Ewa Woydyłło
Transkrypt
Ewa Woydyłło
FELIETON „Mój mąż ostatnio bardzo się zmienił. Przed ślubem był «kochanym misiem», a teraz stał się gburem i już prawie nic nas nie łączy” „Co się stało z moją żoną? Gdzie podziała się ta wesoła, śliczna Zosieńka? Mam teraz w domu wściekłą Zochę, wiecznie nieza‑ dowoloną i nastawioną z góry na «nie».” Wysłuchuję mnóstwo podobnych skarg i zastanawiam się. Gdybyż nam tylko nie spadały z oczu różowe okulary, przez które się zakochu‑ jemy... Inna sprawa, że bez nich niewielu straciłoby z miłości głowę, a jeszcze mniej dałoby się związać dozgonnymi więzami małżeńskimi. Chodziliby‑ śmy po świecie w pojedynkę, a nie parami, byłoby kiepsko i nudno. A może w ogóle na globie byłoby nas tak mało, że na spotkanie kogoś można byłoby liczyć tak samo, jak na zderzenie dwóch galaktyk? Całe szczęście, że jest inaczej. Ewa Woydyłło Różowe okulary 70 MEDYCYNA I PASJE PAŹDZIERNIK 2009 Ale wróćmy do różowych okularów. Patrzymy przez nie na początku znajomości, a potem już nie. One więc stanowią przyczynę późniejszych konfliktów małżeńskich prowadzących do tego, że para stopniowo coraz mniej się rozumie, prze‑ staje się lubić. Różowe okulary są filtrem, przez który widzimy to, co nam się podoba i czego pra‑ gniemy, nie widzimy natomiast tego, co psuje portret drugiej osoby. Nie dostrzegamy wad, jedynie zalety. W dodatku zalety oglądamy też na różowo. Bukiecik fiołków uznajemy za sygnał, że potem na pewno otrzymamy PIN‑y wszystkich kart kredytowych i już do końca życia będziemy pławić się w niebiańskich (i ziemskich) rozko‑ szach. Tymczasem bukiecik fiołków (bez różo‑ wych okularów) to w końcu tylko bukiecik fioł‑ ków za 2,50 i nic więcej. Psychologicznie rzecz ujmując, ludzie zasad‑ niczo się nie zmieniają. Są, jacy są. Osobowość okulary to pewien trick, polegający na tym, aby postarać się zobaczyć na nowo to, co nas do tej osoby w ogóle przyciągnęło. Amerykanie nazywają to grati- tude list – listą wdzięczności – na której wyszczególniamy jak najwięk‑ szą ilość miłych cech osoby. Możemy cofnąć się w czasie do narzeczeń‑ stwa, do pierwszej randki, pierwszych wspólnych wakacji. Różowe okulary pomogą przypomnieć sobie chwile wzruszeń, zachwytu, uzna‑ nia, cały ten upojny przedsmak szczęścia. Zbieramy w pamięci wszyst‑ kie miłe momenty jak drogocenne klejnoty; nimi zapełniamy skarbiec, którym zastąpimy pełną skarg i pretensji książkę życzeń i zażaleń. Teraz kilka słów o drugim składniku wprowadzania dobrych zmian, czyli o współpracy. Łatwiej do niej zachęcić mówiąc miłe rzeczy niż niemiłe i wyrażając nadzieję, a nie zniechęcenie. Lepiej więc powie‑ dzieć: „Lubię z tobą być, gdy jesteś wesoła” zamiast: „Nie mogę już na ciebie patrzeć, znowu jesteś ponura jak chmura gradowa”. Im bardziej nam zależy na czyjejś zmianie, tym usilniej trzeba się starać dodać tej osobie wiary w siebie. Wiara w siebie nie płynie z krytyki lub obrażania. Tylko z uznania dla dokonań (choćby najmniejszych). Z PASJĄ O ŻYCIU Ktoś spyta: to dlaczego niektórzy tak lubią innym wytykać wady i krytykować? Po pierwsze, bo w swoim wyobrażeniu dodają sobie wartości, odbierając ją innym; i po drugie, bo są niecierpliwi i nietole‑ rancyjni. Czują się w prawie wymachiwać cepem swojej krytyki nie bacząc na uczucia obdzielanych nią osób. Najwięcej krytykują osoby aroganckie, zadufane w sobie, przemądrzałe. Zauważmy, że rzadko robią to osoby wrażliwe i taktowne. Gdy z czymś się nie godzą, to wyra‑ żają to raczej z troską niż wrogością, przyjaźnie, a nie obcesowo. W poradnikach i na kursach psychologicznych specjaliści dora‑ dzają, by negatywne uczucia, jakie wzbudzają w nas zachowania innych ludzi, wyrażać bezpośrednio i natychmiast. Osobiście nie jestem prze‑ ciwna szczerości, ale wiem, że wyrozumiale reagują na ostrą krytykę tylko ludzie bardzo dojrzali i mocni duchem. Nie zawsze jednak można na to liczyć. Zamiast od razu wygarnąć kawa na ławę, co nas u kogoś oburza, lepiej dać sobie trochę czasu żeby ochłonąć. A potem spokojnie wrócić do sprawy: powiedzieć o swoich odczuciach, wyjaśnić co spra‑ wiło przykrość i – pamiętając o wyżej wspomnianych trzech warunkach dobrej zmiany – zacząć od tego, co nam się podoba, następnie wyrazić wiarę, że zmiana jest możliwa i zadeklarować własny udział w tym, aby zmiana się powiodła. Niezależnie od tego, czy nasz związek znajduje się w rozkwicie czy w kryzysie, zadajmy sobie pytanie: „Czy chcielibyśmy mieć za żonę (lub męża) akurat ...siebie?”. Innymi słowy, zamiast czekać na krytykę, postawmy się sami w położeniu najbliższej osoby i przyjrzyjmy się sobie odważnie i uważnie. Może zobaczymy, co moglibyśmy zawczasu ulepszyć w swym postępowaniu tak, by druga strona nawet nie miała okazji naszych przywar zauważyć. Bo różowe okulary warto zakładać patrząc na innych, ale nigdy na siebie. Ewa Woydyłło EWA WOY DYŁŁO -OSIATY ŃSKA, jest doktorem psychologii, od lat zajmuje się leczeniem uzależnień jako psychoterapeutka w Ośrodku Terapii Uzależnień Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Jej dziełem jest rozpowszechnienie w Polsce leczenia według tzw. modelu Minnesota, opartego na filozofii Anonimowych Alkoholików. Autorka książek m. in. Zaproszenie do życia, Podnieś głowę, W zgodzie ze sobą, Początek drogi, Aby wybaczyć, Wyzdrowieć z uzależnienia, Sekrety kobiet. Żona prof. Wiktora Osiatyńskiego MEDYCYNA I PASJE PAŹDZIERNIK 2009 71 FELIETON jest wprawdzie bytem plastycznym, ale nie aż tak, by samorzutnie mogła obrócić się o 180 stopni. Zmiana charakteru jest oczywiście możliwa i wiele jej przykładów znamy z życia i literatury, ale głębokiej zmianie osobistej towarzyszy na ogół usilna praca nad sobą. Przemiany gwałtowne i spektakularne zdarzają się, owszem, i zachodzą niekiedy z dnia na dzień, ale jedynie pod wpływem jakiegoś dramatycznego – dobrego lub niedobrego – przeżycia. Tak sobie, ot, zwyczajnie, nikt nie staje się nagle i n n y. To tylko różowe okulary ukazywały wyidealizo‑ waną poświatę, a nie rzeczywistość. Więc gdy po opadnięciu różowych okularów aureola znika, to mamy dwa wyjścia – albo załóżmy je na nowo i udawajmy, że nie widzimy wystających spod obrąbka diablich kopytek i skrywanego pod szatami włochatego ogona. Albo zdejmijmy na dobre różowe okulary i zabierzmy się do prawdziwego poznawania najbliższej osoby. A w następnej kolejności – do inteligentnej współ‑ pracy prowadzącej do upragnionych zmian. Najlepiej wzajemnych. Jakież to przywary stają się przysłowiowym gwoździem do trumny skądinąd miło rozpoczętego związku? Z mojej statystyki skarg małżeń‑ skich wynika, że zaczyna się niemal zawsze od nietolerancji i krytykanc‑ twa. Zanim dojdzie do kłótni i awantur, a potem do zdrad i nielojalno‑ ści, to najpierw małżonkowie zaczynają czepiać się drobiazgów, łapać za słówka, wywracać oczami i robić miny. Druga strona to oczywiście zauważa i odpłaca tym samym. Zamiast się zbliżać, ludzie dryfują coraz dalej od siebie, z czasem coraz bardziej się nie lubiąc i coraz mniej kochając. Konflikt gotowy. Nierzadko prowadzi do rozstania. Dwie rzeczy mogą temu zapobiec: różowe okulary i współpraca. Jedno zresztą nie wyklucza drugiego. Na odwrót, łatwiej nawiązać współpracę patrząc na drugą osobę przez różowe okulary niż bez nich. Bo żeby z kimkolwiek współpracować, lepiej go lubić, a łatwiej lubić, gdy nie widzi się złych cech. Tylko jak najwięcej dobrych. Różowe