Bartek - lato 2013 - Gimnazjum nr 7 w Krakowie

Transkrypt

Bartek - lato 2013 - Gimnazjum nr 7 w Krakowie
Numer 4
Rok 2012/2013
Nie ma dla nas rzeczy niemożliwych! Bartek by poznać lepiej Świat.
BARTEK
Szkolna gazetka
Gimnazjum nr 7
im. Bartosza Głowackiego
w Krakowie
aktualności
ciekawostki
propozycje
na wakacje
poczytajcie…
szczęśliwej
drogi, już
czas…
Udanych wakacji życzy Redakcja!
Aktualności
21.03.13 r. Dzień Teatru, podczas którego uczniowie pierwszych i drugich klas przedstawiali
krótkie scenki teatralne.
23-24.03.13 r. Zajęcie 4. miejsca przez naszych uczniów z kl. 2b w Ogólnopolskim Finale
Konkursu „Odyseja umysłu 2013”.
4.04.13 r. Uroczystość z okazji Dnia Patrona w rocznicę bitwy pod Racławicami.
8.04.13 r. Dzień Otwarty dla szóstoklasistów oraz ich rodziców.
8.04.13 r. Wyniki konkursu o Wyspach Brytyjskich dla szkół podstawowych.
16.04.13 r. Warsztaty cybernetyczne w pracowni komputerowej XI LO w Krakowie.
8.05.13 r. Obchody 68. rocznicy zakończenia II wojny światowej przy Grobie Nieznanego
Żołnierza na Placu Matejki w Krakowie.
9.05.13 r. Żonkilowy Tramwaj. Zbiórka na rzecz przebywających w Hospicjum św. Łazarza.
16.05. 13 Wyjście klas do Teatru Starego na spektakl „Dziady”.
26-31.05.13 r. Wymiana z uczniami ze szkoły Siegtal-Gymnasium w Eitorf w Niemczech a
także z Blessed Edward Oldcorn Catholic Collage w Wielkiej Brytanii.
3.06.13 r. Udział klas w akcji „Wyspiański na Mogilskim 2013”
6.06.13 r. Udział klas w warsztatach językowych w Instytucie Austriackim (1b i 2b).
13.06.13 r. Uroczysty finał projektu o Kresach: Monika Gońka z kl. 3a została laureatką.
27.06.13 r. Uroczyste zakończenie roku szkolnego dla klas trzecich i bal gimnazjalisty.
28.06.13 r. Zakończenie roku szkolnego 2012/2013.
Karolina Wójcik, 3a.
PODSUMOWANIE TRZECH LAT W GIMNAZJUM
Wielkimi krokami dobiega koniec naszej nauki w tym gimnazjum... Te trzy lata obfitowały
w różne ciekawe wydarzenia. Przychodząc do tej szkoły, nie byliśmy świadomi tego, co może
nas tu spotkać. Nowe znajomości, nabyte doświadczenia i wiedza - to wszystko zostanie na
długo w naszych głowach.
W ciągu tych lat, miało miejsce wiele zdarzeń. Na dobry początek wszystkie klasy pierwsze
pojechały na wycieczki integracyjne, aby się lepiej poznać i zaklimatyzować w nowym otoczeniu.
Jakiś czas potem, standardowo odbyło się uroczyste ślubowanie. Mieliśmy okazję zobaczyć
także jak prezentują się kandydaci na coroczne wybory do samorządu uczniowskiego, gdyż my
sami nie czuliśmy się zbytnio na siłach, żeby poważnie startować na jakieś stanowiska.
W okolicach października i listopada co roku odbywał się Jesienny Festyn Gimnazjum 7, który
był bardzo fajną imprezą. Dużo się działo. Można było wziąć udział w wielu ciekawych
konkurencjach i wygrywać nagrody, zjeść coś dobrego lub po prostu popatrzeć na wielobarwne
występy różnych osób. W ciągu roku odbywało się wiele różnych konkursów tematycznych
i językowych. Każdy mógł spróbować swoich sił. Skoro mowa o konkursach, to odnosiliśmy
także duże sukcesy w zawodach sportowych. Goszcząc tu, mieliśmy okazję pomagać innym
poprzez udział w akcjach, jako wolontariusze. Popularnością wśród uczniów cieszyły się takie
projekty jak: "Żonkilowy tramwaj", "Podziel się posiłkiem", "Mieć wyobraźnię miłosierdzia",
"Świąteczna zbiórka żywności", "Góra grosza". Mieliśmy także okazję spotykać ludzi z różnych
kultur i państw, którzy prezentowali się u nas poprzez warsztaty języka angielskiego - "AIESEC".
To było niesamowite słuchać o ich krajach, zwyczajach i życiu codziennym, które tak bardzo
różni się od naszego. Również nasza szkoła często uczestniczyła w wymianach z innymi
krajami. W każdym półroczu każda klasa starała się najlepiej jak potrafi, żeby mieć najwyższe
wyniki w nauce i dobrą frekwencję, aby zdobyć Puchar Dyrektora Szkoły. Jednak po tych
godzinach, spędzonych nad książkami nadchodzi pora na relaks. Mogliśmy uczestniczyć w
dyskotekach, organizowanych co jakiś czas. Był to moment, aby się odstresować, wyszumieć
i wybawić ze znajomymi w rytmach dobrej muzyki.
Teraz niestety nadchodzi już koniec tego wszystkiego. Musimy wybierać dalsze szkoły,
a przez to zdecydować się, co chcemy w życiu robić. Beztroska się kończy. Mimo wszystko,
to były udane trzy lata. Myślę, że większość z nas, trzecioklasistów, zapamięta ten okres na
długo. Mogliśmy poznać nowych ludzi, a co za tym idzie pewnie zawrzeć parę przyjaźni na całe
życie. Jesteśmy wdzięczni nauczycielom, że tak dużo dla nas zrobili, za poświęcenie oraz za to,
że wytrzymali z nami przez te trzy lata. Oby następnym uczniom też tak dobrze było w tej
szkole. :)
Adrianna Górak
Koniec szkoły, wrażenia po trzech latach.
Myśląc wstecz i zastanawiając się czy dobrze zrobiłam wybierając szkołę, którą
obecnie kończę mogę spokojnie dojść do wniosku, że to był jak najbardziej dobry wybór.
Wcześniejsze lęki i obawy przed niepowodzeniem przeminęły bardzo szybko. Obecne
gimnazjum dało mi wielkie pole do popisu, które starałam się jak najlepiej wykorzystać.
Dzięki niemu zrozumiałam, jakie mam możliwości i jak mogę je wykorzystać
w codziennym życiu. Doświadczenie, jakie tu nabyłam jest dla mnie nieprawdopodobnie
ważne. Nauczyciele zaszczepili we mnie mnóstwo pasji, jakich przykładem jest miedzy
innymi teatr. Wcześniej nawet nie wiedziałam, że to mogłoby mnie zainteresować, jednak
dzięki tej szkole zrozumiałam, że jest to bardzo ciekawe zajęcie. W naszej szkole przez
ogrom organizowanych uroczystości, w jakich miałam przyjemność wziąć udział, mogłam się
wykazać swoimi umiejętnościami w grze aktorskiej. Oprócz tego, że sama wcielałam się
w postacie fikcyjne, to dzięki szkolnym wyjściom do teatrów mogłam podziwiać
profesjonalistów przy pracy.
Zawody sportowe, na które mogłam jeździć dzięki
zainteresowaniu wuefistów przyniosły mi wiele doświadczenia. Co więcej, chór, nad którym
czuwa pani Chorobik jest zajęciem, które większość uczennic, w tym ja, bardzo lubi. Dzięki
niemu mogę nawet na chwile zapomnieć o problemach, jakie przed nami stawia gimnazjum.
Oprócz zajęć dodatkowych, w których uczestniczyłam mogłam także brać udział
w różnorakich projektach, jakich przykładem jest projekt „Uczeń Obywatel”, który po części
przygotował mnie do życia w społeczeństwie. W gimnazjum nauczyłam się łączyć naukę
z przyjemnościami. Pomimo dużej ilości materiału, jaki musiałam przyswoić, znajdowałam
czas na zainteresowania pozaszkolne.
Reasumując, gdybym mogła wrócić do lat, kiedy wybierałam moje przyszłe
gimnazjum, to wybrałabym tak samo. Mam nadzieję, że za kolejne trzy lata będę mogła
powiedzieć to samo o mojej przyszłej szkole średniej. Liczę się z tym, że nigdy nie trafię na
identyczną szkołę jak obecna, ale mam nadzieję , że ta, którą wybiorę będzie miała tak samo
zaangażowane grono pedagogiczne w życie szkoły i będę mogła dalej rozwijać swoje
zainteresowania.
Paulina Ociepa, kl.3a
WSPÓŁCZESNY PATRIOTYZM
Patriotyzm… Co to takiego właściwie jest?
Na pytanie o patriotyzm często padają odpowiedzi , że jest to miłość do Ojczyzny, walka w jej obronie oraz
gotowość poświęcenia życia dla niej. Takie myślenie jest uzasadnione, gdy nawiązujemy do historii Polski, do czasów
wojen i powstań. Patriotyzm jest dziś słowem teoretycznie zapomnianym i nieużywanym. Część społeczeństwa
nawet nie zdaje sobie sprawy, jak wielkie znaczenie ma to słowo. Co zatem kryje się pod tym hasłem?
Patriotyzm to postawa charakteryzująca się poczuciem szacunku, umiłowania i oddania względem ojczyzny.
Charakteryzuje się też przedkładaniem celów ważnych dla ojczyzny nad osobistymi, a w skrajnych przypadkach
gotowością do poświęcenia własnego zdrowia lub życia. Różni się od szowinizmu czy nacjonalizmu, tym, że szanuje
i toleruje inne narody.
Dawniej patriotyzm okazywano broniąc swojego kraju, walcząc o niepodległość oraz szerząc tradycje, kulturę
i obyczaje wśród młodych pokoleń. Mimo upływu czasu postawa ta nie straciła na wartości. Ma tylko nieco inną
formę od ówczesnej.
Współczesny patriotyzm przejawia się przez wypełnianie obowiązków obywatelskich, służbę w wojsku,
płacenie podatków, ochronę środowiska oraz troskę o dobre imię rodaków. Patriota to człowiek, który dobrowolnie
interesuje się przyszłością kraju, jego dorobkiem kulturowym i gospodarczym, a także tradycjami. Poznaje życiorysy
zasłużonych rodaków, ważne daty historyczne oraz przestrzega świąt narodowych. Patriotyzm to także szacunek
składany symbolom narodowym – godłu, fladze i hymnowi. Można go okazywać w bardzo prostych gestach, na
przykład stojąc na baczność podczas odśpiewywania hymnu narodowego czy obchodzenia świąt narodowych lub
wywieszania flag wtedy, gdy to konieczne.
Każdy z nas tworzy naród. Dlatego patriotyzm może oznaczać również troskę o dojrzałość psychiczną,
moralną i duchową człowieka. To właśnie współczesna młodzież wybiera losy dla naszego kraju. Najłatwiej jest po
prostu wyjechać za granicę w poszukiwaniu nowego życia. Jednak takie postępowanie nie oznacza, że przestajemy
być patriotami. W Ten sposób możemy szerzyć swoją kulturę, obyczaje i tradycje wśród innych narodów i chwalić się
naszym dorobkiem kulturowym. Prawdziwy patriota to także człowiek przeciwstawiający się nadużyciom władzy,
korupcji, niekompetencji, organizujący grupy nacisku i kontroli wobec urzędujących.
Kolejnym przejawem miłości do ojczyzny jest troska o rodzinę. Niepewny jest los takiego kraju
i narodu, w którym rodziny są nietrwałe, rozbite, biedne materialnie czy duchowo, patologiczne, wrogo nastawione
do dzieci.
Co zatem poradzić współczesnej młodzieży, aby nie zatraciła znaczenia słowa patriotyzm? Należy pamiętać,
że ojczyzna żyje dzięki nam, a my dzięki ojczyźnie. Warto tu przytoczyć słowa wielkich postaci, które bardzo mądrze
wypowiedziały się na ten temat. Jedną z nich jest prezydent USA, John Fitzgerald Kennedy, który tam mówił o
patriotyzmie: „Nie pytaj, co kraj zrobił dla ciebie. Zapytaj, co ty zrobiłeś dla kraju?”. Drugą zaś jest nasz wielki rodak
Jan Paweł II. Jego słowa brzmią: „…człowiek swoją głębszą tożsamość ludzką łączy z przynależnością do narodu,
swoją zaś pracę pojmuje także jako pomnażanie dobra wspólnego wypracowanego przez jego rodaków,
uświadamiając sobie przy tym, że na tej drodze praca ta służy pomnażaniu dorobku całej rodziny ludzkiej”.
Poczucie wspólnoty z własnym narodem jest czymś wrodzonym, spontanicznym. Widzimy to dobrze na
przykład podczas sukcesów sportowych naszych rodaków. Spontaniczne
poczucie wspólnoty
z narodem i ojczyzną to jednak za mało, aby mówić o świadomym i dojrzałym patriotyzmie. W tej sferze również
potrzeba refleksji i wychowania. Nie zapominajmy co w życiu jest naprawdę ważne. Dążmy do wyznaczonych celów,
ale nie zatracajmy się w swojej postawię wobec Ojczyzny. To, co wypracujemy dla naszego narodu teraz, zaowocuje
na jego przyszłość.
Anna Gąciarz 2C
Kraków 3 Maja
Kinga Szufnarowska, 3a
"Tylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia"
- Albert Einstein…”
Kiedyś bardzo mądry człowiek-Albert Einstein stwierdził ważną rzecz, a mianowicie ;
„Tylko życie poświęcone innym warte jest przeżycia”. Dziś w toku mojej rozprawki postaram
się udowodnić, że to zdanie jest prawdą…
Pierwszym argumentem, który przedstawię będzie książka pod tytułem „Opowieść
wigilijna” Karola Dickensa. Ebenezer Scrooge przez długi okres swojego życia był
nieszczęśliwy oraz samotny. Zaś kiedy nawiedziły go duchy zrozumiał, że pieniądze nie są aż
tak ważne jak mu się wydawało, i powinien zwróci uwagę na ludzi, którzy go otaczają. Dzięki
temu odnalazł sens w swoim życiu oraz radość z popełnianych dobrych uczynków.
Kolejnym książkowym przykładem będzie Prometeusz z Mitologii. Mimo, że poniósł
straszliwą karę za dostarczenie ludziom ognia na Ziemię, nie żałował swoich czynów. Bowiem
wiedział, że zrobił coś dobrego i przyczynił się do polepszenia bytu słabszym. Można go
porównać z Robin Hoodem oraz Janosikiem.
Znamy wiele zawodów pomagających nam na co dzień. Wiele chłopców i dziewczynek marzy
o tym, by zostać lekarzem, policjantem, czy strażakiem. Myślę, że każdy z nas ma w sobie gen
odpowiadający za chęć niesienia pomocy.
Następnym argumentem będzie II wojna światowa. Wiele osób zginęło walcząc za
ojczyznę. Prawie każdy Polak marzył o wolnym kraju oraz szczęśliwej rodzinie. Chcieli
zapewnić lepszy byt nam i następnym pokoleniom, przykładowymi lekturami w których możemy
odnaleźć wątki o takiej postawie to : „Kamienie na szaniec” oraz „Pamiętniki z powstania
warszawskiego”.
Skoro mówimy o II wojnie światowej, to innym przykładem, który chciałabym przedstawić
jest postać Maksymiliana Kolbe. Był kapłanem wysłanym do obozu koncentracyjnego w
Auschwitz. Oddał swoje życie, przyjmując karę śmierci jednego ze współwięźniów.
Myślę, że udowodniłam, iż w życiu warto pomagać innym ludziom. Dziś nie musimy
wykazywać się tak heroiczną postawą, czy umierać za drugą osobę, ale istnieje wiele
organizacji i akcji charytatywnych, które możemy wspomóc. Jedną z nich jest adopcja na
odległość, której wraz z rodzicami zamierzam się podjąć oraz wszystkim zapewne znane
zbiórki żywności, pola żonkilowe itp. Tak więc stwierdzam, że zdanie które wypowiedział
Albert Einstein jest prawdziwe.
Czy wiesz, że ???

Odnaleziono Mona Lisę !
Jedna z największych zagadek historii jest coraz bliżej wyjaśnienia ! Na jednym ze
stanowisk archeologicznych we Florencji naukowcy odnaleźli szkielet jednej z najbardziej
tajemniczych osób w dziejach. Badacze są przekonani, że trafili na szczątki postaci, która
pozowała słynnemu malarzowi Leonardo da Vinci w czasie tworzenia słynnego portretu
"Mona Lisa"

Polka odkryła lek na raka !
Dr Ida Franiak-Pietryga zdobyła złoty medal na Międzynarodowych Targach
Wynalazczości w Paryżu za odkrycie cząsteczek , które niszczą komórki białaczkowe.
Jest to pierwsze tego typu odkrycie na świecie.

Najstarszy człowiek na świecie ma 115 lat
!
Pochodząca z Kraju Kwitnącej Wiśni seniorka przyszła na świat 5 marca 1898 roku.
Pozostaje jedną z nielicznych osób, które urodziły się jeszcze w XIX wieku. W lutym 2013
roku Misao Okawa została uznana za rekordzistkę, a jej nazwisko trafiło do Księgi
Rekordów Guinnessa. Jej nazwisko widnieje przy tytule: najstarsza kobieta świata.

Przeprowadzono badania nad ludzkim
strachem !
Na wydziale psychologii Uniwersytetu Kalifornijskiego przeprowadzono badania z
udziałem wolontariuszy. Badania te mają pomóc w przyszłości w zwalczaniu ludzkiego
strachu.
Dagmara Cygan i Magdalena Kukulska, 3a
CZAS NA
TRUSKAWKI
MINI TARTY Z TRUSKAWKAMI
Składniki:
- 1 szklanka mąki pszennej
- do smaku cukier
- 1 laska wanilii
- 250 g serca ricotta
- foremki do babeczek lub tartaletek
- 2 łyżki śmietany 18 %
- ½ szklanki cukru trzcinowego
- 150 g zimnego masła
- 1 szklanka mąki krupczatki
- 200 g truskawek
Sposób przygotowania :
1.
Mąkę pszenną i krupczatkę połącz ze zmielonym w młynku do kawy cukrem trzcinowym.
2.
Dodaj masło i całość posiekaj nożem.
3.
Do powstałej kruszonki dodaj około 2 łyżki śmietany tak, by całość zagnieść w kulkę ciasta.
Odstaw ciasto do lodówki zwinięte w folię na pół godziny.
4. Ciasto wyjmij z lodówki i rozwałkowuje na grubość około ½ cm. Wytnij kółka i wyłóż
nim foremki.
5.
Upiecz tarty na złocistobrązowy kolor w piekarniku rozgrzanym do 190 stopni z
termoobiegiem (około 30-40 minut) i ostudź.
6.
Ricottę wymieszaj z ziarenkami z laski wanilii i cukrem.
7.
Upieczone i wystudzone mini tarty wypełnij kremem z ricotty i ułóż ćwiartki truskawek, tak
by powstał stożek.
PIECZONA OWSIANKA
JOGURTOWO-TRUSKAWKOWA
Składniki:
- 40 g płatków owsianych
- 10 g otrąb pszennych
- 1 białko jajka
- 200 g jogurtu naturalnego
- garść truskawek
- 1 łyżeczka mała
- szczypta sody oczyszczonej
- ½ łyżeczki proszku do pieczenia
Sposób przygotowania:
1.
Nastawić piekarnik na 180 stopni.
2.
Płatki owsiane wymieszać z otrębami, miękkim masłem, proszkiem do pieczenia i sodą
oczyszczoną.
3.
Białko jajka ubić na sztywną pianę i delikatnie połączyć z jogurtem naturalnym. Wszystkie
składniki ze sobą wymieszać. Przełożyć do naczynka żaroodpornego.
4.
Truskawki umyć, obrać z szypułek i pokroić w plasterki. Ułożyć na wierzch owsianki. Piec w
piekarniku przez około 30-40 minut.
Smacznego!!!
http://kulinarni.pl/
Wycieczka na Wiktorówki
Czwartek, 30 maja, 9:00.
Znowu pada… . Nuda…nuda…. Nie można nigdzie wyjść. A zaczął się własnie ostatni długi
weekend w tym roku szkolnym. Niestety, tak zapowiada się cały tydzień. A jutro wybieram się na
wycieczkę do jakiegoś sanktuarium Matki Bożej. Jedzie nas kilkoro, razem z naszym katechetą
szkolnym. Mam nadzieję (choć ponoć jest matką naiwnych), że poza Krakowem ukaże się słońce
i pogoda będzie nam sprzyjać.
Piątek, 31 maja, 7:00
Jest lepiej, bo tylko trochę mży…
8:00
Wyjeżdżamy.
Dotychczas nie wiem, dokąd jedziemy. Ktoś wymienił Jasną Górę, mama kolegi mówiła o
Ludźmierzu, a pojechaliśmy w stronę Zakopanego, na Wiktorówki… . Nie znam miejsca, chociaż
wielokrotnie bywałem w tych okolicach. Na szczęście pogoda się polepszyła. Gdy wyjechaliśmy z
miasta chmury ustąpiły miejsca słońcu. Tylko gdzieniegdzie były duże kałuże i błoto spowodowane
wczorajszymi opadami. W busie, mieszczącym dwadzieścia osób, zajęliśmy wszystkie miejsca.
Było nas więcej niż myślałem, a oprócz pana katechety jechał też pan od historii. Po dwóch
godzinach jazdy zorientowałem się, że dojechaliśmy do szlaku prowadzącego nad Morskie Oko. Po
wyjściu z busu skierowaliśmy się jednak przez las w zupełnie inną stronę. Trasa była krótka, według
zapowiedzi miała trwać mniej niż godzinę. Mieliśmy dużo czasu, robiliśmy częste postoje, by
odpocząć, zjeść prowiant i podziwiać tatrzańskie krajobrazy.
Wreszcie dotarliśmy na polanę, skąd wiodła prosta droga na Wiktorówki, gdzie położone jest
Sanktuarium Maryjne zwane też sanktuarium Matki Bożej Królowej Tatr lub Matki Bożej
Jaworzyńskiej.
Las Wiktorówek leży obok Rusinowej Jaworzynki lub Rusinki, która rozciąga się wysoko
nad doliną rzeki Białki między Gołym Wierchem, a stromą Gęsią Szyją, na wysokości 1180–1330 m
n.p.m. Nazwy Rusinowa Polana, Rusinowa Jaworzyna czy Rusinka pochodzą od sołtysa z Gronia,
Karola Rusina, któremu około roku 1650 król Jan Kazimierz oddał m.in. w dziedzictwo Gęsią Szyję
i przylegającą polanę.
Sanktuarium jest małe, położone na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego w
bezpośrednim sąsiedztwie Rusinowej Polany na wysokości około 1200 m n.p.m. Na skałach wokół
kaplicy umieszczono wiele tablic pamiątkowych poświęconych osobom, które zginęły w górach.
Msza była krótka, a po niej spotkaliśmy się z księdzem tamtejszej parafii, który opowiedział
nam historię kaplicy. Powstanie sanktuarium wiązane jest z osobą góralki Marysi Murzańskiej,
pasterki z Rusinowej Polany. W roku 1860, a więc gdy miała 14 lat, zdarzyło się w życiu Marysi coś,
co przestało być wyłącznie jej tajemnicą. Było to w ciepłej porze roku. Marysia była czymś zajęta w
szałasie — a nadchodził wieczór — gdy zorientowała się, że nie ma owiec, którymi się opiekowała.
Na dodatek gęsta mgła ogarnęła całą Rusinową. Przestraszona dziewczynka pobiegła szukać owiec
ku lasowi na zboczu Wiktorówek. Biegła żywo, z różańcem w ręku i wołała: „Matko Boża, gdzie
moje owieczki?...”. I wówczas miała zobaczyć na jednym z drzew blask wielkiej jasności, a w niej
— „piękną Panią”. Marysia, po pozdrowieniu „Jaśniejącej Pani” dostała od niej jedną obietnicę i
trzy polecenia. Obietnica dotyczyła konkretnej sytuacji, w której się znalazła: miała natychmiast
odnaleźć owce — rzeczywiście ujrzała je za chwilę. Jedno z poleceń odnosiło się do niej samej: ma
opuścić Polanę Rusinowa, bo grożą jej duchowe niebezpieczeństwa. Natomiast inne dwa, to
właściwie misja: upominać ludzi, by nie grzeszyli i by pokutowali za dawne winy. Było też
ostrzeżenie na temat utraty pastwisk i lasów przez górali... Marysia zwierzęta faktycznie znalazła, a o
zdarzeniu opowiedziała pasterzowi, który na drzewie umieścił obrazek, a później zrelacjonował tę
historię.
Zanim jednak powstała kaplica, upłynęło kilkadziesiąt lat. Na miejsce, które wskazała
Marysia (na smreku wisiał obraz — po papierowym — malowany na szkle), przychodzili modlić się
górale pasący owce i drwale pracujący przy wyrębie drzew. Później, na szkle malowany obraz
zastąpiła płaskorzeźba pod szkłem Matki Bożej. W końcu stulecia ktoś nieznany sprawił kapliczkę
oraz — być może był już to ktoś inny — figurkę Matki Bożej Królowej Tatr. Jest to ta sama figurka,
która dziś znajduje się w ołtarzu głównym, zaś sama kapliczka wisi na zewnętrznej ścianie
prezbiterium. Jeszcze w latach 50. ubiegłego stulecia zmurszały pień tego drzewa przetrwał
przymocowany do młodych świerków.
Miejsce nie od razu stało się celem pielgrzymek takich jak dzisiaj. O pielgrzymkach dowodzą
liczne wpisy do ksiąg pamiątkowych, zaś przy drodze do niej wiodącej, w Dolinie Filipki, pojawiły
się posążki Matki Boskiej. Niektórzy z nas też wpisali się do wyłożonej księgi. Ja niestety nie, mój
ślad pozostał tylko w sferze ducha. Pierwsze pielgrzymki związane były najprawdopodobniej z
prośbami o dobrą pogodę. Przez lata Wiktorówki stały się miejscem szczególnie ważnym nie tylko
dla górali, ale także dla turystów, taterników oraz licznie odwiedzanym przez młodzież. Sanktuarium
i polanę wielokrotnie odwiedzał kardynał Karol Wojtyła. Z kaplicą związana była przez szereg lat
góralka z Gronia, Aniela Kobylarczyk. W jej szałasie na Rusinowej Polanie zatrzymywali się turyści,
którzy często wraz z nią uczestniczyli w mszach wieczornych. Ich kontynuacją były spotkania w
prowadzonej przez dominikanów kuchni poniżej kaplicy.
Z wielkim zainteresowaniem wysłuchaliśmy historii powstania sanktuarium i obejrzeliśmy je
dokładnie. Cała opowieść jest interesująca ze względu na znikomą wiedzę o kaplicy położonej
wysoko w górach. Mało kto o niej słyszał. A jeśli nawet ktoś wie o jej istnieniu, to ze względu na
utrudnione dojście nie może się wybrać, Tylko turyści lubiący piesze wędrówki po górach mogą
tam dotrzeć.
Nadszedł czas powrotu…
Szliśmy teraz innym szlakiem, dłuższym. Rusinowa Polana jest rozległą łąką położoną
u podnóża Tatr Wysokich. W jej najbliższym otoczeniu leży Gęsia Szyja - szczyt reglowy, na który
wchodzi się z polany w niecałe 45 minut. Oba miejsca są odwiedzane ze względu na znakomite
walory widokowe. Nie jest to trudna trasa, więc też nadaje się dla nas na wycieczkę. Razem z
kolegą wybraliśmy się na sam szczyt. Pozostali odpoczywali, zajadali suchy prowiant i mierzyli
nasz czas. 29 minut w górę i w dół… Super!!!! Lepiej nawet od pana Sz. - 33 minuty!
I pora już pożegnać Tatry, zapamiętać widoki, jeszcze pooddychać czystym powietrzem,
zabrać go w płucach do Krakowa. I mieć nadzieję, że wizyta w Sanktuarium Królowej Tatr
zaowocuje opieką Matki Bożej nad tegorocznymi absolwentami, ich bliskimi i kadrą nauczycielską.
Artur Buczek IIIA
Seriale na wakacje
Wiadomo, nie należy przesiedzieć całego lata przed komputerem. Dlaczego
mielibyśmy tak bezdusznie marnować ten uświęcony czas, na który czekaliśmy, bagatela,
dziesięć miesięcy?! Dziesięć miesięcy, podczas których zdarzyło się wszystko. Przyjaźnie
się rozpadały, zawiązywały nowe. Odkrywaliśmy nowe zainteresowania, a przy tym
próbowaliśmy zrozumieć samych siebie i przede wszystkim przeżyć szkołę. Chyba każdy
został już przepytany przez znajomych, gdzie się wybiera. Na czas wakacji, wiele osób
weźmie się za „odrabianie zaległości” – książkowych, filmowych i serialowych właśnie.
Co więc oglądnąć, gdy w telewizji powtórki Trudnych spraw? W takich przypadkach,
warto usiąść i obejrzeć zagraniczne seriale, którym bliżej do filmów pełnometrażowych,
niż do zwykłych telewizyjnych tasiemców.
Policja konsultuje się ze mną, kiedy ma problem. Czyli zawsze.
Sherlock | BBC | 2010 | 6 odcinków | 2 sezony
Na pierwszy ogień, mój absolutny faworyt, czyli arcybrytyjski Sherlock. Dowód na to,
że Wyspiarze robią najlepsze adaptacje na świecie. Kojarzycie Sherlocka Holmesa? Wysoki,
chudy, kraciasta czapka, fajka. Oryginalnie stworzony w 1888 r. przed szkockiego dentystę
Arthura Conan Doyle’a, doczekał się ponad 200 adaptacji i miejsca w Księdze Rekordów
Guinessa. Co najśmieszniejsze, jego największym antyfanem był … sam Doyle. Ale Anglikom
(całemu światu?) to nie przeszkadzało, bo pokochali Holmesa. I swoją miłość przelali właśnie
w ten serial.
Sherlock Holmes stworzony przez Stevena Moffata i Marka Gatissa (panów
odpowiedzialnych za inny serial, będący symbolem BBC, czyli za Doktora Who) jest osadzony
w XXI wieku, w Londynie rzecz jasna. Holmes nosi płacz od Belstaffa, buty Gucciego, koszulę
Chanel, tytułuje się jako „jedyny na świecie detektyw-konsultant”, ale policja przezywa go
dziwakiem bo dla przyjemności rozwiązuje zagadki, z którymi oni sobie nie radzą.
Okazjonalnie przesiaduje w kostnicy szpitala St. Bart’s i okłada trupy biczem, by sprawdzić,
czy siniaki tworzą się również po śmierci. Hej, to może uratować komuś życie, albo wskazać
prawdziwego mordercę! Natomiast, z Afganistanu wraca chirurg wojskowy, doktor John
Watson. Ma traumę, został postrzelony, jego psychiatra radzi mu więc, by zaczął pisać blog.
Nie ma szans, by John wynajął przyjemne mieszkanie w Londynie za skromną lekarską
pensję. Na szczęście w parku spotyka starego przyjaciela, Stamforda. John wyjawia mu swój
problem, na co Stamford odpowiada ze śmiechem – „znam kogoś, kto również ma problem z
wynajmem”. Zabiera go, więc do st. Bart’s, by poznał swojego przyszłego współlokatora,
Sherlocka Holmesa. Ten wkrótce wzbudza jego zainteresowanie – wszak nie każdy potrafi
wydedukować karierę wojskową rzucając leniwym spojrzeniem na człowieka widzianego po
raz pierwszy w życiu. Plus, każdy geniusz potrzebuje widowni, a John nadaje się do tego jak
najlepiej, bo z czasem zaczyna opisywać rozwiązywane razem z Holmesem zagadki na swoim
blogu. Intryga zagęszcza się już pod koniec pierwszego odcinka – Sherlock ma fana, który
wydaje się być drugą stroną monety. Jego złym alter ego, szybko nudzącym się geniuszem
potrafiącym dla rozrywki podkładać bomby niewinnym ludziom.
Naiwne? Było? Ależ nie. Nigdy w życiu. Serial jest dynamiczny, genialnie zagrany,
inteligentny. Spodoba się każdemu, fanowi klasycznych opowiadań i totalnemu laikowi.
Jednak jest tworzony od fanów dla fanów – scenarzyści odkryli mnóstwo cudownych
„smaczków” dla tych, który zaznajomili się z kanonem. Są to drobne aluzje, które wywołają
uśmiech na twarzy. W roli Sherlocka genialny Benedict Cumberbatch, znany z wielu innych
produkcji BBC, ostatnio również z Star Trek. W ciemność oraz przyszłego Smauga z drugiej
części Hobbita. Cumberbatch gra perfekcyjnie, i nie przesadzam. Jego Holmes łączy w sobie
cechy dżentelmena i awanturnika, jest piekielnie inteligentny i współczesny, a przy tym
egoistyczny, można nazwać go psychopatą, ale przecież sam nazywa siebie „wysoko
funkcjonującym socjopatą”. W roli Watsona partneruje mu Martin Freeman – poczciwy,
hobbicki hobbit, Bilbo Baggins i Artur Dent z Autostopem przez galaktykę - i również jest
idealny. Czasami uroczy, czasami zagubiony, próbuje zrozumieć geniusza, jakim jest Holmes.
Przy tym pozwala przyswoić jego umysł, który odrzucił takie prozaiczne uczucia, jak miłość
czy współczucie, do normalnych kontaktów z ludźmi, do których socjopata/człowiek z
zespołem Aspergera nie przywykł, gdyż uważał je po prostu za nudne. Minusem serialu
może być jego krótkość – jeden odcinek trwa 90 minut, – ale Brytyjczycy zawsze przekładali
ilość, nad jakość.
Nie ma tu nic dla wegetarian, czyli elokwentny Litwin zaprasza
Hannibal | NBC | 2013 | 13 odcinków (w trwaniu) | 1 sezon (jak na razie)
Primmum non nocere – po pierwsze: nie szkodzić. Chyba jednak doktorowi Hannibalowi
Lecterowi przyświeca inna zasada – jesteś tym, co jesz. No, a jeśli jesteś eleganckim,
elokwentnym Litwinem-kanibalem, lubiącym manipulować całym otoczeniem, a przy tym
okazjonalnie pracujesz, jako profiler, w dodatku w zbrodniach, których sam dokonałeś … Uff.
Ale od początku. Mamy tu do czynienia z telewizyjną adaptacją prozy Thomasa Harrisa,
człowieka, który przedstawił światu właśnie umiłowanego w ludzinie psychiatrę. To znaczy,
nie tyle, co adaptacje, co bardziej fanfick. Drogi fanfick. Serialowy Hannibal zapożycza z
Czerwonego smoka Harrisa głównych bohaterów – agenta FBI Willa Grahama i właśnie
doktora Lectera. Z tą różnicą, że w Czerwonym smoku Lecter został złapany i siedzi z
kratkami, a w serialu, Litwin jak gdyby nigdy nic prowadzi swoją lekarską praktykę i od czasu
do czasu wystawia eleganckie kolacje dla swoich przyjaciół, komentując je chyba najbardziej
suchymi żartami słyszanymi w telewizji (przebijają nawet te w Familiadzie!) typu „moja
kuchnia jest zawsze otwarta na przyjaciół” czy „jak dobrze mieć starego znajomego na
obiedzie” zazwyczaj wypowiadane podczas krojenia mięsa. Jak tu go nie kochać? Przez
pierwsze odcinki Lecter jest jednak bohaterem drugoplanowym. Skupiamy się wtedy na
agencie Will’u Grahamie, obdarzonym niezwykłym talentem, chociaż realiści nazwaliby to
raczej przekleństwem – Graham na miejscu zbrodni potrafi „wczuć się” w mordercę. Widzi
tak jakby to on popełniał zbrodnie, a więc dostrzega szczegóły, które inni agenci nie
dostrzegają. Jednak nowe zbrodnie, którymi przyszło mu się zajmować są inne – o wiele
bardziej brutalne, wymyślne i … niektórym ofiarom brakuje narządów wewnętrznych.
Halucynacje Willa doprowadzają go do coraz większych problemów psychicznych, ale nikt nie
zdaje się tego zauważać, a przynajmniej nikt nie chce tego widzieć. Przełożony, Jack
Crawford niby martwi się jego zdrowiem, ale bardziej jest zadowolony z tego ze ma świetną
maszynkę do łapania psychopatów. Do pomocy Willowi zostaje przydzielony jeden z
najlepszych psychiatrów w kraju – dr Hannibal Lecter. Gdyby tylko FBI wiedziało, kto jest
Rozpruwaczem z Chesapeake …
Zdecydowanym plusem serialu są zdjęcia. Przepiękne użycie kolorów i światła
potrafią stworzyć miejscami aluzję do Lśnienia, lub mrocznie obramować niepospolitą twarz
Madsa Mikkelsena, serialowego Hannibala. Mikkelsen jest niestety, Duńczykiem, a nie
Litwinem, ale stara się mówić z europejskim akcentem, i zanim się zorientujemy, kompletnie
nie przeszkadza nam niezgodność narodowa. Zwłaszcza, że widzieliśmy go, jako La Chiffre z
Casino Royle. Natomiast Willa Grahama, którego chyba cała żeńska widownia pragnie utulić
do snu (jest taki biedny!), gra brytyjski aktor Hugh Dancy (Histeria | Wyznania
zakupoholiczki), natomiast, jako agent Crawford –Laurence Fishbourne, czyli Morfeusz z
Matrixa. A, zapomniałam dodać, że Fannibale, (bo tak nazywają się fani tego serialu) mają
własne zwierzątko, które im patronuje. Jelenia. Chcecie wiedzieć, dlaczego? Doktor Lecter z
chęcią was zobaczy was na obiedzie, by wam to wyjaśnić.
Duch robi herbatę, wampir i wilkołak na etacie w szpitalu
Being Human/Być człowiekiem | BBC | 2008-13 | 39 odcinków | 5 sezonów
Being Human powstał w tym samym roku, co sławetny Śmieszch Zmierzch, czyli na fali filmów o
wampirach. Poza tym, nie oszukujmy się temat wampiryzmu był już wałkowany miliardy razy. Co więc
sprawia, że serial jest świetnym wyborem? Oryginalne podejście do tematu. W małym mieszkanku w
Bristolu, mieszka Mitchell, stuletni wampir, który od jakiegoś czasu próbuje odstawić krew. Jego
współlokatorami są George – Żyd-wilkołak, i Annie która została zabita w tymże mieszkaniu.
Wszyscy oni próbują żyć w miarę normalnie, nie zwracając na siebie uwagi. Jednak wampiry, jako że z
natury są dyktatorskie, chcą przejąć władzę na światem i niższym gatunkiem – ludźmi. Jak na serial
tego typu, zagwarantowane mamy dużo plot twistów, co sprawia, że akcja pod koniec każdego
sezonu się zagęszcza. Na fali popularności serialu, Kanadyjczycy stworzyli własną wersję, jednakże
nie oglądałam jej, więc nie porównam, czy jest lepsza czy nie. W roli Mitchella – Aidian Turner, czyli
Kili z Hobbita, George to Russel Tovey, często występujący gościnnie w roznych serialach BBC (np w
Sherlocku czy w Doktorze Who), natomiast rolę Annie powierzono Lenorze Crichlow.
M.M.
Karting są to wyścigi gokartów czyli tak zwanych wózków o bardzo niewielkiej masie,
które napędzane są silnikami spalinowymi o różnych pojemnościach i mocach. Wszystko
odbywa się na zamkniętym i specjalnie przygotowanym torze wyposażonym
w energochłonne ,,bandy” złożone ze spiętych ze sobą opon. Dodatkowo każdy kierowca
musi posiadać odpowiednio dopasowany kask i kominiarkę oraz zmuszony jest przestrzegać
zasad, które są regulowane przez różnokolorowe flagi, co sprawia, że sport ten jest
niezwykle bezpieczny i nawet wszelkie uderzenia nie powodują urazów.
Ideą kartingu jest osiąganie jak najlepszych czasów poszczególnych okrążeń. Wpływ
na czas ma przede wszystkim technika pokonywania zakrętów i tor jazdy. Równie ważna jest
oczywiście prędkość, jednak wciśnięcie pedału gazu ,,do dna” wymaga nierzadko odwagi
i przełamania własnego strachu. Coraz szybsze pokonywanie okrążeń i pobijanie własnych
rekordów przynosi niesamowitą satysfakcje oraz radość, co zachęca do dalszego ścigania
i jeżeli raz się to komuś spodoba to pewne, że będzie powracał na tor gokartowy z chęcią
i wolą walki. Karting uczy również szacunku do przeciwnika, pokory oraz błyskawicznego
reagowania i podejmowania decyzji, co przydaje się również w normalnej jeździe
samochodem jaki i w życiu.
Sport ten został rozpowszechniony w Polsce przede wszystkim dzięki sukcesowi Roberta
Kubicy. Jest pierwszym polskim kierowcą, któremu udało się dotrzeć do Formuły 1, gdzie
wiele razy stawał na podium. To właśnie za kierownicą gokarta, w wieku około 6 lat, zostały
odkryte jego nietuzinkowe umiejętności i talent, które są znane i doceniane na całym
świecie. Wielu ludzi twierdzi, że Formuła 1 jest nudna i polega jedynie na jeździe ,,w kółko”,
jednak nie bez powodu nazywana jest ,,Królową sportów motorowych”. Dzisiejsze bolidy są
wyposażone w najnowocześniejsze rozwiązania i aerodynamiczne nadwozie, co czyni je
technologicznymi majstersztykami. Na prostych są w stanie osiągnąć około 320 km/h.
Kierowcy podczas pokonywaniu zakrętów i hamowaniu towarzyszą ogromne przeciążenie
porównywalne do tych, których doświadczają piloci myśliwców. Pomimo ogromnych
prędkości Formuła 1 jest niezwykle bezpiecznym sportem. Ostatni wypadek śmiertelny
wydarzył się w 1994 roku, a kierowcy z pozornie groźnych wypadków wychodzą bez
szwanku. Wszystko dzięki dokładnym obliczeniom, testom i wielu systemom bezpieczeństwa
obecnym w bolidach, na torze oraz w samym kombinezonie kierowcy. Chociaż wydaję się to
niemożliwe Pit Stopy (zmiany opon) trwają średnio 3,5 sekund, a rekord wynosi niewiele
ponad 2 sekundy. Ryzyko, niebezpieczeństwo i również strach jest częścią życia każdego
kierowcy wyścigowego, jednak to właśnie umiejętność panowania nad nim stresem oraz
adrenaliną decyduje o tym, kto zostaje mistrzem, a kto przegranym. Choć dla normalnego
człowieka wydaje się to trudne, a czasem wręcz niemożliwe na torze, do nawet najbardziej
trudnych i nieprzewidywalnych sytuacji podchodzą oni niezwykle chłodno
i profesjonalnie, muszą podejmować decyzje i reagować w ciągu ułamków sekund.
Wszystkie te elementy sprawiają, że Formuła 1 jest moją pasją od wielu lat, którą
zaraziłam się od mojej rodziny. Jest nią również karting, ponieważ to namiastka prawdziwego
ścigania i za kierownicą gokarta można doświadczyć takich samych emocji, jakie czują
kierowcy Formuły 1.
Gabriela Stępień
PAPA ROACH
10 czerwca w Krakowskim
klubie Studio odbył się
koncert amerykańskiej
grupy rockowej Papa
Roach. Supportował ich
polski wokalista Damian
Ukeje (a nie Escape The
Fate, jak pokazane było na
porozwieszanych
plakatach). Wraz z
towarzyszącym mu
zespołem zaprezentował
swoje najsłynniejsze
kawałki takie jak
Bezkrólewie, Zanim Odejdę
czy mniej znane Nie Moja
Krew, Moja Mała Ameryka.
Jest to wokalista, nie
oszukujmy się, słabo znany.
Osoba nie interesująca się
zbytnio polską sceną
muzyczną zapewne
Damiana nie zna, bądź
kojarzy, bo widziała go raz
czy dwa w The Voice of Poland (które zresztą wygrał) albo usłyszał w radiu typu
EskaRock, Antyradio. Mimo to, przez 50 minut kiedy grali, świetnie wykonali swoje
zadanie. Po pierwsze, rozbujali tłum, bawili się dosłownie wszyscy. Ba, co poniektórzy
wsłuchali się w słowa i drugi refren piosenek był zazwyczaj śpiewany w duecie
wokalista-widownia. Po drugie, świetnie wypromowali album Ukeje. Przynajmniej
takie mam wrażenie, bo po ich występie słyszałam komentarze typu „Muszę mieć tą
płytę”.
Papa Roach, gwiazda wieczoru, spóźniona o pół godziny, ale dla takiego występu,
można by czekać i cztery. Zaczęli od króciutkiego intro, by od razu przejść do jednego
z największych przebojów z ich ostatniej płyty – Still Swingin’. Nie brakowało
kawałków z poprzednich płyt, takich jak Blood Brothers, Angels and Insects, Last
Resort (wszystkie z Infest) czy Burn (Time for Annihilation), Getting Away With Murder
(Getting Away With Murder), Alive (The Paramour Session) jednak jak się można
domyślić dominowały piosenki z ich najnowszego wydawnictwa The Connection. Z
płyty prezentującej się o wiele lepiej na scenie, gdzie nie ma specyficznych efektów
dźwiękowych, głos Jackoby’ego nie jest pozmieniany i jest dużo więcej energii. Po
prostu trzech facetów z instrumentami, jeden z mikrofonem wychodzi na scenę i daje
czadu, bez żadnych ubarwień. Nie mówię, że The Connection jest złe. W moim
odczuciu, jako osobny byt płyta jest świetna jednak od zespołu pokroju Papa Roach
oczekiwałam, i pewnie nie tylko ja, troszkę więcej werwy.
Warto dodać, że od strony zespoły spotkało nas, jako widownię, kilka miłych
bonusów. Po pierwsze, po każdej piosence Jackoby dziękował nam za przybycie i
zapewniał, że za niedługo wrócą (trzymamy za słowo). Po drugie, niektórzy dostali
prezenty rzucone przez zespół, np. ręczniki, kostki do gitary i pałeczki od perkusji. Po
trzecie, podczas jednej z piosenek wokalista zszedł ze sceny, udał się w głąb sali
między fanów, odśpiewał ją z nimi i przeprowadził krótką pogawędkę z paroma.
Generalnie rzecz biorąc było wszystko to z czego koncerty Papa Roach słyną. Czyli:
niesamowita energia, świetny kontakt z publicznością, bardzo dobry repertuar,
udzielające się publiczności szaleństwo członków zespołu i czysta radość z bycia pod
sceną i na scenie. Jedyne do czego można się przyczepić to problemy ze źle
nastrojonym basem (zresztą gitarzysta Ukeje też miał problemy z gitarą), kiepsko
uregulowaną głośnością (panom od sprzętu trzeba jednak przyznać, że ze składaniem
i rozkładaniem instrumentów uporali się w niecałe 15 minut) oraz długością występu i
brak bisu. Paradoksalnie, Amerykanie grali 1 godzinę 10 minut mając ośmiopłytowe
zaplecze, zaś Ukeje 50 minut mając 1 album (10 piosenek).
Mimo wszystko, świetny występ, panowie w formie (rzec by nawet można, że
odrobinkę nadpobudliwi) i cóż dodać, czekamy na następny, troszeczkę dłuższy,
koncert.
Emilia Marcińska
Włochy, miejsce romansu Romea i Julii, kraj pizzy, makaronu, wina i słońca.
To tutaj rozwinęła się, druga po Grecji, wielka cywilizacja. Starożytnym
Rzymianom zawdzięczamy rozwój architektury, dróg, literatury i nauki.
Warte odwiedzenia
Włochy to kraj, w którym każdy bez wątpienia znajdzie coś dla siebie. Oprócz pięknych,
piaszczystych plaż są również góry- Alpy, będące wymarzonym miejscem dla miłośników
narciarstwa czy snowboardingu oraz cudowne miasta jak Florencja, Wenecja czy Rzym.
To właśnie ich historię, architekturę i kulturę postaramy się przybliżyć wszystkim, którzy
zechcieliby odwiedzić te miasta.
Florencja
Florencja, kiedyś jeden z głównych ośrodków handlu i rzemiosła, ze względu na swoje położenie na drodze z Francji do Rzymu. Jest to miasto położone w środkowych Włoszech, założone przez
Etrusków (lud zamieszkujący w starożytności Italię), później zburzone w 82 r. p.n.e i ponownie
odbudowane przez Juliusza Cezara. To tutaj tworzyli Leonardo Da Vinci i Michał Anioł. Zachowane
zostały tu zabytki takie jak katedra Santa Maria del Fiore, z największą na świecie kopułą, czy
Bazylika św. Krzyża- największy kościół franciszkański na świecie oraz Most Złotników, na rzece Arno,
najstarszy z florenckich mostów, który zawdzięcza swoją nazwę sklepom jubilerskim, które decyzją
Ferdynanda I w 1593 r., zastąpiły wcześniej istniejące na moście sklepy rybne i mięsne. Wzroku nie
można oderwać także od innych uroczych mostów i wąskich uliczek. Florencja pomimo męczącego
ciepła bijącego od nagrzanych murów miasta, jest miejscem, które ze względu na wspaniałą
architekturę, naprawdę warto odwiedzić.
Wenecja
Podwodna Wenecja, miasto zakochanych, karnawału i festiwalu filmowego. Jest to miejsce, w
którym nie jest możliwe narzekanie na dźwięki samochodów i korki, ponieważ transport odbywa się
tu drogą wodną. Zamiast zwykłego tramwaju, poruszać się możemy vaporetto, czyli tramwajem
wodnym. Zobaczyć w Wenecji należy na pewno plac i bazylikę św. Marka (patrona miasta), Pałac
Dożów, siedziba rządu weneckiego, zbudowana w stylu gotyckim. Warto udać się także na
romantyczną przejażdżkę Kanałem Grande, który dzieli miasto na dwie części. Jako pamiątkę z
Wenecji przywieść można wyrób ze słynnego weneckiego szkła, czy jedną z weneckich masek, w
których ludzie od świtu do nocy przechadzają się uliczkami miasta, podczas weneckiego karnawału,
zaczynającego się w drugi dzień Bożego Narodzenia.
Rzym
Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, stolicy Włoch, ważny ośrodek polityczny, administracyjny
i turystyczny. Znajduję się tutaj wiele wspaniałych zabytków starożytności i średniowiecza. Znane na
całym świecie Koloseum, amfiteatr zbudowany przez cesarzy z dynastii Flawiuszów, poważnie
uszkodzony przez trzęsienie ziemi w 445 r. i Panteon zbudowany w stylu klasycystycznym. Kolejnymi
ważnymi zabytkami jest Forum Romanum, starożytny rynek, na którym skupiało się życie
gospodarcze miasta i Kaplica sykstyńska, gdzie zobaczyć można najsłynniejszy fresk Michała Anioła‘Stworzenie Adama’. Bazylika św. Piotra to wspaniałe rzymskie obiekty sakralne, które również
trzeba odwiedzić.
Jak widać Włochy to kraj przepełniony fantastycznymi zabytkami, historycznymi miejscami
i rozrywkami. Trudno się, więc dziwić, że od lat przyciągają miliony turystów z całego świata. Warto
też zaznaczyć, że jest to kraj ludzi otwartych, przyjaźnie nastawionych do innych i zarażających swoją
pozytywną energią. Włochy są wymarzonym miejscem do spędzenia wakacji czynnie, zwiedzając
i poznając historię, jak i biernie wylegując się na jednej z malowniczych plaż. Niezależnie, którą z tych
opcji wybierzemy, czy też połączymy je w całość, na pewno nie pożałujemy spędzenia czasu w Italii.
Justyna Nowak i Natalia Paszko kl.3a

Podobne dokumenty