Józef Fert Kamienie
Transkrypt
Józef Fert Kamienie
Józef Fert Kamienie 1 2 Józef Fert Kamienie (Choklakia) 3 Wydanie pierwsze ISBN 83-7038-003-4 Copyright © by Józef Fert, Lublin 2006 Wydawnictwo Test Al. Spółdzielczości Pracy 13 20-147 Lublin e-mail: [email protected] Tel.: [0-81] 747 51 62 K: 0-606 359 936 4 MELTEMI Kryni z podziękowaniem za odwagę podróży 5 Od autora: Meltemi – tak nazywa się grecki wiatr, ciągnący latem po Morzu Egejskim; na zachodnim brzegu Rodos burzy fale od czerwca do września. Nb. chciałbym się tu wytłumaczyć z innego „barbaryzmu” – poprzedni tom wierszy zatytułowałem Latomia. To grecka nazwa starożytnych kamieniołomów w Syrakuzach – jak dla mnie, prototyp obozów zagłady, piekieł i wszelkich udręk ludzkich i nieludzkich, wymyślanych przez ludzi i los wobec pokonanych bliźnich. Zbiorek obecny – z grecka nazwany Choklakia – odsyła do typowych dla Dodekanezu, charakterystycznych ulicznych mozaik, wykonywanych z morskich otoczaków, najczęściej czarnych i białych. Chodziłem po tych chodnikach – kamiennych dywanach – i chcę tam wrócić. 6 1 armie upału nad zatoką a dalej płótno białe żagla miraż nadziei całun obłok żadnej nadziei ogieñ w żaglach 2 Rodos jak koral róży krew w milionie kropel wino woda płynie przez wieki potok krzew obłok na niebie słona woda greckiego wiatru w żyłach śpiew ludzkiej historii świeża krew wszystko przemieni w wodę woda 3 turkusowe jaszczurki sandał wdzięczą smoki kręgiem wzgórza łagodne nad jeziorem doliny 7 szminka bluzka uroda oszczep słoñca w dolinie ujmie więcej czy doda oszczep słoñca uroda 4 portowym brzegiem smuga złota podąża w nieba chwiejną połać w klatce papuga w kasie pustka ostał się jeno księżyc sznur srebrzyste bryzgi mota fala skrzeczy papuga ikrzy złoto donikąd wiedzie chwiejna ścieżka w zielonych błyskach w złotych splotach 5 wysepki jak piąstki śpiewające dziecka śnij się śnie w jednej z nich może bym zamieszkał ale gdzie gdy stać ją jeno na jednego wróbla 8 Grecjo słodka ojczysta kamienico tak piękna że niepojęta 6 boski wiatr napełnia mocą żagle płynie Rodos w słonych dreszczach śni w Heliosa ramionach brzemię czasu gładzi wieczna fala cóż wiek znaczy nic księżyc jak krągły kamyk buja na falach 7 niania Nida nuci mi uśnij – uśnij – synku śnij księżyc wtedy szedł nad niw lniany postaw w śnie się tlił czy mi czy ci czy się śni uchyl serca umknij oczu śpij 9 8 (Italiam... Italiam...) piękno rozumie nawet kamieñ drzemie w obłamach litych wspomnieñ patrzy przeze mnie Bazylissa perły szmaragdy glina pramieñ jak sen minęło tyle wieków nic z moich trunków nie zwietrzało plamka znużenia pod powieką? usta – zbyt wiele powiedziały? ponad diademem San Vitale świeci świeżością młody księżyc piękno zrozumie nawet kamieñ i pustej kartki samozwaniec 9 (concerto 11) maestro bawi się z ptakami 10 powaga owszem ale dzieci słoñce nad złym i dobrym świeci więc nie rób min i zatañcz z nami piórko patyczek wiórek sznurek łapka zapadka stryczek smyczek 10 samotność nocy jak barwę ma ty – świecisz czy mrok – ja? cię wyrównam różnią zdañ? kto wie sypnie wiśni kwiat nie wie i wiersz nie wyśni 11 (gdy odchodziła) nie chciałem mieć udziału w twojej śmierci gdy odchodziłaś kochałem mocniej inną pamięć w przepiórki śpiewie księżyc w pyskach krów pamięci słodko chrzęścił zapach gór 11 koniczyn nucił chór koniczyn – bez koñca rozcierałaś mą dziecinną dłoñ w której jak zadra tli się śmierć 12 (metanoia) Chryste – światło mojego rodzaju promieñ to czego mi tak braknie odmieñ mnie – zemnij kamieñ w grudę swego światła 13 nie żyją długo sto lat to dla nich mit albo kpina jako rado paść na wiotkiej wierzby witkę od kropli wody o skok z wyrzutem 12 (moje kawki) (pić turkusowym okiem świecąc przy nas) wytrząsać każde piórko z osobna ozdobnie nad przepaścią wytrzymać 14 zostanie po mnie garstka wierszy przypadkiem spięta postać słowa ale nie nędzę łzą nie szpecę gwary mej co nad gwar się wspina żarty jak w życiu zwykłe żarty koñcz waść swe zdanie koniec karty 15 niebo się zniżyło i mży kto wie ja to albo ty czy może wymyśliłem 13 ten ku ziemi ślizg czy ważne kto ważniejszy śliż byle iż dalej szło 16 (o Krzysiu) kto nam odda twoje dłonie kto fantazji dzikie konie koniczyny siwe listki gdzież ty jesteś gdzież ty jesteś ? srebrem gwiazd polane listki arkebuzy parzą dłonie na niebieskich wielkich błoniach kiedyż się spotkamy wszyscy 17 nie będzie wierszy nie będzie niczego nic ci do tego no nic ci do tego trociny złota wyścielą nam drogę 14 nie będzie wierszy i nie dzwoñ na trwogę 18 łopata mędrca prawdy się nie lęka biada zwycięzcom chwała trwodze życia 19 na widoku bezmiernym ludzkiego cierpienia Bóg umarł dał początek dziejów odkupienia 20 jakże piękna cała jesteś przyjaciółko moja iwo co w mym oknie włosy złote czeszesz tu sikora śpiewa hymn ja wiersz obłok płynie Bóg nas kocha 15 słoñce świeci dla dobrych i złych w wierzbinie 21 (przedwiośnie) piękne warkocze prostej wierzby co w broszkach wróbli w niebie czeka czy z niego zstąpisz żeby z mierzwy zbłąkanych boli wskrzesić człeka? 22 nie wiem, Panie kim ja jestem nie wiem, Panie bo ty może sam nie jeszcze kim się staniesz nie przybywa ni ubywa łzami spływa 23 16 soczysta kibić maku trzmiela łapczywe łapki za oknem lipiec dyszy opada w wieczne klatki na łąki rzęs i rzęsek idziemy razem lasem brniemy przez bukiet gęsty daleko nam do klęski do plastra miodu razem i pod kościelne dzwonki 24 (padlina) nirwana konopie indyjskie syczą sny ze wschodu pada blady płatek mgły mgła na wszystkim jak rdza papuga sroka spadŹ złota mucha nad brzuchem upału co przeze mnie gna i gada 25 (wołoka) podrewniałe paciorki bañki z drewna kiżi zaniedbałe paciorki oczy nieba wyżej 17 zatupało po orze krok niedŹwiedzi słyszy wpada w wilcze blagi wiersz zwietrzały piszy 26 kiedyś wyfrunie ten mój wiersz zwilgłymi skrzydły słoñce skłoni by zeszło niżej czoła drzew laurem oplotło szron na skroni kiedyś doleci mnie ten śpiew za którym wilk po tajdze goni słoñce ozłoci czuby drzew światłem odkryje tajnie toni 27 zaglądam do studni zmów mnie – mówi woda księżyc srebrny w korowodach gwiazdolitych czyś gotowa wziąć w ramiona ciemny los a w czas płynę myślę jak chmurki drobne całe w pogodach 18 płynie wody niezmącona myśl bez litości nostalgii we mnie tonie liść 28 o Boże nie dozwól mi zwariować a jeśli może upokorzyć los na progu twojej przyzby każ warować przetrawiać nic i z oczu schodzić wprost i byle dali dalej ciągnąć los zdobić w złotogłów nienawiści trzos na progu twoim miejsca dla mnie dość aż się kaganek rozumu wypali 29 drobne zachwyty rosa tratwa 19 w szlifierni słoñca los się gmatwa płynę na gapę za mną chwile wszyscy błądzimy tylko tyle 30 uśmiechaj się niech świat staje się ładnie lepszy nic nie mów to waży tyle co w snach i więcej oceanu zdziwione oko co chłopiec odkrył w nadmorskiej tęczy dar na drogę życia w blasku śmierci 20 GÓRSKA ŚCIEŻKA 21 Z Herberta strzeż się doskonałości jest okrutna jak narzędzie którego nie można użyć jak zadowolona z siebie po brzegi pełnia w jej cieniu nie odpoczniesz wszak nie ma cienia w jej świetle dojrzysz tylko na jej cześć uniesienia nie mów więc nic tu może jeszcze jest za zakrętem ziarno sensu wyjada ci z ręki 22 Modlitwa dzieñ się czochra o węgieł pies się z rosy wytrząsa na pniu pióro kogucie w garnku skwaśniały cieñ matko zacznij Godzinki ojcze obudź Siwego niech się w mrok nie obraca wozu koło i słowo już się kurzy ze strzechy zacznij matko Godzinki postaw mleko za progiem nakarm zgłodniały dzieñ 23 Górska ścieżka przywiązuje się me serce do górskiego kamienia do obłoku do gałęzi świerka co w igiełkach zbudował sopli odwrócone szmaragdowe cienie tak porywa mnie tego świata marność wszelka widoku pół szczęścia nic nieznacząca mgiełka 24 * * * wino miłości w ocet zmienia się jak łatwo słoñca kwiat w mumię z kart zielnika cóż więc trwa pod twym niebem wiecznym idzie całe nie w nicość ukradkiem pomyka nie wiem wiersza też pytać daremnie sylab świergot za lada dotknięciem osypuje się ucicha – znika – bezcieleśnie 25 * * * starość – mój ojcze – ta miara krok pomiędzy stół i ławę łaskawie popycha w dół przygina zgodnie z prawem pytanie: co z tego co ze mną się stanie choć to ona raczej jest nastrojona Źle znam to kamieñ kolejne ujęcie 26 Łochina rozpyliły się we mgłach granatowych moje góry borówki łochinie lniana nida w bużañskim zamroczu zamołodyczu zaświatyczu hannie wisznicach kodniu kodynie horyzontu dach szczytem zarył w pochód gwiazd teraz już wiem że ziemia jest płaska jak obręcz w chwastach 27 Klęska nie uratowałem człowieka nie pomogłem kobiecie nie rozradowałem dziecka bo cóż może wiersz mój Boże... nic nic – nie może 28 Sześć topól nad Sekwaną one tak trwają bez szemrania w miejscach na które je wyznaczył Pan albo zmyślna ręka człeka porywy wiatru i natchnienia przelotne dziejów ja zaś oto węgieł cudzego gładzę domu patrzę jak rzeka płynie – dokąd jak klucze chmur odchodzą – dokąd 29 * * * przepływa przepływa życie sen dziecka skowroñczy śpiew dzieñ mija i znika dzieñ na drzewach zawoje mgieł przy ziemi korony cieñ co wytrwa w co spłynie sen dziecka skowronka krótka pod niebem wędrówka 30 Adesso parla! topnieje marmur pod słoñcem południem ze snu mąż boży wstawa człowieczego misterium wieków na wieczność się złoży ciemność i jasność – tyś wszystkiego dożył otwieraj skało przemów całe serce jak róży objaw podsłoneczne tęcze jak lilia cała w swoich dociekaniach bieli światłości ros spragniona Pana grom błyskawica stañ się jaw się stało duch wstąpił w kamieñ wieczność w martwe ciało 31 * * * otwiera pięść magnoliowy pieñ miasto we mglistej woła bryzie idzie przez oczu modra ku mnie pieśñ niebieski dech tak krok za krokiem bliżej skupione światło od rzęs hebrajszczyzny głębiej już tylko zadumanie świec Donna Madonna o Dio perché non so ché non so perché 32 Tela di lino piękne anioły z del Popolo u wąskich chłodnych żrenic źródeł prostują skrzydeł zwilgłe płótna budzą się – dla nich słoñce wschodzi skruszone wstają trawertyny koñ trwożnie Szawła skronie muska z półmroku tramwaj się wyłonił i koñczy jutrznię ksiądz kanonik piękne anioły z autobusu: Viterbo – Ponte Milvio – Roma życie uśmiecha się od wieków do was ja myślę tylko do was 33 * * * i jest jak w tej głupiej piosence brzęczącej na szybie od rana słodkie chwile jak motyle szczęścia blaski jak oklaski ginie pamięć biegną mile wieczny taniec tylko tyle tylko tyle? 34 Cavatina Bernini osobno Borromini sam pluska fontanna solo tan księżyc wprawiony w rzymskie okno świeci każdemu z nas osobno nie – bo to nie tak się to splata w tobie jest światło i poświata w twoim zachwycie noc i dzieñ 35 Żydowskie miasteczko prawdziwe miasto którego nie ma prawdziwe drzewo którego nie ma jest siwa rzeka flumen lacrimosa słona pustynia ogrodzony brzeg tu miało szumieć wspinać się wierzbami modlić się rybą w nurkowaniu mew jest psalm pustynny jest koronka krzemu i nadpalony trenu mego śpiew 36 Bordeaux nic nie jesteś mi winna tylko miłość tylko to czerwony puchar wina to wszystko między tobą i mną spełniła jakaś dziewczyna … moje są ekstaza sen wyrzeŹbione miłość i lęk twoje – aż do brzegu łez aż do omdlenia – chwile kryształki rosy słów z bryłą marmuru są moje – to tyle 37 * * * jesteś nikim tylko moim snem co się przyśnił w twoim łóżku cisza idzie po liściach w kałuż toñ nad ziemię wschodzi Orion ogrom kosmos obraca się pomalutku cisza gwiazd cisza pustych gniazd tu wszystko słychać niezabudko 38 Rodin – Rose Rose rose piękna Rose uboga gryzetko z naprzeciwka odcisk zaborczych palców jego na twym złotym pyszczku na twoim policzku jak na szybie płatek róży chyba lwia paszcza nieba w rozchylonych płatkach ach TAK to twoje usta kochające mnie bez słowa – do ostatka? 39 Metrowy Michel dalej swoje dorabia stary Lenon w paryskim metrze michel michel biada mors duży siwy z włosów w tyle zebranych pędzelkiem po nocach ścian suną szklane lokomotyw oczy pajęczyny odbarwionych plam podziemny Paryż – inferna plan papierowe biusty dam plakatowych plastikowe udo pręży się zeskoczyć michel michel 40 * * * bardzo błogi koniec sierpnia na Sycylii siciliana pełna rad-nie-do-od-rzu-ce-nia cóż nie każdy Wenery przybytek da się uczcić dola od niechcenia rzuca złotego obola spojrzenia 41 Wzgórek Laury żar Południa deszczu srebro sypie na liście paproci ależ nie to Palmy palma słoñca wielka miłośnica nie – słoñca rywalka ja tu a tam Laura – pamięci nietoperz zatopiona w magazynie gdzie szmatek symfonia i szminek o dostęp o usta walka żagiel Wenery ma doskonale na słoñce wygięty czego używa jak Lete prowadzi 42 Poranek W chwili stworzenia bogowie i ludzie otrzymali wspólne zadanie: podtrzymywać nawzajem swoje istnienie w skoñczoności bytu wobec nieskończonego niebytu i razem budować żywy porządek, tworzący przestrzeñ dla twórczego oddechu E. Hornung zanurzę się w Nun – w ojcowiŹnie życia – w żywiole nieśmiertelności jak postarzały krążek Re – złoto zużyte potocznym obrotem zanurz się w moich wodach – w zielonym chaosie komet kałamarnic zanurz się w moich ramionach które ułożą cię od nowa wedle spisanej przed wiekami miary zanurz się w Nun w nieobeszłej nocy która prowadzi do dnia i niech zaświeci zielony promieñ nowego Re 43 *** stoję w obłoku – w pochmurnej jabłoni w motylach kwiatów – w welonie zapachu stoję w twych oczach – poprzez łzę widoku światło nadziei – owoc nieba – granat słona pieszczota znasz ją rozpoznana gorzka tęsknota horyzontu rana stoisz kwitnąca kwieciem obsypana zmieszana z moim najjaśniejszym cieniem 44 To zdanie czy pamiętasz go jeszcze – cieñ przyjaznej pinii co zaglądał ci w oczy łasił się u stopy Monte Pincio półsenne pośród ciepłych zboczy ciemnoskóry lazaron z pękiem kwiatów w dłoni róża słoñca nad nami w dole rzymska zatoka jak zwierciadło wieczności del Popolo opoka blask zachodu a niżej już urwisko rozstania para śmigłych jaskółek dzieñ niknący dogania spójrz kopuła San Pietro niby namiot 45 nad nami –––––––––––––––––––– para serc które w jedną łzę wieczności pobiegną –––––––––––––––––––– czy to wtedy ogrodem Rzym zaszeptał że... 46 Żona Lota dlaczego się obejrzała wszyscy biegli przed siebie z uszami wtulonymi w ramiona z oczami utkwionymi w ślady stóp tych co przed nimi lub w obojętne rysy ścieżki ku pustyni nikt nie próbował nawet ukradkiem zajrzeć w oczy nieba wybałuszone błękitne nierozumiejące dlaczego popatrzyła za siebie jedna odważna i niespokojna może zapomniała zamknąć kurek gazu lub nie zakręciła kranu i woda sięgała już firanek albo skapywała na persy tych z dołu może siemienia nie dosypała kanarkowi lub zapomniała uchylić drzwi i kot gdy wrócił z całonocnej łazęgi bezskutecznie drapał drewno prosząc rozdzierająco o wybaczenie to wszystko prawda o tym wszystkim zapomniała 47 spłoszona skrzekiem papugi sumienia i bekiem rodziny ja jednak myślę że kobieta ujrzała też to czego nie powinna była zobaczyć: przyjazne znajome miasto w całej krasie życia przytulne i zapraszające jak ciepłe zagłębienie w dopiero co opuszczonym łóżku jak ufne dziecko wyciągające ręce do dorosłych którzy nie wiadomo dlaczego i dokąd uciekają przed czułością i zastępują abstrakcjami prawa wiecznie zielony żywioł życia 48 Ars len mnie odziewał lata całe kosmos matczynych krosien sypał gwiazd miał pod głowę zbolałą krosien lniana mgła lniana krosien mgła …teresa baśka lucyna zocha szumi las szuwar gwarzy postaw na strózki na skrót szło się do gibuły a może tam piorek czy jaki żeromski z matką po błocie się szło stachu longinie jachu zbychu pamiętaj i tak stał się lniany postaw i od lat (tak w mym wierszu łka…) nim ranna smug Zórz jak dług padnie za próg zacznijcie wargi wołam 49 o ty nad mnie nadnidziañska ojczyzno całodziana czy już utracona cała a moja jak gwiazda 50 * * * W pokorze poety wobec słowa o d w r ó c i ła m s i ę o d s ło w a . A przecież nie wolno pogardzać słowem. Są słowa torujące drogę do Boga. Odwieczne koleiny. Dlatego trzeba mówić najpokorniej: Ojcze nasz... (Anna Kamieñska) chlebie powszedni żytni chlebie słowa słowo odświętne jak płatek na dłoni chlebie więzienny z głębokości mowy chlebie pogardy sytości i głodu 51 Kamyk kilometrami szło dobieranie drugiego nie mówię do pary do kontekstu i nie kamyk morski nie ma równych sobie jak w słowie ten lepszy kto pierwszy 52 SPIS TREŚCI I. Meltemi 1. [armie upału...] 7 2. [Rodos jak koral...] 7 3. [turkusowe jaszczurki...] 7 4. [portowym brzegiem...] 8 5. [wysepki jak piąstki...] 8 6. [boski wiatr...] 9 7. [niania Nida...] 9 8. [piękno rozumie...] 10 9. [powaga owszem...] 10 10. [samotność nocy...] 11 11. [nie chciałem mieć udziału...] 11 12. [Chryste – światło...] 12 13. [nie żyją długo...] 12 14. [zostanie po mnie...] 13 15. [niebo się zniżyło...] 13 16. [kto nam odda...] 14 17. [nie będzie wierszy...] 14 18. [łopata mędrca...] 15 19. [na widoku bezmiernym...] 15 20. [jakże piękna cała jesteś...] 15 21. [piękne warkocze...] 16 22. [nie wiem Panie...] 16 23. [soczysta kibić…] 17 24. [nirwana konopie...] 17 25. [podrewniałe paciorki...] 18 26. [kiedyś wyfrunie...] 18 27. [zaglądam do studni...] 18 28. [o Boże nie dozwól mi zwariować...] 19 29. [drobne zachwyty...] 20 30. [uśmiechaj się...] 20 53 II. Górska ścieżka z herberta 22 modlitwa 23 górska ścieżka 24 * * * [wino miłości...] 25 * * * [starość – mój ojcze...] 26 łochina 27 klęska 28 sześć topól nad sekwaną 29 * * * [przepływa przepływa życie...] 30 adesso parla! 31 * * * [otwiera pięść..] 32 tela di lino 33 * * * [i jest jak...] 34 cavatina 35 żydowskie miasteczko 36 bordeaux 37 * * * [jesteś nikim...] 38 rodin-rose 39 metrowy michel 40 * * * [bardzo błogi koniec...] 41 wzgórek laury 42 poranek 43 * * * [stoję w obłoku...] 44 to zdanie 45 żona lota 46 ars 48 * * * [chlebie powszedni...] 50 kamyk 51 54 O autorze Józef Franciszek Fert – rocznik 1945, poeta, edytor, wykładowca w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Debiutował tomem Rytmy. Po ukoñczeniu studiów polonistycznych w KUL, przez dwadzieścialat był nauczycielem w Liceum Ogólnokształcącym we Włodawie, potem przeniósł się do Lublina. Doktoryzował się pisząc pracę o twórczości Cypriana Norwida. Habilitacją i profesurą związany z Norwidem i KUL-em. Opracował w serii Biblioteka Narodowa Vade – mecum (trzy wydania, m.in. w serii Skarby Biblioteki Narodowej); uczestniczy w redakcji wydania naukowego pism Józefa Czechowicza. 55 Tom złożono w Wydawnictwie Test zimą roku 2005 w Lublinie Opracowanie tekstu i typografia Bernard Nowak Projekt okładki Leszek Mądzik Redakcja tomu Magdalena Gardzisz Redakcja techniczna i postscript Ilona Jaszak Wydrukowano trzysta egzemplarzy w tym sto numerowanych Egzemplarz numer 56