Pobierz dokument
Transkrypt
Pobierz dokument
1. LEGENDA O SMOKU WAWELSKIM I DZIELNYM SZEWCZYKU Każdy zna legendę o wawelskim smoku, pokonanym przez dzielnego szewczyka Skubę, który zabił barana, wypchał go siarką i smołą, a następnie podrzucił pod smoczą jamę. Potwór, aby ugasić pragnienie, tak długo pił wiślaną wodę, aż pękł. Wielka była radość krakowian, a szewczyk ze skóry zabitego smoka wykroił wiele par butów. Jak głosi legenda, do dziś można je kupić w Sukiennicach. - Dla mnie nie ma znaczenia, czy smok istniał czy to tylko brednia w smoczej skórze, ważne że stał się ikoną Krakowa mówi Anna Szałapak, a Zbigniew Święch dodaje, że, dziś smok by nie przetrwał, bo żywił się dziewicami. O pokonaniu smoka przypomina zaprojektowana przez Bronisława Chromego rzeźba, stojąca u podnóża Wawelu. 2. LEGENDA O CZAKRAMIE Wszyscy wiedzą, że Kraków jest miastem magicznym. Kontrowersyjna dziś legenda (od której odciął się m.in. dyrektor Wawelu) głosi, że ma to związek z czakramem, czyli świętym tajemniczym kamieniem ukrytym na w Wawelskim wzgórzu i będącym źródłem niezwykłej energii. Jedni uważają, że to bzdura, ale inni - jak Anna Szłapak - wierzą w moc kamienia. - Wawel jest dla mnie miejscem magicznym, o szczególnej energii, tu odpoczywam, czuję odprężenie. Być może ma to związek z czakramem - mówi Szałapak. Pomiary radiestezyjne wykazały, że "serce" czakramu leży w podziemiach zachodniego skrzydła zamku, w kaplicy św. Gereona. Wykryto tu ujemną jonizację, która wpływa na ogólne odprężenie. Krakowska legenda ma związek z hinduskim bogiem Sziwą, który rzucił siedem magicznych kamieni w siedem stron świata. Jeden z nich trafił na Wawel. Od dawna przyjeżdżali tu hindusi, aby się modlić - dziś wiemy, dlaczego. 3. LEGENDA O SKARBACH KRZYSZTOFORSKICH U zbiegu ul. Szczepańskiej i Rynku Głównego stoi pałac Krzysztofory, pod którym rozciąga się prawdziwy labirynt piwnic i korytarzy. Niektóre z nich - jak głosi legenda - ciągną się pod całym Rynkiem, aż do kościoła Mariackiego. Podobno czarnoksiężnik Krzysztof przechowywał w lochach złoto pilnowane przez diabła. Jedyną osobą, która widziała czarta, była kucharka. Gdy chciała zabić na obiad koguta, ten czmychnął do lochów. Gdy wreszcie po długich poszukiwaniach kobieta odnalazła koguta w podziemiach, okazało się, że jest diabłem. Obiecał jej, że jeśli daruje mu życie, obdarzy ją złotem. Warunek był jeden - wracając do pałacu nie może się odwracać. Zwyciężyła jednak kobieca ciekawość, a wtedy złoto przemieniło się w śmieci. Niektórzy twierdzą, że skarb pozostaje w lochach po dziś dzień, inni - że strzeże go bazyliszek: stwór o ciele koguta, ogonie jaszczurzym i żabich ślepiach, których spojrzenie każdego zamienia w kamień. 4. LEGENDA O WIEŻACH KOŚCIOŁA MARIACKIEGO Dumą Krakowa jest kościół Mariacki z dwiema wieżami. O osobliwości architektonicznej kościoła stanowi fakt, że są one nierówne. Z wyższej, zwanej Hejnalicą, grany jest hejnał, w niższej - wisi kościelny dzwon zwany Półzygmuntem. Nie zachowały się żadne plany, które tłumaczyłyby różną wysokość wież. Znana jest za to legenda spisana przez Józefa Mączyńskiego o dwóch braciach, słynnych murarzach, którzy pod koniec XIII wieku zaczęli budowę. Kiedy starszy brat zorientował się, że jego wieża jest znacznie wyższa, nie chcąc dać się wyprzedzić - zamordował brata. Jednak wyrzuty sumienia nie dawały mu spokoju, dlatego wbił nóż w swoje serce, a potem rzucił się ze szczytu wieży. Ów skrwawiony braterską krwią nóż do dziś wisi, przykuty łańcuchem w Sukiennicach. 5. LEGENDA O WANDZIE, CO NIE CHCIAŁA NIEMCA W Mogile stoi kopiec Wandy. Nie wiadomo, kiedy go usypano, ale legenda wiąże jego powstanie z księżniczką Wandą, która nie chciała poślubić germańskiego księcia Rydygiera, by nie oddawać kraju pod obce panowanie. Książę zagroził, że najedzie ziemie Wandy, ale płomienna mowa wygłoszona przez księżniczkę sprawiła, że wróg odstąpił od planu zbrojnego. Upokorzony książę odebrał sobie życie. Wanda była jednak smutna, bo wiedziała, że musi złożyć bogom ofiarę dziękczynną. Poszła więc nad Wisłę i rzuciła się do wody. Chcąc uczcić bohaterstwo księżniczki, naród usypał jej kopiec. W 1890 r. postawiono na nim pomnik. Zaprojektował go Jan Matejko, który miał dworek w pobliskich Krzesławicach. 6. LEGENDA O ZACZAROWANYCH GOŁĘBIACH Turyści, którzy przyjeżdżają do Krakowa, ochoczo karmią gołębie, które obsiadają płytę Rynku. Sami krakowianie są bardziej ostrożni i z niepokojem spoglądają do góry, zasłaniając głowy przed "ptasimi prezentami". Według legendy krakowskie gołębie nie są zwykłe, ale zaczarowane. Gdy na książęcym tronie zasiadł Henryk IV Prawy, zapragnął zjednoczyć wszystkie ziemie księstwa, ale nie miał pieniędzy. Wtedy wróżka zamieniła książęcą drużynę w gołębie. Obsiadły one kościół Mariacki i zaczęły wydziobywać kamyki, które spadając na ziemię zamieniały się w złote monety. Książę ze złotem wyprawił się do Rzymu po poparcie papieża. Ale po drodze ucztował, bawił się i stracił pieniądze. Nigdy już nie wrócił do Krakowa, a jego drużyna pozostała zaklęta. Gołębie z krakowskiego Rynku Głównego nie boją się ludzi i fruwają nad ich głowami. Czasem przysiadają na ramieniu, licząc, że to powracający książę, który zdejmie z nich czar. 7. LEGENDA O CENTUSIACH Jan Sztaudynger pisał o Krakowie: "Najlepiej czują tu się centusie i docentusie". Przez lata powstawała legenda o przesadnej krakowskiej oszczędności, a nawet skąpstwie. Geneza tego przekonania sięga czasów austriackiego zaboru, choć oszczędność Galicjan była raczej smutną koniecznością, niż zamiłowaniem do gromadzenia pieniędzy. Potocznie określenie centuś jest nacechowane ironicznie, a nawet bywa obraźliwe. Jednak Mieczysław Czuma i Leszek Mazan, niestrudzeni piewcy wszystkiego, co krakowskie, uważają, że to sympatyczne określenie krakowianina, akcentujące jego wrodzony zmysł do oszczędzania. Czy dzisiaj w Krakowie żyją centusie? Każdy z nas zna pewnie przynajmniej jednego, choć, jak twierdzi Andrzej Kazimierz Banach - autor książek o legendach krakowskich, to już inne czasy i inne centusie. 8. LEGENDA O ŻÓŁTEJ CIŻEMCE W 1867 r., w czasie prac konserwatorskich w kościele Mariackim, za ołtarzem Wita Stwosza odkryto zakurzony żółty trzewik. Jak się tam znalazł? Legenda głosi, że należał do Wawrzka, wiejskiego chłopca, który gdy tylko kawałek drewna znalazł, zabierał się za rzeźbienie. Raz tak zapomniał o Bożym świecie, że nie zauważył, jak krowa, której pilnował, zniszczyła zboże na polu proboszcza. Bał się Wawrzek do domu wrócić i uciekł w las. Tam zgubił drogę, szedł, szedł, aż znalazł się w Krakowie. Przygarnął go kanonik, który szybko poznał się na talencie chłopca i oddał go na naukę do mistrza Wita Stwosza. Talent Wawrzka docenił sam król Kazimierz Jagiellończyk i podarował chłopcu wymarzone żółte trzewiczki. Niestety, chłopiec nie cieszył się nimi zbyt długo. Chciał je włożyć na uroczystość odsłonięcia ołtarza, ale malując jedną z jego rzeźb zgubił jeden bucik, który spadł za ołtarz i przeleżał tam prawie 400 lat. A biedny Wawrzek znowu musiał chodzić boso. 9. LEGENDA O PANU TWARDOWSKIM, KTÓRY SIĘ Z DIABŁEM BRATAŁ Od lat trwa spór, czy najsławniejszy czarnoksiężnik Krakowa, Piotr Twardowski, był postacią historyczną czy fikcyjną. Twardowski pracował nad wynalezieniem kamienia filozoficznego, który umożliwiłby przemianę wszystkiego w złoto, odmładzał i leczył choroby. Aby to osiągnąć, podpisał cyrograf z diabłem, któremu miał w Rzymie ofiarować duszę. W zamian diabeł spełniał wszystkie jego życzenia. Dzięki pomocy diabła, Twardowski robił różne sztuczki: wbił kilkadziesiąt gwoździ w ziarnko maku, usypał Pustynię Błędowską. Pewnego dnia trafił jednak do karczmy "Rzym" i gdy diabeł zamierzał się na jego duszę, Twardowski wskoczył na koguta i wzbił się w niebo, odmawiając godzinki. Do dziś tkwi na Księżycu, ale że tęskni za Krakowem, spuszcza na ziemię pająka, który przynosi mu ploteczki od krakowskich kwiaciarek. 10. LEGENDA O ŻYDOWSKIM WESELU Jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc Kazimierza jest plac na ul. Szerokiej. Pewnego dnia bogaty Żyd, mimo sprzeciwu rabina z pobliskiej synagogi Remuh, urządził w tym miejscu wesele córki. Zabawa trwała do późnego wieczora w piątek, kiedy już nastał szabas i czas modlitwy. Weselników spotkała za to sroga kara: wszyscy umarli tego samego wieczora. Od tej pory nigdy nie urządzano już w piątek żydowskich zaślubin, a po dziś dzień można nieopodal synagogi usłyszeć szepty i jęki przeklętych weselników. Tylko liczni goście okolicznych knajpek zdają się ich nie słyszeć... do czasu. 11.O MACZUDZE HERKULESA, CZYLI O SOKOLEJ SKALE Pieskowa Skała (wiele różnych źródeł) DSP Przed zamkiem w Pieskowej Skale od strony Krakowa, w Dolinie Prądnika wznosi się oryginalna, wysoka na około 25 m, samotna skata, w kształcie ogromnej pałki (maczugi), odwróconej cieńszym końcem w dół. Stanowi ona imponujący efekt działania wody, powietrza i wietrzenia chemicznego (korozji). Szczyt jej jest bardzo trudny do osiągnięcia. Po raz pierwszy został zdobyty w połowie XIX w. przez pewnego nieznanego z nazwiska Anglika, a następnie przez polskich taterników w 1932 r. Skała, jak rzadko która, nosi wiele różnych nazw, z których najpopularniejsze są: ludowe - Sokola Skała, Sokolnia Skała i Sokołowa Skała oraz literackie - Maczuga Herkulesa, Maczuga Krakusa, Herkulesowa Pałka, a także Skała Twardowskiego. Nieomal każda z tych nazw ma swoje odzwierciedlenie w podaniach i legendach. Niektóre z nich powstały na miejscu, w okolicach Pieskowej Skały, inne zostały rozpowszechnione dzięki literaturze pięknej. Jak dzięki sokołom z Sokolej Skały więzień odzyskał wolnoć Pieskowa Skała (wg S. Ciszewskiego Krakowiacy, 1894 r.) 12.ZEMSTA DIABŁA NAD OLKUSZANAMI Dla diabła solą w oku był pomyślny rozwój Olkusza i dobrobyt jego mieszkańców. źródło ich bogactwa stanowiły okoliczne kopalnie, z których nieprzerwanym strumieniem płynęło srebro do kas miejskich i kieszeni mieszczan. Diabeł chwycił się więc następującego fortelu. Kiedy rada miejska zastanawiała się nad budową w mieście jeszcze jednego kościoła. Dowiedział się o tym diabeł, swoim zwyczajem przebrał za Niemca, przybył do Olkusza i w ratuszu przedstawił się jako znakomity specjalista od budowy nowych gmachów. Ucieszeni tym szczęśliwym zbiegiem okolicznoci rajcy miejscy, powierzyli mu wybudowanie kościoła. Wówczas diabeł oświadczył, że podejmie się tego zadania, ale pod jednym warunkiem, którego treść poda, kiedy kościół już będzie gotowy. Po roku świątynia stanęła, a warunek okazał się taki: zaraz po poświęceniu budowniczy przeniesie napełniony ludmi kościół do Krakowa i na godzinę zawiesi go nad kurzą stopką na Wawelu. Dopiero wówczas radni zorientowali się, że z samym diabłem mają do czynienia. Więc na fortel fortelem odpowiedzieli. Zaprosili diabła do sali ratuszowej, gdzie - niby - mieli mu dać ostateczną odpowiedź. Wszedł więc diabeł, a tu nagle spadł na niego deszcz święconej wody z kropideł, którymi zawzięcie machali ustawieni wkoło rajcy miejscy.