Jak nie być profesjonalnym piłkarzem

Transkrypt

Jak nie być profesjonalnym piłkarzem
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Bookarnia Online.
Paul Merson
Matt Allen
Jak nie być profesjonalnym piłkarzem
Fragment
Przełożył Piotr Kuś
3/42
SŁOWO OD AUTORA
Jedna rzecz, zanim zaczniemy: przeprosiny. Usłyszycie je ode mnie
wyłącznie na tej stronicy, ponieważ przeczytałem zbyt wiele biografii i w ogóle książek, w których ludzie bezustannie przerywali
opowieść, żeby się kajać z powodu wszystkich złych rzeczy, jakie
zrobili w życiu. Kiedy napotyka się takie przeprosiny niemal na
każdej stronie, to wcale nie brzmią one autentycznie.
Tymczasem na kolejnych stronicach mojej książki przeczytacie
mnóstwo złych rzeczy, a niektóre z całą pewnością was zaszokują.
I najmniej potrzebujecie miliona i jeszcze więcej przeprosin, więc
przeproszę za wszystko tylko ten jeden raz, ale za to szczerze. Przepraszam za wszystkie moje okropne uczynki, przepraszam wszystkich ludzi, których zraniłem i rozczarowałem.
WSTĘP
Ostatnie wyjaśnienia
Powiem wam, jak kiepsko ze mną było. W najgorszej chwili mojego
uzależnienia od hazardu, w nocy przed wyjazdowym meczem
w barwach Aston Villi, siedziałem na skraju łóżka w jakimś hotelu
w Bolton i zastanawiałem się, czy nie połamać sobie palców. Tak
bardzo chciałem uniemożliwić sobie podniesienie słuchawki i obstawienie kolejnego zakładu. Do tego momentu w życiu przepuściłem u bukmacherów około siedmiu milionów funciaków i cholernie chciałem z tym skończyć, ale po prostu nie mogłem – każdy
zakład był zbyt wielką pokusą. Przytrzaśnięcie palców drzwiami
albo zmiażdżenie ich po kolei za pomocą młotka było jedynym znanym mi sposobem wyrwania się z tego kręgu. To było prawdziwe
szaleństwo. Ściany zaczynały się coraz ciaśniej zamykać wokół
mnie.
Kiedy brałem kokainę, sprzedałem dilerowi moją marynarkę
klubową z Arsenalu, ponieważ wydałem pieniądze w pubie, a cholernie chciałem odlecieć. Wszyscy chłopcy z Highbury mieli oficjalne klubowe marynarki, szyte na miarę, z herbem zespołu na
6/42
piersiach. Były to jakby odznaki honorowe, coś, co dyrektorzy,
sztab trenerski i zawodnicy nosili z wielką dumą. Marynarki miały
przekazywać wszystkim innym ludziom: „Bycie zawodnikiem
Arsenalu to coś nadzwyczajnego”. Dla mnie to jednak nic nie znaczyło, przynajmniej w chwilach największej desperacji. Zabrakło
mi gotówki, a w okolicy nie było ani jednego bankomatu, więc
wymieniłem ją na żałosny gram narkotyku, warty jakieś 50 funtów.
Następnego dnia powiedziałem trenerowi George’owi Grahamowi,
że ktoś ukradł marynarkę z tylnego siedzenia mojego samochodu.
Cóż, na tym etapie mojego życia zmyślona historia wydawała się
bardziej realistyczna niż prawda.
U szczytu zabawy wypijałem więcej jasnych piw niż kibice.
Wieczorami wychodziłem w miasto trzy, cztery, pięć razy w tygodniu i piłem piwo za piwem, aż w końcu nie mogłem wlać w siebie
nic więcej. Niekiedy nie wracałem do domu. Chciałem zawalić
trening, zalać pałę, zasnąć w barze lub dokończyć ostatnie piwo
wczesnym rankiem. Zanim zdałem sobie sprawę z tego, co robię,
jechałem jednak taksówką na trening, a potem wszystko to
przechodziłem od nowa. Przynajmniej jeśli nie przymknęła mnie
policja.
Zdarzyło się to raz lub dwa razy. Pewnej nocy, pamiętam,
wyszedłem z kumplem do knajpy, żeby wypić kilka piw i zagrać
w bilard. Nawaliliśmy się. Kiedy graliśmy, bez przerwy czepiali się
nas jacyś kolesie, wykrzykując na cały bar różne dowcipasy,
ponieważ mnie rozpoznali. Mój kumpel był dla mnie zagadką, nigdy nie wiedziałem, jak będzie się zachowywał, kiedy się narąbie.
Tym razem zaatakował ich kijem bilardowym. Wtedy ktoś rzucił
krzesłem w okno, a kumpel rozbił dozowniki. Wszystko wydostało
się spod kontroli i polała się krew. Bar wyglądał jak plan filmu
z Chuckiem Norrisem.
Pobiegliśmy do domów. Koszulę miałem zakrwawioną, więc
wrzuciłem ją do pralki, włączyłem urządzenie i położyłem się do
łóżka. Kierowałem się pijacką logiką: uważałem, że problem
7/42
w magiczny sposób zniknie, jeżeli wsunę głowę pod pościel.
Zignorowałem nawet moją – obecnie byłą – żonę, która stała nade
mną, zastanawiając się, co się, do cholery, dzieje, gdy ja udawałem,
że śpię. Niebawem do drzwi zaczęli dobijać się policjanci. Lorraine
ich wpuściła i kiedy wparowali do sypialni, zachowywałem się tak,
jakby właśnie mnie obudzili.
– Ooch, słucham, panie władzo – wystękałem, przecierając
przekrwione oczy. – O co chodzi?
Gliniarz nie nabrał się na sztuczkę.
– Wstawaj, pieprzony idioto. Jesteś aresztowany.
Wykoleiłem się, ale w tamtych czasach wybryki zazwyczaj
uchodziły mi płazem. Nie istniały jeszcze telefony komórkowe
z aparatami fotograficznymi, nikt nie stosował testów narkotykowych, a paparazzi nie chodzili za piłkarzami 24 godziny na dobę.
Mają czego żałować, bo nieźle by na mnie zarobili.
Grałem w kadrze Anglii i w kilku naprawdę poważnych klubach.
Zadebiutowałem w Arsenalu w 1986 roku i skończyłem karierę po
20 latach. Na Highbury dwukrotnie wygrałem First Division
(1989, 1991), zdobyłem Puchar Anglii (1993), Puchar Ligi (1993)
i Puchar Zdobywców Pucharów (1994). Dwukrotnie przyczyniłem
się do wywalczenia awansu do Premiership: z Middlesbrough
w 1998 roku i z Portsmouth w 2003 roku. Zagrałem w ostatnim finale Pucharu Anglii na starym Wembley w barwach Aston Villi. 21
razy wystąpiłem w reprezentacji Anglii, zdobywając 3 gole. Mam
całkiem niezłe CV.
Ale poza tym byłem koszmarnym facetem, uzależnionym od alkoholu, narkotyków i hazardu. W 1994 roku poszedłem na odwyk,
który miał mnie wyleczyć z ciągot do kokainy, nałogowego hazardu
i gorzały. Gazety rozpisywały się o moich bijatykach i awanturach,
rozwodach i wielkich, wielkich długach. Byłem wymarzonym facetem dla autorów nagłówków prasowych, koszmarem trenerów
piłkarskich, ale przeżyłem wszystko, żeby przekazać tę opowieść,
co w sumie, jak się przekonacie, wydaje się cholernym cudem.
8/42
W tym wszystkim piłka nożna była dla mnie wytchnieniem.
Wiedzieli o tym moi trenerzy, moi koledzy z zespołów i w większości także kibice. Dokądkolwiek pojechałem, z kimkolwiek lub
przeciwko komukolwiek grałem, fani zawsze byli dla mnie wspaniali. Cóż, może nie fani Spursów, ale na większości stadionów
dobrze mnie przyjmowano i tak jest do dziś. Myślę, że ludzie na
trybunach, którzy obserwowali mecze, patrzyli na mnie i myśleli:
„On jest taki jak my”. Żyłem tak samo, jak oni. Wielu z nich lubiło
pić i stawiać zakłady, część z nich zapewne w jakimś okresie brała
narkotyki. Wszyscy myśleli o mnie to samo: „Facet gra w piłkę dla
forsy, ale jest normalnym gościem”. Mieli rację. Byłem normalnym
gościem i to było moim największym problemem. Byłem chłopakiem z sąsiedztwa, który lubił pełne kufle i zabawę. Nie potrafiłem żyć inaczej i w trakcie kariery musiałem nauczyć się wielu
trudnych lekcji, ponieważ picie i piłka nożna do siebie nie
pasowały – i nadal nie pasują.
Wszystkie moje cholerne przygody opisane są na kartach tej
książki, zatem jeśli czytelnik jest przyszłą gwiazdą piłki nożnej,
wkrótce dowie się, czego nie powinien robić, kiedy zostanie zawodowym graczem. Niech potraktuje tę książkę jako przewodnik,
który pokazuje, jak unikać problemów, ponieważ każdy rozdział
jest osobną lekcją. Pozostali czytelnicy będą, mam nadzieję, dobrze
się bawić i powtórzą wybrane historie kolegom w barach. Proszę
bardzo, nie jestem speszony moimi obciachami, ponieważ
rachityzm sprawił, że jestem taki, jaki jestem, a w rzeczywistości
obciachy od czasu do czasu zdarzają się każdemu. Mój największy
problem polegał na tym, że mnie zdarzały się znacznie częściej niż
innym ludziom.
Lekcja 1
Nie chodź do Stringfellows
z Charliem Nicholasem
„W której Merse stawia pierwszy zakład, czyta
pamiętnik z odwyku i poznaje smak życia
playboya”.
Był to początek końca: moja pierwsza zapaść w roli namiętnego
hazardzisty. Oto stałem sobie, szesnastoletni dzieciak ze szkółki
piłkarskiej Arsenalu, dofinansowywanej przez rząd, z czekiem na
100 funtów w ręce – wszystkie, co do jednego, należały do mnie.
Dzisiaj dla piłkarza z dobrego klubu są to drobne pieniądze, ale
w 1984 roku była to moja cała miesięczna wypłata i nigdy
wcześniej w życiu nie widziałem aż tyle pieniędzy. Ludzie, miałem
wrażenie, że chwyciłem byka za rogi.
Był ostatni piątek miesiąca. Właśnie skończyłem trening i razem
z innymi chłopakami wykonałem wszystkie zwykłe obowiązki,
10/42
które trzeba wykonywać, kiedy jest się dzieciakiem w wielkim klubie piłkarskim, to znaczy myć łazienki i toalety na Highbury albo
zamiatać szatnie dla pierwszego zespołu przed meczem, przewidzianym na następny dzień. Gdy wszystko skończyliśmy, zjawił się
trener zespołu młodzieżowego, Pat Rice, i rozdał każdemu chłopcu
po małej brązowej kopercie. W środku znajdowała się pierwsza
wypłata dla każdego z nas, a ja nie mogłem już się doczekać, kiedy
zamienię czek na gotówkę. Przebrałem się i razem z kumplem,
Wesem Reidem, ile sił w nogach pobiegłem do Barclays Bank
w Finsbury Park. Przysięgam, że trzęsłem się, kiedy dziewczyna zza
kontuaru podawała mi banknoty.
– Co teraz zrobisz, Wes? – zapytałem, gdy obaj policzyliśmy
nowiuteńkie banknoty pięciofuntowe i dziesięciofuntowe. Podskakiwałem jak mały dzieciak.
– Idę na drugą stronę, do Williama Hilla – odparł. – Co ty na to?
To właśnie wtedy wszystko się popierdoliło. Nigdy wcześniej nie
byłem u bukmachera, ale też ani mi do głowy nie przyszło, żeby
zrezygnować z czegoś tak głupiutkiego. Gdybym wówczas znał
życie tak jak dzisiaj... Niestety, propozycja Wesa wyznaczyła moment, w którym zszedłem na złą drogę. Następne 15 minut
rozwaliło całą resztę mojego życia, tak jak zapałka rozwala laskę
dynamitu.
– Pójdę z tobą, czemu nie? – powiedziałem.
Była to zła odpowiedź, a przecież z łatwością mogłem odmówić,
bo w końcu Wes wcale nie nalegał, na nic mnie nie naciągał, nic
z tych rzeczy. I zaraz potem przepieprzyłem całą moją miesięczną
wypłatę na zakłady konne, tak jakbym spuścił czek w toalecie.
Myślę, że dysponowałem moimi pieniędzmi zaledwie przez 15
minut, chociaż nie jestem pewien. Nigdy wcześniej nie stawiałem
pieniędzy u bukmacherów. Kiedy teraz wspominam te chwile,
widzę je jakby przez mgłę. Wyszedłem z kantoru oszołomiony.
Zaledwie przed chwilą byłem na szczycie i w ułamku sekundy
11/42
zostałem nikim. Przez moją głowę przewalała się tylko jedna myśl:
„Co ja, kurwa, zrobiłem?”.
W pierwszej chwili zrobiło mi się żal pieniędzy i chciałem się
rozpłakać. Zdałem sobie sprawę, że mama i tato zabiją mnie za
kretyńskie pozbycie się kasy. I kiedy szedłem ulicą, obiecałem
sobie, że to się już nigdy więcej nie zdarzy. Uznałem też, że potrafię
wykaraskać się z kłopotów, kiedy mama zacznie zadawać te wszystkie nieuniknione pytania, jak na przykład:
– Dlaczego prosisz o kieszonkowe, skoro właśnie dostałeś
wypłatę?
– Dlaczego cię nie stać na spędzenie wieczoru z kolegami?
– Co zrobiłeś ze stoma funciakami, które dostałeś z Arsenalu?
Mama wówczas otrzymywała od klubu 140 funtów za to, że
mieszkam w jej domu, co technicznie oznaczało, że klub wynajmował ją, aby mnie wychowywała. Wiedziałem, że zainteresuje się,
dlaczego tak niespodziewanie jestem spłukany i nie przepuszczam
forsy na płyty Madness albo sweterki od Freda Perry’ego. Nie było
mowy, żebym jej wyznał, iż wszystkie moje pieniądze dostał bukmacher; chybaby oszalała. Kiedy już niemal dotarłem do Northolt,
gdzie mieszkałem, wymyśliłem bezpieczny wykręt: zostałem
okradziony w pociągu.
Arsenal dawał mi bilety miesięczne, co oznaczało, że bez problemu mogłem wracać na nasze osiedle domów komunalnych
środkami komunikacji publicznej. Problemem pozostawała jednak
moja twarz. Wyglądała świeżo jak stokrotka – nie było na niej żadnych zadrapań ani ran. Patrząc na taką twarz, mama nie mogłaby
przecież uwierzyć, że zostałem skopany przez jakichś krzepkich
łobuzów, więc kiedy znalazłem się na ostatniej przecznicy przed
domem, gdzieś w zacienionym miejscu potarłem twarzą mur.
Drobne kamienie porozrywały mi skórę i zadrapały policzki. Kiedy
stanąłem w drzwiach naszego domu, krwawiłem. Opowiedziałem
o wielkich łajdakach, którzy mnie napadli, o bijatyce
12/42
i ukradzionych pieniądzach. Rodzice kupili to tym bardziej, że
moja twarz była w fatalnym stanie. Udało mi się.
Nikt nie zadawał mi już pytań. Ojciec opatrzył moje rany, żadnemu z rodziców nie przyszło do głowy, żeby wzywać policję.
Trochę później mama dała mi 140 funtów, które wypłacił jej Arsenal. Uznałem, że jestem geniuszem. Moja bystrość sprawiła, że
uzyskałem właściwy rezultat, nie mogłem jednak wiedzieć, że dopuściłem się dopiero pierwszego spośród miliona kłamstw; każde
kolejne miało tuszować moje rosnące uzależnienie od hazardu.
Kiedy tej nocy położyłem się do łóżka, okłamałem sam siebie
niemal tak samo gładko, jak okłamałem rodziców:
– Nigdy więcej, stary – powiedziałem szeptem. – Nigdy więcej.
Dziesięć lat po tym, jak postawiłem pieniądze w Finsbury Park,
poszedłem na odwyk do Marchwood Priory Hospital w Southampton. Alkohol, kokaina i hazard kompletnie mnie zjadły, kawałek po
kawałku. Nigdy niczego nie robiłem połowicznie, a już na pewno
nie odstawiałem niedopitych butelek, przez co w wieku 26 lat
byłem na kolanach. Ale wszystko rozpoczęło się od uzależnienia od
hazardu, które wciąż we mnie tkwi, nawet dzisiaj.
W ramach procesu leczenia lekarze kazali mi napisać w szpitalnym pokoju moją biografię z dzieciństwa. Myślę, że miało mnie
to cofnąć do czasu, zanim dopadły mnie uzależnienia, aby wszystko
sobie uporządkować. Wciąż mam w domu te zapiski na kartkach
w linię formatu A4. Kiedy je teraz czytam, odnoszę wrażenie, że
moim jedynym prawdziwym uzależnieniem jako młodego chłopaka była piłka nożna, i przez to także czuję do siebie obrzydzenie.
Byłem takim nerwowym dzieckiem, że moczyłem się w nocy. Miałem defekt wymowy, sepleniłem i musiałem chodzić na specjalną
terapię. Kiedy zacząłem grać w piłkę nożną, byłem tak przejęty, że
odlatywałem podczas rozgrywek w szkole. Bóg wie skąd to się
13/42
u mnie wzięło, niemniej w czasie meczów Ligi Niedzielnej
dopadały mnie palpitacje i nie mogłem oddychać. Moje serce pędziło z prędkością miliona mil na godzinę i trener musiał mnie
ściągać z boiska, ponieważ miałem wrażenie, że umieram. Mama
i tato zaprowadzili mnie do lekarza rodzinnego, żeby mi pomógł,
i dopiero kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że szalejące serce
i problemy z oddychaniem to jedynie przejawy dziwnej paniki,
która jednak bardzo szybko mija, trochę się uspokoiłem.
W szkole byłem całkiem dobrym piłkarzem i grałem
w reprezentacji jedenastolatków Brent Schools District, mimo że
byłem o rok młodszy od pozostałych zawodników. Kiedy miałem 14
lat, zauważono moją niedzielną grę w Kingsbury’s Forest United.
Skauci z Arsenalu, Chelsea, Queens Park Rangers i Watford
zapragnęli, żebym zaczął treningi w ich klubach. Pojechałem do
Watford, gdzie zobaczyłem Kenny’ego Jacketta i Nigela Callaghana
(byli zawodnikami Watford, jeśli się nie połapaliście), a potem
również do Arsenalu. Myślałem, że większą szansę będę miał
w Watford ze względu na moją budowę – wyobrażałem sobie, że
tacy mali chłopacy jak ja prędzej dostaną się tam do pierwszej
drużyny – ale mój ojciec był kibicem Arsenalu i to dla niego zdecydowałem się właśnie na ten klub. W kwietniu 1982 roku podpisałem na Highbury umowę o współpracy, która oznaczała, że nie
będę mógł związać się z żadnym innym klubem, dopóki nie osiągnę
wieku 16 lat.
Szanse na to, że zostanę zawodowym piłkarzem, były jednak
wtedy bardzo małe. Oczywiście trochę już wówczas umiałem,
byłem waleczny, inteligentny na boisku i zdobywałem w drużynach
młodzieżowych mnóstwo bramek, ale byłem też strasznie chudy
i trenerzy Arsenalu obawiali się, że nie uzyskam sylwetki odpowiedniej dla potencjalnego zdobywcy bramek w First Division. Na
pewno nie byłem odważny. Podczas meczów bałem się własnego
cienia. Wystarczyło, że w ciągu pierwszych pięciu minut starłem
się z dobrze zbudowanym środkowym pomocnikiem, a już sobie
14/42
odpuszczałem śmielsze zagrania i przez pozostałą część gry co najwyżej kiwałem się bez końca.
Menedżerem na Highbury był Don Howe, który próbował mną
dyrygować, i to akurat wyszło mi na dobre. Zauważał błędy w mojej grze i wymagał, żebym je poprawiał. W 1984 roku wezwał mnie
do swojego biura, popatrzył na moją kościstą, drobną postać
i powiedział:
– Wcale nie chcę z ciebie robić klubowego praktykanta, synu, ale
włączę cię do YTS[1]. Otrzymaliśmy od rządu miejsce w programie
dla jednego chłopaka, więc muszę zaryzykować, no i postawię na
ciebie.
Był tutaj jednak i haczyk.
– Jeżeli nie zrobisz w tym czasie postępów, nie podpiszemy z tobą kontraktu zawodowego – dodał z odpowiednio poważną miną.
To mnie jednak zanadto nie obchodziło, bo na razie byłem
w dobrej sytuacji. Modliłem się tylko do Boga, żebym dał radę.
W ciągu tygodnia opychałem się jedzeniem i przybierałem na
wadze jak mały Rocky Balboa.
W pewnym sensie włączenie mnie do programu szkolenia zawodowego dla młodzieży przypominało sytuację, gdy Charlie znalazł złoty talon do fabryki czekolady Willy’ego Wonki, ponieważ
była to jakby loteria. Każdy z dziesiątków chłopaków, którzy
trenowali w klubie, mógł dostać to miejsce, a jednak propozycję
otrzymałem właśnie ja. Rząd wypłacał mi teraz wynagrodzenie (tę
setkę na miesiąc), zatem klub nie musiał pozbywać się na moją
rzecz żadnej gotówki. Ja tymczasem grałem w piłkę i oddawałem
forsę Maggie Thatcher w postaci podatków od hazardu. I wszyscy
byli zadowoleni.
Mimo to wciąż narzekałem. Jako członek programu
szkoleniowego czy jako gracz praktykujący w klubie czasami miałem wszystkiego serdecznie dosyć. Musiałem przecinać Londyn
z Northolt do Highbury. Każdego poranka wsiadałem do metra
i jechałem 16 przystanków do Holborn, po czym przesiadałem się
15/42
na Picadilly Line i przemierzałem ostatni odcinek do klubu. To
była długa droga. Straciłem rachubę, ile razy musiałem wysiadać
przy Mable Arch, żeby iść do toalety. Dosłownie wbiegałem po
ruchomych schodach, zapieprzałem do pisuaru w McDonaldzie
i pędziłem do następnego pociągu.
Kiedy już dotarłem na miejsce, pomagałem innym adeptom zapakować rzeczy do autobusu. Następnie jechaliśmy 50 minut na
wieś, kilka godzin trenowaliśmy i wracaliśmy do domów. Byłem
nieustannie przemęczony. Podczas powrotu do domu zawsze zasypiałem w metrze. Szczęśliwie dla mnie Northolt znajdowało się
w odległości zaledwie kilku przystanków od ostatniej stacji Central
Line, więc jeśli zasnąłem na dobre i budziłem się w West Ruislip,
droga powrotna nie była zbyt długa.
Nie lepiej mi się wiodło, kiedy dochodziło do meczu. Ze względu
na mikrą posturę nigdy nie wychodziłem na boisko w pierwszym
składzie, zawsze byłem rezerwowym. Czasami nawet kazano mi
biegać po linii z chorągiewką. W czasie sparringu z Manchesterem
United przed sezonem byłem liniowym przez cały mecz i miałem
ochotę całą tę piłkę nożną po prostu pierdolnąć. Nie pomagał mi
fakt, że gdy moi kumple zarabiali po 150 funtów tygodniowo, pracując na budowie, ja dostawałem tylko 25 funtów.
Moja postawa była niewłaściwa. „Nigdy nie zostanę prawdziwym
piłkarzem – myślałem. – Co ja właściwie potrafię? Jakie mam szanse?”. Niekiedy chciałem podejść do majstra na najbliższej
budowie i powiedzieć: „Niech mi pan da jakąś robotę”. Ojciec
powtarzał mi jednak bezustannie: „Trzymaj się, synu”. Prawdę
mówiąc, miałem przynajmniej 50 chwil załamania.
Arsenal nie był wówczas najlepszym zespołem. Kiedy oglądałem,
jak grają na Highbury, co było obowiązkiem całej klubowej
młodzieży, naprawdę mi się nie podobali. Mieli kilku wspaniałych
piłkarzy, jak Pat Jennings w bramce, i zawodników kadry narodowej, jak Viv Anderson, Kenny Sansom, Paul Mariner, Graham
Rix czy Charlie Nicholas, ale Don nie potrafił sklecić z nich
16/42
prawdziwej drużyny. Obrywali na lewo i prawo i przez to mieli
naprawdę niewielu prawdziwych kibiców. Dzisiaj zdobycie biletu
na mecz Arsenalu jest naprawdę cholernie trudne. W 1985 roku
zespół grywał przeważnie dla zaledwie 18 tysięcy widzów.
W tym samym czasie zaczynałem rosnąć i nabierać ciała, co dla
wszystkich było szokiem, ponieważ mama i tato byli osobami drobnej budowy. Nagle, zasiadając na trybunie północnej, mogłem
patrzeć na boisko ponad głowami innych kibiców. Kiedy
wybiegłem na boisko, potrafiłem już analizować grę i stałem się zawodnikiem zaliczanym przez trenerów do grona „inteligentnych”.
Poza boiskiem byłem tumanem, ale podczas meczu gra otwierała
się przede mną jak mądra książka. Potrafiłem sobie wyobrazić,
dokąd za chwilę pobiegną poszczególni gracze, z wyprzedzeniem
widziałem szanse na strzelenie gola, a takiego daru większość moich partnerów nie posiadała. I miałem szczęście, wielkie szczęście,
ponieważ omijały mnie kontuzje.
Widzicie, o jednej rzeczy nie wspomina się dzieciakom, kiedy
jest mowa o zawodowej piłce nożnej: przerażająco wiele zależy
w tej grze od zwykłego szczęścia. Jeśli chłopak nie zagra dobrze
w pierwszym meczu w swojej dzielnicy, skauci z Queens Park
Rangers albo Charltonu już na niego więcej nie spojrzą. Jeśli
odniesie kontuzję w pierwszym meczu w młodzieżowej drużynie
Wolves i straci siedem miesięcy z całego sezonu, raczej nie będzie
miał szansy na przedłużenie kontraktu. Miałem szczęście,
ponieważ uniknąłem groźnych kontuzji. Jedyną poważną ranę
odniosłem, kiedy rozharatałem sobie kolano na kawałku metalu
w wieku 12 lat (jeszcze zanim znalazłem się w Arsenalu), co, jak
teraz o tym myślę, wygląda na naprawdę wielki kawał szczęścia.
Grałem z kolegami w piłkę na skraju parku niedaleko naszego
domu w Northolt. Koniecznie chciałem strzelić gola i kiedy
otrzymałem krzyżowe podanie, ruszyłem za piłką, najszybciej jak
potrafiłem. Żeby ją dosięgnąć, musiałem wykonać ślizg na trawie.
Dookoła wciąż budowano nowe domy i na ziemi walało się
17/42
mnóstwo śmieci i różnych gówien. Kawałek metalu, który tkwił
w gruncie, rozdarł skórę na moim kolanie i dotarł aż do kości.
Trudno było wtedy zgadnąć, kiedy znowu będę mógł grać
w piłkę. Lekarze wyposażyli mnie w kolano Robocopa, wykonując
30 szwów wewnątrz i 30 szwów na zewnątrz. Mając dostęp do najnowszych osiągnięć medycyny, pozszywali mnie katgutem, żyłką
stosowaną w rakietach Johna McEnroe. Moja prawa noga zyskała
jakby dodatkową siłę. Po wypadku nigdy nie musiałem używać
kiepskiej lewej nogi, ponieważ potrafiłem bardzo dobrze kopać
piłkę zewnętrzną stroną prawej, dzięki nadzwyczajnie wzmocnionemu kolanu. Kiedy grałem dla Aston Villi, nasz francuski
skrzydłowy David Ginola powiedział do mnie:
– Merz, w kopaniu zewnętrzną częścią stopy jesteś najlepszym
facetem, jakiego widziałem.
W ustach tak wspaniałego piłkarza jak David był to naprawdę
komplement, mówię wam.
Trenując w Arsenalu, skręciłem kolano, odniosłem kilka ran, ale
to wszystko. W zespole młodzieżowym naprawdę dostałem skrzydeł. Trwało to siedem miesięcy, jednak w miarę jak nabierałem
masy, zacząłem regularnie wybiegać na boisko w pierwszej
jedenastce. Strzelałem gole i dobrze grałem, a tymczasem chłopacy
o rok starsi ode mnie, jak Michael Thomas, David Rocastle, Martin
Hades i Tony Adams, zaczynali grać w rezerwach, pukając do
drzwi pierwszego zespołu. Zaproponowano mi przedłużenie o kolejny rok kontraktu w ramach YTS i wkrótce zacząłem trenować
z pierwszym zespołem. Na razie na wyrost, ale po prostu zacząłem
marzyć o naprawdę dobrym kontrakcie zawodowym. Czasami
nawet śniło mi się, że oglądam samego siebie w Match of the Day.
Ciąg dalszy w wersji pełnej
[1]
Youth Training System (YTS) – program szkolenia zawodowego dla młodzieży (przyp. tłum.).
Lekcja 2
Nie wypijaj piętnastu piw i nie
wjeżdżaj samochodem
w latarnię
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 3
Nie wchodź w drogę
Wspaniałemu George’owi
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 4
Nie sraj na balkonie Davida
Seamana
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 5
Nie stawiaj na Szkocję w dniu
swojego ślubu
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 6
Nie brandzluj się przed meczem
reprezentacji Anglii
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 7
Nie łaź do baru dla gejów
w Detroit z Paulem Ince’em
i Johnem Barnesem
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 8
Nie łaź po nocnych klubach,
próbując kupić kokainę
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 9
Nie wpadaj w paranoję, która
nie pozwoli ci wyjść z domu
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 10
Nie proś na odwyku
o obieraczkę do warzyw
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 11
Nie marnuj rzutu karnego
w półfinale Pucharu
Zdobywców Pucharów
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 12
Nie opuszczaj Arsenalu, myśląc
tylko o zakładach
bukmacherskich
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 13
Nie pozwól Gazzie wprowadzić
się do twojego domu
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 14
Nie proś Eileen Drewery
o ostrzyżenie na krótko
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 15
Nie dawaj Gazzie kluczyków do
autokaru drużyny
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 16
Nie mów Harry’emu
Redknappowi, że idziesz na
odwyk, kiedy zamierzasz
balować na Barbadosie
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 17
Nie uśmiechaj się do
uzależnionej od seksu
dziewczyny o imieniu Candy
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 18
Nie próbuj przechytrzyć Jeffa
Stellinga
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 19
Nie przyznawaj się do porażki
(w zmaganiach z codziennością)
Dostępne w wersji pełnej
Lekcja 20
Nie próbuj skompletować
najlepszej jedenastki na świecie
Dostępne w wersji pełnej
Jak
nie
być
profesjonalnym
piłkarzem
Spis treści
38/42
Okładka
Karta tytułowa
SŁOWO OD AUTORA
WSTĘP Ostatnie wyjaśnienia
Lekcja 1 Nie chodź do Stringfellows z Charliem
Nicholasem
Lekcja 2 Nie wypijaj piętnastu piw i nie wjeżdżaj samochodem w latarnię
Lekcja 3 Nie wchodź w drogę Wspaniałemu George’owi
Lekcja 4 Nie sraj na balkonie Davida Seamana
Lekcja 5 Nie stawiaj na Szkocję w dniu swojego ślubu
Lekcja 6 Nie brandzluj się przed meczem reprezentacji
Anglii
Lekcja 7 Nie łaź do baru dla gejów w Detroit z Paulem
Ince’em i Johnem Barnesem
Lekcja 8 Nie łaź po nocnych klubach, próbując kupić
kokainę
Lekcja 9 Nie wpadaj w paranoję, która nie pozwoli ci
wyjść z domu
Lekcja 10 Nie proś na odwyku o obieraczkę do warzyw
Lekcja 11 Nie marnuj rzutu karnego w półfinale Pucharu
Zdobywców Pucharów
Lekcja 12 Nie opuszczaj Arsenalu, myśląc tylko o zakładach bukmacherskich
Lekcja 13 Nie pozwól Gazzie wprowadzić się do twojego
domu
Lekcja 14 Nie proś Eileen Drewery o ostrzyżenie na
krótko
Lekcja 15 Nie dawaj Gazzie kluczyków do autokaru
drużyny
Lekcja 16 Nie mów Harry’emu Redknappowi, że idziesz
na odwyk, kiedy zamierzasz balować na Barbadosie
39/42
Lekcja 17 Nie uśmiechaj się do uzależnionej od seksu
dziewczyny o imieniu Candy
Lekcja 18 Nie próbuj przechytrzyć Jeffa Stellinga
Lekcja 19 Nie przyznawaj się do porażki (w zmaganiach
z codziennością)
Lekcja 20 Nie próbuj skompletować najlepszej jedenastki
na świecie
Karta redakcyjna
Tytuł oryginału: How Not to Be a Professional Footballer
Originally published in the English language by HarperCollins Publishers Ltd. under the title
How Not to Be a Professional Footballer
© Paul Merson 2011
All rights reserved
Copyright © for the Polish e-book edition
by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2012
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym
utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki
został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub
zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie
prawa.
Redaktor: Krzysztof Tropiło
Redaktor merytoryczny: Remigiusz Lewandowski
Opracowanie graficzne projekt okładki:
Zbigniew Mielnik
Fotografia na okładce
© Popperfoto/Getty Images/Flash Press
Media
Wydanie I e-book
41/42
(opracowane na podstawie wydania
książkowego:
Jak nie być profesjonalnym piłkarzem,
wyd. I, Poznań 2012)
ISBN 978-83-7818-108-8
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel. 61-867-47-08, 61-867-81-40;
fax 61-867-37-74
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Plik ePub przygotowała firma eLib.pl
al. Szucha 8, 00-582 Warszawa
e-mail: [email protected]
www.eLib.pl
@Created by PDF to ePub
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Bookarnia Online.

Podobne dokumenty