Zapraszamy do lektury całego wywiadu dla miesięcznika Polski

Transkrypt

Zapraszamy do lektury całego wywiadu dla miesięcznika Polski
Wywiad z Piotrem Cieciurą z Wyższej Szkoły Sztuki i Projektowania w Łodzi.
Dla miesięcznika Polski Jubiler, autor dr Piotr Cieciura, Wyższa Szkoła Sztuki i Projektowania w
Łodzi
Jest pan jednym z nielicznych badaczy biżuterii etnicznej w Polsce. Przeczytałam także, że
posiada pan kolekcję polskiej biżuterii ludowej. Co wchodzi w skład pana kolekcji i skąd wzięło
się u pana zainteresowanie biżuterią ludową?
Odkrycie fascynującego świata biżuterii ludowej było, jak wiele innych zdarzeń w życiu, dziełem
przypadku. W 1982 roku zostaliśmy wraz z żona Radką Horbaczewską zaproszeni do udziału w
prestiżowej wystawie Schmuck tendenzen? w Pforzheim, w Niemczech. Dyrektor tamtejszego
Schmuck-museum- największego na świecie muzeum biżuterii dr Fritz Falk podarował nam, jak to jest
w zwyczaju, kilka wydawnictw z wcześniej organizowanych w jego muzeum prezentacji. Wśród nich
znajdował się katalog z 1980 roku, pt. Schmuck aus Zentralasien. Publikacja autorstwa kuratora
wystawy Inge Prokot zawierała prócz doskonałych kolorowych zdjęć biżuterii etnicznej z niemieckich
kolekcji także obszerne opracowanie merytoryczne tematu. Poziom edytorski, jakość druku były
szokiem dla kogoś przyzwyczajonego do szaro burej ówczesnej rodzimej poligrafii. Ale największym
zaskoczeniem był, nieznany nam wcześniej, fascynujący świat biżuterii etnicznej. Wszystkie następne
działania były już świadomymi posunięciami i konsekwentnie realizowaną kolekcjonerską pasją
zapoczątkowanej wtedy miłości do biżuterii ludowej. Od tego momentu zaczęliśmy poszukiwania tego
rodzaju obiektów w antykwariatach, giełdach staroci, na rynkach, a warto pamiętać, że sporo
ciekawych przedmiotów można było kupić od handlarzy ze Wschodu zwłaszcza z byłych południowych
republik poradzieckich. Powoli i mozolnie, przy ograniczonych możliwościach finansowych, udało się
przez trzydzieści lat stworzyć kolekcję przeszło stu przedmiotów definiowanych jako biżuteria etniczna.
Nie zabrakło także wakacyjnych podróży na południe Europy do krajów o daleko bogatszej spuściźnie
biźżuteryjnej niż Polska, Równolegle poszerzaliśmy swoją wiedzę poprzez kupowanie literatury
fachowej i zwiedzanie muzeów posiadających podobne kolekcje. Zasięg geograficzny tych
przedmiotów to równoleżnikowy pas od krajów Maghrebu przez Bałkany, Kaukaz, Turkmenistan,
Kazachstan, aż do Chin. W naszej rodzinnej kolekcji nie brakuje też biżuterii ludowej z ziem polskich,
to bardzo skromna reprezentacja z uwagi na niewielki udział dodatków biżuteryjnych uzupełniających
stroje regionalne. Temat to jednak tak obszerny, że należałby poświęcić mu osobną rozmowę.
Czy może pan wskazać cechy charakterystyczne dla polskiej biżuterii - tej dawnej, ale i tej nam
współczesnej?
W olbrzymim uproszczeniu dawna biżuteria polska, ta która powstawała w rodzimych warsztatach
cechowych w średniowieczu reprezentowała europejskie trendy. Rozwój miast spowodował napływ
rzemieślników, w tym także złotników, z terenów dzisiejszych Niemiec i co zrozumiałe prócz narzędzi,
terminologii i umiejętności obróbki metali przenieśli także, jak byśmy to dzisiaj określili wzornictwo.
Ożywione kontakty z krajami południa (Włochy) spowodowały, głównie za sprawą królowej Bony, modę
na ubiory i dodatki w postaci biżuterii renesansowej. Warto także pamiętać, że ówcześni złotnicy w
całej Europie nie byli autorami projektów wykonywanych przedmiotów. Zwykle posługiwali się
wzornikami, czyli graficznymi przedstawieniami biżuterii i wyrobów korpusowych. Większość wzorników
była autorstwa wybitnych artystów, w tym także tych największych, np.
Albrechta Durera. Oczywiście musiało to skutkować podobnymi rozwiązaniami projektowymi od
Hiszpanii do Europy Środkowej. Od końca XVI wieku rozpoczął się najbardziej interesujący mnie okres
w historii polskiego złotnictwa. W wyniku trwających prawie trzysta lat nieustannych wojen z Imperium
Osmańskim (Turcja) nasi przodkowie obcując (czytaj łupy) z kulturą materialną Wschodu powoli
podlegali procesom tak zwanej orientalizacji gustów. Konsekwencje te trwają do dnia dzisiejszego
najlepszym przykładem jest polski strój narodowy. Jest on de facto strojem tureckim z wszystkimi
elementami ubioru w tym także biżuterii: szkofi przy czapce, spince żupanowej, pierścieniach, guzach
przy kontuszu, dekoracyjnej karabeli itd. O innych aspektach orientalizacji naszych antenatów np» tych
kulinarnych, lingwistycznych, upodobaniach w wyposażaniu wnętrz nie wspominam bo to tematy na
inną okazję. Od końca XVIII wieku zaczął się najgorszy czas dla polskiego złotnictwa; zabory, krwawo
tłumione powstania, zsyłki, aż do odzyskania niepodległości po pierwszej Wojnie Światowej.
Wracając do Pani pytania wydaje się, że jak dotąd nie udało się nam wypracować współczesnej
biżuterii, którą bez wahania moglibyśmy określić jako polską. Z małymi wyjątkami taką oryginalną
biżuterię, czerpiącą inspirację ze skarbca polskiej sztuki ludowej projektował i wykonywał w latach 30tych dwudziestego wieku Henryk Grunwald.
Czy polska biżuteria wyróżnia się na tle biżuterii powstającej poza granicami naszego kraju?
Myślę, że niestety się nie wyróżnia, choć pewnie by mogła. Mieliśmy szansę w latach 1960-1980 na
dobre wzornictwo biżuterii łączącej srebro z bursztynem, bo mieliśmy tych tworzyw pod dostatkiem.
Zabrakło sensownych decyzji i zmysłu handlowego ówczesnych decydentów ministerialnych. By nie
być gołosłownym proszę sobie przypomnieć sukcesy handlowe naszych południowych sąsiadów z
ówczesnej Czechosłowacji w międzynarodowym exporcie biżuterii Jablonexu i innych fabryk biżuterii
np. Grantu z Turnova. Innym przykładem był olbrzymi export czeskiego szkła na cały świat. Czyli
można było? Niczego to nas nie nauczyło dalej jesteśmy świadkami kolejnych zmarnowanych szans.
Polska największy producent w 2013 roku srebra na świecie dalej sprzedaje ten kruszec
nieprzetworzony, jak kraje Trzeciego Świata, marnotrawiąc potencjał młodych projektantów i
mogącego dać pracę tysiącom bezrobotnych przemysłu przetwórstwa metali szlachetnych. Wobec
zaporowych cen na bursztyn windowanych przez Chiny należy się spodziewać, że tego „polskiego"
tworzywa biżuteryjnego też zacznie brakować.
Jest pan prorektorem Wyższej Szkoły Sztuki i Projektowania w Łodzi, od wielu lat kształci pan
projektantów biżuterii. Czy zauważył pan zmiany w podejściu młodych ludzi do aktu tworzenia
biżuterii w ciągu ostatnich lat?
Moją ambicją jest wykształcić studentów W. S. S. i P. tak wszechstronnie by poradzili sobie w każdych
warunkach. To bardzo trudne i olbrzymie wyzwanie, adepci niełatwej sztuki jaką jest złotnictwo muszą
opanować wiedzę praktyczną i teoretyczną z wielu dziedzin nauk ścisłych. Prócz umiejętności
stopniowego opanowywania arkanów projektowania równolegle dostarczana jest im wiedza w formie
wykładów z historii biżuterii, tradycyjnego warsztatu złotniczego, starej terminologii, materiałoznawstwa
metali, podstaw probiernictwa, a także technik i technologii rękodzielniczych. Równocześnie zdobywają
pierwsze doświadczenia warsztatowe przy fajinaglu, realizując własne projekty. Złotnictwo to
najbardziej rozbudowany warsztat wśród wszystkich sztuk plastycznych i podstawowe opanowanie
technik dla dojrzałej kreacji artystycznej wymaga czasu, cierpliwości i olbrzymiej pracowitości. Dopiero
podczas szczególnego wydarzenia w życiu młodego twórcy jakim
jest obrona pracy dyplomowej możemy z radością uznać, że szansa by wykazać się samodzielnością
w akcie tworzenia kolekcji biżuterii nie została zaprzepaszczona.
Czy „sezonowość"' współcześnie projektowanej biżuterii wpływa na ich pracę?
Czasy wszechobecnego Internetu, dostępność do informacji o aktualnych trendach i modach musi
skutkować też częstymi zmianami w projektach i aktualizowaniu wzornictwa biżuterii sprzedażnej.
Sukces finansowy gwarantuje wyłącznie to co reklamowane w mass mediach, czyli to co można
zobaczyć w telewizji, w prasie kobiecej i to co jest lansowane przez celebrytki.
Pana rola nie ogranicza się jedynie do kształcenia przyszłych twórców biżuterii, jest pan
bowiem także niezwykle utalentowanym twórcą. Stąd też moje pytanie: jakie zadania stają przed
współczesnym artystą - autorem biżuterii?
Wybrałem najtrudniejszą drogę płynę pod prąd, nie ulegam modom, aktualnym trendom i nie schlebiam
gustom większości. Poszukuję własnej drogi i jestem wierny zasadzie historycznej roli biżuterii, która
zawsze była czymś wyjątkowym elitarnym, zamówionym i wykonanym dla jednej, najczęściej
ukochanej, osoby. Staram się kreować, tworzyć i eksplorować nowe obszary by moja biżuteria była
oryginalnym i czytelnym komunikatem niosącym ładunek pozytywnej emocji. Od wielu lat ekscytuje
mnie upływający czas i w większości mojej biżuterii eksperymentuję poszukując środków wyrazu
pozwalających czytelnie zwizualizować czas. Bardzo bym chciał by obcowanie z wytworami mojej
imaginacji było przygodą intelektualną, wywoływało ekscytację, pobudzało i uruchamiało wszystkie
strefy podświadomości.
Jak ocenia pan zmiany dokonujące się na naszych oczach w branży biżuteryjnej? Czy według
pana nowoczesne technologie, maszyny jubilerskie, komputeryzacja procesu projektowania
spowoduje, że całkowicie zniknie zawód złotnika?
Zawód złotnika przetrwa, tak jak przetrwa zawód szewca robiącego ekskluzywne buty dla elit
finansowych, czy krawca luksusowych ręcznie szytych na zamówienie kreacji damskich lub drogich
garniturów. Według najnowszych badań ten segment rynku rośnie i ma się całkiem nieźle w krajach
Europy Zachodniej. U nas jeszcze raczkuje, ale przypuszczam, że tzw. grupa docelowa będzie
nabierała świadomości i mam nadzieję dostrzeże potrzebę obcowania z luksusowymi wyrobami, bo
ludzi zamożnych w Polsce z każdym rokiem przybywa.
W jakim kierunku, według pan, będzie podążał rynek biżuterii współczesnej?
Rynek biżuterii będzie poszukiwał coraz to nowszych i bardziej chłonnych obszarów ekspansji dla
swoich produktów. Rosnąca potęga gospodarcza oraz wzrost siły nabywczej mieszkańców Chin, Indii i
krajów Ameryki Południowej sprawia, że prognozy dla przemysłu biżuteryjnego są optymistyczne.
Biżuteria to już nie tylko przedmiot sztuki użytkowej, czy obiekt muzealny, ale także „ozdoba
ulicy". Twórcy, między innymi Lieset Bussche, umieszcza swoje prace w przestrzeni miejskiej.
Jej biżuteria wyłamuje się ze schematów - nie jest ani rzeźbą, ani przedmiotem użytkowym. Co
sądzi pan o formie sztuki złotniczej, która przekracza granice? Jak ocenia pan to zjawisko?
Myślę, że rokrocznie od kilkunastu lat w Legnicy na wystawie pokonkursowej można znaleźć dziesiątki
prac, które wyłamują się ze schematów. Nie są biżuterią, przynajmniej w powszechnym rozumieniu
tego co jest biżuterią ? Nie są też przedmiotami użytkowymi. Ich rolą jest oswoić
przeciętnego widza ze współczesnymi działaniami młodych bezkompromisowych twórców, dać
pretekst do przemyśleń i być może w pewnym sensie wyedukować przyszłego klienta, tak by zakup
następnej sztuki biżuterii był decyzją świadomą i przemyślaną. W ten nurt z powodzeniem wpisuje się
działalność artystyczna Liesbet Bussche, wychodząc z galerii w przestrzeń zewnętrzną ze swoimi
rzeźbobiżutami zaskakuje śpieszącego się przechodnia i zmusza, mam taką nadzieję, do refleksji.
l ostatnie pytanie, czym jest biżuteria współczesna?
W 99 % procentach olbrzymim biznesem generującym miliardowe zyski. W 99% bezdusznym
produktem wielkonakładowej produkcji przemysłowej. Ta masowa produkcja wraz z globalizacją
przemysłu jubilerskiego stanowi olbrzymie zagrożeniem dla różnorodności lokalnych tradycji
wytwórczych w małych warsztatach rzemieślniczych na całym świecie kontynuujących, wypracowane
przez tysiąclecia, oryginalne, nie powtarzalne formy biżuterii. Te działania mogą spowodować i już
powodują, że dziedzictwa kulturowe i spuścizna materialna wielu dziesiątków narodów może ulec
zapomnieniu.

Podobne dokumenty