plik pdf - Cztery Kopyta (Magazyn on-line)

Transkrypt

plik pdf - Cztery Kopyta (Magazyn on-line)
FAUST HO RS E
Kantar parciany z serii
Happy-Go-Lucky firmy HorZe
w serduszka + uwiąz w identyczny wzór.
Dostępny kolor: czekoladowy
w zielone serduszka
Dostępny rozmiar: shetland, cob
Kup teraz! 39zł >>>
Rewelacyjny komplet z kolekcji Happy-Go-Lucky firmy Horze.
W skład kompletu wchodzi:
*Ciepła wełniana czapka z pomponikiem w kolorze ciemny fiolet, od wewnątrz mięciutki polar. Rozmiar uniwersalny.
*Ciepłe zimowe rękawiczki wełniane z miękką polarową podszewką. Trzypalczaste, wzmocnione dodatkowo na dłoniach w celu lepszego chwytu w trakcie
jazdy. Rękawiczki w kolorze ciemny fiolet, rozmiar uniwersalny.
*Ciepły wełniany szalik, od wewnątrz podszyty miękkim polarem.Szalik w kolorze ciemny fiolet.
Przy zakupie kompletu zaoszczędzasz 20,00zł !!! Kup teraz! 133zł >>>
Możliwość zakupu bez kompletu:
*Szalik 71,00zł
*Czapka 36,00zł
*Rękawiczki 46,00zł
*W razie zakupu pojedynczego produktu proszę
o wcześniejszy kontakt z naszym sklepem.
www.CzteryKopyta.pl
Str. 1
R E DA KCJA
W E T E RY N A R I A
SPIS TREŚCI
Weterynaria: Ochwat
Sport: Parajeździectwo
Pielęgnacja: Golenie konia cz. 2
Onoterapia: Wprowadzenie do onoterapii
Z życia wzięte: Najpierw trzeba pokonać strach cz. 2
Sławni ludzie: Gary Stevens cz.3
Instrukotr Jazy Konnej: Zadziwiające zjawisko...
Fundacja Pegasus: O zimie…
Stadniny Koni: Stadnina Koni Huculskich Gładyszów
Naturalna praca z ziemi: Uciekający rumak
Jazda konna: Jazda naprzód
Arabski Świat: W cieniu Eksterna – zasłużeni synowie
Monogramma urodzeni w Polsce cz. 1
Arabski Świat: Araby pod siodłem w Janowie
Polska Kawaleria: Wieniawa cz.2
Sport: Ponton mistrzynią endurance
Rasy koni: Koń Brabancki
Horse English: Breeds and types
Recenzje: Honor Kawalerzysty
WSPÓŁPRACA
CzteryKopyta.pl to darmowy e-zin poświęcony koniom. Jeżeli także interesujesz się końmi i chcesz pomóc w tworzeniu magazynu napisz do nas na adres:
[email protected]
REKLAMA
Osoby zainteresowane reklamą na łamach
magazynu, lub na stronie internetowej
proszę o kontakt pod adresem:
[email protected]
Copyring © www.czterykopyta.pl wszelkie prawa zastrzeżone. Materiał ten jest
ograniczony prawami autorskimi i nie może być kopiowany, publikowany i rozprowadzany w żadnej formie.
Str. 2
R E DA KCJA
Redaktor Naczelna i skład tekstu:
Agata Obidowicz
Redaktorzy:
Monika Piech, Agnieszka Litwa, Anna
Kuzio, Agnieszka Dąbrowska, Ashley i
Kaja Walkowskie, Oliwia Chmielewska,
Anna Chełmecka, Katarzyna Nowak,
Justyna Talaśka, Agnieszka i Olaf Maronowie, Piotr Dobrowolski,
Korekta:
Anna Popis-Witkowska
Projekt okładki:
Agata Obidowicz
www.CzteryKopyta.pl
Ochwat to niezakaźne, rozlane zapalenie tworzywa kopytowego, przebiegające z dużą ilością wysięku oraz
martwicą blaszek kopytowych. Ta sucha definicja niewiele oczywiście wyjaśnia, ponieważ w jednym zdaniu nie
można opisać całości zmian zachodzących podczas trwania tego schorzenia. Postaram się opisać je w sposób bardziej obrazowy, aby pomóc
zrozumieć, jak groźne następstwa
niesie ta choroba.
Poprzez miejscową reakcję w kopytach, prowadzącą do charakterystycznej kulawizny oraz zmian kształtu
puszki kopytowej, manifestuje się bowiem choroba systemowa całego organizmu, zaburzająca funkcje także
innych narządów. Zmiany w układzie
pokarmowym, sercowo-naczyniowym,
hormonalnym, nerkach oraz mięśniach powodują niedokrwienie tworzywa kopytowego (warstwy, z której
narasta róg kopytowy), zmniejszając
przepływ krwi w naczyniach odżywiających tworzywo, co w konsekwencji
prowadzi do niedotlenienia i martwicy
tkanki. Ostry ochwat może zakończyć
się całkowitym wyleczeniem, ale może też dojść do odpadnięcia puszki
kopytowej, śmierci konia lub przejścia
ochwatu w formę przewlekłą, niosącą
www.CzteryKopyta.pl
z sobą deformację kopyta oraz charakterystyczną kulawiznę. Faza przewlekła, prowadząca do trwałych śladów w kopycie, zaczyna się już po 48
godzinach od pojawienia się pierwszych objawów.
Istnieje kilka przyczyn prowadzących
do wystąpienia ochwatu. Najczęstszą
jest przedawkowanie węglowodanów.
Występuje zwykle po spożyciu nadmiernej ilości zboża. Ilość węglowodanów niezbędna do wywołania
ochwatu jest różna w zależności od
właściwości bakterii zasiedlających
przewód pokarmowy konia. W zasadzie każdy rodzaj skarmionego zboża
może wywołać chorobę. Bardzo duża
ilość węglowodanów powoduje wzrost
populacji bakterii produkujących kwas
mlekowy, co w konsekwencji prowadzi do silnego zakwaszenia jelita ślepego, w którym odbywa się trawienie.
To z kolei indukuje rozwój bakterii
wytwarzających endotoksyny, które
wchłaniają się ze światła jelita do
układu krwionośnego. Duża ilość toksyn, oprócz uszkadzania narządów,
takich jak wątroba czy nerki, powoduje zwiększenie przepływu krwi tętnicami palcowymi i otwarcie połączeń
tętniczo-żylnych, tzn. anastomoz. Jednocześnie zmniejszeniu ulega przesączenie krwi przez najmniejsze z na-
Str. 3
W E T E RY N A R I A
W E T E RY N A R I A
czyń, naczynia włosowate w kopycie.
To prowadzi do niedokrwienia, a w
konsekwencji martwicy blaszek kopyta. Mechanizmem zmian w naczyniach sterują hormony uwolnione pod
wpływem endotoksyn i kwasicy organizmu. Dodatkowo przesączanie przez
naczynia włosowate utrudnione jest
poprzez liczne zakrzepy tworzące się
wewnątrz tych małych naczyń i żył
rys. A
odprowadzających krew z kopyta. To
1. kość kopytowa, 2. strzałka gąbczasta,
wszystko razem przyczynia się do
3. ścięgno prostownika wspólnego palgromadzenia się nadmiernej ilości
ców, 4. ścięgno zginacza głębokiego
płynu wewnątrz puszki kopytowej.
palców
Płyn ten zwiększa ciśnienie w puszce
kopytowej, która, stanowiąc zamknię- przód kości kieruje się stromo w strote naczynie, nie może się rozciągać. nę podeszwy (rys. B). W następstwie
To potęguje ból. Dodatkowo duża dochodzi do wypchnięcia podeszwy,
ilość płynu powoduje odklejenie pusz- zapadnięcia się koronki i przedniej
ki kopytowej od kości kopytowej, co ściany kopyta. W ciężkich przypadodgrywa bardzo istotną rolę w defor- kach kość kopytowa może przebić pomacji kopyta. Otóż kość kopyta sta- deszwę (rys. C). Ochwat może być
nowi miejsce końcowego przyczepu wywołany także przez inne czynniki
ścięgna zginacza głębokiego (rys. A).
prowadzące do zatrucia organizmu.
Napięcie tego ścięgna powoduje pociąganie od tyłu kości kopytowej ku
górze. W zdrowym kopycie przeciwdziałają temu: napięcie ścięgna prostownika palców oraz puszka kopytowa ściśle dopasowująca się do kształtu kopyta. Pojawienie się wysięku
prowadzi do odklejenia się puszki kopytowej od kości, a słabe ścięgno
prostownika nie równoważy działania
silnego ścięgna zginacza głębokiego.
W ten sposób ścięgno to powoduje
rotację kości kopytowej, a zatem
Str. 4
rys. B
5. miejsce gromadzenia się płynu
Często występuje jako następstwo
ciężkiego porodu u klaczy lub zatrzy-
www.CzteryKopyta.pl
mania łożyska po porodzie. Rozkład
gnilny łożyska i zapalenie macicy powodują powstanie endotoksyn i me-
u koni nie obarczających jednej z
kończyn. Przykładowo podczas leczenia złamań częstym powikłaniem jest
wystąpienie ochwatu na kończynie
sąsiedniej, na której koń zmuszony
jest opierać się przez cały czas leczenia. Zwykle ochwat dotyczy obu
przednich kończyn, rzadziej wszystkich czterech, a najrzadziej tylko tylnych. Ponieważ najbardziej bolesną
częścią jest przód kopyta, koń usiłuje
przenieść cały ciężar na piętki. W tym
celu wyciąga przednie kończyny
przed siebie, równocześnie starając
się przemieścić zadnie pod kłodę, tak
rys. C
czerwonym kolorem zaznaczono zapada- aby przejęły jak najwięcej ciężaru ciała. Wygląda to tak, jakby koń siadał
nie się przedniej ściany kopyta
na zadzie.
chanizm dalej działa, podobnie jak
przy ochwacie z przedawkowaniem W związku z tym, że schorzenie ma
węglowodanów. Schorzenia kolkowe, zwykle ciężki przebieg, stan ogólny
przy których powstaje duża ilość en- zwierzęcia jest zły, a temperatura ciadotoksyn, oraz liczne choroby bakte- ła podwyższona. Chore kopyta są goryjne mogą też zakończyć się ochwa- rące i w fazie ostrej często obserwuje
tem. Powyżej wymienione przyczyny się obrzęk koronki. W bardzo ostrych
prowadzą do tzw. ochwatu toksycz- przypadkach może dojść do oderwanego. Nie wiadomo natomiast, jaki nia się koronki od puszki kopytowej.
jest mechanizm ochwatu powstające- Podczas badania klinicznego najwiękgo po napiciu się przez rozgrzanego szą bolesność przy obmacywaniu
konia dużych ilości zimnej wody. Nie- czułkami kopytowymi stwierdza się w
które leki, jak np. sterydy, mogą wy- przedniej części podeszwy. (Blaszki
woływać ochwat, ponieważ zwiększa- kopytowe znajdują się z przodu i z
ją skurcz naczyń włosowatych oraz boków kości kopytowej, ale te boczne
potęgują efekty zakrzepicy we- są unaczynione przez większą ilość
wnątrznaczyniowej. Do ochwatu me- naczyń włosowatych, stąd ich mniejchanicznego dochodzi u koni zmuszo- sza wrażliwość na czynniki wywołująnych do forsownych i długotrwałych ce niedokrwienie i dlatego zmiany
marszów po twardej nawierzchni oraz chorobowe umiejscawiają się zwykle
www.CzteryKopyta.pl
Str. 5
W E T E RY N A R I A
z przodu kopyta). W bardzo ciężkich
przypadkach wstrząs podczas ochwatu prowadzić może do śmierci. W
przypadku ochwatu przewlekłego na
pierwszy plan wysuwa się deformacja
puszek kopytowych spowodowana rotacją kości oraz charakterystyczny
chód, podczas którego koń najpierw
obciąża piętki, a dopiero potem resztę kopyta. Ponieważ zmiany związane
z rotacją kości zachodzą stopniowo,
na kopycie można zauważyć charak-
Kopyto przy ochwacie przewlekłym
terystyczne pierścienie ochwatowe.
Odstęp pomiędzy nimi jest mniejszy
na przedniej ścianie kopyta niż w
okolicach piętek. Koronka z przodu
jest zapadnięta, a piętki zwykle wyższe niż przód kopyta. Diagnozę stawia się na podstawie badania klinicznego, a w przypadku podejrzenia rotacji kości kopytowych także na podstawie badania radiologicznego. Zdjęcia rentgenowskie pozwalają ocenić
Str. 6
W E T E RY N A R I A
stopień zmian i wymagania dotyczące
leczenia. Leczenie ostrego ochwatu
powinno zawsze być traktowane jako
rzecz pierwszorzędnej wagi, ponieważ
nieodwracalne zmiany wewnątrz tworzywa kopytowego zachodzą już po
12 godzinach od wystąpienia pierwszych objawów.
Celem leczenia jest zlikwidowanie
przyczyny ochwatu, zapobieżenie dalszemu działaniu endotoksyn, ochrona
podeszwy przed deformacją, eliminacja bólu, kontrola prawidłowego działania serca i naczyń krwionośnych.
Jeżeli przyczyną ochwatu jest zatrzymanie łożyska po porodzie, lekarz
musi je usunąć, a do tego czasu zabezpieczyć klacz antybiotykami podawanymi ogólnie oraz w płynie do płukania macicy. W przypadku gdy przyczyną choroby jest przekarmienie węglowodanami – podaje się koniowi
sondą do żołądka co najmniej 4 litry
oleju parafinowego, żeby zapobiec
dalszemu wchłanianiu się endotoksyn
z jelit. Eliminowanie bólu uzyskujemy
poprzez dożylne podawanie leków
przeciwbólowych, takich jak finadyna
czy fenylbutazon. Finadyna, chociaż
dużo droższa od fenylbutazonu, lepiej
chroni układ sercowo-naczyniowy
przed skutkami działania endotoksyn.
Aspirynę czy heparynę podaje się, by
zapobiec zespołowi wewnątrznaczyniowego wykrzepiania, a tym samym
poprawić warunki przepływu krwi
przez naczynia krwionośne. Z kolei
takie leki, jak acepromazyna czy DMSO, podaje się, by spowodować rozszerzenie
naczyń
krwionośnych.
Zmniejsza to równocześnie objawy
nadciśnienia. Absolutnie nie stosuje
się sterydów! Efektem ich działania
jest pogłębienie zmian. Dość często
zdarza się, że konie znajdują się w
stanie wstrząsu. Należy wtedy podawać odpowiednie ilości płynów dożylnie.
Aby nie dopuścić do odkształcenia
podeszwy i rotacji puszki kopytowej,
wypełnia się boks drobnoziarnistym
piaskiem pozbawionym kamieni. Ślad
kopyta odbija się dokładnie całą podeszwą w piasku, co powoduje najlepszą jej ochronę, równy rozkład ciężaru, nawet na rowki kopyta. Można
gipsować samą puszkę kopytową
łącznie z podeszwą, bo poprawia to
rozkład ciężaru ciała. Można też stosować na kopyta opatrunki z silikonem. W przypadku wyjątkowo silnego
bólu lekarz może uciec się do zdjęcia
przedniej ściany kopyta. Usuwa się ją
na odpowiedniej szerokości. Zmniejsza to ciśnienie wewnątrz puszki kopytowej, a co za tym idzie – także i
ból. Wskazane jest przy tym zastosowanie podkowy w kształcie serca
(rys. D). Tego typu podkowa chroni
strzałkę i puszkę, w najmniejszym
stopniu zaburzając przepływ krwi
przez kopyto. Część podpierająca
strzałkę musi kończyć się w odległości około 9 mm przed końcem grota
strzałki (w przypadku kuca odpowiednio mniej). Wtedy uzyskujemy najlepsze podparcie kości kopytowej, zapobiegające jej rotacji. Jeżeli część podpierająca strzałkę jest wysunięta zanadto ku przodowi, powoduje zbyt
silny ucisk na kość kopytową, a jeżeli
rys. D
Podkowa w kształcie serc: środkowa
część podgięta w kierunku strzałki
zanadto ku tyłowi – po prostu nie
działa. Stosowanie tej podkowy, w
przypadku korekty już przemieszczonej kości kopytowej, wymaga przekuwania konia co 2 tygodnie wraz ze
stopniowym podginaniem w stronę
strzałki części środkowej podkowy.
Coraz większy ucisk na strzałkę powoduje równocześnie przenoszenie
się tej siły na kość kopytową, która
stopniowo wraca na swoje miejsce.
Zdjęcie części puszki kopytowej
zmniejsza ból. Ściana odtwarza się w
ciągu paru miesięcy, nie pozostawiając żadnego śladu po przebytym zabiegu. Do stosowania tego leczenia
kwalifikują się najlepiej konie ras
wierzchowych oraz kuce. Ważne jest,
aby zmiany ochwatowe nie były zbyt
stare. Czas leczenia do momentu po-
Str. 7
W E T E RY N A R I A
wrotu kości kopytowej na swoje miejsce wynosi około 6 miesięcy. Najistotniejszą rzeczą jest odpowiednie wykonanie podkowy oraz regularne (co
2 tygodnie) przekuwanie konia.
Jest to kucie wymagające współpracy
lekarza z kowalem. Postępy w korekcie położenia kości kopytowej powinny być kontrolowane radiologicznie.
Przy prawidłowym zastosowaniu tej
metody poprawę obserwuje się prawie natychmiast.
Istnieje wiele innych metod kucia koni z przewlekłym ochwatem. Różnica
polega głównie na tym, że są one adaptacją do patologicznego kopyta,
tymczasem zastosowanie podkowy
sercowatej umożliwia korektę zmian
patologicznych. Generalną zasadą
przy rozczyszczaniu i kuciu kopyt poochwatowych jest niezbieranie rogu z
podeszwy, gdyż można urazić kość
kopytową leżącą płytko nad podeszwą. Widziałem wiele podków stosowanych przez różnych kowali przy kuciu koni po ochwacie. Wśród różnych
sposobów kucia były umożliwiające
normalne użytkowanie konia pomimo
istniejących zmian, ale były też takie,
które sprawiały koniowi tylko dodatkowe cierpienie. Podkowa korekcyjna
nie musi przypominać elementu oderwanego z czołgu, powinna być lekka
i chronić podeszwę przed urazami
oraz dalszym odkształcaniem się. Niewątpliwie wybór kowala jest najistotniejszą rzeczą w postępowaniu w
Str. 8
S PO RT
przypadku ochwatu przewlekłego, o
czym miałem okazję przekonać się
wielokrotnie ,porównując efekty pracy wielu podkuwaczy. Niekiedy w
przypadkach zaawansowanych uciekamy się do przecięcia głowy dodatkowej ścięgna zginacza głębokiego.
Zabieg pozostawia małą bliznę, a koń
często może wrócić do poprzedniego
użytkowania po odpowiednim czasie
rehabilitacji.
W przypadku leczenia ochwatu ostrego często stosowane były zimne lub
ciepłe okłady. Jest mało danych statystycznych umożliwiających jednoznaczną ocenę tej metody. Osobiście
nie stosuję kąpieli kopyt, ale wynika
to z przyjętego przeze mnie innego
schematu postępowania (podłoże z
piasku, leczenie farmakologiczne).
Niegdyś bardzo popularne było puszczanie krwi. Nie rozpatrujemy ochwatu w aspekcie historycznym, dlatego
nie wspomniałem o tej metodzie. Są
jeszcze jej zwolennicy, ale na szczęście coraz mniej.
PARAJEŹDZIECTWO – SPORT I SPOSÓB NA ŻYCIE
Parajeździectwo, czyli jeździectwo dla
osób niepełnosprawnych, obejmuje
większość dyscyplin jeździeckich
uprawianych przez „zdrowych” ludzi,
ale najbardziej popularne i najszerzej
rozwinięte jest ujeżdżenie, zwane, w
przypadku osób niepełnosprawnych,
paraujeżdżeniem.
W zawodach uczestniczą osoby z mózgowym porażeniem dziecięcym, wadami wrodzonymi bądź powypadkowymi ubytkami kończyn, niewidomi
oraz osoby z innego rodzaju niepełnosprawnością, wynikającą z zaburzeń neurologicznych czy ortopedycznych.
Aby rywalizacja pomiędzy osobami o
bardzo różnym stopniu niepełnosprawności była sprawiedliwa, wszyscy zawodnicy poddawani są proceso-
*Poziom I a – jazda tylko stępem,
*Poziom I b – jazda w większości stępem, z krótkimi odcinkami w kłusie,
*Poziom II – jazda stępem i kłusem,
*Poziom III – obowiązuje także galop,
*Poziom IV – jeźdźcy muszą wykazać
się umiejętnością wykonania chodów
bocznych oraz półpiruetu w stępie.
Trochę historii…
Ujeżdżenie jest aktualnie jedyną jeździecką konkurencją paraolimpijską.
Po raz pierwszy pojawiło się na Igrzyskach Paraolimpijskich w Atlancie, w
roku 1996, aż po 84 latach od momentu wprowadzenia jeździectwa do
Igrzysk Olimpijskich (Sztokholm 1912).
Rok 1952 i Igrzyska Olimpijskie w
Helsinkach były dla paraujeżdżenia
rokiem przełomowym. Na tych Igrzyskach Dunka Liz Hartel wywalczyła
srebro w ujeżdżeniu. Liz była chora
na poliomyelitis (choroba HeineMedina) i poważnie niepełnosprawna,
a mimo to wygrała z wieloma zdrowymi zawodnikami! Przed chorobą
trenowała ujeżdżenie, a jej zamiłowanie do koni i kontynuacja treningów
Jak widać, ochwat to dość złożony i
potencjalnie groźny problem. Jednakże stosowanie racjonalnego leczenia
wielokierunkowego i odpowiednio
wczesnego, a także adekwatnego do
fazy ochwatu umożliwia często koniowi pełny powrót do zdrowia.
Tekst, rysunki i zdjęcia:
lek. med. wet. Paweł Golonka
www.CzteryKopyta.pl
wi klasyfikacji, po którym przydzielani
są do jednego z 5 poziomów sprawnościowych:
www.CzteryKopyta.pl
Str. 9
S PO RT
S PO RT
już po chorobie przyczyniły się do
znacznej poprawy zdrowia. Fakt ten
uświadomił zarówno koniarzom, jak i
lekarzom niezwykłe zalety jeździectwa i jego znakomity wpływ na kondycję psychofizyczną zawodników.
Wyczyn Liz Hartel zapisał się zarówno
w rozwoju hipoterapii jako metody
rehabilitacji, jak i w rozwoju sportu
jeździeckiego osób niepełnosprawnych, który od tego momentu zaczął
pojawiać się niezależnie w kilkunastu
krajach. Parajeździectwo zostało włączone w struktury jeździeckie. Przy
Międzynarodowej Federacji Jeździeckiej w 2006 r. został utworzony Komitet Parajeździecki.
robie Heine-Medina. Przeszło tydzień
później miało się zmienić całe moje
dalsze życie. Zachorowałam na tę
straszną chorobę, tzn. sparaliżowało
moją prawą część ciała. Nie chodziłam, nie mówiłam, prawa ręka wisiała
bezwładnie. Wszystkich zwykłych codziennych czynności uczyłam sie na
nowo! Jako dziecko nie rozumiałam,
co się stało, dlaczego nie mogę chodzić. Dzięki mojej mamie i mojemu
uporowi – „niestety” uparta jestem
do dziś J – nie poddałam się i walczyłam o swoje zdrowie i życie. I wtedy
pojawiły się w moim życiu konie, a
wraz z nimi szansa na odnalezienie w
życiu prawdziwego sensu.
Sukcesem polskiego paraujeżdżenia
był udział naszych zawodników w
Igrzyskach Paraolimpijskich w Atenach w 2004 roku (Aneta Matysiak)
oraz w Pekinie w 2008 roku (Patrycja
Gepner).
W 1994 roku jako pacjentka hipoterapii zaczęłam uczęszczać na regularne zajęcia jeździeckie pod okiem
profesjonalnego terapeuty w Klubie
Revita w Józefowie. Ćwiczenia wykonywane podczas rehabilitacji pomogły
mi osiągnąć znacznie większą sprawność fizyczną. Po 3 latach instruktor
zaproponował mi samodzielne jazdy,
które stały się częstsze i dłuższe. A
trochę później przyszedł czas na
prawdziwy sport. Pierwsze Zawody
Jeździeckie Osób Niepełnosprawnych
w Polsce odbyły się w 2001 roku w
Klubie Jeździeckim Aromer. Startowałam wtedy na koniu Bariera i zajęłam
I miejsce na poziomie III. Wiosną
2002, podczas zawodów międzynarodowych, zostałam zaklasyfikowana na
poziom II. Mimo to startowałam na
* Informacje zapożyczone ze strony
www.hippoland.pl
O kilka słów na temat parajeździectwa i codziennych problemów związanych z uprawianiem
tego sportu poprosiliśmy Anetę
Matysiak (uczestniczkę Paraolimpiady w Atenach, aktualną
Wicemistrzynię Polski).
Gdy byłam dwuletnim dzieckiem,
podano mi szczepionkę przeciw cho-
Str. 10
www.CzteryKopyta.pl
poziomie trzecim, zajmując V miejsce
na koniu Hipis. We wrześniu 2002 roku brałam udział w Mistrzostwach Europy Osób Niepełnosprawnych w
Ujeżdżeniu, które odbyły się w Portugalii. Jesienią 2003 na Mistrzostwach
Świata w Belgii odbyły się ostateczne
kwalifikacje do Paraolimpiady w Atenach, gdzie w programie dowolnym
zajęłam VIII miejsce na klaczy Deressa.
W roku 2004 Światowa Komisja Paraol imp i j s k ieg o Komi te t u I PE C,
uwzględniając moje dotychczasowe
osiągnięcia sportowe w kraju i za granicą, przyznała mi tzw. „dziką kartę”,
czyli zapewnienie udziału w Igrzyskach Paraolimpijskich w Atenach.
Sezon 2007/2008 obfitował w wygra-
www.CzteryKopyta.pl
ne. Startując na koniu Daria, w 2007
r. zdobyłam złoty medal na Międzynarodowych Zawodach Osób Niepełnosprawnych w Ujeżdżeniu oraz srebrny
medal Mistrzostw Polski. W 2008 r.
dwukrotnie wygrałam Ogólnopolskie
Zawody, a sezon zakończyłam ze złotym medalem Mistrzostw Polski na
poziomie III oraz tytułem Wicemistrza Polski.
Wielu ludzi patrzy na parajeździectwo
z przymrużeniem oka, myśląc, że jest
to tylko jakaś odmiana hipoterapii,
tymczasem jest to prawdziwy sport,
prawdziwa rywalizacja, czasem pot i
łzy, czasem triumf i satysfakcja. Być
może doczekamy w Polsce czasów,
gdy w paraujeżdżeniu przestaną startować kosmate koniki, a zaczną
„normalne” konie ujeżdżeniowe. Wyszkolenie
takiego konia jest bardzo
trudne, ponieważ oprócz
cech konia dresażowego
(takich jak bardzo dobry
ruch, impuls, prezencja)
musi on charakteryzować
się odpowiednim charakterem i temperamentem.
Na szczęście już pojawiają się szanse dla osób
niepełnosprawnych. Przykładem mogą być starty
Patrycji Gepner na koniu
klasy Grand Prix – Romeo. Ja również mam przed
sobą realną szansę pozy-
Str. 11
S PO RT
skania pięknego konia C klasy w ujeżdżeniu.
Parajeździectwo to niewykorzystany
potencjał reklamowy, szansa dla firm,
aby pokazać się marketingowo
(należy pamiętać, że Polska bierze
udział zarówno w przedsięwzięciach
zagranicznych, jak i tych rangi ogólnopolskiej).
Szanowni Państwo!
Mimo ogromnych chęci, wielkiej miłości do koni i nadziei nie mam warunków materialnych do rozwijania swojego talentu. Szukam sponsora,
który pomógłby mi w startach
w konkurencji ujeżdżenia organizowanych co roku zarówno w
Polsce, jak i na świecie. W sezonie 20099/2010 pragnę zrealizować bardzo ambitne
plany. Aktualnie trenuję
na koniu udostępnianym mi przez fundację
Hej Koniku, którego
dzielę z innym zawodnikiem paraujeżdżenia.
Już niedługo będę miała możliwość treningów
i startów na nowym koniu, z którym wiążę
wielkie nadzieje, a którego
doświadczenie
oraz umiejętności mają
mi pomóc w osiągnięciu
Str. 12
P I E L ĘG NACJA
jeszcze lepszych wyników w Polsce i
za granicą. Moim celem jest kwalifikacja na Igrzyska Paraolimpijskie w
Londynie w roku 2012. Dzięki Państwa wsparciu chciałabym zapewnić
mojemu
nowemu
„partnerowi” jak najlepsze warunki, proszę więc o rozważenie
zakupu sprzętu jeździeckiego,
paszy, a także sfinansowania jego częściowego utrzymania czy
też usług kowala. Dałoby to Państwu możliwość zareklamowania
firmy na elementach wyposażenia czy ubraniu zawodnika. Istnieje nawet możliwość zmiany
imienia konia na „firmowe”.
Tekst i zdjęcia:
Ewa Flisiuk-Kalecińska
www.CzteryKopyta.pl
jąc i jednocześnie
sprawdzając,
Jest to etap, w którym dusza arczy po obu stronach
tysty staje się niezbędna. Każdy
wyznaczamy linie syma swoje metody – używane są: metrycznie. Możemy do tego celu
centymetr krawiecki, pręty, linijki, ze- użyć białej kredy krawieckiej, wilgotstawy do wyczesywania, kreda i ta- nego mydła do siodeł, a nawet
śma maskująca (przy jej zdejmowa- szminki.
niu koń na pewno będzie zachwycony). Wybierzcie te przyrządy, które W trakcie wyznaczania linii należy redla Was będą najwygodniejsze w gularnie sprawdzać, czy koń stoi
użyciu.
równo na czterech nogach. Cały zabieg przeprowadzamy oczywiście na
Wyznaczanie linii golenia nigdy nie równej, wypoziomowanej podłodze.
jest łatwym zadaniem. Wielką zaletą Niedopilnowanie takich szczegółów
jest „dobre oko”, jak również pomoc może być fatalne w skutkach. Dobrze
zaufanego kolegi, który przygląda się wycięta sierść z łukowatym wykońnaszym zmaganiom z boku, doradza- czeniem to rzadki widok, nawet bardzo doświadczeni mają z
tym kłopoty. Nie ma dwóch
koni o identycznej budowie.
Osoba goląca musi umieć
dostrzec linie i proporcje
zwierzęcia. Obserwując konia, także w czasie ruchu, z
łatwością dostrzeżecie właściwą linię golenia. Trudniej
to zrobić w przypadku koni
nierasowych oraz u tych
osobników, które mają słabą
Przygotowanie do golenia
www.CzteryKopyta.pl
Str. 13
P I E L ĘG NACJA
P I E L ĘG NACJA
wytartą i wystrzępioną grzywą. Goląc grzywę, najpierw skracamy ją
ostrymi nożyczkami, a następnie golimy maszynką. Po 14 dniach zabieg
powtarzamy, by utrzymać grzywę
naprawdę krótką. Pamiętajmy, że
grzywka chroni końskie oczy przed
insektami, więc nie narażajmy konia
na atak plagi much, pozostawiając
go latem całkiem nagiego.
Przy wycinaniu linii istotne jest, aby
używać do tego celu bardzo ostrych
ostrzy. Muszą one być także naoliwione i czyste. Wszystkie włosy muszą się układać w
jednym
kierunku.
Aby to osiągnąć,
warto mieć pod ręką szczotkę.
kondycję, a co za tym idzie – wątłą
budowę. Równie trudne w goleniu
są konie z nadwagą. Nowicjusze nie
powinni się za nie zabierać bez pomocy bardziej doświadczonej osoby.
Warto obserwować ich pracę, słuchać uwag i rad, tak by w przyszłości móc sobie samodzielnie radzić z
trudnymi przypadkami.
Jest wiele sztuczek, których możemy nauczyć się od dobrego nauczyciela i poprzez praktykę doprowadzać je do perfekcji. Ćwiczenie wycinania różnych linii należy wykonywać na tych częściach ciała, które
ostatecznie mają być całkowicie wygolone. Wszelkie pomyłki i krzywizny nie mają tutaj znaczenia, cała
sierść z tych partii ciała zostanie w
efekcie zgolona.
Str. 14
Golenie nóg zawsze
wywołuje burzliwą
debatę. Istnieją argumenty „za”
i
„przeciw”. Aby to
rozstrzygnąć, należy wziąć pod uwagę następujące
czynniki: brak sierści to mniejsza
ochrona przeciw drobnym skaleczeniom, wodzie i zimnu, niemniej jeśli
nogi pozostają nieogolone, trudniej
dostrzec małe rany, kolce i inne ciała obce, przez co infekcja może się
rozwinąć, zanim dostrzeżemy jej
przyczyny. Korzystając z bandaży,
możemy zapobiec utracie ciepła.
U niektórych ras spotyka się bardzo
długie włosy na nogach, co znacząco utrudnia schnięcie. Niemniej, zanim zdecydujemy się na ich ogolenie, warto sprawdzić, jakie są wymogi odpowiedniego Związku Hodowców Koni. Większość zastrzega,
że konie mają mieć nogi w stanie
„naturalnym”, więc pokazanie na
championacie konia ogolonego mo-
www.CzteryKopyta.pl
W przypadku bardzo nerwowych koni niezbędne staje się użycie ręcznej
golarki, co jest niezwykle pracochłonne, lub bardzo cichej maszynki.
że znacznie zredukować szansę na
dobre miejsce.
Weterynarze często zalecają golenie
nóg w przypadku gorączki błotnej i
należy bezdyskusyjnie podążać za
ich wskazaniami. Schorzenie to może prowadzić do poważnej infekcji, a
w konsekwencji do kulawizny, bólu i
dyskomfortu konia. Warto więc rozważyć ten czynnik, by być świadomym skali problemu.
Z wielu powodów goli się także całą
grzywę, głównie w przypadku koni
grających w polo. Zapobiega to
wplątywaniu się wodzy w grzywę w
trakcie wykonywania szybkich manewrów. Golenie poprawia także wygląd, szczególnie u koni starych lub
sportowych – z rzadką, częściowo
www.CzteryKopyta.pl
Niektóre konie są nadwrażliwe na
ukąszenia muchówek z rodzaju Culicoides. Podczas golenia należy być
szczególnie ostrożnym, delikatnym i
wyrozumiałym dla konia cierpiącego
na tę przypadłość. Golenie może być
dla niego naprawdę bolesne, szczególnie że niektóre miejsca na jego
skórze mogą być obolałe. Nie należy
nadużywać oleju do maszynki, może
to bowiem pogorszyć sytuację. Podobnie jak w przypadku gorączki
błotnej – starajcie się dowiedzieć jak
najwięcej na ten temat, tak by móc
sobie odpowiednio radzić z tym problemem.
Tłumaczenie: Anna Chełmecka
Źródło: www.peasridge.co.uk
Str. 15
O NOT E RA P IA
O NOT E RA P IA
zakres animaloterapii (z języka ang.
„pet therapy”). Oprócz koni i od niedawna osiołków w celach terapeutycznych wykorzystywane są delfiny,
psy (dogoterapia) oraz koty. Zwierzęta służą poprawie relacji pacjentów z
otoczeniem. Głównym celem animaloterapii jest poprawa kondycji fizycznej oraz funkcjonowania w życiu społecznym.
Rezultaty, jakie odnosi animaloterapia, dalece przekraczają dwie wymienione wyżej sfery funkcjonowania
człowieka, dzięki czemu staje się ona
doskonałym uzupełnieniem tradycyjnych form edukacyjnych oraz rehabilitacyjnych.
WPORAWDZENIE DO ONOTERAPII
Osioł towarzyszy ludziom od ponad 6
tysięcy lat. Zdecydowanie krócej niż
koń, jednakże nie mniej wiernie i
równie pracowicie. „To właśnie osioł
nosił ciężary i poruszał kamieniem
młyńskim, zastępował woła w pracach na polu albo konia przy ciągnięciu wozów” – pisze Sara Manocci w
artykule „Odrodzenie osiołków”.
Związek osła z człowiekiem zaczął się
wraz jego pierwszymi wędrówkami,
kiedy to ludy południa rozpoczęły migracje z ziem nad Tygrysem na stepy
Mongolii i stamtąd na podbój nowych
światów. Jak zatem można zauważyć,
zwierzę to znosiło u boku człowieka
Str. 16
dźwiganie bagaż, nadzieje oraz trudne warunki zarówno w codziennych i
zwykłych czynnościach, jak i dalekich
wyprawach – od zamierzchłych czasów starożytnego Egiptu aż do czasów współczesnych. Niestety, około 6
gatunków osłów już wymarło. Dzięki
zainteresowaniu tymi zwierzętami od
pewnego czasu ich populacja wzrasta, a niektóre gatunki udało się uratować od wyginięcia. Zdolność do
przetrwania w trudnych, pustynnych
warunkach uchroniła osła od wymarcia.
1. Onoterapia jako nowa forma
rehabilitacji.
Podobnie jak hipoterapia, onoterapia
jest jedną z metod wchodzących w
www.CzteryKopyta.pl
hipoterapia. Inny artykuł donosi, iż to
właśnie grupa Idotea utworzyła termin onoterapia, po wizycie Maddaleny Wegher w podobnym centrum w
Anglii.
3. Zalecenia
Podobnie jak hipoterapia, metoda ta
skierowana jest zarówno do osób niepełnosprawnych fizycznie, jak i umysłowo. Autorka artykułu „To właśnie
osiołek jest tym, którego nie trzeba
leczyć!” Vincenzina Foceri na liście
pacjentów wymienia również osoby
mające problemy z socjalizacją,
emocjami oraz osoby mające problemy z relacjami we właściwym odniesieniu się do świata zewnętrznego.
2. Nazwa
Nazwa onoterapia
wywodzi się od
greckiego
słowa
onos, oznaczającego osła. Zatem,
analogicznie jak w
hipoterapii, onoterapia oznacza terapię z wykorzystaniem osiołka. Oficjalna nazwa została stworzona i
uznana dopiero w
1966 roku przez
IDOTEA. Obecnie
jest równie często
używaną we Włoszech nazwą jak
www.CzteryKopyta.pl
Str. 17
O NOT E RA P IA
Ponadto uważa, iż osły ze względu na
ich cechy charakteru są szczególnie
przydatne w leczeniu pacjentów dotkniętych zaburzeniami osobowości.
Dzięki swojej miękkiej w dotyku sierści i swojemu regularnemu i powolnemu chodowi osiołek jest idealnym
zwierzęciem, by pomagać osobom z
problemami poznawczymi, z problemami z językiem, z komunikacją oraz
z wadami w funkcjonowaniu rąk. Taki
chód daje większe poczucie bezpieczeństwa, co automatycznie
eliminuje lęk przed wykonywaniem ćwiczeń i reagowaniem na polecenia prowadzącego zajęcia.
O NOT E RA P IA
szukiwań, ułatwia opanowywanie wiedzy, wzmacnia szacunek wobec swojej własnej osoby oraz wobec innych”.
Zakres stosowania terapii i uzyskiwanych rezultatów jest naprawdę szeroki, dzięki czemu nadaje terapii uniwersalny charakter.
4. Rezultaty
Jako główne i najważniejsze wyniki
terapii za pomocą osiołków włoscy
specjaliści wymieniają rozwój osobo-
Jak twierdzi Magdalena Wegher, terapia zalecana jest
odpowiednia dla osób „z problemami z komunikacją, w
depresji, starszych, młodszych z problemami z zachowaniem, poza tym dla widocznie upośledzonych, z
problemami w poruszaniu
się, z opóźnieniem w rozwoju
umysłowym i dla osób autystycznych. Wszyscy mogą
uczestniczyć w zajęciach dla
przyjemności i dobrego samopoczucia, ponieważ poznanie osiołka i zrozumienie
jego zachowania, języka, zabawa z nim, opieka nad nim
pozwala lepiej poznać siebie i
własne ciało, pobudza do po-
Str. 18
wości oraz poprawę obrazu własnej
osoby. Poprzez wyeliminowanie podczas zajęć stresu wynikającego z oceniania, osądzania i krytykowania ze
strony innych osób pacjenci pokonują
problem izolowania się od otoczenia.
Poprawa mowy oraz komunikowania
się z otoczeniem są kolejnymi pozytywnymi wynikami onoterapii, ponieważ –
jako nowa forma zainteresowania – terapia służy komunikacji interpersonalnej. Wzbogaca słownik dziecka oraz
poprawia motywację pacjentów, zarówno do ćwiczeń, jak i do opowiadania o nich, co jest niezwykle ważne w
przypadku dzieci mających problem z
komunikacją. Dodatkowo gimnastyka i
jazda na osiołku poprawiają zdolności
ruchowe, koordynację wzrokowo- ruchową, funkcję ręki oraz wzbogacają
zdolności poznawcze.
CIEKAWE KSIĄŻKI
www.mentis.pl
Tekst: Katarzyna Palmowska
Bibliografia:
www.traterraecielo.it/giornale/
leggi.php?id=353
www.boscaglia.it/
programma/2500.html
www.quitalia.it/article.aspx?id=24382
www.unasinoperamico.it/
onoterapia.html
www.CzteryKopyta.pl
www.CzteryKopyta.pl
„Broszka”
Cena u nas: 23.41 zł
Cena rynkowa: 24.90 zł
Czas wysyłki:
2-4 dni
Str. 19
Z ŻY C I A W Z I Ę T E
Z ŻY C I A W Z I Ę T E
Fot.Krzysztof Stolarski
W poprzednim numerze Monika Piech
opisała, jak pokonywała strach przed
końmi, a przede wszystkim – przed
jazdą konną. W tym numerze opiszę,
jak wyglądało to od drugiej strony,
czyli jak pomogłam Monice dojść do
wniosku, że konie nie są aż tak
straszne, jak ona je widzi. A nie było
łatwo i kolorowo…
Monikę poznałam 3 lata temu, na
Uniwersytecie Rolniczym, gdy zapisywałyśmy się na wychowanie fizyczne
– oczywiście jazdę konną. Nie wiem,
skąd i dlaczego doszła do mnie plotka, że Monika jeździła kiedyś WKKW,
jednak bardzo szybko została zdementowana. Monika była w zupełnie
innej grupie niż ja, więc nasze drogi
całkowicie się rozeszły. Spotkałyśmy
się parę miesięcy po tym, jak się poznałyśmy. Szukałam wtedy stajni dla
swojego konia i pomyślałam, że Monika może coś znać. Umówiłyśmy się
na „zwiedzanie pensjonatów”.
W
końcu zaproponowałam Monice coś
jakby dzierżawę swojego konia. Razem płaciłyśmy za stajnię i obie mia-
Str. 20
łyśmy jeździć na Niemenie (Cześku).
Jednak okazało się, że dziewczyna
panicznie boi się koni. Przy czyszczeniu wystarczyło, żeby koń machnął
ogonem, a już była kilka metrów dalej, jednak zawsze miała przygotowany jakiś argument na taką okoliczność:
„A
bo
chciał
kopnąć”,
„Pobiegłam po inną
szczotkę”,
„Mucha mnie gryzła” itp. Byłam świadoma, że argumenty te miały na celu
zatuszowanie strachu przed zwierzakiem. O czyszczeniu kopyt i podbrzusza konia w ogóle nie było mowy, a
jeśli chodzi o sama jazdę – stępem
OK, galopem – nie ma mowy, a w
kłusie rzucało Moniką jak w chorobie
św. Wita. Przyjęłam sobie za punkt
honoru przekonać Monikę, że koń to
nie trójgłowy smok, a jazda konna to
nie przejażdżka samochodem po polskich drogach… Bo przecież czyszczenie konia to łatwizna, podnoszenie
nóg – pestka, jazda konna – sama
przyjemność i zero stresu… Tak, dla
mnie tak to wyglądało, tak odbierałam to ja, ale Monika? Zupełnie odwrotnie. Widać było, że kocha te
www.CzteryKopyta.pl
zwierzaki, podziwia, szanuje, ale… z
pewnej odległości. Z początku podchodziłam do sprawy optymistycznie,
myśląc, że szybko uda mi się pomóc
przełamać jej strach i będzie super,
ale jednak nie było tak kolorowo, a
osiągnięcie tego, co potrafi teraz Monika, zajęło nam prawie rok…
Zaczęło się od czyszczenia. Dawałam
Monice szczotki i stałam nad nią jak
oprawca, kiedy ona wyciągniętą maksymalnie ręką (byleby stać jak najdalej) próbowała wyczyścić Cześka.
Tłumaczyłam, że stojąc bliżej konia,
jest bezpieczniejsza, że okazując
swój strach, pokazuje zwierzakowi
swoją słabość, że czyszczenie jest dla
konia przyjemne, ponieważ jest swego rodzaju masażem… i tak w kółko… Kiedy nadchodziła pora czyszczenia kopyt, zaczynały się też największe problemy. „Kopnie mnie, ja
się boję!” – słyszałam kilka razy
dziennie. Pokazywałam Monice, jak
się czyści kopyta, żeby mogła zobaczyć, że to nic strasznego. Początkowo ja trzymałam nogę wierzchowca,
a Monika czyściła kopystką. Później
sama zaczęła czyścić przody, aż któregoś dnia przełamała się i wyczyściła także tylne. Fajnie było zobaczyć
tę radość na twarzy przyjaciółki. Potem przez tydzień słyszałam od niej:
„A wiesz co? Wyczyściłam Cześkowi
tylne kopytka!”. Byłam z niej dumna.
Czyszczenie szło coraz sprawniej, coraz więcej było w tym zabawy i przy-
www.CzteryKopyta.pl
jemności zamiast strachu. Jazda konna wciąż sprawiała trudności. Wzięłam Monikę na lonżę i zaczynałyśmy
praktycznie od podstaw. W końcu
udało jej się opanować stęp i kłus na
tyle, że koń szedł tam, gdzie Monika
chciała, a i dosiad oraz działanie pomocy były znacznie lepsze. Jednak o
galopie nie było mowy. Jedynie na
lonży i tylko wtedy, gdy mogła trzymać się rękami za przedni łęk siodła.
I znów tłumaczyłam, prosiłam, przekonywałam… szantażowałam batonikami… nic nie skutkowało… Powoli
zaczynałam się denerwować, ręce mi
opadały, gdy słyszałam: „Nieee, ja
się boję! Spadam!”. Później, kiedy
przeniosłam Cześka do innej stajni,
Fot.Krzysztof Stolarski
Monika (po lewej) i ja - Hubertus
2008
Str. 21
Z ŻY C I A W Z I Ę T E
Monika dostała pod opiekę starszego
wałacha Derwisza (DeDe). Naprawdę
złoty, cierpliwy i spokojny koń. Najpierw Monika wsiadała na ujeżdżalni.
Jeździła na oklep, bo nie było odpowiedniego popręgu lub ktoś inny brał
siodło. Radziła sobie całkiem fajnie,
więc postanowiłam ją zabrać na 30minutowy spacer (stęp, kłus) naokoło
jeziorka. Całą drogę jechałam zwrócona do tyłu, aby sprawdzić, czy Monika aby na pewno wciąż siedzi, i całą
drogę, czy to stęp, czy kłus, mały
podjazd albo zjazd, słyszałam: „Stój!
Ja spadam!”. Nie wytrzymałam i powiedziałam jej, że robi już histerie
bez powodu, żeby się wzięła w garść
i nie siała paniki, skoro nic się nie
dzieje. Podczas kolejnego wyjazdu w
teren znów słyszałam: – Spadaaam!
– Hmm, nie wydaje mi się, ciągle sie-
Fot.Agata Obidowicz
Monika i My Polar
(jeszcze wtedy był ogierem)
Str. 22
Z ŻY C I A W Z I Ę T E
dzisz w siodle…
– Serio?
– No tak, siedzisz i nic się nie dzieje,
więc czego się boisz?
– Nie wiem…
I takie rozmowy toczyły się za każdym razem, aż któregoś pięknego,
wiosennego dnia, jadąc po łące w
kłusie, usłyszałam za sobą głos Moniki: „Nie spadam!!!”. Odwróciłam się –
przyjaciółka pierwszy raz podczas wyjazdu w teren miała uśmiech na twarzy. Byłam dumna zarówno z niej, jak
i z siebie, że wytrzymałam te wszystkie fikcyjne i niedoszłe upadki z konia. Któregoś dnia, kiedy jazda kłusem (nawet pod górkę lub z górki)
nie sprawiała żadnego problemu –
zaproponowałam galop. Żeby nie napisać, że usłyszałam wtedy kilka niecenzuralnych słów, powiem, że Monika odmówiła. Każda moja propozycja
zagalopowania, nawet trzech kroków,
powolutku, kończyła się paniką i kategorycznym wetem. Któregoś wieczoru zaczęłam się zastanawiać, co
może przekonać Monikę, że galop to
nic strasznego, że da się to przeżyć i
nie spaść. Stwierdziłam, że ona musi
się po prostu o tym sama przekonać,
skoro moje słowa w tym wypadku nie
mają żadnej mocy. Na pierwszy
„niespodziankowy galop” wybrałam
plażę z mięciutkim piaskiem. Jechałyśmy kłusem i nagle zagalopowałam.
Derwisz jak to Derwisz – poszedł za
koniem, a Monika zaczęła krzyczeć,
że oczywiście spada. Przeszłam do
www.CzteryKopyta.pl
kłusa: „Sorry, spłoszył mi się” – trzeba przecież było jakoś wytłumaczyć
to zagalopowanie, żeby nie wyjść na
tyrana. Monika przeżyła, nie spadła. I
tak zrobiłam kilka razy, na coraz dłuższych dystansach. Nabawiłam się
skrętu szyi, ponieważ cały czas odwracałam się, żeby zerknąć, czy
wszystko gra. Za każdym razem galop
tłumaczyłam: „Spłoszył się”, „Poniósł”
itp. Monika była na tyle przejęta całą
sytuacją, że nie była w stanie dostrzec, czy faktycznie się spłoszył, albo że tak zebrany galop to na pewno
nie jest ponoszenie. W końcu Monika
przestała odmawiać i godziła się na
krótkie zagalopowania. Musiałam pilnować, żeby był to spokojny, wolny,
stateczny galop, maksymalnie przez
kilkadziesiąt metrów, w przeciwnym
wypadku znów zmuszona byłam wysłuchiwać krzyków. Wczesną jesienią,
kiedy pojawiły się pierwsze ścierniska, chciałam namówić Monikę na
troszkę szybszą jazdę. Niestety –
znów weto. Więc stopniowo przyspieszałam, wiedząc, że Derwisz jadący
za mną zrobi to samo. Któregoś dnia
zaproponowałam ściganie i… Zgodziła
się!
Od tego dnia wszystkie problemy z
jazdą skończyły się. Monika chętnie
kłusuje, galopuje, nawet brała aktywny udział w Hubertusie i prawie by
mnie złapała. Zmieniła się nie do poznania. Wciąż szanuje konie, jest
świadoma ich siły, ale nie boi się, nie
Fot.Krzysztof Stolarski
Monika i Derwisz
- Hubertus 2008
okazuje im strachu. Zaczęła także pomagać przy trudniejszych sytuacjach
związanych z końmi, a będących
trudnymi dla początkujących adeptów
jeździectwa, jak np. załadunek nerwowego konia do przyczepy czy trzymanie nóg wierzchowca, kiedy kowal
struga mu kopyta. Jest zupełnie inną
osobą niż ta, którą poznałam 3 lata
temu.
Tekst: Agata Obidowicz
Str. 23
S Ł A W N I LU D Z I E
Gary Stevens cz. 3
Z czasem Gary zyskał sobie opinię
dżokeja, który świetnie radzi sobie z
nerwowymi, pobudliwymi końmi, a
zwłaszcza klaczami. Potrafił je uspokoić i zrelaksować w drodze do startu, a robił to, pozwalając im myśleć,
że to one rządzą, ale do pewnego
punktu. Wtedy zaczynał wymagać. I
zawsze, czy to po treningu, czy po
wyścigu, poklepał konia po szyi i mówił mu, jaki był wspaniały. A konie,
wbrew opinii niektórych, bardzo to lubią. Są jednak i takie, na które wsiadasz i musisz od razu pokazać, kto tu
rządzi, np. męskie potomstwo ogiera
Storm Cat. Dobry dżokej musi uświadomić sobie, że jest istotą omylną.
Tyle samo razy Gary wydał pozytywną opinię o koniach, ile się pomylił w
Str. 24
S Ł A W N I LU D Z I E
ocenie, jak dobre mogą być. Koń może mieć zły dzień, nie pasować do
stylu jazdy dżokeja lub mogą być sobą zmęczeni. Wtedy Gary musiał
przełknąć swoją dumę i powiedzieć
trenerowi, że ten koń pod nim nie leci
i powinien zmienić jeźdźca. Gary
uważa, że konie są inteligentne, a
niektóre także sprytne. Np. jedziesz
na koniu pierwszy raz i ku zaskoczeniu wszystkich wygrywasz. Dzieje się
tak dlatego, że twój styl jazdy jest inny niż poprzednika i zaskoczyłeś
czymś zwierzaka, np. dostał batem z
lewej strony po raz pierwszy. Tyle że
następnym razem on będzie czekał,
aż zrobisz to samo – i nie zareaguje.
Kiedy koń wie, co masz zamiar zrobić,
zanim to zrobisz, czas zmienić dżokeja.
Gary uważa także, że jako dżokej
współpracujący z trenerami i właścicielami musi być wobec nich uczciwy
i utrzymywać dobry kontakt oraz starać się jak najlepiej postępować z ich
końmi. Musi umieć porozumiewać się
z trenerem bez obawy, że obrazi jego
lub jego konie i niezależnie od tego,
czy ma rację, czy nie, stara się jak
najlepiej pracować dla tych, u których
jeździ. Nawet wtedy, gdy przyznaje,
że ten koń nie pasuje do jego jazdy i
może pod innym dżokejem będzie lepiej się ścigał, ma nadzieję, że ten
gest będzie doceniony. W końcu wyścigi to próba wygrania pieniędzy dla
właściciela i trenera. Dlatego z cza-
www.CzteryKopyta.pl
sem wielu ludzi zaczęło wierzyć w
uczciwość jego opinii.
Gary pozostał w płd. Kalifornii, stał
się już dobrze zarabiającym dżokejem. Żona i dwoje dzieci byli razem z
nim, wynajęli domek na klifie – z widokiem na ocean, własną plażą, kortem tenisowym i pełnowymiarowym
basenem. I wtedy zdarzył się wypadek. Znajomy trener poprosił Gary’ego, aby „zaliczył” kwalifikację startu
z maszyny klaczy trenowanej przez
innego trenera i przedstawił opinię o
tym koniu. Starter ostrzegł go, aby
trzymał bat w lewej ręce, bo klacz
wyłamuje. Tak też się stało – przy
pełnej szybkości wyłamała, zostawiając dżokeja na kanacie. Potem był
szpital, zwichnięty obojczyk, pozrywane więzadła w prawym kolanie,
wstrząs mózgu, zaburzenia mowy.
Zoperowano mu obojczyk i kolano, po
czym zaczął brutalną rehabilitację już
tydzień po operacji! Nikt nie potrafił
mu powiedzieć, czy kiedykolwiek
wsiądzie na konia. Gary, jak to on,
ćwiczył więcej niż mu kazano i po
czterech miesiącach, kiedy trener Laz
Barrera zapytał go, kiedy ma zamiar
zacząć jeździć, powiedział, że za miesiąc. Trener zaproponował mu dosiad
na klaczy debiucie (którą zamierzał
wygrać Kentucky Oaks) – za tydzień.
A on jeszcze nie siedział na koniu od
czasu wypadku! „Nie szkodzi” – powiedział trener – „musisz tylko się na
niej utrzymać”. Przegalopował więc 5
www.CzteryKopyta.pl
koni dla próby, z lekka obawą, ale
bez strachu. A potem wygrał wyścig
na Tiffany Lass. Po wyścigu wciąż nie
był pewny, czy odzyska wiarę w swoje możliwości. W dalszym ciągu miał
problemy z ramieniem i kolanem.
Wtedy Bill Shoemaker pocieszył go,
że za dwa miesiące wszystko wróci
do normy. Zdał sobie sprawę z tego,
że czeka go więcej różnych wypadków i że musi nauczyć się znosić ból i
cierpliwie czekać na wyzdrowienie.
Na Tiffany Lass wygrał także Kentucky Oaks, tak jak to trener przewidział. Było to jego pierwsze zwycięstwo w wyścigu G1 i następny krok w
karierze. A trener Laz Barrera na
zawsze pozostał jego idolem. Jeździł
potem dla niego jako dżokej nr 1,
Barrera był pierwszym trenerem z
„galerii sławnych”, który uwierzył w
jego możliwości jeździeckie.
***
Rok 1986 był jednym z pierwszych,
kiedy zaczął wybierać dosiady spośród kilku koni najwyższej klasy. I tu
Str. 25
S Ł A W N I LU D Z I E
trzeba być dobrym politykiem. Nie
zawsze wybierał konia najlepszego,
często kierował się rangą trenera lub
właściciela. Np. w 1999 jeździł dużo
dla Boba Bafferta i czasem miał propozycje jazdy na koniach nie najwyższych lotów, ale przyjmował dosiad,
bo wiedział, że trener to doceni i innym razem zaproponuje mu dosiad
na czempionie. Tak samo, gdy znany i
bogaty właściciel Frank Stronach zaproponuje mu dosiad i w tym samym
wyścigu ma propozycje od jakiegoś
mało znanego trenera, wybierze tego
pierwszego, bo jest bardzo prawdopodobne, że wcześniej czy później
Stronach będzie miał superkonia i
wtedy też Gary na nim pojedzie.
„Zazwyczaj gdy przyjmę jazdę, odrabiamy – ja i mój agent, pracę domo-
Str. 28
S Ł A W N I LU D Z I E
wą. Cały czas oglądam filmy z wyścigami, na bieżąco obserwuję, co się
dzieje na największych torach w kraju. Oglądam też największe wyścigi w
TV. Jeśli jadę na koniu europejskim,
dostaję nagrane jego wyścigi i studiuję je bardzo dokładnie. Moja praca
obejmuje też obserwację konkurencji
– co powinienem wiedzieć o tym czy
innym koniu, aby go ograć”. Rok
1986 był generalnie dobry dla Gary’ego, mimo tego poważnego wypadku.
Nigdy więcej w swojej karierze nie
odniósł tak poważnej kontuzji. Wygrał
mimo tego 6-7 mln $, chociaż musiał
walczyć o odzyskanie wiary w swoje
możliwości, przezwyciężać ból, który
stopniowo mijał. Starał się trzymać
kondycję i wagę, rano galopował 7-8
koni na treningu, a po południu ścigał
się też 7-8 razy. I tak było codziennie.
***
W roku 1988 Gary Stevens nie tylko
wygrał swoje pierwsze Kentucky Derby, ale i Hollywood Gold Cup, najważniejszy wyścig na torze Hollywood
Park. Incydent, który wtedy miał
miejsce, do dziś prześladuje Gary’ego. Koń nazywał się Cutlass Reality i
do tej pory wyniki miał mierne – biegając w New Jersey, wygrywał wyścigi gorszej kategorii. Został przysłany
do trenera Craiga Lewisa, u którego
zmienił się w gwiazdę. Trener bardzo
go lubił i uważał, że świetnie spisuje
się na treningach, ale opinię miał
„oszukańca”, czyli nie nie dawał z siebie 100% wysiłku w wyścigu. Biegał
do tej pory głównie na torach trawiastych i trener zdecydował się jeszcze
raz biegać nim po trawie. Koń wygrał,
ale w kiepskim stylu. Trener doszedł
do wniosku, że to koń na tor piaskowy, bo w treningu na piasku spisywał
się świetnie – i w ten sposób Cutlass
Reality stał się koniem G1. W Hollywood Gold Cup był trzecim faworytem, za Ferdinandem pod Billem Shoemakerem i Alyshebą pod Chrisem
McCarronem. Alysheba poprowadził
wyścig, Gary na Cutlass Reality siedział za nim, mając Ferdinanda od
kanatu o długość za sobą. Chris McCarron lubił wyprowadzać konkurentów w pole, choć robił to łagodnie,
nie powodując niebezpiecznych sytuacji. Zaczął stopniowo zmieniać tor
jazdy, zmuszając Gary’ego do jazdy
szerokim łukiem lub wycofania się, a
przy okazji robiąc miejsce przy kanacie. Shoemaker chciał skorzystać z
sytuacji, ale Stevens krzyknął w tym
momencie do Chrisa, żeby pilnował
kanatu. Ten się obejrzał i skierował
konia do kanatu, a Gary za nim, zamykając drogę Shoemakerowi. Nie
było nic nielegalnego w tej akcji,
oprócz niepisanego prawa dżokejów,
że nie wolno ostrzegać innego jeźdźca o trzymaniu kanatu. Gary wygrał o
7 długości i niezależnie od tego incydentu i tak nikt nie mógł mu zagrozić
tego dnia. Po dekoracji wrócił do pokoju dżokejów i oglądał wyścig w TV,
www.CzteryKopyta.pl
gdy podszedł do niego wściekły Shoemaker i powiedział: „Chłopcze, nie
waż się, k..., nigdy więcej tego robić!”. Gary poczuł się głupio i prawie
się popłakał, bo Shoe był jego idolem, a poza tym wcześniej Gary zdobył sobie jego uznanie jako młody,
zdolny jeździec i mógł to wszystko
stracić. Później Shoe podszedł do niego i przeprosił za swój wybuch, ale
Gary przyznał mu rację i obiecał, że
nigdy więcej się tak w wyścigu nie
zachowa. Dotrzymał słowa.
***
W roku 1989 urodził się Gary’emu
drugi syn, Gary kupił dom w pobliżu
toru Santa Anita i przebudował go wg
swoich marzeń – i był to najgłupszy
pomysł w jego życiu, jak sam przyznał. Przebudowa trwała rok, a koszt
był trzy razy większy, niż Gary planował. Wtedy to zaczęło mu się psuć
małżeństwo, wynikały ciągłe kłótnie,
a Gary żył w stresie, czy dadzą sobie
radę z finansami. Na szczęście jego
kariera się rozwijała, jeździł u najlepszych trenerów, a słynny Wayne Lukas zaczął dawać mu coraz więcej koni do jazdy. Gary nauczył się wtedy
bardzo dużo, nie tylko o taktyce jazdy
w największych wyścigach, ale i o
omylności swoich opinii.
Cuddles była 2-letnią klaczą trenowana przez Wayna Lukasa, na ktorej
Gary Stevens odnosił sukcesy i miał
Str. 29
S Ł A W N I LU D Z I E
startować w wyścigu
G1 o pół miliona $ w
Hollywood. Trzy dni
wcześniej jechał na
jakiejś klaczy w zwyczajnym wyścigu, w
którym startował 11
koni, i Gary prowadził
o 3 długości przed
resztą stawki. Po 400
m klacz się przewróciła – złamała obie
przednie nogi. Reszta
koni przegalopowała
po nich i Gary dostał
kilka kopniaków w plecy, a jeden z
koni nadepnął mu na ramię. Skończyło się to pęknięciem ręki w łokciu. Gary nie chciał zrezygnować z jazdy w
prestiżowym wyścigu, więc zapytał lekarza, czy może jechać. Lekarz zgodził się dać mu zastrzyk z kortyzonu i
lokalne znieczulenie tuż przed gonitwą, ale powiedział też, że wtedy będzie się leczył nie 4 tygodnie, lecz 2
miesiące. Wszyscy wiedzieli o jego
kontuzji, ale trener wyraził zgodę na
dosiad, mimo krytyki prasy wyścigowej, że pozwala jechać dżokejowi,
który nie jest w pełni zdrowy. Wyścig
zakończył się wygraną o nos po morderczej walce przez cała prostą, podczas której Gary uderzył swoją klacz
batem 16 razy, i to właśnie tą chorą
ręką! Ból towarzyszył Stevensowi od
najmłodszych lat, ale Gary twierdził,
że w momencie, kiedy otwierają się
drzwi maszyny, nie czuje nic, bo kon-
Str. 30
S Ł A W N I LU D Z I E
Upadek z prowadzącego Storming
Home na finiszu Arlington Million
centruje się na walce o wygraną. Wysoki poziom adrenaliny pozwala zapomnieć o bólu. Po tym wyścigu Gary
leczył łokieć przez 6 tygodni.
Innym trenowanym przez Wayna Lukasa koniem, o którym warto wspomnieć, był On The Line – szybkie
zwierzę z ogromnym sercem do walki.
Trener i właściciel chcieli spróbować
go na długich, klasycznych dystansach. Niestety, jako dwulatek złamał
kości w stawie pęcinowym, złożono je
przy pomocy 6 śrub. Po długiej przerwie koń przebiegł parę razy i teraz
trener chciał, żeby Gary pojechał na
nim w wyścigu sprinterskim w Santa
Anita. Staw pęcinowy wyglądał okropnie, a sam koń ruszał się jeszcze gorzej. Gary miał wrażenie, że lekko kuleje, choć nie było to widoczne. Jednak kiedy wyszli na bieżnię i koń usłyszał dźwięk trąbki wzywający jeźdź-
www.CzteryKopyta.pl
ców na start, od razu chód mu się
zmienił i do startu galopował najpierw trochę sztywno, a potem już
normalnie. Oczywiście wygrali ten
wyścig – i to w czasie bliskim rekordu. On The Line wygrał jeszcze kilka
wyścigów, po czym został zapisany
do Breeders Cup Sprint z szansą na
wygraną. Niestety, ten wyścig zakończył się dla konia tragicznie. Zaraz po
starcie jeden z koni wyłamał i uderzył
w On The Line, który zachwiał się,
ale udało mu się utrzymać równowagę. Po tym zaczął biec jakoś dziwnie,
choć jednocześnie rwał się do przodu.
Gary myślał, że to wina toru, który
tego dnia powodował, że konie ślizgały się i galopowały ciężko. Jednak
po kilkuset metrach poczuł, że coś
jest nie tak, i zaczął zatrzymywać On
The Line. Kiedy z niego zeskoczył,
okazało się, że koń ma przecięte ścięgno. Stało się to podczas kolizji. Weterynarze przez pięć dni próbowali ratować konia, niestety nie udało się i
musieli go uśpić.
Do roku 1990 Gary Stevens miał za
sobą 6 lat startów w wyścigach Breeders Cup i zawsze zajmował II lub
III miejsca, ale nie wygrał jeszcze
żadnej z tych prestiżowych gonitw. W
tym czasie zaczął startować na koniach szejka Mohammeda z Dubaju i
jego francuski trener Andre Fabre zaproponował mu dosiad na In The
Wings w Breeders Cup Turf. Koń ten
już miał za sobą świetną karierę w
Europie i dużą szansę na wygranie w
www.CzteryKopyta.pl
tym wyścigu. Jednak Gary po dotychczasowych porażkach nie był w stanie
myśleć pozytywnie i zastanawiał się,
co tym razem stanie mu na drodze do
sukcesu. W dniu wyścigu zadzwonił
do niego ojciec, pytając o szanse dosiadanych przez Gary’ego koni.
Stevens powiedział o In The Wings,
że jeśli wyścig się dobrze ułoży, to
może wygrać. Ojciec odrzekł mu wtedy, że już udowodnił, że jest świetnym dżokejem, wygrał Kentucky Derby, startował już w Breeders Cup i
powinien po prostu starać się „dobrze
bawić”. I syn posłuchał ojca – przed
wyścigiem mówił sobie: „Zrelaksuj
się, Gary, i miło spędzaj czas”. Trener
Fabre polecił mu, aby po starcie pozwolił koniowi galopować swoim tempem i zajął pozycję taką, jaką In The
Wings będzie chciał, czyli pozostawił
koniowi inicjatywę. Po wyjściu na
prostą koń powinien mieć tyle zapasu, że w każdej chwili będzie miał w
co jechać. Trener ostrzegł go tylko, że
jeśli za wcześnie wyjdzie na front, to
koń uzna, że wykonał już swoją pracę, i zacznie hamować. Gary Stevens
wygrał o pół długości ten wyścig (o 2
i pół miliona $) i poczuł ogromną
ulgę, bo wreszcie zdobył swój pierwszy Breeders Cup!
Fragmenty biografii „Perfekcja
jazdy” – Gary Stevens,
w tłumaczeniu
Małgorzaty Stelmach
Zdjęcia: www.garystevens.com
Str. 31
I N S T R U K T O R J A Z DY K O N N E J
I N S T R U K T O R J A Z DY K O N N E J
ZADZIWIAJACE
ZJAWISKO LUDZKIE
NA PRZYKŁADZIE
OSOBY PEWNEGO
ROMANA… cz.1
W świecie końskim poza koniem bywają również osobniki dwunożne
stanowiące drogowskazy albo wręcz
kamienie milowe. Stanowią dla pozostałej tłuszczy tego świata latarnie
morskie albo… czarne dziury.
I jeśli to pierwsze zjawisko jest dla
mnie całkowicie zrozumiałe, to drugie
fascynuje mnie swoim absolutnym
bezsensem. Choć może nie powinnam się dziwić. Cały świat opiera się
bowiem na zasadzie przeciwieństw:
światło i mrok, dzień i noc, ikona i…
antyikona. Ale mimo wszystko nadal
fascynuje mnie skłonność ludzi do
podążania za kimś, kogo spokojnie
można
by
nazwać
„dupkiem” (przepraszam za kolokwialność wyrażenia, ale najbardziej
pasuje). Albo i gorzej…
„Pewnego Romana” poznałam najpierw ze słyszenia, potem z lokalnej
gazety, a na końcu osobiście. W każdym z tych trzech przypadków miałam mocne przeświadczenie, że jest
to osoba, na którą nie tylko nie warto
Str. 32
tracić czasu, ale również wskazane
byłoby jej unikać w trosce o swoje
nerwy, Pewien Roman bowiem zwykł
zachowywać się, jakby nie tylko zeżarł wszelkie szare komórki występujące na świecie, ale jakby był wręcz
jedynym oświeconym w otaczającym
go morzu tępej ciemnoty. Pewien Roman nie tylko „uczył” wszystkich, których spotkał, ale również miał wkurzający zwyczaj narzucania się ze
swoją „wiedzą” wszystkim, niezależnie od tego, czy chcieli, czy też nie.
Poza tym wyceniał swoje usługi
(nawet te niechciane) bardzo wysoko,
zupełnie nieadekwatnie do ich rzeczywistej wartości, i obrażał się
śmiertelnie, gdy ktoś odważył się tę
jego ofertę podważyć. Pewien Roman budził we mnie odrazę, a w swoich koniach strach, co widać było przy
www.CzteryKopyta.pl
byle okazji. Szczycił się ów Roman
doskonałym opanowaniem metody
Monty’ego Robertsa i genialnymi wynikami pracy tą metodą. Ludzie patrzyli oczarowani na jego pewną siebie facjatę, a wystarczyło popatrzeć
pod tę maskę i na jego konie, żeby
zobaczyć gołą i wcale nieciekawą
prawdę. Konie na widok Pewnego
Romana, zarówno jego własne, jak i
mu obce, bez wyjątku, robiły wielkie
oczy i starały się jak najszybciej od
niego oddalić. Gdy były na wybiegu,
Fot. Barbara Mazur
www.CzteryKopyta.pl
zbierały się w najdalszym jego kącie,
zbite w nerwową gromadkę, i uciekały zawsze, gdy się zbliżał. Kiedy brał
konie ze stajni, wyglądały, jakby
chciały uciec przez nieistniejące
okienka. Cały czas mnie zaskakuje
przy takich ludziach, jak bardzo trzeba być ślepym, żeby tego wszystkiego nie widzieć. Fakt, Pewien Roman,
jak większość czarnych dziur, posiadał pewną charyzmę. Dla większości
ludzi, którzy nie zwracają uwagi na
mowę ciała, mógł być nawet przekonujący. Potrafił doskonale mącić i
kręcić, żeby zawsze wyszło na jego. Jednakże ciągle nie mogę się
nadziwić, że ludzie kompletnie nie
widzą absolutnej sprzeczności
między tym, co mówił Pewien Roman, a tym, co reprezentowały sobą jego konie – szare, smętne,
zdystansowane, utrzymywane w
kondycji „widać żebra”, co dla rekreantów akurat zupełnie nie jest
dobre. Zadziwiający jest jeszcze
jeden fakt – osoby typu „czarna
dziura” dysponują cudzymi końmi,
biorąc pensjonariuszy na jazdy, a
właściciele tych koni, którzy w innej stajni zrobiliby niemałą awanturę za takie postępowanie, kładą
uszy po sobie i udają, że nie wiedzą. Ta bezczelność, ten tupet, pozorna wiedza czynią na ludziach
jakieś magiczne wrażenie, tak że
dają się nabijać w butelkę i oskubywać z zasobów finansowych – i
nadal czują się szczęśliwi. Czasem
sobie myślę, że każdemu przydałaby się taka „magia”.
Str. 33
I N S T R U K T O R J A Z DY K O N N E J
Bezstresowe układanie koni, którym
chwali się Pewien Roman, to przepychanie się z końmi na placyku typu
round pen w sposób, który samego
Robertsa pewnie przyprawiłby o zawał. Ponieważ akurat należę do osób,
które lubią poszerzać horyzonty w interesującym je temacie, poznałam tę
metodę akurat na tyle, żeby stwierdzić ze stuprocentową pewnością, że
elementów „przepychania” się w niej
nie stosuje. Metoda ta opiera się raczej na psychicznym przymusie charakterystycznym dla jednostek dominujących. A mimo to ludzie powierzają
mu swoje konie i cieszą się, że te
ostatnie czynią takie „ogromne” postępy w zachowaniu (jasne, przy Romanie nawet mysz boi się pisnąć).
Na czym polega fenomen Pewnego
Romana? Może nie katuje koni (choć
to niepotwierdzone), ale też o nie
szczególnie nie dba. Oficjalnie głosi,
że nie jeden koń na ziemi – jak nie
ten, to inny. Straszy konie, czasem
również ludzi. Narzuca się z uwagami, które nic nie wnoszą. Do tego burak w obejściu, choć czasem robi za
dżentelmena dla babć. A jednak ludzie za nim idą. Dają się wodzić za
Str. 34
nos, orżnąć, wykorzystać. Dają sobie
wmówić, że ich konie pod jego opieką
są wręcz nieziemsko szczęśliwe. Fascynuje mnie to. Podejrzewam, że taka skłonność do podążania za pozorami wynika z tego, iż zazwyczaj
„czarne dziury” są bliżej przeciętnej
ludzkości. „Latarnie morskie” są jednostkami mocno przewidywalnymi,
daleko dzięki swoim sukcesom
umieszczonymi na wysokich piedestałach. Jednak nie jestem psychologiem. To tylko przypuszczenia. Ale
proponuję rozejrzeć się i sprawdzić
samemu. Ja ze swojej strony pokażę
to, co widzę, obserwując „czarne
dziury”, na przykładzie wspomnianego Pewnego Romana (śmiało dopisujcie własne obserwacje, może
wyjść z tego całkiem niezły portret i
może uda nam się zrozumieć, co takiego jest w takich osobach, że ciągną za nimi... może nie tłumy, ale
grupki).
Dziwne przypadki Pewnego Romana. Part 1.
Pewnego jesiennego dnia, pobłogosławionego przez Boga piękną słoneczną pogodą, stajnia Pewnego Romana przeżywała istne oblężenie.
www.CzteryKopyta.pl
Mieszcząc się w bardzo aktywnym turystycznie rejonie, zazwyczaj nie narzekała na klientów, ale w takie dni po
prostu pękała w szwach. Pewien Roman jednak rezerwował swoje wyspecjalizowane usługi jedynie dla stałych klientów, całą tę turystyczną
tłuszczę powierzając opiece swoich
pomocników. Stał więc w ten dzień, w
słońcu, na piaszczystym placu, usiłując robić wrażenie „wiedzącego” i intensywnie myślącego. Tymczasem w
swoim bezkształtnym nakryciu głowy,
zużytym podkoszulku wepchniętym w
sterane bryczesy i opiętym na ciężko
wypracowanym mięśniu piwnym Pewien Roman bezmyślnie wydłubywał
sobie brud zza paznokci. Dookoła
niego dreptała śmiertelnie znudzona i
nieobecna kasztanowata klacz, niosąc na grzbiecie totalnie zagubioną
amazonkę. Klacz miała na sobie rząd
równie zużyty, jak strój Romana, i
nierówno złożony
dziecięcy kocyk
zamiast czapraka. Patrząc na
„jeźdźca”, trudno
było
naprawdę
stwierdzić, czy w
ogóle wie, co na
końskim grzbiecie robi. Kiedy ta
zadziwiająca para pokonała dwa
okrążenia umierającym stępem,
Pewien Roman
podniósł
wzrok
znad
swoich
brudnych paznokci. Zorientowawszy
się, że jest obserwowany przez potencjalnych klientów, wyprostował się,
wciągnął brzuch i spojrzał bystro na
amazonkę. Otworzył usta, aby coś
powiedzieć, lecz w tym momencie
zdał sobie sprawę z absolutnej pustki
panującej w jego głowie. Zamknął
więc usta, wykonując przy tym ruch
jak lekko przyduszona ryba, i cofnął
się na chwilę, marszcząc czoło. Starał się, aby grymas jego twarzy znamionował intensywne myślenie. Amazonka tymczasem wykonała kolejne
człapane koło, starając się znaleźć
swoje miejsce w tym końsko-ludzkim
duecie. Pewien Roman odnalazł
wreszcie jakieś myśli:
– Kłusem! No dalej, kłusem jedź!” –
zawołał w kierunku amazonki i jednocześnie wykonał w stronę konia gest,
jakby chciał złapać go za zadek. Koń
Fot. Krzysztof Stolarski
Str. 35
I N S T R U K T O R J A Z DY K O N N E J
zrobił naprawdę ogromne oczy, schował atakowany zadek pod siebie i
„pięknie podstawiony” ruszył wspaniałym, wyciągniętym, przez nikogo niekontrolowanym kłusem. Amazonka
rozpaczliwie łapała wodze, próbując
się ich przytrzymać, kiedy jej ciało w
gwałtownych podskokach przesuwało
się w siodle raz w jedną, raz w drugą
stronę. Pewien Roman opuścił ręce
zrezygnowanym ruchem, zrobił minę,
jakby go brzuch zabolał:
– Ale nie bez łyyyydek! No nie bez
łyyydek! – na co amazonka pokiwała
niepewnie głową, zaciągając wodze i
zatrzymując konia. Klacz zatrzymała
się przy samym ogrodzeniu, w możliwie dużej odległości od „instruktora”.
Amazonka pozbierała się trochę i
przedziwnymi ruchami ciała zmusiła
klacz do stępa. Pewien Roman obserwował jej wysiłki ze swej bezpiecznej
pozycji.
– No, dawaj! Kłusuj już! – rzucił
dziewczynie komendę. Amazonka
wykonała coś, co mogło być zrozumiane w każdy dowolny sposób poza
właściwym. Jej ruch wcale nie przypominał polecenia do kłusa, a bardziej ostrzeżenie, że zaraz zacznie
wymiotować. Pewien Roman z dezaprobatą pokiwał głową.
– No i jak ci mówiłem, co? Dwie łydki
na raz! Dwie! I ruszaj tyłkiem! – wobec czego amazonka ponowiła przedziwaczny ruch, wzmacniając go
jeszcze i wzbogacając o solidnego
Str. 36
FU N DACJA P EGASUS
kopa piętami w boki konia. Klacz tylko
położyła uszy na chwilę, ale nie wykazała chęci do ruchu. Na to Pewien
Roman znowu przyjął postawę atakującą i rzucając się dosłownie w stronę
konia, ryknął do amazonki:
– Teraz!!! – na taki krzyk klacz wykonała cudownego susa, amazonkę w
ogóle z przerażenia zatkało, więc ledwo się utrzymała w siodle, a Roman…. No cóż. Chyba nie przemyślał
do końca sytuacji, bowiem potknąwszy się o bruzdę w piachu, poleciał do
przodu, elegancko wymachując ramionami, jakby naśladował helikopter,
i w niskim ukłonie doleciał do ogrodzenia padoku, przy którym stało kilka ciekawskich osób. Ostatnim susem, ratując coraz niższe loty przed
dramatycznym lądowaniem w podłożu, rzucił się na owo ogrodzenie, nabijając jednemu z widzów solidnego
guza. Nie wiadomo, kto bardziej soczyście w tym momencie podkreślił
sytuację. Lekcja jeździecka zakończyła się wściekłym Romanem, który plując piachem i klnąc na czym świat
stoi, dosłownie wygonił amazonkę z
placu. Reszcie widowni skłonił się lekko i wyjaśnił, że to wyjątkowo „tępe”
biedactwo...
cdn.
Tekst: Katarzyna Nowak
Fot. Na stronie 34:
www.horseridingschoolsurrey.co.uk
www.CzteryKopyta.pl
O ZIMIE...
Jak ten czas szybko leci... Dopiero co
były wakacje, a mamy już połowę listopada...
Pracy w Fundacji jak zwykle dużo.
Przygotowujemy się intensywnie na
przyjście zimy. Konie, już otulone zimowym futerkiem, wypatrują ostatnich pędów trawy na pastwiskach. My
dokonujemy niezbędnych remontów,
napraw czy budów na terenie stajni. Przy tej liczbie
koni, głównie chorych, starych czy kalekich, ciągle
jest co robić. Zabiegi, opatrunki, masaże, szczepionki,
a do tego proza życia, czyli
brak czasu na wszystko,
brak pieniędzy, brak rąk do
pracy.
wyzwaniem. Najtrudniej jest ze starymi i
schorowanymi
końmi,
których nie brakuje w
naszym ośrodku pod
Warszawą. Sterane ciężką pracą i życiem kości
dają się we znaki w
chłodne poranki i wieczory. Lada moment
przyjdzie mróz, spadnie
odporność, nasilą się infekcje wirusowe i bakteryjne. Każdej zimy to
dzięki Waszej pomocy udaje się
nam odpowiednio zadbać o konie. Dzięki Wam możemy kupić
siemię lniane, otręby, olej roślinny i przygotowywać mesz. Dzięki
Wam możemy kupić marchewkę,
granulat czosnkowy i witaminy,
które świetnie uodparniają zwierzęta i chronią przed chorobami.
W tym roku również prosimy Was o
Nie poddajemy się! Zima
zawsze jest dla nas i naszych
podopiecznych
www.CzteryKopyta.pl
Str. 37
HUI PNODTAECRJAAPPI A
F
EGASUS
pomoc. Mamy dużo kalekich podopiecznych, niekiedy w podeszłym już
wieku, którym potrzebne są dodatki
paszowe, aby mogli spokojnie przetrwać zimę.
Najbardziej potrzebujemy:
– owsa – nasze konie zjadają ponad
5 t owsa miesięcznie;
– siana – miesięcznie potrzebujemy
1400 kostek;
– słomy – miesięcznie potrzebujemy
1 250 kostek;
– siemienia lnianego;
– otrąb;
– oleju roślinnego;
– granulatu czosnkowego;
– marchwi;
– buraków;
– witamin.
Jeżeli możecie podarować nam któryś
z powyższych produktów, to bardzo
prosimy o kontakt z Piotrem pod
numerem tel. 506 414 592.
Wszystkie rzeczy można przywieźć do
naszego ośrodka w Musułach k.
Grodziska Mazowieckiego, ul.
Folwarczna 3/5, bądź umówić się z
nami na odbiór. Tych z Was, którzy
nie mogą pomóc nam rzeczowo, za-
S T A D N I NY K O N I
chęcamy do drobnych wpłat na konto
Fundacji – z dopiskiem „Zima 2008".
Nasze konto:
Fundacja Pegasus
PEKAO S.A. XVI Oddział w Warszawie
Puławska 54/56, 2592 Warszawa
09 1240 2135 1111 0000 3871 0038
Swift PKO PPL PW
Za każdą, choćby najmniejszą pomoc
będziemy bardzo wdzięczni. Tylko
dzięki Waszej pomocy udaje się zapewnić naszym podopiecznym odpowiednie warunki bytowania, leczenia,
rehabilitacji. Nasze konie i tak już
wiele przeszły, pomóżcie im cieszyć
się bezpiecznym domem, którego
wcześniej nie miały.
Wielu ludzi w Polsce sądzi, że na
wschód od Pienin zaczynają się już
Bieszczady, lecz pomijają fakt istnienia łańcucha górskiego liczącego prawie 200 km, jakże pięknego i można
śmiało powiedzieć, że jeszcze dzikszego od Bieszczad – Beskidu Niskiego.
Kraina nadal nieodkryta i baśniowa.
Choć już przed 150 laty w poemacie
„Pieśni o ziemi naszej” Wincenty Pol
opisywał piękno karpackich, beskidzkich gór. To miejsce stworzone do
wędrówek, zwłaszcza wędrówek na
końskim grzbiecie. Ten, kto odwiedził
Stadninę Koni Huculskich w Gładyszowie i w towarzystwie hucuła zagłębił
się w to morze zieloności, może docenić jego piękno. Łagodne wzniesienia do 1000 m n.p.m. nie utrudzą
zbytnio naszego towarzysza. Liczne
górskie źródła i potoki zasilające
główne rzeki tego regionu, Wisłokę,
Ropę, Wisłok i Jasiołkę, staną się
świetnym miejscem na popas i wodopojem zarówno dla konia, jak i jeźdź-
ca. Szczyty gór pokryte głównie bukowymi lasami nie sprzyjają obserwacji dolin. Jednak chwila postoju u
wrót lasu dostarczy nam niezapomnianych wrażeń. Wiosną ujrzymy za
sobą pieniące się bory, które jesienią
zachwycą nas feerią barw, a zimą
utulą skołatane nerwy swą dostojnością i spokojem. Zagłębiamy się w las
i wkrótce spotykamy się z dziką zwierzyną. Jelenie czy sarny omamione
zapachem końskim pozwalają zbliżyć
się jeźdźcom na odległość kilku metrów. Czasem możemy ujrzeć przemykającego wilka, trafia się też
niedźwiedź. Liczne ptactwo – bocian
biały i czarny, ptaki drapieżne, sowy,
orlik i wiele innych – dopełnia bogactwa tutejszej fauny.
Beskid Niski to także mieszanka kultur: Łemkowie,
Pogórzanie, Bojkowie, a co
za tym idzie – wielorakość
wyznań: katolicyzm, prawosławie i grecki katolicyzm.
Na trasach wędrówek może-
W imieniu naszym i naszych podopiecznych dziękujemy tym, którzy wspierali i wspierają nasze
działania, walkę o każde końskie
życie i spokojną starość uratowanych koni…
Beata i Karola
Str. 38
www.CzteryKopyta.pl
Str. 39
S T A D N I NY K O N I
my napotkać przepiękne drewniane
budownictwo – cerkwie i kościoły.
Ostały się na tym terenie stare łemkowskie chyże, przydrożne krzyże i
kapliczki, często zagubione w nieistniejących wioskach. Złoża wód mineralnych i ciche uzdrowiska Iwonicz,
Rymanów, Wysowa, wśród nich najstarsze leżące na południowych stokach Karpat – Bardejowskie Kupele,
to świetne miejsca wypoczynku dla
osób ceniących ciszę i spokój.
Na stokach gór nader często napotykamy cmentarze, ukryte wśród lasów,
miejsca zaiste cichego spoczynku. Te
nekropolie to świadectwa największej
bitwy frontu wschodniego I wojny
światowej – bitwy pod Gorlicami, nazywanej „polskim Verdun”. Ponad 500
przepięknych architektonicznie, położonych w urokliwych miejscach cmentarzy stanowi szczególną osobliwość
zielonego Beskidu.
To tutaj, w tych górach Beskidu Niskiego, znalazł schronienie koń huculski na „czas głupoty ludzkiej”. Najpierw w Stadninie Koni Jodłownik od
1950 r., potem w Tyliczu od 1954, a
od 1959 w Stadninie Koni Siary. Mimo
niezbyt dobrych czasów dla hodowli
koni małych właśnie życie na peryferiach naszego kraju pozwoliło hucułom ten trudny okres przetrwać.
Obecnie w Beskidzie Niskim ulokowały się największe w Europie stadniny
Str. 40
S T A D N I NY K O N I
tej rasy: Stadnina Koni Huculskich
Gładyszów, Zootechniczny Zakład Doświadczalny Odrzechowa i prywatna
stadnina koni huculskich i arabskich w
Izbach. Działa tu też wielu innych
mniejszych hodowców i użytkowników koni, którzy wiążą swój los i życie
z tą rasą. Podkreślić należy fakt, że
Polski Związek Hodowców Koni będzie
prowadził Księgę Pochodzenia Koni
Rasy Huculskiej.
Kazimierz Gajewski, długoletni hodowca tych koni w SK Siary, podkreślał, że aby koń huculski rozwijał się
prawidłowo, przede wszystkim nie należy mu przeszkadzać.
Tak w Stadninie Koni Siary, jak i w
Stadninie Koni Huculskich Gładyszów,
kontynuującej tę hodowlę od 1993 r.,
staraliśmy się koniom huculskim nie
przeszkadzać, a raczej pomagać. Właśnie tu ten jakże niewielki, lecz o olbrzymim sercu konik rozwinął swoje
skrzydła. Zaczął być podziwiany w
polskich filmach. Pierwszym był „VIP”
w reżyserii Juliusza Machulskiego, następną
wielką
produkcją
było
„Ogniem i mieczem” Jerzego Hoffmana, potem „Quo Vadis” Jerzego Kawalerowicza, a następnie „Stara baśń –
kiedy słońce było bogiem”, znów Jerzego Hoffmana.
Oglądany i doceniany jest na pokazach, w tym tych najbardziej prestiżowych, jak Mistrzostwa Świata w Za-
www.CzteryKopyta.pl
przęgach Parokonnych Poznań 1993,
na Wystawach Zwierząt Hodowlanych. Ludzie związani z tym koniem
zaczęli wyłącznie dla niego organizować święta i zawody. Do największych zaliczyć należy „Dni Huculskie”
organizowane w Regietowie (SKH
Gładyszów) we wrześniu czy inne,
mniejsze: „Majówka” w Regietowie,
„Konik nie tylko na biegunach” – Iwkowa, czy „Pożegnanie lata z hucułem” – Rudawka Rymanowska.
Hodowcy i miłośnicy koni huculskich
zrzeszeni w Związku Hodowli Konia
Huculskiego stworzyli oryginalną próbę pozwalającą sprawdzić w praktyce
specyficzne zdolności hucułów. Próba
ta, nazwana „ścieżką huculską”, stała
się nieodłącznym elementem rozgrywanego od kilku lat czempionatu
użytkowego
konia
huculskiego.
„Ścieżka huculska” jest atrakcyjna dla
widzów i najlepiej pokazuje zalety koni huculskich. Jest to szereg przeszkód ustawionych na dystansie od
300 do 1000 m, m.in. równoważnia, bramka z firankami,
kłody drzewa, przejazd przez
głęboką wodę, stromy zjazd i
podjazd, ciasny przejazd, skok
posłuszeństwa, „kałuża”.
ność z jeźdźcem i z dumnie podniesionym łbem mija linię mety.
Konie huculskie zyskują coraz większe
znaczenie i zainteresowanie nie tylko
w Polsce. Międzynarodowe imprezy
koni huculskich odbywają się w Czechach, Austrii, Niemczech.
Z uwagi na swoje cechy charakteru –
wyjątkową cierpliwość i łagodność –
konik huculski coraz częściej jest wykorzystywany w hipoterapii, tj. rehabilitacji poprzez jazdę konną i terapii
poprzez kontakt z koniem. Koń wyzwala emocje – od strachu po miłość,
uczy wrażliwości i opiekuńczości, ale
też stanowczości i umiejętności podejmowania szybkich decyzji. Motywuje do działania, daje chęć do zmagania się z przeciwnościami losu. Jest
to wyjątkowa metoda usprawniania
dzięki obecności czworonożnego terapeuty – konia.
Tekst i zdjęcia:
www.huculy.com.pl
Oglądając te pokazy, nie można
wyjść
z
podziwu,
jak
„niezdarny” z wyglądu konik
huculski z gracją pokonuje
przeszkody, zespala się w jed-
www.CzteryKopyta.pl
Str. 41
NAT U RA L NA P RACA Z Z I E M I
NAT U RA L NA P RACA Z Z I E M I
Uciekający rumak…
Niestety, nierzadki to widok. Człowiek zjawia
się na padoku lub pastwisku, a koń albo niby
nic nieznaczącym stępem oddala się od nas,
co dziwne – zawsze tak, aby być naprawdę
daleko, albo ucieka, nie kryjąc swojego
Niezadowolenia z naszego przybycia.
Pewnie niejednemu z nas taka sytuacja się przytrafiła, może przytrafia
często? Tak więc... Jak to zmienić i
sprawić, aby koń w najgorszym wypadku ignorował naszą obecność (a
w najlepszym cieszył się z niej)?
Chciałabym zastanowić się nad przyczyną takiego zachowania ze strony
konia. Wyobraźmy sobie, że za każdym razem, gdy zjawia się jedna
konkretna osoba, musimy iść do pracy, biegać, skakać, wykonywać różne, często monotonne ćwiczenia, do
tego często mając na sobie jakiś ciężar. Czy będziemy chętnie przyjmować takie obciążenie, czy też postaramy się od niego uchylić? Tak właśnie odbiera to koń – albo zwiać, albo pracować. Dodatkowo pracę zaczyna kojarzyć z konkretnymi osobami – ich pojawienie się zawsze oznacza wysiłek. To też przyczynia się do
tego, że koń woli nas jednak unikać.
W tej sytuacji chciałam też zwrócić
uwagę na monotonność pracy – to
bardzo ważny czynnik zniechęcający
konia do jazdy, a tym samym – do
Str. 42
kontaktów z nami. A więc... Co zrobić, aby koń jednak polubił pracę,
pozwalał się bez problemu łapać na
pastwisku? Opiszę kilka sztuczek,
metod, sposobów i schematów postępowania, powiem, jak zmienić
swoje nawyki, aby ograniczyć lub wyeliminować problemy z łapaniem konia.
1. Przeganianie jako rodzaj niewygody.
Gdy koń oddala się od nas podczas
próby łapania, możemy pogonić go,
sprawić, aby to, co dotychczas przynosiło wygodę (odejście), stało się
niewygodne i zmuszało konia do pracy. Odganiać możemy np. uwiązem,
batem, lonżą, rękoma... Bardzo ważne jest jednak, aby odpuścić (tym sa-
Koń na pastwisku
www.CzteryKopyta.pl
Zaciekawiony koń zbliżający się do
łapiącego
mym dać wygodę) w momencie, gdy
koń jest bliżej nas, czy to chce podejść, czy też zatrzymuje się – jednym słowem, robi coś w naszym odczuciu dobrego. Tę metodę najlepiej
na początku zastosować w kontrolowanych warunkach – idealny jest
okrąglak lub lonżownik, jednak nawet
zwykła ujeżdżalnia zda egzamin. Im
mniejsza (bez skrajności), tym lepsza
– będziemy mieli większą kontrolę
nad koniem. A więc wprowadzamy
konia do lonżownika, puszczamy luzem. Gdy koń oddala się od nas – poganiamy go, a przestajemy w momencie, gdy koń patrzy na nas. Wtedy dajemy mu znak, ze to jest OK,
mało tego – powinniśmy w tym momencie ustawić się tak, jakbyśmy
chcieli odangażować zad. Sprawi to,
że koń zbliży się do nas, może nawet
podejdzie. Jeśli nie – możemy chodzić
wkoło niego, aby zachęcić go do podejścia, lub odangażować zad, tak
aby bardziej zbliżać się do konia. Dokładniej – koń biegł w prawo, więc
odangażowujemy zad, ustawiając się
www.CzteryKopyta.pl
do niego prawym ramieniem, pochylając lekko. Jeśli koń nie podejdzie –
kontynuujemy i dalej przestawiany tył
konia, zbliżając się do niego po okręgu, średnica tego okręgu ciągle
zmniejsza się, jesteśmy coraz bliżej
konia, ciągle przestawiając jego zad.
Przestajemy dopiero w momencie,
gdy stoi blisko nas. Można zrobić też
inaczej – po prostu, poprzestać na
jednokrotnym odangażowaniu zadu,
podejść do konia i nagrodzić go.
Uczymy go wtedy stać – niekoniecznie podchodzić blisko. Na pastwisku
powinniśmy postępować analogicznie
– odgonić konia, gdy oddala się, prosić wielokrotnie o odangażowanie zadu, gdy kieruje ucho (wewnętrzne)
na nas, nagrodzić, gdy zatrzyma się
lub podejdzie.
2. Odangażowanie zadu.
Przydatne ćwiczenie, niekoniecznie
przy problemach z uciekającym koniem. Polega na odangażowywaniu
zadu raz z jednej, raz z drugiej strony. Zbliżamy się do konia po kole –
odangażowujemy zad z jednej strony,
zmieniamy kierunek i po trochę
mniejszym kole zbliżamy się do drugiej strony, aby przestawić zad. Gdy
stoimy całkiem blisko – nagradzamy.
3. Odwiedziny na pastwisku.
Błędem jest odwiedzanie pastwiska
tylko wtedy, gdy zabieramy konia na
jazdę. Nic nie stoi na przeszkodzi, aby
pojawiać się na nim częściej, czy to
tylko ot tak, czy też – aby dać wierzchowcowi jakiś smakołyk, aby pobyć
Str. 43
JAZ DA KO N NA
NAT U RA L NA P RACA Z Z I E M I
Koń nie protestuje przy zakładaniu paska na szyję
z nim, jednocześnie nic nie wymagając. To sprawi, że koń przestanie kojarzyć naszą osobę z pracą, znacznie
traktować jako coś zwyczajnego, co
może być fajne. Warto też nawet
przed jazdą kilka razy zbliżać się do
konia (niech zawsze będzie to inna
liczba takich tricków), aby nie za
pierwszym podejściem zabierać go od
przyjemności.
4. Nie od razu do pracy.
Gdy już złapiemy konia, nie zabierajmy go od razu z pastwiska, pozwólmy
mu jeszcze popaść się, zabierzmy na
łąkę, gdzie jest więcej trawy,
czasem dajmy smakołyk.
(Uwaga! Smakołyków nie wolno
nadużywać, wtedy koń zacznie
nas kojarzyć z jedzeniem, przestanie respektować nasza strefę
osobistą i nie będzie przychodził do nas, ale do jedzenia).
5. Urozmaicić pracę. Przyjrzyjmy się naszej pracy z koniem. Czy jest ciekawa, urozmaicona? Czy często wybieramy
się w teren, czy koń jest z niej
Str. 44
zadowolony, czuje się zmotywowany?
Jeśli praca będzie ciekawsza, koń będzie chętniej się jej poddawał. Niezastąpione są wyjazdy w teren, choćby
blisko, na występowanie po np. treningu ujeżdżeniowym. Warto też tuż
po pracy pobyć jeszcze chwilę z koniem, czy to pozwolić mu popaść się,
pochodzić z nim, zamiast zamykać w
karuzeli itp. Takie spędzanie czasu z
koniem bardzo poprawia relacje.
Nie musisz stosować wszystkiego,
wiadomo, że nie zawsze mamy warunki np. na częste tereny czy czas,
aby ot tak, na 5 minut wpadać do
stajni tylko po to, aby posiedzieć na
pastwisku. Ale jeśli naprawdę chcesz
– wprowadzisz część zmian do codziennego porządku, a na pewno zauważysz poprawę w zachowaniu konia przy łapaniu.
Tekst i zdjęcia: Agnieszka Litwa
Czas wolny spędzony z koniem
www.CzteryKopyta.pl
Fot. Krzysztof Stolarski
JAZDA NAPRZÓD
Na pewno każdy, kto uprawia jazdę
konną, powie, że jazda naprzód jest
prosta. Lecz czy jest tak naprawdę?
Podczas jazdy powinniśmy brać pod
uwagę dwie ważne i podstawowe zasady. Bez względu na to, jaką dyscyplinę uprawiamy, koń powinien poruszać się naprzód i być prosty. Te dwie
zasady połączone z zachowaniem rytmu są bazą dla wszelkiej prawidłowej
pracy jeździeckiej. Każda osoba powinna podczas jazdy zwrócić uwagę,
czy koń porusza się prosto. Jeżeli tak
nie jest, jedna z zadnich kończyn
www.CzteryKopyta.pl
przejmuje na siebie zwiększony ciężar.
Może to doprowadzić do kulawizny,
bólu grzbietu, oporu, rzucania głową.
Ruch naprzód
Termin ten wskazuje, dokąd koń
zmierza, a nie – jak tam się dostanie.
Ważne jest także, aby koń myślał o
ruchu naprzód. Jeżeli tak faktycznie
jest, to zareaguje on na najdelikatniejszą wskazówkę ze strony człowieka. Można sprawdzić, na ile koń myśli
o ruchu naprzód, poprzez lekkie ściśnięcie go łydkami. Jeżeli po tym ma-
Str. 45
JAZ DA KO N NA
JAZ DA KO N NA
newrze zwierzę ruszy do przodu, to
dobra nasza. Jeżeli koń zignoruje naszą prośbę, nie starajmy się do niego
dostosować, powtórzmy prośbę, lecz
nieco mocniej, aby uzyskać jego reakcję. Jeżeli koń nadal nie zareaguje,
to możemy wykonać mały trening i
ustawić go na pomoce.
Jak ustawić konia na pomoce?
Jeżeli dajemy zwierzęciu delikatna
wskazówkę, a koń na nią chętnie odpowiada ruchem naprzód, to powinniśmy niezwłocznie go nagrodzić. Nagroda zachęci go, aby przy następnej
naszej prośbie zareagował podobnie.
Lecz jeżeli koń nie reaguje na nasze
prośby, powinniśmy go ukarać, ale
nie chodzi tu o znęcanie się, nie ma
oczywiście o tym mowy. Poproś konia, bardzo delikatnie, o ruch naprzód
– poprzez zamknięcie łydek, robiąc
przejście ze stępa do kłusa Kiedy nie
ma reakcji (jeżeli wcześniej użyło się
silnych pomocy), ukarz go przez mocne wysłanie naprzód. Nie przejmuj
się, jeżeli koń zagalopuje po zastosowaniu kary. Chodzi o to, aby ruszył
naprzód, mimo jego przesadnej reakcji. Zanim ukarzemy konia, pomyślmy
o jego temperamencie. Mocno idącemu do przodu wystarczy parokrotne
puknięcie palcatem (uwaga, puknięcie różni się od uderzenia) lub silniejszy sygnał łydką. Zapamiętaj, że
powinno się umieć dostosować surowość kary do wrażliwości zwierzęcia,
ponieważ każdy koń jest inny i ina-
Str. 46
czej reaguje. Nie chodzi tu o to, aby
terroryzować zwierzę, tylko żeby uzys k a ć p o ż ą d a n y e fe k t ł y d k ą .
Kiedy już zastosowaliśmy karę, powinniśmy powtórzyć ćwiczenie i
sprawdzić pójście naprzód przy użyciu
delikatnych pomocy. Jeżeli to zadziała, to powinniśmy konika szczodrze
nagrodzić.
Na tym etapie, kiedy sprawdzamy poprawność reakcji na sygnał łydką, to
nie jest błędem, kiedy koń zamiast
zakłusować – zagalopuje. Później możemy udoskonalić wskazówkę i wyjaśnić, że mieliśmy na myśli kłus, a nie
galop. Jednak w tym momencie jakakolwiek reakcja naprzód jest pożądana. Lecz jeżeli zobaczymy, że nasz
partner odpowiada „lepiej” na pomoce, lecz nie wkłada w to serca, powinniśmy powtórzyć cały proces od
początku, aż zrobi to prawidłowo. Jeżeli nie zrobimy powtórnego sprawdzianu na pomoce od razu po pierwszym ukaraniu, to spowodujemy, że
koń stanie się niewrażliwy na pomoce, ponieważ uczymy go, że ma iść
naprzód tylko po puknięciu palcatem,
a nie po użyciu delikatnej pomocy
łydkami.
Samodzielne utrzymanie energii
Uważaj, żeby pomaganie koniowi w
ruchu nie stało się Twoim nawykiem.
Polega to na uciskaniu konia łydkami
przy każdym jego kroku. Tak nie powinno być! Twoje łydki powinny spo-
www.CzteryKopyta.pl
czywać bez ruchu wzdłuż boków konia, pomijając to, że dajesz mu konkretny sygnał. Jeżeli będziesz ciągle
używać łydek, spowodujesz przytępienie uwagi konia, zwierzę stanie się
nieznośne albo całkowicie się wyłączy.
Chodzi tu o to, aby „szeptać” do konia. Wielu jeźdźców nie ma świadomości, jak bardzo pomagają swoim
koniom w ruchu naprzód. Błędem jest
sądzenie, że to ich zadaniem jest
podtrzymywanie aktywności konia.
Takie osoby podczas stępa na przemienne używają łydek, w kłusie anglezowanym każdorazowo siadając w
siodło, stosują ucisk łydkami, natomiast podczas galopu łydką podkreślają każdy skok. Takie postępowanie
jest błędem. Ruch naprzód i żywy
chód koń powinien utrzymywać sam z
siebie. Można zrobić prosty test, który
pozwoli nam sprawdzić, czy aby nie
za bardzo pomagamy koniowi w ruchu.
aby utrzymać ruch zwierzęcia do
przodu.
Zrób postanowienie, że koń powinien
sam utrzymywać ruch, i wyjaśnij mu
to w następujący sposób: Poproś go o
ruch naprzód stępem i przestań używać łydek. Jeżeli koń zwolni, popędź
go naprzód w ten sam sposób, w jaki
go ustawiłaś na pomoce (puknięcie
palcata). Ponownie ustal tempo stępa
i powtórz cały proces. Tak długo, jak
Twój koń porusza się energicznym
stępem, chwal go głosem, nie przerywając ruchu. Jeżeli zwolni, powtórz
cały proces. Tak samo zrób w kłusie i
galopie. Zarówno tobie, jak i jemu będzie lepiej, kiedy będziesz używał delikatnych sygnałów zamiast ściskania i
pchania konia przy każdym kroku.
Justyna Talaśka
www.konie.wortale.net
Poproś konia o energiczny stęp, po czym
odstaw łydki od boków zwierzęcia i zauważ, ile czasu minie, zanim koń zacznie zwalniać, a następnie – jak dużo
czasu minie, zanim
się zatrzyma. Ten
odcinek czasowy daje Ci pewne pojęcie,
jak ciężko pracujesz,
www.CzteryKopyta.pl
Str. 47
A RA B S K I ŚW IAT
A R A B S K I ŚW IAT
W cieniu Eksterna
zasłużeni synowie Monogramma
urodzeni w Polsce
Tekst: Rafał Czarnecki
www.polskiearaby.com
Jesienny Pokaz w Janowie Podlaskim
zakończył polski sezon pokazowy. W
tym roku na ringach obejrzeliśmy
wiele pięknych koni. Większość z nich
to potomkowie słynnych reproduktorów zarówno polskiej, jak i zagranicznej hodowli. W klasach najstarszych
koni bezapelacyjny prym wiedzie potomstwo ogiera Monogramm, młodsze pokolenie reprezentuje głównie
krew ogiera Gazal Al Shaqab, natomiast najmłodsze jest po kilku znanych ogierach, na czele z Eksternem, Psytadelem i Enzo.
Użycie ogiera nazywanego „ojcem
czempionów” zwiększa prawdopodo-
Fot: www.bishoplane.com
Monogramm
Str. 48
bieństwo wyhodowania równie udanego potomstwa. Niestety, hodowla
rządzi się własnymi prawami i często
z połączenia czempion – czempion
nie rodzi się równie wyjątkowe źrebię. Także po ogierach najdroższych
(niekoniecznie najlepszych) rodzą się
czasem zwierzęta daleko odbiegające
od ideału. Często o popularności
ogiera decyduje nie eksterier i jakość
potomstwa, które dał do tej pory, a
reklama i znakomita polityka marketingowa. Dlatego nieocenione jest
przeczucie i dobre oko hodowcy, które pośród wielu ogierów potrafi dostrzec tego, który – choć nie dostał
szansy na rozległą promocję – jest
koniem niosącym wartościowe geny.
Wydzierżawiony z USA od pana Bishopa kasztanowaty Monogramm, hodowli Patterson Arabians, wprowadził
do Polski z powrotem krew wyhodowanego w Stadninie Koni Albigowa
znakomitego ogiera Bask gn. 1956
(Witraż – Bałałajka/Amurach Sahib),
który – po sprzedaży w 1963 roku do
USA, gdzie zdobył m.in. tytuł Narodowego Czempiona w 1964 roku – zo-
www.CzteryKopyta.pl
stał okrzyknięty „objawieniem Ameryki”. Do dziś jest chyba najsławniejszym polskim koniem eksportowanym
za „wielką wodę”.
Monogramm – ogier bardzo urodziwy, z piękną głową i szyją, cudnymi
ciemnymi oczami, niezłą kłodą, a nade wszystko z fantastycznym ruchem
– dotarł do Polski w 1992 roku. Krył
w Michałowie przez dwa sezony, po
czym, już po jego powrocie do USA,
w latach 1995-1997 ponownie użyto
jego mrożonego nasienia. Urodziło się
po nim 112 źrebiąt, z niewielką przewagą klaczek, głównie maści siwej i
kasztanowatej, rzadziej gniadej. Znakomita większość jego dzieci odziedziczyła po nim finezyjny i pełen ekspresji ruch oraz wystawową prezencję.
Już w pierwszym roczniku jego przychówku urodził się fenomenalny ogierek – multiczempion, siwy Ekstern.
Ten najbardziej utytułowany syn Monogramma wygrał wszystkie pokazy,
w których brał udział, zdobywając
m.in. tytuły Czempiona Pucharu Narodów w Aachen, Europy i Świata. Wy-
Fot. Erwin Escher
Ekstern
www.CzteryKopyta.pl
walczył je, będąc w dzierżawie u Christine Jamar w Jadem Arabians
(Belgia), gdzie stacjonował w latach
1999-2000. Utytułowany ogier po powrocie do kraju zaczął być używany
na szeroką skalę nie tylko w państwowych stadninach, ale także w prywatnych. Nie ma co się dziwić, że hodowcy zwrócili uwagę właśnie na niego.
Zachwycał arabskim typem, egzotyczną głową, wspaniałym ruchem, a co
najważniejsze – był ogierem, który
dopiero co zdobył najwyższe laury i
był doskonale znany hodowcom (w
tym potencjalnym kupcom jego potomstwa) na całym świecie. Przełożyło się to na mniejsze zainteresowanie
pozostałymi synami Monogramma
urodzonymi w Polsce, których użyto
na niewielką skalę, w większości w
sektorze prywatnym. Jak się okazuje
po latach, niejednokrotnie decyzja o
ich użyciu była słuszna, a potomstwo
wartościowe i urodziwe. Może większość z nich nie do końca dostała
swoją szansę, będąc w cieniu zjawiskowego Eksterna?
Jednym z nich jest urodziwy, w dużych ramach, o wybitnie wydajnym i
zamaszystym ruchu, ogier Ganges,
który bardzo przypomina swego sławnego pradziadka Baska. Ten charyzmatyczny, ciemnogniady koń o bujnej grzywie ma wielbicieli na całym
świecie. Jest ucieleśnieniem prawdziwego polskiego kuhailana łączącego
urodę z dzielnością. Jego atletyczna
Str. 49
A RA B S K I ŚW IAT
A RA B S K I ŚW IAT
Fot: Stuart Vesty
Ganges
budowa, którą bez wątpienia odziedziczył po matce oaksistce (Garonna/
Fanatyk), pozwoliła mu osiągnąć wysoki współczynnik powodzenia równy
3,0. Będąc w trzyletniej dzierżawie w
USA (w latach 2002-2004), zdobył nie
tylko tytuł wiceczempiona tego kraju,
ale także Top Ten Country English
Pleasure w Scottsdale, potwierdzając
tym samym, że jest koniem zarówno
pięknym, jak i doskonale sprawdzającym się pod siodłem. Widać to było
także na II Jesiennym Pokazie w Janowie Podlaskim w 2002 roku, gdzie
startował w 3 klasach, z czego dwie
wygrał w pięknym stylu, a w kolejnej
zdobył drugą lokatę. Choć w porównaniu z Eksternem dał dotychczas w
Polsce niewiele potomstwa, to bez
wątpienia jest to stawka bardzo wysokiej klasy. Świadczą o tym rekordy
cenowe na aukcjach w poprzednich
latach, począwszy od sensacyjnej
sprzedaży (jako Lot 0) Wieży Wiatrów za 220 tys. dolarów, poprzez
Str. 50
Zulejkę, Złotą Wieżę, aż do sprzedanej w tym roku karej Wróżki.
Wielu miłośników tego fenomenalnego ogiera ubolewało nad ograniczonym wykorzystaniem go w polskiej
hodowli, spowodowanym najprawdopodobniej tym, że w rodzimej stadninie większość najlepszych potencjalnych partnerek była z nim bezpośrednio spokrewniona poprzez jego ojca
Monogramma. Słuszną więc ideą było
przekazanie go w 2006 roku na sezon
stanówkowy do janowskiej stadniny.
Miłośnicy ogiera z wielką nadzieją
spoglądali w przyszłość, oczekując jego pierwszego przychówku urodzonego w nadbużańskiej stadninie. Nie
dziwi więc fakt, że większość gości
przybyłych na XII Walny Zjazd PZHKA
z wielką niecierpliwością czekała na
prezentację źrebiąt z rocznika 2008,
która odbyła się drugiego dnia zjazdu, 30 marca. Wszyscy byli pozytywnie zaskoczeni jakością zaprezentowanego potomstwa Gangesa. Dość
ciekawą koncepcją hodowlaną było
pokrycie nim córek utytułowanego
ogiera Gazal Al Shaqab: gniadej Belgicy, pięknej córki Pipi – Pomeranii
oraz Ekumeny. Szczególną uwagę
gości przykuła prześliczna córka Alhambry (po Ecaho) – gniada, o króciutkiej główce, idealnej linii górnej i
dobrym ruchu, czym przypomina
matkę – oraz Pętli (po Visbaden).
Jak się okazało, na wyźrebienie czekało jeszcze kilka klaczy, a wśród nich
www.CzteryKopyta.pl
pustynnie sucha, o horyzontalnej linii
górnej Eutona (po Etogram) oraz
charyzmatyczna Eula (po Arbil).
Pierwsza z nich, Eutona, była wręcz
wymarzoną partnerką dla Gangesa –
urodziwa reprezentantka umownego
typu kuhailan dawała nadzieję na
uzyskanie szlachetnego potomstwa.
Klacz, należąca moim zdaniem do ścisłej czołówki najcenniejszych janowskich matek, emanuje pięknem i nie
sposób przejść obok niej obojętnie. O
takim koniu marzy każdy hodowca,
bo wprawdzie zdarzają się konie piękne, ale rzadko przekazują swoje piękno potomstwu. Ona zaś udowodniła,
że jest niezastąpiona w hodowli, dając w swojej krótkiej dotychczasowej
karierze dwa ogiery czołowe: siwego
Euryklesa i gniadego Eola. Dlatego
z dużą niecierpliwością czekano na
kolejnego źrebaka od niej, tym razem
po ogierze Ganges. Eutona znów nie
zawiodła hodowców, rodząc 22 kwietnia „czarną perłę”. Kara klaczka o
wdzięcznym imieniu Eutyna, o krótkiej, szczupaczej głowie, długiej, łabędziej szyi i harmonijnej budowie,
łączy w sobie najlepsze cechy obojga
rodziców. Zapewne nieraz przyjdzie
nam podziwiać tę klaczkę na ringach
pokazowych.
jego potomstwo wyróżnia się predyspozycjami wyścigowymi oraz wszechstronną użytkowością wierzchową.
Np. Derby w 2005 r. wygrał og. Don
Carlos (od Decyzja/Pamir), a klacz
Wandea (od Wilnianka/Tallin) z powodzeniem startowała w klasach
ujeżdżeniowych na tegorocznym III
Jesiennym Pokazie w Janowie Podlaskim oraz zwyciężyła w klasie skoków
przez przeszkody. Podczas prezentacji
w ramach XII Walnego Zjazdu PZHKA
obejrzeliśmy m.in. ogierka od Sarmacji (po Gil), który nie tylko cechował się urodą, ale przede wszystkim
zwrócił na siebie uwagę nietuzinkową
odmianą na chrapie, przypominająca
kształtem jedynkę. Czyżby ogierek od
urodzenia dawał do zrozumienia, że
będzie pierwszy przekraczał celownik
na wyścigach? Kto wie, może rośnie
nam kolejny derbista po Gangesie?
Oprócz Sarmacji potomstwo po Gangesie urodziły klacze wywodzące się z
dobrze biegających linii, jak Botura
Fot: Stuart Vesty
Wróżka
Na uwagę zasługuje również fakt pokrycia Gangesem kilku klaczy z tzw.
programu wyścigowego. On sam bardzo dobrze spisywał się na torach, a i
www.CzteryKopyta.pl
Str. 51
A RA B S K I ŚW IAT
A RA B S K I ŚW IAT
(po Samsheik), Salsa (po Wojsław) –
oaksistka, córka Sarmacji, Sabina
(po Pamir) – również wywodząca się
z sublinii Sasanki, oraz Windobona
(po Furiat), z sublinii Winety. Ta
ostatnia urodziła po Gangesie skarogniadego ogierka Winaro, umiarkowanie (w 6,25%) zinbredowanego na
ogiera Monogramm.
Elbaraday
Tekst: Rafał Czarnecki
www.polskiearaby.com
Araby
www.fausthorse.pl
Kantar parciany z serii
Happy-Go-Lucky
w serduszka+uwiąz w
identyczny wzór.
Rozmiar: shetland
Str. 52
pod siodłem
w Janowie
Zdjęcia: Marta Wołosz
www.polskiearaby.com
W sobotni poranek, 15 listopada, na
terenie Stadniny Koni Janów Podlaski
rozpoczęły się jednodniowe zmagania
zawodników i wierzchowców w klasach dla koni czystej krwi arabskiej.
Konkurencje ujeżdżenia L3, Classic
Pleasure oraz Native Costume odbywały się przy okazji regionalnych halowych zawodów w skokach przez
przeszkody. Pierwszą klasą dla koni
czystej krwi było ujeżdżenie L3. Obserwując przejazdy, można było zauważyć pozytywną różnicę w pozio-
www.CzteryKopyta.pl
mie wyszkolenia zawodników i koni w
porównaniu do poprzedniej imprezy,
w której startujące pary brały udział.
W tym konkursie miejsce pierwsze z
wynikiem 66,667% zajęła para Patrycja Mroczkowska i Metropolis NA
(Consensus – NDL Martinique), która
wierzchowców w stylu klasycznym
podczas wspólnego przejazdu na arenie. Tu, pomimo wietrznej i zimnej
pogody, która nieco dekoncentrowała
konie, również można było zauważyć
poprawę w przejazdach w stosunku
do konkursów podczas Janowa Jesiennego. Przede wszystkim
Metropolis NA zawodnicy nie popełniali tylu błędów. Rozważniej wykorzystywali powierzchnię
areny i uważniej wykonywali manewry (co również
jest ważne przy ocenie wrażenia ogólnego w tej konkurencji), a przejazdy były
dużo płynniejsze i spokojniejsze. Na miejscu pierwszym, podobnie jak w konkursie ujeżdżenia, zatriumwykonała spokojny i przyjemny dla fowała para Patrycja Mroczkowska i
oka przejazd. Miejsce drugie z wyni- Metropolis NA (Consensus – NDL
kiem 66,250% zajął Piber (Pamir – Martinique). Ich przejazd był najswoPilina) pod Jagodą Florczak. Na trze- bodniejszy, tempo równe, a przejścia
cim miejscu uplasowała się para Kata- pomiędzy chodami najpłynniejsze.
rzyna Stawiska i Pedagog
(Pilot – Pętla), osiągając
Salar i Alwaro
wynik 65,000%. Wszystkie
trzy zawodniczki reprezentowały barwy SK Janów
Podlaski.
Bezpośrednio po konkursie
ujeżdżenia rozegrano klasę
Arabian Classic Pleasure, w
której zawodnicy mieli za
zadanie zaprezentować
umiejętności i ułożenie
www.CzteryKopyta.pl
Str. 53
A RA B S K I ŚW IAT
A RA B S K I ŚW IAT
racji tradycyjnych arabskich
strojów barwniejsza, a a ze
względu
na
sposób prezentowania wierzchowców w galopie i galopie
dodanym – także bardziej dynamiczna. Konie
powinny
chara kte ry zo wać się ładną i
wyniosłą akcją nóg i zaangażowanym
zadem. Wśród startujących wyróżniały się Elbaraday (Etogram – Esme-
Grom
Metropolis jest koniem już doświadczonym i utytułowanym w klasach
Pleasure, co widać w porównaniu z
pozostałymi wierzchowcami biorącymi udział w tej klasie. Miejsce drugie
przypadło parze Jagoda Florczak i Piber (Pamir – Pilina), natomiast trzecią pozycję wywalczyła para Łukasz
Zagor i Salero (Metropolis NA – Salina). Koń ten w kwietniu tego roku,
podczas Western & Arabian Show 2008, debiutował pod amazonką Danutą Konończuk, gdzie wywalczył pierwsze miejsca w Arabian Classic Pleasure i klasie Pleasure w strojach historycznych polskich. Podobnie jak ojciec
(Metropolis NA) posiada on predyspozycje do tych konkurencji.
Miejsce pierwsze: Elbaraday
(Etogram – Esmena) pod Kamilą
Stwoll, miejsce drugie: Metropolis
NA (Consensus – NDL Martinique)
pod Patrycją Mroczkowską, miejsce
trzecie: Salar (Ecaho – Saba) pod
Aleksandrą Owerko.
Klasę Native Costume rozegrano dopiero pod koniec dnia, już po zakończeniu konkursów skoków. Klasa ta,
w odróżnieniu od poprzedniej, jest z
Str. 54
na) i Metropolis
NA
(Consensus –
NDL Martinique), które posiadały najlepsze
predyspozycje
ruchowe do tej
klasy. Przypomnijmy, iż te
same
konie
pod
innymi
jeźdźcami, podczas Mistrzostw
Europy
koni
arabskich
w
Stadl Paura, zdobyły złoty i srebrny
medal w tej klasie dla Polski. W tej
konkurencji wyniki w Janowie przedstawiały się następująco:
Salar
www.CzteryKopyta.pl
Tym barwnym i miłym dla oka akcentem zakończono zawody. Podsumowując, należy wspomnieć o bardzo
dobrej atmosferze zawodów, wyższym poziomie zawodników, niskich
opłatach organizacyjnych i za boksy.
Mankamentem było zbyt małe rozpropagowanie zawodów, co skutkowało znikomą ilością publiczności.
www.CzteryKopyta.pl
Salar
Niestety, bez widzów trudniej zdobyć
sponsorów zainteresowanych wspieraniem tych klas. Trudniej także promować rasę czystej krwi arabskiej jako w pełni wartościową użytkowo
pod siodłem. Kolejnym słabym punktem była minimalna liczba koni prywatnych zgłoszonych do zawodów.
Na jedenaście – tylko trzy. Miejmy
jednak nadzieję, iż następnym razem
spotkamy się w większym gronie, a
liczniejsza publiczność nagrodzi brawami uczestników.
Tekst i Zdjęcia: Marta Wołosz
www.polskiearaby.com
Str. 55
PO LS KA KAWA L E R IA
PO LS KA KAWA L E R IA
Wieniawa cz. 2
Przyzwyczajonemu, jak wydawać
mogłoby się, do luksusowego
życia w otoczeniu artystycznego establishmentu paryskich salonów, spartańskie życie garnizonowe
przypadło wielce do gustu.
Nie przeszkadzały mu wczesne pobudki, wszechobecne krzyki, wojskowy dryl i skromne, wojskowe menu,
składające się z razowego chleba,
białego sera, kaszy, czarnej kawy i
tym podobnych specjałów. Całym
sercem oddany sprawie, znosił dzielnie trudy służby, pełen nadziei na odzyskanie wymarzonej niepodległości.
Ta zaś wydawała się być blisko, jak
nigdy dotąd…
W nocy z pierwszego na drugi sierpnia 1914 roku Piłsudski rozpoczął
urzędowanie w Sztabie Armii Polskiej.
Powagę instytucji mącić mógł jedynie
fakt, iż mieściła się w popularnej kawiarni Esplanada, w której to jednym
pomieszczeniu przyszły Marszałek
pracował wraz z szefem sztabu Kazimierzem Sosnkowskim, zza ściany
zaś dobiegały radosne wrzaski strzelców, świętujących rychły wymarsz na
front, przeciw Moskalowi. Nie zabrakło i pośród nich Wieniawy, który nie
tylko pił równo że wszystkimi, ale i
jeszcze sowicie stawiał kolejki niektórym kolegom, realizując niezwykle dla
siebie ważny plan. Pamiętać należy
bowiem, iż póki co był piechocińcem,
Str. 56
do uszu jego doszła jednakże wiadomość, iż ma zostać sformowany 1
Pułk Ułanów Kawalerii Legionowej, w
którym to, jak mniemał, powinien i
on się znaleźć. Artystyczna poetyckomalarska dusza widziała się bowiem
raczej w siodle, jako ułana szarżującego na wroga, niźli szarego strzelca,
udeptującego cierpliwie ziemię w
okopach. Barwny kawaleryjski mundur, z wyłogami i lampasami, ciekaw-
Z Komendantem
www.CzteryKopyta.pl
szy był dla Wieniawy niźli szary
strzelca strój. Sprawę postanowił zatem załatwić u samego źródła, którym był założyciel i dowódca Pierwszego Pułku Ułanów – Władysław Belina-Prażmowski, który po kilku
wspólnie wychylonych kieliszkach
zgodził się przyjąć Wieniawę do oddziału, pod takim jednak warunkiem,
że stawi się w nim z własnym koniem
i rozkazem przeniesienia do kawalerii.
Wiedzieć bowiem należy, iż formująca
się odrodzona jazda polska cierpiała
na ustawiczny brak koni i sprzętu. Początkowo więcej w pułku było siodeł
niż koni, na które można by je nałożyć.
Sprawa przyjęcia do wymarzonych
ułanów wydawała się być niemalże
załatwiona… Z jednym „ale”… O świcie 2 sierpnia 1914 roku do Królestwa
wyruszył patrol, który przejdzie do
historii jako „siódemka Beliny”. Wyszło ich siedmiu: Janusz Głuchowski,
Zygmunt Bończa-Karwacki, Stefan
Hanka-Kulasza, Stanisław GrzmotSkotnicki (ten sam, który pojął za żonę Stefanię Calvas, pierwszą małżonkę Wieniawy), Antoni Jabłoński, Ludwik Kmicic-Skrzyński i sam Belina na
czele. Wyszli pieszo na rozpoznanie,
wrócili konno, stanowiąc zalążek odradzającej się kawalerii polskiej. Skąd
wzięli konie? Pisałem już kiedyś, jak
legioniści organizowali konie, Beliniacy załatwili to pewnie w taki sam
sposób… Jak nietrudno zauważyć, w
www.CzteryKopyta.pl
składzie pierwszego patrolu Beliny nie
znalazł się Wieniawa. Na wymarzone
lampasy przyjdzie mu jeszcze poczekać. Tymczasem Piłsudski formuje
kompanię w sile 144 ludzi, która jako
Pierwsza Kadrowa przekroczy później
granicę z Królestwem. Do zaszczytnego grona żołnierzy losowano. Wieniawa drżał tedy z obaw, czy aby nie zostanie pominięty. Gdy zawołano jednakże „numer 45”, pełen radości dołączył do szeregu wybrańców. Wyruszyli o świcie 6 sierpnia 1914 r. szosą
w kierunku Kielc. O godzinie 9:45 dotarli do granicy Galicji z Królestwem,
gdzie w historycznym akcie zwalili
słupy graniczne i pomaszerowali dalej, ku upragnionej niepodległości, ku
Polsce. Wieniawa nie omieszkał wykorzystać granicznego incydentu dla
swoich potrzeb i zdzieliwszy rosyjskiego strażnika w łeb, zdobył szablę,
tym cenniejszą, że kawaleryjską. Pomaszerował tedy wraz z nową zdobyczą dalej, snując marzenia o rozwianych końskich grzywach i wojence
oglądanej z wysokości siodła. 10
sierpnia Pierwsza Kadrowa zatrzymała się pod Wodzisławiem, a Wieniawa
zniknął bez śladu. Zarekwirował czym
prędzej kasztana, dopłacając przy
tym za siodło, i ruszył z kopyta w
stronę Kielc, by jak najszybciej zameldować się u Beliny. Z garścią nabojów, carskim pałaszem i potwornie
obitymi od karabinu plecami – po
trzech dniach pościgu stanął w gronie
kolegów, z którymi dopiero co przed
Str. 57
PO LS KA KAWA L E R IA
tygodniem świętował w Esplanadzie.
W tymże towarzystwie ruszył dalej w
drogę do Kielc, gdzie przyjdzie mu
stoczyć pierwsze potyczki z wrogiem.
Już na miejscu zmuszony jest pozostawić swojego pierwszego czworonożnego towarzysza, który został
ranny w boju. Nowo zaś poznany niejaki pan Ziębiński zaprasza go do
swego domu, w którym poczęstowany kielichem dobrego wina, dzielny
wojak może się wreszcie porządnie
umyć. Nie dzięki winu czy miednicy z
wodą wizyta ta będzie ważna. Przy
pożegnaniu bowiem Ziębiński zdjął ze
ściany ułańską szablę i wręczył ją
Wieniawie, dodając, że „wstyd to, by
w mundurze podporucznika 1
Pułku Ułanów
Str. 58
PO LS KA KAWA L E R IA
polski kawalerzysta z kozacką szaszką
przy boku chodził”. Do Kielc dotarła
tymczasem „osierocona” przez Wieniawę Pierwsza Kadrowa. Dochodzi
do kolejnych potyczek z Moskalami,
jak ta, kiedy to Beliniacy, objadając
się w Bristolu befsztykami, zauważyli,
jak na rynku pojawił się samochód z
karabinem maszynowym. Niewiele
myśląc, pozwolili obiadowi wystygnąć, sami zaś wybiegli z lokalu i wygarnęli do Moskali tak, że przy życiu
pozostał tylko szofer. Niedługo jednakże w stronę Kielc zaczęły ściągać
mocniejsze siły wroga, polskie wojsko
na rozkaz szefa sztabu, majora Sosnkowskiego, opuściło miasto. Wieniawa, pozostając bez konia, musiał jednakże poczekać, aż ten wydobrzeje,
czekała go więc kolejna pogoń za
swoim oddziałem, który urósł w siłę i
stał się Pierwszem Szwadronem
Pierwszego Pułku Ułanów Legionowych. Zadanie było o tyle utrudnione,
iż nowe, twarde siodło dawało się
mocno jego siedzeniu we znaki. Kiedy
zatem dogonił maszerujących w ślad
za
ułanami
strzelców,
oczom
„zdradzonego” Czwartego Plutonu
Pierwszej Kadrowej ukazał się taki
oto obrazek: kapral Długoszowski na
czworakach w rowie, z opuszczonymi
spodniami, syczy z bólu, podczas gdy
wojskowy lekarz smaruje mu odparzone pośladki jodyną. Kompania
przywitała niedawnego towarzysza
broni śmiechem, a ktoś krzyknął:
„Trzymaj się, Bolek! Cierp ciało, kiedyś chciało!”.
www.CzteryKopyta.pl
Krakowiak szwoleżerski
Zakochali się w dziewczynie
Jednakowo szczerze:
Jeden cywil, jeden piechur
I jeden szwoleżer.
Panna, jak to zwykle panna,
Spośród nich wybiera
Raz cywila, raz piechura,
A raz szwoleżera
Cywil, chociaż był bogaty,
Ale był tak głupi,
Myślał, że se serce panny
Za dolary kupi.
Piechur się zalecał do niej
Niezwykle misternie:
Dużo gada, opowiada
I wciąż wzdycha wiernie.
A szwoleżer nic nie mówi,
Tylko w pół ją chwyta,
Nic nie zważa, pieści czule
Całuje i kwita.
Odtąd panna się nie waha
I już nie przebiera:
Rano, we dnie, wieczór, w nocy
Chce mieć szwoleżera.
Odparzenia szybko się goją, a Wieniawa z zapałem walczy z Moskalami. 15
sierpnia 1914 r. w czwórkę wraz z kolegami Beliniakami przepędza szwadron carskich dragonów, za co awansuje do stopnia wachmistrza. Dwa dni
później otrzymują rozkaz wykonania
podjazdu okrążającego Kielce od za-
www.CzteryKopyta.pl
chodu i północy. Zadanie niełatwe,
trzeba przemykać pośród rosyjskich
patroli. Kiedy dojeżdżają do Oblęgorka, Wieniawa poczyna przekonywać
Belinę, że nie powinni zmarnować
szansy, by złożyć wizytę Henrykowi
Sienkiewiczowi, który pisząc Trylogię,
wychował całe pokolenie Polaków, a
serca i umysły niektórych rozpalił tak,
że wstąpili do Legionów. Na barwny i
długi wywód Belina odpowiedział
krótko: „Byczo! Nie strzęp darmo języka, kiedy masz słuszność”. Zajechali
tedy ułani przed ganek i ledwie stanęli w szyku, kiedy w drzwiach ukazała
się postać sędziwego pisarza wraz z
córką i synami. Spotkanie było krótkie, aczkolwiek wzruszające. Belina
drżącym głosem wyjaśnił, iż będąc w
okolicy, walcząc o wolną Polskę, uważali za swój obowiązek złożenie hołdu
wielkiemu pisarzowi. Po wizycie w
Oblęgorku Beliniacy wracają na szlak
bojowy, na którym potyczka sypie się
za potyczką. Nie stroni od nich Wieniawa, wyróżniając się odwagą czy
wręcz brawurą. Wszystko to w fatalnych warunkach, na starych, rozlatujących się siodłach bądź bez nich, z
obijającymi plecy, długimi karabinami,
nieprzystosowanymi do służby w kawalerii, a jeźdźcy poodparzani, jednakże w doskonałych humorach i nastrojach. Wszak odnoszą zwycięstwo
za zwycięstwem. Choć mniej liczebni
niż carska konnica, przez tydzień zaledwie pięcioma plutonami terroryzują
całą dywizję. I tak w połowie paź-
Str. 59
PO LS KA KAWA L E R IA
dziernika Legiony podchodzą pod
Warszawę. Ofensywa na stolicę załamuje się jednakże, Piłsudski dostaje z
kwatery głównej wojsk austriackich
rozkaz do odwrotu. Nastroje zdecydowanie pogarszają się, wódz nie zamierza jednakże kapitulować, zamierza wracać do Krakowa i walczyć dalej. Jest to dla Wieniawy znamienny
czas, jako że po raz pierwszy zostaje
na krótko oddelegowany do pełnienia
funkcji adiutanta Piłsudskiego. Wraca
do oddziału i wraz z nim wkracza do
Krakowa, gdzie zostaje rozlokowany.
Podwawelski gród przynosi legionistom zasłużony odpoczynek, a Wieniawie awans na podporucznika. Paraduje tedy w nowiutkim mundurze,
znów sieje spustoszenie w sercach
młodych panienek i mężatek. Upamiętnia te radosne chwile, pisząc
„Krakowiaka szwoleżerskiego”. Nie
jest mu dane jednakże długo w Krakowie zabawić, jako że Piłsudski wysyła Beliniaków na Podhale. Wieniawa toczy zatem potyczki z Moskalami
niemalże w swoich rodzinnych stronach. Tam też odznacza się wyjątkową odwagą, kiedy to kierując odbywającą się pod ostrzałem przeprawą
przez Dunajec, skupia na sobie ogień
nieprzyjaciela, by jego podkomendni
mogli sprawnie i bezpiecznie ujść na
drugi brzeg. Sylwestra roku 1914
spędzają ułani we wsi Rajbrot. Nim
zaczęło się hucznie zaplanowane powitanie nowego roku, w kwaterze pojawiła się młoda kobieta, żądając pil-
Str. 60
PO LS KA KAWA L E R IA
nie rozmo- Haniś, moja Haniś,
wy z rotmi- Cóżeś za Hanusia,
strzem Beli- Jak wsiadłaś na konia,
ną. Gdy tylTo aż konik przysiadł.
ko się pojaHaniś, moja Haniś,
wił,
oświadczyła Cóżeś za kochanka,
stanowczo, Kiej ci z gęby jedzie
że zamierza Rum i przepalanka.
przyłączyć
się do jego oddziału – i na nic zdały
się tłumaczenia, że w kawalerii kobiety nie służą. Oburzona zawołała: „Jak
to nie?! A Hanka?!”. Po tymże argumencie Belina ustąpił, zastrzegając,
że przyjmie panienkę do oddziału, jeśli zgodzi się zawsze kwaterować z
Hanką, po czym poprosił najbliżej
stojącego Wieniawę, by pilnie sprowadził Hankę. Po chwili ten stawił się
wraz z rosłym chłopiskiem, o twarzy
zbója, z czarnymi bokobrodami. Był
to Stefan Hanka-Kulesza, jeden z
pierwszej siódemki Beliniaków. Na
ten widok dziewczę odstąpiło od swoich zamiarów, a Wieniawa uwiecznił
cały incydent w piosence, której jedynie dwie zwrotki się zachowały. Pozostałe, jak sam mawiał, były na tyle
nieprzyzwoite, że nie nadawały się do
druku.
Po hucznej zabawie sylwestrowej w
towarzystwie samego Komendanta
Beliniacy wracają na front. W marcu
1915 r. Wieniawa w uznaniu zasług
na polu walki otrzymuje drugą
gwiazdkę i awans na porucznika. Tuż
www.CzteryKopyta.pl
po nim, wraz z kawaleryjskim towa- Miał jechać do stacjonujących nierzystwem, na rozkaz Beliny zsiada z opodal Austriaków i pilnować ich, by
konia i rozpoczyna nudną służbę w w razie bitwy nie opuścili cichaczem
okopach nad Nidą, której jedyne pola walki, pozostawiając legionistów
„atrakcje” to zimno, głód i wszy. swojemu losowi, jak to zdarzało im
Szczęśliwie okopowa mordęga nie się wcześniej. Przed wyjazdem Wietrwa długo i po dwóch tygodniach niawa zaproszony przez Piłsudskiego
ułani siadają ponownie na koń. Za- bierze udział w naradzie, na której, w
meldowawszy się u Piłsudskiego, bio- zasadzie niepytany o zdanie, zabiera
rą udział w karczemnej awanturze, głos i wygłasza pogląd zgoła odmienktóra po chwili okazać się ma niepo- ny od zdania zgromadzonych wyżrozumieniem. W czasie gdy Wieniawa szych oficerów. Ku zdziwieniu wszystwraz z towarzyszami przesiadywał w kich, a najbardziej przerażonego właokopach, ułani drugiego szwadronu sną śmiałością Wieniawy, Komendant
wybrali się do Jędrzejowa, gdzie przyznaje mu rację. Z kolejną misją
ostentacyjnie zademonstrowali swój jedzie Wieniawa do Sztabu Generalstosunek do Austriaków, szarżując na nego AOK (Armee Ober Komando).
wojskową orkiestrę. Wyszła z tego Piłsudski został bowiem odznaczony
niezła awantura, Piłsudski zaś przeko- austriackim odznaczeniem – Orderem
nany był, że tego typu „fantazja” po- Żelaznej Korony, którego bynajmniej
nieść mogła jedynie Wieniawę i jego nie zamierzał przyjąć. Trzeba było
najbliższe towarzystwo, nie pytał te- jednakże jakoś wyjść z sytuacji, z
dy, gdzie byli, a zrugał ich, na czym czym Wieniawa doskonale sobie poświat stoi, na dzień
dobry. Pomimo tak
wyrobionej,
trzeba
przyznać,
swoistej
opinii u Komendanta,
nie przyszło długo
Wieniawie czekać na
kolejne spotkanie ze
swoim Wodzem. Jechał na nie z obawą
w sercu, myśląc, za
co to tym razem mu
się oberwie. Tymczawizyta J. Piłsudskiego
sem Piłsudski powiew Bobowej
rzył mu ważną misję.
www.CzteryKopyta.pl
Str. 61
PO LS KA KAWA L E R IA
S PO RT
dawnego zaborcy. Wzięli
Lubelszczyzna lato 1915 się tedy na sposób, postanawiając uniknąć przyjęcia
rozkazu. Gnali do przodu,
ile sił starczyło, lejąc i rąbiąc znienawidzonych Moskali, nocując po lasach i
wsiach. Trud ich okazał się
jednakże nadaremny, jako
że na którymś postoju dopadł ich austriacki kandydat na dowódcę. Pierwszym napotkanym przez
niego Polakiem był pechowo Wieniawa, który płynną
niemczyzną oświadczył, iż
to, co widzi, to jedynie
szwadron legionowej karadził. Oświadczył, iż Komendant czu- walerii, dowództwo natomiast znajduje się zaszczycony przyznaniem mu je się gdzie indziej, po czym wskazał
tak wysokiego odznaczenia przez Je- fałszywy kierunek. Austriacy pomknęgo Cesarską Mość Franciszka Józefa, li do, jak mniemali, stacjonującego
jednakże nie może go przyjąć, jako tam Beliny, sami zaś Beliniacy, skoże nie dysponuje w chwili obecnej czywszy na koń, pomknęli dalej. Po
polskim odznaczeniem wojennym tej kilku dniach Belina wezwał do siebie
samej rangi. Pierwsza misja dyploma- Wieniawę i oświadczył, iż Komendant
tyczna Wieniawy zakończyła się suk- udaje się do opuszczonej przez Rocesem.
sjan Warszawy i zabiera go ze sobą
jako adiutanta. Nie tak dawno przeLatem 1915 r. Beliniacy zawzięcie ści- cie, bo trzy lata wcześniej, beztrosko
gają uciekających Moskali. Ich celem bawiąc się w Paryżu, obiecał Zuzi Pajest nie tylko pomszczenie poległych niąteczku, że do Warszawy nigdy z
towarzyszy i niszczenie wroga, ale i paszportem nie wjedzie, co najwyżej
oderwanie się od przymusowego so- jako żołnierz, na koniu, z szablą przy
jusznika – armii austriackiej. Tym boku. W niedzielny wieczór 15 sierpbardziej oburza ich wiadomość, iż ka- nia 1915 r. obietnicę swą spełnił…
waleria Pierwszej Brygady została
podporządkowana dowództwu nieTekst: Piotr Dobrowolski
Str. 62
www.CzteryKopyta.pl
Mistrzostwa Świata 2008 w Terengganu (Malezja) wygrała hiszpańska zawodniczka Maria Alvarez Ponton na
francuskim arabie, wałachu Nobby
1995 (Prophecy EF – Nocturne/
Nabucco). Dystans wynosił 160 km, a
zwycięska para prowadziła od pierwszej bramki do mety – podał serwis
endurance.pl. Na starcie, o 17.30 czasu lokalnego, stawiło się 127 koni.
Zawody odbywały się przy upalnej
pogodzie (34°C) i bardzo wysokiej
wilgotności. Po kilku godzinach, nocą,
spadł ulewny deszcz – prawdziwa tropikalna burza, która trasę zmieniła w
jezioro, a widoczność zredukowała do
zera, jako że wysiadło oświetlenie.
Trasa pierwszej pętli (28,8 km) – w
sumie było ich siedem – wiodła wiejskimi, płaskimi drogami. Już godzinę
po starcie na prowadzenie wyszła
późniejsza zwyciężczyni Maria Alvarez
Ponton. Pierwszą pętlę przejechała z
prędkością 20,45 km/h. Na metę
wpadła galopem, z dużą przewagą
nad rywalami.
zentant Zjednocznych
Emiratów Arabskich Sultan Ahmad Bin Sulayem
na koniu Tazoul el Parry po Dunixi. Drużynowo
zwyciężyła ekipa Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Przypomnijmy, że Maria Alvarez
Ponton to gwiazda sezonu rajdowego
2007 (wygrała m.in. Mistrzostwa
Świata Młodych Koni w Compiegne,
Maria Alvarez Ponton i koń Julius
De La Drom, Rajdowe MŚMK w
Compiegne 2007, fot. M. Kacprzyk
140 km). Jej mąż, Hiszpan Jaume
„Juma” Punti Dachs (Wicemistrz Europy 2007), jest trenerem koni należących do szejka Mohammada Bin
Rashid Al Maktouma i prowadzi stajnię treningową w Dubaju.
W zawodach nie startowali polscy zawodnicy ani polskie konie.
Drugie miejsce zajął Agustin Vita z
Argentyny na arabskim koniu Baraka
Ibn Al-Tamah 1998 (ZT Shahkar Al Tamah/Tasrudi). Brąz zdobył repre-
www.CzteryKopyta.pl
Str. 63
R A SY K O N I
R A SY K O N I
NAZWA: Koń Brabancki
ŚREDNI WZROST: 170 cm
RODZAJE MAŚCI: Dereszowata lub
kasztanowata
MIEJSCE POCHODZENIA: Belgia
TYP: Zimnokrwisty
UŻYTKOWANIE: Pociągowy
CHARAKTER: przyjazny dla ludzi i innych koni
Jest to niezwykle stara rasa, zapewne
spokrewniona z ardenami, pochodząca od prehistorycznych koni z okresu
aluwialnego. Brabant, nazywany również koniem belgijskim, wywarł
wpływ na wiele innych ras pociągowych. W okresie średniowiecza był
znany jako koń flandryjski i odgrywał
decydująca rolę w tworzeniu ciężkich
ras angielskich, takich jak shire, clydesdale i suffolk punch, prawdopodobnie miał też wpływ na wczesne
irlandzkie konie pociągowe.
Udoskonalenie rasy nastąpiło w XIX
wieku, kiedy to wyodrębniono trzy
różne typy związane z liniami genetycznymi. Pierwszym był colossal horse of Mehaigne (olbrzymi koń z Mehaigne) – za jego założyciela uważa
się tu ogiera Jeana I; drugi to big
horse of the Dendre (duży koń znad
Dendre) założony przez ogiera Orange’a I; trzeci to grey horse of Nivelles (siwy koń z Nivelles), który bazował na stadzie wytworzonym przez
ogiera Bayard. Potomstwo wielkiego
Str. 64
ogiera Orange’a I odnosiło znaczne
sukcesy podczas pokazów w XIX wieku, ale już na początku XX wieku owe
trzy typy przestały być rozróżniane.
Księga stadna rasy została założona
w Belgii w 1855 r. przez Societe Royale Le Cheval de Trait Belge. Od tego
momentu liczba tych koni na terenie
Anglii znacząco spadła. Brabanty natomiast pozostały popularne na terenie Ameryki, gdzie również założono
ich księgę stadną w 1887 r. Odmiana
amerykańska konia brabanckiego
podlegała zmianom i różni się od oryginału, jest bowiem bardziej elegancka. Są to jedne z najpotężniejszych
www.CzteryKopyta.pl
koni pociągowych, które łączą niezwykłą siłę z chętnym do współpracy
charakterem. Są niezwykle mądre i
mają łagodne usposobienie. Są niesamowicie wytrwałe, wprost idealne do
wykonywania ciężkiej pracy czy pokonywania wielu kilometrów.
Brabanty posiadają małą, relatywnie
krótką głowę na grubej, wygiętej w
łuk i muskularnej szyi, wielkie, potężne łopatki i masywny, wysoki zad
oraz krótkie nogi ze szczotkami wokół
stawów pęcinowych. Kopyta są
kształtne, średniej wielkości, a ogon
jest nisko osadzony. Wykrok mają
dość krótki, typowy dla akcji koni po-
www.CzteryKopyta.pl
ciągowych, ale ruch w stępie dobry.
Przed erą mechanizacji konie tej rasy
były eksportowane do Ameryki i wielu
krajów Europy z powodu nadzwyczajnej wydajności w pracy pociągowej,
ale od zakończenia II wojny światowej ich liczba znacznie spadła. Obecnie nadal są hodowane, jednak niestety przeważnie na potrzeby przemysłu mięsnego. Na ogół mają
umaszczenie kasztanowate lub gniado-dereszowate, a ich wzrost dochodzi do 170 cm, czasem nawet więcej.
Tekst: Ashley i Kaja Walkowskie
Zdjęcia: www.dkimages.com,
www.farm3.static.flickr.com
Str. 65
HOR S E ENGLISH
RECENZJE
Tytuł: „Honor kawalerzysty” / In Pursuit of
Honor (1995)
Produkcja: USA
Gatunek: Dramat, Western
Reżyseria: Ken Olin
Scenariusz: Dennis Lynton Clark
Zdjęcia: Stephen F. Windon
Nuzyka: John Debney
Czas trwania: 111
Opracowała: Anna Kuzio
Breeds and types (part I)/ Rasy i typy (cz.I)
rasy czyste
pure breeds
czysta krew arabska
pure-bred Arab
pełna krew angielska
anglo-arab
English thoroughbred/ thoroughbred
Anglo-Arab
półkrew
part-bred, half-bred
półkrew arabska
part-bred Arabian
półkrew angielska
English part-bred
półkrew anglo-arabska
part-bred Anglo-Arabian
koń rodzimy
native horse
koń lekki, ciepłokrwisty
light horse, warm-blooded horse
koń ciężki, zimnokrwisty
heavy horse, cold-blooded horse
kuc, pony, konik
pony
koń dobrze galopujący
gallop-horse
stępak
cart-horse
kłusak
trotter
inochodziec
pacer. ambler
Str. 66
www.CzteryKopyta.pl
Jest rok 1935 – generał MacArthur
wydał rozkaz przezbrojenia armii
amerykańskiej i wyposażenia jej w
wozy pancerne i czołgi. Dla zasłużonych jednostek żołnierzy i koni kawalerii US Army oznacza to koniec istnienia.. Osnuty ponoć na faktach film
Kena Olina opowiada o nieuchronnych, choć nietrudnych do przewidzenia konsekwencjach rozkazu MacArthura. Rozwiązanie jednostek kawalerii oznaczało m.in. zagładę około pięciuset koni, będących na wyposażeniu armii. Zadanie przetransportowania koni do
rzeźni w Meksyku powierzono kilku żołnierzom pod
dowództwem weterana,
sierżanta Johna Libbeya.
Był on znany ze swej niesubordynacji
i robienia
wszystkiego po swojemu.
Przyjęta misja oznacza dla
niego szansę poprawy, możliwość pozostania w wojsku i kontynuowania
zawodowej kariery. Jednak widok
zwierząt, które ma oddać na rzeź,
budzi w sierżancie sprzeczne uczucia… Stając wobec wyboru między
poczuciem obowiązku a osobistym
honorem, jakim jest uratowanie wiernie służących kawalerii koni – wybiera honor. Sierżant John Libbey, pułkownik Marshall Buxton i ich trzej koledzy postanawiają ocalić przed
śmiercią swoich czterokopytnych
kompanów. Jednak wypuszczenie koni na wolność oznacza roztrwonienie
majątku armii, a to już traktowane
jest jak poważne przestępstwo…
Tekst: Monika Piech
Str. 67

Podobne dokumenty