Giorgi Maglakelidze - Stowarzyszenie Vox Humana

Transkrypt

Giorgi Maglakelidze - Stowarzyszenie Vox Humana
Giorgi Maglakelidze, Gruzin, 37 lat
Właściciel klubu Aikido Sohei i biura turystycznego Pearl of Caucasus
Autor książek Toasty Gruzińskie,
Gruzja. Przewodnik reportażowo-kulturowy i Rozmówki polsko gruzińskie
Skąd jesteś?
Jestem Gruzinem. Pochodzę z Tibilisi.
Jak trafiłeś do Polski?
Będąc studentem, pracowałem w czasie wakacji jako instruktor nurkowania w Turcji.
Zakochałem się w polskiej dziewczynie i przyjechałem za nią do Polski.
Czym się tutaj zająłeś?
Jestem instruktorem sztuk walki. Zacząłem ćwiczyć Aikido jeszcze jak byłem dzieciakiem.
W Tibilisi mieliśmy swój klub. Były ciężkie czasy, ćwiczyliśmy przy świecach, bo nie było
światła, ale frekwencja była duża. Nie było prądu, nie było telewizji, ludzie nie mieli co robić,
więc chodzili ćwiczyć. Po przyjeździe do Polski otworzyłem swój klub. Zostałem też
zaproszony do prowadzenia zajęć z przedszkolakami. Wyszło świetnie i zaczęły się do mnie
zgłaszać kolejne przedszkola. Aikido jest sztuką samoobrony, z założenia nie jest agresywne.
Opracowałem autorską metodę nauki, która nie ma takich elementów, jak dźwignia na stawy.
Dbam o to, żeby dzieci nie uczyły się agresji, tylko rozładowywały energię. Lubię pracę
z dziećmi - są szczere, dużo się można od nich dowiedzieć na własny temat. W Polsce jest
dystans między dziećmi, a dorosłymi. Dzieci są niedotykalne, kontakty fizyczne są
tabuizowane. W Gruzji faceci mają bliski kontakt z dzieciakami, bawią się, przytulają. Jak
pojechałem pierwszy raz z córką do Gruzji, to cały czas ktoś ją dotykał, podszczypywał,
głaskał po włosach. Przeżyła szok kulturowy. Oprócz tego, że pracuję z przedszkolakami,
to nadal mam swój klub dla dorosłych. Nie wypadam z formy.
Nie miałeś problemów z otworzeniem swojego klubu jako cudzoziemiec?
Na początku było bardzo ciężko. Miałem kartę pobytu, która nie upoważnia do założenia
własnej działalności gospodarczej. Urząd do Spraw Cudzoziemców, to był koszmar!
Wystawałem zimą od siódmej rano w kolejkach czekając na otwarcie. Wszystko było po
polsku, dokumenty nie były tłumaczone, a pracownicy nie znali języków obcych. Mówię
biegle po angielsku, turecku, gruzińsku i rosyjsku, ale nie byłem w stanie załatwić żadnej
sprawy.
Jakie wrażenie zrobiła na Tobie Polska?
Polska mnie zadziwiła. Jak przyjechałem była zima stulecia, -25°C, nigdy w życiu czegoś
takiego nie przeżyłem. Przez pierwsze trzy lata ciężko mi było się dostosować - inne jedzenie,
pogoda, relacje między ludźmi. Gruzini mają zażyłe relacje sąsiedzkie, wszyscy się znają,
spędzają razem czas. Dzieci są wypychane z domu, żeby bawiły się na dworze, zamiast
siedzieć przed komputerem. Na podwórku jest integracja, dzieci razem dorastają, chodzą do
tego samego przedszkola, potem szkoły, jedzą obiady w domach swoich kolegów.
Od sąsiadów można coś pożyczyć, wpaść na kawę. Polacy natomiast są zdystansowani,
można się z nimi zaprzyjaźnić, ale to wymaga czasu, oswojenia się. W Warszawie ludzie są
zabiegani, żeby się z kimś spotkać musisz dzwonić, umawiać się. W domku-bliźniaku,
w którym mieszkałem sąsiadom mówiło się tylko „dzień dobry”, żadnych sąsiedzkich wizyt.
Ten zanik kontaktów jest częściowo związany z dużymi aglomeracjami, w Tibilisi też
powstają zamknięte osiedla, na których ludzie przestają utrzymywać relacje sąsiedzkie. Kilka
lat po przyjeździe przeprowadziłem się do Grodziska Mazowieckiego, tam ludzie są bardziej
gościnni, znają się nawzajem. Podoba mi się w Polakach, że są temperamentni. Nie jest tak,
jak w Stanach, że jak kogoś potrącisz, to on cię jeszcze przeprasza. Są zadziorni, impulsywni,
to jest fajne.
Czy w twoim związku wychodziły różnice międzykulturowe?
Polskie kobiety mają mocny charakter. Najpierw jest polska mocna mama, potem jest polska
mocna żona, wydaje mi się, ze faceci od dzieciństwa nie mają za dużo do powiedzenia. Przez
to kobiety narzekają, że polscy mężczyźni zbyt spokojni.
Znam Gruzina, który twierdzi, że w Polsce nie ma prawdziwych mężczyzn. Że ci są
tylko na Kaukazie.
U nas od dzieciństwa dają chłopcom wyrastać na kogucika. W Polsce mężczyzna ma być
partnerem, dzielić się obowiązkami, odciążyć kobietę. Podoba mi się to, nauczyłem się tak
żyć. Dziś wydaje mi się naturalne pozmywanie po sobie jak jestem u kogoś w gościach. Żony
moich gruzińskich przyjaciół są zachwycone, oni mniej.
W ostatnich latach stosunki polsko-gruzińskie się ociepliły.
Polacy bardzo nas wsparli w czasie wojny w 2008 roku i Gruzini to pamiętają. Tam każdy
wie, kto to jest Kaczyński, mają o nim bardzo dobre zdanie. Do Polski zaproszono też wtedy
na wakacje trzysta gruzińskich dzieci. Pomagałem, jako wolontariusz, organizować te
kolonie. To było wzruszające. Spędziły dwa tygodnie w Bieszczadach, zorganizowano im
mnóstwo atrakcji, dostały bardzo dużo prezentów. Wydając rozmówki polsko-gruzińskie
napisałem, że dziękuję za to Polakom.
Oprócz rozmówek wydałeś też dwie książki.
Założyłem w Polsce swoje wydawnictwo Geoplis. Pierwszą książką, którą wydałem były
Toasty gruzińskie. U nas bardzo dużą wagę podczas biesiad przykłada się do wznoszenia
toastów, to rodzaj przekazywanej z pokolenia na pokolenie ustnej tradycji. Kiedy
przyjechałem do Polski, musiałem nauczyć się skracać swoje toasty o pół godziny, bo ja
chciałem gadać, a wszyscy chcieli pić. U nas najpierw pije się za tamadę, osobę
odpowiedzialną za wznoszenie toastów, potem za gospodarza, za gospodynię, za krewnych,
za dzieci, za dzieci krewnych, za miłość i tak dalej. Tak wznosi się dwadzieścia pierwszych
toastów, a potem już można pić za co się chce.
Trzeba dużo wypić.
Trzeba. W gruzińskich biesiadach jest jedna tajemnica: żeby się nie upijać trzeba jeść dużo
natki pietruszki i tłustego mięsa.
Wydałeś też Przewodnik reportażowo-kulturowy.
80 procent turystów w Gruzji to Polacy. Wydałem przewodnik, który poza praktycznymi
informacjami, takimi jak sprawdzone miejsca noclegowe, oparty jest na wywiadach
z Polakami, którzy podróżowali po Gruzji. Przeprowadziłem około dwudziestu rozmów,
między innymi z dziewczynami, które podróżowały autostopem, chłopakami, którzy
zwiedzali Gruzję na rowerach, z grupą, która wyprawiła się na Kaukaz dżipami. Opowiadają
o swoich doświadczeniach, zderzeniach kulturowych. Wszyscy są zadziwieni tym jak bardzo
gościnnie zostali przyjęci. Gruzini, mimo że się im nie przelewa, zapraszają do domów,
goszczą, karmią.
Czy wiążąca się z turystyką komercjalizacja usług nie jest zagrożeniem dla
spontanicznej gościnności?
Nie widzę nic złego w łączeniu gościnności z zarabianiem pieniędzy. Często jest tak, że
Gruzini goszczą turystów, a turyści nie wiedzą, jak się za to odwdzięczyć. A tam jest ciężko.
Ceny są takie jak tutaj, ale zarobki dużo, dużo mniejsze. W Gruzji jest obciachem brać od
kogoś pieniądze, wymiana działa na zasadach barterowych. Jeżeli ktoś nas ugości, to warto
się odwdzięczyć, wziąć dziecko gospodarza na lody, czy kupić słodycze. Dlatego napisałem
swoją książkę, opisuję w niej te różnice kulturowe, wyjaśniam niepisane zasady. Ja zawsze
jak jeżdżę w góry i ktoś mnie tam gości, to zostawiam pieniądze w szufladzie i potem przez
telefon mówię, gdzie są i dziękuję z gościnę.
Zmieniłeś się pod wpływem życia w Polsce?
Nauczyłem spotykać się o czasie, a nie spóźniać 20 minut. Nauczyłem się być bardziej
konkretnym w rozmowach biznesowych, liczyć pieniądze. Polacy i Gruzini żyją trochę
inaczej, u nas jest slowfood, slowlife, jest gorąco, wszystko toczy się powoli. Przez to Gruzini
nie doceniają wartości czasu i pieniądza. Gdyby ocknęli się tak jak Polacy w latach 80.
i zaczęli pracować, to dzisiaj ich sytuacja wyglądałaby znacznie lepiej. W czasach Związku
Radzieckiego w Gruzji był dobrobyt, nie było pustych półek, importowano szwajcarskie sery,
były słodycze, kiełbasy. Ten dobrobyt przyzwyczaił Gruzinów do lekkiego życia, a teraz nie
jest lekko.
Wtedy było lepiej?
Nie, było gorzej, ale w Związku Radzieckim wiedzieli co komu dać, a co komu zabrać.
Gruzinom trzeba dać jedzenie i pełne sklepy, żeby się nie buntowali. Teraz ludzie są biedni,
ale mają wolność słowa, jest demokracja, politycznie nie jesteśmy zależni od Rosji w takim
stopniu, jak Białoruś, czy Ukraina. Ale za te zmiany musieliśmy zapłacić. Ja jestem
z rocznika ’77, w moim pokoleniu jest bardzo wielu straconych. Ludzie nie umieli odnaleźć
się po reformach - wybuchła wojna, nie było światła, do sklepów stały kolejki, wieczorami
strach było wychodzić z domu, tak wzrosła przestępczość. Wielu ludzi przepadło wśród tych
zmian. 70-80 procent moich kolegów albo uciekło z kraju, albo popadło w uzależnienia, albo
ma problemy psychologiczne. Są też tacy, którzy nie pracują po dziś dzień, są na utrzymaniu
matek, bo nie mogli, albo nie chcieli znaleźć pracy. To są tematy tabu. Może Gruzini mnie
znienawidzą za ten wywiad, ale uważam, że warto rozmawiać, mówić o tym, nie zamiatać
problemów pod dywan.
Czy to znaczy, że nie zamierzasz tam wracać?
Wracam tam co roku, w Tibilisi została moja mama, ale na razie nie myślę o tym, żeby
przenieść się do Gruzji na stałe. Przez pierwsze kilka lat strasznie tęskniłem za domem. Teraz
się już trochę przyzwyczaiłem, ale wciąż czuję nostalgię. Gruzinów ciągnie do kraju. Może
wrócę na starość z żoną i założymy winnicę.