Z Kaszuby do Świtu – Zbrzycą i Brdą

Transkrypt

Z Kaszuby do Świtu – Zbrzycą i Brdą
Òdj. © daffodilred – Fotolia.com
Numer wydano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji
oraz Samorządu Województwa Pomorskiego.
Dofinansowano ze środków Miasta Gdańska
W NUMERZE:
W NUMERZE:
Opowieść o losach
Polski
33 Òddzãkòwanié
Méstrów
Krzysztof
KordaWegner
Òdj.
Arkadiusz
45 Życie
i dziełoomnibusów
Stolema. O do
Stanisławie
Od konnych
Pesa Duo Pestce
Kazimierz
Ostrowski
SławomirLewandowski
88 O
Profesorze
Jerzym Trederze
Teatr
Szekspirowski
z widokiem na gwiazdy
Adam
Ryszard
Sikora OFM
GrażynaAntoniewicz
12 Miał odwagę zmieniać świat
Jubilatka Politechnika
10 Miłosława
Borzyszkowska-Szewczyk
MartaSzagżdowicz
15 Żëwòt równoległi
11 Kaszëbizna w stolëcë
J.N.
kg
16 Czy brak nam urody życia?
12 Stanisław
Kaszubi wSalmonowicz
Gdańsku. Gdańsk stolicą Kaszub? –
raz jeszcze!
18
Zéńdzenia ù Méstra Jana. Jón Trepczik
JózefBorzyszkowski
w ùbecczich zôpiskach do 1956 r. (dz. 1)
DziałoFòrmella
się w Gdańsku
17 Słôwk
TeresaJuńska-Subocz
20 Plan transportowy dla Południa
18 Sławomir
Lewandowski
Pòmión skòwrónka
– Renata Gleinert
22 TómkFópka
Na tropie tajemnic „Miedziowca”
20 Marek
Adamkowicz
Ożywiają
przeszłość
24
Cassubia cantat
MarekAdamkowicz
Tómk Fópka
22 Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona
StanisłôwJanke
26
Jubileuszowy spływ Śladami Remusa
Z Kaszuby do Świtu – Zbrzycą i Brdą.
23 Na zdrowié wejrowsczich szewców
Edmund Szczesiak
rd
28 Smiéch do lzów
TacewnôBùllmann
pòzwa „Grif ”. Wòjcech Czedrowsczi
24 Matéùsz
w papiorach bezpieczi (dz. 2)
30
Kaszëbi nôlepszi w Eùropie
SłôwkFòrmella
Pioter Léssnawa
26 Zapachy mieszane, czyli o Coco Chanel
32 Kaszëbsczi dlô wszëtczich. Ùczba 43
StanisławSalmonowicz
Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch
28 Wodne
Młodokaszuba,
żołnierz, starosta (cz. 1)
34
wrota miasta
MarianHirsz
Marta Szagżdowicz
30 Na kùńc Eùropë i jesz dali…
NAJÔ
ÙCZBA I–VIII
ZTomaszãPlichtãgôdôDarkMajkòwsczi
35
32 Listy
Ùczba 37. Kaszëbsczi króm
RómanDrzéżdżón,DanutaPioch
34 Terpy stworzyły Fryzów
JacekBorkowicz
37 Żëczimë
brzadnégò dzejaniégò!
I–VIII
Najô Ùczba
DM
35 Jô jem kòmédiantã
38
ZeZbigniewãJankòwsczimgôdôStanisłôwJanke
Ku pamięci profesora Jerzego Sampa
Tadeusz Linkner
39 Jak
Dzień
40
widEdukacji,
mòrscziczyli
blizëpo naszamu Uczby
MariaPająkowska-Kensik
Ewa
Górska
39 Bùdacje
Mirosława
43
jakMöller
z „Gwiôzdowëch Wòjnów”?
Szkoła Watkowski, tłóm. Tomôsz Ùrbańsczi
Adrian
43
do w
wespółrobòtë
40 Òrãdz
„Gdynia”
Holandii
Adóm
Hébel
AndrzejBusler
44 W Bólszewie ò patronie rokù
42 Żyją w niewygasłej pamięci
Red.
KazimierzOstrowski
45 Gdy zwykłe słowa stają się poezją
Żëją wPająkowska-Kensik
niewëgasłi pamiãcë
42 Maria
Tłóm.DanutaPioch
46 Zrozumieć Mazury. Dom
44 Waldemar
Mierzwa
Biég za zdrowim
48 BògumiłaCërockô
Camino Pomerania rôczi
46 Ryszard
tłóm. Danuta Pioch
WiérztąWenta,
żëcé pisóné
MayaGielniak,tłóm.BòżenaÙgòwskô
50
Z drugiej ręki
48 Kònkùrs.
ZrozumiećNôwôżniészé
Mazury. Pobożność
51
kaszëbsczé ksążczi
WaldemarMierzwa
51 Hobelbank z czasów wiôldżi wòjnë
50 Z drugiej ręki
rd
52
51 Lektury
Listy
57
53 57
61 59
67
62 68
66
67
To
nasze historyczne ziemie
Lektury
Z ojcem Januszem Jędryszkiem rozmawia
Pamiętajmy
o Żeromskim – piewcy morza
Dariusz
Majkowski
JerzyNacel
Klëka
Pusta noc w Kanadzie
Nôłożnoscë a dołożnoscë
AleksandraKurowska-Susdorf
Tómk Fópka
Klëka
Dzyńdzylińdzy
Rómk
Drzéżdżónk
X Konkurs
„Moja pomorska rodzina”
KrzysztofKowalkowski
Obkłôdka III Mòje serakòjsczé miesące
Po czim pòznac
artistã
Jarosłôw
Kroplewsczi
TómkFópka
68 Pëlckòwsczi meloman
RómkDrzéżdżónk
POMERANIA
Môj 20152014
POMERANIA
LËSTOPADNIK
Od redaktora
Po tym, co się stało w tym roku, kwiecień chyba już
nigdy nie będzie się nam kojarzył z wiosną i budzącym się życiem. Straty, jakie poniósł ruch kaszubsko-pomorski w tym miesiącu, są olbrzymie. Jerzy Treder,
Stanisław Pestka, Günter Grass… Dla wielu z nas byli
mistrzami, wielu powtarzało na pogrzebach: „zostaliśmy sierotami”. Dzięki ich pracy, wizjom przyszłości,
książkom łatwiej było rozwijać naszą kulturę, język kaszubski, wcielać w życie idee regionalizmu. Wciąż jeszcze szukamy odpowiedzi na pytanie, co dalej. Pamiętajmy o ich dokonaniach,
ale mimo żalu, który czujemy, kontynuujmy – tak jak potrafimy – to dzieło,
któremu oni poświęcili swój czas i talent.
Na szczęście wciąż są na Pomorzu ludzie, którzy z pasją szerzą kaszubską kulturę. Jednym z nich jest ojciec Janusz Jędryszek – Kociewiak, który
rozwijał kult Matki Boskiej Sianowskiej, a obecnie przywraca kaszubskiej
świadomości Świętą Górę Polanowską. Być może dzięki jego pracy w Koszalinie znów ożyje rodnô mòwa, a mieszkańcy tych stron dowiedzą się więcej
o historii swojej małej ojczyzny. Serdecznie zapraszamy naszych Czytelników do wzięcia udziału w I Kaszubskim Odpuście na Górze Polanowskiej.
13 czerwca będziemy mogli pokazać, że potrafimy się zjednoczyć – od Gdańska po Szczecin.
Dariusz Majkowski
PRENUMERATA
Pomerania z dostawą do domu!
Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT.
Aby zamówić roczną prenumeratę, należy
• dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP,
ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki
zamawiającej) oraz dokładny adres
• zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: [email protected]
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy
kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 – czynna w dni robocze w godzinach 7–17. Koszt
połączenia wg taryfy operatora.
Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2015 roku
otrzymają jedną z książek do wyboru.
Lista pozycji do wyboru jest dostępna na stronie www.miesiecznikpomerania.pl/kontakt/
prenumerata. Książki wyślemy we wrześniu 2015 roku.
2
ADRES REDAKCJI
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31
e-mail: [email protected]
REDAKTOR NACZELNY
Dariusz Majkowski
ZASTĘPCZYNI RED. NACZ.
Bogumiła Cirocka
ZESPÓŁ REDAKCYJNY
(WSPÓŁPRACOWNICY)
Piotr Machola (redaktor techniczny)
Marika Jelińska (Najô Ùczba)
KOLEGIUM REDAKCYJNE
Edmund Szczesiak
(przewodniczący kolegium)
Andrzej Busler
Roman Drzeżdżon
Piotr Dziekanowski
Aleksander Gosk
Ewa Górska
Stanisław Janke
Wiktor Pepliński
Bogdan Wiśniewski
Tomasz Żuroch-Piechowski
TŁUMACZENIA
NA JĘZYK KASZUBSKI
Dariusz Majkowski
Iwona Makurat
Danuta Pioch
Tomasz Urbański
FOT. NA OKŁADCE
Arkadiusz Wegner
WYDAWCA
Zarząd Główny
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
DRUK
Drukarnia WL
Redakcja zastrzega sobie prawo
skracania i redagowania artykułów
oraz zmiany tytułów.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności
za treść ogłoszeń i reklam.
Wszystkie materiały objęte są
prawem autorskim.
POMERANIA MAJ 2015
Òddzãkòwanié
Méstrów
Żôl, kòmùda, ùdżibłé stanice, pòchiloné głowë. Òdeszło dwùch wiôldżich Kaszëbów.
Prof. Jerzi Tréder òstôł pòchòwóny 7 łżëkwiata na smãtôrzu w Rédze,
a red. Stanisłôw Pestka 8 łżëkwiata na gduńsczim Srebrziskù.
Òdj. A. Wegner
wspomnieniE
Stanisław Pestka
z Kraską, 2000 r.
Życie i dzieło
Stolema
O Stanisławie Pestce
K a z i m i e r z O s t ro w s k i
Trzeci zbiór swoich wierszy, wydany na
początku naszego wieku, Jan Zbrzyca zatytułował Wieczórny widnik, jakby dając
znać, że „ma się ku wieczorowi i dzień
się już nachylił” (Łk, 24, 29). W istocie,
horyzont w wieczornym słońcu wygląda inaczej i skłania do namysłu nad przebytą drogą, do refleksyjnego spojrzenia
w głąb siebie i na otaczający świat – bëne
ë bùten. Można czytać te wiersze jak
4
testament poety i dziedzictwo dla potomnych.
Teraz, po odejściu Stanisława Pestki
– Jana Zbrzycy, będziemy jeszcze wnikliwiej wczytywać się w jego poezje,
w jego myśli, wyrażone w słowach i metaforach, które tak wspaniale wzbogacają skarbiec kaszubszczyzny, będącej
przecież ciągle jeszcze w stanie powstawania. Troszczył się o jej rozwój, bał się
jej uwiądu, przestrzegał: Stracenié rodny
mòwë / Òznôczô ùsnienié dëszë lëdu. On
sam tę mowę wyniesioną z zaborskiego
matecznika najczulej pielęgnował.
Nie tylko poetycką schedę po sobie
zostawił, lecz przeobfite źródło refleksji, przemyśleń, idei, drogowskazów,
inspiracji, a także pytań o przyszłość
kaszubsko-pomorskiej wspólnoty. Kim
był – jakim zostanie w pamięci? Dziennikarz, pisarz, poeta, działacz… Humanista i intelektualista. Przyjaciel. Człowiek
Niepospolity – Stanisław Pestka.
Kaszuba w świecie mediów
Rolbik nad Zbrzycą, miejsce urodzenia
Stanisława Pestki, był jego pierwszym
całym światem. Mój świat, który zamykał
się w latach dzieciństwa granicami pobliskich wiosek – Widna, Laski, Leśna, Brus,
Chełmów, Swornegac, Kaszuby, Kruszynia,
Warsina – był światem o kaszubskim obliczu – wspominał po wielu latach. W dorosłym życiu do głëszë rólbikòwëch bòrów
tęsknił, w nostalgicznych wierszach
wracał do tatczëznë wówczas, gdy otworzył się przed nim świat znacznie szerszy aniżeli bruska okolica. Po ukończeniu
liceum w Kościerzynie i studiów polonistycznych na Uniwersytecie Poznańskim, idąc śladem swego ojca, podjął
pracę nauczycielską – uczył w szkołach
średnich w Lidzbarku Warmińskim, następnie w Sławnie. W 1958 roku porzucił
zawód nauczycielski i odnalazł swe powołanie w dziennikarstwie, w redakcji
dwutygodnika „Kaszëbë”.
Dziennikarstwo okazało się dziedziną dla niego przeznaczoną. „Kaszëbë”,
pod kierunkiem przyjaciela z kościerskiego liceum Tadeusza Bolduana, były żywo
redagowane, na tle ówczesnej sztampowej prasy wyróżniały się własnym stylem, a treścią i formą rychło zyskały sobie sympatię czytelników, w czym miał
udział Stanisław Pestka, który od września 1958 roku pełnił funkcję sekretarza
redakcji i współdecydował o kształcie
pisma. Zainaugurował swą twórczość
artykułem o sprawach dobrze sobie
znanych Brus, ale przede wszystkim zajmował się publicystyką kulturalną. Pisał
omówienia i recenzje książek Augustyna
Necla, Lecha Bądkowskiego, Franciszka
Fenikowskiego, Niny Rydzewskiej, Róży
Ostrowskiej i innych, prezentował poezje Jana Trepczyka, Jana Piepki, recenzował premiery teatralne. Publikował
analityczne artykuły o literaturze, m.in.
POMERANIA MAJ 2015
wspomnieniE
o twórczości Jana Karnowskiego i Leona
Heykego, które wywołały polemikę Andrzeja Bukowskiego. Systematycznie
popularyzował sylwetki twórców i działaczy zasłużonych dla regionu zarówno
w przeszłości (F. Ceynowa, W. Fiałek, J.
Czyżewski i in.) jak i postaci współczesnych. Napisał w tym czasie popularną
biografię Józefa Wybickiego pt. Szablą
i piórem, po kilku latach powrócił do tej
postaci w publikacji Emisariusz niepodległości. Nie mniej ważkie były jego artykuły, komentarze, felietony dotyczące
aktualnych problemów społecznych,
a podróże po Kaszubach i Pomorzu zaowocowały wnikliwymi reportażami.
Niektóre materiały podpisywał już wówczas pseudonimem Jan Zbrzyca, który
jak widać, nie był zarezerwowany tylko
dla twórczości literackiej. Niewątpliwie
bez Pestki „Kaszëbë” byłyby zupełnie
innym pismem, ale i on zaczerpnął wiele dla siebie, co szczerze przyznawał:
„Kaszëbë” były dla mnie wraz z ogromnym
karnem ludzi i zagadnień typowych dla
Zrzeszenia pierwszym wtajemniczeniem
w problematykę Kaszub i Pomorza.
Likwidacja gdańskiego dwutygodnika z powodów politycznych z końcem
1961 roku dała początek kilkuletnim
poszukiwaniom miejsca w światku pomorskich mediów, znacznie uboższym
niż dziś. W „Ilustrowanym Kurierze Polskim” w Bydgoszczy był kierownikiem
działu kulturalnego, dwa lata pracował
w Polskim Radio w Szczecinie, wrócił do
Bydgoszczy jako publicysta w tygodniku „Fakty i Myśli”. W 1968 roku na stałe osiadł w Gdańsku, najpierw wszedł
do redakcji „Liter”, po ich zamknięciu
w 1974 roku krótko pracował w „Tygodniku Morskim”, potem w „Czasie”,
który też został zlikwidowany w stanie
wojennym. Pracował wówczas do 1990
roku w Wojewódzkim Ośrodku Kultury. W latach 1969–1972 był redaktorem
naczelnym „Biuletynu Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego”, nadał mu nowy
kształt oraz nazwę „Pomerania”. Po
raz drugi kierował pismem (przejętym
z rąk Wojciecha Kiedrowskiego) w latach
1990–1994, jako etatowy naczelny.
Powrót do Gdańska był naturalną
konsekwencją wyboru dokonanego już
w okresie „Kaszëb”, niejako ideowego „ukąszenia” kaszëbizną, lecz ciągle
nierozstrzygnięty pozostawał dylemat
POMERANIA Môj 2015
Abp. Tadeusz Gocłowski i prezes ZKP S. Pestka składają sobie życzenia podczas
spotkania opłatkowego, z tyłu stoi Alojzy Kaliszewski, 1991 r.
– Gdze tej wëmaklac nen pąkt równowôdżi
/ Midzë cëzą jinotą a swójną tożsamòscą
(Nôgłãbszô òjczëzna). Publicystyka Stanisława Pestki nie pozostawia wątpliwości,
w którą stronę wychyliło się wahadło;
bogaty i różnorodny po względem formy
dorobek dotyczy przede wszystkim tematyki kaszubsko-pomorskiej. W swych
esejach i artykułach programowych poruszał kwestie tak fundamentalne, jak
kształtowanie pomorskiej tożsamości
społeczeństwa powstałego w tyglu powojennych migracji. W przygotowanych
przez siebie i opublikowanych w „Pomeranii” (listopad 1996) założeniach ideowych Kongresu Pomorskiego wskazał
na szeroki wachlarz problemów i zadań
z tym związanych. W licznych publikacjach rozważał, jakie jest miejsce Kaszubów na Pomorzu i ich rola w budowaniu
pomorskiej wspólnoty; podkreślał nierozłączność losów, dominującą pozycję
tradycji i kultury Kaszub, a jednocześnie
konieczność utrzymania różnorodności
krain pomorskich. Szczególnie wnikliwie analizował rolę inteligencji w dziejach ruchu kaszubsko-pomorskiego;
ukazywał zarówno chwalebne inicjatywy, jak i zaniedbania, pozytywne cechy
i przywary tej warstwy, stosunek elity
przywódczej do obowiązków względem
małej ojczyzny w przeszłości i oczekiwania współczesne. Problemy te poruszył w referacie pt. W kręgu kaszubskiego kaduceusza, wygłoszonym podczas
Spotkań Wdzydzkich (1983 r.), który został wydany także w osobnej broszurze.
Jest to jeden z najważniejszych tekstów
publicystycznych S. Pestki.
Podobnie głębokim zainteresowaniem darzył literaturę regionalną
od początku dziennikarskiej kariery
w „Kaszëbach”, jak wyżej wspomniano.
Tematyce literackiej pozostał wierny
także w „Literach” i „Czasie”, najpełniej
jednak wypowiedział się na łamach
„Pomeranii” oraz jako czterokrotny referent podczas Spotkań Wdzydzkich,
odbywających się corocznie od 1971
roku. Przedmiotem wprowadzających
wystąpień Stanisława Pestki były: pamiętnikarstwo na Pomorzu, piśmiennictwo kaszubsko-pomorskie na tle kultury
literackiej regionu, obraz Pomorza we
współczesnej beletrystyce oraz – o czym
już była mowa – rola kaszubskiej inteligencji w ruchu regionalnym. Oceny
stanu literatury kaszubsko-pomorskiej
oraz jej sytuacji w całokształcie życia
literackiego, aczkolwiek w momencie
formułowania odkrywcze i celne, wobec
bujnego rozwoju twórczości literackiej
w ciągu ostatnich dziesięcioleci, w dużej
mierze utraciły aktualność. Sam autor
owych analiz przyczynił się do tego własną twórczością literacką.
Przedmiotem wielu ważnych wypowiedzi S. Pestki było „Miejsce kultury regionalnej (czytaj: kaszubsko-pomorskiej)
w kulturze ogólnonarodowej”. Dotykał
5
wspomnieniE
tu takich kwestii, jak istota regionalizmu, niedocenianie i marginalizacja
kultury regionalnej, twórcze funkcje
regionów. Apelował, by pozbyć się kompleksów i odrzucić stereotypy, docenić
dziedzictwo, a przede wszystkim uznać
prawdę, że kultura regionalna i lokalna współtworzy kulturę uniwersalną,
jest jej konstruktywnym elementem.
Zwłaszcza dotyczy to języka kaszubskiego, jako najcenniejszego skarbu, który
każde kolejne pokolenie ma obowiązek
przekazać potomnym.
Działacz społeczności zrzeszonej
Bliska tej tematyce była publicystyka
o sprawach Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego – jego kondycji, celach i zadaniach, kierunkach działania. Kompleks
zrzeszeniowych problemów zajmował
Pestkę jako działacza – uczestnika niemal wszystkich ważniejszych inicjatyw
regionalnych w ciągu kilku dziesięcioleci. Nie należał do grona założycieli
Zrzeszenia Kaszubskiego, ale znalazł się
w głównym nurcie jego spraw z chwilą podjęcia pracy w redakcji „Kaszëb”.
Ponownie włączył się do działania po
kilkuletniej nieobecności i niebawem
stał się jedną z najważniejszych postaci
społeczności zrzeszonej, jako naczelny
redaktor „Pomeranii” i członek władz,
a potem prezes ZKP. Stojąc na czele organizacji, był głównym aktorem zmagań
z niechętną Zrzeszeniu (i autentycznej
działalności społecznej) polityką partyjno-administracyjnych władz. Starcia
te były stałym elementem ówczesnej
rzeczywistości; Pestka, uczestnicząc
w dyskusjach przedstawicieli ZKP z władzą, z właściwym sobie taktem i logiką
wypowiedzi potrafił załagodzić wiele
konfliktowych sytuacji. Podobnie zresztą rozbrajał wzburzone umysły podczas
wewnętrznych dysput w Zrzeszeniu.
Prezesem ZKP Stanisław Pestka
był dwukrotnie – w latach 1976–1980
i 1992–1994, a przedtem i potem jeszcze
przez szereg lat wiceprezesem i członkiem ZG. W strategii swojego przywództwa większą wagę przykładał do
spraw merytorycznych, mniej zajmował
się organizowaniem, lecz i na tym polu
Zrzeszenie odnosiło sukcesy. Odrzucał
koncepcję organizacji kadrowej, głosił
konieczność rozwoju poprzez tworzenie nowych oddziałów i jednanie jak
6
Nad wodospadem Niagara. Zdjęcie z książki „W stolëcë chmùrników”.
najliczniejszych członków; rzeczywiście
tak się w latach 70. i 80. działo. Kładł nacisk na pogłębianie regionalnej świadomości rzeszy członkowskiej, krytycznie
oceniał aktywność niektórych działaczy
terenowych. Tadeusz Bolduan w książce
Nie dali się złamać napisał, że „Liberalne
»rządy« Pestki sprzyjały usamodzielnieniu się poszczególnych ogniw Zrzeszenia i indywidualnym inicjatywom
poszczególnych członków, co (…) umocniło samorządność komórek Zrzeszenia
w Gdańsku i oddziałów terenowych”.
Działalność prezesa S. Pestki, wspieranego przez grono działaczy, przynosiła wymierne sukcesy. Do nich należało
niewątpliwie pozyskanie w sierpniu
1980 r. od władz Gdańska ruin czterech
kamieniczek przy ul. Straganiarskiej,
które po mozolnej, długotrwałej odbudowie, wysiłkiem całego Zrzeszenia, znów
w roli prezesa w 1993 r. mógł uroczyście
otworzyć jako Dom Kaszubski. Sukcesem
było, w wyniku dobrej współpracy ZKP
z Kościołem, wydanie przez metropolitę
gdańskiego T. Gocłowskiego Wskazań
duszpasterskich w sprawie obecności
i używania języka kaszubskiego w liturgii mszalnej, a także edycja Nowego
Testamentu przełożonego na kaszubski
przez Eugeniusza Gołąbka (Zbrzyca upamiętnił to wydarzenie wierszem Darënk
Słowa). Nie można pominąć wielkiego osobistego wkładu Stanisława Pestki w organizację Galowych Koncertów Zespołów
Folklorystycznych w Teatrze Wybrzeże,
konkursów recytatorskich „Rodnô mòwa”
w Chmielnie, Spotkań Twórców Literatury Kaszubsko-Pomorskiej we Wdzydzach
(Spotkań Wdzydzkich), Spotkań Publicystycznych, Spotkań Pelplińskich, Seminariów Kaszubskich w Łączyńskiej Hucie
i innych przedsięwzięć, które przez lata
tworzyły intelektualny ferment i świadczyły o żywotności Zrzeszenia. Był także
współorganizatorem II Kongresu Kaszubskiego oraz zakrojonego na wielką skalę
Kongresu Pomorskiego. Głosił ideę scalenia kraju od Wisły do Odry w duchu Pomorza, jak czynili to przed nim Majkowski, Karnowski oraz współcześni Tadeusz
Bolduan i Lech Bądkowski.
Widnokrąg poetycki
Stanisław Pestka stworzył osobny model działacza regionalnego, zakorzenionego w tradycji i kulturze swojej małej
ojczyzny, ale sytuującego świat kaszubskich wartości w kontekście kultury
uniwersalnej. W równej mierze czuł się
POMERANIA MAJ 2015
wspomnieniE
Kaszubszczyznę zaś rozumiał jako nierozerwalną jedność zbiorowej pamięci,
kultury i tradycji, ducha i materii.
Kaszëbskô (…)
Czims wiãkszim je ë stolemniészim
Aniżelë jãzëk chòcbë zadwigłi na
kwadrat snôżotë.
spadkobiercą Wojkasëna – Ceynowy jak
i helleńskich filozofów. Pisał:
Mòja tatczëzna mô wiele dëszów
Jaglia sã złómie, nie dësza karnowô
W wyznaniu tym zawiera się
credo poety, który swoją tożsamość
ukształtował, czerpiąc z wielu źródeł.
Zadomowiony w „nôgłãbszi òjczëznie”,
gdzie „Kòl Zbrzëcë cénie mojich starków”, dobrze czuł się też na stegnach
Partenonu, wsłuchiwał w dźwięki
Wickowej cytry i rymy méstra Jana
Trepczyka, ale też podziwiał i wysoko
stawiał słowa poety z Weimaru. Prowadził dialog z Wosiem Budzyszem
– Janem Karnowskim z bliskiego Czarnowa i z Janem Lechoniem zza oceanu.
Czuły był na symfoniczną muzykę cykad i szum Bałtyku.
Tatczëzną Zbrzycy była kaszubszczyzna, która miała prapoczątek w połabszczyźnie, Winecie i Arkonie. Nie był
jedynym wśród poetów kaszubskich,
który tak głęboko w przeszłość sięgał
w poszukiwaniu rdzenia rodzimej kultury, ale był chyba pierwszym, który
dostrzegał jej parantele z antyczną cywilizacją śródziemnomorską i kulturalnym dziedzictwem nowożytnej Europy.
POMERANIA Môj 2015
Stanisław Pestka zadebiutował jako
poeta na łamach „Pomeranii” w 1969
roku. Cały swój dorobek poetycki pomieścił w trzech tomach: Południca (1976),
Wizrë ë duchë (1976) i Wieczórny widnik
(2002). Już pierwszy, skromny objętościowo, tomik stał się ważnym wydarzeniem
w dziejach literatury kaszubskiej. Zwrócił
uwagę odbiorców poetyckiego słowa,
a znawców literatury kaszubsko-pomorskiej przede wszystkim, intelektualną
głębią, świeżością metaforyki i co chyba
najistotniejsze – warstwą językową. Pisano, że wiersze Zbrzycy otworzyły przed
literaturą kaszubską zupełnie nowe perspektywy (Ferdynand Neureiter). Są to
bowiem utwory inne od wszystkiego,
co dotychczas na kaszubskim Parnasie
powstało; zmuszają do umysłowego wysiłku, odkrywają przed czytelnikiem nieznane obrazy i skojarzenia oraz bogactwo
słowotwórcze. Późniejsza twórczość pokazuje, że autor doskonalił swój oryginalny
warsztat poetycki. Język Zbrzycy, nasycony archaizmami i słowami tworzonymi
na ich podobieństwo, uważany jest przez
niektórych krytyków za trudny i hermetyczny, ale właśnie ten nowy zasób leksykalny w połączeniu z bogactwem przenośni i niezwykłymi skojarzeniami słów
powoduje, że jest to poezja nowatorska,
reprezentująca wysoki poziom artystyczny.
Autor Wieczórnégò widnika widział
rzeczywistość w zwierciadle teraźniejszości, lecz także w perspektywie przyszłości. Był świadom nieuchronności
zmian w świecie, coraz szybszych i stanowiących zagrożenie dla dziedzictwa
kulturalnego, a przede wszystkim dla
języka. Z żalem przewidywał smutny
los kaszubszczyzny, taki, jak wszystkich
małych języków:
W mòrzu jãzëków lëdzczëznë
Na kropla téż pòdleżnô klepsydrze
I pytał samego siebie:
Jaką złotnicą òbrąbic
Zgarinczi nie ùmiartégò depòzytu.
W innym miejscu jednak wyrażał
nadzieję, że Kaszubi są zdolni obronić
i swą mowę, która jest więcej warta niż
wszystkie skarby:
Żelë nasziństwa całosc
Smùknie wszëtkò co mô nôdrogszégò
Na jedną jedinącą kôrtã.
Prawdziwym ewenementem w literaturze kaszubskiej stała się książka
Jana Zbrzycy pt. W stolëcë chmùrników
(2011 r.) – to zbiór opowieści, erudycyjnych i impresyjnych esejów o Ameryce, które autor nazywa akwarelami.
Większość tych obrazków dotyczy Nowego Jorku, gdzie S. Pestka wielokrotnie przebywał, również kilka miesięcy
w roku 2001, kiedy 11 września został
dokonany zamach na słynne wieże
World Trade Center. Z bliska przyglądał
się katastrofie, widział szok i traumę
amerykańskiego społeczeństwa. Część
książki jest poświęcona reminiscencjom
z podróży po USA. Na gruncie dotychczasowej prozy kaszubskiej eseistyczne
teksty, napisane w oryginalnej poetyce
Zbrzycy, stanowią niepowtarzalną jakość. Stanisław Pestka – Jan Zbrzyca wyznaczał nowe standardy na każdym polu
swego działania.
***
Znałem Stanisława Pestkę ze szpalt
„Kaszëb”, ale pierwszy raz spotkaliśmy
się dopiero w 1966 roku na jakiejś uroczystości w bydgoskiej fabryce. On – ceniony publicysta, ja – początkujący reporter. Coś nas zbliżyło do siebie, może
wspólne pochodzenie z zaborskich stron.
I tak już zostało na półwiecze prawie.
On – mistrz, ja – terminator. Nie wiem
nawet, czy pan Staszek pamiętał tamto nasze spotkanie, dla niego zapewne
błahe (choć rozmawialiśmy długo), dla
mnie ważne; nigdy go o to nie spytałem.
Był moim autorytetem, mam pewność,
że był autorytetem dla nas wszystkich,
członków społeczności zrzeszonej.
Fot. ze zbiorów S. Pestki i J. Borzyszkowskiego
Zamieszczone zdjęcia były już publikowane
w książce „Z zaborskiego matecznika”
(red. J. Borzyszkowski, Gdańsk 2008).
7
wspomnienie
O Profesorze
Jerzym Trederze
„(...) nie gustuje we wzniosłych słowach; pompatyczne, hiperboliczne wystąpienia są mu obce,
ceni faktografię i beznamiętne relacje, właściwe stylowi naukowemu. Postawa taka mieści się
zresztą w starożytnej gnomie: Jakie życie, taka mowa, a życie Jego wypełnione było nauką,
zdobywaniem wiedzy, badaniami naukowymi, przekazywaniem wiedzy, zaangażowaniem
w sprawy społeczne i oddaniem się Rodzinie”.
Tak pisał o prof. Jerzym Trederze w 2007 r. prof. Edward Breza we wprowadzeniu do Księgi
Pamiątkowej dedykowanej prof. Trederowi z okazji 65. roku życia i 40-lecia pracy naukowej.
Pozwalam sobie moje wspomnienie rozpocząć właśnie od
tego cytatu, gdyż nie znajduję trafniejszego i jednocześnie
bardziej syntetycznego ujęcia w słowa tego, co sam czuję,
myśląc o prof. Jerzym Trederze, z którym od kilkunastu lat
miałem zaszczyt współpracować, a który po długiej i ciężkiej
chorobie zmarł w Wejherowie 2 kwietnia 2015 r.
Z pewnością powstanie wiele publikacji poświęconych
Profesorowi, w tym także tych o charakterze wspomnieniowym, które ukażą wielowymiarowo zarówno jego osobowość, jak i imponujące dokonania na polu naukowym. Moje
wspomnienie, choć nawiąże do najistotniejszych, moim
zdaniem, faktów z życia śp. prof. Jerzego Tredera, dotyczyć
będzie przede wszystkim okresu ostatnich szesnastu lat, gdy
osobiście poznałem Profesora, a szczególnie ostatnich dwunastu, gdy ta znajomość przekształciła się w trwałą współpracę i w autentyczną przyjaźń.
Z córką dr Justyną Pomierską oraz prof. Jerzym Sampem
Każdy przetłumaczony przeze mnie fragment biblijny
przechodził przez jego ręce
Moje pierwsze spotkanie z prof. J. Trederem miało miejsce podczas sympozjum mariologicznego w Wejherowie
w 1999 r., zorganizowanego w związku z koronacją Obrazu
Matki Bożej Wejherowskiej, której dokonał kilka dni później
Ojciec Święty Jan Paweł II na sopockim hipodromie. I choć po
tym jak Profesor wygłosił referat, wymieniliśmy ze sobą zaledwie kilka zdań, to już w tak krótkim czasie dał się poznać
jako człowiek niezwykle skromny, a przy tym solidnie wykonujący swoje zadanie i ściśle, bez zbędnych słów realizujący
podjęty temat.
Czas naszej naukowej współpracy nastąpił kilka lat później. W roku 2003, po pierwszej edycji kaszubskiej Verba Sacra
w Poznaniu – projektu poznańskiego reżysera Przemysława
Basińskiego – gdy zrodził się pomysł, by zrealizować ją
także w Wejherowie, doszło do pierwszych dłuższych rozmów dotyczących najpierw samego projektu Verba Sacra
– Biblia kaszubska, a potem tłumaczenia ksiąg biblijnych
z języków oryginalnych na kaszubski. Tą tematyką Pan
Profesor był od pierwszych chwil szczerze zainteresowany
i głęboko w nią zaangażowany. Chociaż już wcześniej, bo
w roku 2001, prof. Treder zetknął się przekładem Ewangelii
8
POMERANIA MAJ 2015
wspomnienie
według św. Marka z języka greckiego na kaszubski mojego
autorstwa, i wydał o nim fachową opinię, to rzeczywista
współpraca, zarówno poprzez bezpośrednie rozmowy,
jak i przez częsty kontakt e-mailowy, rozpoczęła się od
roku 2003, i trwała nieprzerwanie niemalże do ostatnich
dni życia Profesora. Odtąd bowiem każdy przetłumaczony
przeze mnie fragment biblijny przechodził przez jego ręce
i był nieraz szeroko omawiany podczas naszych spotkań
w mieszkaniu Państwa Trederów. Mieszkanie to stało się
dla mnie szybko nie tylko nowym, oryginalnym środowiskiem naukowym, miejscem wyjątkowych, głębokich,
interesujących debat, ale dzięki obojgu małżonkom –
prawdziwym domem przyjaciół. Nasze spotkania nie były
monologiem: Profesor nie tylko ciekawie mówił, ale też
uważnie słuchał. Reprezentowaliśmy przecież dwie różne
dziedziny nauki, które tylko częściowo się ze sobą pokrywały. Profesor filologii stykał się już wcześniej z problematyką religijną, zwłaszcza biblijną, w literaturze kaszubskiej, wygłaszając referaty na temat historii kaszubskich
tłumaczeń Pisma Świętego, a także angażując się w ocenę
przekładów: tłumaczenia czterech Ewangelii dokonanego
przez ks. Franciszka Gruczę z łaciny na kaszubski i całego
Nowego Testamentu przez Eugeniusza Gołąbka z języka
polskiego na kaszubski.
POMERANIA Môj 2015
Z głęboką uwagą chłonąłem rozległą wiedzę
Profesora
Profesor odsłaniał przede mną nieznane mi dotąd obszary
szeroko rozumianej problematyki kaszubskiej, z akcentem
położonym oczywiście na kwestie językowe, a ja ze swej strony starałem się naświetlać realia czasów biblijnych i zwracać
uwagę na ważkie w treści terminy biblijne. Pamiętam, z jakim zainteresowaniem słuchał, gdy wyjaśniałem mu teorię
dwóch źródeł dotyczącą genezy Ewangelii synoptycznych
czy gdy wskazywałem mu, jakie znaczenie dla ustalenia
autentycznego tekstu biblijnego miały odkrycia w grotach
w Qumran. Stawiał wówczas wiele szczegółowych pytań.
Wszystko to podporządkowane było jednemu celowi: jak najwierniejszemu i wyrażonemu w jak najpiękniejszej formie
przekładowi Pisma Świętego, który byłby zrozumiały dla jak
największej rzeszy Kaszubów. Z głęboką uwagą chłonąłem
rozległą wiedzę Profesora, z każdą chwilą przekonując się, że
mam przed sobą nie tylko wybitnego znawcę swojej dyscypliny naukowej, ale też człowieka wielkiej pasji, który swoim
nieprzeciętnym, osobistym zaangażowaniem potrafi zapalać
drugiego do swoich idei. Niezapomniane pozostaną spotkania, gdy prof. Treder z zapałem przedstawiał mi historię sporów o współczesny kształt kaszubszczyzny albo gdy dzielił
się swoimi najnowszymi wynikami badań nad twórczością
9
wspomnienie
Ostatnia strona w indeksie
Floriana Ceynowy. Nie ukrywał, że publikując swoje ustalenia, nie zawsze spotykał się ze zrozumieniem i obiektywną,
sprawiedliwą oceną. Nie brakowało mu jednak odwagi, by
w sprawach ważnych podejmować merytoryczną dyskusję.
Cieszyłem się, że mogliśmy razem wsłuchiwać się
w Słowo Boże po kaszubsku
W 2005 r. po raz pierwszy włączył się bezpośrednio w wejherowską edycję Verba Sacra, opracowując i wygłaszając komentarz filologiczny do tekstów prezentowanych wówczas
Jubileusz czterdziestolecia pracy zawodowej.
Książkę wręcza dr Aneta Lica (doktorantka profesora, 2001)
10
najstarszych kaszubskich tekstów biblijnych, sięgających
roku 1586. Swoje wystąpienie rozpoczął słowami: „Rok
temu głęboko przeżyliśmy w wejherowskiej Kolegiacie
spotkanie z Ewangelią Dzieciństwa – w tłumaczeniu (...)
z greki na kaszubski język literacki, głosowo przybliżonym – w pięknej oprawie muzycznej – przez wielką artystkę panią Danutę Stenkę w jej domowej, gowidlińskiej
kaszubszczyźnie. Byliśmy wewnętrznie poruszeni przyjmowaniem nowiny o narodzeniu Pana w mowie wyssanej
przez nas z mlekiem matki, w mowie naszych pradziadów”.
Komentarz językoznawczy na Verba Sacra w Wejherowie
Profesor wygłosił potem jeszcze dwukrotnie, a przez jego
korektę językową przeszły teksty biblijne przygotowane
do wszystkich dotychczasowych prezentacji w kolegiacie
wejherowskiej, a było ich do 2015 r. dwanaście. Gdy tylko
mógł, uczestniczył w tych rokrocznych wieczorach biblijnych, dzieląc się potem swoimi refleksjami i jakże cennymi
sugestiami. Bardzo już schorowany, brał udział również
w ostatniej edycji, 9 lutego 2015 r., wsłuchując się w kaszubski przekład Księgi Rodzaju, a dokładniej w dramatyczne
dzieje Józefa, syna patriarchy Jakuba. Cieszyłem się, że mogliśmy razem wsłuchiwać się w Słowo Boże po kaszubsku,
któremu w ostatnich dwunastu latach poświęcał tak wiele
uwagi. W ostatnim e-mailu, który od Profesora otrzymałem
w połowie lutego, napisał w przejmujący sposób, czym były
dla niego lata naszej współpracy: „Verba Sacra 2015 przeżyłem mocno. I cieszę się, że Opatrzność nas w tej pracy nad
przekładem kaszubskim połączyła”.
POMERANIA MAJ 2015
wspomnienie
Praca z prof. Trederem była zaszczytem, ale była
też wielkim wyzwaniem
Poza przygotowaniami tekstów na kolejne edycje Verba Sacra,
pracowaliśmy bardzo intensywnie nad przekładem czterech
Ewangelii, Księgi Psalmów i Księgi Rodzaju. Wydanie czterech
Ewangelii (Ewanielie na kaszëbsczi tołmaczoné), a później ich prezentacja w kościele Św. Trójcy w Gdańsku 20 września 2010 r.,
przy udziale wielu znamienitych gości, były dla nas wyjątkowym przeżyciem. Z dużą radością przyjął też Profesor wydanie
pierwszej w historii synopsy czterech Ewangelii po kaszubsku
(Zestawienié synopticzné 2014), której korekcie językowej poświęcił wiele serca. Wprawdzie znaczną część czasu naszych spotkań
zajmowały kwestie ściśle złączone z kolejnymi translacjami, ale
coraz częściej poszerzaliśmy tematykę naszych rozmów. Coraz
większe zaufanie, którym siebie nawzajem darzyliśmy, zmieniało naszą znajomość w przyjaźń, która przekładała się na jeszcze
bardziej owocną współpracę. Któregoś razu Profesor powiedział
mi, że praca nad tekstami biblijnymi wniosła zupełnie nową jakość w jego życie. Przy innej okazji wyznał: „Wiesz, chyba w całym swoim życiu nie przeczytałem tyle tekstu Pisma Świętego,
co przez te ostatnie dwanaście lat”. A na zakończenie ostatniej,
tegorocznej, prezentacji Verba Sacra powiedział: „Szkoda, że rozpoczęliśmy współpracę tak późno. Mielibyśmy już przetłumaczonych o wiele więcej ksiąg biblijnych”.
Jestem jednak przekonany, że nie zmarnowaliśmy czasu,
który dała nam Opatrzność. Praca z prof. Trederem była zaszczytem, ale była też wielkim wyzwaniem. Niełatwo było
dorównać mu w tempie pracy. Wymagania, które stawiał sobie, stawiał również swoim współpracownikom. Oczekiwał
dotrzymywania ustalonych terminów, sam zawsze wywiązując się z nich bez zarzutu. Kładł duży nacisk na słowność,
punktualność, dokładność. Sam pracował ponad miarę, skąpiąc sobie czasu na wypoczynek. Starając się wywiązywać
z podjętych zobowiązań, dość szybko wypracowaliśmy styl
naszej współpracy, który choć był nieco wyczerpujący, jednak
pozwalał nam na harmonijne, zgodne i jakże satysfakcjonujące realizowanie podejmowanych inicjatyw.
Profesor Treder zwykle realizował kilka projektów naukowych równocześnie. Większość ich była pracą na rzecz innych,
a jego udział nie polegał tylko na korekcie językowej, ale i na
istotnym wkładzie merytorycznym. W wielu publikacjach jego
wkład zaznacza tylko lakoniczna informacja: „konsultacja
i korekta językowa prof. Jerzy Treder”. A przecież za tą krótką
wzmianką kryją się czasem miesiące ciężkiej, bezinteresownej
pracy, czas poświęcony tak naprawdę innym, bez zabiegania
o własną bogatszą bibliografię. Z pewnością wielu ludzi, nie tylko ja, zawdzięcza mu wykonanie licznych prac korektorskich,
bezcennych godzin konsultacji, porad, inicjowania nowych dzieł.
Całe Twoje życie było wierne „dobrej robocie”
O poważnej chorobie Profesora dowiedziałem się w lutym
2013 r., gdy nie pojawił się na edycji Verba Sacra w wejherowskiej kolegiacie. Chorobę i związane z nią cierpienie przyjął
i znosił z wielką godnością. Nigdy nie usłyszałem od niego słowa skargi, użalania się nad sobą, czy postawy, w której byłby
choć cień buntu. Kreślił natomiast plany na przyszłość, włączając i mnie w projekty, które zamierzał z zapałem realizować.
POMERANIA Môj 2015
W dniu obrony prac magisterskich. Od lewej: Stanisław Majchrzak,
Jerzy Treder, Bronisław Rocławski
Choć w ostatnich rozmowach dyskretnie, coraz częściej dawał
sygnały, że czasu pozostało mu już niewiele, to jak długo mógł,
pracował ze świadomością, że należy przynajmniej najważniejsze prace sfinalizować. Podczas ostatniego publicznego
wystąpienia 23 marca 2015 r. w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie, gdy został uhonorowany Medalem za zasługi dla Województwa Pomorskiego
przez marszałka województwa Mieczysława Struka i Medalem
Miasta Wejherowa przez władze miasta, powiedział, że udało
mu się dokończyć pracę, m.in. nad trzecim tomem Słownika E.
Gołąbka, a także nad pełną, ostateczną korektą Księgi Rodzaju.
Wspomnienie o prof. Jerzym Trederze pragnę zakończyć
przede wszystkim wyrażeniem wdzięczności Bogu za to, że pozwolił mi poznać tak prawego Człowieka, współpracować z tak
wybitnym naukowcem i mieć w nim prawdziwego przyjaciela.
Kiedyś, po ukończeniu pracy nad jedną z Ewangelii, napisał mi: „Mimo »zagonienia« i trochę zmęczenia – mogę chyba
też mieć trochę satysfakcji, że uczestniczę w dobrej robocie”.
Jurku, z pewnością można powiedzieć, że całe Twoje życiu
było wierne „dobrej robocie”, a Twoje dobre czyny idą za Tobą
(por. Ap 14,13), i dają świadectwo o Tobie nie tylko na ziemi.
o. Adam Ryszard Sikora OFM
Fot. ze zbiorów rodzinnych
11
podziękowanie
Na spotkaniu
ze Stowarzyszeniem
Güntera Grassa (2014).
Fot. Wojciech Charkin
(z archiwum Stowarzyszenia Güntera Grassa)
Miał odwagę
zmieniać świat
Czytam kolejne pożegnania po odejściu Güntera Grassa.
I powracają pytania: Co Mu zawdzięczam? Czego mi będzie brakowało?
Przede wszystkim będzie mi brakowało tego zadziornego pióra,
bacznego spojrzenia na rzeczywistość, krytycznej postawy wobec
mechanizmów nią kierujących oraz odwagi działania.
12
POMERANIA MAJ 2015
podziękowanie
Przełamywał niepamięć
To Günter Grass wprowadził Gdańsk
i kaszubskie postacie w krąg literatury światowej. Pisarz, rzeźbiarz i grafik
urodzony w 1927 roku w niemiecko-kaszubskiej rodzinie w Wolnym Mieście
Gdańsku, wzrastający we Wrzeszczu/
Langfuhr, przełamał niepamięć wielokrotnie, podejmując krytykę niemieckiej przeszłości i współczesnego świata. Pisarz zaangażowany, dla którego
literatura to ważne medium dialogu
politycznego, społecznego i międzykulturowego.
To on w swoich gdańsko-kaszubskich powieściach scalił niemieckie,
kaszubskie, polskie i żydowskie narracje dotyczące Gdańska o wspólnej,
a zarazem dzielącej przeszłości. Gdańszczanom niemieckim przypomniał, że
nieszczęścia II wojny światowej nie rozpoczęły się dopiero w 1945 roku utratą
heimatu. Powojennym mieszkańcom
Gdańska pokazał miasto z niemieckiej
przedwojennej perspektywy. Nam,
kaszubskim gdańszczanom/gdańskim
Kaszubom – przywrócił miejsce w wielokulturowej społeczności miasta na
polsko-niemieckim pograniczu, rysując
bez upiększeń jego hierarchiczny porządek, sztywno przypisane miejsca oraz
dylematy i konsekwencje wyborów
dokonywanych w otoczeniu wymagającym jednoznacznych deklaracji narodowych.
Do powojennej Polski po raz pierwszy przyjechał już w późnych latach 50.,
odwiedzając wówczas rodzinę w Bysewie. Tęsknotę do utraconej małej ojczyzny przekuł na siłę wyrazu, obrabiając
zachowane w pamięci obrazy słowem
i dłutem. Jak powiedział podczas spotkania w Wilnie (2000) z Czesławem
Miłoszem, Wisławą Szymborską oraz
Tomaszem Venclovą, pisarz wspomina
zawodowo, a dla niego wspomnienia
stanowią kopalnię, śmietnisko, archiwum. Mierzył się więc z nimi stale,
określając własną twórczość „pisaniem
z obsesji”. Nie wypierał i nie wybielał,
praktykując świadome „odpominanie”,
którego trud tak obrazowo ujął w autobiograficznej powieści Przy obieraniu
cebuli.
Można się było z nim nie zgadzać, jego słowa wywoływały jednak
ferment i skłaniały do weryfikacji
POMERANIA Môj 2015
Günter Grass w 2012 r. Fot. S. Lewandowski
postrzegania, a co najmniej do zajęcia
stanowiska. Można mu wypominać
młodzieńcze zaczadzenia i decyzje, ale
całe jego późniejsze życie potwierdza
kierunek, który obrał jako świadomy
człowiek. Można się – i nie bez przyczyny – denerwować jego politycznymi
wypowiedziami w ostatnich latach,
ale ten głos był donośny i wywoływał
poruszenie.
Kaszubski werblista?
Jestem wdzięczna za wiele. Za spojrzenie
z ukosa i zarazem od środka na polsko-niemiecko-kaszubski splot kulturowy.
Za przełamywanie niemieckich, polskich
i kaszubskich mitów, szukanie „tkanki
łącznej” tam, gdzie w mainstreamowych obrazach dominowała opozycja
i konfrontacja. Za odwagę ukazywania
skomplikowania, niejednoznaczności,
wielogłosowości, inności/obcości w swojskości, podczas gdy utrzymuje się, że to
uproszczenia są fundamentem skutecznego przekazu. I za siłę przebijania się
z własnym postrzeganiem do świadomości publicznej.
Do kaszubskości, zdaje się, miał
dwuznaczny stosunek, choć wielokrotnie powtarzał (prowokacyjnie?), że jest
Kaszubą. Dziedzictwo matki i babki,
kobiet ważnych w jego życiu? Doświadczenie skazy na niemieckim życiorysie
chłopca dorastającego w drobnomieszczańskim domu w oparach nazizmu
w WMG? Znamię na wizerunku niemieckiego intelektualisty? A przede
wszystkim manifestacja krytycznej
postawy wobec niemieckiej mieszczańskości w obliczu rozwoju nazizmu.
Oskar Matzerath – w świecie powieści
Blaszany bębenek owoc trójkąta małżeńskiego (Kaszubki, Niemca z Nadrenii
i gdańskiego Polaka) – był przecież karłem, nawet jeśli z wyboru, żyjącym na
marginesie społeczeństwa i doświadczającym na co dzień wykluczenia.
Na moje pytanie, które padło podczas
spotkania na Uniwersytecie Gdań­skim
w 2012 roku, o stosunek do ka­szubskiego
elementu tożsamości w nowej rzeczywistości po 1989, odpowiadał Günter Grass
niezbyt chętnie. Tak jakby wszystko, co
chciał powiedzieć, ubrał już w słowa.
Niemniej tę problematyczną – w kontekście czasów i miejsc – konstelację pochodzeniową umiał wykorzystać jako
humus refleksji. Weryfikując i (nad/prze)
łamując utarte wyobrażenia, współtworzył naszą, także kaszubską, teraźniejszość. Spotkania z kaszubską rodziną
były stałym punktem jego gdańskich
wizyt. A Kaszubi (nie tylko ci w Gdańsku) – stałym elementem literackich
światów jego tekstów.
Nie zdążyłam...
Podczas ostatnich odwiedzin pisarza
w rodzinnym mieście, w październiku
2014 roku, miałam możliwość przez
13
podziękowanie
W tandemie z żoną Ute na spotkaniu ze Stowarzyszeniem Güntera Grassa (2014). Fot. Wojciech Charkin
(z archiwum Stowarzyszenia Güntera Grassa)
chwilę z nim porozmawiać. Przed spotkaniem w Sopocie w gronie Stowarzyszenia Güntera Grassa i otwarciem sopockiej wystawy pt. „Kosmopolityczne
tradycje Pomorza – Chodowiecki,
Grass, Świeszewski, Targońska” czekaliśmy na przyjazd kolejnych członków stowarzyszenia. Grassowie spodziewali się wtedy wizyty w Gdańsku
wnuków, którym dziadek chciał pokazać swoje rodzinne miasto. Zaproponowałam wówczas, żeby podczas
następnego rodzinnego zjazdu młodemu pokoleniu – potomkom bysewskich Knoffów – pokazać pozagdańskie
Kaszuby. Spojrzał ze zdziwieniem, ale
chyba i z uwagą – nie odpowiedział.
Dochodzą głosy, że podchwycił pomysł. Zgodził się też wówczas na rozmowę ze mną o swoich kontaktach
z kaszubsko-pomorskim ruchem regionalnym. Bo przecież w 1978 roku
uczestniczył w Spotkaniach Wdzydzkich. Pierwsze podziemne wydanie
Blaszanego bębenka (1979) ukazało
się ze wstępem Lecha Bądkowskiego.
Pierwszym wyróżnieniem przyznanym w Polsce przyszłemu nobliście
był Medal Stolema (1985). W roku 1993
został uhonorowany Medalem im.
Bernarda Chrzanowskiego „Poruszył
wiatr od morza”, a w 2007 – Medalem 50-lecia Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Oddział w Gdańsku
„Zrzeszonëch naju nicht nie złómie”.
Ale, tak jak i w przypadku pana Stanisława Pestki, z którym umówiłam się
na rozmowę o kontaktach z niemieckimi środowiskami, znowu nie zdążyłam… Odeszli, pozostawiając pytania.
Panie Grassie, dziękuję!… także za
te pytania.
Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk
Günter Grass – niemiecki pisarz, grafik, rzeźbiarz. Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury (1999), Honorowy Obywatel Miasta
Gdańska (1993), doktor honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego (1993) za wybitną twórczość literacką oraz wkład w polsko-niemieckie
pojednanie, przez środowiska ruchu kaszubsko-pomorskiego wyróżniony m.in. Medalem Stolema (1985) oraz Medalem im. Bernarda Chrzanowskiego „Poruszył wiatr od morza” (1993).
Urodził się 16 października 1927 w rodzinie niemiecko-kaszubskiej w Wolnym Mieście Gdańsku. Mieszkał przy dzisiejszej ulicy Lelewela we
Wrzeszczu, wówczas Labesweg w Langfuhr. Po wojnie ukończył studia plastyczne w Düsseldorfie i Berlinie. Aktywny uczestnik procesu
polsko-niemieckiego zbliżenia po 1945 roku. Wspierał aktywnie politykę otwarcia na Wschód Willego Brandta, kanclerza RFN.
Światową sławę przyniosła mu tzw. Trylogia gdańska, złożona z dzieł: Blaszany bębenek, Kot i mysz, Psie lata. W 1992 roku Günter Grass
założył w Berlinie fundację nazwaną imieniem innego gdańszczanina, grafika Daniela Chodowieckiego. Celem jej działalności jest współpraca między artystami niemieckimi i polskimi; od 1993 roku organizowany jest Konkurs o Nagrodę im. Daniela Chodowieckiego za polski
rysunek i grafikę.
14
POMERANIA MAJ 2015
wspòminczi
Żëwòt równoległi
W Pòlsce znelë gò òsoblëwie jakno socjologa, pòliticznégò kòmeńtatora, z jaczim
òglowòkrajewé gazétë i telewizje robiłë wëwiadë. Mni znelë gò jakno ùczãstnika Òkrãgłégò
Stołu abò załóżcã i direktora Institutu Pòliticznëch Sztudiów PAN-u, a jesz mni jakno bëlnégò
aùtora lëteraturë science fiction. Kò w Bëtowie w pierszi rédze je naszińcã.
Gôsczé pòchòdzenié Édmùnda Wnuk-Lëpińsczégò zdrôdzô jegò miństwò,
pòcwierdzô môl ùrodzeniô òjca – Prądzona. Prôwdac òn sóm swiat pierszi
rôz ùzdrzôł w Bòrach, w Sëchi, skądka
pòchòdzëła jegò matka, i prawie tam
Wnucë wëbëlë òkùpacjã. W 1945 r.
przëcygnãlë równak do Bëtowa,
jak wiele Kaszëbów ze Stôri Pòlsczi
szëkającë w naszim môłim miesce
nowégò żëcô, ùbëtkù pò wòjnowi
traùmie, niejedny – ùtaceniô. Kaszëbi,
naszłi i aùtochtonowie, jiny Pò­mò­
rzanowie, néżczi Niemców, lëdze z centralny Pòlsczi, z Kresów, a òd 1947 r. téż
Ùkraińcë. Małi gard, w dzélu spôlony
òd Rusczich, gdzes za lasama, dalek òd
Gduńska, jesz dali òd Szczecëna, pewno przez nen etniczny miszung, chòc
zapajiczony, wòniôł swòją òsoblëwą
pôszką. Taką, co dobrze robi dlô marzeniów, chtërne ni mają strachù swiata. E.
Wnuk Lëpińsczi miôł i marzenia, i nos,
co mòckò nã pôszkã wòniôł.
Kò pierwi dlô młodégò Mùndka
nôwôżniészé zdôwało sã sznëkrowanié
na zómkù, kąpanié w czësti wòdze
Gilingù, jak sã gôdało na jezoro Jeléń,
abò pòdwórkòwé bitwë z „Niemcama”.
Pózni przëszedł czas czëtaniô ksążków,
spòrtu, w jaczim dosc tëli dokôzôł,
i rézowaniô pò Pòlsce. Kùreszce rëgnął
na sztudia do Warszawë. W stolëcë,
gdze sã na fest ùchëczowôł, dostôł téż
pierszą robòtã, w Przédnym Statisticznym Ùrzãdze. Ùrząd òtemkł mù òczë
na swiat, wësélającë na stipendium do
USA. Pózni przeniósł sã na Ùniwersytet
Warszawsczi. Dali bëło ùsadzenié Institutu Pòliticznëch Sztudiów Pòlsczi
POMERANIA Môj 2015
Akademie Nôùk i rektorowanié Collegium Civitas. Òstôł widzałim szpecjalistą òd socjologie pòliticzi, aùtorã wiele
nôùkòwëch ksążków i artiklów.
W jegò badérsczi robòce gwësno
pòmògło mù doswiôdczenié z NSZZ
„Solidarność”. Znôł swiat krëjamnégò
dzejaniô w wòjnowim stónie i latach
pò nim, kò zdrzôł na niegò téż òkã socjologa. Pewno temù ùgôdelë gò na so­
lidarnoscowégò doradcã do Òkrã­­głégò
Stołu. Pózni téż dorô­dzôł pòlitikóm,
tec barżi brelë gò za kò­m eń­t atora
tegò, co na pòlsczi pò­li­ticzny binie sã
wëstwôrzało.
We Warszawie òdeckła sã w nim
téż lëterackô nóta. Jął twòrzëc dokazë science fiction. Stôł sã nôleżnikã
karna nôbarżi widzałëch ùtwórców
negò czerënkù w Pòlsce. Jegò trilogiô
Apostezjon ò rewòlucje, jakô zwrócëła
totalitarny pòrządk na samòstójnym
òstrowie, bëła jednym òd nôlepszich pòlsczich socjological fiction. Ji
drëdżi dzél ùkôzôł sã w 1988, a trzecy
w 1989 r., jakbë zapòwiôdającë zmianë
w naszim kraju.
Nigdë nie zabiwôł ò rodzëznie,
Bëtowie, Kaszëbach, Pòmòrzim. Béł
bùszny z kòrzeniów. Kò rodzëznã bëła
dlô niegò òparcym téż we frasënkù
– czej niespòdzajno i nie je wiedzec,
z jaczi leżnoscë, zdżinął jegò syn, czej
pózni pò biôtce z rakã ùmarła jegò
pierszô białka. Familiô pòmògła sã
dwignąc, nalezc w se nową dôgã,
wrócëc cekawòsc swiata i lëdzy. To
doch pòd rekòwską Szëmrécą, jakô
wastëje z wësoka nad bëtowską stroną, miôł turisticzną chëczkã, gdze
òddichôł pò warszawsczi gòńbie. Dlô
swòjich miôł czas i żëcznotã, jak pôrã
lat dowsladë, czej prawie spãdzywôł
lato w Rekòwie, nalôzł chãcë i sztót dlô
małégò karna piszącëch pò kaszëbskù,
żebë pòprowadzëc warkòwnie z science
fiction.
Jak to wëpôdô badérze i lëteratowi,
pisôł wnet do kùńca. Jesz dôł radã
przëzdrzec sã na swòjã aùtobiografiã, ji
wersjã przed òstatną przeprawą. Ksążka, z titlã Światy równoległe, równak
trafiła na ksãgarsczé pòlëce ju pò jegò
smiercë. Je cekawim zôpisã karierë (nié
leno nôùkòwi) Kaszëbë, chtëren w swiat
szedł bez kómpleksów.
J.N.
15
GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH
Czy brak nam
urody życia?
STANISŁAW SALMONOWICZ
Życie ludzkie, jak wiadomo, ma nie
tylko swój kres, ale i ciągłe, odmienne
zależnie od wieku, kłopoty. Stefan Żeromski, który tak wiele pisał o polskiej
kondycji narodowej różnych epok, jest
także autorem książki pt. Uroda życia.
Pisywał jednak sporo o polskim ponuractwie jako cesze narodowej. Było to
jeszcze przed I wojną światową. W epoce II Rzeczypospolitej wydawało się, że
wszystko zmienia się na naszą korzyść,
że radość z odzyskanej niepodległości,
pewna swoboda życia, zwyciężają.
W latach dwudziestych, mimo kłopotów gospodarczych i innych, kultura
polska rozkwitała, nieraz także jej wątki frywolne. Pisarze, którzy przestali
walczyć o los narodowy, skoro kraj był
niepodległy, bawili się nieraz potężnie
w głośnych w całym kraju kabaretach
literacko-muzycznych. Była to epoka kabaretu „Qui Pro Quo” i „Morskiego oka”,
czasy znakomitych piosenkarek i poetek.
Hanka Ordonówna, Zula Pogorzelska nie
stroniły od utworów śmiałych obyczajowo. Śpiewano „Ja się boję sama spać”,
śpiewano „Czy pani mieszka sama, czy
razem z nim?”. Potem jednak był kryzys
światowy, narastało bezrobocie i groźba
wojny, a lata tragiczne 1939–1945 (plus
PRL!) kierowały, rzec można, Polaków
z powrotem do „wrodzonego ponuractwa”. Czy tak jest i dzisiaj? Pytanie
16
trudne z gatunku takich, na które nie
ma jednoznacznej odpowiedzi. Czy rzeczywiście jako naród mamy skłonność
do pesymizmu, skrępowania w sposobie bycia i życia, skrępowania w obliczu
wesołej zabawy?
Czy tak jest też z Kaszubami? Moim
skromnym zdaniem istotne są znaczne
różnice po zaborach pruskim czy rosyjskim, różnice środowiskowe (zawodowe) czy siłą rzeczy – między mieszkańcami wsi a wielkich miast. Stereotypy
narodowe czy etniczne są oczywiście
krytykowane, nieraz mało wiarygodne, ale bywają też niezwykle trwałe
w świadomości pokoleń, w świadomości naszych sąsiadów. Wiadomo, że
francuskiej lekkości czy włoskiej spontaniczności nikt chyba nie dorówna.
Oto parę przykładów francuskich z księgi, którą posiadam, a opiewa ona w 100
tekstach uroki wina w życiu każdego.
Naprzód jednak warto przypomnieć,
iż nie inaczej było w dalekim od nas
świecie antyku śródziemnomorskiego.
Rzymianie troski odrzucali, hołdowali
nieraz filozofii stoickiej, która nakazywała kontentować się małym, cieszyć
się chwilą, zbyt wiele od życia nie wymagać. Wielki Horacy tak kiedyś napisał
(przekł. Zygmunt Kubiak):
Krótką miarą powściągnij nadzieje. Sącz
wino w puchary
i pomyśl, gdy tak mówimy,
ucieka zazdrosny czas,
Dzień każdy urywaj jak owoc! Nie czekaj,
nie czekaj jutra!
A mało znany poeta francuski nazwiskiem Panard tak pytał w 1740 r.:
„Eh, po co mamy pijać wodę? – Czyż
jesteśmy żabami?”.
Gabriel Vicaire, dziś już mocno zapomniany, pisał w 1884 r. w utworze pt.
„Le cabaret” (słowo kabaret po francusku
początkowo oznaczało tanią karczmę).
Kiedy w knajpie siedzę wśród winorośli
Trzymając pełny kielich
Bez blagi, jestem szczęśliwszy od króla.
Tradycja we Francji nie ginie,
w 1980 r. Kristian Dorrière tak śpiewał:
Kromka chleba
Owoc, który ciąży w dłoni i wielki kielich
czarodziejskiego wina
Który odsyła na przyszłość myśl o śmierci.
Wracam więc do pytania: czy my,
wraz z Niemcami i Skandynawami,
należymy do narodów ponurych, osobowości, które rozluźnia jedynie silna
dawka alkoholu, prowadząc na odmianę nieraz do zachowań niekoniecznie
najprzyjemniejszych? Istnieje pogląd,
może formalnie mało naukowy, ale rozpowszechniony, że nasze postawy życiowe zależą od rodzaju używek, które
na co dzień spożywamy. Są kraje wina,
piwa i wódki. Jarosław Iwaszkiewicz
POMERANIA MAJ 2015
gawędy o ludziach i książkach
niemal przed 100 laty tak o tym pisał:
„Nie dla nas winnic modry stok (...)
A dla nas pylny owsa łan i karczmarz
Żyd i wódki dzban”. Na dawnych polskich kresach wschodnich, podobnie
jak w Rosji czy na Białorusi, bez „wódki” niczego pojąć się nie dało. Inaczej
było w zamożniejszych i oświatą cywilizowanych terytoriach pod władzą
pruską, w tym i na Kaszubach, gdzie
w końcu XIX wieku raczej karczmarza
Żyda nie spotkać, a w miejscowej restauracji czy piwiarni królowało raczej
umiarkowanie tylko piwo, ale pijano
także kawę bądź piwo z lemoniadą
(dla pań). Powstaje dziś pytanie, czy –
w skali masowej – zwyczaje i obyczaje tak zdecydowanie się zmieniły, czy
młodzież dzisiejsza potrafi się bawić tak
spontanicznie, jak robią to Włosi, Grecy
czy Portugalczycy. Nie jestem socjologiem, nie znam pewnej odpowiedzi
na to pytanie, wiemy jednak z różnych
doświadczeń, że poważną przeszkodą
w polskim życiu na co dzień i od święta
bywa częsta izolacja społeczna (od sąsiadów, od kolegów z pracy), brak istotny zaufania społecznego. Czy wesołość
nie jest polską cechą? Nieco przeczy
może temu fakt, że Polacy są specjalistami od „kawałów” w trudnych epokach,
w żadnym może kraju pod władzą komunistyczną, a przedtem w dobie okupacji niemieckiej, nie powstawało tak
wiele dowcipów znakomitych, wisielczych, dopasowanych do absurdalnych
sytuacji, w których musieliśmy egzystować. Dziś czasy są szczęśliwsze (choć
nie wszyscy chcą w to wierzyć), a dobre
dowcipy polityczne zanikły. Może nasi
politycy na nic dobrego nie zasługują?
Co na to jednak polska literatura
piękna, co pisali o tych sprawach przez
wieki polscy poeci? Czy zawsze tylko głosili patetyczne prawdy, tragiczne smutki
opiewali, czy też może wiedzieli, że istnieje uroda życia, opiewali miłe chwile
kiedyś przeżyte. Twórców ponurych,
pesymistów w każdej sytuacji nigdy
w polskiej poezji nie brakowało. Anonimowy poeta z końca XVII w. tak oto pisał:
U mnie każdy czas w ciemnej chmurze
chodzi
Dzień o południu w nocnych cieniach
brodzi.
Jednak poezja nasza nie była jednoznaczna, od fraszek Jana Kochanowskiego szedł piękny nurt tradycji poezji
ziemiańskiej, optymistycznej, fraszek
frywolnych, które zawsze, w każdej
epoce, aż po fraszki Jana Izydora Sztaudyngera włącznie, znajdowały swoich
przedstawicieli. W dobie II Rzeczypospolitej rzucano, jak już wspomniałem,
martyrologiczne tematy narodowe,
pisano także o urodzie życia. Jeszcze
w dobie Młodej Polski przed I wojną
światową miłośnikiem urody życia był
Kazimierz Przerwa-Tetmajer, pisząc
w wierszu „W lesie” o pięknie przyrody,
która go zachwycała:
Szmaragdem słońce błyska
Na ciemnej drzew zieleni,
Lub przez konary rzuca
Ognistych pęk promieni.
Hedonistą wręcz i prześmiewcą patetycznych uniesień był słynny Tadeusz
Boy-Żeleński, głosząc chwałę przelotnych wspomnień:
O, Chwilo słodka, chwilo, stój,
O Chwilo, słodka chwilo, stój,
Błogosławiony kaprys twój.
Zapomniany niesłusznie Julian Ejsmond, w wierszu właśnie zatytułowanym „Radość życia” tak pisał:
Z pierwszymi kwiatami się rodzić!
Z zielonym lasem się bratać!
Z szarymi skowronkami
W błękity radosne ulatać!
Osobiście nigdy nie negowałem, trudno
to byłoby robić po długich latach życia
w PRL-u, że życie ma wiele aspektów
ponurych czy trudnych. Trzeba się
z tym liczyć, marzenia ograniczać. Zawsze jednak twierdzę, że istnieje uroda życia, trzeba jej szukać w dobrych
wspomnieniach. Sekretem dobrych dni
jest właśnie to bezinteresowne (zazwyczaj mało kosztowne!) zachwycanie się
przyrodą: piękno lasu, brzeg jeziora,
linia Brdy czy Regi. Takie rzeczy zachowujmy w pamięci – na stare lata! Każdemu to, co najbliższe: miłe przeżycia
muzyczne, miłości czy rodzina, jakiś
fragment wspaniały filmu „Casablanca” czy klasycznego westernu. Na co
dzień niech wystarczają miłe spotkania
z przyjaciółmi, wszystko jedno czy przy
aromatycznej herbacie, dobrym piwie
czy winie z dalekiego kraju. Nie bądźmy filozofami, nie zgłębiajmy zagadek
kosmosu, to rzecz astronomów! – bliżej nas jest wiele okazji, kiedy możemy
zapominać i o kłopotach finansowych,
i o trudnościach z wybranym zawodem.
Ci, którzy nie żądają wiele, a to potrafią,
nie będą nigdy sfrustrowani, nie będą
całe życie mieć do siebie czy do „wszystkich” pretensji o wszystko. Amerykanie
dawno wymyślili hasło banalne, ale
potrzebne nie tylko ekspedientce w supermarkecie: uśmiechaj się do ludzi! Nie
psujmy sobie nastrojów, nie narzekajmy
na to, że nie grozi nam kariera w Holly­
woodzie, urząd prezydenta kraju czy
stanowisko ministra rolnictwa. Oni też
mają zmartwienia, a my nie szukajmy
niepotrzebnych. Boski Horacy, jak go
w średniowieczu nieraz określano, tak
oto pisał w wierszu pt. „W świątyni
Apollina” (przeł. Z. Kubiak):
Spraw, niech się cieszę tym, co mam. Niech
zdrowie
Zawsze mi służy, niech myśl się nie łamie,
Starość, gdy przyjdzie, niech będzie łagodna,
I pełna pieśni.
NAJŚWIEŻSZE INFORMACJE Z ŻYCIA ZKP
W TWOJEJ SKRZYNCE MEJLOWEJ
POMERANIA Môj 2015
17
KASZËBI W PRL-U
Zéńdzenia
ù Méstra Jana.
Jón Trepczik
w ùbecczich
zôpiskach do 1956 r.
(dzél 1)
Titlowi heroja negò artikla przënôlégô do karna nôbëlniészich ë nôbarżi znónëch dzejarzów w historie kaszëbsczi rësznotë. Je przedstôwcą zrzeszińców, to je nëch, co ùpiarto
pòdsztrëchiwelë wszelejaczé apartnoscë Kaszëbów. Bëlë òni dbë, że kaszëbizna je apartnym
słowiańsczim jãzëkã a Kaszëbi są apartnym nôrodã. Wszëtkò to wzãté do grëpë przëczëniło
sã do tegò, że przez dłudżi czas bëlë òni „w zainteresowanim” pòliticzny pòlicje pòlsczégò
państwa, chtërna Jana Trepczika a jegò drëchów zwa separatistama. Zaczãło sã to ju przed
drëgą swiatową wòjną, czej wëchôda pierszô edicjô „Zrzeszë Kaszëbsczi”, a pòtemù dérowało téż dłudżé lata pò wòjnie. Òsoblëwie drãdżi béł dlô Kaszëbów pòwòjnowi cząd, co warôł
wnetka do kùńca 1956 r., czej kaszëbskô spòlëzna pò zlëkwidowanim w 1947 r. drëdżi edicje
„Zrzeszë Kaszëbsczi” ni mia niżódny mòżlëwòtë òrganizowaniô sã, a kòżdé ji dzejanié mògło
bëc nazwóné procëmpaństwòwim. W nym dokazu chcã przedstawic to, co w aktach dôwnégò
ùrzãdu bezpiekù jidze nalezc na témã krëjamnégò dozéraniô Jana Trepczika do 1956 r., to je
do czasu pòwstaniô Kaszëbsczégò Zrzeszeniégò.
SŁÔWK FÒRMELLA1
Méster Jón ùrodzył sã 22 rujana 1907 r.
Jakno môl jegò ùrodzeniô w aktach zebrónëch w Instituce Nôrodny Pamiãcë
colemało wëstãpiwô Mirochòwò, ale
w jednym z pismionów z 1955 r. wëmieniony òstôł nen richtich môl, jaczim
bëła Strëszô Bùda kòle Swiónowa. Starszima jegò bëlë Jón ë Berta z dodomù
Hébel. Mielë òni sétmënôscehektarowé
gbùrstwò. Jón Trepczik miôł dwùch
bracynów i trzë sostrë. Nôstarszi brat
w 1914 r. służił w niemiecczim wòjskù,
gdze zachòrzôł na sëchòtë i krótkò pò
tim ùmarł. Dosc wczas zmarła téż jedna z jegò sostrów, a co sã tikô dwùch
jinszich, to jedna z nich w pòłowie 50.
lat XX stalata, bò prawie z tegò czasu
18
mómë zdrzódłowé wiadła, mieszka
w Mirochòwie, gdze mia gbùrstwò,
a drëgô żëła tej w Nowim nad Wisłą.
Wiedno wiérny dbóm
zamkłim w statuce RZK
Wôrt pòdczorchnąc w tim môlu, że chòc
papiorë pòwòjnowégò ùrzãdu bezpiekù
pòchôdają z 40. ë 50. lat ùszłégò wiekù,
tej równak są w nich zamkłé wielné
wiadła ò tim, co dzejało sã przed II
swiatową wòjną. Bëło to brzadã tegò, że
kòmùnysticzné krëjamné służbë chcałë
bëlno pòznac nié blós to, co rozprôcowiwóné òsobë robiłë „terôczasno”, ale téż
rozmajité sprawë z jich ùszłotë. Tak bëło
téż w przëtrôfkù Méstra Jana.
W latach 1921–1926 ùcził sã òn za
szkólnégò w Seminarium dlô Szkólnëch
w Kòscérznie, gdze pòznôł swòjégò
przińdnégò drëcha i wespółrobòtnika
Aleksandra Labùdã. Pò skùńczenim
swòji ùczbë w latach 1926–1927 robił jakno szkólny w Kartuzach, a zarô
pòtemù zaczął robòtã w szkòle w Miszewie kòl Żukòwa, gdze ùcził do 1934 r.
W rokù 1929, to je prawie òb czas
robòtë Méstra Jana w miszewsczi
szkòle, pòwstało w Kartuzach Regionalné Zrzeszenié Kaszëbów (RZK; pòl.
Zrzeszenie Regionalne Kaszubów),
chtërnégò wespółzałóżcą béł midzë jinszima Jón Trepczik. Wôrt tuwò nadczidnąc ò tim, bò w archiwùm gduńsczégò
partu INP westrzód dosc tëlé jinëch aktów, co tikają sã Kaszëbów, nalôzł jem téż
statut ti stowôrë. W jaczi spòsób trafił òn
do ùbecczi teczczi z 50. lat XX stalata?...
POMERANIA MAJ 2015
Kaszëbi w PRL-u
Zdôwô sã, że mógł gò fónkcjonariuszóm
bezpieczi przëniesc sóm Méster Jón na
jedno z òperacjowëch kôrbieniów, jaczé
z tima „wastama” miôł òb lato 1955 r. Na
drëgą òperacjową rozmòwã z ùbówcama
Jón Trepczik przëniósł tej napisóné przez sebie rãczno òswiôdczenié,
w jaczim zamkł swój pòzdrzatk na
sytuacjã Kaszëbów w Lëdowi Pòlsce2.
Jidze w nim przeczëtac midzë jinszima,
że Kaszëbi, co dzejają na kaszëbsczim
kùlturowim gónie, są wiérny dbóm
załączonégò statutu Regionalnégò Zrzeszeniô Kaszëbów3. Skòrno statut nen
w cytowónym zdanim nadczidniãti
òstôł jakno „załączony”, tej wëzdrzi
na to, że Trepczik mùszôł przëniesc gò
razã ze zrëchtowónym przez sebie dlô
bezpieczi pismã. Z zacytowónégò zdebło wëżi zdania wëchôdô téż, że Méster
Jón na przék temù, że minãło ju 26 lat
òd pòwstaniô RZK, w pòłowie 50. lat
ùszłégò wiekù dërch béł wiérny dbóm
zamkłim w jegò statuce.
Òdniesenié do przedwòjnowi
Pòlsczi: lojalné, ale i kriticzné
Rzeczą, jakô wiedno interesowa ùrząd
bezpiekù kòmùnysticzny Pòlsczi, bëło
òdniesenié rozprôcowiwónëch przez
niegò lëdzy do przedwòjnowëch,
„sanacjowëch” pòlsczich wëszëznów.
Gwësno czim lepszé bëło to òdniesenié,
tim gòrzi bëło pò wòjnie dlô tegò człowieka. W pismionie z dnia 6 łżëkwiata
1955 r. zrëchtowónym przez Pòwiatowi
Ùrząd Pùblicznégò Bezpiekù (PÙPB)
w Kartuzach a wësłónym do PÙPB
w Wejrowie napisóné òstało, że Trepczik
do „sanacjowégò” przédnictwa Pòlsczi
òdnôszôł sã dosc pòzytiwno, ale nie je
nick wiedzec ò tim, żebë przënôlégôł do
jaczich sanacjowëch òrganizacjów.
Jeżlë ju jesmë przë ti témie, to
je przë òdniesenim Trepczika do
przedwòjnowégò pòlsczégò państwa,
to wôrt przedstawic w tim môlu fragment jegò artikla (pisónégò w òriginale
pò pòlskù) ze „Zrzeszë Kaszëbsczi”
z 1933 r., chtëren dosc wiele nama ò
tim pòwié. Czëtómë w nim: Më Kaszëbi
– Pòmòrzó nowie, jakno prawòwiti
òbëwatele Pòlsczégò Państwa jesmë winny kòżdémù rządowi Pòlsczégò Państwa
dochòwac lojalnotë ë wiérnotë, słëchającë
wszelejaczich jegò ùstawów i zarządzeniów òpiartëch na Kònstitucje – wedle
POMERANIA Môj 2015
wskôzów najich starków.
Widzymë tej, że Trepczik béł
dbë, że Kaszëbi mùszą bëc
wiérny pòlsczémù państwù.
Nie òznôczało to dejade wedle niegò zgò­dë na wszëtkò,
co sã pòd pòlsczima rządama na ka­­szëb­­sczi zemi dzejało. W jin­szim swòjim teksce (òriginalno téż pisónym
w pòlsczi mòwie) ze „Zrze­
szë Kaszëbsczi” z 1933 r. pisôł dërno: Jãzëk nasz spichô
sã w rédżi pòlsczich gwarów,
nimò że ùczałi ju dôwno
zarechòwiwają gò do karna
samòstójnëch słowiańsczich
jãzëków, i je stara, żebë dzeje naje zatrzec abò falszowac; Kaszëbów sã pòlaszi
i kòlonizëje; pùbliczné ùrzãdë
òbsôdzóné są lë­dzama, co ni
mają swiądë naszich realiów,
i lëdzama lëchi wòlë, co nawetka wro­gò wëstãpiwają
procëm na­ma i wszëtczémù,
co kaszëbsczé (…) chto nie dowiérzô, ni mòże żądac i miec dowiérnotë.
Sprawiedlëwòta ë dowiérnota i danié
nama mòżlëwòtë rozwijaniégò najich
kùlturowëch apartnosców to są warënczi
i jedurné spòdlé nawzôjny miłotë, zgòdë
ë braterstwa.
Z nacéchòwónégò kąsk wëżi òbrazu
wëchôdô, że òdniesenié Jana Trepczika do przedwòjnowëch pòlsczich
wëszëznów bëło lojalné, ale bëło téż
namerkóné dosc mòcnym kriticyzmã.
Dozdrzało to „sanacjowé” przédnictwò
i ùdbało so ùkôrac gò za jegò dzejanié.
Sztrôfą bëło wënëkanié gò z kaszëbsczi
zemi i sczerowanié do robòtë w szkòłach
w òbéńdze Wiôlgòpòlsczi. W latach
1934–1939 robił jakno szkólny pierwi w Rogòznie, a pózni w Tłukawach
w pòwiece òbòrnicczim. Tam miôł
ju ògrańczoné mòżlëwòtë dzejaniô
na kaszëbsczim gónie, chòc wôrt
pòdsztrëchnąc, że na przék wszëtczim
jiwróm dôł radã wëdac w tim czasu
(1935) swój Kaszëbsczi Piesniôk. Pòdług
napisóny wiele lat pózni esbecczi charakteristiczi Jana Trepczika za separatisticzną dzejnotã (…) Trepczik òstôwô
przeniosłi do westrzédny Pòlsczi i w nen
spòsób sanacjô zahamòwa jegò dalszé
dzejanié.
Strona ze Statutu Zrzeszenia
Regionalnego Kaszubów
Dlôcze tëlé ò tim piszã? Chòdzy
tuwò przede wszëtczim ò pòkôzanié,
że chòc Lëdowô Pòlskô nie lëda ti
przed­­­wòjnowi, bò bëło to pro­cëm­kò­
mùnysticzné i „klasowò cëzé” państwò,
to równak pòsądzywanié niechtërnëch
przënômni kaszëbsczich dzejarzów,
a òsoblëwie zrzeszińców, ò separatizm bëło wspólné dlô wëszëznów
„sanacjowëch” i „lëdowëch”. Niedowiérnota do Kaszëbów nie bëła tej
znanką leno kòmùnysticzny pòliticzi,
ale wëchôda z prowôdzony przez lata
pòliticzi pòlsczégò państwa i to niezanôléżno òd pòliticznëch jegò „farwów”.
1
Aùtor je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczégò partu Institutu Nôrodny Pamiãcë.
2
Òstało òno òpùblikòwóné łoni w lë­piń­co­
wò-zélnikòwim numrze „Pòmeranie” w arti­
klu pt. „Lëdowô Pòlskô wedle Zrzeszińców”.
3
Wszëtczé cytatë wzãté z pòlskò­jã­zë­kò­wëch
zdrzódłowëch tekstów skaszëbił Słôwk
Fòrmella
19
gospodarka
Plan transportowy
dla Południa
Gdańsk Południe – pod tą tajemniczą nazwą kryje się kilka szybko rozwijających się gdańskich
osiedli i dzielnic. Obecnie mieszka tam ok. 95 tys. osób, ale w 2020 roku ma ich być ok. 105
tys. Docelowo zaś ten rejon może mieć nawet 145 tys. mieszkańców. Najludniejszą dzielnicą
„Południa” jest Chełm. W grudniu 2007 roku właśnie tam, do pętli przy ulicy Witosa, dojechał
pierwszy tramwaj. Dzisiaj można uznać tę datę za historyczną, ponieważ budowa linii tramwajowej na Chełm dała początek ekspansji tego środka komunikacji do tej części Gdańska.
Sławomir Lewandowski
Poprawa komfortu
podróżowania, ale...
Kolejny rozdział tramwajowych inwestycji dotyczył budowy linii tramwajowej od wspomnianej pętli przy ulicy
Witosa do ulicy Świętokrzyskiej, u zbiegu dzielnic: Łostowice, Orunia Górna
i Ujeścisko. Wraz z budową torowiska
zmodernizowano ulicę Witosa oraz wybudowano od podstaw dzisiejszą aleję
Vaclava Havla. O ile oddanie do użytku
linii tramwajowej na Chełm było historycznym momentem, o tyle jej przedłużenie do dzisiejszego węzła transportowego Łostowice/Świętokrzyska uznać
można za moment przełomowy w historii gdańskiego „Południa”. Aleja Havla i biegnące wzdłuż niej tory tramwajowe spięły bowiem południowy taras
Gdańska ze Śródmieściem. Z kolei modernizacja ulicy Łostowickiej, będącej
przedłużeniem alei Havla, pozwoliła na
wygodniejsze i szybsze niż dotychczas
przemieszczanie się w kierunku dzielnic
Piecki-Migowo oraz Wrzeszcz.
Wspomniane inwestycje bez wątpienia poprawiły komfort podróżowania
mieszkańców „Południa”. Niestety, szybko się okazało, że nie wyeliminowały
drogowych zatorów. Choć komunikacja
tramwajowa działa sprawnie i cieszy
się dużym powodzeniem, to jednak
nadal ciężko poruszać się tam autem
w godzinach szczytu. Wynika to przede
20
wszystkim z dynamicznego rozwoju tej
części miasta. Ten boom, za którym kryje
się m.in. budowa kolejnych osiedli mieszkaniowych, sprawił, że uchwalony przez
radnych Gdańska w sierpniu 2011 roku
Strategiczny Program Transportowy
(SPT) ustalający zasady realizacji układu
drogowego „Południa” zakładał potrzebę aktualizacji.
Konieczna aktualizacja SPT
Ma ona na celu określenie kolejności
realizacji elementów układu drogowego i tramwajowego południowej części
Gdańska w latach 2014–2020, których
struktura przestrzenna wyznaczona
została we wcześniejszych opracowaniach planistycznych. Zaktualizowany
dokument według urzędników ma być
narzędziem wspierającym starania miasta o dofinansowanie projektów drogowych i tramwajowych ze środków Unii
Europejskiej.
Planiści, pracując nad aktualizacją
Programu, analizowali kilkanaście ciągów komunikacyjnych w południowo-zachodnich dzielnicach Gdańska. Pod
uwagę brano m.in. główne kierunki
poruszania się mieszkańców. Z wykonanej analizy wynika, że 40 procent
mieszkańców podróżuje w kierunku
Wrzeszcza. Stworzenie ciągu komunikacyjnego łączącego te dwa rejony miasta
z pominięciem centrum skróci czas podróży o ok. 15 minut. Co ważne, sprawi,
że na trasach tramwajowych biegnących
przez Śródmieście Gdańska zmniejszy się
liczba pasażerów, co pozytywnie wpłynie na komfort jazdy w tym kierunku.
Według planistów takim ciągiem komunikacyjnym jest ul. Nowa Politechniczna, której w poprzedniej wersji Strategicznego Programu Transportowego
w ogóle nie brano pod uwagę. W obecnej
perspektywie unijnej największą szansę
na dofinansowanie mają projekty zakładające rozbudowę sieci komunikacji
zbiorowej, co zwiększa szansę na szybką budowę drogi oraz linii tramwajowej
łączącej Wrzeszcz z dzielnicą Piecki-Migowo. Jest to zresztą zbieżne z polityką
inwestycyjną miasta.
Najpierw Nowa Bulońska
i Nowa Jabłoniowa
Na liście priorytetów gdańskiego Południa, obok Nowej Politechnicznej,
znalazły się także Nowa Bulońska Północna, Nowa Warszawska, Nowa Jabłoniowa i Nowa Świętokrzyska. Kolejność
na tej liście nie jest jednoznaczna z kolejnością wykonania, ponieważ wszystkie
te projekty wymagają zewnętrznego dofinansowania. Dzięki pomocy marszałka
województwa pomorskiego udało nam się
pozyskać dofinansowanie na wykonanie
dokumentacji dla Nowej Bulońskiej i Nowej
Jabłoniowej. I w tym sensie jesteśmy gotowi do rozpoczęcia prac. Teraz pracujemy
nad dokumentacją dla pozostałych ulic
– mówi Marcin Dawidowski, dyrektor
Wydziału Programów Rozwojowych.
POMERANIA MAJ 2015
gospodarka
Ulica Nowa Bulońska Północna
(przedłużenie istniejącej ulicy Bulońskiej) ma szanse powstać najszybciej,
gdyż jak zapowiadają urzędnicy, budowa ma ruszyć za rok. Planowana
droga (zob. mapka obok) – ze względu
na koszty projekt okrojono do jednej
jezdni po jednym pasie w każdą stronę
zamiast przekroju 2x2 – wraz z torowiskiem będzie miała 2,8 km długości.
Rozpocznie się na skrzyżowaniu ulic
Bulońskiej i Myśliwskiej w dzielnicy
Migowo, skąd pobiegnie w kierunku
południowym, by połączyć się na Jasieniu z ul. Kartuską, przecinając wcześniej ul. Stolema. Trasa będzie się kończyć węzłem przesiadkowym, który
powstanie w rejonie skrzyżowania ulic
Warszawskiej i Jabłoniowej. Na całej
długości Nowej Bulońskiej wybudowanych zostanie 7 przystanków tramwajowych. W bezpośrednim sąsiedztwie
tej inwestycji zostaną przebudowane
lub wybudowane kolejne drogi, m.in.
ul. Myśliwska, Nowa Wołkowyska,
Myśliwska Południowa, Stolema, Kartuska czy Limbowa. Do tego dochodzą
także chodniki i drogi rowerowe.
Kolejnym klockiem w drogowo-tramwajowej układance jest ulica Warszawska. Kiedy zostanie wybudowana
Nowa Bulońska, tramwaj będzie dojeżdżał do węzła przesiadkowego u zbiegu
ulicy Jabłoniowej i właśnie Warszawskiej. Z tego miejsca do alei Havla w prostej linii jest niespełna 2 km. Wydaje się
zatem, że budowa nowego układu drogowego i tramwajowego biegnącego
przez dzielnicę Ujeścisko w sąsiedztwie
dzisiejszej ulicy Warszawskiej to kwestia czasu, choć póki co większe szansę
ma budowę ma ulica Nowa Jabłoniowa.
Z przygotowanego opracowania
wynika, że rekomendowany do wykonania wariant zawiera jedynie budowę
w kierunku Szadółek jednej nitki Nowej
Jabłoniowej z rezerwą pod linię tramwajową, która może powstać w przyszłości. Jak tłumaczą przedstawiciele
Dyrekcji Rozbudowy Miasta Gdańska,
istniejąca zabudowa mieszkaniowa
i handlowa oraz planowane inwestycje nie wskazują, żeby natężenie ruchu
miało tak wzrosnąć, by wymagało już
dzisiaj budowy linii tramwajowej. Realizacja inwestycji ruszy nie wcześniej
niż w latach 2017–2018, w jej ramach
POMERANIA Môj 2015
powstaną również chodniki i ścieżki rowerowe. Rozbudowana zostanie także
ul. Przywidzka do ul. Czermińskiego,
pro­­wadząca do Morskiego Parku Handlowego.
A Nowa Politechniczna
przed Nową Świętokrzyską?
Przez wielu mieszkańców „Południa”
najbardziej wyczekiwaną inwestycją
jest jednak ulica Nowa Świętokrzyska.
Obecna ulica Świętokrzyska to droga
o przekroju jednej jezdni po jednym
pasie w każdą stronę. W ostatnich latach kolejne jej odcinki zostały zmodernizowane i już tylko niewielkie
jej fragmenty pamiętają czasy, kiedy Łostowice były jeszcze niepozorną dzielnicą na obrzeżach Gdańska.
Niemniej rozbudowa okolicznych osiedli, a tym samym zwiększająca się
liczba pojazdów powoduje, że ulica
Świętokrzyska, która jest jednocześnie
drogą wylotową z Gdańska, w godzinach szczytu korkuje się, co przekłada się na zator na sąsiednich ulicach.
Budowa Nowej Świętokrzyskiej, która
miałaby zostać zbudowana na południe
od starej drogi (od alei Havla do ulicy
Jaworzniaków, przy granicy z Kowalami) jest więc uzasadniona, ponieważ
usprawni ruch zarówno w kierunku
Obwodnicy Trójmiasta, jak i do okolicznych osiedli. Dodatkowo planowana
budowa linii tramwajowej poprawi
komunikację w tym rejonie miasta.
Póki co Nowa Świętokrzyska w oczach
urzędników straciła na rzecz Nowej
Politechnicznej, o czym świadczyć
może nierozstrzygnięcie przetargu na
opracowanie koncepcji i dokumentacji
projektowej. Decyzja o unieważnieniu
przetargu na dokumentację projektową
dla ul. Nowej Świętokrzyskiej na rzecz Nowej Politechnicznej została podjęta na podstawie Analizy Wielokryterialnej przeprowadzonej przez Biuro Rozwoju Gdańska.
Wynik analizy wskazuje wyższy priorytet
realizacji linii tramwajowej w ul. Nowej
Politechnicznej nad Nową Świętokrzyską
– wyjaśnia Marcin Dawidowski.
Konsultacje społeczne dobiegają
końca. Uwagi do dokumentu można
składać w terminie do 21 maja. Głosowanie nad uchwaleniem dokumentu
nastąpi na sesji Rady Miasta w ciągu
najbliższych kilku miesięcy – najprawdopodobniej w czerwcu lub sierpniu br.
Wówczas mieszkańcy „Południa” uzyskają odpowiedź na pytanie, czy nadal
będą stali w korku, czy może pojadą
nową drogą, a być może i tramwajem.
Rzecz jasna, trzeba będzie jeszcze odczekać swoje, bo realizacja każdej inwestycji potrwa przynajmniej kilkanaście
miesięcy. Oczywiście, jeśli się w ogóle
zacznie.
21
historia
Na tropie
tajemnic „Miedziowca”
Gdyby sporządzić listę gdańskich skarbów, „Miedziowiec” powinien się znaleźć na poczesnym
miejscu. Aż dziw bierze, że do tej pory nie jest pokazywany jako jedna z ważniejszych atrakcji
miasta, choć w pełni na to zasługuje.
Marek Adamkowicz
Lata 60. przyniosły archeologom podwodnym wiele spektakularnych odkryć.
W 1961 r. wydobyto w Sztokholmie (po
333 latach od zatonięcia) królewski galeon Vasa. W okolicach duńskiego Roskilde, pomiędzy rokiem 1959 a 1962, odkryto i przebadano pięć łodzi i statków
skandynawskich z XI w., a w Bremie
wyciągnięto w 1962 r. wrak XIV-wiecznej kogi. Polacy o takich znaleziskach
mogli tylko pomarzyć. I marzyli, jak dr
hab. Przemysław Smolarek, dyrektor
ówczesnego Muzeum Morskiego, który
optował za podjęciem długofalowych
badań podwodnych w polskiej strefie
Morza Bałtyckiego. Zachętą były informacje o kilku godnych uwagi wrakach,
choć oczywiście spodziewano się też dalszych odkryć.
Fałszywy blask złota
Szczęście do badaczy uśmiechnęło się
w 1969 r., kiedy to w związku z powiększaniem gdańskiego portu natrafiono na
pozostałości szwedzkiego galeonu Solen,
zatopionego w czasie bitwy pod Oliwą.
W pobliżu zlokalizowano też drugą jednostkę, którą nazwano „Miedziowcem”.
Jedną z pierwszych osób, które dotarły do wraku, był nurek Antoni Dębski. We wspomnieniach przyznaje on, że
zobaczywszy ładunek, pomyślał o... złocie. Znaleziony kawałek „nie wiadomo
czego” błyszczał metalicznie, przywodząc myśl o zatopionym przed wiekami
skarbie. Faktycznie, skarb odnaleziono,
choć nie było to złoto, lecz miedź. Nadto odkryto wiązki sztab żelaza, osmund
22
(ruda żelaza), wosk, potaż, dębinę itd.
Niestety, wkrótce po odkryciu rozpoczęła
się niekontrolowana eksploracja wraku.
Profesor Waldemar Ossowski zwraca
uwagę, że według relacji Lecha Nowicza, późniejszego wieloletniego kierownika badań podwodnych, informacja
o cennym ładunku trafiła do Muzeum
Morskiego dość przypadkowo, poprzez
Andrzej Benesza, posła na Sejm i zapalonego żeglarza, który był zaprzyjaźniony
z dyrektorem Smolarkiem. Otóż, natrafił on na... złomowcu na ładunek miedzi
wydobyty przez Polskie Ratownictwo
Okrętowe! Zaczęła się walka nie tylko
o odzyskanie materiału sprzed wieków,
ale też objęcie wraka ochroną. Po wielu
perypetiach to się wreszcie udało. Rozpoczęto prowadzenie kompleksowych
badań, a w 1975 r. przeprowadzona została skomplikowana operacja wydobycia reliktów statku.
Z Gdańska w daleki świat
Podstawową kwestią, którą musieli wyjaśnić badacze, było określenie rodzaju
statku oraz czasu i okoliczności jego zatonięcia.
Z badań dendrochronologicznych wynika, że statek zbudowano około roku 1399,
a zatonął on prawdopodobnie w roku 1408
– wyjaśnia prof. Beata Możejko, historyk
badająca „Miedziowca”. Tym samym wiadomo, jakie towary wysyłano przez Gdańsk
u progu wielkiej wojny z zakonem krzyżackim.
Był to czas, kiedy Państwo Zakonu
Krzyżackiego znajdowało się u szczytu
potęgi, Gdańsk zaś prowadził ożywiony
handel, i to nie tylko w ramach Hanzy.
Znaleziony we wraku osmund pochodził
zapewne ze Szwecji, natomiast płyty miedzi z Węgier, a mówiąc dokładniej: z kopalni na Spiszu (obecnie Słowacja). Były to
surowce bardzo poszukiwane na rynku.
Żelazo wykorzystywano do produkcji
broni, miało ono również zastosowanie
w budownictwie i produkcji stoczniowej. Miedzią pokrywano dachy i produkowano zeń naczynia gospodarcze.
Badacze przypuszczają, że celem podróży „Miedziowca” mogła być Brugia,
ważny port tranzytowy na zachodzie
Europy, choć nie można wykluczyć, że
płynął on do Amsterdamu czy też Londynu. Odkrycie i badania wraku „Miedziowca” znacząco powiększyły zasoby
Narodowego Muzeum Morskiego – przyznaje dr Jerzy Litwin, dyrektor placówki.
Cały zespół zabytków pozyskanych w wyniku archeologicznych badań podwodnych
POMERANIA MAJ 2015
historia
„Miedziowca” liczy kilkaset pozycji inwentarzowych i może być uznany za rewelacyjny.
W ostatnich latach archeologowie w innych
krajach natrafili również na wraki średniowiecznych statków wraz z podobnymi
ładunkami, jednakże „Miedziowiec” i wydobyte z jego wnętrza zróżnicowane zabytki są – w rozległej skali odkryć pod wodą
– pierwszymi tego rodzaju na świecie. Eksponaty poddane zostały konserwacji i teraz
uatrakcyjniają ekspozycję stałą w naszej
głównej siedzibie.
Dopowiedzieć, co nienapisane
Profesor Możejko przyznaje, że nie udało
się odnaleźć w źródłach informacji na
temat jednostki. Wiadomo natomiast, że
w przygotowanie rejsu, w jakiś sposób,
byli zaangażowani gdańszczanie. Udało
się bowiem zidentyfikować gmerk jednego z tutejszych kupców. Zapewne nie
działał on sam, bardzo często bowiem
handel był prowadzony przez spółki.
W takie właśnie przedsięwzięcie mogli
być zaangażowani kupcy z Gdańska,
Prus i Węgier, co sugeruje zawartość
ładowni wraku. Udało się też ustalić, że
statek był jednostką typu holk, bardzo
rozpowszechnioną w tej części Europy,
podobnie jak nazwa „Sługa Maryi” (Marienknecht lub Marienknyght). Niewykluczone, że tak właśnie nazywał się też
„Miedziowiec”. Profesor Możejko zwraca
uwagę, że ze źródeł z czasów, gdy statek
zatonął, pochodzi na przykład informacja (z 24 lutego 1407 r.) o aresztowaniu
w Anglii następujących hanzeatyckich
statków: holka Marienknyght prowadzonego przez kapitana Johanna Somera, krajera Marienknyght pod kapitanem
Johannem Stuve, statku Marienknyght
prowadzonego przez H. Bernssona i krajera Marienknyght z kapitanem Eberhardem Kenenhorstem. Identyczne imię nosiły trzy kolejne holki, prowadzone przez
Clausa Holewatera, Tuedemana van de
Hanc i Johna Runne.
Przyczyną zatonięcia „Miedziowca”
najprawdopodobniej był pożar. Można
przyjąć, że z racji bliskości brzegu załoga
zdołała się uratować. Dla badaczy ważne jest to, że stan zachowania znaleziska
pozwolił ustalić, jak wyglądało ułożenie
towarów w ładowniach, oraz poznać
szczegóły konstrukcyjne statku.
Szczególnie frapujące wydają się
wyniki badań pozostałości roślinnych.
POMERANIA Môj 2015
Jako że w trakcie pożaru statku zostały
one zalane warstwą dziegciu i smoły,
przetrwały do naszych czasów w doskonałym stanie. Dzięki temu naukowcom
udało się potwierdzić obecność m.in.
żyta, cebuli, czosnku i bobiku. Tego rodzaju znalezisko, jak się wydaje, rzuca
światło na zwyczaje żywieniowe ludzi
morza z przełomu XIV i XV w.
Historia ujęta w księgę
Po 46 latach, jakie minęły od odnalezienia wraku, i 40 od jego wydobycia
o „Miedziowcu” wiemy już sporo, niemniej badania wciąż trwają. Muzealnicy podkreślają, że pogłębianiu analiz
sprzyja rozwój techniki i wprowadzenie
nowych narzędzi pomocnych w pracy
archeologów, historyków czy paleobotaników. Wyniki dotychczasowych badań
zebrano w książce „Miedziowiec”. Wrak
średniowiecznego statku i jego ładunek. To
drugi tom z serii wydawniczej Badania
Archeologiczne Narodowego Muzeum
Morskiego. Zawiera on następujące teksty: dr hab. Beata Możejko (Uniwersytet
Gdański, Wydział Historyczny) „Żegluga
i handel morski Gdańska na przełomie
XIV i XV wieku. Morskie i handlowe tło
katastrofy Miedziowca w 1408 roku”; dr
inż. Jerzy Litwin (Narodowe Muzeum
Morskie) „Gdańsk – średniowieczne centrum okrętownictwa i handlu morskiego nad Bałtykiem” oraz „Elementy konstrukcyjne wraka Miedziowca”; dr hab.
Szymon Uścinowicz, dr Wojciech Jegliński, dr Piotr Przezednicki (Państwowy
Instytut Geologiczny, Oddział Geologii
Morza) „Budowa geologiczna i rozwój
obszaru w rejonie wraka Miedziowca”;
dr hab. Waldemar Ossowski (Narodowe
Muzeum Morskie) „Badania Miedziowca”, „Elementy wyposażenia statku
i przedmioty osobiste z Miedziowca”
oraz „Ładunek Miedziowca”; mgr Irena
Jagielska, mgr Wiesław Urbański (Narodowe Muzeum Morskie) „Przebieg konserwacji kadłuba i ładunku statku”; prof.
dr hab. Marek Krąpiec, dr Paweł Krąpiec
(Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie) „Analiza dendrochronologiczna
drewna użytego do budowy statku oraz
ładunku”;; mgr Bogdan Kościński (Muzeum Archeologiczne w Gdańsku) „Naczynia ceramiczne”; dr Aldona Garbacz-Klempka, Stanisław Rzadkosz, Ireneusz
Suliga (Wydział Odlewnictwa, Akademia
Górniczo-Hutnicza w Krakowie) „Analizy fizykochemiczne miedzi i żelaza”;;
dr hab. Monika Badura (Pracownia Paleoekologii i Archeobotaniki, Katedra
Ekologii Roślin, Uniwersytet Gdański)
„Pozostałości roślinne”; dr Piotr Paweł
Woźniak (Katedra Geomorfologii i Geologii Czwartorzędu, Uniwersytet Gdański) „Kamienne kule armatnie z wraku
Miedziowca” oraz „Kamienne i ceglane
ciężarki do sieci z Miedziowca”; dr Cezary Żrodowski (Politechnika Gdańska)
„Próba cyfrowej rekonstrukcji kadłuba
wraku Miedziowca”; dr hab. Jerzy Maik
(Instytut Archeologii i Etnologii PAN)
„Tkanina z Miedziowca”.
Fot. Narodowe Muzeum Morskie
23
mùzyka
Cassubia cantat
Chcielibyśmy, aby pieśni zawarte w niniejszym śpiewniku (…) służyły zarówno muzykowaniu w domach, jak i szerszej prezentacji, m.in. takiej, jaką stwarza festiwal „Kaszëbsczé spiéwë”, odbywający
się od wielu lat w Luzinie – nie darmo zwanym stolicą kaszubskiej piosenki1. Czë dzys dnia leno jeden taczi festiwal na Kaszëbach je? Òbczas jaczich rozegracjów, artisticznëch miónków jidze
w całoscë ùczëc kaszëbską spiéwã, mùzykã? Chcemë kąsk pòsznëkrowac…
Tómk Fópka
POMORSKI FESTIWAL PIOSENKI
KASZUBSKIEJ „KASZËBSCZÉ SPIÉWË”2
Festiwal rëchtowóny je òd 2001
rokù w Spòdleczny Szkòle m. Lecha
Bądkòwsczégò w Lëzënie. Przez pierszé
dwa lata bëła to rozegracjô pòwiatowô,
òd 2003 rokù zmienia pòzwã na
pòmòrską.
Jak pòdôwô ùdbòdôwcka festiwalu, szkólnô Alicjô Klinkòsz, pierszégò
rokù przëjachało 94 wëkònôwców. Na
drëdżi rok bëło to ju 250. Ùczãstnicë
wëstãpiwają w kategóriach solo
i w karnie (nié wiãcy jak 7 sztëk), òd
przedszkòlô do strzédny szkòłë plus
kategóriô ôpen. Òkróm nômłodszich
kòżdi spiéwô pò dwa dokôzë, razã nié
dłëżi jak 10 minut. Ni mòże wëkònac
kaszëbsczégò himnu, piesni kòscelnëch,
biesadnëch abò z jaczima szpetnyma słowama. Ni ma gminowëch
a pòwiatowëch eliminacjów, trzeba za
to wprzódk przesłac òrganizatorowi nagróné dokôzë zapisóné w fòrmace MP3.
Na 10-lecé festiwalu òstało wëdóné CD
„Antologia piosenki kaszubskiej”.
Szukającë „Kaszëbsczich Spiéwów”
w internece, jidze trafic na jistną
imprezã, jaką w maju tegò rokù zrobi
Spòdlecznô Szkòła w Jelónkù, w gminie
Serakòjce. Startowac mògą leno dzôtczi
ze spòdlecznëch szkòłów i leno z gminë
Serakòjce.
WOJEWÓDZKI KONKURS PIEŚNI IM.
JANA TREPCZYKA W MISZEWIE3
Òrganizowóny w Spòdleczny Szkòle
m. Jana Trepczika w Miszewie òd
24
2008 rokù przez szkòłã a Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié z Banina. Szkò­
łowé dzecë (kl. 0–6) mùszą zaspiewac
pò dwie kaszëbsczé piesnie, w tim jedną Méstra Jana. Spiéwią soliscë a duetë,
nié dłëżi jak 7 minut.
KASZUBSKI FESTIWAL
POLSKICH I ŚWIATOWYCH
PRZEBOJÓW W LIPNICY4
Rëchtëje gò òd 2010 rokù Zrzesz Szkò­­
łów w Lëpińcach. Rôczony są wë­
kònôwcowie (òd 10 do 20 lat), chtërny
spiéwią znóné pòlsczé i cëzé szla­
grë tłómaczoné na kaszëbsczé abò
w nowi, kaszëbsczi wersje. Kòżdi
spiéwô jeden dokôz. Specjalnô nôdgroda je przëznôwónô za nôbëlniészi
dolmaczënk a za nôsnôżniészi jãzëk
wëkònaniô. Nigle artiscë wëstąpią na
binie, są kwalifikòwóny do wëstãpù
pò wësłëchanim dokôzu na platce
przez kòmisjã. Laùreacë Festiwalu mają
leżnosc pòkazac swòje ùmiejãtnoscë
òbczas rozegracji swiãta 3 Maja w Lë­
pińcach.
FESTIWAL PIEŚNI KASZUBSKICH
„KASZËBSCZÉ TÓNË NAD
MÔLIM MÒRZÔ
Je to przédnô latowô rozegracjô
gminë Pùck. Òdbiwô sã w Swôrzewie. W rokù 2014 miała swój môl
ju XV rôz pòsobicą 5. Wëstãpiwają
rôczoné przez òrganizatorów karna. Kòmisjô przëznôwô GRAND PRIX
„Bùrsztinowégò Skòwrónka”. Festiwal
robi Òstrzódk Kùlturë, Spòrtu i Turisticzi Gminë Pùck.
MIĘDZYNARODOWY FESTIWAL
MUZYKI RELIGIJNEJ IM. KS.
STANISŁAWA ORMIŃSKIEGO W RUMI6
Festiwal rëchtowóny je przez Kòmitet
Òrga n i zac y jny w kòscele N M P
Wspòmòżeniô Wiérnëch. Latos mdze
jegò XXVII edicjô. Òd rokù 2011 òbczas
rujanowégò Festiwalu przeprowôdzô sã
Kònkùrs na nôlepszé wëkònanié piesni
w jãzëkù kaszëbsczim7. Spiéwią chùrë,
jaczé biôtkùją sã ò dëtkòwą nôdgrodã
Wejrowsczégò Starostë a Pùchar Radë
Chùrów Kaszëbsczich.
POMORSKI FESTIWAL PIEŚNI
WIELKOPOSTNEJ W KIELNIE
Robiony òd dzewiãc lat w kòscele
w Czelnie przez Gminowé Centrum
Kùlturë, Spòrtu i Rekreacje w Szemôłdze8. Bierzą w nim ùdzél chùrë, co
mògą wëkònac m.jin. zadóny dokôz
w kaszëbsczim jãzëkù, jaczi wëgrôł
ùszłoroczny Òglowòpòlsczi Kònkùrs
na Kaszëbską Kómpòzycjã Chùralną
do tekstu w jãzëkù kaszëbsczim
ò tematice pasyjny, rëchtowóny przez
wejrowsczé Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi. Je
téż przëznôwóny Pùchar Radë Chùrów
Kaszëbsczich.
KASZUBSKI FESTIWAL MUZYKI
CHÓRALNEJ I REGIONALNEJ
W ŻUKOWIE
Przédnym òrganizatorã ti chùralny
rozegracje je gduńsczi part Pòlsczégò
Związkù Chùrów i Òrkestrów9. Spié­
wóné je w kòscele Wniebòwzãcô NMP
w Żukòwie. Latos bãdze ju jednôsti rôz.
W repertuarze mògą bëc dokôzë pò
POMERANIA MAJ 2015
mùzyka
KONKURS PIEŚNI O MORZU
„JANTAROWI BÔT”
Rëchtowóny je przez part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Dãbògòrzu-Kòsôkòwie. W ùszłim rokù béł to ju
XIII kònkùrs pòsobicą. W regùlaminie
czëtómë, że mùszi wëkònac dwie piesnie ò mòrzu, w tim przënômni jednã
pò kaszëbskù17. Karna spiéwią do 10 minut. Ni mògą bëc czëc z binë kaszëbsczi
himn i biesadné spiéwë.
kaszëbskù, jaczé mdą dodôwkòwò achtniwóné. Dobëc mòże téż m.jin. Pùchar
Radë Chùrów Kaszëbsczich.
Latos mdze ju 23. rôz. Rëchtëje jã Bë­
towsczé Centrum Kùlturë razã z bë­
towsczim partã Zrzeszeniô.
OGÓLNOPOLSKI FESTIWAL PIEŚNI
O MORZU W WEJHEROWIE
W tim rokù mdze ju pò rôz 22. Òr­ga­
nizëje gò Wejrowsczé Centrum Kùlturë
(Filharmónia Kaszëbskô)10. Chùrë
wëkònac mùszą mòrsczi dokôz abò pò
kaszëbskù. Kaszëbskô piesniô je òsóbno
òceniwónô.
ZJÔZD KASZËBSCZICH SPIÉWÔKÓW
Przédnô rozegracjô Radë Kaszëbsczich
Chùrów, jakô rzeszi pôranôsce karnów spiéwù14 . Co rokù jiné karno
cygnie kawel ò wanożną lutniã. Dobiwca òrganizëje zjôzd. Donëchczôs
bëłë òne w: Lëzënie (Barłominie),
Parchòwie, Wejrowie, Lëni, Rédze,
Mechelinkach (Mòstach), Żukòwie,
Chwaszczënie (Tëchómkù), Rëmi, Baninie, Żelëstrzewie a Gniewinie. Latos Kaszëbsczi Spiéwôce pòtkają sã
w Kòsôkòwie. Kòżdi chùr spiéwô trzë
piesnie pò kaszëbskù.
POMORSKI KONKURS KASZUBSKIEJ
PIEŚNI BOŻONARODZENIOWEJ
W SZEMUDZIE
Robi gò òd dzesãc lat szemôłdzczé
gimnazjum11. Spiéwający wëstãpiwają
solo abò w karnach, òd przedszkòlô
pò ùstnëch. Wëkònóné mògą bëc
dwie spiéwë, co pòwstałë w jãzëkù
kaszëbsczim, przë czim jedna z nich je
bez towarzeniô instrumeńtu.
FESTIWAL „CASSUBIA
CANTAT” W BYTOWIE
Òrganizowóny je przez Zôpadnokaszëbsczé Mùzeùm w Bëtowie òd
2010 rokù12. Karna, jaczé przëjadą do
Bëtowa, mùszą pòkazac swòjã aranżacjã
wëbrónëch trzech dokôzków lëdowëch
spòmidzë 98 zabédowónëch przez
òrganizatorów. Brzôd pòsobnëch festiwalów je wëdôwóny co rokù na platkach.
PRZEGLĄD TWÓRCZOŚCI KASZUBSKIEJ
DZIECI I MŁODZIEŻY W BYTOWIE
Rozegracjô, co mô w se trzë kònkùrsë:
plasticzny, karnów spiéwù i tuńca
a gminowé eliminacje Rodny Mòwë13.
POMERANIA Môj 2015
KASZËBSCZI IDOL
Mùzyczny projekt Radia Kaszëbë15,
co sã zaczął w rokù 2008. Przëniósł
ju pôrã plat ków z nag ra n ioma
nowëch i starszich kaszëbsczich dokôzów wëkònónëch przez młodëch
spiéwającëch, wëbrónëch w kastingach
na całëch Kaszëbach.
FESTIWAL KOLĘD KASZUBSKICH
Rozegracjô robionô przez Stowôrã
Kaszëbsczi Regionalny Chùr Mòrzanie
z Pierwòszëna, do jaczi rôczoné
są chùrë, co spiéwią kaszëbsczé
kòlãdë. Jedna z nich je òbrzészkòwô,
òpracowónô na chùr przez Przemisława Stanisławsczégò. Brzadã pòsobnëch
festiwalów je m.jin. zsziwk z czilenôsce
taczima kòlãdoma przëszëkòwónyma
na chùrë. Festiwal òdbiwô sã òd 2006
rokù16.
Hewò je krótëchny przezérk piãtnôsce
wëbrónëch, do dzys dnia warającëch
rozegracjów kaszëbsczi spiéwë. Sama
jich wielëna sprôwiô, że mòże smiało
krziknąc: CASSUBIA CANTAT!
Na òdjimkach: Kaszubski Festiwal Polskich
i Światowych Przebojów w Lipnicy 2014. Òdj. DM
1 Tak napisa we wstãpie do Kaszëbsczégò
Spiéwnika Domòwégò, wëdónégò w rokù 2014
przez Wëdowiznã REGION zez Gdinie a Mùzeùm
Kaszëbskò-Pòmòrsczi Piśmieniznë i Mùzyczi
we Wejrowie, jegò redaktorka, Witosława
Frankòwskô.
2 http://www.luzino.pl/05kultur/05akutur/05arch03/0541festi/0541festi.html
3 http://www.konkurs_piesni.republika.pl/
index.html
4 https://www.youtube.com/watch?v
=Vizx_x3bOIE
5 http://gmina.puck.pl/xv-festiwal-piesnikaszubskiej-kaszebscze-tone-nad-molimmorza/
6 http://festiwalrumia.pl/historia-festiwalu
7 http://festiwalrumia.pl/regulamin-k-2015
8 http://www.szemud.pl/aktualno sci/9/924.html
9 http://www.pzchio-gdansk.pl/?cat=9
10 http://www.wck.org.pl/pozostale/
opis/3804-xxii-ogolnopolski-festiwal-piesnio-morzu-w-wejherowie.html
11 http://gimnazjumszemud.cba.pl/?page_id=105
12 http://www.bck-bytow.pl/aktualnosci/2010/casubia/regulamin.pdf
13 http://www.powiatbytowski.pl/news/116/n/880
14 http://kaszubi.pl/aktualnosci/aktualnosc/
id/215
15 http://radiokaszebe.pl/kaszubski-idol-muzyka/idol-2014/o-konkursie/
16 http://www.kosakowo.pl/strona/?q=node/1059
17 http://www.kosakowo.pl/rkis/archiwum/
doc/2013/jantarowi_bot_2013-regulamin.
pdf
25
Z Kaszuby do Świtu
– Zbrzycą i Brdą
Fot. Krzysztof Kwiatkowski
Jubileuszowy spływ Śladami Remusa
Klub Turystyczny ZKP Wanożnik zaprasza na XXX Kaszubski Spływ Kajakowy Śladami Remusa – od 4 do 12 lipca 2015 roku. Zacznie się w Kaszubie (gmina Brusy, pow. chojnicki, woj.
pomorskie), będzie prowadzić rzekami Zbrzycą i Brdą, a zakończy się w miejscowości Świt
(gmina Cekcyn, pow. tucholski, woj. kujawsko-pomorskie).
Ta doroczna impreza jest kaszubska nie
tylko z nazwy i z przebiegu tras (w tym
roku będzie wieść także przez urokliwą krainę pomorską Bory), ale przede
wszystkim z połączenia przygody wodniackiej z kaszubskim programem kulturalnym, realizowanym na lądzie podczas wycieczek i wieczornych ognisk.
Staramy się, aby w tym roku ta oferta
była szczególnie bogata ze względu na
jubileusz spływu i na 25-lecie Klubu
Wanożnik.
WSTĘPNY PROGRAM SPŁYWU
W sobotę 4 lipca zjedziemy się w pobliże miejscowości Swornegacie (gmina
Chojnice), gdzie na polu namiotowym
„Nad Brdą”, u państwa Hapków, będzie
nasz trzydniowy biwak. Tam od godzin
porannych rejestracja uczestników, a po
południu spacer do centrum wsi letniskowej Swornegacie i jej zwiedzanie.
W związku z planowanym w tym dniu
w Redzie XVII Zjazdem Kaszubów uroczyste otwarcie spływu nastąpi o godz.
18, aby umożliwić zainteresowanym
tym wydarzeniem kajakarzom udział
w zjeździe. Po otwarciu spływu ognisko
pod hasłem „Przeżyjmy to jeszcze raz”
– z udziałem wiernych Remusowym
spływom wokalistów.
❱❱ W niedzielę 5 lipca uczestnicy zostaną zawiezieni do miejscowości Kaszuba, gdzie przed wypłynięciem będą
mogli uczestniczyć, w gospodarstwie
26
❱❱
❱❱
❱❱
❱❱
państwa Piekarskich, w mszy św. polowej z elementami liturgii w języku
kaszubskim, a odprawi ją kapelan
naszego spływu ks. kanonik Roman
Skwiercz. Następnie płynięcie do Laski (14 km), skąd powrót autobusem
na biwak w pobliżu Swornegaci. Tam w godzinach popołudniowych
planujemy imprezę „Jubileuszowa
niedziela z Remusem”.
W poniedziałek 6 lipca autobus
zawiezie kajakarzy do Laski, skąd
popłyną (14 km) na biwak w Swornegaciach. Wieczorem, przy ognisku,
poświęcone 25-leciu KT Wanożnik
spotkanie z prezesem tego klubu
Bernardem Hinzem.
We wtorek 7 lipca płynięcie do Czernicy (12 km), gdzie na polu namiotowym u Piotra Szulca będziemy nocowali do końca spływu.
W środę 8 lipca wybierzemy się na
wycieczkę do Brus. Zwiedzimy Chatę
Kaszubską w Brusach-Jagliach i niezwykłą zagrodę Józefa Chełmowskiego, potem obiad w restauracji i spotkanie z działaczami miejscowego
oddziału ZKP.
W czwartek 9 lipca płynięcie do Rytla (16 km). Po powrocie do Czernicy
tradycyjne spotkanie z redakcją „Pomeranii” oraz prezentacja wydawnictw i upominków regionalnych,
dokonana przez Księgarnię Kaszubsko-Pomorską Czec.
❱❱ W piątek 10 lipca wyruszymy na
długi, ale łatwy do pokonania, odcinek do Woziwody (24 km). Po powrocie do Czernicy, przy ognisku,
wieczór piosenki kaszubskiej.
❱❱ W sobotę 11 lipca popłyniemy z Woziwody do Świtu (23 km), gdzie zakończymy kajakowanie. Po powrocie
do Czernicy odbędzie się ognisko pożegnalne.
❱❱ W niedzielę 12 lipca w tejże Czernicy nastąpi uroczyste zakończenie
jubileuszowego spływu.
BIWAKI I POSIŁKI
Aby uniknąć uciążliwego codziennego
rozstawiania namiotów i ich zwijania, przewidujemy – jak można było
już się zorientować – biwaki jedynie
w dwóch miejscach: w pobliżu Swornegaci i w Czernicy – na urządzonych
polach namiotowych. Na miejsca startów (jeśli nie wypadną w miejscowościach, w których będziemy nocować)
uczestników zawiezie autobus, a po zakończeniu etapu odwiezie ich na pole
namiotowe.
Podobnie jak w ubiegłym roku nie
przewidujemy posiłków z góry narzuconych. Wyjątek: obiad w restauracji
podczas wycieczki do Brus.
ORGANIZATOR I PATRON PRASOWY
Głównym organizatorem tegorocznego spływu Śladami Remusa jest Klub
POMERANIA MAJ 2015
Jubileuszowy spływ Śladami Remusa
Turystyczny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Wanożnik.
Patronat prasowy sprawuje redakcja „Pomeranii”, dzięki której w 1986
roku Remusowy spływ, wymyślony
przez Janusza Kowalskiego, zaistniał
i która przez kilka początkowych lat
była, wraz z Klubem Kajakowym Wodniak przy Gdańskiej Stoczni Remontowej, organizatorem tej imprezy, długo
będącej jedną z największych tego rodzaju na Pomorzu.
Komandorem tegorocznego spływu
będzie Wojciech Kuc.
UCZESTNICY I SPRZĘT
W spływie biorą udział osoby zakwali­
fikowane. Od osoby pełnoletniej prowadzącej kajak wymagane jest oświadczenie o umiejętności pływania lub
okazanie – jeśli posiada – karty pływackiej.
Młodzież poniżej 18 lat uczestniczy w spływie pod opieką osób pełnoletnich, co rodzice lub opiekunowie
zgłaszają pisemnie najpóźniej podczas
rejestracji.
Organizator będzie dysponować kajakami dla zainteresowanych ich wypożyczeniem uczestników spływu. Odbiór
nastąpi w miejscu startu, a oddanie na
mecie. Można korzystać z własnego sprzętu, ale nie zapewniamy jego przewozu.
Organizator gwarantuje fachowe
prowadzenie spływu oraz opiekę ratowniczo-medyczną.
Obok kajakarzy dopuszcza się udział
grupy rowerowej, pod warunkiem
zakwalifikowania jej uczestników przez
organizatora, a także przygotowania
przez nią tras lądowych.
WPŁATY
Wpłata na cele statutowe Klubu Turystycznego ZKP Wanożnik wynosi: normalna 270 zł, zniżkowa 230 zł. Zniżka
przysługuje członkom ZKP i KT Wanożnik, którzy mają opłacone składki członkowskie do 2015 r. włącznie (co należy
udokumentować podczas rejestracji,
okazując dowód uiszczenia składek;
nie dotyczy to członków KT Wanożnik, gdyż listą opłaconych przez nich
składek będzie dysponował sekretariat spływu). Zniżka przysługuje także
studentom i uczniom. Dzieci do lat 4 są
zwolnione z wpłaty.
Uwaga: powyższe kwoty mogą się
nieznacznie zmienić. Te ostateczne będą
podane w informatorze spływowym.
Z wpłat wniesionych na cele statutowe organizator pokryje m.in.
ubezpieczenie osób, opiekę medyczną,
przewozy uczestników i bagaży, koszty biwaków i posiłku w Brusach, część
kosztów imprez kulturalnych i pamiątki spływowej oraz informatora, a także
część kosztów organizacyjnych.
Opłata za wypożyczenie i przewo­
żenie kajaka wynosi 240 zł (120 zł
od osoby). Pokryje ona koszty wypożyczenia kajaków od firm usługowych (w Swornegaciach i Czernicy)
i świadczonego przez nie transportu
kajaków, a także zapewnienia opieki
ratowniczej.
TERMINY ZGŁOSZEŃ I WPŁAT
Pisemne zgłoszenia udziału przyjmowane będą do 10 czerwca br.
W zgłoszeniu niezbędny jest PESEL,
aby można było ubezpieczyć osoby zamierzające uczestniczyć w spływie.
Zgłoszenia można wysyłać pocztą
pod adresem siedziby Klubu Turystycznego ZKP Wanożnik: ul. Straganiarska
20-23, 80-837 Gdańsk, e-mailem (najbardziej pożądany wariant) pod adresem:
[email protected] lub złożyć bezpośrednio w siedzibie klubu Wanożnik.
Wpłaty należy uiścić do 19 czerwca
na konto Klubu Turystycznego Wanożnik: Bank Millennium, nr konta: 39 1160
2202 0000 0002 0852 1487 z dopiskiem
„Spływ Remusa” (podając nazwiska
uczestników).
Przewodniczący Komitetu Organizacyjnego Edmund Szczesiak
tel. 608 466 356
e-mail: [email protected]
Bieżące informacje będą podawane
sukcesywnie na stronie internetowej
www.kaszubi.pl/o/wanoznik
Tam też zostanie umieszczony formularz
zgłoszenia w wersji elektronicznej,
a także informator spływowy
z uaktualnionym programem
i pełnym regulaminem uczestnictwa.
Zgłoszenie na XXX Kaszubski Spływ Kajakowy Śladami Remusa
1. Osoba prowadząca kajak (pełnoletnia) lub rower
2. Członek załogi kajaka lub niepełnoletni rowerzysta
Imię i nazwisko ……………………………………………………………
Data urodzenia ……………………………………………………………
Nazwa i nr dowodu tożsamości …………………………… . .……………
PESEL………………………………………………………………………
Adres (z kodem) …………………………………………………………
Telefon ……………………………………………………………………
E-mail ……………………………………………………………………
Należy do: ZKP (podać oddział) ……………………………………………
KT Wanożnik ……………
Imię i nazwisko ……………………………………………………………
Data urodzenia ……………………………………………………………
Nazwa i nr dowodu tożsamości …………………………… . .……………
PESEL………………………………………………………………………
Adres (z kodem) …………………………………………………………
Telefon ……………………………………………………………………
E-mail ……………………………………………………………………
Należy do: ZKP (podać oddział) ……………………………………………
KT Wanożnik ……………
KAJAK: Chcemy pożyczyć kajak od organizatorów (tak lub nie)
………
ZGŁOSZENIE DO GRUPY: kajakarze ……… kolarze …………
……………………………………………………………………….
Podpisy osób zgłaszających się
(nie dotyczy wysyłających zgłoszenie e-mailem)
POMERANIA Môj 2015
27
téater
Smiéch do lzów
Gùst – starszi chlop, ópa, gbùr ë gdówc – przëszed do dbë, żebë sã drëdżi rôz òżenic. To nie
bëlo równak wcale taczé prosté. Jak pògòdzëc sã ze stôrą milotą, jak nagadac bialkã, chtërna
mô ju swòje lata, do zdënkù…
Matéùsz Bùllmann
pòstacëjów, chtërne mają starã gadac
pò pòlskù, to ju pòwtôrzający sã mòtiw
szpòrtów Roszmana.
To wszëtkò ë jesz wiele wicy mòżna
nalezc w nowim pòkôzkù téatru
amatorsczégò ze Strzelna w gminie
Pùck. Jegò aktorów ze znónym plestą
Józefã Roszmanã mòżemë òbzerac ju
w piąti òdslonie. Pò wiôldżim dobëcym
widzawiszczów „W niedzelny wieczór” czë dwùch partów „Testamentu”
òpiartëch na ùsôdzkach Jana Drzéżdżona czas przëszed na dokôz pòdlug
scenariusza wspòmniónégò przédnika
strzelińsczégò téatrowégò karna. Jegò
titel to „Nasz tatk sã chce żenic”.
Drzéżdżón to je zdrój
niewëczerpóny
Równak to Jan Drzéżdżón ë jegò proza
mô nôwôżniészi plac w tim, co téater ze
Strzelna robi. Jô Jana Drzéżdżona znôl ë
më wiele gôdalë ò tim. Niechtërny gôdają,
że z Drzéżdżona më ju nic nie zrobimë. A jô
rzekã tak: më mòżemë przeczëtac dwa,
trzë zdania ë z tech zdań zbùdowac téater.
Jan Drzéżdżón dôl nama wiele do mësleniô
– twierdzy Józef Roszman.
Żëcowé stegnë na szpòrtowny ôrt
Kòżdi, chto òdwiedzyl Wiejsczi Dodóm Kùlturë w Strzelnie 12 lżëkwiata,
nie zawiód sã. Na salë wëpchóny do
fùl, a nawetka skòpicą, co sztócëk
bùchôl smiéch. Dokôz, chtëren
pòkazëje lëdzczé wadë, chãcë ë téż
żëcowé stegnë, ba­wil do lzów. Glównô
pòstacëjô – Gùst – zarô na zôczątkù
nawiedzô bialkã (Trudã), z chtërną
òd wiele lat je pòsztridowóny. To jegò
dzéwczã sprzed wòjska, na chtërnã
miôl czësto namklé, czej z negò wòjska
przëszed nazôt dodóm. Miast z nią,
òżenil sã tedë z Wandą, chtërna jak
sóm gôdô na binie, „flot mu ùmarla”.
Żebë przëcygnąc nazôd dôwną milotã
Trudë, Gùstk czëtô ji lëst, chtëren
przësla mù do wòjska. Starala sã pisac
z wësoka, pò pòlskù. Zdôwô mie sã, że
ten part widzawiszcza doprowadzyl
òbzérników do nôwikszégò smiéchù.
Mòglë më ùczëc chòcbë jakno mlodô Truda pisa do swòjégò Gùsta, że
chãtno „by mu wesłała maslo i swieżi chleba do Grudządza, ale zanim to
be doszlo, to to by zbutwiało”. Gôdczi
Téater je wszëtczim pòtrzébny
Przenôleżnosc do téatru ë robòta w nim
to dlô aktorów ze Strzelna wiôlgô ë
wôżnô sprawa. Tej, jak lëdze klaszczą
ë gratulëją, dlô mie to je taczi wigòr. Taczi sztrik, że bëlo dobrze ë żebë tak bëlo
dali – gôdô Dawid Rôdtka. Ale nié blós
w taczich sztótach: Më jesmë përznã
òdpòwiedzalny za dzeje, tradicje ti wsë,
a téater w Strzelnie bél òd 1920 rokù, tej
mô tradicje baro bògaté – dodôwô Brunon Ceszka. Téater, chtëren zajimô wôżny plac w kùlturze, mô bawic, ale téż
ùczëc. Swiądã tegò strzelińsczi aktorzë
na gwës mają. Jich téatralné dokazë niosą wiedno ze sobą glãbszą mësl. Tak téż
je tim razã, co je wôżné dlô ùtwórców.
Òn (ten binowi pòkôzk) je ë dlô starszich, ë dlô mlodszich. Bò niech mlodszi
sã przëzdrzą, że ë starszima cos jesz sã òd
żëcégò nôleżi, że jak chtos je sóm, në tej jednak ta drëgô pòlówka je pòtrzébnô – dolmaczi Adéla Roeska, chtërna na binie
bëla Trudą.
Në a sóm strzelińsczi téater je pò­
trzébny. Rôz, że òbzérnikóm: Jô sã nie
spòdzôl, że jaż tak wiele lëdzy przindze.
28
Më mùszelë jesz dostawiac stólczi. Równak to swiôdczi ò tim, że téater kaszëbsczi
je brëkòwny – gôdô J. Roszman. Chòc
mòżna sã bëlo spòdzewac ti fùl salë, bò
wszëtczé ùszlé pòkôzczi prezentowóné
na ti binie to téż bëlë zwënédżi. Czej
aktorzë przëjéżdżelë z nima do jinëch
wsów czë gardków w calim regionie,
bëlo jistno. Dwa, téater je brëkòwny,
żebë pòdtrzëmac nen zort ùtwórstwa na
Kaszëbach. Swój zloti czas téater w naszi rodny mòwie miôl jesz przed drëgą
swiatową wòjną. Tej we wnet kòżdi
wikszi wsë bél téater. Tak przënômni to
wëzdrzalo na nordze. Terô Kaszëbi cali
czas żdają na jegò renesans.
Gôdô regionalësta Eùgeniusz Prëcz­
kòwsczi, chtërnégò premiera prze­­
cygnãla do Strzelna: Jeżlë ùdô sã dobrac
tuwo młodëch lëdzy do tegò, co ju je, a je
ten kòrpùs piãkno zbudowóny, to Strzelno bãdze promieniało na całi región baro
bëlno, i żebë tak sã dzejało. Żebë téż te
dokazë bëłë pùblikòwóné, co tu sã twòrzą.
Baro hùmoristiczné. Në nasmielë më sã
dzys nielëchò.
Robòta ze Strzelna zdanim Eùge­
niusza Prëczkòwsczégò mòglabë sã
przekùwac téż na jiné pòwiatë. Téater
doch pòdtrzëmùje téż jãzëk ë jegò rozwijô. Timczasã trudno dzysô nalezc téater pòdobny do tegò z nordë. Òn w tim
sztôlce dzejô ju 12 lat, òd czedë Józef
Roszman przëszed do robòtë w Wiejsczim Dodomù Kùlturë (òdbùdowanié
téatru pò 10 latach przerwë bëlo dlô
niegò zadanim namienionym przez
samëch mieszkańców) ë mòżna rzeknąc, że to téater fùl gãbą. Chòc sklôdô
sã z aktorów-amatorów. Gdze jindze
mòżna nalezc czasã téatrë przede
wszëtczim mlodzëznowé, chtërne
pòjôwiają sã ë znikają.
POMERANIA MAJ 2015
téater
Równak 10 lat temù w Strzelnie
ùdalo sã nalezc chãtnëch na aktorów
dzãka temù, że ti lëdze za mlodëch lat
téż dzejalë w téatrach. Dzysô gôdają (chòc dwùch mlodëch knôpów
wëstąpilo w „Nasz tatk sã chce żenic”),
że nôbarżi jima felëje prawie lëdzy
mlodëch. Czasã chtos przëchôdô, chòc
rzôdkò, ale co z tegò, jak slabò gôdô pò
kaszëbskù. Na binie to je widzec. Starszi
mùszelëbë gadac z dzecama w chëczach
ë tam jich ùczëc – gôdô Adéla Roeska.
Dzys ju ùczą kaszëbsczégò w szkòlach.
Starszi Kaszëbi równak czãsto nie
wierzą w nen zort ùczbë. Na nordze
je to wôżné, tim barżi że strzelińsczi
téater je doch téatra bëlacczim. Tej
brëkùje aktorów gôdającëch domôcą
kaszëbizną – nié tą lëteracką. Mòże
sukces pòstãpnégò przedstawieniô
przëniese brzôd w zorce nowëch nôleżników?
Téater ze Strzelna żdaje na rôczbë
Za nama je premiera nowégò dokazu.
Tak jak z ùszlima téater chce jezdzëc pò
Kaszëbach. Żdaje blós na rôczbë. Mòżna
z nima sã zglaszac ju terô. Chòcbë do
jednégò z aktorów – Brunona Ceszczi, chtëren robi w Òstrzódkù Kùlturë,
Spòrtu ë Turisticzi w Gminie Pùck. Nót
je nôprzód òbmëslec plac na pòkôzk.
Na kùnc chcemë jesz pòdac aktorską
òbsadã téatru „Nasz tatk sã chce żenic”.
Wëstąpilë w nim:
Józef Roszman
Adéla Roeska
Tomôsz Żaczek
Elżbiéta Rôdtka
Dawid Rôdtka
Bruno Ceszka
Longina Dettlaff
Barbara Dettlaff
Gabriela Òrzel
A jeżlë chtos chce wiedzec, czë
Gùstkòwi ùdalo sã nalezc bialkã, czë
òsta nią Truda, czë mòże szëkòwnô
gdowa z Szimbarkù, chtërną rajil mù
drëch, ten niech ùpatrzi so, gdze téater mdze wëstôwiony, ë niech na niegò
nëkô. Żëczã wiele smiéchù.
Artikel je napisóny w bëlacczim zorce
kaszëbiznë, jistno jak dokôz na binã,
ò chtërnym òpòwiôdô.
POMERANIA Môj 2015
29
gòspòdarka
Kaszëbi nôlepszi w Eùropie
Kòle 300 projektów z cali eùropejsczi ùnie ë nôlepszé są òczëwistno te z Kaszëb.
Przedstôwcowie wszëtczich Môlowëch Rëbacczich Karnów z Eùropë spòtkelë sã
w strëmiannikù w Brukselë. Gôdelë przede wszëtczim ò tim, jak òd 2007 rokù bëlë wëdôwóné ùnijné dëtczi na rozwij rëbaczeniégò. Jak mielë pòdczorchniãté – Eùropejsczi Rëbacczi
Fùndusz mô przënioslé pòzytiwné rezultatë.
Pioter Léssnawa
Òb czas zetkaniô bëla téż prezentacjô tzw. „bëlnëch praktik”. To prawie
tim môlowé rëbacczé karna z Kaszëb
dobëlë nôwôżniészé wëprzédnienia
Eùropejsczi Kòmisje.
Wicy jak 300 rëbacczich karnów
z ùnie mialo zrëchtowóné abò wspiarté kòl 10 tësąców projektów. Z tëch 42
bëlë wëbróné do prezentacje w Brukselë ë òbsądzoné przez ùczãstników
kònferencje.
Kùcharzenié z ikrą
Nordowòkaszëbsczé Môlowé Rëbacczé Karno, jaczé dzejô w pùcczim
pòwiece, ë Môlowé Rëbacczé Karno
„Kaszëbë” z kartësczégò pòwiatu mielë zaprezentowóné pòspólny projekt
pòd titlã „Kuchnia z ikrą”. To prawie
nen bél nôlepszi, jeżlë jidze ò projektë
spòlëznowé.
Bél òn sczerowóny do ùczniów wë­
żi­g imnazjalnëch szkòlów gastro­no­
micznëch ë pòkazëje drogã, jaką przechôdô rëba – òd zlowieniô jaż do grôpa.
Chòdzëlo téż ò promòcjã pòmòrsczégò
regionalnégò jestkù. W tim projekce
nôwôżniészô bëla praktikã. Ùczniowie
gastronomicznëch szkòlów z Somònina,
Serakòjc, Przedkòwa, Pùcka, Klanina ë
Wiôldżi Wsë ùczëlë sã m.jin. warzëc
zupë, rëchtowac przegrizczi ë glówné
dania. Zajãca prowadzëlë méstrowie ze
Stowôrë Pòlsczich Kùcharzów – Krësz­
tof Szulbòrsczi, Kazmiérz Żólnowsczi ë
Mariusz Gachewicz.
30
W warkòwniach, jaczé bëlë w rujanie i lëstopadnikù ùszlégò rokù (1.
cykl), a pózni jesz w gòdnikù ë w stëcz­
nikù latoségò rokù (2. cykl), parlãczno
ùdzél wzãno 60 sztëk mlodëch lëdzy.
Òkróm tegò, że mlodzëzna naùczëla
sã warzëc jestkù z rëbów, pòwsta téż
ksążka z receptama wëmëszlonyma
przez ùczniów ë jich méstrów.
Retac kaszëbszczé jezora
W dzélu tikającym sã strzodowiszcza ë ekòlogie nôlepszi w Brukselë
òkôzôl sã projekt retowaniô jezorów
ùdëtkòwiony przez rëbacczé karno
„Bëtowsczé Pòjezerzé”. Jidze ò Aqua­
mar Water Purification – preparat
òbmëszlony przez firmã Aquamar
z Miastka.
Je to preparat biologiczno aktiwny – dolmaczi Môrcën Marczińsczi.
Wprowôdzómë gò w dno wòdnëch zbiérników ë tej zaczinô sã jich mineralizacjô
na taczi ôrt, jaczi nie brëkùje tlenu z wòdë.
Dzãka naji metodze zwikszô sã wielëna
lëftu w jezorach, w calim zbiérnikù – òd dna
jaż do pòwierzchnie. Dzeje sã tak nawetka
w przëtrôfkù baro zanieczëszczonëch jezorów, dze lëft kuńczil sã niżi trzecégò métra.
Tam zaczinala sã miartwô strefa. W taczich
wòdach ni mògą żëc rëbë, bò miast lëftu je
tam sarkòwòdórk.
Pò ùżëcym metodë firmë Aqua­
mar w taczich môlach zaczinają sã
Przedstôwcowie LGR-ów w Brukselë. Òdj. ze zbiérów Nordowòkaszëbsczégò Môlowégò
Rëbacczégò Karna
POMERANIA MAJ 2015
gòspòdarka
Ùczãstnicë projektu „Kuchnia z ikrą”. Òdj. ze zbiérów Nordowòkaszëbsczégò Môlowégò Rëbacczégò Karna
pò­k azowac òrganizmë bentosowé,
jaczé są kôrmą dlô rëbów. A że preparat dzejô – widzec je chòcle w gminie
Tëchómie nad jezorã Naleton. Mielë
jesmë tam zastosowóné najã metodã –
gôdô Marczińsczi. Dzãka temù pH wòdë
pòdnioslo sã z wnet kwasowégò do 7, to je
do nôtëralny niwiznë. Lëft je terô w calim
slupie wòdë. Pòprawila sã téż widocznosc.
Donëchczôs metoda firmë Aquamar
òstala ùżëtô w wicy jak 10 jezorach
– nié blós w Pòlsce. Wiedno skùtk bél
pòzytiwny. Ale jak pòdczorchiwô Marczińsczi – dzejanié preparatu zanôlégô
òd tegò, jak baro zanieczëszczoné je jezoro.
Terô firma Aquamar chce zabédowac
swój projekt m.jin. gminóm ë Pòlsczémù
Wãdkarsczémù Związkòwi, jaczé przede
wszëtczim są miéwcama jezór. Je to prosto pòtrzébné, bò jezora w Pòlsce ë na
POMERANIA Môj 2015
Kaszëbach są w baro lëchim stónie. Jezora na Kaszëbach radzëlë so baro dobrze,
pòkąd na szerok skalã nie weszla do
ùżëtkù chemiô gburskô ë przemislowô,
jakô mia zniszczoné nôtërné systemë
òchronë jezorów. Òd czasów przemislowi rewòlucje jezora robią sã corôzka to
starszé.
Retowanié jezór nie je równak tóni,
bò bédënk firmë Aquamar kòsztëje kòl
10 tesący zlotëch za hektar jezora. Ale
donëchczasné metodë bëlë nawetka
10 razy drogszé. Wôrt jesz dodac, że
projektã z Miastka je zainteresowóné
Nôrodné Centrum Badérowań ë Rozwiju z Warszawë.
Spôdkòwizna
Gôdającë ò firmie Aquamar ë ji ùdbie na
retowanié jezorów, ni mòże zabôczëc
ò ji ùtwórcë – Andrisu Marczińsczim,
jaczi ùmar rok temù. Z Miastkã ë òkò­
lim bél związóny òd kùńca lat 70.,
czej zacząn robòtã w Rëbacczim Gòs­­
pòdarstwie. Pózni stwòrzil Aquamar ë
zająn sã twòrzenim w Pòlsce rëbactwa
strzódlądowégò ë òdtwôrzanim
dżinącëch gatënków rëbów – na przëmiôr
jesotra. Zajimôl sã tim téż za grańcama
Pòlsczi – na Lëtwie ë w Biôlorusje.
Jegò slédné wiôldżé dobëcé to
prawie preparat do rekùltiwacje jezorów, jaczi dobél nôdgrodã w Brukselë. To téż z jegò inicjatiwë pòwstalo
Môlowé Rëbacczé Karno „Bëtowsczé
Pòjezerzé”, dzãka chtërnémù gminë
z bëtowsczégò pòwiatu dostalë wiele
ùnijnégò wspiarcô.
Artikel je napisóny w bëlacczim zorce
kaszëbiznë.
31
KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH
ÙCZBA 43
Wëzgódczi
RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH
Wëzgódka abò wëzgadło to pò pòlskù zagadka. Mòże téż rzec tãgódka. Kaszëbi baro lubią rozmajité wëzgódczi,
òsoblëwie ne żëdowsczé wëzgódczi, tj. takie, których nie można odgadnąć.
Cwiczënk 1
Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk.
Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskò-pòlsczi.
(Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na język polski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski).
– Witôj mój zamëszlony drëchù.
– Bóg zapłac.
– Jô ce nalôzł mëszlącégò! Mògã sã cebie co spëtac?
– Pëtôj, jak mùszisz mëszlącémù człowiekòwi przerëwac.
– Kòmùż të co dzéń gãbë dôwôsz?
– Co të jes taczi zainteresowóny? Biôj mie lóz, cëż cebie do
tegò!
– Rãcznikòwi! Ale jô ce móm zrobioné!
– Je z cebie ale frańt! Czej të jes taczi mądri, tej rzeczë mie,
czedë głëpc je nômądrzészi?
–?
– Czej môłczi, jistno jak të terôzka.
– Dożdżë, dożdżë, jô móm dlô ce wëzgódkã, jaczi të nie
wëzgòdniesz: Chto wszëtkò czëje a nick nie gôdô?
– Mądri?
– Ùszë! Żlë ò ùszach më gôdómë, tej wëzgòdnij to: Chto ni
mô pëska, a grëze?
– Prawie to jô znajã: żgôwka.
– Në wejle, jô mëslôł, że të nie wëzgòdniesz.
– Terô jô móm cos dlô ce: Lëdzóm pòmôgô, jak le mòże, a jednak lëdze sã gò bòją.
– Nie wiém.
– Doktór.
– Jenë jo, dobrze, że të mie przëbôcził. Jô doch jem ùgôdóny
do zãbiôrza. Mùszã nëkac.
– Dożdżë, mie sã prawie jedna wëzgódka przëbôcza ò dzurach: Dzura kòl dzurë, a trzimie.
– Zãbë?
– Jadra…, chòc żlë jidze ò twój gëbis, to mòże môsz dobrze
wëzgòdłé.
– A czemù të môsz dëmiącé ùszë?
– Bò rozmiejã bëlno na placu zmëszlac!
– Jo, jô móm ò tim czëté!
32
Cwiczënk 2
W teksce są zaznaczoné taczé kònstrukcje (w tekście zaznaczono następujące konstrukcje):
zamëszlony, nalôzł mëszlącégò, mëszlącémù
człowiekòwi, zainteresowóny, móm zrobioné, jem
ùgôdóny, môsz wëzgòdłé, dëmiącé, móm czëté.
Zadôj pëtania do słów zapisónëch tłëstim drëkã.
Ò jaczi dzél mòwë pitómë taczima pëtaniama?
(Zadaj pytania do słów zapisanych drukiem tłustym. O którą część mowy pytamy przy użyciu takich pytań?).
Òd jaczégò dzéla mòwë słowa zaznaczoné tłëstim drëkã
pòchôdają?
(Od której części mowy pochodzą słowa wytłuszczone?).
Bôczënk: słowa, ò jaczé pitómë jak ò znankòwnik,
a pòchôdają òd czasnika, zwiemë znan­kò­wni­
kòwima mionoczasnikama.
(Uwaga: słowa, o które pytamy jak o przymiotnik,
a pochodzą od czasownika, nazywamy imiesłowami przymiotnikowymi).
Wëbierzë z tekstu czasniczi i zapiszë je jakno znan­
kòwnikòwé mionoczasniczi (wybierz z tekstu czasowniki i zapisz je jako imiesłowy przymiotnikowe),
np. witôj – witający, witóny.
Bôczënk: znankòwnikòwé mionoczasniczi mają
w nazéwôczu kùnôszczi: -ący, -ącô, -ącé (czinny);
-ti, -tô, -té, -ny, -nô, -né, -ony, -onô, -oné, -óny,
-ónô, -óné (bierny). Wszëtczé je mòże òdmieniwac
jak znankòwnik: przez przëpôdczi, lëczbë i ôrtë.
(Uwaga: imiesłowy przymiotnikowe mają w mianowniku końcówki (...). Wszystkie z nich można odmieniać jak przymiotnik:
przez przypadki, liczby i rodzaje).
POMERANIA MAJ 2015
KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH
Cwiczënk 3
Jaczi malôrz malëje nôchùtczi?
Chto rozmieje i pòtrafi gadac wszëtczima jãzëkama swiata?
Chto w zëmie je gòłi, a w lece òblokłi?
Jaczi mùzykańt mô nôwikszą trąbã?
1) są òkresleniama (to je przëdôwkama), np. mëszlącémù
człowiekòwi;
2) pòmôgają twòrzëc ùszłi czas òpisowi (wëpòmòżné słowò
miec + znankòwnikòwi mionoczasnik bierny), np. môsz
wëzgòdłé;
3) mògą bëc dzélã nasebnégò ùstôwù (wëpòmòżné słowò
bëc + znankòwnikòwi mionoczasnik bierny), np. jem
ùgôdóny.
(Imiesłowy przymiotnikowe spełniają w zdaniach różne funkcje:
1) są określeniami (tzn. przydawkami)…
2) pomagają tworzyć czas przeszły opisowy [słowo posiłkowe
miec + imiesłów przymiotnikowy bierny]
3) mogą być częścią strony biernej [słowo posiłkowe bëc
+ imiesłów przymiotnikowy bierny]).
[jigła, drzéwiã, słoń, pòmión, taska, lód]
Pòklasyfikùj wedle wëżi pòdónégo mòdła wszëtczé pòd­
sztrëchniãté w teksce kònstrukcje.
(Poklasyfikuj zgodnie z podanym wyżej zestawieniem wszystkie podkreślone w dialogu konstrukcje).
Cwiczënk 4
W kôrbiónce je gôdka ò mądrim i głupim.
(W rozmowie jest mowa o mądrym i głupim).
* Synonimë do słowa mądri są taczé (do słowa mądry są takie synonimy): rozëmny, òbmëslny, mądrzéla, mądrala. Widzec z tegò zestôwkù, że
mòżemë te słowa czasã traktowac na dwa ôrtë: jak
jistniczi abò jak znankòwniczi (z tego zestawienia
wynika, że niekiedy możemy te wyrazy traktować
na dwa sposoby: jako rzeczowniki lub przymiotniki).
* Synonimë do słowa głupi (w jistnikòwim znaczenim) są taczé (synonimy do słowa głupi [w znaczeniu rzeczownikowym]
są następujące): głupk, głëpisz, głëpc, glëpéra.
Ùłożë zdania z wëbrónyma słowama. Ùżij w nich
słowiznë w jistnikòwim i znankòwnikòwim znaczenim).
(Ułóż zdania z wybranymi słowami. Użyj w nich słownictwa
w rzeczownikowym i przymiotnikowym znaczeniu).
Cwiczënk 5
W teksce je gôdka ò wëzgódkach. Nalézë je i głosno òdczëtôj. Dodôj téż do nich jich bëlné
òdpòwiescë.
(W tekście jest mowa o zagadkach. Znajdź je i głośno odczytaj. Dodaj też do nich poprawne odpowiedzi).
Przeczëtôj jiné wëzgódczi. Z pòdónëch pòd nima słów
wëbierzë bëlną òdpòwiésc.
(Przeczytaj inne zagadki. Z podanych pod nimi słów wybierz
prawidłową odpowiedź).
Chòc ni mô gãbë ani rãk, sama pije i jinëch pòji.
Ni mô rãków, a szëje.
POMERANIA Môj 2015
Cwiczënk 6
Z pòdónëch w dialogù wëzgódków zapiszë tã, w jaczi nalazło sã słowò ùjimno (pejoratiwno) na­cé­
chòwóné.
Nalézë w słowarzu wszëtczé synonimë do słowa gãba.
Zapiszë je z pòdzélã na zdrobnienia, zgrëbienia i słowa
neùtralné.
Zapiszë synonimë słów: òczë, włosë, noga, rãka. Pòdzelë je na
zdrobnienia, zgrëbienia i słowa neùtralné.
Cwiczënk 7
Przeczëtôj rimòwóné wëzgódczi i rzeczë,
ò czim je w nich mòwa. Rozrzeszenié
nalézesz na kùńcu, przed słowôrzkã.
(Przeczytaj rymowane zagadki i powiedz, o czym jest w nich
mowa. Rozwiązanie znajdziesz na końcu, przed słowniczkiem).
Mô pùch i pióra, a nie je ptôch,
mô cało i dëszã, a nie je człowiek,
mô szesc nóg, a nie je żóden zwiérz.
Zgòdnij, chłopie, żelë wiész.
Mô na brzuszkù
kòżëch na kòżuszkù,
a jednak w òstri zëmie
mrozu nie przetrzimie.
Na jedny nodze stoji w lese,
dzéwczã gò w kòszu do chëczë niese.
Nie grëze, chòc mô zãbë,
le wszëtkò przewrôcô na rãbë.
Serce ze stôlë mô ten pón,
piãkny i głosny jegò tón,
a lëdze zwią gò…
Wiedno z tobą razã jidze
i przë jednym stoji widze,
stoji, stoji, sã nie bòji.
Co të zbrojisz, òna broji.
Zdrój: Piãtów Tóna, Òrzechë do ùcechë abò pół tësąca
kaszëbsczich zagôdek, Gdańsk 1956
[Łóżkò ze spiącym, cëbùla, grzib, grzebiéń, zwón, céniô]
SŁOWÔRZK
Czëtôj wiadło (przeczytaj informację):
Znankòwnikòwé mionoczasniczi spełniwają w zdaniach rozmajité fùnkcje:
jistno – tak samo; môłczec – milczeć; nôchùtczi – najszybciej;
pòmión – echo; szpégel – lustro; zãbiôrz – dentysta; zdrzadło –
lustro; żgôwka – pokrzywa
33
Gdańsk mniej znany
Wodne wrota miasta
Po sezonowej przerwie Muzeum Historyczne Miasta Gdańska zaprasza do zwiedzania Twierdzy Wisłoujście. Sprawdzamy, kto jeszcze, prócz zabytków, budzi się tu do życia.
Marta Szagżdowicz
Nie nad ujściem
Gdańskie Wisłoujście należy administracyjnie do osiedla Przeróbka. Ale
nasz spacer zaczynamy na ulicy Starowiślnej w Nowym Porcie, w pobliżu
przeprawy promowej. Stąd, z lewego
brzegu rzeki rozciąga się najpiękniejszy
widok na Twierdzę Wisłoujście. Niegdyś
to właśnie w tym miejscu Wisła uchodziła do Zatoki Gdańskiej. Z biegiem lat
z nanosów rzeki utworzyła się wyspa.
W XIX wieku władze zdecydowały połączyć ją z lądem i w ten sposób powstał
półwysep Westerplatte. I choć ujście
rzeki oddaliło się od pierwotnego aż za
cypel Westerplatte, to jednak nazwa
Wisłoujście przetrwała. Pierwszy raz
wzmiankowana była już w XIV wieku.
Od czasów średniowiecznych wejścia
do portu chroniła wodna strażnica z latarnią. W pobliżu powstała też osada,
gdzie mieszkał urzędnik zwany mundemajstrem (od niemieckiego słowa Mündung oznaczającego ujście). Nad torem
wodnym i jego głębokością czuwali też
dwaj rajcy – panowie palowi. Byli tak
nazywani z powodu opłaty palowej,
którą musiał uiszczać każdy cumujący
w Gdańsku statek.
Twierdza
By zdobyć twierdzę, skorzystajmy z przeprawy promowej, a następnie skierujmy
się w lewo. Twierdza była wielokrotnie
przebudowywana, ale swój kształt zawdzięcza przede wszystkim Antoniemu van Obberghenowi i Hansowi von
Lindau. Zbudowali jedyną w Polsce
wodną fortecę, która nigdy nie została
zdobyta, choć wiele razy kapitulowała.
Na wzór fortyfikacji włoskich budowniczy wznieśli tzw. Fort Carré – na planie
kwadratu rozmieszczono cztery bastiony
34
z kazamatami i działobitniami. Najlepiej
to widać po wejściu na szczyt wieży,
gdzie z wysokości 23 metrów można
podziwiać całe założenie, a także Nowy
Port, Letnicę i Zatokę Gdańską. W XIX
stuleciu, gdy Twierdza straciła na strategicznym znaczeniu, pełniła funkcję
więzienia. Po powstaniu listopadowym
władze pruskie przetrzymywały w niej
polskich oficerów i żołnierzy. Obiekt
w okresie Wolnego Miasta Gdańska udostępniony był klubom żeglarskim. Po II
wojnie światowej zniszczony zabytek
długo nie mógł się doczekać zainteresowania. Konserwacja rozpoczęła się dopiero po 1989 roku, a badania trwają do
dziś. Od czterech lat Muzeum Historyczne Miasta Gdańska organizuje w okresie
letnim plenerową imprezę „Bitwa Morska”. Twierdza Wisłoujście jest główną
bohaterką tej historycznej inscenizacji,
podczas której odgrywana jest scena odparcia wrogich jednostek morskich.
Zimowi goście
Choć Twierdza wydaje się opustoszała, ma swoich stałych mieszkańców…
Szczególnie w okresie zimowym miejsca
strzegą nietoperze. W zakamarkach
zabytku zarejestrowano w 2005 roku
rekordową obecność ponad 300 osobników. Ceglane podziemia, kanały i fosy
tworzą idealne warunki dla tych ssaków na przetrwanie okresu, w którym
nie byłyby w stanie zdobyć pożywienia.
Wisłoujście to jedno z największych zimowisk nocka łydkowłosego i nocka
dużego – największego gatunku nietoperzy. Zwierzęta te wybierają sobie
spokojne miejsca, by zapaść w stan hibernacji. Oszczędzają energię poprzez
regulację temperatury ciała, ale i spowolnienie oddechu oraz tętna. W czasie
hibernacji osiąga ono u nocka dużego do
80 uderzeń na minutę – jedenaście razy
mniej niż podczas lotu. Teren Twierdzy
Wisłoujście z uwagi na obecność nietoperzy wpisany został na listę obszarów
chronionych Natura 2000. To regulowana przez Unię Europejską najmłodsza
prawna forma ochrony przyrody w Polsce, która wprowadzona została w 2004
roku.
Fot. M.S.
POMERANIA MAJ 2015
Dzień Jedności Kaszubów
w Senacie
W Senacie Rzeczypospolitej Polskiej 18
marca 2015 roku odbyło się uroczyste
posiedzenie Kaszubskiego Zespołu Parlamentarnego pod przewodnictwem
senatora Kazimierza Kleiny. W gronie
znamienitych uczestników świętowano
Dzień Jedności Kaszubów – na pamiątkę
pierwszej historycznej wzmianki o Kaszubach w naszych dziejach.
Przewodniczący Kaszubskiego Zespołu Parlamentarnego senator Kazimierz Kleina pięknie przywitał wszystkich znamienitych gości Dnia Jedności
Kaszubów w Senacie. Obok grupy posłów i senatorów oraz oddziału warszawskiego ZKP, w sposób szczególny
przywitał Marszałka Senatu RP Bogdana Borusewicza i konstytucyjnego Ministra Środowiska Macieja Grabowskiego.
Łącznie w spotkaniu uczestniczyło 50
osób.
W słowie wstępnym senator Kazimierz Kleina przypomniał znaczenie
pierwszej historycznej wzmianki o Kaszubach. Została ona zapisana w bulli
papieża Grzegorza IX pod datą 19 marca
1238 roku. W dokumencie tym książę
Bogusław I został nazwany księciem
Kaszub (duce Cassubie). W tym okresie
centrum kaszubszczyzny znajdowało
się na Pomorzu Zachodnim. Niestety,
z czasem zostało ono zgermanizowane. Senator K. Kleina określił Pomorze
Zachodnie jako „pierwotną siedzibę
Kaszub”. Jak zauważył senator, warto
o tym i dzisiaj pamiętać. Przewodniczący Kaszubskiego Zespołu Parlamentarnego przywołał dobrodziejstwo
obowiązującej od ponad 10 lat ustawy
o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym, podkreślił, że współcześnie blisko 20 tysięcy dzieci i młodzieży korzysta z nauki
języka kaszubskiego, oczywiście głównie na Pomorzu Gdańskim. Senator
postawił też pytanie, na ile efektywnie
wydawane są te pieniądze publiczne.
Następnie zebrani wysłuchali pięknego koncertu w wykonaniu Pawła
Ruszkowskiego, rodem z Kościerzyny.
Były strofy kaszubskie, piękno poezji
i własna oryginalna muzyka.
Dzień Jedności Kaszubów w Senacie
jak zwykle obchodzono bardzo uroczyście. Duża w tym zasługa Kaszubskiego Zespołu Parlamentarnego oraz
duża w tym rola i aktywność stołecznego oddziału ZKP. Warto zauważyć, że
jego członkowie pełnią często wysokie
stanowiska w administracji rządowej
i nauce polskiej. Zwyczajowo spotkania w Senacie RP mają świąteczny charakter. Przy kawie i „małym co nieco”
długo i bardzo przyjaźnie rozmawiano.
O czym, jako poseł Ziemi Pomorskiej,
osobiście poświadczam.
Jan Kulas
Fot. M. Bławdziewicz i D. Wojucka
POMERANIA Môj 2015
Gala konkursu
„Miejsca kultu na Kaszubach”
W naszej szkole Dzień Jedności Kaszubów był w tym roku wyjątkowym
świętem. Już w listopadzie 2014 roku
ogłoszono konkurs plastyczny mający
na celu propagowanie miejsc kultu na
Kaszubach, którego rozstrzygnięcie
zaplanowano na ten ważny dzień. Odzew był ogromny, szczególnie jeśli się
weźmie pod uwagę fakt, że to pierwsza
edycja konkursu, nadeszły bowiem 54
prace z 8 szkół: w Pobłociu, Bierkowie,
Szczypkowicach, Luzinie, Skórowie,
Warcinie, Łupawie i Potęgowie. Tematem prac – szkiców, wyklejanek, dzieł
wykonanych farbkami i kredkami oraz
form przestrzennych – zgodnie z regulaminem były kościoły, kapliczki i inne
miejsca kultu w naszej okolicy.
26 marca w naszej placówce, czyli
Zespole Szkół w Potęgowie, zorganizowana została gala wręczenia nagród
oraz wystawa prac konkursowych. Była
to również okazja do świętowania Dnia
Jedności Kaszubów.
W kategorii klas I–III jury pierwsze
miejsce przyznało Agnieszce Wencie ze
Szkoły Podstawowej (SP) w Pobłociu,
drugie Sewerynowi Firowi ze SP w Skórowie, a trzecie – Dawidowi Zganiaczowi i Karolowi Dwulitowi ze SP w Potęgowie (za pracę wykonaną wspólnie).
Wyróżnienia w tej kategorii zdobyli Hieronim Wenta ze SP w Potęgowie, Kinga
Barna ze SP w Szczypkowicach i Monika
Zawadzka ze SP w Skórowie .
W kategorii klas IV–VI zwyciężył
Filip Siniawski ze Szkoły Podstawowej
w Potęgowie, drugie miejsce ex aequo
zajęły Wiktoria Celban z tejże szkoły
oraz Weronika Renka ze SP w Łupawie.
Trzecie miejsce przyznano Joannie Wietrzyńskiej ze SP w Bierkowie. Wyróżnienia w tej kategorii otrzymały Maria
Treder ze SP w Skórowie, Magdalena
Wietrzyńska ze SP w Bierkowie i Kacper
Ślusarski ze SP w Warcinie.
W kategorii klas I–III gimnazjum
pierwsze miejsce zajęła Anna Kotłowska z Gimnazjum w Potęgowie, a drugie
(za pracę wykonaną wspólnie) przyznano Alicji Klasie i Dominice Barzowskiej
z tej samej szkoły.
Dyrektor naszej szkoły p. Leszek Domaszk, wręczając dyplomy, powiedział
35
LISTY
m.in., że w ramach nagrody wszyscy
laureaci konkursu w kwietniu wezmą
udział w wycieczce „Śladami Kaszubów
w Gdańsku” zorganizowanej we współpracy ze Zrzeszeniem Kaszubsko-Pomorskim. Dodatkowym prezentem dla
laureatów pierwszych miejsc w każdej
kategorii jest roczna prenumerata miesięcznika „Pomerania.
Przemawiający podczas gali proboszcz parafii Skórowo ks. Waldemar
Pielecki podkreślał związki Kaszubów
z ziemią i wiarą swoich ojców. Gościem
specjalnym uroczystości była emerytowana nauczycielka naszej szkoły oraz
malarka, pani Anna Dajnowicz, która
poprowadziła warsztaty malowania
pisanek. (…)
Dziękujemy wszystkim uczniom
i ich nauczycielom za wykonane prace.
Gratulujemy laureatom.
Do ùzdrzeniô za rok!
Barbara Kochańska i Magdalena Tracewicz
DJK (sã) wëpôlił
DJK je fejrowóny òd 2003 rokù, tej ju
2 lata nazôd miało swój jubileùsz i më
mòżemë rzec, że ten dzéń to je ju na
wiedno wpisónô tradicjô. Baro dobrze,
że sã ùdało stwòrzëc cos, wkół czegò
Kaszëbi sã schôdają i są bùszny. Widzec
sã téż mòże pòzwa „Dzéń Jednotë”.
Mòże pòdéńc do cëzégò i z ùsmiéwkã
„wszëtczégò bëlnégò” rzec – më mómë
zwëk z ti leżnoscë so żëczbë składac,
co je fejn alternatiwą do patrijotnëch
ùroczëznów, na jaczich miast żëcznëch
słowów sã czëje żôl, niezgarã i zgardã.
Jô mëszlã, że tak ùsrąbioné swiãto je
ju na tëli dozdrzeniałé, że spòkójno
mòże wińc bùten mùrów kòscołów
i szkòłów, w jaczich sã òdbiwają przédné ùroczëznë. Dzéń Jednotë Kaszëbów
je òdswiãtny w najich chëczach, karczmach, placach, dze wëchôdómë sã ceszëc
zymkòwim lëftã.
Mój pierszi Dzéń Jednotë, na jaczi jô
béł jachóny fejrowac, to bëło Bëtowò,
2009 rok. Tedë jô – młodi nié leno całã,
le téż stażã w kaszëbsczi rësznoce,
z ùczerënkòwóną, chòc jesz niéskristalizowóną juwernotą, bùszno szedł jem
pòkazac całémù swiatu, że Kashubian
still alive!, jak chtos na pierszich edicjach
36
swiãta miôł na transpareńce wëpisóné.
Mszô pò kaszëbskù – nié mòja pierszô,
le dërch tedë dlô mie nowina, jidzenié
z fanama, spiéwanié himnu, pòtkanié
znónëch òd pôrã miesący drëchów,
z chtërnyma ju tedë jô miôł narzeszoné
łączbã, jaczi nie jem w sztãdze przërównac do niżódny drëdżi. Kùli jô tedë jesz
rzeczi nie wiedzôł... Jô nierôz bë chcôł
bëc zôs Kaszëbą, jaczi je gwës, że swiat
na rãbë wëwrócy, ale kaszëbiznã ùretô!
Ten DJK béł dlô mie baro jednotowi –
na binie mógł widzec tradicjowi fòlklor
i punkòwé zwãczi, Kaszëbów i drëchów
Ùkrajińców ë Szlązaków, bëłë spiéwóné òbadwa kaszëbsczé himnë – żebë
wrócył ten czas... Dzysô to, co òstało, to
firmòwé merczi rozegracje: turniér baszczi i bicé rekòrdu w równoczasny jigrze
na akòrdionach.
Terô przédnô rozegracjô Dnia Jednotë to je, szlachùjąco za Zjazdama, rëszné
wëdarzenié. Latos bëło w Sëlëczënie. Towarził mie ten smùtk, że môl to je jedurnô rzecz, jakô apartni gò òd Dnia Jednotë
w Serakòjcach. Jidze sã kòl stojiszczów
z ksążkama i lëdowima wërobinama,
czëje sã przëwitanié, diôbelsczé skrzëpice, baszkarzów i akòrdionë. Òdhôkniãté,
mòże dodóm jachac. Damrockersów më
na DJK nie ùczëjemë, bò jich terô ni ma,
le mùzykańtów, co grają rozmajité zortë
terôczasny rozriwkòwi mùzyczi, je tëli,
że bë pòłowã czasu zajimnąc mòglë. Zaspiéwanié jesz jednégò himnu bë nikògò
nie zabiło. Zrobienié czegòs, czegò jesz
nie bëło, bë przëcygnało, a nié òdnëkało.
Jô mëszlã, że sama deja przédnégò
placu fejrowaniô përznã nikwi to, czim
bë no swiãto mia bëc. Dzéń Jednotë
nie znaczi, że mùszimë sã w jeden plac
zjachac, le żebë pòdzeloné strzodowiszcza so przëbôczëłë sebie nawzôjno
i w pôrã żëcznëch słowach spróbòwałë
zblëżëc sã dlô dobra tatczëznë. Żebë
w rozmajitëch placach pamiãtelë ò tim,
że Kaszëbi mają swòjã pòdmiotowòsc
i to nie je zbiér administracjowëch jednostków, le całownota, jakô za swòjã
przińdnotã òdpòwiôdô. Baro pòzytiwną
akcją je to, co mô zrobioné Kaszëbskô Jednota, hewòle mają przërëchtowóné kòmùnikatë we wejrowsczich
aùtobùsach pò kaszëbskù, jaczé z ti
leżnoscë bëłë pùszcziwóné. Dzãka temù
akcjô trôfiô do wikszégò karna lëdzy
jak ti, co kòżdi rok jadą pòtkac drëchów,
chtërny téż kòżdi rok jadą. To nie znaczi, że tak cos sygnie. Nama je nót
żëwëch pòtkaniów, nié jednorazowëch
kòmùnikatów. Tuwò jô bë równak béł za
decentralizacją swiãta.
Dlô mie nôlepszim Dniã Jednotë béł
nen w 2012 rokù, jak jô ùdzél brôł w zrobienim na wejrowsczim rënkù czôrno-złotégò serca z balónów, jaczé trzimałë
dzecë, co sã kaszëbsczégò ùczą, ale téż
jiny chãtny do fejrowaniô lëdze. Pózni
më w karnie znajómków do karczmë
szlë, jakô na tã leżnosc bëła wëstrojonô
w naje farwë, z głosników to dało naje
sztëczczi, a nawetka barmón sã òkôzôł
bëc gitarowim wirtuozã, jaczi cos na
tã leżnosc przërëchtowôł. I efektã tegò
bëło wiôldżé zajinteresowanié jinëch
przëszłëch do karczmë. Wëpitiwelë sã
ò leżnosc fejrowaniô, zwierziwelë sã,
że bëlë wëjachóny i ò kaszëbiznie mielë
wnet zabëté, bëło widzec prôwdzëwé
emòcje, wzrëszenié i to, ò co w całim 19
strëmiannika jidze – dëcha jednotë.
To bë dobrze bëło, żebë më tą pòzy­
tiwną kaszëbizną zarażiwelë lëdzy wkół
se, w swòjich môłëch strzodowiszczach,
a nié na zalach, dze sóm fakt przińdzeniô
òznôczô, że negò kògòs zachãcywac nie
je nót. Kùńc kùńców to bë bëło dobrze,
żebë më przestelë kaszëbiznã na kòżdim
krokù deklarowac, a zaczãlë nią żëc.
Adóm Hébel
Òdj. J. Bògdan
POMERANIA MAJ 2015
LISTY/ Kaszëbsczi Institut
Z Pruszcza
Dawno nie widziałam równie radosnego i ciekawego widowiska, jak
to, które w Szkole Podstawowej nr 3
w Pruszczu Gdańskim z okazji Dnia
Jedności Kaszubów przygotowały nauczycielki Bożena Fuhrmann i Elżbieta
Śliwińska (obie są Kaszubkami). Były
wiersze, piosenki i gadki po kaszubsku.
Cała szkoła obejrzała występ, a uczniowie na pewno zapamiętają legendę
o stworzeniu Kaszub, którą opowiadali z przejęciem Emilka Fiuk, Gabryś
Fiuk i Szymon Jabłoński. Przed występem młodzi artyści, nieco stremowani, czekali za kulisami, czyli w klasie,
gdzie zwykle odbywa się nauka języka
kaszubskiego. Jeszcze ostatnie poprawki stroju, przepytywanie z tekstu i za
chwilę wyjdą na scenę.
Spytaliśmy ucznia szóstej klasy Filipa Ortmana, dlaczego z takim zapałem
uczy się języka kaszubskiego. Ponieważ
dzięki temu mogę odkrywać swoje korzenie, prawie cała moja rodzina pochodzi
z Kaszub, z okolic Wiela – odpowiedział
Filip. Kaszubskich korzeni nie mają
Franciszek i Kalina Michallek. Nie pochodzimy z tych stron, ale fascynuje nas
kultura regionu – przyznaje ich mama
Justyna. – Dlatego chcieliśmy przybliżyć
ją naszym dzieciom. Te zajęcia to nie
tylko nauka języka, ale też odwiedzanie
ciekawych miejsc związanych z kaszubszczyzną. Dzięki temu dzieci poznają tę kulturę, będą miały do niej bliżej i odnajdą
się w lokalnej rzeczywistości. Pani Bożena
Fuhrmann tak ciekawie prowadzi naukę
języka kaszubskiego, że nasze dzieci są
wręcz zafascynowane kaszubszczyzną.
Franek Michallek był najmłodszym
aktorem widowiska, na scenie pojawił
się z Purtkiem (kaszubskim diabłem).
Wszystkich widzów rozbawiła pyskata Kaszubka, w pięknym stroju. Kiedy
tak ubraną zobaczyli mnie uczniowie,
powiedzieli: „Pani wygląda jak sprzedawaczka jajek” – uśmiecha się Bożena
Fuhrmann. – Nasi uczniowie znają coraz więcej kaszubskich słów i już nieźle
radzą sobie z pisownią, choć jest ona wyjątkowo trudna.
Żëczimë
brzadnégò
dzejaniégò!
W łżëkwiace òstałë wëbróné wëszëznë
Kaszëbsczégò Institutu. Nowim przé­
dnikã je terô prof. Cezari Òbracht-Pron­dzyńsczi. Zastąpił òn prof. Józefa Bòrzëszkòwsczégò, jaczi béł
przédnikã KI òd samégò zôczątkù, to
je òd pierszégò walnégò zéńdzeniô
w gromicznikù 1997 rokù (założeniowé
zéńdzenié òdbëło sã w lëstopadnikù
1996), przez szesc kadencji. Nowi prezes téż dzejôł w Instituce òd tegò rokù.
Do 2009 rokù béł sekretérą, a pózni
wiceprzédnikã. Zastãpiôczką prof. C.
Òbracht-Prondzyńsczégò òstała dr
Miłosława Bòrzëszkòwskô-Szewczik,
skarbnikã dr Katarzëna Kùlikòwskô,
sekretérą dr Tomôsz Rembalsczi. Nôleżnikama Zarządu są w ti kadencje: prof.
dr hab. Józef Bòrzëszkòwsczi (òb czas
łżëkwiatowégò zéńdzeniô jednomëslno
òstôł mù przëznóny titel Hònornégò
Przédnika Kaszëbsczégò Institutu), prof.
dr hab. Daniél Kalinowsczi, dr Justina
Pòmierskô.
Nowim wëszëznóm żëczimë brzad­
négò dzejaniégò.
Zachãcywómë najich Czëtińców
do przeczëtaniô pùblikacji Instytut Kaszubski. Działalność od kwietnia 2012 do
marca 2015 roku. Przërëchtowelë jã C.
Òbracht-Prondzyńsczi i Tomôsz Rembalsczi. Je to sprawòzdënk z robòtë
KI w slédny kadencji. Bënë mómë
m.jin. lëstã wszëtczich nôleżników,
wëdôwiznowi brzôd i planë, przezérk
nôùkòwëch kònferencjów, seminariów
i sesjów òrganizowónëch przez Institut
w òstatnëch latach. Je téż òpisënk zéńdzeniów w òbrëmienim Pòmòrsczi debatë ò kùlturze. To wôrtnô lektura nié leno
dlô ùczałëch, jaczi bierzą ùdzél w dzejaniach Institutu. Całosc mòżna nalezc na
starnie www.instytutkaszubski.pl.
W przińdnym rokù Kaszëbsczi Institut bãdze swiãtowôł 20. roczëznã. Z ti
leżnoscë téż w „Pomeranii” mdzemë
pisac ò jegò historie, dobëcach i nôleżnikach.
DM
Òdj. ze zbiérów KI
Grażyna Antoniewicz
POMERANIA Môj 2015
37
wspomnienia
Ku pamięci
profesora Jerzego Sampa
Tadeusz Linkner
Kościół Mariacki w Gdańsku. Sobotnie
zimowe przedpołudnie. Słońce. Na katafalku trumna okryta żałobną kaszubską flagą. Wokół palące się świece. Na
sztaludze kolorowe zdjęcie wpatrzonego z uwagą w obiektyw tego, którego
wśród nas już nie ma. To Górki Zachodnie, nad morzem. Byliśmy tam kiedyś
i wtedy zrobiłem to zdjęcie [zamieściliśmy je na okładce kwietniowej „Pomeranii”]. Wiało niemiłosiernie, ale słońce
już zapowiadało letnią pogodę. Kiedy
wracaliśmy, przez leśną drogę przeszło
dostojnie stado dzików – locha z młodymi i kilka odyńców. To jedno z takich
wspomnień, które ginie wśród innych,
kiedy wraca rzeczywistość.
W pierwszej ławce rodzina, potem
najbliżsi i wszyscy, którzy przyszli na to
ostatnie spotkanie. Ludzi coraz więcej.
Bocznym wejściem spiesznie zdążają
do zakrystii kapłani i klerycy. Co raz
podchodzi ktoś do trumny, klęka i po
raz ostatni dotyka jej wieka. Wchodzą
poczty sztandarowe Kaszubów i ustawiają się przy ołtarzu. Godzina jedenasta. Z zakrystii wychodzi istna procesja
kapłanów, kleryków i ministrantów.
Wśród nich dostrzegam księdza Leszka, który przyjechał z francuskiej parafii pożegnać męża swej siostry, a także
tych kilku, których twarze mi są znane.
Podchodzą do ołtarza i rozpoczyna się
żałobna msza święta poświęcona zmarłemu Jerzemu Sampowi, celebrowana
przez franciszkanina o. Tomasza Janka.
Organy w świątynnym wnętrzu
swoją melodyką i pogłosem nakazują
skupienie, zlewając się dźwiękami ze
śpiewem wiernych. Homilia. Słowo
38
księdza Zbigniewa Zielińskiego celnie
oddaje dokonania profesora, którego
książki o Gdańsku, Pomorzu i Kaszubach znane są tu każdemu. Bo któż nie
czytał Legend gdańskich (1992), Gdańska
prawie nieznanego (1993), Uczty stulecia (1994), Gdańskich dworów i pałaców
(1998, 2009), Gdańskich legend nieznanych (2010) czy Gdańskiej kapsuły czasu
(2014). To zaledwie niewielka cząstka
książek Jerzego Sampa. Wszak bodaj
pierwszy był tomik wierszy Cyrografy
(1977), a potem Droga na sabat (1981),
Smętek. Studium kreacji literackich (1984),
antologia kaszubskich bajek w Zaklętej
stegnie (1985), Z woli morza. Bałtyckie mitopeje (1987) czy Orunia. Historia-zabytki-kultura (1992) i Bedeker gdański (1994),
a jeszcze trylogia: Miasto czterdziestu
bram (1996, 2004), Miasto tysiąca tajemnic (1999), Miasto magicznych przestrzeni
(2003). I oczywiście to nadal nie wszystko. Niemniej wiele z tych tytułów ks.
Zieliński przypomni. Ponad pół godziny tej doskonale przygotowanej mowy
zdaje się chwilą. Na koniec inny kapłan
odczytuje słowo arcybiskupa Leszka
Sławoja Głodzia. A potem ten chwytający za serce list syna, córki i żony do ojca
i męża, który za życia do nich i do wnuków adresował swoje książki i gdańskie
legendy, a teraz pozostało im już tylko
napisać do Niego.
Kiedy żałobne obrzędy się kończą,
idąc za trumną, widzę wszystkie ławki
Mariackiego kościoła pełne. Podobnie
na Cmentarzu Łostowickim, gdzie do
kaplicy już nie mogę wejść. A potem
ostatnie mowy przy grobie – dziekana
Andrzeja Ceynowy, kierownika katedry
Jana Ciechowicza i moje słowo do Jurka. Muszę je czytać, bo bez kartki nijak
bym tego nie wykonał. A pomaga mi
w tym wiatr, który szarpie kartką tak,
jakby chciał mi ją wyrwać, paradoksalnie nakazując się skupić, by głos się nie
załamał. Takich kłopotów nie miał mój
poprzednik, a czytał z jeszcze większej
karty. Czyżby to Jurek starał mi się pomóc? Tego mi już nie powie.
Ostatni raz rozmawiałem z Nim przez
komórkę, gdy leżał w warszawskim szpitalu. Było to kilka dni przed tym ostatecznym nieszczęściem. Kiedy się do niego dodzwoniłem, po raz pierwszy powiedział,
że nie jest dobrze. Mówił cicho, z tak bolesnym wysiłkiem, że wymieniliśmy zaledwie kilka zdań. Na koniec usłyszałem, że
gdy tylko poczuje się lepiej, to zadzwoni.
Ale tego już się nie doczekałem! We wtorek rano dowiedziałem się, że zmarł w poniedziałek 16 lutego 2015 roku. I wtenczas
uświadomiłem sobie, że ostały się już tylko wspomnienia!
Chociaż w tym samym 1982 roku
broniliśmy doktoratu i chociaż pracowaliśmy w tym samym Instytucie, to
jednak poznaliśmy się dopiero po kilku
latach. Jurek prowadził zajęcia z pomorzoznawstwa w inne dni niż ja z Młodej
Polski, więc nie było nawet takiej okazji. Mijaliśmy się co prawda na korytarzach, bywaliśmy na wielu zebraniach,
spotkaniach i konferencjach, ale to
wszystko miało tylko służbowy charakter. Poznaliśmy się dzięki Jurka książkom. A tak naprawdę to dzięki tej jednej, kiedy to w osiemdziesiątych latach
tamtego wieku zrecenzowałem w kilku
znanych pismach Jurka Bałtyckie mitopeje. A potem już często spotykaliśmy
się na gdańskiej starówce. Przesiadywaliśmy godzinami w zakolu Motławy, mając przed sobą przepiękną panoramę. Bywaliśmy na Długim Targu.
POMERANIA MAJ 2015
wspomnienia
Poznawałem dzięki Jurkowi wszelkie
zaułki tego miasta, a nawet takie szczegóły, jak holenderskie kafle przy Złotej
Bramie. Odwiedzałem też Jurka w Jego
oruńskim mieszkaniu, gdzie nieraz
czekały na mnie przyrządzone przez
Niego rybne dania, które tak uwielbiał,
a szczególnie zupę z węgorza. A szło się
do Niego po rozchybotanych i trzeszczących schodach, które przypominały te
w krakowskiej kamienicy prowadzące
ongiś do pracowni Wyspiańskiego. Potem byliśmy w Kanadzie – w Toronto,
Ottawie, na Kaszubach kanadyjskich.
I nigdy tego nie zapomnę, jak nagrałeś
dyktafonem naszą rozmowę w polskim
konsulacie w Toronto, gdzie przez kilka
dni nocowaliśmy, a potem, mówiąc, że
w takich miejscach są przecież wszędzie podsłuchy, włączywszy tenże
„podsłuch” w moim pokoju, wyszedłeś,
a ja usłyszawszy swój głos, przestraszyłem się nie na żarty. W Oruni często bywaliśmy u naszego wspólnego
przyjaciela, też Jurka. Tam Jerzy Samp
od lat wynajmował garaż i chociaż to
w samym mieście, jednak było tam jak
na wsi. W zieleni starodrzewu, wśród
krzewów i kwiatów, w tym niegdysiejszym ogrodnictwie już od wiosny
przesiadywało się niczym na wiejskiej
przyzbie do późnej nocy.
I można by tak wspominać godzinami, ale widocznie zechciałeś, aby za
dużo nie mówić, bo w jakiś niewytłumaczalny sposób zaginęły mi właśnie
te spisane naprędce niegdysiejsze przypadki. Oczywiście wiem, że się odnajdą,
ale widocznie teraz już tego dosyć! Z Jurkiem będę rozmawiał i wspominał tamte czasy jeszcze nie raz, ale
przemówić nad jego grobem przyszło
mi w tę sobotę [21 lutego 2015 r.] po
raz ostatni. Pierwotnie moja mowa
miała być dłuższa, ale kiedy już wcześniej powiedziano o Jurka studiach,
pracy i współpracy z gdańskimi mediami, o tylu zasługach, o gdańskich
kapitułach, medalach i nagrodach oraz
o książkach, dla mnie jako ostatniego
z uczelnianych mówców zostało już
niewiele. Może to lepiej, bo mogłem mówić tylko od siebie! Ta mowa jest więc
czymś w rodzaju podsumowania tego
pro memoria.
Profesor Jerzy Samp pisał wiele
i kończąc jeden artykuł czy książkę,
myślał już o następnych. I jak już powiedziałem, właśnie dzięki tym książkom się poznaliśmy. Recenzowałem
kilka z nich i niektóre promowałem,
jak chociażby tę o Oruni, w tamtejszym
Domu Kultury, kiedy to sala była nabita
po brzegi.
Jurek uczył mnie Gdańska i był dla
mnie po tym mieście najlepszym przewodnikiem. A po każdej takiej lekcji
mnie egzaminował. Natomiast gdy się
tylko spotkaliśmy, często zaczynał rozmowę od słów: „No mów!”
Dzięki Tobie, Jurku, zamieszkałem
na Oruni, gdzie tak często się spotykaliśmy i rozmawialiśmy. A kiedy coś pisałem i trzeba mi było znać jakiś gdański
szczegół, zawsze mi pomagałeś. I to natychmiast! I tak było przez lata.
Aż dopadło Cię to nieszczęście
i wszystko tak nagle się skończyło.
Wiele jednak ostało się w pamięci.
Jak chociażby to zawołanie, którym kiedyś przywitałeś mojego czteroletniego wnuka: „Być albo nie być – oto jest
pytanie!”, zawołanie, które tak dobrze
zapamiętał, że jak tylko Cię widział,
natychmiast to wykrzykiwał. A kiedy
się dowiedział, że już Cię wśród nas nie
ma, to chociaż minęło już osiem lat, jednak natychmiast sobie to powiedzenie
z Hamleta odpomniał.
Wiele będzie Cię, Jurku, przypominać. Natomiast Twoje dokonania
i książki najbardziej. Pisałeś tak sugestywnie, że Twego słowa, syconego
mądrością mitu i legendy, baśniokręgu
i mitopei nie sposób zapomnieć. Dlatego w tej „gdańskiej kapsule czasu”,
którą tak trafnie opisałeś, zająłeś już
trwałe miejsce.
Istniejesz w mojej i naszej pamięci,
w każdym Twoim słowie i nie mogę
powiedzieć „żegnaj”, a tylko „do widzenia”. Chociaż pochodząca z nadmorskich Kaszubów Twoja Matka na pewno
powiedziałaby „Do ùzdrzeniô!”.
Prof. J. Samp z autorem wspomnień (z przodu) w krokowskim zamku.
Fot. z archiwum Christiana Sampa
R E K L A M A
POMERANIA Môj 2015
39
wspomnienia
Jak wid mòrsczi blizë
Iza bardzo źle się poczuła 1 listopada
1994 roku po powrocie z cmentarza
na Srebrzysku, gdzie są groby jej rodziców. Kilka lat wcześniej przeszła zawał
serca i była pewna, że czeka ją kolejny.
Mówiła mi o tym, gdy po kilku dniach
pojechałyśmy razem do jej chaty na Kaszubach, nie wspomniała tylko, że tego
dnia napisała testament, w którym
uczyniła mnie wykonawczynią swojej
woli.
Namówiła mnie na ten wyjazd,
bo była piękna pogoda, a ona chciała
uzgodnić z sąsiadem Andrzejem Napiórkowskim wiosenny plan przygotowania łazienki (kilka miesięcy wcześniej doprowadzono wodę na Dziewczą
Górę, głównie dzięki jej staraniom), ja
zaś chciałam jej opowiedzieć o wrażeniach z wycieczki do Grecji. Jak zwykle
spacerowałyśmy po lesie, znalazłyśmy
nawet kilka zapóźnionych grzybów
i rozmawiałyśmy na różne tematy. Nie
było już tego rozżalenia, które wylewało się z niej jeszcze w lecie z powodu
różnych kaszubskich zaszłości, raczej
pochłaniały ją plany na przyszły rok,
te telewizyjne, wydawnicze, ale chyba
przede wszystkim związane z remontem chaty. Iza – wydawało się już pogodzona z zaginięciem poprzedniego
psa – co chwilę wołała Jokę, która ciągle znikała gdzieś w krzakach. Utkwił
mi ten wyjazd w pamięci, bo to nasze
ostatnie dłuższe spotkanie. Obie byłyśmy bardzo zajęte, więc później już tylko krótkie wizyty (ostatnia mniej więcej miesiąc przed jej śmiercią w moim
nowym mieszkaniu w Gdyni, które kupiłam razem z obrazem przedstawiającym panoramę Kartuz, a że to miejsce
bliskie jej sercu, więc przyjechała go zabrać), rozmowy telefoniczne i przypadkowe, a czasem też umówione spotkania w gdańskim ośrodku telewizyjnym. 40
Pelplin 1985 r.
18 kwietnia 1995 roku, w powielkanocny wtorek rano w redakcji „Gwiazdy Morza” odebrałam telefon od Kasi
(ciotecznej siostrzenicy Izy), że jej ciotka miała kolejny zawał i znalazła się
w nocy w Akademii Medycznej, a mnie
prosi o kontakt i dokończenie za nią
montażu magazynu „Rodna Zemia”.
Natychmiast zjawiłam się w szpitalu,
ale tylko na chwilę wpuszczono mnie
na salę intensywnej terapii, gdzie Iza
leżała pod kroplówkami i monitorem.
Przekazała mi opis do montażu i prosiła, żebym zajrzała do Joki, którą zajęła
się sąsiadka p. Degórska, podała też
telefony do osób, które miałam zawiadomić o tym, że znalazła się w szpitalu.
Po dwóch dniach przyjechałam zdać
Izie relację. Przeniesiono ją już z sali intensywnej terapii, wyglądała znacznie
lepiej, ale znów nie mogłyśmy dłużej
porozmawiać, bo czekała na mnie taksówka, gdyż przygotowywałam dla
Redakcji Polskiej Radia Szwedzkiego
materiał o wybuchu w wieżowcu przy
ul. Wojska Polskiego w Gdańsku i byłam umówiona z kobietą, której rodzice
podczas niego zginęli. Opowiedziałam
jej tylko trochę o tym tragicznym wydarzeniu, zapewniłam, że Joka ma się
dobrze, a dokończenie montażu według
jej precyzyjnego planu nie sprawiło mi
problemu (bardzo pomocna okazała
się montażystka Alicja Tomasik, którą
Iza bardzo ceniła). Spisałam też to, co
Iza prosiła, żeby jej przywieźć z domu,
i obiecałam, że w niedzielę zostanę dłużej. W sobotę cały dzień miałam nagrania do cyklicznego programu o zwierzętach, który realizowałam dla TVG.
W przerwie, wczesnym popołudniem
przyjechałam do redakcji „Gwiazdy Morza”, gdzie dowiedziałam się, że dzwonił Wojciech Kiedrowski (zm. w 2011 r.)
z informacją, że... Iza nie żyje. Zmarła
poprzedniego dnia, tuż po mojej wizycie. To był szok, przecież wydawało się,
że najgorsze ma już za sobą.
POMERANIA MAJ 2015
wspomnienia
Początek znajomości
z Izabellą Trojanowską to gorący czas
„Solidarności”. Widywałam ją wcześniej w Wydawnictwie Morskim, gdzie
pracowałam, ale poznać się bliżej miałyśmy możliwość dopiero, gdy Lech Bądkowski – naczelny redaktor związkowego tygodnika „Samorządność” – jej
zaproponował, żeby została jego zastępcą, a mnie kierowanie działem związkowym. I wcale nie był to dobry początek
tylko przeszła na wcześniejszą emeryturę. W tym trudnym okresie szefowała
Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskiemu, ale
też nieustannie interesowała się losem
dziennikarzy „Samorządności”, którzy
zostali bez pracy. Sama – właśnie za jej
pośrednictwem – dostawałam do korekty „Pomeranię”, gdy tylko pismo zostało odwieszone. Organizowała ponadto
u siebie we Wrzeszczu comiesięczne spotkania, na które przynosiliśmy rozmaite
domowe specjały i rozprawialiśmy na
różne tematy.
Był to też okres ciężkiej choroby Lecha
Bądkowskiego i to właśnie pomysłem Izy
– gdy już zaszła taka potrzeba – były stałe dyżury przyjaciół przy jego łóżku. Czuwała nad tym od samego początku i jeśli
tylko ktoś nie mógł się stawić w swoim
stałym dniu, to dzwoniło się do niej
i szukała zastępstwa. Uczyła mnie również, razem z Marysią Kowalewską (zm.
w 2004 r.), robienia zastrzyków. Gdy pod
koniec 1983 roku powstał dwutygodnik
katolicki „Gwiazda Morza”, Iza służyła
radą, pomocą, a w późniejszych latach
bywała w sopockiej redakcji, a także pisywała o sprawach kaszubszczyzny.
usunęłam). Nie sądzę, żeby to był tylko
wyraz zachowania swoistego folkloru,
bo przecież dokładała te obrazki, a to
z Janem Pawłem II, a to z jakimś świętym. Planowała też postawić kapliczkę
z figurą Chrystusa Frasobliwego na
skrzyżowaniu dróg przed Dziewczą
Górą. Wspominała, że ma odpowiednią
rzeźbę, ale nie znalazł jej W. Kiedrowski, który po śmierci Izy przez pierwsze
trzy tygodnie wraz z innymi osobami
zajmował się likwidacją mieszkania.
Nie sądzę jednak, żeby takich przedsięwzięć podejmowała się osoba, której
sprawy wiary są obojętne. Wolę Izabelli
wypełniliśmy rok po jej śmierci. W. Kiedrowski dotarł do rzeźbiarza Stanisława Śliwińskiego, który w drewnie z lipy
i wiązu wyrzeźbił nie tylko figurkę, ale
też napis z tyłu kapliczki: „Mergosz jak
wid morszczi blize, Pamięci Izy Trojanowskiej 1929–1995”. Był to dar twórców ludowych dla tej, która tak bardzo
zabiegała o rozwój różnych talentów
rozsianych po kaszubskiej ziemi. Nigdy nie rozmawiałyśmy na tematy wiary, tylko czasem wymieniałyśmy
uwagi dotyczące postawy księży. Kilku
kapłanów było z nią zaprzyjaźnionych
i wiem, że ceniła sobie te przyjaźnie.
Marysia Kowalewska podkreślała, że
Iza bardzo dużo zrobiła, aby msze święte mogły być odprawiane po kaszubsku,
i że jest taką katoliczką niekoniecznie
wierzącą, ale na pewno praktykującą.
Bo też praktykowała przykazanie miłości, starając się pomagać innym na
różne sposoby: panu Stefanowi Cymanowskiemu z sąsiedztwa załatwiła
rentę, chodziła do Garcza robić zastrzyki jakiejś starszej pani, Wojtkowi Seli,
dziecku sąsiadów, za pośrednictwem
doktor Krystyny Grot załatwiła leczenie
płuc. To tylko kilka przykładów, które
obiły mi się o uszy. Ale na pewno miała
problemy z wybaczaniem, czy też może
przechodzeniem nad pewnymi zachowaniami do porządku dziennego; i nie
brała sobie do serca uwag, że takie pielęgnowanie urazów bije w nią samą.
Panu Bogu się nie narzucała
jak lubiła mawiać jedna z jej znajomych, ale też tyle świętych obrazów,
ile było w jej kaszubskiej chacie, rzadko się widuje w jednym miejscu (przyznam, że niektóre z nich później sama
Talent, serce i pracę
oddała Kaszubom
Te słowa (autorstwa Marysi Kowalewskiej) wyryte na kamieniu nagrobnym
właściwie mówią o Izie wszystko. Mnie
również uczyła tej kaszubszczyzny, gdy
Imieniny Izy, Dzéwczô Góra 1994 r.
znajomości, bo Iza miała do mnie pretensję, że nie poczekałam w redakcji
do późnych godzin nocnych na powrót
z Radomia Donalda Tuska i Wojciecha
Dudy, którzy mieli przywieźć relację
z głośnych obrad prezydium Komisji
Krajowej, stanowiących zresztą później
pretekst do rozprawy z „Solidarnością”.
Iza grzmiała, że to był mój obowiązek
jako kierownika działu związkowego
(do którego obaj przynależeli), a tymczasem sama musiała na nich czekać
(niestety, nie było wtedy możliwości
porozumienia się za pomocą telefonu
komórkowego). Na szczęście ten incydent szybko poszedł w zapomnienie, ale
dalsza współpraca skończyła się bardzo
szybko wraz z wprowadzeniem stanu
wojennego (trzy numery tygodnika
zdążyły ujrzeć światło dzienne, ostatni
z datą 13 grudnia).
Iza nie wróciła już do pracy w „Głosie
Wybrzeża” (skąd wzięła bezpłatny urlop,
aby zająć się tygodnikiem związkowym),
POMERANIA Môj 2015
41
wspomnienia
bywałam na Dziewczej Górze. Czasem
sama, ale częściej z Marysią, z którą
w ostatnich dwóch, a może trzech latach
przed śmiercią Iza wspólnie urządzała
imieniny (3 września – Izabelli, a 8 – Marii). Przyjeżdżałam wtedy wcześniej, aby
pomóc w przygotowaniach; pamiętam
ogromny gar leczo, które obowiązkowo wchodziło w skład menu, a mnie ta
potrawa do dziś kojarzy się z Izą. Poznawałam wtedy ich wspólne grono znajomych, a także najbliższych sąsiadów,
których Iza zawsze zapraszała.
Nie bardzo lubiła zajmować się
kuchnią, ale za to pracy w ogródku
poświęcała każdą wolną chwilę, a ja
podzielałam to upodobanie do grzebania w ziemi, i chętnie jej pomagałam.
Cieszyła się swoimi zbiorami, zwłaszcza
tym, co udało się jej wyhodować pod folią. Zupełnie nie wyszedł jej natomiast
„biznes czosnkowy”: obsadziliśmy nim
spory kawał ziemi, ale właśnie tego
roku okazało się, że rynek jest zawalony czosnkiem, więc Iza obdarowywała
nim wszystkich wokoło. Były też długie
spacery z psami, zbieranie grzybów – to
była specjalność Marysi, rozmowy obu
pań o sprawach Zrzeszenia, dysputy polityczne. Swoje polityczne sympatie Iza
lokowała po lewej stronie, ale była to ta
lewica postsolidarnościowa, czyli Unia
Pracy. I choć tu się zupełnie nie zgadzałyśmy, to łączyła nas wspólna pozytywna ocena Ryszarda Bugaja, który wtedy
przewodził temu ugrupowaniu.
Stawiała ludziom pewne wymagania – nie takie znów wysokie, wydawało mi się, że od siebie wymagała
więcej – i stanowiły one podstawę ich
oceny. Lubiła mieć rację (któż tego nie
lubi!) i była zadowolona, gdy korzystało się z jej rad. Bardzo ceniła lojalność,
pamiętam, że podkreślała zachowanie
swojego młodego współpracownika
Artura Jabłońskiego, który nie zgodził
się na propozycję dyrekcji TVG, by samodzielnie realizował program „Rodnô
Zemia” bez porozumienia z Izabellą.
Ten program przez nią wymyślony
i wywalczony stanowił jej oczko w głowie. Myślę, że dlatego, żeby przecierać
mu szlaki, zgodziła się kilka miesięcy
zastępować Ryszarda Grabowskiego na
stanowisku dyrektora programowego
w TVG. Gdy z kolei później ja zastąpiłam
ją na tym stanowisku, przekonałam
42
się, z jaką zapalczywością Iza walczyła
o każdą minutę tego programu, absolutnie nie zgadzając się na moją propozycję, aby skrócić go z 20 do 15 minut, ale zwiększyć częstotliwość emisji
z dwóch tygodni na tydzień. Owszem,
co tydzień, ale 20 minut – upierała się
na kolegium. Ponieważ rzeczywiście
nie ustąpiła, pozostały stare ustalenia. Bardzo też leżała Izie na sercu dola
owczarków kaszubskich, jak nazywała
wszystkie wiejskie mieszańce. Zawsze
towarzyszyły jej na spacerach psy sąsiadów, a gdy tylko widziała, że jakiemuś
dzieje się krzywda, interweniowała.
Utkwiła mi w pamięci sytuacja, kiedy
udawałam inspektora Towarzystwa
Opieki nad Zwierzętami, gdy trzeba
było uwolnić z łańcucha ratlerka, który w jednym z domów Garcza bytował
pod schodami.
Na początku była Misia
Pewnie były też wcześniej w jej życiu
inne psy, ale zanim poznałam Izę, już
wiedziałam, że ma suczkę o tym imieniu, bo patrzyła na mnie wielkimi oczami ze zdjęcia u Lecha Bądkowskiego.
Później dowiedziałam się, że Iza się nią
zajęła, gdy po śmierci sąsiada jego rodzina wyjechała na jakiś czas, zostawiając
psa samego. I była to przez kilkanaście
lat jej wierna towarzyszka, z którą niemal się nie rozstawała. Z Misią właśnie
wiąże się mój pierwszy dłuższy pobyt
na Dziewczej Górze, gdzieś w połowie lat
osiemdziesiątych, gdy Iza – na zaproszenie znajomych dziennikarzy – wyjechała
na kilka, a może kilkanaście dni do Niemiec. Przyjeżdżałam też do Wrzeszcza,
gdy Misia wymagała po operacji opieki,
a Iza musiała jechać na zdjęcia lub na
montaż swojego programu kaszubskiego. Kolejnym psem była Bura, w niczym
do Misi nie podobna, znerwicowana
(wzięła ją od jakiegoś wiejskiego alkoholika) i niezwykle szczekliwa. Iza bardzo przeżyła jej zaginięcie na Dziewczej
Górze w czasie burzy na początku lata
1994 roku. Dawała ogłoszenia, wyznaczyła nagrodę, objeżdżała okolicę w jej
poszukiwaniu z Brygidą Napiórkowską,
a później obie jeździłyśmy po schroniskach. Kamień w wodę…
Jokę, jak nazwała wesołego i psotnego szczeniaka, Iza zabrała od Stefana Cymanowskiego, któremu ktoś ją
podrzucił, a on już miał jedną suczkę.
Była to Burka, która zresztą przenosiła
się na Dziewczą Górę, gdy tylko Iza się
tu zjawiała. Odkąd uratowała jej łapę
(właściciel przeciął ją kosą przez nieostrożność), wytworzyła się między
nimi niezwykła więź. Pan Stefan opowiadał mi, że wyczuwała jej przyjazd
i kilka godzin wcześniej czekała na nią
przy drodze. Był tylko jeden szkopuł: za
nic nie dawała się zwabić do samochodu,
więc trudno ją było zabrać do Gdańska,
zresztą Iza uważała, że przywykła do
swobody, bardzo źle by się czuła w mieście. Nie wiem, czy spotkała się z nią, gdy
w drugi dzień zimnej i wietrznej Wielkanocy 1995 roku przyjechała na Dziewczą
Górę, wiem tylko, że zostawiła dla niej
puszki z jedzeniem, które pan Stefan zobaczył na progu, gdy wrócił wieczorem
od znajomych.
Rozpisałam się o tych psiakach dlatego, że one w dużym stopniu wypełniały ostatnie lata Izy życia, a sama często powtarzała, że im bardziej poznaje
ludzi, tym więcej kocha zwierzęta. I dlatego, że miała – może trochę dalekosiężne plany – zorganizowania przytuliska
na Dziewczej Górze i to dla tych zwierzaków, których właściciele umierają.
Liczyła na mnie w ich realizacji i choć
obie zdawałyśmy sobie sprawę, że to
pieśń przyszłości, jednak zdarzało się,
że bardzo konkretnie rozmawiałyśmy
na ten temat. Jej psiaki, Joka i Burka,
znalazły miejsce w moim domu (i sercu), ale czasem też myślę o tych naszych
wspólnych planach. To też zdecydowało, że postanowiłam po śmierci Izy zatrzymać jej chatę. I choć stosunkowo
krótka była nasza znajomość, to jak wid
mòrsczi blizë wskazała mi to miejsce, jej
zawdzięczam, że wrosłam w tę kaszubską ziemię; w niedalekim Prokowie, na
cmentarzu, który widzę z okien chaty,
pochowałam moją mamę. A dla tego
miejsca na Dziewczej Górze – w którym obie spędziłyśmy niemałą część
życia – wciąż szukam przeznaczenia,
które mogłoby w pełni wpisać się w jej
testament i nasze wspólne plany.
Ewa Górska
(wrzesień 2014 r.) Fot. z archiwów J. Borzyszkowskiego, R. Kiedrowskiej, J. Modela
POMERANIA MAJ 2015
z żëcô KS Pomorania/ spòrt
Bùdacje jak z „Gwiôzdowëch Wòjnów”?
Latos minãło dzesãc lat òd ùchwôleniô
ùstawë, co nadała kaszëbiznie status regionalnégò jãzëka. Òd dekadë
mòżemë sã ùczëc kaszëbsczégò jãzëka
w szkòłach. Ùczbë rodny mòwë pò­
môgają téż piastowac tradicjã i kùlturã,
co żëłë tuwò òd stolecy. Kònkùrs Wié­
dzë ò Pòmòrzu przez 27 edicjów parłã­
cził młodëch, chtërnym zanôlégô na
przedërchaniu kaszëbiznë. Më spëtalë
ùczãstników latosëch miónków, jak widzą przin­dnotã Kaszëbsczi.
Pioter Gaf ka z Wejrowa widzy jã
w widnëch farwach: Na Kaszëbach
bãdze sã wiele dzejało, òsoblëwie żle jidze
ò nôùkã. Bãdzemë szkòlëc sã w wiele wietwiach wiédzë, téż w kaszëbsczim. Bãdze
téż wiele nowëch spòrtowëch bùdacjów,
bò jak gôdô Pioter: to je wôżné, żebë żëc
aktiwno. Pò szkòle chce robic prawie przë
bùdowanim, w firmie òjca. Dzysdniowé
bùdinczi na Kaszëbach to je cos strasznégò.
Jô baro bëm chcôł, żebë rozkòscérzëłë sã
òsedla w klasycznym, kaszëbsczim ôrce.
Cezari Hildebrandt z Kartuz ùwôżô,
że wiele sã nie zmieni: Terô je tak, że
wszëtczim sã dô dogòdzëc. A òsoblëwie
dô sã pògòdzëc rozwij spòlëznë z òchroną
bòkadë przirodë Kaszëbsczi Szwajcarie.
Pò szkòle Cezari bë chcôł bëc szkólnym.
Mòże szkólnym kaszëbsczégò?
Juliô Chmielewskô mieszkô we Gduń­
skù. W przińdnoce bãdze mieszka
w mò­­der­nym sklënianym blokù z miesz­­
kaniami fùlnyma technicznëch nowinków. Sprzątanié nie bãdze ju niżódnym
jiw­rã. Zrobią to za mie òdkùrzôcze i sta­
tczi, co same sebie bãdą mëłë. Juliô bãdze
miała gwôsną pòdjimiznã. Do swòjégò
bióra bãdze jachac aùtã, co téż bãdze sã
samò prowadzëło.
Dominik Narloch ùczi sã w Pelplënie.
W kònkùrsu dobéł drëdżi môl. Wedle
niegò nick na Kaszëbach nie bãdze taczé, jak przódë. Dodomë bãdą wëzdrzec,
jak taczé z fantasticznëch filmów, na
przëmiôr z „Gwiôzdowëch Wòjnów”. Jak
jô ju skùńczã pòlitechnikã i bãdã robic jakno inżinier, jô nie bãdã jezdzył aùtołã do
robòtë, le nim lôtôł.
Młodi mieszkańcë Pòmòrzô pò­wie­
dzelë nóm, jak widzą przińdnotã swòji
môłi tatczëznë. Czekawé, czë jeżlë jaczi
z nich przeczëtô ne słowa za trzëdzescë
abò szterdzescë lat, to bãdze ùznôwôł
zmianë, jaczé zaszłë na Kaszëbach, za
dobré?
Adrian Watkowski
Tłomacził Tomôsz Ùrbańsczi
Òdj. K. Pazda
Òrãdz do wespółrobòtë
Réda kòżdi rok òd 19 lat je samòrządową
sécbalową stolëcą Pòlsczi. Karna
robòtników samòrządów z całégò kraju sã zjéżdżają, żebë przez czile dniów
wëfùlowiwac parketë rédzczich halów
i biôtkòwac w nym bezkòńtaktowim
spòrce. Tak bëło w dniach 16–18 łżëkwiata.
Më sã wiedno pòtikómë w môłëch
i wiôldżich karnach, żebë sã wëmienic
doswiôdczënkama, przëzdrzec sã na to,
co chto w swòji gminie, krézu abò gardze robi – gôdô Jerzi Conradi, direktór
Gardowégò Òstrzódka Spòrtu i Rekreacje w Rédze, òrganizatór rozegracje.
Gard, w jaczim te miónczi są òrga­
nizowóné, je bëlno przërëchtowóny na
POMERANIA Môj 2015
taką wiôlgą spòrtową (chòc nié profesjonalną) rozegracjã. Tam je jaż 5 halów,
na jaczich scérają sã samòrządówcowie
z pôrãdzesąt karnów. Latos beniaminã
bëlë sécbalérowie i sécbalérczi ze Swid­
nicë. Baro wësoką niwiznã pòka­zywelë
spòrtowcowie kòżdi płcë – karna bëłë
miészóné z paritetama – nômni trzë
sécbalérczi mùszałë na parkece bëc.
Jesz jedną wigòdą dlô białków je to, że
òne mògłë grac w kategórie 45+ nimò
miészi wielënë przeżëtëch lat – białczi
ò wiek sã nie pitelë.
Wiôldżim przëstojnikã taczégò ôrtu
integracje je bùrméster Rédë Krësztof
Krzemińsczi. To je leżnosc, żebë sã
wërwac z codniowëch òbrzészków, a téż
w tim spòrce nalezc ùcechã, kò sã gôdô, że
endorfinë przë zmògiwanim sã ùwòlniwają.
To je jedurnô takô wiôlgô spòrtowô
rozegracjô samòrządowców w pòlsczim
państwie. To je, òkróm integracje,
wespółrobòtë i mòżlëwòtë pòczëcégò
spòrtowégò dëcha, promòcjô Rédë
i òkòlégò. Robòtnicë ùrzãdów widzą
zmianë, jaczé sã dzeją, zwiedzywają òbéńdã, w tim kòlmòrsczé môlëznë
i zgódno scwierdzywają, że atmòsfera
je żëcznô. Spòrt baro czãsto pòmôgô we
wëtwòrzenim taczi atmòsferë.
Adóm Hébel
43
rok Léóna Heyczi
W Bólszewie ò patrónie rokù
27 strëmiannika w bólszewsczi ksążnicë
òdbëła sã kònferencjô „Dzieło ks. dr. Leona Heykego”. Referatë (chtërne ùkôżą sã
w pùblikacji, jakô je planowónô na jeséń)
wëgłosëlë: Stanisłôw Janka „Moja glossa
do biografii”, Władisłôw Kepka „Rodzina,
sąsiedzi, koledzy z gimnazjum i Seminarium Duchownego ks. Leona Heykego”,
Zbigórz Zelonka „Heyke w literaturze
kaszubskiej”, Elżbiéta Bùgajnô „Poezja
religijna Leona Heykego”, Daniél Kalinowsczi „Dramaturgia Leona Heykego”,
Édwôrd Breza „Słownictwo Leona Heykego”, Krësztof Jażdżewsczi „Ślady ks.
Leona Heykego w Kościerzynie”, Iwóna
Piastowskô „Ks. dr Leon Heyke – Patron
Biblioteki Publicznej Gminy Szemud”,
Macéj Tamkùn „Inspiracje malarskie życiem i twórczością ks. Leona Heykego”.
Kònferencjã prowadzył Stanisłôw Janka.
W artisticznym dzélu zéńdzeniô
Tomôsz Fópka zaprezentowôł wëbróné
dzélëczi Szôłôbùłków L. Heyczi.
Pózni òstôł rozrzeszony gminowi
kònkùrs wiédzë ò żëcym i ùtwórstwie
patrona latoségò rokù. Dobëlë: Martina Semerling (I môl), Wiktoriô Semerling (II môl), Sebastión Labùda (III môl),
a wëprzédnienia dostelë: Barbara Kandziora i Wérónika Brëlowskô.
Achtnionô òsta téż Wanda Czedrowskô, jaczi pòsélc Jerzi Bùdnik wrãcził
sztaturkã Anioła Kùlturë. To nôdgroda,
jaką òd 2006 rokù przëznôwô bólszewskô biblioteka lëdzóm mòckò zaangażowónym w dzejanié dlô ji dobra.
Òbczas rozegracji direktorka biblioteczi Janina Bòrchmann òtemkła
pòplenerowi wëstôwk „Inspiracje
malarskie poematem Leona Heykego
Dobrogòst i Miłosława i poezją Kaszëbsczé
spiewë”. Òbrazë są brzadã robòtë nôleżników Kòła Ùtwórczich Ùlubieniów
[pòl. Koło Pasji Twórczych] pòd dozérã
Maceja Tamkùna.
Tegò dnia òdbëła sã téż promòcjô
dwùch ksążków: Inspiracje malarskie literaturą kaszubską Janinë Bòrchmann i Zalety imionami ludzi prof. Édwarda Brezë.
44
Òrganizatorama kònferencji bëlë:
Wójt Gminë Wejrowò, Direktor Pù­bliczny
Biblioteczi Gminë Wejrowò m. Aleksandra Labùdë w Bólszewie, Direktor
Samòrządzënowégò Gimnazjum m. Jana
Pawła II w Bólszewie, Kòło Ùtwórczich
Ùlubieniów i Bôłtowô Stowôra Marinistów Mare Nostrum m. Antoniégò Suchanka w Gòscëcënie.
Wôrt dodac, że bólszewskô biblioteka zabédowa ògłoszenié rokù 2014/2015
rokã ks. L. Heyczi w gminie Wejrowò.
Propòzycjô òsta przëjimniãtô przez
samòrządzënowé wëszëznë i strë­
miannikòwô kònferencjô bëła wôżnym dzélã jegò ùtczeniô. Program naji
imprezë je bòkadny, ale nie sygnie do
pòkôzaniô nawetka spòdlecznëch sprôw
sparłãczonëch z żëcym i ùtwórstwã ks.
Heyczi. Do òbgôdaniô òstôwô chòcle wôrtnota jegò dokazów i jich môl w kaszëbsczi
lëteraturze. Jegò ùsôdzczi czekają na badérów – rzekła J. Bòrchmann i òbieca, że
bólszewskô biblioteka jesz do latoségò
patrona bãdze wracac.
Red. na spòdlim tekstu J. Bòrchmann
Òdj. ze zbiérów biblioteczi w Bólszewie
POMERANIA MAJ 2015
z Kociewia
Gdy zwykłe słowa
stają się poezją
Żarliwa troska o ludzkie stado
jak echo krzyża
stary i nowy w człowieku testament
jakoby z mroku słowa wyłoniony diament
serca rozbłyskiem…
(z wiersza J. Majewskiego „Odszedł i jest – Norwidowi”)
Maria
Pająkowska-Kensik
Kwiecień – plecień. Nie tylko przeplata
się pogoda, ale i nastrój, jak to w życiu.
Myślę, że ludzi dobrej woli, rozwagi,
zatroskanych o naszą Polskę (nieskromnie dodam, że bardzo chcę do nich należeć) – martwi, a właściwie oburza,
gdy w przedwyborczych wiecach słyszą
głosy osób znieważających najwyższy
urząd. Osób, które same niczego jeszcze
nie dokonały. Zawsze się smucę, gdy widzę, że tak niektórzy rozumieją wywalczoną nie przez siebie wolność. Może
trzeba sobie powiedzieć, że jeszcze nie
dorośli, nie zdążyli nabrać życiowej mądrości, a chamstwo zawsze jest prostsze.
Na głębszą refleksję nieraz trzeba
długo czekać i robić swoje, dążąc do tego,
co w górze… Powtarzamy biblijną myśl,
licząc, że nie zostaniemy potraktowani
dosłownie, że chodzi tylko o ponadczasową metaforę. Dany czas każdemu kiedyś się kończy, ale żeby aż tylu przeszło
na drugi brzeg rzeki czasu i żeby to zacne
grono niepospolitych z naszego Pomorza
aż tak boleśnie się pomniejszyło? Chciałoby się powiedzieć – Panie, proszę, wystarczy, i tak za dużo…
Dawno temu za sprawą prof. Marka
Latoszka mogłam wziąć udział w badaniach socjologiczno-kulturowych na Kaszubach. Dał mi szansę uczestniczenia
w wielkiej naukowej przygodzie. Tamtego lata w Strzelnie wiele zrozumiałam
i zachęciłam się jeszcze bardziej do gromadzenia swojskich obrazów pomorskiej kultury. Przeszedłszy kaszubską
stegnę, z zapałem wróciłam na kociewskie stecki, gdzie też można znaleźć baśniowe światy, tak bliskie prof. Jerzemu
Sampowi. Natomiast prof. Jerzy Treder
(wtedy asystent) objaśnił mi podczas
POMERANIA Môj 2015
ćwiczeń z dialektologii główne zjawiska fonetyczne. Jakie to szczęście, że na
Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego
w Bydgoszczy już ponad 30 lat mogę
prowadzić ten właśnie przedmiot. Wyciszony, zawsze stateczny Stanisław Pestka wybrał się (też dawno temu) na południe Kociewia (z Terespola Pomorskiego
do Świecia nad Wisłą jeździły wtedy
jeszcze pociągi), by napisać ciekawy reportaż o laureatce Skry Ormuzdowej.
Dużo wspomnień, skojarzeń budzi też
odejście Güntera Grassa. Na podstawie
jego książki Psie lata mogłam przygotować referat o obecności Kosznajdrów na
Pomorzu. Matka mojego męża pochodziła właśnie z tej grupy osiedleńców. Konferencja nt. „Kosznajderia – kraina i ludzie” była jedną z ciekawszych w moim
życiorysie i wywołała rodzinne echo…
I jak tu nie być wdzięcznym G. Grassowi
za obrazy Gdańska i w ogóle za wielkie
jego życiowe dzieło. Na szczęście życie
niektórych – wybitnych – trwa dość długo, by zdążyli się wpisać w dzieje, wskazać kierunek. Właśnie tacy z mroku słowa
wyławiali diament serca rozbłyskiem. Ta
ich żarliwa troska… jak echo krzyża –
w czasie powielkanocnym jeszcze długo
będzie pamiętana.
Wrócić tu trzeba do związanego
przez całe lata z Kociewiem lekarza
i poety Jana Majewskiego. Lekturę jego
tomiku Pan pejzażu polecał w 2000 r.
Krzysztof Kuczkowski, pisząc bardzo wymownie: Z utworów J. Majewskiego emocji
moc skupienia, a także pełen pogody spokój
biorący się (...) z akceptacji zarówno tego, co
chwilowe, jak i tego, co wieczne. Z doświadczeń urody chwili żyjącej krótko jak jętka
i mądrości tego, co od początku świata jest
niezmienne i trwałe. Z rozumnego i godnego uczestniczenia w misterium przemijania... Jakże mogłam nie przepisać tych
kilku pięknych zdań. Dzięki nim łatwiej
we wspomnianym misterium uczestniczyć, godniej przeżywać wszystko, co
niosą dane nam dni, i Bogu dziękować,
że choć odeszli, to są...
Planowałam felieton o niezwykłych
wydarzeniach na naszym Kociewiu,
ale rozwinięcie tematu musiało ustąpić refleksji. Może więc tylko po zdaniu
o kociewskiej wiośnie. W gdańskim
Ratuszu Staromiejskim znowu spotkali
się wierni członkowie (ponad 60 osób)
Trójmiejskiego Klubu Kociewiaków.
Program jak zawsze bogaty. Krzysztof
Kowalkowski, autor wielu kociewskich
monografii, przedstawił Jana III Sobieskiego – starostę gniewskiego. Poseł Jan
Kulas omówił świeżo wydaną książkę
o harcerstwie w Tczewie i powiecie.
Ucieszyło mnie też wystąpienie Przemysława Kiliana badającego tożsamość
morzeszczynian, bo z drugiej strony
regionu robi to moja doktorantka. Lepsieje Huberta Pobłockiego i kuchy też
oczywiście były, jako że trwa fenomen
organizacyjny tego wyróżniającego się
Kociewiaka. Jeszcze tylko trzeba choćby wspomnieć o Festiwalu Kultury Kociewskiej w Pelplinie, który właściwie
zainaugurował rok kongresowy, i liczę
na to, że prężny, miejscowy oddział ZKP
tym się bardziej pochwali. Wiosenne
nadzieje wzbudziły też dobre wieści od
senatora Andrzeja Grzyba, że w parlamencie pamiętają o przywróceniu należnego miejsca tradycyjnym polskim
gwarom. Prawdziwe i zarazem swojskie
perełki (lepiej drogocenne kamuszki)
kociewskiej mowy znajdziemy w świetnych reportażach Tadeusza Majewskiego. Zbiór tych reportaży będzie wkrótce
oczekiwaną książką. Tak więc zaczęłam
od Jana Majewskiego, jego poetyckich
myśli, kończę wzmianką o reportażach
jego syna, w których gwara jest poezją
życia.
45
ZROZUMIEĆ MAZURY
Dom
WA L D E M A R M I E R Z WA
Za najlepszy czas na rozpoczęcie budowy
domu uważano na Mazurach pełnię księżyca, bo gdy on był pełny, to i „w chałupie będzie wszystkiego pod dostatkiem”.
Domy stawiano tu z materiałów, których
w wielkiej obfitości dostarczała ojczysta
ziemia: drewna, kamieni, słomy i trzciny. Wielkością budynki odpowiadały
potrzebom gospodarstwa: ilości i jakości
ziemi, liczbie domowników i wielkości
inwentarza.
Do połowy XIX w. najbardziej popularnym typem zabudowy była chałupa konstrukcji wieńcowej (zrębowej),
w której ściany stawiano z drewnianych
kloców (ciesi) układanych na zrąb, czyli
jeden na drugim, łączonych w narożach
na tzw. jaskółczy ogon. Zakończenie prac
nad więźbą dachową oznajmiano zatykaniem na szczycie wiechy – wianka lub
korony z kwiatów, ziół i, symbolizującej
życie, zielonej gałęzi świerku. Gospodarz podejmował wtedy poczęstunkiem
budowniczych, co było także podziękowaniem za sąsiedzką pomoc. Przy budowie domu pracowali bowiem wszyscy
mieszkańcy wsi. Czynili to pod nadzorem cieśli, nieodpłatnie, zaproszeni przez
gospodarza do pomocy. Pominięcie kogokolwiek byłoby afrontem. Pomocnicy
mogli oczywiście liczyć na wzajemność,
gdy sami przystępowali do budowy.
Ówczesna „parapetówka” nie różniła się
zbytnio od nam współczesnej: na zbitym
z desek i kozłów, przykrytym obrusem
stole stawiano jedzenie i wódkę, by „oblać” na szczęście chałupę.
Do nowo wybudowanego domu
wprowadzano się także w czasie pełni księżyca lub wtedy, gdy go na niebie przybywało, i w dni parzyste, bo te
gwarantowały szczęście domownikom.
Ważne było oczywiście, kto pierwszy
46
przekroczy próg. W okolicach Mrągowa
czyniła to kobieta z miotłą, symbolizującą czystość, porządek i ład. Zanim weszła
do sieni, rzucała ją przed siebie, potem
do kolejnych izb. W Dąbrównie zaś, gdzie
wierzono, że na człowieka wchodzącego
do nowego domu czyha śmierć, wrzucano do izby najpierw psa, a w przypadku
jego braku – kota. Mazurzy wierzyli, że
nowo wybudowany dom domaga się
ofiary. Zabitą kurę, rzadziej inne zwierzę,
obnoszono więc po wszystkich izbach,
co miało oszczędzić życie ludzkie. Aby
zapewnić sobie szczęście w nowym
miejscu, pod próg kładziono poświęcony
obrazek lub Biblię (okolice Węgorzewa),
lub też gliniane naczynie z pieniędzmi
(okolice Nidzicy). Kilka innych spraw
było oczywistych dla każdego Mazura:
przybita do progu gwoździem znaleziona podkowa przynosiła szczęście, a podłożony pod próg kawałek żelaza chronił
przed piorunami, pierwszy sen w nowym domu zawsze się sprawdza, a jak
się chce komuś naprawdę zaszkodzić,
trzeba mu na próg podrzucić zabitą żabę.
Erich Schimanski, autor pracy Das
Bauernhaus Masurens zauważa, że „starodawny” mazurski dom daje się rozpoznać głównie przez rozkład na część
mieszkalną, sień i oborę. Przeciętnie miał
on 15 m długości, 7,5 m szerokości i ok.
8 m wysokości. Wznoszono go jako budowlę jednokondygnacyjną, na kamiennym fundamencie, z drewnianych bali
o szerokości 25–35 cm i grubości ok. 20
cm, z dwuspadowym dachem krytym
trzciną lub słomą. Przed silnymi wiatrami kalenicę chroniły gąsiory. Pod jednym
dachem ludzie pomieszkiwali razem ze
swoimi zwierzętami, izby mieszkalne
sąsiadowały przez sień z oborą i stajnią. Schimanski twierdzi wprawdzie,
że działo się tak z miłości Mazurów do
koni i krów, wydaje się jednak, iż było
to jednak przede wszystkim skutkiem
słabości ekonomicznej gospodarstw.
Dopiero od połowy XIX w. powszechniej pojawiają się u bogatszych gospodarzy oddzielne budynki inwentarskie,
do których przeprowadzono konie,
świnie i krowy. W opuszczanych przez
zwierzęta pomieszczeniach wyrzynano
otwory okienne, uzyskując trzyczęściowy dom mieszkalny, co przy bogatych
tu zazwyczaj w potomstwo rodzinach
nie było bez znaczenia. Najstarsze znane
nam domy zwrócone były szczytem ku
wiejskiej drodze, od strony okapu drzwi
z sieni otwierały się na podwórze.
Wygląd szczytu domu od strony
drogi świadczył często o praktycznym
zmyśle mazurskich cieśli, a bywało, że
również o poczuciu humoru gospodarza.
Deski układano tu pod różnymi kątami,
w formie rombu, szachownicy, a nawet
rybiej ości. Jak zauważał Schimanski,
„wszystkie te odmiany wykończenia
szczytu z zastosowaniem miejscowych
materiałów harmonijnie składają się na
całość domu, nadając mu stylowy wygląd przez wywoływaną różnym układem słojów grę światłocieni”. Najważniejszy był jednak pazdur – stanowiący
zwieńczenie szczytowej ściany chałupy,
bogato rzeźbiony drewniany słupek wystający prawie 1,5 m nad dach. Pięknie
wykonany budził podziw sąsiadów, każdy zaś chronił domostwo przed złymi
duchami.
Świadectwem kunsztu mazurskich
cieśli były chałupy podcieniowe, wyróżniające się dekoracyjnymi płytkimi
podcieniami szczytowymi w jednym,
rzadziej w obu szczytach budynku. Na
trzech ozdobnych słupach kładziono
profilowaną belkę, nad nią dawano
dwudzielne deskowanie, ułożone w dekoracyjną „jodełkę”, nad tym górował
oczywiście, pięknie obrobiony snycerką,
pazdur. Do naszych czasów zachowały
się ledwie cztery takie chałupy, w tym
POMERANIA MAJ 2015
Zrozumieć Mazury
dwie z podcieniami. Obejrzeć je można
w olsztyneckim skansenie i Osadzie Kulturowej w Kadzidłowie.
Cegła jako podstawowy budulec
domu zaczęła dominować na Mazurach
już pod koniec XIX w. Związane to było
nie tylko z rozwojem techniki budowlanej, ale także z większą zasobnością kieszeni mazurskich gburów [gospodarzy].
Ekonomiczne wzmocnienie stanu chłopskiego było konsekwencją zakończenia
procesu regulacji i separacji gruntów.
Budynki z czerwonej licowej cegły, z dachami krytymi czerwoną dachówką, są
do dzisiaj wizytówką regionu, charakterystycznym elementem krajobrazu całych dawnych Prus Wschodnich. Domy
wznoszone z cegły zyskały na wielkości,
stawiano je kalenicą do drogi. Liczniej
zaczęły pojawiać się też samodzielne budynki gospodarskie. W krajobrazie wsi
dominowały oczywiście małe domki ceglane, niepodpiwniczone, nietynkowane, wznoszone na planie wydłużonego
prostokąta, nakryte niezbyt wysokim
dwuspadowym dachem pokrytym dachówką ceramiczną, pozbawione detalu
architektonicznego, proste i funkcjonalne. Okazalsze domy bogatych gospodarzy, wznoszone na kamiennej podmurówce, raczej tynkowane, miewały
często na osi podwyższenie w rodzaju
wystawki w partii dachowej z osobnym
dwuspadowym daszkiem. Zamożność
gbura pozwalała zatroszczyć się o detale:
ozdabiano je boniowaniem, zaznaczano
gzymsy i paski okienne, wprowadzano
historyzujące ornamenty.
Wielkiego boomu budowlanego doświadczyły Mazury, tak zresztą jak i całe
Prusy Wschodnie, w latach trzydziestych
XX w., po dojściu do władzy Hitlera. Niewielkie, parterowe, tynkowane domki,
przykryte dwuspadowym dachem o lekko wklęsłych bokach, zwane od nazwiska gauleitera prowincji Ericha Kocha
„kochówkami”, wybudowano wówczas
chyba we wszystkich miejscowościach,
w niektórych zaś wzniesiono całe osiedla. Państwo pomagało biedniejszym
rodzinom, udzielając na ich zakup korzystnego kredytu. Wiele z tych domów
przetrwało do dziś.
Wraz z wyglądem mazurskiego
domu zmieniało się oczywiście też jego
wnętrze. Podróżujący po krainie na zlecenie władz kościelnych, przychylny na
POMERANIA Môj 2015
ogół Mazurom, pastor Friedrich Salomo
Oldenberg zanotował w połowie XIX w.,
że w chatach zbudowanych z gliny
i drewna, które często stoją tak krzywo,
że „nie wiadomo, na którą stronę mogą
się przewrócić (…), sprzęty domowe stanowi kilka stołków, skrzynia, stół – czasami za stół służy skrzynia – jakieś miski i garnki. Na ścianie, obok wizerunku
króla lub następcy tronu, widać święty
obraz – kiepskie malunki na papierze
(…). Na oknie albo na półeczce można
spostrzec Biblię, śpiewnik i polską postyllę zgodnie sąsiadujące z butelką wódki”.
Praktyczny zmysł mazurskiego chłopa dostrzegł kilkadziesiąt lat później
(1940) Erich Schimanski. Nie może nas
to dziwić – autor ten nie przyjmował
do wiadomości innego niż niemieckie
pochodzenia Mazurów. „Wchodzimy do
dużej izby – pisał – po lewej, obok półki
z naczyniami, stoi duża beczka z wodą,
a na prawo od drzwi wejściowych
znajduje się kącik kuchenny. Ponieważ
w tym miejscu często pryska woda, to
podłoga wyłożona jest kamieniami lub
pokryta gliną, a w później zbudowanych
domach – cegłami. Pod sufitem biegnie
wzdłuż ścian pięknie zdobione obramowanie, za którym ustawia się naczynia używane od święta, a w specjalnie
w tym celu sporządzonych wycięciach
wiesza się łyżki, też nieużywane na co
dzień. (…) Pod oknem znajduje się ława.
Przed nią stoi wielki stół, przy którym
często się jada, częstokroć jest to jeszcze
stary stół skrzyniowy. Zamiast świętych
obrazków w ewangelickim chłopskim
domu na Mazurach kąty zdobią obrazki żołnierzy oraz zdjęcia rezerwistów
niemieckiej armii. Są świadkami dumy,
wspomnień o własnej służbie wojskowej
i miłości do niemieckiej ojczyzny”.
Uczciwość nakazuje, abyśmy nie utonęli w tym miejscu w etnograficznych
opisach mazurskiej biedy. Poprawiająca
się sytuacja materialna Mazurów, powstanie wielu średniej wielkości, a nawet kilkusethektarowych gospodarstw
gburskich, pomoc państwa, szczególnie
odczuwalna przez wiejskie masy w okresie faszystowskich Niemiec, zmieniły bowiem radykalnie oblicze mazurskiej wsi.
W latach trzydziestych XX w. zawitała tu
nowoczesność. Domy wznoszono trwalsze i ładniejsze, zaczęto dbać o obejścia,
wypiękniały przydomowe ogrody, znacząco poprawiła się jakość dróg. Wiele prac rolniczych wykonywano przy
użyciu maszyn, coraz powszechniejsze
stawały się sprzęty gospodarstwa domowego. Taka wieś musiała być szokiem
dla polskich robotników przymusowych,
którzy trafili tu w latach II wojny, by zastąpić w pracach polowych i inwentarskich powołanych do Wehrmachtu Mazurów. W porównaniu z polską wioską,
ta mazurska jawić się im musiała jakimś
Eldorado. Wielu z nich będzie tu chciało
po wojnie wrócić. Jedni, by spróbować tu
żyć, inni, by w ramach „zadośćuczynienia” zabrać nieswoje.
Mazurski dom. Pocztówka ze zbiorów autora
47
Kaszëbë w Eùropie
Camino Pomerania rôczi
W 2014 rokù òstałë zakùńczoné robòtë przë òdnôwianim strzédnowieczny Pòmòrsczi Drodżi sw. Jakùba. Droga ta cygnie sã òd lëtewsczégò miasta Kretinga przez Kaliningrad, Elbląg,
Gduńsk, Lãbòrg, Kòszalëno, Kòłobrzég i Swinoùjscé do niemiecczi Roztoczi. Je to wëznaczony
i òpisóny przédny szlach ò dłużawie 1135 km, pòdzelony na 46 partów. Òkòma przédnégò
szlachù w przedstôwiającym Camino Pomerania turisticznym prowadnikù* je téż òpisóné szesc
szlachów do wibòru i dwie òtnodżi: serakòwsczi òpãtnik w Pòmòrsce i 3-etapòwô Droga Szczecyńskô z Wòlina do archikatédrë sw. Jakùba w Szczecënie.
W eùropejsczi sécë
jakùbòwëch drogów
Pòmòrskô Droga sw. Jakùba je sparłã­
czonô z eùropejską sécą jakù­bòwëch
drogów Camino de Santiago. Jak pòre­
chòwelë ùsôdzcë prowadnika, z Kretindżi na Lëtwie do Santiagò, żelë sã
jidze przédnym szlachã, je nót przeńc
kòle 4440 km, a òd katédrë òliwsczi
i stojącégò kòl ni kòscoła sw. Jakùba je
kòl 4050 kilométrów.
Sparłãczenié nadbôłtowégò Pò­mòrzô
z Santiago de Compostela stało sã mòżebné
przez òdnowienié niemiecczich dargów,
jaczé miało môl w pòréncznëch landach
na przełómanim XX i XXI wiekù, leno
czile lat przed ùrmòwim òdnôwianim
pòlsczich drogów. Òdcynk niemiecczi
Pòmòrsczi Drodżi sw. Jakùba pòkriwô sã
z pierszima dzélama Via Baltica, jakô mô
zaczątk na òstrowie Ùznam w pòłożonym
przë niemieckò-pòlsczi grańcë môlu Kamminke – 9 dzélów je pòspólnëch. Tur Via
Baltica mô w całoscë 780 kilométrów,
48
rozpartowónëch na 33 etapë, i kùńczi sã
w Osnabrück. Stądka przez Aachen Camino prowadzy m.jin. przez Brukselã i dali,
przez Pariż, do pòdstopiégò Pirenejów,
a na przëmiôr w Saint-Jean-Pied-de-Port
może weńc na szpańską Camino Francés
i pò niéfùl 750 km bëc przë grobie sw.
Jakùba Apòstoła.
Ni mùszi równak przeńc całégò
szlachù, żebë stac sã „kaminowiczã” –
wôżné, cobë wińc i jic. Droga, Camino,
zmieniwô bòdôj kòżdégò, niezanôleżno
òd pòdskôcënków do jidzeniô. Pòmôgô
òdnalezc sebie i swòje òdniesenié, swòje
nastawienié do sacrum.
Lãbòrg – gard kùltu sw. Jakùba
Apòstoła i znowieniô Camino
Dejô, a pò richtoscë pragniączka znowieniô Pòmòrsczi Drodżi zrodzëła
sã w Lãbòrgù. Je to jeden z brzadów
żëwégò kùltu apòstoła sw. Jakùba
Starszégò w tim miesce, pòstacje, z jaką
kòscół i parafiô sw. Jakùba są sparłãczoné
òd czasu założeniô miasta w XIV wiekù.
Òdrodzenié żëwégò kùltu sw. Jakùba
w Lãbòrgù miało môl pòd kùńc XX w. za
sprawą oo. francëszkanów i swiecczich
sparłãczonëch z kòscołã, m.jin. bëłë
szëkòwóné òglowòmiesczé Òdpùstowé
Jôrmarczi sw. Jakùba (òd 1996 r.), sw.
Jakùb òstôł ùstanowiony patronã miasta
Lãbòrga (1998), a kòscół pòd jegò wezwanim dostôł status diecezjalnégò sanktuarium sw. Jakùba (2010).
Jedną z wińdzënów pòdskôcënkù
lãbòrsczégò strzodowiszcza przez sw.
Jakùba bëła Lãbòrskô Droga sw. Jakùba,
jaką òbcéchòwelë w 2007 rokù – ze
Swiónowa, òd Królewi Kaszëb, przez
Lãbòrg do Łebë i dali do Smôłdzëna, na
górã Rewkół. Bëła redota z òdemkniãcô
ji, ale téż i niéfùlnô satisfakcjô: Droga
sã kùńczëła pò kòle 100 km, brakło ji
pòstãpnégò dzéla. Dzãka ni miało môl
zjiscenié wôżnégò zadaniô, bò w 2008
rokù pòwsta w Lãbòrgù Kapituła
Pòmòrsczi Drodżi sw. Jakùba.
POMERANIA MAJ 2015
Kaszëbë w Eùropie
Wëznaczniczi trasë
Camino Pomerania
Przëczińcë znowieniô Pòmòrsczi Drodżi
ùznelë, że za pòspòdlé do wëznaczeniô
ji dzysdniowi – XXI-wieczny – trasë je
nót przëjąc trzë wëznaczniczi:
1. Trasa szlachù w wiekach strzé­
dnëch.
2. Môle sparłãczoné z kùltã sw. Ja­
kù­ba Starszégò a téż sanktuaria/
swiãté place ùmôlnioné sprzëti
historicznégò szlachù.
3. Dzysdniowé kùlturowé i nôtërné
chłoscënë.
Dlôte na szlachù mòżemë m.jin. pò­
mòdlëc sã przed figùrą sw. Jakùba Ap.
z kòscoła w Tolkmickù, w kòscele sw.
Jakùba Ap. w Gduńskù, w sanktuarium
sw. Jakùba w Lãbòrgù, przë figùrze
sw. Jakùba z bazyliczi archikatédralny
w Szczecënie. Ale Camino Pomerania
téż prowadzy do sanktuarium Matczi
Bòżi Saletińsczi w Sobieszewie, dôwô
zôchãcbã do òddaniô kłónu przed figùrą
Matczi Bòżi Królewi Kaszëb z sanktuarium w Swiónowie czë pòdskôcô do
mòdlëtwë w kaplëcë francëszkańsczi
pùstelni na swiãti Górze Pòlanowsczi.
Wôżné, za sprawą òddólnëch
wskôzów, przë wëznôczanim szlachù
bëłë téż nôtërné wôrtnotë bédowónégò
szlachù, a téż wôżné abò atrakcyjné bùdownie i pòczestné place do
òbezdrzeniô. Stądka jidącë abò jadącë
kòłã, pielgrzimi zwëskùjący z Pòmòrsczi
Drodżi sw. Jakùba mògą pòdzywiac
m.jin. pësznotã Mierzeji Kùrońsczi
i Trójgardowégò Krôjmalënkòwégò
Parkù, Plac Solidarnoscë z pòmnikã
Zabitëch Stoczniowców (Trzech Krziżów), galeriã i mùzeùm volkswagena w Pãpòwie, Papiesczi Wôłtôrz
w Serakòjcach (nen z Pelplina, gdze sw.
JP II béł w 1999 rokù), klif nadmòrsczi
midzë Rowama a Ùstką.
Nôdzeje sparłãczoné
z Pòmòrską Drogą sw. Jakùba
Przédné céle znowianiô Drodżi są trzë:
1. Przëszëkòwanié przëcygającégò
òdpùstowò-wanożnégò szlachù
(włączonégò w séc eùropejską, do
môlowégò téż wëzwëskaniô, tak
dlô miestnëch sanktuariów, jak
téż turistno).
2. Mòżlëwòta gòspòdarczégò i spò­
lëznowégò pòdskôcënkù rozwiju
POMERANIA Môj 2015
môlów w òbrëmienim Drodżi (na
to je nót czasu).
3. Bùdowanié eùropejsczi wespò­
lëznë wspiarti na pòspólny kùl­
turowi erbie i chrzescëjańsczich
kòrzeniach.
Są to naje, przëczińców znowieniô Drodżi, gòrącé nôdzeje, ale mómë swiądã,
że nic samò sã nie zdarzi, że nie sygnie
leno dac cos z bùtna, ale dlô ùdostaniô
żądónégò skùtkù bédënk mùszą przëjąc
adresacë i zacząc wespółrobic z fùlnym
zaangażowanim.
Dzysdniowi stój znôwianiô Pò­
mòr­sczi Drodżi bë nie béł mòżebny
bez ùnijnégò wspiarcô. W cządze 4
lat (2011–2014) 10 wespółùsôdzców
z trzech państwów (Lëtwa, Pòlskô, Nie­
mcë) szëkòwno wëzwëskało bùdżet 1,4
mln eùro (kòle 5,8 mln zł), w tim 85%
z Programù Wespółrobòtë Transgraniczny Pôłniowi Bôłt.
Materialné wińdzënë zjiscywaniô
pòspólnégò projektu, przë bëtnictwie 5
wespółrobiącëch òrganizacjów (m.jin.
Parafie sw. Adalberta w Kaliningradze i Rusje – czwôrtégò kraju, przez
jaczi jidze Droga), są zadzëwòwné:
fùlné òznakòwanié przédnégò szlachù
i dzéla trasów do wëbiéru na teritorium
Pòlsczi, w dzélu na Lëtwie i w Niemcach, kartë i prowadniczi w 4 jãzëkach,
internetowô starna www.pomorskadrogaswjakuba.pl, paszpòrtë, sztãple,
twòrzenié wiadłów ò baze nocnëch
leżów, wielné pòtkania, pùblikacje,
kònferencje – rozpòmiónowanié wiédzë
ò Drodze.
Równak są téż „ùjimné plusë” wiôldżich dëtków z bùtna. Nôwikszi jiwer
brëkùjący rozrzeszeniô òd raza, terôzka czedë szlach je wëznaczony i dóny
dlô pielgrzimów a wanożników, to
nalézenié dlô niegò gòspòdarza. Droga wedle ùdbë wiele lëdzy òsta „dónô”
z bùtna, przez ùrzãdë w Lãbòrgù,
Gduńskù, Szczecënie, Kretindze – braknie môlowëch ji dozérôczów. A takô
òddólnô/môlowô òpieka je nieòbéńdnô,
òsoblëwie w cządze pierszich cziledzesąt lat – tak jak to je z piastowanim i dozéranim dzecka i młodégò
człowieka. Bò nót je wiele lat na to,
żebë lëdze, co mieszkają przë szlachù,
dostelë Jakùbòwégò dëcha: mielë
starã ò techniczny stój i òbcéchòwanié
szlachù, a òsoblëwie ò kaminowiczów
– z jaczima ni mòże sã blós òbchadac
w zôkrãżim biznesowim, bò òni brë­
kùją żëczlëwòtë i òpieczi tak òd sa­mò­
rządzënowégò i kòscelnégò strzodowiszcza, jak téż òd wanożnégò warkù.
Dobrim i nieòbéńdnym rozrzeszenim dlô wëbëcô i dérowaniô Camino Pomerania na gwës bãdą Klubë Drëchów
Pòmòrsczi Drodżi sw. Jakùba, jaczé bez
mała z dobri wòlë pòwstôwają we wikszich môlach na szlachù. W Gduńskù taczim placã pòtkaniô sã Drëchów Drodżi
je kòscół sw. Jakùba przù ùl. Wałowi 28
prowadzony przez òjców kapùcynów,
w Lãbòrgù – dzejającô przë sanktuarium Lãbòrskô Stowôra sw. Jakùba
Apòstoła.
Rôczã do wespółrobòtë a téż na Camino Pomerania i żëczã, żebë to bëła dobrô droga – Buen camino.
Riszôrd Wenta, przédnik Kapitułë
Pòmòrsczi Drodżi sw. Jakùba
([email protected])
Tłómaczëła Danuta Pioch
Òdj. ze zbiérów R. Wentë
* Pomorska Droga św. Jakuba. Przewodnik
turystyczny, red. Małgorzata Duda, Tomasz
Duda, Fundacja Szczecińska, Szczecin 2014.
49
Z Tłuczewa do Japónie
hthttp://www.telewizjattm.pl/nasze-programy/61-1/33302-na-goscenie.html?play=on
7.04.2015
[TTM, Adóm Hébel] Nasz jãzëk ju òd XIX
stalata je w òbrëmienim zainteresowaniô ùczałëch z Rusëje, Niemców, Czechów (...). Dzysô ju je drãgò zrechòwac
kraje, w jaczich ùniwersytetë (...)
kaszëbiznã badérëją. Jednym z krajów,
gdze badérowania są robioné, a ùczałi
sã zjéżdżiwają, żebë nasz jãzëk pòznac,
je Japóniô [na ekranie m.jin. kôrta Japónie i japóńsczi cządnik]. Pòétka i szkólnô
z Tłuczewa Jaromira Labùdda [widzymë
ji òdjimniãcé] bëła tam w gromicznikù
na kònferencjã jachónô, żebë przedstawic naszą kùlturã i sprawã naùcziwaniô
kaszëbsczégò w szkòłach. (...)
Na ekranie nôpierwi òdjimk, na jaczim
je J. Labùdda z mikrofónã w rãce, pewno
zrobiony òbczas japóńsczi kònferencje,
widzymë na nim téż m.jin. ùczbòwnik
ji aùtorstwa „Zôrna mòwë”. Pòtemù
jesmë, jak mëszlã, na Kaszëbach: herojka
programù „Na gòscënie” gôdô z gazétnikã
w szkòłowi jizbie.
[Jaromira Labùdda] Gôda jem ò tim, jak
wëzdrzałë pòczątczi naùczaniô jãzëka
kaszëbsczégò (...), pózni jem przeszła do
czasów terôznotnëch, do problemów
z naùczanim jãzëka kaszëbsczégò, jak
téż gôda jem ò kòdifikacji kaszëbiznë.
Pòtemù, pò wëkładze, mia jem wiele
pëtaniów, bëło widzec, że nôùkówcë
są baro zainteresowóny jãzëkem
kaszëbsczim, ale téż bëlë zmartwiony,
bò dowiedzelë sã, że nasze dzecë doma
nie gôdają pò kaszëbskù, że przekaz międzypokoleniowy je wstrzimóny (...).
[TTM] Jak gôdelë gòsce kònferencje [na
ekranie zdjãcé z kònferencje z J. Labùddą
i japóńsczé pismiono z ji òdjimkã],
w jinëch krajach sytuacjô je jinô: domôcy jãzëk je ùczony doma.
[J. Labùdda] (...) To bëła (...) kònferencjô
nié ò ùczbie jãzëka kaszëbsczégò, ale
òglowò ò jãzëkach słowiańsczich (...).
Dosta jem baro cãżczé pitanié jedno
(...): co zrobic, żebë kòdifikacjô jãzëka
kaszëbsczégò przebiegła baro dobrze.
Mie bëło baro cãżkò òdpòwiedzec na taczé pëtanié, tim barżi, że jô nie jem ani
w Radzëznie Jãzëka Kaszëbsczégò, ani
nie jem w Komisji Oświaty we Gduńskù,
wiãc jô na to wpłiwù ni móm. Mògã jedinie rzec, jak jô to widzã, ale na pewno
mój głos sã nie liczi na taczim forum.
[TTM] Szkólnô sã czëje achtnionô, że
mògła Kaszëbów tam reprezentowac, chòc jak gôdô, sama fòrmalno
nie je ùczałą [widzymë kôrtczi, na jaczich są wiérztë J. Labùddë pò kaszëbskù,
pòlskù i japóńskù]. Rôczba przëszła òd
japóńsczégò slawistë profesora Motokigò
Nomaczégò [na ekranie òdjimniãcé, na jaczim je m.jin. Motoki Nomaczi i J. Labùdda],
jaczégò nôùkòwô stegna doprowadza do
zajimaniô sã kaszëbizną.
[J. Labùdda] (...) [prof. Motoki] béł
w naszi gminie i pitôł sã, czë tu są
lëdze, chtërny baro dobrze znają
jãzëk kaszëbsczi (...). Trafił do Witka
Bòbrowsczégò i Witek (...) wskôzôł nas,
że tu mieszkôł Aleksander Labùda. Òn
(...) ju miôł czëté ò Aleksandrze Labùdze
i sã baro [nim] zainteresowôł, dowiedzôł sã, że tu mieszkają jegò córczi,
że òd dzecka gôdają pò kaszëbskù,
na codzéń. I tej òn do nas przëjachôł
i miôł rozmajité pëtania (...). Jô stara sã
òdpòwiadac na te pëtania, oczywiście to
bëłë taczé nôùkòwé rzeczë. Przez pôrã
lat më do sebie piselë mejle i téż òn do
nas przëjéżdżôł (...) dodóm. (...) W ùszłim
rokù (...) w gromicznikù napisôł do mie
mejla, czë jô bë sã zgòdza przëjachac
do Japónii. (...) jem doszła do swiądë, że
w żëcym mie sã nie trafi takô leżnosc,
tim barżi, że to miôł bëc międzynarodowy zjazd naukowców i mia jem wëgłosëc
tam wëkłôd na temat naùczaniô jãzëka
kaszëbsczégò (...). I za rok, znôwù
w gromicznikù, jem wëjacha do Japónii.
[TTM] Òsoblëwą nôdgrodą za pòkôzanié
Kaszëb bëła dlô pòétczi z Tłuczewa
mòżlëwòta pòznaniô Kraju Kwitnący
Wisznie.
[J. Labùdda] Pò prôwdze kraj egzoticzny
(...). [Widzymë òdjimniãca z Japónie, m.jin.
z Tokio i Sapporo, a bòhaterka programù
òpòwiôdô ò tim, co tam òbzérała i co sã ji
nôbarżi widzało].
[TTM] W Japónie jiné je téż to, co sã
wëdôwô ùniwersalné: pòdchôdanié
do nôùkòwëch sprawów, co sã baro
naszémù gòscowi widzało.
[J. Labùdda] Tak długò drążi jaczis problem, aż dokładno gò wëbadô, i to je
(...) téż tipòwé dlô nôùkówców japóńsczich. Òni nie słëchają tegò, co gôdają
jinszi... Co czekawégò profesor rzekł.
Ù nas nôùka zakłôdô jaczés ramczi i dobiérô przëkładë do jaczis tezë, chtërną
sobie òprôcëje. Ù nich je na odwrót:
zbiérają przëkładë i na podstawie tëch
przëkładów dopiére wëcygają wniosczi.
[TTM] Ùczãstnicë kònferencje, to je
slawiscë z całégò swiata, téż rôd sã
zapòznôwelë z ùtwórstwã Labùddë, co
dlô ni, jak gôdô, je nôwikszim achtnienim ji artistny stegnë.
[J. Labùdda] (...) jem mia wieczór aùtorsczi
(...) to bëło baro dobrze przëjãté (...). Jô mia
wëbróné taczé swòje wiersze, chtërne
kąsk nawiązywałë do jich kùlturë, na
przëkłôd w jednym gôdóm përznã ò reinkarnacji. (...) stara jem sã tak, żebë òni
to rozmielë. (...) Jô tłomaczã, ò czim to
je, oczywiście béł tłomacz, tłomacził
z pòlsczégò na japóńsczi. Pòtemù jô recytowa wiersze; òni bëlë zdzëwiony,
że jô to gôdóm z pamiãcë. A na tôblëcë
(...) béł równoczasno tekst japóńsczi,
tak że òni dokładno wiedzelë, ò czim jô
gôdóm. Pòtemù wëdalë wieczerzã na
mòjã czesc! Fùl nôùkówców japóńsczich
i jô na ti wieczerzë [widzymë zdjãca z ti
czestë]. Przemòwa. Jô téż mùsza wëgłosëc
na kùńc przemòwã. (...) Jô przëjacha tak
naladowónô energią, jô sã pòczëła tak
wôżnô w tim momence, że òni mie aż
tak achtnãlë. Nigdë w żëcym jô nie bëła
aż tak achtnionô jak tam, w daleczi Japónii. A MOŻE PRENUMERATA?
50
s. 2
POMERANIA MAJ 2015
kònkùrs /zachë ze stôri szafë
Nôwôżniészé
kaszëbsczé ksążczi
Òd pôrã numrów dérëje na starnach „Pomeranii”, a bez jaczis czas téż miało plac w internece, głosowanié na nôlepszé kaszëbsczé ksążczi. Z niemôłim zacekawienim czëtóm
pòsobné zestôwczi. Ë przëznóm sã, że barżi niżlë jem
béł rëchli dbë, zaskôkiwają mie niechtërne z nich (co nijak nie òznôczô, że chcã tu pòtãpiwac czë „nawracac” jich
ùtwórców!), bò jô bë doch nawet nie przëszedł na to, bë
Remùs mógł sã nie nalezc w ny klasyfikacje!
Zycher tej nicht sã ju tu nie zdzëwùje, że wedle mie
nôwôżniészą nają ksążką je Żëcé i przigòdë Remùsa Aleksandra Majkòwsczégò (I). Dlô mie mô òna téż òsoblëwé znaczenié, bò òd ni – tegò wieleniwiznowégò, fùl symbòlëznë,
piãkno napisónégò arcëdokazu – tak pò prôwdze, nimò
rëchlészich, mni a barżi swiądnëch zôczątków, zaczãła sã
mòja kaszëbskô stegna.
Téma plebiscytu „Nôwôżniészé kaszëbsczé ksążczi” rozmiejã jakno te nôwôżniészé dlô naji rësznotë a
wëdrëkòwóné w kaszëbsczim abò jinszim jãzëkù (szkòda,
że téma nie òsta tak zredagòwónô, cobë tu szło téż wstawic
cządniczi, np. Skôrb... Cenôwë). Tak tej tu, na pòsobnëch placach, jô bë dôł:
II. Słownik gwar kaszubskich na tle kultury ludowej ks. Bernata Zëchtë.
III. Ò panu Czôrlińsczim, co do Pùcka pò sécë jachôł Hieronima Derdowsczégò.
IV. Tołmaczënczi Biblëji, a lepi bë rzec, ji dzélów. Nôprzód
béł to przełożënk Francëszka Grëczë (1992), zarô za nim
Eùgeniusza Gòłąbka (1993), tej nót dolmaczóm òddac tczã,
że tak pò prôwdze bëlë pierszima (nie rechùjã tu wëjimków
pùblikòwónëch rëchli), równak nôlepszô robòta to ta òjca
Adama Sykòrë, jaczi Nowi Testameńt. Ewanielie pò kaszëbskù
przełożił z pierwòsznégò jãzëka, tu: greczi.
V. Twarz Smętka Jana Drzéżdżona.
Dejade, jeżlë jô bë tu pòdôł nôpëszniészé ë/abò nôwôżnié­
szé dlô mie kaszëbsczé ksążczi, to zestôwk nen bë wëzdrzôł
zdebło jinaczi:
Żëcé i przigòdë Remùsa A. Majkòwsczégò
Słownik gwar kaszubskich... ks. B. Zëchtë
Nôwotné Spiéwë Jana Kôrnowsczégò
Tołmaczënczi Biblëji
Wieczórny widnik Jana Zbrzëcë.
Grégór Schramke
Hobelbank z czasów wiôldżi wòjnë
Rozmajitëch wersjów òbrazkòwëch piosenków, jaczé Ka­szëbi pò­
zywają „Kaszëbsczima nótama” abò „Ka­szëbsczim alfabetã”, mòże
nalezc na swiece baro wie­le. Zwią sã òne wszelejakò, np. w Niemcach znóné są pòd pòzwama „Schnitzelbank”, „Hobelbank” czë téż
„Gartenhaus”. Wersjô, jaką nalôzł jem w jednym z niemiecczich antikwariatów, pt. „Das neue Lied von der Hobelbank”, òsta wëdónô
jakno pòcztowô kôrtka w 1918 rokù. Chòc braknie do ni tekstu,
rów­nak zdrzącë na òbrôzczi, mòże zmërkac, że béł to satiriczny
kòmeńtôrz do wëdarzeniów z I swia­­towi wòjnë. Zôczątk piesni je
jistny jak w wi­kszos­cë niemiecczich wariantów, tj. Das ist kurz, das
ist lang, das is eine Hobelbank. Widzymë czile znónëch per­sonów:
króla Friderika II Wiôldżégò, marszôłków Aù­gùsta von Mackensena
i Paùla von Hindenbùrga, Ententã przedstôwioną jakno bestijã czë
kôrtã Niemców.
rd
POMERANIA Môj 2015
51
Pierwsza
kaszubskojęzyczna
monografia doktorska
Prezentowana książka Hanny Makurat
Interferencjowé przejinaczi w gôdce bilingwalny spòlëznë Kaszub, początkowo
przedstawiona jako rozprawa doktorska, została napisana – pod kierunkiem
prof. dra hab. Jerzego Tredera – w całości w języku kaszubskim, co stanowi
pierwszy tego typu przypadek w historii języka kaszubskiego.
Monografia składa się ze wstępu
(Wstãp), pięciu rozdziałów, zakończenia
(Zakùńczenié), informacji o informatorach (Wëkôz skrócënków òznôczającëch
infòrmatorów i krótczé wiadło ò kòżdim
z nich), skrótów bibliograficznych (Bibliograficzné skrócënczi), bibliografii (Bibliografiô), a także aneksu zawierającego
wybór analizowanych tekstów.
Początkowe rozdziały są swego rodzaju wprowadzeniem w analizowaną
problematykę. W rozdziale pierwszym
(Metodologiczny aspekt badérowaniów)
Autorka przedstawia obecny stan badań
(Stón badérowaniów) w analizowanej
dziedzinie, ukazuje cel i metodę swojej
pracy (Cél i metoda dokazu) oraz charakteryzuje informatorów i prezentowany materiał językowy (Charakteristika
infòrmatorów i jãzëkòwégò materiału).
W rozdziale drugim zawarta jest analiza pojęcia kontaktów międzyjęzykowych, charakterystyka ich typów oraz
sposobów ujmowania przez różnych
badaczy. W rozdziale trzecim Autorka
analizuje sytuację socjolingwistyczną na kaszubskim terytorium językowym (Socjolingwistnô jeleżnosc Kaszub),
przedstawiając Kaszubów jako mniejszość etniczną (Kaszëbi jakno etnicznô
miészëzna) oraz ukazując funkcję, jaką
pełnią dla Kaszubów w tak zarysowanej sytuacji oba języki będące obiektem
52
zainteresowania Autorki: polski i kaszubski (Fùnkcje kaszëbsczégò i pòlsczégò
jãzëka na kaszëbsczi òbéńdze).
W rozdziale czwartym przedstawiono interferencje (wpływy) gwar
kaszubskich w polszczyźnie (Interferencje kaszëbsczich gwarów w pòlaszëznie),
dzieląc je ze względu na podsystemy
języka, w których się ujawniają. Najpierw ukazane zostały interferencje
fonetyczne (Fòneticzné interferencje)
w obrębie samogłosek (Wòkalëzna)
i spółgłosek (Kònsonatëzna), następnie
zaprezentowano interferencje w odmianie (Interferencje we fleksji), a wśród
nich m.in. interferencje zachodzące
w deklinacji (Interferencje w mionowi zjinace – miészanié przëpôdkòwëch
fòrmów) oraz w koniugacji (Interferencje
w werbalny zjinace). W kolejnej części
pracy obszernie zobrazowano interferencje składniowe (Interferencje w syntakse), a w ich obrębie takie zagadnienia, jak m.in. powtarzanie podmiotu
(Pòwtôrzanié subiektu), nadużywanie zaimków wskazujących (Czãsté brëkòwanié
przëdôwkù wësłowionégò wskôzownym
zamionã), zmiany w zakresie wymagań
składniowych czasownika (Przejinaczi
w zasygù rekcji czasnika), dopełniacz
partytywny (Dzélowi genetiw). Rozdział
ten zakończony jest opisem interferencji
leksykalnych (Leksykalné interferencje),
zachodzących w różnego typu wyrazach: w słowach kaszubskich zaadaptowanych przez potoczną polszczyznę
pod względem fonetycznym całkowicie
lub częściowo (kaszëbsczé leksemë czësto
abò dzélowò zaadoptowóné fòneticzno
przez codniową gôdóną pòlaszëznã) albo
w niezaadaptowanych (kaszëbsczé leksemë niezadaptowóné fòneticzno przez
codniową gôdóną pòlaszëznã), w germanizmach zupełnie lub częściowo zaadoptowanych przez polszczyznę potoczną fonetycznie (germanizmë czësto
abò dzélowò zaadoptowóné fòneticzno
przez codniową gôdóną pòlaszëznã) lub
fonetycznie i morfologicznie (fòneticzno
i mòrfòlogiczno), a także w zawołaniach na zwierzęta (zawrzeszczenia na
zwierzãta), ponadto w pożyczkach frazeologicznych, semantycznych oraz
w kalkach (Frazeòlogiczné i semanticzné
pòżëczczi i kalczi). Rolę podsumowania
opisu interferencji leksykalnych pełni analiza ich przyczyn oraz ukazanie
świadomości informatorów w zakresie
różnic leksykalnych między obu językami (Przëczënë leksykalnëch interferencjów
i swiąda infòrmatorów tikającô sã leksykalnëch rozjinaczeniów midzë kaszëbizną
a pòlaszëzną).
Rozdział piąty poświęcony został interferencjom polszczyzny ujawniającym
się w gwarach kaszubskich (Interferencje
pòlaszëznë w kaszëbsczich gwarach). Dokonują się one na płaszczyźnie fonetycznej (Fòneticzné interferencje) w obrębie
systemu samogłoskowego (Wòkalëzna)
i spółgłoskowego (Kònsonatëzna),
w morfologii (Mòrfòlogiczné interferencje) we fleksji imiennej (w mionowi zjinace) i werbalnej (w werbalny fleksji) oraz
w słowotwórstwie (w słowòbùdowiznie),
a także w leksyce (Leksykalné interferencje). Podobnie jak w rozdziale poprzednim analizę wpływu polszczyzny na
kaszubszczyznę w zakresie słownictwa
Autorka kończy ukazaniem przyczyn
interferencji leksykalnych polszczyzny
w gwarach kaszubskich (Przëczënë leksykalnëch interferencjów pòlaszëznë w kaszëbsczich gwarach).
Hanna Makurat przeprowadziła
badania wśród bilingwalnych mieszkańców trzech kaszubskich zespołów
dialektalnych: północnego (gwara
Odargowa, bylacka gwara Chałup na
Półwyspie Helskim, gwara luzińska),
środkowego (gwara mezowska, gwara
żukowska, gwara wsi Lisie Jamy, gwara
wsi Klukowa Huta, gwara sulęczyńska)
oraz południowego (gwara lipnicka,
POMERANIA MAJ 2015
LEKTURY
gwara bruska, gwara konarzyńska). Badaniom poddała przedstawicieli trzech
grup wiekowych: najstarszej – informatorów urodzonych w latach 1913–1950,
średniej – informatorów urodzonych
w latach 1951–1980, oraz najmłodszej
– informatorów urodzonych w latach
1981–1996.
Najwięcej wpływów kaszubszczyzny na polszczyznę znalazła Autorka
u przedstawicieli najstarszej grupy
wiekowej, najmniej ich zaś występuje
w pokoleniu najmłodszym. Jest to zrozumiałe, ponieważ – co również podkreśliła Hanna Makurat – dla najstarszych respondentów konkretny dialekt
kaszubski jest ich pierwszym językiem,
polszczyzny zaś uczyli się w szkole i pogłębili jej znajomość w życiu dorosłym.
Najmłodsze zaś pokolenie Kaszubów kaszubszczyzny uczy się (jeżeli w ogóle się
uczy) na ogół dopiero w szkole (Autorka
tylko wśród takich przedstawicieli najmłodszej grupy wiekowej przeprowadziła badania), ponieważ przerwana
została ciągłość pokoleniowa w przekazywaniu języka; bardzo mało jest
rodzin, w których rodzice rozmawiają
na co dzień z dziećmi po kaszubsku. Dla
tych młodych ludzi zatem kaszubszczyzna jest drugim językiem i w zasadzie
nie można już mówić o interferencjach
kaszubskich w ich polskojęzycznych
wypowiedziach. Jeśli od tej strony
spojrzymy na analizowane w pracy zagadnienie, to badania podjęła Autorka
w ostatnim momencie. Natomiast jeśli
chodzi o interferencje polskie w tekstach realizowanych w gwarach kaszubskich, to z badań Hanny Makurat
wynika, że we wszystkich badanych
pokoleniach zachodzą one w jednakowym stopniu.
W wyniku przeprowadzonych
badań udało się też Hannie Makurat
udowodnić, że wpływ polszczyzny na
dialekty kaszubskie jest większy niż
wpływ kaszubskich dialektów na polszczyznę. Ponadto interferencje dialektów
kaszubskich w polszczyźnie nie mają
wpływu na dalszy rozwój polskiego
systemu językowego, ponieważ jest to
system stabilny, z wykształconą normą
i szerokim zasięgiem oddziaływania.
Natomiast w sytuacji kaszubszczyzny,
niezwykle zróżnicowanej dialektalnie,
której standard ogólny ciągle jeszcze
POMERANIA Môj 2015
jest na etapie tworzenia, in statu nascendi, rzecz wygląda inaczej. Wpływy
języka polskiego przyczyniają się w sposób ciągły i systematyczny do trwałych
zmian w systemach dialektów kaszubskich, a w sposób pośredni również
w systemie kaszubskiego języka literackiego.
Jak w innym miejscu pisze Autorka, informatorzy świadomie bronią
się przed interferencjami kaszubskich
gwar w polszczyźnie, natomiast w sytuacji interferencji polszczyzny do kaszubszczyzny sytuacja przedstawia się
odwrotnie: w wypowiedziach kaszubskojęzycznych ankietowani świadomie
dodają polskie słowa, nadając w ten
sposób – we własnym przekonaniu
– większej precyzji swym wypowiedziom, chcąc być przez to lepiej zrozumiałymi.
W analizowanej rozprawie Hanna
Makurat prezentuje analizowane zagadnienia językowe na szerokim tle
diachronicznym oraz niejednokrotnie
przedstawia różne sposoby ujęcia danego zagadnienia. Pisząc na przykład
o interferencjach składniowych gwar
kaszubskich w polszczyźnie, Autorka
konkluduje: Równoczasno aùtorka zdôwô
sobie sprawã z tegò, że wiele notérowónëch przëmiôrów mógłbë ùznac nié za
skùtk interferencji kaszëbsczich gwarów
w pòlaszëznie, ale prosto jakno element
pòlsczégò gôdónégò jãzëka (s. 127).
Praca w całości została napisana
kaszubskim językiem literackim, za co
Autorce niewątpliwie należy się uznanie. Zastosowana w pracy leksyka,
zwłaszcza specjalistyczna, w większości została przejęta ze Słownika polsko-kaszubskiego Jana Trepczyka. Hanna
Makurat w zastosowanym przez siebie
języku obiera pewne formy i rozwiązania, odrzucając inne. Opowiada się
na przykład za szerokim stosowaniem
alternacji morfonologicznych we fleksji, co jest szczególnie widoczne w wypadku alternacji samogłoskowych, por.
dokôz : dokazë, dokazów, ale już zasyg,
zasygu, zasygã itp., podczas gdy w dawniejszych tekstach innych autorów
częstszy był typ: dokôz, dokôzë, dokôzów.
Odtąd rozwiązania zastosowane przez
Hannę Makurat staną się jakimś argumentem za przyjęciem pewnych form
i odrzuceniem innych.
Decydując się na kaszubszczyznę
jako język swej rozprawy doktorskiej,
Hanna Makurat dokonała też wyboru pewnych terminów naukowych.
W tym jednak wypadku warto było
się przyjrzeć, jakich terminów użyto
w dotychczasowych, nielicznych przecież kaszubskojęzycznych tekstach
naukowych, i nie mnożyć niepotrzebnych bytów. Na przykład Jerzy Treder
w Spòdlowi wiédzë ò kaszëbiznie (wyd.
I Gduńsk 2009 i wyd. II Gduńsk 2014) na
oznaczenie słowotwórstwa przyjął termin słowòtwórzba, podczas gdy Hanna
Makurat (także w tekstach publikowanych w „Naji Ùczbie”) używa terminu
słowòbùdowizna.
Rozprawa Hanny Makurat ukazująca stan interferencji językowych
u dwujęzycznych przedstawicieli społeczności kaszubskiej, wydana przez
Instytut Kaszubski, jako pierwsza tak
szeroko ujmuje badane zagadnienie
i podjęta została w momencie bardzo
ważnym z socjolingwistycznego punktu widzenia; ponadto napisana w całości kaszubskim językiem literackim, jest
pracą ważną i znaczącą w rozwoju tego
języka.
Marek Cybulski
Hanna Makurat, Interferencjowé przejinaczi
w gôdce bilingwalny spòlëznë Kaszub, Instytut
Kaszubski w Gdańsku / Kaszëbsczi Institut,
Gdańsk 2014.
Chojnicki Wiktor Zin
Zaczynał od portretów. Absorbująca
praca w Wojsku Polskim nie pozwalała
mu jednak skoncentrować się na rozwijaniu pasji artystycznych. Dopiero po
przejściu na emeryturę w 2010 r. ten
absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej
Wojsk Łączności w Zegrzu mógł więcej
czasu poświęcić na rysowanie. Porzucił
jednakże portretowanie osób na rzecz
wizerunków rozlicznych obiektów
architektury miejskiej. Jego prace zostały rychło zauważone. Chojniczanie
z podziwem oglądali szkice ołówkiem
wiernie oddające niedostrzegalne wcześniej detale budynków. Pocztą pantoflową rozchodziły się wieści, że pan Jacek
53
LEKTURY
przygotowuje pierwszy kalendarz ze
swoimi rysunkami. To nie lada gratka
być przecież posiadaczem zbioru szkiców doskonale znanych obiektów. I to
wykonanych jeszcze przez człowieka,
który urodził się (1964 r.) i ukształtował
w Chojnicach.
Po kalendarzach, które rozchodziły się wśród znajomych jak świeże
bułeczki, przyszedł czas na wydanie
teczki z rysunkami. Pojawiły się szybko porównania warsztatu plastycznego Jacka Klajny do dokonań cenionego
artysty, nauczyciela i pasjonata chojnickiej przeszłości – Franciszka Pabicha (1909–1989). Do dziś „widoczki”
różnych budynków i elementów przestrzeni miejskiej – autorstwa Pabicha
– cieszą się wielkim powodzeniem nie
tylko w środowisku kolekcjonerów. Artysta ten zasłynął również jako wybitny
znawca filigranów (znaków wodnych)
dawnych papierni; jego artykuły publikowane były na łamach „Pomeranii”.
J. Klajna nawiązuje do dobrych tradycji
chojnickiej plastyki, mimo że nie zdobył wykształcenia w tym zakresie. Będąc amatorem, potrafi wydobyć jednak
z prezentowanych obiektów najdrobniejsze szczegóły. Zadanie to wymaga
wielkiej pracowitości, precyzji i skupienia. Pierwsza z opublikowanych teczek
ze szkicami Klajny zawiera 12 plansz
formatu A4 prezentujących Dawne Chojnice. Na rysunkach odnajdziemy m.in.
neogotycki ratusz, secesyjne kamienice,
54
Bramę Człuchowską, kościoły czy budynek Królewskiego Katolickiego Gimnazjum w Chojnicach (założonego 200 lat
temu!).
Dodatkowym atutem publikacji są
informacje o historii ukazanych obiektów (zamieszczone na odwrocie poszczególnych plansz). Na wyróżnienie
zasługuje bezspornie grafika przedstawiająca „najładniejszą i największą
secesyjną kamienicę” położoną przy
ulicy Dworcowej 16–18. Przed II wojną
światową mieszkał w niej m.in. Józef
Trzebiatowski, sekretarz miejski, obywatel zasłużony dla rozwoju Chojnic
w II Rzeczypospolitej (i autor ciekawych
wspomnień). Ta potężna czteropiętrowa kamienica z 1910 roku, o bogato
zdobionej fasadzie, wciąż zachwyca
przechodniów swym majestatycznym
wyglądem.
Na druk czeka kolejna teczka szkiców: Dawny Gdańsk. To dobra wiadomość
dla Czytelników „Pomeranii”. Autor nie
próżnuje i niedługo również gdańszczanie i liczni miłośnicy grodu nad Motławą będą mogli podziwiać piękne grafiki
chojnickiego Wiktora Zina. A w planach
Malbork, Bytów, Gdynia i inne ośrodki
miejskie o frapującej historii.
Kazimierz Jaruszewski
Dawne Chojnice. 12 grafik, projekt i opracowanie graficzne Jacek Klajna, wyd. nakładem autora, Chojnice 2014.
Gburską i Kaczą
Chojniczanie doczekali się kolejnego
wartościowego opracowania traktującego o dziejach i współczesności miasta.
Tajemnice chojnickich ulic to lektura obowiązkowa nie tylko dla mieszkańców,
ale też dla wszystkich osób odwiedzających tę miejscowość bądź zainteresowanych jej historią i topografią. Książkę
przygotowało dwóch autorów: regionalista Kazimierz Ostrowski, doskonale
znany Czytelnikom „Pomeranii”, oraz
urzędnik Zbigniew Buława. To kolejna publikacja tego duetu pasjonatów
lokalnych dziejów; wcześniej wydali,
również staraniem Urzędu Miejskiego
w Chojnicach, przewodnik Zabytkowe
Chojnice czy Cmentarze chojnickie współczesne i dawne.
Najnowsze dzieło K. Ostrowskiego
i Z. Buławy dotyczy chojnickiej plateonimii oraz historii i rozwoju przestrzeni
miejskiej. Przypomnijmy, że plateonimia (zwana też urbanonimią) stanowi
obszar toponomastyki odnoszący się
do nazewnictwa ulic, placów, skwerów
etc. W ostatnich kilkudziesięciu latach
ten dział wiedzy onomastycznej zdobył
sporą popularność i dostarczył wielu
cennych opracowań dotyczących większych i nieco mniejszych ośrodków.
Publikacja chojnicka nie ma jednak
charakteru naukowego, natomiast zbliżona jest swoim profilem do popularnej
monografii nazewnictwa ulic na przestrzeni wieków.
Książka została podzielona na trzy
części; w pierwszej z nich K. Ostrowski
przedstawił kształtowanie się zabudowy miejskiej, układu drogowego i nazw
ulic do końca XIX stulecia, w drugim
rozdziale ukazał chojnicką urbanonimię do roku 2014, a ostatnia część opracowania przynosi opis zmian wyglądu
rynku i przestrzeni wokół niego. Ten
moduł publikacji dopełniają biogramy
patronów ulic oraz alfabetyczny spis
309 ulic i 7 placów.
W pierwszej części wydawnictwa
autor chętnie powołuje się na rezultaty badań naukowych Stanisława
Gierszewskiego i Klemensa Bruskiego,
przypominając również, iż mało prawdopodobne jest nadanie praw miejskich
Chojnicom przez księcia pomorskiego
Mestwina II. K. Ostrowski podaje, za
K. Bruskim, że lokacja miasta nastąpiła
ok. 1315 r. przez Zakon Krzyżacki. Ciekawa to hipoteza, zważywszy, że nikt
w Chojnicach nie szykuje się do świętowania 700-lecia tak ważnego wydarzenia. Z publikacji dowiadujemy się
ponadto, że w dawnych wiekach nazwy
ulic nie wymagały regulacji urzędowej,
lecz „utrwaliły się w życiu codziennym
(…) ze względów praktycznych” (s. 19).
W Chojnicach już w XV i w I połowie
XVI stulecia większość ulic miała nazwy. Niektóre miana związane były
z zaułkami. Tym terminem autor określa „poszczególne odcinki ulicy biegnącej wzdłuż murów miejskich” (s. 18).
Cennym źródłem wiedzy dotyczącej
nazewnictwa miejskiego Chojnic w XVIII
w. jest Inwentarz starostwa człuchowskiego z 1753 r. wydany kilka lat temu
POMERANIA MAJ 2015
LEKTURY
przez człuchowskiego historyka Mariana Frydę. Najdłuższa w okresie poprzedzającym I rozbiór Polski była w Chojnicach ulica Gburska na Przedmieściu
Człuchowskim, przy której znajdowały
się 64 posesje. Plateonim ten świadczy
o żywotności popularnego na Kaszubach przymiotnika gburski/gburska także
w Chojnicach. Współczesnych mieszkańców intryguje zapisana w Inwentarzu…
ulica Kacza. Nazwą tą określano odcinek
obecnej ulicy Staroszkolnej (od Bramy
Człuchowskiej do zakrętu).
Interesująco przedstawiało się również nazewnictwo ulic i osad podmiejskich w II Rzeczypospolitej; wiązało się
ono ściśle z repolonizacją przygranicznych wówczas Chojnic i okolic. Proces
ten trwał kilka lat, jeszcze bowiem
w 1925 r. niektóre osady nosiły nazwy
niemieckie, np. Akerhof (Chojnaty) czy
Karlshof (Karolewo). Po II wojnie światowej, co godne odnotowania, wiele
nazw nie uległo zmianom. Warto jednakże wskazać te ulice, które obecnie
nazywamy inaczej, m.in. Bankowa
(dawniej Augustyńska – na pamiątkę
klasztoru oo. augustianów eremitów),
Drzymały (d. Gockowskiego), Sukienników (d. Ministra Pierackiego), 14 Lutego
(d. Szenfeldzka), tudzież Swarożyca (d.
Cmentarna) bądź Zielona (d. Rzezalna).
Dzięki wysiłkom kolejnych już
pokoleń chojnickich regionalistów
podkreślających związki miasta
i jego mieszkańców z ziemią pomorską,
a szczególnie kaszubską, odnajdziemy
w nazewnictwie ulic „pokaźny rejestr
POMERANIA Môj 2015
lokalnych patronów” (s. 69). W podtytule książki pojawił się Myślibój – urzędnik książęcy, pierwszy znany z imienia obywatel Chojnic z XIII stulecia.
A sylwetki osób chlubnie zapisanych
w zbiorowej pamięci znalazły się także
w innej książce K. Ostrowskiego: Patroni
chojnickich ulic (wydanej w 2000 r.).
Wydawcą publikacji jest Urząd
Miejski w Chojnicach, a jej współautorem pracownik tegoż urzędu, dlatego
pewnie zawartość książki wzbogacają
tabele obrazujące przedwojenną rozbudowę sieci ulic, wydatki na utrzymanie
dróg, współczesne inwestycje drogowe
oraz infrastrukturę techniczną. Atutem
wydawnictwa są także, prócz fotografii archiwalnych, piękne zdjęcia lotnicze
(autorstwa Zbigniewa Tomczaka) oraz
reprodukcje rysunków Franciszka Pabicha (na łamach „Pomeranii” ukazywały się jego artykuły na temat filigranów
papierni pomorskich). Cieszy oko szata
graficzna – książka wydrukowana została w pelplińskim Bernardinum.
Kazimierz Jaruszewski
Tajemnice chojnickich ulic. Od Myśliboja do Miłosza, oprac. Kazimierz I. Ostrowski, zdjęcia
Zbigniew Buława, wyd. Urząd Miejski w Chojnicach, Chojnice 2014.
Twôrz ògardownika
Na zberkù darżlëbsczi pùszczë, w pò­
rénczny dôce bëła widzónô krëjamnô
sztatura. Przëchôda sã pòmalinkù,
zdôwa sã nasłëchiwac i... szła nazôd.
Nad jezorã Biélawa téż wënurziwôł sã
z dôczi jaczis sztôłt. Ten jednakò stojôł
bez rëchaniô i zdrzôł na pôłnié... Taczé
rzeczë zdarziwają sã na Nordze i swiôdczą ò tim, że grańce swiatów sã tuwò
załómiwają...
Czëtającë prozã Jana Drzéżdżona, mòże czasã stracëc pòczëcé czasu
i placu, jednakò zëmny wiater òd Bôłtu
chùtkò trzézwi. Dzysô czej dotikalnégò
Drzéżdżona ni ma westrzód żëwëch,
òstôwô tekst, jaczi òn napisôł, i wdôr
lëdzy, co gò znelë. Nie je letkò jic pò
stegnach, jaczé nacéchòwôł pisôrz. Są
spëzgloné, niewërazné, czasã zmiloné,
le jednoczasno òczné i baro swójsczé. Co
bë sã westrzód nich nie pògùbic, baro
przëdôwô sã kôrta, jaką nacéchòwa
nié-Kaszëbka i to jesz z Warszawë. Nie
zrobia te z chãcë wzãcô so skarbów
z òkòlô Domôtowa, niczegò Drzéżdżonowi nie wzãła. Barżi przërëchtowa
kôrtã nadzwëkòwëch môlów, chtërne
òdwiedzôł nadzwëkòwi artista. Piszã
tuwò ò Marie Jentis-Bòrelowsczi, pòétce,
editorce, lëteracczi kriticzce, jakô bëła wielelatną drëszką rodzënë Jana Drzéżdżona, kòleżanką „pò piórze”, wëdôwczënią
jegò pòlskòjãzëkòwi pòézje, kù reszce interpretatórką jegò ùsôdztwa. Do
napisaniégò wiôldżi i grëbi biografie
przëpasowiwa sã ju długò. Òd wiele lat
pisa mniészé tekstë kriticzno-lëteracczé,
w jaczich przedstôwia swòjégò drëcha
jakno òsóbnégò artistã, chtërnémù
słëchô apartny bôczënk bez wzgląd na
jegò swiat wëòbrazni, żëcową pòstawã,
kù reszce kaszëbsczé tożsamòscowé
kòrzenie. Nie pòpôda nigdë w tak
òdwôżné zestôwczi Drzéżdżona z przedstôwcama pòwszéchny lëteraturë, jak to
sã zdarziwało jinszémù warszawsczémù
kritikòwi – Henrikòwi Beréze Òstôwa
krocy kaszëbsczégò aùtora i gwôsnégò
pòznawczégò wseczëcô, nakôzywającégò
wierzëc barżi tekstowi niżlë aktualno
módnym lëteracczim trendóm. W tim
pòstãpòwanim nie cygnãła w stro­nã
mitizowaniégò pòstacë pisarza, chòc
bez wątplëwòsców takô tendencjô tej-sej przebija w ji pisanim, ze wzglã­du
na to, że mia z nim tak wiele wespól­
nëch doswiôdczeniów na niwie twò­
rzeniégò kùńsztu. Mòże temù czasã
w ji biografie kąsk za wiele pòczestnotë
i pòchwôlënków. Jednakò ji swiat przeżiwaniô i twòrzeniô lëteraturë, a téż ji biograficzné kawle bëłë na tëlé apartné òd
tegò, w czim wësztôłcył sã i co twòrził
Drzéżdżón, że dało to ji ùtrzimac do
niegò pasowné òddalenié. Skùńcza tej
w 2014 rokù ksążkã, w jaczi na dwasta
stronach tekstu na nowò przedstôwiô
pòstac jednégò z nôwôżniészich aùtorów
pòwòjnowégò Pòmòrzô, a wierã téż
i Pòlsczi.
Wiele tematicznëch wątków
zawartëch w ksążce Jentis-Bòrelowsczi
je ju bëlno znónëch lubòtnikóm
lëteraturë Drzéżdżona. Nigdë jednakò
nie je za wiele interpretacjów jegò dokazów, pòùkłôdónëch do te w chronologicznym pòrządkù i z wëzwëskanim
55
LEKTURY
tëch òpùblikòwónëch, a téż tëch
nieòpùblikòwónëch, bënowëch recenzjów. Nôcekawszé w biografie Jentis-Bòrelowsczi są òbgôdania ùsôdzków
Drzéżdżona, jaczé drëkã w òsóbnëch
ksążkach jak dotądka nie wëszłë abò
bëłë prezentowóné leno w zabôczonëch
dzysô pismionach, i to w malinczich
czasã dzélëkach. W taczim przëtrôfkù
dzysô pùblikòwóné òbrobienié Jentis-Bòrelowsczi stôwô sã nadzwëkòwò
wôrtną ksążką „pierszégò zetkaniô”
z ùsôdztwã kaszëbsczégò pisarza, jaczé jeżlë rechòwac to wielëną stronów, je w setkach kartów maszinopisów wcąg nieòdkrëté i dërchã
czekającé na òdwôżnégò wëdôwcã…
Warszawskô badérka ùswiądnia
dzysdniowémù czëtińcowi, że wcąg ni
ma na czëtelniowim rënkù tak wôżnëch
pòzycjów, jak Czarna msza, Misterium
ziemi, a téż baro grëbé Rotardania czë
Pergamonia. Na szczescé dlô nowëch
pòkòleniów – jeden z lubòtników ti
prozë, Paweł Nowakòwsczi ze szczecyńsczi Wëdôwiznë Fòrma, chce wëdawac
Drzéżdżona nimò wszëtkò i przék terôczasno nômòcniészim módóm.
Syganié przez Jentis-Bòrelowską do
niepùblikòwónëch rzeczów, do maszinopisów, céchùnków, priwatnëch relacjów
je jednym z nôwôżniészich walorów
ji ksążczi. To dzãka taczim zdrzódłóm
mòżemë pòznac sztótama dramaticzné
leżnoscë bëcégò Drzéżdżona w Americe (Zjednónëch Stónach), w jaczich badérowôł kawle Pòlonie i kaszëbsczich
56
emigrantów z XIX wiekù, abò zrozmiec smùtną zmiłkã Czesława Miłosza,
chtëren nie chcôł pòmòc młodszémù
pisarzowi z Kaszëb. Mòżemë téż chòc
kąsk ùswiądnic sobie, co je w artiklach,
jaczé napisôł Drzéżdżón òb czas bëcô za
òceanã. To je wôżné ò tëlé, że pòkazywô
fakt, że kaszëbsczi intelektualiscë mielë
swòje pòrësziwającé doswiôdczenia
zderzeniégò kùlturów wiele rëchli niżlë
w òdniesenim do Americzi przedstôwiôł
niedôwno swòje Stanisłôw Pestka.
Wnetka tak samò wôżną sprawą, jak
amerikańsczi mòtiw je ù Jentis-Bòrelowsczi
òpisywanié zamkłoscë òstawionëch
w spòsobie pò lëterace z Domatówka
nôùkòwò-badérownëch i editorsczich
dokazów. Je widzec jednakò w nich
nié leno ùwôżnégò i wizjonersczégò
artistã, ale téż ùwôżnégò i empaticznégò
czëtińca jinszich aùtorów. Je nót tuwò
pòdsztrichnąc, że kriticznô pòstawa
Drzéżdżona wedle apartnëch lëteratów
je télé wëmôgającô, co i wëfùlowónô
zachãcbą. Zôs jegò pòdéńdzenié do
nôùkòwi karierë téż wëmôgô głãbszich
òbjasnieniów, bò jak mòże dzãka
ùwôgóm jegò biografczi wëwnioskòwac,
nie béł òn na pòlim akademicczégò
diskùrsu stałi, i stądka mòże brałë sã
przënômni niejedne z jegò szkólnowëch
pòrażków. Jinszą sprawą je nieżëcznô
mù atmòsfera w strzodowiskù gduńsczi hùmanisticzi, jakô w òsobach
czile decydentów nie chca ùznac jegò
rozrzesziwającégò gòrset nôùkòwòscë
pòdéńdzeniégò. Nônowszô ksążka ò
Drzéżdżonie pòstãpny rôz pòkazywô
dzysdniowémù òdbiorcë fakt, że miôł
prozaik-badéra òdwôgã òpiewaniô
Alojzégò Bùdzysza jakno jednégò
z nôwôżniészich kaszëbsczich aùtorów
abò że pòd kùńc swòjégò żëcô baro
ùznôwôł kaszëbskòjãzëkòwą edukacjã
i domôgôł sã ji fùlniészi realizacje
niżlë leno dzélëkòwé pòznôwanié
spòdlégò jãzëka na pòzaszkòłowëch
zajãcach. Ju blós te wspòmnióné kwestie pòswiôdcziwają, że Drzéżdżón béł
òdwôżnym intelektualistą, chtëren
przechôdôł w swòjim żëcym rozmajité
etapë sztôłtowaniô kaszëbskòscë, bë
zakùńczëc je na fùlnym ùbënowienim
i ùbùtnowienim domôcy tradicje.
Òd warszawsczi aùtorczi, jakô sã
sama przëznôwô, że nie znaje za dobrze kaszëbsczégò, ni mòże żądac,
żebë głãbòk zinterpretowa kaszëbsczé
kòntekstë ùsôdztwa Drzéżdżona. Ni
mòże téż wëpòminac ji, że nie òmôwiô
nôgłãbi dokazów napisónëch w tim
prawie jãzëkù. Jednakò empatiô badérczi wënadgrodzywô jãzëkòwé niedostatczi. Szkòda leno, że przë òcenach
kaszëbsczégò i pòlsczégò ùsôdztwa
Jentis-Bòrelowskô nie sygła do nônowszich òbrobieniów i témiznë, jaczé
pòjawiłë sã ju pò wëdanim zbiorowi
ksążczi Twarze Drzeżdżona pòd redakcją Renatë Mistôrz z rokù 2007. Kò
namëslënk nad ną prozą rozwijôł sã
téż i pózni, nalôżającë sztótama cëkawé
ôrtë òpisënkù. Taczé wëchilenié kù nowszim czasóm i nowszim òbrobienióm
je tim barżi brëkòwné, że dozwòliwô
z mniészim namaszczenim pòwzerac
na òsóbnotã Drzéżdżona, jakô wcale nie
bëła takô apartnô na kôrce pòlsczégò
lëteracczégò żëcô sédmëdzesątëch
i òsmëdzesątëch lat XX wiekù. Króm te
przëjãcé szerszégò lëteraturoznôwczégò
kòntekstu, nié leno personalno-histo­
ricznégò, dôwô lepi zrozmiec, dlôcze
w niejednëch latach jegò dzejalnotë
stikôł sã z niechãcbą, pózni z aprobatą,
a jesz pózni z òbòjãtnotą.
Ogrody zamyśleń, marzeń i symboli
to wôżnô biografiô, razã z rë­chlészima
zbiorow ima ksążkama òpisy ­w ô
wielewëmiarowé ùsôdztwò na­dzwë­
kòwégò artistë. Òd dôwna takô aùtorskô
robòta mia ju bëc, i smùtné, że to nie
òstało zrobioné rëchli. Tim barżi wôrtny je
bédënk Marie Jentis-Bòrelowsczi, chtërna
òdkriwô nama jesz jedną twôrz Jana
Drzéżdżona. To nie je blós twôrz apartno
òbrobionégò prozaika, pòétë, badérë czë
editora. To je téż twôrz ògardownika,
człowieka dbającégò ò gwôsny i jinszich
lëdzy rozwij. Ògardownika, chtëren
mô starã ò zemiã-jãzëk, atmòsfericzné
warënczi-lëteracczé żëcé i roscënã-dokôz.
Czë twôrz Drzéżdżona-ògardownika
je tą prawie gôdającą całą prôwdã ò
kaszëbsczim lëterace...? Ni ma wiedzec...
Niemùszebno...
Daniel Kalinowski, tłómaczëła Iwóna Makùrôt
Maria Jentys-Borelowska, Ogrody zamyśleń,
marzeń i symboli. Rzecz o Janie Drzeżdżonie,
Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. Josepha
Conrada-Korzeniowskiego w Gdańsku. Fundacja Światło Literatury, Gdańsk 2014.
POMERANIA MAJ 2015
nasze rozmowy
To nasze
historyczne ziemie
Na Pomorzu Środkowym występują trzy znane góry, nazywane też świętymi: Chełmska, Rowokół i Polanowska. Na tej ostatniej, leżącej między Koszalinem a Miastkiem, 13 czerwca
odbędzie się kaszubski odpust. O tym wydarzeniu rozmawiamy z jego pomysłodawcą, franciszkaninem ojcem Januszem Jędryszkiem, kociewiakiem, który czuje się Kaszubą.
Zacznijmy od kaszubskiego odpustu
na Górze Polanowskiej. Skąd wziął się
ten pomysł?
Bezpośrednio pomysł z ustanowieniem
tego odpustu powstał w maju ubiegłego
roku podczas poświęcenia tablicy ku czci
bpa Ignacego Jeża. Na tę uroczystość przybyli Kaszubi ze Słupska i Miastka. Zrodziła
się wówczas myśl, żeby przywrócić Świętą Górę Polanowską świadomości kaszubskiej. Chodziło też o to, żeby Kaszubi, którzy po wojnie przyszli w te strony, tu się
osiedlili, czuli się dowartościowani, żeby
kaszubszczyzna odżyła na tej górze po
tylu latach. Odpust kaszubski chcemy organizować co roku w sobotę po 12 czerwca, czyli po każdej rocznicy konsekracji
pustelni na Górze Polanowskiej. W tym
roku homilię po kaszubsku wygłosi ks.
Marian Miotk, wystąpi chór Pięciolinia
z Lini. Liczę na obecność wielu Kaszubów
w strojach, kapel i zespołów. Pokażmy,
że to nasze historyczne ziemie. W XV w.
podczas wizytacji przeprowadzanej przez
biskupa kamieńskiego Henninga śpiewano w koszalińskim kościele Mariackim:
„Tu felix Cassubia salutis indubia”. W kronikach niedalekiego Żydowa znajduje się
wzmianka, że w XIX w. mówiono tam po
kaszubsku. Ten czerwcowy odpust ma to
przypominać.
Wspomniał ojciec o pustelni. Proszę
wyjaśnić naszym czytelnikom, skąd
wzięła się ona na Górze Polanowskiej.
POMERANIA Môj 2015
Rozpocznę od tego, jak tam w ogóle trafiłem. W 1993 r. w Darłowie
w parafii Matki Bożej Częstochowskiej, gdzie byłem proboszczem 15
lat, odbywała się uroczystość rekoronacji tamtejszej figury Matki Bożej
Fatimskiej – Matki Jedności. Przyjechał
m.in. biskup senior Ignacy Jeż. Opowiadałem mu m.in. o planach przywracania kaszubszczyzny w Darłowie, gdzie
spoczywa król Eryk i członkowie jego
rodziny. Biskup odpowiedział, żebym
lepiej się zajął Górą Polanowską, bo to
miejsce leży mu szczególnie na sercu.
Pojechałem tam, zobaczyłem i zakochałem się w tej najwyższej ze świętych gór Pomorza Środkowego. Stwierdziłem, że to świetne miejsce na życie
pustelnicze dla 2–3 braci. Uzyskałem
stosowne pozwolenia władz zakonnych oraz Lasów Państwowych, do
których należał ten teren, i zabrałem
się do pracy. Chciałem, żeby pustelnia
była drewniana, bo znajduje się w lesie. Doradzano mi, żebym zwrócił się
do górali, bo oni budują takie domy
u siebie. Kiedy jednak widzę góralskie zajazdy na Pomorzu, to zaraz się
denerwuję – jakby tu nie było drewnianego budownictwa regionalnego!
Nie musimy małpować górali. Szukałem kogoś, kto by mi to zaprojektował
w stylu miejscowym, kaszubskim. Modliłem się w tej intencji i pomogła mi
„Pomerania”.
Tu mnie ojciec zaskoczył. Mamy więc
swój udział w tym dziele?
Jak najbardziej. Znalazłem w „Pomeranii” wywiad z panem Janem Sabiniarzem, który mówił, że chciałby odnowić
budownictwo pomorskie, kaszubskie.
Dostałem do niego telefon i usłyszałem: „całe życie marzyłem, żeby zaprojektować taki monasterek”. Myślę, że
wspólnie dokonaliśmy dobrej syntezy
tego, co kaszubskie, i tego, co nowe na
tych ziemiach, gdzie dzisiaj mieszają
się trzy grupy mieszkańców: Kaszubi,
Kielczanie i Ukraińcy. Dlatego pustelnia
z zewnątrz to kaszubska architektura,
a w środku znajdują się ikony – czyli
pokazujemy otwarcie na wrażliwość
ukraińską.
Podczas uroczystości konsekracji
powiesiłem trzy flagi: polską, ukraińską i kaszubską. Przyszła do mnie pewna dziewczynka i pyta: „Co to za trzecia
flaga?” – A wiesz, czemu wisi polska?
– zapytałem. „Bo tu mieszkają Polacy”.
– A czemu ukraińska? „Bo mieszkają też
Ukraińcy”. – Widzisz, a kaszubska dlatego, że tu też mieszkają Kaszubi, a poza
tym, kiedyś te ziemie były właśnie kaszubskie.
Przez takie rzeczy dokonuje się pogłębianie świadomości. Kiedy słyszę, że
tu od zawsze były piastowskie ziemie,
to zaraz się denerwuje, zwłaszcza gdy
mówią to ludzie z tytułami naukowymi.
57
nasze rozmowy
Pustelnia zimą
W 1999 r. podczas wizyty w Pelplinie
Jan Paweł II poświęcił kamień węgielny dla świątyni na Górze Polanowskiej. Jak udało się ojcu to zrobić?
Poprosiłem o pomoc ówczesnego biskupa pelplińskiego Jana Bernarda Szlagę. Wyjaśniłem, że na znak duchowej
łączności z cystersami, którzy niegdyś
przebywali zarówno w Pelplinie, jak
i w Polanowie, chciałbym, żeby był to
kamień z katedry pelplińskiej.
Jak słyszę, Góra Polanowska ma szczęście do przychylnych hierarchów. Bp
Jeż, bp Szlaga, a przecież na konsekracji pojawił się nawet arcybiskup Bambergu…
To ciekawa historia. Gdy myślałem, jakie relikwie sprowadzić, chciałem, żeby
nie były one obcym ciałem. Natchnęło
mnie, że pięknie byłoby, gdyby wrócił
tu św. Otton z Bambergu. Nie mam co
prawda dowodów historycznych, że był
na tej świętej górze, wiadomo jednak,
że w wyniku jego działalności pogańskie góry Pomorza Środkowego zmieniły charakter na maryjny. Pamiętałem
też słowa prof. Józefa Borzyszkowskiego, który powiedział podczas jednego
ze spotkań w Łączyńskiej Hucie, że Kaszubi są winni Ottonowi wdzięczność.
58
Ale skąd wziąć relikwie? Przyjechał do
mnie ksiądz pracujący w Norymberdze.
Nazywał się Stenka – zmartwychwstaniec z Kościerzyny. Powiedziałem mu:
– Jesteś niedaleko od Bambergu, zapytaj arcybiskupa o relikwie. Przedstaw
mu ideę powrotu Ottona na Pomorze
Środkowe. A on na to: „Świetnie się
składa, za dwa tygodnie będę się z nim
widział”. Gdy zadzwoniłem, aby się
dowiedzieć, czy się udało, usłyszałem,
że jest zgoda. Potrzebne jest tylko oficjalne pismo od naszego biskupa. Nasz
biskup pomocniczy Paweł Cieślak je
przygotował i dodał, że zna osobiście
abpa bamberskiego Ludwiga Schicka:
„W lipcu tam będę, to odbiorę” – powiedział. Okazało się jednak, że słowa nie
dotrzymał, bo abp Schick postanowił
przywieźć relikwie osobiście.
To brzmi wręcz nieprawdopodobnie.
Okoliczni mieszkańcy byli zaskoczeni
takim nagłym zainteresowaniem Górą
Polanowską?
Reakcje były różne. Burmistrz Polanowa
Grzegorz Lipski – zresztą Kaszuba, którego ojciec pochodził ze Starej Kiszewy
– postanowił przy okazji wizyty abpa
Bambergu nadać mu honorowe obywatelstwo gminy, a Ottonowi postawić
pomnik. Niektórzy protestowali: „Czemu Niemcowi stawiamy pomnik? Nie
mamy polskich świętych?”. Trzeba było
tłumaczyć, uczyć historii i przekonywać.
12 czerwca 2010 r. odbyła się konsekracja kaplicy na Górze Polanowskiej,
ale czy pustelnia zmieniła się od tego
dnia w sanktuarium?
Ludzie często przychodzą i mówią, żebym zmienił pustelnię w sanktuarium,
ale ja uważam, że sanktuariów nie powinno się tworzyć dekretami. Kult sam
musi się tutaj odrodzić, ja nie będę tego
robił. I tak się dzieje. Ludzie przyjeżdżają do domu Matki. Spotkałem kiedyś
pielgrzyma z Gościcina, który opowiedział mi, że został tu uzdrowiony z raka
prostaty. Po jakimś czasie przyjechał
autokarem pełnym ludzi. Pielgrzymów
jest coraz więcej.
Ojciec mówi o odrodzeniu, wskrzeszeniu sanktuarium w tym miejscu.
Proszę przybliżyć nam historię wcześniejszego kultu.
Nie ma za dużo przekazów historycznych, nie było tu też na razie
badań archeologicznych. Wiadomo
jedynie, że do 1548 r. byli tu mnisi,
POMERANIA MAJ 2015
nasze rozmowy
najprawdopodobniej cystersi. Ludzie
pielgrzymowali tu w wielkiej liczbie.
Drzwi sanktuarium nie zamykano ani
we dnie, ani w nocy. Jeszcze przed II
wojną światową, choć już dawno nie
było sanktuarium, krążyło takie powiedzenie: masz otwartą gębę jak drzwi
kościoła na Świętej Górze Polanowskiej.
Przybywali tu ludzie z całej Europy,
zwłaszcza bratobójcy.
Gdy nastała reformacja, mnisi zostali
stąd wyrzuceni i zabrali ze sobą wizerunek Matki Bożej. Reformatorzy zasypali
też cudowne źródło na górze, „żeby katolicki zabobon nie rozszerzał się na Pomorzu”. Zachowała się jednak nazwa: Święta Góra. Po wojnie został tu postawiony
krzyż. Gdy bpem został Ignacy Jeż, chciał
ożywić kult w tym miejscu. Odprawiał
tu majowe nabożeństwa, sprawował sakrament bierzmowania. Od 2000 r. jest
tu już regularny kult. Wtedy postawiliśmy nowy krzyż, odprawialiśmy msze
przy polowym ołtarzu.
Mam przed sobą książkę ks. Januarego Żelawskiego z wizerunkiem Polanowskiej Bramy Niebios. Skąd takie
wezwanie?
Ponieważ drzwi tego sanktuarium były
zawsze otwarte. Nie znamy historycznego tytułu, nie zachowały się informacje, jak wyglądał wizerunek Matki Bożej
na Górze Polanowskiej. Pewnego dnia
podczas moditwy przyszło olśnienie
– niech to będzie sanktuarium Bramy
Niebios. I tak zostało.
ale ich nie widziałem. Jedynym maleńkim znakiem było to, że w Boże Ciało
dziewczynki w strojach krakowskich
niosły na poduszeczce czarno-białe
zdjęcie Matki Boskiej Sianowskiej. Zacząłem szukać. Pytałem kleryków, ministrantów o kaszubskich nazwiskach:
– Jesteście Kaszubami? Odpowiadali:
„Nie!”. Dowiedziałem się, że tutaj „ty
Kaszubie” to jest przezwisko, więc nikt
się nie przyznawał. Gdy podczas nauk
pierwszokomunijnych zaśpiewałem:
„czy wy wiecie, że jesteśmy Kaszubami”,
na melodię „Czy wy wiecie, że jesteśmy
świątynią”, to dzieci krzyknęły: „Nie!”.
Nie poddawałem się jednak. Robiąc
szopkę w kościele, postanowiłem ją
wykonać w stylu kaszubskim. Zrobiliśmy chëcz szachulcową, aniołkowie
nie trzymali napisu „Gloria in excelsis”,
tylko „Më trzimómë z Bògã”. Pożyczyłem stroje ludowe, bo tu nikt nie miał,
i ubrałem w strój kaszubski Matkę Boską oraz aniołki. Niektórzy byli zachwyceni, niektórzy zniesmaczeni i zgorszeni. Odnalazł się jednak przy tej okazji
pan Stefan Fikus, który opisał tę szopkę w „Pomeranii”. I już miałem w nim
wielką pomoc. Razem mogliśmy zrobić
więcej.
Razem przygotowaliście m.in. kaszubskie jasełka, za które Klub Studentów
Pomorania przyznał wam w 1982 r.
Medal Stolema.
Pamiętam, że odbierając Medal, powiedziałem: Mój tatk ani stark nie bëlë
Kaszëbama, ale jô jem Kaszëbą. Tak to
czuję. Kiedy jestem gdzieś w Polsce,
mówię, że jestem Kaszubą, bo człowiek
musi znaleźć swą tożsamość. Można
być od pnia, ale można też być zaszczepionym i czerpać soki. Na takich ludzi
z zewnątrz trzeba być otwartym, nie
można się bać otwartości.
Czasami martwi mnie taka ciasnota
Kaszubów. Rozmawiam np. z niektórymi byłymi ministrantami i pytam: – Jesteście w Zrzeszeniu? „Nie, bo tam za
dużo jest tych nie-Kaszubów”. Zamiast
się cieszyć, że inni chcą też, to narzekają. Zawęża się Kaszuby do tych, którzy
mówią dzisiaj po kaszubsku, ale jest to
też rzeczywistość historyczno-geograficzna. Poza tym gdzie byliby dzisiaj
Kaszubi bez Gulgowskiego, Wryczy,
Ostrowskiej, Trojanowskiej, Bądkowskiego? Często powtarzam, że nie wystarczy być Kaszubą, trzeba jeszcze coś
w życiu dla Kaszub zrobić.
Albo kwestia błogosławionych. Na
Kociewiu jest Maria Wiecka. Ludzie
miejscowi się cieszą, są dumni. Kiedy
Kaszubów zapytać, czy mają jakiegoś
błogosławionego, to nawet księża potrafią wymienić tylko bpa Dominika,
który jeszcze nie jest wyniesiony na ołtarze. A przecież błogosławionym jest
Józef Jankowski. Kiedy byłem w Brusach
w 2005 r., chciałem achtnąc miejscowych Kaszubów, mówiąc, że czuję się
zawstydzony, głosząc kazania w miejscowości, skąd pochodzi błogosławiony.
Tymczasem usłyszałem ostrzeżenie od
A wizerunek?
Chciałem ikonę, a nie obraz, bo wiedziałem, że będzie do zaakceptowania dla
wszystkich mieszkańców. Okazało się,
że w klasztorze gruzińskim na górze
Athos jest ikona Bramy Niebios. Na jej
wzór napisał ją dla nas bułgarski malarz Todor Dimczewski zamieszkały
w Sławnie.
Czemu Kociewiak organizuje kaszubski odpust?
Już jako dziecko jeździłem często do Starej Kiszewy, gdzie mieszkało wielu Kaszubów, ale miłość do kaszubszczyzny
rozpaliła się w Lęborku, gdzie pracowałem zaraz po święceniach. Byłem przekonany, że trafiam na Kaszuby, i wszędzie szukałem śladów kaszubszczyzny,
POMERANIA Môj 2015
Pustelnię zaprojektował J. Sabiniarz
59
nasze rozmowy
Ikony wewnątrz pustelni przedstawiające św. Ottona oraz Trójcę Świętą.
Kamień węgielny, który pochodzi z pelplińskiej katedry
miejscowego proboszcza, żeby lepiej
o nim nie mówić. Zdziwiłem się i pytam: – Ale dlaczego? „Bo tutaj mówią:
z taczi biédny rodzënë i swiãti?” Nie
zaakceptowali tego do końca. To trzeba
przełamywać.
Takich przykładów jest zresztą więcej. To właśnie Kaszubi mówią: „Po co
dzieciom ten kaszubski w szkole, lepiej niech się uczą angielskiego” – ręce
opadają. I ostatni przykład: gdy wraz
z uczestnikami ruchu oazowego udaliśmy się do Sianowa na nabożeństwo,
podczas odsłonięcia organista zagrał:
„Jest zakątek na tej ziemi”. Myślałem, że
mnie tam poniesie. A mieliśmy na oazie
studentów Malgaszów, czarnoskórych.
Nauczyli się „Kaszëbskô Królewô” i zaśpiewali to podczas niedzielnej mszy
60
w Sianowie. Znowu ludzie z zewnątrz
musieli dać dobry przykład.
Trzeba ciągle wydobywać zaklęty zamek. Ja co prawda jak Remus mam skażoną mowę, bo jestem z Kociewia, ale
chcę to zrobić.
Jak słyszę, epopeja Aleksandra Majkowskiego nie jest ojcu obca.
Zdecydowanie nie. To dzięki niej obudziła się we mnie Skra Ormuzdowa.
Kiedy szukałem w Lęborku kaszubszczyzny, ktoś (już nie pamiętam kto)
podrzucił mi Żëcé i przigòdë Remùsa.
Czytałem to w oryginale z wypiekami
na twarzy do samego rana. Czego nie
rozumiałem, fantazja mi podpowiadała.
Zakochałem się po tej lekturze w Kaszubach i kaszubszczyźnie.
W marcowej „Pomeranii” Eugeniusz
Pryczkowski przypomniał, że pierwsza
zwarta grupa pielgrzymów dotarła do
Sianowa właśnie za sprawą „charyzmatycznego franciszkanina o. Janusza Jędryszka”. Jak do tego doszło?
Gdy przyszedłem do Lęborka, szukałem
najbliższego sanktuarium maryjnego,
żeby poprowadzić pielgrzymkę. Wypadło na Sianowo (wtedy była to inna
diecezja, bo Lębork był w koszalińsko-kołobrzeskiej). Pojechałem do proboszcza, ks. Aleksandra Kaźniaka. Byłem
zdziwiony, że to sanktuarium, a nie ma
żadnych pieszych pielgrzymek. Więc
wyruszyliśmy. Wtedy to było nielegalne, ale specjalnie się tym nie przejmowaliśmy. Ludzie często po raz pierwszy
widzieli wtedy kaszubskie fanë i się
pytali: „A co to za żałoba, że flagi czarne?”. Nie było wtedy w Lęborku prawie
żadnej świadomości kaszubskiej. Dzisiaj
mam satysfakcję, że udało się ją w tym
mieście przywrócić. Teraz chciałbym to
samo zrobić z Pomorzem Środkowym.
Będzie trudniej, bo mniej ludności kaszubskiej, ale sporo Kaszubów napłynęło po wojnie… Uda się.
Fot. o. Kamil Szczupaczyński
13.06.2015 r.
Zapraszamy na I Kaszubski Odpust na Górze Polanowskiej
11.00 – zbiórka przy pomniku św. Ottona w Polanowie
Następnie przemarsz na Świętą Górę.
12.15 – Msza Święta z kaszubską liturgią słowa
Po zakończeniu Mszy posiłek dla wszystkich pielgrzymów
i występy zespołów oraz kapel kaszubskich.
POMERANIA MAJ 2015
KLËKA
Lëzëno. Swiãto Patrona i Dzéń Jednotë Kaszëbów
ùczniowie Spòdleczny Szkòłë m. Lecha Bądkòwsczégò w Lëzënie 19 strë­
miannika przëszlë do swòji szkòłë
ùroczësto òblokłi, z czôrno-żôłtima
kòtilionama. Nôwôżniészim dzélã
òbchòdów Dnia Jednotë Kaszëbów
bëła a k adem iô w k a szëbsczi m
jãzëkù. Do szkòłë przëjachało wiele
gòscy, a westrzód nich córka Lecha
Bądkòwsczégò Sławina Kòsmùlskô
z chłopã, wójt môlowi gminë Jarosłôw Wejer, ks. prałat Zygfrid Leżańsczi, direktorowie szkòłów i biblioteczi. Radzëznã Starszich reprezentowa
Aleksandra Meyer.
Òbczas ùroczëznë òstelë nôdgrodzony dobiwcowie kònkùrsu plasticznégò
i wiédzë ò Lechù Badkòwsczim. Jeden
z wëprzédnionëch dokazów, zrobiony
przez Agatã Doering z klasë 0, dosta
wastnô Sławina Kòsmùlskô.
Swiãto w lëzyńsczi szkòle pòkôzało,
że dzãka wiele lëdzóm: ùcznióm,
star­szim, szkólnym, dzejôrzóm i wë­
szëznóm, wcyg rozwijô sã najô rodnô kùltura. (…) Baro wôżné je to, że
dërch żëwé są w nas te wôrtnotë,
ò jaczé biôtkòwelë, dlô chtërnëch
robilë i òddôwelë za nie swòje żëcé naji
starkòwie, w tim Lech Bądkòwsczi.
Dark Rąbca
Òdj. ze zbiérów Spòdleczny Szkòłë
m. Lecha Bądkòwsczégò w Lëzënie
Tłóm. DM
Bëtowò. Wieczór ze Szczãsnym
Gòscã Gardowi Biblioteczi w Bëtowie 19
strëmiannika béł Francëszk Szczãsny,
chtëren òbczas aùtorsczégò zéńdzeniô zaprezentowôł swòje 4 romanë,
wszëtczé sparłãczoné z najim regionã.
Dwie z jegò ksążków to historiczné dokazë: W krainie gryfa – kaszubska saga rodzinna i Gryfowy szaniec
– sfabùlarizowóné dzeje Krëjamny
Wòjskòwi Òrganizacje „Gryf Pomorski”.
Dwie zaòstałé pùblikacje to ksążczi
spòlëznowò-òbëczajowé: Kamienista
droga i Za mną same zgliszcza. Òkróm
nëch promòwónëch w ùróbkù aùtora
je jesz jedna, pòd titlã Na przekór. F.
Szczãsny pisôł téż bôjczi dlô dzecy. Za
swòje dokazë dostôwôł wiele nôdgrodów i wëprzédnieniów.
Red.
Òdj. ze zbiérów Gardowi Biblioteczi
w Bëtowie
Serakòjce. Emòcje i przedjastrowô zabawa
29 strëmiannika ju XVI rôz òdbéł
sã w Serakòjcach Krézowi Przezérk
Szkòłowëch Téatrów „Kaszëbskô Bina”.
Jurorzë (Mariô Krosnickô – direktorka
lëzyńsczi biblioteczi, Irena Warmòwskô
– chòreògrafka, Dariusz Narloch –
czerownik Téatru Młodëch Gòtów)
delë Złotą Larwã karnu Krôsniãta
ze Spòdleczny Szkòłë w Stôri Hëce.
Drëdżi môl zajimnãłë Mòdré zwónczi
ze Spòdleczny Szkòłë w Mirochòwie,
a trzecy Téatralné Karno „Wicherki”
ze Zrzeszë Sztôłceniô i Wëchòwaniô
w Kamiéńcë Szlachecczi.
POMERANIA Môj 2015
Tegò dnia òdbéł sã téż w Serakòjcach
Swiąteczny Jastrowi Kermasz i sódmi
pòkôzk jastrowégò stołu. Mòżna bëło
szmakac rozmajité wiôlgònocné
jestkù przërëchtowóné przez ùczniów
Zrzeszë Wëżigimnazjalnëch Szkòłów
w Serakòjcach, Kòło Wiesczich
Gòspòdëniów z Dłëdżégò Krza, Kamiéńcë
Królewsczi, Lësëch Jamów i Paczewa.
Bëła téż leżnosc kùpieniô jastrowëch
przëòzdobów zrobionëch przez
regionalnëch lëdowëch ùtwórców.
Red.
Òdj. ze zbiérów GÒK Serakòjce
61
KLËKA
Swiónowò. Krżiżewô Droga pò kaszëbskù
W XII Kaszëbsczi Krżiżewi Drodze wzãlë
ùdzél wiérny z rozmajitëch dzélów
Kaszub. Òdbëła sã 20 strëmiannika.
Ewanieliã pò kaszëbskù przeczëtôł
i rzekł kôzanié ks. Wòjcech Klawikòwsczi
z parafie w Grzëbnie. Rozwôżania
przërëchtowôł Dariusz Majkòwsczi,
a czëtelë je – co je ju tradicją – lektorzë
z całëch Kaszub. Pò skùńczonym
nôbòżéństwie w Dodomie Pielgrzima
Eùgeniusz Prëczkòwsczi òpòwiedzôł
ò historie swiónowsczich ksãżi, karno
Redzanie dało krótczi kòncert, a Aleksandra i Dariusz Majkòwscë rzeklë ò swòji
ksążce Mòja pierszô Bibliô. Stôri Testament w òbrôzkach, wëdóny łoni przez
Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié.
Red.
Òdj. A.M
Lëzëno. Swiãto kaszëbsczi mùzyczi
20 strëmiannika Spòdlecznô Szkòła m.
Lecha Bądkòwsczégò w Lëzënie bëła
nadzwëkòwò rozspiéwónym môlã.
Tegò dnia òdbéł sã XIII pòmòrsczi festiwal „Kaszëbsczé spiéwe”. (…) Òbczas
kòncertów pòkôzało sã wiãcy jak 100
spiéwôków, jaczich òceniwało żuri:
Dorota Mùża-Szlas – przédniczka, Wé­ró­
nika Kòrthals-Tartas, Pioter Jãdrzejczak,
Mieczisłôw Bistroń. Rozegracjô miała
patronat senatora Kazmierza Kleinë
z Kaszëbsczégò Parlamentarnégò Kòła,
Marszôłka Pòmòrsczégò Wòjewództwa
Mieczisława Struka i Pòmòrsczi Kùrator
Pòùczënë Elżbiétë Wasilenkò.
Na festiwal przëjachelë m.jin. K.
Kleina, Starosta Wejrowsczégò Krézu
Gabriela Lisius, zôstãpca bùrméstra Kartuz Tomôsz Belgraù, direktor Mùzeùm
Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i
Mùzyczi Tomôsz Fópka. Rozegracjã
prowadzył przédnik lëzyńsczégò partu
KPZ Słôwk Klôsa.
Dobiwcama „Kaszëbsczich spié­
wów” òstelë: Francëszk Szczëpiorsczi,
Paweł Serkòwsczi, Wérónika Bònk
i Agnészka Szur. Westrzód wó­kalno-
-instrumentowëch karnów pierszé môle
dostałë grëpë z Gminowégò Pùblicz­
négò Przedszkòla w Lëzënie, Zrzeszë
Sztôłceniô i Wëchòwaniô w Brodnicë
Górny, Spòdleczny Szkòłë w Sëlëczë­
nie, Szkòłowò-Przedszkòlny Zrzeszë
w Bù­kòwinie i Pùblicznégò Gimnazjum
w Lëzënie.
Òrganizatorama imprezë bëlë: Spòd­
lecznô Szkòła m. L. Bądkòwsczégò
w Lë­zënie, Gminowi Òstrzódk Kùlturë
w Lëzënie, lëzyńsczi part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô.
Dark Rąbca
Òdj. ze zbiérów Spòdleczny Szkòłë
m. Lecha Bądkòwsczégò w Lëzënie
Tłóm. DM
Cewice. Dzéń Jednotë i pòdrechòwanié projektu
Dzéń Jednotë Kaszëbów béł ùroczësto
swiãtowóny w gminie Cewice 21
strëmiannika w filie Gminowégò
Centrum Kùlturë (GCK) w Maszewie
Lãbòrsczim. Mòżna bëło tam òbezdrzec
62
wëstãp karna „Ziemia Lęborska” i artisticzny program dzecy i młodzëznë ze
Spòdleczny Szkòłë m. Pòlsczich
Òlimpijczików w Maszewie. Òstôł téż
pòdrechòwóny projekt „Taczi Kaszëbë”
zjiscywóny przez GCK òd gòdnika 2014
rokù. W òbrëmienim projektu bëłë
robioné m.jin. wikliniarsczé robòtë,
kaszëbsczé wësziwczi, regionalné jestkù.
Jegò zakùńczenim bëła promòcjô filmù
„Taczi Kaszëbë”, chtëren przedstôwiô
kaszëbsczé tradicje w gminie Cewice.
Westrzód gòscy bëlë samòrządôrze,
môlowi kaszëbsczi dzejôrze z przédnikã
cewicczégò partu Zrzeszeniô Adamã
Nowakã i gòsce z jinëch partów.
Na promòwónym filmie są kôrbiónczi z mieszkańcama gminë Cewice. Mòżna pòznac historiã Kaszëbów
z nëch strón. Pòkazywają swòje familijné pamiątczi, òdjimczi, gôdają
ò swiątecznëch tradicjach. Òkróm tegò
film je dokùmeńtã dzejaniô wëszëznów
gminë i môlowégò partu KPZ, żebë
kaszëbskô spôdkòwizna na tëch zemiach przedërchała.
Film jidze òbezdrzec na starnie
http://www.taczikaszebe.pl/
Red.
Òdj. Wastostwò Kòbiela. Kadr
z filmù „Taczi Kaszëbë”
POMERANIA MAJ 2015
KLËKA
Bólszewò. Jak zaczekawic pòézją?
W òbrëmienim Midzënôrodnégò Dnia
Pòézji 19 strëmiannika w filie nr 1
Pùbliczny Biblioteczi Gminë Wejrowò
w Bólszewie òdbëłë sã „I Pòwiatowò-
-Gminowé Miónczi Jedny Wiérztë / III
Turniej Jednego Wiersza”. Ùczãstników
òceniwała kòmisjô, w jaczi bëlë Stanisłôw Janka, Liliô Wilczińskô, Mirosłôw Òdiniecczi, Macéj Tamkùn.
Przesłëchania zaczãłë sã òd ùczniów
spòdlecznëch szkòłów kl. IV–VI, pózni wëstãpòwelë gimnazjaliscë, a na
kùńc młodzëzna z wëżigimnazjalnëch
szkòłów i dozdrzeniałi.
W kategórie klasów IV–VI przédną nôdgrodã dosta Anna Mëszke z Sa­
mòrządzënowi Spòdleczny Szkòłë w Bólszewie. Westrzód gimnazjalëstów dobëła
Aleksandra Grzenkòwitz ze Zrzeszë
Szkòłów w Strzépczu, w kategórie wëżi­
gimnazjalnëch szkòłów Paùla Wiszniewskô z Zespòłu Wëż­igim­nazjalnëch
Szkòłów nr 1 w Wejrowie. Westrzód
dozdrzeniałëch nôlepszi béł Francëszk
Òsmiałowsczi z Rédë.
Pò przesłëchaniach na binie wëstą­
piła téatralnô aktorka Agnészka Babicz,
jakô zaprezentowa „Wspòminczi ò Anie
German”. Akómpaniowôł ji Jón Rejnowicz z fòrmacji RAMA 111.
Red.
Òdj. z archiwùm Pùbliczny
Biblioteczi Gminë Wejrowò
Bëtowò, Swiónowò. Jak żëwô kaszëbskô fana
27 biegôczów pòchôdającëch m.jin.
z Piłë, Gduńska, Wejrowa, Rëmi,
Słëpska, Lëzëna i Bëtowa wzãło ùdzél
w biegù do sanktuarium Królewi Kaszub w Swiónowie. Zaczãło sã òd mszë
w kòscele sw. Filëpa Neri w Bëtowie.
Pózni ùczãstnicë rëgnãlë w 62-kilométrową drogã, jakô prowadzëła
przez Parchòwò, Sëlëczëno, Gòwidlëno,
Serakòjce jaż do Swiónowa. Ùczãstnicë
òblokłi w czôrné i żôłté kòszëlczi
twòrzëlë żëwą kaszëbską fanã. Pierszi
rôz jesmë biegnãlë do Swiónowa rok pò
smòleńsczi katastrofie. Pòstãpnégò rokù
jesmë nëkelë zôs, żebë ùtczëc pamiãc
òfiarów tegò tragednégò wëdarzeniô, a pózni pòjawiłë sã jinszé intencje. Tak jesmë
mielë leżnosc wzyc ùdzél ju w piãc maratonach. Jak Bóg dô, za rok pòbiegniemë
znôwù – gôdô jeden z ùczãstników
Stanisłôw Majkòwsczi z Klubu Biegôcza
„Goch” z Bëtowa. Dëchòwą òpiekã nad
pielgrzimama miôł latos probòszcz parafie sw. Filëpa Neri Krësztof Szari.
B.K.,
Òdj. K. Rolbiecczi
Bëtowò. Proza, pòezjô i dramat pò kaszëbskù
Zrzesz Ekònomiczno-Ùsłëgòwëch
Szkòłów w Bëtowie i Kaszëbsczé
Òglowòsztôłcącé Liceùm w Brusach ju
drëdżi rôz zòrganizowałë Lëteracczi
Kònkùrs „Twòrzimë w rodny mòwie”.
Finał òdbéł sã 30 strëmiannika.
Z 11 gimnazjów i wëżigimnazjalnëch
POMERANIA Môj 2015
szkòłów òstało przësłónëch 60 dokazów, a pòstãpné trzë òd dozdrzeniałëch.
Hewò rezultatë kònkùrsu
PROZA: gimnazja – I môl Kasper
Ronkòwsczi (Pòùczënowô Zrzesz
w Liniewie), wëprzédnienia – Paùlina
Lejk i Manuela Gòjtowskô (òbëdwie
ze Zrzeszë Szkòłów w Roczitach);
wëżigmnazjalné szkòłë – I plac Béjata Knopik (Zrzesz Ekònomiczno-Ùsłëgòwëch Szkòłów w Bëtowie),
II Éwa Nowickô (KÒL w Brusach),
wëprzédnienié – Wérónika Rogalla
(KÒL w Brusach); dozdrzeniałi – I môl
Matéùsz Łącczi.
PÒEZJÔ: gimnazja – I plac Karolëna
Kòssak Główczewskô (ZS w Brzéznie
Szlachecczim), II Katarzëna Laska
(Gimnazjum nr 2 w Bëtowie), III Dawid
Jach (Pòùczënowô Zrzesz w Liniewie),
wëprzédnienia – Jan Kiedrowicz (PZ
w Liniewie), Juliô Fòrmela (ZS w Gò­wi­
dli­nie), Juliô Bùkòwskô (ZS w Ùgòszczë);
wëżigmnazjalné szkòłë – I môl Ilona Grzëbòwskô (ZEÙS w Bëtowie), II
Paùlina Depka Prądzyńskô (Technikùm
nr 3 w Chònicach), III Mónika Ùgòwskô
(KÒL w Brusach), wëprzédnienia – Wé­
rónika Damps (Zrzesz Warkòwëch i Òglo­
wòsztôłcącëch Szkòłów w Kar­­tu­zach), Marta Andrzejewskô (ZEÙS w Bë­towie).
DRAMAT: dozdrzeniałi – I Adóm
Hébel, II Katarzëna Główczewskô.
Red.,
òdj. ze zbiérów ZEÙS w Bëtowie
63
KLËKA
Szczecëno. Tcza dlô nôstarszich mieszkańców
Pòmòrzô
W Pòmòrsczi Ksążnicë w Szczecënie
z pòdskacënkù szczecyńsczégò partu
Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô
i z leżnoscë Dnia Jednotë Kaszëbów
òdbéł sã wëkłôd prof. Zygmùnta Szultczi „Słowiańsczé domôcé lëdztwò
Zôpadnégò Pòmòrzô z pòzdrzatkù
2015 r.” Pò nym wëstąpienim ùczã­
stnicë pòszlë do katédrë sw. Jakùba,
gdze złożëlë kwiatë pòd òbeliskã na
wdôr Kaszëbów – nôstarszich mieszkańców Pòmòrzô i bënë swiãtnicë,
w kaplëcë Grifitów, ksążãcy rózdżi, jakô
wastowa na Pòmòrzim òd XII do XVII w.
Red.,
òdj. Katarzëna Szczëgielskô
Zagórzëca. Ùczniowie pòznôwelë kaszëbsczé tradicje
W Zrzeszë Szkòłów w Zagórzëcë 29
strëmiannika béł swiãtowóny Dzéń
Kaszëbsczi Kùlturë. Célã wëdarzeniô
bëło pòznôwanié i rozkòscérzanié
kaszëbsczi kùlturë i kùńsztu a téż piastowanié rodny mòwë. Imprezã òtemknął
ùroczësto direktór szkòłë Róbert Nowak. Ùczniowie klasów I–VI spòdleczny
szkòłë, chtërny ùczą są kaszëbsczégò,
pòd czerënkã Alicje Krawczewsczi
i Joanë Szczepaniak, przërëchtowelë
przedstôwk „Jastrë” i pòkôzk tuńca
„Szewiec”. Gòsce rozegracji mòglë
téż pòsłëchac tradicyjny kaszëbsczi
mùzyczi w wëkònanim karna Levino
z Lãbòrgã pòd przédnictwã Francëszka
Òkùnia. W swiat lëdowégò kùńsztu
wprowadzëlë wszëtczich Drozdowie
z Rozłazëna. Dzecë i dozdrzeniałi
mòglë téż wzyc ùdzél w rzezbiarsczich
warkòwniach pòd òkã Bògùsława
Szczëgła z Łãczëców. Pòstãpną atrakcją
bëłë warkòwnie zdobieniô jajów metodą decoupage.
Z.B.
Czelno. Swiãto chórowi mùzyczi
21 strëmiannika w kòscele sw. Wòj­
cecha w Czelnie òdbëła sã dzewiątô edicjô Pòmòrsczégò Festiwalu Wiôlgòpòstny
Spiéwë. I n ic jatorã i przéd ­n y m
òrganizatorã bëło Gminowé Centrum
Kùlturë, Spòrtu i Rekreacji w Szëmôłdze,
a wespółòrganizatorama: Parafiô
sw. Wòjcecha w Czelnie, Krézowé
Starostwò w Wejrowie, Gmina Szëmôłd,
Gduńsczi Part Pòlsczégò Związkù
Chórów i Òrkestrów a téż Radzëzna
Kaszëbsczich Chórów. Latos wëstãpë
òceniwała Artisticznô Radzëzna, w jaczi bëlë: ks. Róbert Kaczorowsczi, prof.
Anna Fiebig, Barbara Lewickô-Wójcik,
Tomôsz Fópka i dr Arkadiusz Wanat. Pò
kònkùrsowëch wëstãpach òdbéł sã specjalny kòncert Chłopsczégò Chóru „Harmonia” z Wejrowa pòd direkcją Môrcëna
Grzëwacza. Ùczãstnicë mùszelë zaspiewac pòlsczé, łacëznowé i kaszëbsczé
dokazë a téż òbrzëszkòwò wëkònac
gregòriańsczi chòrał „Crux fidelis”.
Gduńsczi metropòlita abp Leszek
Sławòj-Głódz za nôlepszé zaspiéwanié
chòrału ùfùndowôł 16-kilowi òkrãt zrobiony z artisticznégò skła. Nôdgrodã
tã dostôł gdińsczi chór Duc in Altum
pòd przédnictwã ò. Przemësława
Raczkòwsczégò. Ti sami spiéwôcë
dobëlë téż Grand Prix Festiwalu.
Red.,
òdj. T.F
Cewice. Nôùka przez zabawã
Szkòłowò-Przedszkòlnô Zrzesz w Bù­
kòwinie ju czwiôrti rôz zòr­ga­nizowała
Kònkùrs Wiédzë ò Kaszëbach „Poczuj
kaszubskiego ducha”. Sczerowóny béł
do ùczniów klas I–III spòdlecznëch
szkòłów z gminë Cewice. Latos dzecë
òdpòwiôdałë na pitania sparłãczoné
64
z kaszëbsczima kwiatama i farwama
kaszëbsczégò wësziwkù. W òbrëmienim
zadaniów ùczãstnicë mùszelë m.jin.
zarzeszëc kaszëbsczé bótë, ùłożëc pùzzle
ze znónyma môlama na Kaszëbach,
malowac kaszëbsczé kwiatë i nëkac za
„kaszëbsczim dëchã”. Wszëtcë ùczniowie,
co brelë ùdzél w miónkach, dostelë
diplomë i darënczi. Przédną nôdgrodą béł
wëjôzd do nôwiãkszégò w Pòlsce centrum
rozegracji Loopy’s World we Gduńskù.
Red. (na spòdlim tekstu Justinë Badtke
ze stronë: http://kaszubi.pl/o/cewice)
POMERANIA MAJ 2015
KLËKA
Rejkjavik. Ostańce Próśb
Artiscë fòtograficë, jaczi dzejalë w projekce Ostańce Próśb, to je zajimelë sã
dok ùmeńtowan im wëbrónëch
sakralnëch òbiektów z Pòlsczi, Norwesczi i Islandzczi, przërëchtowelë
wëstôwk w G erduberg Ga l ler y
w Rejkjavikù. Ekspòzycjô òsta òtemkłô
18 łżëkwiata. Na òdjimkach mòże
òbezdrzec kaszëbsczé kapelczi,
islandzczé farmersczé kòscołë i norwesczé kòscołë, tpzw. stavkirke. Aùtorama
zdjãców są: Môrcën Czaplińsczi, Fridrik
Orn, Wlodek Witek, Môrcën Kalińsczi,
Dariusz Kùla, Tómk Zerek. Ò samim projekce jidze przeczëtac wiãcy na starnie:
http://ostanceprosb.pl/.
Red.
Bëtowò. Gôdczi ò historie
W restaùracje Jaś Kowalski w Bë­towie
17 strëmiannika bëła promòcjô ksążczi Wojna na Kaszubach. Pamięć polskich i niemieckich świadków Rolanda
Borchersa i Katarzënë Madoń-Mitzner.
Goscama zéńdzeniô bëlë aùtorzë a téż
dr Pioter Filipkòwsczi i prof. Cezari
Òbracht-Prondzyńsczi. Promòcjô òdbëła
sã w òbrëmienim projektu Pòtkania
z kaszëbską kùlturą „Żebë wrócył
ten czas…” wespółfinansowónégò ze
strzódków Gminë Bëtowò i Bë­tow­
sczégò Krézu.
Red.,
Òdj. K. Rolbiecczi
Wdzydze. Skansen rôczi
17 maja wdzydzczi skansen swiãtëje
Midzënôrodny Dzéń Mùzeów. Tegò dnia
mòżna tam weńc darmôk i òbezdrzec
kaszëbsczé widzawiszcze „Scynanié
kani”.
Wôrt téż pòjachac do tegò môla
2 czerwińca na òbchòdë Dnia Dzecka. Òdbãdą sã wnenczas warkòwnie
„Méster i ùczéń”, to je m.jin. òdbijanié
drzewòrëtu, malënczi na rutach,
ùczba wësziwkù i grónkòwiznë. Mdze
téż mòżna pòbawic sã w rozmajité
jigrë na łące abò wzyc ùdzél w ùczbie
kaszëbsczégò jãzëka.
Drobnotë na starnie http://www.
muzeum-wdzydze.gda.pl/.
Red.
Òdj. A.M.
Przedkòwò. Pòrénk z pòézją patróna rokù
Latosô, ju trzecô edicjô krézowégò
deklamatorsczégò kònkùrsu „Ùsôdzcë
z najich strón” (òrig. Twórcy z naszych
stron) òrganizowónégò przez Pùbliczną
Biblotekã Gminë Przedkòwò m. Henrika Héwelta mia titel „Kaszëbizna
w ùtwórstwie Léóna Heyczi”. Do recytatorsczich miónków, chtërne òdbëłë
sã 26 strëmiannika w przedkòwsczi
biblotece, zgłosëło sã 14 ùczniów ze
spòdlecznëch szkòłów (klase IV–VI)
z Kartësczégò: z Dzerzążna, Kòloni,
POMERANIA Môj 2015
Kôłpina, Przedkòwa, Somònina i Stajszewa.
Kònkùrs dobëła Magdaléna Malotka-Trzebiatowskô, chtërna widzałą
kaszëbizną zaprezentowa dokôz patróna 2015 rokù pt. „Kaszëbskô”. Drëgą
nôdgrodã żuri przëznało Òliwie Elgert
za piãkną deklamacjã wiérztë „Rôj na
zemi”, a na trzecym placu nalazłë sã
dwa dzéwczãta: Gracjô Elgert i Marta
Stolc, chtërne tak samò pëszno rzekłë
ten sóm dokôz „Swit nôdzeje”. Kòżdô
laùreatka wróca dodóm z fùl taszą
nôdgrodów ùdëtkòwionëch przez darczińców: Ùrząd Gminë Przedkòwò,
Pòwiatowé Starostwò w Kartuzach,
Kaszëbsko-Pòmòrsczé Zrzeszenié
i Turisticzną Stowôrã Kaszëbë. Miodné
i nié leno taczé darënczi dostelë téż jiny
ùczãstnicë miónków, wszëtcë bò wej
òstelë przez òbsądzëcelczi wëprzédniony
za dobré przëszëkòwanié nieletczich dlô
młodzëznë dokazów ks. Heyczi.
bc
65
KLËKA / wieści z gdańskiego oddziału ZKP
Suchy Dąb. Sesja poświęcona Żuławom
W Zespole Szkół (ZS) w Suchym Dębie 21
marca odbyła się V sesja popularnonaukowa o tematyce żuławskiej. Uroczystość zainaugurowali dyrektor ZS w Suchym Dębie Aleksandra Lewandowska,
wójt gminy Suchy Dąb Barbara Kamińska i prezes kociewskiego oddziału ZKP
dr Michał Kargul. Wśród zaproszonych
gości byli posłowie: Jan Kulas i Kazimierz Smoliński oraz radny powiatu
gdańskiego Ireneusz Lech. Zebranym
uczestnikom zaprezentowano nowy
numer „Tek Kociewskich” (nr 8), który
zawiera artykuły o tematyce historycznej i regionalnej. Wszyscy wysłuchali
prelekcji poświęconych następującym
tematom: „Historia powstania Wolnego Miasta Gdańska w 1920 roku” (M.
Kargul), „O braciach Moskalach – relacja
z wyprawy do Rosji” (Leszek Muszczyński), „Wyzwolenie czy zniewolenie – Powiat Gdański w 1945 roku” (dr Daniel
Czerwiński), „Historia i rola miesięcznika »Pomerania« na rynku wydawniczym Pomorza” (Bogumiła Cirocka).
Uczennice ZS w Suchym Dębie, pod
kierunkiem nauczyciela Michała Albińskiego, przedstawiły projekt edukacyjny.
Gimnazjaliści przygotowali prezentację
dotyczącą środków masowego przekazu
z punktu widzenia twórcy i prezentera. Podczas spotkania można było
zwiedzić wystawę pt. „Polska Walcząca” przygotowaną przez Instytut Pamięci Narodowej oddział w Gdańsku
i podziwiać prace Michała Łagowskiego, nauczyciela plastyki w miejscowej
szkole. Po przerwie zebrani udali się do
miejscowości Grabiny-Zameczek, gdzie
uczestnicy sesji zwiedzili zamek, poznając jego historię oraz prace związane
z jego renowacją.
Organizatorami V sesji popularnonaukowej o tematyce żuławskiej
byli: ZS w Suchym Dębie, Urząd Gminy
w Suchym Dębie i Oddział Kociewski
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
w Tczewie.
T. Jagielski
Fot. ze zbiorów ZS w Suchym Dębie
Łubiana, Zaòsé. Z Kaszub na Biôłoruską
Nôleżnicë partu Kaszëbskò-Pò­mòr­
sczégò Zrzeszeniô w Łubianie zrobilë
rézã na Biôłoruską. Tam, w môlu Zaòse
(pòl. Zaosie) òdwiedzëlë Mùzeùm Adama Mickewicza (Muzeum-Folwark
Mickiewiczów „Zaosie”). Mùzeùm je
òbstrojoné w stilu zascónka Soplëcowò,
z ti epòczi pòchòdzą rozmajité zachë
i sprzãtë. Są tamò téż niejedne ksążczi Mickewicza, w tim tłómaczënczi
pòlsczi epòpeje na cëzé jãzëczi. Kaszëbi
z Łubianë nie ùzdrzelë tam przełożënkù
Pana Tadeùsza na kaszëbsczi Stanisława
Janczi. Tej so ùdbelë, że taką knégã przeslą do Zaòsa w darënkù.
Òbczas zetkaniô aùtorsczégò ze
zrzeszeńcama w Łubianie Stanisłôw
Janka wpisôł ekstra dedikacjã w egzemplarzu kaszëbsczégò Pana Tadeùsza.
Ten dokôz òstôł wësłóny na Biôłoruską.
Pò czile niedzielach przëszło apartné
pòdzãkòwanié na rãce przédniczczi partu KPZ w Łubianie Irenë Marszewsczi.
Direktor mùzeùm napisôł w tim lësce
(pò pòlskù) midzë jinszima: „Më jesmë
baro wdzãczny, że wë nie zabôczëlë
òdwiedzëc mùzeùm; terô ten egzemplôrz ksążczi bãdze w stałi ekspòzycji
w naszim mùzeùm”.
jl
DZIAŁO SIĘ
w maju
• 3 V 1975 – przed gmachem Urzędu Powiatowego w Kościerzynie odsłonięto popiersie Aleksandra Majkowskiego. Pomnik ten odsłoniła córka
pisarza Damroka Majkowska.
• 6 V 1905 – w Gdańsku ukazał się pierwszy numer
„Drużby”, dodatku„Gazety Gdańskiej” wydawanego w języku kaszubskim.
• 9 V 1945 – oddział 48 Armii 3 Frontu Białoruskiego wojsk radzieckich wyzwolił obóz koncen-
66
tracyjny Stutthof, miejsce kaźni tysięcy Kaszubów
w latach II wojny światowej.
• 20 V 1865 – w Wielu urodził się ks. Bernard
Antoni Łosiński, działacz polityczno-gospodarczy i oświatowy, poseł na sejm pruski i na sejm
ustawodawczy w niepodległej Polsce, przeciwnik
sanacji, długoletni proboszcz w Sierakowicach.
22 kwietnia 1940 został zamordowany w obozie
koncentracyjnym Sachsenhausen. W 1994 rozpoczął się jego proces beatyfikacyjny.
• 31 V 1885 – w Bagnach k. Czerska urodził się
Józef Słomiński, nauczyciel w Wielkim Gliśnie,
działacz społeczny, m.in. z jego inicjatywy powstał pierwszy na Kaszubach wiejski Ośrodek
Zdrowia w Lipnicy (1930). Zamordowany i pochowany w Jarcewie k. Chojnic w październiku
1939. W 1946 zwłoki ekshumowano i pochowano
w Borzyszkowach. Od 1981 lipnicki Ośrodek Zdrowia nosi jego imię.
Źródło: Feliks Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie
POMERANIA MAJ 2015
sëchim pãkã ùszłé
Nôłożnoscë a dołożnoscë
TÓMK FÓPKA
Zacznã òd sebie. Słodczé. Jak jô lubiã słodczé! Sóm wëzdrzã bądze krãcył. Że bądą i tak pisac wiersze, mùzykã, bùdowac
òd te jak jaczi ptôszi mléczk. Ale jém. I jém. Bò lubiã. Bò chcã. chëcze czë sadzëc wrëczi. Òstaw tej te papiorë a biôj dodóm!
Mòże zdążisz na wieczórné dzecóm bôjk czëtanié. Kòl ti
Bò mògã.
Nônãtë. Nôłożnoscë. Nëczi. Chto z nas jich ni mô…? nônãtë czësto krótkò sã krãcy kòmpùtrohòlizm, a w całoscë
Mòżna sã ùzanôleżnic òd kògòs abò czegòs. Zle je tej, czej ùzależnienié òd internetu. To je gòrszé òd wszëtczich nëków
razã wzãtëch, bò òdnãcywô
ni mòżemë sã òd tegò òdnãcëc.
człowieka òd bëcô człowiekã.
Chòcô chcemë.
Prôcohòlizm je drãdżi Òd rozmòwë z blisczima, sąsaTak jem sã mało patrioticzno òdnãcył òd zażiwaniô tobado wëlékarzeniô. Pierszé doma. Zamikô w cyber-skansenie, dze biédôk òstôwô sóm
czi. A zażiwôł wiele. Gôrzcama.
to wëtłómaczëc sobie, ze sobą i swòjima pitanioma.
Na dwie dzurë. Jaż gardłã szło.
Smierdzała skóra, òbleczenié.
że ni ma lëdzy nié do Szarpie sã taczi nieszczãsnik,
w cyber-rum cãżczé słoJedno w iôldżé chrochtazastąpieniô. Że bez cebie cyskô
wa, òbskôrżô i… jesz barżi zanié. I wëcéranié. Nosa. Gãbë.
swiat dali sã bądze krãcył. cyskô sã zôdzerzga niezrozmieAùtoła, bò jem chãtno tam zaniô na jegò egò. I barchnieje.
żiwôł. Doma pralka ni mògła
Òd kògò/czegò jesz mòżemë
kòszlów doprac. I òdstawił. Nie
kùpił na benzynowi stacje posobnégò czôrnégò szechtla. Jaż sã ùzależnic? Òd pòrénczny kawë; òd rozmòwë ò wszëtczim
sã zdzëwilë. I mòżna bez tobaczi. Leno czim jinym mùszi rãce a niczim z krómòwą; òd reklamów proszkù do praniô; òd
zôpachów (np. lëmù, gùtalinu); òd spaniô przed telewizorã;
zajic…
Są taczi, co pôlą cygaretë. Pòdobno wãdzoné dłëżi trzi- òd szpacérkù pò lasu; òd trzëgòdzynnégò gôdaniô przez
mô. A chłop, co za cygaretą abò fùzlã nie je czëc – kòzélcã telefón (to przez te darmòwé minutë); òd zôpachù piekłégò
smierdzy. Leno kùli litrów kòlońsczi wòdë mùszi wëlôc, cobë chleba ò czwiôrti reno; òd comiesãczny spòwiedzë w môłim
nie bëło te czëc… Pôlenié cygaretë jak jiné nôłodżi, rzeszi kòscółkù; òd kùpianiô w jednym krómie z robôkã; òd
tëch, co je mają. Bò to òbczas robòtë mòżna na cygaretã wińc. czëtaniô ksążczi w szituzu; òd chłopa/białczi, co wiãcy zaPògadac na swiéżim lëfce. Pòfilozófòwac, co bë tu zmienic. Co rôbiô jak jô; òd gôdaniô pò kaszëbskù.
Człowiek mòże sã ùzależnic òd snôżich òczów. Czasã to
je zle, a kògò to je wina. Przë picym alkòhòlu to jidze jesz dzél
lżi. Jak zaszëmi w głowie, to i zatańcowac mòże, a czasã jaczi prowadzy w stronã miłotë, czasã je to krótczé òsamãtanié.
szpòrt sobie człowiek przëbôczi i zarô lëdzëska jinaczi zdrzą. Kùliż wiérztów, piesniów, malënków, rzezbów pòwstało òd
A słëchają, jaczé mądroscë z ti pòdlóny bani sã wëléwają. jednégò wezdrzeniô…
Lëdze próbùją sobie ze swòjima nëkama radzëc. Jedny
Białczi pò kòżdim kòrnusu są piãkniészé, pò kòżdim piwie lżi
sã kroczi stôwiô. Do czasu. Bò nót je wiedzec, czedë skùńczëc. radzą sobie sami i to na dłëżi sygô. Są téż specjalné wësoczé
Ga człowiek tegò nie wié, bùdzy sã ò pòrénk z bòlącą głową kòmisëje w kòżdi gminie, klubë AA a jinszé. Pòlsczé Państwò
a mòcną nôdzeją, że żódny sromòtë nie zrobił. Że w inter- płacy z naszich pòdatków cãżczé dëtczi na tëch, co ni mają
nece jegò òdjimczi a co gòrszé – filmë sã nie nalézą. Nieje- na tëli mòcny wòlë, żebë sobie òdmówic. Daje i na léczeden ju pòżałowôł, że dôł sã nagadac na pòsobny czeliszk. Ti nié, i na żëcé, przez co pòbłaznowiwô pòsobné pòkòlenié,
nôgłëpszi picë sôdają pò wëpicym za kòłã czeru. To jej jed- co sã ùzależniwô òd państwòwi wspòmóżczi, żëjącë jak
na z nôgłëpszich głëpòtów, co czãsto sã kùńczi tragedią… zwiérz w cyrkù. W niewòlë mù zle, chòc jesc dają, ale kôżą
Sznaps, drinczi, wino, piwò, naléwczi – to wszëtkò je dlô wëstwarzac fizmateńta, a wòlnoscë sã prosto bòji, bò nie je
lëdzy, leno mùszi òpasowac. Òpasowac je mùsz téż przë je- ji nôłożné…
A czegò më bë chcelë bëc nôłożny? Pewno dobrégò. Lëdzy.
dzenim, pôlenim różnëch rzeczi czë… robienim. Prôcohòlizm
je drãdżi do wëlékarzeniô. Pierszé to wëtłómaczëc sobie, że Rzeczi. Wiadłów. Snôżich òbrôzków. Sniców a mëkceniów.
ni ma lëdzy nié do zastąpieniô. Że bez cebie swiat dali sã
POMERANIA Môj 2015
67
z bùtna
Dzyńdzylińdzy
RÓMK DRZÉŻDŻÓNK
W łżëkwiace dostelë më z brifką òd najich bracynów jak pùta, pò taszã sygô. Dze je tasza?! Hewòle, pòd stółkã sã
Kòcewiôków z Pelplëna rôczbã na kònferencjã. Jak wiedno zatacëła. Chwôcëła jã trzãsącyma sã rãkama, në i tuwò chòc
mie sã nie chcało jachac, ale brifka mie gniótł, gniótł, trzë jeden semestr archeòlogicznëch sztudiów bë sã ji przëdôł, bò
za pùrtka ni mòże negò telefónu wëkòpac. Kùreszce je! Wëcyniedzele gniótł, jaż kùreszce jô sã zgòdzył jemù towarzëc.
Wa bëlno wiéta, że më z brifką, jak ju dze jedzemë, to na gô, nacyskô knąpã, a nen dali dzyńdzylińdzy. Mariczënë pajednym kòle. Kò chcemë na krôjòbrôzë pòwzerac, swiéżégò nie jo! Jakùż to sã wëłączô? Ùff! Ùdało sã. Ùsmiéwk wrôcô na
lëftu w płëca halac a òb drogã jaką przigòdã przeżëc. Ną gãbã, a telefón, hòp, nazôd w taszã. Równak nié na długò, kò
razą bëło jinaczi. Wzął naju ze sobą sóm przédny redaktora za sztócëk telefón zôs napiarto zwòni. Matizernoga jo, terôznajégò pëlckòwsczégò pismiona! Jo, jo! Tak tej më so jachalë ka profesóra z Lublëna czekawé rzeczë òpòwiôdô, a telefón
jak grafòwie pierszą aùtową klasą. Mùszi chłop dobrze zara- z taszë dzyńdzylińdzy jak ògłëpiałi.
Brifka, rzekã wama, nie strzimôł. Chcôłbë w ùbëtkù
biac, kò mô aùto klimatizowóné. Prôwdac klima dzejô, jak sã
rutë, taką wrãgą, co kòl dwiérzi je zamòńtowónô, pòkrący, pòsłëchac, jaczi to më jesmë religijny, a tuwò co sztócëk mù
w ùszach telefónë dzyńdzylińdzą. Jedną razą wstôł a wëszedł
ale wiedno.
z zalë. Jô pòczadzył za nim, wa
To, że më tak baro bëlë
doch dobrze wiéta, czedë brifachtniony, brifka mie pózni
ka zrobi sã nerwés, to mòże
wëdolmacził. Kò w nym Peldiôbła narobic.
plënie tak pò prôwdze nie
Pëlckòwiôce! Òd jaczégò
– Cëż ti lëdze mają z nyma
bëło niżódny kònferencje,
zwònieniégò w kòscele telefónama? Dzyńdzylińdzy
leno areòpag. A areòpag to je
z grecczégò, nie wiém mòże
są służcë, a nié waju a dzyńdzylińdzy! To je jakô
chòrosc. Jô rozmiejã, że na
brif ka mie manił, zéńdzetelefónë! Wëłączëta je! mszi służcë zwònią, ale telenié tëch nôwôżniészich. Ma
fónë? – brifka dreptôł donąd
dwaji nôwôżniészi! A co? Ni
a nazôd, a nerwés machôł
mòżemë?
pają.
Në jo! Tak më jachalë. Wio– Spòkójno, drëchù – próbòwôł jem gò ùspòkòjic.
dro fëjné, słunuszkò swiécëło, a najémù szoférowi nijak
– Spòkójno? Bez to dzyńdzylińdzenié jô jem terôzka głëpsã nie spieszëło. Mòże temù, że miôł strach Kòcewiôków?
A mòże bez to, że zabéł paszpòrtu? Czegò sã tu bòjec, kò szi! Wëkłôd móm straconé! Wicy cë rzekã, tuwò bëło wiele
më nawetka nie zmërkelë, czedë bez grańcã przejachalë. rzekłé ò naju pëlckòwsczi religijnoscë, a jô jem corôzka mni
Prawie w témie grańców a jachaniô bez nie na Ùniô to je religijny.
– Jakùż to? – zadzëwòwôł jem sã baro, bò doch wszëtcë
dobrô sprawa.
Chòc pòmalë, równak dojachalë më na czas. Prawie na ò tim wiedzelë, że brifka co niedzelã, a w swiãta dëbelt, do
wieczerzã, co bëła kòl kòledżi Mariana. Negò kòledżi Ma- kòscoła nëkô.
– Takùż to, że jô òd dłëgszégò czasu pëlckòwsczim
riana jô nawetka nie pòznôł, bò tã skòpicą lëdzy bëło, ale
rzekã wama, że wieczerza, chòc piątkòwò-pòstnô, bëła Môrcënã Lëtrã mëszlã òstac! – rzekł òstro brifka. – Terô ju na
ale smacznô – jaja, rëbë a salôtkã to dało. I zôs më z brif- gwës weznã a przëbijã na dwiérzach najégò kòscoła kôrtkã,
ką bëlë achtniony a do te tak najadłi, że brzëchë nama na a na ni miast dzewiãcdzesąt piãc tezów, mdze le jedno zéwiszpiãc centimétrów do przódkù ùrosłë. Nie chcã nic gadac, ale cze napisóné: PËLCKÒWIÔCE! ÒD ZWÒNIENIÉGÒ W KÒSCELE
w Pëlckòwie rzôdkò naju tak baro achtną, jak òbczas negò SĄ SŁUŻCË, A NIÉ WAJU TELEFÓNË! WËŁĄCZËTA JE!
Wtim z brifkòwëch bùksów dało sã czëc głosné dzyńdzyareòpagù na Kòcewim.
Na drëdżi dzéń szlë më na nen areòpag pòsłëchac mą- lińdzy. Brifka, mie nic tobie nic, wëcygnął z taszë mòbilkã,
drëch lëdzy, co mielë wiele do gôdaniô ò naju, pëlckòwsczi nacësnął czerwòną knąpã a ùsmiéwającë sã pòd knérą,
religijnoscë. Wszëtkò bëłobë dobrze, żebë nié to nôpiarté spòkójno rzekł:
– Widzysz të, czej jô na zalë sedzã, mój telefón dobrze
dzyńdzylińdzenié. Hewò, zdrzijta, profesór gôdô, a tu z białczëny taszë dzyńdzylińdzy sã òdzéwô. Na biédnô, czerwònô wié, że nie je nót zwònic!
68
POMERANIA MAJ 2015
Jarosłôw Kroplewsczi
Mòje serakòjsczé miesące
Môj
Szlë më tak:
Buńta,
Mëszka,
Bronisz i jô,
a Psotka wkół.
Za lëpinc, jaż za bùczk,
Dze pòdkòlónny óws,
Wëstôwiôł sã
Do mùjkaniégò
Sësznikowi, cobë sã zabëstrzëc
wësziwkem wszelejaczim:
a maków,
a mòdrôków,
a kąkólowëch lilôków...
Dze górnym dzélã
jak dëdżi archanielsczé
rëpińce przestrzélunów,
co le je abòszkò jedny
z białgłowska kòscelnicą mienią
Tak jak w to,
Jednym razã,
W ne skrë sã rżnôł
plësz czë cziż,
a wierã kòska to mògła bëc
– chtëż bë sfòrtowôł pòstrzéc...
Ë jak to złoto òdbiło w niebò brizgã,
A z górë sczidło sztëczuszk tameczny [mòdrotë,
Ë jak ta parzëna nazôd sëpiąc
Sã sparłączëła w zelińc wszelejaczi:
a to charna przëschłô,
a to kalmùs żôłtozélny,
a to znobné sëtowié...
A biôlëchny wëtrëp, co na niebie [sã òstôł,
Zrobił mùniã a chilnął psotawicą,
Jaż wszëtkò sã wkół zasklëniło,
Czejbë niebiańsczi młënôrz
Zmielił rutã,
Chtërna òd Kaszëbów òddzélô rôj –
– tak sã stôł môj.
Buńta – nasza krowa
Mëszka – krowa Gruchałów
Òdj. © oraziopuccio – Fotolia.com
Dze wzdługą z pażãcë przëblakłi
przërôstô żôłti òchwatnik
a na dërfã sã dżibie
do jesz żôłczészich mléczowëch
dépów,
chtërne arfë
słuńcowi strënë
le szczëpkują dzëwim mërtóm,
co czipłë na miôłkù dërdzewiawim
czejbë złoté krëszënë

Podobne dokumenty

prof. Jerzy Samp (1951–2015)

prof. Jerzy Samp (1951–2015) • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: pr...

Bardziej szczegółowo

Kaszubski teatr s. 3–13

Kaszubski teatr s. 3–13 kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 – czynna w dni robocze w godzinach 7–17. Koszt połączenia wg taryfy operatora...

Bardziej szczegółowo