Natenczas Błaszczyk (II)
Transkrypt
Natenczas Błaszczyk (II)
Natenczas Błaszczyk (II) Poczytaj o tym, jak Bolesław Błaszczyk został porwany za młodu (ponownie) Fascynuje mnie jednoczesność rozmaitych zdarzeń, paralele pozornie odległych procesów, równoczesność przeciwieństw. Zbiegając się nagle w jednym punkcie udowadniają, że przeciwieństwami nie są, lecz wzajemnymi dopełnieniami i to do tego stopnia, że traci się mowę – która i tak jest już niepotrzebna. Niepojęte, acz zapewne nieprzypadkowe sploty dat i miejsc. 12 listopada 1983. Byłem na koncercie, o którym dowiedziałem się najbanalniej z „trójkowej” Listy Przebojów. Marek Niedźwiecki zapowiedział, że będzie można usłyszeć na żywo awangardę rocka. Koncert ten – a właściwie pokaz siły – dla mnie, niespełna 15-latka, był potężnym wstrząsem. Nie tylko dla mnie – było to istotna dla całego pokolenia, którego reprezentanci pojawili się tego wieczoru w warszawskiej Rivierze i w toruńskiej OdNowie i wszędzie, gdzie wiodła trasa koncertowa Occupied Europe Tour zespołu Laibach (odbywana wspólnie z brytyjskim Last Few Days). Grzesiek Laszuk – twórca Komuny Otwock stwierdził, że bez tego wieczoru 1983 roku nie byłoby jego teatru. Ściana industrialnego, analogowego klangoru wymieszana z jazgotem megafonów plus jugosłowiańska filmowa propaganda sukcesu. Po ostatnim, urwanym dźwięku ogłuszeni, wbici w krzesła siedzimy w ciszy, a zespół stoi z nami twarzą w twarz i także długo milczy. Potem frontman Milan wcina jabłko na korytarzu i patrzy w oczy widzów powoli wychodzących z sali. Prawdziwe oczyszczenie, wzniesienie rebelii ponad poziom bezsilnej przemocy. Punk, dogłębnie przemyślany, choć z elementem intuicji. Ciężkie, ale przestrzenne utwory tworzące nieprzyjazne środowisko dźwiękowe: „Triumf woli, Dekret”, Poemat wojenny, Bracie mój, Jaruzelski, Siła, Krwawa gruda-płodna ziemia, Drodzy przyjaciele żołnierze. 13 listopada 1988 – warszawska sala Riviera-Remont. Występujemy pod nazwą 13/11. My, czyli Monia Szulińska – zjawiskowo piękna perkusistka, Jarek Siwiński – pianista, wykonawca i kompozytor muzyki nowej, „Sernik”, czyli Paweł Kwiecień – mój kolega z fan klubu Pink Floyd – na gitarze elektrycznej, Michał Rollinger – późniejszy saksofonista Wilków – i ja, na wiolonczeli i fortepianie. Zapowiadając występ, mówię „Na deskach tej sceny niemal dokładnie 5 lat temu wystąpił słoweński zespół Laibach. Dziś świętujemy tę rocznicę!”. Pomieszanie miejsc, zbieg czasów. I zarazem kosmiczna harmonia, misterna tkanka następujących obok siebie i po sobie zdarzeń. Nie miałem wówczas pojęcia, dowidziałem się o tym wiele lat później, że dokładnie tego samego dnia, nieopodal w mieszkaniu w okolicach Placu Konstytucji, odkryto śmierć kompozytora Tomasza Sikorskiego. Bez metafor i bez ogródek. Znaczenie Sikorskiego dopiero od niedawna dostrzega świat, a ostatnio także długo niechętnie nastawiona do niego ojczyzna kompozytora. Ten wielki dzwon wybrzmiewa po latach. Dopiero z oddalenia słychać sens. Bolesław Błaszczyk