Artykuł możecie pobrać z naszej strony

Transkrypt

Artykuł możecie pobrać z naszej strony
NEPAL
W drodze przez
daleki zachód
Nepalu. Północne
obrzeża tego
regionu to tereny
kultury tybetańskiej
i buddyjskiej,
a nawet religii bön
– starożytnej,
przedbuddyjskiej
religii Tybetu.
Wielki Szlak
Himalajski
Jego nepalski odcinek, liczący około 1700 km,
to jeden z najtrudniejszych i najwyżej
położonych szlaków górskich na świecie. To było
wyzwanie w sam raz dla naszej dwójki.
TEKST
Czwarty miesiąc
w drodze. Siarczysty
mróz w Górnym
Dolpo, zbliżają się
święta Bożego
Narodzenia.
Widok na
ośmiotysięcznik
Manaslu (8156 m),
ósmy co do
wysokości szczyt
Ziemi.
ARCHIWUM
Idziemy do
północnej bazy pod
Kangczendzongą.
Przez wiele dni
nie spotkaliśmy
żywej duszy.
ARCHIWUM
ADVENTURE
Wielkie osuwisko
głazów w dolinie
rzeki Ghandaki
spowodowane
trzęsieniem ziemi.
Rejon Manaslu.
JOANNA LIPOWCZAN
ADVENTURE NEPAL
WIELKI SZLAK HIMALAJSKI
Bartosz Malinowski
1
Przewodnik górski, pilot,
organizator i lider wypraw oraz
trekkingów w różne góry świata,
m.in. w Himalaje Nepalu.
Zafascynowany Azją, gdzie
każdego roku powraca
wielokrotnie.
2
Joanna Lipowczan
Po prostu lubi góry i górskie
wędrówki. Na co dzień prowadzi
3
1. W drodze do
klasztoru Thame
w rejonie Khumbu.
Mijamy setki
kamiennych
murków mani,
gomp i czortenów.
2. Chwila
odpoczynku
w trudnym terenie
w rejonie
ośmiotysięcznika
Makalu.
3. Biwak pod
trudną technicznie
przełęczą Tashi
Labsta (5760 m).
Rejon Khumbu
i Rolwaling.
118
Urozmaicony terenowo i przyrodniczo szlak prowadzi
przez dżunglę, lodowce, głębokie doliny, suche płaskowyże, wioski i tereny zupełnie odludne. Poza popularnymi wśród turystów regionami Everestu czy Annapurny
szlak nie jest wytyczony ani oznakowany i trzeba nieustannie pracować z mapą i kompasem. Na wielu odcinkach nie ma też żadnej infrastruktury turystycznej,
co zmusza do niesienia wszystkiego ze sobą na plecach:
żywności, gazu i górskiego ekwipunku. Dlatego miesiące przed rozpoczęciem naszej wyprawy upływają pod
znakiem żmudnych przygotowań: zbieranie informacji,
szczepienia, treningi kondycyjne, kompletowanie sprzętu i wykonywanie masy innych czynności, bez których
wyjazdy nie mogą się obejść.
Mniej więcej na półmetku przygotowań dociera do
nas informacja: Nepal nawiedziło potężne trzęsienie
ziemi. Zginęły tysiące ludzi, miliony straciły dach nad
głową. Setki wiosek zostały zmiecione. Do Nepalu spływa międzynarodowa pomoc. Odpływają turyści. Wahamy się, co robić. W końcu podejmujemy decyzję: wyprawa musi się odbyć! Nasza obecność w tym kraju
to sposób na ekonomiczną pomoc dla mieszkańców
żyjących w głównej mierze z turystyki oraz pokazanie, że Nepal nadal posiada wspaniałe bogactwo
– najwyższe góry świata. Im bliżej wyjazdu, tym robi
NATIONAL GEOGRAPHIC TRAVELER
się bardziej nerwowo i chaotycznie. A potem – 3… 2…
1... 0… Start!
Wschód
Symbolicznym początkiem Wielkiego Szlaku Himalajskiego jest północna baza pod Kangczendzongą. Zanim
się tam znajdziemy, miną prawie dwa tygodnie marszu
z wioski Taplejung. Idziemy w soczystej zieleni lasów,
bananowców, mijając wodospady, strumienie górskie
i niewielkie wsie położone na zboczach gór. Jest strasznie: upał i ulewne deszcze na zmianę, pijawki, ciężkie
plecaki. Nie spotykamy prawie żadnych turystów, początek września to jeszcze nie sezon w tej części Himalajów. Miejscowa ludność, głównie mężczyźni, entuzjastycznie reaguje na Bartka. Jego fryzura złożona
po części z dredów wzbudza zainteresowanie, a postura
i wzrost – podziw. Bartek zostaje zaklasyfikowany jako
zawodnik amerykańskich zapasów. W moim przypadku
największym zainteresowaniem cieszy się... mój plecak.
Gdy po ośmiu dniach docieramy do sporej wioski
Ghunsa, przeżywamy pierwsze logistyczne zaskoczenie. Mnóstwo tu sklepów z artykułami dla turystów. Półki uginają się pod żywnością liofilizowaną, kartuszami
z gazem i linami wspinaczkowymi – zupełnie niepotrzebnie nieśliśmy je na własnych plecach.
ZDJĘCIA: BARTOSZ MALINOWSKI I JOANNA LIPOWCZAN
Długie,
niebezpieczne
i zagrożone
kamiennymi
lawinami zejście
z przełęczy Mera.
Region Khumbu.
Zostawiamy rzeczy w Ghunsie, gdyż wrócimy tu za
cztery dni. Zabieramy tylko namiot i trochę jedzenia i na
lekko idziemy do bazy pod Kangczendzongą. Wreszcie
pojawia się radość wędrowania – przekroczyliśmy już
wysokość 3500 m, i granicę lasu, i wreszcie otwierają się
przed nami widoki na przyprószone śniegiem szczyty.
Ekipy wspinające się na Kangczendzongę wchodzą od
strony południowej, dlatego północna baza (Pangpema)
pod tym ośmiotysięcznikiem jest bardzo niepozorna.
To dwie drewniane chatki i kamienny kopczyk opleciony flagami modlitewnymi. Robimy pamiątkowe zdjęcie
na starcie Wielkiego Szlaku Himalajskiego i czekamy
bezskutecznie, żeby wiatr rozpędził chmury. Potem
wracamy do Ghunsy i rozpoczynamy wędrówkę na zachód, w kierunku Makalu Base Camp.
życie dalekie od ekstremalnych
przygód i ekscesów. Te
zarezerwowane są na wspólne
wypady z Bartoszem.
WYPRAWA W LICZBACH
■ 1700 km na nogach
■ 120 dni w drodze
■ 150 tys. m – suma różnicy
wysokości na trasie
■ 35 kg sprzętu na plecach
na starcie szlaku
Trasa w tym regionie przebiega blisko granicy z Tybetem, dokąd nadal wędrują z Nepalu karawany. Ze
względu na gęstą mgłę tylko odgłos dzwonków jaków
i pokrzykiwania poganiaczy sygnalizują jej nadejście.
Karawana objawia się nam dopiero w odległości kilku
metrów od nas. Ważnym punktem tego etapu jest przełęcz Lumba Sumba (5177 m) stanowiąca granicę pomiędzy dwoma regionami. Na wschód roztacza się widok
na masyw Kangczendzongi, a na zachód – na Makalu.
Kolejne dni wędrówki to walka z wyjątkowo gęstą
roślinnością i pijawkami (po zejściu z przełęczy znów
idziemy przez dżunglę, na wysokości ok. 2500 m). Opis
trasy w przewodniku jest niedokładny i poszczególne
odcinki pokonujemy średnio o 3 godz. dłużej. Na dodatek podane charakterystyczne punkty nawigacyjne
(wielkie głazy, chatki pasterskie) są trudne do zidentyfikowania w terenie kompletnie zarośniętym kilkumetrowymi chaszczami. Gubimy drogę, tracimy orientację
i zrezygnowani, wściekli i zmęczeni zaliczamy dwa dni
przymusowego postoju. W rozwalającej się bambusowej
chatce obmyślamy sposoby wydostania się z zielonego
piekła. W końcu udaje się nam dotrzeć do pobliskiej
wioski Hongon, gdzie zmywamy z siebie trudy ostatnich
15 dni, jakie minęły od wyjścia z Ghunsy.
Po opuszczeniu Hongonu powoli zbliżamy się do
najtrudniejszego i najwyżej położonego odcinka trasy – przełęczy Sherpani Col (6180 m) oraz West Col
(6190 m). Zanim je przekroczymy, aklimatyzujemy się
w Makalu Base Camp. W momencie dotarcia do bazy uświadamiamy sobie kolejny popełniony przez
nas błąd logistyczny: przez 40 dni zupełnie niepotrzebnie nieśliśmy sprzęt wspinaczkowy. Dużo lepszym rozwiązaniem byłoby zorganizowanie przesyłki
z Katmandu do wioski znajdującej się dwa dni drogi
od Makalu BC.
Od bazy wędrujemy z ekipą holendersko-belgijską,
razem pokonujemy wysokie przełęcze. Ten odcinek to
kwintesencja wysokogórskiego szlaku: lodowce, pokryte śniegiem wypłaszczenia, konieczność użycia sprzętu
asekuracyjnego, ciągnące się kilometrami piargi i bloki
DOJAZD
DO WIOSKI
TAPLEJUNG,
GDZIE
ZACZNIEMY
TREKKING,
TO LEKCJA
CIERPLIWOŚCI.
W ZWIĄZKU
Z MONSUNEM
OSUWISKA
ZIEMI BLOKUJĄ
PRZEJAZD.
USUWAMY
JE RAZEM
Z INNYMI
PASAŻERAMI.
NATIONAL GEOGRAPHIC TRAVELER
119
ADVENTURE
NEPAL
błota i skał w dalszym ciągu leżą ciała ludzi i naszym
zdaniem przejście przez Langtang byłoby niemoralne
i nieetyczne. Dlatego kolejnym etapem jest Manaslu
i Annapurna, przez które praktycznie przebiegamy. Trasa jest oczywista i na dodatek oznaczona, co stanowi dla
nas pewną zagadkę, gdyż oba odcinki są nawigacyjnie
bardzo łatwe i mocno uczęszczane.
Zachód
2
2. W drodze na
Thorung La
(5416 m)
– przełęcz na
trasie wokół
Annapurny.
Powracamy na szlak w rejonie Solo Khumbu, na trasę
prowadzącą do bazy pod Everestem. Po prawie dwóch
miesiącach wędrówki przez słabo zamieszkałe tereny
trafiamy do himalajskiej wersji ośrodka turystyki masowej w Namche Bazar – hoteliki, bary, puby, bankomaty, masa sklepów z dobrami wszelkimi. Trasa z Lukli
do Namche przypomina ciągnącą się kilometrami wioskę, po której spacerują turyści. Właściciele hotelików
narzekają jednak na słaby sezon spowodowany trzęsieniem ziemi, którego skutki są widoczne w tej części
NATIONAL GEOGRAPHIC TRAVELER
ale przejazdy trwają
bardzo długo i mogą
się przedłużać
z powodu strajków,
awarii, osuwisk ziemi,
braku benzyny.
WIZA I WALUTA
■ Można wyrobić na
lotnisku w Katmandu
(maksymalnie na 90 dni
pobytu – koszt 100 dol.
Wiza na 30 dni
kosztuje 40 dol.
Przedłużenie wizy
możliwe jest o kolejne
60 dni w urzędzie
imigracyjnym
w Katmandu
po uiszczeniu 2 dol.
za każdy dodatkowy
dzień pobytu.
■ Waluta – rupia
nepalska (NPR);
104 rupie = 1 dol.
NOCLEG
Na popularnych
trasach trekkingowych
noclegi w lokalnych
hotelikach lub
guesthousach, ceny
od jednego do kilku
dolarów. W rejonie
Annapurny jeśli
zamawiamy jedzenie
w hoteliku, nie
płacimy za nocleg.
Menu jest zwykle
bogate. Śniadanie
5–10 dol, lunch
5–8 dol., dal bhat
– ryż, zupa z soczewicy,
warzyw, czasem mięsa
– od 3 do 8 dol.
KIEDY
Latem i wczesną
jesienią wiele lotów
wewnętrznych jest
zawieszonych
ze względu na złą
pogodę (monsun).
WARTO WIEDZIEĆ
DOJAZD
Na większości szlaków
w Nepalu potrzebne
są różne dokumenty
i zezwolenia: Trekking
Permit, Conservation
Area Project, National
Park, Trekkers’
Information
Management System
TIMS. Wyrabia je
większość agencji
trekkingowych
w Katmandu. Więcej
na www.taan.org.np
i www.timsnepal.com.
Lot do Katmandu to
koszt od 2000 do
3800 zł. Najlepiej
kupować bilet
z kilkumiesięcznym
wyprzedzeniem
np. w Qatar Airways.
TRANSPORT
■ Lata kilka linii
wewnętrznych. Przelot
na trasie Katmandu
– Biratnagar 144 dol.,
Biratnagar – Taplejung
130 dol., Simikot
– Nepalgunj 188 dol.,
Nepalgunj – Katmandu
160 dol. Ceny
i połączenia na
yetiairlines.com/home
oraz gomaair.com.
■ Autobusy są
znacznie tańsze
niż samoloty,
Simikot
C
H
I
N
Y
Dolpo
Annapurna
Mount Everest
M
8091
Manaslu
8850
8156
Lhotse
A
Czo Oju 8516
Nepalgunj Pokhara
Langtang 8201
Makalu Kanczendzonga
L
8468 8586
Lukla Hongon
Katmandu A
Ghunsa
J umb Taplejung
I
u E
I
100 km
Kh
120
Środek
NEPAL
H
KIEDY
SCHODZIMY
Z LODOWCA
DO DOLINY
W REGIONIE
ROLWALING,
ŻYCIE RATUJE
NAM GRUPA
WSPINACZY
Z KATALONII.
KARMIĄ NAS
DO OPORU
DAL BHATEM,
NEPALSKĄ
POTRAWĄ
NARODOWĄ.
skalne. Przez kilka dni towarzyszy nam widok Everestu i Lhotse. Po przejściu przełęczy decydujemy się na
zejście do Lukli i krótki wypad do Katmandu. Musimy
wyrobić zezwolenia i przedłużyć wizę, która na wjeździe wydawana jest tylko na 90 dni, a planowany przez
nas czas przejścia szlaku to ok. 130 dni.
Nepalu. Kiedy z Namche odbijamy na zachód, na szlaku
znów robi się pusto. Przejście przełęczy Tashi Labsta
(5760 m) i dwóch lodowców (Drolambu i Trakarding)
to kolejny test wytrwałości oraz tolerancji dla błędów
na mapie i w przewodniku. Oprócz raków nie mamy już
sprzętu wspinaczkowego – został w Katmandu, bo nie
jest potrzebny, jak sugeruje autor przewodnika. Gdy utykamy na półce skalnej, z której nie możemy zejść z braku
liny, ratuje nas kilka taśm asekuracyjnych i karabinków,
jakie mamy ze sobą.
Kolejne dni to przedzieranie się przez kamienną pustynię, walka z głodem i pragnieniem (nie ma wody, nie
możemy przygotować jedzenia ani herbaty) i prawdopodobnie największy kryzys podczas całego przejścia.
Obawiamy się, że nie uda się nam znaleźć właściwej
drogi albo wpadniemy do jednej z wielu szczelin. Poza
tym w nocy jest bardzo zimno (–20°C) i wieje huraganowy wiatr. Dzięki górskiemu doświadczeniu Bartka
udaje się nam zejść z lodowca i trafić do właściwej doliny w regionie Rolwaling, który dość mocno ucierpiał
podczas trzęsienia ziemi. Co rusz napotykamy opuszczone i zniszczone wioski, co stanowi dość przygnębiający widok. Z drugiej strony jest pięknie i nostalgicznie
– jesień w górach, szerokie doliny, szlaki trawersujące
wysokie zbocza oraz serdeczność i pogoda ducha ludzi
zamieszkujących te strony.
W jednej z wiosek, po rozmowie z napotkanym nepalskim przewodnikiem, podejmujemy decyzję, że opuszczamy kolejny region, czyli Langtang, który praktycznie został zmieciony z powierzchni ziemi. Pod zwałami
ZDJĘCIA: BARTOSZ MALINOWSKI I JOANNA LIPOWCZAN
1
1. Wodospady
i bujna
roślinność
na mało
uczęszczanej
trasie do
północnej bazy
Kangczendzongi.
Wejście w region Dolpo na zachodzie to ulga – po kilku
tygodniach na trasach turystycznych tęsknimy za dzikimi i odludnymi terenami. Przed nami znów biwaki,
spanie pod namiotem, uczty z liofilizatów, wizyty w wioskach. A przynajmniej taki jest plan. Szybko jednak okazuje się, że na wysokościach powyżej 4500 m o tej porze
roku (początek grudnia) prawie nie ma wody. Zbieramy resztki brudnego śniegu, topimy, gotujemy, przecedzamy przez pieluchę. Wioski są puste – ludzie zeszli
na zimę w doliny. Jest pięknie i przerażająco równocześnie. Błękitne niebo, brunatne, pozbawione roślinności zbocza, szmaragdowe rzeki, stare gompy,
kompletna pustka i świadomość, że na chwilę mamy
góry na wyłączność.
Ta część Nepalu bardzo długo pozostawała w izolacji,
jeszcze nie jest popularna turystycznie, więc miejscowi
nie są przyzwyczajeni do widoku cudzoziemców, trudno
się z nimi porozumieć po angielsku, a nepalski w naszym
wydaniu budzi ogólną wesołość. Śpimy u miejscowych,
wieczory spędzamy na rozmowach za pomocą rąk i wymianie uśmiechów. Ze względu na trudne warunki panujące w wyższych partiach szlaku podejmujemy decyzję, że do samego końca wędrujemy głównie wariantem
prowadzącym przez doliny i wioski.
Pokonaniu zachodniej części towarzyszy istna mieszanka emocji – zachwyt krajobrazami, zniecierpliwienie nadmiernym zainteresowaniem nami ze strony
spotykanych ludzi. Zmęczenie czwartym miesiącem wędrówki, tęsknota za bliskimi w czasie Bożego Narodzenia. Wdzięczność wobec ludzi przyjmujących nas pod
swój dach, wreszcie niepewność, gdyż mapa i przewodnik po raz kolejny mijają się z rzeczywistością. A potem nagle jest 4 stycznia 2016 r. i dokładnie w południe
wchodzimy do wioski Simikot. Wszystko się kończy. Jesteśmy na mecie zbyt zmęczeni, żeby się cieszyć, i chyba
nie bardzo zdajemy sobie sprawę, że to koniec. Satysfakcja miesza się z poczuciem pustki – cel został osiągnięty,
więc nie mamy w tej chwili żadnego celu.
Gdy samolot z Simikotu odrywa się od pasa startowego, milczymy. Każde z nas próbuje podsumować to,
co zrobiliśmy, i odpowiedzieć sobie na pytanie, jak będzie wyglądać nasze życie po Wielkim Szlaku Himalajskim? Kiedy pojawi się chęć wyruszenia na kolejny
szlak? Bo w tej chwili w głowie kołacze się zdecydowana deklaracja: „No more trekking!”. Ciekawe, jak długo
wytrwamy w tym postanowieniu? n
INFO
N
D
I
Biratnagar
E

Podobne dokumenty