Misyjne doświadczenie we Francji
Transkrypt
Misyjne doświadczenie we Francji
INTERNATIONAL MISSIONARY CONGRESS OFMConv Cochin, Kerala, India12th-22nd January 2006 - ŚWIADECTWO- FRANCJA BUSTILLO Francois Prymat Boga MISYJNE DOŚWIADCZENIE WE FRANCJI (Narbonne) Prezydent Chirac, kiedy mówi o Francuzach, zawsze powtarza “la France est un gran pays” i myślę, że ma rację. Niektórzy mówią, że Francuzi to aroganci, inni, że powyższe hasło odzwierciedla prawdę. Pozostaje jednak faktem, iż to wielki kraj, posiada bowiem bogactwa kulturalne, naukowe, technologiczne, kraj, który coś znaczy na arenie międzynarodowej. Kiedy Francuzi mówią w świecie, przywiązuje się do tego wagę. Jeżeli mówimy o Francuzach, o tym wielkim kraju – rozwinęli oni technologię: pomyślcie że TGV, najszybszy na świecie pociąg jest francuski, że Concorde był francuski (i angielski). Mają technologię, dzięki której szybko się przemieszczają. Kiedy jednak mówią o Bogu, o religii a zwłaszcza o Kościele katolickim – tu mamy problem… 1. Trochę liczb i historii Kilka liczb i cyfr, aby zrozumieć kontekst społeczno-religijny Francji. 14 % Francuzów określa się jako ateiści. Zanim tu przyjechałem, oglądałem wyniki badań „Express” i „Le Monde” z zeszłego listopada i wyczytałem, że 24,8 % Francuzów, co odpowiada jednej czwartej populacji, nie przyznaje się do żadnej religii. 62 % Francuzów uważa się za pochodzących z tradycji katolickiej, co jednak nie oznacza, iż są katolikami i praktykują. Spójrzmy jednak na inną stroną praktyk katolickich we Francji. Oto Francja! Spójrzcie, gdzie przede wszystkim znajdują się nasze klasztory: Cholet w diecezji Anders, Liore jest regionem o tradycji katolickiej, jak Bretania i Wandea. Potem – Tabes i Lourdes, na południu i w Narbonne, w diecezji Carcassonne. Części najciemniejsze to regiony najbardziej praktykujące, zaś w tych najjaśniejszych (nasze jaśnieją!) jak w Narbonne praktykuje pomiędzy 1,5 % a 2 %. We Francji jest 6 milionów muzułmanów, w Narbonne 9 kościołów Zielonoświątkowców, Adwentystów i pozostałych kościołów tradycji amerykańskiej. Jeden Narbończyk na pięciu to mason: to ojczyzna masonerii. Jak zatem widzicie, nie brak pracy dla misjonarza – franciszkanina. Dla nas to szczęście być w Narbonne, Tarbes i Cholet, pracować z ludźmi, którzy szukają Boga. Teraz zatem - odrobinę historii. 2. Stworzenie Projektu. Przybyliśmy do Narbonne w 1994 roku. Od ’92 do ’94 trwały przygotowania z Lanfranco Serrinim. Byli bracia zainteresowani Francją i o. Serrini zaproponował, aby ożywić obecność we Francji. Zaczęliśmy z czterema braćmi: bratem Francuzem, który od 16 lat przebywał we Włoszech, br. Danielem Thévenet, marchijczykiem, br. Emidio Ubaldim który studiował we Włoszech i br. Polakiem Grzegorzem Rawińskim, który studiował w Kanadzie, potem zaś 1 przybył do Francji, w końcu – ze mną, Hiszpanem, który po studiach we Włoszech przybył do Francji. Byliśmy zatem w czwórkę w rzeczywistości gdzie wcześniej była pustka. Na początku była to prawdziwie pustka! Prawie niczego nie było. Musieliśmy zatem stworzyć projekt i mieliśmy szczęście przeżyć pierwsze chwile delikatności, wrażliwości, ale także energii, siły i marzeń na przyszłość. Tak przeżyliśmy w pełni to, co Franciszek usłyszał od Chrystusa: „Idź, Franciszku, odbuduj mój Kościół”. Znaleźliśmy się w klasztorze, gdzie wszystko było szarożółte. Brzydkie, smutne. Pierwszą rzeczą, którą uczyniliśmy była zmiana koloru i odnowa klasztoru. To był nasz dom, miał być piękny, mieliśmy dobrze żyć. To odnośnie ad intra. Potem musieliśmy odnowić ad extra kościół. We mszach niedzielnych, kiedy przybyliśmy, uczestniczyło ok. 30 osób. I prawie wszystkie w wieku zaawansowanym. Zatem – wszystko do odnowienia. W tym czasie pomógł nam list, który stał się dla nas ważnym: list wielkopostny br. Agositino Gardina „być znaczącymi”. Mówiliśmy sobie: co możemy uczynić tutaj, gdzie wszystko należy odnowić, jaki projekt, jaki kierunek, co i jak czynić? List ten wydawał się interesujący, ponieważ mówił: jeżeli nie jesteśmy znaczący, jesteśmy nieznaczący. I musieliśmy albo zaryzykować, albo umrzeć. Nie było innego wyboru. Osoby i sytuacje banalne, zwyczajne, przeciętne widzimy każdego dnia. Natomiast osoby, sytuacje i Kościół nadzwyczajny w etymologicznym sensie pojęcia – nie spotyka się każdego dnia. Powiedzieliśmy sobie: spróbujemy. Jesteśmy daleko od Rzymu, od Padwy, od wszystkich, pokładają w nas nadzieję; spróbujemy nowy projekt, nowy styl życia. I naszą misją we Francji stał się styl życia. Mamy trzy uzupełniające się punkty: życie modlitwy (rozwój w wymiarze duchowym), życie braterskie (rozwój w wymiarze ludzkim), życie misyjne (rozwój w wymiarze ewangelicznym). Aby móc egzystować powierzono nam tą parafię z 14-15 tys. mieszkańców, spośród których 4 tys. to muzułmanie; mamy dwa ośrodki kultu: kościół św. Bonawentury, gdzie mieszkamy w klasztorze oraz drugi w najgorętszej dzielnicy, na peryferiach, St. Jean i St. Pierre, który został spalony 5 lat temu. Rumunia wysłała nam br. Antona. Trzy dni po swoim przyjeździe dzwoni do nas o 4 nad ranem: pożar, kościół się pali, przyjedźcie. Nasz brat Rumun spotkał doprawdy niezwykłe przyjęcie. W tej to parafii, która jest biedna jak cała diecezja, próbujemy żyć Ewangelią, śnić. Próbowałem przedstawić kilka cyfr, ale nie należy zapominać także siły Kościoła francuskiego: Lourdes, Taizé, ruch monastycznego, Solesme, silne ruchy charyzmatyczne (jesteśmy mniej lub bardziej zgodni z ich duchowością i eklezjologią), potem są neokatechumeni: każdą sobotę we Francji celebruje się pomiędzy 8-9 tysięcy chrztów. My ochrzciliśmy ok. 15-tu dorosłych; w tym roku, na Paschę ochrzcimy 25-letnią kobietę. a. Życie modlitwy: rozwój w wymiarze duchowym Zaczęliśmy zatem śnić, ryzykować i odnajdować ten styl życia: życie modlitwą, rozwój w duchowości. We Francji, z punktu widzenia materialnego, niczego nie brakuje, to bogaty kraj, jest wszystko, ale nie ma Boga. Zadaliśmy sobie pytanie, dlaczego niektóre osoby, aby przeżyć doświadczenie duchowe, jadą do klasztorów oddalonych 150 km; inne zaś, skoro tylko mówimy o duchowości, myślą o wschodzie, o buddyzmie. Dlaczego my w naszej wspólnocie, w naszym kościele nie mielibyśmy utworzyć centrum duchowości, miejsca i czasu propozycji duchowej? Nie tylko mówić z Bogiem i o Bogu, ale też dać osobom możliwość rozmawiania z Bogiem, osobistego spotkania z Nim. Kieliszek szampana to nie tylko bąbelki, ale także zawartość; zatem zaproponowaliśmy to, co potrafimy robić i to kim jesteśmy. Nasz profesor liturgii w Padwie, br. Mario Chesi powiadał, że kiedy mówimy o celebracji liturgicznej zawsze czynimy „panmessalizm” – tzn. zawsze msze, kiedykolwiek jest tylko jakaś propozycja wspólnej modlitwy. My zaś zaproponowaliśmy inne formy modlitwy wspólnej i osobistej. Po pierwsze – Liturgię Godzin, celebrowaną a nie jedynie recytowaną. Jak mówi Vita consecrata 37 - w duchu wierności i 2 kreatywności. Przybyliśmy wszyscy z Włoch z pewną formacją franciszkańską do Francji, gdzie liturgia jest czymś ważnym. Kiedy idę do dominikanów, do karmelitów, do mnichów a nawet księży, wszyscy śpiewają, w pięknych celebracjach i liturgiach. Także my zaproponowaliśmy by celebrować Liturgię Godzin. Tak się modlimy: od 6.45 do 7.15 medytacja osobista, potem śpiew Godziny czytań i Jutrzni; w południe mamy różaniec i Modlitwę Południową, wieczorem zaś Mszę konwentualną i Nieszpory. To jest nasz rytm modlitwy konwentualnej, myślę, że tak jak we wszystkich klasztorach. Jednakże przykładamy szczególną wagę do uroczystego śpiewu; jakość wymaga wysiłku; rozpoczęliśmy zatem próby śpiewów jak czyniliśmy w S. Massimo, tak my jak ludzie: mamy profesorów z Konserwatorium w Narbonne którzy nam pomagają i śpiewają z nami. Podczas Adwentu i wielkiego Postu proponujemy Nieszpory z Niedzieli i zawsze mamy ok. setki osób, które razem z nami śpiewają, 15-toosobową grupę scholi prowadzącą śpiew na 4 lub pięć głosów. To liturgia franciszkańska: nie jesteśmy mnichami ani księżmi diecezjalnymi, zatem jest to liturgia przystępna dla wszystkich i wszyscy mogą śpiewać. Następnie rozwinęliśmy także adorację: co czwartek mamy mszę konwentualną i potem czas adoracji; w piątki, pomiędzy południem a pierwszą pościmy, we wszystkie piątki oprócz Wielkanocy. Od samego początku powiedzieliśmy sobie, aby pościć, ale jak?, bez sera czy jabłek?; jeżeli pościmy, to pośćmy na serio lub też zróbmy coś na serio w miejsce postu. Zatem postanowiliśmy adorację i tak we wszystkie piątki są ludzie, którzy razem z nami uczestniczą w adoracji; natomiast raz na miesiąc, przez całą noc pomiędzy piątkiem a sobotą jest adoracja, na zmiany: jest nas ok. setka, którzy zmieniają się co godzinę modląc się za powołania, misje, życie Kościoła i rodziny. Następnie, jako franciszkanie, rozwinęliśmy Lectio divina, nasze życie to Ewangelia: to jest dla nas propozycją, ale otwartą na wszystkich i wydawało się ważnym, aby ludzie w tym uczestniczyli, ponieważ, zwłaszcza we Francji gdzie są Świadkowie Jehowy, Mormoni i tylu innych mówiących o Słowie Bożym, nie wystarczy dla tożsamości katolickiej tylko uczestniczenie na Msze. Sami ludzie zaskakują nas pomysłami, przyjmują nasze propozycje, co zachęca. Następnie towarzyszenie duchowe. Ci, którzy przychodzą do kościoła, są recommençants, osobami, które zaczynają. Napotykamy na sytuacje emocjonalne, osobiste, duchowe bardzo trudne, dlatego też niezbędnym jest osobiste towarzyszenie duchowe. Mamy szczęście, iż mamy erem trzydzieści km od Narbonne, blisko morza, gospodarzony przez OFS z Perpignan, wspólnotę przez nas prowadzoną. W Narbonne św. Bonawentura powiedział, że są loca conventualia i loca non conventualia: eremy. Mamy klasztor i także to drugie miejsce, tak dla nas jak i dla naszych świeckich, którzy są w parafii i w OFS. Podstawą jest życie modlitwy: jeżeli nie jesteśmy w łączności z Bogiem, nasze życie jest comédie, komedią. Punktem wyjścia zatem jest Słowo Boże i osobiste spotkanie z Bogiem. b. Życie braterskie: rozwój w wymiarze ludzkim. Następnie życie braterskie. Jesteśmy wspólnotą międzynarodową od samego początku; teraz jest nas czwórka braci: Rumun, Francuz, Włoch i ja. To wspólnota koktajl, normalnie egzotyczna, czasami niezwykle stresująca i wymagająca uwagi by tworzyć miejsce, czas i środki, aby mogła rzeczywiście wzrastać. We wszystkie czwartkowe poranki korzystamy z kapituły, gdzie jest przestrzeń na Lectio divina dla nas, by móc dzielić to, co ważne: Słowo Boże. Następnie czas na formację z artykułem odnośnie życia konsekrowanego (często korzystamy z “Testimoni” lub też “La Croix”, także niektóre dzienniki mogą pomóc) a potem czas na informacje odnośnie życia duszpasterskiego i wspólnotowego. Nie chodzi tylko o momenty instytucjonalne, ale także dobrowolne, zatem mamy także wspólne wyjścia raz na miesiąc: jedziemy nad morze, lub też do miasta albo w góry, w Pireneje; piękny, wolny czas, gdzie możemy porozmawiać o sprawach poza pracą, duszpasterstwem czy 3 innymi problemami. Staramy się troszczyć o dom, to my robimy porządki, co czwartek lub po prostu kiedy mamy czas; zmiany w kuchni (niektórzy się nadają, inni – jak ja, nie za bardzo); potem zaś – obecność – każdy brat - jeden dzień oraz wolontariusze, jeżeli jednak ktoś chce rozmawiać z zakonnikiem, zawsze jest jeden w pogotowiu. Prócz tego wybraliśmy życie w ubóstwie i umiarkowaniu. Kiedy studiowałem w Toulouse spotkałem zakonnika, który pokazał mi swój pokój, gdzie było wszystko: komórka, telefon klasztorny, TV, PC z Internetem, lodówka. Nie był franciszkaninem, zatem nie musiał rozwijać życia braterskiego, my jednak powiedzieliśmy sobie: unikniemy tego ryzyka i uczynimy z klasztoru dom rodzinny: dlatego też daliśmy do użytku wspólnego wszystkie nasze dobra. Kiedy przybyliśmy, nie było biblioteki, a ponieważ wszyscy wróciliśmy ze studiów umieliśmy nasze książki w bibliotece. Komputery (są 3) są na wspólny użytek i używamy je w bibliotece: nie ma PC w pokojach, tak zresztą jak w całej kustodii. Nie mamy telefonów komórkowych, ani w Kustodii, nie przez ubóstwo ale braterstwo; posiadanie wszystkiego w pokoju, wg mnie, faworyzuje indywidualizm. Nie ma tutaj innej potrzeby. Posiadanie PC w bibliotece pozwala, że przynajmniej się widzimy i jesteśmy razem; nadto nie ma problemu ubóstwa, ponieważ komórka dziś, przy różnych promocjach, może kosztować 1 euro; to raczej świadectwo, które dajemy ludziom pamiętając, że jesteśmy we Francji, gdzie Kościół i państwo są radykalnie oddzielone, zatem Kościół jest ubogi, episkopat jest ubogi i my, jak sadzę, jesteśmy ubodzy, ponieważ by się utrzymać musimy coś otrzymywać od katolików. Raz w roku jest kwesta by utrzymać kapłanów i biskupów. Jeżeli mało ludzi uczęszcza do kościoła, jak u nas, dochody są niskie. Przeżywamy zatem także ubóstwo materialne, tak samo ważne dla nas, ponieważ pobudza nas, by żyć w autentyczności. Być autentycznymi i umiarkowanymi, unikając tego wyobrażenia Kościoła, które Francuzi niosą w sercu: la grandeur della Chiesa. Znakiem prorockim jest braterstwo: znaki podziałów i konflikty widzimy każdego dnia; być może także wy widzieliście, co się wydarzyło w listopadzie zeszłego roku na peryferiach wielkich miast Francji. W dziennikach i TV nie zobaczysz nic innego, jak tylko napięcia, konflikty, podziały; kto mówi o jedności, komunii, braterstwie? Być może my, franciszkanie w Francji dziś mamy prorocką misję bycia świadkami braterskiej miłości, która zaczyna się od nas samych. Straciliśmy osoby rozwiedzione, które są w czwartym, piątym małżeństwie, jak Samarytanka. Jeżeli zobaczą wspólnoty zjednoczone, które się kochają, być może zaczną wierzyć w miłość i zaczną powracać. c. Życie Misyjne: rozwój w wymiarze ewangelicznym. Życie misyjne i apostolat. Wyszliśmy z pustyni z propozycją śmiałej obecności. Mówiłem na wstępie, że kiedy przybyliśmy, do kościoła uczęszczało 30 osób w niedziele; ja, 25-latek, zadawałem sobie pytanie, co należy uczynić wobec takiego spustoszenia: zrobisz pogrzeby i potem? Powiedzieliśmy sobie zatem, iż jeżeli tutaj ludzie nie przychodzą, to my musimy pójść do ludzi: śmiałość widoczności, w habicie, ponieważ niektórzy myśleli, że to Świadkowie Jehowy krążą lub Mormoni. Zatem chodzimy także my. Byliśmy w czwórkę, młodzi, odwiedziliśmy wszystkie dzielnice. Nie poszliśmy do dzielnic muzułmańskich w myśl wskazań policji: są to dzielnice wyjątkowe trudne, gdzie nie chodzi policja, lekarze, strażacy, tym bardziej księża. Mogliśmy zostać męczennikami, ale być może ten moment jeszcze nie nadszedł. Odwiedziliśmy zatem naszych wiernych: rzecz nie zawsze łatwa, idziesz do drzwi, dzwonisz, kto tam? Pierwszy rok gościny okazał się katastrofą. Księża, Kościół: na zewnątrz, daleko. Potem, krok po kroku, w październiku, miesiącu misyjnym, odwiedzamy rodzimy i teraz, po dziesięciu latach, ludzie przyjmują nas całkiem dobrze. Mieliśmy fantastyczne spotkania. Spotkałem pewną wróżkę, która wróży z kart, która przyjęła mnie z obrazkami św. Rity, św. Józefa, synkretyzm budzący wrażenie, ja zaś mogłem po prostu świadczyć i teraz – chodzi do kościoła, nie na mszę, ale aby się modlić, potem zobaczymy: Pan dokończy dzieła. Spotkania niezwykłe, z tej misji narodził się lud Boży. Podczas misji niektórzy kroczą – to my, zakonnicy; inni, którzy nie boją się trudu – grupy 4 modlitwy, różańca etc., osoby w pewnym wieku, które czynią adorację od 9.00 do południa, inni się modlą, inni wizytują rodziny od 15.00 do 18.00. Niektórzy księża mówili nam, by nie chodzić, ponieważ będziemy odczytani jako agresywni, odpowiadaliśmy, że chcemy się pokazać, że nie idziemy, by nikogo nawrócić. Zatem także księża nie zgadzali się z nami, podczas gdy biskup nas wspierał. Dziś, dziesięć lat później, księża w końcu zaczynają mówić, że być może jeżeli chcemy wypełnić kościoły, trzeba iść do ludzi. Ruch, który jest nie tylko kultyczny, ale kulturowy. W Ewangelii odnajdujemy błogosławieństwo: „błogosławieni ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli” (J 19). Jesteśmy w fazie przed-błogosławionej, ponieważ musimy widzieć, żeby wierzyć. Oto dlaczego tłum idący za Jezusem potrzebuje znaków i słów by wzrastać. Żyjemy zatem dziś tą rzeczywistością i ludzie szukają śmiałych znaków, do tego stopnia, że na naszym klasztornym dziedzińcu św. Bonawentury, pewien szanowny pan zwrócił się do ministra wspólnoty OFS proponując mu wejście do loży masońskiej. Powiedzieliśmy sobie, że nie możemy go obrazić, respektując wolność i styl zachowania. My jednak próbujemy stworzyć lud Boży czyniąc propozycje jasne i bezpośrednie. Naszą siłą jest OFS, który nazywamy les fraternitées franciscaines. Kiedy pracujemy, ludzie są z nas zadowoleni. Co jednak proponujemy tym, którzy chcą pójść dalej, pogłębić? Odpowiadamy: to, kim jesteśmy, to, co potrafimy, naszą duchowość franciszkańską. Dziś są cztery wspólnoty franciszkańskie, które prowadzimy, ok. setki osób, głównie młodych. Nie tylko staruszki spotykają się w Carcassonne mówiąc: jak wspaniały jest Franciszek, tak bardzo go kochamy. Chodzi o ludzi stałych, solidnych: minister ma 45 lat, jest szefem winiarni, Australijczykiem, który pracuje w Narbonne, Londynie i w Sydney; vice – minister jest hrabianką (nazwisko z marzeń dla Francuzów - de Saint Exupéry, wlaśnie z rodziny Saint Exupéry) – oni właśnie chcą kroczyć drogą rozwoju duchowego – to prawda, są arystokratami, są bogaci, ale chcą przejść szlak duchowy. Podczas spotkań mamy ludzi ze świata kultury: lekarzy, adwokatów i proponujemy duchowość franciszkańską: aż do dziś przeszliśmy piękny szlak. Te osoby pomagają nam w posłudze, są naszą siłą. Są odpowiednio przygotowani i zawierzamy im wszystko z wielką odpowiedzialnością: przygotowanie chrztów, małżeństw, pogrzebów, duszpasterstwo chorych, katechizację. Wszystko jest w rękach tych świeckich. Cztery kolumny naszej misji I. Odkrycie duchowości chrześcijańskiej-franciszkańskiej. Cztery kolumny naszej misji: odkryć duchowość, dzięki której ludzie nie muszą jechać daleko lub też przechodzić skomplikowanych praktyk, ale tą, którą my możemy ofiarować jako naszą duchowość ewangeliczną. Być przede wszystkim chrześcijanami, ponieważ żyjemy w fazie kerygmatycznej, należy przepowiadać. Jest to faza zwiastowania, ponieważ pod względem duchowym Francuzi są dziewiczy. Są jednak otwarci na to odkrycie i to pociąga i stymuluje. II. Propozycja kulturowa aby stworzyć więzi ze współczesnością. Kultura to drugi punkt pozwalający na stworzenie więzi ze społecznością współczesną i ważnym jest, aby ludzie i władze cywilne zrozumiały, że Kościół zajmuje pewne stanowisko odnośnie człowieka i społeczeństwa, nie by tworzyć problemy i przykrości, ale ponieważ wychodzi od myśli teologicznej i moralnej. Jest miejsce i czas na kulturę i formację. Raz w roku jest colloquium narodowe i franciszkańskie: w pierwszym roku zajęliśmy się ekologią, w drugim interreligijnością, w tym roku podejmiemy temat braterstwa, wychodząc od bolesnych zajść na przedmieściach. Jeżeli temat jest ważny, staramy się także, żeby uczestniczyli w nim liczący się ludzie; tak tworzy się środowisko, ludzie uczestniczą, tworzy się wydarzenie miejskie. Franciszkanie są zdolni, by to zorganizować. Następnie dalej te spotkania wykorzystuję, ponieważ jestem proboszczem i sekretarzem rady duszpasterskiej oraz sekretarzem synodu diecezjalnego. Musimy pozwolić sobie na pogłębianie tematów życia franciszkańskiego, pokazywać naszą duchowość. Zatem – raz w roku, spotkanie narodowe; raz na trzy miesiące – konferencja teologiczna z biskupem lub profesorem katolickiego uniwersytetu, raz 5 w miesiącu – formacja lokalna: wieczory teologiczne dla poszukujących. Są lekarze, ginekolodzy, ludzie kultury, ale poziom ich wiary jest na szczeblu pierwszej komunii; są osoby dojrzałe fizycznie, odpowiedzialne za rodziny, za nauczanie, ale na poziomie wiary pozostali dziećmi. Naszym szczęściem jest móc rozwijać się na tej przestrzeni, nie możemy przekonywać, ale możemy oferować treść, ponieważ osoby te, z ich inteligencją, dobrą wolą i rozeznaniem, mogą powrócić, nie na siłę, ale wskutek przekonania. Jestem także przekonany, że droga kultury, w kontekście francuskim, posługując się teologią i Biblią, to mistrzowska droga, która nie pozwoli upaść w integryzm, córkę ignorancji i strachu. III. Wrażliwość społeczna: centrum spotkań. Trzecią kolumną naszej misji jest wrażliwość społeczna. Państwo francuskie jest potęgą, zatem z punktu widzenia społecznego jest wiele dzieł, liczne grupy, stowarzyszenia: funkcjonują bardzo dobrze. Powiedzieliśmy sobie: stworzymy centrum spotkań, ponieważ podczas Wielkiego Postu ludzie mówili, że nigdy nie rozmawia się poście, ale tylko o ramadanie, a ty księże, jak przeżywasz ten okres roku liturgicznego, czy zmieniasz tylko kolor liturgiczny? Należy uczynić coś bardziej znaczącego. Powiedzieliśmy sobie zatem, że w Kościele, centrum, gdzie słucha się Słowa Bożego, powinno być miejsce, centrum gdzie słucha się słowa człowieka. Kościół mówi i naucza, ale także słucha człowieka, najbiedniejszego; zatem nasi świeccy słuchają i radzą nadzieją. Mamy 72 lekarzy, adwokatów, notariuszy, psychologów i psychiatrów, którzy… słuchają. W niedzielę, kiedy spotykamy wiernych, odkrywamy ludzi kompetentnych: dlaczego nie mieliby posłużyć ową kompetencją w służbie najbardziej potrzebującym nadziei. We Francji jest kryzys nadziei. Proponujemy, czas, miejsce i ludzi. Mieliśmy okazję zaprezentować to doświadczenie w dzienniku „La Croix”, przez co wiele osób napisało i obecnie we Francji narodziły się centra spotkań jak nasze, zwłaszcza przy katedrach. IV. Zmysł świętowania: kościół w kolorach nie tylko biało-czarnych. Ostatnią kolumną naszej misji jest zmysł świętowania. Kościół w kolorach nie tylko biało-czarnych. Biało-czarny jest zawsze elegantszy, ale spotykamy ludzi, którzy mają wizję Kościoła smutnego. Kiedy ludzie przychodzą na ślub lub na chrzest, zwłaszcza jeżeli są młodzi, rzucają zawsze te same hasła: papież jest przeciwko prezerwatywie, księża pedofile, krucjaty, inkwizycja, bogactwo Watykanu. Po pięciu strzałach pytamy, czy znają Jezusa Chrystusa i Ewangelię. Nie. Dobrze, wy niszczycie, my zaczynamy konstruować wiarę, Kościół, to co daje nam życie, to nie bogactwo Watykanu ani inne rzeczy, ale Jezus Chrystus. Każdego miesiąca jest święto, moment tworzenia więzi pomiędzy tymi, którzy przychodzą każdej niedzieli i tymi, którzy przychodzą tylko dla chrztów czy małżeństw lub innych. Zanim tu przyszliśmy świętowaliśmy chrzest Jezusa i ekipa chrzcielna, dziesięć par, zorganizowało święto, zapraszając 104 ochrzczonych z 2005 roku z posiłkiem na zewnątrz, z prezentem dla każdego dziecka, z zaproszeniem dla każdej zainteresowanej rodziny, gdzie było napisane o prezencie, dlatego przyszło wielu, przynajmniej 48% zainteresowanych. Dla nas, pamiętając, że praktykuje 2%, to niemało. W lutym są walentynki – zaprosiliśmy wszystkie małżeństwa z 2005 roku i wspominaliśmy rocznice małżeństw 25°, 50°, 60° ponieważ młodzi, którzy zaczynają, muszą widzieć, że to jest możliwe. 3. Przyszłość. Priorytetem jest ewangelizacja: prezentować Jezusa Chrystusa, z prostotą, bez arogancji, ale z przekonaniem. Jesteśmy małą rzeczywistością, zależną i dzięki Bogu mieliśmy wsparcie ekonomiczne z Padwy i wsparcie z Rumunii i Polski, ale jesteśmy słabi, z niewielu braćmi w rożnych klasztorach; jeżeli pewnego dnia coś się wydarzy, musimy czynić ekwilibracje, by sprostać wymaganiom, zatem żyjemy nadzieją i szukamy powołań, przede wszystkim jednak chcemy stworzyć ziemię chrześcijańską, rodziców chrześcijańskich, ludność chrześcijańską a potem będą także synowie chrześcijańscy i franciszkańscy. 6 Kończę przekonany, że jest przyszłość dla Francji, ale potrzebujemy wsparcia. Jesteśmy małą, słabą Resztą, ale wiemy, że z malej Reszty narodzi się wierny lud przymierza. François Bustillo 7