plik pdf - Cztery Kopyta (Magazyn on-line)
Transkrypt
plik pdf - Cztery Kopyta (Magazyn on-line)
FAUST HO RS E Kantar parciany z serii Happy-Go-Lucky firmy HorZe w serduszka + uwiąz w identyczny wzór. Dostępny kolor: czekoladowy w zielone serduszka Dostępny rozmiar: shetland, cob Kup teraz! 39zł >>> Rewelacyjny komplet z kolekcji Happy-Go-Lucky firmy Horze. W skład kompletu wchodzi: *Ciepła wełniana czapka z pomponikiem w kolorze ciemny fiolet, od wewnątrz mięciutki polar. Rozmiar uniwersalny. *Ciepłe zimowe rękawiczki wełniane z miękką polarową podszewką. Trzypalczaste, wzmocnione dodatkowo na dłoniach w celu lepszego chwytu w trakcie jazdy. Rękawiczki w kolorze ciemny fiolet, rozmiar uniwersalny. *Ciepły wełniany szalik, od wewnątrz podszyty miękkim polarem.Szalik w kolorze ciemny fiolet. Przy zakupie kompletu zaoszczędzasz 20,00zł !!! Kup teraz! 133zł >>> Możliwość zakupu bez kompletu: *Szalik 71,00zł *Czapka 36,00zł *Rękawiczki 46,00zł *W razie zakupu pojedynczego produktu proszę o wcześniejszy kontakt z naszym sklepem. www.CzteryKopyta.pl Str. 1 R E DA KCJA W E T E RY N A R I A SPIS TREŚCI Weterynaria: Ochwat Sport: Parajeździectwo Pielęgnacja: Golenie konia cz. 2 Onoterapia: Wprowadzenie do onoterapii Z życia wzięte: Najpierw trzeba pokonać strach cz. 2 Sławni ludzie: Gary Stevens cz.3 Instrukotr Jazy Konnej: Zadziwiające zjawisko... Fundacja Pegasus: O zimie… Stadniny Koni: Stadnina Koni Huculskich Gładyszów Naturalna praca z ziemi: Uciekający rumak Jazda konna: Jazda naprzód Arabski Świat: W cieniu Eksterna – zasłużeni synowie Monogramma urodzeni w Polsce cz. 1 Arabski Świat: Araby pod siodłem w Janowie Polska Kawaleria: Wieniawa cz.2 Sport: Ponton mistrzynią endurance Rasy koni: Koń Brabancki Horse English: Breeds and types Recenzje: Honor Kawalerzysty WSPÓŁPRACA CzteryKopyta.pl to darmowy e-zin poświęcony koniom. Jeżeli także interesujesz się końmi i chcesz pomóc w tworzeniu magazynu napisz do nas na adres: [email protected] REKLAMA Osoby zainteresowane reklamą na łamach magazynu, lub na stronie internetowej proszę o kontakt pod adresem: [email protected] Copyring © www.czterykopyta.pl wszelkie prawa zastrzeżone. Materiał ten jest ograniczony prawami autorskimi i nie może być kopiowany, publikowany i rozprowadzany w żadnej formie. Str. 2 R E DA KCJA Redaktor Naczelna i skład tekstu: Agata Obidowicz Redaktorzy: Monika Piech, Agnieszka Litwa, Anna Kuzio, Agnieszka Dąbrowska, Ashley i Kaja Walkowskie, Oliwia Chmielewska, Anna Chełmecka, Katarzyna Nowak, Justyna Talaśka, Agnieszka i Olaf Maronowie, Piotr Dobrowolski, Korekta: Anna Popis-Witkowska Projekt okładki: Agata Obidowicz www.CzteryKopyta.pl Ochwat to niezakaźne, rozlane zapalenie tworzywa kopytowego, przebiegające z dużą ilością wysięku oraz martwicą blaszek kopytowych. Ta sucha definicja niewiele oczywiście wyjaśnia, ponieważ w jednym zdaniu nie można opisać całości zmian zachodzących podczas trwania tego schorzenia. Postaram się opisać je w sposób bardziej obrazowy, aby pomóc zrozumieć, jak groźne następstwa niesie ta choroba. Poprzez miejscową reakcję w kopytach, prowadzącą do charakterystycznej kulawizny oraz zmian kształtu puszki kopytowej, manifestuje się bowiem choroba systemowa całego organizmu, zaburzająca funkcje także innych narządów. Zmiany w układzie pokarmowym, sercowo-naczyniowym, hormonalnym, nerkach oraz mięśniach powodują niedokrwienie tworzywa kopytowego (warstwy, z której narasta róg kopytowy), zmniejszając przepływ krwi w naczyniach odżywiających tworzywo, co w konsekwencji prowadzi do niedotlenienia i martwicy tkanki. Ostry ochwat może zakończyć się całkowitym wyleczeniem, ale może też dojść do odpadnięcia puszki kopytowej, śmierci konia lub przejścia ochwatu w formę przewlekłą, niosącą www.CzteryKopyta.pl z sobą deformację kopyta oraz charakterystyczną kulawiznę. Faza przewlekła, prowadząca do trwałych śladów w kopycie, zaczyna się już po 48 godzinach od pojawienia się pierwszych objawów. Istnieje kilka przyczyn prowadzących do wystąpienia ochwatu. Najczęstszą jest przedawkowanie węglowodanów. Występuje zwykle po spożyciu nadmiernej ilości zboża. Ilość węglowodanów niezbędna do wywołania ochwatu jest różna w zależności od właściwości bakterii zasiedlających przewód pokarmowy konia. W zasadzie każdy rodzaj skarmionego zboża może wywołać chorobę. Bardzo duża ilość węglowodanów powoduje wzrost populacji bakterii produkujących kwas mlekowy, co w konsekwencji prowadzi do silnego zakwaszenia jelita ślepego, w którym odbywa się trawienie. To z kolei indukuje rozwój bakterii wytwarzających endotoksyny, które wchłaniają się ze światła jelita do układu krwionośnego. Duża ilość toksyn, oprócz uszkadzania narządów, takich jak wątroba czy nerki, powoduje zwiększenie przepływu krwi tętnicami palcowymi i otwarcie połączeń tętniczo-żylnych, tzn. anastomoz. Jednocześnie zmniejszeniu ulega przesączenie krwi przez najmniejsze z na- Str. 3 W E T E RY N A R I A W E T E RY N A R I A czyń, naczynia włosowate w kopycie. To prowadzi do niedokrwienia, a w konsekwencji martwicy blaszek kopyta. Mechanizmem zmian w naczyniach sterują hormony uwolnione pod wpływem endotoksyn i kwasicy organizmu. Dodatkowo przesączanie przez naczynia włosowate utrudnione jest poprzez liczne zakrzepy tworzące się wewnątrz tych małych naczyń i żył rys. A odprowadzających krew z kopyta. To 1. kość kopytowa, 2. strzałka gąbczasta, wszystko razem przyczynia się do 3. ścięgno prostownika wspólnego palgromadzenia się nadmiernej ilości ców, 4. ścięgno zginacza głębokiego płynu wewnątrz puszki kopytowej. palców Płyn ten zwiększa ciśnienie w puszce kopytowej, która, stanowiąc zamknię- przód kości kieruje się stromo w strote naczynie, nie może się rozciągać. nę podeszwy (rys. B). W następstwie To potęguje ból. Dodatkowo duża dochodzi do wypchnięcia podeszwy, ilość płynu powoduje odklejenie pusz- zapadnięcia się koronki i przedniej ki kopytowej od kości kopytowej, co ściany kopyta. W ciężkich przypadodgrywa bardzo istotną rolę w defor- kach kość kopytowa może przebić pomacji kopyta. Otóż kość kopyta sta- deszwę (rys. C). Ochwat może być nowi miejsce końcowego przyczepu wywołany także przez inne czynniki ścięgna zginacza głębokiego (rys. A). prowadzące do zatrucia organizmu. Napięcie tego ścięgna powoduje pociąganie od tyłu kości kopytowej ku górze. W zdrowym kopycie przeciwdziałają temu: napięcie ścięgna prostownika palców oraz puszka kopytowa ściśle dopasowująca się do kształtu kopyta. Pojawienie się wysięku prowadzi do odklejenia się puszki kopytowej od kości, a słabe ścięgno prostownika nie równoważy działania silnego ścięgna zginacza głębokiego. W ten sposób ścięgno to powoduje rotację kości kopytowej, a zatem Str. 4 rys. B 5. miejsce gromadzenia się płynu Często występuje jako następstwo ciężkiego porodu u klaczy lub zatrzy- www.CzteryKopyta.pl mania łożyska po porodzie. Rozkład gnilny łożyska i zapalenie macicy powodują powstanie endotoksyn i me- u koni nie obarczających jednej z kończyn. Przykładowo podczas leczenia złamań częstym powikłaniem jest wystąpienie ochwatu na kończynie sąsiedniej, na której koń zmuszony jest opierać się przez cały czas leczenia. Zwykle ochwat dotyczy obu przednich kończyn, rzadziej wszystkich czterech, a najrzadziej tylko tylnych. Ponieważ najbardziej bolesną częścią jest przód kopyta, koń usiłuje przenieść cały ciężar na piętki. W tym celu wyciąga przednie kończyny przed siebie, równocześnie starając się przemieścić zadnie pod kłodę, tak rys. C czerwonym kolorem zaznaczono zapada- aby przejęły jak najwięcej ciężaru ciała. Wygląda to tak, jakby koń siadał nie się przedniej ściany kopyta na zadzie. chanizm dalej działa, podobnie jak przy ochwacie z przedawkowaniem W związku z tym, że schorzenie ma węglowodanów. Schorzenia kolkowe, zwykle ciężki przebieg, stan ogólny przy których powstaje duża ilość en- zwierzęcia jest zły, a temperatura ciadotoksyn, oraz liczne choroby bakte- ła podwyższona. Chore kopyta są goryjne mogą też zakończyć się ochwa- rące i w fazie ostrej często obserwuje tem. Powyżej wymienione przyczyny się obrzęk koronki. W bardzo ostrych prowadzą do tzw. ochwatu toksycz- przypadkach może dojść do oderwanego. Nie wiadomo natomiast, jaki nia się koronki od puszki kopytowej. jest mechanizm ochwatu powstające- Podczas badania klinicznego najwiękgo po napiciu się przez rozgrzanego szą bolesność przy obmacywaniu konia dużych ilości zimnej wody. Nie- czułkami kopytowymi stwierdza się w które leki, jak np. sterydy, mogą wy- przedniej części podeszwy. (Blaszki woływać ochwat, ponieważ zwiększa- kopytowe znajdują się z przodu i z ją skurcz naczyń włosowatych oraz boków kości kopytowej, ale te boczne potęgują efekty zakrzepicy we- są unaczynione przez większą ilość wnątrznaczyniowej. Do ochwatu me- naczyń włosowatych, stąd ich mniejchanicznego dochodzi u koni zmuszo- sza wrażliwość na czynniki wywołująnych do forsownych i długotrwałych ce niedokrwienie i dlatego zmiany marszów po twardej nawierzchni oraz chorobowe umiejscawiają się zwykle www.CzteryKopyta.pl Str. 5 W E T E RY N A R I A z przodu kopyta). W bardzo ciężkich przypadkach wstrząs podczas ochwatu prowadzić może do śmierci. W przypadku ochwatu przewlekłego na pierwszy plan wysuwa się deformacja puszek kopytowych spowodowana rotacją kości oraz charakterystyczny chód, podczas którego koń najpierw obciąża piętki, a dopiero potem resztę kopyta. Ponieważ zmiany związane z rotacją kości zachodzą stopniowo, na kopycie można zauważyć charak- Kopyto przy ochwacie przewlekłym terystyczne pierścienie ochwatowe. Odstęp pomiędzy nimi jest mniejszy na przedniej ścianie kopyta niż w okolicach piętek. Koronka z przodu jest zapadnięta, a piętki zwykle wyższe niż przód kopyta. Diagnozę stawia się na podstawie badania klinicznego, a w przypadku podejrzenia rotacji kości kopytowych także na podstawie badania radiologicznego. Zdjęcia rentgenowskie pozwalają ocenić Str. 6 W E T E RY N A R I A stopień zmian i wymagania dotyczące leczenia. Leczenie ostrego ochwatu powinno zawsze być traktowane jako rzecz pierwszorzędnej wagi, ponieważ nieodwracalne zmiany wewnątrz tworzywa kopytowego zachodzą już po 12 godzinach od wystąpienia pierwszych objawów. Celem leczenia jest zlikwidowanie przyczyny ochwatu, zapobieżenie dalszemu działaniu endotoksyn, ochrona podeszwy przed deformacją, eliminacja bólu, kontrola prawidłowego działania serca i naczyń krwionośnych. Jeżeli przyczyną ochwatu jest zatrzymanie łożyska po porodzie, lekarz musi je usunąć, a do tego czasu zabezpieczyć klacz antybiotykami podawanymi ogólnie oraz w płynie do płukania macicy. W przypadku gdy przyczyną choroby jest przekarmienie węglowodanami – podaje się koniowi sondą do żołądka co najmniej 4 litry oleju parafinowego, żeby zapobiec dalszemu wchłanianiu się endotoksyn z jelit. Eliminowanie bólu uzyskujemy poprzez dożylne podawanie leków przeciwbólowych, takich jak finadyna czy fenylbutazon. Finadyna, chociaż dużo droższa od fenylbutazonu, lepiej chroni układ sercowo-naczyniowy przed skutkami działania endotoksyn. Aspirynę czy heparynę podaje się, by zapobiec zespołowi wewnątrznaczyniowego wykrzepiania, a tym samym poprawić warunki przepływu krwi przez naczynia krwionośne. Z kolei takie leki, jak acepromazyna czy DMSO, podaje się, by spowodować rozszerzenie naczyń krwionośnych. Zmniejsza to równocześnie objawy nadciśnienia. Absolutnie nie stosuje się sterydów! Efektem ich działania jest pogłębienie zmian. Dość często zdarza się, że konie znajdują się w stanie wstrząsu. Należy wtedy podawać odpowiednie ilości płynów dożylnie. Aby nie dopuścić do odkształcenia podeszwy i rotacji puszki kopytowej, wypełnia się boks drobnoziarnistym piaskiem pozbawionym kamieni. Ślad kopyta odbija się dokładnie całą podeszwą w piasku, co powoduje najlepszą jej ochronę, równy rozkład ciężaru, nawet na rowki kopyta. Można gipsować samą puszkę kopytową łącznie z podeszwą, bo poprawia to rozkład ciężaru ciała. Można też stosować na kopyta opatrunki z silikonem. W przypadku wyjątkowo silnego bólu lekarz może uciec się do zdjęcia przedniej ściany kopyta. Usuwa się ją na odpowiedniej szerokości. Zmniejsza to ciśnienie wewnątrz puszki kopytowej, a co za tym idzie – także i ból. Wskazane jest przy tym zastosowanie podkowy w kształcie serca (rys. D). Tego typu podkowa chroni strzałkę i puszkę, w najmniejszym stopniu zaburzając przepływ krwi przez kopyto. Część podpierająca strzałkę musi kończyć się w odległości około 9 mm przed końcem grota strzałki (w przypadku kuca odpowiednio mniej). Wtedy uzyskujemy najlepsze podparcie kości kopytowej, zapobiegające jej rotacji. Jeżeli część podpierająca strzałkę jest wysunięta zanadto ku przodowi, powoduje zbyt silny ucisk na kość kopytową, a jeżeli rys. D Podkowa w kształcie serc: środkowa część podgięta w kierunku strzałki zanadto ku tyłowi – po prostu nie działa. Stosowanie tej podkowy, w przypadku korekty już przemieszczonej kości kopytowej, wymaga przekuwania konia co 2 tygodnie wraz ze stopniowym podginaniem w stronę strzałki części środkowej podkowy. Coraz większy ucisk na strzałkę powoduje równocześnie przenoszenie się tej siły na kość kopytową, która stopniowo wraca na swoje miejsce. Zdjęcie części puszki kopytowej zmniejsza ból. Ściana odtwarza się w ciągu paru miesięcy, nie pozostawiając żadnego śladu po przebytym zabiegu. Do stosowania tego leczenia kwalifikują się najlepiej konie ras wierzchowych oraz kuce. Ważne jest, aby zmiany ochwatowe nie były zbyt stare. Czas leczenia do momentu po- Str. 7 W E T E RY N A R I A wrotu kości kopytowej na swoje miejsce wynosi około 6 miesięcy. Najistotniejszą rzeczą jest odpowiednie wykonanie podkowy oraz regularne (co 2 tygodnie) przekuwanie konia. Jest to kucie wymagające współpracy lekarza z kowalem. Postępy w korekcie położenia kości kopytowej powinny być kontrolowane radiologicznie. Przy prawidłowym zastosowaniu tej metody poprawę obserwuje się prawie natychmiast. Istnieje wiele innych metod kucia koni z przewlekłym ochwatem. Różnica polega głównie na tym, że są one adaptacją do patologicznego kopyta, tymczasem zastosowanie podkowy sercowatej umożliwia korektę zmian patologicznych. Generalną zasadą przy rozczyszczaniu i kuciu kopyt poochwatowych jest niezbieranie rogu z podeszwy, gdyż można urazić kość kopytową leżącą płytko nad podeszwą. Widziałem wiele podków stosowanych przez różnych kowali przy kuciu koni po ochwacie. Wśród różnych sposobów kucia były umożliwiające normalne użytkowanie konia pomimo istniejących zmian, ale były też takie, które sprawiały koniowi tylko dodatkowe cierpienie. Podkowa korekcyjna nie musi przypominać elementu oderwanego z czołgu, powinna być lekka i chronić podeszwę przed urazami oraz dalszym odkształcaniem się. Niewątpliwie wybór kowala jest najistotniejszą rzeczą w postępowaniu w Str. 8 S PO RT przypadku ochwatu przewlekłego, o czym miałem okazję przekonać się wielokrotnie ,porównując efekty pracy wielu podkuwaczy. Niekiedy w przypadkach zaawansowanych uciekamy się do przecięcia głowy dodatkowej ścięgna zginacza głębokiego. Zabieg pozostawia małą bliznę, a koń często może wrócić do poprzedniego użytkowania po odpowiednim czasie rehabilitacji. W przypadku leczenia ochwatu ostrego często stosowane były zimne lub ciepłe okłady. Jest mało danych statystycznych umożliwiających jednoznaczną ocenę tej metody. Osobiście nie stosuję kąpieli kopyt, ale wynika to z przyjętego przeze mnie innego schematu postępowania (podłoże z piasku, leczenie farmakologiczne). Niegdyś bardzo popularne było puszczanie krwi. Nie rozpatrujemy ochwatu w aspekcie historycznym, dlatego nie wspomniałem o tej metodzie. Są jeszcze jej zwolennicy, ale na szczęście coraz mniej. PARAJEŹDZIECTWO – SPORT I SPOSÓB NA ŻYCIE Parajeździectwo, czyli jeździectwo dla osób niepełnosprawnych, obejmuje większość dyscyplin jeździeckich uprawianych przez „zdrowych” ludzi, ale najbardziej popularne i najszerzej rozwinięte jest ujeżdżenie, zwane, w przypadku osób niepełnosprawnych, paraujeżdżeniem. W zawodach uczestniczą osoby z mózgowym porażeniem dziecięcym, wadami wrodzonymi bądź powypadkowymi ubytkami kończyn, niewidomi oraz osoby z innego rodzaju niepełnosprawnością, wynikającą z zaburzeń neurologicznych czy ortopedycznych. Aby rywalizacja pomiędzy osobami o bardzo różnym stopniu niepełnosprawności była sprawiedliwa, wszyscy zawodnicy poddawani są proceso- *Poziom I a – jazda tylko stępem, *Poziom I b – jazda w większości stępem, z krótkimi odcinkami w kłusie, *Poziom II – jazda stępem i kłusem, *Poziom III – obowiązuje także galop, *Poziom IV – jeźdźcy muszą wykazać się umiejętnością wykonania chodów bocznych oraz półpiruetu w stępie. Trochę historii… Ujeżdżenie jest aktualnie jedyną jeździecką konkurencją paraolimpijską. Po raz pierwszy pojawiło się na Igrzyskach Paraolimpijskich w Atlancie, w roku 1996, aż po 84 latach od momentu wprowadzenia jeździectwa do Igrzysk Olimpijskich (Sztokholm 1912). Rok 1952 i Igrzyska Olimpijskie w Helsinkach były dla paraujeżdżenia rokiem przełomowym. Na tych Igrzyskach Dunka Liz Hartel wywalczyła srebro w ujeżdżeniu. Liz była chora na poliomyelitis (choroba HeineMedina) i poważnie niepełnosprawna, a mimo to wygrała z wieloma zdrowymi zawodnikami! Przed chorobą trenowała ujeżdżenie, a jej zamiłowanie do koni i kontynuacja treningów Jak widać, ochwat to dość złożony i potencjalnie groźny problem. Jednakże stosowanie racjonalnego leczenia wielokierunkowego i odpowiednio wczesnego, a także adekwatnego do fazy ochwatu umożliwia często koniowi pełny powrót do zdrowia. Tekst, rysunki i zdjęcia: lek. med. wet. Paweł Golonka www.CzteryKopyta.pl wi klasyfikacji, po którym przydzielani są do jednego z 5 poziomów sprawnościowych: www.CzteryKopyta.pl Str. 9 S PO RT S PO RT już po chorobie przyczyniły się do znacznej poprawy zdrowia. Fakt ten uświadomił zarówno koniarzom, jak i lekarzom niezwykłe zalety jeździectwa i jego znakomity wpływ na kondycję psychofizyczną zawodników. Wyczyn Liz Hartel zapisał się zarówno w rozwoju hipoterapii jako metody rehabilitacji, jak i w rozwoju sportu jeździeckiego osób niepełnosprawnych, który od tego momentu zaczął pojawiać się niezależnie w kilkunastu krajach. Parajeździectwo zostało włączone w struktury jeździeckie. Przy Międzynarodowej Federacji Jeździeckiej w 2006 r. został utworzony Komitet Parajeździecki. robie Heine-Medina. Przeszło tydzień później miało się zmienić całe moje dalsze życie. Zachorowałam na tę straszną chorobę, tzn. sparaliżowało moją prawą część ciała. Nie chodziłam, nie mówiłam, prawa ręka wisiała bezwładnie. Wszystkich zwykłych codziennych czynności uczyłam sie na nowo! Jako dziecko nie rozumiałam, co się stało, dlaczego nie mogę chodzić. Dzięki mojej mamie i mojemu uporowi – „niestety” uparta jestem do dziś J – nie poddałam się i walczyłam o swoje zdrowie i życie. I wtedy pojawiły się w moim życiu konie, a wraz z nimi szansa na odnalezienie w życiu prawdziwego sensu. Sukcesem polskiego paraujeżdżenia był udział naszych zawodników w Igrzyskach Paraolimpijskich w Atenach w 2004 roku (Aneta Matysiak) oraz w Pekinie w 2008 roku (Patrycja Gepner). W 1994 roku jako pacjentka hipoterapii zaczęłam uczęszczać na regularne zajęcia jeździeckie pod okiem profesjonalnego terapeuty w Klubie Revita w Józefowie. Ćwiczenia wykonywane podczas rehabilitacji pomogły mi osiągnąć znacznie większą sprawność fizyczną. Po 3 latach instruktor zaproponował mi samodzielne jazdy, które stały się częstsze i dłuższe. A trochę później przyszedł czas na prawdziwy sport. Pierwsze Zawody Jeździeckie Osób Niepełnosprawnych w Polsce odbyły się w 2001 roku w Klubie Jeździeckim Aromer. Startowałam wtedy na koniu Bariera i zajęłam I miejsce na poziomie III. Wiosną 2002, podczas zawodów międzynarodowych, zostałam zaklasyfikowana na poziom II. Mimo to startowałam na * Informacje zapożyczone ze strony www.hippoland.pl O kilka słów na temat parajeździectwa i codziennych problemów związanych z uprawianiem tego sportu poprosiliśmy Anetę Matysiak (uczestniczkę Paraolimpiady w Atenach, aktualną Wicemistrzynię Polski). Gdy byłam dwuletnim dzieckiem, podano mi szczepionkę przeciw cho- Str. 10 www.CzteryKopyta.pl poziomie trzecim, zajmując V miejsce na koniu Hipis. We wrześniu 2002 roku brałam udział w Mistrzostwach Europy Osób Niepełnosprawnych w Ujeżdżeniu, które odbyły się w Portugalii. Jesienią 2003 na Mistrzostwach Świata w Belgii odbyły się ostateczne kwalifikacje do Paraolimpiady w Atenach, gdzie w programie dowolnym zajęłam VIII miejsce na klaczy Deressa. W roku 2004 Światowa Komisja Paraol imp i j s k ieg o Komi te t u I PE C, uwzględniając moje dotychczasowe osiągnięcia sportowe w kraju i za granicą, przyznała mi tzw. „dziką kartę”, czyli zapewnienie udziału w Igrzyskach Paraolimpijskich w Atenach. Sezon 2007/2008 obfitował w wygra- www.CzteryKopyta.pl ne. Startując na koniu Daria, w 2007 r. zdobyłam złoty medal na Międzynarodowych Zawodach Osób Niepełnosprawnych w Ujeżdżeniu oraz srebrny medal Mistrzostw Polski. W 2008 r. dwukrotnie wygrałam Ogólnopolskie Zawody, a sezon zakończyłam ze złotym medalem Mistrzostw Polski na poziomie III oraz tytułem Wicemistrza Polski. Wielu ludzi patrzy na parajeździectwo z przymrużeniem oka, myśląc, że jest to tylko jakaś odmiana hipoterapii, tymczasem jest to prawdziwy sport, prawdziwa rywalizacja, czasem pot i łzy, czasem triumf i satysfakcja. Być może doczekamy w Polsce czasów, gdy w paraujeżdżeniu przestaną startować kosmate koniki, a zaczną „normalne” konie ujeżdżeniowe. Wyszkolenie takiego konia jest bardzo trudne, ponieważ oprócz cech konia dresażowego (takich jak bardzo dobry ruch, impuls, prezencja) musi on charakteryzować się odpowiednim charakterem i temperamentem. Na szczęście już pojawiają się szanse dla osób niepełnosprawnych. Przykładem mogą być starty Patrycji Gepner na koniu klasy Grand Prix – Romeo. Ja również mam przed sobą realną szansę pozy- Str. 11 S PO RT skania pięknego konia C klasy w ujeżdżeniu. Parajeździectwo to niewykorzystany potencjał reklamowy, szansa dla firm, aby pokazać się marketingowo (należy pamiętać, że Polska bierze udział zarówno w przedsięwzięciach zagranicznych, jak i tych rangi ogólnopolskiej). Szanowni Państwo! Mimo ogromnych chęci, wielkiej miłości do koni i nadziei nie mam warunków materialnych do rozwijania swojego talentu. Szukam sponsora, który pomógłby mi w startach w konkurencji ujeżdżenia organizowanych co roku zarówno w Polsce, jak i na świecie. W sezonie 20099/2010 pragnę zrealizować bardzo ambitne plany. Aktualnie trenuję na koniu udostępnianym mi przez fundację Hej Koniku, którego dzielę z innym zawodnikiem paraujeżdżenia. Już niedługo będę miała możliwość treningów i startów na nowym koniu, z którym wiążę wielkie nadzieje, a którego doświadczenie oraz umiejętności mają mi pomóc w osiągnięciu Str. 12 P I E L ĘG NACJA jeszcze lepszych wyników w Polsce i za granicą. Moim celem jest kwalifikacja na Igrzyska Paraolimpijskie w Londynie w roku 2012. Dzięki Państwa wsparciu chciałabym zapewnić mojemu nowemu „partnerowi” jak najlepsze warunki, proszę więc o rozważenie zakupu sprzętu jeździeckiego, paszy, a także sfinansowania jego częściowego utrzymania czy też usług kowala. Dałoby to Państwu możliwość zareklamowania firmy na elementach wyposażenia czy ubraniu zawodnika. Istnieje nawet możliwość zmiany imienia konia na „firmowe”. Tekst i zdjęcia: Ewa Flisiuk-Kalecińska www.CzteryKopyta.pl jąc i jednocześnie sprawdzając, Jest to etap, w którym dusza arczy po obu stronach tysty staje się niezbędna. Każdy wyznaczamy linie syma swoje metody – używane są: metrycznie. Możemy do tego celu centymetr krawiecki, pręty, linijki, ze- użyć białej kredy krawieckiej, wilgotstawy do wyczesywania, kreda i ta- nego mydła do siodeł, a nawet śma maskująca (przy jej zdejmowa- szminki. niu koń na pewno będzie zachwycony). Wybierzcie te przyrządy, które W trakcie wyznaczania linii należy redla Was będą najwygodniejsze w gularnie sprawdzać, czy koń stoi użyciu. równo na czterech nogach. Cały zabieg przeprowadzamy oczywiście na Wyznaczanie linii golenia nigdy nie równej, wypoziomowanej podłodze. jest łatwym zadaniem. Wielką zaletą Niedopilnowanie takich szczegółów jest „dobre oko”, jak również pomoc może być fatalne w skutkach. Dobrze zaufanego kolegi, który przygląda się wycięta sierść z łukowatym wykońnaszym zmaganiom z boku, doradza- czeniem to rzadki widok, nawet bardzo doświadczeni mają z tym kłopoty. Nie ma dwóch koni o identycznej budowie. Osoba goląca musi umieć dostrzec linie i proporcje zwierzęcia. Obserwując konia, także w czasie ruchu, z łatwością dostrzeżecie właściwą linię golenia. Trudniej to zrobić w przypadku koni nierasowych oraz u tych osobników, które mają słabą Przygotowanie do golenia www.CzteryKopyta.pl Str. 13 P I E L ĘG NACJA P I E L ĘG NACJA wytartą i wystrzępioną grzywą. Goląc grzywę, najpierw skracamy ją ostrymi nożyczkami, a następnie golimy maszynką. Po 14 dniach zabieg powtarzamy, by utrzymać grzywę naprawdę krótką. Pamiętajmy, że grzywka chroni końskie oczy przed insektami, więc nie narażajmy konia na atak plagi much, pozostawiając go latem całkiem nagiego. Przy wycinaniu linii istotne jest, aby używać do tego celu bardzo ostrych ostrzy. Muszą one być także naoliwione i czyste. Wszystkie włosy muszą się układać w jednym kierunku. Aby to osiągnąć, warto mieć pod ręką szczotkę. kondycję, a co za tym idzie – wątłą budowę. Równie trudne w goleniu są konie z nadwagą. Nowicjusze nie powinni się za nie zabierać bez pomocy bardziej doświadczonej osoby. Warto obserwować ich pracę, słuchać uwag i rad, tak by w przyszłości móc sobie samodzielnie radzić z trudnymi przypadkami. Jest wiele sztuczek, których możemy nauczyć się od dobrego nauczyciela i poprzez praktykę doprowadzać je do perfekcji. Ćwiczenie wycinania różnych linii należy wykonywać na tych częściach ciała, które ostatecznie mają być całkowicie wygolone. Wszelkie pomyłki i krzywizny nie mają tutaj znaczenia, cała sierść z tych partii ciała zostanie w efekcie zgolona. Str. 14 Golenie nóg zawsze wywołuje burzliwą debatę. Istnieją argumenty „za” i „przeciw”. Aby to rozstrzygnąć, należy wziąć pod uwagę następujące czynniki: brak sierści to mniejsza ochrona przeciw drobnym skaleczeniom, wodzie i zimnu, niemniej jeśli nogi pozostają nieogolone, trudniej dostrzec małe rany, kolce i inne ciała obce, przez co infekcja może się rozwinąć, zanim dostrzeżemy jej przyczyny. Korzystając z bandaży, możemy zapobiec utracie ciepła. U niektórych ras spotyka się bardzo długie włosy na nogach, co znacząco utrudnia schnięcie. Niemniej, zanim zdecydujemy się na ich ogolenie, warto sprawdzić, jakie są wymogi odpowiedniego Związku Hodowców Koni. Większość zastrzega, że konie mają mieć nogi w stanie „naturalnym”, więc pokazanie na championacie konia ogolonego mo- www.CzteryKopyta.pl W przypadku bardzo nerwowych koni niezbędne staje się użycie ręcznej golarki, co jest niezwykle pracochłonne, lub bardzo cichej maszynki. że znacznie zredukować szansę na dobre miejsce. Weterynarze często zalecają golenie nóg w przypadku gorączki błotnej i należy bezdyskusyjnie podążać za ich wskazaniami. Schorzenie to może prowadzić do poważnej infekcji, a w konsekwencji do kulawizny, bólu i dyskomfortu konia. Warto więc rozważyć ten czynnik, by być świadomym skali problemu. Z wielu powodów goli się także całą grzywę, głównie w przypadku koni grających w polo. Zapobiega to wplątywaniu się wodzy w grzywę w trakcie wykonywania szybkich manewrów. Golenie poprawia także wygląd, szczególnie u koni starych lub sportowych – z rzadką, częściowo www.CzteryKopyta.pl Niektóre konie są nadwrażliwe na ukąszenia muchówek z rodzaju Culicoides. Podczas golenia należy być szczególnie ostrożnym, delikatnym i wyrozumiałym dla konia cierpiącego na tę przypadłość. Golenie może być dla niego naprawdę bolesne, szczególnie że niektóre miejsca na jego skórze mogą być obolałe. Nie należy nadużywać oleju do maszynki, może to bowiem pogorszyć sytuację. Podobnie jak w przypadku gorączki błotnej – starajcie się dowiedzieć jak najwięcej na ten temat, tak by móc sobie odpowiednio radzić z tym problemem. Tłumaczenie: Anna Chełmecka Źródło: www.peasridge.co.uk Str. 15 O NOT E RA P IA O NOT E RA P IA zakres animaloterapii (z języka ang. „pet therapy”). Oprócz koni i od niedawna osiołków w celach terapeutycznych wykorzystywane są delfiny, psy (dogoterapia) oraz koty. Zwierzęta służą poprawie relacji pacjentów z otoczeniem. Głównym celem animaloterapii jest poprawa kondycji fizycznej oraz funkcjonowania w życiu społecznym. Rezultaty, jakie odnosi animaloterapia, dalece przekraczają dwie wymienione wyżej sfery funkcjonowania człowieka, dzięki czemu staje się ona doskonałym uzupełnieniem tradycyjnych form edukacyjnych oraz rehabilitacyjnych. WPORAWDZENIE DO ONOTERAPII Osioł towarzyszy ludziom od ponad 6 tysięcy lat. Zdecydowanie krócej niż koń, jednakże nie mniej wiernie i równie pracowicie. „To właśnie osioł nosił ciężary i poruszał kamieniem młyńskim, zastępował woła w pracach na polu albo konia przy ciągnięciu wozów” – pisze Sara Manocci w artykule „Odrodzenie osiołków”. Związek osła z człowiekiem zaczął się wraz jego pierwszymi wędrówkami, kiedy to ludy południa rozpoczęły migracje z ziem nad Tygrysem na stepy Mongolii i stamtąd na podbój nowych światów. Jak zatem można zauważyć, zwierzę to znosiło u boku człowieka Str. 16 dźwiganie bagaż, nadzieje oraz trudne warunki zarówno w codziennych i zwykłych czynnościach, jak i dalekich wyprawach – od zamierzchłych czasów starożytnego Egiptu aż do czasów współczesnych. Niestety, około 6 gatunków osłów już wymarło. Dzięki zainteresowaniu tymi zwierzętami od pewnego czasu ich populacja wzrasta, a niektóre gatunki udało się uratować od wyginięcia. Zdolność do przetrwania w trudnych, pustynnych warunkach uchroniła osła od wymarcia. 1. Onoterapia jako nowa forma rehabilitacji. Podobnie jak hipoterapia, onoterapia jest jedną z metod wchodzących w www.CzteryKopyta.pl hipoterapia. Inny artykuł donosi, iż to właśnie grupa Idotea utworzyła termin onoterapia, po wizycie Maddaleny Wegher w podobnym centrum w Anglii. 3. Zalecenia Podobnie jak hipoterapia, metoda ta skierowana jest zarówno do osób niepełnosprawnych fizycznie, jak i umysłowo. Autorka artykułu „To właśnie osiołek jest tym, którego nie trzeba leczyć!” Vincenzina Foceri na liście pacjentów wymienia również osoby mające problemy z socjalizacją, emocjami oraz osoby mające problemy z relacjami we właściwym odniesieniu się do świata zewnętrznego. 2. Nazwa Nazwa onoterapia wywodzi się od greckiego słowa onos, oznaczającego osła. Zatem, analogicznie jak w hipoterapii, onoterapia oznacza terapię z wykorzystaniem osiołka. Oficjalna nazwa została stworzona i uznana dopiero w 1966 roku przez IDOTEA. Obecnie jest równie często używaną we Włoszech nazwą jak www.CzteryKopyta.pl Str. 17 O NOT E RA P IA Ponadto uważa, iż osły ze względu na ich cechy charakteru są szczególnie przydatne w leczeniu pacjentów dotkniętych zaburzeniami osobowości. Dzięki swojej miękkiej w dotyku sierści i swojemu regularnemu i powolnemu chodowi osiołek jest idealnym zwierzęciem, by pomagać osobom z problemami poznawczymi, z problemami z językiem, z komunikacją oraz z wadami w funkcjonowaniu rąk. Taki chód daje większe poczucie bezpieczeństwa, co automatycznie eliminuje lęk przed wykonywaniem ćwiczeń i reagowaniem na polecenia prowadzącego zajęcia. O NOT E RA P IA szukiwań, ułatwia opanowywanie wiedzy, wzmacnia szacunek wobec swojej własnej osoby oraz wobec innych”. Zakres stosowania terapii i uzyskiwanych rezultatów jest naprawdę szeroki, dzięki czemu nadaje terapii uniwersalny charakter. 4. Rezultaty Jako główne i najważniejsze wyniki terapii za pomocą osiołków włoscy specjaliści wymieniają rozwój osobo- Jak twierdzi Magdalena Wegher, terapia zalecana jest odpowiednia dla osób „z problemami z komunikacją, w depresji, starszych, młodszych z problemami z zachowaniem, poza tym dla widocznie upośledzonych, z problemami w poruszaniu się, z opóźnieniem w rozwoju umysłowym i dla osób autystycznych. Wszyscy mogą uczestniczyć w zajęciach dla przyjemności i dobrego samopoczucia, ponieważ poznanie osiołka i zrozumienie jego zachowania, języka, zabawa z nim, opieka nad nim pozwala lepiej poznać siebie i własne ciało, pobudza do po- Str. 18 wości oraz poprawę obrazu własnej osoby. Poprzez wyeliminowanie podczas zajęć stresu wynikającego z oceniania, osądzania i krytykowania ze strony innych osób pacjenci pokonują problem izolowania się od otoczenia. Poprawa mowy oraz komunikowania się z otoczeniem są kolejnymi pozytywnymi wynikami onoterapii, ponieważ – jako nowa forma zainteresowania – terapia służy komunikacji interpersonalnej. Wzbogaca słownik dziecka oraz poprawia motywację pacjentów, zarówno do ćwiczeń, jak i do opowiadania o nich, co jest niezwykle ważne w przypadku dzieci mających problem z komunikacją. Dodatkowo gimnastyka i jazda na osiołku poprawiają zdolności ruchowe, koordynację wzrokowo- ruchową, funkcję ręki oraz wzbogacają zdolności poznawcze. CIEKAWE KSIĄŻKI www.mentis.pl Tekst: Katarzyna Palmowska Bibliografia: www.traterraecielo.it/giornale/ leggi.php?id=353 www.boscaglia.it/ programma/2500.html www.quitalia.it/article.aspx?id=24382 www.unasinoperamico.it/ onoterapia.html www.CzteryKopyta.pl www.CzteryKopyta.pl „Broszka” Cena u nas: 23.41 zł Cena rynkowa: 24.90 zł Czas wysyłki: 2-4 dni Str. 19 Z ŻY C I A W Z I Ę T E Z ŻY C I A W Z I Ę T E Fot.Krzysztof Stolarski W poprzednim numerze Monika Piech opisała, jak pokonywała strach przed końmi, a przede wszystkim – przed jazdą konną. W tym numerze opiszę, jak wyglądało to od drugiej strony, czyli jak pomogłam Monice dojść do wniosku, że konie nie są aż tak straszne, jak ona je widzi. A nie było łatwo i kolorowo… Monikę poznałam 3 lata temu, na Uniwersytecie Rolniczym, gdy zapisywałyśmy się na wychowanie fizyczne – oczywiście jazdę konną. Nie wiem, skąd i dlaczego doszła do mnie plotka, że Monika jeździła kiedyś WKKW, jednak bardzo szybko została zdementowana. Monika była w zupełnie innej grupie niż ja, więc nasze drogi całkowicie się rozeszły. Spotkałyśmy się parę miesięcy po tym, jak się poznałyśmy. Szukałam wtedy stajni dla swojego konia i pomyślałam, że Monika może coś znać. Umówiłyśmy się na „zwiedzanie pensjonatów”. W końcu zaproponowałam Monice coś jakby dzierżawę swojego konia. Razem płaciłyśmy za stajnię i obie mia- Str. 20 łyśmy jeździć na Niemenie (Cześku). Jednak okazało się, że dziewczyna panicznie boi się koni. Przy czyszczeniu wystarczyło, żeby koń machnął ogonem, a już była kilka metrów dalej, jednak zawsze miała przygotowany jakiś argument na taką okoliczność: „A bo chciał kopnąć”, „Pobiegłam po inną szczotkę”, „Mucha mnie gryzła” itp. Byłam świadoma, że argumenty te miały na celu zatuszowanie strachu przed zwierzakiem. O czyszczeniu kopyt i podbrzusza konia w ogóle nie było mowy, a jeśli chodzi o sama jazdę – stępem OK, galopem – nie ma mowy, a w kłusie rzucało Moniką jak w chorobie św. Wita. Przyjęłam sobie za punkt honoru przekonać Monikę, że koń to nie trójgłowy smok, a jazda konna to nie przejażdżka samochodem po polskich drogach… Bo przecież czyszczenie konia to łatwizna, podnoszenie nóg – pestka, jazda konna – sama przyjemność i zero stresu… Tak, dla mnie tak to wyglądało, tak odbierałam to ja, ale Monika? Zupełnie odwrotnie. Widać było, że kocha te www.CzteryKopyta.pl zwierzaki, podziwia, szanuje, ale… z pewnej odległości. Z początku podchodziłam do sprawy optymistycznie, myśląc, że szybko uda mi się pomóc przełamać jej strach i będzie super, ale jednak nie było tak kolorowo, a osiągnięcie tego, co potrafi teraz Monika, zajęło nam prawie rok… Zaczęło się od czyszczenia. Dawałam Monice szczotki i stałam nad nią jak oprawca, kiedy ona wyciągniętą maksymalnie ręką (byleby stać jak najdalej) próbowała wyczyścić Cześka. Tłumaczyłam, że stojąc bliżej konia, jest bezpieczniejsza, że okazując swój strach, pokazuje zwierzakowi swoją słabość, że czyszczenie jest dla konia przyjemne, ponieważ jest swego rodzaju masażem… i tak w kółko… Kiedy nadchodziła pora czyszczenia kopyt, zaczynały się też największe problemy. „Kopnie mnie, ja się boję!” – słyszałam kilka razy dziennie. Pokazywałam Monice, jak się czyści kopyta, żeby mogła zobaczyć, że to nic strasznego. Początkowo ja trzymałam nogę wierzchowca, a Monika czyściła kopystką. Później sama zaczęła czyścić przody, aż któregoś dnia przełamała się i wyczyściła także tylne. Fajnie było zobaczyć tę radość na twarzy przyjaciółki. Potem przez tydzień słyszałam od niej: „A wiesz co? Wyczyściłam Cześkowi tylne kopytka!”. Byłam z niej dumna. Czyszczenie szło coraz sprawniej, coraz więcej było w tym zabawy i przy- www.CzteryKopyta.pl jemności zamiast strachu. Jazda konna wciąż sprawiała trudności. Wzięłam Monikę na lonżę i zaczynałyśmy praktycznie od podstaw. W końcu udało jej się opanować stęp i kłus na tyle, że koń szedł tam, gdzie Monika chciała, a i dosiad oraz działanie pomocy były znacznie lepsze. Jednak o galopie nie było mowy. Jedynie na lonży i tylko wtedy, gdy mogła trzymać się rękami za przedni łęk siodła. I znów tłumaczyłam, prosiłam, przekonywałam… szantażowałam batonikami… nic nie skutkowało… Powoli zaczynałam się denerwować, ręce mi opadały, gdy słyszałam: „Nieee, ja się boję! Spadam!”. Później, kiedy przeniosłam Cześka do innej stajni, Fot.Krzysztof Stolarski Monika (po lewej) i ja - Hubertus 2008 Str. 21 Z ŻY C I A W Z I Ę T E Monika dostała pod opiekę starszego wałacha Derwisza (DeDe). Naprawdę złoty, cierpliwy i spokojny koń. Najpierw Monika wsiadała na ujeżdżalni. Jeździła na oklep, bo nie było odpowiedniego popręgu lub ktoś inny brał siodło. Radziła sobie całkiem fajnie, więc postanowiłam ją zabrać na 30minutowy spacer (stęp, kłus) naokoło jeziorka. Całą drogę jechałam zwrócona do tyłu, aby sprawdzić, czy Monika aby na pewno wciąż siedzi, i całą drogę, czy to stęp, czy kłus, mały podjazd albo zjazd, słyszałam: „Stój! Ja spadam!”. Nie wytrzymałam i powiedziałam jej, że robi już histerie bez powodu, żeby się wzięła w garść i nie siała paniki, skoro nic się nie dzieje. Podczas kolejnego wyjazdu w teren znów słyszałam: – Spadaaam! – Hmm, nie wydaje mi się, ciągle sie- Fot.Agata Obidowicz Monika i My Polar (jeszcze wtedy był ogierem) Str. 22 Z ŻY C I A W Z I Ę T E dzisz w siodle… – Serio? – No tak, siedzisz i nic się nie dzieje, więc czego się boisz? – Nie wiem… I takie rozmowy toczyły się za każdym razem, aż któregoś pięknego, wiosennego dnia, jadąc po łące w kłusie, usłyszałam za sobą głos Moniki: „Nie spadam!!!”. Odwróciłam się – przyjaciółka pierwszy raz podczas wyjazdu w teren miała uśmiech na twarzy. Byłam dumna zarówno z niej, jak i z siebie, że wytrzymałam te wszystkie fikcyjne i niedoszłe upadki z konia. Któregoś dnia, kiedy jazda kłusem (nawet pod górkę lub z górki) nie sprawiała żadnego problemu – zaproponowałam galop. Żeby nie napisać, że usłyszałam wtedy kilka niecenzuralnych słów, powiem, że Monika odmówiła. Każda moja propozycja zagalopowania, nawet trzech kroków, powolutku, kończyła się paniką i kategorycznym wetem. Któregoś wieczoru zaczęłam się zastanawiać, co może przekonać Monikę, że galop to nic strasznego, że da się to przeżyć i nie spaść. Stwierdziłam, że ona musi się po prostu o tym sama przekonać, skoro moje słowa w tym wypadku nie mają żadnej mocy. Na pierwszy „niespodziankowy galop” wybrałam plażę z mięciutkim piaskiem. Jechałyśmy kłusem i nagle zagalopowałam. Derwisz jak to Derwisz – poszedł za koniem, a Monika zaczęła krzyczeć, że oczywiście spada. Przeszłam do www.CzteryKopyta.pl kłusa: „Sorry, spłoszył mi się” – trzeba przecież było jakoś wytłumaczyć to zagalopowanie, żeby nie wyjść na tyrana. Monika przeżyła, nie spadła. I tak zrobiłam kilka razy, na coraz dłuższych dystansach. Nabawiłam się skrętu szyi, ponieważ cały czas odwracałam się, żeby zerknąć, czy wszystko gra. Za każdym razem galop tłumaczyłam: „Spłoszył się”, „Poniósł” itp. Monika była na tyle przejęta całą sytuacją, że nie była w stanie dostrzec, czy faktycznie się spłoszył, albo że tak zebrany galop to na pewno nie jest ponoszenie. W końcu Monika przestała odmawiać i godziła się na krótkie zagalopowania. Musiałam pilnować, żeby był to spokojny, wolny, stateczny galop, maksymalnie przez kilkadziesiąt metrów, w przeciwnym wypadku znów zmuszona byłam wysłuchiwać krzyków. Wczesną jesienią, kiedy pojawiły się pierwsze ścierniska, chciałam namówić Monikę na troszkę szybszą jazdę. Niestety – znów weto. Więc stopniowo przyspieszałam, wiedząc, że Derwisz jadący za mną zrobi to samo. Któregoś dnia zaproponowałam ściganie i… Zgodziła się! Od tego dnia wszystkie problemy z jazdą skończyły się. Monika chętnie kłusuje, galopuje, nawet brała aktywny udział w Hubertusie i prawie by mnie złapała. Zmieniła się nie do poznania. Wciąż szanuje konie, jest świadoma ich siły, ale nie boi się, nie Fot.Krzysztof Stolarski Monika i Derwisz - Hubertus 2008 okazuje im strachu. Zaczęła także pomagać przy trudniejszych sytuacjach związanych z końmi, a będących trudnymi dla początkujących adeptów jeździectwa, jak np. załadunek nerwowego konia do przyczepy czy trzymanie nóg wierzchowca, kiedy kowal struga mu kopyta. Jest zupełnie inną osobą niż ta, którą poznałam 3 lata temu. Tekst: Agata Obidowicz Str. 23 S Ł A W N I LU D Z I E Gary Stevens cz. 3 Z czasem Gary zyskał sobie opinię dżokeja, który świetnie radzi sobie z nerwowymi, pobudliwymi końmi, a zwłaszcza klaczami. Potrafił je uspokoić i zrelaksować w drodze do startu, a robił to, pozwalając im myśleć, że to one rządzą, ale do pewnego punktu. Wtedy zaczynał wymagać. I zawsze, czy to po treningu, czy po wyścigu, poklepał konia po szyi i mówił mu, jaki był wspaniały. A konie, wbrew opinii niektórych, bardzo to lubią. Są jednak i takie, na które wsiadasz i musisz od razu pokazać, kto tu rządzi, np. męskie potomstwo ogiera Storm Cat. Dobry dżokej musi uświadomić sobie, że jest istotą omylną. Tyle samo razy Gary wydał pozytywną opinię o koniach, ile się pomylił w Str. 24 S Ł A W N I LU D Z I E ocenie, jak dobre mogą być. Koń może mieć zły dzień, nie pasować do stylu jazdy dżokeja lub mogą być sobą zmęczeni. Wtedy Gary musiał przełknąć swoją dumę i powiedzieć trenerowi, że ten koń pod nim nie leci i powinien zmienić jeźdźca. Gary uważa, że konie są inteligentne, a niektóre także sprytne. Np. jedziesz na koniu pierwszy raz i ku zaskoczeniu wszystkich wygrywasz. Dzieje się tak dlatego, że twój styl jazdy jest inny niż poprzednika i zaskoczyłeś czymś zwierzaka, np. dostał batem z lewej strony po raz pierwszy. Tyle że następnym razem on będzie czekał, aż zrobisz to samo – i nie zareaguje. Kiedy koń wie, co masz zamiar zrobić, zanim to zrobisz, czas zmienić dżokeja. Gary uważa także, że jako dżokej współpracujący z trenerami i właścicielami musi być wobec nich uczciwy i utrzymywać dobry kontakt oraz starać się jak najlepiej postępować z ich końmi. Musi umieć porozumiewać się z trenerem bez obawy, że obrazi jego lub jego konie i niezależnie od tego, czy ma rację, czy nie, stara się jak najlepiej pracować dla tych, u których jeździ. Nawet wtedy, gdy przyznaje, że ten koń nie pasuje do jego jazdy i może pod innym dżokejem będzie lepiej się ścigał, ma nadzieję, że ten gest będzie doceniony. W końcu wyścigi to próba wygrania pieniędzy dla właściciela i trenera. Dlatego z cza- www.CzteryKopyta.pl sem wielu ludzi zaczęło wierzyć w uczciwość jego opinii. Gary pozostał w płd. Kalifornii, stał się już dobrze zarabiającym dżokejem. Żona i dwoje dzieci byli razem z nim, wynajęli domek na klifie – z widokiem na ocean, własną plażą, kortem tenisowym i pełnowymiarowym basenem. I wtedy zdarzył się wypadek. Znajomy trener poprosił Gary’ego, aby „zaliczył” kwalifikację startu z maszyny klaczy trenowanej przez innego trenera i przedstawił opinię o tym koniu. Starter ostrzegł go, aby trzymał bat w lewej ręce, bo klacz wyłamuje. Tak też się stało – przy pełnej szybkości wyłamała, zostawiając dżokeja na kanacie. Potem był szpital, zwichnięty obojczyk, pozrywane więzadła w prawym kolanie, wstrząs mózgu, zaburzenia mowy. Zoperowano mu obojczyk i kolano, po czym zaczął brutalną rehabilitację już tydzień po operacji! Nikt nie potrafił mu powiedzieć, czy kiedykolwiek wsiądzie na konia. Gary, jak to on, ćwiczył więcej niż mu kazano i po czterech miesiącach, kiedy trener Laz Barrera zapytał go, kiedy ma zamiar zacząć jeździć, powiedział, że za miesiąc. Trener zaproponował mu dosiad na klaczy debiucie (którą zamierzał wygrać Kentucky Oaks) – za tydzień. A on jeszcze nie siedział na koniu od czasu wypadku! „Nie szkodzi” – powiedział trener – „musisz tylko się na niej utrzymać”. Przegalopował więc 5 www.CzteryKopyta.pl koni dla próby, z lekka obawą, ale bez strachu. A potem wygrał wyścig na Tiffany Lass. Po wyścigu wciąż nie był pewny, czy odzyska wiarę w swoje możliwości. W dalszym ciągu miał problemy z ramieniem i kolanem. Wtedy Bill Shoemaker pocieszył go, że za dwa miesiące wszystko wróci do normy. Zdał sobie sprawę z tego, że czeka go więcej różnych wypadków i że musi nauczyć się znosić ból i cierpliwie czekać na wyzdrowienie. Na Tiffany Lass wygrał także Kentucky Oaks, tak jak to trener przewidział. Było to jego pierwsze zwycięstwo w wyścigu G1 i następny krok w karierze. A trener Laz Barrera na zawsze pozostał jego idolem. Jeździł potem dla niego jako dżokej nr 1, Barrera był pierwszym trenerem z „galerii sławnych”, który uwierzył w jego możliwości jeździeckie. *** Rok 1986 był jednym z pierwszych, kiedy zaczął wybierać dosiady spośród kilku koni najwyższej klasy. I tu Str. 25 S Ł A W N I LU D Z I E trzeba być dobrym politykiem. Nie zawsze wybierał konia najlepszego, często kierował się rangą trenera lub właściciela. Np. w 1999 jeździł dużo dla Boba Bafferta i czasem miał propozycje jazdy na koniach nie najwyższych lotów, ale przyjmował dosiad, bo wiedział, że trener to doceni i innym razem zaproponuje mu dosiad na czempionie. Tak samo, gdy znany i bogaty właściciel Frank Stronach zaproponuje mu dosiad i w tym samym wyścigu ma propozycje od jakiegoś mało znanego trenera, wybierze tego pierwszego, bo jest bardzo prawdopodobne, że wcześniej czy później Stronach będzie miał superkonia i wtedy też Gary na nim pojedzie. „Zazwyczaj gdy przyjmę jazdę, odrabiamy – ja i mój agent, pracę domo- Str. 28 S Ł A W N I LU D Z I E wą. Cały czas oglądam filmy z wyścigami, na bieżąco obserwuję, co się dzieje na największych torach w kraju. Oglądam też największe wyścigi w TV. Jeśli jadę na koniu europejskim, dostaję nagrane jego wyścigi i studiuję je bardzo dokładnie. Moja praca obejmuje też obserwację konkurencji – co powinienem wiedzieć o tym czy innym koniu, aby go ograć”. Rok 1986 był generalnie dobry dla Gary’ego, mimo tego poważnego wypadku. Nigdy więcej w swojej karierze nie odniósł tak poważnej kontuzji. Wygrał mimo tego 6-7 mln $, chociaż musiał walczyć o odzyskanie wiary w swoje możliwości, przezwyciężać ból, który stopniowo mijał. Starał się trzymać kondycję i wagę, rano galopował 7-8 koni na treningu, a po południu ścigał się też 7-8 razy. I tak było codziennie. *** W roku 1988 Gary Stevens nie tylko wygrał swoje pierwsze Kentucky Derby, ale i Hollywood Gold Cup, najważniejszy wyścig na torze Hollywood Park. Incydent, który wtedy miał miejsce, do dziś prześladuje Gary’ego. Koń nazywał się Cutlass Reality i do tej pory wyniki miał mierne – biegając w New Jersey, wygrywał wyścigi gorszej kategorii. Został przysłany do trenera Craiga Lewisa, u którego zmienił się w gwiazdę. Trener bardzo go lubił i uważał, że świetnie spisuje się na treningach, ale opinię miał „oszukańca”, czyli nie nie dawał z siebie 100% wysiłku w wyścigu. Biegał do tej pory głównie na torach trawiastych i trener zdecydował się jeszcze raz biegać nim po trawie. Koń wygrał, ale w kiepskim stylu. Trener doszedł do wniosku, że to koń na tor piaskowy, bo w treningu na piasku spisywał się świetnie – i w ten sposób Cutlass Reality stał się koniem G1. W Hollywood Gold Cup był trzecim faworytem, za Ferdinandem pod Billem Shoemakerem i Alyshebą pod Chrisem McCarronem. Alysheba poprowadził wyścig, Gary na Cutlass Reality siedział za nim, mając Ferdinanda od kanatu o długość za sobą. Chris McCarron lubił wyprowadzać konkurentów w pole, choć robił to łagodnie, nie powodując niebezpiecznych sytuacji. Zaczął stopniowo zmieniać tor jazdy, zmuszając Gary’ego do jazdy szerokim łukiem lub wycofania się, a przy okazji robiąc miejsce przy kanacie. Shoemaker chciał skorzystać z sytuacji, ale Stevens krzyknął w tym momencie do Chrisa, żeby pilnował kanatu. Ten się obejrzał i skierował konia do kanatu, a Gary za nim, zamykając drogę Shoemakerowi. Nie było nic nielegalnego w tej akcji, oprócz niepisanego prawa dżokejów, że nie wolno ostrzegać innego jeźdźca o trzymaniu kanatu. Gary wygrał o 7 długości i niezależnie od tego incydentu i tak nikt nie mógł mu zagrozić tego dnia. Po dekoracji wrócił do pokoju dżokejów i oglądał wyścig w TV, www.CzteryKopyta.pl gdy podszedł do niego wściekły Shoemaker i powiedział: „Chłopcze, nie waż się, k..., nigdy więcej tego robić!”. Gary poczuł się głupio i prawie się popłakał, bo Shoe był jego idolem, a poza tym wcześniej Gary zdobył sobie jego uznanie jako młody, zdolny jeździec i mógł to wszystko stracić. Później Shoe podszedł do niego i przeprosił za swój wybuch, ale Gary przyznał mu rację i obiecał, że nigdy więcej się tak w wyścigu nie zachowa. Dotrzymał słowa. *** W roku 1989 urodził się Gary’emu drugi syn, Gary kupił dom w pobliżu toru Santa Anita i przebudował go wg swoich marzeń – i był to najgłupszy pomysł w jego życiu, jak sam przyznał. Przebudowa trwała rok, a koszt był trzy razy większy, niż Gary planował. Wtedy to zaczęło mu się psuć małżeństwo, wynikały ciągłe kłótnie, a Gary żył w stresie, czy dadzą sobie radę z finansami. Na szczęście jego kariera się rozwijała, jeździł u najlepszych trenerów, a słynny Wayne Lukas zaczął dawać mu coraz więcej koni do jazdy. Gary nauczył się wtedy bardzo dużo, nie tylko o taktyce jazdy w największych wyścigach, ale i o omylności swoich opinii. Cuddles była 2-letnią klaczą trenowana przez Wayna Lukasa, na ktorej Gary Stevens odnosił sukcesy i miał Str. 29 S Ł A W N I LU D Z I E startować w wyścigu G1 o pół miliona $ w Hollywood. Trzy dni wcześniej jechał na jakiejś klaczy w zwyczajnym wyścigu, w którym startował 11 koni, i Gary prowadził o 3 długości przed resztą stawki. Po 400 m klacz się przewróciła – złamała obie przednie nogi. Reszta koni przegalopowała po nich i Gary dostał kilka kopniaków w plecy, a jeden z koni nadepnął mu na ramię. Skończyło się to pęknięciem ręki w łokciu. Gary nie chciał zrezygnować z jazdy w prestiżowym wyścigu, więc zapytał lekarza, czy może jechać. Lekarz zgodził się dać mu zastrzyk z kortyzonu i lokalne znieczulenie tuż przed gonitwą, ale powiedział też, że wtedy będzie się leczył nie 4 tygodnie, lecz 2 miesiące. Wszyscy wiedzieli o jego kontuzji, ale trener wyraził zgodę na dosiad, mimo krytyki prasy wyścigowej, że pozwala jechać dżokejowi, który nie jest w pełni zdrowy. Wyścig zakończył się wygraną o nos po morderczej walce przez cała prostą, podczas której Gary uderzył swoją klacz batem 16 razy, i to właśnie tą chorą ręką! Ból towarzyszył Stevensowi od najmłodszych lat, ale Gary twierdził, że w momencie, kiedy otwierają się drzwi maszyny, nie czuje nic, bo kon- Str. 30 S Ł A W N I LU D Z I E Upadek z prowadzącego Storming Home na finiszu Arlington Million centruje się na walce o wygraną. Wysoki poziom adrenaliny pozwala zapomnieć o bólu. Po tym wyścigu Gary leczył łokieć przez 6 tygodni. Innym trenowanym przez Wayna Lukasa koniem, o którym warto wspomnieć, był On The Line – szybkie zwierzę z ogromnym sercem do walki. Trener i właściciel chcieli spróbować go na długich, klasycznych dystansach. Niestety, jako dwulatek złamał kości w stawie pęcinowym, złożono je przy pomocy 6 śrub. Po długiej przerwie koń przebiegł parę razy i teraz trener chciał, żeby Gary pojechał na nim w wyścigu sprinterskim w Santa Anita. Staw pęcinowy wyglądał okropnie, a sam koń ruszał się jeszcze gorzej. Gary miał wrażenie, że lekko kuleje, choć nie było to widoczne. Jednak kiedy wyszli na bieżnię i koń usłyszał dźwięk trąbki wzywający jeźdź- www.CzteryKopyta.pl ców na start, od razu chód mu się zmienił i do startu galopował najpierw trochę sztywno, a potem już normalnie. Oczywiście wygrali ten wyścig – i to w czasie bliskim rekordu. On The Line wygrał jeszcze kilka wyścigów, po czym został zapisany do Breeders Cup Sprint z szansą na wygraną. Niestety, ten wyścig zakończył się dla konia tragicznie. Zaraz po starcie jeden z koni wyłamał i uderzył w On The Line, który zachwiał się, ale udało mu się utrzymać równowagę. Po tym zaczął biec jakoś dziwnie, choć jednocześnie rwał się do przodu. Gary myślał, że to wina toru, który tego dnia powodował, że konie ślizgały się i galopowały ciężko. Jednak po kilkuset metrach poczuł, że coś jest nie tak, i zaczął zatrzymywać On The Line. Kiedy z niego zeskoczył, okazało się, że koń ma przecięte ścięgno. Stało się to podczas kolizji. Weterynarze przez pięć dni próbowali ratować konia, niestety nie udało się i musieli go uśpić. Do roku 1990 Gary Stevens miał za sobą 6 lat startów w wyścigach Breeders Cup i zawsze zajmował II lub III miejsca, ale nie wygrał jeszcze żadnej z tych prestiżowych gonitw. W tym czasie zaczął startować na koniach szejka Mohammeda z Dubaju i jego francuski trener Andre Fabre zaproponował mu dosiad na In The Wings w Breeders Cup Turf. Koń ten już miał za sobą świetną karierę w Europie i dużą szansę na wygranie w www.CzteryKopyta.pl tym wyścigu. Jednak Gary po dotychczasowych porażkach nie był w stanie myśleć pozytywnie i zastanawiał się, co tym razem stanie mu na drodze do sukcesu. W dniu wyścigu zadzwonił do niego ojciec, pytając o szanse dosiadanych przez Gary’ego koni. Stevens powiedział o In The Wings, że jeśli wyścig się dobrze ułoży, to może wygrać. Ojciec odrzekł mu wtedy, że już udowodnił, że jest świetnym dżokejem, wygrał Kentucky Derby, startował już w Breeders Cup i powinien po prostu starać się „dobrze bawić”. I syn posłuchał ojca – przed wyścigiem mówił sobie: „Zrelaksuj się, Gary, i miło spędzaj czas”. Trener Fabre polecił mu, aby po starcie pozwolił koniowi galopować swoim tempem i zajął pozycję taką, jaką In The Wings będzie chciał, czyli pozostawił koniowi inicjatywę. Po wyjściu na prostą koń powinien mieć tyle zapasu, że w każdej chwili będzie miał w co jechać. Trener ostrzegł go tylko, że jeśli za wcześnie wyjdzie na front, to koń uzna, że wykonał już swoją pracę, i zacznie hamować. Gary Stevens wygrał o pół długości ten wyścig (o 2 i pół miliona $) i poczuł ogromną ulgę, bo wreszcie zdobył swój pierwszy Breeders Cup! Fragmenty biografii „Perfekcja jazdy” – Gary Stevens, w tłumaczeniu Małgorzaty Stelmach Zdjęcia: www.garystevens.com Str. 31 I N S T R U K T O R J A Z DY K O N N E J I N S T R U K T O R J A Z DY K O N N E J ZADZIWIAJACE ZJAWISKO LUDZKIE NA PRZYKŁADZIE OSOBY PEWNEGO ROMANA… cz.1 W świecie końskim poza koniem bywają również osobniki dwunożne stanowiące drogowskazy albo wręcz kamienie milowe. Stanowią dla pozostałej tłuszczy tego świata latarnie morskie albo… czarne dziury. I jeśli to pierwsze zjawisko jest dla mnie całkowicie zrozumiałe, to drugie fascynuje mnie swoim absolutnym bezsensem. Choć może nie powinnam się dziwić. Cały świat opiera się bowiem na zasadzie przeciwieństw: światło i mrok, dzień i noc, ikona i… antyikona. Ale mimo wszystko nadal fascynuje mnie skłonność ludzi do podążania za kimś, kogo spokojnie można by nazwać „dupkiem” (przepraszam za kolokwialność wyrażenia, ale najbardziej pasuje). Albo i gorzej… „Pewnego Romana” poznałam najpierw ze słyszenia, potem z lokalnej gazety, a na końcu osobiście. W każdym z tych trzech przypadków miałam mocne przeświadczenie, że jest to osoba, na którą nie tylko nie warto Str. 32 tracić czasu, ale również wskazane byłoby jej unikać w trosce o swoje nerwy, Pewien Roman bowiem zwykł zachowywać się, jakby nie tylko zeżarł wszelkie szare komórki występujące na świecie, ale jakby był wręcz jedynym oświeconym w otaczającym go morzu tępej ciemnoty. Pewien Roman nie tylko „uczył” wszystkich, których spotkał, ale również miał wkurzający zwyczaj narzucania się ze swoją „wiedzą” wszystkim, niezależnie od tego, czy chcieli, czy też nie. Poza tym wyceniał swoje usługi (nawet te niechciane) bardzo wysoko, zupełnie nieadekwatnie do ich rzeczywistej wartości, i obrażał się śmiertelnie, gdy ktoś odważył się tę jego ofertę podważyć. Pewien Roman budził we mnie odrazę, a w swoich koniach strach, co widać było przy www.CzteryKopyta.pl byle okazji. Szczycił się ów Roman doskonałym opanowaniem metody Monty’ego Robertsa i genialnymi wynikami pracy tą metodą. Ludzie patrzyli oczarowani na jego pewną siebie facjatę, a wystarczyło popatrzeć pod tę maskę i na jego konie, żeby zobaczyć gołą i wcale nieciekawą prawdę. Konie na widok Pewnego Romana, zarówno jego własne, jak i mu obce, bez wyjątku, robiły wielkie oczy i starały się jak najszybciej od niego oddalić. Gdy były na wybiegu, Fot. Barbara Mazur www.CzteryKopyta.pl zbierały się w najdalszym jego kącie, zbite w nerwową gromadkę, i uciekały zawsze, gdy się zbliżał. Kiedy brał konie ze stajni, wyglądały, jakby chciały uciec przez nieistniejące okienka. Cały czas mnie zaskakuje przy takich ludziach, jak bardzo trzeba być ślepym, żeby tego wszystkiego nie widzieć. Fakt, Pewien Roman, jak większość czarnych dziur, posiadał pewną charyzmę. Dla większości ludzi, którzy nie zwracają uwagi na mowę ciała, mógł być nawet przekonujący. Potrafił doskonale mącić i kręcić, żeby zawsze wyszło na jego. Jednakże ciągle nie mogę się nadziwić, że ludzie kompletnie nie widzą absolutnej sprzeczności między tym, co mówił Pewien Roman, a tym, co reprezentowały sobą jego konie – szare, smętne, zdystansowane, utrzymywane w kondycji „widać żebra”, co dla rekreantów akurat zupełnie nie jest dobre. Zadziwiający jest jeszcze jeden fakt – osoby typu „czarna dziura” dysponują cudzymi końmi, biorąc pensjonariuszy na jazdy, a właściciele tych koni, którzy w innej stajni zrobiliby niemałą awanturę za takie postępowanie, kładą uszy po sobie i udają, że nie wiedzą. Ta bezczelność, ten tupet, pozorna wiedza czynią na ludziach jakieś magiczne wrażenie, tak że dają się nabijać w butelkę i oskubywać z zasobów finansowych – i nadal czują się szczęśliwi. Czasem sobie myślę, że każdemu przydałaby się taka „magia”. Str. 33 I N S T R U K T O R J A Z DY K O N N E J Bezstresowe układanie koni, którym chwali się Pewien Roman, to przepychanie się z końmi na placyku typu round pen w sposób, który samego Robertsa pewnie przyprawiłby o zawał. Ponieważ akurat należę do osób, które lubią poszerzać horyzonty w interesującym je temacie, poznałam tę metodę akurat na tyle, żeby stwierdzić ze stuprocentową pewnością, że elementów „przepychania” się w niej nie stosuje. Metoda ta opiera się raczej na psychicznym przymusie charakterystycznym dla jednostek dominujących. A mimo to ludzie powierzają mu swoje konie i cieszą się, że te ostatnie czynią takie „ogromne” postępy w zachowaniu (jasne, przy Romanie nawet mysz boi się pisnąć). Na czym polega fenomen Pewnego Romana? Może nie katuje koni (choć to niepotwierdzone), ale też o nie szczególnie nie dba. Oficjalnie głosi, że nie jeden koń na ziemi – jak nie ten, to inny. Straszy konie, czasem również ludzi. Narzuca się z uwagami, które nic nie wnoszą. Do tego burak w obejściu, choć czasem robi za dżentelmena dla babć. A jednak ludzie za nim idą. Dają się wodzić za Str. 34 nos, orżnąć, wykorzystać. Dają sobie wmówić, że ich konie pod jego opieką są wręcz nieziemsko szczęśliwe. Fascynuje mnie to. Podejrzewam, że taka skłonność do podążania za pozorami wynika z tego, iż zazwyczaj „czarne dziury” są bliżej przeciętnej ludzkości. „Latarnie morskie” są jednostkami mocno przewidywalnymi, daleko dzięki swoim sukcesom umieszczonymi na wysokich piedestałach. Jednak nie jestem psychologiem. To tylko przypuszczenia. Ale proponuję rozejrzeć się i sprawdzić samemu. Ja ze swojej strony pokażę to, co widzę, obserwując „czarne dziury”, na przykładzie wspomnianego Pewnego Romana (śmiało dopisujcie własne obserwacje, może wyjść z tego całkiem niezły portret i może uda nam się zrozumieć, co takiego jest w takich osobach, że ciągną za nimi... może nie tłumy, ale grupki). Dziwne przypadki Pewnego Romana. Part 1. Pewnego jesiennego dnia, pobłogosławionego przez Boga piękną słoneczną pogodą, stajnia Pewnego Romana przeżywała istne oblężenie. www.CzteryKopyta.pl Mieszcząc się w bardzo aktywnym turystycznie rejonie, zazwyczaj nie narzekała na klientów, ale w takie dni po prostu pękała w szwach. Pewien Roman jednak rezerwował swoje wyspecjalizowane usługi jedynie dla stałych klientów, całą tę turystyczną tłuszczę powierzając opiece swoich pomocników. Stał więc w ten dzień, w słońcu, na piaszczystym placu, usiłując robić wrażenie „wiedzącego” i intensywnie myślącego. Tymczasem w swoim bezkształtnym nakryciu głowy, zużytym podkoszulku wepchniętym w sterane bryczesy i opiętym na ciężko wypracowanym mięśniu piwnym Pewien Roman bezmyślnie wydłubywał sobie brud zza paznokci. Dookoła niego dreptała śmiertelnie znudzona i nieobecna kasztanowata klacz, niosąc na grzbiecie totalnie zagubioną amazonkę. Klacz miała na sobie rząd równie zużyty, jak strój Romana, i nierówno złożony dziecięcy kocyk zamiast czapraka. Patrząc na „jeźdźca”, trudno było naprawdę stwierdzić, czy w ogóle wie, co na końskim grzbiecie robi. Kiedy ta zadziwiająca para pokonała dwa okrążenia umierającym stępem, Pewien Roman podniósł wzrok znad swoich brudnych paznokci. Zorientowawszy się, że jest obserwowany przez potencjalnych klientów, wyprostował się, wciągnął brzuch i spojrzał bystro na amazonkę. Otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz w tym momencie zdał sobie sprawę z absolutnej pustki panującej w jego głowie. Zamknął więc usta, wykonując przy tym ruch jak lekko przyduszona ryba, i cofnął się na chwilę, marszcząc czoło. Starał się, aby grymas jego twarzy znamionował intensywne myślenie. Amazonka tymczasem wykonała kolejne człapane koło, starając się znaleźć swoje miejsce w tym końsko-ludzkim duecie. Pewien Roman odnalazł wreszcie jakieś myśli: – Kłusem! No dalej, kłusem jedź!” – zawołał w kierunku amazonki i jednocześnie wykonał w stronę konia gest, jakby chciał złapać go za zadek. Koń Fot. Krzysztof Stolarski Str. 35 I N S T R U K T O R J A Z DY K O N N E J zrobił naprawdę ogromne oczy, schował atakowany zadek pod siebie i „pięknie podstawiony” ruszył wspaniałym, wyciągniętym, przez nikogo niekontrolowanym kłusem. Amazonka rozpaczliwie łapała wodze, próbując się ich przytrzymać, kiedy jej ciało w gwałtownych podskokach przesuwało się w siodle raz w jedną, raz w drugą stronę. Pewien Roman opuścił ręce zrezygnowanym ruchem, zrobił minę, jakby go brzuch zabolał: – Ale nie bez łyyyydek! No nie bez łyyydek! – na co amazonka pokiwała niepewnie głową, zaciągając wodze i zatrzymując konia. Klacz zatrzymała się przy samym ogrodzeniu, w możliwie dużej odległości od „instruktora”. Amazonka pozbierała się trochę i przedziwnymi ruchami ciała zmusiła klacz do stępa. Pewien Roman obserwował jej wysiłki ze swej bezpiecznej pozycji. – No, dawaj! Kłusuj już! – rzucił dziewczynie komendę. Amazonka wykonała coś, co mogło być zrozumiane w każdy dowolny sposób poza właściwym. Jej ruch wcale nie przypominał polecenia do kłusa, a bardziej ostrzeżenie, że zaraz zacznie wymiotować. Pewien Roman z dezaprobatą pokiwał głową. – No i jak ci mówiłem, co? Dwie łydki na raz! Dwie! I ruszaj tyłkiem! – wobec czego amazonka ponowiła przedziwaczny ruch, wzmacniając go jeszcze i wzbogacając o solidnego Str. 36 FU N DACJA P EGASUS kopa piętami w boki konia. Klacz tylko położyła uszy na chwilę, ale nie wykazała chęci do ruchu. Na to Pewien Roman znowu przyjął postawę atakującą i rzucając się dosłownie w stronę konia, ryknął do amazonki: – Teraz!!! – na taki krzyk klacz wykonała cudownego susa, amazonkę w ogóle z przerażenia zatkało, więc ledwo się utrzymała w siodle, a Roman…. No cóż. Chyba nie przemyślał do końca sytuacji, bowiem potknąwszy się o bruzdę w piachu, poleciał do przodu, elegancko wymachując ramionami, jakby naśladował helikopter, i w niskim ukłonie doleciał do ogrodzenia padoku, przy którym stało kilka ciekawskich osób. Ostatnim susem, ratując coraz niższe loty przed dramatycznym lądowaniem w podłożu, rzucił się na owo ogrodzenie, nabijając jednemu z widzów solidnego guza. Nie wiadomo, kto bardziej soczyście w tym momencie podkreślił sytuację. Lekcja jeździecka zakończyła się wściekłym Romanem, który plując piachem i klnąc na czym świat stoi, dosłownie wygonił amazonkę z placu. Reszcie widowni skłonił się lekko i wyjaśnił, że to wyjątkowo „tępe” biedactwo... cdn. Tekst: Katarzyna Nowak Fot. Na stronie 34: www.horseridingschoolsurrey.co.uk www.CzteryKopyta.pl O ZIMIE... Jak ten czas szybko leci... Dopiero co były wakacje, a mamy już połowę listopada... Pracy w Fundacji jak zwykle dużo. Przygotowujemy się intensywnie na przyjście zimy. Konie, już otulone zimowym futerkiem, wypatrują ostatnich pędów trawy na pastwiskach. My dokonujemy niezbędnych remontów, napraw czy budów na terenie stajni. Przy tej liczbie koni, głównie chorych, starych czy kalekich, ciągle jest co robić. Zabiegi, opatrunki, masaże, szczepionki, a do tego proza życia, czyli brak czasu na wszystko, brak pieniędzy, brak rąk do pracy. wyzwaniem. Najtrudniej jest ze starymi i schorowanymi końmi, których nie brakuje w naszym ośrodku pod Warszawą. Sterane ciężką pracą i życiem kości dają się we znaki w chłodne poranki i wieczory. Lada moment przyjdzie mróz, spadnie odporność, nasilą się infekcje wirusowe i bakteryjne. Każdej zimy to dzięki Waszej pomocy udaje się nam odpowiednio zadbać o konie. Dzięki Wam możemy kupić siemię lniane, otręby, olej roślinny i przygotowywać mesz. Dzięki Wam możemy kupić marchewkę, granulat czosnkowy i witaminy, które świetnie uodparniają zwierzęta i chronią przed chorobami. W tym roku również prosimy Was o Nie poddajemy się! Zima zawsze jest dla nas i naszych podopiecznych www.CzteryKopyta.pl Str. 37 HUI PNODTAECRJAAPPI A F EGASUS pomoc. Mamy dużo kalekich podopiecznych, niekiedy w podeszłym już wieku, którym potrzebne są dodatki paszowe, aby mogli spokojnie przetrwać zimę. Najbardziej potrzebujemy: – owsa – nasze konie zjadają ponad 5 t owsa miesięcznie; – siana – miesięcznie potrzebujemy 1400 kostek; – słomy – miesięcznie potrzebujemy 1 250 kostek; – siemienia lnianego; – otrąb; – oleju roślinnego; – granulatu czosnkowego; – marchwi; – buraków; – witamin. Jeżeli możecie podarować nam któryś z powyższych produktów, to bardzo prosimy o kontakt z Piotrem pod numerem tel. 506 414 592. Wszystkie rzeczy można przywieźć do naszego ośrodka w Musułach k. Grodziska Mazowieckiego, ul. Folwarczna 3/5, bądź umówić się z nami na odbiór. Tych z Was, którzy nie mogą pomóc nam rzeczowo, za- S T A D N I NY K O N I chęcamy do drobnych wpłat na konto Fundacji – z dopiskiem „Zima 2008". Nasze konto: Fundacja Pegasus PEKAO S.A. XVI Oddział w Warszawie Puławska 54/56, 2592 Warszawa 09 1240 2135 1111 0000 3871 0038 Swift PKO PPL PW Za każdą, choćby najmniejszą pomoc będziemy bardzo wdzięczni. Tylko dzięki Waszej pomocy udaje się zapewnić naszym podopiecznym odpowiednie warunki bytowania, leczenia, rehabilitacji. Nasze konie i tak już wiele przeszły, pomóżcie im cieszyć się bezpiecznym domem, którego wcześniej nie miały. Wielu ludzi w Polsce sądzi, że na wschód od Pienin zaczynają się już Bieszczady, lecz pomijają fakt istnienia łańcucha górskiego liczącego prawie 200 km, jakże pięknego i można śmiało powiedzieć, że jeszcze dzikszego od Bieszczad – Beskidu Niskiego. Kraina nadal nieodkryta i baśniowa. Choć już przed 150 laty w poemacie „Pieśni o ziemi naszej” Wincenty Pol opisywał piękno karpackich, beskidzkich gór. To miejsce stworzone do wędrówek, zwłaszcza wędrówek na końskim grzbiecie. Ten, kto odwiedził Stadninę Koni Huculskich w Gładyszowie i w towarzystwie hucuła zagłębił się w to morze zieloności, może docenić jego piękno. Łagodne wzniesienia do 1000 m n.p.m. nie utrudzą zbytnio naszego towarzysza. Liczne górskie źródła i potoki zasilające główne rzeki tego regionu, Wisłokę, Ropę, Wisłok i Jasiołkę, staną się świetnym miejscem na popas i wodopojem zarówno dla konia, jak i jeźdź- ca. Szczyty gór pokryte głównie bukowymi lasami nie sprzyjają obserwacji dolin. Jednak chwila postoju u wrót lasu dostarczy nam niezapomnianych wrażeń. Wiosną ujrzymy za sobą pieniące się bory, które jesienią zachwycą nas feerią barw, a zimą utulą skołatane nerwy swą dostojnością i spokojem. Zagłębiamy się w las i wkrótce spotykamy się z dziką zwierzyną. Jelenie czy sarny omamione zapachem końskim pozwalają zbliżyć się jeźdźcom na odległość kilku metrów. Czasem możemy ujrzeć przemykającego wilka, trafia się też niedźwiedź. Liczne ptactwo – bocian biały i czarny, ptaki drapieżne, sowy, orlik i wiele innych – dopełnia bogactwa tutejszej fauny. Beskid Niski to także mieszanka kultur: Łemkowie, Pogórzanie, Bojkowie, a co za tym idzie – wielorakość wyznań: katolicyzm, prawosławie i grecki katolicyzm. Na trasach wędrówek może- W imieniu naszym i naszych podopiecznych dziękujemy tym, którzy wspierali i wspierają nasze działania, walkę o każde końskie życie i spokojną starość uratowanych koni… Beata i Karola Str. 38 www.CzteryKopyta.pl Str. 39 S T A D N I NY K O N I my napotkać przepiękne drewniane budownictwo – cerkwie i kościoły. Ostały się na tym terenie stare łemkowskie chyże, przydrożne krzyże i kapliczki, często zagubione w nieistniejących wioskach. Złoża wód mineralnych i ciche uzdrowiska Iwonicz, Rymanów, Wysowa, wśród nich najstarsze leżące na południowych stokach Karpat – Bardejowskie Kupele, to świetne miejsca wypoczynku dla osób ceniących ciszę i spokój. Na stokach gór nader często napotykamy cmentarze, ukryte wśród lasów, miejsca zaiste cichego spoczynku. Te nekropolie to świadectwa największej bitwy frontu wschodniego I wojny światowej – bitwy pod Gorlicami, nazywanej „polskim Verdun”. Ponad 500 przepięknych architektonicznie, położonych w urokliwych miejscach cmentarzy stanowi szczególną osobliwość zielonego Beskidu. To tutaj, w tych górach Beskidu Niskiego, znalazł schronienie koń huculski na „czas głupoty ludzkiej”. Najpierw w Stadninie Koni Jodłownik od 1950 r., potem w Tyliczu od 1954, a od 1959 w Stadninie Koni Siary. Mimo niezbyt dobrych czasów dla hodowli koni małych właśnie życie na peryferiach naszego kraju pozwoliło hucułom ten trudny okres przetrwać. Obecnie w Beskidzie Niskim ulokowały się największe w Europie stadniny Str. 40 S T A D N I NY K O N I tej rasy: Stadnina Koni Huculskich Gładyszów, Zootechniczny Zakład Doświadczalny Odrzechowa i prywatna stadnina koni huculskich i arabskich w Izbach. Działa tu też wielu innych mniejszych hodowców i użytkowników koni, którzy wiążą swój los i życie z tą rasą. Podkreślić należy fakt, że Polski Związek Hodowców Koni będzie prowadził Księgę Pochodzenia Koni Rasy Huculskiej. Kazimierz Gajewski, długoletni hodowca tych koni w SK Siary, podkreślał, że aby koń huculski rozwijał się prawidłowo, przede wszystkim nie należy mu przeszkadzać. Tak w Stadninie Koni Siary, jak i w Stadninie Koni Huculskich Gładyszów, kontynuującej tę hodowlę od 1993 r., staraliśmy się koniom huculskim nie przeszkadzać, a raczej pomagać. Właśnie tu ten jakże niewielki, lecz o olbrzymim sercu konik rozwinął swoje skrzydła. Zaczął być podziwiany w polskich filmach. Pierwszym był „VIP” w reżyserii Juliusza Machulskiego, następną wielką produkcją było „Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana, potem „Quo Vadis” Jerzego Kawalerowicza, a następnie „Stara baśń – kiedy słońce było bogiem”, znów Jerzego Hoffmana. Oglądany i doceniany jest na pokazach, w tym tych najbardziej prestiżowych, jak Mistrzostwa Świata w Za- www.CzteryKopyta.pl przęgach Parokonnych Poznań 1993, na Wystawach Zwierząt Hodowlanych. Ludzie związani z tym koniem zaczęli wyłącznie dla niego organizować święta i zawody. Do największych zaliczyć należy „Dni Huculskie” organizowane w Regietowie (SKH Gładyszów) we wrześniu czy inne, mniejsze: „Majówka” w Regietowie, „Konik nie tylko na biegunach” – Iwkowa, czy „Pożegnanie lata z hucułem” – Rudawka Rymanowska. Hodowcy i miłośnicy koni huculskich zrzeszeni w Związku Hodowli Konia Huculskiego stworzyli oryginalną próbę pozwalającą sprawdzić w praktyce specyficzne zdolności hucułów. Próba ta, nazwana „ścieżką huculską”, stała się nieodłącznym elementem rozgrywanego od kilku lat czempionatu użytkowego konia huculskiego. „Ścieżka huculska” jest atrakcyjna dla widzów i najlepiej pokazuje zalety koni huculskich. Jest to szereg przeszkód ustawionych na dystansie od 300 do 1000 m, m.in. równoważnia, bramka z firankami, kłody drzewa, przejazd przez głęboką wodę, stromy zjazd i podjazd, ciasny przejazd, skok posłuszeństwa, „kałuża”. ność z jeźdźcem i z dumnie podniesionym łbem mija linię mety. Konie huculskie zyskują coraz większe znaczenie i zainteresowanie nie tylko w Polsce. Międzynarodowe imprezy koni huculskich odbywają się w Czechach, Austrii, Niemczech. Z uwagi na swoje cechy charakteru – wyjątkową cierpliwość i łagodność – konik huculski coraz częściej jest wykorzystywany w hipoterapii, tj. rehabilitacji poprzez jazdę konną i terapii poprzez kontakt z koniem. Koń wyzwala emocje – od strachu po miłość, uczy wrażliwości i opiekuńczości, ale też stanowczości i umiejętności podejmowania szybkich decyzji. Motywuje do działania, daje chęć do zmagania się z przeciwnościami losu. Jest to wyjątkowa metoda usprawniania dzięki obecności czworonożnego terapeuty – konia. Tekst i zdjęcia: www.huculy.com.pl Oglądając te pokazy, nie można wyjść z podziwu, jak „niezdarny” z wyglądu konik huculski z gracją pokonuje przeszkody, zespala się w jed- www.CzteryKopyta.pl Str. 41 NAT U RA L NA P RACA Z Z I E M I NAT U RA L NA P RACA Z Z I E M I Uciekający rumak… Niestety, nierzadki to widok. Człowiek zjawia się na padoku lub pastwisku, a koń albo niby nic nieznaczącym stępem oddala się od nas, co dziwne – zawsze tak, aby być naprawdę daleko, albo ucieka, nie kryjąc swojego Niezadowolenia z naszego przybycia. Pewnie niejednemu z nas taka sytuacja się przytrafiła, może przytrafia często? Tak więc... Jak to zmienić i sprawić, aby koń w najgorszym wypadku ignorował naszą obecność (a w najlepszym cieszył się z niej)? Chciałabym zastanowić się nad przyczyną takiego zachowania ze strony konia. Wyobraźmy sobie, że za każdym razem, gdy zjawia się jedna konkretna osoba, musimy iść do pracy, biegać, skakać, wykonywać różne, często monotonne ćwiczenia, do tego często mając na sobie jakiś ciężar. Czy będziemy chętnie przyjmować takie obciążenie, czy też postaramy się od niego uchylić? Tak właśnie odbiera to koń – albo zwiać, albo pracować. Dodatkowo pracę zaczyna kojarzyć z konkretnymi osobami – ich pojawienie się zawsze oznacza wysiłek. To też przyczynia się do tego, że koń woli nas jednak unikać. W tej sytuacji chciałam też zwrócić uwagę na monotonność pracy – to bardzo ważny czynnik zniechęcający konia do jazdy, a tym samym – do Str. 42 kontaktów z nami. A więc... Co zrobić, aby koń jednak polubił pracę, pozwalał się bez problemu łapać na pastwisku? Opiszę kilka sztuczek, metod, sposobów i schematów postępowania, powiem, jak zmienić swoje nawyki, aby ograniczyć lub wyeliminować problemy z łapaniem konia. 1. Przeganianie jako rodzaj niewygody. Gdy koń oddala się od nas podczas próby łapania, możemy pogonić go, sprawić, aby to, co dotychczas przynosiło wygodę (odejście), stało się niewygodne i zmuszało konia do pracy. Odganiać możemy np. uwiązem, batem, lonżą, rękoma... Bardzo ważne jest jednak, aby odpuścić (tym sa- Koń na pastwisku www.CzteryKopyta.pl Zaciekawiony koń zbliżający się do łapiącego mym dać wygodę) w momencie, gdy koń jest bliżej nas, czy to chce podejść, czy też zatrzymuje się – jednym słowem, robi coś w naszym odczuciu dobrego. Tę metodę najlepiej na początku zastosować w kontrolowanych warunkach – idealny jest okrąglak lub lonżownik, jednak nawet zwykła ujeżdżalnia zda egzamin. Im mniejsza (bez skrajności), tym lepsza – będziemy mieli większą kontrolę nad koniem. A więc wprowadzamy konia do lonżownika, puszczamy luzem. Gdy koń oddala się od nas – poganiamy go, a przestajemy w momencie, gdy koń patrzy na nas. Wtedy dajemy mu znak, ze to jest OK, mało tego – powinniśmy w tym momencie ustawić się tak, jakbyśmy chcieli odangażować zad. Sprawi to, że koń zbliży się do nas, może nawet podejdzie. Jeśli nie – możemy chodzić wkoło niego, aby zachęcić go do podejścia, lub odangażować zad, tak aby bardziej zbliżać się do konia. Dokładniej – koń biegł w prawo, więc odangażowujemy zad, ustawiając się www.CzteryKopyta.pl do niego prawym ramieniem, pochylając lekko. Jeśli koń nie podejdzie – kontynuujemy i dalej przestawiany tył konia, zbliżając się do niego po okręgu, średnica tego okręgu ciągle zmniejsza się, jesteśmy coraz bliżej konia, ciągle przestawiając jego zad. Przestajemy dopiero w momencie, gdy stoi blisko nas. Można zrobić też inaczej – po prostu, poprzestać na jednokrotnym odangażowaniu zadu, podejść do konia i nagrodzić go. Uczymy go wtedy stać – niekoniecznie podchodzić blisko. Na pastwisku powinniśmy postępować analogicznie – odgonić konia, gdy oddala się, prosić wielokrotnie o odangażowanie zadu, gdy kieruje ucho (wewnętrzne) na nas, nagrodzić, gdy zatrzyma się lub podejdzie. 2. Odangażowanie zadu. Przydatne ćwiczenie, niekoniecznie przy problemach z uciekającym koniem. Polega na odangażowywaniu zadu raz z jednej, raz z drugiej strony. Zbliżamy się do konia po kole – odangażowujemy zad z jednej strony, zmieniamy kierunek i po trochę mniejszym kole zbliżamy się do drugiej strony, aby przestawić zad. Gdy stoimy całkiem blisko – nagradzamy. 3. Odwiedziny na pastwisku. Błędem jest odwiedzanie pastwiska tylko wtedy, gdy zabieramy konia na jazdę. Nic nie stoi na przeszkodzi, aby pojawiać się na nim częściej, czy to tylko ot tak, czy też – aby dać wierzchowcowi jakiś smakołyk, aby pobyć Str. 43 JAZ DA KO N NA NAT U RA L NA P RACA Z Z I E M I Koń nie protestuje przy zakładaniu paska na szyję z nim, jednocześnie nic nie wymagając. To sprawi, że koń przestanie kojarzyć naszą osobę z pracą, znacznie traktować jako coś zwyczajnego, co może być fajne. Warto też nawet przed jazdą kilka razy zbliżać się do konia (niech zawsze będzie to inna liczba takich tricków), aby nie za pierwszym podejściem zabierać go od przyjemności. 4. Nie od razu do pracy. Gdy już złapiemy konia, nie zabierajmy go od razu z pastwiska, pozwólmy mu jeszcze popaść się, zabierzmy na łąkę, gdzie jest więcej trawy, czasem dajmy smakołyk. (Uwaga! Smakołyków nie wolno nadużywać, wtedy koń zacznie nas kojarzyć z jedzeniem, przestanie respektować nasza strefę osobistą i nie będzie przychodził do nas, ale do jedzenia). 5. Urozmaicić pracę. Przyjrzyjmy się naszej pracy z koniem. Czy jest ciekawa, urozmaicona? Czy często wybieramy się w teren, czy koń jest z niej Str. 44 zadowolony, czuje się zmotywowany? Jeśli praca będzie ciekawsza, koń będzie chętniej się jej poddawał. Niezastąpione są wyjazdy w teren, choćby blisko, na występowanie po np. treningu ujeżdżeniowym. Warto też tuż po pracy pobyć jeszcze chwilę z koniem, czy to pozwolić mu popaść się, pochodzić z nim, zamiast zamykać w karuzeli itp. Takie spędzanie czasu z koniem bardzo poprawia relacje. Nie musisz stosować wszystkiego, wiadomo, że nie zawsze mamy warunki np. na częste tereny czy czas, aby ot tak, na 5 minut wpadać do stajni tylko po to, aby posiedzieć na pastwisku. Ale jeśli naprawdę chcesz – wprowadzisz część zmian do codziennego porządku, a na pewno zauważysz poprawę w zachowaniu konia przy łapaniu. Tekst i zdjęcia: Agnieszka Litwa Czas wolny spędzony z koniem www.CzteryKopyta.pl Fot. Krzysztof Stolarski JAZDA NAPRZÓD Na pewno każdy, kto uprawia jazdę konną, powie, że jazda naprzód jest prosta. Lecz czy jest tak naprawdę? Podczas jazdy powinniśmy brać pod uwagę dwie ważne i podstawowe zasady. Bez względu na to, jaką dyscyplinę uprawiamy, koń powinien poruszać się naprzód i być prosty. Te dwie zasady połączone z zachowaniem rytmu są bazą dla wszelkiej prawidłowej pracy jeździeckiej. Każda osoba powinna podczas jazdy zwrócić uwagę, czy koń porusza się prosto. Jeżeli tak nie jest, jedna z zadnich kończyn www.CzteryKopyta.pl przejmuje na siebie zwiększony ciężar. Może to doprowadzić do kulawizny, bólu grzbietu, oporu, rzucania głową. Ruch naprzód Termin ten wskazuje, dokąd koń zmierza, a nie – jak tam się dostanie. Ważne jest także, aby koń myślał o ruchu naprzód. Jeżeli tak faktycznie jest, to zareaguje on na najdelikatniejszą wskazówkę ze strony człowieka. Można sprawdzić, na ile koń myśli o ruchu naprzód, poprzez lekkie ściśnięcie go łydkami. Jeżeli po tym ma- Str. 45 JAZ DA KO N NA JAZ DA KO N NA newrze zwierzę ruszy do przodu, to dobra nasza. Jeżeli koń zignoruje naszą prośbę, nie starajmy się do niego dostosować, powtórzmy prośbę, lecz nieco mocniej, aby uzyskać jego reakcję. Jeżeli koń nadal nie zareaguje, to możemy wykonać mały trening i ustawić go na pomoce. Jak ustawić konia na pomoce? Jeżeli dajemy zwierzęciu delikatna wskazówkę, a koń na nią chętnie odpowiada ruchem naprzód, to powinniśmy niezwłocznie go nagrodzić. Nagroda zachęci go, aby przy następnej naszej prośbie zareagował podobnie. Lecz jeżeli koń nie reaguje na nasze prośby, powinniśmy go ukarać, ale nie chodzi tu o znęcanie się, nie ma oczywiście o tym mowy. Poproś konia, bardzo delikatnie, o ruch naprzód – poprzez zamknięcie łydek, robiąc przejście ze stępa do kłusa Kiedy nie ma reakcji (jeżeli wcześniej użyło się silnych pomocy), ukarz go przez mocne wysłanie naprzód. Nie przejmuj się, jeżeli koń zagalopuje po zastosowaniu kary. Chodzi o to, aby ruszył naprzód, mimo jego przesadnej reakcji. Zanim ukarzemy konia, pomyślmy o jego temperamencie. Mocno idącemu do przodu wystarczy parokrotne puknięcie palcatem (uwaga, puknięcie różni się od uderzenia) lub silniejszy sygnał łydką. Zapamiętaj, że powinno się umieć dostosować surowość kary do wrażliwości zwierzęcia, ponieważ każdy koń jest inny i ina- Str. 46 czej reaguje. Nie chodzi tu o to, aby terroryzować zwierzę, tylko żeby uzys k a ć p o ż ą d a n y e fe k t ł y d k ą . Kiedy już zastosowaliśmy karę, powinniśmy powtórzyć ćwiczenie i sprawdzić pójście naprzód przy użyciu delikatnych pomocy. Jeżeli to zadziała, to powinniśmy konika szczodrze nagrodzić. Na tym etapie, kiedy sprawdzamy poprawność reakcji na sygnał łydką, to nie jest błędem, kiedy koń zamiast zakłusować – zagalopuje. Później możemy udoskonalić wskazówkę i wyjaśnić, że mieliśmy na myśli kłus, a nie galop. Jednak w tym momencie jakakolwiek reakcja naprzód jest pożądana. Lecz jeżeli zobaczymy, że nasz partner odpowiada „lepiej” na pomoce, lecz nie wkłada w to serca, powinniśmy powtórzyć cały proces od początku, aż zrobi to prawidłowo. Jeżeli nie zrobimy powtórnego sprawdzianu na pomoce od razu po pierwszym ukaraniu, to spowodujemy, że koń stanie się niewrażliwy na pomoce, ponieważ uczymy go, że ma iść naprzód tylko po puknięciu palcatem, a nie po użyciu delikatnej pomocy łydkami. Samodzielne utrzymanie energii Uważaj, żeby pomaganie koniowi w ruchu nie stało się Twoim nawykiem. Polega to na uciskaniu konia łydkami przy każdym jego kroku. Tak nie powinno być! Twoje łydki powinny spo- www.CzteryKopyta.pl czywać bez ruchu wzdłuż boków konia, pomijając to, że dajesz mu konkretny sygnał. Jeżeli będziesz ciągle używać łydek, spowodujesz przytępienie uwagi konia, zwierzę stanie się nieznośne albo całkowicie się wyłączy. Chodzi tu o to, aby „szeptać” do konia. Wielu jeźdźców nie ma świadomości, jak bardzo pomagają swoim koniom w ruchu naprzód. Błędem jest sądzenie, że to ich zadaniem jest podtrzymywanie aktywności konia. Takie osoby podczas stępa na przemienne używają łydek, w kłusie anglezowanym każdorazowo siadając w siodło, stosują ucisk łydkami, natomiast podczas galopu łydką podkreślają każdy skok. Takie postępowanie jest błędem. Ruch naprzód i żywy chód koń powinien utrzymywać sam z siebie. Można zrobić prosty test, który pozwoli nam sprawdzić, czy aby nie za bardzo pomagamy koniowi w ruchu. aby utrzymać ruch zwierzęcia do przodu. Zrób postanowienie, że koń powinien sam utrzymywać ruch, i wyjaśnij mu to w następujący sposób: Poproś go o ruch naprzód stępem i przestań używać łydek. Jeżeli koń zwolni, popędź go naprzód w ten sam sposób, w jaki go ustawiłaś na pomoce (puknięcie palcata). Ponownie ustal tempo stępa i powtórz cały proces. Tak długo, jak Twój koń porusza się energicznym stępem, chwal go głosem, nie przerywając ruchu. Jeżeli zwolni, powtórz cały proces. Tak samo zrób w kłusie i galopie. Zarówno tobie, jak i jemu będzie lepiej, kiedy będziesz używał delikatnych sygnałów zamiast ściskania i pchania konia przy każdym kroku. Justyna Talaśka www.konie.wortale.net Poproś konia o energiczny stęp, po czym odstaw łydki od boków zwierzęcia i zauważ, ile czasu minie, zanim koń zacznie zwalniać, a następnie – jak dużo czasu minie, zanim się zatrzyma. Ten odcinek czasowy daje Ci pewne pojęcie, jak ciężko pracujesz, www.CzteryKopyta.pl Str. 47 A RA B S K I ŚW IAT A R A B S K I ŚW IAT W cieniu Eksterna zasłużeni synowie Monogramma urodzeni w Polsce Tekst: Rafał Czarnecki www.polskiearaby.com Jesienny Pokaz w Janowie Podlaskim zakończył polski sezon pokazowy. W tym roku na ringach obejrzeliśmy wiele pięknych koni. Większość z nich to potomkowie słynnych reproduktorów zarówno polskiej, jak i zagranicznej hodowli. W klasach najstarszych koni bezapelacyjny prym wiedzie potomstwo ogiera Monogramm, młodsze pokolenie reprezentuje głównie krew ogiera Gazal Al Shaqab, natomiast najmłodsze jest po kilku znanych ogierach, na czele z Eksternem, Psytadelem i Enzo. Użycie ogiera nazywanego „ojcem czempionów” zwiększa prawdopodo- Fot: www.bishoplane.com Monogramm Str. 48 bieństwo wyhodowania równie udanego potomstwa. Niestety, hodowla rządzi się własnymi prawami i często z połączenia czempion – czempion nie rodzi się równie wyjątkowe źrebię. Także po ogierach najdroższych (niekoniecznie najlepszych) rodzą się czasem zwierzęta daleko odbiegające od ideału. Często o popularności ogiera decyduje nie eksterier i jakość potomstwa, które dał do tej pory, a reklama i znakomita polityka marketingowa. Dlatego nieocenione jest przeczucie i dobre oko hodowcy, które pośród wielu ogierów potrafi dostrzec tego, który – choć nie dostał szansy na rozległą promocję – jest koniem niosącym wartościowe geny. Wydzierżawiony z USA od pana Bishopa kasztanowaty Monogramm, hodowli Patterson Arabians, wprowadził do Polski z powrotem krew wyhodowanego w Stadninie Koni Albigowa znakomitego ogiera Bask gn. 1956 (Witraż – Bałałajka/Amurach Sahib), który – po sprzedaży w 1963 roku do USA, gdzie zdobył m.in. tytuł Narodowego Czempiona w 1964 roku – zo- www.CzteryKopyta.pl stał okrzyknięty „objawieniem Ameryki”. Do dziś jest chyba najsławniejszym polskim koniem eksportowanym za „wielką wodę”. Monogramm – ogier bardzo urodziwy, z piękną głową i szyją, cudnymi ciemnymi oczami, niezłą kłodą, a nade wszystko z fantastycznym ruchem – dotarł do Polski w 1992 roku. Krył w Michałowie przez dwa sezony, po czym, już po jego powrocie do USA, w latach 1995-1997 ponownie użyto jego mrożonego nasienia. Urodziło się po nim 112 źrebiąt, z niewielką przewagą klaczek, głównie maści siwej i kasztanowatej, rzadziej gniadej. Znakomita większość jego dzieci odziedziczyła po nim finezyjny i pełen ekspresji ruch oraz wystawową prezencję. Już w pierwszym roczniku jego przychówku urodził się fenomenalny ogierek – multiczempion, siwy Ekstern. Ten najbardziej utytułowany syn Monogramma wygrał wszystkie pokazy, w których brał udział, zdobywając m.in. tytuły Czempiona Pucharu Narodów w Aachen, Europy i Świata. Wy- Fot. Erwin Escher Ekstern www.CzteryKopyta.pl walczył je, będąc w dzierżawie u Christine Jamar w Jadem Arabians (Belgia), gdzie stacjonował w latach 1999-2000. Utytułowany ogier po powrocie do kraju zaczął być używany na szeroką skalę nie tylko w państwowych stadninach, ale także w prywatnych. Nie ma co się dziwić, że hodowcy zwrócili uwagę właśnie na niego. Zachwycał arabskim typem, egzotyczną głową, wspaniałym ruchem, a co najważniejsze – był ogierem, który dopiero co zdobył najwyższe laury i był doskonale znany hodowcom (w tym potencjalnym kupcom jego potomstwa) na całym świecie. Przełożyło się to na mniejsze zainteresowanie pozostałymi synami Monogramma urodzonymi w Polsce, których użyto na niewielką skalę, w większości w sektorze prywatnym. Jak się okazuje po latach, niejednokrotnie decyzja o ich użyciu była słuszna, a potomstwo wartościowe i urodziwe. Może większość z nich nie do końca dostała swoją szansę, będąc w cieniu zjawiskowego Eksterna? Jednym z nich jest urodziwy, w dużych ramach, o wybitnie wydajnym i zamaszystym ruchu, ogier Ganges, który bardzo przypomina swego sławnego pradziadka Baska. Ten charyzmatyczny, ciemnogniady koń o bujnej grzywie ma wielbicieli na całym świecie. Jest ucieleśnieniem prawdziwego polskiego kuhailana łączącego urodę z dzielnością. Jego atletyczna Str. 49 A RA B S K I ŚW IAT A RA B S K I ŚW IAT Fot: Stuart Vesty Ganges budowa, którą bez wątpienia odziedziczył po matce oaksistce (Garonna/ Fanatyk), pozwoliła mu osiągnąć wysoki współczynnik powodzenia równy 3,0. Będąc w trzyletniej dzierżawie w USA (w latach 2002-2004), zdobył nie tylko tytuł wiceczempiona tego kraju, ale także Top Ten Country English Pleasure w Scottsdale, potwierdzając tym samym, że jest koniem zarówno pięknym, jak i doskonale sprawdzającym się pod siodłem. Widać to było także na II Jesiennym Pokazie w Janowie Podlaskim w 2002 roku, gdzie startował w 3 klasach, z czego dwie wygrał w pięknym stylu, a w kolejnej zdobył drugą lokatę. Choć w porównaniu z Eksternem dał dotychczas w Polsce niewiele potomstwa, to bez wątpienia jest to stawka bardzo wysokiej klasy. Świadczą o tym rekordy cenowe na aukcjach w poprzednich latach, począwszy od sensacyjnej sprzedaży (jako Lot 0) Wieży Wiatrów za 220 tys. dolarów, poprzez Str. 50 Zulejkę, Złotą Wieżę, aż do sprzedanej w tym roku karej Wróżki. Wielu miłośników tego fenomenalnego ogiera ubolewało nad ograniczonym wykorzystaniem go w polskiej hodowli, spowodowanym najprawdopodobniej tym, że w rodzimej stadninie większość najlepszych potencjalnych partnerek była z nim bezpośrednio spokrewniona poprzez jego ojca Monogramma. Słuszną więc ideą było przekazanie go w 2006 roku na sezon stanówkowy do janowskiej stadniny. Miłośnicy ogiera z wielką nadzieją spoglądali w przyszłość, oczekując jego pierwszego przychówku urodzonego w nadbużańskiej stadninie. Nie dziwi więc fakt, że większość gości przybyłych na XII Walny Zjazd PZHKA z wielką niecierpliwością czekała na prezentację źrebiąt z rocznika 2008, która odbyła się drugiego dnia zjazdu, 30 marca. Wszyscy byli pozytywnie zaskoczeni jakością zaprezentowanego potomstwa Gangesa. Dość ciekawą koncepcją hodowlaną było pokrycie nim córek utytułowanego ogiera Gazal Al Shaqab: gniadej Belgicy, pięknej córki Pipi – Pomeranii oraz Ekumeny. Szczególną uwagę gości przykuła prześliczna córka Alhambry (po Ecaho) – gniada, o króciutkiej główce, idealnej linii górnej i dobrym ruchu, czym przypomina matkę – oraz Pętli (po Visbaden). Jak się okazało, na wyźrebienie czekało jeszcze kilka klaczy, a wśród nich www.CzteryKopyta.pl pustynnie sucha, o horyzontalnej linii górnej Eutona (po Etogram) oraz charyzmatyczna Eula (po Arbil). Pierwsza z nich, Eutona, była wręcz wymarzoną partnerką dla Gangesa – urodziwa reprezentantka umownego typu kuhailan dawała nadzieję na uzyskanie szlachetnego potomstwa. Klacz, należąca moim zdaniem do ścisłej czołówki najcenniejszych janowskich matek, emanuje pięknem i nie sposób przejść obok niej obojętnie. O takim koniu marzy każdy hodowca, bo wprawdzie zdarzają się konie piękne, ale rzadko przekazują swoje piękno potomstwu. Ona zaś udowodniła, że jest niezastąpiona w hodowli, dając w swojej krótkiej dotychczasowej karierze dwa ogiery czołowe: siwego Euryklesa i gniadego Eola. Dlatego z dużą niecierpliwością czekano na kolejnego źrebaka od niej, tym razem po ogierze Ganges. Eutona znów nie zawiodła hodowców, rodząc 22 kwietnia „czarną perłę”. Kara klaczka o wdzięcznym imieniu Eutyna, o krótkiej, szczupaczej głowie, długiej, łabędziej szyi i harmonijnej budowie, łączy w sobie najlepsze cechy obojga rodziców. Zapewne nieraz przyjdzie nam podziwiać tę klaczkę na ringach pokazowych. jego potomstwo wyróżnia się predyspozycjami wyścigowymi oraz wszechstronną użytkowością wierzchową. Np. Derby w 2005 r. wygrał og. Don Carlos (od Decyzja/Pamir), a klacz Wandea (od Wilnianka/Tallin) z powodzeniem startowała w klasach ujeżdżeniowych na tegorocznym III Jesiennym Pokazie w Janowie Podlaskim oraz zwyciężyła w klasie skoków przez przeszkody. Podczas prezentacji w ramach XII Walnego Zjazdu PZHKA obejrzeliśmy m.in. ogierka od Sarmacji (po Gil), który nie tylko cechował się urodą, ale przede wszystkim zwrócił na siebie uwagę nietuzinkową odmianą na chrapie, przypominająca kształtem jedynkę. Czyżby ogierek od urodzenia dawał do zrozumienia, że będzie pierwszy przekraczał celownik na wyścigach? Kto wie, może rośnie nam kolejny derbista po Gangesie? Oprócz Sarmacji potomstwo po Gangesie urodziły klacze wywodzące się z dobrze biegających linii, jak Botura Fot: Stuart Vesty Wróżka Na uwagę zasługuje również fakt pokrycia Gangesem kilku klaczy z tzw. programu wyścigowego. On sam bardzo dobrze spisywał się na torach, a i www.CzteryKopyta.pl Str. 51 A RA B S K I ŚW IAT A RA B S K I ŚW IAT (po Samsheik), Salsa (po Wojsław) – oaksistka, córka Sarmacji, Sabina (po Pamir) – również wywodząca się z sublinii Sasanki, oraz Windobona (po Furiat), z sublinii Winety. Ta ostatnia urodziła po Gangesie skarogniadego ogierka Winaro, umiarkowanie (w 6,25%) zinbredowanego na ogiera Monogramm. Elbaraday Tekst: Rafał Czarnecki www.polskiearaby.com Araby www.fausthorse.pl Kantar parciany z serii Happy-Go-Lucky w serduszka+uwiąz w identyczny wzór. Rozmiar: shetland Str. 52 pod siodłem w Janowie Zdjęcia: Marta Wołosz www.polskiearaby.com W sobotni poranek, 15 listopada, na terenie Stadniny Koni Janów Podlaski rozpoczęły się jednodniowe zmagania zawodników i wierzchowców w klasach dla koni czystej krwi arabskiej. Konkurencje ujeżdżenia L3, Classic Pleasure oraz Native Costume odbywały się przy okazji regionalnych halowych zawodów w skokach przez przeszkody. Pierwszą klasą dla koni czystej krwi było ujeżdżenie L3. Obserwując przejazdy, można było zauważyć pozytywną różnicę w pozio- www.CzteryKopyta.pl mie wyszkolenia zawodników i koni w porównaniu do poprzedniej imprezy, w której startujące pary brały udział. W tym konkursie miejsce pierwsze z wynikiem 66,667% zajęła para Patrycja Mroczkowska i Metropolis NA (Consensus – NDL Martinique), która wierzchowców w stylu klasycznym podczas wspólnego przejazdu na arenie. Tu, pomimo wietrznej i zimnej pogody, która nieco dekoncentrowała konie, również można było zauważyć poprawę w przejazdach w stosunku do konkursów podczas Janowa Jesiennego. Przede wszystkim Metropolis NA zawodnicy nie popełniali tylu błędów. Rozważniej wykorzystywali powierzchnię areny i uważniej wykonywali manewry (co również jest ważne przy ocenie wrażenia ogólnego w tej konkurencji), a przejazdy były dużo płynniejsze i spokojniejsze. Na miejscu pierwszym, podobnie jak w konkursie ujeżdżenia, zatriumwykonała spokojny i przyjemny dla fowała para Patrycja Mroczkowska i oka przejazd. Miejsce drugie z wyni- Metropolis NA (Consensus – NDL kiem 66,250% zajął Piber (Pamir – Martinique). Ich przejazd był najswoPilina) pod Jagodą Florczak. Na trze- bodniejszy, tempo równe, a przejścia cim miejscu uplasowała się para Kata- pomiędzy chodami najpłynniejsze. rzyna Stawiska i Pedagog (Pilot – Pętla), osiągając Salar i Alwaro wynik 65,000%. Wszystkie trzy zawodniczki reprezentowały barwy SK Janów Podlaski. Bezpośrednio po konkursie ujeżdżenia rozegrano klasę Arabian Classic Pleasure, w której zawodnicy mieli za zadanie zaprezentować umiejętności i ułożenie www.CzteryKopyta.pl Str. 53 A RA B S K I ŚW IAT A RA B S K I ŚW IAT racji tradycyjnych arabskich strojów barwniejsza, a a ze względu na sposób prezentowania wierzchowców w galopie i galopie dodanym – także bardziej dynamiczna. Konie powinny chara kte ry zo wać się ładną i wyniosłą akcją nóg i zaangażowanym zadem. Wśród startujących wyróżniały się Elbaraday (Etogram – Esme- Grom Metropolis jest koniem już doświadczonym i utytułowanym w klasach Pleasure, co widać w porównaniu z pozostałymi wierzchowcami biorącymi udział w tej klasie. Miejsce drugie przypadło parze Jagoda Florczak i Piber (Pamir – Pilina), natomiast trzecią pozycję wywalczyła para Łukasz Zagor i Salero (Metropolis NA – Salina). Koń ten w kwietniu tego roku, podczas Western & Arabian Show 2008, debiutował pod amazonką Danutą Konończuk, gdzie wywalczył pierwsze miejsca w Arabian Classic Pleasure i klasie Pleasure w strojach historycznych polskich. Podobnie jak ojciec (Metropolis NA) posiada on predyspozycje do tych konkurencji. Miejsce pierwsze: Elbaraday (Etogram – Esmena) pod Kamilą Stwoll, miejsce drugie: Metropolis NA (Consensus – NDL Martinique) pod Patrycją Mroczkowską, miejsce trzecie: Salar (Ecaho – Saba) pod Aleksandrą Owerko. Klasę Native Costume rozegrano dopiero pod koniec dnia, już po zakończeniu konkursów skoków. Klasa ta, w odróżnieniu od poprzedniej, jest z Str. 54 na) i Metropolis NA (Consensus – NDL Martinique), które posiadały najlepsze predyspozycje ruchowe do tej klasy. Przypomnijmy, iż te same konie pod innymi jeźdźcami, podczas Mistrzostw Europy koni arabskich w Stadl Paura, zdobyły złoty i srebrny medal w tej klasie dla Polski. W tej konkurencji wyniki w Janowie przedstawiały się następująco: Salar www.CzteryKopyta.pl Tym barwnym i miłym dla oka akcentem zakończono zawody. Podsumowując, należy wspomnieć o bardzo dobrej atmosferze zawodów, wyższym poziomie zawodników, niskich opłatach organizacyjnych i za boksy. Mankamentem było zbyt małe rozpropagowanie zawodów, co skutkowało znikomą ilością publiczności. www.CzteryKopyta.pl Salar Niestety, bez widzów trudniej zdobyć sponsorów zainteresowanych wspieraniem tych klas. Trudniej także promować rasę czystej krwi arabskiej jako w pełni wartościową użytkowo pod siodłem. Kolejnym słabym punktem była minimalna liczba koni prywatnych zgłoszonych do zawodów. Na jedenaście – tylko trzy. Miejmy jednak nadzieję, iż następnym razem spotkamy się w większym gronie, a liczniejsza publiczność nagrodzi brawami uczestników. Tekst i Zdjęcia: Marta Wołosz www.polskiearaby.com Str. 55 PO LS KA KAWA L E R IA PO LS KA KAWA L E R IA Wieniawa cz. 2 Przyzwyczajonemu, jak wydawać mogłoby się, do luksusowego życia w otoczeniu artystycznego establishmentu paryskich salonów, spartańskie życie garnizonowe przypadło wielce do gustu. Nie przeszkadzały mu wczesne pobudki, wszechobecne krzyki, wojskowy dryl i skromne, wojskowe menu, składające się z razowego chleba, białego sera, kaszy, czarnej kawy i tym podobnych specjałów. Całym sercem oddany sprawie, znosił dzielnie trudy służby, pełen nadziei na odzyskanie wymarzonej niepodległości. Ta zaś wydawała się być blisko, jak nigdy dotąd… W nocy z pierwszego na drugi sierpnia 1914 roku Piłsudski rozpoczął urzędowanie w Sztabie Armii Polskiej. Powagę instytucji mącić mógł jedynie fakt, iż mieściła się w popularnej kawiarni Esplanada, w której to jednym pomieszczeniu przyszły Marszałek pracował wraz z szefem sztabu Kazimierzem Sosnkowskim, zza ściany zaś dobiegały radosne wrzaski strzelców, świętujących rychły wymarsz na front, przeciw Moskalowi. Nie zabrakło i pośród nich Wieniawy, który nie tylko pił równo że wszystkimi, ale i jeszcze sowicie stawiał kolejki niektórym kolegom, realizując niezwykle dla siebie ważny plan. Pamiętać należy bowiem, iż póki co był piechocińcem, Str. 56 do uszu jego doszła jednakże wiadomość, iż ma zostać sformowany 1 Pułk Ułanów Kawalerii Legionowej, w którym to, jak mniemał, powinien i on się znaleźć. Artystyczna poetyckomalarska dusza widziała się bowiem raczej w siodle, jako ułana szarżującego na wroga, niźli szarego strzelca, udeptującego cierpliwie ziemię w okopach. Barwny kawaleryjski mundur, z wyłogami i lampasami, ciekaw- Z Komendantem www.CzteryKopyta.pl szy był dla Wieniawy niźli szary strzelca strój. Sprawę postanowił zatem załatwić u samego źródła, którym był założyciel i dowódca Pierwszego Pułku Ułanów – Władysław Belina-Prażmowski, który po kilku wspólnie wychylonych kieliszkach zgodził się przyjąć Wieniawę do oddziału, pod takim jednak warunkiem, że stawi się w nim z własnym koniem i rozkazem przeniesienia do kawalerii. Wiedzieć bowiem należy, iż formująca się odrodzona jazda polska cierpiała na ustawiczny brak koni i sprzętu. Początkowo więcej w pułku było siodeł niż koni, na które można by je nałożyć. Sprawa przyjęcia do wymarzonych ułanów wydawała się być niemalże załatwiona… Z jednym „ale”… O świcie 2 sierpnia 1914 roku do Królestwa wyruszył patrol, który przejdzie do historii jako „siódemka Beliny”. Wyszło ich siedmiu: Janusz Głuchowski, Zygmunt Bończa-Karwacki, Stefan Hanka-Kulasza, Stanisław GrzmotSkotnicki (ten sam, który pojął za żonę Stefanię Calvas, pierwszą małżonkę Wieniawy), Antoni Jabłoński, Ludwik Kmicic-Skrzyński i sam Belina na czele. Wyszli pieszo na rozpoznanie, wrócili konno, stanowiąc zalążek odradzającej się kawalerii polskiej. Skąd wzięli konie? Pisałem już kiedyś, jak legioniści organizowali konie, Beliniacy załatwili to pewnie w taki sam sposób… Jak nietrudno zauważyć, w www.CzteryKopyta.pl składzie pierwszego patrolu Beliny nie znalazł się Wieniawa. Na wymarzone lampasy przyjdzie mu jeszcze poczekać. Tymczasem Piłsudski formuje kompanię w sile 144 ludzi, która jako Pierwsza Kadrowa przekroczy później granicę z Królestwem. Do zaszczytnego grona żołnierzy losowano. Wieniawa drżał tedy z obaw, czy aby nie zostanie pominięty. Gdy zawołano jednakże „numer 45”, pełen radości dołączył do szeregu wybrańców. Wyruszyli o świcie 6 sierpnia 1914 r. szosą w kierunku Kielc. O godzinie 9:45 dotarli do granicy Galicji z Królestwem, gdzie w historycznym akcie zwalili słupy graniczne i pomaszerowali dalej, ku upragnionej niepodległości, ku Polsce. Wieniawa nie omieszkał wykorzystać granicznego incydentu dla swoich potrzeb i zdzieliwszy rosyjskiego strażnika w łeb, zdobył szablę, tym cenniejszą, że kawaleryjską. Pomaszerował tedy wraz z nową zdobyczą dalej, snując marzenia o rozwianych końskich grzywach i wojence oglądanej z wysokości siodła. 10 sierpnia Pierwsza Kadrowa zatrzymała się pod Wodzisławiem, a Wieniawa zniknął bez śladu. Zarekwirował czym prędzej kasztana, dopłacając przy tym za siodło, i ruszył z kopyta w stronę Kielc, by jak najszybciej zameldować się u Beliny. Z garścią nabojów, carskim pałaszem i potwornie obitymi od karabinu plecami – po trzech dniach pościgu stanął w gronie kolegów, z którymi dopiero co przed Str. 57 PO LS KA KAWA L E R IA tygodniem świętował w Esplanadzie. W tymże towarzystwie ruszył dalej w drogę do Kielc, gdzie przyjdzie mu stoczyć pierwsze potyczki z wrogiem. Już na miejscu zmuszony jest pozostawić swojego pierwszego czworonożnego towarzysza, który został ranny w boju. Nowo zaś poznany niejaki pan Ziębiński zaprasza go do swego domu, w którym poczęstowany kielichem dobrego wina, dzielny wojak może się wreszcie porządnie umyć. Nie dzięki winu czy miednicy z wodą wizyta ta będzie ważna. Przy pożegnaniu bowiem Ziębiński zdjął ze ściany ułańską szablę i wręczył ją Wieniawie, dodając, że „wstyd to, by w mundurze podporucznika 1 Pułku Ułanów Str. 58 PO LS KA KAWA L E R IA polski kawalerzysta z kozacką szaszką przy boku chodził”. Do Kielc dotarła tymczasem „osierocona” przez Wieniawę Pierwsza Kadrowa. Dochodzi do kolejnych potyczek z Moskalami, jak ta, kiedy to Beliniacy, objadając się w Bristolu befsztykami, zauważyli, jak na rynku pojawił się samochód z karabinem maszynowym. Niewiele myśląc, pozwolili obiadowi wystygnąć, sami zaś wybiegli z lokalu i wygarnęli do Moskali tak, że przy życiu pozostał tylko szofer. Niedługo jednakże w stronę Kielc zaczęły ściągać mocniejsze siły wroga, polskie wojsko na rozkaz szefa sztabu, majora Sosnkowskiego, opuściło miasto. Wieniawa, pozostając bez konia, musiał jednakże poczekać, aż ten wydobrzeje, czekała go więc kolejna pogoń za swoim oddziałem, który urósł w siłę i stał się Pierwszem Szwadronem Pierwszego Pułku Ułanów Legionowych. Zadanie było o tyle utrudnione, iż nowe, twarde siodło dawało się mocno jego siedzeniu we znaki. Kiedy zatem dogonił maszerujących w ślad za ułanami strzelców, oczom „zdradzonego” Czwartego Plutonu Pierwszej Kadrowej ukazał się taki oto obrazek: kapral Długoszowski na czworakach w rowie, z opuszczonymi spodniami, syczy z bólu, podczas gdy wojskowy lekarz smaruje mu odparzone pośladki jodyną. Kompania przywitała niedawnego towarzysza broni śmiechem, a ktoś krzyknął: „Trzymaj się, Bolek! Cierp ciało, kiedyś chciało!”. www.CzteryKopyta.pl Krakowiak szwoleżerski Zakochali się w dziewczynie Jednakowo szczerze: Jeden cywil, jeden piechur I jeden szwoleżer. Panna, jak to zwykle panna, Spośród nich wybiera Raz cywila, raz piechura, A raz szwoleżera Cywil, chociaż był bogaty, Ale był tak głupi, Myślał, że se serce panny Za dolary kupi. Piechur się zalecał do niej Niezwykle misternie: Dużo gada, opowiada I wciąż wzdycha wiernie. A szwoleżer nic nie mówi, Tylko w pół ją chwyta, Nic nie zważa, pieści czule Całuje i kwita. Odtąd panna się nie waha I już nie przebiera: Rano, we dnie, wieczór, w nocy Chce mieć szwoleżera. Odparzenia szybko się goją, a Wieniawa z zapałem walczy z Moskalami. 15 sierpnia 1914 r. w czwórkę wraz z kolegami Beliniakami przepędza szwadron carskich dragonów, za co awansuje do stopnia wachmistrza. Dwa dni później otrzymują rozkaz wykonania podjazdu okrążającego Kielce od za- www.CzteryKopyta.pl chodu i północy. Zadanie niełatwe, trzeba przemykać pośród rosyjskich patroli. Kiedy dojeżdżają do Oblęgorka, Wieniawa poczyna przekonywać Belinę, że nie powinni zmarnować szansy, by złożyć wizytę Henrykowi Sienkiewiczowi, który pisząc Trylogię, wychował całe pokolenie Polaków, a serca i umysły niektórych rozpalił tak, że wstąpili do Legionów. Na barwny i długi wywód Belina odpowiedział krótko: „Byczo! Nie strzęp darmo języka, kiedy masz słuszność”. Zajechali tedy ułani przed ganek i ledwie stanęli w szyku, kiedy w drzwiach ukazała się postać sędziwego pisarza wraz z córką i synami. Spotkanie było krótkie, aczkolwiek wzruszające. Belina drżącym głosem wyjaśnił, iż będąc w okolicy, walcząc o wolną Polskę, uważali za swój obowiązek złożenie hołdu wielkiemu pisarzowi. Po wizycie w Oblęgorku Beliniacy wracają na szlak bojowy, na którym potyczka sypie się za potyczką. Nie stroni od nich Wieniawa, wyróżniając się odwagą czy wręcz brawurą. Wszystko to w fatalnych warunkach, na starych, rozlatujących się siodłach bądź bez nich, z obijającymi plecy, długimi karabinami, nieprzystosowanymi do służby w kawalerii, a jeźdźcy poodparzani, jednakże w doskonałych humorach i nastrojach. Wszak odnoszą zwycięstwo za zwycięstwem. Choć mniej liczebni niż carska konnica, przez tydzień zaledwie pięcioma plutonami terroryzują całą dywizję. I tak w połowie paź- Str. 59 PO LS KA KAWA L E R IA dziernika Legiony podchodzą pod Warszawę. Ofensywa na stolicę załamuje się jednakże, Piłsudski dostaje z kwatery głównej wojsk austriackich rozkaz do odwrotu. Nastroje zdecydowanie pogarszają się, wódz nie zamierza jednakże kapitulować, zamierza wracać do Krakowa i walczyć dalej. Jest to dla Wieniawy znamienny czas, jako że po raz pierwszy zostaje na krótko oddelegowany do pełnienia funkcji adiutanta Piłsudskiego. Wraca do oddziału i wraz z nim wkracza do Krakowa, gdzie zostaje rozlokowany. Podwawelski gród przynosi legionistom zasłużony odpoczynek, a Wieniawie awans na podporucznika. Paraduje tedy w nowiutkim mundurze, znów sieje spustoszenie w sercach młodych panienek i mężatek. Upamiętnia te radosne chwile, pisząc „Krakowiaka szwoleżerskiego”. Nie jest mu dane jednakże długo w Krakowie zabawić, jako że Piłsudski wysyła Beliniaków na Podhale. Wieniawa toczy zatem potyczki z Moskalami niemalże w swoich rodzinnych stronach. Tam też odznacza się wyjątkową odwagą, kiedy to kierując odbywającą się pod ostrzałem przeprawą przez Dunajec, skupia na sobie ogień nieprzyjaciela, by jego podkomendni mogli sprawnie i bezpiecznie ujść na drugi brzeg. Sylwestra roku 1914 spędzają ułani we wsi Rajbrot. Nim zaczęło się hucznie zaplanowane powitanie nowego roku, w kwaterze pojawiła się młoda kobieta, żądając pil- Str. 60 PO LS KA KAWA L E R IA nie rozmo- Haniś, moja Haniś, wy z rotmi- Cóżeś za Hanusia, strzem Beli- Jak wsiadłaś na konia, ną. Gdy tylTo aż konik przysiadł. ko się pojaHaniś, moja Haniś, wił, oświadczyła Cóżeś za kochanka, stanowczo, Kiej ci z gęby jedzie że zamierza Rum i przepalanka. przyłączyć się do jego oddziału – i na nic zdały się tłumaczenia, że w kawalerii kobiety nie służą. Oburzona zawołała: „Jak to nie?! A Hanka?!”. Po tymże argumencie Belina ustąpił, zastrzegając, że przyjmie panienkę do oddziału, jeśli zgodzi się zawsze kwaterować z Hanką, po czym poprosił najbliżej stojącego Wieniawę, by pilnie sprowadził Hankę. Po chwili ten stawił się wraz z rosłym chłopiskiem, o twarzy zbója, z czarnymi bokobrodami. Był to Stefan Hanka-Kulesza, jeden z pierwszej siódemki Beliniaków. Na ten widok dziewczę odstąpiło od swoich zamiarów, a Wieniawa uwiecznił cały incydent w piosence, której jedynie dwie zwrotki się zachowały. Pozostałe, jak sam mawiał, były na tyle nieprzyzwoite, że nie nadawały się do druku. Po hucznej zabawie sylwestrowej w towarzystwie samego Komendanta Beliniacy wracają na front. W marcu 1915 r. Wieniawa w uznaniu zasług na polu walki otrzymuje drugą gwiazdkę i awans na porucznika. Tuż www.CzteryKopyta.pl po nim, wraz z kawaleryjskim towa- Miał jechać do stacjonujących nierzystwem, na rozkaz Beliny zsiada z opodal Austriaków i pilnować ich, by konia i rozpoczyna nudną służbę w w razie bitwy nie opuścili cichaczem okopach nad Nidą, której jedyne pola walki, pozostawiając legionistów „atrakcje” to zimno, głód i wszy. swojemu losowi, jak to zdarzało im Szczęśliwie okopowa mordęga nie się wcześniej. Przed wyjazdem Wietrwa długo i po dwóch tygodniach niawa zaproszony przez Piłsudskiego ułani siadają ponownie na koń. Za- bierze udział w naradzie, na której, w meldowawszy się u Piłsudskiego, bio- zasadzie niepytany o zdanie, zabiera rą udział w karczemnej awanturze, głos i wygłasza pogląd zgoła odmienktóra po chwili okazać się ma niepo- ny od zdania zgromadzonych wyżrozumieniem. W czasie gdy Wieniawa szych oficerów. Ku zdziwieniu wszystwraz z towarzyszami przesiadywał w kich, a najbardziej przerażonego właokopach, ułani drugiego szwadronu sną śmiałością Wieniawy, Komendant wybrali się do Jędrzejowa, gdzie przyznaje mu rację. Z kolejną misją ostentacyjnie zademonstrowali swój jedzie Wieniawa do Sztabu Generalstosunek do Austriaków, szarżując na nego AOK (Armee Ober Komando). wojskową orkiestrę. Wyszła z tego Piłsudski został bowiem odznaczony niezła awantura, Piłsudski zaś przeko- austriackim odznaczeniem – Orderem nany był, że tego typu „fantazja” po- Żelaznej Korony, którego bynajmniej nieść mogła jedynie Wieniawę i jego nie zamierzał przyjąć. Trzeba było najbliższe towarzystwo, nie pytał te- jednakże jakoś wyjść z sytuacji, z dy, gdzie byli, a zrugał ich, na czym czym Wieniawa doskonale sobie poświat stoi, na dzień dobry. Pomimo tak wyrobionej, trzeba przyznać, swoistej opinii u Komendanta, nie przyszło długo Wieniawie czekać na kolejne spotkanie ze swoim Wodzem. Jechał na nie z obawą w sercu, myśląc, za co to tym razem mu się oberwie. Tymczawizyta J. Piłsudskiego sem Piłsudski powiew Bobowej rzył mu ważną misję. www.CzteryKopyta.pl Str. 61 PO LS KA KAWA L E R IA S PO RT dawnego zaborcy. Wzięli Lubelszczyzna lato 1915 się tedy na sposób, postanawiając uniknąć przyjęcia rozkazu. Gnali do przodu, ile sił starczyło, lejąc i rąbiąc znienawidzonych Moskali, nocując po lasach i wsiach. Trud ich okazał się jednakże nadaremny, jako że na którymś postoju dopadł ich austriacki kandydat na dowódcę. Pierwszym napotkanym przez niego Polakiem był pechowo Wieniawa, który płynną niemczyzną oświadczył, iż to, co widzi, to jedynie szwadron legionowej karadził. Oświadczył, iż Komendant czu- walerii, dowództwo natomiast znajduje się zaszczycony przyznaniem mu je się gdzie indziej, po czym wskazał tak wysokiego odznaczenia przez Je- fałszywy kierunek. Austriacy pomknęgo Cesarską Mość Franciszka Józefa, li do, jak mniemali, stacjonującego jednakże nie może go przyjąć, jako tam Beliny, sami zaś Beliniacy, skoże nie dysponuje w chwili obecnej czywszy na koń, pomknęli dalej. Po polskim odznaczeniem wojennym tej kilku dniach Belina wezwał do siebie samej rangi. Pierwsza misja dyploma- Wieniawę i oświadczył, iż Komendant tyczna Wieniawy zakończyła się suk- udaje się do opuszczonej przez Rocesem. sjan Warszawy i zabiera go ze sobą jako adiutanta. Nie tak dawno przeLatem 1915 r. Beliniacy zawzięcie ści- cie, bo trzy lata wcześniej, beztrosko gają uciekających Moskali. Ich celem bawiąc się w Paryżu, obiecał Zuzi Pajest nie tylko pomszczenie poległych niąteczku, że do Warszawy nigdy z towarzyszy i niszczenie wroga, ale i paszportem nie wjedzie, co najwyżej oderwanie się od przymusowego so- jako żołnierz, na koniu, z szablą przy jusznika – armii austriackiej. Tym boku. W niedzielny wieczór 15 sierpbardziej oburza ich wiadomość, iż ka- nia 1915 r. obietnicę swą spełnił… waleria Pierwszej Brygady została podporządkowana dowództwu nieTekst: Piotr Dobrowolski Str. 62 www.CzteryKopyta.pl Mistrzostwa Świata 2008 w Terengganu (Malezja) wygrała hiszpańska zawodniczka Maria Alvarez Ponton na francuskim arabie, wałachu Nobby 1995 (Prophecy EF – Nocturne/ Nabucco). Dystans wynosił 160 km, a zwycięska para prowadziła od pierwszej bramki do mety – podał serwis endurance.pl. Na starcie, o 17.30 czasu lokalnego, stawiło się 127 koni. Zawody odbywały się przy upalnej pogodzie (34°C) i bardzo wysokiej wilgotności. Po kilku godzinach, nocą, spadł ulewny deszcz – prawdziwa tropikalna burza, która trasę zmieniła w jezioro, a widoczność zredukowała do zera, jako że wysiadło oświetlenie. Trasa pierwszej pętli (28,8 km) – w sumie było ich siedem – wiodła wiejskimi, płaskimi drogami. Już godzinę po starcie na prowadzenie wyszła późniejsza zwyciężczyni Maria Alvarez Ponton. Pierwszą pętlę przejechała z prędkością 20,45 km/h. Na metę wpadła galopem, z dużą przewagą nad rywalami. zentant Zjednocznych Emiratów Arabskich Sultan Ahmad Bin Sulayem na koniu Tazoul el Parry po Dunixi. Drużynowo zwyciężyła ekipa Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Przypomnijmy, że Maria Alvarez Ponton to gwiazda sezonu rajdowego 2007 (wygrała m.in. Mistrzostwa Świata Młodych Koni w Compiegne, Maria Alvarez Ponton i koń Julius De La Drom, Rajdowe MŚMK w Compiegne 2007, fot. M. Kacprzyk 140 km). Jej mąż, Hiszpan Jaume „Juma” Punti Dachs (Wicemistrz Europy 2007), jest trenerem koni należących do szejka Mohammada Bin Rashid Al Maktouma i prowadzi stajnię treningową w Dubaju. W zawodach nie startowali polscy zawodnicy ani polskie konie. Drugie miejsce zajął Agustin Vita z Argentyny na arabskim koniu Baraka Ibn Al-Tamah 1998 (ZT Shahkar Al Tamah/Tasrudi). Brąz zdobył repre- www.CzteryKopyta.pl Str. 63 R A SY K O N I R A SY K O N I NAZWA: Koń Brabancki ŚREDNI WZROST: 170 cm RODZAJE MAŚCI: Dereszowata lub kasztanowata MIEJSCE POCHODZENIA: Belgia TYP: Zimnokrwisty UŻYTKOWANIE: Pociągowy CHARAKTER: przyjazny dla ludzi i innych koni Jest to niezwykle stara rasa, zapewne spokrewniona z ardenami, pochodząca od prehistorycznych koni z okresu aluwialnego. Brabant, nazywany również koniem belgijskim, wywarł wpływ na wiele innych ras pociągowych. W okresie średniowiecza był znany jako koń flandryjski i odgrywał decydująca rolę w tworzeniu ciężkich ras angielskich, takich jak shire, clydesdale i suffolk punch, prawdopodobnie miał też wpływ na wczesne irlandzkie konie pociągowe. Udoskonalenie rasy nastąpiło w XIX wieku, kiedy to wyodrębniono trzy różne typy związane z liniami genetycznymi. Pierwszym był colossal horse of Mehaigne (olbrzymi koń z Mehaigne) – za jego założyciela uważa się tu ogiera Jeana I; drugi to big horse of the Dendre (duży koń znad Dendre) założony przez ogiera Orange’a I; trzeci to grey horse of Nivelles (siwy koń z Nivelles), który bazował na stadzie wytworzonym przez ogiera Bayard. Potomstwo wielkiego Str. 64 ogiera Orange’a I odnosiło znaczne sukcesy podczas pokazów w XIX wieku, ale już na początku XX wieku owe trzy typy przestały być rozróżniane. Księga stadna rasy została założona w Belgii w 1855 r. przez Societe Royale Le Cheval de Trait Belge. Od tego momentu liczba tych koni na terenie Anglii znacząco spadła. Brabanty natomiast pozostały popularne na terenie Ameryki, gdzie również założono ich księgę stadną w 1887 r. Odmiana amerykańska konia brabanckiego podlegała zmianom i różni się od oryginału, jest bowiem bardziej elegancka. Są to jedne z najpotężniejszych www.CzteryKopyta.pl koni pociągowych, które łączą niezwykłą siłę z chętnym do współpracy charakterem. Są niezwykle mądre i mają łagodne usposobienie. Są niesamowicie wytrwałe, wprost idealne do wykonywania ciężkiej pracy czy pokonywania wielu kilometrów. Brabanty posiadają małą, relatywnie krótką głowę na grubej, wygiętej w łuk i muskularnej szyi, wielkie, potężne łopatki i masywny, wysoki zad oraz krótkie nogi ze szczotkami wokół stawów pęcinowych. Kopyta są kształtne, średniej wielkości, a ogon jest nisko osadzony. Wykrok mają dość krótki, typowy dla akcji koni po- www.CzteryKopyta.pl ciągowych, ale ruch w stępie dobry. Przed erą mechanizacji konie tej rasy były eksportowane do Ameryki i wielu krajów Europy z powodu nadzwyczajnej wydajności w pracy pociągowej, ale od zakończenia II wojny światowej ich liczba znacznie spadła. Obecnie nadal są hodowane, jednak niestety przeważnie na potrzeby przemysłu mięsnego. Na ogół mają umaszczenie kasztanowate lub gniado-dereszowate, a ich wzrost dochodzi do 170 cm, czasem nawet więcej. Tekst: Ashley i Kaja Walkowskie Zdjęcia: www.dkimages.com, www.farm3.static.flickr.com Str. 65 HOR S E ENGLISH RECENZJE Tytuł: „Honor kawalerzysty” / In Pursuit of Honor (1995) Produkcja: USA Gatunek: Dramat, Western Reżyseria: Ken Olin Scenariusz: Dennis Lynton Clark Zdjęcia: Stephen F. Windon Nuzyka: John Debney Czas trwania: 111 Opracowała: Anna Kuzio Breeds and types (part I)/ Rasy i typy (cz.I) rasy czyste pure breeds czysta krew arabska pure-bred Arab pełna krew angielska anglo-arab English thoroughbred/ thoroughbred Anglo-Arab półkrew part-bred, half-bred półkrew arabska part-bred Arabian półkrew angielska English part-bred półkrew anglo-arabska part-bred Anglo-Arabian koń rodzimy native horse koń lekki, ciepłokrwisty light horse, warm-blooded horse koń ciężki, zimnokrwisty heavy horse, cold-blooded horse kuc, pony, konik pony koń dobrze galopujący gallop-horse stępak cart-horse kłusak trotter inochodziec pacer. ambler Str. 66 www.CzteryKopyta.pl Jest rok 1935 – generał MacArthur wydał rozkaz przezbrojenia armii amerykańskiej i wyposażenia jej w wozy pancerne i czołgi. Dla zasłużonych jednostek żołnierzy i koni kawalerii US Army oznacza to koniec istnienia.. Osnuty ponoć na faktach film Kena Olina opowiada o nieuchronnych, choć nietrudnych do przewidzenia konsekwencjach rozkazu MacArthura. Rozwiązanie jednostek kawalerii oznaczało m.in. zagładę około pięciuset koni, będących na wyposażeniu armii. Zadanie przetransportowania koni do rzeźni w Meksyku powierzono kilku żołnierzom pod dowództwem weterana, sierżanta Johna Libbeya. Był on znany ze swej niesubordynacji i robienia wszystkiego po swojemu. Przyjęta misja oznacza dla niego szansę poprawy, możliwość pozostania w wojsku i kontynuowania zawodowej kariery. Jednak widok zwierząt, które ma oddać na rzeź, budzi w sierżancie sprzeczne uczucia… Stając wobec wyboru między poczuciem obowiązku a osobistym honorem, jakim jest uratowanie wiernie służących kawalerii koni – wybiera honor. Sierżant John Libbey, pułkownik Marshall Buxton i ich trzej koledzy postanawiają ocalić przed śmiercią swoich czterokopytnych kompanów. Jednak wypuszczenie koni na wolność oznacza roztrwonienie majątku armii, a to już traktowane jest jak poważne przestępstwo… Tekst: Monika Piech Str. 67