SANTO SUBITO 27.04.2014 - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w
Transkrypt
SANTO SUBITO 27.04.2014 - Klasztor Br. Mn. Kapucynów w
Je śli SANTO SUBITO 27.04.2014 Na szlaku 1 SPIS TREŚCI Słowo na kwiecień Droga krzyżowa z papieżem Poczet gwardianów Wspomnienie o śp. o. Gracjanie Św. Agnieszka Podróże afrykańskie Czy ta ziemia jest nadal święta? Pozwoliłem się odnaleźć Jan Paweł II – droga do świętości Od poprawności do zażyłości Z życia klubu sportowego „San” Nowy wymiar filakterii Dla dzieci Fotokronika 3 4 7 9 10 11 14 16 17 18 19 20 21 23 "Na Szlaku" poleca Tyś pokruszył śmierci wrota, starł jej oścień w męki dobie I rajskiego kraj żywota otworzyłeś wiernym sobie. Drodzy Czytelnicy ! Niech Zmartwychwstanie Jezusa rozpali nasze serca tak, że będziemy umieli dzielić się miłością, niech umocni naszą wiarę tak, że staniemy się prawdziwymi świadkami Dobrej Nowiny, niech blask Jego chwały rozjaśni nasze życie i napełni nas nadzieją i prawdziwą chrześcijańską radością. Alleluja! Redakcja REDAKCJA: o. Jerzy Kiebała OFMCap., o.Jerzy Steliga OFMCap, br. Zachariasz Nycz OFMCap., o.Robet Krawiec OFMCap., Grażyna Lewandowska (redaktor naczelny), Maria Michalska, Artur Burak (redaktor techniczny),Barbara Burak(korekta) Druk: Tarczyński Paweł - Usługi introligatorskie, renowacja książek http://www.introligatorniatarczynski.pl ADRES: Klasztor Braci Mniejszych Kapucynów ul. Klasztorna 27 37-464 STALOWA WOLA tel. 015 842 03 24, wew. 21 e-mail: [email protected] , [email protected] strona internetowa: www.stalowawola.kapucyni.pl Nakład 400 Materiałów niezamówionych redakcja nie zwraca. Redakcja zastrzega sobie prawo do skracania tekstów i zmiany tytułów. 2 Numer 91 Na Szlaku 2 Kochani Parafianie i Przyjaciele naszego klasztoruPokój z Wami ! O kwietniu jest takie powiedzenie: „Kwiecień plecień wciąż przeplata: trochę zimy, trochę lata”. Często w tym miesiącu odczuwamy jeszcze trochę chłodu zimy, ale bardziej radujemy się ciepłem i ożywieniem w przyrodzie. Podobną zmienność nastrojów możemy zauważyć w liturgicznych wydarzeniach, jakie przypadają w tym miesiącu. Najpierw czas powagi, rozrachunku z Bogiem, bliźnimi i samym sobą. Czas Wielkiego Postu, czas przygotowania na PASCHĘ. Później Wielki Tydzień rozpoczynający się triumfalnym i radosnym wjazdem Chrystusa do Jerozolimy z entuzjastycznymi okrzykami tłumu: „Hosanna, Hosanna Królowi Dawidowemu.” Następnie w Wielki Czwartek umycie nóg , wieczerza i słowa Jezusa: „To czyńcie na moją pamiątkę - Daję wam pokarm na drogę do wieczności”. Po tych radosnych chwilach przychodzi tragiczny Wielki Piątek z okrzykami: „Ukrzyżuj Go !” i słowami pełnymi miłości: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Taka jest miłość Boga do człowieka. „Nikt nie ma większej miłości niż ta gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. Następuje przejmująca cisza Wielkiej Soboty. Bóg umarł? Umarła nadzieja życia wiecznego?, Śmierć zwyciężyła? Zło zapanowało nad dobrem? Nic z tych rzeczy!! Przychodzi WIELKANOC!! I rozbrzmiewa radosne: ALLELUJA!!! Jezus żyje!! ON zmartwychwstał!!. Śmierć została pokonana, ciemność rozproszona, zło i grzech straciły władzę nad człowiekiem. Dlatego ta noc nazywa się Wielką Nocą, Uroczystością nad uroczystościami, świętem nad Świętami, do którego zmierzają wszystkie inne święta lub z niego wypływają. Chrześcijaństwo jest religią zbawienia. By człowiek uwierzył, że jest zbawiony przez Boga musi zatrzymać się pod krzyżem Chrystusa. Musi też z kolei w niedzielę po szabasie stanąć wobec pustego grobu i usłyszeć tak jak owe jerozolimskie niewiasty: „Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał.” Między krzyżem a zmartwychwstaniem zawarta jest pewność, że Bóg zbawia człowieka, że go zbawia przez Chrystusa, przez Jego krzyż i zmartwychwstanie. Czy to nie jest wspaniała wiadomość? Będziemy żyć! Jezus daje nam odpowiedź na najbardziej nurtujące nas pytanie: Co dalej? Co po śmierci? Zbawiciel mówiąc: „Wykonało się” – mówi do każdego: „Będziesz żył i będziesz szczęśliwy, tylko uwierz mi! Nawet, jeśli nie rozumiesz wszystkiego do końca – to zaufaj. Nic nie stracisz.” Jego śmierć jest bezinteresowna. On nie żąda żadnych bogactw tego świata, ale tylko twego serca. Niech te wielkie wydarzenia umocnią naszą wiarę, że Chrystus UMARŁ I ZMARTWYCHWSTAŁ, że jest z nami, że towarzyszy nam na drogach ziemskiego życia. Niech nas uzdrawia, pokrzepia, obdarza pokojem i pokazuje nam drogę do spotkania z Nim w wieczności. Gwardian KWIECIEŃ W każdą środę o godz. 18.00 Msza św. zbiorowa za zmarłych. W każdą sobotę o godz. 18.00 Msza św. zbiorowa za żyjących.W każdy piątek Wielkiego Postu Droga Krzyżowa o godz. 8.30 i 17.15 – dla dorosłych; 16.30 - dla dzieci; 19.00 - dla młodzieży. Gorzkie Żale w niedziele o godz.16.00. 02.04 – 9. rocznica śmierci bł. Jana Pawła II. 03.04 - Modlitewny wieczór uwielbienia Boga o godz.19.00. 04.04 - Apel Jasnogórski po Mszy św. o godz. 18.00. 13.04 - Niedziela Palmowa /Męki Pańskiej/ poświęcenie palm na każdej Mszy św. Uroczysta Procesja z palmami o godz. 10.30 i 12.00. Msza św. dla dzieci pierwszokomunijnych i ich rodziców – godz.13.30. 17.04 - Wielki Czwartek - Eucharystia o godz. 18.00, adoracja do północy przy Ciemnicy. Imieniny br. Roberta Krawca. 18.04 - Wielki Piątek post ścisły, jutrznia o godz. 8.00. Liturgia Męki Pańskiej o godz. 18.00. Liturgia godzin o północy. Czuwanie całonocne przy Grobie Pańskim. 19.04 - Wielka Sobota - Jutrznia o godz. 8.00 Święcenie pokarmów od godz. 10.00 do 16.00 Początek Liturgii Paschalnej o godz. 21.00, zakończenie procesją rezurekcyjną. 20.04 - WIELKANOC – ZMARTWYCHWSTANIE PAŃSKIE. Msze św.: 6.00, 7.30, 9.00, 10.30, 12.00, 17.30,19.00. 21.04 - Poniedziałek Wielkanocny. Msze św.: 6.00, 7.30, 9.00, 10.30, 12.00, 17.30, 19.00. 23.04 – Imieniny br. Jerzego Kiebały i br. Jerzego Steligi. 24.04 – Imieniny br. Grzegorza Rusina. 24.04 - Msza św. dla chorych z modlitwami o uzdrowienie godz.19.00. 27.04 – 03.05 – Tydzień Miłosierdzia. 27.04 – Niedziela Miłosierdzia Bożego. Kanonizacja bł. Jana Pawła II. Msza św. Franciszkańskiego Zakonu Świeckich godz. 15.00. 28.04 – Uroczystość św. Wojciecha, patrona Polski. Na szlaku 3 Droga Krzyżowa z Papieżem Dziś w przeddzień Świąt Wielkanocnych 2014 roku chcemy powrócić myślami do tych świąt sprzed dziewięciu lat, kiedy to kończył swe życie wielki papież, nasz rodak, Jan Paweł II. Ostatnie dni jego życia zbiegły się w czasie z obchodami Triduum Paschalnego przygotowaniami do Niedzieli Miłosierdzia Bożego. Papież zmarł wieczorem w sobotę przed tym właśnie ogłoszonym przez siebie świętem. Tegoroczne święta i Niedziela Miłosierdzia znowu będą związane z Janem Pawłem II, ponieważ w niedzielę Miłosierdżia zostanie on ogłoszony świętym. Trzeba więc powrócić do jego życia i nauczania, by mogły być dla nas przykładem do naśladowania. Nie jest takie łatwe podsumowanie tego pontyfikatu- trwał prawie 27 lat, a był bardzo zróżnicowany, bogaty. Wypełniały go liczne podróżepielgrzymki po całym świecie, spotkania z ludźmi, wydawane encykliki, a także poezje, zamach i jego następstwa- choroby i cierpienie, wreszcie ostatnia choroba i droga do Domu Ojca, której towarzyszyły miliony ludzi na całym świecie. Tych, którzy byli świadkami tego życia i pontyfikatu, uderzał jednak fakt silnego zjednoczenia papieża z Chrystusem. Doskonale uosabiał słowa św. Pawła: „Już nie żyję ja, lecz żyje we mnie Chrystus”. Dlatego przejdźmy teraz Drogę Krzyżową naszego Zbawiciela, rozmyślając nad faktami z życia Jana Pawła II, które nawiązują do poszczególnych stacji tej drogi i świadczą o szczególnym zjednoczeniu z Bogiem. I. Pan Jezus na śmierć skazany Wiele momentów w życiu Karola Wojtyły wiązało się z koniecznością rezygnowania z tego, co najbardziej kochał. Pierwszym takim wydarzeniem była utrata matki tuż przed I Komunią Świętą. Mama, prowadząc wózek, zawsze mówiła zaglądającym do niego sąsiadkom: „Mój Lolek wyrośnie na wielkiego człowieka!” Nie pomyliła się, ale niestety nie mogła cieszyć się synem długo. Na szczęście Lolek miał kochającego ojca i starszego o 14 lat brata Edmunda, który był dla niego prawdziwym wzorem. Traci go jednak w wieku 12 lat i jest to ogromny cios. Kolejny spada na niego, kiedy umiera ojciec. Dwudziestoletni Karol zostaje zupełnie sam, bez wsparcia w okropnym czasie wojny. Rodziny brakowało mu przez całe życie. Szczególnych więzi rodzinnych szukał więc wśród przyjaciół. Z tymi, z którymi łączyły go głębokie i mocne relacje, spotykał się do końca swojego życia, zwłaszcza w czasie świąt czy urlopów. Kolejną rzeczą, z której przyszło zrezygnować Karolowi Wojtyle, było marzenie o aktorstwie. Był nim naprawdę zafascynowany – grał w teatrze, studiował polonistykę. Wszyscy mówili, że miał niezwykły talent. Jednak Karol dostał od Pana Jezusa zaproszenie do kapłaństwa, chociaż początkowo mu się opierał. Decyzja o wstąpieniu do seminarium nie była łatwa, a nastąpiła po utracie ojca. I tak pozbawiony wszystkiego, co wiązało go z ziemią, kiedy na śmierć zostały skazane wszystkie jego ziemskie miłości, mógł Karol zacząć życie tylko dla Boga i Nieba. II. Pan Jezus bierze krzyż na swe ramiona Droga, którą wybrał Karol Wojtyły nie była prosta 4 Numer 91 i szeroka, bo do nieba prowadzą tylko te kręte i wąskie. Wstąpienie do seminarium wiązało się z koniecznością konspiracji, klerykom groziła śmierć ze strony Niemców. Aby uniknąć wywiezienia na roboty do Niemiec, Karol musi podjąć bardzo ciężką pracę w kamieniołomach, a potem w zakładach produkujących sodę Solvay. W tym okresie często nie miał co jeść i w co się ubrać. Do seminarium przybył w koszuli, wełnianych spodniach i drewniakach na nogach. Towarzysze pracy w kamieniołomach często kryli go, by mógł uczyć się, bo często pracował z książką w ręce. Lata młodości i studiów zostały przysłonięte dramatem wojny i walką o przeżycie. III. krzyżem Pierwszy upadek Pana Jezusa pod Krzyż, który przyszło dźwigać Ojcu św., był ciężki i nieraz przyszło mu pod jego ciężarem upadać. Mocno odczuwał ciężar odpowiedzialności, jaka wiąże się z kapłaństwem. Wiedział, że nieść to brzemię może tylko w łączności z Chrystusem, dlatego często widziano go jak nocami modlił się, leżąc krzyżem przed tabernakulum. Czynił to dopóki tylko pozwalał mu na to stan zdrowia. Lecz te upadki pod krzyżem nie były oznaką słabości, one czyniły go mocnym. Tak wypraszał największe łaski dla swej posługi, dla ludzi, z którymi się zetknął i dla całego Kościoła. IV. Spotkanie z Matką Był Ktoś, kto pomagał Ojcu Świętemu dźwigać jego krzyż – była nią Matka Zbawiciela. Gdy w dzieciństwie stracił swoją, to jej właśnie powierzył swe życie. Kiedy przychodził na świat, przez okno sali szpitalnej dochodził dźwięk litanii loretańskiej śpiewanej w pobliskim kościele. Jako chłopiec zawsze miał przy sobie różaniec owinięty na ręce. Nigdy, nawet podczas pobytu w szpitalu, nie ściągnął z szyi szkaplerza karmelitańskiego. Na cześć Maryi chciał, aby jego biskupi herb nosił motto „Totus Tuus” (Cały Twój). Mówił, że musimy służyć Bogu tak, jak to robiła Maryja, całkowicie mu oddani. Przyjaciel papieża ujawnił, że kiedy Karol Wojtyła, objął godność arcybiskupa Krakowa, zastał prawie puste seminarium. Zmartwiony złożył ślub Maryi, że odbędzie tyle pielgrzymek do sanktuariów maryjnych, ile co roku da mu powołań do seminariów. Niespodziewanie kleryków zaczęło przybywać – gdy Karol Wojtyła opuszczał Kraków po wyborze na papieża, było ich 400. Zawsze mówił, że Maryi zawdzięcza wszystko, począwszy od powołania kapłańskiego i wyboru na głowę kościoła, na uratowaniu życia w czasie śmiertelnego zamachu skończywszy. Zmarł, kiedy odmawiano Apel Jasnogórski – Maryja zaprowadziła swojego ukochanego Syna przed tron Boga. V. Szymon Cyrenejczyk pomaga dźwigać krzyż Panu Jezusowi Nikt tak jak Jan Paweł II nie zasługuje na miano Cyrenejczyka pomagającego dźwigać krzyż cierpienia bliźniemu. Ogromnie dużo zawdzięczają mu przede wszystkim Polacy. Jego wybór na stolicę Piotrową przyniósł rodakom nadzieję na wyzwolenie z komunizmu. Nie zawiedli się. Już w czasie swej I pielgrzymki do ojczyzny w czerwcu 1979r. papież dał do zrozumienia, że nie pozostawi Polski swojemu losowi. Odtąd władze komunistyczne, podejmując jakiekolwiek działania, musiały pamiętać, że mają najsroższego sędziego w osobie papieża. Upadek reżimu w Polsce i Europie jest w ogromnej mierze zasługą działań Jana Pawła II. Dzięki tym działaniom wszystko mogło się odbyć prawie bez rozlewu krwi, na czym papieżowi bardzo zależało. Jednocześnie nie pozwalał, by to jemu przypisywać całą zasługę. Jan Paweł II wykazywał się ogromną odwagą i bezkompromisowością w podejmowaniu decyzji o pielgrzymkach do miejsc, w których toczyły się konflikty. Często narażał życie, by być wszędzie, gdzie zwykli ludzie potrzebowali wsparcia głowy kościoła. VI. Weronika ociera twarz Panu Jezusowi Jan Paweł II był niezwykle wrażliwy na cierpienie ludzkie. Chorym dodawał otuchy nie tylko pisząc do nich listy apostolskie, w których wskazywał na ogromną wartość cierpienia, ale także spotykając się z nimi. Organizatorzy jego pielgrzymek wiedzieli, że nie należy umieszczać zbyt wielu chorych i kalekich ludzi blisko ołtarza, bo po skończonej Mszy papież ze wszystkimi się przywita, wielu ucałuje, z wieloma porozmawia i w ten sposób całkowicie zaburzy dalszy plan wizyty. Mówił: „Przy chorych nigdy nie należy się spieszyć”. Już na początku jego pontyfikatu sensację wzbudziła decyzja, by dzień po elekcji udać się do szpitala i odwiedzić sparaliżowanego przyjaciela. Całym sercem popierał działalność Matki Teresy z Kalkuty. Znamy poruszające zdjęcia, na których Ojciec św., będąc w jednym z jej przytułków w Dheli, sam karmił umierających nędzarzy, albo odwiedza slumsy w Meksyku i Brazylii. Kiedyś bardzo poruszony ogromną biedą jednej z rodzin, ściągnął swój złoty pierścień i dał matce dzieci, które tłoczyły się wokół niego. Była to w tym momencie najcenniejsza rzecz, jaką posiadał. Był nieprzejednany w potępianiu aborcji, bo cierpienie dzieci uważał za największe zło. Ten rys duchowości Ojca św. także należy wiązać z oddaniem Jezusowi. To Jego twarz widział w każdym cierpiącym, to Jego poranioną twarz ocierał jak Weronika swą chustą. VII. krzyżem Drugi upadek Pana Jezusa pod Tak jak upadki Pana Jezusa nie oznaczały jego klęski, tak wielkie trudności, których doświadczał Ojciec Święty nie były oznaką jego słabości, a jeszcze bardziej pokazywały heroizm i całkowite jego zawierzenie się Bogu. Niemniej jednak tych trudnych chwil było w życiu JPII bardzo wiele i często wręcz przygniatały go one do ziemi. Dlatego zawsze tak bardzo, szczególnie rodaków, prosił o modlitwę. Mówił, że bez tej modlitwy niewiele będzie mógł osiągnąć. Niemal od początku swej pracy kapłańskiej był pilnie obserwowany przez komunistyczne Służby Bezpieczeństwa, nieustannie go śledzono, podsłuchiwano, otaczano tajnymi agentami, którzy udawali przyjaciół. To zainteresowanie SB jego osobą wzrastało wraz z coraz wyższymi funkcjami kościelnymi, które obejmował. Z czasem stał się najbardziej niebezpiecznym przeciwnikiem reżimu komunistycznego. Ze wszystkich sił starano się mu przeszkodzić w jego działalności. Starania te z czasem doprowadziły do zorganizowania zamachu na życie papieża. VIII. Pan Jezus upomina płaczące niewiasty Ojciec Święty mimo ogromnej wrażliwości, miłosierdzia i poczucia humoru nie był człowiekiem dobrodusznym, który zawsze do wszystkich się uśmiecha i mówi tylko miłe słowa. Potrafił ostro skarcić źle postępujących duchownych, nawet przywódców państw, potrafił uderzyć pięścią w stół podczas dyskusji z opornymi współpracownikami. Napominał wiernych w licznych encyklikach, przypominał przykazania Boże. Mimo zdawania sobie sprawy z ryzyka zamachu, pojawiał się niezabezpieczony wśród tłumu. Mówił ze spokojem: „Chcieliby, bym włożył kamizelkę kuloodporną, abym był zawsze bezpieczny. Jednak pasterz musi zawsze stać wśród swoich owiec, nawet za cenę swojego życia”. Po zamachu na swoje życie na sercu leżała mu przede wszystkim duchowa strona przeżytego dramatu. Dlatego publicznie przebaczył Ali Agcy i opowiadał się za możliwością ułaskawienia go. Długo w cztery oczy rozmawiał z terrorystą, a potem powiedział: „Spotkaliśmy się jako ludzie i jako bracia”. Dla całego świata ogarniętego różnymi wojnami i konfliktami było to bardzo mocne napomnienie oraz lekcja pokoju i pojednania. IX. krzyżem Trzeci upadek Pana Jezusa pod Brzemię papiestwa bardzo mocno uwierało ramiona Ojca Świętego. Od początku zdawał sobie z tego sprawę, co wyraził po konklawe słowami: „W posłuszeństwie wiary (…) świadom wszelkich trudności – przyjmuję”. Jedną z bardziej dotkliwych boleści, jakie odczuwał w ciągu swego pontyfikatu, były ostre głosy krytyki, jakie w świecie często budziły jego pielgrzymki. Atakowano go w prasie, że jego podróże są droższe od tych zorganizowanych przez królową Anglii. Rozgoryczony papież mówił: „Wierzę, że podróże papieża muszą kosztować więcej (…). Papież niesie nowinę o Zbawieniu, a Zbawienie kosztowało niewspółmierną cenę, całą krew Chrystusa”. Te wszystkie podróże JPII tak bardzo męczące, zwłaszcza, kiedy był już stary i chory, przyniosły światu, mimo jego krytyki, tak bardzo wiele dobra. Umożliwiły milionom osób, które nigdy nie mogłyby sobie pozwolić na przyjazd do Watykanu, zobaczenie z bliska Papieża i wysłuchanie Jego słów. Ojciec Święty mówił: „Jeżeli świat nie przyjedzie do Rzymu, Rzym wyruszy na spotkanie świata”. X. Pan Jezus z szat obnażony Tak jak Chrystus pozbawiony był szat przed ukrzyżowaniem, tak i Ojciec Święty w miarę upływu lat był ogołocony ze wszystkiego, co ludzkie, co wiąże się z ciałem. Objęcie tronu Piotrowego wiązało się z rezygnacją z tego, co sprawiało mu ogromną radość: pieszych wędrówek po górach, jazdy na nartach, spływów kajakowych. A potem, gdy przyszła choroba i starość, on sportowiec, musiał używać laski, a następnie wózka. Bardzo ciężko było mu się z tym Na szlaku 5 pogodzić. Jednak Jan Paweł II z tej swej słabości umiał uczynić siłę. Tak powiedział: „Teraz już wszystko mnie boli, ale tak musi być (…). Napisałem wiele encyklik i listów apostolskich, jednak zdaję sobie sprawę, że tylko przez moje cierpienie mogę bardziej pomagać ludzkości”. Bardzo często spędzał noc, leżąc krzyżem na gołej ziemi. Przy tym tak układał pościel na łóżku, żeby domownicy myśleli, że pod nią spał. Czasem po bardzo męczącym dniu mówił, że idzie odpocząć, a potem znajdowano go w nocy modlącego się krzyżem na podłodze w kaplicy. Niestety byli ludzie, którzy wytykali papieżowi jego słabość, wiek, niedołęstwo, chcieli, by zrezygnował z urzędu. On jednak uczył nas, jak swe cierpienia włączać w zbawcze cierpienia Chrystusa. XI. Przybicie Pana Jezusa do krzyża 12 maja 1981r., dzień przed zamachem na jego życie papież odwiedził watykańskie centrum medyczne. Kropiąc wodą święconą nowo zakupioną karetkę, powiedział: „Błogosławię również pierwszego pacjenta, który będzie wieziony tym ambulansem”. 24 godziny później to właśnie Ojciec Św. był tym pierwszym pacjentem. Od tego momentu rozpoczęła się jego prawdziwa kalwaria, w której pociechą była świadomość otrzymania ponownego daru życia, by móc poświęcić je dla dobra ludzkości. Od samego początku był przekonany, że uratowała go Maryja. Mówił z przekonaniem: „Ona czuwała nad tym wszystkim. Totus Tuus.” XII. Śmierć Pana Jezusa Umieranie Jana Pawła II zbiegło się w czasie z obchodami Triduum Paschalnego, rozpamiętywaniem męki Pana Jezusa. Jedna z sióstr czuwająca przy papieżu w ostatnich dniach wspomina, że codziennie rozmyślał nad śmiercią Chrystusa. Niemożność wypowiedzenia błogosławieństwa „Urbi et orbi” w Niedzielę Wielkanocną była dla niego ogromnym ciosem. Oddalając się od okna, szeptał:, „Jeżeli nie mogę już wypełniać swej posługi duszpasterskiej, przebywać z ludźmi, celebrować Mszy św., lepiej chyba bym umarł, ale niech stanie się wola Twoja, Totus Tuus”. W ostatnich dniach i godzinach modlitwą towarzyszyły mu miliony ludzi na całym świecie, tysiące na Placu Św. Piotra odprowadzały go do Domu Ojca. W pamięci pozostanie nam obraz, jak w Wielki Piątek, w czasie drogi krzyżowej przytulał się całym ciałem do krzyża. Jednemu z kardynałów, który odradzał mu wysiłek, powiedział: „Jezus nie zszedł z krzyża, dlaczego ja miałbym z niego zejść?”. Pozostawił nam nadzwyczajne świadectwo życia i śmierci, które doskonale opisują słowa św. Pawła: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem”. XIII. Pan Jezus zdjęty z krzyża Pontyfikat Jana Pawła II był pontyfikatem cierpienia. Począwszy od zamachu w 1981r., spędził w klinice Gemelli 164 dni. Określał ją nawet humorystycznie Watykanem nr3. Każdy ból stanowił dla niego okazję do medytacji: „Pytam się siebie, co chce mi powiedzieć Bóg przez to cierpienie (…). Chciałbym podziękować za ten dar, zrozumiałem, że był to dar konieczny (…). Papież musiał cierpieć”. Z całą mocą 6 Numer 91 podkreślał zbawczą moc cierpienia. Łączył je zawsze z modlitwą, której towarzyszyło prawdziwe uczucie miłości do bliźniego. Podczas audiencji generalnych, w czasie przedstawiania grup uczestników, modlił się za każdą z nich. W ten sam sposób, w trakcie spotkań z tłumami gromadzącymi się w czasie podróży apostolskich, jego usta poruszały się nieprzerwanie w cichej modlitwie. Widać to na ujęciach telewizyjnych. Modlitwa ta przyniosła wielkie owoce. Po śmierci papieża setki tysięcy ludzi gromadziły się na wspólnej modlitwie za Ojca Świętego i do niego. Teraz odpłacali za jego modlitwy. Wielu ludzi nawróciło się, wielu wyspowiadało się po latach, wielu postanowiło radykalnie zmienić swoje życie. Przez wiele dni mogliśmy zaobserwować niezwykłą solidarność wśród ludzi, zwykłe codzienne sprawy, polityka, ekonomia zostały odsunięte na dalszy plan. W tej atmosferze ciszy i skupienia człowiek pokazał swe dobro i piękno, był to prawdziwy dar wyproszony u Boga przez naszego Papieża. XIV. Złożenie Pana Jezusa do grobu Z Mszy pogrzebowej Ojca Świętego zostaną zapamiętane dwa wydarzenia. Pierwsze jest związane z Ewangelią rozłożoną na papieskiej trumnie. Na szczycie schodów, tam gdzie stała trumna, wiał bardzo silny wiatr. Przez większość Mszy gwałtownie wertował karty świętej księgi, by w pewnym momencie symbolicznie ją zamknąć, bo zakończone życie Papieża było jak ta księga. Trzeba dodać, że niżej, tam gdzie stali wierni, było zupełnie spokojnie i bezwietrznie. Mniej znany jest fakt, że w tym samym momencie w Meksyku, gdzie bardzo kochano Ojca Swiętego, na jego tronie z ustawionym portretem usiadł gołąb. Bardzo silne wrażenie na wszystkich uczestnikach pogrzebu Papieża zrobiły nieustanne okrzyki wiernych i transparenty z napisem: „Santo Subito”, które oznaczały, że wszyscy uznają zmarłego za świętego i żądają, aby natychmiast go takim ogłosić. Według tradycji, „głos ludu jest głosem Boga” (vox populi, vox Dei). Kościół mógł ogłosić JPII od razu świętym, ale nowy papież zdecydował, aby przeprowadzić normalny, choć przyspieszony proces. Chciał, aby w czasie tego procesu dokładnie przebadać życie zmarłego po to, by mogły zostać ujawnione nieznane aspekty jego świętości, które będą świadectwem i przykładem dla wielu ludzi. XV. Zmartwychwstanie Niemal natychmiast po śmierci Ojca Świętego zaczęto się modlić o różne łaski za jego wstawiennictwem. Dziś świadectwa tych wyproszonych łask są zebrane w opasłe tomy świadczące w procesie beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym. Dzięki męce i zmartwychwstaniu Pana Jezusa, który pokonał śmierć, wierzymy, że Jan Paweł II żyje w Domu Ojca oraz nieustannie wstawia się za Polską i Polakami oraz całym Kościołem do Boga. Barbara Burak Historia POCZET GWARDIANÓW KONWENTU ROZWADOWSKIEGO (50) Latawiec Jan, w zakonie o. Antoni, urodził się 26 IX 1881 roku w Wysokiej, koło Suchej jako syn Wojciecha i Katarzyny Kozak. Do kapucynów prowincji galicyjskiej wstąpił 20 IX 1900 roku w Sędziszowie. Śluby proste złożył 24 X 1901 roku w Krakowie, uroczyste 31 X 1904. Po ukończeniu studium filozofii i teologii u franciszkanów w Krakowie otrzymał święcenia kapłańskie dnia 8 VII 1906 roku. Pierwszą jego placówką był Sędziszów, pracował tam w latach 1906— 1912 jako wicemistrz nowicjatu. Kronikarz sędziszowski zapisał w roku 1906: Na Matkę Bożą Anielską celebrował nowo wyświęcony nasz Kapłan O. Antoni. Święcenia otrzymał 8 lipca. Z dalszej lektury tamtejszej kroniki wynika, iż prawie cały 1906 rok przebywał w Trzcianie w celu pomocy tamtejszemu proboszczowi. Od 1907 roku, jak już w s p o m n i a ł a m , powierzono mu posługę wicemagistra nowicjatu. Kolejną placówką było Krosno (1912 – 1913), a potem Lwów (Zamarstynów, 1913 – 1921) gdzie posługiwał jako katecheta. W latach 1921 – 1924 przebywał i pracował w Krakowie jako gwardian i prefekt kleryków. W roku 1924 przybył do Rozwadowa i przez trzy lata sprawował funkcję wikarego konwentu, a następnie na kolejne trzy lata (1927—1930) wyjechał do Lwowa, gdzie znów posługiwał jako katecheta szkół. W roku 1930 powrócił do Rozwadowa, gdzie przejął funkcję gwardiana i dyrektora III zakonu, jednak po okresie półtorarocznym zrezygnował z funkcji przełożonego, pozostając wikarym. W tutejszej wspólnocie o. Antoni pracował przez wiele lat, aż do roku 1939, dzieląc zarząd z o. Gerardem Ryszem. I tak w latach 1933—1936 był wikarym, a w latach 1936—1939 gwardianem i dyrektorem Kolegium Serafickiego. Kronikarz zanotował pod datą 22 lipca 1936 roku, że przełożonym klasztoru w miejsce o. Gerarda został o. Antoni. Kroniki z tego okresu, aczkolwiek systematyczne, nie zawierają zbyt dużo informacji poza tym, gdzie który ojciec wyjeżdżał z posługą duszpasterską. Jednak na zakończenie 1938 roku umieszczono krótkie podsumowanie, w którym odnotowano, czego dokonał gwardian w minionym roku. I tak: w zabudowaniach gospodarczych dokonano zmian, drobnych remontów i przebudówek. Wymieniono okna w kościele, chórze zakonnym i jednej celi. Zbudowano nowe piece kaflowe w chorze i zakrystii, ponadto zakupiono trochę bielizny ołtarzowej, szat i naczyń liturgicznych. Zapisano też, że zakupiono statuę św. Józefa na ołtarz. W obrębie klasztoru wykonano tez prace związane z odprowadzeniem brudnej wody z kuchni i zabezpieczono kanały kloaczne. Ciekawym zapisem jest treść umowy między klasztorem a ks. Ziemiańskim w sprawie opuszczenia pomieszczeń klasztornych do końca sierpnia 1939 roku. 24 czerwca 1939 roku zarząd konwentem rozwadowskim przejął ponownie o. Gerard, a o. Antoni przeniesiony został do Krosna, gdzie także objął funkcje gwardiana. Przebywał tam do roku 1950, przez pierwsze trzy lata jako gwardian, a potem jako wikary. W roku 1950 przeniesiony został do Krakowa, gdzie opiekował się biblioteką. Pozostał tam już do końca życia. Zmarł 1 marca 1961 roku w Krakowie o godzinie 16.52 na zapalenie płuc. Pochowany został na cmentarzu Rakowickim, w grobowcu kapucyńskim. Przeżył 79 lat, w zakonie 60, w kapłaństwie 54. Kronikarz rozwadowski zapisał: Umarł w Krakowie najstarszy kapłan naszej prowincji, o. Antoni Latawiec, zawsze uprzejmy, miły i bardzo kulturalny w stosunku do drugich. Wieczne odpoczywanie racz mu dać, Panie… Grażyna Lewandowska Na szlaku 7 Historia "Kryształowe Serce" dla kapucynów Wspólnota Braci Mniejszych Kapucynów w Stalowej Woli-Rozwadowie otrzymała nagrodę w kategorii „Instytucja Publiczna” za szczególnie zaangażowanie się w sprawy kultury i sportu w powiecie stalowowolskim. Wręczenie wyróżnienia odbyło się w Miejskim Domu Kultury w Stalowej Woli z okazji Powiatowego Dnia Animatora Kultury i Sportu. W uzasadnieniu podano, że klasztor w Rozwadowie „jest znaczącym ośrodkiem życia kulturalnego i sportowego w naszym mieście. Bracia Kapucyni od lat znakomicie animują mieszkańców powiatu stalowowolskiego do wielu wspólnych działań”.Wspólnota klasztorna wspiera działania licznych organizacji i ruchów społeczno-kulturalnych: Związek Harcerstwa Rzeczypospolitej "Leśne Plemię", Scholę Dziecięcą "Franusie", Scholę Młodzieżową, Klub Seniora "Promyk", Świetlicę Środowiskową "Promyczek", Stowarzyszenie "Pokój i Dobro", Ściankę Wspinaczkową "Aniołów Stróżów", Kawiarenkę "Przystań", Parafialny Klub Sportowy "San". Organizowane są także pikniki charytatywne (odbyło się już XIII edycji), Międzynarodowy Festiwal Muzyczny (mający na koncie już 23. edycję), cykle wykładów na tematy społeczno-polityczne, niekonwencjonalne zajęcia skupione wokół zagadnień dotyczących życia człowieka. - Atmosfera otwartości i bezinteresownej życzliwości pozwala braciom kapucynom przełamywać bariery emocjonalne w kontaktach z ludźmi. W codziennej pracy kierują się słowami: "Nie martw się o jutro, myśl, by być dobrym już dziś". To wszystko jest jasne i godne naśladowania, ale i najwyższego uznania - podkreślano podczas spotkania. Ks. Tomasz Lis za Gość Niedzielny http://sandomierz.gosc.pl myśli... sentencje... Wszystko przemija!... Pod wieczór życia tylko miłość zostanie… Należy wszystko czynić z miłości: trzeba zapominać o sobie bez przerwy, dobry Bóg kocha w takim stopniu, w jakim my o sobie zapominamy… Ach! Gdybym to zawsze czyniła! bł. s. Elżbieta Catez „Wielka” świętość polega na wypełnianiu „małych” obowiązków. św. Escriva de Balaguer Miłość do krzyża była zawsze cechą wyróżniającą dusze wybrane; a że te dusze były przytłoczone krzyżem, to tylko wyróżniający znak szczególnej miłości Ojca niebieskiego względem nich. Nasz seraficki Franciszek dobrze rozumiał, że bez miłości krzyża nie można uczynić większego kroku w chrześcijańskiej doskonałości. Dlatego w jego duszy zawsze była wyryta męka i śmierć Pańska, a także całe śmiertelne życie Syna Bożego, który stał się człowiekiem. Jako owoc nieustannej medytacji zrodziła się w jego sercu miłość do cierpienia, które zdawało się nie mieć granic. Dość często Franciszek porwany w ekstazie miłości wołał: „Oczekuję tak wielkiego dobra, że jakiekolwiek cierpienie jest mi wprost miłe”. Pokażmy więc, że jesteśmy godnymi dziećmi tak wielkiego ojca Franciszka. Również i nas Jezus zaprasza, byśmy szli na Kalwarię z Nim. Nie odmawiajmy Mu tego. Wstępowanie na bolesną górę razem z Jezusem przemieni się w słodycz. o. Pio Pan wie lepiej, co robi, niż my wiemy, co chcemy. św. Teresa od Dz. Jezus Być radosnym, dobrze czynić i wróblom pozwolić ćwierkać- to najlepsza filozofia. Uprzejme spojrzenie i uśmiech znaczą często więcej, niż udana rozmowa. św. Jan Bosko kard. St. Wyszyński Cierpienie z miłością znoszone to najskuteczniejsze apostolstwo, najcudowniejsza modlitwa, najwspanialszy hymn miłości. św. Urszula Ledóchowska Nie lękaj się- powtarza mi wiele razy Jezus- ześlę na ciebie cierpienie, ale dam ci też siły. Pragnę, by twoja dusza przez codzienne duchowe męczeństwo została oczyszczona i poddana próbie. Nie lękaj się tego, że ja dopuszczam, by szatan cię dręczył, byś odczuwał niesmak życia na świecie, byś doznawał udręk nawet od osób ci najdroższych. Nic nie zdoła pokonać tych, którzy jęczą pod brzemieniem krzyża, który Ja przygotowałem, a czynią to wszystko dla mojej miłości, bo Ja ich wspieram. Ileż to razy- powiedział mi wcześniej Jezus- byłbyś mnie opuścił, mój synu, gdybym cię nie ukrzyżował. Pod krzyżem człowiek uczy się miłości, a Ja go daję nie wszystkim, ale tylko tym, którzy są mi bardzo drodzy. o. Pio opr.Zachariasz Nycz OFMCap. 8 Numer 91 Kościół Śp. Gracjan Franciszek Majka, kapucyn (1937-2014) Kiedy w niedzielę 23 lutego 2014 roku parę chwil po południowej modlitwie Anioł Pański, o. Gracjan Majka, kapucyn od lat związany z klasztorem krakowskim, odszedł do Pana, wieść o tym fakcie wydała się wręcz niewiarygodna. Przecież jeszcze tego samego dnia miał głosić konferencję dla czcicieli św. Ojca Pio z okazji 30. rocznicy powstania Grupy Modlitwy Ojca Pio przy klasztorze krakowskim. Przygotowywał się do niej od dłuższego czasu i bardzo przeżywał fakt, że ponownie stanie wobec braci i sióstr żyjących duchowością Stygmatyka z Gargano. Ze względu na chorobę, która od dłuższego czasu wyniszczała jego organizm, w ostatnich latach o. Gracjan wycofał się z posługi duszpasterskiej, aczkolwiek ciągle pozostawał bardzo aktywny jako pisarz, przygotowując z wielkim zaangażowaniem kolejne publikacje na temat św. ojca Pio. Temu wyjątkowemu świętemu o. Gracjan Majka poświęcił kilkadziesiąt lat swojego życia. I chociaż przez niespełna 77 lat swojego życia dokonał wiele dobra dla Kościoła i dla Zakonu Kapucynów, to jednak do historii przejdzie głównie jako wyjątkowy popularyzator osoby św. ojca Pio oraz animator czcicieli Stygmatyka. Ojciec Gracjan Majka urodził się 08.06.1937 roku w Wolicy Piaskowej niedaleko Sędziszowa Małopolskiego. Jego rodzice nadali mu na chrzcie imię Franciszek. W roku 1953 rozpoczął nowicjat zakonny w klasztorze kapucynów w Sędziszowie Małopolskim otrzymując imię zakonne Gracjan. Rok później, 2.09.1954 roku, złożył pierwszą profesję zakonną, a 9.06.1958 roku śluby wieczyste. Cztery lata później, 22.09.1962 roku w kościele OO. Karmelitów Bosych w Krakowie przyjął święcenia kapłańskie z rąk ks. bp. Juliana Groblickiego. Formację teologiczną ukończył w czerwcu 1963 roku w Studium Teologicznym OO. Kapucynów w Rozwadowie, po czym został skierowany do Krakowa, gdzie podjął posługę pośród dzieci i młodzieży jako katecheta. W październiku 1964 roku przełożeni zakonni oddelegowali o. Gracjana na dalsze studia w Sekcji Liturgiki Pastoralnej na Wydziale Teologii KUL, które ukończył w 1967 roku z tytułem magistra teologii. Z Lublina znów trafił do Rozwadowa, gdzie został mianowany wikarym klasztoru oraz wicemagistrem nowicjuszy. Po roku skierowano go do posługi duszpasterskiej w parafii we Wrocławiu, gdzie mianowano go wikarym domu i parafii, katechetą klas VIII-XII, a także opiekunem ministrantów. W sierpniu 1970 roku przeniesiono go do Krakowa, gdzie czekała na niego nominacja na dyrektora kleryków seminarium kapucyńskiego. Obradująca w sierpniu 1973 roku kapituła prowincji krakowskiej kapucynów wybrała o. Gracjana prowincjałem. Posługę tę pełnił przez dwie kolejne kadencje aż do czerwca 1979 roku. Przez kolejne lata z wielką gorliwością oddawał się posłudze rekolekcyjnej i spowiedniczej. Angażował się w formację młodych pokoleń kapucynów, cały czas prowadząc wykłady oraz czynnie uczestnicząc w pracach Prowincjalnej Rady Formacji, której był też prefektem. Wielokrotnie był asystentem Franciszkańskiego Zakonu Świeckich. Jednakże jego wielką pasją był św. Ojciec Pio. Opracowane przez o. Gracjana pierwsze życiorysy Stygmatyka, wydawane pod koniec lat 70. na powielaczu, były wręcz rozchwytywane. W roku 1981 ukazała się drukiem pierwsza publikacja o. Gracjana zatytułowana „Na drodze do Boga”. Po niej nastąpiły kolejne. Przede wszystkim obszerne opracowanie „Z Chrystusem przybity do krzyża”. Ponadto o. Gracjan był autorem wielu modlitewników, zbiorów nabożeństw, adoracji. Do ostatniej chwili życia pozostał bardzo twórczy i aktywny. Dopóki zdrowie mu na to pozwalało, bardzo chętnie pielgrzymował z grupami wiernych czcicieli zarówno do sanktuariów polskich, jak i zagranicznych. Kochał ludzi i Kościół. Był cierpliwym spowiednikiem. Solidnym kapłanem. Gorliwym zakonnikiem. Jego śmierć, która zastała go w klasztornej celi na modlitwie z braćmi, w niedzielę, w dniu zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, w dniu poświęconym też czci św. ojca Pio (23 dzień miesiąca), na parę chwil przed głoszeniem konferencji duchowej do czcicieli Stygmatyka, pozostaje dla nas – jego współbraci znakiem nadziei, a zarazem pięknym zwieńczeniem zakonnego i kapłańskiego życia śp. o. Gracjana Majki. Niech w jego drodze na spotkanie z Panem Życia towarzyszy mu nasza modlitwa i wdzięczna pamięć. br. Jacek Waligóra OFMCap. Minister Prowincjalny (wykorzystano tekst z internetowej strony Prowincji Krakowskiej Kapucynów ) Na szlaku 9 Święci Św. Agnieszka Agnieszka, męczennica rzymska, była jedną z najbardziej popularnych świętych czczonych w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Piszą o niej św. Ambroży, św. Hieronim, papież św. Damazy, papież św. Grzegorz I Wielki i wielu innych. W e d ł u g tradycji, zginęła w wieku 12 lub 13 lat, broniąc dziewictwa, k t ó r e ślubowała Jezusowi Chrystusowi. Stało się to w 304 lub 305 roku. Niewiele wiemy o jej życiu. Legendarne przekazy mówią, że urodziła się w Rzymie około 291 r. w zamożnej rodzinie. R o d z i c e Agnieszki byli chrześcijanami i wychowali ją zgodnie z zasadami wiary. Niezwykła uroda dziewczyny sprawiła, że wielu młodzieńców starało się o jej rękę. Jednym z nich był Semproniusz, syn prefekta miasta. Kiedy jednak złożył jej propozycję małżeństwa, Agnieszka odmówiła, mówiąc, że jest już poślubiona niebieskiemu Oblubieńcowi. Wówczas jego ojciec bardzo się rozgniewał i polecił torturami zmusić Agnieszkę do wyrzeczenia się wiary. Dziewczyna pozostała jednak nieugięta. Legenda głosi, że kazano ją wtrącić do domu rozpusty; Pan Bóg nie opuścił jej jednak. Za sprawą cudu jej piękne włosy wyrosły nagle tak długie, że osłoniły jej ciało jak suknią, a wszyscy ci, którzy usiłowali pozbawić ją niewinności zostali 10 Numer 91 oślepieni. Później została rzucona w ogień, ale wyszła z płomieni nietknięta. Skazano ją wówczas na ścięcie. Św. Ambroży mówi: „Udała się na miejsce kaźni szczęśliwsza niż inne, które szły na swój ślub”. Wśród powszechnego płaczu ścięto jej głowę. Poszła na spotkanie Nieśmiertelnego m a ł ż o n k a , którego ukochała bardziej niż życie. Pochowano ją w rzymskich katakumbach przy Via Nomentana. Już w IV wieku wystawiono tam kościół św. Agnieszki Za Murami. Później w miejscu śmierci Świętej powstał jeszcze jeden kościół pod jej wezwaniem. Kult św. Agnieszki był bardzo popularny. Świadczy o tym, oprócz wspomnianych świątyń, również odkryta przez archeologów w katakumbach płyta z wizerunkiem Świętej i podpisem: „Hagné sanctissima” (Najświętsza Agnieszka). Jest ona patronką dzieci, panien i ogrodników. Artyści przedstawiają ją z barankiem, gdyż łacińskie imię Agnes wywodzi się zapewne od łacińskiego wyrazu agnus baranek. Dlatego powstał zwyczaj, że w dniu św. Agnieszki w Rzymie poświęca się dwa baranki. Z ich wełny zakonnice wyrabiają paliusze, które papież nakłada co roku 29 czerwca (w uroczystość świętych Apostołów Piotra i Pawła) świeżo mianowanym metropolitom Kościoła Katolickiego. Magdalena Gołąb Kościół Podróże afrykańskie 14 Odbudowa mostów Kiedy czytałem o ostatnich wydarzeniach w Republice Środkowoafrykańskiej, przypomniały mi się wydarzenia z czasów rebelii, która miała miejsce w naszym regionie w 2007 roku. Aktualne grupy Anty Balaka (samoobrona wioskowa wymieszana z byłymi żołnierzami, policjantami , żandarmami i jeszcze nie wiadomo z jakimi elementami), zioną pragnieniem odwetu na żołnierzach Seleki (najemnicy z Czadu i Darfuru połączeni z muzułmanami z północno – wschodniej części RCA), którzy po roku okupacji tego kraju zostali zmuszeni do ucieczki. Aby utrudnić im przejazd w kierunku granicy z Czadem, Anty Balaka najczęściej niszczy małe, drewniane mosty, których nie brakuje w tym regionie na małych rzeczkach i potokach. Zniszczenie mostu nie daje jednak stuprocentowej gwarancji zatrzymania przeprawy, gdyż prawie zawsze można znaleźć w pobliżu jakiś przejazd przez bród w porze suchej albo przejechać powoli po gołych szynach jedynie samochodem osobowym. Rozstaw wewnętrzny szyn jest na szerokość kół samochodów osobowych, a zewnętrzny ciężarowych. Podobnie było podczas rebelii w 2007 roku. Rebelianci, którzy okupowali nasz teren, zniszczyli w pierwszej fazie potyczek cztery mosty od strony Bocaranga i jeden od Ngaoudaye. Zrzucali belki drewniane do wody albo je podpalali. Pamiętam jak jednego popołudnia przyjechali rebelianci do nas, by pożyczyć kilka litrów benzyny niby do swego motoru. Nie pożyczyłem im, bo sami niewiele jej mieliśmy dla siebie, a po drugie zwrot pożyczki zaciągniętej u białego nie istnieje. Nazajutrz dowiedzieliśmy się, że rebelianci spalili most koło Nzakoun. Gdybym im wtedy „pożyczył” tej benzyny, to pewnie przyłożyłbym rękę do jego zniszczenia. Pomimo tych utrudnień żołnierze rządowi i tak wkroczyli do naszej miejscowości, która w ciągu roku przechodziła kilkakrotnie z rąk do rąk między rebeliantami, a żołnierzami. Z tego też powodu nie było sensu spieszyć się z odbudową mostów. W późniejszej fazie rebelianci zniszczyli jeszcze jeden most od strony Mboum Yeme, zrzucając dodatkowo wzdłużne szyny. Tak to przez dłuższy czas zostaliśmy odcięci od strony południowej. Podróżować można było tylko rowerem i motorem. Te bezmyślne działania rebeliantów potwierdziły zasadę, że łatwo jest coś zniszczyć, ale o wiele trudniej odbudować, i w dodatku, kto miałby to zrobić? Władze państwowe ani Dyrekcja Transportu Publicznego zupełnie tym problemem się nie interesowały. Komu zależało najbardziej na udrożnieniu dróg? Ludziom z regionu, którzy nie mogli sprzedać swych towarów na targu, ani też nic kupić, bo nie docierały do nich ciężarówki. Niektóre mosty prowizorycznie naprawiono we własnym zakresie, kładąc na szyny żerdzie z buszu przysypane ziemią. Po takich mostach bały się jednak przejeżdżać duże ciężarówki. Ludzie z wiosek nie mieli Na szlaku 11 Kościół środków ani materiałów na solidną naprawę mostów. Szczerze mówiąc, my też na misji ich nie mieliśmy. Jednak nie było rady, musieliśmy je znaleźć, by normalnie funkcjonować. Na pierwszy most tuż przed Kounang belki pozyskaliśmy z odzysku po remontowanym dużym moście na granicy z Kamerunem. Dystans transportu tych ciężkich belek to bagatela 54 km dziurawej drogi. Belki te jednak były za grube (22x 20 cm), by można było je przykręcić do szyn. Usiłowaliśmy je przeciąć na połowę, ale bez skutku. Ze względu na twarde drewno i długość belki piła się paliła i blokowała. Nawet jednej belki nie daliśmy rady przeciąć przez pół dnia. W końcu położyliśmy takie, jakie były, wpuszczając śruby w głąb belek i podsypując najazd na most ziemią. To były nasze pierwsze doświadczenia w dziedzinie naprawy dróg i mostów. Tak naprawdę nie mieliśmy sprzętu, aby wykonywać tego typu prace: ani dużej wiertarki przenośnej, ani odpowiednio długich wierteł do drewna. Przy naprawie mostu w okolicach Zole spaliła się nam wiertarka i urwało wiertło. Musiałem wracać do domu i szukać innej, pospawać jedyne wiertło, aby w ten sposób dokończyć prace. Trochę lepiej szły nam prace remontowe przy innych mostach, kiedy to po urlopie Piotrek z Polski przywiózł dużą wiertarkę i zestaw wierteł. Ciągle mieliśmy kłopoty z materiałami. Część śrub i wkrętów mieliśmy z odzysku. Wykręcaliśmy je z resztek spalonych belek lub szukaliśmy w korycie rzeki. Niektóre były przepalone i łatwo się łamały. Trzeba też było nieraz zespawać dwie śruby razem, aby otrzymać odpowiednią długość i gwintować je jeszcze raz. Problem był też z nakrętkami. Trzeba sobie wyobrazić, że nawet w stolicy nie można było kupić śrub o długości 18 -20 cm ani wkrętów 14 -16 cm. Dużą pomoc w tej kwestii uzyskaliśmy od o. Aurelio, dyrektora diecezjalnego Caritasu. Zorganizował dla nas transport drewna i znalazł trochę śrub. Belek 12 Numer 91 z tej dostawy wystarczyło na naprawę trzech mostów, a wzdłużne deski daliśmy z naszego magazynu. Na jeden most belki znaleźliśmy w opuszczonej i zniszczonej podczas rebelii z 2003 roku fabryce bawełny SOCOCA, demontując strop jednego pomieszczenia. Nie miałem żadnych wyrzutów sumienia, aby to uczynić, gdyż złodzieje i tak rozkradali wszystko, co nadawało się do sprzedania, nawet blachy z dachu. Pewnie też z czasem przyszłaby kolej na wspomniane belki. Najwięcej pracy mieliśmy z mostem przed Mboum Yeme. Rebelianci oprócz belek wykuli z cementu szyny i wrzucili do wody, aby mieć już pewność, że nikt tamtędy samochodem nie przejedzie. Sporo napracowaliśmy się, aby te podwójne szyny o grubości 50 cm i długości prawie 9 m wyciągnąć z wody i ustawić na swoim miejscu. Pracowało przy tym około czterdziestu mężczyzn i prawie każdy z nich miał własny pomysł, jak wyciągnąć te szyny z koryta rzeki. Więcej czasu zeszło nam na przekonywaniu się o racjach swojego pomysłu niż na samej pracy. Kiedy wyciągnęli szyny na drogę, zaproponowałem ich przesuwanie po okrągłych klockach, tak jak to kiedyś niewolnicy przesuwali bloki skalne w Egipcie. Nawet przyznali, że to dobry pomysł. Trochę więc skorzystali z moich uwag, a resztę i tak zrobili po swojemu. Najważniejsze było to, że szyny znalazły się na swoim miejscu i zostały zabetonowane. Po kilku dniach przystąpiliśmy do montowania belek. Kilkunastu mężczyzn z wioski bardzo mocno zaangażowało się w prace i po ich zakończeniu byli z siebie dumni. Spośród tych pięciu remontowanych mostów, ten był najsolidniejszy. Chce się w tym miejscu powiedzieć znaną maksymę: „Praktyka czyni mistrza”. Mam nadzieję, że te mosty służą społeczeństwu do tej pory, jeśli rebelianci nie zniszczyli ich podczas tegorocznych zamieszek. Jerzy Steliga OFMCap. 6. pierwszy zabójca 7. trzyma się koryta i do przodu 8. liście pieścił i szeleścił 9. myśliwy wśród gwiazd 10.skamielina duchowa 14. poprzedza siewcę 15. interwał do nosa 16. Namiot Spotkania 17. 7 proboszcz naszej parafii 18. wiecznie chora rzeka 20. rodak biblijnej Rut 21. fach do kształtowania losu 24. 5. proboszcz naszej parafii 25. 4. proboszcz naszej parafii 27. fuj, wstrętny robak! 28. ograniczony uszami 30. wijąca się ryba z wąsami 33.do Wojtusia mrugała 35. tyle i więcej się nie da! 38. ale żaba! 39. steruje zaprzęgiem 42. do poduszki albo zażaleń 45. trzej budrysi 46. jeśli pokerzysty to kamienna 47. przewód przed wymiarem sprawiedliwości Poziomo: 34. strachliwe odzienie parafii 1. 36. to co lubią w piekle 56. prorok z nieba 48. Żytawa po niemiecku ? 37. król mocny + imienniczki tej z zielonych wzgórz znak nieomylny, że wiosna tuż, tuż 58. 2 proboszcz naszej parafii 50. sierść wokół szyi 52. córka rybaka 62. rachmistrz kieszeni 53. nic, tylko o godzinie Transport na zielono 5. gra z karetą 11. harcerzy lub kasy 12.8 proboszcz parafii naszej 13. jak białe to zimne 15. niwa rabina 16. medialna lub religijna 19. herezja Ariusza 22. wątroba lub żołądek 23. autoobuwie 24. kanapa w ekspresie 26. nurt po zdrowie 27. najkrótsze narty 29. jak wsypa to tylko on 30. blaga na wodę 31. król nieostrzyżony 32. zmartwienie śpiocha 39. do zapisywania, rzucania i wypadania 40. czarne i brudne (spytaj kominiarza) w 57. 1. proboszcz naszej parafii 67. sąsiadka Kenijki 68. 6. proboszcz naszej parafii 58. czasem ma zęby 59. namieszane w szkle 69. połowa ogiera 60. jest i wielkanocna 41. motyle – wdzięczne, urokliwe, zaś nimfy – podstępne i zdradliwe 70. 9. proboszcz naszej parafii 63. scheda niczyja 43. moja wina, moja wina 1. dwie ćwierci jabłka 44. dzielnicowa babcia 45. materiał na pióropusz 49. angielski na uczelni 51. dziś na bizonie 54. sięgaj dalej niż on 55. 3. proboszcz naszej Pionowo: 2. braci mniejszych lub rycerski 3. jadalnia na środku oceanu 4. lustra, artystów postrach 5. nieprzyjemnie ustach w 61. na nóżce lub z szaszką 64. kierownica woźnicy 65. zielona dla pozbawionego pracy 66. smycz łodzi Rozwiązania prosimy dosta-rczyć na furtę do dnia do 18.04.2014 losowanie nagród odbędzie się 21.04.2014 na mszy świętej o godz. 12.00 opr. G.Lewandowska Na szlaku 13 WSPÓLNOTA ODNOWY W DUCHU ŚWIĘTYM "BARANEK ZWYCIĘŻYŁ" Czy ta Ziemia jest nadal Święta? <<Gdy zaś Pan ujrzał, że podchodzi, by się przyjrzeć, zawołał Bóg do niego ze środka krzewu: „Mojżeszu, Mojżeszu”. On zaś odpowiedział: „Oto jestem”. Rzekł mu Bóg: „ Nie zbliżaj się tu! Zdejmij sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz , jest ziemią świętą” >> Wychodząc z żoną z domu w mroźną styczniową noc z soboty na niedzielę, nie uświadamiałem sobie w pełni, gdzie wyruszamy ani po co, a rozpoczynaliśmy naszą pierwszą pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Po czterech godzinach jazdy po śliskiej nawierzchni przez lekką zawieję śnieżną i przy -12°C dotarliśmy do Warszawy i tu od razu pierwsze spotkanie z Panem Bogiem .W kaplicy lotniska „Okęcie” uczestniczyliśmy we Mszy Świętej. Po tym pierwszym spotkaniu z Jezusem, które przeżyłem w dużym rozproszeniu, zacząłem powoli rozumieć, że to, w czym uczestniczę, nie jest zwykłą wycieczką turystyczną. Tak jak Mojżesz, pasąc owce swojego teścia na górze Horeb, też nie spodziewał się ,że za chwilę zobaczy Boga i znajdzie się na ziemi świętej. Rozpoczynała się wielka pielgrzymka z franciszkanami do Ziemi Świętej z naszym oraz dwojgiem naszych przyjaciół uczestnictwem. Pielgrzymka zorganizowana dla około stu sześćdziesięciu pielgrzymów z całej Polski przez wyspecjalizowane warszawskie biuro podróży i prowadzona przez znakomitych polskich przewodników oraz wspaniałych franciszkańskich duszpasterzy. Wszystko zapowiadało się bardzo ciekawie i emocjonująco. Po zajęciu miejsc w wyczarterowanym Boeingu 767 i wysłuchaniu w dwóch językach co należy założyć i jak zapiąć w razie „gdyby”, wystartowaliśmy w górę z prędkością chyba 700 lub 800km/godz. Po tylu mrocznych zimowych dniach było wielką radością zobaczyć słońce na bezchmurnym niebie, bo chmury znalazły 14 Numer 91 się nagle wszystkie pod nami. Na wysokości dziewięciu kilometrów przelecieliśmy nad Ukrainą, Mołdawią, Turcją oraz Morzem Śródziemnym, aby po czterech godzinach ujrzeć Ziemię Obiecaną – światła Tel Awiwu. A Mojżesz musiał chodzić przez 40 lat, aby tam doprowadzić powierzonych mu przez Pana Boga ludzi, z których większość nie doszła, tylko ich dzieci. Pan jest dla nas łaskawy. Każde , nawet to bardzo kiepskie, ale udane lądowanie samolotu w którym się siedzi, jest bardzo miłe. Obojętnie uprzejmi byli również izraelscy urzędnicy graniczni w czasie kontroli paszportowej. Wychodzimy z lotniska, ciągnąc bagaże i jest dalej bardzo miło bo ciepło- ponad 20° C i nie ma śniegu. Nasze cztery biało-czerwone autobusy już czekają. Czekają również przewodnicy. My jako grupa 1 trafiamy do Pana Tomka, potężnego chłopa z Jasła o wzroście koszykarza, pracownika Politechniki Śląskiej, a kierowcą naszego autobusu jest niewielkiego wzrostu Palestyńczyk o arabskim imieniu Hassan. Później dowiemy się, że mieszka w Betlejem, jest elektrykiem i pracował 19lat w tym zawodzie w Arabii Saudyjskiej. Opuszczamy Tel Awiw i jedziemy pięćdziesiąt parę kilometrów do Jerozolimy, aby następnie wjechać do Autonomii Palestyńskiej i trafić do hotelu, który znajduje się w Betlejem. Za oknami autobusu już noc i nic nie widać, dopiero światła Jerozolimy pozwalają zauważyć, że jest to teren bardzo urozmaicony- miasto pięknie położone na wzgórzach . Zatrzymujemy się przed punktem kontroli wojskowej, wjazdem do Autonomii Palestyńskiej, którą otacza ośmio metrowy betonowy mur uniemożliwiający wydostanie się bez specjalnego zezwolenia. Dzisiaj Józef już nie uciekłby z Marią i maleńkim Jezuskiem do Egiptu z Betlejem przed żołnierzami Heroda. Co prawda żołnierze ci to tylko izraelscy chłopcy i dziewczęta wyglądający trochę jak uczniowie z jakiegoś naszego mundurowego liceum, ale noszący na plecach bardzo prawdziwe automatyczne karabiny i, jak zapewniał przewodnik, wcale nie są skłonni do uczniowskich żartów. Zastanawiam się w tym momencie czy ta ziemia, do której pielgrzymuję, jest nadal święta. Polskich pielgrzymów na szczęście przepuszczają bez specjalnej kontroli w obie strony. Ciekawe, czy przepuściliby tak jak nas trzech mędrców ze Wschodu pielgrzymujących do Jezusa –byli z Syrii, Iraku i Iranu. W dzisiejszych realiach tego regionu świata na pewno byłoby to trudne, chyba że zamiast gwiazdy, prowadziłyby ich samoloty F-16 . Dojeżdżamy. Hotel jest dość solidny i duży i widać, że nastawiony głównie na pielgrzymów takich jak my, bez zbędnego hotelowego zadęcia. Pokój dostajemy na ósmym piętrze –jest niezbyt duży i bardzo czysty, ale za to z wielkim łożem dla nowożeńców. Łazienkę wypełniają zapachy nartu i melona. Obiado-kolacja to po prostu wielkie żarcie, jak u Felliniego. Wszystko jest smaczne, różnorodne i ile kto chce, a po powrocie do pokoju można oglądać polską stację telewizyjną Polonia. Dobry hotel. I tak minął dzień pierwszy i stał się historią, dla nas chrześcijan święta niedziela, a dla żydów i muzułmanów zwykły dzień pracy. Dziękujemy Panu ! Poniedziałek rano - budzimy się bardzo wcześnie i zaskoczeni słuchamy dochodzącego zza okna śpiewu muezina. Tęskne arabskie nuty starej pieśni wzywającej wiernych na modlitwę do Boga Jedynego o słowach: „Bóg jest największy. Zaświadczam, że nie ma innego Boga prócz Allacha. Zaświadczam, że Mahomet jest Bożym apostołem. Przyjdźcie na modlitwę, przyjdźcie tu, gdzie jest bezpiecznie. Bóg jest największy”. Tymi słowami mahometanie wzywają się pięć razy dziennie na modlitwę, którą zapoczątkowano w 630 roku, kiedy Mahomet zdobył Mekkę i przejął najświętszą arabską świątynię Kaaba. Ja słyszę w niej tęskne żalenie się wypędzonego z domu na pustynię niechcianego chłopca Izmaela ,syna Egipcjanki Hagar. „Nazajutrz rano wziął Abraham chleb oraz bukłak z wodą i dał Hagar, wkładając jej na barki, i oddalił ją wraz z dzieckiem. Ona zaś poszła i błąkała się po pustyni Beer-Szeby”. Pieśń ta urzeka i rozbudza pragnienie modlitwy, zjednoczenia się z Bogiem. Ona wzywa na modlitwę do Boga Izmaela, ale to jest ten sam Bóg, co Abrahama, Izaaka i Jakuba. Chciałoby się, aby kiedyś nastąpiła taka chwila, w której śpiew ten będzie namawiał do wspólnej modlitwy żydów, chrześcijan i mahometan. Dziś w Betlejem, miejscu przyjścia na świat Jezusa jako owocu wielkiej miłości Boga do człowieka, tak się nie dzieje. Betlejem znaczy po hebrajsku „Dom Chleba” (sklep lub piekarnia) i tu oczywiście zastanawiam się, czy to przypadek, że właśnie tu rodzi się Jezus Chrystus, aby stać się później dla nas Chlebem Eucharystycznym. Jedziemy ulicami tego miasteczka do kościoła Św. Katarzyny, który przylega do Bazyliki Narodzenia na Mszę Świętą. W autobusie pojawia się dodatkowo jeszcze jeden pan o lekko arabsko-semickich rysach i wschodnim imieniu Aram, a jest to nasz izraelski przewodnik narodowości ormiańskiej narzucony przez miejscowe prawo. Nie mówi po polsku, tylko po arabsku, angielsku, trochę rosyjsku i oczywiście ormiańsku. Kościół Św. Katarzyny został wzniesiony na grocie, w której Św. Hieronim w IV wieku przetłumaczył na łacinę Stary Testament. Jedna z grot pod tym franciszkańskim kościołem jest poświęcona Młodziankom. W Ziemi Świętej istnieje kustodia franciszkańska i większość świątyń katolickich pozostaje pod opieką tego zakonu. Nasze Msze odprawiają oczywiście nasi franciszkańscy księża, którzy przylecieli z nami , ale wielu tych miejscowych pochodzących z Polski również bierze udział w koncelebrze. Po Mszy Św. idziemy do groty narodzenia Jezusa, która znajduje się pod Bazyliką Narodzenia Pańskiego, a obok niej jest grota Mleczna, gdzie Maria, karmiąc Jezusa przed ucieczką do Egiptu, uroniła kroplę mleka. Nie ma na świecie lepszego miejsca aby prosić o dzieci, o macierzyństwo. Oczywiście modlimy się z żoną: ona o wnuka, a ja o wnuki. W kilka dni po powrocie do domu, zaraz z pierwszej przeprowadzonej rozmowy z synem, dla którego prosiliśmy o następnego potomka dowiadujemy się że synowa jest w ciąży, a rozwiązanie będzie w październiku- na pewno 27. Jak powiedziałem, że ja się modliłem o wnuki, to jakoś wcale nie było im do śmiechu. Dziś już wiem , że to modlitwa żony została wysłuchana i chwała Panu. Cdn. Na szlaku 15 Pozwoliłem się odnaleźć Razem z mężem postanowiliśmy uczestniczyć w kolejnej edycji kursu „Alfa”. Jednak Pan Jezus miał dla nas inny plan. Organizator kursu zaproponował nam czynne uczestnictwo w charakterze pomocników w małych grupach dyskusyjnych. C h ę t n i e zgodziliśmy się, jednak z pewnym niepokojem, p o n i e w a ż dotychczas nie uczestniczyliśmy w tego rodzaju posłudze. Pierwszy dzień kursu „Alfa” był dla mnie czasem oczekiwania i niepokoju, czy sprostam postawionemu mi zadaniu. Wspólna modlitwa osób posługujących przed rozpoczęciem napełniła mnie ufnością i pokojem. Trema zniknęła, gdy okazało się, że osoby, które podeszły do naszego stolika, były radosne i otwarte na zawieranie nowych znajomości. Po krótkim zapoznaniu i zapamiętaniu imion, rozmawialiśmy tak jakbyśmy się znali od dawna. Już przy pierwszym posiłku panowała atmosfera radości i przyjaźni. Mijały kolejne tygodnie kursu, a ja z niecierpliwością i radością czekałam na następne spotkania. Dyskusje w małych grupach na temat wysłuchanych konferencji i wspólne modlitwy pogłębiały naszą miłość do Pana Jezusa i zacieśniły nasze przyjaźnie. Najbardziej owocny był czas wspólnego wyjazdu weekendowego. Dla mnie i dla wszystkich uczestników był to czas wspólnego uwielbiania Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie oraz Eucharystiach. Najważniejszym wydarzeniem były modlitwy wstawiennicze o uzdrowienie i napełnienie Duchem Świętym. Uczestniczyłam w nich po raz pierwszy w charakterze osoby posługującej i był to dla mnie czas dotyku ogromnej Miłości Bożej. Wyjazd weekendowy to szczególny czas działania 16 Numer 91 Ducha Świętego, który przemieniał wszystkich uczestników byliśmy zjednoczeni i zatopieni w Jego działaniu. Duch Święty wylewał obficie swoje łaski nie tylko na uczestników kursu, ale też na osoby posługujące. W tym dniu Duch Święty obdarzył również mnie charyzmatem modlitwy w językach. Na zakończenie wspólnego weekendu wszyscy uczestnicy z radością podzielili się świadectwami doświadczenia dotyku Bożej Miłości i działania Ducha Świętego. W y j a z d w e e k e n d o w y, to również czas wspólnych posiłków, w e s o ł e j zabawy, a także wspólnego spaceru. W w o l n y c h c h w i l a c h mieliśmy okazję poznać się bliżej, porozmawiać o sobie i swoich rodzinach. Uczestnictwo w kursie w charakterze pomocnika to dla mnie czas wspólnej modlitwy, doświadczania działania Ducha Świętego, przemiany serca, umocnienia wiary . To też radość z przemiany i otwierania się uczestników kursu na działanie Ducha Świętego. ALE TO NIE KONIEC !!!. Ziarno miłości zostało zasiane!!!: Bliskie spotkanie uczestników kursu z Panem Jezusem w Trójcy Przenajświętszej nie zakończyło się wraz z zakończeniem kursu „Alfa”. Gdy w pod koniec stycznia rozpoczęła się kolejna edycja Seminarium Odnowy Wiary trzy osoby z naszej małej grupy kursu „Alfa” (z innych grup także) przyszły, aby znowu spotkać się z Panem Jezusem w Trójcy Przenajświętszej, by dalej karmić się Słowem Bożym i Cudowną Miłością. Panie, poślij swojego Ducha do wszystkich uczestników seminarium wiary, wypełnij ich życie swoja łaską i uzdrawiającą miłością. Dziękuję Ci, Panie, że szukasz i prowadzisz nas do siebie. Anna JAN PAWE II - DROGA DO ŚWIĘTOŚCI Na szlaku 17 Od poprawności do zażyłości „Od poprawności do zażyłości. Jezus, faryzeusz i grzesznica (Łk 7, 36-50)” to tytuł rekolekcji, na które wybrał się najstarszy Krąg Oazy Rodzin przy klasztorze Braci Mniejszych Kapucynów. Niektórzy z nas byli tam pierwszy raz, niektórzy drugi, a dla niektórych to stałe miejsce odchodzenia na pustynię od zgiełku dzisiejszego świata. Pustynię, bo warto zaznaczyć, że wszystkie rekolekcje u Księży Salwatorianów w Centrum Formacji Duchowej w Krakowie odbywają się w atmosferze milczenia, które przenika tamten dom. Rekolekcje w dniach 21-23lutego 2014 r. odbywały się w cyklu Szkoły Modlitwy Słowem Bożym, prowadził je ks. Joachim Stencel SDS duszpasterz Centrum Formacji Duchowej w Krakowie, kierownik duchowy i rekolekcjonista. Wybierając temat na stronie CDF, można było przeczytać: „Przestrzeganie przepisów prawa i praktyk religijnych jest ważne, ale nie może być celem samym w sobie. Zatraca swój sens, gdy nie wychowuje do większej miłości Boga i człowieka. Osobowa zażyłość z Bogiem i miłość bliźniego, zwłaszcza sponiewieranego przez grzech, pomagają badać faktyczną kondycję naszej wiary. Prawdziwym zagrożeniem dla żywotności wspólnot chrześcijańskich są nie tylko „wierzący, ale niepraktykujący”, lecz także „praktykujący, a niewierzący”. Sesja jest zaproszeniem, aby w świetle Słowa Bożego zdiagnozować duchową kondycję swojej osobistej wiary i wiary wspólnoty, do której przynależę”. Krąg Oazy Rodzin przy klasztorze jest w formacji blisko 25 lat i ten temat wydał się nam jak najbardziej potrzebny, aby sprawdzić, gdzie każdy z nas jest. Na zewnątrz być może widziani jesteśmy jako ci praktykujący, a może nawet jako wierzący, ale każdy, kto dłużej jest w jakiejkolwiek formacji katolickiej wie, że to złudne, a nawet czasami niebezpieczne myślenie. Nawet jak był to wyjazd małżeński, każdy jechał tam z samym sobą i zapraszał Słowo do pokazania lustra w tym, do czego często nie zaprasza się nawet najbliższej osoby. Nie rozmawialiśmy w czasie rekolekcji na temat tego, co przeżywamy, jedynym partnerem do rozmowy był sam Pan Bóg, który był we wszystkim: w Słowie, w konferencjach Ks. Krzysztofa, w ciszy, w milczeniu, w Najświętszym Sakramencie, który można było adorować bardzo długo, w Sakramencie Eucharystii, w ogrodzie, gdzie po obiedzie wiele osób spacerowało, odmawiając różaniec lub Drogę Krzyżową, choć to nie są punkty dnia. 18 Numer 91 Można było poprosić o kontakt z kierownikiem duchowym, ale to spotkanie trwa zawsze nie dłużej niż 20 minut i tylko niektórzy z tego korzystali. Milcząc, ma się tam wrażenie ciągłego kontaktu i komunikacji z Panem Bogiem. Nawet posiłki są tak zorganizowane, że cisza nie prowokuje do kontaktów słownych. Cicha muzyka pozwala być ze sobą i aktualną refleksją najczęściej nad Słowem, które w nas pracuje. Trzy dni to bardzo dużo i mało jednocześnie na spotkanie ze Słowem Bożym. Jak ktoś doświadczył kilku sesji dziewięciodniowego milczenia z pochyleniem nad Słowem Bożym to krótko i wiadomo, że pewne treści słyszy się dopiero po dobrym wyhamowaniu z pędu życia. Ojciec Krzysztof Wons – dyrektor CFD, często porównuje nasze życie do autostrady. Hamowanie na niej przy rozpędzonym samochodzie będzie trwało dużo dłużej niż gdyby jechało się wozem konnym na polnej dróżce. Jednocześnie warto to robić na tyle, na ile jest się gotowym. Do wszystkiego trzeba osobiście dojrzeć i wówczas takie rekolekcje są przykładem niezwykłej wolności. Nikt nie musi sprawdzać realizacji programu, nie liczy obecnych, nie stoi z zegarkiem nad penitentem. Ważny dla każdego z nas był fakt absolutnej dobrowolności uczestnictwa w tych rekolekcjach. Podkreślali to, którzy przeżyli ich już sporo w ramach oazy rodzin, katechumenatu czy odnowy w Duchu św. Każdy doświadczał rekolekcji w swoim tempie, pochylając się nad rezonansem pojawiającym się po konferencjach, w trakcie modlitwy. Ważna była uwaga na temat tego, ile refleksji przez trzy dni może powstać z krótkiego tekstu zawierającego się w Ewangelii Łukasza w pięciu akapitach, w około 40 linijkach. Podkreślono różnicę między czytaniem Pisma Św., a słuchaniem Słowa w nim zawartego. Do tego faktycznie konieczna jest decyzja i gotowość przyjęcia nawet wtedy, gdy Go nie rozumiemy, albo jest dla nas trudne. Rozeznawanie Słowa może być niełatwe, ale służyć temu mogą poza modlitwą zarówno kontakt z Kapłanem w kierownictwie duchowym, czy przy spowiedzi, we wspólnotach jak i wiele pomocy, które Kościół przygotował dla wiernych. Będąc świeckim lub duchownym „katolikiem z pierwszych ławek”, łatwo o osąd innych, którzy są tacy, jak my byliśmy jeszcze przed nawróceniem lub tacy, jakimi nie byliśmy i wierzymy głęboko w swojej pysze, że nigdy byśmy nie byli. Jeżeli swój obecny stan traktuje się jako własną zasługę, to już pasujemy do cytatu, który odnośnie do osądzania przez faryzeuszy dał rekolekcjonista Ksiądz Joachim Stencel – przywołując wypowiedź wielkiego rosyjskiego pisarza Fiodora Dostojewskiego : „Gdyby nasze myśli wydawały zapach – szczególnie myśli o bliźnich – wokół niejednej osoby unosiłby się obrzydliwy smród”. Piękną metaforą witrażu bez brakującej szybki wykazał, czym byłby brak w Kościele każdego z osądzanych przez nas grzeszników. Uczestnicy rekolekcji z przyklasztornego kręgu mówili o konfrontowaniu się z postacią faryzeusza – zobaczyli się w nim, w jego pewności swojej pozycji „poprawnego”, „porządnego”. Ktoś inny miał refleksję związaną z grzeszną kobietą. Pojawiła się też myśl, że ta kobieta po nawróceniu też może stać się taka poprawna jak faryzeusz i utracić zdolność odpowiedźi na pytanie: Jezus patrzy na mnie z taką miłością-jak ja na to odpowiadam? W przypadku kilkorga z nas było to pierwsze takie pytanie w życiu, choć wszyscy jesteśmy już babciami i dziadkami. Niektórzy podzielili się po rekolekcjach refleksją skojarzenia swej postawy z mańką – wstańką od jednej postaci do drugiej. Jedna z osób porównała się z gąbką – każde słowo w Piśmie świętym, w konferencjach, w kazaniach podczas mszy św. wnikało i przenikało do głębi. Podczas tych rekolekcji ma się dosłownie do czynienia z obietnicą zawartą w liście do Hebrajczyków 4/12/ - „Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca.” Maria Dekert Z życia Parafialnego Klubu Sportowego "SAN" Okres zimowy to czas przygotowań do nowego sezonu drużyny seniorów występującej w klasie B, podokręg Stalowa Wola. Od stycznia regularnie odbywały sie treningi w poniedziałki i piątki w sali gimnastycznej „ekonomika”. Chłopcy ze szkół podstawowych mieli zajęcia w środy, a uczniowie gimnazjów i szkół średnich trenowali w środy i piątki w „budowlance”. Zajęcia z aerobiku dla dziewcząt i pań odbywają się w każdy wtorek i czwartek o godz.18.30 na sali gimnastycznej Szkoły Podstawowej Nr 11. W grudniu odbyło się coroczne spotkanie działaczy piłkarskich z podokregu Stalowa Wola, podczas którego trzech członków Zarządu naszego klubu zostało wyróżnionych Odznaką Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej - srebrną br. Bogdan Kordek, brązową Jacek Figat i Tomek Czarnecki. Przed sezonem nasza drużyna seniorów rozegrała kilka meczów sparingowych, uzyskując następujące rezultaty: z Transdźwig Stale przegraliśmy 2:0,z Żupawą wygraliśmy 5:4, ze Strażakiem Przyszów przegraliśmy 3:2, pokonaliśmy Chwałowice 5:3, przegraliśmy 3: 0 z Huraganem Zdziechowice. Zainteresowanym podajemy terminarz rozgrywek klasy B seniorzy- runda wiosna 2013/2014: 13 kwietnia u siebie z „Radosanem” Radomyśl godz.15.00 19 kwietnia na wyjeździe z „Płomieniem Trześń” godz.15.00 27 kwietnia u siebie z PUKS „Emanus” Gorzyce godz.15.00 4 maj na wyjeździe z „Jagiełło” Pilchów godz.16.00 11 maja u siebie z Majdanem Zbydniowskim, godz.16.00 17 maja na wyjeździe z KS Żupawa - godz.16.00 25 maja u siebie z Kotową Wolą, godz.16.00 1 czerwca na wyjeździe z „Huraganem” Zdziechowice, godz.16.00 8 czerwca u siebie z LZS Zbydniów, godz.16.00 15 czerwca na wyjeździe z LZS Wydrza, godz.16.00 19 czerwca u siebie z LZS Wola Rzeczycka, godz.16.00 22 czerwca na wyjeździe z WKS Zabrnie, godz.16.00 Serdecznie zapraszamy członków oraz sympatyków klubu do udziału w meczach oraz gorącego dopingu. Nastąpiła dalsza modernizacja stadionu- zainstalowano 5 lamp oświetleniowych, podłączono prąd do szatni zawodników, przygotowano instalację wodną do podlewania płyty boiska. Mamy zapewnienia Urzędu Miasta że zostanie dokończone ogrodzenie stadionu. Zapraszamy osoby prywatne, firmy oraz instytucje do wsparcia finansowego lub rzeczowego naszego klubu. „ W zdrowym ciele zdrowy duch” wiceprezes Edward Błażejewski Na szlaku 19 Nowy wymiar Filakterii Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką, osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie! Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: Wstańcie, nie lękajcie się! (Mt. 17, 1-8) „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie...” Bez tego potwierdzenia ze strony Boga Ojca jest mi trudno żyć. Jeśli tylko przestanę w to wierzyć lub uznam to za odległe, w ogóle nieprzystające do mojej codzienności... borykam się wtedy między jednym wytchnieniem (np. odpoczynek po pracy), przyjemnością, zakupami... czymś, co sprawia jakąś minimalną ulgę, a z drugiej strony załamuję się w chwilach grozy (choroba, nieprzychylności w pracy, trudne relacje...). Natomiast kiedy przyjmuję to zdanie, bez żadnego wielkiego mnie przekonywania, tak po prostu jako aksjomat, nic z tych rzeczy codziennych nie znika, ale nie odbierają mi one pokoju. Cieszę się z odpoczynku, ale nie myślę tylko o nim od momentu rozpoczęcia pracy, narzekając na ciężkie i mozolne życie. Cieszę się z nowego ubioru i z tego, że ładnie wyglądam, ale nie jest on środkiem, by mnie podziwiano. Niepowodzenia nie stają się „końcem świata”, wyrzutem do Boga i murem wobec innych. ...Odzienie bieli, twarz jak słońce - automatycznie kojarzy mi się z nadzieją. Po zimie, gdy przychodzą nawet przebłyski cieplejszego powietrza i słońce wyjdzie zza chmur choćby na krótki moment, mam wrażenie, że świat jakby stwarzany był na nowo, a z nim nasza nadzieja. W każdej mojej nadziei jest jakaś siła, która wyzwala we mnie pokłady energii, o których bym nawet nie pomyślała, że we mnie drzemią. W tym fragmencie Ewangelii Jezus jest dla mnie takim Słońcem, bielą, nadzieją. …Jego słuchajcie! – mówi Ojciec. Trwa Wielki Post, choćbym chciała, to nie mogę słuchać jedynie Jezusa Chwalebnego. Skoro On ma być moją nadzieją, to ma być nią i Jego Krzyż. Zastanawiając się nad moim życiem i obserwując innych, dochodzę do wniosku, że centralnie w Krzyżu rodzi się nadzieja... To, co ma niszczyć, wyzwala, np. zmęczenie rzetelnie wykonaną pracą paradoksalnie rodzi we mnie pokój i nowe siły, gdzieś na głębinach serca jakby wschodziło Słońce i rodziła się Wiosna. Uczę się co dzień rano pokochać mój krzyż, czasem jest to ból głowy, samotność z tym, co niepokoi, nietrafione słowo… a ostatnio złe wieści u dentysty:/ Dziwna jest dla mnie ta logika Krzyża, przyjęty w pokorze zawsze przynosi Wiosnę, Słońce, Nadzieję i Miłość, której nie sposób zatrzymać… Dlaczego tak? Nie wiem… ale chcę zaufać Bogu, że skoro posłał Jezusa, by nas uratował w taki sposób, to nie ma lepszego rozwiązania, by odnaleźć szczęście. Chwała Panu! Agnieszka Stachera-Zając Krąg Biblijny dla • lubiących się spotkać, zapraszamy na wspólne przebywanie ze Słowem Bożym, w środy o godz. 19 w salce oazowej • zagonionych lub z różnych powodów niemogących przybyć, e-mail: [email protected], na który prosimy wysyłać swoje doświadczenie ze Słowem Bożym, którym ubogacimy się podczas naszych spotkań. 20 Numer 91 Dla dzieci Kochane Dzieci! Wiosennie pozdrawiam Was wszystkich! Nadal wraz z Jezusem przeżywamy tajemnice Jego Cierpienia i Śmierci na Krzyżu, które przygotowują nas do radości Świąt Zmartwychwstania. Możemy po raz kolejny doświadczyć wielkości i mocy Chrystusa. Krzyż nie oznacza końca Jego misji. Krzyż stał się znakiem naszego zbawienia i bezgranicznej miłości Boga do nas. A wszystko dopełniło się przez Zmartwychwstanie , które daje nam nadzieję na życie wieczne. Pragniemy trwać w tej radości i nieść każdemu człowiekowi tę nowinę, że Jezus żyje i jest wśród nas. On pokonał śmierć, grzech, szatana i otworzył nam bramy nieba. Zobaczmy, że nawet przyroda, która budzi się do życia po zimowym śnie, chce ogłosić Zmartwychwstanie Chrystusa, który jest Panem wszelkiego stworzenia. Każdy z nas musi sobie uświadomić, że droga naszego życia też wiedzie przez krzyż, cierpienia i trudy, ale na końcu jest zmartwychwstanie i wieczna radość w Niebie. Dlatego nie zniechęcajmy się trudnościami, bo Jezus jest z nami i umacnia nas, zwłaszcza w tych najtrudniejszych chwilach. Potrzeba tylko naszej ufności w Jego Miłosierdzie, o czym przypomina nam obchodzone w pierwszą niedzielę po Wielkanocy Święto Bożego Miłosierdzia. Szczególnie w tym roku pamiętajmy o tym dniu, ponieważ 27 kwietnia będzie miała miejsce kanonizacja (ogłoszenie świętym) naszego Wielkiego Rodaka i Papieża- Jana Pawła II oraz Jana XXIII. Wypraszajmy nieustannie u miłosiernego Boga i za pośrednictwem nowych Świętych wszelkie łaski dla nas samych, dla grzeszników, pielgrzymów przybywających do Watykanu oraz dla naszych sąsiadów mieszkających na Ukrainie. Kończąc, życzę, aby Jezus Zmartwychwstały błogosławił Wam, obdarzał swoją miłością, pokojem i nadzieją oraz dodawał sił do wytrwałego podążania Jego drogą. Z Panem Bogiem! O Edmundzie i jego siostrach ochroniarkach ( Bł. Edmund Bojanowski 1814-1871) Ochroniarzy widujemy często, ale siostry ochroniarki? A jednak. Były to siostry zakonne, które pracowały... w ochronkach. A ochronki to były takie domy, do których biedne i osierocone dzieci przychodziły tak, jak przychodzi się do przedszkola czy do świetlicy. Tylko, że w czasach, kiedy żył Edmund, nie było ani świetlic, ani przedszkoli. Było za to dużo biedy i coraz więcej sierot, a zaborcy coraz bezwzględniej niszczyli naród polski. I wtedy Bóg dał naszej Ojczyźnie człowieka opatrznościowego. Tym „serdecznie dobrym człowiekiem" był właśnie Edmund. Dlaczego Bóg wybrał Edmunda? Nie wiadomo. Urodził się w dworku szlacheckim w Grabonogu, pod zaborem pruskim. Miał cztery lata, kiedy został cudownie uzdrowiony ze śmiertelnej choroby. Bardzo chciał się uczyć, ale był takim słabeuszem, że mógł chodzić jedynie na prywatne lekcje, a potem tylko na niektóre wykłady uniwersyteckie. Zebrawszy wszystkie siły zdobył się na nie lada wyczyn: wstąpił do seminarium duchownego. Ale cóż. Z powodu marnego zdrowia księdzem też nie mógł zostać. Co zrobił? Wrócił w rodzinne strony bez żadnego pomysłu na dalsze życie. Gorzej niż źle, co? Dobrze że Bóg nie przestał o nim myśleć. Mało tego. Sprawił, że Edmund w jednej se kundzie zapomniał o swoim kiepskim Na szlaku 21 zdrowiu. Jak to się stało? Wybuchła epidemia cholery, choroby zagrażającej życiu wielu ludzi, a on natychmiast zabrał się do ratowania chorych. Pielęgnował ich także potem, kiedy zaraza ustała. Był takim pogotowiem ratunkowym? Dokładnie. Okazało się przy tym, że jest całkiem niezłym medykiem. Z czasem zaczął organizować ochronki. Ratowanie dzieci z biedy stało się jego życiowym powołaniem. Czymś dużo ważniejszym niż wymarzone studia. A że w ochronkach potrzebne były opiekunki, założył Zgromadzenie Sióstr Służebniczek Niepokalanej. On, który był osobą świecką, założył... zgromadzenie zakonne! Miały więc już dzieci swoje siostry ochroniarki. Każdy dzień zaczynały pacierzem i pieśnią „Kiedy ranne wstaję zorze”, a kończyły wspólnym rachunkiem sumienia. Otrzymywały wówczas nagrodę albo karę. Najlżejszą karą było Humor…..humor……humor Mamo, mogę pooglądać telewizor? –pyta Jasio. - Tak, tylko go nie włączaj. *** Hania przygotowywała się do I Komunii Świętej. Dzień przed przyjęciem Pana Jezusa powiedziała: - Mamusiu, jutro to ja nie będę mogła biegać. - A dlaczego? – zapytała mama. - No bo przecież jak się biega, to serduszko szybciej bije, i jeszcze mi Pan Jezus wypadnie. Kartki z rozwiązaniem dostarczcie na furtę do 11.04.2014. Losowanie nagród 13.04.2014 po Mszy świętej rodzinnej. 22 Numer 91 upomnienie, trochę cięższą zawstydzenie, a jeśli i to nie skutkowało, sięgano po... rózgę. Tak. Siostry ochroniarki były naprawdę super świetne, ale nie pozwalały sobie wchodzić na głowę. Edmund niczym dobry duch zjawiał się zawsze tam, gdzie go potrzebowano. A ludzie odpowiadali miłością na jego miłość i już za życia uważali go za świętego. Są różne rodzaje broni. Za czasów Edmunda najskuteczniejszą bronią okazała się książka. Walczyli z nią zaborcy, wtrącali do więzienia pisarzy i poetów. Mimo to książki wędrowały od domu do domu, a literatura polska cieszyła się w Europie uznaniem. A ty - czy lubisz czytać książki? A może uważasz czytanie ich za stratę czasu? Powiem ci coś: takie myślenie podsuwa szatan tym, którzy nie chcą się rozwijać, nie chcą być pożytecznymi dla innych i dla swojej Ojczyzny. *** W szkole: -Jasiu uczyłeś się cyferek? - Tak, proszę pani. - No to powiedz, jaka cyfra jest po trójce? -Cztery. -A po siódemce? -Osiem. -A po dziesiątce? -Walet. 1. Rozpoczyna Triduum Paschalne 2. Pomalowane jajka 3. Poranna Msza w Wielką Niedzielę………. 4. Święcona w Niedzielę Palmową 5. Niesiesz w nim potrawy do święcenia 6. Może być z cukru 7. Dzień nazywany „lany...” 8. Popielcowa ... 9. Została ustanowiona w Wielki Czwartek Opracowanie: Aleksandra Sądej Oprac. Maria Michalska Zwycięzcą konkursu na hasło krzyżówki z lutego została Oliwia Skrzypek. Przekaż 1% ze swojego podatku na rzecz Stowarzyszenia Przyjaciół Klasztoru Braci Mniejszych Kapucynów w Stalowej Woli –Rozwadowie „Pokój i Dobro” Kurs „Alfa” dla młodych Spotkanie z J. Łopuszańskim Zuchenki i harcerki z „Leśnego Plemienia” Modlitwa za Ukrainę Aby przekazać 1% swego podatku należy: wypełnić rubrykę „Numer KRS” wpisując KRS Stowarzyszenia Przyjaciół Klasztoru Braci Mniejszych Kapucynów w Stalowej Woli –Rozwadowie „Pokój i Dobro”: 0000229275 W rubryce „cel szczególny 1%” można wpisać: 1. Kultury, sztuki, ochrony dóbr kultury i tradycji. 2. Wsparcia na rzecz nauki, eduka i wychowania,, 3. Rozwoju wspólnot i społeczności lokalnej. 4. Krajoznawstwa oraz wypoczynku dzieci i młodzieży. 23 cji, oświaty 5. Upowszechniania kultury fizycznej i sportu. Na szlaku Rekolekcje szkolne z bp. A. Długoszem Młodzież Franciszkańska „Tau” br. Paweł Kaim OFMCap – do zakonu wstąpił w 2005 roku, śluby wieczyste złożył 19 marca 2013 roku, święcenia diakonatu przyjął 18 maja 2013 roku. Po ukończeniu studiów teologicznych, od 25 marca tegoż roku, został skierowany na praktykę diakońską do parafii Stalowa Wola. Amatorsko interesuje się kaligrafią, lubi biegać. Im. 29. 06. 24 Numer 91 Fundacja „Chleb Życia” Wręczenie odznak za zasługi dla Podkarpackiego ZPN Seminarium wiary