażującym umysł człowieka. Recepcja druku dokonuje się dwufazowo: słowo pisane następnie ulega wizualizacji. Media cyfrowe z kolei, prezentują obrazy, które odbierane są w całości, ponadto prezentują świat już przefiltrowany i uproszczony. Druk pobudza wyobraźnię, która jest niezbędna, aby zrozumieć i przejść przez hiperteksty Siweckiego. Angażuje również wrażliwość czytelnika, który korzysta z posiadanych narzędzi recepcyjnych, nawigując po utworze literackim. Odbiera obrazy, które nakłada na siebie, rwie i zszywa w ustalonej przez siebie kolejności. Czytanie obu powieści przypomina zjawisko zappingu. Przeskakujemy z leksji do leksji, szukając zagubionego kawałka treści. W zamian otrzymujemy szereg dygresji, komentarzy, przypisów, „dopisów”, „odpisów”. Siwecki tworzy powieść z przerywanych słów, powycinanych „newsów”, cytatów z literatury pięknej i haseł stylizowanych na język reklamy. Łącząc rożne wypowiedzi literackie i pseudoliterackie nadaje im statusu „powieści”. Obrazuje w ten sposób świat fragmentaryczny, scharakteryzowany przez Michałowską jaką zlepek cytatów: „Nie ma już świata, który można by pokazać, tylko obrazy, które się cytuje. Wszechświat cytatów tworzy pamięć.”18 17 Z. Suszczyński: Hipertekst a „galaktyka Gutenberga”, w: Nowe media w komunikacji społecznej w XX wieku. Antologia, projekt i red. naukowa M. Hopfinger, Warszawa 2002, s. 522. 18 M. Michałowska, Piękno entropii – o anamnesis obrazów technicznych, „Kultura Współczesna” 2001, nr 2-3, s. 172. Przykładem ciekawego eksperymentu literackiego jest tomik poezji Jarosława Lipszyca Mnemotechniki, Warszawa 2008. Autor komponuje wiersz z haseł z polskiej 143 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 Którędy zatem podążać w tej hiperrealności? Które fragmenty wyznaczają szlak, a które prowadzą w ślepą uliczkę? Jaką podjąć decyzję, „nacisnąć na link”: „tak”, „nie” czy „jeszcze nie”?19 Hiperprzestrzeń przypomina spacer po supermarkecie, w którym współczesny prosument skazany jest na wybór. Dokonanie wyboru jest konieczne, aby móc iść dalej. Narrator BIOSU daje następującą wskazowkę: „Więc jaki cel na dziś? Dalej. Daleko jak? W głąb. Więc myślisz, Że rozwiązanie tam? Tam? Gdzie? No wiesz - TAM W GŁĘBI. A! nie. Nie wiem. Ja tylko tak po prostu do przodu. Wiesz FAST FORWARD” (B, Canto). Receptą na chorobę klaustrofobii w BIOSIE i HYPER-GENDER jest podążenie w głąb, po prostu do przodu. Ponadto wskazuje na nieświadomość, instynkt i impulsywność jako metodę odbioru tekstu niekonwencjonalnego: „Nieświadomości czy wystarczy by objąć TO WSZYSTKO” (B, 194). Italo Calvino, autor protohipertekstu Jeśli zimową nocą podróżny, przedstawia idealistyczną wizję aktu czytania hipertekstu: „Musisz wczytać się w tekst, wyodrębnić efekt działania wrzawy” wówczas „powieść zaczyna wyzwalać się ze swej mglistej nieokreśloności”20 20. Zambari natomiast tak zachęca czytelnika do swojej lektury: „Kliknij tam gdzie popadnie, albo inaczej: „słuchaj głosu serca.”21 Radosław Nowakowski zaś twierdzi, że wystarczy „wskoczyć” do tekstu i pozwolić, aby sam nas prowadził. Stosunek odbiorcy do aktu czytania zależy zatem od cech indywidualnych. Czytelnik musi odnaleźć właściwy dla siebie sposób czytania, aby przebrnąć przez nielinearny tekst, którego czytanie jest ciężką pracą, stąd określa się hipertekst jako literaturę ergodyczną. 22 Sam autor BIOSU wskazuje na wysiłek odbiorczy powieści w sformułowaniu „It’s just work, encyklopedii Wikipedii. Zamieszczone na okładce słowa Lipszyca są następujące: „Nie jestem autorem tej książki. Nie napisałem ani jednego ze słów, które w niej przeczytacie”. 19 Suter wyróżnia trzy rodzaje decyzji, jakie czytelnik lektury hipertekstowej musi podjąć. „Tak” oznacza, że kontynuujemy lekturę, „nie” - kończymy, „jeszcze nie”- chwilowo odwlekamy decyzję. Stąd Bolter określa linki jako „decision points”. Zobacz: J. Wrycza, op. cit., s. 165. 20 Ł. Jeżyk: O hipertekście na horyzoncie. Z perspektywy zamglonej. Protohipertekstualność na przykładzie “Jeśli zimową nocą podróżny” Italo Calvino, w: Tekst-tura. Wokół nowych form tekstu literackiego i tekstu jako dzieła sztuki, op. cit., s. 68. 21 M. Pisarski: Kartografowie i kompilatorzy. Pół żartem, pół serio o praktyce i teorii hiperfikcji w Polsce, w: Liternet.pl, w: Liternet. Literatura i Internet, op. cit., s. 43. 22 Więcej o ergotyzmie, pojęciu wprowadzonym przez Espena Aarseth: Tegoż: Cybertekst: Perspektywy literatury ergodycznej, w: „Magazyn” nr 2/2006 http://www.techsty.art.pl/magazyn2/artykuly/aarseth_cybertekst.html, 2 kwietnia 2009. 144 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 all the matters is work” (B, Chorus), które wyznacza rytm kompozycyjny rozdziału Chorus, na końcu którego tworzy wizualny wiersz w kształcie klepsydry. Utwór wizualny wskazuje na uciekający czas i szerzej życia, którego odpowiednikiem jest forma hipertekstowa. Być może zatem podana przez Kamila Stępniaka metoda czytania hipertekstu jest najbardziej odpowiednia: „Poznawanie hiperprzestrzenni trzeba traktować na równi z doświadczaniem świata realnego.”23 Sformułowany przez narratora BIOSU zwrot „życio-czytanie” (B, 189) wskazuje na powiązania między formą hipertekstową a życiem: „Odrobina tego tekstu w każdym z nas jest, tak jest THERE IS A LITTLE MTV IN EACH OF US już teraz” (B, 43). Ewa Wójtowicz wprost zaznacza: „mamy hipertekst: jest on w nas.”24 Epizodycznemu życiu i kadrowanym w pamięci wspomnieniom, odpowiadają segmentowane leksje. Nawigacja po hiperfikcji jest symbolem zagubienia w peiperowskim świecie, zdominowanego przez miasto i maszynę. Zagubienie w labiryncie ponowoczesnego świata oddaje trafnie literacka metafora śmiechu, która w BIOSIE pojawia się w powtarzanej frazie: „Śmieszy mnie niewymownie”. Krzysztof Uniłowski zwrot traktuje jako kwalifikację życia, poddanego prawu powtórzenia.25 Śmiech może być również jedyną obroną przed poczuciem zagrożenia i dezorientacji. Poszerzenie przestrzeni, w których może funkcjonować człowiek ponowoczesny wiąże się ze zwiększonym poczuciem wolności. Współczesny konsument ma prawo wyboru, w której sferze życia pragnie uczestniczyć. Owa wolność, według Ericha Fromma, staje się ciężarem, którego nie da się udźwignąć. W efekcie człowiek usiłuje od niej uciec. Wielowarstwowości i mnogości świata odpowiada hipertekst, w którym czytelnik nawiguje, poszukując wyjścia. Niebezpieczna utrata orientacji, określana jako „lost in cyberspace”, sprawia, że czytelnik zamiast stawać się jego twórcą, spełniając przy tym barthesowski postulat „śmierci autora”26, staje się jego ofiarą. Linearna lektura książki drukowanej 23 K. Stępniak: Hipertekst i hipermedia, „Społeczeństwo Otwarte” 1997, nr 9, s. 35. E. Wójtowicz: Net art, Kraków 2008, s. 107. 25 Więcej: K. Uniłowski: Nuda, powtórzenie i skowyt, „Twórczość” 2002, nr 2, s. 133. 26 Więcej na temat koncepcji „śmierci autora” Barthesa: Teorie literatury XX wieku pod red. A. Burzyńskiej i M. P. Markowskiego, Kraków 2006, s. 320. 24 145 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 zapewniała poczucie bezpieczeństwa i stałości oraz możliwość zaplanowania sposobu czytania. W przypadku lektury nielinearnej odbiorca jest pozbawiony powyższych uczuć i możliwości. Dana mu wolność wyboru, która miała być wyzwaniem przeobraziła się w przekleństwo. Czytając hipertekst w Internecie, twórca ogranicza wolność odbiorcy poprzez udostępnianie ograniczonej liczby linków. Forma wirtualna jest natomiast bardziej niebezpieczna i nieprzewidywalna, gdyż odbiorca nie wie co „czyha” za wyznaczonym odsyłaczem. Hipertekst na papierze, mimo iż ograniczony jest przez sam przekaz, to jednak jest w stanie zbudować napięcie i poczucie zagrożenia. Porozrzucane na kartkach luźne wypowiedzi, hasła, cytaty, przypisy tworzą labirynt, do którego można wejść z każdej strony, lecz wyjść już trudniej. Czytelnik BIOSA i HYPERGENDER rozpoczyna podroż na skrzyżowaniu wielu dróg. Nie posiada mapy, ani autorskich wskazówek. W przeciwieństwie do odbiorcy formy cyfrowej, zabawę rozpoczyna mając w dłoniach wszystkie elementy puzzli. Wzrokiem ogarnia całość, nie towarzyszy mu zatem strach i zagrożenie, lecz co najmniej bezsilność i zrezygnowanie. Musi samodzielnie skleić całość, zbudować na nowo ludzkie ciało sfragmentaryzowane przez media. Marta Cuber twierdzi, że: „Przy całym swoim eksperymentatorskim zacięciu Hyper-gender to książka dość klasyczna, poukładana, gdzie układ treści nie zakłóca jej przekazu. I tu pojawia się pęknięcie: forma, przypisy, białe kartki, sobie, a opowieść sobie – nie widzę między nimi koherencji. A jeśli tak, to hipertekst Siweckiego byłby wymęczony, zmontowany na siłę i trochę w tym przypadku niepotrzebny.”27 Powieści hipertekstowych nie można badać laboratoryjnie, obserwować fragmentu po fragmencie pod mikroskopem. Należy traktować je jako całość, tak je odbierać i tak odczytywać. Sens obu „powieści” zawarty jest w kadrowanej strukturze, ale również treści, opisującej posthumana i otaczającą go rzeczywistość. Eksperyment Siweckiego może wydaje się zmontowany na siłę, wymęczony, ale czy tak właśnie nie prezentują się skomplikowane, nieuporządkowane myśli i wrażenia w umyśle? Czy nie nastręczają odbiorcy problemów przekształcania informacji, 27 wydobytych z szumu, w linearny ciąg, aby następnie je M. Cuber: op. cit 146 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 zhierarchizować i wyłuskać z nich istotę? Dezintegracja u Siweckiego odbywa się zatem nie tylko na poziomie struktury, lecz także i treści. Porozrzucane fragmenty odzwierciedlają kawałkowanie ludzkiego ciała przez media i nowoczesne technologie. *** Bogusława Bodzioch-Bryła pisze: „Zwolennicy ekstropizmu zakładają, iż supertechnologie są w stanie poradzić sobie ze wszystkimi problemami ludzkości, zapewniając człowiekowi nieśmiertelność. Ludzkie ciało, podlegając w pretendujących do rangi dzieł sztuki przedstawieniach zabiegom takim jak demontaż, wprowadzanie w symbiotyczne związki z technologiami sztucznymi, przestaje być nietykalną organiczną całością, zatraca swój dotychczasowy, nienaruszalny charakter”28. Nowe technologie stają się przedłużeniem ludzkiego ciała, jego protezą czy też plombą, w wyniku czego powstaje postać cyborga, człowieka-maszyny, pozbawionego naturalnych uczuć: „Chcę wyrzec się wszystkiego. Oddalam od siebie namiętność widzenia, słyszenia, namiętność dotyku, węchu i smaku, oddalam od siebie precz” (H-G, 265). Ciało ulega uprzedmiotowieniu: „Pobrać mnie chcą jak MP10” (B, 259), „Wszystkim podobają się moje cycuszki. Całkiem bonie-dydy. Made in Germany. Za dwa lata przegląd techniczny”(H-G, 51). Człowiek post-biologiczny staje się narzędziem technologii i produktem, z wszystkimi warunkami sprzedaży i konsumpcji, z możliwością awarii i przeterminowania. Detabuizacja i depersonifikacja ciała następuje w wyniku funkcjonowania w sieci. Anonimowość i okrojenie z wielu cech, takich jak zapach, intonacja, gestykulacja czy ubiór powoduje, że człowiek tworzy nową tożsamość: „Loguję się w internetowej kafejce jako Elmer Gantry” (B, 71). Poszukiwanie tożsamości według Baumana „manipulowalności”, „wyrasta z odczucia „niedookreślenia”, chybotliwości niepewności i istnienia, jego nieostateczności 28 B. Bodzioch-Bryła: Ku ciału post-ludzkiemu… Poezja polska po 1989 roku wobec nowych mediów i nowej rzeczywistości, Kraków 2006, s. 22. 147 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 wszelkich form, jakie przybrało.”29 Wirtualna osobowość daje poczucie nieśmiertelności, władzy nad życiem rzeczywistym i bycia doskonałym. Funkcjonowanie w sieci wiąże się z ekshibicjonizmem, bezpruderyjnością i dosadnością, gdyż jednostka pragnie za wszelka cenę zostać zauważona. Jak podkreśla Łukasz Gołębiewski, charakteryzując pokolenie Gadu-Gadu: „Im bardziej wyuzdany, tym też lepiej (…) Nijakość nikogo nie interesuje.”30 „Mam na imię Jenny. Moja cipka jest wilgotna. Nie mogę przestać myśleć o życiu erotycznym” (H-G, 261), dosadne fragmenty w Hyper-Gender są dowodem na desakralizację człowieka. Jednocześnie odkrywają dramatyczną prawdę o człowieku, który przez współczesny banalizm i erotykę, tworzy atrapę życia. W post-biologicznej erze płeć staje się narzędziem do skonstruowania nowej tożsamości i do próby osadzenia siebie w efemerycznym świecie. Doskonałym zatem rozwiązaniem jest androgyniczność, która w radykalnej formie wiąże się z niwelowaniem różnic biologicznych: „Babochłop? Chłopobab? Mężna-kobieta? Kobiecy-mężczyzna?” (HG, 86). Narrator Hyper-Gender tworzy nowe kategorie płci, zwane hyper-gender: „My, proszę Pani, mamy zmieniony genotyp. My jesteśmy hypergender” (H-G, 160). Ponad-płeć, ponadciało wiążą się z pojęciami cyber-płeć, cyber-ciało: „próbują nazwać i scharakteryzować nowe jakości tożsamości ludzkiej, jakości transcendujące niegdysiejsze granice i standardy. W różnych koncepcjach i teoriach podejmujących te zagadnienia, przy całej różnorodności prezentowanych stanowisk, zawsze podkreślana jest płynność, otwartość współcześnie kształtowanej tożsamości.”31 Eksperymentowanie z własnym ciałem okazuje się jednak pogłębieniem samotności i zagubienia: „Autor skazuje zatem swojego bohatera na emigrację płciową.”32 Posthuman ulega rozproszeniu, dezintegracji i fragmentaryzacji poprzez uczestniczenie w dwóch przestrzeniach. Alternatywność funkcjonowania w świecie nie łączy się z wolnością, lecz z 29 M. Bakke: Ciało otwarte. Filozoficzne reinterpretacje kulturowych wizji cielesności, Poznań 2000, s. 130. 30 Ł. Gołębiewski: Śmierć książki. No future book, Warszawa 2008, s. 16-17. 31 R. Kluszczyński: op. cit., 43. 32 B. Darska: Ucieczki i powroty. Obrazy rzeczywistości w prozie najnowszej, Olsztyn 2006, s. 190. 148 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 pogłębioną dezorientacją i niemożnością zakorzenienia. „Jest tak:……………….. A mogłoby być tak: ………………..” (B, 16). Warianty życia okazują się złudne. Pojęcie bios, oznaczające program, procedury, w języku greckim oznacza po prostu życie. Zatem próba sporządzenia programu ludzkiego życia, jego zautomatyzowanie okazała się niemożliwa. Ciało rozpada się, jest niespójne i zdecentralizowane, jak hipertekst, który oprócz tekstu posiada coś nad, ponad, pewną nadwyżkę, niedającą się „rozbroić” prostymi narzędziami recepcyjnymi. *** „Powieści” Siweckiego są formą adaptacji nie tylko społeczeństwa, lecz także literatury, która zaczyna funkcjonować w przestrzeniach dotąd do niej nieprzystających. Internet zarówno stworzył nowe gatunki literackie, jak i wpłynął na zmianę tradycyjnych form. Literatura zaczyna funkcjonować w świecie mediów i sama przybiera charakter medium. Medialność wyznacza jej strukturę i funkcje, bowiem tyko tak jest w stanie stać się aktywną częścią społeczeństwa informacyjnego. Kształtowanie się jej w sieci stworzyło mit kryzysu literatury. Wieszczenie upadku jej formy tradycyjnej wynika z niedostosowania narzędzi naukowych i myśli do warunków nowej rzeczywistości. Do obalenia przywołanego mitu konieczne są zmiany w wiedzy o literaturze. Edward Kasperski wskazał na pięć aspektów, które podlegają redefinicji: „Po pierwsze, charakterystyka literatury jako medium, po drugie krytyczna rewizja dotychczasowych paradygmatów wiedzy o literaturze, po trzecie, obserwacja i analiza medialnego kontekstu, w którym funkcjonuje literatura, po czwarte, badanie przestrzeni interakcji, jaka tu powstaje, oraz, po piąte, rejestrowanie następstw, jakie te interakcje rodzą.”33 Dookreślenie literatury będącej częścią nowej rzeczywistości jest konieczne, aby zrozumieć jej funkcję na nowo. Kiedy przestanie się traktować ją jako próżnię, a technizację za zagrożenie ludzkości, wtedy możliwe jest współdziałanie różnych medium. Włączenie literatury w obręb nowych mediów, nie oznacza ani akceptacji wszystkich 33 form wypowiedzi podpisujących się hasłem literatura, ani E. Kasperski, Media i literatura na progu XXI wieku, „Przegląd Humanistyczny” 2002, nr 6, s. 36. 149 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 strywializowania autorstwa, które może być efektem zjawiska „print on demand”. Cyfryzacja ma dać jej możliwość funkcjonowania w nowej przestrzeni i dzięki temu dotarcia do czytelnika Galaktyki Internetu. Pojawienie się zatem literatury w Internecie rodzi wiele zastrzeżeń i konieczność wyznaczania pewnych granic, których zarówno nazwanie, jak i określenie jest dyskusyjne. Obie „powieści” Siweckiego ukazują bycie „pomiędzy”: pomiędzy realnością a wirtualnością, biologicznością a postbiologicznością, tradycyjnością a nowoczesnością. „A może by pozbyć się tego świata trzeba po prostu bardzo w nim być? Nawet gdyby miało to ciebie zabić?” (B, 111), być może właśnie taka jest recepta na uzyskanie równowagi i na próbę zakorzenienia się w mozaikowym i efemerycznym świecie, po prostu w nim być, iść do przodu, za komendą - FAST FORWARD. Bibliografia 1. M. Bakke: Ciało otwarte. Filozoficzne reinterpretacje kulturowych wizji cielesności, Poznań 2000. 2. B. Bodzioch-Bryła: Ku ciału post-ludzkiemu… Poezja polska po 1989 roku wobec nowych mediów i nowej rzeczywistości, Kraków 2006. 3. B. Darska: Ucieczki i powroty. Obrazy rzeczywistości w prozie najnowszej, Olsztyn 2006. 4. U. Eco: Dzieło otwarte: forma i nieokreśloność w poetykach współczesnych, Warszawa 1973. 5. Ł. Gołębiewski: Śmierć książki. No future book, Warszawa 2008. 6. R. Kluszczyński: Społeczeństwo informacyjny: cyberkultura: sztuka multimediów, Kraków 2002. 7. E. Wójtowicz: Net art, Kraków 2008. 8. J. Wrycza: Galaktyka języka Internetu, Gdynia 2008. 150 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 9. Liternet. Literatura i Internet pod red. P. Mareckiego, Krakow 2002. 10. Nowe media w komunikacji społecznej w XX wieku. Antologia, projekt i red. naukowa M. Hopfinger, Warszawa 2002. 11. Tekst-tura. Wokół nowych form tekstu literackiego i tekstu jako dzieła sztuki pod red. M. Dawidek Gryglickiej, Kraków 2005. 12. Teorie literatury XX wieku pod red. A. Burzyńskiej i M. P. Markowskiego, Kraków 2006. 13. M. Amerika: Avant-Pop Manifesto, tłum. Piotr Siwecki, „Ha!art”2003, nr 3-4. 14. M. Cuber: Hyper-text-gender, „Ha!art” 2003, nr 3-4. 15. E. Kasperski, Media i literatura na progu XXI wieku, „Przegląd Humanistyczny” 2002, nr 6. 16. M. Michałowska, Piękno entropii – o anamnesis obrazów technicznych, „Kultura Współczesna” 2001, nr 2-3. 17. R. Nowakowski: Traktat Kartograficzny, czyli rzecz o liberaturze, „Ha!art” 2003, nr 1. 18. T. Sławek: „Biorąc książkę do ręki…”, „Ha!art” 2003, nr 2. 19. K. Stępniak: Hipertekst i hipermedia, „Społeczeństwo Otwarte” 1997, nr 9. 20. K. Uniłowski: Nuda, powtórzenie i skowyt, „Twórczość” 2002, nr 2. 21. Rashmon do potęgi entej. O hipertekstowej i hasarapańskiej opowieści „Koniec świata według Emeryka”: Z Radosławem Nowakowskim rozmawia Piotr Marecki, „Ha!art” 2003, nr 2. 22. Wszystko robię w minimalu: Z Piotrem Siweckim rozmawia Piotr Marecki, „Ha!art” 2003, nr 3-4. 151 Perspektywy kulturoznawcze 2/2009 23. R. Nowakowski: Liberatorium. Książkarnia Ogon Słonia, http://www.liberatorium.com/liberatorium/liberatorium.html 24. E. Aarseth: Cybertekst: Perspektywy literatury ergodycznej, w: „Magazyn” 2006, nr 2. 25. http://www.techsty.art.pl/magazyn2/artykuly/aarseth_cybertekst.html 152 2009