Wieś Bip…bip…bip… - monotonny dźwięk budzika najpierw

Transkrypt

Wieś Bip…bip…bip… - monotonny dźwięk budzika najpierw
Wieś
Bip…bip…bip… - monotonny dźwięk budzika najpierw dobiega z oddali po to żeby zbliżać
się do mojej świadomości. O siódmej dwadzieścia rano leniwe promienie słońca wkradały się
przez okno naszej sypialni. Nawet tak wczesnym rankiem temperatura była już bardzo
wysoka. Nie podnosząc głowy, ręką zaczęłam szukać budzika. Jakaś część mnie chciała go
zniszczyć. Jednak ta chęć ulotniła się ze mnie gdy tylko dotknęłam przycisku „WYŁĄCZ”.
Pamiętam że moja pobudka wyglądała inaczej. Tylko jak….? Wstałam powoli z łóżka a moje
stopy momentalnie znalazły się w kapciach. Odwróciłam się jeszcze żeby szturchnąć
Andrzeja po czym wolnym krokiem udałam się do kuchni. Kawusia – Pomyślałam ziewając i
włączyłam ekspres do kawy. Po szybkim prysznicu rytuał skończyłam na misce płatków
zbożowych i kubku kawy. W chwili kiedy wypiłam ostatni łyk Andrzej wszedł do kuchni,
spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-dzień dobry – powiedział – teraz moja kolej na prysznic. Kiedy Andrzej wyszedł do pracy, ja
postanowiłem przejrzeć resztę pudeł, które stały w przedpokoju. Chciałam mieć to z głowy –
w końcu ile można się wypakowywać ? w pierwszych trzech pudłach znalazłam pamiątki
figurki, dla których najdoskonalszym miejscem będzie pułka w salonie. Jednak w czwartym
pudle widziałam coś czego nie widziałam od bardzo dawna. Właściwie zapomniałam że w
ogóle coś takiego posiadam. Tą tajemniczą rzeczą był mój pamiętnik. Trzymając go w
dłoniach poczułam się znów jak dwunastoletnia dziewczynka. Zabrałam ze sobą album do
kuchni i zaparzyłam kolejną kawę.
21 Maja 1991
Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń. Już w nocy obudził mnie niesamowity ryk.
Dochodził z oddali ale był bardzo donośny. Zaraz po tym do drzwi ktoś zapukał.
Zaniepokojona wstałam z łóżka i cichutko drepcząc podeszłam do drzwi i wyjrzałam na
korytarz. W tym samym momencie rozległo się ponowne pukanie do drzwi. Nagle usłyszałam
na piętrze dudnienia i ze schodów zbiegł mój tatuś w piżamie. Otworzył drzwi i moim oczom
okazał się Władysław Krzemicki –nasz sąsiad.
-Jarek – powiedział – chodź ze mną krowa mi się cieli.
-już biegnę, założę tylko spodnie – rzekł pośpiesznie Jarek. Kolejne głośne ryki i muczenia
potwierdzały słowa pana Władka. Nieco spokojniejsza wróciłam do łóżka. Rano, przed
śniedaniem pytałam tatusia jak poszło im cielenie. A on mi odpowiedział że zabrali jeszcze do
pomocy pana Maćka Sejmickiego i pana Radka Ricińskiego aby pomogli im przy
wyjmowaniu cielaka.
-Wszystko poszło po naszej myśli Zosienko, cielaczek żyję i ma się dobrze. –Uśmiechnął się
do niej. –Zosiu chodź na śniadanie.
-Dobrze tato. – powiedziałam udając się za ojcem do kuchni. Już w progu dało się wyczuć
znajomą woń.
-Truskawki ze śmietaną ! – krzyknęłam radośnie. Mama stała tyłem do drzwi i na dźwięk
mojego głosu odwróciła się i uśmiechnęła promiennie.
-Tak, pierwsze w tym roku. – powiedziała mama.
Zofia siedziała w kuchni i niemal czuła smak truskawek w ustach. Upijając łyk kawy
zastanawiała się co słychać u jej rodziców. W końcu byli sami na wsi. Nagle wpadła na
szalony pomysł. – Jutro odwiedzę rodziców. Wypiła resztę kawy po czym złapała za telefon
komórkowy i zadzwoniła do Andrzeja.
-Halo Andrzej ?
-Cześć kochanie co słychać ?
-Andrzej jutro jest sobota więc dzwonię aby Ci powiedzieć że chciałam jutro pojechać do
moich rodziców na wieś. Jest sobota, więc nie powinno być z tym problemu.
-Bardzo dobry pomysł myszko ! – pakój nas i jedziemy tam z samego rana.
Znakomitą resztę dnia Zosia spędziła na pakowaniu walizek. O godzinie siedemnastej
jeszcze przed przyjazdem Andrzeja, postanowiła przeczytać kolejną stronę swojego
pamiętnika.
25 czerwiec 1991
Tego dnia od samego rana panowała nerwowa atmosfera. Tata kolejny dzień
naprawiał traktor ale nie mógł go uruchomić. Mama z kolei chciała pomóc tacie ale swoimi
uwagami bardziej wyprowadzała go z równowagi. Śniadanie przebiegło w ciszy. Tata jadł
szybko i miał zamyślone spojrzenie. Prawdopodobnie rozmyślał jak naprawić traktor. Mama
była kompletnie skupiona na przeżuwaniu, a ja cichutko patrzyłam to na nią to na niego.
Wreszcie tata wstał i wyszedł kontynuować pracę przy ciągniku a mama zaczęła sprzątać po
śniadaniu. Wyszłam razem z tatą z założeniem że może mu pomogę.
Stary ursus bez kabiny stał majestatycznie nieopodal stodoły, głuchy na prośby i
przeklinania Jarka. Brązowa farba złaziła z jego błotników płatami i w niektórych miejscach
widać było oznaki korozji. Jarek wciąż próbował nowych pomysłów aby w końcu zaczął
działać ale żaden nie był skuteczny… aż w końcu „WRRRRRDUDUDU” zawarczał silnik.
Niespełna sekundę po rozruchu obok warkotu silnika dało się słyszeć radosne
przekrzykiwania Jarka.
-Zośka leć po kurtkę, jedziemy na rynek ! Zosia posłusznie pobiegła po kurtkę. Półtorej
godziny później Zosia razem z ojcem wracała do domu wioząc ze sobą klatkę z trzema
żywymi kurczakami i sznurkami do wiązania snopków. Podczas ich nieobecności piękne
słoneczne niebo pokryło się ciężkimi fioletowo-szarymi chmurami. Zaczął padać deszcz. Z
początku drobna mżawka, ku końcu ich podróży zmieniła się w gigantyczną ulewę. Nikt nie
wie jakim cudem ciągnik zdołał dowieźć ich do domu. Sam Jarek był w głębokim podziwie a
nawet szoku że staremu, dobremu ursuskowi udała się ta sztuka. Kiedy stali w progu i
Grażyna ich zobaczyła pomyślała że stoi tam pięć zmokłych kur, a nie tylko te trzy, które
kupili na targu….
26 czerwiec 1991
Dzisiejszego ranka dzień był bardzo piękny. Wraz z tatą wpadliśmy na pomysł że
skosimy trawę dla królików i kur. Tata uznał że pomysł jest bardzo dobry. Zaraz po śniadaniu
udaliśmy się do stodoły po narzędzia do koszenia.
-Jako że jesteś malutka dostaniesz sierp. Uważaj jest bardzo ostry. – powiedział pouczająco
Jarek. Zosia bardzo ostrożnie przejęła sierp od taty. W tym samym momencie Jarek zdjął kosę
z krokwi, mówiąc: „jako że ja jestem duży” – powiedział intonując każde słowo – wezmę
kosę.
-uczciwe powiedziała dziewczynka po chwili krótkiego namysłu. Śmiejąc się razem wyszli ze
stodoły zmierzając ku łące.
2 lipiec 1991
Ten dzień Zosia miała wolny. Przez pierwszą jego połowę ścigała królika, którego
nieumyślnie wypuściła z klatki. Wieczorem ze smutną miną powie rodzicom że niestety
królik zbiegł. Rodzice widząc skruchę na twarzy dziewczynki i powagę z jaką powiedziała
„królik zbiegł” że spojrzeli tylko po Sobie uśmiechnęli się wymownie i powiedzieli że musi
chodzić spać o godzinie 21.30 choć o 21 już spała.
Po nieudanym pościgu za królikiem Zosia poszła posiedzieć sobie pod wielka jabłonią
rosnącą pomiędzy polem a pasieką. Usiadła pod pniem drzewa i nie wiedząc kiedy zapadła w
drzemkę
– pogoń za królikiem była naprawdę wyczerpująca. Pewnie teraz zjedzą go lisy pomyślała
Zosia i zapadła w głęboki sen. Przebudziła się w momencie kiedy opadające czerwone słońce
dotykało ziemi. Tego zachodu słońca nigdy nie zapomni.
3 lipiec 1991
Zielone listki małych krzewów zawzięcie tańczyły na wietrze. Małe pszczółki
wylatywały ze swoich domostw i zapylały kolejne dziesiątki kwiatów. Zosia szła polną
ścieżką obok pasieki pana Radka. Do jej uszu dobiegał szum tysięcy małych skrzydełek
uderzających o siebie. Małej dziewczynce się poszczęściło, trafiła na wyciąganiu przez pana
Radka nowo powstałego nektaru, który soczyście spływał po wypełnionych po brzegi
paletach.
-Dzień dobry panie Radku. – rzekła uśmiechnięta dziewczynka. Pszczelarz odwzajemnił
uśmiech. Był mało widoczny przez specjalną moskitierą, która ochraniała go przed
użądleniami słodkich owadów.
-Witaj Zosiu. Chcesz mi towarzyszyć przy zbieraniu miodu ? To było intrygujące zajęcie dla
dziewczynki. Wiedziała gdzie leży kombinezon i moskitiera. Założywszy je patrzyła z bliska
jak pan Radek używa specjalnego dymu aby uśpić pszczoły. Było ich tak wiele, że niemal
mogła pogłaskać.
-Chcesz spróbować świeżego miodku ? – spytał zachęcająco pan Radek. Bez żadnych
przeciwwskazań zgodziła się na propozycje. Dostała słoik i zaczęła palcami nabierać coraz
większe porcje aby mogła je potem zlizywać. Wróciła z dodatkowym słoiczkiem do domu
podarowując je swojej mamie. Ta spojrzała na Zosię i wpadła w śmiech. Wzięła kawałek
ściereczki i zaczęła wycierać umorusaną miodem twarz Zosi. Po tym zabiegu wysłała
dziewczynkę do mycia. Zosia wyczerpana położyła się spać.
4 lipiec 2015
Andrzej i Zofia dojechali na miejsce późnym wieczorem. Na spotkanie wyszli jej rodzice
Jarosław i Grażyna, których uprzedziła wcześniej że przyjadą z Andrzejem z wizytą.
-Cześć córeczko, bardzo dawno u nas nie byłaś ! – powiedziała Grażyna niemal płacząc ze
szczęścia spowodowanego widokiem córki.
-Nic się tu nie zmieniło. – powiedziała Zosia ciesząc się serdecznie.
-hoho poczekaj na ranek a zobaczysz resztę. Właściwie macie szczęście że nie przyjechaliście
wczoraj. W nocy cieliła się krowa Władka.
-Krowa pana Władka ? To ile ona ma lat haha. – zaśmiała się Zosia.
-Faktycznie. – powiedział Jarek. – Pamiętam jak byłaś mała to cieliła się krowa pana Władka
choć biednej miłej już dawno nie ma. Ale sposób cielenia w ogóle się nie zmienił. Podczas
rozmowy Zosi z rodzicami Andrzej stał z boku i grzecznie się uśmiechał.
-Zaprowadzę was do waszego pokoju. – powiedziała Grażyna prowadząc ich do środka. –
Poprowadziła ich do dawnego pokoju Zosi. –Dobranoc dzieci. –powiedziała zamykając
drzwi.
5 lipiec 2015
Zosi nie obudził dzwonek budzika tego ranka. Obudziło ją bzyczenie pszczół. Wstała
z łóżka i podobnie jak u siebie w domu jej stopy momentalnie odnalazły kapcie. Spojrzała na
zegarek i stwierdziła że jest naprawdę wcześnie. Andrzej spał w najlepsze. Skorzystała z tego
i wyszła do kuchni. Świeży zapach truskawek sprawił że znów poczuła się jak dziecko.
-Dzień dobry mamo.
-Dzień dobry kochanie, właśnie robię naleśniki z truskawkami. Masz może ochotę na jednego
? – zapytała Grażyna.
-Nooo. – Odrzekła Zofia. Grażyna nałożyła naleśnika córce i podała ze świeżymi
truskawkami . po śniadaniu Zofia wyszła na dwór gdzie zastała ojca przy nowym traktorze.
Jarek opowiedział Córce jak to sobie kupił sprzęt rolny za pieniądze z unii europejskiej.
Klimatyzowany traktor, samo jeżdżący kombajn a nawet mały traktorek do koszenia trawy.
Zosia była pod ogromnym wrażeniem jak cała maszyneria jej dawnego domu się zmieniły.
Dziecięce czasy pamiętała jakby wydarzyły się wczoraj, a tak naprawdę zmieniło się tak
wiele iż mogłaby przysiądz jakby nie była w domu przez co najmniej pięćdziesiąt lat. I jak za
dawnych lat Jarek z córką pojechali na rynek traktorem.

Podobne dokumenty