Obóz eglarski w Gi ycku - Piękna Góra 1976

Transkrypt

Obóz eglarski w Gi ycku - Piękna Góra 1976
Energetyk-Elektronik-Bytom
Obóz żeglarski w Giżycku - Piękna Góra 1976
Autor: Piotr R. Kaiser 5a 1975
10.03.2005.
Zmieniony 23.03.2008.
Czerwiec 1976 był dla mnie terminem zdawania egzaminów na Uniwersytet Gdański, dlatego umówiłem
się z Baronem, że jadę na kwaterkę do Giżycka, ale później moje obowiązki muszą ulec zmianie, gdyż
musze mieć czas na naukę. Przed obozem byłem w Augustowie w firmie Foto-pam w celu zamówienia
ośmiu Omeg i przetransportowania ich do Giżycka (Piękna Góra) ... Napisał: Piotr Kaiser klasa Va 1975
Autor: Piotr Kaiser
Technikum Elektroniczne
Rok ukończenia 1975 Obóz żeglarski Giżycko - Piękna Góra 1976Wstęp:Poniższy tekst jest dokładnym
odtworzeniem moich zapisek z tego okresu.Mieliśmy mieć po godzinie przerwy między przesiadkami, ale
wskutek opóźnienia pociągu w Ząbkowicach, czekaliśmy chyba tylko dwie minuty i jednym pociągiem w
trzynastu w jednym przedziale zajechaliśmy do samego Giżycka.Pierwsze dni kwaterki minęły pracowicie.
Postawiliśmy wszystkie namioty, posegregowaliśmy sprzęt, pomyślnie udało mi się załatwić sprawę
transportu Omeg z Augustowa. Chociaż pogoda podczas trwania akcji raczej nie nam nie sprzyjała, to
humory nam dopisywały, a to w takich sytuacjach jest najważniejsze. Przenieśliśmy się już do beczek
i paczka powinna być zgrana. Zrobiłem już parę pierwszych slajdów. Sobota 19.06.1976 Za dziesięć dni
egzaminy w Gdańsku. Czytając Leitnera jak co roku o tej porze spaliłem się na słońcu. Już są wszyscy
uczestnicy obozu i jak było umówione z Baronem jestem wolny i mogę rypać wiedzę. A właściwie
powtarzać, bo miałem niezły wycisk na fizyce na Uniwersytecie Śląskim. Pogoda mocno się poprawiła,
robi się naprawdę ekstra, a mnie cały czas przed oczyma latają wzory i trochę mi to ogranicza percepcję i
na wszystko patrzę trochę jak przez mętne szkło. Na zewnątrz wszystko ok, a w środku sztorm. Stawka
jest zbyt wysoka.Z Andrzejem często pogrywamy na gitarach, wychodzi nieźle i zawsze robi się tłum, ale
dzisiaj muszę zgryźć nienawistny rachunek prawdopodobieństwa.Niedziela 20.06.1976Oficjalne otwarcie
obozu i znowu zaskoczenie zostałem mianowany instruktorem obozu, ale na szczęście moje obowiązki
obejmują tylko kontrolę porządku.Pierwsze nieprzyjemne zajście. Trzech chłopaków, między nimi Ernest
wbrew rozkazowi wybrali się na dyskotekę i wrócili po pierwszej w nocy. Groziło im wydalenie z obozu.
Na naradzie szczepowej postanowiono, że dwóch zostanie wydalonych, a Ernest pozostaje warunkowo i
będzie do dyspozycji instruktora służbowego.Pożyczyłem radio od Barona i po raz pierwszy od dłuższego
czasu słucham 60 minut na godzinę. Popołudnie minęło bez większych wrażeń. Przywleczono co
prawda DZ-tę i miałem iść popływać, ale wybrałem fizykę.Mały deszcz, gitary i śpiewadło.Znowu
obarczono mnie funkcja ratownika, bo dziewczynom zachciało się kąpieli. Śmiechy, chichy, podteksty.
Fajnie jest być ratownikiem ...Wieczorem znowu gitary, nadzieje płonne i długie pływanie.W nocy duży
deszcz i male komary.Poniedziałek 21.06.1976 bez sensacji w normie.Wtorek 22.06.1976Za tydzień
wyjazd do Gdańska. Powoli zaczynam wpadać w trans, a niecierpliwość daje mi się we znaki. Powinny już
przyjść listy z uczelni.Pojechaliśmy do Augustowa po miecz do łodzi. Jazda przyjemna. Nauka.
Spanie. Środa 23.06.1976Dzisiaj chłopaki zatopili foka i próbowałem go wydobyć. Woda bardzo zimna,
głębokość 8-0 m, więc nic specjalnego, ale woda zaczyna kwitnąć, więc widoczność prawie zerowa i
chociaż schodziłem parę razy, na foka nie trafiłem. Na powierzchni woda mętna, dopiero nad samym
dnem do 1 metra widoczność. Schodząc w dół wpakowałem się do połowy w szlam przydenny. Szczęki mi
latały jak po podłączeniu 1000 Hz.Zjawił się już Bogdan Wanik, który zwolnił mnie z obowiązków
ratownika. Razem wspominamy dobre czasy z Elektronika, chociaż to dopiero rok minął. Jesteśmy
dopiero po dwudziestce, a mamy już tyle do wspominania !?Muszę jeszcze wspomnieć o naszym
ogłaszaniu ciszy nocnej. O godz. 22 Wojtek Siwek bierze magnetofon, staje na placu apelowym i puszcza
"Ciszę" Tino Rossiego. Zawsze zbiera się grupka słuchających i obojętnie jak jest pogoda, wytwarza się
jedyny w swoim rodzaju nastrój. To będzie jeszcze jedno ze wspomnień, które na długo pozostanie w
pamięci.Czwartek 24.06.1976Od dzisiaj przestaję słuchać radia podczas nauki. Za bardzo rozprasza (albo
mnie puszczają nerwy). Baaardzo gorąco.Wynikła bardzo niewesoła historia. Kilku chłopaków wpadło na
bardzo niefortunny pomysł wykonania szyldu na bramie obozu z kory brzozowej. Żeby to jeszcze zerwali
korę z drzew odległych od obozu, ale oni musieli okorować drzewa w bezpośrednim sąsiedztwie drogi z
50 m od obou w stronę kanału. To rzuciło się w oczy przedstawicielowi Urzędu Miejskiego w Giżycku i jak
nas poinformował, cena takiego jednego drzewa to jedyne 50.000 zł. Bagatela. Sprawa podobno oparła
się o prokuratora. Nie wiem co będzie dalej, ale jest faktem, żeśmy trzy inne okorowane brzozy
niezauważone przez agenta, ścięli, porąbali na kawałki, spalili, a miejsce zbrodni starannie uprzątnęli i
zarzucili starymi gałęziami tak, by nikomu nie przyszła ochota kręcić się w pobliżu wyrąbanych miejsc.
Niech brzozy spoczywają w pokoju, a my mamy spokój.Po ciężkiej pracy, z Bogdanem poszliśmy
popływać. Mam świetne okulary pływackie i ekstra płetwy. Z takim sprzętem to można płynąć na Hel.
Woda ekstra, nastrój po spełnionym obowiązku takoż i kultura przez duże C.Wieczorem któryś z
http://energetyk.hekko24.pl
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 15:35
Energetyk-Elektronik-Bytom
zastępów zorganizował Noc Kupały. Było puszczanie wianków, co poniektórzy mocno się angażowali w
wyławianiu co poniektórych, z czego wynikło udzielanie pseudo-ślubów przez zastępcę komendanta, a ja,
jak mi się wydaje, chyba się za mocno wygłupiałem. Potem odbyła się wędrówka przez las bez światła po
największych chaszczach i dziurach. Pisków i chichów było co niemiara. Idzie ta Noc Kupały do głowy ...O
23 niestety finito.Piątek 25.06.1976Od rana niesamowity upał, określany jako patelnia. Do południa
nauka, a potem poszedłem w ABC i z kusza do wody. Woda cieplejsza, widoczność lepsza, ale ryb ani
widu ani słychu.I na cholerę ja taskałem to gractwo do wody?Przenosimy się do kadrówki, chociaż
uważam, iż trochę w ten sposób dezorganizujemy drużynę.Do egzaminu jestem przygotowany na maksa.
Osiągnąłem stan nasycenia i jestem na totalnym luzie. Po prostu nie mogę nie zdać.Słońce jak Nova Sol,
upał totalny, więc gra w siatkówkę okazała się samobójstwem, a je nie mam dermosanu.Pływając po
kanale, w miejscu gdzie wszyscy zażywają kąpieli i skaczą do wody, na głębokości 1,5 m znalazłem stara
kotwicę, dwoma ostrzami zagrzebana w piachu, a trzecim ostrzem skierowaną w stronę brzegu, czyli
skaczących. Że jeszcze nikt na nią nie trafił i nie rozorał sobie organizmu zakrawa na cud. Komendant
zbladł pod czarną brodą. Kotwica leży jako totem pod głównym masztem obozowym.Po kolacji od Marty
dostałem krówkę.Bogdan przywiózł z Giżycka Rizleja, zrobiła się kadrowa impreza, gitara, wino, kobiety i
śpiew. Dolce farniente do pierwszej w nocy.Sobota 26.06.1976Znalazłem ekstra miejsce na kamiennym
cyplu zarośniętym małymi drzewkami i dającymi przyjemny cień. Postawiłem fotel gdzie mile i grzecznie
spędzam czas w dobrym towarzystwie.Niedziela 27.06.1976Od rana w obozie wielkie przygotowania do
chrztu Omeg i zobowiązania instruktorskiego.Pierwsze próby z piosenkami wypadły fatalnie. Każdy
śpiewał znane piosenki harcerskie minimalnie inaczej, a to okropnie zdenerwowało komendę. Poszedłem
na ryby, gdyż jakoś nie ruszało mnie, że na uroczystości mieli być przedstawiciele czegoś tam.W upał
ryby nie brały, chociaż było widać wielkie płocie przewalające się pod powierzchnią. W końcu jednak
zorientowałem się o co chodzi w tej całej zabawie. Zdjąłem spławik i ołów, na haczyk założyłem skórkę
chleba, zarzuciłem w górę kanału i pozwoliłem przynęcie wolno płynąć z prądem. Po chwili miałem trzy
duże płocie, kilka zerwało mi haczyk bo były zbyt duże. Straszliwie się zdenerwowałem. Ryby od razu
zostały wypatroszone, upieczone nad ogniskiem i spałaszowane przez łowiącego i towarzyszące osoby.Po
kolacji apel. Wszyscy odstawieni na blachę, a ja dostałem granatowy kołnierz.Wyszło jak w wojsku pod
linijkę, hymn harcerski po raz pierwszy zabrzmiał jak powinien. Potem w tył zwrot i nad jezioro, gdzie
stały już przygotowane łodzie.Marciszewski wygłosił parę słów o historii chrzczenia statków i jachtów,
łodzie oblano wodą i na tle zachodzącego słońca odbyła się parada na pagajach. Zrobiło się: dziadziu,
jakie to romantyczne!Po ognisku i trochę sztywnej imprezie poszedłem na nocny łowy
podwodne.Widoczność była słaba i światło latarki z trudem przebijało się przez zawiesinę. Z grota uciekł
mi prawie metrowy węgorz, bo był zbyt gruby i potrójny grot nie był w stanie przebić się na wylot. Tak
więc łupem nocy padły tylko dwa ponad 30 cm okonie. Chłopcy przy ognisku od razu je wypatroszyli i
upiekli. Ponieważ woda była zimna a ja nie miałem ze sobą mojego skafandra, wchodziłem do wody w
dżinsach i swetrze. Siedząc przy ognisku wełniany sweter wyschnął mi na grzbiecie, tylko że zachował
nowy, podwójny rozmiar.Poniedziałek 28.06.1976Poczta chyba gdzieś wsadziła list z domu z pieniędzmi i
kasę musiałem pożyczyć od Ernesta.Wieczorem znowu wtłoczyłem się w dżinsy i sweter i poszedłem na
nocne łowy. Tym razem założyłem pojedynczy grot. Znowu dwa okonie i świetny strzał na wylot w
płynącego w toni 90 cm węgorza. Przez 20 m które musiałem dopłynąć z nim do brzegu był owinięty
wokół harpuna i mojej ręki i zaciekle gryzł mnie w kciuk. Za drugim węgorzem musiałem schodzić trzy
razy, gdyż za każdym razem gdy się do niego zbliżałem cwaniak odpływał na bezpieczną odległość. W
końcu oberwał. Po wyjściu z wody węgorze wypatroszyłem, starłem piachem łuskę i zasoliłem. Była 11.45
gdy skończyłem. Potem do 1.30 w piątkę siedzieliśmy przy ognisku w towarzustwie mieszanym, zajadali
się konserwami rybnymi, przy konsumpcji których towarzyszył nam niebywały humor, błyskotliwa
elokwencja , dwuznaczność wypowiedzi i ciągnący od jeziora chłód. Dobrze że w pobliżu jest
żaglownia.Wtorek, 29.06.1976Zbudowaliśmy prymitywną, ale funkcjonującą wędzarnię, no i cały obóz
pragnie skosztować świeżego, wędzonego węgorza. Sam nie dam rady!!Siedzę właśnie w pobliżu, pilnuję
ognia i po raz ostatni powtarzam materiał.Jutro rano wyjeżdżam na egzaminy do Gdańska ...Czas to
pieniądz, dzięki pieniądzom masz dużo wolnego czasu.Sobota 03.07.1976No i jestem już po egzaminie z
matematyki i rosyjskiego, a dzisiaj o piątej będę wiedział jak poszło. Ale wygląda pozytywnie. Analiza
matematyczna na poziomie raczej podstawowym, a temat z rosyjskiego miałem przygotowany na blachę.
Siedzę na skwerze Kościuszki w Gdyni i chyba dla relaksu pójdę do kina. Mieszkam w DS6 Hilton i z okna
mam ładny widok na starówkę gdańską. Na Długiej przyjemny nastrój, gra cygańska kapela. Na
luzie.Łażę po mieście i szukam otwartego sklepu, bo zapomniałem że to dzisiaj wolna sobota.Dostałem
tylko trochę ciasta w cukierni, więc rano będę musiał iść do baru.Kamienna Góra jest wspaniale
ukwiecona i cudnie pachnie jaśmin. Siedziałem tutaj dokadnie rok temu gdy zdawałem do Szkoły Morskiej
i moglem być juz na morzu. Ech, życie ... O 17 idę sprawdzić listę dopuszczonych do drugiej tury. Ten
kawałek drogi do instytutu przejdę chyba bulwarem. Napięcie rośnie.No i na wozie. Zostało nas
osiemnastu. Połowa musi odpaść. We wtorek zdaję matmę i fizykę. Częściowe odprężenie.Niedziela
04.07.1976Jak było umówione w Bytomiu, o godz. 10 na skwerze Kościuszki w Gdyni spotkałem się z
Krystyną, Mirkiem i tym trzecim. Zdawali do Szkoły Morskiej, ale wszyscy oblali. Krystyna nie wytrzymała
http://energetyk.hekko24.pl
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 15:35
Energetyk-Elektronik-Bytom
napięcia i po prostu wyszła z sali. Jeżeli ja zostanę w Gdańsku to chyba się już nie zobaczymy. Była
załamana, chociaż próbowała tego po sobie nie pokazać. Tyle wysiłku poszło na darmo i co dalej? A ja nie
potrafilem niczego zaproponowac.Po 16 pożegnaliśmy się i mam nadzieję, że jeszcze ją zobaczę. Ale ze
mnie palant ...Poniedziałek 05.07.1976Cały dzień przesiedziałem w akademiku przeplatając naukę
spaniem.Wtorek 06.07.1976W nocy bardzo źle spałem, zdenerwowanie daje się mocno we znaki, chociaż
wiem że jestem dobrze przygotowany.Zdawałem o 9.30. Fizyka poszła na bardzo dobry, matma na 4, ten
zakichany rachunek prawdopodobieństwa ! Ale powinno być dobrze. Pęcherzewski pytał mnie o moje
doświadczenia płetwonurka i stwierdził, że jak się dostanę, to może mi się to przydać. No i może mi
przydać się ten rok na Uniwersytecie Śląskim. Lets wait up. Poziom wśród zdających bardzo
wyrównany. Jadę na Śląsk, a potem znowu na obóz do Giżycka.Niedziela 11.07.1976I jestem znowu w
Giżycku. Pogoda się zepsuła, słońca brak, zachmurzenie całkowite i jest chłodno.Wczoraj wieczorem była
zabawa w słonia, polegająca na tym, iż pięciu chłopaków ustawia się tak, by wytrzymać jak największy
ciężar. Drugich pięciu skacze im na plecy tak, by zrobić im największy problem, a ci musza przejść pięć
kroków. Jak zwykla nasza grupa okazała się najsilniejsza. Kupa śmiechu i ekstra zabawa.W drugim
turnusie obozowym jest dużo ludzi, z którymi rozmawia mi się bardzo trudno, a śpiewane te same
piosenki z byle jakiej okazji zaczynają mnie nudzić. Zaczynam dorastać?Dużo sztuczności i rozmowy na
pokaz.Środa 14.06.1976Dzwoniłem do domu w sprawie wyników egzaminu, ale te będą dopiero ok.
20.07.Po południu poćwiczyliśmy na DZ-cie i było bardzo sympatycznie.Przygotowujemy ognisko dla
miasta, a komendant chodzi na rzęsach.Przedwczoraj byłem z Wickiem na polowaniu na węgorze.
Niepotrzebnie mówiłem mu że węgorz potrafi zdrowo ugryźć, bo tak się przestraszył, że trzy węgorze
poooszły! Mnie z grota też trzy zeszły, więc połów był raczej pechowy. Trzeba będzie uważać, bo w nocy
zaczyna w pobliżu kanału kręcić się strażnik.Dzisiaj wysłaliśmy do Lata z radiem widokówkę typu mikro wycięta 1/3 z normalnej widokówki, z prośba o piosenkę 2+1 Bez pieniędzy. Ciekawe czy ją
puszczą.Dzisiaj nie idę pływać, bo przygotowujemy program na ognisko.Czwartek 15.07.1976Przed
południem Bogdan, Marta i ja wypłynęliśmy wandą na mały spacer. W drodze na miejsce kaźni słonecznej
narciarz wodny przejechał o pół metra od naszej łodzi zbryzgując nas doszczętnie wodą. Opalanko było
fantastic, mocne słońce, lekki wietrzyk i fale kołyszące łodzią. Sielanka.Podobno na obiad jest
schabowy.Były bitki, ale i tak palce lizać!Piątek 16.07.1976Rano znowu wzięliśmy wandę i popłynęliśmy
do zatoczki na opalanko. Trochę nurkowałem, ale ryb ani na lekarstwo. Na łodzi zasnąłem i znowu
spaliłem sobie twarz. Fatalna sprawa. I tak do obiadu.Po obiedzie musztra obozu. W dwuszeregu,
baczność, spocznij, czwórki twórz itd. Wolałem zniknąć dyplomatycznie. Musztra miała na celu
przygotowanie obozu do przemarszu przez miasto podczas festynu dni prasy mazurskiej. Na ognisku w
parku miejskim mieliśmy mieć występ. O 16 zbiórka. Wdziałem białe spodnie, od Wojtka dostałem
granatowy mundur i beret, no bo jak grajek by wystąpił bez munduru.Nasz przemarsz przez miasto ze
śpiewem wyszedł nawet poprawnie. Z przodu chłopaki z pagajami na mocarnych ramionach robili
wrażenie wśród mieszczaństwa i turystów. Na miejscu zbiórki odstawiliśmy pokaz umiejętności
piosenkarskich. Klapą okazał się koncert estrad w parku miejskim. W czasie gdy na scenie produkowali
się Framerowie ze swoim wiecznym Kochajmy się, my odpoczywaliśmy zasłużenie, nie zwracając
uwagi na otoczenie.O 19 przeszliśmy do kręgu ogniska. Nasz występ wypadł lepiej niż się spodziewałem,
zapanował wesoły nastrój.Mowy druhny podsumowującej całą imprezę nie było w ogóle słychać. Ludzie
zaczęli się rozchodzić, a my graliśmy dalej. W drodze powrotnej Baron nie potrafił ukryć zadowolenia że
akcja udała się super i obóz pokazał się z bardzo pozytywnej strony i palnął mówkę pochwalną.W nocy
miałem zamiar wyskoczyć na węgorze, ale byłem tak zmęczony, że jak tylko się położyłem to Morfeusz
zabrał mnie na daleką wyprawę.Sobota 17.07.1976Od samego rana słoneczna patelnia. W południe
temperatura dochodziła do 42 stopni. Już o 8.30 z Wojtkiem wzięliśmy wandę, gitarę, herbatę, radio i do
zatoki. Ciężko pracujemy na opaleniznę. W drodze powrotnej płynę crawlem. Na jakieś 100 m od
przystani woda zaczyna obrzydliwie cuchnąć. Robi się zupa.Potem już normalka jak co dzień. Trochę
wygłupów, trochę sztucznej elokwencji i dyskusji na tematy zapędzające dziewczyny w sytuacje bez
wyjścia.Dzisiaj ma przyjechać komendant z Bytomia. Kadra będzie chodzić na rzęsach.Niedziela
18.07.1976Rano pracujemy na opaleniznę i wypływka Omega na Kisajno. Wiało mocno, przechyły mocne,
ekstra.Po apelu wieczornym ognisko z władzami gminy i miasta Giżycko. Strasznie sztywny nastrój,
ponuro i do tyłu. O 23 poszedłem do wody na ryby. Woda przyjemna i można było długo pływać. Wicek
płynął za mną z workiem żeglarskim, do którego pakowaliśmy ryby. Spotykałem dużo węgorzy, ale
wszystkie jakby się zmówiły i jak tylko muskał je snop światła mojej latarki, błyskawicznie znikały w
mule. Mimo to rąbnąłem 75 cm węgorza, 45 cm karpia (pełnołuski sazan) i leszcza, który znowu miał
tasiemca, więc go trzeba było wyrzucić. Spotkanie, które nadszarpnęło mi nerwy, to chyba ponad 80 cm
karp, który nagle przepłynął mi przed maską prezentując się w całej okazałości. Cofnąłem rękę z kuszą i
strzeliłem. Karp szarpnął tak potężnie, że ręka z kuszą poleciała do przodu dobrze że kusze mam
zawsze przymocowaną paskiem do ręki, bo bym ją stracił. Gdym znowu miał pojedynczy grot, harpun
przeszedł by na wylot i karp byłby mój. A tak, ryba zerwała się z grota, pozostawiając na nim parę
dużych łusek.Do 3 nad ranem siedzieliśmy z Wickiem przy ognisku piekąc ryby i kartofle.Środa
21.07.1976Ślubowanie instruktorskie na wodzie. O 21 na jeziorze została zakotwiczona tratwa na której
http://energetyk.hekko24.pl
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 15:35
Energetyk-Elektronik-Bytom
rozpalono ognisko. Omegi napędzane pagajami ustawiły się kręgiem dookoła. Miałem wrażenie, że stoimy
na malutkim stawie a nie na jeziorze, bo płomienie ogniska wydobywały z ciemności tylko najbliższe
otoczenie.Nareszcie wyjechał Korzycki, komendant bytomskiego hufca. Chyba wszyscy mieli dosyć jego
podejścia do harcerzy, a przede wszystkim za pływanie na Omedze w rękawiczkach (!).Czwartek
22.07.1976Z okazji święta poszliśmy do Wilkas na ognisko. Miała być dyskoteka, na którą wszyscy się
cieszyli, ale plany popsuła fantastyczna burza. Nie widziałem do tej pory tak pięknie zachmurzonego
nieba. Jezioro jakby zlało się z chmurami w jedno, tworząc niepowtarzalne zjawisko. Naczelnik miasta
zorganizował Nyskę, która przewoziła nas do obozu.Nie było złego, co by na dobre nie wyszło: w klubie
(namiot) zebrało się kilkunastu ludków, ja grałem na gitarze, oni śpiewali momentami mnie zagłuszając.
Ogólna śpiewogra i dans.Piątek 23.07.1976Przez cały dzień leżałem brzuchem do góry, a wieczorem
zrobiliśmy wielkie polowanie na raki i żaby. Kilkanaście dużych żab wrzuciliśmy Beacie do śpiwora. Poszła
spać, niczego nie zauważyła, więc biedactwa chyba wyzdychały.Po nocnej ciszy przygotowałem cztery
linki z hakami, założyłem racze ogony i wrzuciłem do kanału. W krótkim czasie złapałem węgorza, a
potem, ku memu zaskoczeniu, dużą płoć. Bogdan od razu je wypatroszył. Jeszcze po kolacji nasadziłem
się na szczupaka, który raz odgryzł mi linę, a raz zerwał się z haka. Czekałem długo, aż go w końcu
wyciągnąłem. Po obejrzeniu ryby przez świadków, dzielny szczupak odzyskał wolność.Sobota
24.07.1976A jednak napaliłem się na szczupaki. Zmontowałem sobie lekką wędkę, nałapałem żywca i
rozpocząłem łowy. Staszek, który pierwszy wrzucił żywca miał od razu branie i wyciągnął 40 cm
szczupaka. Gdy wyjmowałem go z wody, wsunąłem kciuk pod skrzela i efekt był do przewidzenia: palec
poszatkowany jak sito i pełno krwi. A ja, chociaż siedziałem do 17, nie miałem ani jednego
brania.Wieczorem dostaliśmy info, że idziemy na zaległą imprezę do Wilkas (z 22 lipca). Wszystko było
jedną wielką improwizacją. Gdy zaczęliśmy śpiewać, zepsuł się jedyny mikrofon. Było kilka grup i
momentami śpiewały wszystkie na raz, oczywiście każda co innego. Była część oficjalna z wręczeniem
nagród regatowcom przy huku i błyskach rakiet świetlnych, parada żaglowców (brzmi to bardzo
podniośle, ale były to tylko Omegi i DZ-ty). Było przybycie Neptuna i chrzest żeglarski. Byłoby ok, ale my
siedzieliśmy przy ognisku i gdy przybył Neptun, masy ludzkie spłynęły ku brzegowi zasłaniając nam
dokumentnie całą imprezę.Nasze druhny były nie wiadomo czym bardzo podekscytowane.
Chyba przejęły się biedactwa występem.Na koniec odśpiewałem Małgośkę, która została przyjęta bardzo
dobrze.No i na koniec dyskoteka, dobra muzyka, ale trochę sztywno.Do obozu wróciliśmy po 1 w nocy. I
tak minął jeszcze jeden pracowity dzień.Niedziela 25.07.1976Jestem studentem Uniwersytetu
Gdańskiego, Oceanografii Fizycznej!!!!!
Zupełne odprężenie. Gratulacjom nie ma końca. A mnie pozostało tylko 2 zł ...Po południu Bogdan,
Marta, Jurek i ja popłynęliśmy na drugi koniec Tajt. Bardzo zmienne wiatry i odbicia, dlatego musieliśmy
mocno halsować, w wyniku czego płynęliśmy wolno i długo. Przy przejściu przesmyku mocno nas
zdryfowało na sieciach, więc musieliśmy podchodzić drugi raz i tym razem wyszło top. W drodze
powrotnej kupa śmiechu, jak zwykle z tekstów Bogdana.Wieczorem siedziałem do 24 u kwatermistrza.
Rozmowa przy, o wszystkim i niczym.Spałem tylko 3 godziny, bo 4 alarm mundurowy i zbiórka na kei.
Było ślubowanie i wręczenie odznak. Otrzymałem instruktorską HSZS. W kimono do 7.30.Koniec obozu,
już wszyscy wyjechali. Było trochę płaczu.Podsumowanie i wnioski przyjdą, jak to one, dopiero z
czasem.Zostało nas sześciu i parę chłopaków z Poddębicy. Nie przypuszczałem, że będzie tak ponuro. W
południe próbowaliśmy zrobić remanent w magazynie, ale jak tylko wyszło słońce zwaliliśmy się gdzie kto
stał i po prostu pozasypialiśmy.Do Bytomia wróciłem z Baronem i Wickiem samochodem. Za Warszawą
przy 140 km/godz strzeliła opona, ale Baron wyszedł z tego jak zawodowiec.W sierpniu jadę do Kątów
Rybackich na spotkanie ze znajomymi, a we wrześniu do Kwidzynia na studencką praktykę. Mógłbym tam
nie jechać, bo mam już SPR zaliczony z UŚ, ale wiem że tego rodzaju imprezy są jedyne w swoim
rodzaju, więc zapowiada się niezłe rozpoczęcie studiów.
Według grafika na początku października mam pierwszy rejs na pełne morze!Jedna z najczęściej
śpiewanych piosenek obozowych, będąca kompilacją dwóch:Życie to jest dobra szkołaZdjęcia z tego
obozu możesz zobaczyć TutajŻycie to jest dobra szkoła
Wciąż płynie czas
Kto nie wierzy ten nie żyje
Wciąż płynie czas
A najlepiej o tym wie
Kto samotnie z wiatrem walczy
Już przemierzył tysiąc mórz
Wciąż płynie czasRzeki to idące drogi
A łodzie wędrowcy tych dróg
Dwa razy w tej samej wodzie
Nie przejrzy się człowiek, ni duch
My też z wiatrem się zmagamy
http://energetyk.hekko24.pl
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 15:35
Energetyk-Elektronik-Bytom
Wciąż płynie czas
I jeziora zdobywamy
Wciąż płynie czas
Lecz nadejdzie taka chwila
Gdy na morzu spotkasz nas
Gdy samotnie popłyniemy
Wciąż płynie czas Piotr R. Kaiser
http://energetyk.hekko24.pl
Kreator PDF
Utworzono 2 March, 2017, 15:35

Podobne dokumenty