Szarlotka z Sulejówka Dzień dobry państwu, Nazywam
Transkrypt
Szarlotka z Sulejówka Dzień dobry państwu, Nazywam
Szarlotka z Sulejówka Dzień dobry państwu, Nazywam się Karol Ciemięga , jestem uczniem drugiej klasy Liceum Ogólnokształcącego w Sulejówku. Miasto, znane w całej Polsce dzięki niezwykłym postaciom ze świata wielkiej polityki okresu międzywojennego, po dzisiejszym moim wystąpieniu zasłynie jeszcze z jednego powodu – szarlotki. Wadowice mają papieskie kremówki, a Sulejówek jabłeczne ciasto. A doszło do tego tak. W latach dwudziestych ubiegłego stulecia Sulejówek stał się popularną miejscowością letniskową dla warszawskiej inteligencji. Właśnie wtedy postanowił zamieszkać tu Karol Albrecht. W centrum miasta zakupił dużą działkę. Wybudował solidny, najokazalszy wówczas dom, a w ogrodzie posadził drzewa owocowe. Mieszkańcy patrzyli na wzorowo prowadzone gospodarstwo i podziwiali sad oraz szklarnię z kwiatami i nowalijkami. Karol Albrecht hodował pyszne jabłka, które stały się najważniejszym komponentem szarlotki serwowanej w warszawskiej kawiarni „Mała Ziemiańska”. Założona w 1918 roku przez Albrechta mieściła się przy ulicy Mazowieckiej 12. Kawiarnia nazwę zawdzięcza swemu sąsiedztwu z Towarzystwem Kredytowym Ziemskim. Określenie „mała” wiązało się początkowo z niewielkim rozmiarem lokalu. Wnętrze było pokryte polichromią Wacława Borowskiego. „Ziemiańska” stała się bardzo szybko środowiskiem naturalnym międzywojennego literata, malarza a także profesora nieopodal leżącego Uniwersytetu Warszawskiego. Tu artysta spotykał się z przyjaciółmi, bawił się, żartował, tu docierały do niego lokalne plotki i wieści ze świata. Z kawiarni wyruszał w podróż i do niej powracał, by opowiedzieć wrażenia. Raj wyobrażał sobie jako przytulny lokal, gdzie siedzą najlepsi przyjaciele, opowiada się najweselsze anegdoty i gdzie podają najsmaczniejszą kawę z najpyszniejszą szarlotką upieczoną z jabłek rosnących w Sulejówku. W połowie lat dwudziestych „Ziemiańska” stała się niewątpliwie pierwszą kawiarnią artystyczną Warszawy. Jej bywalcy dzielili się na stałych i „półstałych”. Do stałych należała w całości grupa Skamandra, niektórzy poeci z kręgu tak zwanych małych skamandrytów i współpracowników „Wiadomości Literackich”, wybitni pisarze i publicyści, jak Tadeusz Boy – Żeleński, wzięci autorzy wierszy i piosenek kabaretowych, jak Marian Hemar, legendy życia towarzyskiego i kopalnie anegdot, jak Franc Fiszer, znane postaci z życia politycznego – generał Wieniawa Długoszowski, rysownicy i malarze, aktorzy i reżyserzy – Zula Pogorzelska, Adolf Dymsza, Leon Schiller. W latach trzydziestych pojawili się w „Ziemniańskiej „ reprezentanci kolejnego pokolenia artystów, na przykład Witold Gombrowicz. Bywalcy „półstali” to najczęściej postacie wybitnie znane, których obecność zwracała powszechną uwagę. A więc na przykład Leopold Staff. Wszyscy pili najsmaczniejszą na świecie kawę i rozkoszowali się najpyszniejszą szarlotką upieczoną z jabłek rosnących w Sulejówku. Sielską – anielską atmosferę „Ziemiańskiej” można poczuć, patrząc na obraz namalowany przez Józefa Rapackiego w 1925 roku. Pośrodku artysta umieścił radosne, eleganckie damy w kapeluszach w stylu Coco Chanel i lisich kołnierzach. Po lewej stronie przedstawiony jest barek, na którym stoi duża szklana patera z ciastami. Mama mojego szkolnego kolegi powiedziała mi, że jej babcia Janina Konarska pracowała w „Ziemiańskiej” jako dekoratorka trufli, szarlotek i innych słodyczy i , że te przedstawione na obrazie Rapackiego, mają w sobie owoce z sadu Albrechta. Swoje stoliki miało tu kilka ugrupowań, ale najważniejszy był „stolik na pięterku”. Tak go nazywano, choć w istocie znajdował się jako jedyny na piętrze schodów łączących dolną i górną salę. „Pięterko” należało do „Skamandra”. Codziennie wczesnym popołudniem można było tam zobaczyć Lechonia, Tuwima, Słonimskiego… Prawie codziennie Iwaszkiewicza i Wierzyńskiego. „Stolik” miał swoją, niepisaną rzecz jasna, etykietę, której rygorystycznie przestrzegał. Być zaproszonym „na pięterko” było dla gości z innego kręgu towarzyskiego wyróżnieniem. Być zignorowanym – klęską. Rolę strażnika stolikowego kodeksu wypełniał gorliwie Jan Lechoń. On zapraszał lub… nie zapraszał. Znany wtedy rysownik Zdzisław Czermiński napisał we wspomnieniach, iż Lechoń „ na półpiętrze gospodarzył, terroryzując i wystraszając od stolika wszystkich niemiłych mu przysiadaczy”. Ciętość Lechoniowego języka i pewna chimeryczność jego sympatii, a także po prostu styl ówczesnych związków towarzyskich sprawiały, że i Lechoń bywał przedmiotem żartów ze strony kolegów. Modny poeta znany był zarówno z wielkiego snobizmu towarzyskiego, jak i z małej dbałości o swoją powierzchowność. Ówczesny żart kawiarniany nie zadowalał się istnieniem tylko w języku, lecz często wychodził poza formę literacką i poza kawiarnię. Żarty inscenizowane były ulubionym gatunkiem towarzyskiej działalności kawiarnianych bywalców, a do najlepszych należały podobno pomysły (oczywiście po zjedzeniu szarlotki z jabłek z Sulejówka) Słonimskiego, Tuwima i Makuszyńskiego. Chcąc zrobić Słonimskiemu niespodziankę, koledzy skierowali do niego „jakiegoś uszminkowanego typa”, który utrzymywał, że jest tancerzem, a któremu powiedziano, że Słonimski jako dyrektor mógłby go zatrudnić. Słonimski, domyślając się kawału, posłał faceta do Lechonia. - Pójdzie pan zaraz do mego reżysera, Lechonia – powiada. –Przyrynek 15. Teraz w domu. Śpi. Jest „ważny”! Nie zechce gadać. Niech się pan w przedpokoju przebierze w swój kostium, obudzi go delikatnie i natychmiast tańczy! Coś do wierszy Tuwima. Tak się też i stało. Obudzony nagle Lechoń, ujrzawszy jakiegoś wymalowanego, wijącego się w dziwnych pląsach faceta, w dodatku deklamującego „Słopiewnie” Tuwima , zemdlał ze strachu. A teraz opowiem, jak szarlotka z Sulejówka serwowana w „Ziemiańskiej” mogła wpłynąć na bieg naszej narodowej historii. Otóż Słonimski, kierujący, związanymi z Piłsudskim i Belwederem „Wiadomościami Literackimi”, przyjaźnił się z Bolesławem Wieniawą – Długoszowskim. W „Alfabecie wspomnień napisał: „ Często z „Ziemiańskiej”, gdzie spotykaliśmy się niemal co dzień, wpadało się obok do „Wróbla” na „jedną głębszą”. Po latach żartował: „Muszę się wreszcie przyznać, że byłem wspólnikiem przewrotu majowego. Udział mój wynosił ósmą część całej sumy posiadanej przez piłsudczyków. Wieczorem w „Astorii” spytał mnie Sławek (Walery Sławek, wówczas oficer do szczególnych zleceń Naczelnika Państwa), czy mam przy sobie jakieś pieniądze. Miałem pięćdziesiąt złotych. – Dawaj – powiedział. Wysyłamy taksówkami naszych oficerów do garnizonów i każdy grosz jest nam potrzebny. Mieli do rozporządzenia około czterystu złotych. Po przewrocie majowym Sławek został marszałkiem sejmu. O moją ósmą część nie dopominałem się, bo jakoś niezręcznie było o tę sumę zgłaszać się do laski marszałkowskiej. Może gdyby była większa…. A! Proszę Państwa, kończy się mój czas, więc wrócę na chwilę do Karola Albrechta. Podczas okupacji właściciel „Ziemiańskiej „ podpisał Volkslistę, a mimo to zginął zamordowany przez Niemców w czasie Powstania Warszawskiego. Majątek w Sulejówku został przejęty przez nową władzę. Duży dom Albrechta w latach 1944 45 zajmowany przez wojska radzieckie na szpital, po wyzwoleniu przeznaczono na nowo otwarte po raz pierwszy w Sulejówku gimnazjum i liceum. Majątek po Albrechcie został przekazany Stanisławowi Grabskiemu za mienie pozostawione we Lwowie. Profesor zaciągnął kredyt i wyremontował poniemiecki barak, do którego przeniosła się szkoła. Grabski wkrótce umarł nagle, (6 V 1949 r. )a córki: Anna i Stanisława oraz żona Zofia spłaciły pożyczkę i podarowały ½ ha placu, na którym w 1961 roku wybudowano moją szkołę. Panie Grabskie mieszkały w domu Albrechta jeszcze w latach siedemdziesiątych. Dziś nie ma już śladu po gospodarstwie właściciela „Ziemiańskiej”. Odeszły też panie Grabskie. Zostały tylko w okolicznych ogrodach kupionych od sióstr Grabskich stare jabłonie: antonówki, papierówki, kosztele, z których kolejne pokolenia sulejóweckich mam i babć pieką najpyszniejszą szarlotkę. Oprac. i opieka nad uczniem: Krystyna Pachnik Literatura podmiotu: Macieja Dorota „Tygodnie Słonimskiego”, Warszawa 2000, wyd. Prószyński i S – ka Zawada Andrzej „Dwudziestolecie literackie” [w:] „Słowa na czasie” – podręcznik do kształcenia literackiego i kulturowego, wyd. Era Spółka z o.o., Straszyn k. Gdańska 2011.