Kolonia z promilami – str. 4 Dlaczego turyści spadają z klifu – str. 5

Transkrypt

Kolonia z promilami – str. 4 Dlaczego turyści spadają z klifu – str. 5
ISSN 1508-2776
Cena 2 zł
Rewal, 21-28 lipca 2008
ROK XI, Nr 3 (86)
& Kolonia z
promilami
– str. 4
& Dlaczego
turyści
spadają z
klifu – str. 5
& Rozmowa
z liderem
zespołu
Boys
– str. 6
Fot. Krzysztof Moneta
Wywiad z Andrzejem Grabowskim czytaj str. 7
& Obozowa
afera
z papierem
toaletowym
– str. 11
CO SŁYCHAĆ?
KIT
(Krótkie Informacje Tekstowe)
Parafrazując pewną znajomą
osobę: trzeci rok, czwarty turnus.
Tak wygląda na razie moja statystyka w kwestii pobytu na obozie
Potęgi Prasy. Dowodzę tym statkiem po raz kolejny i czuję, że
z każdym kolejnym numerem
wszyscy mamy większą satysfakcję i radość z tworzenia zarówno
Rewalacji, jak i RewalStacji.
Jak zwykle spędzamy czas na
poszukiwaniu tematów, wspomagają nas w pracy dziennikarze,
którzy dzielą się swoim doświadczeniem z nami, aby naszą gazeta była coraz lepsza. Rewolucyjne jest to, że pierwszy raz od długiego czasu zmieniły się proporcje uczestników – jest więcej
chłopaków niż dziewczyn, co może zmienić nieco spojrzenie na
niektóre tematy. Jednak obozowicze starają się być delikatni
i obiektywni, czego świadectwem
będą treści zawarte w obecnym
numerze.
Chciałbym życzyć wszystkim
Czytelnikom „Rewalacji” więcej
słońca i lepszej pogody, bo na razie zbytnio nie sprzyja wypoczynkowi. Miłej lektury!
Adrian Janicki
Remont latarnii morskiej w Niechorzu zakończył się. Obejmował
m. in. odnowienia laterny, wymianę
szklanej kopuły, osłaniającej światło latarni, zmianę okien i ram
okiennych oraz renowację balustrady i położenie nowej posadzki na
tarasie widokowym. Znana atrakcja
turystyczna jest już otwarta od 15
lipca i można ją zwiedzać od godziny 10 do 20.
"""
Największych przebojów zespołu Feel można będzie posłuchać
24 lipca o godzinie 20.30 w Amfiteatrze. Bilety po 40 zł i 35 zł
(do 12 lat) są dostępne w kasie
obiektu oraz w Galerii Siedem
w Rewalu, Pobierowie i Niechorzu.
"""
Kabaret Pod Wyrwigroszem wystąpi w rewalskim Amfiteatrze
22 lipca o godzinie 20.30. Grupa
zaprezentuje m. in. słynną parodię
„Jozin z Bazin” pt. „Donald marzy”
Redaktor naczelny: Adrian Janicki
Zastępca redaktora naczelnego:
Adam Kubaszewski
Sekretarz: Emilia Chmielewska
Dział foto: Krzysztof Moneta
Reklama: Błażej Fiks, Damian Świecak,
Dominika Śliwkiewicz
Korekta: Piotr Frątczak, Dominika Poplewska
Przeszkadzał i przesadzał: Pan Jacek
Skład: Adam „Karol“ Owczarek
Adres Redakcji: Rewal, ul. Sikorskiego 10, tel. 0607650742,
e-mail: [email protected], URL: http://www.potegaprasy.pl
Druk: Drukarnia Jaklewicz s.c, ul. Bracka 5, 72-300 Gryfice, tel. 0913840786
2
"""
Jerzy Kryszak wystąpi w Amfiteatrze 26 lipca o godzinie 19.00. Zachęcamy do przybycia na program
aktora, który porzucił w latach 90tych kino i teatr, by zająć się karierą
kabaretową.
"""
Festiwal Indii pt. „Fala Orientu“
odbędzie się od 22 do 24 lipca
w godzinach 17.30-22 w Rewalu na
placu przy urzędzie gminy.
Podczas festiwalu odbędą się m.in.
warsztaty tańca oraz sztuk walki.
Można będzie spróbować kuchni
wegetariańskiej oraz odwiedzić
indyjski kram. Zaistnieje również
możliwość wypożyczenia sari oraz
wzięcia lekcji jogi.
"""
Zakończył się 11 turniej tenisowy Pustkowo Cup. Rozgrywki trwa-
ły w Pustkowie i w Pobierowie od
17 lipca, a finał odbył się 20 lipca.
FILIP WIETESKA
Źródło zdjęć: www.rewal.pl
PLAŻE NA MEDAL
O przyznanie tytułu „Błękitnej Flagi” ubiegało
się 11 polskich kąpielisk. Międzynarodowe jury
wybrało tylko trzy.
Podwójny
triumf gminy
Znak „Błękitnej Flagi” przyznawany jest wyłącznie kąpieliskom
o najwyższym standardzie czystości wody i plaży oraz bezpieczeństwa w jej obrębie.
Miasto ubiegające się o tak prestiżową domenę musi spełnić szereg wymagań, których to dopełnienia skrupulatnie doglądają członkowie jury, znani ze swej dokładności, a także turyści będący
w stanie z własnego punktu widzenia ocenić stan nominowanego do
konkursu obiektu.
W tym roku tylko trzy ośrodki
okazały się godne nosić to zaszczytne miano, i tak poza Świnoujściem, wyróżnione zostały aż dwa
znajdujące się w gminie Rewal: Pogorzelica i Pobierowo. Ta ostatnia
nie po raz pierwszy może poszczycić się podobnym osiągnięciem,
gdyż jej plaże są chlubą już od 2005
roku, kiedy to została nagrodzona
za całokształt działań w programie
„Gwiazdki na Piasku”.
Wymagania komisji europejskiej
nie należą do najłatwiejszych do
spełniania. Specjalnie powołane
służby co dwa tygodnie zobowiązane są sprawdzać specjalistycznymi
badaniami bakteriologicznymi stan
czystości wody przybrzeżnej oraz
sposób i częstotliwość porządkowania plaż. Odpowiednia liczba koszy
na śmieci i ich segregacja, wystarczająca ilość sanitariatów oraz odpowiednie zakazy dotyczące wprowadzania zwierząt na teren plaży
i wjazdu na nią pojazdów mechanicznych, to przykłady wymogów
najwyżej punktowanych, a zarazem
najtrudniejszych do spełnienia, bowiem w gust oceniających trafić jest
naprawdę niełatwo...
Władze gminy Rewal nie spoczęły na spełnieniu standardowych
zadań, podjęły szereg działań doty-
czących edukacji na płaszczyźnie
ekologicznej, zwłaszcza wśród najmłodszych.
– Dzieci trzeba uświadamiać
i uczulać – mówi Anna, turystka
z Krakowa. – To od nich w końcu zależy przyszłość.
Co do tego, że wpajanie nawyków ekologicznych od najmłodszych
lat jest priorytetem w dzisiejszych
czasach nie ma wątpliwości Michał
Patryszkiewicz, biolog z Pobierowa.
– Jestem wielkim fanem tego typu przedsięwzięć – mówi. – Dobrze,
że władze o tym pomyślały.
– A zarządowi wdzięczni są zarówno mieszkańcy gminy, z dumą
obnoszący się ze swoim sukcesem,
jak i turyści, którzy z nieukrywaną
przyjemnością przebywają na tutejszej plaży, nie tylko bezpiecznej
i przyjaznej dla dzieci, ale również
czystej i estetycznej.
– Trzeba przyznać, że plażom nie
da się zarzucić niczego – zachwala
Karolina, turystka z Zakopanego. –
Nie boję się, że dzieci złapią jakieś
choróbsko bawiąc się w piasku, a na
tym punkcie jestem szczególnie
uczulona.
Fenomen rewalskich kąpielisk
szczególnie doceniany jest przez
turystów, a to głównie dlatego, że
aż co piąta polska plaża nie spełnia podstawowych wymogów
narzuconych przez Unię Europejską, na poziomie nawet elementarnym. Nikogo już nie dziwi popularność kurortów we Francji, Hiszpanii czy chociażby na Cyprze, gdzie
certyfikatami jakości odznaczonych jest 9 na 10 plaż.
Chwała władzom gminy za to, że
wychowała sobie turystów i mądrze
zainwestowała pieniądze w utrzymywanie plaży w stanie niczym nie
ustępującym plażom europejskim.
EMILIA CHMIELEWSKA
Informator turystyczny
Urząd gminy
ul. Mickiewicza 19a, [email protected]
Urząd pocztowy
ul. Sikorskiego 3, tel. 0913862570
Bankomaty
- bankomat Spółdzielczej Grupy
Bankowej ul. Mickiewicza
(obok Urzędu Gminy),
- bankomat Spółdzielczej Grupy
Bankowej, ul. Saperska 2
- bankomat Gold Cash,
ul. Westerplatte 16
- Bank Spółdzielczy w Gryficach
oddział w Rewalu,
ul. Mickiewicza 19, tel.
0913862907,
kasa czynna 7.30-14.00
Amfiteatr
ul. Parkowa
Posterunek Policji
ul. Mickiewicza 21,
tel. 0913862597 całodobowy
Straż gminna
ul. Mickiewicza 21,
tel. 0913862974
Pogotowie Ratunkowe
ul. Warszawska 31,
tel. 0913862588 całodobowy
Ośrodek zdrowia
ul. Warszawska 31
czynny w godzinach 8-13,
soboty i niedziele – nieczynny
Apteka
ul. Mickiewicza 25,
tel. 0913862702, czynna 8-22,
w niedziele 10-17
Straż Graniczna
ul. Dworcowa 2, tel. 0913862675
Centrum Informacji Promocji
Rekreacji Gminy Rewal
ul. Szkolna 1, tel 0913862629
Stacja paliw
PKN Orlen ul. Mickiewicza 2
Obiekty sportowe
Hala widowiskowo-sportowa,
siłownia, sauna, korty tenisowe,
boisko do siatkówki i koszykówki
ul. Szkolna 1, czynna 8-21,
Boisko Sportowe, ul Sportowa,
tel: 0913862994
Ciuchcia Retro
ul. Westerplatte (przy dworcu PKS)
Gryficka Kolej Wąskotorowa
ul. Dworcowa,
tel. 0913842235
odjazdy: 11.14, 12.44, 14.39,
16.24, 18.15
MARTA WĄGROWSKA
3
NA POWAŻNIE
Dziewięcioosobowa grupka młodzieży z Łodzi, Zabrza, Katowic
i Pruszkowa przyłapana pod wpływem alkoholu, została odesłana
z kolonii w Niechorzu do domu. Według najnowszych doniesień,
dwoje uczestników posiadało przy sobie także torebki z marihuaną.
Jest towar, jest impreza!
Już wcześniej zdarzały się
tego typu sytuacje, ale żadna
z nich nie zakończyła się hospitalizacją czternastolatki,
znajdującej się w stanie upojenia alkoholowego (w wydychanym powietrzu stwierdzono 0,94 promila!).
Świeżo przybyli do Niechorza
młodzi wczasowicze w ten właśnie
sposób postanowili uczcić pierwszy dzień obozu. Pech chciał, że
korytarzem, przebiegającym obok
pokoju imprezowiczów, akurat
przechadzała się kolonijna pielęgniarka.
Mimo, że pokój kadry obozowej
znajdował się zaledwie kilkanaście
metrów dalej, to właśnie ona jako
pierwsza zwróciła uwagę na niesubordynowane
zachowanie
uczestników turnusu. Natychmiast
zadzwoniła
na policję
Jednak problemem okazał się
nie tylko alkohol, bowiem funkcjonariusze, którzy przyjechali do kolonijnego ośrodka, poczuli charakterystyczny dla marihuany zapach, ulatniający się z jednego
z pokoi. Przeszukali uczestników
imprezy i znaleźli łącznie jeden
4
gram narkotyku. Obozowiczów
przebadano pod kątem spożywania trunków i substancji odurzająch. Ilość alkoholu w wydychanym powietrzu wahała się w granicach 0,06 do 0,94 promila, przy
czym ostatni, rekordowy wynik należał do... najmłodszej z imprezowiczów, czternastolatki. To ona,
jako jedyna została poddana odtruciu w gryfickim szpitalu. Cała
dziewiątka, z powodu zagrożenia
demoralizacją pozostałych członków obozu, czekała na
przyjazd rodziców
i powrót do domów. Trochę to
trwało, ponieważ niektórzy rodzice,
wysyłając dzieci na kolonie, wyjechali na urlopy. Jak twierdzi Andrzej
Jędrzejczak, jeden z policjantów
zajmujących się tą sprawą, w rodzinnych miejscowościach kolonistów, zajmie się nimi sąd rodzinny
dla nieletnich wymierzając adekwatne do wykroczenia kary.
– Najprawdopodobniej skończy
się na upomnieniu, może na kuratorze. – przypuszcza A. Jędrzejczak.
Nadal jednak zagadką pozostaje
ciąg dalszy tej historii – czy ktokolwiek zainteresuje się problemem
i spróbuje tym razem zapobiegać,
zamiast leczyć? I jeżeli tak, to na
jak długo profilaktyka pozostanie
nam we krwi? Ilekroć słyszymy
o podobnych przypadkach, postępującej – bądź co bądź – demoralizacji polskiej młodzieży, rozpoczyna się wielka burza mózgów – każdy ma swój projekt na podniesienie
morale nastolatków, każdy ma pomysł na ich resocjalizację. I zwykle
na planach się kończy.
– Często jest tak, że wszystkim
udziela się ogólnie podniecenie za
sprawą wydarzenia – uważa socjolog Agata Wójcik.
Problem obija się o jeszcze jedną kwestię: kto sprzedaje alkohol
tak młodym ludziom? Pamiętajmy,
że najstarszy z uczestników libacji
miał zaledwie 17 lat! Obowiązkiem
każdego sprzedawcy poproszonego o wydanie alkoholu jest sprawdzenie dokumentu potwierdzającego pełnoletność. Jeszcze w zeszłym roku
prowokacja
przeprowadzona przez dziennikarzy „Rewalacji” pokazała, jak
wielu z nich za nic ma tego typu
zobowiązania wobec prawa. Mimo,
iż w tym roku młodym dziennikarzom nie udało się już kupić alko-
NA POWAŻNIE
holu, wciąż zdarzają się – jak widać – karygodne przypadki zaniedbania, których skutki zauważyć
możemy na przykładzie tego wydarzenia.
– Dopóki sprzedawcy nie będą
ponosić
konsekwencji
za sprzedawanie alkoholu nieletnim, sprawa się nie unormuje. –
ostrzega pani Agata – A nie unormuje się, póki młodzież nie zacznie
patrzeć na nią racjonalnie.
Źle pojmowana przez młodych
ludzi lojalność wobec sprzedawców
przejawia się głównie w niechęci
ujawniania ich tożsamości, co uniemożliwia wyciągnięcie jakichkolwiek konsekwencji, a także, co za
tym idzie, uniknięcia podobnych sytuacji w przyszłości.
– Póki nie będzie współpracy na
płaszczyźnie nastolatek – policjant,
problem będzie istniał. – upomina
socjolog. – Dzieciaki powinny zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji
i podjąć dialog.
Nie tylko policjanci zobligowani
są do eliminacji problemu spożywania alkoholu wśród młodzieży, ale
również dorośli będący świadkami
podobnych sytuacji. Przechodzenie
obojętnie obok grupy młodych ludzi,
wyglądających wybitnie na nieletnich, też jest przestępstwem, nie
mówiąc już o tym, że jest to niemoralne i niewychowawcze.
– Twarda ręka dorosłych zmniejszyłaby skalę problemu, to nie ulega wątpliwości.- przyznaje Agata
Wójcik.- Niestety, nikt nie podejmuje takich prób.
Policjanci z Rewala przyznają,
że dawno nie mieli przypadku, żeby
Czy ktoś musi zginąć, żeby klif między Rewalem
a Trzęsaczem stał się wreszcie bezpieczny?
Leciała między
drzewami
Rewal. Tuż przed godziną siedemnastą. Nagle słychać sygnał
syreny. Na plażę wjechał ratowniczy samochód WOPR – u. Nasi reporterzy błyskawicznie pobiegli na
miejsce zdarzenia. Zobaczyli wielki
ruch na plaży. W jedną i drugą stronę biegali ratownicy. Po plaży,
w stronę przystani rybackiej pędził
jeep z innymi ratownikami. Przy balustradach na promenadzie zebrał
się tłum ludzi. Wiadomo, że stało
się coś poważnego. – Chyba jakieś
dziecko utonęło – ktoś mówił.
Zdenerwowany szef ratowników
rozganiał gapiów i kierował ruchem
na ulicy. Na jeepie leżała owinięta
w ocieplający koc dziewczyna. Zaczęło padać. Ratownicy zdjęli swoje
kurtki i osłaniali nimi dziewczynkę,
aby nie traciła ciepła i nie mokła.
Wszyscy niecierpliwie czekali na karetkę. Ta, najwyraźniej nie spiesząc
się, przyjechała po 20 minutach.
Ofiara szybko została przeniesiona
do ambulansu, który przetransportował ją do szpitala w Gryficach.
To nie były, niestety, ćwiczenia
grupy ratowniczej. Tak wyglądała
ich akcja po upadku kolejnej osoby
z, wciąż niezabezpieczonego, klifu.
Tym razem była to 16 – letnia kolonistka, uczestniczka wycieczki rowerowej do Trzęsacza. Grupa jechała ścieżką, która prawie od
dwóch lat oznaczona jest jako niebezpieczna. Na szczęście dziewczyna tylko się potłukła. Jeden ze
świadków twierdzi, że od śmierci
dzieliły ją centymetry. Szczęśliwie
przeleciała pomiędzy drzewami.
Pan Jacek, który zna tę ścieżkę od
lat, zawsze dziwił się, że można być
tak nieodpowiedzialnym, żeby jeździć tam rowerem. Zwłaszcza po
deszczu, kiedy droga jest błotnista,
jest bardzo ślisko i bardzo łatwo
spaść wprost na plażę. Ocenia się,
że wysokość klifu miejscami dochodzi nawet do osiemnastu metrów.
W ubiegłym roku z klifu spadły
aż cztery osoby, a trzy z nich z połamaniami trafiły do szpitala. Nadal
nie odstrasza to jednak przed spacerami tamtędy do ruin kościoła
w Trzęsaczu. Nie bardzo też wiadomo dlaczego to przejście nie jest
zamknięte i odpowiednio zabezpieczone. Czy ktoś musi zginąć, żeby
wreszcie klif stał się bezpieczny?
ADAM KUBASZEWSKI
KACPER KOSIKOWSKI
ukarano
kogokolwiek, kto sprzedał nieletniemu alkohol. Nie ma po prostu na to żadnych dowodów. Tak,
jak nikogo dziś nie dziwi widok
gimnazjalisty z piwem w ręku, nie
zaskakuje też fakt, iż dorośli zwyczajnie boją się w jakikolwiek sposób zareagować na wybryki młodzieży.
Pytanie tylko, kiedy znów Polska
dowie się o podobnym wydarzeniu.
Wakacje wciąż trwają.
EMILIA CHMIELEWSKA, PIOTR FRĄTCZAK
Ratownicy czekają na karetkę pogotowia
Fot. Adam Kubaszewski
5
LATO Z GWIAZDAMI
Zaraz dam wam
w papę...
Rozmowa z Marcinem Millerem, liderem zespołu Boys.
– Wielkimi krokami zbliża się
czterdziestka...
– Jak tak zaczynacie, to zaraz
wam w papę dam... Ale czuję się
z tym dobrze.
– Grupa Boys odwiedziła wiele
krajów. W którym z nich publiczność przyjęła Was najcieplej?
– Najcieplej to chyba w... Afryce,
ale tam jeszcze nie byliśmy. Nie graliśmy też dla Polonii wietnamskiej
(śmiech). Za granicą najczęściej koncertowaliśmy w Stanach Zjednoczonych dla tamtejszej Polonii. Nawet spotkałem tam swoją rodzinę, o której nie
wiedziałem. Podeszła do mnie taka
ładna małolata. Myślałem, że to fajna
laska. Nagle powiedziała, że jesteśmy
rodziną. Zdawało mi się, że raczej nie
jest moim dzieckiem. Na szczęście wyjaśniła, że jest córką, ale mojej ciotki.
– Słyszałem, że lubicie się z Kabaretem Moralnego Niepokoju. A,
na którą z gwiazd nie chcielibyście
się natknąć?
– Zespół jest bardzo kompatybilny, niebudzący agresji. Nie ma tak, że
nie lubimy lub lubimy jakiegoś artystę.
Zagramy z każdym. Możemy nawet
dzielić z innymi garderobę.
– Każdemu muzykowi na scenie
przydarzają się jakieś wpadki. Jaką
największą i najśmieszniejszą
wpadkę zaliczyła grupa Boys?
– Jedyną moją wpadką, uroczą
zresztą, był mój starszy syn.
– Jak radzicie sobie z natrętnymi
fankami, których z pewnością nie
brakuje.
– Nie ma natrętnych fanek, ani natrętnych fanów. Jest tylko czasami zła
6
organizacja. Dużo ludzi chce cię dotknąć, zrobić zdjęcie, a ochrona często nie nadąża. Bardzo chętnie robię
sobie z każdym zdjęcia, lecz jeżeli
jest np. trzystu chętnych na pół godziny przed koncertem, staje się to
nieco kłopotliwe.
– Jakie to uczucie być zarówno
gwiazdą, jak i antygwiazdą?
– Jak się jest osobą publiczną, to
są ludzie którzy cię lubią i nienawidzą. Jeżeli człowiek po koncercie podejdzie do mnie i powie, dlaczego
koncert był do dupy, to jest OK. Jestem w stanie tego wysłuchać, gdyż
jest to bardzo konstruktywna krytyka.
Jeżeli ktoś tak dla zasady nie lubi
Boysów, to ja wolę w ogóle z nim nie
rozmawiać. Denerwuje mnie, jeżeli na
koncercie stoi z tyłu grupka ludzi i cały czas pokazuje mi środkowy palec,
a chwilę później zaczynają podświadomie śpiewać „Jesteś szalona”.
– Czy to całe zamieszanie z „Big
Brotherem” było przemyślaną próbą zwrócenia na siebie uwagi?
– W tamtym czasie miałem kilka
propozycji: „Gwiazdy tańczą na lodzie”, „Gwiezdny Cyrk” i „Big Brother”. W pierwszym z nich potraktowano mnie jak „zwyczajnego burka”,
więc od razu to odrzuciłem. Z drugiej
zrezygnowałem z powodu braku czasu. Ostatecznie wszedłem do Big
Brothera pod warunkiem, że zostanę
tam jedynie dwa tygodnie. Po wyjściu
zrobiło mi się żal, kiedy dowiedziałem
się, że miałem największe poparcie.
– Powiedział pan, że potraktowali pana jak „zwyczajnego burka”. Zaproponowali zbyt mało pieniędzy?
– Poniekąd tak. Nie ukrywam, że
chcę jak najwięcej wyciągnąć z tego,
co robię. Murarz zarabia murowaniem, kominiarz czyszczeniem kominów, a ja śpiewaniem. Rodzina musi
z czegoś żyć, synowie muszą mieć
nową grę na „plejkę”. A tam powiedzieli mi, że muszę być 6 dni w tygodniu do ich dyspozycji. Obliczyłem,
że więcej stracę na noclegach i dojazdach, niż zarobię na występach.
Poza tym, nie chciałem zostawiać żony samej na tak długo.
– Utrzymuje pan kontakty z pozostałymi uczestnikami BB, np.
z Gulczasem?
– Mam z nim kontakt na co dzień.
Dzwonimy do siebie, wyznajemy sobie miłość, piszemy bardzo erotyczne
sms-y. To bardzo porządny facet.
Właściwie dzięki niemu Big Brother
przeleciał mi tak szybko.
– Jakiej muzyki słucha pan
w wolnym czasie?
– Lubię muzykę z lat osiemdziesiątych np. Modern Talking, Duran
Duran, Depeche Mode, a z polskich
zespołów najbardziej cenię sobie Lady Pank. Uważam, że ten zespół to
prawdziwa fabryka hitów.
– Oto fragment pańskiej wypowiedzi: „Po paru dniach siedzenia
w domu Wielkiego Brata ma się takiego doła, że chce się iść do domu. Trzeba samemu zmywać, samemu gotować, a na dodatek nie
ma telewizji”. Czy jest Pan typem
gościa, który przychodzi z roboty,
bierze do ręki piwo, włącza tv i czeka na obiad?
– Piwa nie lubię, ale jestem typem
leniucha, który nie potrafi wbić gwoździa, ani zrobić prania. Żona bardzo
dobrze o tym wiedziała przed ślubem.
– Co jest pana największym marzeniem?
– Zostawienie wszystkiego, wyłączenie telefonów i wyjazd z rodziną
do jakiegoś tropikalnego kraju, w którym nikt mnie nie zna i nie wchodzi
mi na głowę. Hmm... marzenie...(śmiech)
– Optymiści żyją podobno
7,5 roku dłużej niż pesymiści. A Pan
zawsze widzi szklankę w połowie
pełną?
– Jeśli optymiści żyją o 7,5 roku dłużej, to ja będę żył o 10 lat dłużej. Dlatego, że jestem urodzonym optymistą.
– Jak Pana synowie radzą sobie
z pańską popularnością?
– Wiem, że moi synowie są dumni z ojca. Czasami słyszę, jak zapraszają do siebie kolegów, a w ich pokoju z radia lecą moje przeboje.
ROZMAWIALI: DOMINIKA ŚLIWKIEWICZ,
WERONIKA ŚNIEG, PAWEŁ SZYPUŁA
LATO Z GWIAZDAMI
Piłem w Spale,
spałem w Pile
Polaka, ale ma też
sporo zalet, które
Polacy posiadają.
Jest przeciętniakiem, którego nie
ma za co lubić i nie
ma za co nie lubić.
Fajny człowiek dosyć (śmiech).
– Czy, gdyby
w następnym życiu decydował pan
o wyborze zawodu, było by to aktorstwo?
– Zobaczymy. Jeśli bym miał wybierać, to na razie nie wiem.
– Kto był takim pańskim aktorskim
mistrzem?
– W różnych latach byli to różni ludzie. Trudno, żebym np. wzorował się
na... No, nie wiem... Irenie Kwiatkowskiej, bo jestem mężczyzną... Chyba.
(śmiech). Swego czasu był to Tadeusz
Łomnicki, Gene Hackman lub Justin
Hoffman.
– Bliższy jest panu teatr czy telewizja?
– Trudno mi powiedzieć, czy coś
jest mi bliższego. Czy wolę kabaret od
seriali, czy serial od teatru lub odwrotnie. Lubię najbardziej to co robię w danym momencie i co sprawia mi przyjemność. Zwykle, jak mnie się coś
podoba, to ludziom także.
– Co z marzeniami z dzieciństwa
o wstąpieniu do zakonu?
– Jak widać, nie wyszło.
– Którą rolę wspomina pan najmilej? Która była pana ulubioną?
– Nie mam jednej ulubionej roli.
Bardzo lubiłem rolę w „Bożej podszewce” czy postać Jacka Goca w „Pitbullu”,
która jest zupełnie inna. Nie potrafię
jednak powiedzieć, którą rolę wspominam najlepiej.
Rozmowa z Andrzejem Grabowskim,
aktorem i satyrykiem.
– Pan nie na wakacjach?
– Już byłem, ale pobyt w Rewalu to
też są wakacje. Mieszkam w Międzyzdrojach, a wieczorami gram dla ludzi,
którzy kupują bilety i przychodzą na moje występy. To jest bardzo przyjemne.
– W jakie miejsce wybiera się pan
z najbliższymi, jeśli znajdzie pan kilka
dni wolnego?
– Od kilku lat, na przełomie zimy
i wiosny, jeżdżę do Egiptu, bo jest tam
ciepło w przeciwieństwie do Polski.
Wszyscy mamy dosyć pluchy i braku
słońca.
– Czy lubi pan rozśmieszać ludzi?
– Najbardziej to... siebie lubię rozśmieszać. Jak siebie rozśmieszę to i ludzie sie śmieją.
– Czy prywatnie jest pan wesołym
człowiekiem, a może takim typem ponuraka?
– Raz wesołym, raz ponurakiem,
jak każdy z nas.
– Mnóstwo ludzi kojarzy pana
głównie przez rolę Ferdynanda
Kiepskiego. Ucieka pan od tego wizerunku?
– Teraz już nie uciekam, lecz był
czas, gdy ten wizerunek mnie męczył. To
nic przyjemnego zostać do końca życia
Ferdkiem Kiepskim. Jest on wprawdzie
nieszkodliwym człowiekiem, nie jest żadnym chuliganem, czy bandytą, nie robi
nic złego. Ma negatywne cechy każdego
– Podobno walczy pan z papierosami. Kto wygrywa?
– Papierosy. Udaje mi się jednak
zapanować nad nałogiem. Dzisiaj, na
przykład, wypaliłem tylko trzy. To sukces, ale, niestety, mało kto to docenia.
– Ma pan dwie córki. Czy nie żałował pan nigdy, że nie doczekał się
pan syna?
– Kiedy żona była w ciąży, byliśmy
przekonani, że to chłopiec. Już miał
imię Filip, itd. Jednak urodziła się Zuzia. W pierwszej chwili bardzo żałowałem, lecz jak się urodzi twoje dziecko,
to od razu zaczynasz je kochać. Przy
drugiej córce było podobnie. Już dawno przeszły mi wszystkie rozczarowania i teraz cieszę się z dwóch córek.
– A czy namawiał pan swoje córki
do aktorstwa, czy wręcz przeciwnie?
– Ani nie namawiałem, ani nie odradzałem. Niech robią sobie co chcą
w życiu, żeby później nie miały do mnie
pretensji: „Tato, ty mi mówiłeś...”. Mogą
być aktorkami, dziennikarkami, piosenkarkami – mnie to nie przeszkadza.
– Czy jest pan dobrym ojcem?
– Nie uważam tak. Zawsze można
być lepszym. Zawsze.
– Kiedy będziemy mogli zobaczyć
nowy film z pana udziałem?
– W najbliższym czasie „wyjdzie”
film fabularny produkcji polsko-austriackiej „Lekcje Pana Kuki”, „Senność” Magdy Piekorz i „Kierowca” Jerome Dassiera. W kinach można już zobaczyć „Jak żyć” Szymona Jakubowskiego. Teraz będziemy kręcić na Bielanach Wrocławskich 10-15 odcinków
„Kiepskich”. Jest pomysł na kolejną serię „Pitbulla”. Zapowiada się więc dużo
filmów z moim udziałem.
KAROLINA GABRYAŃCZYK,
WERONIKA ŚNIEG, PAWEŁ SZYPUŁA
Andrzej Grabowski w towarzystwie dziennikarzy „Rewalacji“
7
MIASTECZKA ZABAW
Chcesz się zabawić i podnieść poziom adrenaliny?
Spróbuj przejechać się „Crazy surf” albo terenowym autkiem
Atrakcje z emocjami
W Rewalu są dwa wesołe miasteczka. Jedno, z Gorzowa Wielkopolskiego, będące tu już od wielu
lat, na przeciwko kościoła, a drugie
z Czech przy ul. Mickiewicza.
Pierwsze jest przeznaczone raczej dla osób najmłodszych. Znajduje się tu mini młyn, karuzela łańcuchowa, kręcąca się ze sporą
prędkością, autka: terenowe na baterie i elektryczne, karuzela „fala”,
która polega na wznoszeniu się raz
w górę raz w dół oraz najbardziej
oblegana atrakcja – dmuchany zamek. Ceny wahają się od 7 zł za
przejażdżkę automobilem, przez
5 zł za przyjemność spędzenia paru minut na karuzeli, po 4 zł za terenówkę. Na placu nie ma raczej
tłoku i kolejek, więc nie musimy
czekać na możliwość skorzystania
z tych atrakcji.
Drugi mini lunapark wygląda na
nowoczesny, jest na pewno dużo
większy, ale czynny od godziny
14.00. Tu ceny są wyższe, ale i emocje większe. Osobą mającym kłopoty
z sercem zabronione jest korzystanie z niektórych urządzeń, a tym ze
słabszym zdrowiem – na pewno nie
zalecane. A więc na czym może nam
się podnieść poziom adrenaliny? Do
dyspozycji mamy „Dom strachów”,
gdzie jadąc kolejką spotyka się różne, może nie straszne, ale zaskakujące stwory oraz kolejka górska dla
dzieci. Jest też karuzela „Crazy surf”,
... i przy ulicy Mickiewicza
8
na której obracamy się w koło (na
szczęście nasza głowa nie znajdzie
się blisko podłogi).
Ciekawy jest „Space loop” przypominający maszynkę do mięsa,
a właściwie jest to bęben, w którym
siedzimy i wirujemy do przodu, do
tyłu, czasami zatrzymując się nad
ziemią. Inna atrakcja to „Extreme”,
wyglądająca jak wahadło metronomu postawionego do góry nogami.
Właśnie w tych kierunkach będziemy się kołysać, wybrawszy to urządzenie. Emocje zapewnione. Czasami zostaniemy postawieni pionowo nad poprzeczką, ale nie ma się
czego bać – nie będziemy kręcić
się w koło. Ta zabawa kosztuje
12 zł za osobę plus ewentualne...
zgubienie kluczy, czy portfela, które
wypadną z kieszeni, więc niech
przezorni zostawią te rzeczy
znajomym. Także na „Space loop”
(10 zł/os.) warto podarować portmonetki osobą towarzyszącym, bo
na pewno nam wypadną. Za „Szalone serfowanie” i kolejki zapłacimy
od 5 do 7 zł.
Warto też wiedzieć jaki jest ich
stan techniczny. Żeby miasteczko
było uznane za bezpieczne potrzebne są: próby obciążeniowe, ubezpieczenie od następstw nieszczęśliwych wypadków, bez którego nie
wolno w ogóle wyjeżdżać, badanie
dozoru urzędu technicznego i pozostałych urządzeń. Jak mówią przed-
Fot. Krzysztof Moneta
stawiciele straży miejskiej, oni „sami
nie mogą sprawdzić, czy miasteczko
jest dobrze zabezpieczone i czy ma
aktualne badania techniczne”. Według nich, „muszą to być specjalnie
przeszkolone służby, które mają do
Lunapark przy ulicy Westerplatte...
Fot. Karolina Gabryańczyk
tego uprawnienia”. Gmina także nie
ingeruje w te sprawy, ponieważ
„lunapark jest postawiony na prywatnym terenie”. Inaczej twierdzi jednak
konserwator urządzeń rozrywkowych Czesław Ostafin: – Straż czy
gmina powinna robić takie kontrole.
Jest to zapisane w Dzienniku Ustaw.
Poza tym, każde miasto musi spisywać wszystkie dane i numery urządzeń z miasteczek. Jeśli coś się stanie to właściciel urządzeń, a nie terenu za to odpowiada.
Gdy miasteczko spełnia wszystkie wymogi, otrzymuje od Urzędu Dozoru Technicznego nalepkę ze skrótem „UDT” i numerem identyfikacyjnym, który jest inny dla każdego
urządzenia, bo taki urząd jest w Polsce tylko jeden. Każdy lunapark stara
się o nią co roku i jest ona świadectwem jakości.
Mamy jeszcze ponad miesiąc,
by odwiedzić wesołe miasteczko
przy ul. Mickiewicza. Zostaje ono
do końca sierpnia. Z kolei lunapark przy ul. Westerplatte wyjeżdża z miasta dopiero pod koniec
września.
KAROLINA GABRYAŃCZYK
ARTYSTĄ BYĆ
Bez weny ani rusz....
Fot. Krzysztof Moneta
REKLAMA
Z początkiem wakacji zawitał do
Rewala Piotr Pazdan z Osiny
– rzeźbiarz barokowy. Przez „Galerię Siedem”, gdzie obecnie pracuje, codziennie przewijają się dziesiątki osób zainteresowanych jego
talentem. Zgodził się opowiedzieć
nam swoją historię razem ze swoim menadżerem, panem Józefem.
– Jak zaczęła się pana przygoda z rzeźbiarstwem?
– Rzeźbić zacząłem w drugiej
klasie szkoły podstawowej. W moich czasach szkoły wyglądały trochę inaczej. Zajmowano się bardziej praktyką, aby jak najszybciej
zdobyć jakiś zawód.
– Był pan dobrym uczniem?
– Raczej tak... Dobrze radziłem
sobie w szkole. Mocno interesowałem się rzeźbiarstwem, więc przykładałem się do pracy i dobrze mi
szło. Na początku, oczywiście,
rzeźbiłem małe figurki, naczynia.
W rodzinie byłem takim rodzynkiem, bo nikt wcześniej nie zajmował się rzeźbiarstwem. Nie miałem
żadnej związanej z tym tradycji,
więc miałem chyba trochę trudniej.
– Czy rodzice wspierali pana
w zainteresowaniach rzeźbiarskich?
– Niestety, nie. Natomiast bardzo
pomagali mi znajomi i przyjaciele.
– Jakie figury rzeźbi pan najczęściej?
– Moimi ulubionymi, a zarazem najciekawszymi, są rzeźby
barokowe. Nawet stojąc samotnie w kącie
pokoju w strumieniach słońca, wyglądają
niesamowicie.
Mimo wszystko, światło potrafi
bardzo
zmienić wygląd
dzieła. Nie wykonuję rzeźb
polichromowanych (kolorowych), jednak
dzięki światłu mogę w pewnym
sensie tę polichromię uzyskać.
Jednak najczęściej tworzę figury
abstrakcyjne, historyczne i kobiety.
– Dlaczego najbardziej lubi pan
rzeźbę barokową?
– Rzeźba barokowa ma w sobie
dużą przestrzeń. Gdziekolwiek się
ją postawi, a pada na nią światło, to
tam, gdzie jest najwięcej wyrzeźbione drewno, tworzy się specyficzny
trójwymiar. Dzięki cieniom widać to
dokładnie.
– Jak wygląda pańska praca?
– Jest to trudna i męcząca robota. Podstawą dla mnie jest muza. Nie, nie muzyka (śmiech). Są
nią kobiety, dodające mi sporej
dawki natchnienia. Mając przygotowane drewno, bez weny ani
rusz. Ważnym czynnikiem jest
także
odpowiednio
dobrany
sprzęt, czyli dłuto. Mam ich ponad
50, więc jest w czym wybierać.
Dobiera się je, w zależności od
elementu, który chcemy uformować. Należy także pamiętać o dobrym rodzaju drewna. Najlepszym
jest topola.
– Przejeżdża pan różne zakątki
świata. Co skusiło pana do przyjechania akurat do Rewala?
– Szczerze mówiąc, nie zamierzałem tutaj przyjeżdżać. Pani
Ewa, kierowniczka Galerii Siedem,
zaprosiła mnie do siebie. Teraz
sprzedaję także u niej swoje rzeźby. Bardzo zdziwiła mnie wiadomość, że jestem tu właściwie jedyny. Nie spotkałem tutaj wcześniej
nikogo, kto by się tym zajmował.
Jest tu ze mną mój świetny menadżer, pan Józef. Bardzo mnie
wspiera, pięknie opowiada ludziom
o moich rzeźbach. Pomaga mi, reklamuje mnie.
– Czy oprócz rzeźbiarstwa ma
pan inne zainteresowania?
– Oczywiście. Bardzo lubię jazdę na rowerze. Mam na swoim koncie kilka większych sukcesów.
Przejechałem 413 km z Goleniowa
do Jakuszyc.
ROZMAWIAŁY:
WERONIKA ŚNIEG
KAROLINA WALCZAK
9
NA BAKIER Z NUDĄ
Nie tylko na plaży
Wakacje nad morzem nie muszą
kojarzyć się z plażą, kąpielą w Bałtyku czy wieczornym relaksem w jednej
z wielu restauracji.
Na dużym ekranie
Dla fanów kina, zarówno starszych
i młodszych amfiteatr w Rewalu przygotował kino letnie. O seansach „pod
gołym niebem” można dowiedzieć się
z plakatów lub w amfiteatrze. Bilet
kosztuje 7 zł. Kino cieszy się ogromną
popularnością. Największą widownię
przyciągnął hit ostatnich miesięcy „Lejdis”. Kiedy pogoda nie dopisuje, może-
my udać się do pobliskiego Pobierowa, gdzie znajduje się kino „Delfin”.
Może podczas naszych wakacji
nie zobaczymy nowości kinowych,
jednak z pewnością warto przypomnieć sobie największe hity.
Coś do czytania
W Rewalu dostęp do prasy jest
szeroki – od dzienników, tygodników i miesięczników po prasę niemiecką. Postanowiliśmy zapytać turystów jakie gazety są najchętniej
przez nich kupowane i jakich informacji poszukują. Okazało się, że
W najbliższym czasie w rewalskim amfiteatrze odbędą się seanse
następujących filmów:
-„Bitwa o Irak” (dramat wojenny, reż. Nick Broomfield, produkcja Wielka
Brytania)
-„Strzelec” (sensacyjny, reż. Antoine Fuqua, produkcja USA, Kanada)
-„Posejdon” (katastroficzny, reż. Wolfgang Petersen, produkcja USA)
-„Film o pszczołach” (animacja, reż. Steve Hickner, Simon Smith, produkcja
USA)
-„Ratatuj” (animacja, reż. Brad Bird, produkcja USA)
-„Na fali” (animacja, reż. Ash Brannon, Chris Buck, produkcja USA)
-„Wpuszczony w kanał” (animacja, reż. David Bowers, Sam Fell, produkcja
USA, Wielka Brytania)
-„Noc w muzeum” (familijny, reż. Shawn Levy, produkcja USA)
największą popularnością cieszy
się „Gazeta Wyborcza”. Kilka osób
przyznało, że dzienniki wcale ich
nie interesują.
Panie czytają najchętniej prasę
kobiecą, z reguły „Olivię”. Kilku z ankietowanych nie orientowało się w ogóle
w nazwach dzienników i dopiero po naprowadzeniu większość odparła, że kupują je tylko, gdy w dodatku są gazetki
ogłoszeniowe. Najrzadziej sprzedawane są „Polityka”, „Newsweek”, Wprost”.
W Rewalu od lat organizowany
jest też Festiwal Taniej Książki. To
namiot, pod którym rozłożone są
książki o przeróżnej tematyce. Jak
twierdzi sprzedawczyni, najchętniej
wybierane są te dla dzieci. Dorośli
przeglądają książki głównie o tematyce kryminalnej, sensacyjnej, przygodowej i thrillery, lecz raczej nie
kupują. Ceny tymczasem są często
o 30 procent niższe niż np. w salonie prasowym. Mapy zaś są w identycznej cenie jak w każdym innym
rewalskim straganie. Co tydzień jest
nowa dostawa książek, więc zawsze można wybrać coś dla siebie.
DOMINIKA ŚLIWKIEWICZ
ARKADIUSZ KORDEK
Kartki nadal ślemy!
Czy nadal wysyłamy widokówki
z wakacji? Czy może ten zwyczaj
zaginął? Postanowiliśmy to sprawdzić. Odwiedziliśmy kioskarzy oraz
sprzedawców pocztówek. Na kartkach, które sprzedają głównie widnieją: latarnia morska w Niechorzu,
ruiny kościoła w Trzęsaczu, zwyczajowy zachód słońca czy fale
morskie i plaże oraz różne morskie
zwierzęta, głównie foki... Oprócz
standardowych, znajdziemy także
bardzo humorystyczne lub z ciekawymi dodatkami, np. piaskiem lub
muszelkami w zamkniętej szybce.
– Przyjechałem do Rewala, by latem pracować. Raz na jakiś czas zdarza mi się wysłać rodzinie widokówkę
– mówi Marcin ze Zgierza. -Zawsze
wybieram taką, jaką sam bym chciał
dostać. Mało już kto komunikuje się
za pomocą listów, ja osobiście wolę
10
widokówki, bo są tanie i ich pisanie
nie wymaga żadnej fatygi.
– Rzadko zdarza mi się kupować pocztówki. – opowiada Grzegorz z Warszawy. – Wolę pochwalić się znajomym własnymi zdjęciami, niż wysyłać czyjeś zamieszczane na kartkach.
Sprzedający pocztówki twierdzą, że w tym roku kartki są kupowane częściej w porównaniu z zeszłymi latami. Najczęściej jednakże
klientami jest młodzież przebywająca na obozach i koloniach.
– Zawsze lepiej sprzedawały się
kartki z zachodami słońca i morzem.
Teraz zabytkami i miastami. Wśród
kupowanych pojawia się Trzęsacz,
Niechorze... – mówi Maciek z kiosku
przy głównej ulicy Rewala.
Można też skorzystać z ciekawej oferty proponowanej przez kil-
ka rewalaskich straganów. Można
tam zakupić pocztówki, na których
umieszcza się własny obrazek.
Przyniesione zdjęcie lub rysunek
zanosi się do wyznaczonego miejsca, w którym za pomocą specjalnych urządzeń zostaje wydrukowany na pocztówce.
Interesująca jest również usługa Poczty Polskiej „znaczek personalizowany”. Kupujący może
wybrać aplikację w postaci portretu, zdjęcia morza, plaży lub zwierzaka. Koszt usługi (20 znaczków
z własnym zdjęciem) wynosi 93 zł
i 10 gr, a termin realizacji zamówienia trwa do 21 dni roboczych.
Nie jest ona na razie dostępna
w Rewalu, a najbliższa placówka,
w której można złożyć takie zamówienie znajduje się w Szczecinie.
FILIP WIETESKA, ARKADIUSZ KORDEK
JAK ZABAWA TO ZABAWA
Jak starsi dziennikarze uczą młodych adeptów pisać nietypowe relacje
Papierowy dzień grozy
Papierowa afera... Obozowicze
wypędzeni z pokojów... Kto był tak
głupi? Krótko mówiąc idiotyczny incydent na obozie. Naszym zadaniem było opisanie tej „prowokacji
dziennikarskiej”. A jak było?
„Moją słodką, poranną drzemkę
przerwała pani Małgosia – kierowniczka”. „Na początku nic nie wskazywało
na to, co się ma dalej wydarzyć”.
„Zgodnie z poleceniem szybko opuściłem pokój”. Gdy wyszedłem, „ujrzałem dżunglę z papieru toaletowego”.
Była to istna pajęczyna utkana z kawałków „tworzywa z celulozy” o nazwie Filip. O całym incydencie panią
Gosię poinformowała „konserwatorka
powierzchni płaskich”, co tym bardziej
naszą kierowniczkę wzburzyło.
„Staranna dekoracja”, wykonana
przez niewątpliwie pomysłową osobę, obejmowała dwa piętra. „Papier
był wszędzie. Na lampach, klamkach, poręczach, a nawet na gaśnicy”. „Zdawało mi się, że wiem do czego służy papier toaletowy. Myliłem
się!”. „Zacząłem się zastanawiać –
kto był tak głupi?”
„Słowiczy zazwyczaj głos pani
Małgorzaty tym razem zdawał się
aż żarzyć nieudolnie ukrywaną
wściekłością”. „Zadała pytanie, które już dawno miała wypisane na
twarzy”. Brzmiało ono: „Kto to zrobił?!!!”. Pani Małgosia „była jednocześnie zła i zdezorientowana”.
W tym momencie już wiedziałem,
że „surowe kary, ograniczenia oraz
seria niewolniczych prac” z pewnością spadną na nas, jeśli nikt się nie
przyzna.
Zapadła niezręczna cisza. „Patrzyliśmy na siebie pytająco spode łba,
a atmosfera była tak gęsta, że można
ją było ciąć nożem”. Sprawca miał
czas, by się przyznać do winy do porannego zebrania o godzinie 10.
„Później zaczęły się domysły
i wzajemne oskarżenia”. Podejrzeń
było kilka. „Malowała mi się przed
oczami barwna postać Mateusza: był
wysoki, często się wygłupiał, denerwował kadrę i obozowiczów, a do tego chłopcy z jego pokoju twierdzili, że
kiedy oni zasypiali, on jeszcze nawet
nie szykował się do snu”. Drugim „podejrzanym został Marcin W. – dziennikarz radiowy”, a trzecim były kadrowicz „Eryk, a dokładniej jego duch,
który mścił się na nas, za to, że nie
prowadzimy radia po jego myśli”.
Na następnym spotkaniu „humor
pani Gosi obrócił się o 180 stopni”. Tym
razem zebrała się cała kadra, również
ta dziennikarska. Panowie dziennikarze nieśli tajemnicze, „wypchane nieznanym miękkim materiałem”, reklamówki. Nadeszła nieunikniona chwila
prawdy. Pani kierowniczka „po raz drugi zapytała: Kto to zrobił?!!” W tym mo-
mencie pan Jacek, pan Adam i pan
Marcin zaczęli wymieniać między sobą
rozbawione spojrzenia i szepty.
Wkrótce okazało się, że to „godna
złota i diamentów kadra dziennikarska
zrobiła obozowiczom głupi dowcip”.
„To ONI przyozdobili oba korytarze!”.
„Za swój niegodny czyn” zapłacili
„wyjętym z reklamówek i rzuconym
w tłum uczestników obozu „nowiutkim, mięciutkim, wspaniałym, cudownym, doskonałym i nieprzeciętnie kolorowym” papierem toaletowym
(3 paczki!!!).
„Zadowoleni obozowicze wybaczyli
sprawcom, a pani kierowniczka przeprosiła za wczesniejsze oskarżenia i obiecała, że następnym razem na „karne”
spotkanie wezwie już całą kadrę.”
„Za papier dziękujemy, zarówno
my i części ciała pozostające w bezpośrednim kontakcie z surowcem. Obiecujemy, że spożytkujemy go z należną
czcią.” „Żart był udany, jednak nie wiadomo, czy dla wszystkich śmieszny”.
NA POSTAWIE FRAGMENTÓW RELACJI
UCZESTNIKÓW OBOZU POTĘGA PRASY,
OPRACOWALI: FILIP WIETESKA,
KAROLINA GABRYAŃCZYK
W fikcyjnym świecie
Gra fabularna (RPG) często
zwana grą wyobraźni to gra, w której gracze (od jednego do kilku)
wcielają się w role wymyślonych
przez siebie postaci. Cała rozgrywka toczy się w fikcyjnym świecie,
istniejącym tylko w wyobraźni grających. Jej celem na ogół jest rozegranie gry według zaplanowanego
scenariusza i osiągnięcie określonych celów, przy zachowaniu zasad
mechaniki gry.
Grę można porównać do teatru.
Główną postacią jest mistrz gry,
którego można uznać za reżysera
i scenarzystę w jednej osobie. Całą
historię wymyśla sam lub korzysta
z wcześniej przygotowanych scenariuszy. Oprócz niego są gracze, którzy odpowiadają rolom aktorów.
Każdy tworzy własną postać, a następnie się w nią wciela.
Zależnie od systemu w jakim
dzieje się akcja gra może uzyskać
bardziej realistyczny lub fikcyjny
charakter. Niektórzy preferują grę
wyłącznie w wyobraźni – inni grę
z większym naciskiem na mechanikę świata. Najczęściej głównym elementem jest rzut kostką. Odpowiada
on za wszelkie kwestie losowe, takie
jak to czy przeciwnik zauważy podkradającą się postać, czy trafi w coś
albo czy przeskoczy nad przepaścią.
Systemy w których można grać to
m.in. Dungeons&Dragons, Warhammer Fantasy Roleplay, Neuroshima
(system polski), Cyberpunk i World of
Darkness. Część dzieje się w światach fantasy, część w przyszłości,
a inne w alternatywnych światach.
Na mechanice każdego systemu powstaje kilka światów, co daje kolejne
możliwości.
ADAM KUBASZEWSKI
Poranna niespodzianka
Fot. Łukasz Skorupski
11