płomień świętej wojny

Transkrypt

płomień świętej wojny
PŁOMIEŃ ŚWIĘTEJ WOJNY
2015-04-27
Budowany konsekwentnie przez Państwo Islamskie świat brutalnej konfrontacji
międzyreligijnej i międzycywilizacyjnej będzie jednocześnie końcem naszych marzeń
o wolności i prawach jednostek.
Już u zarania samozwańczego kalifatu, powołanego przez Państwo Islamskie (Islamic State – IS) latem 2014 roku, stało się jasne, że islamiści
„nowej generacji” mają znacznie szersze poparcie wśród rzeszy sunnickich muzułmanów na świecie (zwłaszcza młodzieży), niż można się było
wcześniej spodziewać. Idea „państwa islamskiego”, odnosząca się wprost do pierwszych wieków islamu – a więc czasów jego żywiołowego
rozwoju (głównie w sensie terytorialnym) i świetności politycznej – przemawia do wyobraźni i serc wiernych znacznie skuteczniej i żywiej niż mgliste
plany i przesiąknięte mistycyzmem religijnym odezwy Al-Kaidy. Ta inspiracja przejawia się zarówno w postaci masowego napływu w szeregi IS
zagranicznych „ochotników dżihadu” (szacowanego nawet na kilka tysięcy osób miesięcznie), jak i zwiększonej aktywności islamskich radykałów
w różnych częściach świata. Od USA i Kanady, przez Europę, Afrykę i Azję, aż po Australię rośnie aktywność islamistów, zarówno dużych grup, jak
i samotnych wilków lub członków niewielkich, samorzutnie tworzących się komórek inspirowanych ideologią i propagandą IS, często niemających
żadnych formalnych związków z tą organizacją. Tacy ludzie są najbardziej niebezpieczni, znajdują się bowiem poniżej pułapu wykrywalności („poza
radarem”) służb bezpieczeństwa państw zachodnich (także w Polsce!) i najczęściej zbrodnicze zamiary udaje im się utrzymać w tajemnicy aż do
samego końca, czyli realizowanej przez siebie operacji terrorystycznej.
Pod wspólnym mianownikiem
Tym samym Państwo Islamskie i jego samozwańczy kalifat, choć od kilku miesięcy nie odnotowują już spektakularnych i propagandowo
widowiskowych sukcesów w Iraku lub w Syrii, wciąż są groźnym przeciwnikiem, zdolnym do podjęcia zaskakujących uderzeń tam, gdzie nikt się
tego nie spodziewa. I nie chodzi tu wyłącznie o operacje w regionie samego Lewantu czy szerzej – całego Bliskiego Wschodu, lecz o akcje
w samym sercu świata Zachodu, tego mitologicznego islamskiego Dar al-Harb, „świata wojny”, który należy siłą podporządkować władzy islamu.
Autor: Tomasz Otłowski
Strona: 1
Tak jak obawiano się już wcześniej, wspomniana aktywizacja zradykalizowanych jednostek w społecznościach islamskich na Zachodzie, będąca
dziełem IS i kalifatu, szybko przerodziła się w konkretne czyny. Liczne ataki i zamachy terrorystyczne – zarówno te najbardziej spektakularne
(Ottawa, Sydney, Paryż, Kopenhaga czy Tunis), jak i mniej znane (atak na muzeum żydowskie w Brukseli w maju 2014 roku oraz wiele incydentów
z udziałem islamskich radykałów, które zostały uznane jedynie za wybryki lub czyny kryminalne) – dotknęły państwa zachodnie w ciągu ostatnich
kilkunastu miesięcy.
Na podstawie analizy charakteru i przebiegu tych incydentów można pokusić się o postawienie pewnych uogólnionych tez, dotyczących zarówno
preferowanego przez Państwo Islamskie modus operandi, jak i jego strategii w walce z Zachodem. Operacje terrorystyczne, podejmowane
w krajach zachodnich w imieniu i na rzecz IS, łączy bowiem wiele wspólnych elementów.
Przede wszystkim żaden z kilku największych i medialnie najbardziej spektakularnych ataków IS dokonanych na Zachodzie w ostatnich miesiącach
nie miał charakteru zamachu bombowego. To zasadnicza, fundamentalna wręcz różnica w sposobie prowadzenia działań terrorystycznych,
w porównaniu z akcjami podejmowanymi przez komórki i struktury powiązane na przykład
z Al-Kaidą, która z bombowych zamachów samobójczych uczyniła wręcz swój znak firmowy. Tymczasem operacje zwolenników IS w krajach
zachodnich to typowe ataki strzeleckie, często mające charakter działań określanych w żargonie służb i ludzi zajmujących się bezpieczeństwem
antyterrorystycznym jako incydent „active shooter” (dosłownie: czynny, aktywny strzelec). W atakach tego typu mamy do czynienia z pojedynczym
napastnikiem (nieco rzadziej małą,
dwu-, trzyosobową grupką), wyposażonym w przynajmniej jedną sztukę broni palnej, najczęściej automatycznej (maszynowej). Co ciekawe i warte
odnotowania, w większości ataków dokonanych przez IS napastnicy używali różnych wariantów kałasznikowów. Potwierdza to niechlubną renomę
tej marki uzbrojenia jako „ulubionej broni terrorystów”.
Incydenty terrorystyczne z udziałem zwolenników Państwa Islamskiego przebiegały według klasycznego schematu (cyklu): atak (poprzez
ostrzelanie) na cel podstawowy – odskok – kolejny atak na inny cel (bardzo często połączony z wzięciem zakładników) – śmierć z rąk sił
Autor: Tomasz Otłowski
Strona: 2
bezpieczeństwa. Zwłaszcza dwa ostatnie elementy tego cyklu ataku terrorystycznego dokonanego przez członków Państwa Islamskiego są
szczególnie charakterystyczne – w istocie bowiem każdy z takich zamachów ma charakter operacji samobójczej.„Męczeństwo” jego wykonawców
jest tu jednak niejako rozłożone w czasie i opóźnione.
W klasycznej taktyce, preferowanej przez Al-Kaidę i inne ugrupowania islamistyczne „starej generacji”, „szahid” (męczennik za wiarę) dokonywał
swego dzieła od razu, detonując ładunek wybuchowy (czy to nasobny, czy też umieszczony w pojeździe, którym napastnik się poruszał) w pobliżu
celu ataku. Zwolennicy IS stają się szahidami dopiero po jakimś czasie, z reguły podczas ataku na drugi lub nawet trzeci z kolei cel. Tak właśnie
przebiegały praktycznie wszystkie zamachy dokonane przez zwolenników Państwa Islamskiego na Zachodzie w ostatnich miesiącach. W Ottawie
napastnik został zastrzelony w budynku parlamentu, będącym drugim z kolei celem ataku. W Paryżu wykonawcy ataku na redakcję „Charlie Hebdo”
zostali wyeliminowani po kilkudziesięciu godzinach w innym miejscu, a współpracujący z nimi trzeci zamachowiec – w żydowskim sklepie, w którym
wziął kilkunastu zakładników, a wcześniej zaatakował na ulicy patrol policji. W Kopenhadze zamachowiec, po ostrzelaniu pierwszego celu, został
zabity podczas późniejszego o kilka godzin ataku na synagogę. Celem dżihadów w Tunisie najpierw byli zagraniczni turyści przed Muzeum Bardo,
po czym wzięli oni kilkudziesięciu zakładników już w samej placówce. Być może wcześniej próbowali się dostać do pobliskiego gmachu parlamentu.
W końcu zginęli w walce z policją.
Na tym tle jedynie zamachy w Brukseli (maj 2014) i w Sydney (grudzień 2014) wyróżniają się odmiennym przebiegiem i charakterem. W Brukseli
terrorysta zastrzelił w gmachu muzeum żydowskiego cztery osoby, po czym zbiegł i dopiero po tygodniu został żywcem pochwycony przez policję.
Incydent w Sydney to z kolei klasyczny przypadek tzw. kryzysu zakładniczego – islamski ekstremista od razu wziął kilkunastu zakładników
w kawiarni w centrum miasta i tam został po kilku godzinach unieszkodliwiony przez policję.
Bomba domowego wyrobu
Część europejskich i amerykańskich ekspertów w dziedzinie zwalczania terroryzmu bagatelizuje zagrożenia ze strony Państwa Islamskiego,
powołując się na przebieg i charakter ataków dokonywanych w imieniu tej organizacji w krajach zachodnich. Podkreślają oni całkowicie amatorski
sposób ich przygotowywania i przeprowadzania oraz niewielkie efekty (mierzone głównie liczbą ofiar). Trudno jednak w pełni zgodzić się z taką
interpretacją. Jak się bowiem wydaje, od samego początku aktywności na Zachodzie islamistów spod sztandarów kalifatu, ich celem nie było i nie
jest dokonywanie pojedynczych, spektakularnych (w sensie dużej liczby ofiar) zamachów, lecz całej serii nieco mniejszych w swej skali ataków, ale
całkowicie nieprzewidywalnych i destabilizujących życie społeczeństw zachodnich, do tego przeprowadzanych z relatywnie dużą częstotliwością.
I to jest kolejna, diametralna różnica pomiędzy strategią IS i Al-Kaidy. Ta ostatnia organizacja przez lata skupiała się bowiem przede wszystkim na
samych rozmiarach kolejnych planowanych na Zachodzie ataków, które miały swą skalą (i docelowo liczbą ofiar) skruszyć psychikę społeczeństw
zachodnich i rzucić je na kolana przed potęgą wojującego islamu. Z tego też względu komórki
Al-Kaidy do dzisiaj wolą planować i przeprowadzać zamachy takie jak ten w Madrycie z 2004 roku (191 ofiar śmiertelnych), niż niskoskalowe, które
preferuje Państwo Islamskie.
Problem w tym, że ze względu na skalę przygotowań, planowania i logistycznych trudności, z czasem było coraz trudniej zorganizować i skutecznie
przeprowadzić na Zachodzie zamach terrorystyczny o skali porównywalnej z tym, co wydarzyło się w Hiszpanii 11 lat temu (albo choćby
w Londynie przed dziesięcioma laty). W efekcie od dekady Al-Kaida nie dokonała w żadnym z państw zachodnich zamachu na miarę swych
aspiracji i oczekiwań. Dzisiaj lukę tę zaczyna wypełniać Państwo Islamskie, wdrażając inną strategię, opartą na zupełnie odmiennej filozofii
działania we wrogim środowisku społeczeństw Zachodu. Fundamentami tej nowej strategii są zarówno silne liczebnie społeczności muzułmańskich
imigrantów, podatne na radykalne hasła i ideologię dżihadu (a także, co równie ważne, na ideę odbudowywanego przez IS kalifatu), jak też coraz
liczniejsi konwertyci, często przewyższający swym fanatyzmem „rdzennych” wyznawców Allaha. To na takich ludziach właśnie opiera się strategia
działania Państwa Islamskiego wobec Zachodu. To oni, odpowiednio zainspirowani i ideologicznie zmotywowani przez propagandowy przekaz IS,
mają ponieść płomień „świętej wojny” zachodnim społeczeństwom i rządom. W tym aspekcie Państwo Islamskie i jego kalifat są znacznie bardziej
skuteczne niż Al-Kaida, która również – już od kilku lat – próbuje zachęcać żyjących na Zachodzie muzułmanów do podjęcia dżihadu „domowymi”
Autor: Tomasz Otłowski
Strona: 3
sposobami. Przekaz tej organizacji – z jej kultowym już poradnikiem „jak zrobić bombę w kuchni twojej mamy” na czele – jest jednak znacznie mniej
czytelny i chwytliwy psychologicznie, niż brutalne w swej prostocie wezwanie kalifa Ibrahima z czerwca 2014 roku: „szerzcie dżihad [...] i zabijajcie
niewiernych gdziekolwiek jesteście, i w jakikolwiek sposób [możecie]”.
Kalifat wielki i potężny
Choć pozornie operacje terrorystyczne prowadzone przez zwolenników Państwa Islamskiego na Zachodzie wydawać się mogą czymś błahym –
zwłaszcza rozpatrywane pojedynczo, w oderwaniu od kontekstu szerszej strategii IS – to w ujęciu całościowym widać już ich pierwsze efekty.
Państwu Islamskiemu udało się w ciągu tych kilkunastu miesięcy skutecznie odświeżyć w zachodniej debacie publicznej problem islamskiego
ekstremizmu i terroryzmu. Od dekady pozostawał on, zwłaszcza w Europie Zachodniej, nieco na uboczu, zmarginalizowany zarówno przez
polityczną poprawność mediów i decydentów, jak i fakt, iż aktywność islamskich radykałów na Starym Kontynencie faktycznie była w tym okresie
relatywnie niewielka. Tych kilka niedawnych, spektakularnych ataków pod marką kalifatu (zwłaszcza zamachy w Paryżu i Kopenhadze) wraz
z kilkudziesięcioma mniejszymi incydentami, oficjalnie nieuznanymi przez władze za akty terroru, oraz dużą liczbą udaremnionych spisków
terrorystycznych zdołały wywołać w Europie efekt, o jakim Al-Kaida po 11 września 2001 roku może już tylko pomarzyć. Poziom islamofobii,
a niekiedy wręcz jawnej wrogości wobec muzułmanów, osiągnął w krajach zachodnioeuropejskich nienotowane wcześniej wartości, przyczyniając
się do dramatycznego wzrostu incydentów o antyislamskim charakterze (podpalenia meczetów) oraz doprowadzając do pojawienia się ruchów
społecznych (np. niemiecka PEGIDA), zaniepokojonych postępami islamizacji kontynentu.
Nie ulega wątpliwości, że takie doprowadzenie do konfrontacji między islamem a światem Zachodu i sprowokowanie agresji „krzyżowców” wobec
wyznawców Allaha, tak aby potem samemu postawić się w roli jedynego skutecznego obrońcy „wiernych” – także jest istotnym elementem strategii
Państwa Islamskiego. Kalifat wyraźnie chce nakręcić na Zachodzie spiralę przemocy i doprowadzić do sytuacji, w której każdy atak islamskich
ekstremistów spotka się z natychmiastowym kontratakiem, a przemoc zastąpi jakikolwiek dialog i próby porozumienia z tzw. umiarkowanym
islamem. Taki świat brutalnej konfrontacji międzyreligijnej i międzycywilizacyjnej, rodem z przepowiedni Huntingtona, będzie dla islamistów
idealnym miejscem realizacji ich wizji politycznych i społecznych. Będzie to jednak także koniec naszego świata marzeń o wolności i prawach
jednostek, demokracji i swobodach politycznych.
Autor: Tomasz Otłowski
Strona: 4