Zeszyty Karmelitańskie - KIM CHCĘ BYĆ
Transkrypt
Zeszyty Karmelitańskie - KIM CHCĘ BYĆ
i i “ZK” — 2012/5/19 — 3:27 — page 1 — #1 i i Zeszyty Karmelitańskie Pismo poświęcone duchowości Nr 2 (59) kwiecień – czerwiec 2012 KIM CHCĘ BYĆ POZNAŃ 2012 i i i i i i “ZK” — 2012/5/19 — 3:27 — page 2 — #2 i i Wydawca: FLOS CARMELI Wydawnictwo Warszawskiej Prowincji Karmelitów Bosych Redakcja: Marek Jekel, Maciej Mazurek, Anna Młodak Antoni Rachmajda OCD (red.), Andrzej Sikorski Zespół: Krzysztof Koechler, Sergiusz Niziński OCD, Aleksandra Pethe Grażyna Piskorz, Juliusz Wiewióra OCD, Karol Milewski OCD Z „Zeszytami” stale współpracują: Tomas Álvarez OCD, Wojciech Ciak OCD, Jan Galarowicz Ciro Garciá OCD, Maximiliano Herráiz OCD, Jan Malicki OCD Jerzy Nawojowski OCD, Piotr Nyk OCD Adiustacja i korekta: Joanna Klausa-Wartacz Imprimi potest: Roman Hernoga OCD, prowincjał Warszawa, dn. 09.05.2012, L. dz. 95/P/2012 Adres Redakcji: ul. Działowa 25, 61-747 Poznań tel: 61-856-08-34, fax: 61-856-09-47 e-mail: [email protected] http:www.floscarmeli.poznan.pl Projekt okładki: Waldemar Pluta Zdjęcie na okładce: Monika Oliwa-Ciesielska Druk: Uni-Druk, Luboń Redakcja zastrzega sobie prawo skracania tekstów i zmiany tytułów. Materiałów niezamówionych nie oddajemy. Nakład: 700 egz. ISSN: 1230-7041 i i i i i i “ZK” — 2012/5/19 — 3:27 — page 3 — #3 i i Spis treści Od Redakcji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .5 DUCHOWOŚĆ ORIENTACJE Aneta E. Adamczyk: Człowiek jako wędrowiec. Między ocaleniem a zatraceniem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 6 ks. Waldemar Irek: Teologia o tym, kim chce być człowiek . . . . . . . . . 17 Czy istnieje polska wspólnota narodowa? Z Barbarą Fedyszak-Radziejowską rozmawia Gabriel Maciejewski . . . . . 29 Zofia Zielińska: Co nam pozostawiły elity polityczne XVIII wieku? . 34 PRZYBLIŻENIA – OPCJE Piotr Hewelt OCD: Słowa opowiadające człowieka . . . . . . . . . . . . . . . . . 39 Piotr Nyk OCD: Kim jest człowiek? Odpowiedź Biblii. Część 1. Basar i nefesz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .45 ks. Ryszard Kozłowski COr: Z głębi w głębię. O radości poznawania duszy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 54 Kajka: Polubiłam siebie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 60 Małgorzata: Jak ten, kto nie był, stał się Kimś . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 70 Marta: Jak być tym, kim chce się być . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 74 Joseph H. H. Weiler: Wystąpienie w sprawie Lautsi vs. Włochy, 30 czerwca 2010 r. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 77 Vicente de la Torre OCD: Hugo Rafael Chávez: polityczny sukces złego władcy. Czyli o tym jak oczekiwania jednych, skutecznie wykorzystują inni . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 84 3 i i i i i i “ZK” — 2012/5/19 — 3:27 — page 4 — #4 i i KARMEL TEREZJAŃSKI REFLEKSJA Jesús Castellano OCD: Duchowość św. Teresy od Jezusa. Część 7. Cnoty ewangeliczne w duchowości terezjańskiej . . . . . . . . . . . . . . 88 Teófanes Egido OCD: Księga fundacji św. Teresy od Jezusa. Część 2. Geneza dzieła . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 94 PRAKTYKA Czytanie Księgi fundacji. Rozdz. 6-8. Kwestie duchowe . . . . . . . . . . . . . . . 99 MISTYKA ks. Giovanni Moioli: Mistyk chrześcijański . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 101 KARMEL TEREZJAŃSKI Ciro Garcı́a OCD: Mistyka Karmelu. Część 2. Pierwszy okres: narodziny i rozkwit mistyczny (1562–1750) . 104 ŚW. TERESA OD JEZUSA Ulrich Dobhan OCD: Św. Teresa od Jezusa. Bóg – człowiek – świat. Część 2. Człowiek . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 110 POLECANE – POLECANI Rolex: O zamożnym wielbłądzie, który przeszedł przez ucho igielne . 115 Gabriel Maciejewski: Dwa floreny za zbroję. Część 1 . . . . . . . . . . . . . 121 Juliusz Wnorowski: Haiku wiosenne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 126 i i i i i i “ZK” — 2012/5/19 — 3:27 — page 5 — #5 i i Od Redakcji KIM CHCEMY BYĆ – najnowszy numer „Zeszytów Karmelitańskich” okazuje się być sporym zaskoczeniem. O ile bowiem rozważając zagadnienie tożsamości w aspekcie negatywnym (KIM NIE CHCĘ BYĆ – 1/2012), mogliśmy wymienić wiele elementów, to w przypadku aspektu pozytywnego, gdy wydawało się, że stajemy wobec ogromu możliwości, okazuje się wręcz przeciwnie. Tak jakby dziś człowiek w Polsce koncentrował się tylko na tym, kim nie być, zapominając o możliwościach, szansach, perspektywach, o tym, kim może – mógłby – chciałby się stać! Bez wątpienia jest to związane z jednej strony z tragiczną sytuacją naszego kraju źle rządzonego przez ludzi, którzy nie dbają o obywateli, co powoduje, że wobec braku perspektyw i możliwości rozwoju główną troską staje się to, jak przeżyć do pierwszego i żeby w ogóle przeżyć... Innym decydującym elementem jest negatywna propaganda, obecna we wszystkich niemal mediach (tym, które w tym nie uczestniczą, nie udziela się miejsca na multipleksie), która zakłamując i wyśmiewając tworzy w słuchaczu kompleksy i obawy („Europa z nas się śmieje”, zwłaszcza na Jamajce...), co sprawia, że nie myśli on zupełnie o tym, kim chce być – tylko o tym, kim nie być: wyśmiewanym katolem, moherem, oszołomem, homofobem, pisiorem (zob. Weiler). Ponadto, wobec wzrastającej oferty możliwości nabywczych, Polak chce dziś przede wszystkim mieć. To proponują mu i do tego zachęcają wszystkie reklamy, o tym ma myśleć, marzyć, zazdrościć i śnić... co znów ma odwracać uwagę od tożsamości: „bo, czy od znajomości historii przybędzie nam więcej kiełbasy na grillu?!!!”... (zob. Rolex). Człowiek, który nie wie, kim jest, zamienia się w plastyczną masę bez charakteru, którą łatwo można manipulować, podatną na różne wpływy. Tylko ktoś taki jest w stanie życzyć śmierci drugiemu, pogardzać nim tylko dlatego, bo tak czynią inni, bo tak jest trendy, etc. Ks. Tischner mówił swego czasu o homo sovieticus, dziś możemy przekonać się, jak prorocze były to słowa, gdy widzimy tego człowieka sowieckiego w akcji krzyczącego w polskim parlamencie „Zadzwoń do brata!”. Mamy jednak wybór, możemy być kimś innym. Jednak aby nim być, trzeba to poznać, zobaczyć możliwości, perspektywy, jakie stawia przed nami nasza wiara. Stwórca – stwarzając nas na swój obraz i podobieństwo – dał nam możliwość rozwoju w wolności i prawdzie, to perspektywa bycia Jego stworzeniem, dzieckiem Boga, w wolności i prawdzie (zob. Adamczyk, Irek, Nyk). To jest trud i powolny proces tworzenia siebie (por. Kajka, Marta, Małgorzata), warto jednak je podjąć, tym bardziej, że wciąż możemy znaleźć tych wokół nas, którym też na tym zależy, którzy mogą nam pomóc i dla których warto podjąć trud bycia. 5 i i i i i i “ZK” — 2012/5/19 — 3:27 — page 6 — #6 i i DUCHOWOŚĆ ORIENTACJE Aneta E. Adamczyk Człowiek jako wędrowiec Między ocaleniem a zatraceniem Człowiek jednak nie jest bezwolnym kamieniem, człowiek ma wybór: nie musi poddawać się wydarzeniom, może je współtworzyć, może zdecydować żyć, tak jak czuje, że powinien to uczynić, może podążać przez świat wedle swych marzeń i nadziei. Człowiek patrzy na świat i na samego siebie z ciekawością oraz zdziwieniem, które budzą w nim wolę poznania i zrozumienia zarówno poszczególnych elementów otaczającej go przestrzeni, jak też samego siebie. Człowiek czyni siebie centralnym punktem refleksji egzystencjalnej, w której podstawowe z pytań brzmi: kim jestem? Odpowiedź na owo pytanie wymaga poszukiwań intelektualnych, które nieustannie czerpią z bogactwa ludzkich przeżyć, wymaga otwarcia na prawdę oraz dojrzałości niezbędnej do jej zaakceptowania i zrozumienia. Niezbędne jest pragnienie doświadczenia własnej autentyczności, jakie skłania do spojrzenia na siebie jak na istotę, która wędruje przez świat doznając dobra i zła oraz czyniąc dobro i zło. Na mapie ludzkiej wędrówki w przestrzeni ziemskiego świata dobro przejawia się – między innymi – jako: prawda, miłość, wierność, nadzieja czy też spotkanie; zło, natomiast, ukazuje się na niej pod postacią: kłamstwa, odrzucenia, zdrady, rozpaczy lub też ucieczki. 6 i i i i i i “ZK” — 2012/5/19 — 3:27 — page 7 — #7 i i Człowiek jako wędrowiec. Między ocaleniem a zatraceniem Między prawdą a kłamstwem Człowiek postrzega prawdę jako pewną wartość, pragnie by była ona obecna w jego życiu, by stała się fundamentem, na którym będzie mógł budować wszelkie relacje, jakie mogą go łączyć z drugim. Pragnie, aby prawda stała się nieodłącznym elementem nie tylko relacji tak istotnych i intymnych jak przyjaźń i miłość, lecz także tych, które przynależą do zewnętrznej sfery jego życia. Oczekuje prawdy w wymiarze, w którym drugi jest obecny poprzez pryzmat roli, jaką pełni w społeczeństwie, gdzie jest określany jako: współpracownik, nauczyciel, lekarz, piekarz, kierowca itd. Spodziewa się, że współpracownik będzie wobec niego uczciwy, że nauczyciel przekaże mu informacje pełne i w żaden sposób niezmodyfikowane na potrzebę jednej z chwil historii. Ma nadzieję, że lekarz jest naprawdę lekarzem, że otrzymał swój tytuł za sprawą uczciwie zdanych egzaminów, że potraktuje jego problem z należytym profesjonalizmem i będzie go leczył w sposób uczciwy. Spodziewa się, że piekarz przygotował i upiekł chleb, tak jak powinien był to zrobić, że użył produktów dobrej jakości i przestrzegał zasad higieny. Ma nadzieję, że kierowca będzie naprawdę taki, jaki powinien być, że będzie kierował pojazdem przestrzegając zasad ruchu, że zachowa ostrożność, że nie jest pod wpływem używek, które mogłyby wpłynąć negatywnie na jego zdolność koncentracji i podejmowania decyzji. Człowiek oczekuje prawdy od tego, kogo spotyka na drodze swego życia. Uważa, że właściwą odpowiedzią na obecność drugiego jest właśnie prawda. W pierwszej kolejności jest prawda, treść owej prawdy przesuwa się na drugi plan i w zależności od sytuacji ulega zmianie. Pomimo iż człowiek postrzega prawdę jako fundament wszelkich relacji z drugim, zdarzają się sytuacje, gdy odrzuca ową prawdę i wybiera kłamstwo lub też złudzenie. Kłamstwo jest zaprzeczeniem prawdy, złudzenie czymś, co ją tylko udaje. Człowiek kieruje kłamstwo ku drugiemu, złudzenia wybiera dla samego siebie. Ten, ku komu kierowane jest kłamstwo, nie zna prawdy. Ten, ku komu kieruje się złudzenie, zna ją, lecz nie potrafi lub nie chce jej zaakceptować. Kłamstwo może wyrastać z lęku przed wyznaniem prawdy. Ktoś dokonał czynu uznawanego za zły i w obawie o konsekwencje nie chce się do niego przyznać, ukrywa go, zataja, kłamie, aby uniknąć kary i odpowiedzialności. Inną przyczyną może być zamiar osiągnięcia wyznaczonego, nieuczciwego celu. Ktoś kłamie i poprzez kłamstwo skłania drugiego do takich a nie innych czynów; postępuje tak dlatego, iż wie, że gdyby ów drugi znał prawdziwe oblicze sytuacji, nigdy nie postąpiłby w sposób, jakiego się od niego oczekuje. Może też się zdarzyć, że człowiek wybiera kłamstwo, ponieważ nie chce stać się tym, który przynosi złe wieści, tym, za sprawą którego drugi dowiaduje się o jakimś zaistniałym złu. W tej sytuacji człowiek wie, że prawda, którą poznał, stałaby się dla drugiego powodem smutku, a może też cier7 i i i i i i “ZK” — 2012/5/19 — 3:27 — page 8 — #8 i i Aneta E. Adamczyk pienia i dlatego preferuje nie wyjawić mu jej, a jeśli okoliczności w jakiś sposób zmuszą go do jej wyrażenia, woli skłamać. Człowiek daje drugiemu kłamstwo w akcie wyrastającym z jakiejś formy troski o niego, czyni to, ponieważ nie chce zasmucać go prawdą. Postępowanie takie może wydawać się znacznie mniej złe niż sytuacja, w której kłamie, aby ukryć swoje winy lub osiągnąć zamierzone cele. Sformułowanie „wydaje się” jest tu ważne, ponieważ tak może się tylko wydawać. Wszelkie autentycznie dobre relacje, jakie mogą zaistnieć między dwiema osobami, są oparte na prawdzie. Nie ma w nich miejsca na kłamstwo, jest natomiast konieczność wsparcia drugiego w chwilach, w których musi on stawić czoła prawdzie, której treść powoduje smutek i cierpienie. Szacunek dla drugiego zobowiązuje do postrzegania go jako godnego prawdy, co nie znaczy – jako słabego i niezdolnego do stawienia czoła prawdzie, gdy jej treścią jest zaistniałe zło. Człowiek może odmówić prawdy nie tylko drugiemu, ale też samemu sobie. Może wybrać złudzenia i w ich przestrzeni budować swoje życie. Może tak uczynić pod wpływem dramatyzmu przeżyć, których nie potrafi zaakceptować jako części swojego życia i woli je zmienić, ubarwić i wygładzić. Pozbawić je tego, co złe i wzbogacić o to, co dobre. Postępując w ten sposób okłamuje samego siebie. Nie potrafi zaakceptować własnej przeszłości, preferuje uczynić ją lepszą, nakłada na nią kolorowe szaty radosnych wspomnień, których ona nigdy nie nosiła. Człowiek nie wie, jak postąpić wobec zaistniałych wydarzeń, odrzuca więc prawdę, która o nich opowiada. Nie chce jej słyszeć, nie potrafi jej zaakceptować. Woli żyć złudzeniami wyrastającymi z pragnienia życia w przestrzeni idealnej. Wybiera życie w świecie, który istnieje tylko w jego myślach, odrzuca świat realny, ponieważ nie jest on taki, jakim chciałby go widzieć. Celem złudzenia nie jest druga osoba – tak jak to było w przypadku kłamstwa, celem jest człowiek sam dla siebie. Złudzenie pozostaje złudzeniem, gdy jest wybierane i przeżywane, natomiast staje się kłamstwem, kiedy jest ukazywane innym jako prawda. Między miłością a odrzuceniem Miłość inspiruje człowieka do czynów dedykowanych drugiemu, sprawia, że otacza go troską, czerpie radość z jego radości i smuci się jego smutkiem. Sprawia, że chce dobra dla tego, kogo kocha, że jest gotów poświęcić własne szczęście dla jego szczęścia, że pragnie być dla niego źródłem dobra i dawać mu tylko to, co dobre, że potrafi zaryzykować dla niego nawet własne życie. W przestrzeni miłości człowiek postrzega drugiego jako wartość, jako kogoś cennego, kto samą obecnością wzbogaca jego życie. Jest mu wdzięczny nie tylko za to, co od niego otrzymuje, ale też za to, co może mu ofiarować. Miłość jest za sprawą drugiego i dzięki niemu, człowiek nie 8 i i i i i i “ZK” — 2012/5/19 — 3:27 — page 9 — #9 i i Człowiek jako wędrowiec. Między ocaleniem a zatraceniem może kochać w samotności, potrzebuje drugiego, który swoją obecnością obudzi w nim miłość. Miłość nie kieruje się ku drugiemu z powodu jego zasług, czynów i dokonań, one mogą ją wzmagać, nie są jednak jej powodem. Powód miłości można wyrazić prostymi słowami: ty jesteś ty. W owym „ty” kryje się niezmierzone bogactwo znaczeń: ty jesteś cenny, jedyny, niepowtarzalny, niezastąpiony, żaden twój czyn – nawet ten zły i naganny, nawet ten, który powoduje smutek i cierpienie – nie zmienią tej najważniejszej prawdy, że ty jesteś ty. Człowiek ofiaruje miłość i szuka miłości, która tworzy wokół niego przestrzeń pełną dobra, gdzie może być taki, jaki jest naprawdę, nie musi niczego udawać, może odkryć swoją twarz i swe najskrytsze pragnienia. W miłości człowiek odkrywa się przed drugim, powierza mu siebie i swoje szczęście. Z niej czerpie inspiracje i siłę do rozwoju, w niej znajduje oparcie w trudnych chwilach swego życia. Ten, kogo człowiek kocha, staje się źródłem szczęścia, ale może też stać się źródłem cierpienia. Zło wyrządzone przez kogoś obcego nie rani tak, jak to zadane przez tego, kogo się kocha. Miłość czyni człowieka silnym wobec świata i jednocześnie wrażliwym wobec drugiego, z którym łączy go miłość. W miłości ukryty jest element ryzyka: człowiek nie wie, jak postąpi drugi, nie wie, czy przyjmie jego miłość, nie wie, czy odpowie na nią miłością, nie wie, czy pewnego dnia nie przestanie kochać. Nie wie tego, lecz pomimo to decyduje się zaryzykować i ukazać drugiemu swoją miłość. Pomimo iż człowiek pragnie miłości, zdarza się, że ją odrzuca, że boi się kochać, że nie potrafi. Przyczyny takiego postępowania znajdują się gdzieś w jego przeszłości, w doświadczeniach bezpośrednich – dotyczących jego samego lub tych pośrednich, których był tylko świadkiem. Może nim być pamięć o cierpieniu doznanym z rąk kogoś, kogo kochał i komu ufał. Może nim być wspomnienie kogoś, kto został zraniony przez tego, kogo kochał. Pod wpływem tego rodzaju doświadczeń człowiek zmienia swój sposób postrzegania miłości. Nie jest już ona dla niego czymś wzniosłym, szlachetnym i pięknym. Staje się czymś, co oznacza słabość, bezbronność, a czasem i naiwność. Człowiek ten na każdą miłość patrzy z podejrzeniem, jest przekonany, że wcześniej czy później nastanie dzień, w którym ten, kto kocha, zostanie zraniony, w którym miłość odkryje swe prawdziwe oblicze. Dzień, w którym on sam z sarkastycznym półuśmiechem będzie mógł powiedzieć: miałem rację. Człowiek ten postrzega miłość jako wystawienie się na ryzyko cierpienia, jako odkrycie się przed drugim i zdanie na łaskę jego czynów. Jest przekonany, że odczuwać potrzebę obecności drugiego oznacza nie potrafić żyć samodzielnie, że szukać swego szczęścia w drugim oznacza jakąś nieudolność i brak. Człowiek ten odrzuca drugiego i jego miłość. Odrzuca ją nawet, jeśli jest ona szczera. Czyni tak, ponieważ uważa, że pewnego dnia ta miłość zdradzi go i stanie się źródłem cierpienia. Człowiek ten do9 i i i i i i “ZK” — 2012/5/19 — 3:27 — page 10 — #10 i i Aneta E. Adamczyk znał kiedyś cierpienia zdradzonej miłości, i nawet jeśli rany, które zadał mu drugi, zagoiły się, pamięć o bólu pozostaje wciąż żywa i mąci widzenie świata. Nie chce ryzykować, nie potrafi, boi się, że nie będzie w stanie znieść kolejnego ciosu, że tym razem upadnie i nie znajdzie sił, by powstać i kontynuować swą wędrówkę w świecie – swoje życie. Absurdem tej sytuacji jest to, że człowiek ten pragnie miłości i potrzebuje jej, odrzuca ją jednak, ponieważ boi się zostać zraniony po raz kolejny. Wszystkie jego czyny są nastawione na takie budowanie relacji z drugim, aby zachować dla siebie mały kawałek przestrzeni, gdzie nikt nie będzie miał dostępu, mały skrawek przestrzeni bezpieczeństwa, gdzie może się schronić przed drugim. Może się też zdarzyć, że człowiek ten sam stanie się źródłem cierpienia dla drugiego, który obdarzy go miłością. Wydaje się niedorzeczne, że ktoś, kto doznał cierpienia miłości, zadaje je drugiemu. Tak jednak nie jest, człowiek rani drugiego, niejako, w obronie, czyni to, jeśli czuje, że jest coraz bardziej zagrożony przez miłość, jaką obdarza go drugi, że coraz trudniej jest mu pozostać obojętnym i nie odwzajemnić uczucia, jeśli czuje, że drugi staje się coraz bardziej potrzebny. Wtedy, w akcie obrony, sięga po środek ostateczny – zadaje ból. Pokazuje drugiemu, że miał rację mówiąc, iż miłość przynosi cierpienie. Teraz ów drugi nie może już zaprzeczyć, wszystkie jego argumenty straciły sens wobec rzeczywistości, która ujawniła prawdę o miłości. Jedyne, co może uczynić, to przyznać rację i odejść. Ten, kto zadał ból, odczuwa smutek i współczuje temu, kogo zranił, wie jednak, że było to konieczne, aby móc ocalić samego siebie. Tragicznym absurdem jest to, że on nie chciał ranić drugiego, że uczynił to tylko dlatego, że ów drugi go do tego „zmusił” swoją miłością, że nie potrafił zrozumieć wcześniej, że nie odszedł, że wciąż proponował swą miłość – zadany cios nie był atakiem, lecz samoobroną. Drugi odchodzi, człowiek pozostaje sam, bezpieczny i nieosiągalny dla cierpienia, na jakie może narazić go miłość. Między wiernością a zdradą Wierność nie tylko jest wartością, jaka wydarza się pomiędzy dwojgiem ludzi, ale też dotyczy wartości, której powinna być dochowana. Jest więzią wyrastającą z wolności oraz wyboru i dlatego też odnosi się nie tyle do wiedzy, co do nadziei. Człowiek nie wie, czy drugi pozostanie mu wierny, ma jednak nadzieję, że tak się stanie. Relacja wierności wiąże się z zaufaniem, odsłonięciem i powierzeniem. Człowiek powierza drugiemu swoje myśli, uczucia i troski, odsłania się przed nim, ukazuje mu siebie takim, jakim jest. Powierza mu część samego siebie i ufa, że ów drugi dochowa wierności zawierzonym mu prawdom, że nie wyjawi ich treści i nie wykorzysta ich przeciwko niemu. Wierność nie jest przestrzeganiem stanowionych praw i zasad, jest postawą, która wyraża wewnętrzny stosunek człowiek do człowieka. Docho10 i i i i i i “ZK” — 2012/5/19 — 3:27 — page 11 — #11 i i Człowiek jako wędrowiec. Między ocaleniem a zatraceniem wując wierności człowiek świadczy o wartości tego, komu ją dochowuje. Wierność dotyczy osoby i sprawy: człowiek jest wierny komuś i w jakimś sensie – w odniesieniu do czegoś. Inna jest wierność, jaka łączy przyjaciół, inna ta, która łączy małżonków. Pomimo iż wierność jest wartością, zdarza się, że człowiek jej nie dochowuje, że zdradza. Zdrada jest przede wszystkim niedotrzymaniem danej obietnicy i zawiedzeniem nadziei drugiego. Jako taka jest możliwa tylko tam, gdzie wcześniej pojawiła się obietnica dochowania wierności, gdzie została wyrażona słowami lub też gdzie, nawet jeśli tak się nie stało, człowiek pozwolił drugiemu, aby ten uwierzył, że taka obietnica się pojawiła, gdzie – nawet jeśli niczego nie obiecał – pozwolił, aby drugi uwierzył, że to uczynił. W odniesieniu do tak ważnej kwestii, jaką jest zdrada, nie można zaakceptować logicznych gier, które pozwalają powiedzieć: „przecież ja nigdy niczego ci nie obiecywałem”. Człowiek jest świadomy, że jego czyny i postawa mogą stworzyć w drugim przekonanie o wyrażonej obietnicy wierności i jeśli nie ukaże drugiemu prawdy, lecz pozwoli, aby ten uwierzył w coś, co nie istnieje, jest za to tak samo odpowiedzialny jak w przypadku obietnicy wyrażonej. Człowiek może zdradzić drugiego w wyniku słabości, może obiecać wierność, a później ulec pokusie i zdradzić. Może też dopuścić się zdrady w wyniku przygotowanego z wyrachowaniem planu: może pozyskać zaufanie drugiego, obiecać mu wierność, a następnie zdradzić, aby osiągnąć zamierzony cel. Pomimo że w obu przypadkach mamy do czynienia ze zdradą, w pierwszym obietnica wierności jest prawdziwa, w drugim jest kłamstwem. Ktoś nawiązuje przyjaźń, postępuje tak, aby drugi mu zaufał, obiecuje mu wierność w owej przyjaźni, od samego początku jednak wie, że wszystko to jest kłamstwem, że nie ma żadnej obietnicy i żadnej przyjaźni, że jest tylko plan do zrealizowania i cel do osiągnięcia. W pierwszym przypadku – zdrada pojawia się jako coś nieoczekiwanego, człowiek nie był dość silny, zdradził na skutek swej słabości. W drugim – zdrada była obecna od samego początku, niepewny było tylko mement, w którym miała się wydarzyć. Czym jest zdrada ze słabości, co ona oznacza? Czy człowiek jest naprawdę tak słaby, aby nie był w stanie kontrolować własnych działań i aby bezwolnie ulegał wpływom wydarzeń i okoliczności? Ten, kto zdradza w przyjaźni pod wpływem okoliczności, świadczy swym czynem nie tyle o własnej słabości, co o słabości owej przyjaźni. Udowadnia, że nie była ona prawdziwą przyjaźnią, że była tylko do pewnego stopnia, tylko do momentu, gdy jako alternatywa w wyborze pojawiło się coś cenniejszego. Człowiek odrzucił przyjaźń, zdradził przyjaciela, ponieważ coś innego było dla niego ważniejsze. To, co wydawało się słabością, w rzeczywistości jest wyborem poprzez który człowiek wyraża swoje preferencje. Jak przedstawia się zdrada ze słabości w relacji miłości? Czy człowiek może ulec swym zmysłom i usprawiedliwić swój czyn za pomocą wyrażenia „chwila słabości”? Istota człowieka zawiera się nie tylko w jego ciele, ale 11 i i i i i i “ZK” — 2012/5/19 — 3:27 — page 12 — #12 i i Aneta E. Adamczyk też w jego rozsądku i wolności oraz związanej z nimi zdolności decydowania o własnych czynach. Człowiek jest świadomy chwili, gdy jego zmysły otwierają przed nim możliwość, która w efekcie końcowym może doprowadzić do zdrady. Jeśli nawet nie jest odpowiedzialny za reakcje, jakie wywołuje w nim drugi w sferze doznań związanych z cielesnością, jest odpowiedzialny za to, jak postąpi wobec owych reakcji. Może je odrzucić świadomy, iż mogą one doprowadzić do zdrady lub może podążać za nimi coraz bardziej zbliżając się do możliwości zdrady. Człowiek jest tym, który dokonuje wyboru. Podążanie za głosem ciała nie jest słabością, lecz wyborem. Tak w przyjaźni, jak i w miłości tłumaczenie zdrady poprzez słabość jest pozbawione racji. Człowiek wybrał głos swojego ciała i podążając za nim zdradził. Jedyną słabością, jaką można dostrzec w tej sytuacji, jest słabość więzi, jaka łączy z drugim. Nie oznacza to, że ów człowiek nie kocha drugiego, znaczy tylko tyle, że bardziej niż drugiego kocha samego siebie, i że ponad nie zawsze łatwą wierność drugiemu przedkłada przyjemność, jakiej może zaznać za sprawą swego ciała i swych zmysłów. Między nadzieją a rozpaczą Nadzieja jest źródłem siły niezbędnej do podejmowania starań w osiągnięciu zamierzonego celu i w zrealizowaniu marzeń. Człowiek odwołuje się do nadziei nie tylko w sytuacjach trudnych, lecz także w zwykłych codziennych sprawach. Z niej czerpie siłę, która pomaga mu pokonywać życiowe trudności i kontynuować codzienną wędrówkę, nawet wtedy, gdy wszelkie okoliczności wydają się być przeciw niemu. Zdarza się jednak, iż – w wyniku życiowych trudności – człowiek traci nadzieję i upada w rozpacz. Wtedy nad jego myślami rozciągają się ciemności smutku, a on sam przestaje wierzyć, że kiedykolwiek ujrzy ponownie słońce, że kiedykolwiek doświadczy radości i zazna szczęścia. Przygnieciony ciężarem życiowych trosk, niepowodzeń i tragedii osuwa się w pustkę. Zapada się w przestrzeń samotności, gdzie nikt nie może podać mu pomocnej dłoni, gdzie nie istnieje nic, co mogłoby dać szansę na odrodzenie się nadziei. Człowiek upada w rozpacz nie z powodu nieszczęśliwych wydarzeń, które spotykają go ze strony świata, lecz za sprawą zła, jakiego doświadcza ze strony drugiego. Nawet jeśli człowiek straci wszystko, co posiada, lecz nie straci bliskich mu serdecznych osób, nie popadnie w rozpacz, ponieważ obecność tych osób stanie się dla niego źródłem siły, z którego będzie mogła odrodzić się nadzieja. Dobra materialne nie mają bezpośredniego wpływu na stan rozpaczy. Może się zdarzyć, że człowiek posiadający ogromny majątek będzie żył pogrążony w samotności, że wszelkie relacje, jakie będzie tworzył z innymi, będą tylko powierzchowne, będą tylko złudzeniem relacji, że znajdzie się w sytuacji, gdzie inni będą szukać kontaktów z nim nie dla niego samego, nie dla wartości, jaką jest, lecz dla korzyści. Człowiek 12 i i i i i i “ZK” — 2012/5/19 — 3:27 — page 13 — #13 i i Człowiek jako wędrowiec. Między ocaleniem a zatraceniem ten, pewnego dnia, może stracić nadzieję, że kiedykolwiek spotka kogoś, kto doceni jego samego i nie będzie go postrzegał przez pryzmat tego, co posiada. Człowiek upada w rozpacz wtedy, gdy zostaje całkowicie sam, gdy czuje się opuszczony i porzucony, gdy nie widzi szans na zmianę swego losu. Ten, kto wierzy, nawet jeśli zostanie opuszczony przez wszystkich ludzi, nie będzie nigdy sam, będzie z nim Bóg, który stanie się dla niego źródłem siły i odrodzenia nadziei. Ten, kto nie wierzy, pozostanie w podobnej sytuacji zupełnie sam. Wiara jest siłą, która chroni przed rozpaczą i która daje nadzieję nawet w chwilach, gdy wszystko zdaje się przemawiać przeciw niej. Nadzieja jest z wiary, z wiary w dobro. Fundamentem każdej ludzkiej nadziei jest nadzieja na dobro, którego człowiek oczekuje i które spodziewa się otrzymać. Człowiek wierzy, że jego przeznaczeniem jest dobro, ponieważ wierzy, że istnieje Bóg, który symbolizuje miłosierdzie. W przestrzeni nadziei człowiek nie ma pewności, nie wie, lecz tylko się spodziewa i tylko oczekuje. Nadzieja jest oparta na wierze, na cudzie stworzenia, na byciu na podobieństwo, na pochodzeniu od Dobra Absolutnego. Człowiek wierzy, że nawet jeśli błądzi i popełnia zło, przynależy do dobra, od którego pochodzi. Na tej właśnie wierze opiera się cała jego nadzieja. Nadzieja często jest „absurdalna” i „szalona”. Tylko ona jedna, nawet w całkowitych i trwających od dawna ciemnościach, potrafi „oczekiwać” światła; tylko ona jedna, w całkowitej pustce, potrafi „dosłyszeć” głos pełni. Człowiek żyje swoją nadzieją, lecz niezmiernie rzadko potrafi ją zrozumieć. Gdy spogląda na jej treść używając rozsądku, okazuje się, że staje wobec niej bezradny. Analizuje chwile, w których zrodziła się owa nadzieja, analizuje swoją aktualną sytuację i żadne logiczno – analityczne myślenie nie jest w stanie dać mu odpowiedzi na pytanie: dlaczego? Dlaczego jego nadzieja wciąż jest żywa i dlaczego wciąż jest dla niego źródłem siły? Absurdalność i szaleństwo nadziei wynikają z tajemnicy, jaką w sobie nosi. Nadzieja jest formą łaski, która wymyka się próbom rozsądkowego, logicznego i racjonalnego zrozumienia. Z punktu widzenia logicznych analiz łaska jest darowaniem dobra temu, kto na nie nie zasłużył, jest więc szaleństwem i absurdem. Rozsądek rozpatruje świat w kategoriach przyczyny i skutku, łaska sama dla siebie jest przyczyną i skutkiem. Rozsądek nie potrafi wyjaśnić, czym są miłosierdzie i cud, nie jest w stanie zrozumieć łaski, która jest cudem i miłosierdziem. Rozpacz oznacza brak nadziei i brak wiary w dobro. Człowiek, który traci nadzieję, traci także łączność z Bogiem, odchodzi od niego i zanurza sie w przestrzeni zamkniętej na transcendencję i pozbawionej szansy na cud. W jego życie wkracza fatum, które nie liczy się z jego pragnieniami i wolnością. Wobec fatum człowiek jest bezsilny, ono pozostanie obojętne na jego modlitwy z prośbą o dobro i na jego błaganie o ocalenie. Dla fatum człowiek nie jest na jego podobieństwo, jest mu całkowicie obcy i obojętny. 13 i i i i