Bartek - lato 2013 - Gimnazjum nr 7 w Krakowie
Transkrypt
Bartek - lato 2013 - Gimnazjum nr 7 w Krakowie
Numer 4 Rok 2012/2013 Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych! Bartek by poznać lepiej Świat. BARTEK Szkolna gazetka Gimnazjum nr 7 im. Bartosza Głowackiego w Krakowie aktualności ciekawostki propozycje na wakacje poczytajcie… szczęśliwej drogi, już czas… Udanych wakacji życzy Redakcja! Aktualności 21.03.13 r. Dzień Teatru, podczas którego uczniowie pierwszych i drugich klas przedstawiali krótkie scenki teatralne. 23-24.03.13 r. Zajęcie 4. miejsca przez naszych uczniów z kl. 2b w Ogólnopolskim Finale Konkursu „Odyseja umysłu 2013”. 4.04.13 r. Uroczystość z okazji Dnia Patrona w rocznicę bitwy pod Racławicami. 8.04.13 r. Dzień Otwarty dla szóstoklasistów oraz ich rodziców. 8.04.13 r. Wyniki konkursu o Wyspach Brytyjskich dla szkół podstawowych. 16.04.13 r. Warsztaty cybernetyczne w pracowni komputerowej XI LO w Krakowie. 8.05.13 r. Obchody 68. rocznicy zakończenia II wojny światowej przy Grobie Nieznanego Żołnierza na Placu Matejki w Krakowie. 9.05.13 r. Żonkilowy Tramwaj. Zbiórka na rzecz przebywających w Hospicjum św. Łazarza. 16.05. 13 Wyjście klas do Teatru Starego na spektakl „Dziady”. 26-31.05.13 r. Wymiana z uczniami ze szkoły Siegtal-Gymnasium w Eitorf w Niemczech a także z Blessed Edward Oldcorn Catholic Collage w Wielkiej Brytanii. 3.06.13 r. Udział klas w akcji „Wyspiański na Mogilskim 2013” 6.06.13 r. Udział klas w warsztatach językowych w Instytucie Austriackim (1b i 2b). 13.06.13 r. Uroczysty finał projektu o Kresach: Monika Gońka z kl. 3a została laureatką. 27.06.13 r. Uroczyste zakończenie roku szkolnego dla klas trzecich i bal gimnazjalisty. 28.06.13 r. Zakończenie roku szkolnego 2012/2013. Karolina Wójcik, 3a. PODSUMOWANIE TRZECH LAT W GIMNAZJUM Wielkimi krokami dobiega koniec naszej nauki w tym gimnazjum... Te trzy lata obfitowały w różne ciekawe wydarzenia. Przychodząc do tej szkoły, nie byliśmy świadomi tego, co może nas tu spotkać. Nowe znajomości, nabyte doświadczenia i wiedza - to wszystko zostanie na długo w naszych głowach. W ciągu tych lat, miało miejsce wiele zdarzeń. Na dobry początek wszystkie klasy pierwsze pojechały na wycieczki integracyjne, aby się lepiej poznać i zaklimatyzować w nowym otoczeniu. Jakiś czas potem, standardowo odbyło się uroczyste ślubowanie. Mieliśmy okazję zobaczyć także jak prezentują się kandydaci na coroczne wybory do samorządu uczniowskiego, gdyż my sami nie czuliśmy się zbytnio na siłach, żeby poważnie startować na jakieś stanowiska. W okolicach października i listopada co roku odbywał się Jesienny Festyn Gimnazjum 7, który był bardzo fajną imprezą. Dużo się działo. Można było wziąć udział w wielu ciekawych konkurencjach i wygrywać nagrody, zjeść coś dobrego lub po prostu popatrzeć na wielobarwne występy różnych osób. W ciągu roku odbywało się wiele różnych konkursów tematycznych i językowych. Każdy mógł spróbować swoich sił. Skoro mowa o konkursach, to odnosiliśmy także duże sukcesy w zawodach sportowych. Goszcząc tu, mieliśmy okazję pomagać innym poprzez udział w akcjach, jako wolontariusze. Popularnością wśród uczniów cieszyły się takie projekty jak: "Żonkilowy tramwaj", "Podziel się posiłkiem", "Mieć wyobraźnię miłosierdzia", "Świąteczna zbiórka żywności", "Góra grosza". Mieliśmy także okazję spotykać ludzi z różnych kultur i państw, którzy prezentowali się u nas poprzez warsztaty języka angielskiego - "AIESEC". To było niesamowite słuchać o ich krajach, zwyczajach i życiu codziennym, które tak bardzo różni się od naszego. Również nasza szkoła często uczestniczyła w wymianach z innymi krajami. W każdym półroczu każda klasa starała się najlepiej jak potrafi, żeby mieć najwyższe wyniki w nauce i dobrą frekwencję, aby zdobyć Puchar Dyrektora Szkoły. Jednak po tych godzinach, spędzonych nad książkami nadchodzi pora na relaks. Mogliśmy uczestniczyć w dyskotekach, organizowanych co jakiś czas. Był to moment, aby się odstresować, wyszumieć i wybawić ze znajomymi w rytmach dobrej muzyki. Teraz niestety nadchodzi już koniec tego wszystkiego. Musimy wybierać dalsze szkoły, a przez to zdecydować się, co chcemy w życiu robić. Beztroska się kończy. Mimo wszystko, to były udane trzy lata. Myślę, że większość z nas, trzecioklasistów, zapamięta ten okres na długo. Mogliśmy poznać nowych ludzi, a co za tym idzie pewnie zawrzeć parę przyjaźni na całe życie. Jesteśmy wdzięczni nauczycielom, że tak dużo dla nas zrobili, za poświęcenie oraz za to, że wytrzymali z nami przez te trzy lata. Oby następnym uczniom też tak dobrze było w tej szkole. :) Adrianna Górak Koniec szkoły, wrażenia po trzech latach. Myśląc wstecz i zastanawiając się czy dobrze zrobiłam wybierając szkołę, którą obecnie kończę mogę spokojnie dojść do wniosku, że to był jak najbardziej dobry wybór. Wcześniejsze lęki i obawy przed niepowodzeniem przeminęły bardzo szybko. Obecne gimnazjum dało mi wielkie pole do popisu, które starałam się jak najlepiej wykorzystać. Dzięki niemu zrozumiałam, jakie mam możliwości i jak mogę je wykorzystać w codziennym życiu. Doświadczenie, jakie tu nabyłam jest dla mnie nieprawdopodobnie ważne. Nauczyciele zaszczepili we mnie mnóstwo pasji, jakich przykładem jest miedzy innymi teatr. Wcześniej nawet nie wiedziałam, że to mogłoby mnie zainteresować, jednak dzięki tej szkole zrozumiałam, że jest to bardzo ciekawe zajęcie. W naszej szkole przez ogrom organizowanych uroczystości, w jakich miałam przyjemność wziąć udział, mogłam się wykazać swoimi umiejętnościami w grze aktorskiej. Oprócz tego, że sama wcielałam się w postacie fikcyjne, to dzięki szkolnym wyjściom do teatrów mogłam podziwiać profesjonalistów przy pracy. Zawody sportowe, na które mogłam jeździć dzięki zainteresowaniu wuefistów przyniosły mi wiele doświadczenia. Co więcej, chór, nad którym czuwa pani Chorobik jest zajęciem, które większość uczennic, w tym ja, bardzo lubi. Dzięki niemu mogę nawet na chwile zapomnieć o problemach, jakie przed nami stawia gimnazjum. Oprócz zajęć dodatkowych, w których uczestniczyłam mogłam także brać udział w różnorakich projektach, jakich przykładem jest projekt „Uczeń Obywatel”, który po części przygotował mnie do życia w społeczeństwie. W gimnazjum nauczyłam się łączyć naukę z przyjemnościami. Pomimo dużej ilości materiału, jaki musiałam przyswoić, znajdowałam czas na zainteresowania pozaszkolne. Reasumując, gdybym mogła wrócić do lat, kiedy wybierałam moje przyszłe gimnazjum, to wybrałabym tak samo. Mam nadzieję, że za kolejne trzy lata będę mogła powiedzieć to samo o mojej przyszłej szkole średniej. Liczę się z tym, że nigdy nie trafię na identyczną szkołę jak obecna, ale mam nadzieję , że ta, którą wybiorę będzie miała tak samo zaangażowane grono pedagogiczne w życie szkoły i będę mogła dalej rozwijać swoje zainteresowania. Paulina Ociepa, kl.3a WSPÓŁCZESNY PATRIOTYZM Patriotyzm… Co to takiego właściwie jest? Na pytanie o patriotyzm często padają odpowiedzi , że jest to miłość do Ojczyzny, walka w jej obronie oraz gotowość poświęcenia życia dla niej. Takie myślenie jest uzasadnione, gdy nawiązujemy do historii Polski, do czasów wojen i powstań. Patriotyzm jest dziś słowem teoretycznie zapomnianym i nieużywanym. Część społeczeństwa nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wielkie znaczenie ma to słowo. Co zatem kryje się pod tym hasłem? Patriotyzm to postawa charakteryzująca się poczuciem szacunku, umiłowania i oddania względem ojczyzny. Charakteryzuje się też przedkładaniem celów ważnych dla ojczyzny nad osobistymi, a w skrajnych przypadkach gotowością do poświęcenia własnego zdrowia lub życia. Różni się od szowinizmu czy nacjonalizmu, tym, że szanuje i toleruje inne narody. Dawniej patriotyzm okazywano broniąc swojego kraju, walcząc o niepodległość oraz szerząc tradycje, kulturę i obyczaje wśród młodych pokoleń. Mimo upływu czasu postawa ta nie straciła na wartości. Ma tylko nieco inną formę od ówczesnej. Współczesny patriotyzm przejawia się przez wypełnianie obowiązków obywatelskich, służbę w wojsku, płacenie podatków, ochronę środowiska oraz troskę o dobre imię rodaków. Patriota to człowiek, który dobrowolnie interesuje się przyszłością kraju, jego dorobkiem kulturowym i gospodarczym, a także tradycjami. Poznaje życiorysy zasłużonych rodaków, ważne daty historyczne oraz przestrzega świąt narodowych. Patriotyzm to także szacunek składany symbolom narodowym – godłu, fladze i hymnowi. Można go okazywać w bardzo prostych gestach, na przykład stojąc na baczność podczas odśpiewywania hymnu narodowego czy obchodzenia świąt narodowych lub wywieszania flag wtedy, gdy to konieczne. Każdy z nas tworzy naród. Dlatego patriotyzm może oznaczać również troskę o dojrzałość psychiczną, moralną i duchową człowieka. To właśnie współczesna młodzież wybiera losy dla naszego kraju. Najłatwiej jest po prostu wyjechać za granicę w poszukiwaniu nowego życia. Jednak takie postępowanie nie oznacza, że przestajemy być patriotami. W Ten sposób możemy szerzyć swoją kulturę, obyczaje i tradycje wśród innych narodów i chwalić się naszym dorobkiem kulturowym. Prawdziwy patriota to także człowiek przeciwstawiający się nadużyciom władzy, korupcji, niekompetencji, organizujący grupy nacisku i kontroli wobec urzędujących. Kolejnym przejawem miłości do ojczyzny jest troska o rodzinę. Niepewny jest los takiego kraju i narodu, w którym rodziny są nietrwałe, rozbite, biedne materialnie czy duchowo, patologiczne, wrogo nastawione do dzieci. Co zatem poradzić współczesnej młodzieży, aby nie zatraciła znaczenia słowa patriotyzm? Należy pamiętać, że ojczyzna żyje dzięki nam, a my dzięki ojczyźnie. Warto tu przytoczyć słowa wielkich postaci, które bardzo mądrze wypowiedziały się na ten temat. Jedną z nich jest prezydent USA, John Fitzgerald Kennedy, który tam mówił o patriotyzmie: „Nie pytaj, co kraj zrobił dla ciebie. Zapytaj, co ty zrobiłeś dla kraju?”. Drugą zaś jest nasz wielki rodak Jan Paweł II. Jego słowa brzmią: „…człowiek swoją głębszą tożsamość ludzką łączy z przynależnością do narodu, swoją zaś pracę pojmuje także jako pomnażanie dobra wspólnego wypracowanego przez jego rodaków, uświadamiając sobie przy tym, że na tej drodze praca ta służy pomnażaniu dorobku całej rodziny ludzkiej”. Poczucie wspólnoty z własnym narodem jest czymś wrodzonym, spontanicznym. Widzimy to dobrze na przykład podczas sukcesów sportowych naszych rodaków. Spontaniczne poczucie wspólnoty z narodem i ojczyzną to jednak za mało, aby mówić o świadomym i dojrzałym patriotyzmie. W tej sferze również potrzeba refleksji i wychowania. Nie zapominajmy co w życiu jest naprawdę ważne. Dążmy do wyznaczonych celów, ale nie zatracajmy się w swojej postawię wobec Ojczyzny. To, co wypracujemy dla naszego narodu teraz, zaowocuje na jego przyszłość. Anna Gąciarz 2C Kraków 3 Maja Kinga Szufnarowska, 3a "Tylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia" - Albert Einstein…” Kiedyś bardzo mądry człowiek-Albert Einstein stwierdził ważną rzecz, a mianowicie ; „Tylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia”. Dziś w toku mojej rozprawki postaram się udowodnić, że to zdanie jest prawdą… Pierwszym argumentem, który przedstawię będzie książka pod tytułem „Opowieść wigilijna” Karola Dickensa. Ebenezer Scrooge przez długi okres swojego życia był nieszczęśliwy oraz samotny. Zaś kiedy nawiedziły go duchy zrozumiał, że pieniądze nie są aż tak ważne jak mu się wydawało, i powinien zwróci uwagę na ludzi, którzy go otaczają. Dzięki temu odnalazł sens w swoim życiu oraz radość z popełnianych dobrych uczynków. Kolejnym książkowym przykładem będzie Prometeusz z Mitologii. Mimo, że poniósł straszliwą karę za dostarczenie ludziom ognia na Ziemię, nie żałował swoich czynów. Bowiem wiedział, że zrobił coś dobrego i przyczynił się do polepszenia bytu słabszym. Można go porównać z Robin Hoodem oraz Janosikiem. Znamy wiele zawodów pomagających nam na co dzień. Wiele chłopców i dziewczynek marzy o tym, by zostać lekarzem, policjantem, czy strażakiem. Myślę, że każdy z nas ma w sobie gen odpowiadający za chęć niesienia pomocy. Następnym argumentem będzie II wojna światowa. Wiele osób zginęło walcząc za ojczyznę. Prawie każdy Polak marzył o wolnym kraju oraz szczęśliwej rodzinie. Chcieli zapewnić lepszy byt nam i następnym pokoleniom, przykładowymi lekturami w których możemy odnaleźć wątki o takiej postawie to : „Kamienie na szaniec” oraz „Pamiętniki z powstania warszawskiego”. Skoro mówimy o II wojnie światowej, to innym przykładem, który chciałabym przedstawić jest postać Maksymiliana Kolbe. Był kapłanem wysłanym do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Oddał swoje życie, przyjmując karę śmierci jednego ze współwięźniów. Myślę, że udowodniłam, iż w życiu warto pomagać innym ludziom. Dziś nie musimy wykazywać się tak heroiczną postawą, czy umierać za drugą osobę, ale istnieje wiele organizacji i akcji charytatywnych, które możemy wspomóc. Jedną z nich jest adopcja na odległość, której wraz z rodzicami zamierzam się podjąć oraz wszystkim zapewne znane zbiórki żywności, pola żonkilowe itp. Tak więc stwierdzam, że zdanie które wypowiedział Albert Einstein jest prawdziwe. Czy wiesz, że ??? Odnaleziono Mona Lisę ! Jedna z największych zagadek historii jest coraz bliżej wyjaśnienia ! Na jednym ze stanowisk archeologicznych we Florencji naukowcy odnaleźli szkielet jednej z najbardziej tajemniczych osób w dziejach. Badacze są przekonani, że trafili na szczątki postaci, która pozowała słynnemu malarzowi Leonardo da Vinci w czasie tworzenia słynnego portretu "Mona Lisa" Polka odkryła lek na raka ! Dr Ida Franiak-Pietryga zdobyła złoty medal na Międzynarodowych Targach Wynalazczości w Paryżu za odkrycie cząsteczek , które niszczą komórki białaczkowe. Jest to pierwsze tego typu odkrycie na świecie. Najstarszy człowiek na świecie ma 115 lat ! Pochodząca z Kraju Kwitnącej Wiśni seniorka przyszła na świat 5 marca 1898 roku. Pozostaje jedną z nielicznych osób, które urodziły się jeszcze w XIX wieku. W lutym 2013 roku Misao Okawa została uznana za rekordzistkę, a jej nazwisko trafiło do Księgi Rekordów Guinnessa. Jej nazwisko widnieje przy tytule: najstarsza kobieta świata. Przeprowadzono badania nad ludzkim strachem ! Na wydziale psychologii Uniwersytetu Kalifornijskiego przeprowadzono badania z udziałem wolontariuszy. Badania te mają pomóc w przyszłości w zwalczaniu ludzkiego strachu. Dagmara Cygan i Magdalena Kukulska, 3a CZAS NA TRUSKAWKI MINI TARTY Z TRUSKAWKAMI Składniki: - 1 szklanka mąki pszennej - do smaku cukier - 1 laska wanilii - 250 g serca ricotta - foremki do babeczek lub tartaletek - 2 łyżki śmietany 18 % - ½ szklanki cukru trzcinowego - 150 g zimnego masła - 1 szklanka mąki krupczatki - 200 g truskawek Sposób przygotowania : 1. Mąkę pszenną i krupczatkę połącz ze zmielonym w młynku do kawy cukrem trzcinowym. 2. Dodaj masło i całość posiekaj nożem. 3. Do powstałej kruszonki dodaj około 2 łyżki śmietany tak, by całość zagnieść w kulkę ciasta. Odstaw ciasto do lodówki zwinięte w folię na pół godziny. 4. Ciasto wyjmij z lodówki i rozwałkowuje na grubość około ½ cm. Wytnij kółka i wyłóż nim foremki. 5. Upiecz tarty na złocistobrązowy kolor w piekarniku rozgrzanym do 190 stopni z termoobiegiem (około 30-40 minut) i ostudź. 6. Ricottę wymieszaj z ziarenkami z laski wanilii i cukrem. 7. Upieczone i wystudzone mini tarty wypełnij kremem z ricotty i ułóż ćwiartki truskawek, tak by powstał stożek. PIECZONA OWSIANKA JOGURTOWO-TRUSKAWKOWA Składniki: - 40 g płatków owsianych - 10 g otrąb pszennych - 1 białko jajka - 200 g jogurtu naturalnego - garść truskawek - 1 łyżeczka mała - szczypta sody oczyszczonej - ½ łyżeczki proszku do pieczenia Sposób przygotowania: 1. Nastawić piekarnik na 180 stopni. 2. Płatki owsiane wymieszać z otrębami, miękkim masłem, proszkiem do pieczenia i sodą oczyszczoną. 3. Białko jajka ubić na sztywną pianę i delikatnie połączyć z jogurtem naturalnym. Wszystkie składniki ze sobą wymieszać. Przełożyć do naczynka żaroodpornego. 4. Truskawki umyć, obrać z szypułek i pokroić w plasterki. Ułożyć na wierzch owsianki. Piec w piekarniku przez około 30-40 minut. Smacznego!!! http://kulinarni.pl/ Wycieczka na Wiktorówki Czwartek, 30 maja, 9:00. Znowu pada… . Nuda…nuda…. Nie można nigdzie wyjść. A zaczął się własnie ostatni długi weekend w tym roku szkolnym. Niestety, tak zapowiada się cały tydzień. A jutro wybieram się na wycieczkę do jakiegoś sanktuarium Matki Bożej. Jedzie nas kilkoro, razem z naszym katechetą szkolnym. Mam nadzieję (choć ponoć jest matką naiwnych), że poza Krakowem ukaże się słońce i pogoda będzie nam sprzyjać. Piątek, 31 maja, 7:00 Jest lepiej, bo tylko trochę mży… 8:00 Wyjeżdżamy. Dotychczas nie wiem, dokąd jedziemy. Ktoś wymienił Jasną Górę, mama kolegi mówiła o Ludźmierzu, a pojechaliśmy w stronę Zakopanego, na Wiktorówki… . Nie znam miejsca, chociaż wielokrotnie bywałem w tych okolicach. Na szczęście pogoda się polepszyła. Gdy wyjechaliśmy z miasta chmury ustąpiły miejsca słońcu. Tylko gdzieniegdzie były duże kałuże i błoto spowodowane wczorajszymi opadami. W busie, mieszczącym dwadzieścia osób, zajęliśmy wszystkie miejsca. Było nas więcej niż myślałem, a oprócz pana katechety jechał też pan od historii. Po dwóch godzinach jazdy zorientowałem się, że dojechaliśmy do szlaku prowadzącego nad Morskie Oko. Po wyjściu z busu skierowaliśmy się jednak przez las w zupełnie inną stronę. Trasa była krótka, według zapowiedzi miała trwać mniej niż godzinę. Mieliśmy dużo czasu, robiliśmy częste postoje, by odpocząć, zjeść prowiant i podziwiać tatrzańskie krajobrazy. Wreszcie dotarliśmy na polanę, skąd wiodła prosta droga na Wiktorówki, gdzie położone jest Sanktuarium Maryjne zwane też sanktuarium Matki Bożej Królowej Tatr lub Matki Bożej Jaworzyńskiej. Las Wiktorówek leży obok Rusinowej Jaworzynki lub Rusinki, która rozciąga się wysoko nad doliną rzeki Białki między Gołym Wierchem, a stromą Gęsią Szyją, na wysokości 1180–1330 m n.p.m. Nazwy Rusinowa Polana, Rusinowa Jaworzyna czy Rusinka pochodzą od sołtysa z Gronia, Karola Rusina, któremu około roku 1650 król Jan Kazimierz oddał m.in. w dziedzictwo Gęsią Szyję i przylegającą polanę. Sanktuarium jest małe, położone na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego w bezpośrednim sąsiedztwie Rusinowej Polany na wysokości około 1200 m n.p.m. Na skałach wokół kaplicy umieszczono wiele tablic pamiątkowych poświęconych osobom, które zginęły w górach. Msza była krótka, a po niej spotkaliśmy się z księdzem tamtejszej parafii, który opowiedział nam historię kaplicy. Powstanie sanktuarium wiązane jest z osobą góralki Marysi Murzańskiej, pasterki z Rusinowej Polany. W roku 1860, a więc gdy miała 14 lat, zdarzyło się w życiu Marysi coś, co przestało być wyłącznie jej tajemnicą. Było to w ciepłej porze roku. Marysia była czymś zajęta w szałasie — a nadchodził wieczór — gdy zorientowała się, że nie ma owiec, którymi się opiekowała. Na dodatek gęsta mgła ogarnęła całą Rusinową. Przestraszona dziewczynka pobiegła szukać owiec ku lasowi na zboczu Wiktorówek. Biegła żywo, z różańcem w ręku i wołała: „Matko Boża, gdzie moje owieczki?...”. I wówczas miała zobaczyć na jednym z drzew blask wielkiej jasności, a w niej — „piękną Panią”. Marysia, po pozdrowieniu „Jaśniejącej Pani” dostała od niej jedną obietnicę i trzy polecenia. Obietnica dotyczyła konkretnej sytuacji, w której się znalazła: miała natychmiast odnaleźć owce — rzeczywiście ujrzała je za chwilę. Jedno z poleceń odnosiło się do niej samej: ma opuścić Polanę Rusinowa, bo grożą jej duchowe niebezpieczeństwa. Natomiast inne dwa, to właściwie misja: upominać ludzi, by nie grzeszyli i by pokutowali za dawne winy. Było też ostrzeżenie na temat utraty pastwisk i lasów przez górali... Marysia zwierzęta faktycznie znalazła, a o zdarzeniu opowiedziała pasterzowi, który na drzewie umieścił obrazek, a później zrelacjonował tę historię. Zanim jednak powstała kaplica, upłynęło kilkadziesiąt lat. Na miejsce, które wskazała Marysia (na smreku wisiał obraz — po papierowym — malowany na szkle), przychodzili modlić się górale pasący owce i drwale pracujący przy wyrębie drzew. Później, na szkle malowany obraz zastąpiła płaskorzeźba pod szkłem Matki Bożej. W końcu stulecia ktoś nieznany sprawił kapliczkę oraz — być może był już to ktoś inny — figurkę Matki Bożej Królowej Tatr. Jest to ta sama figurka, która dziś znajduje się w ołtarzu głównym, zaś sama kapliczka wisi na zewnętrznej ścianie prezbiterium. Jeszcze w latach 50. ubiegłego stulecia zmurszały pień tego drzewa przetrwał przymocowany do młodych świerków. Miejsce nie od razu stało się celem pielgrzymek takich jak dzisiaj. O pielgrzymkach dowodzą liczne wpisy do ksiąg pamiątkowych, zaś przy drodze do niej wiodącej, w Dolinie Filipki, pojawiły się posążki Matki Boskiej. Niektórzy z nas też wpisali się do wyłożonej księgi. Ja niestety nie, mój ślad pozostał tylko w sferze ducha. Pierwsze pielgrzymki związane były najprawdopodobniej z prośbami o dobrą pogodę. Przez lata Wiktorówki stały się miejscem szczególnie ważnym nie tylko dla górali, ale także dla turystów, taterników oraz licznie odwiedzanym przez młodzież. Sanktuarium i polanę wielokrotnie odwiedzał kardynał Karol Wojtyła. Z kaplicą związana była przez szereg lat góralka z Gronia, Aniela Kobylarczyk. W jej szałasie na Rusinowej Polanie zatrzymywali się turyści, którzy często wraz z nią uczestniczyli w mszach wieczornych. Ich kontynuacją były spotkania w prowadzonej przez dominikanów kuchni poniżej kaplicy. Z wielkim zainteresowaniem wysłuchaliśmy historii powstania sanktuarium i obejrzeliśmy je dokładnie. Cała opowieść jest interesująca ze względu na znikomą wiedzę o kaplicy położonej wysoko w górach. Mało kto o niej słyszał. A jeśli nawet ktoś wie o jej istnieniu, to ze względu na utrudnione dojście nie może się wybrać, Tylko turyści lubiący piesze wędrówki po górach mogą tam dotrzeć. Nadszedł czas powrotu… Szliśmy teraz innym szlakiem, dłuższym. Rusinowa Polana jest rozległą łąką położoną u podnóża Tatr Wysokich. W jej najbliższym otoczeniu leży Gęsia Szyja - szczyt reglowy, na który wchodzi się z polany w niecałe 45 minut. Oba miejsca są odwiedzane ze względu na znakomite walory widokowe. Nie jest to trudna trasa, więc też nadaje się dla nas na wycieczkę. Razem z kolegą wybraliśmy się na sam szczyt. Pozostali odpoczywali, zajadali suchy prowiant i mierzyli nasz czas. 29 minut w górę i w dół… Super!!!! Lepiej nawet od pana Sz. - 33 minuty! I pora już pożegnać Tatry, zapamiętać widoki, jeszcze pooddychać czystym powietrzem, zabrać go w płucach do Krakowa. I mieć nadzieję, że wizyta w Sanktuarium Królowej Tatr zaowocuje opieką Matki Bożej nad tegorocznymi absolwentami, ich bliskimi i kadrą nauczycielską. Artur Buczek IIIA Seriale na wakacje Wiadomo, nie należy przesiedzieć całego lata przed komputerem. Dlaczego mielibyśmy tak bezdusznie marnować ten uświęcony czas, na który czekaliśmy, bagatela, dziesięć miesięcy?! Dziesięć miesięcy, podczas których zdarzyło się wszystko. Przyjaźnie się rozpadały, zawiązywały nowe. Odkrywaliśmy nowe zainteresowania, a przy tym próbowaliśmy zrozumieć samych siebie i przede wszystkim przeżyć szkołę. Chyba każdy został już przepytany przez znajomych, gdzie się wybiera. Na czas wakacji, wiele osób weźmie się za „odrabianie zaległości” – książkowych, filmowych i serialowych właśnie. Co więc oglądnąć, gdy w telewizji powtórki Trudnych spraw? W takich przypadkach, warto usiąść i obejrzeć zagraniczne seriale, którym bliżej do filmów pełnometrażowych, niż do zwykłych telewizyjnych tasiemców. Policja konsultuje się ze mną, kiedy ma problem. Czyli zawsze. Sherlock | BBC | 2010 | 6 odcinków | 2 sezony Na pierwszy ogień, mój absolutny faworyt, czyli arcybrytyjski Sherlock. Dowód na to, że Wyspiarze robią najlepsze adaptacje na świecie. Kojarzycie Sherlocka Holmesa? Wysoki, chudy, kraciasta czapka, fajka. Oryginalnie stworzony w 1888 r. przed szkockiego dentystę Arthura Conan Doyle’a, doczekał się ponad 200 adaptacji i miejsca w Księdze Rekordów Guinessa. Co najśmieszniejsze, jego największym antyfanem był … sam Doyle. Ale Anglikom (całemu światu?) to nie przeszkadzało, bo pokochali Holmesa. I swoją miłość przelali właśnie w ten serial. Sherlock Holmes stworzony przez Stevena Moffata i Marka Gatissa (panów odpowiedzialnych za inny serial, będący symbolem BBC, czyli za Doktora Who) jest osadzony w XXI wieku, w Londynie rzecz jasna. Holmes nosi płacz od Belstaffa, buty Gucciego, koszulę Chanel, tytułuje się jako „jedyny na świecie detektyw-konsultant”, ale policja przezywa go dziwakiem bo dla przyjemności rozwiązuje zagadki, z którymi oni sobie nie radzą. Okazjonalnie przesiaduje w kostnicy szpitala St. Bart’s i okłada trupy biczem, by sprawdzić, czy siniaki tworzą się również po śmierci. Hej, to może uratować komuś życie, albo wskazać prawdziwego mordercę! Natomiast, z Afganistanu wraca chirurg wojskowy, doktor John Watson. Ma traumę, został postrzelony, jego psychiatra radzi mu więc, by zaczął pisać blog. Nie ma szans, by John wynajął przyjemne mieszkanie w Londynie za skromną lekarską pensję. Na szczęście w parku spotyka starego przyjaciela, Stamforda. John wyjawia mu swój problem, na co Stamford odpowiada ze śmiechem – „znam kogoś, kto również ma problem z wynajmem”. Zabiera go, więc do st. Bart’s, by poznał swojego przyszłego współlokatora, Sherlocka Holmesa. Ten wkrótce wzbudza jego zainteresowanie – wszak nie każdy potrafi wydedukować karierę wojskową rzucając leniwym spojrzeniem na człowieka widzianego po raz pierwszy w życiu. Plus, każdy geniusz potrzebuje widowni, a John nadaje się do tego jak najlepiej, bo z czasem zaczyna opisywać rozwiązywane razem z Holmesem zagadki na swoim blogu. Intryga zagęszcza się już pod koniec pierwszego odcinka – Sherlock ma fana, który wydaje się być drugą stroną monety. Jego złym alter ego, szybko nudzącym się geniuszem potrafiącym dla rozrywki podkładać bomby niewinnym ludziom. Naiwne? Było? Ależ nie. Nigdy w życiu. Serial jest dynamiczny, genialnie zagrany, inteligentny. Spodoba się każdemu, fanowi klasycznych opowiadań i totalnemu laikowi. Jednak jest tworzony od fanów dla fanów – scenarzyści odkryli mnóstwo cudownych „smaczków” dla tych, który zaznajomili się z kanonem. Są to drobne aluzje, które wywołają uśmiech na twarzy. W roli Sherlocka genialny Benedict Cumberbatch, znany z wielu innych produkcji BBC, ostatnio również z Star Trek. W ciemność oraz przyszłego Smauga z drugiej części Hobbita. Cumberbatch gra perfekcyjnie, i nie przesadzam. Jego Holmes łączy w sobie cechy dżentelmena i awanturnika, jest piekielnie inteligentny i współczesny, a przy tym egoistyczny, można nazwać go psychopatą, ale przecież sam nazywa siebie „wysoko funkcjonującym socjopatą”. W roli Watsona partneruje mu Martin Freeman – poczciwy, hobbicki hobbit, Bilbo Baggins i Artur Dent z Autostopem przez galaktykę - i również jest idealny. Czasami uroczy, czasami zagubiony, próbuje zrozumieć geniusza, jakim jest Holmes. Przy tym pozwala przyswoić jego umysł, który odrzucił takie prozaiczne uczucia, jak miłość czy współczucie, do normalnych kontaktów z ludźmi, do których socjopata/człowiek z zespołem Aspergera nie przywykł, gdyż uważał je po prostu za nudne. Minusem serialu może być jego krótkość – jeden odcinek trwa 90 minut, – ale Brytyjczycy zawsze przekładali ilość, nad jakość. Nie ma tu nic dla wegetarian, czyli elokwentny Litwin zaprasza Hannibal | NBC | 2013 | 13 odcinków (w trwaniu) | 1 sezon (jak na razie) Primmum non nocere – po pierwsze: nie szkodzić. Chyba jednak doktorowi Hannibalowi Lecterowi przyświeca inna zasada – jesteś tym, co jesz. No, a jeśli jesteś eleganckim, elokwentnym Litwinem-kanibalem, lubiącym manipulować całym otoczeniem, a przy tym okazjonalnie pracujesz, jako profiler, w dodatku w zbrodniach, których sam dokonałeś … Uff. Ale od początku. Mamy tu do czynienia z telewizyjną adaptacją prozy Thomasa Harrisa, człowieka, który przedstawił światu właśnie umiłowanego w ludzinie psychiatrę. To znaczy, nie tyle, co adaptacje, co bardziej fanfick. Drogi fanfick. Serialowy Hannibal zapożycza z Czerwonego smoka Harrisa głównych bohaterów – agenta FBI Willa Grahama i właśnie doktora Lectera. Z tą różnicą, że w Czerwonym smoku Lecter został złapany i siedzi z kratkami, a w serialu, Litwin jak gdyby nigdy nic prowadzi swoją lekarską praktykę i od czasu do czasu wystawia eleganckie kolacje dla swoich przyjaciół, komentując je chyba najbardziej suchymi żartami słyszanymi w telewizji (przebijają nawet te w Familiadzie!) typu „moja kuchnia jest zawsze otwarta na przyjaciół” czy „jak dobrze mieć starego znajomego na obiedzie” zazwyczaj wypowiadane podczas krojenia mięsa. Jak tu go nie kochać? Przez pierwsze odcinki Lecter jest jednak bohaterem drugoplanowym. Skupiamy się wtedy na agencie Will’u Grahamie, obdarzonym niezwykłym talentem, chociaż realiści nazwaliby to raczej przekleństwem – Graham na miejscu zbrodni potrafi „wczuć się” w mordercę. Widzi tak jakby to on popełniał zbrodnie, a więc dostrzega szczegóły, które inni agenci nie dostrzegają. Jednak nowe zbrodnie, którymi przyszło mu się zajmować są inne – o wiele bardziej brutalne, wymyślne i … niektórym ofiarom brakuje narządów wewnętrznych. Halucynacje Willa doprowadzają go do coraz większych problemów psychicznych, ale nikt nie zdaje się tego zauważać, a przynajmniej nikt nie chce tego widzieć. Przełożony, Jack Crawford niby martwi się jego zdrowiem, ale bardziej jest zadowolony z tego ze ma świetną maszynkę do łapania psychopatów. Do pomocy Willowi zostaje przydzielony jeden z najlepszych psychiatrów w kraju – dr Hannibal Lecter. Gdyby tylko FBI wiedziało, kto jest Rozpruwaczem z Chesapeake … Zdecydowanym plusem serialu są zdjęcia. Przepiękne użycie kolorów i światła potrafią stworzyć miejscami aluzję do Lśnienia, lub mrocznie obramować niepospolitą twarz Madsa Mikkelsena, serialowego Hannibala. Mikkelsen jest niestety, Duńczykiem, a nie Litwinem, ale stara się mówić z europejskim akcentem, i zanim się zorientujemy, kompletnie nie przeszkadza nam niezgodność narodowa. Zwłaszcza, że widzieliśmy go, jako La Chiffre z Casino Royle. Natomiast Willa Grahama, którego chyba cała żeńska widownia pragnie utulić do snu (jest taki biedny!), gra brytyjski aktor Hugh Dancy (Histeria | Wyznania zakupoholiczki), natomiast, jako agent Crawford –Laurence Fishbourne, czyli Morfeusz z Matrixa. A, zapomniałam dodać, że Fannibale, (bo tak nazywają się fani tego serialu) mają własne zwierzątko, które im patronuje. Jelenia. Chcecie wiedzieć, dlaczego? Doktor Lecter z chęcią was zobaczy was na obiedzie, by wam to wyjaśnić. Duch robi herbatę, wampir i wilkołak na etacie w szpitalu Being Human/Być człowiekiem | BBC | 2008-13 | 39 odcinków | 5 sezonów Being Human powstał w tym samym roku, co sławetny Śmieszch Zmierzch, czyli na fali filmów o wampirach. Poza tym, nie oszukujmy się temat wampiryzmu był już wałkowany miliardy razy. Co więc sprawia, że serial jest świetnym wyborem? Oryginalne podejście do tematu. W małym mieszkanku w Bristolu, mieszka Mitchell, stuletni wampir, który od jakiegoś czasu próbuje odstawić krew. Jego współlokatorami są George – Żyd-wilkołak, i Annie która została zabita w tymże mieszkaniu. Wszyscy oni próbują żyć w miarę normalnie, nie zwracając na siebie uwagi. Jednak wampiry, jako że z natury są dyktatorskie, chcą przejąć władzę na światem i niższym gatunkiem – ludźmi. Jak na serial tego typu, zagwarantowane mamy dużo plot twistów, co sprawia, że akcja pod koniec każdego sezonu się zagęszcza. Na fali popularności serialu, Kanadyjczycy stworzyli własną wersję, jednakże nie oglądałam jej, więc nie porównam, czy jest lepsza czy nie. W roli Mitchella – Aidian Turner, czyli Kili z Hobbita, George to Russel Tovey, często występujący gościnnie w roznych serialach BBC (np w Sherlocku czy w Doktorze Who), natomiast rolę Annie powierzono Lenorze Crichlow. M.M. Karting są to wyścigi gokartów czyli tak zwanych wózków o bardzo niewielkiej masie, które napędzane są silnikami spalinowymi o różnych pojemnościach i mocach. Wszystko odbywa się na zamkniętym i specjalnie przygotowanym torze wyposażonym w energochłonne ,,bandy” złożone ze spiętych ze sobą opon. Dodatkowo każdy kierowca musi posiadać odpowiednio dopasowany kask i kominiarkę oraz zmuszony jest przestrzegać zasad, które są regulowane przez różnokolorowe flagi, co sprawia, że sport ten jest niezwykle bezpieczny i nawet wszelkie uderzenia nie powodują urazów. Ideą kartingu jest osiąganie jak najlepszych czasów poszczególnych okrążeń. Wpływ na czas ma przede wszystkim technika pokonywania zakrętów i tor jazdy. Równie ważna jest oczywiście prędkość, jednak wciśnięcie pedału gazu ,,do dna” wymaga nierzadko odwagi i przełamania własnego strachu. Coraz szybsze pokonywanie okrążeń i pobijanie własnych rekordów przynosi niesamowitą satysfakcje oraz radość, co zachęca do dalszego ścigania i jeżeli raz się to komuś spodoba to pewne, że będzie powracał na tor gokartowy z chęcią i wolą walki. Karting uczy również szacunku do przeciwnika, pokory oraz błyskawicznego reagowania i podejmowania decyzji, co przydaje się również w normalnej jeździe samochodem jaki i w życiu. Sport ten został rozpowszechniony w Polsce przede wszystkim dzięki sukcesowi Roberta Kubicy. Jest pierwszym polskim kierowcą, któremu udało się dotrzeć do Formuły 1, gdzie wiele razy stawał na podium. To właśnie za kierownicą gokarta, w wieku około 6 lat, zostały odkryte jego nietuzinkowe umiejętności i talent, które są znane i doceniane na całym świecie. Wielu ludzi twierdzi, że Formuła 1 jest nudna i polega jedynie na jeździe ,,w kółko”, jednak nie bez powodu nazywana jest ,,Królową sportów motorowych”. Dzisiejsze bolidy są wyposażone w najnowocześniejsze rozwiązania i aerodynamiczne nadwozie, co czyni je technologicznymi majstersztykami. Na prostych są w stanie osiągnąć około 320 km/h. Kierowcy podczas pokonywaniu zakrętów i hamowaniu towarzyszą ogromne przeciążenie porównywalne do tych, których doświadczają piloci myśliwców. Pomimo ogromnych prędkości Formuła 1 jest niezwykle bezpiecznym sportem. Ostatni wypadek śmiertelny wydarzył się w 1994 roku, a kierowcy z pozornie groźnych wypadków wychodzą bez szwanku. Wszystko dzięki dokładnym obliczeniom, testom i wielu systemom bezpieczeństwa obecnym w bolidach, na torze oraz w samym kombinezonie kierowcy. Chociaż wydaję się to niemożliwe Pit Stopy (zmiany opon) trwają średnio 3,5 sekund, a rekord wynosi niewiele ponad 2 sekundy. Ryzyko, niebezpieczeństwo i również strach jest częścią życia każdego kierowcy wyścigowego, jednak to właśnie umiejętność panowania nad nim stresem oraz adrenaliną decyduje o tym, kto zostaje mistrzem, a kto przegranym. Choć dla normalnego człowieka wydaje się to trudne, a czasem wręcz niemożliwe na torze, do nawet najbardziej trudnych i nieprzewidywalnych sytuacji podchodzą oni niezwykle chłodno i profesjonalnie, muszą podejmować decyzje i reagować w ciągu ułamków sekund. Wszystkie te elementy sprawiają, że Formuła 1 jest moją pasją od wielu lat, którą zaraziłam się od mojej rodziny. Jest nią również karting, ponieważ to namiastka prawdziwego ścigania i za kierownicą gokarta można doświadczyć takich samych emocji, jakie czują kierowcy Formuły 1. Gabriela Stępień PAPA ROACH 10 czerwca w Krakowskim klubie Studio odbył się koncert amerykańskiej grupy rockowej Papa Roach. Supportował ich polski wokalista Damian Ukeje (a nie Escape The Fate, jak pokazane było na porozwieszanych plakatach). Wraz z towarzyszącym mu zespołem zaprezentował swoje najsłynniejsze kawałki takie jak Bezkrólewie, Zanim Odejdę czy mniej znane Nie Moja Krew, Moja Mała Ameryka. Jest to wokalista, nie oszukujmy się, słabo znany. Osoba nie interesująca się zbytnio polską sceną muzyczną zapewne Damiana nie zna, bądź kojarzy, bo widziała go raz czy dwa w The Voice of Poland (które zresztą wygrał) albo usłyszał w radiu typu EskaRock, Antyradio. Mimo to, przez 50 minut kiedy grali, świetnie wykonali swoje zadanie. Po pierwsze, rozbujali tłum, bawili się dosłownie wszyscy. Ba, co poniektórzy wsłuchali się w słowa i drugi refren piosenek był zazwyczaj śpiewany w duecie wokalista-widownia. Po drugie, świetnie wypromowali album Ukeje. Przynajmniej takie mam wrażenie, bo po ich występie słyszałam komentarze typu „Muszę mieć tą płytę”. Papa Roach, gwiazda wieczoru, spóźniona o pół godziny, ale dla takiego występu, można by czekać i cztery. Zaczęli od króciutkiego intro, by od razu przejść do jednego z największych przebojów z ich ostatniej płyty – Still Swingin’. Nie brakowało kawałków z poprzednich płyt, takich jak Blood Brothers, Angels and Insects, Last Resort (wszystkie z Infest) czy Burn (Time for Annihilation), Getting Away With Murder (Getting Away With Murder), Alive (The Paramour Session) jednak jak się można domyślić dominowały piosenki z ich najnowszego wydawnictwa The Connection. Z płyty prezentującej się o wiele lepiej na scenie, gdzie nie ma specyficznych efektów dźwiękowych, głos Jackoby’ego nie jest pozmieniany i jest dużo więcej energii. Po prostu trzech facetów z instrumentami, jeden z mikrofonem wychodzi na scenę i daje czadu, bez żadnych ubarwień. Nie mówię, że The Connection jest złe. W moim odczuciu, jako osobny byt płyta jest świetna jednak od zespołu pokroju Papa Roach oczekiwałam, i pewnie nie tylko ja, troszkę więcej werwy. Warto dodać, że od strony zespoły spotkało nas, jako widownię, kilka miłych bonusów. Po pierwsze, po każdej piosence Jackoby dziękował nam za przybycie i zapewniał, że za niedługo wrócą (trzymamy za słowo). Po drugie, niektórzy dostali prezenty rzucone przez zespół, np. ręczniki, kostki do gitary i pałeczki od perkusji. Po trzecie, podczas jednej z piosenek wokalista zszedł ze sceny, udał się w głąb sali między fanów, odśpiewał ją z nimi i przeprowadził krótką pogawędkę z paroma. Generalnie rzecz biorąc było wszystko to z czego koncerty Papa Roach słyną. Czyli: niesamowita energia, świetny kontakt z publicznością, bardzo dobry repertuar, udzielające się publiczności szaleństwo członków zespołu i czysta radość z bycia pod sceną i na scenie. Jedyne do czego można się przyczepić to problemy ze źle nastrojonym basem (zresztą gitarzysta Ukeje też miał problemy z gitarą), kiepsko uregulowaną głośnością (panom od sprzętu trzeba jednak przyznać, że ze składaniem i rozkładaniem instrumentów uporali się w niecałe 15 minut) oraz długością występu i brak bisu. Paradoksalnie, Amerykanie grali 1 godzinę 10 minut mając ośmiopłytowe zaplecze, zaś Ukeje 50 minut mając 1 album (10 piosenek). Mimo wszystko, świetny występ, panowie w formie (rzec by nawet można, że odrobinkę nadpobudliwi) i cóż dodać, czekamy na następny, troszeczkę dłuższy, koncert. Emilia Marcińska Włochy, miejsce romansu Romea i Julii, kraj pizzy, makaronu, wina i słońca. To tutaj rozwinęła się, druga po Grecji, wielka cywilizacja. Starożytnym Rzymianom zawdzięczamy rozwój architektury, dróg, literatury i nauki. Warte odwiedzenia Włochy to kraj, w którym każdy bez wątpienia znajdzie coś dla siebie. Oprócz pięknych, piaszczystych plaż są również góry- Alpy, będące wymarzonym miejscem dla miłośników narciarstwa czy snowboardingu oraz cudowne miasta jak Florencja, Wenecja czy Rzym. To właśnie ich historię, architekturę i kulturę postaramy się przybliżyć wszystkim, którzy zechcieliby odwiedzić te miasta. Florencja Florencja, kiedyś jeden z głównych ośrodków handlu i rzemiosła, ze względu na swoje położenie na drodze z Francji do Rzymu. Jest to miasto położone w środkowych Włoszech, założone przez Etrusków (lud zamieszkujący w starożytności Italię), później zburzone w 82 r. p.n.e i ponownie odbudowane przez Juliusza Cezara. To tutaj tworzyli Leonardo Da Vinci i Michał Anioł. Zachowane zostały tu zabytki takie jak katedra Santa Maria del Fiore, z największą na świecie kopułą, czy Bazylika św. Krzyża- największy kościół franciszkański na świecie oraz Most Złotników, na rzece Arno, najstarszy z florenckich mostów, który zawdzięcza swoją nazwę sklepom jubilerskim, które decyzją Ferdynanda I w 1593 r., zastąpiły wcześniej istniejące na moście sklepy rybne i mięsne. Wzroku nie można oderwać także od innych uroczych mostów i wąskich uliczek. Florencja pomimo męczącego ciepła bijącego od nagrzanych murów miasta, jest miejscem, które ze względu na wspaniałą architekturę, naprawdę warto odwiedzić. Wenecja Podwodna Wenecja, miasto zakochanych, karnawału i festiwalu filmowego. Jest to miejsce, w którym nie jest możliwe narzekanie na dźwięki samochodów i korki, ponieważ transport odbywa się tu drogą wodną. Zamiast zwykłego tramwaju, poruszać się możemy vaporetto, czyli tramwajem wodnym. Zobaczyć w Wenecji należy na pewno plac i bazylikę św. Marka (patrona miasta), Pałac Dożów, siedziba rządu weneckiego, zbudowana w stylu gotyckim. Warto udać się także na romantyczną przejażdżkę Kanałem Grande, który dzieli miasto na dwie części. Jako pamiątkę z Wenecji przywieść można wyrób ze słynnego weneckiego szkła, czy jedną z weneckich masek, w których ludzie od świtu do nocy przechadzają się uliczkami miasta, podczas weneckiego karnawału, zaczynającego się w drugi dzień Bożego Narodzenia. Rzym Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, stolicy Włoch, ważny ośrodek polityczny, administracyjny i turystyczny. Znajduję się tutaj wiele wspaniałych zabytków starożytności i średniowiecza. Znane na całym świecie Koloseum, amfiteatr zbudowany przez cesarzy z dynastii Flawiuszów, poważnie uszkodzony przez trzęsienie ziemi w 445 r. i Panteon zbudowany w stylu klasycystycznym. Kolejnymi ważnymi zabytkami jest Forum Romanum, starożytny rynek, na którym skupiało się życie gospodarcze miasta i Kaplica sykstyńska, gdzie zobaczyć można najsłynniejszy fresk Michała Anioła‘Stworzenie Adama’. Bazylika św. Piotra to wspaniałe rzymskie obiekty sakralne, które również trzeba odwiedzić. Jak widać Włochy to kraj przepełniony fantastycznymi zabytkami, historycznymi miejscami i rozrywkami. Trudno się, więc dziwić, że od lat przyciągają miliony turystów z całego świata. Warto też zaznaczyć, że jest to kraj ludzi otwartych, przyjaźnie nastawionych do innych i zarażających swoją pozytywną energią. Włochy są wymarzonym miejscem do spędzenia wakacji czynnie, zwiedzając i poznając historię, jak i biernie wylegując się na jednej z malowniczych plaż. Niezależnie, którą z tych opcji wybierzemy, czy też połączymy je w całość, na pewno nie pożałujemy spędzenia czasu w Italii. Justyna Nowak i Natalia Paszko kl.3a