Ja, obywatel Camilleri
Transkrypt
Ja, obywatel Camilleri
1z6 Ja, obywatel Camilleri Ponad 2 mln Włochów to analfabeci, 12 mln analfabeci wtórni, a dalszych 6 mln nie potrafi wyciągać wniosków z przeczytanych tekstów. To tacy ludzie głosują na Berlusconiego. Rozmowa z włoskim pisarzem Andreą Camillerim* Jarosław Mikołajewski: Wziął pan udział w wyborach do parlamentu? Andrea Camilleri: Miałem nie brać, po raz pierwszy w życiu. A mam prawie 88 lat. Dlaczego? - Bo jako obywatel nie chciałem uczestniczyć w tym badziewiu, jakim jest nasze prawo wyborcze. Dotychczas głosowało się na osoby. Był numer, przy nim nazwisko - i stawiałeś krzyżyk. Teraz nazwiska zniknęły. Są za to symbole partii politycznych. A potem partie mówią, kto wchodzi do parlamentu. Więc to partie, a nie obywatele, sprawują władzę. Zamiast demokracji mamy partokrację. Ale w końcu się złamałem. Przestraszył się pan Beppe Grilla? - Nie, Grillo nie jest w tym wszystkim najgorszy. W pewnym sensie odgrywa pozytywną rolę, bo w tym zagubieniu, w jakim znalazły się Włochy, jest czymś w rodzaju wentyla bezpieczeństwa. 37-38 proc. młodych ludzi jest bez pracy. Bezrobocie, zubożenie, oszustwa, polityczna dziura - to wszystko wywołuje napięcie, które może przybrać niepokojące formy, jak powrót Czerwonych Brygad. Boi się pan, że wrócą ''lata ołowiu''? - Jak cholera. Tego, że - jak w latach 70. i 80. - ludzie będą podkładać bomby, strzelać. I w takim napięciu, w takiej próżni na nic się nie zda tłumaczenie, że to nie tylko zbrodnicze, ale i nieskuteczne, bo jeśli zabijesz znienawidzonego polityka, to przyjdzie następny. Na razie wygląda na to, że Grillo wpuścił frustrację i wzburzenie w obieg parlamentarny, i za to mu chwała. [Na kierowany przez Grilla Ruch 5 Gwiazd zagłosowało w lutowych wyborach ok. 25 proc. Włochów]. To nie on wpędził mnie w kryzys sumienia, tylko Berlusconi. Myśleliśmy, że jest już skończony, a tu proszę - wrócił i w kilka tygodni odrobił straty. Uznałem, że każdy głos się liczy. Miałem nadzieję, że te wybory przyniosą wyraziste zwycięstwo lewicy, tymczasem ponowne pojawienie się tego indywiduum wystawiło moją wiarę na próbę. I słusznie, bo okazało się, że ok. 30 proc. Włochów wciąż mu wierzy. Jak gdyby zapomnieli, że jest głównym sprawcą narodowej katastrofy. Dlaczego na niego głosowali? - Mam mówić o przyczynach bezpośrednich czy głębszych? O jednych i drugich. Chcemy zrozumieć Włochów. - To życzę powodzenia, bo ja sam nie mogę tego zrozumieć. A tak poważnie, to ludzie u nas lubią, jak ktoś opowiada im bajki. Np. wierzą Berlusconiemu, kiedy ten mówi, że gdy dojdzie do władzy, zwróci im zapłacone podatki. Istnieją prawdy racjonalne i prawdy wiary. O prawdach rozumu można dyskutować, a prawdy wiary się przyjmuje albo się je odrzuca w zależności od inteligencji, kultury i potrzeb. Powiedzmy więc, że połowa głosuje na niego z naiwności, ale druga połowa robi to ze złej woli. Wszyscy wiedzą, że Berlusconi nie gwarantuje równego dla wszystkich obowiązku podatkowego. Wielu więc się spodziewa, że zastosuje ścieżki preferencyjne i na niektóre wykroczenia przymknie oko. On sam czuje się dyskryminowany. Zapowiedział, że 23 marca jego zwolennicy wyjdą na ulice. - Silvio Berlusconi i ten jego twardziel Agnolino Alfano, który miałby rządzić w jego imieniu [wskazany przez Berlusconiego jako jego następca], mówią, że aparat sprawiedliwości działa wbrew woli narodu. Bo Berlusconi został wybrany właśnie przez naród. I co to niby oznacza? Że nie podlega prawu?! Po pierwsze, oskarżenia wobec niego nie są spreparowane w następstwie jego niespodziewanego sukcesu, tylko odnoszą się do wydarzeń sprzed kilku lat. Np. z 2008 r., kiedy zapłacił senatorowi De Gregorio 3 mln euro, by ten zmienił partię i doprowadził do upadku Prodiego. Spraw takich jak ta miał już dużo i jakoś go one nie dyskwalifikują, postanowiłem więc - ja, obywatel Andrea Camilleri - rozwiązać jego problem fundamentalnie. I kilku przyjaciół, m.in. filozof Paolo Flores d'Arcais, też. Zobaczy pan, jakie zrobimy zamieszanie. Kto kanalizuje włoską frustrację: ''Włosi pokochali Grilla'' 2z6 THE DEBATE - Europe's rising populists (part 1) ''Europe's rising populists'' - analiza France24 po sukcesach Beppe Grillo. Zorganizujecie kontrmanifestację? - O, nie! Odwołamy się do pewnego prawa, którego dziwnie się nie stosuje. Otóż istnieje regulacja z 1957 r., która mówi, że jeśli masz sklep z papierosami, co wymaga koncesji państwowej, nie możesz kandydować na posła, bo dojdzie do konfliktu interesów. Kiedy Berlusconi postanowił wejść do polityki, mimo że był właścicielem trzech kanałów telewizyjnych, grupa prawników napisała list otwarty do prezydenta Scalfaro, tłumacząc, że on nie może stawać do wyborów. I co? - Jak grochem o ścianę. My chcemy teraz wyciągnąć tę sprawę. Bo niby dlaczego wciąż głosuje się na osobnika, który jest zaczynem nielegalności, a biedny właściciel sklepu z papierosami nie może brać czynnego udziału w życiu publicznym? Niech on nie mówi, że włoski wymiar sprawiedliwości przeciwstawia się woli narodu, bo w grę wchodzą rzeczy potworne, jak przekupywanie sędziów. Czy zwołam kontrmanifestację? Jeśli ja, obywatel, wystąpię do prefekta z wnioskiem o pozwolenie na demonstrację przeciw wymiarowi sprawiedliwości, dostanę odmowę. Nie rozumiem więc, dlaczego Berlusconi ma dostać zgodę, która wywoła kolejny podział w społeczeństwie włoskim. On, który wystawił na wstyd i pośmiewisko włoski parlament ze swoimi 314 posłami, a raczej niewolnikami, przekonanymi, że jakaś biedna dziewczyna, której nie znają, jest wnuczką Mubaraka, będzie manifestował przeciw wymiarowi sprawiedliwości... To tak, jakby przeciw sędziom protestował Toto Riina albo inny mafioso. Porównuje pan Berlusconiego do sycylijskiego padrina? - ''U cumannari e megghiu du futtiri'' - mówią Sycylijczycy. Lepiej rządzić, niż p...lić. Berlusconi lubi te rzeczy na równi. Patrząc z zewnątrz, można się dziwić, że nie dyskwalifikują go we Włoszech fatalne wypowiedzi, jak choćby ta o ładnych Albankach, na których nielegalne przybycie przymknąłby oko. - No i tu właśnie warto pomówić o głębszych przyczynach. Dwa lata temu profesor Tullio De Mauro, słynny językoznawca, zlecił badania, których wyniki są przerażające. W 2010 r. 2 mln 200 tys. Włochów było całkowitymi analfabetami, posiadając oczywiście prawo wyborcze. 12 mln było analfabetami wtórnymi, czyli skończyli trzy klasy podstawówki i prawie wszystko zapomnieli, potrafili sylabizować teksty z gazet, ale ich nie rozumieli. To w sumie ponad 14 mln wyborców. Dodam jeszcze 6 mln Włochów, którzy potrafią przeczytać artykuł, ale nie umieją wyciągnąć z niego wniosków. I teraz pytanie: skoro ci wyborcy nie potrafią czytać albo rozumować, skąd czerpią informacje? Z telewizji. A jaka jest sytuacja telewizji we Włoszech? Do 2010 r. trzy kanały należały do Berlusconiego, a dwa kanały państwowe kontrolowali jego ludzie. Dziś, choć jego wpływy w telewizji państwowej znacznie zmalały, w dalszym ciągu ma te swoje trzy kanały. Włosi są więc ignorantami - i to jest najważniejsza przyczyna jego ostatniego sukcesu. W jego wypowiedziach była też ksenofobia. - Jesteśmy rasistami wobec siebie, co dopiero w stosunku do innych. Wystarczy posłuchać, jak członkowie Ligi Północnej mówią o Południu: że neapolitańczycy są brudni i śmierdzą, że Południe jest ciężarem dla Północy. Czyli jesteśmy także narodem wulgarnym, co potrafimy czasami okiełznać, ale kiedy ta wulgarność wybucha, to z pełną mocą. Przywódca legalnej partii, właśnie Ligi, Umberto Bossi powiedział o biedakach, którzy tonęli w Morzu Śródziemnym, próbując przedostać się z Afryki do Włoch: ''Chcę słyszeć huk armat, które do nich strzelają''. Ten łajdak nie pamięta, że sami kiedyś żebraliśmy o pracę w Niemczech, Belgii, Ameryce. Ładnie byśmy wyglądali, gdyby do nas wtedy ktoś kazał strzelać. Od 2010 r. telewizja publiczna informowała o skandalach prawnych i obyczajowych z udziałem Berlusconiego. Wyborcy zapomnieli? - Jesteśmy narodem pozbawionym pamięci. Włosi pamiętają wyłącznie skład zespołu piłkarskiego, który zdobył w 1934 r. mistrzostwo świata, pamiętają, kto wygrał festiwal w San Remo w 1957. Ale nie pamiętają własnej historii. Sam założyłem sobie kiedyś na szyję magnetofon i poszedłem na via Condotti w Rzymie 25 kwietnia, w rocznicę wyzwolenia Włoch. Zatrzymywałem przechodniów i pytałem: ''Przepraszam, czy państwo wiedzą, co to za data?''. Na 40 osób wiedziały tylko dwie. To było w 1975 r. - dziś byłoby gorzej. Miłada Jędrysik próbuje zrozumieć Włochów: ''Berlusconi odchodzi, Berlusklony żyją'' 3z6 Wideokracja oficjalny trailer Zwiastun ''Wideokracji'', dokumentu o wpływie rozrywki telewizyjnej najpośledniejszego sortu na włoskie społeczeństwo. O Mussolinim Berlusconi powiedział, że gdyby nie prawa rasowe... - Tu też nacisnął dobry klawisz, bo wielu Włochów w duszy wciąż pozostało faszystami. On mówi o prawach rasowych - a przedtem to co? W 1924 r. siepacze Mussoliniego zamordowali socjalistycznego posła Giacoma Matteottiego. To było normalne? Ktoś, kto zabija przeciwnika politycznego, jest fajną osobą? I pewnie przyzwoity jest człowiek, za którego rządów oskarżyciel wypowiada w trybunale zdanie do dziś przyprawiające o gęsią skórkę dotyczące Antonia Gramsciego [współzałożyciela Włoskiej Partii Komunistycznej]: ''Trzeba sprawić, żeby ten mózg przestał działać''. Gramsciego wsadzono do więzienia, ale na szczęście jego mózg działać nie przestał. Takie zdanie to potworność dyktatury, a prawa rasowe miały dopiero nadejść. Mój ziomek Girolamo Li Causi, komunista, przesiedział 17 lat za przekonania, Terracini, jeden z najbardziej światłych działaczy Włoskiej Partii Komunistycznej - 14, późniejszy prezydent Pertini - pięć. Oj, dobry był ten Mussolini. Cudownie się sprawił, kneblując usta przeciwnikom... W głębi duszy Berlusconi ma Mussoliniego za swój ideał. Co prawda nie dysponuje taką siłą i władzą, by uciszać przeciwników więzieniem czy śmiercią, ale ucisza ich przekupstwem albo obmową. I jako właściciel telewizji i gazet może sobie na to pozwolić. Faszyzm jest wciąż żywy we Włoszech? - Pamiętam, jak w 1945 r., trzy miesiące po wyzwoleniu, czytałem artykuł Herberta Matthewsa, świetnego dziennikarza amerykańskiego, zatytułowany ''Wcale go nie zabiliście''. Pisał mniej więcej tak: ''Wy, Włosi, łudzicie się tylko, że wieszając Mussoliniego za nogi, zabiliście faszyzm. Nic podobnego. Faszyzm to choroba, która będzie się zmieniać. Potrzeba dziesięcioleci i bardzo poważnych kuracji, żeby ją zwalczyć''. Pomyślałem sobie wtedy: ''Ten głupek niczego nie rozumie''. I półtora roku później musiałem go w myślach przeprosić, bo w 1947 r. trzech faszystowskich deputowanych weszło do parlamentu, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Wśród nich Giorgio Almirante, podsekretarz Republiki Salo, który podpisał rozkaz rozstrzelania dezerterów i Żydów. Przewodniczący Włoskiego Ruchu Społecznego (MSI), wybrany demokratycznie przez Włochów. Matthews miał rację, i to jeszcze jak! Mentalność faszystowska, podobnie jak mafijna, wciąż jest bardzo powszechna. Jest jak wirus, który rodzi mutacje, przez co nie można znaleźć na niego szczepionki. Boi się pan faszyzmu. Nie dyktatury? - Nie byłoby komu jej wprowadzić. Dyktatura to wojsko: marynarka i lotnictwo. Jeśli porozmawia się z szefami sztabów, a ja rozmawiałem, to stwierdzi się, że wszystko im chodzi po głowie, tylko nie dyktatura. Poza tym, czy Europa strawiłaby dyktaturę? Tak czy inaczej, po wyborach partia Berlusconiego jest jedną z trzech głównych sił politycznych. Czy Berlusconi może zostać zaproszony do koalicji? - Wszystko jest możliwe, ale to byłoby tak, jak gdyby stowarzyszenie strażaków zaprosiło do współpracy zawodowego podpalacza. A mówiąc poważnie, Partia Demokratyczna ma 340 deputowanych, większość absolutną, i jeśli nawet Berlusconi i Grillo będą głosowali przeciw, to na poziomie izby niższej nic się nie stanie. Problem jest natomiast z senatem, gdzie PD ma tylko większość względną, i tu opozycja może doprowadzić do klinczu i do upadku rządu. Jakie więc są możliwości? - Po pierwsze, wciąż mamy rząd Maria Montiego. Dobry rząd, który może działać do chwili, kiedy nowy parlament się jakoś dogada. Prezydent Napolitano powiedział ostatnio, jaki jest kalendarz Montiego na maj, z czego wolno chyba wnioskować, że w maju Monti będzie jeszcze u władzy. Po drugie, mówi się o rozpisaniu nowych wyborów do samego senatu. Kto jednak da gwarancję, że nie wygra ich Grillo lub Berlusconi? Wtedy trzeba będzie rozpisać nowe wybory również do izby niższej. Bersani, szef PD, który pewnie zostanie premierem, może pójść jednak sycylijską ścieżką, która zdobywa teraz popularność pod nazwą ''metody Crocetty''. 4z6 Kim jest Crocetta? - Rosario Crocetta to prezydent Sycylii. Wobec braku wyraźnej przewagi ogranicza swój program do kilku wyrazistych propozycji, które prowadzą do reform. Myślę, że ta metoda zostanie wyeksportowana na kontynent, i w tę stronę spróbuje też pójść Bersani. Cztery, pięć precyzyjnych punktów do natychmiastowej realizacji: reforma prawa wyborczego, prawo o unikaniu konfliktu interesów, przywrócenie zasady, zgodnie z którą ludzie karani i objęci dochodzeniem nie mogą wejść do parlamentu, cięcia wydatków na politykę. Jasne, że Berlusconi się sprzeciwi, ale zwolennicy Grilla będą musieli głosować za, bo są to propozycje z ich własnego programu. To chyba jedyna nadzieja na dzisiaj: składać skromne projekty i iść powoli do przodu z pomocą parlamentu. Słodka Italia: ''Młodzi Włosi to ksenofobi''; ''Niemal co czwarty młody Włoch to antysemita'' The Italian Solution - Italy Materiał JourneymanPictures o włoskich metodach walki z imigrantami. Gwarancją dla zagranicy jest prezydent Napolitano. Jest szansa na jego reelekcję? - Giorgio Napolitano to polityk niezwykły. Jego odejście będzie wielką stratą, ale niedawno pokazał dowód osobisty z datą urodzin: 1925. Jest w moim wieku. Kiedy ktoś do mnie dzwoni i zaprasza na spotkanie autorskie w 2015 r., pytam, czy nie ma jakiejś propozycji na pojutrze... Co do sukcesji, plan był bardzo jasny: kiedy wygra lewica, na Kwirynale zasiądzie Mario Monti. Plan idealny, bo w osobie Montiego, ekonomisty i premiera cieszącego się wielkim autorytetem na świecie, mielibyśmy obserwatora tego, co dzieje się w gospodarce, który w razie potrzeby mógłby podjąć dyskusję z rządem. Ale, jak wiemy, plany spaliły na panewce. Ostatnio Massimo D'Alema, który dla lewicy jest kimś w rodzaju bóstwa opiekuńczego i wręcz uwielbia taktykę polityczną, wyszedł z propozycją, by na czele izby niższej i senatu stanęli przedstawiciele opozycji: jeden od Grilla, drugi od Berlusconiego. Co to oznacza? Oznacza, że jeśli dałeś opozycji dwa najważniejsze stanowiska w państwie, to po to, by przykryć je czapką. Samemu zasiąść na Kwirynale? - Ewidentnie. Na lewicy nie ma innego kandydata na prezydenta. Ale ten pomysł to hazard, jak cała włoska polityka w tej chwili. Za punkt odniesienia obiera pan zawsze lewicę. Ma jeszcze sens cały ten podział na lewicę i prawicę? - Pewnie, że ma, bo przekłada się na praktyczne rozwiązania. Istnieją dwie przeciwstawne formacje myśli ekonomicznej, państwowej i społecznej. Lewica nie wprowadzi praw, które nie biorą pod uwagę bezrobocia, tylko interesy pewnej grupy. Np. we Włoszech nie ma ''patrimoniale'', podatku dla najbogatszych. I rząd prawicowy czy centroprawicowy go nie wprowadzi. Za to wprowadzenie go będzie jednym z pierwszych posunięć rządu lewicowego. I uważam to za słuszne, choć pewnie sam nim zostanę objęty. Chwali pan rząd Montiego, choć za lewicowy trudno go uznać. - Chwalę go za różne rzeczy, m.in. za to, że przywraca nam godność. Jest poważny, dzięki czemu wszyscy zyskujemy na powadze. A co do jego polityki, to objął rządy na krawędzi katastrofy i nie miał czasu na subtelne dylematy. Musiał pogodzić swoje idee, z pewnością nie lewicowe, z wymaganiami kraju. Monti udowodnił, że jest człowiekiem rozumnym, który nie myśli zgodnie z tym, co mówi mu jakaś partia, ale zgodnie z dobrem kraju i obywateli. Czy kryzys Kościoła katolickiego to część kryzysu włoskiego? - Kościół przez długi czas ewidentnie popierał Berlusconiego, bo na początku Berlusconi podawał się za katolika, człowieka Kościoła, a tym samym obiecywał mniejszą świeckość państwa. Mieliśmy kiedyś przepiękny przykład polityka, który przeciwstawiał się żądaniom papiestwa - to był Alcide De Gasperi. Nigdy na niego nie głosowałem, bo był szefem Chrześcijańskiej Demokracji i uważałem go za przeciwnika. Ale był politykiem wielkiego formatu. Otwarcie mówił Kościołowi: ''Jestem człowiekiem państwa włoskiego. Jestem też wierzącym katolikiem, ale to inna sprawa''. I potem papież Pius XII mu się odpłacił. Kiedy córka De Gasperiego została zakonnicą, nie przesłał nawet błogosławieństwa. De Gasperi doskonale wiedział, gdzie jest granica między państwem a Kościołem. Potem to się w chadecji rozmyło, a po jej upadku, z nadejściem Berlusconiego, można było odnieść wrażenie, że przejmie chadecką uległość. Zwłaszcza jeśli chodzi o szkoły. To zawsze był duży problem - uprzywilejowanie szkół katolickich, nawet za Montiego. Np. nie muszą płacić podatku od nieruchomości. 5z6 A kryzys w Kościele? - Myślę, że zawsze w Kościele działy się takie rzeczy jak dzisiaj. Z tą różnicą, że jego reputację chroniła cisza. Dziś kamerdyner wynosi dokumenty i cały świat wie, co dzieje się za Spiżową Bramą. Kiedyś siłą Kościoła było milczenie. Mafijna zmowa milczenia przy ciszy Kościoła to było nic. Ale zawsze były w nim walki wewnętrzne. Kto pokazał figę Montiemu: ''My damy radę, co z młodymi?''; ''Manifest straconego pokolenia'' Giorgio Napolitano usiłuje ratować wizerunek Włoch - materiał Al Dżaziry. Jego rola może się już skończyła? - Kościół przeżył już większe kryzysy i wciąż będzie wielką siłą. Bo Kościół to nie tylko kardynał karierowicz, lecz również ofiarni księża. Jak don Andrea Gallo, który w każdym miejscu, do którego przeniesie go hierarchia, walczy o zmianę społeczeństwa [don Andrea Gallo - założyciel wspólnoty San Benedetto al Porto w Genui; ''kapłan ulicy'', który działa wśród biednych i potrzebujących]. Problem z kapłanami jest prosty: mogą się ubrać w najbardziej efektowne szaty, ale jeśli ich rozbierzesz, pozostaje nagi człowiek. Bardziej lub mniej natchniony przez Boga, jeśli ktoś w Niego wierzy. Jan Paweł II i Benedykt XVI? - Chce pan porównań? Są ludzkie, bo nie jestem katolikiem. Wojtyła wywodził się z Kościoła wojującego, bo to, co działo się w Polsce pomiędzy komunizmem a Kościołem kard. Wyszyńskiego, to była wojna, nie jakaś tam dialektyka. Był zahartowany w walce, więc to jego pokazywanie się w chorobie i cierpieniu odbierałem jako potwierdzenie zasady, że trzeba wytrwać do końca. Był dla mnie wspaniałym przykładem bojownika, zupełnie różnym od Benedykta XVI, którego hart był książkowy, teoretyczny. ''Czuję, że nie mam już sił, więc się wycofam'' - zdawał się mówić Ratzinger. ''Czuję, że nie mam już sił, więc wezmę krzyż na plecy - mówił swoją postawą Wojtyła. - I jeśli upadnę na oczach ludzi, trudno: to jest wpisane w kolej rzeczy''. Benedykt XVI pokazał słabość i myślę, że Kościół za to zapłaci. Bo jakkolwiek oceniać abdykację Benedykta XVI, każda oznaka słabości w tych czasach jest poważnym błędem. Nie kusi pana, żeby wpuścić komisarza Montalbana, bohatera pana kryminałów, w politykę Włoch albo Watykanu? - Niech go Pan Bóg chroni. On na szczęście ma swoją Sycylię i zwykłe problemy ludzkich namiętności. Zresztą jego los już jest przesądzony. Kilka lat temu napisałem cztery książki, które wydawnictwo Sellerio opublikuje, nawet jeśli ja umrę. I na tym nie koniec. Kończę 17 rozdział, przedostatni, nowych przygód Salva Montalbana. Nie przeszkadza panu utrata wzroku? - Pewnie, że przeszkadza, ale wciąż jednak coś widzę. Da się pisać, kiedy wcześniej wszystko poukładałeś już sobie w głowie, a w dodatku możesz powiększyć i wzmocnić litery, rozjaśnić monitor. Gorzej z czytaniem. To pewna nowość, że mogę przeczytać tylko trzy, cztery strony dziennie. A najchętniej już czytam wiersze. Pana ostatnia książka, ''Tuttomio'', spoza serii o komisarzu, bardzo zachłannie opisuje piękno bohaterki. - Ta książka powstała z podwójnej inspiracji. Ramę stworzyłem z notki prasowej o pewnym markizie, który utracił męskość i prosił swoją żonę, żeby na jego oczach kochała się z innymi mężczyznami. Ale ciekawsza jest historia, wokół której zbudowałem postać bohaterki. Jakieś osiem lat temu zostałem zaproszony na spotkanie autorskie w więzieniu dla kobiet w Agrigento. Podczas spotkania wstała jakaś dziewczyna. Powiedziała, że chce przeczytać swój wiersz, w którym mówi o czytaniu moich książek w więziennej celi. Wiersz był zadziwiająco dobry. A dziewczyna - piękna, delikatna. Miała może 25 lat, pomyślałem, że pewnie siedzi za drobną kradzież. Po dwóch latach dyrektorka więzienia zaprasza mnie po raz drugi. I wstaje ta sama dziewczyna i czyta nowy wiersz, jeszcze lepszy. Nie zmieniła się - jest równie piękna i delikatna, dziewczęca. Po zakończeniu pytam dyrektorkę, za co ta dziewczyna trafiła do więzienia, i dowiaduję się, że za podwójne morderstwo z premedytacją. Daję słowo - nigdy w życiu nie byłem tak ciekawy drugiego człowieka jak wtedy. Pytam dyrektorkę, czy mogę z nią porozmawiać. ''Jeśli poproszę oficjalnie - odpowiada - to dostaniesz odmowę, bo nie jesteś ani jej krewnym, ani adwokatem. Ale przecież możecie się spotkać w moim gabinecie przypadkowo, za dwie godziny''. Rzeczywiście, spotykamy się, rozmawiamy - i po raz pierwszy stykam się z przypadkiem kogoś, kto w ogóle nie ma pojęcia, że zamordowanie innego człowieka to coś złego. I nie ma w tym żadnej potworności, tylko czysta, nieskalana niewinność. Bo ta dziewczyna okazuje się przypadkiem absolutnej monogamii, posuniętej do skrajnych konsekwencji. 6z6 Ona nie wyobraża sobie, że może być z dwoma mężczyznami, więc kiedy zakochuje się w innym, to zanim się z nim zwiąże, zabija poprzednika. Przez kilka lat myślałem, jak ją opisać. Aż zbudowałem na niej moją postać, jednak bardzo ją upraszczając. A o czym jest ''Rewolucja księżyca'', która właśnie się ukazała? - O kobiecie, która w 1876 r. objęła władzę na Sycylii. Nigdy o niej nie słyszałem. - Niech pan się nie martwi - Włosi też nie. *Andrea Camilleri - ur. w 1925 r. na Sycylii włoski pisarz, scenarzysta i reżyser teatralny. Uprawia dwa typy powieści. W jednych rozwija mało znane epizody z dziejów Sycylii. Inne to cykl powieści kryminalnych, których głównym bohaterem jest komisarz Salvo Montalbano z fikcyjnego sycylijskiego miasta Vigata - przyniosły mu one ogromny sukces, włącznie z ekranizacjami, przekładami, fanklubami. Camilleri ma poglądy lewicowe. Jego komentarze o polityce i społeczeństwie cenione są we Włoszech na równi z analizami Umberto Eco. W Polsce nakładem wydawnictwa Noir sur Blanc z cyklu o Montalbanie ukazały się m.in. powieści ''Kształt wody'', ''Pies z terakoty'', ''Złodziej kanapek'', ''Głos skrzypiec'', ''Zapach nocy'', ''Sierpniowy żar'' i ostatnio ''Skrzydła sfinksa'', poza tym m.in. ''Piwowar z Preston'' i ''Zniknięcie Pato'' ''Kryminały Andrea Camilleriego'' - radiowa Dwójka analizuje fenomen włoskiego pisarza. Made in Italy ABC Australia przygląda się włoskiej scenie politycznej. Tekst pochodzi z serwisu Wyborcza.pl - http://wyborcza.pl/0,0.html © Agora SA