Przeczytaj całą książkę
Transkrypt
Przeczytaj całą książkę
Pewnego razu żył sobie kundelek, który nazywał się Budyń. Gdy piesek miał trzy lata, niestety umarł jego właściciel. Biedny pies nie wiedział, co zrobić. Zamieszkał w lesie. Kiedy zaczął padać deszcz, skrył się pod drzewem. Było już późno, więc poszedł spać. Rano, kiedy się już obudził, musiał coś zjeść, a poza tym musiał jeszcze znaleźć kryjówkę, która mogła go ochronić przed wiatrem i deszczem. Tak więc poszedł przed siebie. Po kilku kilometrach drogi znalazł kryjówkę, do której mógł wejść. Było tam nawet przyjemnie dla psa. Następnego dnia znów wyruszył na wyprawę. Przeszedł kilkanaście kilometrów, gdy nagle poczuł jakiś dym. To były spaliny samochodowe. Budyń popędził przed siebie co tchu za brzydkim zapachem. Po kilometrze dotarł do centrum zapachu. To było miasto. Ogromne miasto. Zapadał już zmrok. Psiakowi zamykały się oczy. Gdy zasnął, złapali go hycle! Gdy kundelek się obudził, była godzina 08:30. Budyń zaczął szczekać na cały głos. Hycle również się obudzili. Jeden z nich podszedł do kundla i powiedział do drugiego hycla: - Ładny ten piesek, może go wypuśćmy? - No dobrze, wypuśćmy go. Budyń wypadł jak szalony z budynku. wszyscy zwracali na niego uwagę. Pies mknął przed siebie. Miasto było ogromne jak Londyn - no, może trochę mniejsze. Po dziesięciu kilometrach znalazł budę dla psów. Nie była w idealnym stanie, ale można było w niej zamieszkać. Teraz musiał jeszcze znaleźć coś do jedzenia. Wszedł do rzeźnika, który mieszkał dwie ulice od budy. Sprzedawca bardzo się zdziwił na widok psa, ale na szczęście dla Budynia, dał mu parówkę. Uśmiechnięty pies ruszył w stronę budy, a dla niego - do domu. Zapadała noc. Budyń zwinął się w kłębek i zasnął. Rano zjadł pół parówki, a następne pół zostawił sobie na później. Budyń poszedł do sklepu. Pani kasjerka uśmiechnęła się do kundla i zawołała dyrektora. Zza ściany wyszedł gruby dyrektor. Uśmiechnął się i powiedział: - Ale piękny piesek - i dał mu parówkę. Pies się uśmiechnął i powiedział: - Dziękuję panu bardzo! A dyrektor i ekspedientka o mało co nie wskoczyli na żyrandol. Dyrektor powiedział: - To ty umiesz mówić?! - Tak - powiedział Budyń - ale nie bójcie się mnie. Co w tym takiego strasznego, że umiem mówić? - No nic, prawda?! - powiedział przerażony dyrektor. Jednak po chwili dodał: - Ale wiesz co? Jak będziesz mówił do moich klientów, to dam ci trzy opakowania koktajlowych parówek. Zgoda? - Zgoda - powiedział pies. Następnego dnia kundel poszedł do pracy. Po siedmiu godzinach dyrektor dał mu zgodnie z obietnicą parówki. Budyniowi spodobała się ta praca. Tydzień później, gdy kundelek skończył pracę, dostał aż cztery opakowania parówek. Nastał weekend, więc Budyń nie poszedł do pracy. Po niedzieli, gdy już był przy sklepie, zobaczył napis: „ZAMKNIĘTE Z POWODU BANKRUCTWA” Psiak nie mógł uwierzyć, że stracił pracę. Dwa dni później pies nie miał już co jeść. Szwendał się po ulicy, zauważył pizzę leżącą na chodniku i zjadł ją. Po dwóch dniach zaczął go boleć brzuch. Poszedł do weterynarza i powiedział, że go boli brzuszek. a weterynarz aż podskoczył i powiedział: -Ty mówisz?! - No tak - odparł pies - Boli mnie brzuch. Lekarz go zbadał. - Już wiem - powiedział weterynarz . Po prostu nie jedz przez dwa dni. - Dobrze - powiedział piesek. - A gdzie mieszkasz? - zapytał doktor. - W budzie przy ulicy Kasztanowej 2 - powiedział Budyń. - Acha - odpowiedział weterynarz. Pies spał aż dwa dni, ale obudził się w kolorowym miejscu, a poza tym zamiast dziury były kraty. - Co ja tu robię? - zapytał niespokojnie sam siebie. - Już wiem, uśpili mnie, a potem uprowadzili. Budyń niepewnie wejrzał przez kraty. Był w cyrku! Na szczęście przyszedł jakiś pan i powiedział do Budynia: - Daj głos! Pies nie wiedział, co powiedzieć. - Wypuści mnie pan? - zapytał Budyń. - Tak, owszem, wypuszczę. - To wspaniale - powiedział Budyń. Budyń wyskoczył i powiedział: - Czemu mnie pan nie wypuszcza? - Bo zaraz wyjdziesz na środek i będziesz śpiewać powiedział pan. - Co? - zdziwił się Budyń – Dlaczego? - Bo jesteś gwiazdą - odpowiedział pan. - Ale dlaczego akurat ja, a nie ktoś inny? - zapytał. - No bo nie ma żadnego innego psa, który umie mówić powiedział pan. Budyń nie chciał wejść na scenę, ale pan go popychał. Na scenie piesek stanął jak sparaliżowany. Na ławkach było chyba czterystu widzów. Kundelek ze strachem zaczął śpiewać : Szła dzieweczka do laseczka do zielonego. Napotkała gajowego, bardzo szwarnego. Ludzie wiwatowali, słysząc śpiew psa, a Budyń ciągle to samo: Szła... Ludzie klaskali i gwizdali, słysząc mówiącego psa. Po dwóch godzinach Budyń zszedł ze sceny i powiedział do pana: - Ej, wypuszczasz mnie, czy nie? Mogę ci odgryźć palec! - A wcale, że nie - powiedział pan. Budyń nawet nie zauważył, że jest już za kratami. - A dasz mi jeść? - zapytał pies. - No pewnie, że tak - odpowiedział pan. Po pięciu dniach już wiedział, jak wyjść z cyrku. Kundel podważył łapką śrubkę i kraty się otworzyły. Budyń wyskoczył z klatki, zrobił podkop, ale nagle, gdy już miał wyjść, usłyszał wołanie: - Tu jestem, pomóż mi się stąd wydostać, proszę. Za psiakiem była uwięziona kotka. Która mówiła? Pies się zdziwił. Podszedł do jej klatki i tak samo podważył łapą śrubkę i kotka wyszła. Po pięciu minutach zaprzyjaźnili się. Wędrowali bardzo, ale to bardzo długo i chciało im się nie na żarty jeść. Nagle zauważyli wesołe miasteczko, pobiegli w jego stronę. Gdy weszli, zobaczyli: karuzele, koło fortuny, tunel strachu i młyńskie koło. Gdy patrzyli na maszynę do popcornu, przez przypadek wsiedli na młyńskie koło, a gdy już się spostrzegli, że są w kabinie, zatrzasnęły się drzwi i ruszyli do góry. widok z góry był niesamowity, widzieli całe miasto i cyrk, w którym ich uwięzili. Po dwóch godzinach zakręciło im się w głowie. wtedy otworzyły się szklane drzwi, a Budyń i kotka wysiedli jak pijani. Ciągle im się kręciło w główkach. - Gdzie teraz idziemy? - spytała kotka. - Nie wiem - odpowiedział Budyń. - Budyń! - zamiauczała kotka - Może pójdziemy tam? - Zgoda – odpowiedział pies. Gdy poszli tam, gdzie kotka chciała, zobaczyli zjeżdżalnie. - Kotko? - zapytał kundelek - Czy chciałabyś może zjechać ze zjeżdżalni? - Pewnie, że tak! - ucieszyła się kotka. - To wskakuj na mostek i się wspinaj! - zachęcał ją Budyń. Kotka była bardzo mocno podekscytowana, że pierwszy raz zjedzie ze zjeżdżalni. - Budyń - powiedziała niespokojnie - na trzy zjeżdżam! - Dobrze. - wykrzyknął Budyń - Ja liczę! Raz, dwa, trzy! Leć kotko, leć! Kotka od razu wystartowała jak torpeda, zrobiła salto w powietrzu i zjechała. - Ale było cudownie!!! - zawołała kotka. - Mogę jeszcze raz? - spytała. - No pewnie, że tak - odpowiedział pies. - Raz, dwa i trzy! ... Gdy już kotka się nazjeżdżała za wszystkie czasy, poszli w stronę zachodu. - Dobrze, kotko, teraz trzeba zbudować lub znaleźć schronienie przed ludźmi i deszczem - powiedział psiak. - Kotko? - zapytał Budyń uprzejmie - Jak masz na imię? - Kinia, a co? Nie podoba ci się?! - jęknęła kotka. - Nie, nie, tylko tak pytam - powiedział Budyń i trochę się zaczerwienił. - Bo wiesz, inne koty się z mojego imienia śmiały i mówiły, że jest dziwne, i że to jest zmyślone imię, i że takiego imienia nie ma w całym wszechświecie!!! - Wiesz co? - powiedział Budyń - Ty nie masz wymyślonego imienia. Prawda? - Prawda - powiedziała Kinia. - Hej! Kinia, zobacz, już wieczór!!! - powiedział z przerażeniem pies. Budyń szybko znalazł jakąś kryjówkę pod maszyną do popcornu. Rano gdy Kinia się obudziła, obudził się też Budyń. - No dobrze. - powiedział psiak - Teraz uważaj! Pstryk! i popcorn wysypał się dziurką. - Och, jedzenie!!! - powiedziała Kinia. - Panie przodem - powiedział Budyń uprzejmym głosikiem. Gdy Kinia zjadła swoją porcję, Budyń zjadał swoją. - Kinia? - zapytał Budyń - Czy umiesz rozpoznać godzinę? - No pewnie, że tak - odpowiedziała Kinia. - To odczytaj z zegara, która jest - powiedział psiak. - Dobrze - powiedziała Kinia .- Jest godzina 9:45. - Na pewno? - zapytał Budyń - Bo mnie się zdaje, że jest godzina 10:55. - Może - powiedziała z westchnieniem Kinia. - Najedzona? - spytał Budyń. - Tak, najedzona - odpowiedziała Kinia. - Tak więc trzeba by już stąd wyjść - powiedział Budyń. - Racja, ale jak? - spytała Kinia. - Nie wiem, ale trzeba coś wymyślić - odpowiedział psiak. - A może pójdziemy w tę stronę? - zaproponował Budyń. - Możemy - odpowiedziała kotka. - No to chodź, Kiniu - powiedział Budyń. I poszli. Szli bardzo długo i ostrożnie, żeby żaden człowiek ich nie zauważył. Po piętnastu minutach dotarli do bramy wesołego miasteczka. Kinia wyszła pierwsza, a za nią Budyń. - Kiniu? - zapytał Budyń - Czy mogłabyś wspiąć się na to drzewo? - No pewnie - odpowiedziała Kinia. Gdy kotka już weszła na najwyższą gałąź, zobaczyła między innymi: las, cyrk, dwa drapacze chmur, hotele i mnóstwo domów. - Budyń! – krzyknęła Kinia - Może prześpimy się w hotelu? - No, w porządku - krzyknął Budyń radośnie. Gdy Kinia zeszła z drzewa, Budyń ją zapytał: - Hej, to na pewno dobry pomysł?! - Na pewno dobry - odpowiedziała. - No dobrze, ale jak tam dojdziemy? - zapytał ją pies. - No normalnie, pamiętam drogę - odpowiedziała. - A jak przejdziesz przez pasy dla pieszych? - zapytał. - Nie wiem, ale coś trzeba wykombinować, prawda? spytała. - No - westchnął Budyń .- Masz rację. - Zobacz, mostek nad ulicą - ucieszył się Budyń. Rzeczywiście, nad ulicą był mostek dla przechodniów. - Budyń, no chodź - zachęcała go Kinia.- No chodź, Budyń, będzie wspaniale, uwierz mi - dalej zachęcała go do wejścia. - No zgoda - powiedział Budyń. - Niech ci będzie. Kundelek wszedł pierwszy, a za nim Kinia. - Kiniu, zaczekaj tu. Ja sprawdzę, czy most jest stabilny powiedział Budyń. W pewnej chwili, gdy psiak stanął na środku, ten się zapadł!!! - Aaaaaaaaa!!!!! - krzyczał psiak. - Budyń! Jakie szczęście, że żyjesz! - powiedziała Kinia. Piesek trzymał się tylko na pazurkach. - Trzymaj się, Budyń!!! - powiedziała kotka. Kinia pomogła Budyniowi wejść na kawałek mostu. - Dziękuję ci, Kiniu! - powiedział Budyń. - Nie ma za co - odpowiedziała Kinia. Kinia i Budyń z łatwością przeskoczyli most, potem poszli do hotelu. Ludzie nie zwracali na nich uwagi ,więc biegli bardzo szybko. - Budyń, zobacz - powiedziała Kinia - ale wielki ten hotel! - Tak - odpowiedział pies. Weszli do środka. Było tam bardzo ciepło, ale jak teraz mają przejść obok ochroniarzy?! - Budyń - powiedziała Kinia - może zaczekamy do wieczora, aż strażnicy sobie pójdą? - Dobrze. - To chodź do cienia - powiedziała Kinia. - OK - odpowiedział. Gdy weszli, zobaczyli, że nikogo nie ma, a to przecież był Rynek! - Gdzie się wszyscy podziali ?- zapytała zmartwiona Kinia. - Nie wiem - odpowiedział Budyń - Trochę dziwne. Prawda? - Prawda. To naprawdę dziwne - odpowiedziała Kinia. - Kiniu? - zapytał Budyń - Boisz się? - Tak - odpowiedziała cicho Kinia. Było cicho i nieprzyjaźnie, ale wreszcie pies zawołał: - Kiniu, słyszysz to? - zapytał piesek - Tak - odpowiedziała. Gdy Kinia i Budyń wyjrzeli zza rogu hotelu, zauważyli tłum ludzi przy stoiskach z sałatą, ogórkami, kalafiorem i innymi warzywami. Wszyscy pchali się do stoisk, aby coś kupić. Budyń i Kinia szybko przebiegli obok tłumu niezauważeni, tylko jeden chłopiec ich zauważył. Chłopiec zapytał się mamy, czy może wziąć zwierzęta. Mama zgodziła się. - Budyń, idziemy z tymi ludźmi?- zapytała Kinia. - Idziemy, ale nic nie mów po drodze - odpowiedział Budyń. Gdy doszli już do domu chłopca, mama powiedziała: - Zaprowadź pieska i kotka do domu, ja tylko pojadę na zakupy, niedługo wrócę. Chłopiec zaprowadził Budynia i Kinię do domu, a w domu Budyń powiedział: - Chłopczyku jak masz na imię? - Ty umiesz mówić!? - zapytał chłopiec - Jestem Tomek, a wy? - Ja jestem Budyń. - A ja Kinia. - W co się pobawimy? - zapytał Tomek. - Nie ... Kinia nie zdążyła powiedzieć, bo właśnie weszła mama. - Tomku, pokazałeś zwierzątkom ich nowy dom? zapytała mama. - Nie, ale już im pokazuję – odpowiedział - tu jest salon…, a to mój pokój. W nowym domu Kinia i Budyń spali jak zabici. - Ej, wstawajcie, już, jest godzina 11:10 - powiedział Tomek. - Jeszcze 10 min. - odpowiedziała Kinia. Po 10 minutach Kinia i Budyń wstali. - Tomek, dokąd idziesz? - zapytał pies. - Do szkoły! - odpowiedział - a przy lodówce macie jedzenie i picie. - Budyń, mamy kotlety!!! - powiedziała Kinia. Gdy Kinia i Budyń zjedli, poszli się położyć. Po dwóch godzinach wstali, a Tomek wrócił ze szkoły. - Kinia, Budyń, - zawołał Tomek - Obiad. - Kiniu, - zapytał - smakował ci kotlet? - Tak - odpowiedziała. - Był przepyszny! - Tomku - zapytał pies - pobawimy się w chowanego? - Ok - odpowiedział. - Ja szukam - powiedziała Kinia. Budyń schował się do szafki w kuchni, a Tomek za biurkiem w swoim pokoju. - Szukam - powiedziała Kinia. Kinia poszła do kuchni i znalazła Budynia. - Mam cię - powiedziała. Potem poszli szukać Tomka. Najpierw poszli do sypialni, ale Tomka tam nie było. Potem poszli do salonu, ale tam również go nie było. Następnie poszli do jego pokoju i go znaleźli. - Mamy cię, Tomek - powiedziała kotka. Pięć minut później przyszła mama. - Jak było w szkole? - zapytała. - Dobrze, dostałem od pani Magdy szóstkę z polskiego, a z matematyki dostałem piątkę z plusem! - To bardzo ładnie, synku - powiedziała mama. - Dziękuję - odpowiedział Tomek. - Tomku, może jutro pójdziemy na lody w nagrodę? spytała mama. - No jasne - odpowiedział. - A teraz idź już się kąpać, bo jest już późna godzina powiedziała mama. - Dobrze - odpowiedział. Po kąpaniu poszedł na kolację, umył zęby i poszedł spać. - Kinia, Budyń - powiedział chłopiec - gdzie śpicie? - Możemy koło ciebie? - No jasne - odpowiedział. - To idziemy spać. Rano Tomek wstał, ale Kini i Budynia nie było w pokoju. - Tu jesteście…- powiedział Tomek. Kinia i Budyń byli w szafie w sypialni mamy. - Kinia, Budyń, idziemy na śniadanie - powiedział. - Tomek? - zapytała Kinia - co masz na śniadanie? Bo my mamy parówki. - Ja mam chleb z dżemem truskawkowym - odpowiedział. Po śniadaniu poszli na spacer. - Tomek, a co to jest za płotem? - zapytała Kinia - To plac zabaw, ale jest zamknięty - odpowiedział Mama dała mi listę zakupów. Musimy iść do sklepu. - Zostańcie tu, ja tylko idę kupić cukier - powiedział. Kiedy Tomek wyszedł z Polo, poszli do domu. - Tomku? - zapytała mama - Kupiłeś cukier? - Tak - odpowiedział. - Tomek, a czemu dzisiaj nie byłeś w szkole? - zapytał pies. - Bo dziś jest sobota - odpowiedział. Po południu, gdy zbliżała się pora obiadu, Budyń zapytał Tomka: - Tomek, a kiedy pójdziemy na ten plac zabaw?! - Nie wiem, może w poniedziałek, ale przyrzeknij, że będziesz grzeczny i zapytaj Kini. - powiedział chłopiec. - Dobrze – odpowiedział kundelek. - Kolacja - zawołała mama. - Mmmm, ale pyszna wątróbka - powiedziała kotka. - No, lepszej nie jadłem - stanowczo powiedział pies. Po kolacji poszli pooglądać telewizję. Kiedy wybiła dwudziesta druga, mama powiedziała: - Tomeczku, idź już spać. Jest już późna godzina. - Ale mamo, jeszcze pięć minut. Proszę. - Przyrzekasz? - Przyrzekam! Po pięciu minutach Tomek poszedł się umyć. Przy okazji umył też Budynia, chciał też umyć Kinię, ale się nie dała. Po kąpieli poszedł umyć zęby i powiedział do pupilków: - Budyń, ty będziesz spał obok łóżka, a ty Kiniu po drugiej stronie. Dobrze? - Dobrze - odpowiedział kundel. Nazajutrz Tomek obudził się o jedenestej. Kinia i Budyń jeszcze spali, więc przemknął szybko i poszedł na śniadanie. - Cześć Tomek - powiedziała Kinia. - Cześć - odpowiedział - Słuchajcie na dole obok lodówki w kuchni jest jedzenie, ja muszę iść do kościoła. Postarajcie się nie narozrabiać! Przyjdę za godzinę, pa. - Pa - odpowiedzieli. - To co robimy? - zapytała Kinia. - Nie wiem. Może się prześpimy? Ale najpierw zjedzmy śniadanie. Już boli mnie brzuch z głodu - odpowiedział pies. - Pycha - powiedział pies – Ciekawe, co to jest? - To chyba jest kurczaczek - odpowiedziała kotka. - Może - powiedział. Gdy zjedli poszli, tak jak mówili, spać. Nie mogli zasnąć, ponieważ ciągle budził ich dźwięk jakiegoś silnika. - Co to za hałas? - spytała Kinia. - Nie wiem - odpowiedział pies. Kiedy wskoczyli na parapet, zauważyli, że przed domem sąsiadów jakiś pan dziwnym urządzeniem rozłupuje drogę. - Musimy to wytrzymać! - powiedział stanowczo Budyń. - No niestety, musimy – powiedziała kotka. Kiedy Tomek już wrócił, Budyń powiedział: - Tomek, wyjdź z nami na dwór. Proszę. - No dobrze - odpowiedział - idziemy na plac zabaw? - No jasne, że tak - odpowiedzieli razem. Kiedy byli w połowie drogi, Tomek zapytał: - Zjedliście śniadanie? - Tak - odpowiedziała mu kotka. - A czemu chcieliście wyjść z domu? Za gorąco wam było, czy co? - Nie. Chcieliśmy trochę się zdrzemnąć, ale dziwna maszyna ciągle hałasowała, i nie dawała nam spać oznajmił Budyń. - Już jesteśmy - powiedziała Kinia. - Ja idę na huśtawkę, a wy? - Ja na zjeżdżalnię - powiedział Budyń. - A ja na trampolinę - powiedziała Kinia. Nagle kotka powiedziała: - Ale fajnie! - To prawda - powiedział Tomek. Kiedy minęła godzina, wrócili do domu, a mama powiedziała: - Tomku? Jesteś spakowany na jutro do szkoły? - Tak - odpowiedział zmęczonym głosem. Zapadał już wieczór. Ściemniało się i ściemniało, aż prawie nic nie było widać przy zapalonym świetle. Tomek, Kinia i Budyń oglądali właśnie piłkę nożną, a mama serial. Potem powiedziała do syna i zwierzątek: - Idźcie już spać. Jest już późna godzina. Jaki jest wynik? - Mamo, za chwilę się skończy mecz. Pozwól obejrzeć nam do końca, jeszcze pięć minut, a na razie jest 2 - 1dla Polski. Pod koniec meczu Polakom udało się wbić jeszcze jeden gol. Chłopiec, mama, Kinia i Budyń poszli już spać. Była pierwsza w nocy. Nagle ktoś pokręcił klamką w drzwiach i otworzyły się. - Tomek - powiedział cichutko pies - ktoś chodzi po domu. - Rezczywiście! - powiedział - idę zawołać mamę. - Mamo, ktoś chodzi po domu. - Co? Weź psa - powiedziała - a ja wezmę latarkę i kij. Kiedy byli przed przedpokojem, zauważyli kogoś. Mama oświetliła go. - To przecież tata! - powiedział Tomek. - Cześć. Nie wiedziałem, że was obudzę - powiedział tata .- Masz bardzo dobry słuch, Tomku. - Nie, to nie ja - powiedział - pies mnie obudził. - Pies? - zapytał tato - Skąd? Gdzie go kupiliście, przecież w zasięgu dwudziestu kilometrów nie ma sklepu zoologicznego. - Znaleźliśmy je na ulicy, przy targu - wyjaśnił chłopiec. - Je? - zapytał znowu tata. - Mamy jeszcze kota, a raczej kotkę - powiedziała mama, która właśnie kładła się spać. Kiedy tata i Tomek skończyli rozmawiać, poszli spać. Rankiem, przy śniadaniu Tomek zapytał tatę: - Tato, jak było w Paryżu? - Dobrze - odpowiedział - na półce obok ekspresu masz pamiątkę. Tomek jak najszybciej pobiegł ją zobaczyć . - Ale super!! - wykrzyknął - To wieża Eiffle’a! - Tomku, szybko jedz śniadanie, bo spóźnisz się do szkoły - powiedziała mama. - Dobrze - odpowiedział. Kiedy chłopiec miał już wyjść z domu, mama zapytała: -Tomku? A kto zostanie z psem i kotem? - Tata - odpowiedział. - Ale tata nie ma wolnego - oznajmiła. - A właśnie, że mam - powiedział tata. - Szef powiedział, że mam jeszcze tydzień zostać w domu. - W porządku - powiedziała mama - My wrócimy o czternastej. - Pa tato! - powiedział - Pa Kiniu i Budyniu! Kiedy Tomek był już w szkole, na lekcji pani nauczycielka powiedziała: - Tomku, wymień dwie rośliny zbożowe. - Żyto i jęczmień - odpowiedział bez zająknięcia. - Dobrze - powiedziała pani Ola. - Maćku, ty wymienisz dwie najpopularniejsze rośliny okopowe - powiedziała. - Dwie najpopularniejsze rośliny okopowe to ziemniaki oraz marchewki. - Bardzo dobrze - zachwyciła się pani Ola wypowiedzią Maćka - Dzieci spakujcie się, weźcie tornistry i czekajcie na placu zabaw. - JEJ!!! Pani jest najlepsza - krzyknęli niektórzy z klasy. - Proszę pani? - zapytał chłopiec - Czy możemy wziąć piłkę na plac? - Tak - odpowiedziała - Tylko najpierw zapytajcie pana wuefisty, dobrze? - Dobrze - powiedział i zawołał innych chłopaków Chodźcie po piłkę. - Spoko! - odpowiedzieli. Kiedy wszyscy byli już na placu wraz z panią, Maciek zapytał: - Czy wie pani, że dorosły człowiek w ciągu dnia zużywa ponad sto litrów powietrza? - Nie, Maćku - powiedziała pani zachwycona wiedzą Maćka. - Podaj, Tomek! - krzyknął Piotrek. - Dajesz Piotrek! Dajesz, dajesz! – wykrzyknęła cała drużyna. - Jest, gol!!! - zawołały dziewczynki, które byłe czirliderkami. - Gramy do czterech? - zapytał Tomek Piotrka. - Spoko - odpowiedział. Kiedy drużyna Tomka wygrała, pani zapytała: - Jaki wynik? - 4:0 - odpowiedział Piotrek. - Dzieci zbiórka na czerwonej macie! – powiedziała pani Ola - Baczność. Spocznij. Czołem klasa? - Czołem! - odpowiedzieli. - Biegnijcie do szkoły, macie na przebranie i zaniesienie plecaków pod salę dwie minuty - powiedziała. Kiedy wszyscy wrócili pod salę, byli bardzo zmęczeni. O 12:30 skończyły się lekcje. Pod koniec ostatniej pani powiedziała: - We wtorek zabierzcie po lekcjach swoje rzeczy z półek. Gdy Tomek odrobił lekcje, zadzwonił dzwonek do drzwi. - Tomku, otwórz drzwi i sprawdź, kto to. - O! Cześć Piotrek, co tu robisz? - A tak wpadłem, przechodziłem tędy i do ciebie wpadłem. - Ok. Możesz do mnie wejść? - Mogę - odpowiedział. - Zagramy w piłkę? - zapytał Piotrek. - Możemy. Dziesięć minut później. - Jest gol! - powiedział Tomek. - Zagramy teraz na xboksie? - No pewnie, że tak! - krzyknął. - Zagramy w „ Forza Horizon”? - zapytał Piotrek. - Dobrze - odpowiedział - To włączaj! - No to gramy - powiedział Tomek - zrobimy wyścig na autostradzie? - No jasne! - opowiedział - a jakie auta bierzemy? - Może Lamborginii L900? - Zgoda, to jedziemy! - wykrzyknął Piotrek. - Już jesteśmy na miejscu - powiedział Piotr. - Trzy, dwa, jeden, start!!! - krzyknął Piotrek. - Gazuuu!!! - krzyknął Tomek. I tak kończy się książka. Kinia i Budyń nigdy się nie kłócili, a w wyścigu wygrał Piotrek. Wszyscy z klasy Tomka przeszli do czwartej klasy. Myślę, że książka się spodobała. Autor: Matusz Walaszek