Lipiec 2015 - IMmedia.com.pl
Transkrypt
Lipiec 2015 - IMmedia.com.pl
Nr Lipiec 2015 imMEDIA Gospodarka-Nauka-Technika-Kultura-Sztuka-Sport-Społeczeństwo Rozmowa z prawnikiem Adamem Ostaszewskim, do niedawna Szefem SLD w okręgu miasta i powiatu Koszalin, Kandydatem na Urząd Prezydenta Koszalina w ostatnich wyborach samorządowych, Członkiem Sejmiku Zachodniopomorskiego rozmawia Izabela Piecuch IP: Jeszcze do niedawna był Pan absolutnym liderem SLD w Koszalinie, pełniąc funkcję Przewodniczącego Zarządu i nagle jest Pan poza partią SLD. Proszę przybliżyć w kilku słowach naszym czytelnikom jak to się stało? W listopadzie zeszłego roku grupa działaczek i działaczy SLD, do których i ja należałem, zaczęła domagać się gruntownej oceny przegranych wyborów samorządowych oraz wyborów do Parlamentu Europejskiego. W obu tych elekcjach SLD otrzymało ok 8% poparcia. Proponowaliśmy głębokie zmiany, w tym zmiany personalne i programowe. Uważaliśmy, że skończyć się czas pewnego pokolenia polityków, którzy do tej pory byli twarzami lewicy. Jak pokazują kolejne sondaże i oczekiwania społeczne, mieliśmy rację. SLD jest poniżej progu wyborczego, a dobiła ją nietrafiona kandydatura Magdaleny Ogórek w wyborach prezydenckich. Zamiast dyskusji zawieszono Przewodniczącego Rady Wojewódzkiej SLD w Szczecinie Grzegorza Napieralskiego. W proteście przeciwko brakowi dyskusji i takim poczynaniom władz SLD zawiesiłem członkostwo w Klubie Radnych SLD w Sejmiku Zachodniopomorskim. Był to bez- pośredni pretekst do wyrzucenia mnie z SLD, pomimo tego, iż Regulamin Klubu przewiduje możliwość zawieszenia członkostwa. Prawdziwym powodem jest strach takich działaczy jak Dariusz Wieczorek czy Stanisław Wziątek przed prawdziwymi zmianami na lewicy. Chcą oni za wszelką cenę dotrwać do wyborów i zająć miejsca w Sejmie. Dlatego usunęli szego i średniego pokolenia działaczy najbardziej aktywni i bardzo wartościowi. W Koszalinie odeszli m.in. Radna Rady Miejskiej Dorota Chałat, Wiceprzewodniczący SLD w Koszalinie Robert Kaczmarek. W Szczecinie rozpoznawalne twarze SLD takie jak Jędrzej Wijas czy Piotr Kęsik. Wszyscy oni chcą lewicy otwartej, nowoczesnej, a nie partii, w której koteria kilku działaczy decyduje o wszystkim. IP: Jak wiadomo lewica podzieliła się na kanapowe partie, które jeżeli się nie połączą to lewicy nie będzie w nowym Parlamencie po październikowych wyborach. Tak więc chcę zapytać czy Pan razem z grupą przyjaciół chce tworzyć mówiąc w przenośni kolejną kanapę? Czy też przyłączyć się do innej z szeregów SLD regionalnych liderów chcąlewicowej partii a jeżeli tak to do jakiej? cych realnych zmian. Wiem, że jest zaproszenie do Twojego RuIP: Proszę przypomnieć kto razem Pa- chu. nem został usunięty z SLD lub na znak Na razie przyglądamy się rozmowom liderów protestu odszedł Z SLD usunięty został drugi z radnych wojewódzkich Artur Nycz. Na znak protestu odeszło kilkudziesięciu działaczy i działaczek z Koszalina i Szczecina. Są to ludzie młod- lewicy w Warszawie. Nie ukrywam, że po decyzji o moim wyrzuceniu otrzymałem wiele propozycji współpracy z różnymi środowiskami lewicy. Jestem po rozmowach z kilkoma krajowymi liderami lewicy, z którymi współ- pracowałem jeszcze przed moim przystąpieniem do SLD oraz z osobami z mojego pokolenia, z którymi wspólnie działałem, a teraz są znaczącymi postaciami na lewicy. Na pewno pozostanę człowiekiem lewicy i wspólnie z moimi przyjaciółmi z Koszalina, Warszawy i innych części kraju będziemy działać w lewicowych projektach. IP: Czy widzi Pan w ogóle możliwość stworzenia z tych „kanap” jednej lewicowej partii jeszcze przed październikiemskoro liderzy tych partii lewicowych nie chcą zrobić ani pół kroku w tył? W mojej ocenie nie chodzi o jedną nową partię. Przed moim wyrzuceniem z SLD postulowałem stworzenie coś na kształt obywatelskiego komitetu lewicy, których twarzami w kraju będą liderzy lewicy, tacy jak Barbara Nowacka, Grzegorz Napieralski, Wojciech Olejniczak, Katarzyna Piekarska. Warunkiem byłaby też zmiana pokoleniowa. Niestety, chyba do tego nie dojdzie. Kierownictwo SLD w kraju i regionach do tego nie dopuści. Leszek Miller obiecał biorące „jedynki” w okręgach wyborczych swojej świcie i oni nie odpuszczą. Nawet, jeżeli rozmowy w Warszawie pod egidą OPZZ mogłyby zakończyć się sukcesem, to problem będzie na poziomie regionów. Na czołowych miejscach z nadania SLD będą znowu te same osoby, które doprowadziły do katastrofy SLD i nie wyciągnęły z niej wniosków. Wyborcy chcą zmian, chcą nowych twarzy też na lewicy. Leszek Miller i jego otoczenie tego nie gwarantuje. IP: Jeżeli więc nie widzi Pan możliwości połączenia się lewicowych partii przed wyborami w październiku to czy w ogóle będzie to możliwe po tych wyborach gdy scena polityczna poukłada się na kilka następnych lat? Polska scena polityczna przechodzi obecnie głęboką transformację. Przykład Pawła Kukiza, zwycięstwa Andrzeja Dudy pokazuje, że wyborcy zmęczeni są wiecznie od 25 lat tymi samymi twarzami po lewej i prawej stronie sceny politycznej. Chcą, aby w Polsce doszło do głosu obecnych 30, 40 latków, którzy wy- chowali się lub rozpoczynali swoje dorosłe życie w III RP, którzy na własnych plecach odczuwają jej ułomności i chcą zmian. Moje pokolenie do takich ludzi należy. Pracujemy, prowadzimy działalności gospodarcze, korzystamy z publicznej opieki zdrowotnej, nasze dzieci korzystają z publicznych szkół, żłobków, przedszkoli. Zmiany nie dokonają wieczni posłowie, którzy zwyczajnie oderwali się od rzeczywistości. tak jest po prawej i lewej stronie. Lewica ma wtedy szanse, kiedy dopuści to pokolenie do głosu nie na zasadzie kilku miejsc na listach, ale na zasadzie zmiany pokoleniowej. Potrzeba odwagi i głośnej niezgody na obecny system społeczno gospodarczy w Polsce, który dyskryminuje i nie daje ochrony grupom najsłabszym społecznie. Potrzeba nowego spojrzenia na prawo z uwzględnieniem społecznej wrażliwości. funkcji. Żyjemy w kraju demokratycznym i każdy ma prawo kandydować na różne funkcje. Nie można tworzyć swoistej „elity” na podstawie wykształcenia czy doświadczenia. Liczy się program i to, czy człowiek jest wiarygodny. Od szczegółów są eksperci. Liderzy są od pokazywania wizji i kierunku działania. Dlatego sprzeciwiam się dyskredytowania kogokolwiek, kto staruje w demokratycznych wyborach. Co do Pawła Kukiza, to jest to ciekawy ruch, z odcieniem wręcz rewolucyjnym. Jest on o tyle dla mnie ciekawy, że jest to autentycznie ruch oddolny, ruch sprzeciwu wobec obecnej sytuacji w Polsce. I tu go rozumiem i zgadzam się z tezami co do oceny obecnej sytuacji w Polsce. Wymaga ona bezwzględnych zmian. System społeczny w Polsce jest niesprawiedliwy, promuje bogatych, wielkie korporacje, banki. Nie chroni najuboższych, bezrobotnych, osób pracująIP: Jak więc widzi Pan ogólnie przyszłość cych za wynagrodzenie nie pozwalające godlewicy? nie żyć. Trzeba to zmienić. Czy Paweł Kukiz ma na to receptę, nie wiem. Z uwagą będę Jeżeli w wyborach do Sejmu z list lewicy doprzyglądał się jego receptom na poprawę tej staną się znowu te same osoby zasiadające sytuacji. w Sejmie kolejne kadencje, to lewica zakonserwuje się na kolejne kilka lat i nic się nie IP: Czy w tej sytuacji chciałby Pan jeszzmieni. Będą znowu polityczne gierki osób, cze coś dodać od siebie i powiedzieć kilka dla których to będzie ostatnia kadencja w słów do naszych czytelników? Sejmie i za wszelką cenę będą chcieli objąć jakieś państwowe stanowiska. Jeżeli natoŻyczę Państwu, abyście na jesień mogli domiast starsze pokolenie działaczy zrobi krok konać mądrej zmiany. Mam nadzieję, że tą wstecz i dopuści do głosu pokolenie 30, 40 zmianę będą reprezentować kandydaci lewilatków rozumiejące obecną rzeczywistość, to cy nowego pokolenia. Ludzi lewicy, którzy lewica ma szanse zmieniać Polskę na lepsze chcą prawdziwych zmian na lepsze w Polsce. już teraz. Działacze z mojego pokolenia, bez Ja na pewno będę o to się starał. Jestem do wpływu na możliwość wprowadzania zmian w Państwa dyspozycji jako Radny Wojewódzkraju zgodnie z lewicowym systemem warto- twa Zachodniopomorskiego, w miesiącu odści, odejdą w działania lokalne. Wtedy lewica bywam cztery dyżury radnego, dwa w na poziomie kraju może uzyska znaczenia za Koszalinie, po jednym w Szczecinku i Sławkilka lat. nie. Chciałbym też aktywnie włączyć się w proces zmian w Polsce i być może startować IP: Jak Pan ocenia Ruch Kukiza – który w wyborach parlamentarnych. Jeżeli nie do jak na razie nie ma struktur a sam lider nie Sejmu ze wspólnej listy lewicy, to być może posiada przygotowania merytorycznego do Senatu. W Senacie potrzeba prawników do pełnienia funkcji politycznych gdzie wrażliwych społecznie. Prawników, dla któpotrzebna jest wiedza o gospodarce, pra- rych sprawiedliwość społeczna to nie puste wie i ekonomii? Czy może Pan wie jakie słowa, a cel do zrealizowania. Swoim przekostudia ukończył Paweł Kukiz? naniom byłem, jestem i będę wierny. Moim zdaniem nie można twierdzić, że ktoś jest nieprzygotowany do pełnienia pewnych IP: Dziękuję za rozmowę! Nazwa i siedziba wydawcy: Izabela Piecuch IMMEDIA. COM.PL 75-448 Koszalin, ul. Kołłątaja 1/1 , Adres Redakcji: IMMEDIA Miesięcznik Pomorza 75-448 Koszalin, ul. Kołłątaja 1 lok 1 Tel.94 34 10 542, tel. Kom. 693-708-524. E-mail: [email protected], www.immedia.com.pl . Zespół redakcyjny Red. Naczelny Izabela Piecuch, Grażyna Kuźmicka, Jagoda Wójcik, Wioleta Stochła, Marta Malinowska, Zdzisław Knap, opracowanie graficzne ZK&Friends, Drukarnia: INTRO-DRUK Koszalin. Nakład: 0,7 tys. egzemplarzy. Czasopismo dostępne pod adresami: Sklep Groszek Koszalin ul. Kołłątaja 1, Restauracja-Hotel Meduza Mielno ul. Nadbystrzycka 23, Sklep PYSIO w Sianowie ul. Słowackiego 8D, Koszalin ul. Zwycięstwa 42, pok. 201, Eurokadra Sp.zoo Koszalin ul. Zwycięstwa 114 Rozmowa z Radną Miasta Koszalina mgr Dorotą Chałat rozmawia Izabela Piecuch IP: Odkąd pamiętam mieszkańcy Koszalina mieli w większości opcje lewicową – tu lewica zawsze osiągała dobry wynik. A co dzisiaj z tej lewicy w Koszalinie zostało gdy odszedł z SLD szef okręgu Koszalin Adam Ostaszewski, jego zastępca Robert Kaczmarek oraz Pani przedstawicielka lewicy w Ratuszu czyli Radna a przecież wraz z wami SLD straciło bardzo dużo głosów. Pani i Adam Ostaszewski zrobiliście doskonałe wyniki w wyborach samorządowych? DC: Zgadzam się z tym stwierdzeniem, większość osób ma lewicowe poglądy jednak nie do końca utożsamia się z SLD. Wiele osób działa w organizacjach społecznych czy pozarządowych i z nimi się identyfikuje. Wiem to z własnego doświadczenia ponieważ oprócz zaangażowania politycznego od wielu lat działam w organizacjach pozarządowych na rzecz równouprawnienia, przeciwdziałania przemocy oraz osób potrzebujących wsparcia. Prawdą jest że w ostatnim czasie SLD straciło wielu wartościowych działaczy, ludzi którzy mają serce po lewej stronie aktywnie działających na rzecz partii. Odpowiadając na Pani dalsze pytania wyborcy po raz drugi docenili moje działania na rzecz społeczności lokalnej i miasta Koszalina. Mój wynik był lepszy niż w poprzednich wyborach, chociaż SLD w Koszalinie uzyskało słabszy wynik. Za dane mi zaufanie swoim wyborcom bardzo dziękuję, obiecując że dalej będę aktywnie działała na rzecz naszego miasta, realizując postulaty wyborcze. przybliżyć cel i zakres działań tego Stowarzyszenia – co chcecie robić w najbliższym czasie i jaki ma być zasięg oddziaływania tego forum? Czy chodzi tylko o miasto czy też o powiat a może szerzej o całe Pomorze Środkowe DC: Koszalińskie Forum Samorządowe to stowarzyszenie, którego głównym celem jest aktywizacja społeczności lokalnej poprzez podejmowanie inicjatyw obywatelskich, społecznych i gospodarczych. IP: Drugą lewicową partią, która w Koszalinie jest zauważalna jest Twój Ruch Janusza Palikota. W wyborach prezydenckich TR w Koszalinie a ściśle Janusz Palikot osiągnął 2,1 % i tu w Koszalinie ma struktury partyjne w tym aktywnego posła b.starostę sławińskiego, b. burmistrza Darłowa mgr inż. Andrzeja Lewandowskiego. Mało tego Pani jest zaprzyjaźniona i wspólnie działa na rzecz kobiet razem z panią kanclerz mgr inż. Barbarą Nowacką od niedawna -współprzewodnicząca Twojego Ruchu. Zatem konkretne pytanie - czy przystąpicie do Twojego Ruchu, który szeroko otwarł przed wami swoje drzwi, a jeżeli nie to dlaczego? DC: Zapewne, jest to drugi wynik dla partii lewicowych. Jednak oba wyniki w rankingu nie miały większego znaczenia. Z racji działania w Stowarzyszeniu Kongres Kobiet w Warszawie mam wiele koleżanek z różnych ugrupowań politycznych tj. Twój Ruch, Partia Kobiet, SLD, PSL czy PO, ale również z organizacji pozarządowych działających w sferze równouprawnienia, praw człowieka, czy ruchów obywatelskich. Z niektórymi tworzymy wspólny projekt organizację Regionalnych Kongresów Kobiet. Z innymi szkolimy się, czy też wymieniamy doświadczeniami. Jednak pomimo sympatii i szacunku do wielu z nich, na dzień dzisiejszy nie planuję przystąpienia do Twojego Ruchu. Zamierzamy przybliżać mieszkańcom Koszalina inicjatywy uchwałodawcze w mieście. W ramach Koszalińskiego Forum Samorządowego zamierzamy działać na rzecz miasta Koszalina ale również będziemy angażować się w inicjatywy ogólnopolskie, które mają wpływ na życie Koszalinian. Na dzień dzisiejszy stowarzyszenie oczekuje na wpis do KRS. Pierwszym przedsięwzięciem będzie partnerstwo z Fundacją Era Dialogu, w ramach którego przeprowadzimy szkolenia z debat oksfordzkich. Od sierpnia będziemy rozmawiać z mieszkańcami na temat inicjatyw uchwałodawczych. Ponadto zamierzamy pisać projekty unijne i pozyskiwać środki na edukację obywatelską, czy poradnictwo prawne. To tyle na początek. Krótkookresowy IP: Czy nie uważa Pani, że nowa partia plan działania będzie sporządzony którą organizują Andrzej Rozenek IP: Niedawno powołaliście do życia Ko- w sierpniu, natomiast długookresowy w nai Grzegorz Napieralski to kolejne szalińskie Forum Samorządowe. Proszę stępnych miesiącach. rozdrobnienie lewicy i działanie w kierunku takim aby lewicy nie było w Parlamencie czyli wbrew rozsądkowi itd. itd. ? DC: Trudno powiedzieć, czy to będzie ko- lejne rozdrobnienie. Na dzień dzisiejszy dwie partie lewicowe , które do tej pory funkcjonowały na scenie politycznej nie uzyskały dobrych wyników w ostatnich wyborach. Uważam że wszystkie nowe formacje które powstały, czy powstają, dają Polakom alternatywę. Jak ją wykorzystają to już inna sprawa. Jestem optymistką. Wierzę w de- mokrację, w mądrość ludzi i w ich dobre wybory. I Uważam że wszystkie nowe formacje które powstały, czy powstają, dają Polakom alternatywę. Jak ją wykorzystają to już inna sprawa. Jestem optymistką. Wierzę w demokrację, w mądrość ludzi i w ich dobre wybory. IP: Czy chciałaby Pani coś od siebie dodać i przekazać naszym czytelnikom? tywności obywatelskiej. Jeżeli chcieliby Państwo skontaktować się ze mną bardzo proszę o kontakt mailowy : [email protected] www.dorotachalat.pl lub na fb https://www.facebook.com/chalatdorota IP: Dziękuję za rozmowę! DC: Zachęcam wszystkich czytelników, mieszkańców Koszalina do zwiększenia ak- Lewico gdzieżeś ty? Ale głupie pytanie, prawda? Lewicy nie ma! Lewicy od dawna nie ma, bo ci, którzy uważali, że tworzą lewicę, sami ją uśmiercili. Większość postulatów lewicowych zagarnęła prawica. Wszyscy wiemy, że ich realizacja przez rząd prawicowy nie jest możliwa, ale pięknie wygląda i rozbudza nadzieje! Każdy rząd chce dla nas, Polaków jak najlepiej, tylko jakoś nic nie idzie ku dobremu. Zawsze coś stoi na przeszkodzie, a najbardziej pieniądze, zwłaszcza ich brak. Na "zakupy kiełbasek wyborczych" jakoś się znajdują, ale na realizację szczytnych planów zawsze ich brakuje. Rząd naszej najjaśniejszej traktuje naród, jak stado bezmózgich baranów, któremu wystarczy pokazać marchewkę na kiju, ale zaraz po wyborach chowa marchewkę i garbuje nam skórę tym kijem. Młode pokolenie, już drugie po "okrągłym stole", nie ma pojęcia o postulatach solidarnościowych, nie wie co to potwór, była ta "wredna komuna", wiec daje się zwieść pięknym słowom, albo płonie oburzeniem, że życie nie jest takie barwne jak w telewizyjnych serialach. Ale nie o tym chciałam pisać. Ważniejszy jest teatr jaki się rozgrywa na naszych oczach. Niedawna mobilizacja przedwyborcza nie wszystkim wyszła na dobre i prysły nadzieje na wygraną drugiej kadencji Pana Prezydenta Komorowskiego. No, cóż, zdarza się, że partie lecą w niebyt, z powodu "zmęczenia materiału". Dotychczasowa partia opozycyjna i jej pomniejsze a siostrzane partyjki, nie mogły doczekać się sukcesu, aż wreszcie nadszedł. Elektorat prawicowy jest duży, zmobilizowany, a agitacja, nie tylko oficjalna, ale i ta z ambony, mniej lub bar- dziej zakamuflowana, przyniosły nareszcie oczekiwany sukces. Radości nie ma końca, bo jest nowy Prezydent - elekt, który od razu wziął się do pracy i grzecznie poprosił jeszcze urzędującego Prezydenta i oczywiście cały rząd o niedokonywanie żadnych zmian i nie majstrowanie ani w starych, ani w nowych ustawach, w okresie tzw. przejściowym, zanim obejmie urząd. Dotychczasowy rząd musiał przełknąć tą gorzką pigułę, bo to jednak plama na honorze tak sromotnie przegrać z ignorowanym dotychczas przeciwnikiem. A tu nagle pojawiły się nowe podsłuchy, które swobodnie wrzuca do sieci zbuntowany obywatel. No niezupełnie nowe, bo jeszcze tłumaczenia się ze starych podsłuchów nie zakończono, ale istnieje zagrożenie, że będą udostępnione inne. Po prostu siła złego na jednego. Nie dość, że jak przez pączkowanie, rodzi się kilka nowych partii, które odchudzą niezdecydowany elektorat dotychczas istniejących partii. Wśród tego nawału informacji, którymi karmią nas media, gdzieś w tle dzieją się sprawy ważne dla nas - obywateli, o których jakoś cicho, no chociażby sprawa dotycząca prof. Chazana, a ogólnie dotycząca klauzuli sumienia. Profesor został uniewinniony ze stawianych mu zarzutów i stara się o przywrócenie na stanowisko dyrektora kliniki, której szefował i zapewne będzie żądał odszkodowania, za usunięcie go z zajmowanego stanowiska. Z pełną świadomością skutków, doprowadził do urodzenia dziecka z nieodwracalnymi uszkodzeniami, narażając owo dziecko na śmierć w bólu, którego nie sposób opisać i na tragedię kobiety Grażyna Kuźmicka zmuszonej do donoszenia tej ciąży. No, cóż podpisując Konkordat dano prawo autonomii kościołowi, to teraz musimy wszyscy pić to nawarzone piwo. Jak to się mówi na ulicy :" morda w kubeł" i nie wtrącać się nam szaraczkom, do klauzuli sumienia, ani do programu nauczania, tu pokłon w kierunku ministerstwa oświaty, które nie może ingerować w program i częstotliwość lekcji religii w szkołach, pozwalając na rozszerzenie tychże, kosztem takich przedmiotów, jak matematyka, historia, czy geografia. A udostępniając w mediach zdjęcia z wizyty naszej pani Premier u papieża Franciszka, która zgięta w pokorze całuje rękę papieża, stawia nasz kraj w roli wasala, uzależnionego od woli i nakazów kościoła. I niech mi nikt nie mówi o etykiecie, czy obyczaju. bo jakoś innym przedstawicielom z innych krajów, na papieskich wizytach nie zgina się grzbiet w pałąk i nie całują przedstawiciela innego państwa po rękach, nawet jeżeli jest papieżem. Może dlatego, widząc takie obrazki w mediach, powstają jak grzyby po deszczu różne partyjki, którymi kierują fałszywi prorocy z krzyżem w ręku, gotowi w każdej chwili utłuc przeciwnika tym, dla nich świętym krzyżem. Pani premier Kopacz zmuszona sytuacją i oburzeniem obywateli na stan polityki musiała dokonać zmian i oto mamy nowych ministrów z tzw. łapanki. Nie odbierając zasług, jakie niewątpliwie ma na swoim koncie, zasłużony kardiochirurg, został wybranym nowym ministrem zdrowia. Czy ten pan mimo szczerych chęci, pełnego zaangażowania w naprawę systemu, jest w stanie zmienić cokolwiek w tak ograniczonym czasie? Obawiam się, że raczej nie, a już sejm oblegają pielęgniarki, słusznie domagając się podwyżki płac, które są daleko w tyle za średnią krajową, a którą podaje się w mediach jako płaca brutto, nie uwzględniając różnych niezbędnych składek i oczywiście podatku, gdzie owe blisko, lub ponad cztery tysiące złotych topnieją do lekko ponad dwóch, zanim dotrą do portfela pracownika. Ciągle, ze wszystkich stron słychać lament, że brakuje pieniędzy w budżecie, a przecież te pieniądze są i można je odzyskać. Czy nie warto jeszcze raz przyjrzeć efektom działalności Komisji Majątkowej, która lekką rączką, nie bacząc na nic, rozdawała majątek państwowy kościołom, które miały czelność się o ten majątek dopominać wiedząc, że żądania kościoła dalece wykraczają poza zwykłą przyzwoitość. Kościołom zawsze jest za mało, a nikt nie miał odwagi zapytać, który to majątek ów kościół wypracował własnymi rękami. Nikt nie zapytał, co dzieje się z ludźmi z kamienic, które z nagła okazały się być majątkiem do zwrotu kościołowi. Nikt nie przeliczył np. wartości ziemi, jaka dostała się w ręce kościoła, za przysłowiowa złotówkę i zaraz odsprzedana za grube miliony. Nikt nie zajrzał do Konkordatu, w którym ani słowa nie wspomniano, że za lekcje religii kler będzie opłacany z funduszy szkół, gdy na pensje nauczycieli brakuje pieniędzy. Tu szanowna lewico i rządzie naszej najjaśniejszej są pieniądze i najwyższy czas sięgnąć po nie, ale czy ktoś się odważy? A lewica dalej śpi, zatroskana jedynie tym, czy przekroczy próg, pozwalający na istnienie w sejmie. A pod nosem tejże partii, ponoć lewicowej, która od dawna przestała być partią wiarygodną i zapomniała na czym polega program lewicowy, organizują się nowe kółeczka wzajemnej adoracji, tworząc sobie drogę do przyssania się do cycka, jakim są pieniądze z budżetu, nosząc z dumą, nieśmiertelne, a zupełnie zużyte hasło :Bóg, Honor i Ojczyna. Nie dziwię się oburzeniu ludzi, którzy chcą istotnych zmian, bo zmiany są potrzebne od zaraz, natychmiast, od wczoraj, więc może ktoś, kto chce i umie poderwać ludzi, do działania, stworzyć prawdziwie obywatelskie społeczeństwo, niech pierw zmieni to wyświechtane hasło na: Odpowiedzialność , Honor, Ojczyzna, bo chyba sam Bóg czuje się obrażony, obarczony odpowiedzialnością za wszechobecny bałagan. Nasz kraj, który trzeba przyznać, pięknieje nowymi budynkami, drogami za pomocą pieniędzy unijnych, które kiedyś trzeba będzie oddać, niestety nie jest takim miejsce na ziemi, w którym chce sie żyć, zakładać rodziny i poczuć prawdziwą wolność. Nasz kraj jawi się krajem na wskroś klerykalnym, gdzie nie ma miejsca na inność i różnorodność. Puste deklaracje o równości i tolerancji, w praktyce pokazują przepaść w pojmowaniu świata w XXI wieku i ciągłym podziale ludzi na wierzących i tych innych. Innych pod względem światopoglądu, innych orientacji seksualnych, innych religii i przynależności narodowej. Więc pozostaje nam zaciskając zęby lub pięści i nie mając wyjścia musimy się z tym stanem rzeczy godzić, lub uciekać. To nie trzyma się kupy? Wybory, kandydaci, klakierzy, piękne twarze, brzydkie twarze, deklaracje, obietnice, chorągiewki, autobusy, a wszystko razem to targ próżności. Media, niezależnie po której stronie polityki stoją, a większość, mimo deklaracji, że są obiektywne, stoją po tej jednej – słusznej i walą na oślep komentarzami, przerywanymi co chwilę oświadczeniami „elyty”. Łeb mi trzeszczy, bo pojąć nie mogę tych wszystkich, pokrętnych i wymijających wypowiedzi, które w skrócie wyglądają mniej więcej tak: Panie redaktorze, że aczkolwiek, że tak powiem, lecz ponieważ, przede wszystkim …itd., a widz sam niech sobie to zinterpretuje i wyciągnie wnioski. A wniosek wyciągam taki, że mam wrażenie, że to wszystko jest zabawą nastoletnich dziewczynek, które mając wrażenie, że icka m ź u na K y ż a r G stoją przed wielką widownią, usiłują śpiewać do słuchawki prysznica, albo do „bezprzewodowego” mikrofonu, jakim jest pojemnik z dezodorantem. sualnych nieletnie dziewczyny z Domu Dziecka, płacąc im jakieś grosze. Nie pytajcie mnie czy mam zaufanie do wymiaru sprawiedliwości! Nie mam już siły by znęcać się nad wypowiedzą n/tem In vitro „Matuzalema” z PSL-u, bo pomyślałam tylko: Boże, cóż to światłość biła mu z oczu i pewność „trofiejnej” wiedzy zaczerpniętej od prof. Chazana. Może jeszcze na koniec wspomnę nieśmiało o ciężkiej, acz wydajnej pracy komorników, zwłaszcza, że dotyczy szczególnie jednej kancelarii komorniczej, wyspecjalizowanej w odbieraniu mienia osobom, które nie były zadłużone. No, cóż, jak widać komornik może w majestacie prawa, w biały dzień, tak zwyczajnie okraść obywatela, który nie ma nic do gadania. Ale to wszystko, to mały „Pikuś”, bo udało mi się usłyszeć bardzo niepokojąca wiadomość, że oto, właśnie „niezależny” sąd raczył był uniewinnić od grzechu przestępstwa, jakie popełnili, czterej, wysoko postawieni Słuchaj więc i oglądaj widzu i nie notable i obciążyć kosztami sądowy- zadawaj pytania: Czy to nie trzyma mi państwo, czyli nas wszystkich. Cóż się kupy? Ależ tak, właśnie kupy się takiego popełnili owi czterej pano- trzyma i to mocno! wie? Nic takiego! Ot, tak zwyczajnie korzystali, namawiając do usług sek- Jaś i Małgosia byli rodzeństwem. Małgosia była faworyzowana przez rodziców tylko, dlatego, że była dziewczynką i mimo, że była starsza od Jasia, to właśnie od Jasia wymagano, by to on otaczał siostrę opieką i we wszystkim jej ustępował. Próbował się buntować, ale po wielu porażkach z rezygnacją musiał zaakceptować wzór zachowań wymuszony przez rodziców. Lata biegły i rodzeństwo wydoroślało. Jaś stał się samodzielnym mężczyzną, umiejącym radzić sobie w każdej sytuacji. Małgosia, rozpieszczona i uważająca się za „pępek świata”, mentalnie pozostała rozwydrzoną i roszczeniową dziewczynką. Wyszła za mąż, dokonując z mamusią selekcji kandydatów na męża. Wybranek nie podobał się mamusi, bo był „gołodupcem”, ale uro dna bestia z niego była i to przesądziło o tym, że został oficjalnie „zaobrączkowany”, co potwierdzono ceremonią w kościele i wystawnym weselem. Niedługo po ślubie, Małgosia zaczęła wydzwaniać do mamusi, skarżąc się, że jej wybranek, to leń i bałaganiarz, a ona nie ma zamiaru mu usługiwać. Małgosia dzwoniła również do Jasia, wymagając od niego różnego rodzaju pomocy, od wożenia jej po zakupy, po wieszanie firanek, zasypując brata listą skarg na tego „gołodupca i niezgułę”, który tak jak ona był wychowywany przez swoich rodziców na księcia, przed którym cały świat powinien leżeć u stóp. Jaś miał dość tych narzekań i zrobił w końcu to, co powinien był dawno już zrobić i przeprowadził się do innego miasta. Czas mijał i rodzeństwo spotkało się raz na pogrzebie ojca, gdy Małgosia była już po rozwodzie z „gołodupcem”, a drugi raz na pogrzebie matki, na którym usłyszał „radosną nowinę”, że siostrzyczka wyszła za mąż, tym razem za bardzo dobrze sytuowanego prawnika. Oczywiście nie obyło się bez pretensji w sto- Ja sunku do Jasia, że zbyt skromnie finansowo wspomógł postawienie pomnika nagrobnego rodzicom. Jaś nie dzwonił do siostry i nie dzielił się z nią swoimi kłopotami, a miał ich sporo. Po wyjeździe z rodzinnego miasta, pomieszkiwał w wynajętych pokojach, zanim nie poznał kobiety swojego życia – Alicji. Alicja była skromną, zapracowana kobietą. Mieszkała w malutkim mieszkanku „po rodzicach”. Broniła się przed uczestniczeniem w życiu towarzyskim i zaraz po pracy biegła do domu, gdzie czekała na nią wierna i łagodna a iś M ści, bo te, które mieli „zjadły” jego bezpłatne urlopy. Długo się wahał, zanim „włożył dumę do kieszeni” i mając odrobinę nadziei, zadzwonił do Małgosi. - Witaj, siostra, mam do ciebie prośbę…. - Ach, dzień dobry Jasiu, zaszczebiotała Małgosia, wiesz Wenecja jest cudowna, właśnie wróciliśmy. Małgosiu, ja w innej sprawie. Pożycz mi trochę pieniędzy. Moja żona umiera. - Och, Jasiu, nie możesz sobie sam poradzić? Ty chcesz pożyczyć ode mnie pieniądze? A na pomnik icka m ź u dla rona K y ż a r dziców G nawet się….. Jaś nie dał skończyć zdania Małgosi. Kłapnął słuchawką, a gardło ścisnęły mu jakieś niewidzialne obcęgi. Koledzy z pracy zrobili „zrzutkę”, bo i Alicja i Jaś byli lubiani przez wszystkich, za ich życzliwość i gotowość niesienia pomocy, każdemu, kto jej potrzebował. Alicja leżała już w domu, na wypożyczonym, medycznym łóżku, podłączona do kroplówek. Psiak, co chwilę stawał na łapkach, usiłując dotknąć nosem rękę swojej pani, a Jaś stał i bezsilnie patrzył i łykał gorzkie, męskie łzy. Miesiąc później odprowadził Alicję na cmentarz. Po pogrzebie, Jaś rzucił się w wir pracy, bo wisiały nad nim niespłacone długi. Zamknął się w sobie, unikał kontaktów i wracając do domu, tylko w psich oczach widział zrozumienie. Rok później wyjął ze skrzynki list od siostry. W pierwszym odruchu chciał go wyrzucić, ale po kilku dniach przekładania listu w różne miejsca, otworzył i przeczytał: „Jasiu, mój mąż nie żyje. Miał wypadek. Przyjedź! Ps. Na szczęście będą miała po mężu wysoką rentę” Co za młot! Co za młot! Powtarzał i darł ten list na drobne strzępki, nie oszczędzając żadnej litery i spłukał go w sedesie. Pewnego dnia wrócił z pracy, a wierna sunia nie przywitała go w drzwiach. Leżała na swoim kocyku, zwinięta w kłębek z ulubionym szalikiem Alicji pod głową. Nie żyła. Pochował ją razem z szalikiem, pod jednym a i s o łg psinka, którą Alicja znalazła zimą pod kontenerem na śmieci. Jaś i Alicja poznali się w pracy i jakoś te dwie osoby, łaknące przyjaźni i zrozumienia, zbliżyły się do siebie i pokochały. Cichy ślub i Jaś z dwoma walizkami z ubraniami zmieścił się w mieszkaniu Alicji. Parę lat starali się o dziecko, ale w badaniach „wyszło”, ze Alicja nigdy nie zostanie matką. To był cios dla nich obojga, ale jeszcze gorszym ciosem były wyniki dodatkowych badań. Tumor! Jaś, jak tylko potrafił, ukrywał przed Alicją tą straszną wiadomość, którą przekazał mu lekarz. Alicja gasła w oczach. Do pracy już nie wróciła. W krótkich przerwach między pobytami w szpitalu, leżała w domu, na swojej wersalce, czekając aż Jaś wróci z pracy, a u jej boku leżała wierna psinka, wpatrując się uważnie w swoją panią i dotykała ją swoim wilgotnym nosem. - Jasiu, ja wszystko wiem, powiedziała podczas ostatniego pobytu w szpitalu. Zabierz mnie stąd do domu. Proszę. Nie zastanawiał się ani chwili. Zabrał ją do domu, bez żadnego sprzeciwu ze strony lekarza. Musiał tylko „zdobyć” trochę pieniędzy na opłacenie pielęgniarki, na czas, gdy musiał być w pracy. Nie mieli żadnych oszczędno- z krzewów w pobliżu mieszkania. Po którymś z kolei listów od siostry, których już nie czytając, wyrzucał do śmieci, zadzwonił telefon. To była Małgosia. - Jasiu, ja cię przepraszam, byłam egoistką. Wybacz mi. Wysłuchaj mnie, bo ja już wiem, co to jest samotność i błagam, nie odkładaj słuchawki. - Mów! - Wiesz, Jasiu, ja ciągle choruję i znowu jadę do sanatorium, więc proponuję, byś przeniósł się do mnie. - Po co? - Jasiu, to mieszkanie, które kupili mi rodzice, ja natychmiast przepiszę na ciebie, tylko przyjedź i zaopiekuj się mną. Ja się zmieniłam. Należę do grupy chrześcijan, dużo zrozumiałam i resztę życia chcę poświęcić Bogu. Jasiu, przecież jesteśmy rodzeństwem i tylko na sobie możemy polegać i sobie ufać. Muszę to przemyśleć. - Jasiu, nie myśl, tylko pakuj się i przyjeżdżaj. Czekam. I Jasio przyjechał. Załatwili „na razie” tymczasowe zameldowanie, a na stole już leżały, przygotowane do wypełnienia dokumenty o scedowaniu własności mieszkania z siostry na Jasia. Jaś stanął na wysokości zadania i opiekował się siostrą, która wcale nie wyglądała na tak chorą, jak siebie opisywała. Wyjeżdżała dwa, trzy razy w roku, na płatne turnusy zdrowotne i biegała na rozmodlone zebrania do kościoła, a Jaś pracował i resztę czasu poświęcał na dogadzanie siostrze. Kiedyś, mimochodem zapytał, gdzie się podziały dokumenty do wypełnienia, a Małgosia, jak zwykle zaszczebiotała, że od dawna już leżą wypełnione u notariusza. Po jednym z turnusów, przywieziono Małgosię karetką wprost do szpitala. Złamała nogę. Złamanie otwarte. Potem była sepsa i zgon. Jaś dołożył wszelkich starań w organizowaniu pogrzebu. Znowu się zapożyczył i zgodnie z życzeniem Małgosi, opłacił księży, którzy odprowadzili Małgosię – wierną i szczodrą córkę kościoła, w jej ostatnią drogę. Dwa tygodnie po pogrzebie, Jaś poszedł do administracji, by uaktualnić swój status, bo przecież jest już prawnym właścicielem mieszkania, scedowanego przez siostrę na jego rzecz. - Proszę pana, powiedziała kierowniczka administracji, waląc Jasia, jak obuchem siekiery po łbie, pańska siostra, już parę lat temu zapisała to mieszkanie na kościół!!! O… proszę spojrzeć, tu są te dokumenty, w których notarialnie zapisuje to mieszkanie na rzecz wymienionej kurii i w związku z tym, musi je pan opuścić w ciągu miesiąca. Jaś dobiegał już siedemdziesiątki, więc to nie pora, by zaczynać życie od zera z walizką w ręce. Komisja, zgodnie z narzuconym kalendarzem, po miesiącu wyważyła drzwi. Koroner stwierdził zgon. Z ręki wiszącego Jasia wypadła na podłogę, zaplamiona płynami ustrojowymi, kartka: Pochowajcie mnie nad Alicją. Nikt nie wiedział, kto to był, ta Alicja i nikt się tym specjalnie nie przejął. Pochowała Jasia opieka społeczna, gdzieś na peryferiach cmentarza, po szybkiej sekcji zwłok Ps. Historia oparta na faktach Nowa Regionalna Rada Ochrony Przyrody Izabela Piecuch Zarządzeniem numer 25/201 5 Regionalnego Dyrektora Ochrony Środowiska Województwa Zachodniopomorskiego w Szczecinie mgr inż. Grzegorza Kubiaka, została powołana na kolejną kadencję 201 5-2020, nowa Regionalna Rada Ochrony Przyrody dla Województwa Zachodniopomorskiego. W skład Rady weszli naukowcy uczelni zachodniopomorskich oraz dyrektorzy wielu instytucji zajmujących się ochroną środowiska, m.in. tzw. obszarów chronionych, lasów państwowych itd. itd. W skład 30-sto osobowej Rady weszli z Politechniki Koszalińskiej: prof. dr hab. in. Tadeusz Piecuch a z uczelni Szczecina tj. z uniwersytetu Szczecińskiego oraz z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego następujące osoby: Prof. dr hab. Janina Jasnowska, prof. dr Dobracki, Marek Łazor, Sławomir Kiszkurno, hab. Stefan Friedrich, dr hab. Magdalena Ewa Stanecka, dr Paweł Bilski, Arleta SiarKarbowska-Dzięgielwska, dr Jacek Kaliciuk, kiewicz-Hoszowska, Jacek Chrzanowski (Prezes Zarządu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska), Józef Ciechanowicz, Magdalena Racimkowska-Ratajska, Mariusz Adamski, Stanisław Cygiel, Dorota Janicka, Barbara Wójcik (Dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska w urzędzie Wojewódzkim), Mieczysław Zachaś, Mariola Katarzyna Tańska, Dorota Rogala, Witold Ruciński, Rafał Popko. dr Krzysztof Ziarnej, dr hab. Paweł MickiePierwszy zjazd nowo powołanej Regiowicz, dr hab. Katarzyna Stepanowska, nalnej Rady Ochrony Przyrody odbył się dr hab. Robert Czerniawski, dr hab. Mariola w Szczecinie w dniu 3 lipca br. pod nieWróbel, dr Maria Wolender, dr Maciej No- obecność Dyrektora Naczelnego Regionalwak, a ponadto dyrektorzy instytucji zajmu- nej Dyrekcji Ochrony Środowiska jących się ochroną przyrody Ryszard w Szczecinie, posiedzenie inauguracyjne prowadziła jego zastępca pani dr Sylwia Jurzyk-Nordlöw. Posiedzenie miało charakter uroczysty na którym Pani Dyrektor wręczyła nominacje. Następnie zatwierdzono regulamin pracy Rady na następne 5 lat. Następnie głos zabrała Przewodnicząca Rady dwóch uprzednich kadencji pani prof. dr hab. Janina Janowska, która poinformowała Radę, iż rezygnuje z kandydowania na przewodniczącą w kolejnej rozpoczynającej się kadencji 201 5/2020 po czym zarekomendowała do funkcji przewodniczącego Dyrektora Parku Krajobrazowego w Pile pana dr Pawła Bilskiego. Innych kandydatów z sali nie podano i pan dr Bilski jednogłośnie został wybrany Przewodniczącym Rady na nową kadencję. Następnie przystąpiono do ustalenia osobowego zespołów programowych, które będą działały w nowej w 5-letniej kadencji, a mianowicie: - zespół ds. ochrony gatunkowej roślin, grzybów oraz ich siedlisk - zespół ds. ochrony gatunkowej zwierząt oraz ich siedlisk - zespół ds. przestrzennego zagospodarowania obszarów przyrodniczo cennych Wybrano także kierowników tych zespołów. Na kierownika ostatniego zespołu ds. zagospodarowania przestrzennego obszarów przyrodniczo cennych została zgłoszona kandydatura prof. dr hab. inż. Tadeusza Piecucha, który jednak odmówił przyjęcia tej funkcji ze względu na odległość Koszalina od Szczecina stwierdzając, że taka funkcja wymaga dyspozycyjności i dlatego zapropo- wiek inną) na obszarze chronionym przyrodniczo w województwie zachodniopomorskim NATURA 2000. Konkretnie jednak w praktyce prawie każda tka opinia jest respektowana przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska Województwa Zachodniopomorskiego w Szczecinie. Należy nadmienić, że często są to sprawy trudne, bowiem przyrodnicy, którzy absolutnie dominują w składzie tej Rady są ogromnie wyczuleni na tzw. ochronę gatunku i każdy niekorzystny wpływ nowej ewentualnej inwestycji na rośliny i zwierzęta. Tymczasem musimy mieć przecież na uwadze tzw. ogólny rozwój zrównoważony o którym nasz miesięcznik wielokrotnie pisał, a także prowadził wywiady z wybitnymi naukowcami tej problematyki, min. z prof. dr hab. Lucjanem Pawłowskim w numerze 1 0 naszej gazety Miesięcznik Pomorza. W sprawach trudnych bywa i tak, że na posiedzenia są zapraszani inwestorzy, którzy mają przekonać Radę do swoich racji, a nawet czasem przysyłają oni- inwestorzy swoich pełnomocników prawnych. nował aby kierownikami zespołów były jednak osoby mieszkające i pracujące w Szczecinie - co potem tak się stało przy obsadzie kierowników poszczególnych zespołów. Równocześnie pani dyrektor dr Sylwia Jurzyk-Nordlöw w krótkim wystąpieniu bardzo serdecznie podziękowała pani profesor dr hab. Janinie Jasnowskiej za dotychczasową pracę i kierowanie tą komisją Piszę o powyższym dlatego aby przew uprzednich dwóch kadencjach. Przypo- kazać naszemu czytelnikowi, że rola tej mnijmy więc, że Rada Ochrony Przyrody Rady jest ważna i to w szczególności opiniuje każdy wniosek formalny o inwesty- właśnie dla inwestorów. cje (np. budowlaną, drogową lub jakąkol- WIDAR Sp z o.o. firma świadczy profesjonalne usługi w zakresie: WIDAR Sp z o.o. 75-412 Koszalin ul. Al. Monte Cassino 6 woj. zachodniopomorskie tel. 500 075 317 e-mail: [email protected] Twój Ruch w nowej oprawie wodzowskiej - i co dalej? Izabela Piecuch Janusz Palikot moim zdaniem, a także zdaniem wielu innych w tym czołowych dziennikarzy naszych mediów to jeden z najinteligentniejszych polityków obecnych w naszym Sejmie - a moim zdaniem i także zdaniem wielu to po prostu człowiek o największej wiedzy ogólnej o gospodarce, prawie cywilnym (wielokrotnie kontrolowany i oskarżany) a także ekonomii. Ma ogromny własny dorobek zawodowy. Niestety mówiąc prosto w oczy prawdę ponarażał się wszystkim opcjom politycznym czytaj partiom, otoczony przez hieny osiągnął słaby wynik w wyborach prezydenckich które przecież były tylko testem a nie walką o Urząd Prezydenta RP. W tej trudnej chwili rękę podała Januszowi Palikotowi dzielna kobieta, lubiana i bardzo popularna obecnie Pani Kanclerz jednej z warszawskich uczelni mgr inż. Barbara Nowacka. Podała rękę i udzieliła wsparcia mimo , że zewsząd pojawiły się propozycję wstąpienia do którejś z partii lewicowych i nie tylko lewicowych. Obecnie próbuje Pani Barbara scalić lewice – przynajmniej do wspólnego startu w wyborach do Parlamentu co jest niewątpliwie słuszne i celowe, ale mało realne do wykonania. Dzisiaj w partiach lewicowych jest zbyt dużo liderów i to w każdej partii bo dzisiaj partie o tak niskim poparciu społecznym wszystkie należy nazwać kanapowymi i jedynie rozważać czy to jest mała czy też duża kanapa. Dlatego zastanawiam się czy w sytuacji gdy Basia Nowacka chce łączyć lewice a takie medialne postacie i na pewno osoby umiejące poruszać się w meandrach polityki jak poseł Andrzej Rozenek czy też poseł Grzegorz Napieralski chcą tworzyć kolejną partie czyli zapewne kolejną kanapę lewicową czy to wszystko ma sens? Czy nie lepiej by było gdyby poseł Andrzej Rozenek wrócił do Janusza Palikota i po prostu przeprosił za to co robił – bo że postąpił nieładnie co do tego nie mam wątpliwości ja i wielu moich znajomych. Gdyby Janusz Palikot był nieuczciwy to inne partie polityczne oraz główne media rozniosłyby przecież Janusza Palikota w pył a tak się nie stało . Uważam, że poseł Andrzej Rozenek powinien przyprowadzić ze sobą na razie do Twojego Ruchu posła Grzegorza Napieralskiego a poseł Grzegorz Napieralski cała armię swoich popleczników, którzy się za nim ujęli jak m.in. b. szef SLD w Koszalinie, Radny Sejmiku Wojewódzkiego województwa zachodniopomorskiego prawnik Adam Ostaszewski, radna miasta Koszalina mgr Dorota Chałat (silnie współpracująca z Barbarą Nowacką w ramach Ruchu równouprawnienia kobiet) itd. itd. Oczywiście, że tworzenie jednej dużej wspólnej partii lewicowej ma sens i jest konieczne ale pod jednym jedynym warunkiem, że wszystkie partie lewicowe obecnie kanapowe odgórnie rozwiązują się i swoje struktury i wspólnie przystępują do tej nowej lewicy, w której obowiązują demokratyczne zasady w wyborach wewnętrznych i w której istniałaby pełna równowaga między młodymi wilkami a starymi wyjadaczami. Weźmy bowiem przykład ze sportu a najlepiej z piłki nożnej - otóż, drużyna osiąga najlepsze wyniki wówczas kiedy obok starszych zawodników doświadczonych i rutynowanych jest także obiecująca młodzież i także kilku piłkarzy w tzw. wieku średnimsportowe powiedzenie mówi, że to mieszanka rutyny młodością. Uważam, że nie można bowiem tracić oczu ludzi starszych i doświadczonych (takim przykładem jest w PSL poseł Zych, czy pan poseł Żelichowski). Takimi przykładami na lewicy w ramach SLD jest na pewno prof. Liberadzki i prof. Iwiński – którzy powinni startować moim zdaniem na urząd prezydenta a wynik byłby o wiele lepszy. Nie możemy zapominać także o pokoleniu średnim na lewicy tym najbardziej optymalnym pokoleniu a więc o osobach które jeszcze mają siłę i zdrowie ale mają już doświadczenie i kwalifikacje – a takimi są moim zdaniem m.in. właśnie pan poseł Palikot i pani posłanka Piekarska i pan Czarzasty. Niestety b. Premier pan poseł Leszek Miler wysunięciem pani dr Magdaleny Ogórek na kandydatkę lewicy doprowadził do kompromitacji SLD i ruiny finansów i do dzisiaj nie wiem i nie rozumiem co ten przecież niezwykle inteligentny i doświadczony polityk chciał zrobić? Przecież od początku było wiadomo, że ten numer nie przejdzie; może dociekliwi historycy dojdą w przyszłości do tego co legło u podstaw wykręcenia takiego numeru rekomendując tą niewątpliwie piękną dziewczynę do fotela głowy państwa. Można więc zauważyć, że mamy na lewicy taki bigos, że wprost niewyobrażalne – jest to bigos do którego dodano i dżemu i maku i szpinaku i ryby a może jeszcze czegoś. W tej sytuacji Twój Ruch powinien uczynić wszystko aby zebrać sieroty po SLD a potem także sieroty po PO – gdyby PO poniosło wyraźną porażkę w wyborach październikowych czego w obecnej sytuacji nie można wykluczyć. Tymczasem życzę naszej Basi Nowackiej sukcesu w scalaniu lewicy ale jednocześnie sugeruję panu posłowi Palikotowi aby niezależnie, do końca zachował alternatywę przystąpienia do październikowych wyborów samodzielnie przez Twój Ruch. [email protected] http://www.meduza.mielno.pl Kij w mrowisko Przyszedł sierpień, a ja z przerażeniem uświadomiłam sobie, że zaczęłam sześćdziesiąty dziewiąty rok życia. Wzięłam do ręki ten nowy kalendarz, bojąc się go otworzyć, bo jakiś taki wiotki i łamliwy, a na dodatek strach, że spomiędzy kartek może wyskoczyć jakiś złośliwy dżin. Pamiętam, jak bardzo oczekiwałam na swoje osiemnaste urodziny, licząc na to, że w dniu, w którym wkroczę w dorosłość, wszystko zmieni się w jednej sekundzie. Liczyłam na to, że świat szeroko się do mnie uśmiechnie, że nastąpi wielkie „BUM”, ale świat zapomniał o moich osiemnastych urodzinach i nie było żadnego „BUM”, a ja osłodziłam sobie gorycz rozczarowania, kupując jednego pączka, w którym było zbyt mało marmolady jak na urodzinowe ciastko, a odbierając dowód osobisty, postanowiłam sobie, że nigdy nie będę celebrować dat swoich imienin i urodzin. Rok mijał za rokiem, a ja dopiero po pięćdziesiątce zaczęłam uważniej spoglądać w lustro, które powoli stawało się moim wrogiem i krytykiem. Tak jak każda kobieta, której trudno jest się pogodzić z upływem czasu i zmianami, jakie ten czas niesie, starałam się być, co raz mniej widoczna dla otoczenia. Ktoś może powie, że jestem zakompleksiona i po części będzie miał rację, ale ja wiem, ze siedzi we mnie złośliwy zoil, który zawsze ustawiam mnie pod ścianą i wykrzywia lustro. Etapami rezygnowałam z wielu rzeczy, naturalnie akceptowanych u młodych kobiet. Na tzw. pierwszy rzut, poszedł makijaż, pozwalając sobie tylko na nałożenie tuszu na rzęsy w sytuacjach od „wielkiego dzwonu”. Ktoś może zapyta: dlaczego? Dlatego, że na zawsze wrył mi się w pamięci obraz widzianej na ulicy babci bez kompleksów i lustra, która była „wypacykowana” i ubrana jak jej nastoletnie wnuczki, licząc, że tym sposobem odejmie sobie, co najmniej trzydzieści lat, ale swoim wyglądem wzbudzała powiedzmy… zdumienie otoczenia. Ta kobieta nie przewidziała, ze z rozmazanym pod oczami tuszem nałożonym zbyt grubą warstwą, upodobni się do misia pandy, a nosząc spódniczkę mini, odsłoni sine baty nabrzmiałych żylaków. Po ukończeniu „sześćdziesiątki” pożegnałam się ze szpilkami, butami, które lubi- łam jak żadne inne. Próbowałam jeszcze walczyć z niesprawnością, ale wkładając te moje ulubione szpileczki, szłam chwiejnym, drobnym kroczkiem gejszy i wyglądało to tak, jak bym miała kłopoty z żołądkiem i natychmiast była mi potrzebna wizyta w WC. Porozdawałam córkom psiapsiółek wszystkie moje buciki na obcasie, zachowując jedną, ulubioną parę, którą nie wiem, dlaczego, wcisnęłam do pawlacza. Bacznie obserwuję kobiety po sześćdziesiątce i widzę, że znakomita większość, udając, że się pogodziły ze zmianami, jakie niesie ze sobą upływ czasu, dały się zaszufladkować przez społeczeństwo, a głównie przez własną rodzinę, do roli babci, której na imieniny, zamiast dobrych perfum, kupuje się mięciutkie papucie. To właśnie najczęściej nasza własna rodzina spycha nas do roli babci, która w tych imieninowych papuciach, drepcze po kuchni, piekąc te cholerne, znienawidzone szarlotki, oczekuje z gorącą herbatką na odwiedziny dzieci i wnucząt. Świat mody też zapomniał o kobietach w wieku mocno „po balzakowskim”, bo przecież panuje moda na młodość. Ten świat mody nie oferuje nam odzieży o stonowanej elegancji, szyjąc dla anorektyczek kreacje, które już w większym rozmiarze, wyglądają żenująco paskudnie. Stojąc przed lustrem nie pytam: „ lustereczko powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie”, bo zanim zapytam, lustro pokazuje, czego już mi nie wolno. A dużo mi nie wolno! Skończył się czas odsłaniania dekoltu, pleców, ramion i nóg, więc „wbijam” się w długie spodnie, żakiety i bluzki z długimi rękawami i nie znosząc upalnych dni, staram się nie wychodzić z domu, by nie „ugotować się we własnym sosie”. Żadne zapewnienia pochlebców, że jest dobrze, że nie wyglądam na swoje lata, nie uspokajają mnie, bo co dzień, przy myciu zębów, straszy mnie moje własne odbicie w lustrze i gdyby nie koszt, to już dawno zrobiłabym sobie lifting twarzy. Ktoś może zapyta: dla kogo i po co? A ja odpowiem: DLA SIEBIE! Nie dla faceta, nie dla wzbudzenia zazdrości u psiapsiółek przywiązanych do kuchni, miękkich papuci i szarlotek, ale dla siebie. Raz w życiu zrobić coś tylko dla siebie i poprawić odrobinę to, Gra icka m ź u żyna K czego się nie da ukryć pod ubraniem, no chyba, że tym ubraniem była by islamska burka. Ktoś może powie: fanaberie, w głowie ci się, Grażka, poprzewracało! Ale to nie są fanaberie, to są moje skrywane marzenia i jestem przekonana, że większość kobiet też o tym marzy. Nie ja jedna uważnie przyglądam się programom „na żywo” z klinik urody i doskonale wiem jak wygląda i na czym polega taka operacja i jak bardzo są szczęśliwe kobiety i jak wyglądają kobiety po takiej operacji i mimo, że jestem świadoma ewentualnego ryzyka, to bez namysłu poddałabym się takiemu zabiegowi gdyby nie pustki w portfelu. Ktoś inny złośliwie zapyta: a w jakim jesteś wieku, żeby coś takiego ci przyszło do głowy? A ja się „zrewanżuję”, odpowiadając: w XXI wieku, w XXI wieku, gburze! W wieku, w którym kobiety, w odróżnieniu od tych żyjących w średniowieczu, dożywają do menopauzy i widzą, co czas z nami robi. W wieku, w którym medycyna nie ogranicza się do leczenia grypy i izolowania chorych na ospę, czy inną cholerę, tylko poczyniła milowe kroki i potrafi naprawić to, co się naturze nie udało, lub z czasem się zestarzało. W wieku, w którym jesteśmy świadome, czego oczekujemy i mamy to w zasięgu możliwości gdyby nie… podszewka w kieszeni. Szczerze mówiąc, długo się wahałam, zanim „dotknęłam” tego tematu, licząc się z tym, ze kobiety, zgodnie z „teorią zaprzeczenia”, rozjadą mnie jak walec drogowy. No, cóż, możecie mnie zmiażdżyć, ale dodam, że nie marzę o pałacu, o najnowszym modelu samochodu, nie marzę o bogactwie, ani nawet o pięknym „żu, żu” u boku, ale o tym by móc siebie zaakceptować. Przecież mogłabym przestać się buntować i pogodzić ze starością, bo kim ja do cholery jestem dla świata? Jakimś niewidocznym pyłkiem, jakąś iskierką, która przemknie i zaraz zgaśnie. Mogłabym, ale nie chcę. No cóż, jakie czasy, takie marzenia. Bucik, paznokieć, pilniczek, Włosy na rudo, róż na policzek. Kiecka obcisła, sweterek też ciasny. Tylko ten pesel! Do cholery jasnej! Misyjnośćmediów –co to takiego? W pierwszej „z brzegu” encyklopedii czytamy, że słowo: m i s j a, oznacza posłannictwo, ważne zadanie do wykonania. Można by rozszerzyć to określenie, ale uznam, że tyle wystarczy, by przejść do roli jaką jest owa misyjność. Pierwsze skojarzenia, jakie przychodzą mi na myśl, dotyczą misyjności kościoła/kościołów w szerzeniu wiary i zdobywaniu wyznawców, kształtowaniu świadomości i wiedzy dotyczącej danego kościoła. Ale mnie interesuje misyjność mediów, których rolą jest szerzenie wiedzy, kształtowanie świadomego, by nie powiedzieć wybrednego w odbiorze wiadomości z głośnika, ekranu, czy z czasopism, obywatela. Nie ulega wątpliwości, że mass-media posiadają moc i słusznie nazywane są czwartą, piątą, czy dziesiątą władzą. Cóż zatem robią media? Krzyczą! Krzyczą najgłośniej jak potrafią i doprawdy nie wiem, czy chodzi o zdobycie jak największej liczby odbiorców, czy może o przekonanie tych odbiorców do swoich racji, ale najczęściej i najwyraźniej przebija się wątek polityczny. Nie ma znaczenia jaki problem jest „na tapecie”, bo wszędzie i zawsze i o każdej porze w tle jest wątek polityczny. O to w tym wszystkim chodzi? Nie wiem czy media nie zdają sobie sprawy z tego, że każdy ma prawo wyboru i guziczki na pilocie i najczęściej klikają na tzw. ”bele co”, by nie słyszeć wrzasku z ciągłych przepychanek i złośliwości płynących wartkim strumieniem z ekranu, lub programów radiowych, niczym się nie różniących od telewizji z Korei Północnej, gdzie do obrzydzenia reporterki zachwalają, któregoś z dynastii Kim Dzonga wpadając niemal w ekstazę. Czy u nas, w Polsce jest inaczej? Otóż nie! Wszystko zależy od słupków poparcia. Raz mizdrzenie się mediów jest skierowane w stronę prawicy, raz w stronę lewicy i to w taki sposób, by nigdy nie „podpaść” władzom kościelnym, podając wręcz „na tacy” sposób myślenia widzom i słuchaczom. Ale to wszystko jest mało, by w sposób pożądany urobić odbiorcę na swój obraz i podobieństwo, nie dając minimum szansy na samodzielne myślenie. Dla podniesienia temperatury, dziennikarze zapraszają do studia gości, którzy niczym gladiatorzy na arenie, walczą ze sobą na słowa, boleśnie raniąc się nawzajem i opluwając przeciwne ugrupowanie polityczne, nie dając reporterowi szans na zadanie następnego pytania. Czym różni się przekaz telewizyjny od „gazetowego”? Chyba tylko tym, że na ekranie jest obraz ruchomy, a podobno jedno zdjęcie wystarczy za tysiąc słów, więc atakowani jesteśmy obrazami wojny, terroryzmu, zwłaszcza w wykonaniu radykalnego dżihadu, dziesiątkami zdjęć zakrwawionych ciał, działaniami wojennymi z kraju co to „przez miedzę” z Polską graniczy. Żeby widz mógł odetchnąć od tych tragicznych scen, telewizja emituje filmy takie jak „Plebania”, „Ojciec Mateusz”, ucząc jak powinno wyglądać przykładne życie praktykującego katolika i np. film „Na dobre i na złe” – o wzorcowym szpitalu jak z baśni. Po co to wszystko? Po to, by widz docenił spokój i pokój we własnym kraju i zadowolił się tym co ma. Ale to nie wszystko, bo dziennikarze też stoją po przeciwnych stronach barykady i od icka m ź u aK n y ż a Gr czasu do czasu, ktoś komuś podstawia nogę i tym sposobem zawiesza się niepokornych dziennikarzy. I tak zawieszono panią Agnieszkę Gozdyra, za program, do którego, nie dość, że zaprosiła pana Urbana, to jeszcze ubranego w szaty biskupa. Aż dziw bierze, że w studio, nikt z zaproszonej widowni nie skandował: „Precz z komuną”. Zawieszono również panią Elizę Michalik, podając arcy-pokrętny argument, uzasadniając decyzję Jej zawieszenia, że jest: „zbyt wyrazista”, za jej feminizm i krytykę kościoła. A mnie od razu przypomniało się powiedzenie, że: prawdziwa cnota krytyk się nie boi. Inne media zostały skarcone, że w okresie świątecznym nie było, lub było za mało kolęd. Jak tu nie przyznać racji, przecież to jasne, że jak nie ma kolęd, to nie ma misji! A mnie marzy się Teatr Telewizji z czasów PRL-u i tęsknię za Kabaretem pani Olgi Lipińskiej, w którym, mimo cenzury zawsze udało się przemycić „coś miedzy wierszami”. Im dłużej słucham i oglądam, tym bardziej nie rozumiem na czym ma polegać owa misyjność mediów, bo przecież nie na „naukowym” podejściu do sprzątania mieszkania, bo przecież nie na zastanawianiu się nad tym, jak wielkim grzesznikiem jest ktoś po zmianie płci, bo przecież nie na zachwalaniu urody startujących kandydatów na fotel prezydenta. Głowa mnie już boli, więc kliknę na guziczek z kanałem Discovery. WIDAR Sp z o.o. firma świadczy profesjonalne usługi WIDAR Sp z o.o. 75-412 Koszalin ul. Al. Monte Cassino 6 woj. zachodniopomorskie tel. 500 075 317 e-mail: [email protected] Zimny trup Drzazga zaczepiał ludzi spieszących się do pracy i prosił, żeby ktoś zadzwonił na policję. Ludzie go ignorowali, bo trudno im było przezwyciężyć niechęć do zaniedbanego i niezbyt ładnie „pachnącego” człowieka, który dreptał charakterystycznym krokiem ludzi uzależnionych od alkoholu, szurając rozczłapanymi i trochę za dużymi butami, nie odrywając nóg od parkowej alejki. W ręku trzymał starą reklamówkę z Makretu z puszkami po piwie, które co dzień skrzętnie zbierał, by potem je sprzedać w skupie metali kolorowych. Wreszcie jakiś przechodzień, trochę „na odczepnego”, wyjął telefon i zadzwonił na 997 i powiedział, ze jakiś pijaczek nalega, żeby zgłosić, że znalazł w parku zwłoki. - No, k…, uważaj pan sobie, tylko nie „jakiś pijaczek”! – zachrypłym głosem zaprotestował Drzazga – ja jestem porządny obywatel, tylko deczko wczorajszy. Mężczyzna przełączył telefon na głośno mówiący, tak, by i Drzazga i policjant słyszeli siebie nawzajem. - Proszę zapytać go o nazwisko. - Moje? Zachrypiał Drzazga. - Tak, pańskie. -To powiedz pan, że ja jestem jaśnie pan Drzazga! - Może mi pan dać go do telefonu? - O, nie! Chyba pan rozumie, powiedział mężczyzna do policjanta, patrząc z wyraźnym obrzydzeniem na potwornie brudnego i śmierdzącego jeszcze potworniej „jaśnie pana Drzazgę”. - No tak, rozumiem. Proszę mu kazać poczekać na nas. - No, to se, k… poczekam, a truposz niech se spokojnie stygnie, a mnie konkurencja zbierze puszki, co se na wikt zbieram - rzucił Drzazga w stronę telefonu. Uczynny przechodzień schował telefon i poszedł w swoją stronę, a Drzazga posłusznie doszurał nogami do ławki i usiadł, starając się przylgnąć plecami do oparcia, by nie stracić równowagi i nie „wyrżnąć ryjem w glebę”. Policjanci dobrze znali Drzazgę, bo nie raz „zawijali go na dołek”, ratując go zimą przed zamarznięciem. - Dzień Dobry, jaśnie panie Drzazga, zwrócił się kpiąco do Drzazgi jakiś młody policyjny narybek. - Te, synek, ja z tobą nie będę „gestykulował”, bo brak ci szacunku, dla porządnego człowieka! Obruszył się Drzazga i demonstracyjnie wytarł nos o rękaw kurtki. - Dobra, dobra, panie Drzazga, mów pan, o co chodzi. Dokładnie i po kolei! - Panie władzo, przecież ten laluś, co mi uprzejmość zrobił i do was zadzwonił, powiedział, że chodzi o trupa, co żem go znalazł. Tak? - Drzazga, Drzazga, jaki znowu trup? Coś pan nawymyślał? Zimy jeszcze nie ma, więc na darmowy wikt i opierunek trochę za wcześnie. A nie mógłby się pan gdzieś trochę odświeżyć? - Panie władzuchno, a to niby gdzie miałbym se kąpieli zażyć? W tym stawie, w parku? Ja żem porządny człowiek i kocham przyrodę i nie bendem żabom zakłócał spokoju. A teraz opowiem wszystko, jak na spowiedzi. To było tak: Siedzimy sobie grzeczniutko z Einsteinem na ławeczce, wśród tych pieprzonych, kraczących wron i spożywamy, jak porządni ludzie normalne śniadanie. No, wiesz pan: dymek i łyczek naleweczki i znowu dymek i łyczek naleweczki, zamiast kawusi z tym francowatym rogalikiem, czy inną, modną drożdżówką. Wstałem na chwilkę i „kurtularnie” przepraszam Albercika, że muszę „na stronę, bo mi się uczucia skropliły”. A wiesz pan, jak się tak zmęczony człowiek zasiedzi, to trudno tak na raz dwa trzy, poderwać dupę z ławki, więc siedzę i patrzę na krzaki i widzę, że coś tam się rusza. Trącam Einsteina, delikatnie, łokciem w żeberko, że mało se Albercik nie wy- icka m ź u na K y ż a r G bił flaszką ostatniego zęba i mówię: - Te, Einstein, patrz, k…, coś tam się w krzakach rusza! A on do mnie, też bardzo „kurtularnie” odpowiada: - Drzazga, nie p…., bo tobie tylko dać pół naleweczki i wszystko od razu, ci się rusza. Chyba cię jakieś wszy obsiadły i dlatego ci się we łbie rusza. No, k…, panie władzo, nie będzie mnie jakiś Einstein obrażał, wiec chciałem jebnąć go w ryj, ale dzisiaj jestem jakiś słabo-silny i nie chciałem ponieść szwanku na honorze mężczyzny, bo mógł mnie tak pizdnąć, żebym się nie pozbierał, więc spokojnie mówię: - Albercik, luknij jeszcze raz, jak ci kompas pokazuje i słońce oczy wypala, patrz w te cholerne krzaki! I wie pan, co mi odpowiedział? - Drzazga, ale jaja, ja chyba się też urżnąłem, bo jak mi nalewka miła, tam, w krzakach, rzeczywiście coś się rusza. Drzazga, rusz d…, wstawaj, idziemy zobaczyć, co tam jest. Zrobili my kilkanaście kroków, a Albercik jak nie wrzaśnie: - O w dupę jeża! Drzazga, tam leży zimny trup, tylko odrobinę się rusza. S…… stąd! To ja mu mówię: - Albercik, ni ch…., musimy zadzwonić po krawężników, „ekskjuzimła” panie władzo, tak się z szacunkiem o was wyrażamy, zamiast mówić - policja, ale ten durny Albercik rezolutnie mnie zapytał: - A na ch…. ci kłopoty, ja idę teraz na stronę, bo mam delikatnej natury żołądek i poszedł sobie, łachudra jeden, a mnie z truposzem w krzakach zostawił. Panie władzo on się chyba ze strachu zesrał, jak zobaczył ten „korpus delikates” i łachudra uciekł z miejsca przestępstwa. Chociaż z drugiej strony, to chyba nie powinno się palić fajek przed śniadankiem? Prawda? A jak już jestem przy temacie, to zbawco, sprezentuj mi pan jakieś dwa złote polskie na „wuce z kwadransem” u babci klozetowej, bo ja już nie polezę w krzaki, bo wrażliwy jestem na widok trupów, krwi zastrzyków, które ostatnio dosłałem, jako dziecię srające jeszcze w pieluchy. - No, dobrze, panie Drzazga, pięknie pan bajki opowiadasz, lepsze niż w Dobranocce, ale może w końcu się dowiem, gdzie jest ten denat. Panie władzo, denat, jak pan żeś go poetycko nazwał, to już na pewno jest zimny i sztywny, ale jak pan chcesz, to panu pokażę, ale, o ile ja się znam na medycynie, to jemu już tylko wieczne odpoczywanie trzeba zaśpiewać nad dołkiem. Ooo, widzisz pan ten but, pod krzakiem? Policjant zerwał się z ławki, na równe nogi, na której przysiadł, słuchając opowieści Drzazgi i pobiegł we wskazanym kierunku. Za parę minut zaroiło się od policjantów, sanitariuszy z karetki i nie wiadomo skąd, ale pojawili się nawet dziennikarze z kamerą. Pod krzakami leżał trochę pobity i do nieprzytomności pijany chłopak, z szalikiem jakiejś miejscowej drużyny piłkarskiej na szyi, którego zaginięcie zgłosiła w nocy rodzina. A Drzazga, cudem hamując parcie na pęcherz, opowiedział kilka zdań do kamery, jak to z Einsteinem znaleźli trupa pod krzakami i nawet „mignął” w wieczornych wiadomościach, w telewizji. Kumple, którzy oglądali Drzazgę, przez wielkie okna w Media Markt, dodali mu do nazwiska przydomek: aktor. Kiedy nadejdzie, nie będę płakać Wzniosę wysoko dłonie w uścisku Krzyknę gorąco: a gdzieżeś była? Po coś zwlekała, czemuś trapiła? Magiczna barwa snu wiecznego Fiołkowy powiew zacnych cnót Niesie smak życia doczesnego Odnalezienie skrytych dróg. I ucałuję mienie splamione Tęsknotą jęków, tęsknotą barw Rzucę się w morze niedocenione W morze uniesień i nagłych zmian. Mrok gruntu bije ciemności blaskiem A jasność siłą odbiera lęk Tchnienie wielkości dokucza spadkiem Wiara ludzkości przewyższa zło. Kiedy nadejdzie będę wysoko Na rozpostartych skrzydłach radości Ześlę pryzmaty szczodrej podzięki Kończącej zakwit przebytej męki. Anielska czystość słowiczym śpiewem Oczyszcza umysł mądrości gniewem Z lekka dygocząc w zburzonej toni Ginie w otchłani zgubnej niedoli. Pozapalam w sobie czule Iskry wiary w nienaganny świat Oddam wszystko co dogłębnie czuję Niczym przesadzony wybujały kwiat. Tak o poranku w słoneczny dzień Budzący instynkt wypiera z nas sen I krocząc błędnym ścieżkami losem Obleka dusze w złociste kłosy. Wioleta Stochła To co przeminęło kroczy wciąż za nami Krzepkim rytmem serca budzi zmysły czas W czujnej skrypcie czynów słowa z nakazami Kreślą bujne ślady na przejrzystym tle. Idąc naprzód w tył się oglądamy Zamazując smugę nowych sił i praw Skrajne siły drzemią w nas cząstkami Wiodąc pełny zarys myśli, czynów, strat. Wioleta Stochła [email protected] http://www.meduza.mielno.pl Rozmowa ze starostą koszalińskim Marianem Hermanowiczem rozmawia Wileta Stochła -Jak ocenia pan pierwszy rok pracy na stanowisku starosty? Z jakich działań jest pan najbardziej dumny, a czego nie udało się zrealizować? - Najważniejsze inwestycje zarówno pod względem znaczenia dla mieszkańców powiatu, jak i wysokości ponoszonych nakładów to remonty i przebudowy dróg powiatowych. Od kwietnia br. realizujemy cztery duże -4 czerwca minęło pół roku mojej pracy w saprzedsięwzięcia drogowe. Prace remontowe morządzie powiatowym, w którym jestem radprowadzone są na odcinkach dróg: Koszalin nym i pełnię funkcję starosty. Moja ocena jest – Niekłonice oraz Giezkowo – Dunowo bardzo pozytywna. Rada Powiatu pracuje w gminie Świeszyno, granica powiatu – zgodnie i efektywnie. Zarząd Powiatu, którym kieruję, podejmuje decyzje merytorycznie i kompetentnie. Trudno jest mówić o realizacji celów w tak krótkim czasie. Ale urząd jest dobrze przygotowany do wykonywania zadań. Nastąpiły niewielkie korekty organizacyjne, które pomagają w lepszej pracy całego urzędu. Założone cele zostaną z pewnością Strzepowo – Dobrzyca w gminie Będzino, zrealizowane w późniejszym czasie. KadenSianów – Nadbór (IV etap) w gminie Polanów cja obecna kończy się dopiero za trzy i pół roi od krajowej szóstki poprzez Warnino, Kraku. śnik, z powrotem do drogi nr 6 w gminie Biesiekierz. Tylko na drogi wydamy w 201 5 roku -Co może pan powiedzieć o przyjętym buprawie 20 mln złotych. dżecie na 201 5 rok? -Budżet na 201 5 rok został przyjęty przez Radę Powiatu bez większych problemów. Jest ambitny i niełatwy do zrealizowania. Wydatki powyżej 90 mln złotych przewyższają dochody o około 9 mln zł, a więc planowany jest deficyt. Jest to efekt istotnych zmian po stronie wydatków, a mianowicie zwiększenia nakładów na inwestycje, przede wszystkim drogowe. Na początku roku planowaliśmy, że będzie to 1 8 mln, obecnie jest już ponad 24. W porównaniu na przykład do roku ubiegłego to ponad dwa razy więcej. -Jakie inwestycje czekają powiat w tym roku i w najbliższym czasie? -Co chce pan osiągnąć w obecnej kadencji? -Chciałbym, żeby była to kadencja dobrej pracy urzędu. Moim celem jest też zapewnienie sprawnego funkcjonowania podległych Starostwu jednostek budżetowych. Temu m.in. służą zmiany organizacyjne i utworzenie w 201 5 roku trzech nowych placówek. Mam na myśli Centrum Kultury w Sarbinowie oraz Domy Pomocy Społecznej w Cetuniu i Parsowie. Zamierzam również sukcesywnie zwiększać ilość zadań inwestycyjnych realizowanych w powiecie w celu maksymalnego wykorzystania środków inwestycyjnych do- stępnych w ramach funduszy unijnych. -Jakie będą następne lata dla powiatu? -Głęboko wierzę, że mamy przed sobą okres stabilności finansowej, pomyślnego rozwoju i wzrostu poziomu życia mieszkańców. Mam nadzieję, że przed nami czas udanej realizacji samorządowych zadań oraz ambitnych celów i zamierzeń. -Jak ocenia pan sytuację polityczną w naszym kraju? -Pomimo narzekań i różnych opinii (przede wszystkim medialnych) życie polityczne pozostaje w pełni demokratyczne. Najważniejsze, że się rozwijamy gospodarczo i jesteśmy jednym z liderów wzrostu ekonomicznego wśród państw Unii Europejskiej. Natomiast tworzenie się nowych partii politycznych świadczy tylko o tym, że nie stoimy w miejscu i jako społeczeństwo chcemy zmieniać nasz kraj na lepsze. I nie chodzi tu o zmianę samą w sobie, ale taką, która pozwoli przyśpieszyć proces przekształcania Polski w nowoczesne, dobrze zorganizowane i zasobne państwo. -Jak skomentuje pan wyniki tegorocznych wyborów prezydenckich? -Nie umniejszając ich rangi, to tylko i aż wybory prezydenta RP. Wychodzę z założenia, że o wyborach się nie dyskutuje, kiedy zostają już rozstrzygnięte. Decyzję demokratyczną trzeba zaakceptować dla dobra wszystkich. Prawdziwym testem poparcia dla poszczególnych sił politycznych w Polsce będą jesienne wybory parlamentarne. Ich wyniki przesądzą o kierunkach i tempie rozwoju naszego kraju. "Przestroga" cik j ó W a Jagod Słońce powoli zbliżało się ku zachodowi, przystrajając zimowe niebo kolorami. Zza ustawionych rzędami krzyży sączyły się ożywione ostatnim tchnieniem dnia promienie, niczym stróżki krwi. Lśniły w błękitnych oczach, delikatnie przesłoniętych opadającymi na czoło kręconymi włosami, tak jak w tarczy słońca, które zaraz miało zniknąć za horyzontem. To był dzień Wigilii. Ale czymże jest w tych czasach Wigilia? „Chciała się bawić, teraz zabawia się z aniołami” huczało mi echem w zaćmionej głowie. Miażdżyło myśli. Byłam jakby nieprzytomna, stojąc nad grobem niedawno zmarłej Kornelii i ściskając w palcach woreczek z białym proszkiem. Jeszcze niedawno w tym samym miejscu stało więcej osób, choć nie wszyscy mieli łzy w oczach i słowa żalu na ustach. Po prostu patrzyli pustym wzrokiem i kolejno odchodzili. Tylko ja zostałam, nie mogąc zmusić samej siebie do odejścia. Z Kornelią bawiłam się najlepiej. W przeciwieństwie do mnie była biedna, dlatego to ja załatwiałam „coś mocnego” na imprezy, które stały się naszą codziennością. Paweł, Kuba, Piotr, Mika, Andżela, Domi, Grzesiek… i my. W każdy weekend zbieraliśmy się i chodziliśmy po klubach, parkach, pokątnie wciągając do nosa coraz większe ilości białego proszku. To był nasz raj. Pamiętaliśmy tylko goniące nas śmietniki, rzeczy, które nigdy się nie wydarzyły. Ojciec patrząc na mnie czule i z zaufaniem, zawsze dawał pieniądze, wierząc, że wydam je na coś użytecznego, podczas gdy ja grałam grzeczną dziewczynkę, by mieć za co zabawić się ze znajomymi. Nasze życie opierało się na zabawie. „Carpe diem” powiedział ktoś kiedyś. Tak więc chwytałam dzień i brałam to, co życie chciało mi zaoferować. Korzystałam z niego, wiedząc, że młodość mija. Po dłuższym czasie przestałam wierzyć ludziom, którzy twierdzili, że bez dobrego alko nie można się dobrze bawić. Śmiałam się z dziewczyn, które tak mówiły i miały czelność przechodzić obok mnie w szkole. Piwo to za mało! Trzeba było uciec od realnego świata w inny, o wiele lepszy, ciekawszy. Tam, gdzie można robić wszystko… Miałyśmy z Kornelią ulubiony „sklep kolekcjonerski”. Prowadził go młody chłopak, który na pewno też brał. Zawsze sprzedawał nam co nieco, czasem spuszczał z ceny. Byłyśmy szczęśliwymi nastolatkami, które nie bały się konsekwencji. Nie to, co dziewczyny z klasy. Zawsze takie święte, uczyły się, jakby nie miały nic lepszego do roboty. Życie ma się tylko jedno… Kornelia straciła je, ale odeszła szczęśliwie. Po prostu pewnego dnia nie obudziła się po towarze. Jej grób wywoływał smutek w moim sercu, lecz może to i lepiej, że odeszła. Starszy nie szanował jej zbytnio, często więc uciekała z domu. Kilka razy spędziła noc u mnie albo razem ze mną pod mostem. Wtedy chłopaki przynosili towar. To zawsze potrafi ło pocieszyć moją przyjaciółkę. Słońce zaszło, zanim się obejrzałam. Niebo powoli zapraszało do siebie ciemność. Trzeba było się zwijać. Dziś bez imprezy, lecz miałam coś w zanadrzu, aby tę samotną noc jakoś miło spędzić. Zmusiłam swoje ciało, by ruszyło się w końcu. Brązowe oczy Kornelii patrzyły ze zdjęcia, znicze kolorowym światłem tańczyły na marmurowej mogile. Ognie drgały, delikatnie… tak jak ona. Zawsze dziwnie drgała. W końcu wszyscy się przyzwyczaili… Nie odwracając się, odeszłam. *** − Słoneczko, za chwilę przyjdzie babcia pomóc z jedzeniem – krzyknął do mnie tata z kuchni. – Pamiętaj, ubierz się ładnie! Ciocia z wujkiem niedługo też się pojawią. Nienawidziłam, kiedy tak do mnie mówił! Nie byłam już małą dziewczynką. Poza tym on nawet nie wiedział, co w tych czasach oznacza „słoneczko”. − Dobrze – od- krzyknęłam krótko i przeszłam obok szafki, na której stało zdjęcie mamy. Odeszła dawno temu… − Co dziś robiłaś? Martwiłem się, że nie zdążysz na Wigilię! – zaczął znów, gdy usiadłam przy stole. – Jeszcze trochę czasu, zanim wszystko zostanie przygotowane… zrobię ci teraz kanapki. Ile ja mam lat, żeby pytał mnie, co robię?! Ludzie, jestem już w gimnazjum! Niech przestanie się zamartwiać i zajmie się sobą! Zamiast skupić się na pracy, skupia się na mnie… Ostatnio nie miałam apetytu. Mało jadłam, niemalże nic. Ale dopóki nie czułam głodu, wszystko było okej. Ojciec postawił przede mną kanapki z szynką. Chleb miał starannie odkrojoną skórkę. Spojrzał na mnie z uczuciem i pogłaskał po głowie. Nienawidziłam tego! Miałam ochotę odrzucić jego dłoń i wykrzyczeć, co sądzę o jego traktowaniu mnie jak dziecko! Ale bałam się, że już więcej nie da mi pieniędzy i nie będę miała za co kupić towaru. Wolałam więc nic nie mówić. Gdy tylko zniknął za ścianą, wstałam, przemknęłam cicho przez kuchnię i wyrzuciłam jedzenie do kosza. Gdyby zobaczył, że nie jem, znów by się przyczepił i pytał, dlaczego nie jestem głodna. Naprawdę, mógłby się w końcu odczepić! Z obawy, że zaraz zacznie jakąś rozmowę, uciekłam do swojego pokoju. Bałagan, porozrzucane wszędzie ciuchy. Mój świat. Usiadłam na łóżku i włączyłam pierwszy lepszy serial. Po chwili odpaliłam też komputer, żeby zobaczyć, kto siedzi na Gadu-Gadu. Nikogo ciekawego. Wymacałam w kieszeni małą białą tabletkę. Będę miała co robić, jak już ta cała błazenada z Wigilią się skończy. Prezenty, rodzinne spędzanie czasu. Kto w moim wieku obchodzi coś takiego?! Moi znajomi zbierają się w parku i świetnie się bawią, wciągając towar najlepszej jakości. Tylko ja muszę siedzieć ze starymi grzybami i szczerzyć się. Miałam posprzątać, miałam się przebrać, ale nie obchodziło mnie to. Rozłożyłam się na łóżku. Za oknem szalały płatki śniegu, osadzając się na szybie. Tańczyły przed moimi oczami, niesione przez silny wiatr. Krążyły, zderzały się, zlepiały tak… rytmicznie. Coraz szybciej, z coraz większą mocą. Na ramionach pojawiła mi się gęsia skórka. Zrobiło się zimno. Coraz zimniej i zimniej. Coś było nie w porządku. Przecież nic jeszcze nie brałam! A może wzięłam i zapomniałam, że brałam? W nozdrza uderzył ostry smród spoconego ciała. Zaczęłam podejrzewać, że to ode mnie, ale dlaczego pojawił się tak nagle? Coś tu było nie tak… Serce zaczęło bić szybciej, a oddech oszalał. Nie miałam pojęcia, co się ze mną stało. Czego ja się boję? Dlaczego cała drżę? Co jest nie tak? I nagle… żarówka błysnęła kilka razy i światło zgasło. Serce podskoczyło mi do gardła. Przestań głupia! Nigdy nie bałaś się ciemności! Co ci jest? Wygrzebałam z kieszeni zapalniczkę. Miałam tam niezły bajzel, dlatego niechcący wypadło mi kilka papierosów i tabletek. Poczułam ulgę, gdy moje palce zderzyły się z zimnym metalem. Drżącymi dłońmi – trudno powiedzieć, czy z zimna, czy ze strachu – zapaliłam ogień. Dawał słabe światło, na szczęście oczy po dłuższym czasie przyzwyczaiły się do ciemności. Mróz szczypał mnie w policzki. Wyciągnęłam rękę w stronę kaloryfera. CIEPŁY!!! WIĘC CO JEST, DO CHOLERY?! I nagle… Coś zadzwoniło… Coś głośno puknęło w ścianie… Jakby ktoś się zbliżał… Co chwilę z innej strony… Odgłosy były wszędzie, jakby mnie otoczyły. Więc jednak coś wzięłam! Ale dlaczego to wszystko było takie przerażające? Powinnam się śmiać, powinnam ganiać się z ławkami na łące, powinnam kąpać się w rzece z mleka! Co tu się dzieje? Co za beznadziejny towar mi wcisnęli? Coś zaświeciło w oknie. Pokój na chwilę wypełnił się złoto-srebrnym blaskiem. Machinalnie zeskoczyłam z łóżka i odsunęłam się jak najdalej pod ścianę. W blasku zobaczyłam jakiś niewyraźny zarys. Był coraz bliżej i bliżej… bicie mojego serca rozbrzmiewało echem… Gdy do mojego pokoju zajrzały przez szybę dwa czerwone ślepia, zasłoniłam twarz dłońmi. Chciałam krzyczeć jak najgłośniej! Chciałam, by usłyszeli mnie na dole i przybiegli z pomocą! Co z tego, że znajdą mnie naćpaną? Przynajmniej wyrwą mnie z tego koszmaru. Jednak głos najwyraźniej też się przestraszył, bo z gardła wydobył się jedynie cienki pisk. I nagle… Wszystko się uspokoiło… Jak ręką odjął, znów zrobiło się ciepło, przestało śmierdzieć, lecz przez zasłaniające oczy palce widziałam, że ciągle jest ciemno. Zaczęłam się śmiać. Koniec! Nareszcie… − Słaby był ten towar… − powiedziałam z wyrzutem i powoli zdjęłam dłonie z oczu. ZNÓW PISNĘŁAM I PRZYWARŁAM DO ŚCIANY! Tuż przy moim łóżku, nad ziemią unosiła się półprzezroczysta, fosforyzująca postać. Przeraźliwie chuda dziewczyna, z posklejanymi włosami unoszącymi się w górę. Miała na sobie szmaty, których ubraniem nie można było nazwać. Jeszcze przed chwilą jej oczy świeciły czerwienią, teraz zaś były zupełnie pozbawione koloru. Wokół szyi zjawy zawiązana była lina, której koniec unosił się ponad jej głową. Gdy się przyjrzałam, doznałam szoku! LINA BYŁA SPLECIONA ZE SKRĘTÓW! I wtedy dostrzegłam, że cała postać jest opleciona takimi linami − jej ręce, nogi, brzuch, ramiona i stopy. Jeszcze nigdy w życiu nie miałam tak mocnej jazdy po prochach! Te liny były zrobione z ciasno ułożonych tabletek różnej wielkości i koloru, ze zlepionego proszku, splecionych ziół… dziwne było to, że pobrzękiwały jak łańcuchy i były zakończone wielkimi pudełkami po dopalaczach, które wyglądały na bardzo ciężkie. Nie mogłam złapać tchu. Te straszne, bezbarwne oczy! Przeszywały mnie! Wwiercały się w moją głowę, sprawiały ból! Okropne uczucie. Nie mogłam nic powiedzieć. W końcu wycharczałam, jąkając się ze strachu: − K… k… kk… kim jesteś? – zapytałam. Myślałam, że oszaleję! Wiedziałam, że to tylko ten towar tak na mnie działa, że widzę coś, czego nie ma, ale nie mogłam się opanować. − Nie sądziłam, że tak szybko zapomnisz – powiedziała powoli dziewczyna, głosem słabym, zbolałym, ale dziwnie znajomym. – Nie sądziłam, że będę musiała przypominać ci, kim jestem bądź czym się stałam… Nie pamiętasz już swojej starej przyjaciółki? NIE! TO NIEMOŻLIWE!! TO NIE MOŻE BYĆ… − Kornelia? – zapytałam, albo raczej stwierdziłam. – Co oni za prochy mi dali? − Twierdzisz, że nie przyszłabym do ciebie naprawdę? Naprawdę myślisz, że musisz się naćpać, by mnie zobaczyć? – rozgniewała się, a jej głos stał się potężny i uderzył mnie zimnem. − Nie, och nie! – zaczęłam się tłumaczyć, a moje serce jakby zamarło. – Przepraszam, przepraszam! Myślałam tylko, że… Nie wiedziałam, jak dokończyć. Na szczęście nie wymagała tego. − Pewnie zastanawiasz się, co mnie tu sprowadza? Dlaczego przeszkadzam ci w dzień Wigilii, w dzień rocznicy mojego samobójstwa? Chociaż niezależnie od tego, jaki to nie byłby za dzień, i tak spędzisz go tak samo jak każdy inny… − Tak, tak właśnie się zastanawiam… − zaczęłam niepewnie, a w myślach krzyczałam: co tu się dzieje? Nich ktoś mi powie! Duch Kornelii unosił się w powietrzu przede mną. − Dlaczego tutaj jesteś? Znaczy… nie odeszłaś tam… no wiesz… tam… − nie umiałam złożyć zdania! Byłam przyćmiona strachem, szokiem… − Największym błędem, jaki można popełnić, jest samobójstwo – zaczęła już spokojniej. – Samobójca nie może odejść. Nasze życie jest darem, teraz widzę, że trzeba je szanować. Bo ten, kto go nie uszanuje, nie odejdzie… Byłaś moją przyjaciółką, więc coś ci powiem. Śmierć jest nagrodą za życie. Życie zaś jest testem, czy jesteśmy warci tej nagrody. Ja nie byłam… musiałam zostać… Przybyłam, by cię ostrzec. − Samobójca? – nie dowierzałam. – Przecież ty się nie zabiłaś! Nie chciałaś umrzeć! Zmarszczyła nagle brwi. Wstała i najwyraźniej rozwścieczyła się. Ale co ja takiego powiedziałam? − SAMA DOPROWADZIŁAM SIĘ DO ZGONU! NIBY NIE CHCIAŁAM UMRZEĆ, ALE ROBIŁAM WSZYSTKO, BY DO TEGO DOPROWADZIĆ, ŚWIADOMA, ŻE TO ZŁE! DOPALACZE, PROCHY, TABLETKI, PIWO, PAPIEROSY! CHCIAŁYŚMY SIĘ BAWIĆ! BYŁYŚMY ŚWIADOME, ŻE TO, CO ROBIMY, NISZCZY NAS OD ŚRODKA! TAK SAMO JAK TOBIE, WYDAWAŁO MI SIĘ, ŻE MOGĘ PRZESTAĆ W KAŻDEJ CHWILI! ŻE WSZYSTKO KONTROLUJĘ! ALE TO JEST NAŁÓG, JULKA! TO NAS TRZYMA, CHOĆ NIE ZDAJEMY SOBIE Z TEGO SPRAWY! − krzyczała. Byłam w szoku! Otworzyłam usta i z trudem łapałam powietrze, wciskając się plecami w ścianę. Ten jej krzyk! Ten głos! Rozsadzał moją głowę od środka niczym najmocniejsze skręty! Sprawiał mi ból! Niech ona już nie krzyczy! − Widzisz to? – zapytała już spokojniej, podsuwając mi pod sam nos łańcuch spleciony z tabletek. – Nawet nie wiesz, ile ty będziesz musiała tego dźwigać za to, co robisz ze swoim darem. Nawet nie wiesz, jak ciężko jest nosić ze sobą to brzemię i patrzeć, jak inni dostają nagrodę, jak zasługują na nią! − Ale jakim darem, Kornela? – z moich oczu popłynęły łzy. −Darem życia, głupia dziewczyno! – znów się uniosła, to mnie miażdżyło. – Dzisiaj możesz śmiać się po tabletkach i żyć w swoim nieprawdziwym, kolorowym świecie… jutro może być już za późno. Dostałaś największy dar, jaki można dostać, i zamiast dbać o niego, zasłużyć na swoją nagrodę, ty wciągasz nosem świństwa, naiwnie dajesz się nabierać na truciznę zamkniętą pod nazwą „niezła jazda”. Ja nie mówię, że masz latać do kościoła, modlić się codziennie, bo wiem, że to zależy od wiary i poglądów… wiary, której ci brakuje, moja przyjaciółko… ale, do cholery, spójrz na mnie i powiedz, że szacunek dla samej siebie, jak i dla swojego życia to tylko głupie gadanie! Powiedz mi, że najważniejsza jest zabawa na całego! Powiedz mi, że nie ważne są konsekwencje, liczy się to, że jesteśmy młode i musimy się bawić. Spójrz na moje łańcuchy i powiedz to. SPÓJRZ NA MNIE I POWIEDZ! Nie mogłam nic powiedzieć! Jej głos wdzierał się w umysł i spalał go! To było tak dziwne uczucie! Tak straszne i mrożące krew w żyłach! Jej słowa może i docierały do mnie w pewien sposób, ale szok był tak duży, że w tej chwili nie rozumiałam ich znaczenia. Nie rozumiałam… − Muszę iść i dalej znosić męki związane z ciągnięciem za sobą całego życia. Widzisz moje łańcuchy? Widzisz, jak wyglądało? Ale moje, przy twoich, to zaledwie małe łańcuszki choinkowe. Nie wiem, naprawdę nie wiem, czy będziesz w stanie udźwignąć ciężar własnego życia, naprawdę nie wiem. Masz pieniądze, masz rodzinę, ojca, który cię kocha… nie to, co mój… obyś zapamiętała mnie nie jako przyjaciółkę, z którą kupowałaś dopalacze, lecz jako dziewczynę, która skończyła niczym śmieć, bo sama tego chciała… żegnaj… obyśmy nie spotkały się po twojej śmierci. Choć teraz jesteś warta tyle co ja, jeszcze możesz zasłużyć sobie na nagrodę… Nie odezwałam się. Łzy zastygły mi w oczach, kiedy Kornelia, nie patrząc na mnie, odwróciła się w stronę drzwi i znikła za oknem, z hukiem ciągnąc za sobą ciężkie pudełka po dopalaczach i łańcuchy. Ciężko było mi zrobić jakikolwiek ruch, jednak na kolanach przeszłam przez cały pokój, aż do okna. Nic. Tylko płatki śniegu wirujące w powietrzu, niczym setki małych baletnic. Kornelia znikła, a światło znów się zapaliło. Wstałam, otarłam spocone czoło. Na łóżku zobaczyłam tabletki i papierosy, które mi wypadły z kieszeni. W głowie nadal huczały mi słowa. Nie chciały zniknąć z pokoju. Odbijały się od ścian i znów uderzały we mnie, wyciskając łzy. Popłynęły wodospadem. Już przestałam się zastanawiać, czy to wszystko, co widziałam, było halucynacją po prochach, czy nie. Te słowa nie dawały mi spokoju. Szok! Strach! Ten głośny, wdzierający się w umysł głos! Rozpaczliwie sięgnęłam po tabletki. Najpierw wzięłam jedną. Kołowało mi w głowie. Ale słowa wciąż huczały: „OBYŚMY NIE SPOTKAŁY SIĘ PO TWOJEJ ŚMIERCI…” Połknęłam jeszcze jedną, kolejne wsadziłam do kieszeni. Zanim się obejrzałam, wychodziłam z domu przez okno w toalecie. Zapomniałam o Wigilii, zapomniałam o wszystkim. Wiedziałam tylko, gdzie moi znajomi właśnie siedzą i świetnie się bawią przy dopalaczach. Ich rodziny miały gdzieś święta. Właśnie tam się udałam. Świat zaczął nabierać innego znaczenia. Wszystko robiło się inne. Ale słowa nadal huczały w głowie. Jednak w tamtej chwili nie obchodziło mnie ich znaczenie i sens. Tylko zapomnieć! Iść i zapomnieć… To, co wydarzyło się później, pamiętam jak przez mgłę. Twarze, niby to obce, niby znane. Wciskane mi w dłonie skręty, tabletki, proszek, jakieś zioła. Nie myślałam. Odlatywałam, coraz dalej i dalej. Jednak słowa nadal huczały mi w głowie. Były tak blisko, jakby Kornelia stała przede mną i krzyczała mi prosto do ucha. Śmiech znajomych… Majaki… Coraz częściej zmieniające się obrazy… Natłok zdarzeń… Słowa… I gdy jedna z przyjaciółek wcisnęła mi do ręki ostatnią tabletkę, ten jeden krzyk, który całkowicie mnie sparaliżował: „NIE RÓB TEGO, JULKA!” Potem… próżnia. Pustka. Żadnych uczuć, żadnego dźwięku, echa, żadnej myśli kołaczącej się po głowie. Tylko twarze. Twarze znajomych, które powoli rozlewały się… Odpływały niczym woda… woda…. I tak dużo wody wokół. Ale to nie była woda… to nadal były twarze. Ale coraz dalej i dalej… nic już nie czułam, nic już nie wiedziałam… Pustka… próżnia… Nic… Tak ciemno… tak jasno… I to światło! Chwilowe uczucie ciepła… ale przejściowe… i nagle pożądałam już tego światła. Chciałam biec do niego! Czułam bijące do niego bezpieczeństwo. Spokój! Ale oddalało się, chociaż biegłam do niego. Było tak daleko… tak blisko, ale daleko. Spadałam, chociaż biegłam naprzód. Zataczałam się. Spadałam coraz niżej, coraz dalej. Oddalałam się od światła. Nie, ono nie było dla mnie. Chociaż pragnęłam go, nie było dla mnie… Uderzyłam w coś. Wszystko było takie zagmatwane. Ulica. Tak dobrze mi znana ulica. Ale inna. Szara. Pozbawiona kolorów. Niczego tam nie było, choć była ulica. Brak ludzi, brak powietrza, brak ciężkości, brak wszystkich zmysłów. Smak, zapach… gdzieś uciekły. Wstałam i rozejrzałam się. Zimno. Szaro. Biegłam. Biegłam wzdłuż ulicy, niczego nie rozumiejąc. Wiedziałam, że jestem naćpana. Wiedziałam, że dużo wzięłam. Ale to wszystko było kompletnie inne niż zawsze. Kompletnie… I te obrazy, nagle pojawiające się w tle ulicy. Wskoczyłam w ten obraz. Obraz znajomych, śmiejących się, choć większość była już nieprzytomna, bądź otumaniona. Smród spoconych i brudnych ciał zmieszany z wonią kokainy. I to był jedyny zapach, jaki na chwilę mnie uderzył. Znów pobiegłam ulicą. Wszystko się ze sobą zlewało. Wszystko było takie samo, ale kompletnie inne. Gdzie jestem? Co ze mną jest? Co się dzieje? Czy to myśli, czy ja naprawdę zadaję te pytania? Może tylko mi się zdaje, że to ja? Może to ktoś inny? Może to Kornelia. Wskoczyłam w inny obraz. Mój pokój i ojciec wraz z resztą rodziny rozglądający się. Szukał mnie. W całym domu. Słyszałam głos babci, jak przez wodę. Widziałam, jak przez mgłę. Wiedziałam wszystko, choć nie wiedziałam nic. − O Boże, tu leżą jakieś tabletki! − Julka, gdzie jesteś? I znów biegłam ulicą. Coraz więcej słyszałam. Swoje kroki, choć nie czułam, bym po czymś stąpała. Swój oddech, choć nie czułam, że oddycham. Swoje pochlipywania, choć po policzku nie leciały mi łzy! GDZIE SĄ ŁZY?! Panika… − Co za debilne dzieci… − znajomy głos. Sprzedawca dopalaczy i jego kumpel. Sklep. Tak, sklep przy Wiązadłowej 13. Znajomy. − Nie ma to jak zarabiać na debilach, co? − Tak, zwłaszcza przed świętami. Dzieciaki chcą się zabawić, a my mamy kasę! Nie wiem, jak te gnoje mogą to wciągać. Ja nigdy w życiu bym tego nie wziął. − No pewnie, przecież nie jesteś debilem. Głupie gnoje. Napiszesz na pudełku „daje kopa” i są w stanie wciągnąć nawet zwykłą trawę albo majeranek i dostawać schizów. −Taaa… albo nasze najnowsze „Magiczne skrętki”. Trutka na mrówki, z odrobiną ołowiu… naiwne bachory… nie mają własnego rozumu… Wyskoczyłam na szarą ulicę, rozumiejąc coraz więcej. Ale ja nie chciałam rozumieć. NIE! NIE CHCĘ!!! MUSZĘ SIĘ OBUDZIĆ!!! MUSZĘ WRACAĆ NA WIGILIĘ! Kiedy te prochy przestaną działać? KIEDY, NO?! KIEDY?! Krzyk… Kaplica. Świece. Kwiaty. Wieńce. Matka Boska. Ojciec klękający przed trumną, zalewający się łzami. Jego łkanie niosło się echem i uderzało we mnie jak ciężkie kamienie. − Co ja takiego zrobiłem? – szeptał przez łzy. – Wszystko tylko dla ciebie, córeczko… wszystko… chciałem zastąpić ci matkę… dlaczego wybrałaś taką drogę?… to moja wina… ufałem ci… nie widziałem, co z sobą robisz… to moja wina… zostałem sam… to moja wina… moja… W trumnie leżało moje ciało. Dziewczyny z kręconymi włosami, opadającymi na twarz. Dziewczyny bladej, chudej, z zaciśniętymi na różańcu, zesztywniałymi dłońmi. Dziewczyny, która właśnie przegrała. Przegrała nagrodę. Przegrała życie. Przegrała z samą sobą. Przegrała z nałogiem, któremu dobrowolnie pozwoliła się zniszczyć. Dziewczyny, która w dzieciństwie kochała Wigilię. Dziewczyny, która w dzieciństwie marzyła, by zostać weterynarzem. Dziewczyny, która w podstawówce uczyła się bardzo dobrze, ale potem jakby ktoś odebrał jej ambicje, talent… Nie… NIE!!! TO NIE MOGĘ BYĆ JA!!! JA NIE CHCĘ!!! NIE MOGĘ TAK SKOŃCZYĆ!!! MUSZĘ WRACAĆ!!! MUSZĘ… Nagle zrozumiałam wszystko… ale już nie było odwrotu. Szara ulica. Ja, w starych łachmanach, tylko na nie zasługiwałam. Czas, który dla mnie właśnie się zatrzymał. Coś uderzyło we mnie od tyłu. Poczułam, jak wiele zimnych łańcuchów owija całe moje ciało. Bez litości, mocno ściskały brzuch, ręce, nogi, ramiona i głowę. Choć były zimne, paliły mnie jak żywy ogień. Krzyczałam, a krzyk od środka rozsadzał mi czaszkę! Słowa Kornelii wróciły i paliły ze zdwojoną siłą! Ból, tak strasznie przenikliwy ból. „Nasze życie jest darem, teraz widzę, że trzeba je szanować. Bo ten, kto go nie uszanuje, nie odejdzie…” „Śmierć jest nagrodą”. „Życie jest testem”. „Mogłaś być warta tej nagrody, Julia, mogłaś wszystko naprawić, dałam ci szansę, być zobaczyła, do czego prowadzi twoje życie. Ale ty nie chciałaś zrozumieć”. Ulica zmieniła się w rozżarzone węgle. Chciałam wstać, ale łańcuchy i ciężary były zbyt ciężkie. Ból, jakbym łamała sobie kości, kiedy próbowałam wstać. Nie udało się. Upadłam. Głową w sam środek wspomnień o tym, jak było kiedyś i jak sama głupim buntem i chęcią wolności zamieniłam dziewczynę, która mogła coś osiągnąć, w kogoś, kto przegrał własne życie. Miałam wszystko, czego chciałam. Miałam ojca, dom, jedzenie i różne przyjemności. Miałam przyjaciół, których zamieniłam na ćpunów. Myślałam, że jestem sama, choć miałam wokół siebie tyle osób, które się o mnie martwiły. Chciałam wolności, choć cały czas ją miałam. Nie zdawałam sobie sprawy, że grzechem by było żądać lepszego życia. Aż było za późno... tak… było za późno. Ciemność. Ciężkie łańcuchy palące skórę. Łzy zamieniające się w proch. Suchość w gardle. Ulica, piekło, szarość… nie było tam nikogo. Choć wiele osób zginęło tak samo jak ja, byłam tam sama. Wśród bloków, wśród ulic nikt nie dostrzeże cienia osoby, którą byłam kiedyś, ani cienia tego, czym stałam się teraz. To już koniec. Za późno otworzyłam oczy. Za późno… łańcuch ścisnął moje gardło… wszystko odeszło… tak, wszystko… *** Wigilia. Nastolatka z rozgniewaną twarzą powoli wbijająca sobie w żyłę małą igłę. Smród, zimno, miliony rozkołysanych płatków śniegu. Światło, pojękiwanie, brzęk łańcuchów. I nagle… twarz dziewczyny, która kiedyś miała błękitne oczy. Szare, kręcone włosy opadały na twarz, a łańcuchy ciężko oplatały całe jej ciało. Mina pełna cierpienia… twarz zbolała i smutna… Co dziesiąty gimnazjalista bierze dopalacze Codziennie setki nastolatków, jak i dorosłych ludzi umiera na skutek przedawkowania Jeśli wierzyć w bujdy o końcu świata… To nie nastąpi on za sprawą meteorów czy powodzi Tylko za sprawą ludzi Tunezja to kraj położony w Afryce Północnej, pomiędzy Libią i Algierią, jest ona niewielkim krajem wielkości połowy Polski oraz liczy około 1 0 mln ludności. 99% mieszkańców Tunezji to Arabowie będący muzułmanami. Tunezja jest jednym z najbar- dziej zeuropeizowanych krajów muzułmańskich, bardzo wcześnie, po odzyskaniu niepodległości w latach 50 XX wieku, wprowadzono tam prawo cywilne zamiast prawa islamskiego m.in. zakaz noszenia przez kobiety nakrycia hidżab w obiektach publicz- nych jak szkoły, urzędy. Tunezja również po odzyskaniu niepodległości rozpoczęła proces eliminacji ekstremistów i fundamentalistów islamskich. Kraj ten, jako była kolonia francuska, utrzymuje dość bliskie związki z Francją, drugim językiem Tunezja -afrykańskawysepkanormalnościwmorzuislamskiegoekstremizmu w Tunezji jest język francuski. Mieszkańcy Tunezji w dużej mierze utrzymują się z turystki oraz handlu z turystami. Głównie wyroby skórzane (buty, płaszcze, torby itp.), przyprawy (sławna Harrisa), kosmetyki (olej arganowy, czarne mydło itp). Tunezja jest dla nas Polaków krajem przyjaznych cen, oczywiście jak w większości krajów arabskich na bazarach trzeba się targować, aby uzyskać dobrą cenę Tunezja ma bardzo bogatą historię, to właśnie na tych terenach powstała legendarna Kartagina, założona w miejscu obecnej stolicy kraju Tuniusu. Po zniszczeniu Kartaginy przez Rzym tereny te były w jego władaniu przez kilkaset lat, w drugiej połowie VII wieku obszary te zostały opanowane przez Arabów. Po okresie kartagińskim i rzymskim pozostało na terenach Tunezji sporo zabytków. Polscy turyści odwiedzają głownie tereny nadmorskie oraz korzystają z wycieczek na Saharę i do Tunisu (zwiedzanie ruin Kartaginy). Tunezja przez całe lata była krajem bezpiecznym dla turystów, zapewniała to silna władza i policyjna kontrola społeczeństwa oraz walka z ekstremizmem islamskim, a także bardzo przychylne nastawienie Tunezyjczyków do zagranicznych gości. Otwartość tego kraju zachęcała do podróży i samodzielnego poruszania się po tunezyjskich miastach, w przeciwieństwie do Egiptu gdzie turystyka koncentruje się w kilku strzeżonych enklawach nad Morzem Czerwonym i gdzie turyści poruszają się w chronionych konwojach, a w każdym hotelu są ochroniarze uzbrojeni w broń automatyczną. Niestety wraz z tzw. Arabską Wiosną nastąpiło rozluźnienie kontroli i władzy państwa, a wraz z amnestią zostali zwolnieni z więzień również ekstremiści islamscy. Powstanie państwa islamskiego oraz zdobycie przez ISIS silnych baz w ogarniętej chaosem Libii spowodowało powolne przenikanie komórek terrorystycznych do Tunezji, chociaż trzeba powiedzieć, że zdecydowana większość społeczeństwa nie popiera terrorystów i ortodoksów islamskich. Dlatego strategia komórek terrorystycznych, tworzonych w Tunezji przez ISIS, zakłada głęboką konspirację i działanie małymi grupami 1 -2 ludzi tzw. stra- tegia samotnych wilków, zadaniem ich jest, poprzez zamachy na turystów, pogrążyć Tunezję w chaosie gospodarczym i wywołanie zamieszek, dających szansę na przejęcie władzy. Obecnie, dopóki władze Tunezyjskie i całe społeczeństwo nie rozpoczną bezwzględnej, bezpardonowej walki z ideologią salaficką, organizacjami terrorystycznymi oraz powracającymi bojownikami Państwa Islamskiego, kraj ten należy zaliczyć do niebezpiecznych, aczkolwiek trzeba powiedzieć, że najwyższe stopienie zagrożenia zamachami ogłoszono również w krajach europejskich, Hiszpania, Francja. Turyści powinni uważnie śledzić komunikaty Ministerstwa Spraw Zagranicznych o zagrożeniach w poszczególnych krajach i regionach. Myślę, że w przyszłym roku Tunezja może już być wolna od zagrożeń lub stopień zagrożenia będzie taki jak w Londynie, Paryżu lub Madrycie, taki mamy obecnie ten dziwny świat pełen konfliktów i zagrożeń nawet blisko naszych granic (Ukraina). Tunezja – aktualizacja ostrzeżenia dla podróżujących Ze względu na potencjalny wzrost aktywności grup terrorystycznych w Tunezji i zagrożenia zamachami kierowanymi również przeciwko turystom, Ministerstwo Spraw Zagranicznych odradza wyjazdy do tunezyjskich miejscowości Bizerte, Tabarka, Hammamet, Tunis i Sousse oraz na wyspę Dżerba. Zdecydowanie odradza się również wyjazdy na tereny przygraniczne z Libią i Algierią, szczególnie do gubernatorstw Beja, Jendouba, Le Kef i Kasserine. www.msz.gov.pl/pl/informacje_konsularne/ostrzezenia/ Izabela Piecuch Co dalej z byłymi działaczami lewicy? Jak donoszą nasze wiewiórki na dzisiaj (01 .07 br.) czołowi działacze lewicy koszalińskiej do niedawna czołowe postacie SLD jak np. pan mgr Adam Ostaszewski radny wojewódzki, pani mgr Dorota Chałat radna miasta Koszalina i inni jeszcze nie zadeklarowali czy i do jakiej partii przystąpią. Ze względu na bardzo dobre kontakty osobiste z posłem Grzegorzem Napieralskim – zapewne może znajdą się w tej nowej „kanapie lewicowej” i posła Rozenka i posła Napieralskiego ale z drugiej strony według przecieków na dzisiaj kierująca zespołem zjednoczeniowym lewicy pani mgr inż. Barbara Nowacka z Twojego Ruchu blisko współpracująca obecnie posłem Gawkowskim z SLD już mają sukcesy zjednoczeniowe i może być ciekawie co oczywiście nie jest na rękę posłom Rozenkowi i Napieralskiemu i to jest zrozumiałe, a może Napieralski zapisze się do Twojego Ruchu a poseł Rozenek do SLD i poprzez działalność zjednoczeniową pani kanclerz Nowackiej powrócą do poskładanej „do kupy” zjednoczonej lewicy? szowania tej sprawy. Według naszej wiedzy sprawa ta już znajduje się w jednej redakcji warszawskiego czasopisma tzw. centralnego, które głównie zajmuje się sprawami nauki. Sprawa jest ponoć bardzo rozwojowa i według naszych wiewiórek bardzo poważna gdyż ponoć prof. M.G dostarczył Rektorowi Politechniki Koszalińskiej niezbitych dowodów na te liczne plagiaty. Sprawa jest o tyle ciekawa, że za panią dr A.H stoją mocni „promotorzy i ochroniarze” a szczególnie jeden z ważnych organizacyjnie profesorów uczelni. Sprawa jest wysoce rozwojowa. Dla kogo niebieska karta?.... Plagiat w Politechnice Koszalińskiej Zanosi się na grubą aferę plagiatową w Politechnice. Jeden z profesorów Politechniki pan prof. M.G wykrył u jednej z osób z grupy nauczycieli akademickich pani dr A.H ogromną ilość publikacji, którym można zarzucić plagiat w tym także dotyczy to jej pracy doktorskiej. Pani dr A.H jest osobą funkcyjną na swoim Wydziale. W imieniu profesora M.G wystąpiła z oficjalnym pismem do Rektora Politechniki koszalińskiej w tej sprawie Kancelaria Adwokacka z Gdańska - bowiem w Gdańsku pan prof. M.G mieszka na stałe i ma zameldowanie. Prawdopodobnie Rektor Politechniki powołał Komisję w tej sprawie ale według naszej wiedzy prof. M.G ma poważne zastrzeżenia co do składu Komisji i obawia się, że będzie podjęta próba zatu- członków PiS. Jak też pisaliśmy to jest najprawdopodobniej wewnętrzna rozgrywka w lokalnym PiS-ie posła Hoca przeciwko tym niezwykle popularnym a także lubianym w Koszalinie radnym. Mija 9- ty miesiąc be odpowiedzi. Niedawno ponoć pan poseł Hoc zorganizował integracyjny piknik w Manowie na który nie poproszono radnego Skórkę i radną Mętlewicz a także radną z PiS-u, córkę pana Mirosława Skórki - panią Oliwie Skórkę oraz także osoby z PiS-u o których jest wiadomo, że blisko współpracowały z tymi radnymi itd. itd. Oczywiście szanse w tej sytuacji znalezienia się na listach do Parlamentu w październiku są prawie równe zero i chyba właśnie o to chodziło. Przykre. Radni PiS dalej bez odpowiedzi Jak już pisaliśmy w numerze marcowym, kwietniowym, majowym i czerwcowym br. zawieszeni przez władze PiS radni miasta Koszalina wiceprzewodniczący Mirosław Skórka i była kandydatka do urzędu Prezydenta miasta Koszalina mgr inż. Anna Mętlewicz - zostali zawieszeni na wniosek szefa okręgu koszalińsko-kołobrzeskiego posła lek. med. Czesława Hoca w prawach Żyje w dżungli. Osoba niepełnosprawna która ma stopień lekki i umiarkowany nie ma już prawa do karty parkingowej. To nic jak ktoś ma neuropatie i problemy z chodzeniem. Nie ma prawa i już, bo miasto musi zarabiać, a nóż zaparkuje na jakimś niedozwolonym miejscu lub na kopercie a to 800 zł wpływu dla miasta. Żadnego powiadomienia, żadnej informacji a termin składania nowych wniosków minął 30 czerwca br. Pani w Ratuszu grzecznie mnie pyta czy wyobrażam sobie aby wszystkim niepełnosprawnym wysyłać powiadomienia bo np. część osób już nie żyje-tak wyobrażam to sobie, nawet bezczelnie uważam, że tak to właśnie powinno wyglądać a z umarłymi nie ma problemu bo i tak nie przyjdą. Teraz chory człowieku ganiaj po komisjach, lekarzach i mądrych uzdrowicielach - orzecznikach ZUS. Chory kraj kwituje grzeczna pani ds. niepełnosprawności, niech mi pani nic nie mówi bo ja sama nie wiem gdzie żyje... NA tym właśnie polega w Polsce państwo obywatelskie w myśl zasady d… do obywatela.