5.Joanna Pogórska

Transkrypt

5.Joanna Pogórska
Joanna Pogórska
Pamiętam moje pierwsze spotkanie z dr Henrykiem Owczarkiem, gdy przyjechał na zebranie
warszawskiego oddziału PDTL, - informował o tym że Sejm uchwalił Ustawę o Diagnostyce
Laboratoryjnej, Ustawę, która dawała nam możliwość powołania Krajowej Izby Diagnostów
Laboratoryjnych. O tę Ustawę grupa diagnostów z dr Owczarkiem na czele walczyła około 10
lat. Zmobilizowana telefonem z Wrocławia przez moją przyjaciółkę Ewę Małolepszą, która
również od początku działała na rzecz Ustawy, postanowiłam włączyć się w te działania.
Okres organizacji Izby kojarzy mi się nieodłącznie ze szczególną datą: 7 grudnia 2001 roku. To
właśnie tego dnia odbywało się pamiętne spotkanie warszawskiego oddziału PDTL, gdzie
miałam wygłosić apel do kierowników laboratoriów, żeby zgłaszali ilu diagnostów jest
zatrudnionych w poszczególnych placówkach. Musieliśmy się wstępnie policzyć.
Tego rodzaju ewidencja była szalenie ważna, by mieć argumenty w przetargach z
Ministerstwem Zdrowia o powołanie Komitetu Organizacyjny pierwszego Krajowego Zjazdu
Diagnostów Laboratoryjnych. Tylko powołanie przez Ministra tego Komitetu, otwierało nam
drogę do dalszych działań: wyboru delegatów na Zjazd, który powoła władze Izby, a tym
samym mogłaby ona powstać. Czasu zostało niewiele, zgodnie z Ustawą, do końca 2002 roku.
Dodam rzecz osobliwą: Ministerstwo Zdrowia nie miało rozeznania jak wielką grupą
zawodową są Diagności i jak ważną jest dla nich sprawą jest posiadania Izby.
Do mojego wystąpienia nie doszło, bo właśnie tego samego dnia moja wnuczka postanowiła
pojawić się na świecie - moja obecność przy tym wydarzeniu była nieodzowna.
Pamiętam jak gorączkowo był przygotowywany apel na piśmie i specjalne ankiety, które mieli
wypełniać kierownicy wszystkich laboratoriów. Nastąpiło szybkie delegowanie koleżanki Ewy
Baranowskiej do przedstawienia tego apelu na ogólnym zebraniu. Uczyniła to z wielkim
zaangażowaniem i potem jeszcze wielokrotnie pomagała w pracach organizacyjnych.
W ten sposób ruszyła lawina zgłoszeń i uśpione do tej pory Mazowsze zaczęło się
organizować. Wielokrotnie spotykaliśmy się w Ministerstwie, Henryk Owczarek - ojciec,
twórca i główny sprawca uchwalenia Ustawy, zarywał noce jadąc na każde wezwanie do
Warszawy z Wrocławia gdzie mieszkał i pracował, Prof. Marek Jagielski, ja i inni członkowie
Komitetu, wydeptywaliśmy wiele korytarzy okazałego gmachu przy ulicy Miodowej, by
uzyskać zgodę Ministra. Cały czas byliśmy pod presją nacisków, by wyrazić zgodę na
rozpoczęcie prac nad nowelizacją Ustawy, której w istniejącym kształcie, zdecydowanie
przeciwny był Samorząd Lekarski. Wreszcie, nie mając innego wyjścia podpisaliśmy taką
zgodę. I wtedy okazało się, że Wiceminister wręczyła nam pismo Ministra Zdrowia powołujące
Komitet Organizacyjny pierwszego Krajowego Zjazdu Diagnostów Laboratoryjnych,
podpisane już kilka dni wcześniej. Taka była to - iście pokerowa - zagrywka. Czas pokazał, że
w wyniku nowelizacji Ustawy nasz Samorząd umocnił swoją pozycję.
Dobrze pamiętam, jaką radością powitali wieść o powołaniu Komitetu członkowie Komitetu
Organizacyjnego w napięciu oczekujący na nasz powrót z Ministerstwa, a zebrani w Instytucie
Reumatologii. Tam bowiem znajdowała się na początku sala naszych posiedzeń. Tam
pracowałam jako kierowniczka Laboratorium i organizowałam spotkania dzięki życzliwości
Dyrekcji, gratisowo udostępniającej nam lokal. Formalności zostały spełnione - mogliśmy
organizować wybory delegatów na pierwszy nasz Zjazd.
Następne spotkania w Instytucie Reumatologii poświęcone były ustaleniu całej „kuchni
wyborczej”. A więc najpierw przygotowanie wzoru wniosku dla każdego diagnosty o wpis na
listę Diagnostów Laboratoryjnych, następnie stworzenie programu dla przyszłej bazy
diagnostów. Dalej następowały ustalenia dotyczące organizacji Zjazdu oraz ilości Delegatów.
Ustaliliśmy, że wybory odbędą się w poszczególnych województwach, i że jeden delegat będzie
reprezentował 40 diagnostów. Na marginesie muszę się pochwalić, że członkowie Komitetu
Organizacyjnego bardzo doceniali, przygotowane przeze mnie z pomocą mojej córki, sałatki i
kanapki podawane w trakcie długich obrad. Trzeba pamiętać, że cała działalność naszego
Komitetu nie była znikąd dotowana i każdy osobiście ponosił koszty podróży i wszelkie inne jak to się powiada - „dla dobra sprawy”.
Po ustaleniu jak ma wyglądać wniosek o wpis na listę diagnostów i co musi się znaleźć w Bazie
Diagnostów, trzeba było znaleźć chętnych do wykonania całej tej operacji. W każdym
województwie zgłosili się członkowie Komitetu, którzy mieli za zadanie koordynować akcję
zbierania wniosków i przesyłać je pocztą do mnie, na adres Instytutu Reumatologii. Tworzenie
ogólnopolskiej bazy wzięłam na siebie. Pierwszy program do tworzenia bazy otrzymałam od
kolegów z Krakowa. Wymagał pewnych modyfikacji, by usprawnić zapisywanie danych i tu
pomógł bezinteresownie znajomy informatyk. Udało się skrócić czas wpisywania wniosku do
5 minut. Ale jak wpisać 100-200 wniosków dziennie? Wnioski nadchodziły z całego kraju. Mój
gabinet w Instytucie Reumatologii zamienił się w biuro działające od 7 rano do późnych
godzin nocnych. Oczywiście obok rutynowego działania laboratorium. Na regale segregatory z
wnioskami z całej Polski, na podłodze rozkładanie i segregowanie województwami,
przychodzących wniosków – to moja robota, a przy biurku moja córka Iza, wpisująca wnioski.
No i oczywiście w wózku wnuczka Julcia, jako asysta. Zaangażowana była cała rodzina.
Przychodzili też pomagać siostrzenica Marysia i siostrzeniec Andrzej. Te dni przyznaję,
należały do większych wyzwań w moim życiu. Na drugim miejscu wspominam budowę
jednorodzinnego domu w latach osiemdziesiątych, którą prowadziłam ramię w ramię z tak
zwanymi fachowcami.
Tak tworzyła się baza diagnostów. Potrzebna była bardzo szybko, bo Zjazd zaplanowany na
grudzień, musiał być poprzedzony wyborami delegatów w poszczególnych województwach.
Do wyborów baza liczyła ponad 5 tysięcy osób. Udało się na czas. Myślę, że terminy by się
sypnęły gdyby nie dwumiesięczna, ofiarna, praca wojewódzkich koordynatorów i całej grupy
wpisujących wnioski do bazy.
Dla przypomnienia: nie było Internetu a listy diagnostów do poszczególnych województw
docierały pocztą na dyskietkach.
Tak nadszedł czas zebrań wyborczych. Koordynatorzy, w poszczególnych województwach,
bardzo sprawnie realizowali to zadanie. Dla Mazowsza, gdzie uprawnionych do głosowania
było 797 osób, wyznaczyłam trzy terminy zebrań: wszystkie w dniu 12 października
2002roku – w godzinach 9, 11, i 13. Obliczyłyśmy
( dzielnie pomagały mi moje
niezawodne pracownice ) iż, powinno zjawić się na każdym zebraniu po około 260 -280 osób.
Tyle też mogła pomieścić aula wykładowa Instytutu Reumatologicznego. Aulę udostępniła
nam wciąż życzliwa Dyrekcja. Dyrektor bardzo wspierał nasze działania i niewątpliwie
doceniał to, że powstaje Izba Diagnostów. Przygotowałyśmy odpowiednią ilość kart do
głosowania i mandatów. Diagności okazali się jednak mało mobilni. Być może, brak było
jeszcze powszechnej świadomości wagi tych wydarzeń. Ich obecność na poszczególnych
zebraniach nie przekraczała 50 osób. Mazowsze wybrało 20 delegatów na Zjazd i miałam
szczęście znaleźć się w tym gronie. Zjazd odbył się 5-6-7 grudnia. Na prezesa wybrano –
zgodnie z oczekiwaniami i zasłużenie- dr Henryka Owczarka. To jego dziesięcioletnia walka
wraz z grupą zapaleńców z Wrocławia i z innych zakątków kraju, zaowocowała uchwaleniem
Ustawy, na mocy której mogła powstać Krajowa Izba Diagnostów Laboratoryjnych.Ja
znalazłam się w 28 osobowej Krajowej Radzie, do której weszli jeszcze: Renata
Zygmuntowicz-Aniśko, Wiesława Bartnik, Adam Grzegorz Bujnowski, Stanisława
Bochenek, Barbara Dołęgowska, Barbara Duda, Alicja Gabrylewska, Czesław Głowniak, Henryk
Grela, Marek Jagielski, Grażyna Janicka, Andrzej Kasprowicz, Zygmunt Kopczyński, Anna
Król, Julianna Kurlenda, Wiesław Kuśmierski, Tadeusz Adam Leżak, Agnieszka Łuckiewicz,
Sławomir Manysiak, Barbara Maziarz, Maria Jolanta Orłowska, Marek Paradowski, Mirosława
Pietruczuk, Marek Rakowski, Jadwiga Rucińska, Ewa Świątkowska. Były to w większości
osoby z Ogólnopolskiego Komitetu Organizacyjnego. Po wyborach, jako osoba
zmotoryzowana i mieszkająca w Warszawie załatwiałam , z Prezesem (wciąż dojeżdżającym z
Wrocławia) wszystkie sprawy związane z Regonem, NIP, i siedzibą firmy.
Szczęście nam dopisywało. Okazało się, że znajomy Prezesa właśnie likwiduje lokal na Pradze
przy ulicy Białobrzeskiej i możemy go przejąć, kupując wyposażenie za niedrogie pieniądze. Z
byłym najemcą zrobiłam remanent i wynegocjowałam dość znaczne zniżki. W administracji
też udało się obniżyć stawkę wynajmu. I tak Izba zdobyła już biuro.
Pierwsze Zebranie Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych odbyło się 13 stycznia 2003
roku, w salce praskiego Osiedlowego Klubu Kultury, nieopodal siedziby na Białobrzeskiej,
gdzie nie było miejsca na przewidywaną liczbę osób.
Odbyły się wybory Prezydium w skład którego weszli: Jako Wiceprezesi Krajowej Rady
Diagnostów – Marek Jagielski, Marek Paradowski, Mirosława Pietruczuk, ja zostałam
Sekretarzem a Henryk Grela- Skarbnikiem.
Był to dla mnie czas bardzo intensywnej pracy. Mój rozkład dnia wyglądał mniej więcej tak:
rano jazda do żłobka z wnuczką i córką, potem do biura Izby, gdzie moja córka początkowo
prowadziła sekretariat, a następnie zajmowała się sprawami diagnostów. Potem skok na drugą
stronę Wisły i praca w Instytucie, a następnie powrót na Pragę , wnuczka do samochodu,
jazda do biura Izby i tam zajęcia czasem do późnych godzin wieczornych. Wiele razy
wychodziłyśmy z córką i śpiącą Julcią na rękach, bo trzeba było napisać jakieś pismo na „cito”,
lub uzupełnić materiały biurowe, zakupić komputer, drukarkę, załatwić założenie sieci
internetowej. To wszystko spadło na moją głowę, jako osoby z Warszawy i zmotoryzowanej.
Prezes docierał do biura nocnym pociągiem z Wrocławia w poniedziałek i zostawał do piątku.
Pamiętam jak razem kupowaliśmy najtańszą szafę i skromną leżankę, by miał możliwość
noclegu. W tym czasie wszystkie stanowiska w Prezydium Rady, poza Prezesem, nie były
wynagradzane. Ale wszyscy mieliśmy świadomość, że działamy dla dobra wspólnego, tworząc
coś od podstaw i to nam dodawało energii. Osoby zatrudnione w biurze Izby w pierwszym
okresie, też miały tę świadomość i pracowały bardzo ofiarnie. Było ich bardzo niewiele, a
pracy ogrom. Na dokładkę, za sprawą poczynań kierownika biura, sytuacja uległa
systematycznemu pogorszeniu. Wiele mieliśmy zastrzeżeń, o których dziś nie chcę
wspominać. Dawała o sobie znać patologiczna sytuacja, że kierownik biura do pracy dojeżdżał
380 kilometrów. W okresie, gdy stanowisko to wymagało permanentnej obecności.
Z jasnych dni z tamtego okresu pamiętam dzień 19 grudnia 2003 roku i spotkanie opłatkowe
jakie organizowałam dla całej Rady Diagnostów i personelu biura w pierwszą rocznicę
powołania Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych. Były skromne upominki, pisemne
podziękowania, wspólne śpiewanie kolęd i życzenia Prezesa Henryka Owczarka. W moich
archiwach zachował się ten dokument i parę zdjęć z tej uroczystości.
Minęło 12 miesięcy mojej działalności jako Sekretarza Rady i rzeczywistość zaczęła się
rozmijać z moim wyobrażeniem o tym jak powinniśmy działać. Poruszyłam tą sprawę na
zebraniu Prezydium, w efekcie dostałam polecenie, by przedstawić moje uwagi na piśmie - co
też na najbliższym posiedzeniu uczyniłam. Dokument, ten miał decydujące znaczenie dla
moich dalszych losów w Krajowej Radzie. Przytaczam go in extenso, jako wpis do historii
wieku niemowlęcego Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych.
To, podyktowane troską, o dobro korporacji, pismo, wywołało gwałtowną reakcję Prezesa i
pozostałych członków Prezydium. Był to dla mnie ogromny zawód nie mogłam zareagować
inaczej postanowiłam zrezygnować z funkcji Sekretarza Rady. Swoją rezygnację bez
podawania przyczyn złożyłam na ręce Prezesa 3 lutego 2004 roku, a Rada przyjeła ją uchwałą
23 lutego 2004 roku. Oczywiście nadal byłam członkiem Rady i brałam czynny udział w jej
działaniach oraz w zespole przygotowującym nowelizację Ustawy. Przez rok istnienia
Społecznej Rady przy Mazowieckim Oddziale Narodowego Funduszu Zdrowia byłam
przedstawicielem Izby w tym gremium.
Po zakończeniu I kadencji Rady, zostałam wybrana delegatem na II Zjazd, ale oczywiście nie
zdecydowałam się kandydować do Rady. Zostałam wybrana członkiem Komisji Statutowej,
przygotowującej zmiany w statucie . I to było moje ostatnie działanie w Izbie. Z daleka i
czasami obserwuję to co się dzieje w naszej Korporacji, a od niedawna, przyznaję, że z
satysfakcją i uznaniem.