Sto lat pana Kazimierza
Transkrypt
Sto lat pana Kazimierza
BEZPŁATNY TYGODNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY NR 4 (22) / 26 stycznia 2012 r. ISSN NR 2083-5787 Wywiad z Elą Dunajewską Kwestionariusz Emila Ławeckiego Fotoreportaż: dzień z życia strażaków Strefowisko nie tylko o karnawale a z r e i m i z a K Sto lat pana Dariusz Mól Redaktor naczelny tygodnika Strefa Mińsk „Cieszę się z całego mojego życia. Wiele szczegółów już mi umknęło z pamięci, w końcu mam już swoje lata, ale choć człowiek od młodych lat musiał pracować, to chyba niczego bym nie zmienił. Zawsze najważniejsze były dla mnie dzieci i rodzina. Zawsze byłem wesoły, opowiadałem żarty, lubiłem ludzi, było i jest dobrze”. – powiedział mi Kazimierz Wichrowski, który 16 lutego skończy sto lat. Koniecznie przeczytajcie z nim wywiad – pan Kazimierz mówi o tym, co w życiu najważniejsze, a jego najbliżsi – córka, wnuczki i prawnuki opowiadają o panu Kazimierzu. Całość jest bardzo wzruszająca. Polecam również wywiad, jaki przeprowadziła Dorota Berg z Elą Dunajewską. Ela w MDK uczy małych mińszczan wrażliwości na sztuki plastyczne, a nam opowiada o początkach swojej pracy, wspaniałych ludziach, jakich spotkała, i swoich marzeniach. Dzięki takim osobom, które są zawsze uśmiechnięte, życzliwe i otwarte na innych życie staje się piękniejsze. A dzięki strażakom z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Mińsku możemy czuć się bezpieczniej. Nasz fotoreporter spędził z nimi cały dzień, towarzyszył członkom Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej podczas odpraw, trudnych ćwiczeń czy przerwy na jedzenie. Zobaczcie na własne oczy, jak wygląda jeden dzień z życia strażaków. Z kolei Mariola Kruszewka opisuje mińskie ścieżki zasypane śniegiem, który ostatnio dał się nam we znaki. A Emil Ławecki, student wydziału wokalnego Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie i członek Mińskiego Towarzystwa Muzycznego odpowiada na pytania z naszego kwestionariusza. Wiem, że Strefowisko ma wielu swoich fanów – na pewno ucieszą się z kolejnej odsłony słowno-obrazkowego absurdalnego humoru. W tym miesiącu poświęconego m.in. karnawałowym hulankom. Czekamy na Wasze opinie, propozycje tekstów, wywiadów, pomysły. To nasza wspólna przestrzeń – zapraszamy! Wszystkiego dobrego :) Gdzie dostaniesz Strefę Mińsk: rano, w czwartek nasi kurierzy są na stacji PKP w Mińsku, a potem w centrum miasta; tygodnik jest do wzięcia m.in.: w MBP, ul. Piłsudskiego 1a; w miejskim Aquaparku MOSiR, ul. Wyszyńskiego 56; w Miejskim Domu Kultury, w sklepie Office 1, ul. Warszawska 163/11; w salonie Danusia, ul. Sosnkowskiego 28; w przychodni Melisa, ul. 11 listopada 4/18; w sklepie spożywczym przy ul. Łupińskiego i w sklepie „Topaz” na Serbinowie, a także w wielu sklepach na terenie miasta. Strefa informacji str. 4 Strefa obyczajów str. 5 Strefa seniorów str. 6 Kwestionariusz Strefy str.9 Narciarskie porozumienie pomiędzy MOSiR i Nadleśnictwem w Mińsku, występ Kabaretu Skeczy Męczących w MDK, konkurs „Dobroczyńca Roku” Mariola Kruszewska po śniegu O tym, co w życiu najważniejsze, mówi mińszczanin Kazimierz Wichrowski, który 16 lutego skończy sto lat Na nasze pytania odpowiada Emil Ławecki Strefa osobowości str. 10 Strefa coś dla ducha str. 13 Strefa na własne oczy str. 14 Strefowisko str. 16 Strefa flesz i zapowiedzi str. 18 Ogłoszenia drobne str. 19 „Życie jest piękne” – przekonuje Ela Dunajewska w rozmowie z Dorotą Berg O nowych albumach Kate Bush „Król i Błazen” cz. 6 „Dzień z życia strażaka” – nasz fotoreporter podpatrzył okiem aparatu, co robią strażacy z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Mińsku Fotorelacja z mińskich imprez Nie przegap, czyli kalendarz miejskich imprez R e k l a m a W trudnej chwili żałoby jesteśmy do Państwa dyspozycji o każdej porze dnia i nocy Mińsk Mazowiecki, ul. Kościelna 6, tel. (25) 759 05 05, 503 823 712 Styczeń miesiącem zdrowych zębów! Specjalna oferta, dla każdego pupila niespodzianka... ul. Topolowa 4 lok. 6 05-300 Mińsk Maz. tel. (25) 756-37-87 pon-piątek g. 9-20; sobota g. 10-15 www.przychodnianaskraju.pl 3 Narciarskie porozumienie W poniedziałek, 23 stycznia Robert Smuga, dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji oraz nadleśniczy Piotr Serafin podpisali porozumienie o wytyczeniu tras dla narciarstwa biegowego w stylu klasycznym w mińskim lesie. To efekt zawartej kilka tygodni wcześniej umowy z Towarzystwem Narciarskim „Biegówki”, propagującym narciarstwo biegowe w Polsce, które zobowiązywało dyrektora MOSiR do podpisania porozumienia z mińskim Nadleśnictwem o wytyczeniu tras narciarskich. Na mocy tego porozumienia powstaną dwie lub trzy trasy o różnej długości i stopniu trudności. Pierwsza, dla początkujących, będzie biegła np. od ul. Sportowej w stronę Pompki i z powrotem do ośrodka MOSiR. Pozostałe trasy będą dłuższe i zostaną wytyczone już za rzeką. – Jeśli warunki pogodowe pozwolą i wytyczymy już dokładnie przebieg tras, to chciałbym pod koniec tego tygodnia założyć ślad zakupionym do tego specjalnym urządzeniem YTS Lightweight Tracksetter. Musimy też stworzyć regulamin tras, aby zachować przepisy obowiązujące w Lasach Państwowych – mówi Robert Smuga. W tym roku trasy pewnie nie będą oznaczone – wytyczać je będzie tylko założony ślad. – Zaproponowałem, aby oznaczyć trasy narciarskie na drzewach jak w przypadku tras rowerowych czy turystycznych. Wystarczy wygładzić korowinę, co nie jest żadnym uszczerbkiem dla drzew, i oznakować farbą, która wytrzyma wiele lat. Z mojego doświadczenia wynika, że jest to najlepszy sposób oznakowania, ponieważ tabliczki zazwyczaj są niszczone – twierdzi Piotr Serafin. Początek tras będzie na ul. Sportowej, ze względu na miejsca parkingowe znajdujące się niedaleko ośrodka MOSiR. Ale, jak zapewnia Robert Smuga, w przyszłości trasy będą tak wytyczane, aby umożliwić rozpoczynanie biegu nie tylko z jednego miejsca. – Chciałbym zrobić kilka miejsc postojowych dla samochodów niedaleko najstarszej sosny. Wtedy nie tylko byłoby to miejsce dla turystów, dzieci i młodzieży szkolnej przyjeżdżających zobaczyć nasz pomnik przyrody. W zimie korzystaliby z nich także narciarze. Mam nadzieję, że miejsca postojowe uda się zrobić w tym roku, a najpóźniej w przyszłym – zapewnia Piotr Serafin. MOSiR będzie ponosił wszystkie koszty związane z wytyczeniem śladu na trasach oraz z utrzymaniem na nich porządku. W przyszłym roku jest planowane także uruchomienie przy ul. Sportowej wypożyczalni zimowego sprzętu sportowego, m.in. nart, butów, wiązań i kijków. Kabaret Skeczów Męczących W niedzielę, 29 stycznia o godz. 16 w sali kameralnej MDK wystąpi Kabaret Skeczów Męczących z programem „Śmiechosteron”. Historia Kabaretu Skeczów Męczących sięga 1995 r., kiedy to w kieleckim liceum kilku kolegów postanowiło występować na scenie i prezentować skecze na różne tematy. Ale za oficjalną datę założenia śmiesznej formacji przyjmuje się 2003 r. Do tej pory Kabaret stworzył pięć programów autorskich, z których każdy był bardzo dobrze przyjmowany i wielokrotnie nagradzany (KSM wywalczył ponad 50 nagród na różnych konkursach kabaretowych). Grupę tworzą: Karol Golonka, Jarosław Sadza, Michał Szczurkiewicz, Michał Tercz i Paweł Piotrowski. „Na scenie charakteryzują się ogromną werwą i radością tworzenia, nie stronią od improwizacji i zabawy z widzami”. W Mińsku na pewno usłyszymy znane piosenki i skecze, np. o Jacku Krzynówku czy mało rozgarniętym ochroniarzu „Śrubie”. Dobra zabawa i śmiech do łez gwarantowane. Bilety wstępu kosztują 25 zł. „Dobroczyńca Roku” Konkurs o tytuł „Dobroczyńca Roku” to największy ogólnopolski konkurs, od 15 lat nagradzający i promujący firmy wspierające i angażujące się w działalność społeczną. O tym, kto otrzyma nagrodę, decyduje Kapituła Konkursu, eksperci oraz internauci w głosowaniu publicznym. Formuła konkursu „Dobroczyńca Roku” rokrocznie daje możliwość do prezentacji działalności społecznej realizowanej przez polskie przedsiębiorstwa samodzielnie lub we współpracy z organizacjami pozarządowymi. Jest okazją do zaprezentowania wkładu w budowanie wspólnego dobra i wyeksponowania społecznego zaangażowania jako ważnego elementu działalności firm. Każda firma lub fundacja założone przez firmę mogą być zgłoszone w 4 kategoriach: współpraca firmy z organizacją pozarządową, strategiczne programy społecznego zaangażowania firmy, program wolontariatu pracowniczego, lokalny wymiar społecznego zaangażowania firmy. Nabór wniosków do konkursu został przedłużony i potrwa do 10 lutego. Finaliści konkursu zostaną zaprezentowani na stronie internetowej www.dobroczyncaroku.pl w kwietniu, w ramach głosowania internetowego. Rozstrzygnięcie konkursu odbędzie się w maju podczas uroczystej Gali Finałowej w Warszawie. Aby zgłosić firmę do konkursu, należy utworzyć konto na stronie www. dobroczyncaroku.pl i wypełnić wniosek elektroniczny. Oprac. DM na podst. mat. organizatorów, fot. organizatorzy, DM Zabawa na walentynki Walentynki już niedługo, dlatego zapraszamy naszych Czytelników do zabawy – napiszcie do nas o najbardziej romantycznych historiach, jakie Wam się przydarzyły, nie tylko w dniu 14 lutego. Najciekawsze opowieści opublikujemy w Strefie, a ich autorzy otrzymają od nas niespodzianki, które będą mogli wykorzystać właśnie w walentynki. Na Wasze maile czekamy do końca stycznia. Piszcie na adres: [email protected] 4 Zima wreszcie przypomniała sobie o swoich powinnościach i sypnęła śniegiem. Drogowców nie zaskoczyła, od grudnia jej wyglądali, licząc ewentualne straty. Z równym utęsknieniem oczekiwali nadejścia jej prawdziwego oblicza sprzedawcy łopat i innego sprzętu do walki z białym żywiołem. Zaskoczyła, jak zwykle, gospodarzy domów – tych z nazwy i tych z urzędu. Po śniegu pług śnieżny z prędkością ferrari. Fontanna pośniegowego błota szczodrze rozsypuje się na świeżo oczyszczonym chodniku. Gest Igrekowskiego manifestującego swoje hm… niezadowolenie nie nadaje się do upublicznienia. U Zetowskich też praca wre. Kopce śniegu z chodnika lądują na jezdni. Przecież samochody zaraz to rozjeżdżą no i sól rozpuści, to po co ma zalegać przed płotem. Utrudzone stopy zatrzymują się wreszcie przed furtką. Dotarłam, piszczele całe. Ulicą nadjeżdża kolejny samochód. Na jezdni zalega woda, dużo wody. Ale kierowca ma sucho, wygodnie, spieszy się i nic go nie obchodzi, że dzięki niemu będę miała okazję odwiedzić pralnię. Moje mińskie ścieżki przemierzam od lat. Zmieniają się pory roku, zmienia intensywność opadów, ale przydomowe i przyurzędowe trotuary oraz place wyglądają niemal tak samo. Sprawdziłam. Igrekowski energicznie macha szuflą. Co chwilę przystaje i popala papierosa. Ucina pogawędkę z Nowakiem. Kwitnie życie towarzyskie, każda okazja dobra. Ulicą sunie Piękne, alpejskie krainy, gdzie dziennie spada do kilku metrów śniegu, jak wy to robicie, że po śniadaniu stąpam pewnie nieprzemoczoną stopą po suchej kostce? A śnieg zalega tylko na stokach gór? Tekst Mariola Kruszewska, fot. DM R e k l a m a U Iksińskich krucha staruszka walczy z białym nalotem uzbrojona w tęgą, metalową łopatę. Z okna domu wyłania się głowa dorodnie zbudowanego nastolatka: „Babcia, kiedy obiad? Głodny jestem!” Może chory, może zajęty, może babcia dla zdrowotności... Nie mnie oceniać. Posesja Kowalskich. Tu jak zwykle elegancko odśnieżone, całą szerokością. Latem zawsze zamiecione, a i niewielki ogród przyciąga oko urodą. Odpoczynek dla stóp. Ślę w duchu wyrazy wdzięczności. Dobre samopoczucie kończy się po paru metrach. Sąsiedzi Kowalskich, klasyczne typy aspołeczne, mają w nosie moje stopy. Po co inwestować w łopatę, po co się przemęczać, ludzie i tak wydepczą ścieżkę, a jak przyjdzie odwilż (a przyjdzie z pewnością), to samo się rozpuści. Idę – dwa kroki w przód, jeden w tył. W głowie mordercze myśli, na końcu języka najgorsze życzenia. I strach o kruche kości. Ktoś obliczył, że jak już łamać nogę, to najlepiej wychodząc z samochodu w godzinach pracy na nieodśnieżonej powierzchni należącej do prywatnego właściciela. Wówczas wysokość odszkodowania jest najkorzystniejsza. Nie dbam o odszkodowanie, stąpam ostrożnie i próżno wyglądam przedstawicieli Straży Miejskiej. Ci zajęci są zapewne wlepianiem mandatów za złe (czytaj: w jedynym możliwym do tego miejscu) parkowanie. 5 żebym nie bałamucił czasu, i mówił, żebym lepiej coś zarobił, więc chodziłem na rynek i zawsze coś tam sprzedałem. Można powiedzieć, że pracowałem od najmłodszych lat. A potem poszedłem do wojska w Siedlcach. Jak Pan wspomina dzieciństwa? Mińsk swojego K. W. – Teraz Mińsk to raj. Za czasów mojego dzieciństwa tak nie było. Przeważnie stały drewniane domy, nie było takich dróg jak teraz, tylko brukowane. Nawet przez długi czas pracowałem przy brukowaniu ulic. Cieszę się z całego mojego życia. Zawsze najważniejsze były dla mnie dzieci i rodzina. A jak Pan poznał się ze swoją przyszłą żoną? Sto lat pana Kazimierza 16 lutego mińszczanin Kazimierz Wichrowski skończy 100 lat. Na własne oczy widział, jak zmienia się nasze miasto, które teraz znacznie bardziej mu się podoba niż przed wojną. Ma dwie córki, cztery wnuczki, ośmiu prawnuków i jednego praprawnuka. Teraz mieszka ze swoją młodszą córką Danutą Kurek. Jeszcze trzy lata temu sam jeździł po Mińsku rowerem. Teraz bardziej polega na drewnianej lasce, choć czasem o niej zapomina. Kiedy wychodzi z mieszkania na dwór, to śpiewa na klatce. Wtedy sąsiedzi wiedzą, że można będzie z Kaziem porozmawiać, pożartować, bo dobry humor nigdy go nie opuszcza... Mieszka Pan w Mińsku od urodzenia? Kazimierz Wichrowski (K. W.) – Nie. Urodziłem się w Wólce Pieczącej pod Stanisławowem. Byłem jeszcze niemowlakiem, jak rodzice przeprowadzili się do Mińska. Nie mieli swojego gospodarstwa, majątku, wynajmowali się do pracy u bogatszego gospodarza, ale w pewnym momencie postanowili pójść na swoje i spróbować szczęścia w mieście. I tak chyba w 1914 r. cała rodzina zamieszkała w Mińsku. Miał Pan rodzeństwo? K. W. – Miałem pięć sióstr i pięciu braci. Ze mną i z rodzicami nasza rodzina liczyła trzynaście osób. Najstarszego brata Staśka w ogóle nie znałem, bo już pojechał za pracą, ale gdzie, to już teraz sobie nie przypomnę. Potem był Wacław, który też wyjechał do pracy, następnie Marian, Bolek i Roman. Moje siostry to Bola, Nela, Jaśka, Ola i Gienia. Ciężkie to były czasy – wojna, 6 K. W. – Chciałem zobaczyć, czy może w Warszawie nie znajdę jakiejś dobrej pracy. I pewnego dnia pojechałem, żeby się rozejrzeć. I właśnie tam poznałem moją Marysię, która pochodziła z Sandomierza, a w stolicy pracowała jako pomoc w domu u jakichś zamożnych warszawiaków. Przypadliśmy sobie do serca i po paru miesiącach postanowiliśmy się pobrać. Wzięliśmy ślub w Sandomierzu i przeprowadziliśmy się do Mińska. Dostaliśmy parę groszy na nową drogę życia i za te pieniądze kupiłem mały, drewniany dom w Anielinie Małej, tzw. Biduli. Obecnie mój dawny dom stoi przy ulicy potem niepodległa Polska i dużo nas było w domu do wykarmienia. Skończyłem tylko trzy oddziały szkoły podstawowej, bo trzeba było pracować i pomagać rodzicom. A znaleźć jakieś zajęcie wcale nie było łatwo – chwytaliśmy się każdej sposobności, żeby tylko móc zarobić na życie. Pamiętam, że tata skupował flaki wołowe i potem je sprzedawał. Wtedy w Mińsku było bardzo dużo Żydów, więc z nimi robił różne interesy. Jako mały chłopiec często pomagałem tacie w tej pracy. Pomagali także moi bracia i siostry. A jak już ktoś z nas stawał się pełnoletni, to wyjeżdżał za pracą do innych miast, a nawet i za granicę. Gdzie mieszkaliście, gdy sprowadziliście się do Mińska? K. W. – Mieszkaliśmy na ul. Długiej za Kościołem Mariawickim. Pamiętam, że niedaleko naszego domu stacjonował 7. Pułk Ułanów Lubelskich i czasem podpatrywałem, co się tam dzieje. Ale tata mnie pilnował, Portret ślubny. Z Marysią pan Kazimierz pobrał się w Sandomierzu. Modrzejewskiej. W 1937 r. urodziła się nam córka – Krysia. Jak już mówiłem, pracowałem przy brukowaniu mińskich ulic. A potem wybuchła wojna. Znowu było ciężko? K. W. – Oj, było. Wojnę spędziłem w Mińsku. Starsze rodzeństwo wyjechało za pracą. W 1940 roku na świat przyszła nasza druga córka – Danusia. Chcieli zabrać mnie na roboty do Niemiec, ale wyprosiłem sołtysa, że przecież mam dwoje dzieci, żeby mnie skreślił z listy, bo jak mnie zabiorą, to kto utrzyma rodzinę – żona z dwójką małych dzieci na pewno sama nie dałaby rady. I jakoś się udało – sołtys o mnie zapomniał. Ale za to na roboty do Niemiec wzięli mojego brata Romana. Pod koniec wojny w 1945 r. umarła moja mama – miała 92 lata. To już wiadomo po kim Pan odziedziczył geny długowieczności. A co robił Pan po wojnie? K. W. – Pracowałem jako szewc – miałem swój mały zakład w domu. Robiłem buty i wychowywałem dzieci, bo żona przez całe dnie pracowała w szpitalu. A potem zatrudniłem się w Fabryce Urządzeń Dźwigowych w Mińsku jako magazynier. Ale zaczęły się grupowe zwolnienia i musiałem odejść. Zatrudniłem się w Królewcu jako dozorca w betoniarni. A jak i ten zakład w końcu zamknęli, to poszedłem na emeryturę. Nie chciałem jednak siedzieć bezczynnie w domu i żeby sobie trochę dorobić, zacząłem handlować na rynku roboczymi ubraniami i butami. Spotykałem tam dużo ludzi, przychodzili znajomi, pożartowało się, pohandlowało, porozmawiało, człowiek się nie nudził. Jak Pan ocenia swoje życie z perspektywy stu lat? K. W. – Cieszę się z całego mojego życia. Wiele szczegółów już mi umknęło z pamięci, w końcu mam już swoje lata, ale choć człowiek od młodych lat musiał pracować, to chyba niczego bym nie zmienił. Zawsze najważniejsze były dla mnie dzieci i rodzina. Zawsze byłem wesoły, opowiadałem żarty, lubiłem ludzi, było i jest dobrze. Istnieje jakiś sprawdzony przepis na długowieczność? K. W. – Dobry humor i dużo ruchu. A może jakaś specjalna dieta? Na weselu prawnuka Rafała. K. W. – Od zawsze lubię jeść mięso, słoninę i boczek, im tłustsze, tym lepsze, a schabowy to tylko z kością. Także zupy na mięsie bardzo mi smakują. Dużo też jadłem ryb, W domu w Anielinie pan Kazimierz z żoną przyjął obraz Matki Boskiej. bo często po pracy wsiadałem na rower i jechałem na połów. Kiedyś w Mińsku i pod miastem było gdzie łowić. Przeważnie zarzucałem wędkę w rzece na Zakolu lub w stawie na Łazienkach. Co jest najważniejsze w życiu? K. W. – Najważniejsze jest zdrowie, bo jak to mówią – kiedy człowiek zdrów, to i wszystko inne też będzie. I rzeczywiście coś w tym jest. Myślę też, że ważna jest ufność i dobroć wobec ludzi, bo jeśli się czyni dobro, to ono zawsze wraca do człowieka, a zło tylko nas niszczy. Tak właśnie starałem się żyć. Zazwyczaj na urodziny życzy się ludziom stu lat. Panu te życzenia się spełniły. Czego więc teraz można Panu życzyć? K. W. – Może dwustu lat (śmiech)? Ale to chyba już za dużo (śmiech). Rozmawiał Dariusz Mieczysław Mól, fot. z archiwum domowego Kazimierza Wichrowskiego, DM R e k l a m a 7 Rodzina o Kazimierzu Wichrowskim Danuta Kurek, córka To mój ukochany tata. To on nas wychowywał. Zawsze byliśmy bardziej związani z nim niż z mamą, choć bardzo ją kochałam. Ale tata to tata. Od dawna zajmuje honorowe miejsce w sercu, ale też przy stole, gdy przyjdą do mnie goście, albo jak odbywają się rodzinne spotkania. Jego wnuki i prawnuki też okazują mu duży szacunek – wiedzą, że dziadek i pradziadek ma swoje niezbywalne prawa, np. codziennie musi o godz. 17 obejrzeć Teleekspress. Ogląda też swoje ulubione seriale, lubi dawne filmy i komedie. „Janosika” mógłby oglądać codziennie. Tata ma ogromne poczucie humoru. A o jego zdrowie dba wnuczka, która jest lekarzem, choć tata za bardzo nie choruje. Ma w mieszkaniu swój pokoik – to jego azyl, w którym ma ciszę i spokój. Pewnie, że czasami się spieramy, ale ja szybko ustępuję. Bardzo go kocham. Hania, wnuczka nietuzinkową, ciekawą i stale nas zaskakującą, a przy tym jest skromny. Dziękuję ci, dziadku, że jesteś. Ula, wnuczka Gdyby wszyscy dziadkowie byli tacy jak mój, świat byłby lepszy, a życie prostsze. Od kiedy pamiętam zawsze był i będzie w moim życiu. Był, kiedy stawiałam pierwsze kroki, kiedy kaligrafowałam pierwsze litery alfabetu, kiedy przywiązaną paskiem do siebie woził mnie skuterkiem do szko- Jak byłam mała i mieszkaliśmy z rodzicami i dziadkami w jednym domu, to pamiętam dziadka jako ciągle zajętego gospodarza. Nigdy nie siedział bezczynnie. Zawsze miał coś do zrobienia. Oszczędność, wieczne sprzątanie i niechęć do marnotrawstwa były codziennością dziadKazimierz Wichrowski z wnuczką Ulą i prawnuczką Olą. ka. Każdy, kto poznał dziadka, wiedział, że jest on specem od łapania much, os, komarów ły. Był w moim dorastającym życiu, gdy i pająków. Miał nawet własnoręcznie przez do rodziny wprowadzałam męża, oczekisiebie zrobione cztery rodzaje pacek na wałam jego akceptacji. Był pomocny, gdy muchy: do firanek były dwa rodzaje – meta- wychowywałam swoje dzieci, a teraz one lowa i plastikowa, do murów – filcowe. Każ- nie wyobrażają sobie, że kiedykolwiek moda porządnie oprawiona na kijku. Dziadek głoby go zabraknąć. Dziadek to nieprzemiKazio był też niezwykle zręczny – rąbanie jająca epoka, pomost między tym, co stare drewna w jego wykonaniu to prawdziwy a nowe. Nie zawsze było mu łatwo pogomajstersztyk. Mogłam godzinami patrzeć, dzić się z transformacją, jaka dokonywała jak to robi. Dziadek nigdy nie jeździł samo- się na przełomie tych stu lat w naszym żychodem, ale o rowerach wie prawie wszyst- ciu rodzinnym, sąsiedzkim, społecznym, ko. Do tej pory jest to jeden z najbardziej politycznym. Ale nie rozczulał się nad cenionych przez niego środków lokomocji. sobą, uczył nas pokory wobec życia, które Rower to największa duma dziadka, który nie zawsze usłane jest różami. Szczupły, twierdzi, że mężczyzna musi mieć zawsze żywotny człowiek, pełen poczucia humowyczyszczone buty i sprawny rower. Bar- ru, do dziś nazywany „Wicherkiem”. Przez dzo kocham swojego dziadka. Jest osobą całe swoje życie był pracowity jak mrówka. R e k l a m a 8 Dziadek nie zna słowa nuda. Ułożony przez siebie plan dnia realizuje perfekcyjnie, doprowadza wszystko do końca. Jego dewizą życiową jest powiedzenie „Co masz zrobić jutro, zrób dziś”. Dzięki niemu poznałam w dzieciństwie smak raków, królika, prawdziwego rosołu i wyrobów wędliniarskich, które sam robił. Smaku pyz ziemniaczanych, przygotowywanych do tej pory przez dziadka, nie znajdziecie nawet w najlepszej restauracji. Dziadek znany jest też z ciętej riposty, dobrego dowcipu ożywiającego spotkanie rodzinne i codzienne życie, np. ekspedientka w sklepie pyta – „Panie Kaziu, po co pan biega tak po schodach góra-dół, góra-dół któryś raz z kolei? – „A bo mi córka kazała kostusię ganiać” – padła odpowiedź. Taki jest mój dziadek. Małgosia, wnuczka Jak byłam małą dziewczynką chętnie przyjeżdżałam do dziadka i babci na wakacje. Pamiętam, jak dziadek woził mnie motorowerem nad wodę. Były to bardzo przyjemne chwile spędzone z dziadkiem Kaziem. Martyna, prawnuczka Gdy byłam małą dziewczynką, moją ulubioną zabawą była skacząca myszka. Dziadek robił ją zazwyczaj z chusteczki do nosa. Przez umiejętny ruch ręki myszka skakała raptownie w różnych kierunkach, wywołując mój uśmiech i radość. Teraz w ten sposób dziadek zabawia praprawnuka Szymona. Amina, prawnuczka W mojej pamięci zawsze zostanie określenie dziadka: „Sodoma i Gomora”. Nigdy nie zapomnę, jak kłóciłyśmy się z siostrą, która jest Sodomą, a która Gomorą, choć tak naprawdę nie wiedziałam, co oznaczają te słowa. Ale kiedy dziadek tak nas nazywał, wiadomo było, że coś przeskrobałyśmy. Alek, prawnuczek Pradziadek Kazio jest miły i śmieszny!!! I się przekomarza!!! Ale bardzo go lubię!!! Emil Ławecki Naukę śpiewu rozpoczął w Miejskiej Szkole Artystycznej w Mińsku. Od 2010 r. jest studentem wydziału wokalnego Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Współpracuje z wieloma zespołami wokalnymi i chórami kameralnymi, m.in.: Chórem Akademii Leona Koźmińskiego, Chórem Kameralnym MTM, zespołami Ars Antiqua i Ars Chori. Wykonuje w nich partie chóralne i solowe, odnosi wiele sukcesów na konkursach i festiwalach zarówno w kraju, jak i za granicą. Ale przede wszystkim można go usłyszeć na dziesiątkach koncertów z muzyką wokalną pochodzącą z różnych epok. Od sześciu lat jest członkiem Mińskiego Towarzystwa Muzycznego, a od czterech zasiada w jego zarządzie, gdzie aktywnie działa na rzecz podnoszenia poziomu kultury muzycznej w naszym regionie. Zawód: Student Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Data urodzenia: 31 Marca 1986 roku. Znak zodiaku: baran. Stan cywilny: kawaler. Miejsce urodzenia: Warszawa. W pracy lubię, gdy: wszystko idzie jak należy. Zawsze poprawia mi nastrój: fryzjer i zakupy :) Zaleta, którą mogę się pochwalić to: duża doza optymizmu. Gdy wychodzę z domu, nigdy nie zapomnę: o plecaku, a w plecaku mam portfel, nuty, telefon i jeszcze mnóstwo różnych „niezbędnych rzeczy”. Nie zasnę bez: mogę zasnąć w każdej sytuacji i o każdej porze. Dotychczas żałuję najbardziej, że: nie mogę robić naraz wszystkich rzeczy, które bym chciał. Marzę, aby być: bogatym. Sytuacje, które mnie stresują to: kiedy występuję przed „swoimi” oraz przemówienia publiczne. Czuję zadowolenie, kiedy: wszystko idzie po mojej myśli. Zawsze znajdę czas na: rozmowę. Zazdroszczę: ludziom, którzy potrafią zaplanować sobie dzień i trzymać się tego planu. Najbardziej dumny jestem z: tego, co robię. Koniec tygodnia to dla mnie: przeważnie czas koncertów. Zmieniłbym: jest mnóstwo takich rzeczy i to zarówno we mnie, jak i w innych :) Moje największe dotychczasowe osiągnięcie to: że jestem tu, gdzie jestem, i robię to, co robię. Wolny czas: spędzam z rodziną lub z dziewczyną. Nie mogę obyć się: bez muzyki. Czuję strach przed: ludźmi, z którymi nie da się rozmawiać. Uwielbiam: śpiewać. Zmieniłbym w sobie: brak systematyczności, niepunktualność, niekonsekwencję, słomiany zapał i jeszcze wiele, wiele innych rzeczy :) Moją pasją jest ostatnio: Jonas Kaufmann. Małżeństwo to: coś, do czego – mam nadzieje – kiedyś dorosnę. Ukształtowali mnie: oczywiście Rodzice. Największe marzenie to: śpiewać i utrzymać się z tego na godnym poziomie. Szczęście to: dla mnie rodzina. Moja pierwsza miłość: Ela, sąsiadka z naprzeciwka, problem w tym, że miałem wtedy 6 lat, a ona 16 i nic z tego nie wyszło :) Pytania ułożyła i odpowiedzi wysłuchała: mo R e k l a m a 9 olśniewająco. Pamiętam czasy, ponad 20 lat temu, kiedy jako nastolatka przychodziłam do pałacu i Ty wyglądałaś identycznie jak teraz. Zawarłaś jakiś pakt z diabłem w sprawie nieprzemijającej urody? E. D. – Kiedyś zajął się mną balsamista faraonów – może to jego sprawka, że czas łagodnie się ze mną obchodzi, a może po prostu dobre geny, nie wiem. Na wszelki wypadek wezmę od Ciebie numer do tego balsamisty zaraz po wywiadzie, a teraz wróćmy do MDK. Czym się zajmujesz? więc nie było tak pięknie. Ale teraz idę codziennie z przyjemnością do pracy, bo park i pałac to według mnie najpiękniejsze miejsca w Mińsku. E. D. – Mój zakres obowiązków to oprawa plastyczna imprez MDK i miejskich, czyli robię plakaty, zaproszenia, dekoracje. Prowadzę też zajęcia plastyczne dla dzieci i młodzieży, trzymam pieczę nad konkursami plastycznymi organizowanymi przez MDK na szczeblu powiatowym, organizuję wystawy pokonkursowe i wybrane artystyczne w Zielonym Domku. Większymi wystawami zajmuje się bardzo profesjonalnie moja koleżanka Joanna Wilczak. Odpowiadam też za współpracę z Kołem Kombatanckim w Mińsku, czyli dbam o oprawę plastyczną imprez rocznicowych w razie potrzeby i ogarniam sprawy organizacyjne. Miło mi się pracuje z panem Franciszkiem Zwierzyńskim, dla którego z chęcią wykonałam projekty okładki do dwóch jego książek. Projektowaliśmy razem także tablice upamiętniające miejsca pamięci narodowej. Za ową współpracę uhonorowano mnie w 2007 r. złotą Odznaką za Zasługi dla Związku Kombatantów Rzeczypospolitej Polskiej i Byłych Więźniów Politycznych. Jesteś mińszczanką od urodzenia? A gdzie nauczyłaś się fachu? Jeżeli chodzi o miejsce, to faktycznie trudno o piękniejsze. E. D. – Nie, urodziłam się w Łukcie w woj. warmińsko-mazurskim i dopiero jak miałam cztery lata, opuściłam Ostródę i zamieszkałam w Mińsku. To będzie już jakieś 100 lat temu (śmiech). E. D. – Na początku pracowaliśmy w suterenie jednego z bloków przy ul. Dąbrówki, Prosty rachunek pokazuje, że w takim razie masz już 104 lata, a wyglądasz E. D. – W Studium Reklamy – to była dla mnie wymarzona szkoła, pełna ciekawych ludzi, trzymająca wysoki poziom artystyczny. Bardzo dobrze wspominam tamte czasy. Moją wychowawczynią była ulubiona, pełna ciepła i wyrozumiała Ania Natorff. Jeździłam z nią na plenery malarskie organizowane przez Centrum Kultury i Sztuki województwa siedleckiego. Wiele się od niej nauczyłam. Doszlifowano mnie dalej w Akademii Podlaskiej, zarówno pod względem warsztatowym, jak i pedagogicznym, co jest mi niezbędne w mojej codziennej pracy. Życie jest piękne Ela Dunajewska w rozmowie z Dorotą Berg odkrywa swoją receptę na ciekawe życie, szczęście, wymarzoną pracę i opowiada o ludziach, z którymi tworzyła i tworzy kulturalną przestrzeń naszego miasta. To ona w MDK uczy małych mińszczan wrażliwości na sztuki plastyczne. A skrycie marzy o domku na wsi... Podobno jesteś pracownikiem z najdłuższym stażem w naszym Miejskim Domu Kultury? Elżbieta Dunajewska (E. D.) – Chyba tak, bo zaczęłam pracę zaraz po liceum, a to już będzie ze trzydzieści lat. I jestem szczęśliwa, bo robię to, co lubię, i nie wyobrażam sobie siebie gdzie indziej. A potem wraz ze szkołą skończyły się „ciekawe czasy” i zaczęła proza życia? W pracowni plastycznej w MDK – „nie wyobrażam sobie siebie gdzie indziej”. 10 E. D. – Nie było tak źle. Zaczęłam moją wymarzoną pracę i szczęśliwie otaczali mnie wspaniali ludzie, pasjonaci, ciekawe osobowości. W małym PDK-u na Dąbrówki działały sekcje: plastyczna, szachowa, teatralna, fotograficzna, muzyczna, zawiązywał się Big Band, odbywały się dyskoteki, konkursy piosenki dla dzieci i młodzieży, np. Festiwal Piosenki Przedszkolnej, który zapoczątkowała Ela Sieradzka, a także konkursy recytatorskie, plastyczne, turnieje szachowe, groteki dla dzieci. Działał również Dyskusyjny Klub Filmowy, były występy estradowe. Dużo się działo, a my wtedy oprócz wspólnej pracy nawiązaliśmy przyjaźnie, które trwają po dziś dzień. Nie było wyścigu szczurów, lansu, wygryzania się, mogliśmy na sobie polegać i liczyć na siebie nie tylko w sytuacjach zawodowych. i przyozdabiałam rysunkami, żeby przyciągały wzrok. Plakaty, które robiłam dla kina Bałtyk, często były kradzione z gabloty ze względu na rysunki. Teraz nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby ukraść plakat ze względów estetycznych, bo do wszystkiego mamy łatwy dostęp. A to przekłada się na całą naszą pracę, kiedyś np. łatwiej było przyciągnąć mińszczan na organizowane przez nas imprezy Kogo ze współpracowników najlepiej wspominasz? E. D. – Wręcz przeciwnie, kiedyś często były to lokalne inicjatywy i występy amatorskie, teraz profesjonalne i na wysokim poziomie artystycznym, ale ludzie są zagonieni i bardziej wymagający, cóż, świat idzie do przodu. E. D. – Wszyscy byli wspaniali, trudno kogoś wyróżnić, ale nie sposób nie wspomnieć np. o mojej pierwszej dyrektor Łucji Groblewicz, która nazywała mnie „Mała” i ten przydomek przylgnął do mnie na zawsze. Dobrze wspominam Elę Sieradzką, która prowadziła sekcję teatralną, a później została naszym kierownikiem, Janusza Szymańskiego, Janka Kaczorka, Ewę Wąsowką, wszystkim znaną „Funię”, Zbyszka Sitka, który zajmował się trudną młodzieżą, szczególnie Błoniem, bo znane kiedyś było jako skupisko narkomanów. Jest jeszcze Gosia Wilkosz, która też prowadziła zajęcia teatralne. Spod jej skrzydeł na wielkie wody wyfrunęli Karolak i Goźliński. Chciałam wspomnieć jeszcze wspaniałą dziewczynę pracującą ze mną – Teresę Żelazo, która teraz pracuje w Domu Kultury w Malborku, ale nadal utrzymujemy kontakt. Współpracował też z nami Maciek Cichocki, który prowadził niezapomniane dyskoteki. Wielu by jeszcze wymieniać... To znaczy, że teraz Wasza oferta jest mniej atrakcyjna? Jakie imprezy czy inicjatywy „przeminęły z wiatrem”, a warto o nich teraz mińszczanom przypomnieć? E. D. – Na przykład w końcu lat osiemdziesiątych działał zespół taneczno-wokalny „Przygoda” prowadzony przez profesjonalnego pana od baletu – Leszka Adamczyka oraz przez Macieja Domagałę i Romana Wachowicza we współpracy z Marcinem Wolskim. Dokonali świetnych nagrań w Kielcach. W Sali widowiskowej FUD odbyła się premiera widowiska „Hej, przygodo”. Robiłam projekty strojów i ogromną scenografię, kilka odsłon, wszystko jak w teatrze podciągane w górę. Pamiętam niekończące się przyszywanie kółeczek metalowych do materiału-tła, przeciąganie lin do podciągania, malowanie jaskini, itp. Najbardziej śmieszne i pracowite zarazem było gotowanie kości (śmiech). W przedstawieniu była scena z jaskiniowcami. Kupiliśmy więc w rzeźni kości, wielkie, wołowe i gotowaliśmy je u mnie w ogrodzie w ogromnym garze. Pomagała też moja mama, oczyszczała je z mięsa. Później kości schły, a na koniec pomalowaliśmy je lakierem – to było poświęcenie! Teraz kupiłoby się gotowe. Czym się różniła praca wtedy od tej teraz? E. D. – Pod względem technicznym trzeba było więcej rzeczy robić ręcznie. Wszystkie plakaty na imprezy wypisywałam sama Ela Dunajewska z Tomaszem Stockingerem i z Piotrem Skrzyneckim. R e k l a m a Biuro Rachunkowe Monika Kujawa Oferuje profesjonalną obsługę w zakresie usług: finansowo-księgowych kadrowo-płacowych Konkurencyjne ceny. Bezpłatny odbiór i dostarczenie opracowanych dokumentów do klienta. e-mail: [email protected] tel.: 695 189 290 11 Przy widowisku pracowała też ciężko Ela Sieradzka, która uszyła przepiękne stroje. Dokładnie już nie pamiętam, ale chodziło tu o przekrój dziejowy, od jaskini przez teraźniejszość do ery komputerów i kosmosu! Ogromne i bogate przedsięwzięcie. Elektronik z Sulejówka robił podłączenie komputerów-atrap, wszystko świeciło, migało, do tego supermuzyka, czad! A coś dla Ciebie? E. D. – Chciałabym mieć więcej czasu, spokoju i... domek na wsi A naszemu miastu czego można życzyć? E. D. – Żeby doczekało się w końcu architekta miejskiego, który sprawiłby, że nasza miejska architektura byłaby bardziej spójna, tak jak to zrobiono z jedną z elewacji Biblioteki Miejskiej, która wtopiła się w otoczenie. Życzę też naszemu miastu i jego mieszkańcom więcej kwiatów, skwerków i zieleni w przestrzeni miejskiej, żeby piękniej i milej żyło się nam tutaj razem. Jakie sławy poznałaś dzięki swojej pracy? E. D. – Budkę Suflera, Lady Pank, Szczepanika, Kryszaka, który na żywo ma dużo więcej włosów niż w telewizji i jest bardzo miłym człowiekiem. Poznałam też Tomasza Stockingera, Andrusa, Korę i wielu innych. Piłam wódkę z Jankiem Himilsbachem, a najmilej z całej tej plejady gwiazd wspominam Piotra Skrzyneckiego. To był bardzo ciepły człowiek i wielki artysta. Rozmawiała Dorota Berg, fot. z archiwum Elżbiety Dunajewskiej, DM Pewnie z Twoją pracą wiąże się wiele ciekawych sytuacji. Opowiesz nam jakieś zabawne zdarzenie? E. D. – Było ich wiele, bo taka jest praca z artystami – czasami zaskakująca, czasami zabawna, ale na pewno zawsze pełna emocji. Pamiętam jak kiedyś poszłam na dywanik do dyrekcji za prima aprilisowy żart, bo namalowałam plakaty z zapowiedzią koncertu Violetty Villas, który oczywiście się nie odbył, bo istniał tylko w mojej wyobraźni. Ale wzbudził zainteresowanie mińszczan (śmiech). Darek Wocial, były szachista, a obecnie pediatra, przypomniał mi historię ze zwierzaczkami z kasztanów i żołędzi. Mali plastycy i szachiści dzielili wspólna salę. Maluchy wykonały zwierzaki, którym za nóżki służyły zapałki, a starsi od nich szachiści poupalali im te nóżki i nijak zwierzaki nie chciały stać. Podobno Ela Dunajewska wieku 16 lat z ukochanym kotem Bobeszem. się wtedy rozpłakałam. Takie psoty robiliśmy sobie nawzajem. My im malowaliśmy stoły podczas naszej pracy, a oni wymyślali kary (śmiech). Jakie imprezy organizowane i współorganizowane przez MDK lubisz najbardziej? Podczas jednej z wystaw, gdy jeszcze Dom Kultury mieścił się przy ul. Dąbrówki. E. D. – Lubię Festiwal Jana Himilsbacha, który jest robiony z dużym rozmachem. Uwielbiam Przegląd Piosenki Poetyckiej, którego inicjatorką jest Joanna Wilczak – ma on swój niepowtarzalny klimat z wysokim poziomem wykonawców konkursowych i jedynym w swoim rodzaju cudownym koncertem artystów Piwnicy pod Baranami. Jaki jest Twój największy życiowy sukces? E. D. – 13-letni Konrad, mój syn i najważniejszy facet w moim życiu. Odziedziczył zdolności plastyczne po mamie? „Początki mojej pracy w Domu Kultury – razem z moimi podopiecznymi topimy marzannę”. E. D. – Odziedziczył, nawet mój profesor malarstwa ze studiów, kiedy obejrzał jego prace, poradził mi, żebym nad nim pracowała, bo warto. Chociaż mój syn, co nietypowe dla duszy artystycznej, lubi i jest całkiem niezły z przedmiotów ścisłych. Ma też bardzo filozoficzne podejście do życia. Zobaczymy, na kogo wyrośnie. Jakie jest Twoje największe marzenie? Na plenerze malarskim w Urlach. 12 E. D. – Żeby Konrad był zdrowy, szczęśliwy i wyrósł na dobrego człowieka, żeby miał zawsze proste ścieżki życiowe. Po premierze widowiska „Hej, przygodo” z Małgosią Wilkosz. się też nadziwić, jak inaczej (i lepiej) brzmi „Rubberband Girl”, nie mówiąc już o genialnej piosence „Deeper Understanding”, która nabrała głębi i jeszcze bardziej złowieszczej wymowy. Kiedy „Director’s Cut” trafił na sklepowe półki, zaczęto też mówić o nowym studyjnym albumie Kate Bush. Kate Bush poznałem dzięki audycjom Tomasza Beksińskiego, który w latach 80. na antenie programu 2 Polskiego Radia prezentował jej wczesne płyty. Zakochałem się bez pamięci w niezwykłym głosie Kate i jej muzycznej wyobraźni. Słuchałem „The Kick Inside” (z przebojem „Wuthering Heights”), „Lionheart” (z hitem „Wow” i „Hammer Horror”), „Never for Ever” (ze słynną „Babooshką” i „Army Dreamers”), „The Dreaming”. Potem ukazał się chyba najbardziej znany album Kate „Hounds of Love”. Może to właśnie szum, jaki zrobił się wtedy wokół niej, sprawił, że artystka przestała wydawać regularnie nowe krążki. Na każdy trzeba było czekać latami. „50 Words For Snow” ukazał się pod koniec 2011 r. Otwiera go utwór „Snowflake”. Kiedy pierwszy raz usłyszałem to nagranie, nie wiedziałem, co powiedzieć. Zaskoczył mnie głos Alberta McIntosha i perfekcyjność dźwięków pianina. Ale gdy rozpoczął się „Lake Tahoe”, nie miałem już wątpliwości, że Kate zaprasza mnie do swojego introwertycznego muzycznego świata, w którym muzyka, słowa i niczym nieskrępowana wyobraźnia tańczą, jak artystka im zagra. Utwory na „50 Words For Snow” są rozbudowane i tworzą niezwykłe, może trochę mroczne muzyczne opowieści. W roli głównej oczywiście pianino, a w tle trochę elektroniki, gitary, perkusja, czasem orkiestra. Głos Kate zjawiskowy jak zawsze, ale dojrzalszy, trochę niższy. Po „Aerial” wydanym w 2005 r. to kolejny konceptualny album Kate, który albo odrzuci się zaraz po pierwszym przesłuchaniu, albo za kolejnym odtworzeniem będzie się smakowało każdą jego nutę z coraz większą przyjemnością. Takie płyty tworzą artyści, którzy już niczego nie muszą nikomu udowadniać, nie łaszą się muzycznie do publiczności, tylko robią swoje. To kolejny krążek, który potwierdza, że Kate Bush jest po prostu genialna! Tekst Dariusz Mieczysław Mól, fot. EMI Music Cihy rysuje z cyklu „Król i Błazen” odc. 6 Tym bardziej się cieszyłem, gdy w 2011 roku. Kate podarowała swoim fanom aż dwa znakomite albumy. W połowie roku ukazał się „Director’s Cut”. To niezwykła płyta, bo znalazły się na niej „przerobione” kawałki z „The Sensual World” oraz „The Red Shoes”. Obie płyty bardzo lubię i wydawało mi się, że nagrane na nich piosenki są perfekcyjnie dopracowane – po co więc coś zmieniać. Ale już po pierwszym przesłuchaniu „Director’s Cut” ze zdumieniem stwierdziłem, że można, że brzmią lepiej. Kate nagrała na nowo główny wokal i sekcję perkusji, „The Sensual World” zyskał nowy tekst, a „Moments Of Pleasure” bez orkiestry, tylko z męskim chórem dosłownie powalił mnie na kolana. Nie mogłem R e k l a m a 13 Dzień z życia strażaków R e k l a m a 14 fot. PawełJ Nasz fotoreporter spędził jeden dzień ze strażakami z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Mińsku Mazowieckim. Towarzyszył im z aparatem m.in. podczas odpraw, trudnych ćwiczeń czy przerw na posiłek. Oto, co utrwalił jego obiektyw... R e k l a m a 15 wstępniak Karnawał jaki jest, każdy widzi. Trudno się oprzeć wrażeniu, że w naszym mieście karnawał trwał zawsze przez cały rok, niezależnie od ram wyznaczonych kalendarzem gregoriańskim. Cóż tam impreza w Rio, skoro my zawsze mieliśmy nasze Tokio (wtajemniczeni wiedzą, o czym mówię :). W Tokio zawsze trwał karnawał. Przybierał czasem formę zabawy, czasem konfliktu ideologicznego, kiedy indziej szeptanych rozmów Polaków. W Tokio zbierali się znajomi i mniej znajomi. Od zimy do zimy, przez cały rok można było dzielić się swoimi poglądami, rozprawiać filozoficznie o ważnych i mniej ważnych sprawach, tańczyć i śpiewać w podgrupach, kierując się poczuciem przynależności do danej podgrupy. Niekiedy podgrupy falowały z niechęci do siebie, aczkolwiek zawsze na końcu wyjaśniano sobie wszelkie nieścisłości i wracano na swoją ławkę. Karnawał uliczny to zabawa pokaźnej liczby obywateli, więc pozostawia po sobie jeszcze bardziej pokaźną ilość śmieci. Tak też bywało w Tokio, co nie ukrywam – jako uczestnik tamtych imprez – napawa mnie do dzisiaj wstydem. Z czasem świadomość w narodzie wzrastała i wyrzucenie atrybutów karnawałowych do licznie rozstawionych śmietniczek nie sprawiało już takiej trudności. Czasami na imprezach karnawałowych pojawiali się przedstawiciele władzy. Towarzystwo na chwilę cichło, kilku wybrańców okazywało swoje dane osobowe, reszta w tym samym czasie energicznie ukrywała nie wiedzieć czemu wyżej już wspomniane atrybuty karnawałowe. Nigdy jednak nie dochodziło do jawnego buntu przeciw władzy, ponieważ władza chyba też doceniała potrzebę narodu do zgromadzeń i poczucia wspólnoty. Co prawda, czasami zdarzały się drobne rozruchy, ale nie słyszałem, żeby przybrały kiedykolwiek formę walk ulicznych. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie w pewnym okresie mojego życia, kiedy co jakiś czas urlopowany wracałem do Mińska z wielkopolskiej emigracji, Tokio było miejscem, gdzie nadrabiałem zaległości z wiedzy dotyczącej życia towarzyskiego, wydarzeń mniej lub bardziej ważnych dla ludzi, mniej lub bardziej ważnych. W karnawale większość z nas lubiła bawić się w miejscach zamkniętych, typu mieszkania lub lokale, często jednak wracając do domu, brnąc w śniegu, albo rozkoszując się resztkami świadomości, wiosennym deszczem lub letnim świtem zgadaliśmy się z nadzieją na kontynuację zabawy w Tokio. Zawsze można było spotkać tam kogoś ciekawego i nieważne, że ten ktoś nie za bardzo miał już ochotę do zabawy i wymiany poglądów. Ważnie, że w Tokio zawsze trwał karnawał bez ram kalendarza... Redakcja Strefowiska (adres znany Redakcji) 16 STREFA NIE TYLKO KARNAWAŁOWA Świetną zabawą podczas imprez w czasach, gdy nie istniały jeszcze komórki, było dzwonienie do przypadkowych ludzi za pomocą telefonu na kablu i swobodne konwersowanie z nimi. - Chodźcie, zadzwonimy do kogoś. - Ja będę gadać. Wykręcamy numer i dajemy słuchawkę podpitemu P., który wali z grubej rury: - No co, palancie? Ty k… jełopie, co chciałeś? Nagle kolega blednie i szybko odkłada słuchawkę. - O k… to był mój ojciec! Jeden mój znajomy grał na gitarze w latach osiemdziesiątych w kultowym rokowym zespole. Trasy, koncerty i nudne peerelowskie hotele – dobre pomysły na spędzanie wolnego czasu były więc w cenie. Zmęczenie, intensywna zabawa i zawsze ktoś pierwszy poległ na placu boju. Ale od czego ma się kolegów? Pomoc nadchodziła szybko. Po chwili nasz bohater leżał rozebrany na łóżku. Kolejny etap zabawy to zamiana drzwi od pokoju śpiącego z drzwiami świeżo zdjętymi z damskiej toalety. Na dobrej imprezie dziewczyna wyskakuje z tortu, na kiepskiej – tort z dziewczyny. Sąsiedzi przyzwyczajeni do imprez u K.L. nie zdziwili się zbytnio, gdy pewnego głośnego sobotniego wieczoru wszedł do nich przez drzwi balkonowe miły, młody człowiek. Powiedział: ,,Dobry wieczór’’, po czym wyszedł drzwiami wejściowymi. Inny muzyk rockowy z bardzo znanej kapeli w latach 80-tych miał problemy z piciem. Opowiadał później, już po latach, że przez dwa tygodnie był w trasie, grał koncerty, czasami nawet dwa dziennie, będąc przez cały ten czas na zerwanym filmie. Znane jest w świecie rockmanów pewne powiedzenie: można grać na trzeźwo, ale po co ryzykować? Pewien mój dobry znajomy przesadzał z alkoholem. Tego feralnego dnia urwał mu się film. Całkiem poprawnie fizycznie funkcjonując, wylądował na baletach w mieszkaniu D. Bawiła tam również M. mieszkająca w bliźniaczym mieszkaniu, również w centrum Mińska, jednak w innym bloku. Nasz bohater nad ranem odzyskał film i skojarzył, gdzie jest, jednak niezbyt precyzyjnie. Wydawało mu się bowiem, że wychodzi od M., i chociaż mieszkał na Serbinowie, to po dotarciu do ulicy Warszawskiej skierował się ostro w stronę Warszawy. I tak pędząc co sił w nogach, po jakimś czasie znalazł się w szczerym polu, nie bardzo wiedząc, o co chodzi. Scena z radzieckiego filmu. Potańcówka w kołchozie. Druzgocąca przewaga kobiet. Pracownice w chustkach podpierają ściany. Młody traktorzysta z rękami w kieszeniach i szelmowskim uśmiechem przechadza się po sali, próbując dokonać wyboru partnerki do tańca. Jest panem sytuacji. Na twarzach mijanych kobiet maluje się nadzieja. - Tańczysz? - Tak. Zapytana kobieta odpowiada, nie dowierzając swojemu szczęściu. - A ja śpiewam: la, la, la… TH WIEŚCI GMINNE Karnawał w RIO Jak wiadomo, najwspanialszy karnawał odbywa się w RIO, dlatego zapytaliśmy pracowników Regionalnej Izby Obrachunkowej (RIO), jak w tym roku będą świętować i bawić się w okresie karnawału. I nie zawiedliśmy się! Pracownicy szykują wspaniałe stroje i ćwiczą sambę już od września. Wzdłuż głównego korytarza wyznaczono „sambodrom”, gdzie w piątek przy dźwiękach oszałamiającej muzyki i feerii iluminacji przejdzie wspaniały korowód różnych szkół tańca księgowego. Na specjalnie skonstruowanych platformach z biurek i foteli na kółkach wystąpią wspaniale wystrojone księgowe i rewidentki, rywalizując o nagrodę najbardziej roztańczonego działu kontroli. Ta wspaniała inicjatywa od lat przyciąga wielu widzów, a werdykty sędziów z pobliskiego sądu potrafią wywołać prawdziwe łzy szczęścia lub prawdziwego zawodu wśród uczestników oraz widzów. Jak bawią się elity „W naszej firmie przygotowania do zabawy trwają już kilka dni – mówi Zosia (21 l.) recepcjonistka pewnej dużej firmy – już od czwartku, nawet do bardzo późnych godzin nocnych szefowie wrzucają ogromne ilości dokumentów, faktur czy umów do niszczarek. Uzyskane w ten sposób długie papierowe tasiemki pakujemy do foliowych worków, które wywożą podstawione ciężarówki. Zapewne posłużą do uświetnienia karnawałowej zabawy – zgaduje Zosia – zabawa na pewno będzie wspaniała, bo szef ostatnio mówił, że będzie „niezła jazda bez trzymanki”, i śmiał się dziko. Szefowa trochę płakała, trochę się śmiała, ale to chyba z podniecenia. Szef powiedział, że możemy w poniedziałek nie przychodzić, więc pewnie nieźle zabalują w ten weekend” – zgaduje nasza respondentka. Biały Bal Zupełnie inaczej wyglądają przygotowania do zabaw w jednym ze szpitali. Do karnawałowego szaleństwa przygotowuje się cały personel oraz chorzy. Wszędzie widać przygotowania. Anastezjolodzy szykują prawdziwie odlotowe mieszanki, chirurdzy ostrzą sobie lancety, salowe szykują sale. Całe pogotowie stoi w pogotowiu, a księgowość nie wyrabia w szykowaniu ozdób w formie kolorowych karteczek o różnych rozmiarach. Na wszystkich rozrywkowych gości czeka porządna porcja adrenaliny – w zależności od ich potrzeb i możliwości. Gipsownia proponuje zabawę pt. wszystkim najlepiej jest w białym. W trakcie zabawy będą wykonywane okolicznościowe zdjęcia rentgenowskie (także rozbierane). Obsługa zapewnia slalom po oddziałach, przejazdy łóżkiem lub autem na sygnale, wizytę w prosektorium i inne niesamowite atrakcje. Rano zmęczonym imprezowiczom pielęgniarki podadzą kaczki lub zaproponują relaksujący basen. Odwieczna wojna Podajemy wyniki odwiecznej wojny postu z karnawałem: Post: 0 Karnawał: 2012 Czyli po staremu! Wesołej zabawy! W każdy czwartek czytaj nas on line: R e k l a m a 17 Nie przegap! 26 stycznia – czwartek o godz. 10 i 11.30 w Miejskiej Szkole Artystycznej dzieci mogą obejrzeć wyświetlane na ekranie przedstawienie „Magiczna trupa Robinsona Bluesa”. w godz. 15-17 Miejska Biblioteka Publiczna zaprasza dzieci na urodziny Kuby i Buby. W programie: konkursy, zabawy, wspólne śpiewanie oraz tort. Wstęp wolny. o godz. 15 w MBP odbędzie się I spotkanie sieci organizacji pozarządowych z powiatu mińskiego zorganizowane przez Federację Organizacji Służebnych MAZOWIA w ramach projektu „Budujemy współpracę na Mazowszu - od organizacji do federacji”. o godz. 21 Mjuzikowe Karaoke w Mjuzik Pubie. Imprezę poprowadzą: Ruda Dorotka, Dragan oraz Nalaś. Wstęp wolny. Ferie w mieście – zajęcia w MBP i SP5. 27 stycznia – piątek od godz. 10 Miejska Biblioteka Publiczna zaprasza młodych czytelników na Galimatias, czyli dzień różności. Czwartek, 19.01 – wernisaż wystawy malarstwa Zygmunta Magnera w MDK. o godz. 21 Mjuzik Pub & Massive Events zapraszają na Sound Battle. To pierwsza tego typu impreza, gdzie zmierzą się miłośnicy muzyki elektronicznej (house i electro pop) i Dubstep, Drum’n’Bass oraz Electro Trash. Zagrają: Jr.Dany, Brain Damage, Loczek, Savic, Ben Hostic i Hali. Wjazd do godz. 22 – 10 zł, po godz. 22 – 15 zł. 28 stycznia – sobota w godz. 16-23 wieczór gier planszowych i bitewnych, ul. Kazikowskiego 25 (wejście od parkingu). Zapraszamy graczy w wieku od 15 lat. Można przynieść swoje gry. Na miejscu kawiarenka ze słodyczami i napojami. 29 stycznia – niedziela o godz. 16 w sali kameralnej Miejskiego Domu Kultury wystąpi Kabaret Skeczów Męczących z programem „Śmiechosteron”. Bilety kosztują 25 zł. Szerzej o występie KSM piszemy w Strefie informacji na str. 4. 18 Sobota-niedziela, 21 i 22.01 – VI Wystawa Gołębi Rasowych, Drobiu Ozdobnego i Ptaków Egzotycznych w SP5. Niedziela, 22.01 – koncert kolęd Chóru Kameralnego Mińskiego Towarzystwa Muzycznego pod dyrekcją Tomasza Zalewskiego w Kościele pw. Św. Antoniego z Padwy. Redaktor naczelny Dariusz Mieczysław Mól e-mail: [email protected] Dział reklamy tel. 724 822 000, 724 001 900 e-mail: [email protected] Wydawca Strefa M sp. z o. o. Mińsk Mazowiecki, ul. I PLM „W-wa” 1d/16 tel. + 48 660 435 991 e-mail: [email protected] Zespół redakcyjny Dorota Berg,Jarosław Rosłoniec, Wojtek „Cihy” Cichoń Skład DTP E-HO Justyna Golcew Druk EUROGRAF S.C. Biuro Redakcji ul. Świętokrzyska 5 Strona internetowa www.strefaminsk.pl Korekta Monika Wasilewska Redakacja nie zwraca niezamówionych artykułów i zastrzega sobie prawo do zmian i skrótów w nadesłanych tekstach. Redakcja nie odpowiada za treść ogłoszeń i reklam. Fot. Valdi Piekarski (MBP), Leszek Siporski (minskmaz.com), DM o godz. 10 MDK zaprasza na pokaz filmowy komedii „Zemsta futrzaków”. Bilet kosztuje 5 zł i można go będzie nabyć przed projekcją. USŁUGI Budowa domów, więźba dachowa, krycie dachów 603-555-572 Ocieplanie poddaszy, układanie paneli, malowanie 603-435-208 NIERUCHOMOŚCI Sprzedam działkę w Targówce 1711mkw. tel. 723 937 947, dzwonić wieczorem. Wynajmę mieszkanie dwupokojowe 54 m umeblowane na parterze ul. Szpitalna tel. 507 277 622 NAUKA Nauka pływania Tel. 530 777 537 Cool School przy PKP Angielski dla dzieci Klubik malucha Zajęcia muzyczne 503816910 www.cool-school.za.pl PRACA Zatrudnię przedstawiciela handlowego z doświadczeniem CV na adres [email protected] Przewozy pasażerskie JARCYK, 8+1, 15+1, 17+1, 20+1, tel. 668 030 132 NOCLEGI W GÓRACH – KORBIELÓW 25 zł/os, 3 pokoje 4-os. tel 604 839 755 Doradztwo: aranżacja wnętrz, ścianek działowych, wybór materiałów wykończeniowych, umeblowania. 502 894 965. Spedytor międzynarodowy Wykształcenie: średnie lub wyższe Doświadczenie: mile widziane Miejsce pracy: Mińsk Maz. Inne: znajomość jęz. angielskiego w stopniu komunikatywnym, mile widziana znajomość drugiego jęz. obcego, dyspozycyjność, odporność na stres (22) Kierowca C+E z uprawnieniami HDS Miejsce pracy: Nowy Konik Inne: prawo jazdy kat. C+E, uprawnienia HDS (24) Kierownik budowy z uprawnieniami Wykształcenie: wyższe magisterskie (budownictwo) Doświadczenie: wymagane kilkuletnie dośw. Miejsce pracy: Mińsk Maz. Inne: wymagane pełne uprawnienia budowlane (21) Sekretarka Wykształcenie: średnie Miejsce pracy: Sulejówek Inne: znajomość jęz. rosyjskiego w stopniu komunikatywnym, umiejętność dobrej organizacji czasu pracy, odpowiedzialność, rzetelność, odporność na stres (23) Pracownik administracyjno – biurowy (z grupą inwalidzką) Wykształcenie: średnie (ekonomiczne) Doświadczenie: wymagane Miejsce pracy: Kałuszyn Inne: dobra znajomość komputera, grupa inwalidzka (20) Wynajmę plac, utwardzony, ogrodzony 1000 m2 ul. Huberta tel. 600 042 553 RÓŻNE Asystent spedytora Wykształcenie: średnie lub wyższe Doświadczenie: mile widziane Miejsce pracy: Mińsk Maz. Inne: znajomość jęz. angielskiego w stopniu komunikatywnym, mile widziana znajomość drugiego jęz. obcego, dyspozycyjność, odporność na stres (22) R e k l a m a