SANTO SUBITO 27.04.2014 - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w

Transkrypt

SANTO SUBITO 27.04.2014 - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w
Je
śli
SANTO SUBITO 27.04.2014
Na szlaku
1
SPIS TREŚCI
Słowo na kwiecień
Droga krzyżowa z papieżem
Poczet gwardianów
Wspomnienie o śp. o. Gracjanie
Św. Agnieszka
Podróże afrykańskie
Czy ta ziemia jest nadal święta?
Pozwoliłem się odnaleźć
Jan Paweł II – droga do świętości
Od poprawności do zażyłości
Z życia klubu sportowego „San”
Nowy wymiar filakterii
Dla dzieci
Fotokronika
3
4
7
9
10
11
14
16
17
18
19
20
21
23
"Na Szlaku" poleca
Tyś pokruszył śmierci wrota, starł jej
oścień w męki dobie
I rajskiego kraj żywota otworzyłeś
wiernym sobie.
Drodzy Czytelnicy !
Niech
Zmartwychwstanie
Jezusa rozpali nasze serca
tak, że będziemy umieli dzielić
się miłością, niech umocni
naszą wiarę tak, że staniemy
się prawdziwymi świadkami
Dobrej Nowiny, niech blask
Jego chwały rozjaśni nasze
życie i napełni nas nadzieją
i prawdziwą chrześcijańską
radością. Alleluja!
Redakcja
REDAKCJA:
o. Jerzy Kiebała OFMCap., o.Jerzy Steliga OFMCap, br. Zachariasz Nycz OFMCap., o.Robet Krawiec OFMCap., Grażyna Lewandowska
(redaktor naczelny), Maria Michalska, Artur Burak (redaktor techniczny),Barbara Burak(korekta)
Druk: Tarczyński Paweł - Usługi introligatorskie, renowacja książek http://www.introligatorniatarczynski.pl
ADRES: Klasztor Braci Mniejszych Kapucynów ul. Klasztorna 27 37-464 STALOWA WOLA tel. 015 842 03 24, wew. 21
e-mail: [email protected] , [email protected] strona internetowa: www.stalowawola.kapucyni.pl
Nakład 400 Materiałów niezamówionych redakcja nie zwraca. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów.
2
Numer 91
Na Szlaku
2
Kochani Parafianie
i Przyjaciele naszego klasztoruPokój z Wami !
O kwietniu jest takie powiedzenie:
„Kwiecień plecień wciąż przeplata: trochę
zimy, trochę lata”. Często w
tym miesiącu odczuwamy
jeszcze trochę chłodu zimy,
ale bardziej radujemy się
ciepłem
i
ożywieniem
w przyrodzie. Podobną
zmienność
nastrojów
możemy
zauważyć
w
liturgicznych wydarzeniach,
jakie przypadają w tym
miesiącu. Najpierw
czas
powagi,
rozrachunku
z
Bogiem, bliźnimi i samym sobą.
Czas Wielkiego Postu, czas przygotowania na
PASCHĘ. Później Wielki Tydzień rozpoczynający
się triumfalnym i radosnym wjazdem
Chrystusa do Jerozolimy z entuzjastycznymi
okrzykami tłumu: „Hosanna, Hosanna Królowi
Dawidowemu.” Następnie w Wielki Czwartek
umycie nóg , wieczerza i słowa Jezusa: „To
czyńcie na moją pamiątkę - Daję wam pokarm
na drogę do wieczności”. Po tych radosnych
chwilach przychodzi tragiczny Wielki Piątek z
okrzykami: „Ukrzyżuj Go !” i słowami pełnymi
miłości: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co
czynią”. Taka jest miłość Boga do człowieka.
„Nikt nie ma większej miłości niż ta gdy ktoś
życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.
Następuje przejmująca cisza Wielkiej Soboty.
Bóg umarł? Umarła nadzieja życia wiecznego?,
Śmierć zwyciężyła? Zło zapanowało nad dobrem?
Nic z tych rzeczy!! Przychodzi WIELKANOC!!
I rozbrzmiewa radosne: ALLELUJA!!! Jezus
żyje!! ON zmartwychwstał!!. Śmierć została
pokonana, ciemność rozproszona, zło i grzech
straciły władzę nad człowiekiem. Dlatego ta
noc nazywa się Wielką Nocą, Uroczystością
nad uroczystościami, świętem nad Świętami, do
którego zmierzają wszystkie inne święta lub z
niego wypływają.
Chrześcijaństwo jest religią zbawienia. By
człowiek uwierzył, że jest zbawiony przez Boga
musi zatrzymać się pod krzyżem Chrystusa. Musi
też z kolei w niedzielę po szabasie stanąć wobec
pustego grobu i usłyszeć tak jak owe jerozolimskie
niewiasty: „Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał.”
Między krzyżem a zmartwychwstaniem zawarta
jest pewność, że Bóg zbawia człowieka, że go
zbawia przez Chrystusa, przez Jego krzyż i
zmartwychwstanie. Czy to nie jest wspaniała
wiadomość? Będziemy żyć! Jezus daje nam
odpowiedź na najbardziej nurtujące nas pytanie:
Co dalej? Co po śmierci? Zbawiciel mówiąc:
„Wykonało się” – mówi do każdego: „Będziesz żył
i będziesz szczęśliwy, tylko uwierz mi! Nawet, jeśli
nie rozumiesz wszystkiego do końca – to zaufaj. Nic
nie stracisz.” Jego śmierć jest bezinteresowna. On
nie żąda żadnych bogactw tego świata, ale tylko
twego serca.
Niech te wielkie wydarzenia umocnią naszą wiarę,
że Chrystus UMARŁ I ZMARTWYCHWSTAŁ,
że jest z nami, że towarzyszy nam na drogach
ziemskiego
życia.
Niech
nas
uzdrawia,
pokrzepia, obdarza pokojem i pokazuje nam
drogę do spotkania z Nim w wieczności.
Gwardian
KWIECIEŃ
W każdą środę o godz. 18.00 Msza św. zbiorowa za
zmarłych. W każdą sobotę o godz. 18.00 Msza św.
zbiorowa za żyjących.W każdy piątek Wielkiego
Postu Droga Krzyżowa o godz. 8.30 i 17.15 – dla
dorosłych; 16.30 - dla dzieci; 19.00 - dla młodzieży.
Gorzkie Żale w niedziele o godz.16.00.
02.04 – 9. rocznica śmierci bł. Jana Pawła II.
03.04 - Modlitewny wieczór uwielbienia Boga
o godz.19.00.
04.04 - Apel Jasnogórski po Mszy św. o godz. 18.00.
13.04 - Niedziela Palmowa /Męki Pańskiej/ poświęcenie palm na każdej Mszy św. Uroczysta
Procesja z palmami o godz. 10.30 i 12.00. Msza
św. dla dzieci pierwszokomunijnych i ich rodziców
– godz.13.30.
17.04 - Wielki Czwartek - Eucharystia o godz. 18.00,
adoracja do północy przy Ciemnicy. Imieniny br.
Roberta Krawca.
18.04 - Wielki Piątek post ścisły, jutrznia o godz.
8.00. Liturgia Męki Pańskiej o godz. 18.00. Liturgia
godzin o północy. Czuwanie całonocne przy Grobie
Pańskim.
19.04 - Wielka Sobota - Jutrznia o godz. 8.00
Święcenie pokarmów od godz. 10.00 do 16.00
Początek Liturgii Paschalnej o godz. 21.00,
zakończenie procesją rezurekcyjną.
20.04 - WIELKANOC – ZMARTWYCHWSTANIE
PAŃSKIE. Msze św.: 6.00, 7.30, 9.00, 10.30, 12.00,
17.30,19.00.
21.04 - Poniedziałek Wielkanocny. Msze św.: 6.00,
7.30, 9.00, 10.30, 12.00, 17.30, 19.00.
23.04 – Imieniny br. Jerzego Kiebały i br. Jerzego
Steligi.
24.04 – Imieniny br. Grzegorza Rusina.
24.04 - Msza św. dla chorych z modlitwami
o uzdrowienie godz.19.00.
27.04 – 03.05 – Tydzień Miłosierdzia.
27.04 – Niedziela Miłosierdzia Bożego. Kanonizacja
bł. Jana Pawła II. Msza św. Franciszkańskiego
Zakonu Świeckich godz. 15.00.
28.04 – Uroczystość św. Wojciecha, patrona Polski.
Na szlaku
3
Droga Krzyżowa z Papieżem
Dziś w przeddzień Świąt Wielkanocnych 2014 roku
chcemy powrócić myślami do tych świąt sprzed
dziewięciu lat, kiedy to kończył swe życie wielki
papież, nasz rodak, Jan Paweł II. Ostatnie dni jego życia
zbiegły się w czasie z obchodami Triduum Paschalnego
przygotowaniami do Niedzieli Miłosierdzia Bożego.
Papież zmarł wieczorem w sobotę przed tym właśnie
ogłoszonym przez siebie świętem. Tegoroczne święta i
Niedziela Miłosierdzia znowu będą związane z Janem
Pawłem II, ponieważ w niedzielę Miłosierdżia zostanie
on ogłoszony świętym. Trzeba więc powrócić do jego
życia i nauczania, by mogły być dla nas przykładem
do naśladowania. Nie jest takie łatwe podsumowanie
tego pontyfikatu- trwał prawie 27 lat, a był bardzo
zróżnicowany, bogaty. Wypełniały go liczne podróżepielgrzymki po całym świecie, spotkania z ludźmi,
wydawane encykliki, a także poezje, zamach i jego
następstwa- choroby i cierpienie, wreszcie ostatnia
choroba i droga do Domu Ojca, której towarzyszyły
miliony ludzi na całym świecie. Tych, którzy byli
świadkami tego życia i pontyfikatu, uderzał jednak
fakt silnego zjednoczenia papieża z Chrystusem.
Doskonale uosabiał słowa św. Pawła: „Już nie żyję ja,
lecz żyje we mnie Chrystus”. Dlatego przejdźmy teraz
Drogę Krzyżową naszego Zbawiciela, rozmyślając
nad faktami z życia Jana Pawła II, które nawiązują
do poszczególnych stacji tej drogi i świadczą o
szczególnym zjednoczeniu z Bogiem.
I.
Pan Jezus na śmierć skazany
Wiele momentów w życiu Karola Wojtyły wiązało się
z koniecznością rezygnowania z tego, co najbardziej
kochał. Pierwszym takim wydarzeniem była utrata matki
tuż przed I Komunią Świętą. Mama, prowadząc wózek,
zawsze mówiła zaglądającym do niego sąsiadkom:
„Mój Lolek wyrośnie na wielkiego człowieka!” Nie
pomyliła się, ale niestety nie mogła cieszyć się synem
długo. Na szczęście Lolek miał kochającego ojca i
starszego o 14 lat brata Edmunda, który był dla niego
prawdziwym wzorem. Traci go jednak w wieku 12 lat
i jest to ogromny cios. Kolejny spada na niego, kiedy
umiera ojciec. Dwudziestoletni Karol zostaje zupełnie
sam, bez wsparcia w okropnym czasie wojny. Rodziny
brakowało mu przez całe życie. Szczególnych więzi
rodzinnych szukał więc wśród przyjaciół. Z tymi, z
którymi łączyły go głębokie i mocne relacje, spotykał
się do końca swojego życia, zwłaszcza w czasie świąt
czy urlopów.
Kolejną rzeczą, z której przyszło zrezygnować
Karolowi Wojtyle, było marzenie o aktorstwie. Był
nim naprawdę zafascynowany – grał w teatrze,
studiował polonistykę. Wszyscy mówili, że miał
niezwykły talent. Jednak Karol dostał od Pana Jezusa
zaproszenie do kapłaństwa, chociaż początkowo mu się
opierał. Decyzja o wstąpieniu do seminarium nie była
łatwa, a nastąpiła po utracie ojca. I tak pozbawiony
wszystkiego, co wiązało go z ziemią, kiedy na śmierć
zostały skazane wszystkie jego ziemskie miłości, mógł
Karol zacząć życie tylko dla Boga i Nieba.
II.
Pan Jezus bierze krzyż na swe ramiona
Droga, którą wybrał Karol Wojtyły nie była prosta
4 Numer 91
i szeroka, bo do nieba prowadzą tylko te kręte i
wąskie. Wstąpienie do seminarium wiązało się z
koniecznością konspiracji, klerykom groziła śmierć
ze strony Niemców. Aby uniknąć wywiezienia na
roboty do Niemiec, Karol musi podjąć bardzo ciężką
pracę w kamieniołomach, a potem w zakładach
produkujących sodę Solvay. W tym okresie często nie
miał co jeść i w co się ubrać. Do seminarium przybył
w koszuli, wełnianych spodniach i drewniakach na
nogach. Towarzysze pracy w kamieniołomach często
kryli go, by mógł uczyć się, bo często pracował z
książką w ręce. Lata młodości i studiów zostały
przysłonięte dramatem wojny i walką o przeżycie.
III.
krzyżem
Pierwszy upadek Pana Jezusa pod
Krzyż, który przyszło dźwigać Ojcu św., był ciężki i
nieraz przyszło mu pod jego ciężarem upadać. Mocno
odczuwał ciężar odpowiedzialności, jaka wiąże się
z kapłaństwem. Wiedział, że nieść to brzemię może
tylko w łączności z Chrystusem, dlatego często
widziano go jak nocami modlił się, leżąc krzyżem
przed tabernakulum. Czynił to dopóki tylko pozwalał
mu na to stan zdrowia. Lecz te upadki pod krzyżem
nie były oznaką słabości, one czyniły go mocnym.
Tak wypraszał największe łaski dla swej posługi, dla
ludzi, z którymi się zetknął i dla całego Kościoła.
IV.
Spotkanie z Matką
Był Ktoś, kto pomagał Ojcu Świętemu dźwigać
jego krzyż – była nią Matka Zbawiciela. Gdy w
dzieciństwie stracił swoją, to jej właśnie powierzył
swe życie. Kiedy przychodził na świat, przez okno
sali szpitalnej dochodził dźwięk litanii loretańskiej
śpiewanej w pobliskim kościele. Jako chłopiec zawsze
miał przy sobie różaniec owinięty na ręce. Nigdy,
nawet podczas pobytu w szpitalu, nie ściągnął z szyi
szkaplerza karmelitańskiego. Na cześć Maryi chciał,
aby jego biskupi herb nosił motto „Totus Tuus” (Cały
Twój). Mówił, że musimy służyć Bogu tak, jak to
robiła Maryja, całkowicie mu oddani.
Przyjaciel papieża ujawnił, że kiedy Karol Wojtyła,
objął godność arcybiskupa Krakowa, zastał prawie
puste seminarium. Zmartwiony złożył ślub Maryi,
że odbędzie tyle pielgrzymek do sanktuariów
maryjnych, ile co roku da mu powołań do
seminariów. Niespodziewanie kleryków zaczęło
przybywać – gdy Karol Wojtyła opuszczał Kraków
po wyborze na papieża, było ich 400. Zawsze
mówił, że Maryi zawdzięcza wszystko, począwszy
od powołania kapłańskiego i wyboru na głowę
kościoła, na uratowaniu życia w czasie śmiertelnego
zamachu skończywszy. Zmarł, kiedy odmawiano
Apel Jasnogórski – Maryja zaprowadziła swojego
ukochanego Syna przed tron Boga.
V.
Szymon Cyrenejczyk pomaga dźwigać
krzyż Panu Jezusowi
Nikt tak jak Jan Paweł II nie zasługuje na miano
Cyrenejczyka
pomagającego
dźwigać
krzyż
cierpienia bliźniemu. Ogromnie dużo zawdzięczają
mu przede wszystkim Polacy. Jego wybór na stolicę
Piotrową przyniósł rodakom nadzieję na wyzwolenie
z komunizmu. Nie zawiedli się. Już w czasie swej I
pielgrzymki do ojczyzny w czerwcu 1979r. papież
dał do zrozumienia, że nie pozostawi Polski swojemu
losowi. Odtąd władze komunistyczne, podejmując
jakiekolwiek działania, musiały pamiętać, że mają
najsroższego sędziego w osobie papieża. Upadek
reżimu w Polsce i Europie jest w ogromnej mierze
zasługą działań Jana Pawła II. Dzięki tym działaniom
wszystko mogło się odbyć prawie bez rozlewu krwi,
na czym papieżowi bardzo zależało. Jednocześnie nie
pozwalał, by to jemu przypisywać całą zasługę.
Jan Paweł II wykazywał się ogromną odwagą i
bezkompromisowością w podejmowaniu decyzji
o pielgrzymkach do miejsc, w których toczyły się
konflikty. Często narażał życie, by być wszędzie,
gdzie zwykli ludzie potrzebowali wsparcia głowy
kościoła.
VI.
Weronika ociera twarz Panu Jezusowi
Jan Paweł II był niezwykle wrażliwy na cierpienie
ludzkie. Chorym dodawał otuchy nie tylko pisząc
do nich listy apostolskie, w których wskazywał na
ogromną wartość cierpienia, ale także spotykając się
z nimi. Organizatorzy jego pielgrzymek wiedzieli, że
nie należy umieszczać zbyt wielu chorych i kalekich
ludzi blisko ołtarza, bo po skończonej Mszy papież
ze wszystkimi się przywita, wielu ucałuje, z wieloma
porozmawia i w ten sposób całkowicie zaburzy
dalszy plan wizyty. Mówił: „Przy chorych nigdy nie
należy się spieszyć”. Już na początku jego pontyfikatu
sensację wzbudziła decyzja, by dzień po elekcji
udać się do szpitala i odwiedzić sparaliżowanego
przyjaciela.
Całym sercem popierał działalność Matki Teresy
z Kalkuty. Znamy poruszające zdjęcia, na których
Ojciec św., będąc w jednym z jej przytułków w
Dheli, sam karmił umierających nędzarzy, albo
odwiedza slumsy w Meksyku i Brazylii. Kiedyś
bardzo poruszony ogromną biedą jednej z rodzin,
ściągnął swój złoty pierścień i dał matce dzieci, które
tłoczyły się wokół niego. Była to w tym momencie
najcenniejsza rzecz, jaką posiadał. Był nieprzejednany
w potępianiu aborcji, bo cierpienie dzieci uważał za
największe zło. Ten rys duchowości Ojca św. także
należy wiązać z oddaniem Jezusowi. To Jego twarz
widział w każdym cierpiącym, to Jego poranioną
twarz ocierał jak Weronika swą chustą.
VII.
krzyżem
Drugi
upadek
Pana
Jezusa
pod
Tak jak upadki Pana Jezusa nie oznaczały jego klęski,
tak wielkie trudności, których doświadczał Ojciec
Święty nie były oznaką jego słabości, a jeszcze
bardziej pokazywały heroizm i całkowite jego
zawierzenie się Bogu. Niemniej jednak tych trudnych
chwil było w życiu JPII bardzo wiele i często wręcz
przygniatały go one do ziemi. Dlatego zawsze tak
bardzo, szczególnie rodaków, prosił o modlitwę.
Mówił, że bez tej modlitwy niewiele będzie mógł
osiągnąć. Niemal od początku swej pracy kapłańskiej
był pilnie obserwowany przez komunistyczne
Służby Bezpieczeństwa, nieustannie go śledzono,
podsłuchiwano, otaczano tajnymi agentami, którzy
udawali przyjaciół. To zainteresowanie SB jego
osobą wzrastało wraz z coraz wyższymi funkcjami
kościelnymi, które obejmował. Z czasem stał się
najbardziej niebezpiecznym przeciwnikiem reżimu
komunistycznego. Ze wszystkich sił starano się
mu przeszkodzić w jego działalności. Starania te z
czasem doprowadziły do zorganizowania zamachu na
życie papieża.
VIII.
Pan Jezus upomina płaczące niewiasty
Ojciec Święty mimo ogromnej wrażliwości,
miłosierdzia i poczucia humoru nie był człowiekiem
dobrodusznym, który zawsze do wszystkich się
uśmiecha i mówi tylko miłe słowa. Potrafił ostro
skarcić źle postępujących duchownych, nawet
przywódców państw, potrafił uderzyć pięścią w stół
podczas dyskusji z opornymi współpracownikami.
Napominał wiernych w licznych encyklikach,
przypominał przykazania Boże. Mimo zdawania
sobie sprawy z ryzyka zamachu, pojawiał się
niezabezpieczony wśród tłumu. Mówił ze spokojem:
„Chcieliby, bym włożył kamizelkę kuloodporną,
abym był zawsze bezpieczny. Jednak pasterz musi
zawsze stać wśród swoich owiec, nawet za cenę
swojego życia”.
Po zamachu na swoje życie na sercu leżała mu przede
wszystkim duchowa strona przeżytego dramatu.
Dlatego publicznie przebaczył Ali Agcy i opowiadał
się za możliwością ułaskawienia go. Długo w cztery
oczy rozmawiał z terrorystą, a potem powiedział:
„Spotkaliśmy się jako ludzie i jako bracia”. Dla całego
świata ogarniętego różnymi wojnami i konfliktami
było to bardzo mocne napomnienie oraz lekcja pokoju
i pojednania.
IX.
krzyżem
Trzeci upadek Pana Jezusa pod
Brzemię papiestwa bardzo mocno uwierało ramiona
Ojca Świętego. Od początku zdawał sobie z tego
sprawę, co wyraził po konklawe słowami: „W
posłuszeństwie wiary (…) świadom wszelkich
trudności – przyjmuję”. Jedną z bardziej dotkliwych
boleści, jakie odczuwał w ciągu swego pontyfikatu,
były ostre głosy krytyki, jakie w świecie często
budziły jego pielgrzymki. Atakowano go w prasie,
że jego podróże są droższe od tych zorganizowanych
przez królową Anglii. Rozgoryczony papież mówił:
„Wierzę, że podróże papieża muszą kosztować
więcej (…). Papież niesie nowinę o Zbawieniu, a
Zbawienie kosztowało niewspółmierną cenę, całą
krew Chrystusa”.
Te wszystkie podróże JPII tak bardzo
męczące, zwłaszcza, kiedy był już stary i chory,
przyniosły światu, mimo jego krytyki, tak bardzo
wiele dobra. Umożliwiły milionom osób, które nigdy
nie mogłyby sobie pozwolić na przyjazd do Watykanu,
zobaczenie z bliska Papieża i wysłuchanie Jego słów.
Ojciec Święty mówił: „Jeżeli świat nie przyjedzie do
Rzymu, Rzym wyruszy na spotkanie świata”.
X.
Pan Jezus z szat obnażony
Tak jak Chrystus pozbawiony był szat przed
ukrzyżowaniem, tak i Ojciec Święty w miarę upływu
lat był ogołocony ze wszystkiego, co ludzkie, co
wiąże się z ciałem. Objęcie tronu Piotrowego wiązało
się z rezygnacją z tego, co sprawiało mu ogromną
radość: pieszych wędrówek po górach, jazdy na
nartach, spływów kajakowych. A potem, gdy przyszła
choroba i starość, on sportowiec, musiał używać laski,
a następnie wózka. Bardzo ciężko było mu się z tym
Na szlaku
5
pogodzić. Jednak Jan Paweł II z tej swej słabości umiał
uczynić siłę. Tak powiedział: „Teraz już wszystko mnie
boli, ale tak musi być (…). Napisałem wiele encyklik
i listów apostolskich, jednak zdaję sobie sprawę, że
tylko przez moje cierpienie mogę bardziej pomagać
ludzkości”. Bardzo często spędzał noc, leżąc krzyżem
na gołej ziemi. Przy tym tak układał pościel na łóżku,
żeby domownicy myśleli, że pod nią spał. Czasem po
bardzo męczącym dniu mówił, że idzie odpocząć, a
potem znajdowano go w nocy modlącego się krzyżem
na podłodze w kaplicy. Niestety byli ludzie, którzy
wytykali papieżowi jego słabość, wiek, niedołęstwo,
chcieli, by zrezygnował z urzędu. On jednak uczył
nas, jak swe cierpienia włączać w zbawcze cierpienia
Chrystusa.
XI.
Przybicie Pana Jezusa do krzyża
12 maja 1981r., dzień przed zamachem na jego życie
papież odwiedził watykańskie centrum medyczne.
Kropiąc wodą święconą nowo zakupioną karetkę,
powiedział: „Błogosławię również pierwszego
pacjenta, który będzie wieziony tym ambulansem”.
24 godziny później to właśnie Ojciec Św. był tym
pierwszym pacjentem. Od tego momentu rozpoczęła
się jego prawdziwa kalwaria, w której pociechą była
świadomość otrzymania ponownego daru życia, by
móc poświęcić je dla dobra ludzkości. Od samego
początku był przekonany, że uratowała go Maryja.
Mówił z przekonaniem: „Ona czuwała nad tym
wszystkim. Totus Tuus.”
XII.
Śmierć Pana Jezusa
Umieranie Jana Pawła II zbiegło się w czasie z
obchodami Triduum Paschalnego, rozpamiętywaniem
męki Pana Jezusa. Jedna z sióstr czuwająca przy
papieżu w ostatnich dniach wspomina, że codziennie
rozmyślał nad śmiercią Chrystusa. Niemożność
wypowiedzenia błogosławieństwa „Urbi et orbi” w
Niedzielę Wielkanocną była dla niego ogromnym
ciosem. Oddalając się od okna, szeptał:, „Jeżeli nie
mogę już wypełniać swej posługi duszpasterskiej,
przebywać z ludźmi, celebrować Mszy św., lepiej
chyba bym umarł, ale niech stanie się wola Twoja,
Totus Tuus”. W ostatnich dniach i godzinach modlitwą
towarzyszyły mu miliony ludzi na całym świecie,
tysiące na Placu Św. Piotra odprowadzały go do
Domu Ojca. W pamięci pozostanie nam obraz, jak
w Wielki Piątek, w czasie drogi krzyżowej przytulał
się całym ciałem do krzyża. Jednemu z kardynałów,
który odradzał mu wysiłek, powiedział: „Jezus nie
zszedł z krzyża, dlaczego ja miałbym z niego zejść?”.
Pozostawił nam nadzwyczajne świadectwo życia i
śmierci, które doskonale opisują słowa św. Pawła:
„W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem,
wiary ustrzegłem”.
XIII.
Pan Jezus zdjęty z krzyża
Pontyfikat Jana Pawła II był pontyfikatem cierpienia.
Począwszy od zamachu w 1981r., spędził w klinice
Gemelli 164 dni. Określał ją nawet humorystycznie
Watykanem nr3. Każdy ból stanowił dla niego
okazję do medytacji: „Pytam się siebie, co chce mi
powiedzieć Bóg przez to cierpienie (…). Chciałbym
podziękować za ten dar, zrozumiałem, że był to dar
konieczny (…). Papież musiał cierpieć”. Z całą mocą
6 Numer 91
podkreślał zbawczą moc cierpienia. Łączył je zawsze
z modlitwą, której towarzyszyło prawdziwe uczucie
miłości do bliźniego. Podczas audiencji generalnych,
w czasie przedstawiania grup uczestników, modlił
się za każdą z nich. W ten sam sposób, w trakcie
spotkań z tłumami gromadzącymi się w czasie podróży
apostolskich, jego usta poruszały się nieprzerwanie w
cichej modlitwie. Widać to na ujęciach telewizyjnych.
Modlitwa ta przyniosła wielkie owoce. Po śmierci
papieża setki tysięcy ludzi gromadziły się na wspólnej
modlitwie za Ojca Świętego i do niego. Teraz odpłacali
za jego modlitwy. Wielu ludzi nawróciło się, wielu
wyspowiadało się po latach, wielu postanowiło
radykalnie zmienić swoje życie. Przez wiele dni
mogliśmy zaobserwować niezwykłą solidarność wśród
ludzi, zwykłe codzienne sprawy, polityka, ekonomia
zostały odsunięte na dalszy plan. W tej atmosferze ciszy
i skupienia człowiek pokazał swe dobro i piękno, był
to prawdziwy dar wyproszony u Boga przez naszego
Papieża.
XIV.
Złożenie Pana Jezusa do grobu
Z Mszy pogrzebowej Ojca Świętego zostaną
zapamiętane dwa wydarzenia. Pierwsze jest związane
z Ewangelią rozłożoną na papieskiej trumnie. Na
szczycie schodów, tam gdzie stała trumna, wiał
bardzo silny wiatr. Przez większość Mszy gwałtownie
wertował karty świętej księgi, by w pewnym momencie
symbolicznie ją zamknąć, bo zakończone życie Papieża
było jak ta księga. Trzeba dodać, że niżej, tam gdzie
stali wierni, było zupełnie spokojnie i bezwietrznie.
Mniej znany jest fakt, że w tym samym momencie w
Meksyku, gdzie bardzo kochano Ojca Swiętego, na
jego tronie z ustawionym portretem usiadł gołąb.
Bardzo silne wrażenie na wszystkich uczestnikach
pogrzebu Papieża zrobiły nieustanne okrzyki wiernych
i transparenty z napisem: „Santo Subito”, które
oznaczały, że wszyscy uznają zmarłego za świętego
i żądają, aby natychmiast go takim ogłosić. Według
tradycji, „głos ludu jest głosem Boga” (vox populi,
vox Dei). Kościół mógł ogłosić JPII od razu świętym,
ale nowy papież zdecydował, aby przeprowadzić
normalny, choć przyspieszony proces. Chciał, aby
w czasie tego procesu dokładnie przebadać życie
zmarłego po to, by mogły zostać ujawnione nieznane
aspekty jego świętości, które będą świadectwem i
przykładem dla wielu ludzi.
XV.
Zmartwychwstanie
Niemal natychmiast po śmierci Ojca Świętego zaczęto
się modlić o różne łaski za jego wstawiennictwem.
Dziś świadectwa tych wyproszonych łask są zebrane
w opasłe tomy świadczące w procesie beatyfikacyjnym
i kanonizacyjnym. Dzięki męce i zmartwychwstaniu
Pana Jezusa, który pokonał śmierć, wierzymy, że Jan
Paweł II żyje w Domu Ojca oraz nieustannie wstawia
się za Polską i Polakami oraz całym Kościołem do
Boga.
Barbara Burak
Historia
POCZET GWARDIANÓW KONWENTU ROZWADOWSKIEGO (50)
Latawiec
Jan,
w zakonie o. Antoni,
urodził się 26 IX 1881
roku
w
Wysokiej,
koło Suchej jako syn
Wojciecha i Katarzyny
Kozak. Do kapucynów
prowincji
galicyjskiej
wstąpił 20 IX 1900
roku w Sędziszowie.
Śluby proste złożył
24 X 1901 roku w Krakowie, uroczyste 31
X 1904. Po ukończeniu studium filozofii i
teologii u franciszkanów
w Krakowie otrzymał
święcenia
kapłańskie
dnia 8 VII 1906 roku.
Pierwszą jego placówką
był Sędziszów, pracował
tam w latach 1906—
1912 jako wicemistrz
nowicjatu.
Kronikarz
sędziszowski zapisał w
roku 1906: Na Matkę
Bożą Anielską celebrował
nowo wyświęcony nasz
Kapłan
O.
Antoni.
Święcenia otrzymał 8
lipca. Z dalszej lektury
tamtejszej kroniki wynika,
iż prawie cały 1906 rok
przebywał w Trzcianie w
celu pomocy tamtejszemu
proboszczowi.
Od
1907 roku, jak już
w s p o m n i a ł a m ,
powierzono mu posługę
wicemagistra nowicjatu.
Kolejną placówką było
Krosno (1912 – 1913),
a potem Lwów (Zamarstynów, 1913 – 1921)
gdzie posługiwał jako katecheta. W latach 1921
– 1924 przebywał i pracował w Krakowie
jako gwardian i prefekt kleryków. W roku
1924 przybył do Rozwadowa i przez trzy lata
sprawował funkcję wikarego konwentu, a
następnie na kolejne trzy lata (1927—1930)
wyjechał do Lwowa, gdzie znów posługiwał
jako katecheta szkół.
W roku 1930 powrócił do Rozwadowa,
gdzie przejął funkcję gwardiana i dyrektora
III zakonu, jednak po okresie półtorarocznym
zrezygnował z funkcji przełożonego, pozostając
wikarym. W tutejszej wspólnocie o. Antoni
pracował przez wiele lat, aż do roku 1939,
dzieląc zarząd z o. Gerardem Ryszem. I tak w
latach 1933—1936 był wikarym, a w latach
1936—1939 gwardianem i dyrektorem Kolegium
Serafickiego.
Kronikarz zanotował pod datą 22 lipca
1936 roku, że przełożonym klasztoru w miejsce
o. Gerarda został o. Antoni.
Kroniki z tego okresu, aczkolwiek
systematyczne, nie zawierają zbyt dużo informacji
poza tym, gdzie który ojciec wyjeżdżał z posługą
duszpasterską. Jednak na zakończenie 1938
roku umieszczono krótkie podsumowanie, w
którym odnotowano, czego dokonał gwardian
w minionym roku. I tak: w zabudowaniach
gospodarczych
dokonano
zmian, drobnych remontów i
przebudówek. Wymieniono okna
w kościele, chórze zakonnym
i jednej celi. Zbudowano
nowe piece kaflowe w chorze
i zakrystii, ponadto zakupiono
trochę bielizny ołtarzowej, szat
i naczyń liturgicznych. Zapisano
też, że zakupiono statuę św. Józefa
na ołtarz. W obrębie klasztoru
wykonano tez prace związane
z
odprowadzeniem
brudnej
wody z kuchni i zabezpieczono
kanały kloaczne. Ciekawym
zapisem jest treść umowy między
klasztorem a ks. Ziemiańskim w
sprawie opuszczenia pomieszczeń
klasztornych do końca sierpnia
1939 roku.
24 czerwca 1939 roku
zarząd konwentem rozwadowskim
przejął ponownie o. Gerard, a
o. Antoni przeniesiony został
do Krosna, gdzie także objął
funkcje gwardiana. Przebywał
tam do roku 1950, przez pierwsze trzy lata jako
gwardian, a potem jako wikary. W roku 1950
przeniesiony został do Krakowa, gdzie opiekował
się biblioteką. Pozostał tam już do końca
życia. Zmarł 1 marca 1961 roku w Krakowie o
godzinie 16.52 na zapalenie płuc. Pochowany
został na cmentarzu Rakowickim, w grobowcu
kapucyńskim. Przeżył 79 lat, w zakonie 60, w
kapłaństwie 54. Kronikarz rozwadowski zapisał:
Umarł w Krakowie najstarszy kapłan naszej
prowincji, o. Antoni Latawiec, zawsze uprzejmy,
miły i bardzo kulturalny w stosunku do drugich.
Wieczne odpoczywanie racz mu dać,
Panie…
Grażyna Lewandowska
Na szlaku
7
Historia
"Kryształowe Serce" dla kapucynów
Wspólnota Braci Mniejszych Kapucynów w Stalowej Woli-Rozwadowie otrzymała nagrodę w kategorii „Instytucja Publiczna” za szczególnie zaangażowanie
się w sprawy kultury i sportu w powiecie stalowowolskim.
Wręczenie wyróżnienia odbyło się w Miejskim Domu Kultury w Stalowej Woli z
okazji Powiatowego Dnia Animatora Kultury i Sportu. W uzasadnieniu podano,
że klasztor w Rozwadowie „jest znaczącym ośrodkiem życia kulturalnego i sportowego w naszym mieście. Bracia Kapucyni od lat znakomicie animują mieszkańców powiatu stalowowolskiego do wielu wspólnych działań”.Wspólnota klasztorna wspiera działania licznych organizacji i ruchów społeczno-kulturalnych:
Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej "Leśne Plemię", Scholę Dziecięcą "Franusie", Scholę Młodzieżową, Klub Seniora "Promyk", Świetlicę Środowiskową "Promyczek", Stowarzyszenie "Pokój i
Dobro", Ściankę Wspinaczkową "Aniołów Stróżów", Kawiarenkę "Przystań", Parafialny Klub Sportowy "San". Organizowane są także pikniki charytatywne (odbyło się już XIII edycji), Międzynarodowy Festiwal Muzyczny (mający na
koncie już 23. edycję), cykle wykładów na tematy społeczno-polityczne, niekonwencjonalne zajęcia skupione wokół
zagadnień dotyczących życia człowieka.
- Atmosfera otwartości i bezinteresownej życzliwości pozwala braciom kapucynom przełamywać bariery emocjonalne
w kontaktach z ludźmi. W codziennej pracy kierują się słowami: "Nie martw się o jutro, myśl, by być dobrym już dziś".
To wszystko jest jasne i godne naśladowania, ale i najwyższego uznania - podkreślano podczas spotkania.
Ks. Tomasz Lis za Gość Niedzielny http://sandomierz.gosc.pl
myśli... sentencje...
Wszystko przemija!... Pod wieczór życia tylko miłość zostanie… Należy wszystko czynić
z miłości: trzeba zapominać o sobie bez przerwy, dobry Bóg kocha w takim stopniu, w
jakim my o sobie zapominamy… Ach! Gdybym to zawsze czyniła! bł. s. Elżbieta Catez
„Wielka” świętość polega na wypełnianiu „małych” obowiązków.
św. Escriva de Balaguer
Miłość do krzyża była zawsze cechą wyróżniającą dusze wybrane; a że te dusze były
przytłoczone krzyżem, to tylko wyróżniający znak szczególnej miłości Ojca niebieskiego
względem nich. Nasz seraficki Franciszek dobrze rozumiał, że bez miłości krzyża nie
można uczynić większego kroku w chrześcijańskiej doskonałości.
Dlatego w jego duszy zawsze była wyryta męka i śmierć Pańska, a także całe śmiertelne
życie Syna Bożego, który stał się człowiekiem. Jako owoc nieustannej medytacji zrodziła się w jego sercu
miłość do cierpienia, które zdawało się nie mieć granic. Dość często Franciszek porwany w ekstazie miłości
wołał: „Oczekuję tak wielkiego dobra, że jakiekolwiek cierpienie jest mi wprost miłe”.
Pokażmy więc, że jesteśmy godnymi dziećmi tak wielkiego ojca Franciszka. Również i nas Jezus zaprasza,
byśmy szli na Kalwarię z Nim. Nie odmawiajmy Mu tego. Wstępowanie na bolesną górę razem z Jezusem
przemieni się w słodycz.
o. Pio
Pan wie lepiej, co robi, niż my wiemy, co chcemy. św. Teresa od Dz. Jezus
Być radosnym, dobrze czynić i wróblom pozwolić ćwierkać- to najlepsza filozofia.
Uprzejme spojrzenie i uśmiech znaczą często więcej, niż udana rozmowa.
św. Jan Bosko
kard. St. Wyszyński
Cierpienie z miłością znoszone to najskuteczniejsze apostolstwo, najcudowniejsza modlitwa, najwspanialszy
hymn miłości. św. Urszula Ledóchowska
Nie lękaj się- powtarza mi wiele razy Jezus- ześlę na ciebie cierpienie, ale dam ci też siły. Pragnę,
by twoja dusza przez codzienne duchowe męczeństwo została oczyszczona i poddana próbie. Nie lękaj się
tego, że ja dopuszczam, by szatan cię dręczył, byś odczuwał niesmak życia na świecie, byś doznawał udręk
nawet od osób ci najdroższych. Nic nie zdoła pokonać tych, którzy jęczą pod brzemieniem krzyża, który Ja
przygotowałem, a czynią to wszystko dla mojej miłości, bo Ja ich wspieram. Ileż to razy- powiedział mi
wcześniej Jezus- byłbyś mnie opuścił, mój synu, gdybym cię nie ukrzyżował. Pod krzyżem człowiek uczy się
miłości, a Ja go daję nie wszystkim, ale tylko tym, którzy są mi bardzo drodzy.
o. Pio
opr.Zachariasz Nycz OFMCap.
8 Numer 91
Kościół
Śp. Gracjan Franciszek
Majka, kapucyn (1937-2014)
Kiedy w niedzielę 23 lutego 2014 roku parę
chwil po południowej modlitwie Anioł Pański,
o. Gracjan Majka, kapucyn od lat związany z
klasztorem krakowskim, odszedł do Pana, wieść
o tym fakcie wydała się wręcz niewiarygodna.
Przecież jeszcze tego samego dnia miał głosić
konferencję dla czcicieli św.
Ojca Pio z okazji 30. rocznicy
powstania Grupy Modlitwy
Ojca Pio przy klasztorze
krakowskim. Przygotowywał
się do niej od dłuższego czasu
i bardzo przeżywał fakt, że
ponownie stanie wobec braci
i sióstr żyjących duchowością
Stygmatyka z Gargano. Ze
względu na chorobę, która od
dłuższego czasu wyniszczała
jego organizm, w ostatnich
latach o. Gracjan wycofał
się z posługi duszpasterskiej,
aczkolwiek ciągle pozostawał
bardzo aktywny jako pisarz,
przygotowując
z
wielkim
zaangażowaniem
kolejne
publikacje na temat św. ojca
Pio.
Temu
wyjątkowemu
świętemu o. Gracjan Majka
poświęcił kilkadziesiąt lat swojego życia. I
chociaż przez niespełna 77 lat swojego życia
dokonał wiele dobra dla Kościoła i dla Zakonu
Kapucynów, to jednak do historii przejdzie
głównie jako wyjątkowy popularyzator osoby
św. ojca Pio oraz animator czcicieli Stygmatyka.
Ojciec Gracjan Majka urodził się 08.06.1937
roku w Wolicy Piaskowej niedaleko Sędziszowa
Małopolskiego. Jego rodzice nadali mu na
chrzcie imię Franciszek. W roku 1953 rozpoczął
nowicjat zakonny w klasztorze kapucynów w
Sędziszowie Małopolskim otrzymując imię
zakonne Gracjan. Rok później, 2.09.1954 roku,
złożył pierwszą profesję zakonną, a 9.06.1958
roku śluby wieczyste. Cztery lata później,
22.09.1962 roku w kościele OO. Karmelitów
Bosych w Krakowie przyjął święcenia
kapłańskie z rąk ks. bp. Juliana Groblickiego.
Formację teologiczną ukończył w czerwcu 1963
roku w Studium Teologicznym OO. Kapucynów
w Rozwadowie, po czym został skierowany do
Krakowa, gdzie podjął posługę pośród dzieci
i młodzieży jako katecheta. W październiku
1964 roku przełożeni zakonni oddelegowali o.
Gracjana na dalsze studia w Sekcji Liturgiki
Pastoralnej na Wydziale Teologii KUL, które
ukończył w 1967 roku z tytułem magistra
teologii. Z Lublina znów trafił do Rozwadowa,
gdzie został mianowany wikarym klasztoru
oraz wicemagistrem nowicjuszy. Po roku
skierowano go do posługi duszpasterskiej w
parafii we Wrocławiu, gdzie mianowano go
wikarym domu i parafii, katechetą klas VIII-XII,
a także opiekunem ministrantów. W sierpniu
1970 roku przeniesiono go do Krakowa, gdzie
czekała na niego nominacja na dyrektora
kleryków
seminarium
kapucyńskiego.
Obradująca w sierpniu 1973 roku kapituła
prowincji krakowskiej kapucynów wybrała o.
Gracjana prowincjałem. Posługę
tę pełnił przez dwie kolejne
kadencje aż do czerwca 1979
roku. Przez kolejne lata z wielką
gorliwością oddawał się posłudze
rekolekcyjnej i spowiedniczej.
Angażował się w formację
młodych pokoleń kapucynów,
cały czas prowadząc wykłady
oraz
czynnie
uczestnicząc
w
pracach
Prowincjalnej
Rady Formacji, której był też
prefektem. Wielokrotnie był
asystentem
Franciszkańskiego
Zakonu Świeckich. Jednakże jego
wielką pasją był św. Ojciec Pio.
Opracowane przez o. Gracjana
pierwsze życiorysy Stygmatyka,
wydawane pod koniec lat 70.
na powielaczu, były wręcz
rozchwytywane. W roku 1981
ukazała się drukiem pierwsza
publikacja o. Gracjana zatytułowana „Na
drodze do Boga”. Po niej nastąpiły kolejne.
Przede wszystkim obszerne opracowanie „Z
Chrystusem przybity do krzyża”. Ponadto o.
Gracjan był autorem wielu modlitewników,
zbiorów nabożeństw, adoracji. Do ostatniej
chwili życia pozostał bardzo twórczy i
aktywny. Dopóki zdrowie mu na to pozwalało,
bardzo chętnie pielgrzymował z grupami
wiernych czcicieli zarówno do sanktuariów
polskich, jak i zagranicznych. Kochał ludzi
i Kościół. Był cierpliwym spowiednikiem.
Solidnym kapłanem. Gorliwym zakonnikiem.
Jego śmierć, która zastała go w klasztornej celi
na modlitwie z braćmi, w niedzielę, w dniu
zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, w dniu
poświęconym też czci św. ojca Pio (23 dzień
miesiąca), na parę chwil przed głoszeniem
konferencji duchowej do czcicieli Stygmatyka,
pozostaje dla nas – jego współbraci znakiem
nadziei, a zarazem pięknym zwieńczeniem
zakonnego i kapłańskiego życia śp. o. Gracjana
Majki. Niech w jego drodze na spotkanie z
Panem Życia towarzyszy mu nasza modlitwa i
wdzięczna pamięć.
br. Jacek Waligóra OFMCap.
Minister Prowincjalny
(wykorzystano tekst z internetowej strony
Prowincji Krakowskiej Kapucynów )
Na szlaku
9
Święci
Św. Agnieszka
Agnieszka, męczennica rzymska, była jedną z
najbardziej popularnych świętych czczonych w
pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Piszą o niej
św. Ambroży, św. Hieronim, papież św. Damazy,
papież św. Grzegorz I Wielki i wielu innych.
W e d ł u g
tradycji,
zginęła
w
wieku 12 lub
13 lat, broniąc
dziewictwa,
k t ó r e
ślubowała
Jezusowi
Chrystusowi.
Stało się to
w 304 lub
305
roku.
Niewiele
wiemy
o
jej
życiu.
Legendarne
przekazy
mówią,
że
urodziła się
w
Rzymie
około 291 r.
w zamożnej
rodzinie.
R o d z i c e
Agnieszki byli chrześcijanami i wychowali ją
zgodnie z zasadami wiary. Niezwykła uroda
dziewczyny sprawiła, że wielu młodzieńców
starało się o jej rękę. Jednym z nich był
Semproniusz, syn prefekta miasta. Kiedy jednak
złożył jej propozycję małżeństwa, Agnieszka
odmówiła, mówiąc, że jest już poślubiona
niebieskiemu Oblubieńcowi. Wówczas jego
ojciec bardzo się rozgniewał i polecił torturami
zmusić Agnieszkę do wyrzeczenia się wiary.
Dziewczyna pozostała jednak nieugięta. Legenda
głosi, że kazano ją wtrącić do domu rozpusty;
Pan Bóg nie opuścił jej jednak. Za sprawą cudu
jej piękne włosy wyrosły nagle tak długie,
że osłoniły jej ciało jak suknią, a wszyscy ci,
którzy usiłowali pozbawić ją niewinności zostali
10 Numer 91
oślepieni. Później została rzucona w ogień,
ale wyszła z płomieni nietknięta. Skazano ją
wówczas na ścięcie. Św. Ambroży mówi: „Udała
się na miejsce kaźni szczęśliwsza niż inne, które
szły na swój ślub”. Wśród powszechnego płaczu
ścięto jej głowę.
Poszła na spotkanie
Nieśmiertelnego
m a ł ż o n k a ,
którego ukochała
bardziej niż życie.
Pochowano
ją
w
rzymskich
katakumbach przy
Via
Nomentana.
Już w IV wieku
wystawiono
tam kościół św.
Agnieszki
Za
Murami.
Później
w miejscu śmierci
Świętej
powstał
jeszcze
jeden
kościół pod jej
wezwaniem. Kult
św. Agnieszki był
bardzo popularny.
Świadczy
o
tym,
oprócz
wspomnianych
świątyń, również odkryta przez archeologów
w katakumbach płyta z wizerunkiem Świętej i
podpisem: „Hagné sanctissima” (Najświętsza
Agnieszka). Jest ona patronką dzieci, panien
i ogrodników. Artyści przedstawiają ją z
barankiem, gdyż łacińskie imię Agnes wywodzi
się zapewne od łacińskiego wyrazu agnus baranek. Dlatego powstał zwyczaj, że w dniu św.
Agnieszki w Rzymie poświęca się dwa baranki.
Z ich wełny zakonnice wyrabiają paliusze,
które papież nakłada co roku 29 czerwca (w
uroczystość świętych Apostołów Piotra i Pawła)
świeżo mianowanym metropolitom Kościoła
Katolickiego.
Magdalena Gołąb
Kościół
Podróże afrykańskie 14
Odbudowa
mostów
Kiedy
czytałem
o
ostatnich wydarzeniach
w
Republice
Środkowoafrykańskiej,
przypomniały mi się
wydarzenia z czasów
rebelii, która miała
miejsce w naszym regionie
w 2007 roku. Aktualne grupy
Anty Balaka (samoobrona
wioskowa
wymieszana
z
byłymi
żołnierzami,
policjantami , żandarmami
i jeszcze nie wiadomo
z
jakimi
elementami),
zioną pragnieniem odwetu
na
żołnierzach
Seleki
(najemnicy z Czadu i Darfuru
połączeni z muzułmanami
z północno – wschodniej
części RCA), którzy po
roku okupacji tego kraju zostali zmuszeni do
ucieczki. Aby utrudnić im przejazd w kierunku
granicy z Czadem, Anty Balaka najczęściej
niszczy małe, drewniane mosty, których nie
brakuje w tym regionie na
małych rzeczkach i potokach.
Zniszczenie mostu nie daje
jednak
stuprocentowej
gwarancji
zatrzymania
przeprawy, gdyż prawie
zawsze
można
znaleźć
w pobliżu jakiś przejazd
przez bród w porze suchej
albo przejechać powoli po
gołych szynach jedynie
samochodem
osobowym.
Rozstaw wewnętrzny szyn
jest na szerokość kół samochodów osobowych,
a zewnętrzny ciężarowych. Podobnie było
podczas rebelii w 2007 roku. Rebelianci, którzy
okupowali nasz teren, zniszczyli w pierwszej
fazie potyczek cztery mosty od strony Bocaranga
i jeden od Ngaoudaye. Zrzucali belki drewniane
do wody albo je podpalali. Pamiętam jak jednego
popołudnia przyjechali rebelianci do nas, by
pożyczyć kilka litrów benzyny niby do swego
motoru. Nie pożyczyłem im, bo sami niewiele jej
mieliśmy dla siebie, a po drugie zwrot pożyczki
zaciągniętej u białego nie istnieje. Nazajutrz
dowiedzieliśmy się, że rebelianci spalili most
koło Nzakoun. Gdybym im wtedy „pożyczył”
tej benzyny, to pewnie przyłożyłbym rękę
do jego zniszczenia. Pomimo tych utrudnień
żołnierze rządowi i tak wkroczyli do naszej
miejscowości, która w
ciągu roku przechodziła
kilkakrotnie z rąk do rąk
między rebeliantami, a
żołnierzami. Z tego też
powodu nie było sensu
spieszyć się z odbudową
mostów. W późniejszej
fazie rebelianci zniszczyli
jeszcze jeden most od
strony Mboum Yeme,
zrzucając
dodatkowo
wzdłużne szyny. Tak
to przez dłuższy czas
zostaliśmy odcięci od
strony południowej. Podróżować można było
tylko rowerem i motorem. Te bezmyślne
działania rebeliantów potwierdziły zasadę, że
łatwo jest coś zniszczyć, ale o wiele trudniej
odbudować, i w dodatku,
kto miałby to zrobić?
Władze państwowe ani
Dyrekcja
Transportu
Publicznego
zupełnie
tym problemem się nie
interesowały.
Komu
zależało
najbardziej
na udrożnieniu dróg?
Ludziom z regionu,
którzy nie mogli sprzedać
swych towarów na targu,
ani też nic kupić, bo nie docierały do nich
ciężarówki. Niektóre mosty prowizorycznie
naprawiono we własnym zakresie, kładąc na
szyny żerdzie z buszu przysypane ziemią. Po
takich mostach bały się jednak przejeżdżać
duże ciężarówki. Ludzie z wiosek nie mieli
Na szlaku
11
Kościół
środków ani materiałów na solidną naprawę
mostów. Szczerze mówiąc, my też na misji ich
nie mieliśmy. Jednak nie było rady, musieliśmy
je znaleźć, by normalnie funkcjonować.
Na pierwszy most tuż przed Kounang belki
pozyskaliśmy z odzysku po remontowanym
dużym moście na granicy z Kamerunem. Dystans
transportu tych ciężkich belek to bagatela 54 km
dziurawej drogi. Belki te
jednak były za grube (22x
20 cm), by można było
je przykręcić do szyn.
Usiłowaliśmy je przeciąć
na połowę, ale bez skutku.
Ze względu na twarde
drewno i długość belki
piła się paliła i blokowała.
Nawet jednej belki nie
daliśmy rady przeciąć
przez pół dnia. W końcu
położyliśmy takie, jakie
były, wpuszczając śruby
w głąb belek i podsypując
najazd na most ziemią.
To były nasze pierwsze
doświadczenia w dziedzinie naprawy dróg i
mostów. Tak naprawdę nie mieliśmy sprzętu,
aby wykonywać tego typu prace: ani dużej
wiertarki przenośnej, ani odpowiednio długich
wierteł do drewna. Przy naprawie mostu w
okolicach Zole spaliła się nam wiertarka i urwało
wiertło. Musiałem wracać do domu i szukać
innej, pospawać jedyne wiertło, aby w ten
sposób dokończyć prace.
Trochę lepiej szły nam
prace remontowe przy
innych mostach, kiedy
to po urlopie Piotrek z
Polski przywiózł dużą
wiertarkę i zestaw wierteł.
Ciągle mieliśmy kłopoty
z materiałami. Część śrub
i wkrętów mieliśmy z
odzysku. Wykręcaliśmy
je z resztek spalonych
belek lub szukaliśmy w
korycie rzeki. Niektóre
były przepalone i łatwo
się łamały. Trzeba też było
nieraz zespawać dwie
śruby razem, aby otrzymać odpowiednią długość
i gwintować je jeszcze raz. Problem był też z
nakrętkami. Trzeba sobie wyobrazić, że nawet w
stolicy nie można było kupić śrub o długości 18
-20 cm ani wkrętów 14 -16 cm. Dużą pomoc w
tej kwestii uzyskaliśmy od o. Aurelio, dyrektora
diecezjalnego Caritasu. Zorganizował dla nas
transport drewna i znalazł trochę śrub. Belek
12 Numer 91
z tej dostawy wystarczyło na naprawę trzech
mostów, a wzdłużne deski daliśmy z naszego
magazynu. Na jeden most belki znaleźliśmy w
opuszczonej i zniszczonej podczas rebelii z 2003
roku fabryce bawełny SOCOCA, demontując
strop jednego pomieszczenia.
Nie miałem
żadnych wyrzutów sumienia, aby to uczynić, gdyż
złodzieje i tak rozkradali wszystko, co nadawało
się do sprzedania, nawet
blachy z dachu. Pewnie też
z czasem przyszłaby kolej
na wspomniane belki.
Najwięcej pracy mieliśmy
z mostem przed Mboum
Yeme. Rebelianci oprócz
belek wykuli z cementu
szyny i wrzucili do wody,
aby mieć już pewność, że
nikt tamtędy samochodem
nie przejedzie. Sporo
napracowaliśmy się, aby te
podwójne szyny o grubości
50 cm i długości prawie
9 m wyciągnąć z wody i
ustawić na swoim miejscu.
Pracowało przy tym około czterdziestu mężczyzn
i prawie każdy z nich miał własny pomysł, jak
wyciągnąć te szyny z koryta rzeki. Więcej czasu
zeszło nam na przekonywaniu się o racjach
swojego pomysłu niż na samej pracy. Kiedy
wyciągnęli szyny na drogę, zaproponowałem
ich przesuwanie po okrągłych klockach, tak jak
to kiedyś niewolnicy przesuwali bloki skalne w
Egipcie. Nawet przyznali,
że to dobry pomysł.
Trochę więc skorzystali
z moich uwag, a resztę i
tak zrobili po swojemu.
Najważniejsze było to,
że szyny znalazły się na
swoim miejscu i zostały
zabetonowane. Po kilku
dniach
przystąpiliśmy
do montowania belek.
Kilkunastu
mężczyzn
z wioski bardzo mocno
zaangażowało się w prace
i po ich zakończeniu
byli z siebie dumni.
Spośród tych pięciu
remontowanych mostów, ten był najsolidniejszy.
Chce się w tym miejscu powiedzieć znaną
maksymę: „Praktyka czyni mistrza”. Mam
nadzieję, że te mosty służą społeczeństwu do tej
pory, jeśli rebelianci nie zniszczyli ich podczas
tegorocznych zamieszek.
Jerzy Steliga OFMCap.
6. pierwszy zabójca
7. trzyma się koryta i do przodu
8. liście pieścił i szeleścił
9. myśliwy wśród gwiazd
10.skamielina duchowa
14. poprzedza siewcę
15. interwał do nosa
16. Namiot Spotkania
17. 7 proboszcz naszej parafii
18. wiecznie chora rzeka
20. rodak biblijnej Rut
21. fach do kształtowania losu
24. 5. proboszcz naszej parafii
25. 4. proboszcz naszej parafii
27. fuj, wstrętny robak!
28. ograniczony uszami
30. wijąca się ryba z wąsami
33.do Wojtusia mrugała
35. tyle i więcej się nie da!
38. ale żaba!
39. steruje zaprzęgiem
42. do poduszki albo zażaleń
45. trzej budrysi
46. jeśli pokerzysty to kamienna
47. przewód przed wymiarem
sprawiedliwości
Poziomo:
34. strachliwe odzienie
parafii
1.
36. to co lubią w piekle
56. prorok z nieba
48. Żytawa po niemiecku ?
37. król mocny +
imienniczki
tej
z
zielonych wzgórz znak
nieomylny, że wiosna
tuż, tuż
58. 2 proboszcz naszej
parafii
50. sierść wokół szyi
52. córka rybaka
62. rachmistrz
kieszeni
53. nic, tylko o godzinie
Transport na zielono
5. gra z karetą
11. harcerzy lub kasy
12.8 proboszcz
parafii
naszej
13. jak białe to zimne
15. niwa rabina
16. medialna lub religijna
19. herezja Ariusza
22. wątroba lub żołądek
23. autoobuwie
24. kanapa w ekspresie
26. nurt po zdrowie
27. najkrótsze narty
29. jak wsypa to tylko on
30. blaga na wodę
31. król nieostrzyżony
32. zmartwienie śpiocha
39. do zapisywania,
rzucania i wypadania
40. czarne i brudne
(spytaj kominiarza)
w
57. 1. proboszcz naszej parafii
67. sąsiadka Kenijki
68. 6. proboszcz naszej
parafii
58. czasem ma zęby
59. namieszane w szkle
69. połowa ogiera
60. jest i wielkanocna
41. motyle – wdzięczne,
urokliwe, zaś nimfy –
podstępne i zdradliwe
70. 9. proboszcz naszej
parafii
63. scheda niczyja
43. moja wina, moja
wina
1. dwie ćwierci jabłka
44. dzielnicowa babcia
45. materiał na pióropusz
49. angielski na uczelni
51. dziś na bizonie
54. sięgaj dalej niż on
55. 3. proboszcz naszej
Pionowo:
2. braci mniejszych lub
rycerski
3. jadalnia na środku
oceanu
4. lustra,
artystów
postrach
5. nieprzyjemnie
ustach
w
61. na nóżce lub z szaszką
64. kierownica woźnicy
65. zielona dla pozbawionego
pracy
66. smycz łodzi
Rozwiązania prosimy dosta-rczyć
na furtę do dnia do 18.04.2014
losowanie nagród odbędzie się
21.04.2014 na mszy świętej o
godz. 12.00
opr. G.Lewandowska
Na szlaku
13
WSPÓLNOTA ODNOWY W DUCHU ŚWIĘTYM
"BARANEK ZWYCIĘŻYŁ"
Czy ta Ziemia jest nadal Święta?
<<Gdy zaś Pan ujrzał, że podchodzi, by się
przyjrzeć, zawołał Bóg do niego ze środka krzewu:
„Mojżeszu,
Mojżeszu”.
On zaś odpowiedział: „Oto
jestem”. Rzekł mu Bóg:
„ Nie zbliżaj się tu! Zdejmij
sandały z nóg, gdyż miejsce,
na którym stoisz , jest ziemią
świętą” >>
Wychodząc z żoną z domu
w mroźną styczniową noc
z soboty na niedzielę, nie
uświadamiałem sobie w
pełni, gdzie wyruszamy ani
po co, a rozpoczynaliśmy
naszą pierwszą pielgrzymkę
do Ziemi Świętej. Po
czterech godzinach jazdy po śliskiej nawierzchni
przez lekką zawieję śnieżną i przy -12°C
dotarliśmy do Warszawy i tu od razu pierwsze
spotkanie z Panem Bogiem .W kaplicy lotniska
„Okęcie”
uczestniczyliśmy
we Mszy Świętej. Po tym
pierwszym
spotkaniu
z
Jezusem, które przeżyłem w
dużym rozproszeniu, zacząłem
powoli rozumieć, że to, w czym
uczestniczę, nie jest zwykłą
wycieczką turystyczną. Tak jak
Mojżesz, pasąc owce swojego
teścia na górze Horeb, też nie
spodziewał się ,że za chwilę
zobaczy Boga i znajdzie się na
ziemi świętej.
Rozpoczynała się wielka
pielgrzymka z franciszkanami
do Ziemi Świętej z naszym oraz dwojgiem
naszych
przyjaciół
uczestnictwem.
Pielgrzymka zorganizowana
dla około stu
sześćdziesięciu pielgrzymów z całej Polski
przez wyspecjalizowane warszawskie biuro
podróży i prowadzona przez znakomitych
polskich przewodników
oraz wspaniałych
franciszkańskich
duszpasterzy.
Wszystko
zapowiadało się bardzo ciekawie i emocjonująco.
Po zajęciu miejsc w wyczarterowanym Boeingu
767 i wysłuchaniu w dwóch językach co
należy założyć i jak zapiąć w razie „gdyby”,
wystartowaliśmy w górę z prędkością chyba 700
lub 800km/godz. Po tylu mrocznych zimowych
dniach było wielką radością zobaczyć słońce
na bezchmurnym niebie, bo chmury znalazły
14 Numer 91
się nagle wszystkie pod nami. Na wysokości
dziewięciu kilometrów przelecieliśmy nad
Ukrainą, Mołdawią, Turcją oraz Morzem
Śródziemnym, aby po czterech godzinach ujrzeć
Ziemię Obiecaną – światła
Tel Awiwu. A Mojżesz musiał
chodzić przez 40 lat, aby tam
doprowadzić
powierzonych
mu przez Pana Boga ludzi, z
których większość nie doszła,
tylko ich dzieci. Pan jest dla
nas łaskawy.
Każde , nawet to bardzo
kiepskie, ale udane lądowanie
samolotu w którym się
siedzi, jest bardzo miłe.
Obojętnie
uprzejmi
byli
również izraelscy urzędnicy
graniczni w czasie kontroli
paszportowej. Wychodzimy z
lotniska, ciągnąc bagaże i jest dalej bardzo miło
bo ciepło- ponad 20° C i nie ma śniegu. Nasze
cztery biało-czerwone autobusy już czekają.
Czekają również przewodnicy. My
jako grupa 1 trafiamy do Pana
Tomka, potężnego chłopa z Jasła o
wzroście koszykarza, pracownika
Politechniki Śląskiej, a kierowcą
naszego autobusu jest niewielkiego
wzrostu Palestyńczyk o arabskim
imieniu Hassan. Później dowiemy
się, że mieszka w Betlejem, jest
elektrykiem i pracował 19lat w tym
zawodzie w Arabii Saudyjskiej.
Opuszczamy Tel Awiw i jedziemy
pięćdziesiąt parę kilometrów do
Jerozolimy, aby następnie wjechać
do Autonomii Palestyńskiej i
trafić do hotelu, który znajduje się w Betlejem.
Za oknami autobusu już noc i nic nie widać,
dopiero światła Jerozolimy pozwalają zauważyć,
że jest to teren bardzo urozmaicony- miasto
pięknie położone na wzgórzach . Zatrzymujemy
się przed punktem kontroli wojskowej, wjazdem
do Autonomii Palestyńskiej, którą otacza ośmio
metrowy betonowy mur uniemożliwiający
wydostanie się bez specjalnego zezwolenia.
Dzisiaj Józef już nie uciekłby z Marią i
maleńkim Jezuskiem do Egiptu z Betlejem
przed żołnierzami Heroda. Co prawda żołnierze
ci to tylko izraelscy chłopcy i dziewczęta
wyglądający trochę jak uczniowie z jakiegoś
naszego mundurowego liceum, ale noszący
na plecach bardzo prawdziwe automatyczne
karabiny i, jak zapewniał przewodnik, wcale nie
są skłonni do uczniowskich żartów. Zastanawiam
się w tym momencie czy ta ziemia, do której
pielgrzymuję, jest nadal święta.
Polskich
pielgrzymów
na
szczęście przepuszczają bez
specjalnej kontroli w obie strony.
Ciekawe, czy przepuściliby
tak jak nas trzech mędrców ze
Wschodu
pielgrzymujących
do Jezusa –byli z Syrii, Iraku
i Iranu. W dzisiejszych realiach
tego regionu świata na pewno
byłoby to trudne, chyba że
zamiast gwiazdy, prowadziłyby
ich samoloty F-16 .
Dojeżdżamy. Hotel jest dość
solidny i duży i widać, że nastawiony głównie
na pielgrzymów takich jak my, bez zbędnego
hotelowego zadęcia. Pokój dostajemy na ósmym
piętrze –jest niezbyt duży i bardzo czysty,
ale za to z wielkim łożem dla nowożeńców.
Łazienkę wypełniają zapachy nartu i melona.
Obiado-kolacja to po prostu wielkie żarcie, jak
u Felliniego. Wszystko jest smaczne, różnorodne
i ile kto chce, a po powrocie do
pokoju można oglądać polską stację
telewizyjną Polonia. Dobry hotel.
I tak minął dzień pierwszy i stał się
historią, dla nas chrześcijan święta
niedziela, a dla żydów i muzułmanów
zwykły dzień pracy. Dziękujemy
Panu !
Poniedziałek rano - budzimy się
bardzo wcześnie i zaskoczeni
słuchamy dochodzącego zza okna
śpiewu muezina. Tęskne arabskie
nuty starej pieśni wzywającej
wiernych na modlitwę
do Boga
Jedynego o słowach: „Bóg jest
największy. Zaświadczam, że nie
ma innego Boga prócz Allacha.
Zaświadczam, że Mahomet jest
Bożym apostołem. Przyjdźcie na
modlitwę, przyjdźcie tu, gdzie jest
bezpiecznie. Bóg jest największy”.
Tymi słowami mahometanie wzywają się pięć
razy dziennie na modlitwę, którą zapoczątkowano
w 630 roku, kiedy Mahomet zdobył Mekkę
i przejął najświętszą arabską świątynię
Kaaba. Ja słyszę w niej tęskne żalenie się
wypędzonego z domu na pustynię niechcianego
chłopca Izmaela ,syna Egipcjanki Hagar.
„Nazajutrz rano wziął Abraham chleb oraz
bukłak z wodą i dał Hagar, wkładając jej na barki,
i oddalił ją wraz z dzieckiem. Ona zaś poszła i
błąkała się po pustyni Beer-Szeby”.
Pieśń ta urzeka i rozbudza pragnienie
modlitwy, zjednoczenia się z Bogiem. Ona
wzywa na modlitwę do Boga Izmaela, ale to
jest ten sam Bóg, co Abrahama, Izaaka i Jakuba.
Chciałoby się, aby kiedyś nastąpiła taka chwila,
w której śpiew ten będzie namawiał do wspólnej
modlitwy żydów, chrześcijan i mahometan. Dziś
w Betlejem, miejscu przyjścia
na świat Jezusa jako owocu
wielkiej miłości Boga do
człowieka, tak się nie dzieje.
Betlejem znaczy po hebrajsku
„Dom Chleba” (sklep lub
piekarnia) i tu oczywiście
zastanawiam się, czy to
przypadek, że właśnie tu rodzi
się Jezus Chrystus, aby stać
się później dla nas Chlebem
Eucharystycznym. Jedziemy
ulicami tego miasteczka do
kościoła Św. Katarzyny, który
przylega do Bazyliki Narodzenia na Mszę Świętą.
W autobusie pojawia się dodatkowo jeszcze
jeden pan o lekko arabsko-semickich rysach i
wschodnim imieniu Aram, a jest to nasz izraelski
przewodnik narodowości ormiańskiej narzucony
przez miejscowe prawo. Nie mówi po polsku,
tylko po arabsku, angielsku, trochę rosyjsku i
oczywiście ormiańsku.
Kościół Św. Katarzyny został
wzniesiony na grocie, w której
Św. Hieronim w IV wieku
przetłumaczył na łacinę Stary
Testament. Jedna z grot pod tym
franciszkańskim kościołem jest
poświęcona Młodziankom. W
Ziemi Świętej istnieje kustodia
franciszkańska i większość
świątyń katolickich pozostaje
pod opieką tego zakonu. Nasze
Msze odprawiają oczywiście
nasi franciszkańscy księża,
którzy przylecieli z nami ,
ale wielu tych miejscowych
pochodzących z Polski również
bierze udział w koncelebrze.
Po Mszy Św. idziemy do
groty narodzenia Jezusa, która
znajduje się pod Bazyliką
Narodzenia Pańskiego, a obok niej jest grota
Mleczna, gdzie Maria, karmiąc Jezusa przed
ucieczką do Egiptu, uroniła kroplę mleka. Nie
ma na świecie lepszego miejsca aby prosić o
dzieci, o macierzyństwo. Oczywiście modlimy
się z żoną: ona o wnuka, a ja o wnuki. W kilka
dni po powrocie do domu, zaraz z pierwszej
przeprowadzonej rozmowy z synem, dla którego
prosiliśmy o następnego potomka dowiadujemy
się że synowa jest w ciąży, a rozwiązanie
będzie w październiku- na pewno 27.
Jak
powiedziałem, że ja się modliłem o wnuki, to
jakoś wcale nie było im do śmiechu. Dziś już
wiem , że to modlitwa żony została wysłuchana
i chwała Panu.
Cdn.
Na szlaku
15
Pozwoliłem się odnaleźć
Razem z mężem postanowiliśmy uczestniczyć w
kolejnej edycji kursu „Alfa”.
Jednak Pan Jezus miał dla nas inny plan.
Organizator kursu zaproponował nam czynne
uczestnictwo w charakterze pomocników w małych
grupach dyskusyjnych.
C h ę t n i e
zgodziliśmy się,
jednak z pewnym
niepokojem,
p o n i e w a ż
dotychczas
nie
uczestniczyliśmy
w tego rodzaju
posłudze.
Pierwszy
dzień
kursu „Alfa” był
dla mnie czasem
oczekiwania
i
niepokoju,
czy
sprostam
postawionemu mi
zadaniu. Wspólna
modlitwa
osób
posługujących
przed rozpoczęciem napełniła mnie ufnością i
pokojem.
Trema zniknęła, gdy okazało się, że osoby, które
podeszły do naszego stolika, były radosne i otwarte
na zawieranie nowych znajomości.
Po krótkim zapoznaniu i zapamiętaniu imion,
rozmawialiśmy tak jakbyśmy się znali od dawna.
Już przy pierwszym posiłku panowała atmosfera
radości i przyjaźni.
Mijały kolejne tygodnie kursu, a ja z niecierpliwością
i radością czekałam na następne spotkania.
Dyskusje w małych grupach na temat wysłuchanych
konferencji i wspólne modlitwy pogłębiały naszą
miłość do Pana Jezusa i zacieśniły nasze przyjaźnie.
Najbardziej owocny był czas wspólnego wyjazdu
weekendowego. Dla mnie i dla wszystkich
uczestników był to czas wspólnego uwielbiania
Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie oraz
Eucharystiach.
Najważniejszym wydarzeniem były modlitwy
wstawiennicze o uzdrowienie i napełnienie
Duchem Świętym.
Uczestniczyłam w nich po raz pierwszy w
charakterze osoby posługującej i był to dla mnie
czas dotyku ogromnej Miłości Bożej.
Wyjazd weekendowy to szczególny czas działania
16 Numer 91
Ducha Świętego, który przemieniał wszystkich
uczestników byliśmy zjednoczeni i zatopieni w
Jego działaniu.
Duch Święty wylewał obficie swoje łaski nie
tylko na uczestników kursu, ale też na osoby
posługujące.
W tym dniu Duch Święty obdarzył również mnie
charyzmatem modlitwy w językach.
Na zakończenie wspólnego weekendu wszyscy
uczestnicy z radością podzielili się świadectwami
doświadczenia
dotyku
Bożej
Miłości
i
działania Ducha
Świętego.
W y j a z d
w e e k e n d o w y,
to również czas
wspólnych
posiłków,
w e s o ł e j
zabawy, a także
wspólnego
spaceru.
W
w o l n y c h
c h w i l a c h
mieliśmy okazję
poznać się bliżej,
porozmawiać o sobie i swoich rodzinach.
Uczestnictwo w kursie w charakterze pomocnika to
dla mnie czas wspólnej modlitwy, doświadczania
działania Ducha Świętego, przemiany serca,
umocnienia wiary .
To też radość z przemiany i otwierania się
uczestników kursu na działanie Ducha Świętego.
ALE TO NIE KONIEC !!!. Ziarno miłości
zostało zasiane!!!:
Bliskie spotkanie uczestników kursu z Panem
Jezusem w Trójcy Przenajświętszej nie zakończyło
się wraz z zakończeniem kursu „Alfa”.
Gdy w pod koniec stycznia rozpoczęła się kolejna
edycja Seminarium Odnowy Wiary trzy osoby z
naszej małej grupy kursu „Alfa” (z innych grup
także) przyszły, aby znowu spotkać się z Panem
Jezusem w Trójcy Przenajświętszej, by dalej
karmić się Słowem Bożym i Cudowną Miłością.
Panie, poślij swojego Ducha do wszystkich
uczestników seminarium wiary, wypełnij ich życie
swoja łaską i uzdrawiającą miłością.
Dziękuję Ci, Panie, że szukasz i prowadzisz nas
do siebie.
Anna
JAN PAWE II - DROGA DO ŚWIĘTOŚCI
Na szlaku
17
Od poprawności do zażyłości
„Od poprawności do zażyłości. Jezus,
faryzeusz i grzesznica (Łk 7, 36-50)” to tytuł
rekolekcji, na które wybrał się najstarszy Krąg
Oazy Rodzin przy klasztorze Braci Mniejszych
Kapucynów. Niektórzy z nas byli tam pierwszy
raz, niektórzy drugi, a dla niektórych to stałe
miejsce odchodzenia na pustynię od zgiełku
dzisiejszego świata. Pustynię, bo warto
zaznaczyć, że wszystkie rekolekcje u Księży
Salwatorianów w Centrum Formacji Duchowej
w Krakowie odbywają się w atmosferze
milczenia, które przenika tamten dom.
Rekolekcje w dniach 21-23lutego 2014 r.
odbywały się w cyklu Szkoły Modlitwy Słowem
Bożym, prowadził je ks. Joachim Stencel SDS
duszpasterz Centrum Formacji Duchowej w
Krakowie, kierownik duchowy i rekolekcjonista.
Wybierając temat na stronie CDF, można było
przeczytać: „Przestrzeganie przepisów prawa
i praktyk religijnych jest ważne, ale nie może
być celem samym w sobie. Zatraca swój sens,
gdy nie wychowuje do większej miłości Boga i
człowieka. Osobowa zażyłość z Bogiem i miłość
bliźniego, zwłaszcza sponiewieranego przez
grzech, pomagają badać faktyczną kondycję
naszej wiary. Prawdziwym zagrożeniem dla
żywotności wspólnot chrześcijańskich są nie
tylko „wierzący, ale niepraktykujący”, lecz
także „praktykujący, a niewierzący”. Sesja jest
zaproszeniem, aby w świetle Słowa Bożego
zdiagnozować duchową kondycję swojej
osobistej wiary i wiary wspólnoty, do której
przynależę”.
Krąg Oazy Rodzin przy klasztorze jest
w formacji blisko 25 lat i ten temat wydał się
nam jak najbardziej potrzebny, aby sprawdzić,
gdzie każdy z nas jest. Na zewnątrz być może
widziani jesteśmy jako ci praktykujący, a może
nawet jako wierzący, ale każdy, kto dłużej jest
w jakiejkolwiek formacji katolickiej wie, że to
złudne, a nawet czasami niebezpieczne myślenie.
Nawet jak był to wyjazd małżeński,
każdy jechał tam z samym sobą i zapraszał Słowo
do pokazania lustra w tym, do czego często nie
zaprasza się nawet najbliższej osoby.
Nie rozmawialiśmy w czasie rekolekcji
na temat tego, co przeżywamy, jedynym
partnerem do rozmowy był sam Pan Bóg, który
był we wszystkim: w Słowie, w konferencjach
Ks. Krzysztofa, w ciszy, w milczeniu, w
Najświętszym Sakramencie, który można
było adorować bardzo długo, w Sakramencie
Eucharystii, w ogrodzie, gdzie po obiedzie wiele
osób spacerowało, odmawiając różaniec lub
Drogę Krzyżową, choć to nie są punkty dnia.
18 Numer 91
Można było poprosić o kontakt z
kierownikiem duchowym, ale to spotkanie trwa
zawsze nie dłużej niż 20 minut i tylko niektórzy
z tego korzystali. Milcząc, ma się tam wrażenie
ciągłego kontaktu i komunikacji z Panem Bogiem.
Nawet posiłki są tak zorganizowane, że cisza nie
prowokuje do kontaktów słownych. Cicha muzyka
pozwala być ze sobą i aktualną refleksją najczęściej
nad Słowem, które w nas pracuje.
Trzy dni to bardzo dużo i mało jednocześnie
na spotkanie ze Słowem Bożym. Jak ktoś
doświadczył kilku sesji dziewięciodniowego
milczenia z pochyleniem nad Słowem Bożym
to krótko i wiadomo, że pewne treści słyszy się
dopiero po dobrym wyhamowaniu z pędu życia.
Ojciec Krzysztof Wons – dyrektor CFD, często
porównuje nasze życie do autostrady. Hamowanie
na niej przy rozpędzonym samochodzie będzie
trwało dużo dłużej niż gdyby jechało się wozem
konnym na polnej dróżce.
Jednocześnie warto to robić na tyle, na ile
jest się gotowym. Do wszystkiego trzeba osobiście
dojrzeć i wówczas takie rekolekcje są przykładem
niezwykłej wolności. Nikt nie musi sprawdzać
realizacji programu, nie liczy obecnych, nie stoi z
zegarkiem nad penitentem. Ważny dla każdego z
nas był fakt absolutnej dobrowolności uczestnictwa
w tych rekolekcjach. Podkreślali to, którzy przeżyli
ich już sporo w ramach oazy rodzin, katechumenatu
czy odnowy w Duchu św.
Każdy doświadczał
rekolekcji w
swoim tempie, pochylając się nad rezonansem
pojawiającym się po konferencjach, w trakcie
modlitwy. Ważna była uwaga na temat tego, ile
refleksji przez trzy dni może powstać z krótkiego
tekstu zawierającego się w Ewangelii Łukasza w
pięciu akapitach, w około 40 linijkach. Podkreślono
różnicę między czytaniem Pisma Św., a słuchaniem
Słowa w nim zawartego. Do tego faktycznie
konieczna jest decyzja i gotowość przyjęcia nawet
wtedy, gdy Go nie rozumiemy, albo jest dla nas
trudne. Rozeznawanie Słowa może być niełatwe,
ale służyć temu mogą poza modlitwą zarówno
kontakt z Kapłanem w kierownictwie duchowym,
czy przy spowiedzi, we wspólnotach jak i wiele
pomocy, które Kościół przygotował dla wiernych.
Będąc
świeckim
lub
duchownym
„katolikiem z pierwszych ławek”, łatwo o osąd
innych, którzy są tacy, jak my byliśmy jeszcze
przed nawróceniem lub tacy, jakimi nie byliśmy
i wierzymy głęboko w swojej pysze, że nigdy
byśmy nie byli. Jeżeli swój obecny stan traktuje
się jako własną zasługę, to już pasujemy do cytatu,
który odnośnie do osądzania przez faryzeuszy
dał rekolekcjonista Ksiądz Joachim Stencel –
przywołując wypowiedź wielkiego
rosyjskiego
pisarza
Fiodora
Dostojewskiego : „Gdyby nasze
myśli wydawały zapach – szczególnie
myśli o bliźnich – wokół niejednej
osoby unosiłby się obrzydliwy
smród”. Piękną metaforą witrażu bez
brakującej szybki wykazał, czym
byłby brak w Kościele każdego z
osądzanych przez nas grzeszników.
Uczestnicy rekolekcji z
przyklasztornego kręgu mówili
o konfrontowaniu się z postacią
faryzeusza – zobaczyli się w nim,
w jego pewności swojej pozycji
„poprawnego”,
„porządnego”.
Ktoś inny miał refleksję związaną
z grzeszną kobietą. Pojawiła się też
myśl, że ta kobieta po nawróceniu
też może stać się taka poprawna
jak faryzeusz i utracić zdolność
odpowiedźi na pytanie: Jezus patrzy
na mnie z taką miłością-jak ja na to
odpowiadam? W przypadku kilkorga
z nas było to pierwsze takie pytanie
w życiu, choć wszyscy jesteśmy już
babciami i dziadkami. Niektórzy
podzielili się po rekolekcjach
refleksją skojarzenia swej postawy z
mańką – wstańką od jednej postaci
do drugiej. Jedna z osób porównała
się z gąbką – każde słowo w Piśmie
świętym, w konferencjach, w
kazaniach podczas mszy św. wnikało
i przenikało do głębi.
Podczas tych rekolekcji
ma się dosłownie do czynienia
z obietnicą zawartą w liście do
Hebrajczyków 4/12/ - „Żywe
bowiem jest słowo Boże, skuteczne
i ostrzejsze niż wszelki miecz
obosieczny, przenikające aż do
rozdzielenia duszy i ducha, stawów
i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i
myśli serca.”
Maria Dekert
Z życia Parafialnego Klubu
Sportowego "SAN"
Okres zimowy to czas przygotowań
do nowego sezonu drużyny seniorów
występującej w klasie B, podokręg
Stalowa Wola. Od stycznia regularnie
odbywały sie treningi w poniedziałki i piątki w sali gimnastycznej
„ekonomika”. Chłopcy ze szkół podstawowych mieli zajęcia
w środy, a uczniowie gimnazjów i szkół średnich trenowali w
środy i piątki w „budowlance”. Zajęcia z aerobiku dla dziewcząt
i pań odbywają się w każdy wtorek i czwartek o godz.18.30 na
sali gimnastycznej Szkoły Podstawowej Nr 11.
W grudniu odbyło się coroczne spotkanie działaczy piłkarskich
z podokregu Stalowa Wola, podczas którego trzech członków
Zarządu naszego klubu zostało wyróżnionych Odznaką
Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej - srebrną br. Bogdan
Kordek, brązową Jacek Figat i Tomek Czarnecki.
Przed sezonem nasza drużyna seniorów rozegrała kilka meczów
sparingowych, uzyskując następujące rezultaty: z Transdźwig
Stale przegraliśmy 2:0,z Żupawą wygraliśmy 5:4, ze Strażakiem
Przyszów przegraliśmy 3:2, pokonaliśmy Chwałowice 5:3,
przegraliśmy 3: 0 z Huraganem Zdziechowice.
Zainteresowanym podajemy terminarz rozgrywek klasy B
seniorzy- runda wiosna 2013/2014:
13 kwietnia u siebie z „Radosanem” Radomyśl godz.15.00
19 kwietnia na wyjeździe z „Płomieniem Trześń” godz.15.00
27 kwietnia u siebie z PUKS „Emanus” Gorzyce godz.15.00
4 maj na wyjeździe z „Jagiełło” Pilchów godz.16.00
11 maja u siebie z Majdanem Zbydniowskim, godz.16.00
17 maja na wyjeździe z KS Żupawa - godz.16.00
25 maja u siebie z Kotową Wolą, godz.16.00
1
czerwca
na
wyjeździe
z
„Huraganem”
Zdziechowice, godz.16.00
8 czerwca u siebie z LZS Zbydniów, godz.16.00
15 czerwca na wyjeździe z LZS Wydrza, godz.16.00
19 czerwca u siebie z LZS Wola Rzeczycka, godz.16.00
22 czerwca na wyjeździe z WKS Zabrnie, godz.16.00
Serdecznie zapraszamy członków oraz sympatyków klubu do
udziału w meczach oraz gorącego dopingu.
Nastąpiła dalsza modernizacja stadionu- zainstalowano 5 lamp
oświetleniowych, podłączono prąd do szatni zawodników,
przygotowano instalację wodną do podlewania płyty boiska.
Mamy zapewnienia Urzędu Miasta że zostanie dokończone
ogrodzenie stadionu.
Zapraszamy osoby prywatne, firmy oraz instytucje do wsparcia
finansowego lub rzeczowego naszego klubu.
„ W zdrowym ciele zdrowy duch”
wiceprezes Edward Błażejewski
Na szlaku
19
Nowy wymiar Filakterii
Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką,
osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie
zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali
z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz,
postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza.
Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos:
To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie! Uczniowie,
słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich
i rzekł: Wstańcie, nie lękajcie się! (Mt. 17, 1-8)
„To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie...” Bez tego potwierdzenia ze strony Boga
Ojca jest mi trudno żyć. Jeśli tylko przestanę w to wierzyć lub uznam to za odległe, w ogóle nieprzystające
do mojej codzienności... borykam się wtedy między jednym wytchnieniem (np. odpoczynek po pracy),
przyjemnością, zakupami... czymś, co sprawia jakąś minimalną ulgę, a z drugiej strony załamuję się w
chwilach grozy (choroba, nieprzychylności w pracy, trudne relacje...). Natomiast kiedy przyjmuję to zdanie,
bez żadnego wielkiego mnie przekonywania, tak po prostu jako aksjomat, nic z tych rzeczy codziennych
nie znika, ale nie odbierają mi one pokoju. Cieszę się z odpoczynku, ale nie myślę tylko o nim od momentu
rozpoczęcia pracy, narzekając na ciężkie i mozolne życie. Cieszę się z nowego ubioru i z tego, że ładnie
wyglądam, ale nie jest on środkiem, by mnie podziwiano. Niepowodzenia nie stają się „końcem świata”,
wyrzutem do Boga i murem wobec innych.
...Odzienie bieli, twarz jak słońce - automatycznie kojarzy mi się z nadzieją. Po zimie, gdy
przychodzą nawet przebłyski cieplejszego powietrza i słońce wyjdzie zza chmur choćby na krótki moment,
mam wrażenie, że świat jakby stwarzany był na nowo, a z nim nasza nadzieja. W każdej mojej nadziei
jest jakaś siła, która wyzwala we mnie pokłady energii, o których bym nawet nie pomyślała, że we mnie
drzemią. W tym fragmencie Ewangelii Jezus jest dla mnie takim Słońcem, bielą, nadzieją. …Jego słuchajcie!
– mówi Ojciec. Trwa Wielki Post, choćbym chciała, to nie mogę słuchać jedynie Jezusa Chwalebnego. Skoro
On ma być moją nadzieją, to ma być nią i Jego Krzyż. Zastanawiając się nad moim życiem i obserwując
innych, dochodzę do wniosku, że centralnie w Krzyżu rodzi się nadzieja... To, co ma niszczyć, wyzwala, np.
zmęczenie rzetelnie wykonaną pracą paradoksalnie rodzi we mnie pokój i nowe siły, gdzieś na głębinach
serca jakby wschodziło Słońce i rodziła się Wiosna. Uczę się co dzień rano pokochać mój krzyż, czasem jest
to ból głowy, samotność z tym, co niepokoi, nietrafione słowo… a ostatnio złe wieści u dentysty:/ Dziwna
jest dla mnie ta logika Krzyża, przyjęty w pokorze zawsze przynosi Wiosnę, Słońce, Nadzieję i Miłość,
której nie sposób zatrzymać… Dlaczego tak? Nie wiem… ale chcę zaufać Bogu, że skoro posłał Jezusa, by
nas uratował w taki sposób, to nie ma lepszego rozwiązania, by odnaleźć szczęście.
Chwała Panu!
Agnieszka Stachera-Zając
Krąg Biblijny dla
• lubiących się spotkać, zapraszamy na wspólne przebywanie ze Słowem Bożym, w środy o godz. 19
w salce oazowej
• zagonionych lub z różnych powodów niemogących przybyć, e-mail: [email protected],
na który prosimy wysyłać swoje doświadczenie ze Słowem Bożym, którym ubogacimy się podczas
naszych spotkań.
20 Numer 91
Dla dzieci
Kochane Dzieci!
Wiosennie pozdrawiam Was wszystkich!
Nadal wraz z Jezusem przeżywamy tajemnice Jego Cierpienia i Śmierci na Krzyżu,
które przygotowują nas do radości Świąt Zmartwychwstania. Możemy po raz kolejny doświadczyć wielkości i mocy Chrystusa. Krzyż nie oznacza końca Jego misji.
Krzyż stał się znakiem naszego zbawienia i bezgranicznej miłości Boga do nas. A
wszystko dopełniło się przez Zmartwychwstanie , które daje nam nadzieję na życie
wieczne. Pragniemy trwać w tej radości i nieść każdemu człowiekowi tę nowinę, że
Jezus żyje i jest wśród nas. On pokonał śmierć, grzech, szatana i otworzył nam bramy nieba. Zobaczmy, że nawet przyroda, która budzi się do życia po zimowym śnie,
chce ogłosić Zmartwychwstanie Chrystusa, który jest Panem wszelkiego stworzenia.
Każdy z nas musi sobie uświadomić, że droga naszego życia też wiedzie przez krzyż, cierpienia i trudy, ale
na końcu jest zmartwychwstanie i wieczna radość w Niebie. Dlatego nie zniechęcajmy się trudnościami, bo
Jezus jest z nami i umacnia nas, zwłaszcza w tych najtrudniejszych chwilach. Potrzeba tylko naszej ufności
w Jego Miłosierdzie, o czym przypomina nam obchodzone w pierwszą niedzielę po Wielkanocy Święto
Bożego Miłosierdzia. Szczególnie w tym roku pamiętajmy o tym dniu, ponieważ 27 kwietnia będzie miała
miejsce kanonizacja (ogłoszenie świętym) naszego Wielkiego Rodaka i Papieża- Jana Pawła II oraz Jana
XXIII. Wypraszajmy nieustannie u miłosiernego Boga i za pośrednictwem nowych Świętych wszelkie łaski
dla nas samych, dla grzeszników, pielgrzymów przybywających do Watykanu oraz dla naszych sąsiadów
mieszkających na Ukrainie.
Kończąc, życzę, aby Jezus Zmartwychwstały błogosławił Wam, obdarzał swoją miłością, pokojem i nadzieją oraz dodawał sił do wytrwałego podążania Jego drogą.
Z Panem Bogiem!
O Edmundzie i jego siostrach ochroniarkach
( Bł. Edmund Bojanowski 1814-1871)
Ochroniarzy
widujemy
często, ale siostry ochroniarki? A jednak. Były to
siostry zakonne, które pracowały... w ochronkach.
A ochronki to były takie
domy, do których biedne
i osiero­cone dzieci przychodziły tak, jak przychodzi się do przedszkola
czy do świetlicy. Tylko, że
w czasach, kiedy żył Edmund, nie było ani świetlic, ani przedszkoli. Było
za to dużo biedy i coraz
więcej sierot, a zaborcy
coraz bezwzględniej niszczyli naród polski. I wtedy
Bóg dał naszej Ojczyźnie
człowieka opatrznościowego. Tym „serdecznie
dobrym człowiekiem" był
właśnie Edmund.
Dlaczego Bóg wybrał Edmunda? Nie wiadomo.
Urodził się w dworku
szlacheckim w Gra­bonogu,
pod zaborem pruskim.
Miał cztery lata, kiedy został cudownie uzdrowiony ze śmier­telnej choroby.
Bardzo chciał się uczyć,
ale był takim słabeuszem,
że mógł chodzić jedynie na
prywatne lekcje, a potem
tylko na niektóre wykłady
uniwersyteckie. Zebrawszy
wszystkie siły zdobył się
na nie lada wyczyn: wstąpił do seminarium duchownego. Ale cóż. Z powodu
marnego zdrowia księdzem
też nie mógł zostać. Co
zrobił? Wrócił w rodzinne
strony bez żadnego pomysłu na dalsze życie. Gorzej
niż źle, co?
Dobrze że Bóg nie przestał o nim myśleć. Mało
tego. Sprawił, że Edmund
w jednej se­
kundzie zapomniał o swoim kiepskim
Na szlaku
21
zdrowiu. Jak to się stało? Wybuchła epidemia
cholery, choroby zagrażającej życiu wielu ludzi,
a on natychmiast zabrał się do ratowania chorych. Pielęgnował ich także potem, kiedy zaraza ustała. Był takim pogotowiem ratunkowym?
Do­kładnie. Okazało się przy tym, że jest całkiem
niezłym medykiem.
Z czasem zaczął organizować ochronki. Ratowanie dzieci z biedy stało się jego życio­wym
powołaniem. Czymś dużo ważniejszym niż wymarzone studia. A że w ochronkach po­trzebne
były opiekunki, założył Zgromadzenie Sióstr
Służebniczek Niepokalanej. On, który był osobą
świecką, założył... zgromadzenie zakonne!
Miały więc już dzieci swoje siostry ochroniarki. Każdy dzień zaczynały pacierzem i pieś­nią
„Kiedy ranne wstaję zorze”, a kończyły wspólnym rachunkiem sumienia. Otrzymywały wówczas nagrodę albo karę. Najlżejszą karą było
Humor…..humor……humor
Mamo, mogę pooglądać telewizor? –pyta Jasio.
- Tak, tylko go nie włączaj.
***
Hania przygotowywała się do I Komunii Świętej. Dzień przed przyjęciem Pana Jezusa powiedziała:
- Mamusiu, jutro to ja nie będę mogła biegać.
- A dlaczego? – zapytała mama.
- No bo przecież jak się biega, to serduszko
szybciej bije, i jeszcze mi Pan Jezus wypadnie.
Kartki z rozwiązaniem
dostarczcie na furtę
do 11.04.2014.
Losowanie nagród
13.04.2014 po Mszy
świętej rodzinnej.
22 Numer 91
upomnienie, trochę cięższą zawstydzenie, a jeśli i to nie skutkowało, sięgano po... rózgę. Tak.
Siostry ochroniarki były naprawdę super świetne, ale nie pozwalały sobie wchodzić na głowę.
Edmund niczym dobry duch zjawiał się zawsze
tam, gdzie go potrzebowano. A ludzie odpowiadali miłością na jego miłość i już za życia uważali go za świętego.
Są różne rodzaje broni. Za czasów Edmunda
najskuteczniejszą bronią okazała się książ­ka.
Walczyli z nią zaborcy, wtrącali do więzienia pisarzy i poetów. Mimo to książki wędro­wały od
domu do domu, a literatura polska cieszyła się w
Europie uznaniem. A ty - czy lubisz czytać książki? A może uważasz czytanie ich za stratę czasu?
Powiem ci coś: takie myślenie podsuwa szatan
tym, którzy nie chcą się rozwijać, nie chcą być
pożytecznymi dla innych i dla swojej Ojczyzny.
***
W szkole:
-Jasiu uczyłeś się cyferek?
- Tak, proszę pani.
- No to powiedz, jaka cyfra jest po trójce?
-Cztery.
-A po siódemce?
-Osiem.
-A po dziesiątce?
-Walet.
1. Rozpoczyna Triduum Paschalne
2. Pomalowane jajka
3. Poranna Msza
w Wielką Niedzielę……….
4. Święcona w Niedzielę Palmową
5. Niesiesz w nim potrawy do święcenia
6. Może być z cukru
7. Dzień nazywany
„lany...”
8. Popielcowa ...
9. Została ustanowiona w Wielki Czwartek
Opracowanie:
Aleksandra Sądej
Oprac. Maria Michalska
Zwycięzcą konkursu
na hasło krzyżówki
z lutego została Oliwia
Skrzypek.
Przekaż 1% ze swojego podatku
na rzecz Stowarzyszenia Przyjaciół Klasztoru Braci Mniejszych Kapucynów
w Stalowej Woli –Rozwadowie „Pokój i Dobro”
Kurs „Alfa” dla młodych
Spotkanie z J. Łopuszańskim
Zuchenki i harcerki z „Leśnego Plemienia”
Modlitwa za Ukrainę
Aby przekazać 1% swego podatku należy: wypełnić rubrykę „Numer KRS” wpisując KRS Stowarzyszenia Przyjaciół Klasztoru
Braci Mniejszych Kapucynów w Stalowej Woli –Rozwadowie „Pokój i Dobro”: 0000229275
W rubryce „cel szczególny 1%” można wpisać: 1. Kultury, sztuki, ochrony dóbr kultury i tradycji. 2. Wsparcia na rzecz nauki, eduka i wychowania,, 3. Rozwoju wspólnot i społeczności lokalnej. 4. Krajoznawstwa oraz wypoczynku dzieci i młodzieży.
23
cji, oświaty
5. Upowszechniania kultury fizycznej i sportu.
Na szlaku
Rekolekcje szkolne z bp. A. Długoszem
Młodzież Franciszkańska „Tau”
br. Paweł Kaim OFMCap – do zakonu wstąpił w 2005 roku, śluby
wieczyste złożył 19 marca 2013
roku, święcenia diakonatu przyjął
18 maja 2013 roku. Po ukończeniu
studiów teologicznych, od 25 marca tegoż roku, został skierowany na
praktykę diakońską do parafii Stalowa Wola. Amatorsko interesuje
się kaligrafią, lubi biegać.
Im. 29. 06.
24 Numer 91
Fundacja „Chleb Życia”
Wręczenie odznak za zasługi dla Podkarpackiego ZPN
Seminarium wiary

Podobne dokumenty