Jak Stańczyk z dworzan zażartował

Transkrypt

Jak Stańczyk z dworzan zażartował
Jak Stańczyk z dworzan zażartował
Czy wiecie, kto mógł żartować nawet z króla? Tylko błazen – człowiek w kolorowym stroju,
który nosił na głowie kuklę – czapkę z dużymi uszami, zdobną dzwoneczkami. Na dworach było
takich wielu.
Ja opowiem Wam o najsławniejszym z nich, który w Krakowie służył królowi Zygmuntowi I,
a wołano nań Stańczyk.
Pewnego razu Stańczyk bardzo się nudził, zastanawiał się z kogo mógłby zażartować. A na zamku,
jak co dzień, spokojnie toczyło się życie.
– Hej, opowiedz coś, błazenku, rozwesel nas – prosili siedzący w Sali Turniejowej dworzanie
królewscy: Jędrzej ze Spytkowic, Szczepan z Miechowa i Wawrzyniec z Brzezia. Zabrakło Ci
konceptu? – pytali – Co tam mamroczesz pod nosem?
Stańczyk odpowiedział:
– Wybaczcie zacni Panowie, ale powtarzam czarodziejskie formuły, których się od alchemika
Hiacyntusa nauczyłem.
– Czyżbyś zamierzał zostać czarodziejem? – kpili dworzanie.
– Całkiem już ten fach posiadłem i potrafię sprawić, iż każdy uczyni, co tylko zechcę – pochwalił się
błazen.
– Ha, ha, a toś nas rozśmieszył! – rzekł Jędrzej – Ty i czary? To niemożliwe!
– Co tam będę gadał po próżnicy – obruszył się wesołek – załóżmy się o sakiewkę pełną dukatów,
to pokażę, że prawdę gadam! – zaproponował, a w głowie już ułożył chytry plan, jak zarozumiałym
dworzanom spłatać figla.
– Stańczyku, skąd weźmiesz dukaty, wszak nie jesteś, jak wiemy, bogaty? – zapytał Szczepan, który
chełpił się, że udatnie rymy składa.
– O to się nie turbujcie, Panowie – powiedział wesołek – wyczaruję dukaty, gdy będę ich
potrzebował.
– Dobrze, dobrze, chętnie dorzucimy kilka twoich czarodziejskich dukatów do naszych sakiewek –
śmiali się jeden przez drugiego.
– Pokaż nam twoje czary, czekamy! – powiedział Wawrzyniec.
Wybaczcie, teraz tego uczynić nie mogę, bo spieszę do króla Jegomości, ale spotkajmy się jutro o
południu, przy zamkowej bramie – rzekł Stańczyk
– No cóż, dobrze – zgodzili się dworzanie, choć pilno im było Stańczykowe czary zobaczyć.
Nastał kolejny dzień. Od poranka do południa sporo było czasu. Ale czas, choć równo uderzeniami
zegara z katedralnej wieży odmierzany, dla każdego biegł inaczej. Dworzanom, ciekawym czarów,
1
Jak Stańczyk z dworzan zażartował
strasznie się dłużył, Stańczykowi, który biegał zaaferowany, zdawał się umykać jak wiatr. W samo
południe dworzanie przyszli pod bramę, zjawił się też błazen.
– No, Stańczyku, czas najwyższy na twoje czary! – dopominali się zgodnym chórem.
– Bądźcie cierpliwi, Panowie – mitygował ich wesołek – i chodźcie za mną. Tu, w zamku, czarów
wam nie pokażę, bo myślelibyście, że mi kto pomaga.
– Chodźmy na… – tu zawiesił głos, jakby się głęboko zastanawiał – ...na rynek!
– Cóż, miły czas na przechadzkę – pomyśleli dworzanie.
– Pójdźmy więc – pospieszali zniecierpliwieni.
Minęło czasu mało – wiele, kiedy dotarli na krakowski rynek. Ależ tu było gwarno! Ile kramów
kolorowych i bogatych, ilu ludzi różnych stanów i zawodów! Było na co popatrzeć,
a nad wszystkie hałasy wybijał się głos przekupki Jagny zachwalającej gliniane garnki. Ludzie
tłumnie podchodzili do jej kramu, kiedy krzyczała.
– Do mnie, tylko do mnie! Mam najpiękniejsze garnki gliniane, polewane i cudnie malowane. Kto w
moim garnku gotuje, temu strawa zawsze smakuje!
Wokół jej kramu wirował kolorowy tłum. Podeszli do kramu Jagny dworzanie, oglądali zdobne w
zielone liście i winne grona kubki. Stańczyk tylko na to czekał.
– Mili panowie – powiedział odciągnąwszy ich nieco na bok – czas, abym obietnicy dotrzymał
i moje czary wam pokazał. Owoż zaczaruję tę przekupkę, a ona porozbija wszystkie swoje garnki.
– To niemożliwe – zakrzyknęli dworzanie.
– Wszak gdy to uczyni, nikt ich już nie zechce – dodał Wawrzyniec.
– A gdy ich nie sprzeda i grosza nie utarguje, za co wieczorem chleb dla dzieci kupi? – zapytał
Jędrzej.
– Oj, Stańczyku, lepiej wyczaruj obiecane dukaty – powiedział Szczepan.
Ale błazen uśmiechnął się tylko i wskoczył zwinnie na schody prowadzące do ratusza i zaczął coś
pod nosem mamrotać.
– Patrzcie, to Stańczyk, tam przy wieży – krzyknęła mała Dorotka, widząc jak błazen wielką
czerwoną chustka ociera zroszone potem czoło.
Ledwo się ludziska w tamtą stronę obrócili, a już rejwach się zaczął przy kramie Jagny, bo ta, jak
zaczarowana, kij w rękę chwyciwszy garnki swoje jęła z łoskotem rozbijać. Po chwili
z pięknych kubków, dzbanów i misek pozostały tylko skorupy.
– Oj rety, rety! – lamentowały mieszczki.
Dziwili się okoliczni sprzedawcy. Zdziwili się także dworzanie, a potem nawet przestraszyli. Zapłacili
Stańczykowi wygraną i na Wawel pobiegli.
– Mości Królu – rzekli, gdy przed oblicze monarchy dotarli – dziw nad dziwy! Twój błazen
czarodziejem się okazał. Każ go z zamku przepędzić, bo nas wszystkich zaczarować gotów.
2
Jak Stańczyk z dworzan zażartował
Król Zygmunt I był człowiekiem mądrym i sprawiedliwym.
– Nie wolno – powiedział – nikogo osądzać, możliwości do obrony mu nie dając. Ja Stańczyka o
wszystko wypytam.
Zadowolony Stańczyk wracał do zamku podskakując i śmiejąc się do własnych myśli tak, że mu
brzęczały wesoło dzwoneczki na kukli. Już miał do swojej komnatki wejść, kiedy gwardzista
królewski drogę mu zastąpiwszy przed oblicze króla iść kazał. Zdziwił się wesołek, ale nie zwlekając
do monarchy pospieszył.
– Coś znów zbroił niecnoto? – zapytał król – dworzanie donieśli mi, żeś został czarodziejem.
– Jeśli dworzanie, tacy mądrzy ludzie, powiedzieli Ci o tym Panie, to najpewniej prawda być musi –
rzekł poważnie Stańczyk.
– Skoro tak, to pokaż i mnie twoje czary.
– Uczynię to chętnie. Bardzo się jednak owym czarowaniem zmęczyłem, pozwól więc, abym
odpoczął krzynkę, a jutro będę ci służył.
– Nie może to być! Jutro na polowanie do Puszczy Niepołomickiej wyruszam i ze dwie niedziele
tam zabawię. Teraz musisz to uczynić – rzekł król zniecierpliwiony – potem czasu dla ciebie mieć
nie będę.
Usłyszawszy to błazen westchnął i rzekł:
– Skoro tak, to dowiedz się Najjaśniejszy Panie, iż nie znam się na czarach. Dworzan zwiodłem,
zawczasu z Jagną się umówiwszy. Ona, kiedy czerwoną chustkę ujrzy, miała garnki porozbijać, ja
zaś, z mojej wygranej za oną szkodę hojnie ją nagrodzić miałem. Tak też uczyniłem.
– Przeto widzę, iż wszyscy, poza dworzanami, są zadowoleni – zaśmiał się król ze Stańczykowego
żartu.
A Jędrzej, Wawrzyniec i Szczepan? Wstyd im było, że tak łatwo dali się okpić, ale z czasem
wybaczyli Stańczykowi.
Anna Chachulska
3
Jak Stańczyk z dworzan zażartował

Podobne dokumenty