Narodziny świata

Transkrypt

Narodziny świata
Narodziny świata
Autor: Borys Jagielski
Wydarzyło się to w latach trzydziestych, kilka lat przed wybuchem Drugiej Wojny Światowej.
Profesor John Ronald Reuel Tolkien siedział wieczorem przy biurku w swym niewielkim
mieszkaniu, a jego uwaga całkowicie zaprzątnięta była destruktywnie monotonnym zadaniem
polegającym na przedzieraniu się przez, sprawdzaniu i ocenianiu prac egzaminacyjnych
studentów. Profesor zaprzestał na chwilę podkreślania błędów i zrobił krótką przerwę, by dać
odpocząć zesztywniałym mięśniom karku. Nie wstając nawet od biurka powiódł zmęczonym
wzrokiem po plikach kartek, przez jakie musiał do następnego dnia przebrnąć. Wtem jego
spojrzenie przyciągnął pojedynczy, czysty arkusz papieru. Profesor przysunął go bliżej i z
czystej bezmyślności (a może z geniuszu?) napisał na nim jedno zdanie: "W norze w ziemi
mieszkał sobie hobbit" ("In a hole in the ground there lived a hobbit"). Przyjrzał mu się z
uśmiechem, przeczytał je ponownie i zaczął się zastanawiać. Kim lub czym właściwie jest taki
hobbit? Dlaczego mieszka w norze? Co to za nora? Postanowił, że napisze dalszy ciąg historii
o hobbicie. Wytrwał w swym postanowieniu i na jego zrealizowanie poświęcił następne
miesiące. Tak narodziła się bajkowa opowieść, którą profesor czytał do snu swym młodszym
dzieciom. Nieco później, w 1936 roku, niekompletny maszynopis dostał się w ręce Susan
Dagnall, pracowniczki wydawnictwa "George Allen and Unwin" (które za pół wieku miało
połączyć się z "HarperCollins"). Susan poprosiła profesora, by dokończył swą opowieść, i
zareklamowała całość Stanleyowi Unwinowi, jednemu z dyrektorów. Opowieść o wędrówce
małego hobbita zainteresowała wydawcę na tyle, że aby potwierdzić jej walory jako lektury
dla dzieci, Unwin "wypróbował" ją na swoim dziesięcioletnim synku Raynerze. Reakcja
dziecka była pozytywna i książka ukazała się drukiem w 1937 r. pod tytułem "Hobbit".
Błyskawicznie stała się bestsellerem, a co najdziwniejsze, sięgali po nią nie tylko najmłodsi
czytelnicy.
Geneza "Hobbita", poprzednika "Władcy Pierścieni", najbardziej poczytnej książki minionego
wieku, znana jest z pewnością wielu miłośnikom twórczości Tolkiena. Nie należy jednak
sądzić, że wszystko zaczęło się właśnie tego wieczoru, podczas którego profesor Tolkien
sprawdzając klasówki napisał owo jedno, legendarne zdanie. Zalążki Śródziemia,
przynajmniej te lingwistyczne, narodziły się wiele lat wcześniej, gdy Ronald miał zaledwie
dwanaście lat. Już w tak młodym wieku przejawiał wielkie zainteresowanie językami. Szybko
opanował łacinę i grekę, a wiele czasu poświęcał również nauce innych, zarówno
współczesnych jak i starodawnych języków; przede wszystkim gotyckiemu, a trochę później
fińskiemu. I co najważniejsze, dla rozrywki zaczął tworzyć własny język będący swoistym
zlepkiem wszystkich tych, jakie zdążył poznać: ot, tolkienowskie esperando, które wkrótce
miało stać się nie nieudolną próbą ujednolicenia mowy na całej kuli ziemskiej, ale jednym z
fundamentów książkowego świata.
J.R.R. Tolkien w 1911 r. rozpoczął studia w Exeter College na Oxfordzie, gdzie poświęcił się
bez reszty staroangielskiemu, walijskiemu, fińskiemu i narzeczom germańskim (w
szczegolności właśnie gotyckiemu). Kształcąc się na filologa, wśród pereł albiońskiej
literatury odkrył enigmatycznie brzmiący dwuwiersz:
Eálá Earendel engla beorhtast
Ofer middangeard monnum sended
oznaczający
Chwała Earendelowi, najjaśniejszemu z aniołów
Do Śródziemia ludziom zesłanym
("Middangeard" było antycznym zwrotem oznaczającym ludzki świat, czyli wszystko to co
rozciągało się pomiędzy Niebem na górze a Piekłem na dole.)
Właśnie tutaj nazwa Śródziemie pojawia się po raz pierwszy. Ów dwuwiersz zainspirował
młodego Tolkiena do pierwszych nieśmiałych prób tworzenia własnego, wyimaginowanego
świata.
Wkrótce wybuchła Pierwsza Wojna Światowa, lecz Tolkienowi niespieszno było na europejski
front. Kontynuował naukę na Uniwersytecie Oksfordzkim wkładając w nią wiele wysiłku oraz
pilności, i w czerwcu 1915 r., rok po zamordowaniu arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie,
przyszły profesor uzyskał swój pierwszy stopień naukowy. Wolny czas poświęcał poezji i
dalszemu opracowywaniu "własnego" języka, który nazwał quenya. W dużej mierze mowa ta
została oparta na języku fińskim. Tolkien widział już wtedy poszczególne elementy
kreowanego przez siebie - podświadomie i świadomie - świata. Malowały mu się one bardzo
wyraźnie, ale były zbyt rozproszone, by móc połączyć się w całość. Tolkien nie był jeszcze
gotów.
Uczony nie wymigał się od wojska i w niedługi czas po swoim ślubie z Edith Bratt w marcu
1916 r. pojawił się na Zachodnim Froncie. Po czterech miesiącach spędzonych w okopach
zapadł na tyfusopodobną chorobę i odesłano go z powrotem do Anglii. Częściowo wyzdrowiał,
jednak nie na tyle, by musiał znów wracać na front. Jego najbliżsi przyjaciele nie mieli tyle
szczęścia - prawie wszyscy zginęli w Europie od kul lub odłamków. To właśnie ich pamięci
Tolkien zadedykował "Księgę Zaginionych Opowieści" ("The Book of Lost Tales"), w której
pojawiły się najważniejsze historie związane z późniejszym "Silmarillionem". "Księga
Zaginionych Opowieści" ukazała się drukiem dopiero po śmierci autora, ale fakt pozostaje
faktem: w tym właśnie dziele świat, który dotychczas istniał tylko w wyobraźni J.R.R.
Tolkiena, pojawił się po raz pierwszy na papierze. Właśnie na tych stronicach Mistrz
opowiedział po raz pierwszy o wojnach z Morgothem, o oblężenie i upadku Gondoru oraz
Nargothrondu, o elfach i gnomach posługujących się językami quenya i golgodrin.
Tolkien pozostał w Anglii pełniąc służbę wojskową w kraju i otrzymał nawet stopień
porucznika. Gdy stacjonował w Hull, poszedł pewnego dnia na spacer wraz z żoną do
pobliskiego lasu. I tam Edith zatańczyła dla niego, a taniec ukochanej zainspirował Ronalda
do stworzenia opowieści o Berenie i Lúthien, tej opowieści ze Śródziemia, która miał na
zawsze pozostać najbliższą jego sercu. Tworząc potem kompletną historię swojej krainy,
zawsze utożsamiał siebie z Berenem, a swoją żonę - z Lúthien.
Minęło kilkanaście lat, w ciągu których Tolkien napisał wiele pomniejszych powiastek, z
których większość opublikowano dopiero po śmierci autora. Przełom nadszedł dopiero w
latach trzydziestych, gdy w dość niezwykłych okolicznościach, o których wspomniałem
wcześniej, powstał "Hobbit". Pierwsze dzieło Ronalda wreszcie ukazało się drukiem i
błyskawicznie stało się ogromnym sukcesem wydawniczym. Stanley Unwin bezzwłocznie
skontaktował się z pisarzem i zapytał, czy posiada więcej podobnych powieści, które można
by także opublikować. Odpowiedź była pozytywna, bowiem od pewnego czasu Tolkien
pracował nad "Silmarillionem", a "Hobbit" tak naprawdę powstał zupełnie przypadkowo. To w
"Silmarillion" profesor wkładał całe swoje serce. Uradowany zainteresowaniem wydawnictwa,
wysłał wybrane fragmenty swego dzieła do Unwina, a Unwin przekazał je dalej recenzentowi.
Opinia tego ostatniego była jednak mieszana. Poezja Tolkiena nie spodobała mu się, w
przeciwieństwie do prozy, która wywarła duże wrażenie. Końcowa ocena recenzenta była
jednak negatywna. Stwierdził, że "Silmarillion" jest na tyle niekonwencjonalną książką, iż nie
nadaje się do komercyjnej publikacji. Unwin delikatnie przekazał tą wiadomość Tolkienowi i
od razu zapytał go, czy nie mógłby po prostu stworzyć dalszego ciągu do historii
opowiedzianej w "Hobbicie". Rozczarowany złym odbiorem "Silmarilliona" Tolkien nie
zrezygnował z dalszej twórczości i podjął się nowego zadania.
Tak właśnie powstał "Władca Pierścieni". Pisany przez 16 lat miał niewiele wspólnego z
baśniową opowieścią dla dzieci, stając się wielką sagą. Mało kto wie, że w końcowym etapie
powstawania trylogii Rayner Unwin - dorosły już syn wydawcy, któremu swojego czasu tak
bardzo spodobał się "Hobbit" - wspierał duchowo łatwo zniechęcającego się Tolkiena i
zachęcał go do dalszych prac nad dziełem, które wkrótce miano obdarzyć epitetem
"wielkopomne". Bez przesady można powiedzieć, że "Władca Pierścieni" mógł w ogóle nie
ukazać się drukiem, gdyby nie młody Unwin. Bene meritus! Wydawnictwo zdecydowało się na
publikację „Władcy Pierścieni” w trzech osobnych tomach, które ukazały się w sprzedaży w
latach 1954 i 1955. Prawa autorskie przekazano także za ocean do Stanów Zjednoczonych
firmie Houghton Mifflin. Zarówno autor jak i wydawcy szybko przekonali się, że nie potrafili w
pełni docenić powieści ani przewidzieć jej ogromnego sukcesu - sukcesu, który rozciągnął się
na następne dekady.
Narodził się nowy kult. "Władca Pierścieni" znalazł się w centrum uwagi czytelników i
krytyków. Książkę wychwalano (W.H. Auden, C.S. Lewis) i przeklinano (E. Wilson, E. Muir, P.
Tonybee). BBC stworzyło na jej podstawie słuchowisko radiowe, które wyemitowano w
dwunastu odcinkach w Programie Trzecim w 1956 r. Powieść zarabiała coraz więcej
pieniędzy, a Tolkien począł żałować, że nie zdecydował się w porę na wcześniejszą
emeryturę. Przez dziesięć lat książka publikowana była w twardej okładce, co zawyżało cenę i
zawężało nieco i tak olbrzymie grono odbiorców. Prawdziwy szał zapanował jednak dopiero
w 1965 r., gdy w Stanach Zjednoczonych ukazały się tanie egzemplarze w miękkiej oprawie.
Nieporozumienia dotyczące praw autorskich tylko rozreklamowały nowe wydanie. Rzuciły się
na nie miliony Amerykanów. Dzięki swej niezwykłości, do 1968 r. "Władca Pierścieni" zdążył
się stać Biblią "alternatywnego społeczeństwa".
Tolkien stał się sławny i relatywnie bogaty. Mógł jednak ubolewać nad tym, że wiele "dziecikwiatów" porównywało lekturę jego dzieła (z trudnych do określenia przyczyn) do
spożywania narkotyków, i że wielu hippisów czytało kolejne rozdziały książki aplikując sobie
pokaźne dawki LSD. Fani stwarzali coraz więcej problemów. Niektórzy nagabywali autora
przychodząc po prostu do jego domu, inni dzwonili z Kalifornii w środku nocy czasu
Greenwich (lecz w porze wieczornej na Zachodnim Wybrzeżu) pytając, czy Frodowi udało się
zniszczyć Pierścień i czy Balrog miał skrzydła (tak jakby nie mogli tego sami doczytać).
Ronald wkrótce przeprowadził się wraz z rodziną do Bournemouth na południu Anglii,
uprzednio zastrzegając nowy adres i numer telefonu.
J.R.R. Tolkien nie spoczął na laurach po publikacji "Władcy Pierścieni". Aż do swojej śmierci
kontynuował pisanie książek związanych ze Śródziemiem. Jak wszyscy wiemy, żadna z nich
nie zdobyła szczególnej popularności. Ale po śmierci pisarza w 1973 nowe tytuły nie przestały
się ukazywać. Otóż Christopher Tolkien, spośród całego rodzeństwa najbardziej związany z
twórczością ojca, zaczął przesyłać do wydawnictw wszystkie te utwory, na druk których
Tolkien nie chciał się zgodzić za życia. Jedynym wyjątkiem był tu "Silmarillion", którym
Christopher zajął się w pierwszej kolejności. Zredagował w kilku miejscach książkę, którą
Ronald uważał za swe największe dzieło, a która, jak pamiętamy, została odrzucona przez
wydawcę czterdzieści lat wcześniej. Za sprawą Christophera ukazała się wreszcie drukiem w
1977 r. Tym razem oczywiście żaden recenzent nie ośmielił się wydać negatywnej oceny, i ku
ogólnemu zaskoczeniu, mimo swej złożoności spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem
czytelników. I paradoksalnie, właśnie temu utworowi, w które autor włożył najwięcej serca,
dane zostać opublikowanym dopiero po śmierci twórcy. W 1980 r. Christopher doprowadził
do wydania niekompletnej twórczości swojego ojca z ostatnich lat jego życia, która ukazała
się pod wspólnym tytułem "Niedokończone opowieści Númenoru i Śródziemia" ("Unfinished
Tales of Númenor and Middle-earth"). W międzyczasie opublikowano "Księgę Zaginionych
Opowieści". Wkrótce powstała także dwunastotomowa "Historia Śródziemia" pod redakcją
Christophera Tolkiena.
Taka jest właśnie historia niezwykłych opowieści J.R.R. Tolkiena. Podobnie jak elfy, pisarz
odszedł z tego świata i nie powróci do niego nigdy więcej. Pozostawił po sobie cudowne
dziedzictwo, dziedzictwo, które nie będzie zapomniane, i które przez następne dekady budzić
będzie zachwyt kolejnych pokoleń czytelników. A w katolickiej części cmentarza Wolvercote
na północnych krańcach Oxfordu leży wspólny grób dwojga ludzi, których wzajemna miłość
dała początek jednej z wielu niezwykłych opowieści ze Śródziemia.
Napis na płycie nagrobnej głosi:
Edith Mary Tolkien, Lúthien, 1889-1971
John Ronald Reuel Tolkien, Beren, 1892-1973
Źródło:
http://www.tolkiensociety.org/tolkien/biog_frame.html
Powyższy tekst ukazał się pierwotnie w zinie NoNameFantasy.

Podobne dokumenty