Niemcy nakręcili film wojenny w sanockim skansenie. Jest już
Transkrypt
Niemcy nakręcili film wojenny w sanockim skansenie. Jest już
Martyna Sokołowska | 21.11.2014 | 1 Niemcy nakręcili film wojenny w sanockim skansenie. Jest już zwiastun Większość zdjęć do filmu powstała w sanockim skansenie, część w Jaćmierzu. Dla aktorów było to nie lada wyzwanie, temperatura sięgała kilkunastu stopni poniżej zera Fot. Jan Kmicic SANOK. Film, który studenci Monachijskiej Akademii Filmowej nakręcili w sanockim skansenie będzie można zobaczyć w przyszłym roku. - Było ciężkodziesiątki dubli, kilkanaście godzin dziennie na planie, śnieg, mróz, temperatura grubo poniżej zera. Ale warto było, efekt końcowy jest niesamowity – zdradza nam Jan Kmicic, który w filmie wcielił się w rolę radzieckiego komisarza. Sanocki przedsiębiorca gościł niemiecką ekipę w swoim hotelu. Odpowiadał też za logistykę na planie filmowym. - Ogólnie współpraca z Niemcami układała się świetnie, najtrudniej było grać wszystko ze sobą – plan filmowy, pozwolenia od dyrektora Ginalskiego na zdjęcia, zdarzało się, że do niektórych scen musiałem go długo przekonywać – śmieje się Kmicic. - Ale koniec koców wszystko zawsze jakoś się udawało – stworzyliśmy świetną ekipę – dodaje. Film o którym piszemy powstał w ramach pracy dyplomowej studentów Monachijskiej Akademii Filmowej. 18 z nich podzieliło się pracą – jedni wcielili się w aktorów, inni odpowiadali za kostiumy, charakteryzację i zdjęcia. Cała niemiecka ekipa filmowa to 35 osób. Na planie statystowali im mieszkańcy Sanoka wyłonieni wcześniej w castingu. - Pomysł kręcenia filmu w sanockiej scenerii podsunęli nam koledzy z łódzkiej szkoły filmowej. Kiedy pierwszy raz zobaczyłem zdjęcia sanockiego skansenu w Internecie, po prostu się zachwyciłem. To było idealne miejsce dla naszego filmu – budynki sprzed wojny, z dala od cywilizacji – o to nam chodziło – mówi Ed Ehrenberg, reżyser filmu. Początkowo film miał nosić tytuł „Als der Tod ins Leben wuchs” („Kiedy śmierć wrosła w życie”). Jednak po ostatnich wydarzeniach na Ukrainie ekipa filmowa postanowiła go zmienić. Teraz brzmi „Hore die Stille” - „Słuchać ciszy”. - Autorzy nie chcieli zaostrzać rosyjsko-ukraińskiego konfliktu. W filmie jest wiele scen pokazujących jak na naszych terenach wyglądała rzeczywistość po 17 września 1939 roku - wyjaśnia Kmicic. Realizowany przez ekipę film to niskobudżetowa produkcja fabularna, wojenna, osadzona w 1941 r. Akcja toczy się w wiosce przy granicy niemiecko-radzieckiej, którą obok Polaków, Ukraińców i Żydów zamieszkują Niemcy. Życie wioski płynie spokojnie do czasu wybuchu II Wojny Światowej, kiedy do osady trafia grupa niemieckich żołnierzy. Mimo wojennych okoliczności mieszkańcy i wojskowi żyją w zgodzie. Do czasu brutalnego morderstwa, którego jeden z oficerów dokonuje na młodej dziewczynie - w odwecie widłami zabija go, mieszkanka wioski, która była świadkiem makabrycznej zbrodni. Podwójne morderstwo staje się punktem zwrotnym w życiu mieszkańców. Ludziom puszczają emocje - dochodzi do brutalnych mordów, ludzie są torturowani. Do wioski wkraczają rosyjskie oddziały. W rolę jednego jednego z radzieckich komisarzy wcielił się Jan Kmicic. - Grałem bardzo złego człowieka, podpisywałem wyroki śmierci na ludzi. Ale to nie z wcieleniem się w rolę miałem problem - problemem była pogoda - okropny mróz, na którym spędzaliśmy dziennie po kilkanaście godzin. Proszę sobie wyobrazić granie scen plenerowych gdy na zewnątrz jest 15 stopni mrozu. A zdjęcia czasem przeciągały się do 1, 2 w nocy, robiliśmy po 50 dubli jednej sceny. Ale i tak wspominam to jako wspaniałą przygodę. Doświadczenie, którego nigdy nie zapomnę. Poznałem wspaniałych ludzi, miałem okazję popracować na planie filmowym. Było przeraźliwie zimno, ale wspaniale - wspomina z uśmiechem nasz rozmówca. Jak mówią twórcy, film miał ukazywać realia ówczesnego życia i dramatyzm losów zwykłych ludzi uwikłanych w okrutną wojnę. Fabuła była inspirowana kilkoma książkami, głównie amerykańskich autorów oraz filmami. Efekty pracy niemiecko-polskiej ekipy będziemy mogli zobaczyć w przyszłym roku. Kiedy - tego dokładnie jeszcze nie wiadomo. - Naturalnym jest, że film chcielibyśmy pokazać w skansenie, bo tam powstał. Jednak styczniowy termin jaki wchodzi w grę nie do końca nam odpowiada. Planowaliśmy plenerowy pokaz, a to w zimie się nie uda. Rozmawiamy też z Sanockim Domem Kultury, dogadujemy szczegóły, zobaczymy co z tego wyjdzie - mówi Kmicic. Film ma być także wyświetlany na festiwalach w Niemczech. Zapowiedź filmu „Hore die Stille” na razie powstał w niemieckiej wersji, autorzy pracują nad polską. Martyna Sokołowska [email protected] zobacz inne treści autora