Kolonia z promilami – str. 4 Dlaczego turyści spadają z klifu – str. 5
Transkrypt
Kolonia z promilami – str. 4 Dlaczego turyści spadają z klifu – str. 5
ISSN 1508-2776 Cena 2 zł Rewal, 21-28 lipca 2008 ROK XI, Nr 3 (86) & Kolonia z promilami – str. 4 & Dlaczego turyści spadają z klifu – str. 5 & Rozmowa z liderem zespołu Boys – str. 6 Fot. Krzysztof Moneta Wywiad z Andrzejem Grabowskim czytaj str. 7 & Obozowa afera z papierem toaletowym – str. 11 CO SŁYCHAĆ? KIT (Krótkie Informacje Tekstowe) Parafrazując pewną znajomą osobę: trzeci rok, czwarty turnus. Tak wygląda na razie moja statystyka w kwestii pobytu na obozie Potęgi Prasy. Dowodzę tym statkiem po raz kolejny i czuję, że z każdym kolejnym numerem wszyscy mamy większą satysfakcję i radość z tworzenia zarówno Rewalacji, jak i RewalStacji. Jak zwykle spędzamy czas na poszukiwaniu tematów, wspomagają nas w pracy dziennikarze, którzy dzielą się swoim doświadczeniem z nami, aby naszą gazeta była coraz lepsza. Rewolucyjne jest to, że pierwszy raz od długiego czasu zmieniły się proporcje uczestników – jest więcej chłopaków niż dziewczyn, co może zmienić nieco spojrzenie na niektóre tematy. Jednak obozowicze starają się być delikatni i obiektywni, czego świadectwem będą treści zawarte w obecnym numerze. Chciałbym życzyć wszystkim Czytelnikom „Rewalacji” więcej słońca i lepszej pogody, bo na razie zbytnio nie sprzyja wypoczynkowi. Miłej lektury! Adrian Janicki Remont latarnii morskiej w Niechorzu zakończył się. Obejmował m. in. odnowienia laterny, wymianę szklanej kopuły, osłaniającej światło latarni, zmianę okien i ram okiennych oraz renowację balustrady i położenie nowej posadzki na tarasie widokowym. Znana atrakcja turystyczna jest już otwarta od 15 lipca i można ją zwiedzać od godziny 10 do 20. """ Największych przebojów zespołu Feel można będzie posłuchać 24 lipca o godzinie 20.30 w Amfiteatrze. Bilety po 40 zł i 35 zł (do 12 lat) są dostępne w kasie obiektu oraz w Galerii Siedem w Rewalu, Pobierowie i Niechorzu. """ Kabaret Pod Wyrwigroszem wystąpi w rewalskim Amfiteatrze 22 lipca o godzinie 20.30. Grupa zaprezentuje m. in. słynną parodię „Jozin z Bazin” pt. „Donald marzy” Redaktor naczelny: Adrian Janicki Zastępca redaktora naczelnego: Adam Kubaszewski Sekretarz: Emilia Chmielewska Dział foto: Krzysztof Moneta Reklama: Błażej Fiks, Damian Świecak, Dominika Śliwkiewicz Korekta: Piotr Frątczak, Dominika Poplewska Przeszkadzał i przesadzał: Pan Jacek Skład: Adam „Karol“ Owczarek Adres Redakcji: Rewal, ul. Sikorskiego 10, tel. 0607650742, e-mail: [email protected], URL: http://www.potegaprasy.pl Druk: Drukarnia Jaklewicz s.c, ul. Bracka 5, 72-300 Gryfice, tel. 0913840786 2 """ Jerzy Kryszak wystąpi w Amfiteatrze 26 lipca o godzinie 19.00. Zachęcamy do przybycia na program aktora, który porzucił w latach 90tych kino i teatr, by zająć się karierą kabaretową. """ Festiwal Indii pt. „Fala Orientu“ odbędzie się od 22 do 24 lipca w godzinach 17.30-22 w Rewalu na placu przy urzędzie gminy. Podczas festiwalu odbędą się m.in. warsztaty tańca oraz sztuk walki. Można będzie spróbować kuchni wegetariańskiej oraz odwiedzić indyjski kram. Zaistnieje również możliwość wypożyczenia sari oraz wzięcia lekcji jogi. """ Zakończył się 11 turniej tenisowy Pustkowo Cup. Rozgrywki trwa- ły w Pustkowie i w Pobierowie od 17 lipca, a finał odbył się 20 lipca. FILIP WIETESKA Źródło zdjęć: www.rewal.pl PLAŻE NA MEDAL O przyznanie tytułu „Błękitnej Flagi” ubiegało się 11 polskich kąpielisk. Międzynarodowe jury wybrało tylko trzy. Podwójny triumf gminy Znak „Błękitnej Flagi” przyznawany jest wyłącznie kąpieliskom o najwyższym standardzie czystości wody i plaży oraz bezpieczeństwa w jej obrębie. Miasto ubiegające się o tak prestiżową domenę musi spełnić szereg wymagań, których to dopełnienia skrupulatnie doglądają członkowie jury, znani ze swej dokładności, a także turyści będący w stanie z własnego punktu widzenia ocenić stan nominowanego do konkursu obiektu. W tym roku tylko trzy ośrodki okazały się godne nosić to zaszczytne miano, i tak poza Świnoujściem, wyróżnione zostały aż dwa znajdujące się w gminie Rewal: Pogorzelica i Pobierowo. Ta ostatnia nie po raz pierwszy może poszczycić się podobnym osiągnięciem, gdyż jej plaże są chlubą już od 2005 roku, kiedy to została nagrodzona za całokształt działań w programie „Gwiazdki na Piasku”. Wymagania komisji europejskiej nie należą do najłatwiejszych do spełniania. Specjalnie powołane służby co dwa tygodnie zobowiązane są sprawdzać specjalistycznymi badaniami bakteriologicznymi stan czystości wody przybrzeżnej oraz sposób i częstotliwość porządkowania plaż. Odpowiednia liczba koszy na śmieci i ich segregacja, wystarczająca ilość sanitariatów oraz odpowiednie zakazy dotyczące wprowadzania zwierząt na teren plaży i wjazdu na nią pojazdów mechanicznych, to przykłady wymogów najwyżej punktowanych, a zarazem najtrudniejszych do spełnienia, bowiem w gust oceniających trafić jest naprawdę niełatwo... Władze gminy Rewal nie spoczęły na spełnieniu standardowych zadań, podjęły szereg działań doty- czących edukacji na płaszczyźnie ekologicznej, zwłaszcza wśród najmłodszych. – Dzieci trzeba uświadamiać i uczulać – mówi Anna, turystka z Krakowa. – To od nich w końcu zależy przyszłość. Co do tego, że wpajanie nawyków ekologicznych od najmłodszych lat jest priorytetem w dzisiejszych czasach nie ma wątpliwości Michał Patryszkiewicz, biolog z Pobierowa. – Jestem wielkim fanem tego typu przedsięwzięć – mówi. – Dobrze, że władze o tym pomyślały. – A zarządowi wdzięczni są zarówno mieszkańcy gminy, z dumą obnoszący się ze swoim sukcesem, jak i turyści, którzy z nieukrywaną przyjemnością przebywają na tutejszej plaży, nie tylko bezpiecznej i przyjaznej dla dzieci, ale również czystej i estetycznej. – Trzeba przyznać, że plażom nie da się zarzucić niczego – zachwala Karolina, turystka z Zakopanego. – Nie boję się, że dzieci złapią jakieś choróbsko bawiąc się w piasku, a na tym punkcie jestem szczególnie uczulona. Fenomen rewalskich kąpielisk szczególnie doceniany jest przez turystów, a to głównie dlatego, że aż co piąta polska plaża nie spełnia podstawowych wymogów narzuconych przez Unię Europejską, na poziomie nawet elementarnym. Nikogo już nie dziwi popularność kurortów we Francji, Hiszpanii czy chociażby na Cyprze, gdzie certyfikatami jakości odznaczonych jest 9 na 10 plaż. Chwała władzom gminy za to, że wychowała sobie turystów i mądrze zainwestowała pieniądze w utrzymywanie plaży w stanie niczym nie ustępującym plażom europejskim. EMILIA CHMIELEWSKA Informator turystyczny Urząd gminy ul. Mickiewicza 19a, [email protected] Urząd pocztowy ul. Sikorskiego 3, tel. 0913862570 Bankomaty - bankomat Spółdzielczej Grupy Bankowej ul. Mickiewicza (obok Urzędu Gminy), - bankomat Spółdzielczej Grupy Bankowej, ul. Saperska 2 - bankomat Gold Cash, ul. Westerplatte 16 - Bank Spółdzielczy w Gryficach oddział w Rewalu, ul. Mickiewicza 19, tel. 0913862907, kasa czynna 7.30-14.00 Amfiteatr ul. Parkowa Posterunek Policji ul. Mickiewicza 21, tel. 0913862597 całodobowy Straż gminna ul. Mickiewicza 21, tel. 0913862974 Pogotowie Ratunkowe ul. Warszawska 31, tel. 0913862588 całodobowy Ośrodek zdrowia ul. Warszawska 31 czynny w godzinach 8-13, soboty i niedziele – nieczynny Apteka ul. Mickiewicza 25, tel. 0913862702, czynna 8-22, w niedziele 10-17 Straż Graniczna ul. Dworcowa 2, tel. 0913862675 Centrum Informacji Promocji Rekreacji Gminy Rewal ul. Szkolna 1, tel 0913862629 Stacja paliw PKN Orlen ul. Mickiewicza 2 Obiekty sportowe Hala widowiskowo-sportowa, siłownia, sauna, korty tenisowe, boisko do siatkówki i koszykówki ul. Szkolna 1, czynna 8-21, Boisko Sportowe, ul Sportowa, tel: 0913862994 Ciuchcia Retro ul. Westerplatte (przy dworcu PKS) Gryficka Kolej Wąskotorowa ul. Dworcowa, tel. 0913842235 odjazdy: 11.14, 12.44, 14.39, 16.24, 18.15 MARTA WĄGROWSKA 3 NA POWAŻNIE Dziewięcioosobowa grupka młodzieży z Łodzi, Zabrza, Katowic i Pruszkowa przyłapana pod wpływem alkoholu, została odesłana z kolonii w Niechorzu do domu. Według najnowszych doniesień, dwoje uczestników posiadało przy sobie także torebki z marihuaną. Jest towar, jest impreza! Już wcześniej zdarzały się tego typu sytuacje, ale żadna z nich nie zakończyła się hospitalizacją czternastolatki, znajdującej się w stanie upojenia alkoholowego (w wydychanym powietrzu stwierdzono 0,94 promila!). Świeżo przybyli do Niechorza młodzi wczasowicze w ten właśnie sposób postanowili uczcić pierwszy dzień obozu. Pech chciał, że korytarzem, przebiegającym obok pokoju imprezowiczów, akurat przechadzała się kolonijna pielęgniarka. Mimo, że pokój kadry obozowej znajdował się zaledwie kilkanaście metrów dalej, to właśnie ona jako pierwsza zwróciła uwagę na niesubordynowane zachowanie uczestników turnusu. Natychmiast zadzwoniła na policję Jednak problemem okazał się nie tylko alkohol, bowiem funkcjonariusze, którzy przyjechali do kolonijnego ośrodka, poczuli charakterystyczny dla marihuany zapach, ulatniający się z jednego z pokoi. Przeszukali uczestników imprezy i znaleźli łącznie jeden 4 gram narkotyku. Obozowiczów przebadano pod kątem spożywania trunków i substancji odurzająch. Ilość alkoholu w wydychanym powietrzu wahała się w granicach 0,06 do 0,94 promila, przy czym ostatni, rekordowy wynik należał do... najmłodszej z imprezowiczów, czternastolatki. To ona, jako jedyna została poddana odtruciu w gryfickim szpitalu. Cała dziewiątka, z powodu zagrożenia demoralizacją pozostałych członków obozu, czekała na przyjazd rodziców i powrót do domów. Trochę to trwało, ponieważ niektórzy rodzice, wysyłając dzieci na kolonie, wyjechali na urlopy. Jak twierdzi Andrzej Jędrzejczak, jeden z policjantów zajmujących się tą sprawą, w rodzinnych miejscowościach kolonistów, zajmie się nimi sąd rodzinny dla nieletnich wymierzając adekwatne do wykroczenia kary. – Najprawdopodobniej skończy się na upomnieniu, może na kuratorze. – przypuszcza A. Jędrzejczak. Nadal jednak zagadką pozostaje ciąg dalszy tej historii – czy ktokolwiek zainteresuje się problemem i spróbuje tym razem zapobiegać, zamiast leczyć? I jeżeli tak, to na jak długo profilaktyka pozostanie nam we krwi? Ilekroć słyszymy o podobnych przypadkach, postępującej – bądź co bądź – demoralizacji polskiej młodzieży, rozpoczyna się wielka burza mózgów – każdy ma swój projekt na podniesienie morale nastolatków, każdy ma pomysł na ich resocjalizację. I zwykle na planach się kończy. – Często jest tak, że wszystkim udziela się ogólnie podniecenie za sprawą wydarzenia – uważa socjolog Agata Wójcik. Problem obija się o jeszcze jedną kwestię: kto sprzedaje alkohol tak młodym ludziom? Pamiętajmy, że najstarszy z uczestników libacji miał zaledwie 17 lat! Obowiązkiem każdego sprzedawcy poproszonego o wydanie alkoholu jest sprawdzenie dokumentu potwierdzającego pełnoletność. Jeszcze w zeszłym roku prowokacja przeprowadzona przez dziennikarzy „Rewalacji” pokazała, jak wielu z nich za nic ma tego typu zobowiązania wobec prawa. Mimo, iż w tym roku młodym dziennikarzom nie udało się już kupić alko- NA POWAŻNIE holu, wciąż zdarzają się – jak widać – karygodne przypadki zaniedbania, których skutki zauważyć możemy na przykładzie tego wydarzenia. – Dopóki sprzedawcy nie będą ponosić konsekwencji za sprzedawanie alkoholu nieletnim, sprawa się nie unormuje. – ostrzega pani Agata – A nie unormuje się, póki młodzież nie zacznie patrzeć na nią racjonalnie. Źle pojmowana przez młodych ludzi lojalność wobec sprzedawców przejawia się głównie w niechęci ujawniania ich tożsamości, co uniemożliwia wyciągnięcie jakichkolwiek konsekwencji, a także, co za tym idzie, uniknięcia podobnych sytuacji w przyszłości. – Póki nie będzie współpracy na płaszczyźnie nastolatek – policjant, problem będzie istniał. – upomina socjolog. – Dzieciaki powinny zdawać sobie sprawę z powagi sytuacji i podjąć dialog. Nie tylko policjanci zobligowani są do eliminacji problemu spożywania alkoholu wśród młodzieży, ale również dorośli będący świadkami podobnych sytuacji. Przechodzenie obojętnie obok grupy młodych ludzi, wyglądających wybitnie na nieletnich, też jest przestępstwem, nie mówiąc już o tym, że jest to niemoralne i niewychowawcze. – Twarda ręka dorosłych zmniejszyłaby skalę problemu, to nie ulega wątpliwości.- przyznaje Agata Wójcik.- Niestety, nikt nie podejmuje takich prób. Policjanci z Rewala przyznają, że dawno nie mieli przypadku, żeby Czy ktoś musi zginąć, żeby klif między Rewalem a Trzęsaczem stał się wreszcie bezpieczny? Leciała między drzewami Rewal. Tuż przed godziną siedemnastą. Nagle słychać sygnał syreny. Na plażę wjechał ratowniczy samochód WOPR – u. Nasi reporterzy błyskawicznie pobiegli na miejsce zdarzenia. Zobaczyli wielki ruch na plaży. W jedną i drugą stronę biegali ratownicy. Po plaży, w stronę przystani rybackiej pędził jeep z innymi ratownikami. Przy balustradach na promenadzie zebrał się tłum ludzi. Wiadomo, że stało się coś poważnego. – Chyba jakieś dziecko utonęło – ktoś mówił. Zdenerwowany szef ratowników rozganiał gapiów i kierował ruchem na ulicy. Na jeepie leżała owinięta w ocieplający koc dziewczyna. Zaczęło padać. Ratownicy zdjęli swoje kurtki i osłaniali nimi dziewczynkę, aby nie traciła ciepła i nie mokła. Wszyscy niecierpliwie czekali na karetkę. Ta, najwyraźniej nie spiesząc się, przyjechała po 20 minutach. Ofiara szybko została przeniesiona do ambulansu, który przetransportował ją do szpitala w Gryficach. To nie były, niestety, ćwiczenia grupy ratowniczej. Tak wyglądała ich akcja po upadku kolejnej osoby z, wciąż niezabezpieczonego, klifu. Tym razem była to 16 – letnia kolonistka, uczestniczka wycieczki rowerowej do Trzęsacza. Grupa jechała ścieżką, która prawie od dwóch lat oznaczona jest jako niebezpieczna. Na szczęście dziewczyna tylko się potłukła. Jeden ze świadków twierdzi, że od śmierci dzieliły ją centymetry. Szczęśliwie przeleciała pomiędzy drzewami. Pan Jacek, który zna tę ścieżkę od lat, zawsze dziwił się, że można być tak nieodpowiedzialnym, żeby jeździć tam rowerem. Zwłaszcza po deszczu, kiedy droga jest błotnista, jest bardzo ślisko i bardzo łatwo spaść wprost na plażę. Ocenia się, że wysokość klifu miejscami dochodzi nawet do osiemnastu metrów. W ubiegłym roku z klifu spadły aż cztery osoby, a trzy z nich z połamaniami trafiły do szpitala. Nadal nie odstrasza to jednak przed spacerami tamtędy do ruin kościoła w Trzęsaczu. Nie bardzo też wiadomo dlaczego to przejście nie jest zamknięte i odpowiednio zabezpieczone. Czy ktoś musi zginąć, żeby wreszcie klif stał się bezpieczny? ADAM KUBASZEWSKI KACPER KOSIKOWSKI ukarano kogokolwiek, kto sprzedał nieletniemu alkohol. Nie ma po prostu na to żadnych dowodów. Tak, jak nikogo dziś nie dziwi widok gimnazjalisty z piwem w ręku, nie zaskakuje też fakt, iż dorośli zwyczajnie boją się w jakikolwiek sposób zareagować na wybryki młodzieży. Pytanie tylko, kiedy znów Polska dowie się o podobnym wydarzeniu. Wakacje wciąż trwają. EMILIA CHMIELEWSKA, PIOTR FRĄTCZAK Ratownicy czekają na karetkę pogotowia Fot. Adam Kubaszewski 5 LATO Z GWIAZDAMI Zaraz dam wam w papę... Rozmowa z Marcinem Millerem, liderem zespołu Boys. – Wielkimi krokami zbliża się czterdziestka... – Jak tak zaczynacie, to zaraz wam w papę dam... Ale czuję się z tym dobrze. – Grupa Boys odwiedziła wiele krajów. W którym z nich publiczność przyjęła Was najcieplej? – Najcieplej to chyba w... Afryce, ale tam jeszcze nie byliśmy. Nie graliśmy też dla Polonii wietnamskiej (śmiech). Za granicą najczęściej koncertowaliśmy w Stanach Zjednoczonych dla tamtejszej Polonii. Nawet spotkałem tam swoją rodzinę, o której nie wiedziałem. Podeszła do mnie taka ładna małolata. Myślałem, że to fajna laska. Nagle powiedziała, że jesteśmy rodziną. Zdawało mi się, że raczej nie jest moim dzieckiem. Na szczęście wyjaśniła, że jest córką, ale mojej ciotki. – Słyszałem, że lubicie się z Kabaretem Moralnego Niepokoju. A, na którą z gwiazd nie chcielibyście się natknąć? – Zespół jest bardzo kompatybilny, niebudzący agresji. Nie ma tak, że nie lubimy lub lubimy jakiegoś artystę. Zagramy z każdym. Możemy nawet dzielić z innymi garderobę. – Każdemu muzykowi na scenie przydarzają się jakieś wpadki. Jaką największą i najśmieszniejszą wpadkę zaliczyła grupa Boys? – Jedyną moją wpadką, uroczą zresztą, był mój starszy syn. – Jak radzicie sobie z natrętnymi fankami, których z pewnością nie brakuje. – Nie ma natrętnych fanek, ani natrętnych fanów. Jest tylko czasami zła 6 organizacja. Dużo ludzi chce cię dotknąć, zrobić zdjęcie, a ochrona często nie nadąża. Bardzo chętnie robię sobie z każdym zdjęcia, lecz jeżeli jest np. trzystu chętnych na pół godziny przed koncertem, staje się to nieco kłopotliwe. – Jakie to uczucie być zarówno gwiazdą, jak i antygwiazdą? – Jak się jest osobą publiczną, to są ludzie którzy cię lubią i nienawidzą. Jeżeli człowiek po koncercie podejdzie do mnie i powie, dlaczego koncert był do dupy, to jest OK. Jestem w stanie tego wysłuchać, gdyż jest to bardzo konstruktywna krytyka. Jeżeli ktoś tak dla zasady nie lubi Boysów, to ja wolę w ogóle z nim nie rozmawiać. Denerwuje mnie, jeżeli na koncercie stoi z tyłu grupka ludzi i cały czas pokazuje mi środkowy palec, a chwilę później zaczynają podświadomie śpiewać „Jesteś szalona”. – Czy to całe zamieszanie z „Big Brotherem” było przemyślaną próbą zwrócenia na siebie uwagi? – W tamtym czasie miałem kilka propozycji: „Gwiazdy tańczą na lodzie”, „Gwiezdny Cyrk” i „Big Brother”. W pierwszym z nich potraktowano mnie jak „zwyczajnego burka”, więc od razu to odrzuciłem. Z drugiej zrezygnowałem z powodu braku czasu. Ostatecznie wszedłem do Big Brothera pod warunkiem, że zostanę tam jedynie dwa tygodnie. Po wyjściu zrobiło mi się żal, kiedy dowiedziałem się, że miałem największe poparcie. – Powiedział pan, że potraktowali pana jak „zwyczajnego burka”. Zaproponowali zbyt mało pieniędzy? – Poniekąd tak. Nie ukrywam, że chcę jak najwięcej wyciągnąć z tego, co robię. Murarz zarabia murowaniem, kominiarz czyszczeniem kominów, a ja śpiewaniem. Rodzina musi z czegoś żyć, synowie muszą mieć nową grę na „plejkę”. A tam powiedzieli mi, że muszę być 6 dni w tygodniu do ich dyspozycji. Obliczyłem, że więcej stracę na noclegach i dojazdach, niż zarobię na występach. Poza tym, nie chciałem zostawiać żony samej na tak długo. – Utrzymuje pan kontakty z pozostałymi uczestnikami BB, np. z Gulczasem? – Mam z nim kontakt na co dzień. Dzwonimy do siebie, wyznajemy sobie miłość, piszemy bardzo erotyczne sms-y. To bardzo porządny facet. Właściwie dzięki niemu Big Brother przeleciał mi tak szybko. – Jakiej muzyki słucha pan w wolnym czasie? – Lubię muzykę z lat osiemdziesiątych np. Modern Talking, Duran Duran, Depeche Mode, a z polskich zespołów najbardziej cenię sobie Lady Pank. Uważam, że ten zespół to prawdziwa fabryka hitów. – Oto fragment pańskiej wypowiedzi: „Po paru dniach siedzenia w domu Wielkiego Brata ma się takiego doła, że chce się iść do domu. Trzeba samemu zmywać, samemu gotować, a na dodatek nie ma telewizji”. Czy jest Pan typem gościa, który przychodzi z roboty, bierze do ręki piwo, włącza tv i czeka na obiad? – Piwa nie lubię, ale jestem typem leniucha, który nie potrafi wbić gwoździa, ani zrobić prania. Żona bardzo dobrze o tym wiedziała przed ślubem. – Co jest pana największym marzeniem? – Zostawienie wszystkiego, wyłączenie telefonów i wyjazd z rodziną do jakiegoś tropikalnego kraju, w którym nikt mnie nie zna i nie wchodzi mi na głowę. Hmm... marzenie...(śmiech) – Optymiści żyją podobno 7,5 roku dłużej niż pesymiści. A Pan zawsze widzi szklankę w połowie pełną? – Jeśli optymiści żyją o 7,5 roku dłużej, to ja będę żył o 10 lat dłużej. Dlatego, że jestem urodzonym optymistą. – Jak Pana synowie radzą sobie z pańską popularnością? – Wiem, że moi synowie są dumni z ojca. Czasami słyszę, jak zapraszają do siebie kolegów, a w ich pokoju z radia lecą moje przeboje. ROZMAWIALI: DOMINIKA ŚLIWKIEWICZ, WERONIKA ŚNIEG, PAWEŁ SZYPUŁA LATO Z GWIAZDAMI Piłem w Spale, spałem w Pile Polaka, ale ma też sporo zalet, które Polacy posiadają. Jest przeciętniakiem, którego nie ma za co lubić i nie ma za co nie lubić. Fajny człowiek dosyć (śmiech). – Czy, gdyby w następnym życiu decydował pan o wyborze zawodu, było by to aktorstwo? – Zobaczymy. Jeśli bym miał wybierać, to na razie nie wiem. – Kto był takim pańskim aktorskim mistrzem? – W różnych latach byli to różni ludzie. Trudno, żebym np. wzorował się na... No, nie wiem... Irenie Kwiatkowskiej, bo jestem mężczyzną... Chyba. (śmiech). Swego czasu był to Tadeusz Łomnicki, Gene Hackman lub Justin Hoffman. – Bliższy jest panu teatr czy telewizja? – Trudno mi powiedzieć, czy coś jest mi bliższego. Czy wolę kabaret od seriali, czy serial od teatru lub odwrotnie. Lubię najbardziej to co robię w danym momencie i co sprawia mi przyjemność. Zwykle, jak mnie się coś podoba, to ludziom także. – Co z marzeniami z dzieciństwa o wstąpieniu do zakonu? – Jak widać, nie wyszło. – Którą rolę wspomina pan najmilej? Która była pana ulubioną? – Nie mam jednej ulubionej roli. Bardzo lubiłem rolę w „Bożej podszewce” czy postać Jacka Goca w „Pitbullu”, która jest zupełnie inna. Nie potrafię jednak powiedzieć, którą rolę wspominam najlepiej. Rozmowa z Andrzejem Grabowskim, aktorem i satyrykiem. – Pan nie na wakacjach? – Już byłem, ale pobyt w Rewalu to też są wakacje. Mieszkam w Międzyzdrojach, a wieczorami gram dla ludzi, którzy kupują bilety i przychodzą na moje występy. To jest bardzo przyjemne. – W jakie miejsce wybiera się pan z najbliższymi, jeśli znajdzie pan kilka dni wolnego? – Od kilku lat, na przełomie zimy i wiosny, jeżdżę do Egiptu, bo jest tam ciepło w przeciwieństwie do Polski. Wszyscy mamy dosyć pluchy i braku słońca. – Czy lubi pan rozśmieszać ludzi? – Najbardziej to... siebie lubię rozśmieszać. Jak siebie rozśmieszę to i ludzie sie śmieją. – Czy prywatnie jest pan wesołym człowiekiem, a może takim typem ponuraka? – Raz wesołym, raz ponurakiem, jak każdy z nas. – Mnóstwo ludzi kojarzy pana głównie przez rolę Ferdynanda Kiepskiego. Ucieka pan od tego wizerunku? – Teraz już nie uciekam, lecz był czas, gdy ten wizerunek mnie męczył. To nic przyjemnego zostać do końca życia Ferdkiem Kiepskim. Jest on wprawdzie nieszkodliwym człowiekiem, nie jest żadnym chuliganem, czy bandytą, nie robi nic złego. Ma negatywne cechy każdego – Podobno walczy pan z papierosami. Kto wygrywa? – Papierosy. Udaje mi się jednak zapanować nad nałogiem. Dzisiaj, na przykład, wypaliłem tylko trzy. To sukces, ale, niestety, mało kto to docenia. – Ma pan dwie córki. Czy nie żałował pan nigdy, że nie doczekał się pan syna? – Kiedy żona była w ciąży, byliśmy przekonani, że to chłopiec. Już miał imię Filip, itd. Jednak urodziła się Zuzia. W pierwszej chwili bardzo żałowałem, lecz jak się urodzi twoje dziecko, to od razu zaczynasz je kochać. Przy drugiej córce było podobnie. Już dawno przeszły mi wszystkie rozczarowania i teraz cieszę się z dwóch córek. – A czy namawiał pan swoje córki do aktorstwa, czy wręcz przeciwnie? – Ani nie namawiałem, ani nie odradzałem. Niech robią sobie co chcą w życiu, żeby później nie miały do mnie pretensji: „Tato, ty mi mówiłeś...”. Mogą być aktorkami, dziennikarkami, piosenkarkami – mnie to nie przeszkadza. – Czy jest pan dobrym ojcem? – Nie uważam tak. Zawsze można być lepszym. Zawsze. – Kiedy będziemy mogli zobaczyć nowy film z pana udziałem? – W najbliższym czasie „wyjdzie” film fabularny produkcji polsko-austriackiej „Lekcje Pana Kuki”, „Senność” Magdy Piekorz i „Kierowca” Jerome Dassiera. W kinach można już zobaczyć „Jak żyć” Szymona Jakubowskiego. Teraz będziemy kręcić na Bielanach Wrocławskich 10-15 odcinków „Kiepskich”. Jest pomysł na kolejną serię „Pitbulla”. Zapowiada się więc dużo filmów z moim udziałem. KAROLINA GABRYAŃCZYK, WERONIKA ŚNIEG, PAWEŁ SZYPUŁA Andrzej Grabowski w towarzystwie dziennikarzy „Rewalacji“ 7 MIASTECZKA ZABAW Chcesz się zabawić i podnieść poziom adrenaliny? Spróbuj przejechać się „Crazy surf” albo terenowym autkiem Atrakcje z emocjami W Rewalu są dwa wesołe miasteczka. Jedno, z Gorzowa Wielkopolskiego, będące tu już od wielu lat, na przeciwko kościoła, a drugie z Czech przy ul. Mickiewicza. Pierwsze jest przeznaczone raczej dla osób najmłodszych. Znajduje się tu mini młyn, karuzela łańcuchowa, kręcąca się ze sporą prędkością, autka: terenowe na baterie i elektryczne, karuzela „fala”, która polega na wznoszeniu się raz w górę raz w dół oraz najbardziej oblegana atrakcja – dmuchany zamek. Ceny wahają się od 7 zł za przejażdżkę automobilem, przez 5 zł za przyjemność spędzenia paru minut na karuzeli, po 4 zł za terenówkę. Na placu nie ma raczej tłoku i kolejek, więc nie musimy czekać na możliwość skorzystania z tych atrakcji. Drugi mini lunapark wygląda na nowoczesny, jest na pewno dużo większy, ale czynny od godziny 14.00. Tu ceny są wyższe, ale i emocje większe. Osobą mającym kłopoty z sercem zabronione jest korzystanie z niektórych urządzeń, a tym ze słabszym zdrowiem – na pewno nie zalecane. A więc na czym może nam się podnieść poziom adrenaliny? Do dyspozycji mamy „Dom strachów”, gdzie jadąc kolejką spotyka się różne, może nie straszne, ale zaskakujące stwory oraz kolejka górska dla dzieci. Jest też karuzela „Crazy surf”, ... i przy ulicy Mickiewicza 8 na której obracamy się w koło (na szczęście nasza głowa nie znajdzie się blisko podłogi). Ciekawy jest „Space loop” przypominający maszynkę do mięsa, a właściwie jest to bęben, w którym siedzimy i wirujemy do przodu, do tyłu, czasami zatrzymując się nad ziemią. Inna atrakcja to „Extreme”, wyglądająca jak wahadło metronomu postawionego do góry nogami. Właśnie w tych kierunkach będziemy się kołysać, wybrawszy to urządzenie. Emocje zapewnione. Czasami zostaniemy postawieni pionowo nad poprzeczką, ale nie ma się czego bać – nie będziemy kręcić się w koło. Ta zabawa kosztuje 12 zł za osobę plus ewentualne... zgubienie kluczy, czy portfela, które wypadną z kieszeni, więc niech przezorni zostawią te rzeczy znajomym. Także na „Space loop” (10 zł/os.) warto podarować portmonetki osobą towarzyszącym, bo na pewno nam wypadną. Za „Szalone serfowanie” i kolejki zapłacimy od 5 do 7 zł. Warto też wiedzieć jaki jest ich stan techniczny. Żeby miasteczko było uznane za bezpieczne potrzebne są: próby obciążeniowe, ubezpieczenie od następstw nieszczęśliwych wypadków, bez którego nie wolno w ogóle wyjeżdżać, badanie dozoru urzędu technicznego i pozostałych urządzeń. Jak mówią przed- Fot. Krzysztof Moneta stawiciele straży miejskiej, oni „sami nie mogą sprawdzić, czy miasteczko jest dobrze zabezpieczone i czy ma aktualne badania techniczne”. Według nich, „muszą to być specjalnie przeszkolone służby, które mają do Lunapark przy ulicy Westerplatte... Fot. Karolina Gabryańczyk tego uprawnienia”. Gmina także nie ingeruje w te sprawy, ponieważ „lunapark jest postawiony na prywatnym terenie”. Inaczej twierdzi jednak konserwator urządzeń rozrywkowych Czesław Ostafin: – Straż czy gmina powinna robić takie kontrole. Jest to zapisane w Dzienniku Ustaw. Poza tym, każde miasto musi spisywać wszystkie dane i numery urządzeń z miasteczek. Jeśli coś się stanie to właściciel urządzeń, a nie terenu za to odpowiada. Gdy miasteczko spełnia wszystkie wymogi, otrzymuje od Urzędu Dozoru Technicznego nalepkę ze skrótem „UDT” i numerem identyfikacyjnym, który jest inny dla każdego urządzenia, bo taki urząd jest w Polsce tylko jeden. Każdy lunapark stara się o nią co roku i jest ona świadectwem jakości. Mamy jeszcze ponad miesiąc, by odwiedzić wesołe miasteczko przy ul. Mickiewicza. Zostaje ono do końca sierpnia. Z kolei lunapark przy ul. Westerplatte wyjeżdża z miasta dopiero pod koniec września. KAROLINA GABRYAŃCZYK ARTYSTĄ BYĆ Bez weny ani rusz.... Fot. Krzysztof Moneta REKLAMA Z początkiem wakacji zawitał do Rewala Piotr Pazdan z Osiny – rzeźbiarz barokowy. Przez „Galerię Siedem”, gdzie obecnie pracuje, codziennie przewijają się dziesiątki osób zainteresowanych jego talentem. Zgodził się opowiedzieć nam swoją historię razem ze swoim menadżerem, panem Józefem. – Jak zaczęła się pana przygoda z rzeźbiarstwem? – Rzeźbić zacząłem w drugiej klasie szkoły podstawowej. W moich czasach szkoły wyglądały trochę inaczej. Zajmowano się bardziej praktyką, aby jak najszybciej zdobyć jakiś zawód. – Był pan dobrym uczniem? – Raczej tak... Dobrze radziłem sobie w szkole. Mocno interesowałem się rzeźbiarstwem, więc przykładałem się do pracy i dobrze mi szło. Na początku, oczywiście, rzeźbiłem małe figurki, naczynia. W rodzinie byłem takim rodzynkiem, bo nikt wcześniej nie zajmował się rzeźbiarstwem. Nie miałem żadnej związanej z tym tradycji, więc miałem chyba trochę trudniej. – Czy rodzice wspierali pana w zainteresowaniach rzeźbiarskich? – Niestety, nie. Natomiast bardzo pomagali mi znajomi i przyjaciele. – Jakie figury rzeźbi pan najczęściej? – Moimi ulubionymi, a zarazem najciekawszymi, są rzeźby barokowe. Nawet stojąc samotnie w kącie pokoju w strumieniach słońca, wyglądają niesamowicie. Mimo wszystko, światło potrafi bardzo zmienić wygląd dzieła. Nie wykonuję rzeźb polichromowanych (kolorowych), jednak dzięki światłu mogę w pewnym sensie tę polichromię uzyskać. Jednak najczęściej tworzę figury abstrakcyjne, historyczne i kobiety. – Dlaczego najbardziej lubi pan rzeźbę barokową? – Rzeźba barokowa ma w sobie dużą przestrzeń. Gdziekolwiek się ją postawi, a pada na nią światło, to tam, gdzie jest najwięcej wyrzeźbione drewno, tworzy się specyficzny trójwymiar. Dzięki cieniom widać to dokładnie. – Jak wygląda pańska praca? – Jest to trudna i męcząca robota. Podstawą dla mnie jest muza. Nie, nie muzyka (śmiech). Są nią kobiety, dodające mi sporej dawki natchnienia. Mając przygotowane drewno, bez weny ani rusz. Ważnym czynnikiem jest także odpowiednio dobrany sprzęt, czyli dłuto. Mam ich ponad 50, więc jest w czym wybierać. Dobiera się je, w zależności od elementu, który chcemy uformować. Należy także pamiętać o dobrym rodzaju drewna. Najlepszym jest topola. – Przejeżdża pan różne zakątki świata. Co skusiło pana do przyjechania akurat do Rewala? – Szczerze mówiąc, nie zamierzałem tutaj przyjeżdżać. Pani Ewa, kierowniczka Galerii Siedem, zaprosiła mnie do siebie. Teraz sprzedaję także u niej swoje rzeźby. Bardzo zdziwiła mnie wiadomość, że jestem tu właściwie jedyny. Nie spotkałem tutaj wcześniej nikogo, kto by się tym zajmował. Jest tu ze mną mój świetny menadżer, pan Józef. Bardzo mnie wspiera, pięknie opowiada ludziom o moich rzeźbach. Pomaga mi, reklamuje mnie. – Czy oprócz rzeźbiarstwa ma pan inne zainteresowania? – Oczywiście. Bardzo lubię jazdę na rowerze. Mam na swoim koncie kilka większych sukcesów. Przejechałem 413 km z Goleniowa do Jakuszyc. ROZMAWIAŁY: WERONIKA ŚNIEG KAROLINA WALCZAK 9 NA BAKIER Z NUDĄ Nie tylko na plaży Wakacje nad morzem nie muszą kojarzyć się z plażą, kąpielą w Bałtyku czy wieczornym relaksem w jednej z wielu restauracji. Na dużym ekranie Dla fanów kina, zarówno starszych i młodszych amfiteatr w Rewalu przygotował kino letnie. O seansach „pod gołym niebem” można dowiedzieć się z plakatów lub w amfiteatrze. Bilet kosztuje 7 zł. Kino cieszy się ogromną popularnością. Największą widownię przyciągnął hit ostatnich miesięcy „Lejdis”. Kiedy pogoda nie dopisuje, może- my udać się do pobliskiego Pobierowa, gdzie znajduje się kino „Delfin”. Może podczas naszych wakacji nie zobaczymy nowości kinowych, jednak z pewnością warto przypomnieć sobie największe hity. Coś do czytania W Rewalu dostęp do prasy jest szeroki – od dzienników, tygodników i miesięczników po prasę niemiecką. Postanowiliśmy zapytać turystów jakie gazety są najchętniej przez nich kupowane i jakich informacji poszukują. Okazało się, że W najbliższym czasie w rewalskim amfiteatrze odbędą się seanse następujących filmów: -„Bitwa o Irak” (dramat wojenny, reż. Nick Broomfield, produkcja Wielka Brytania) -„Strzelec” (sensacyjny, reż. Antoine Fuqua, produkcja USA, Kanada) -„Posejdon” (katastroficzny, reż. Wolfgang Petersen, produkcja USA) -„Film o pszczołach” (animacja, reż. Steve Hickner, Simon Smith, produkcja USA) -„Ratatuj” (animacja, reż. Brad Bird, produkcja USA) -„Na fali” (animacja, reż. Ash Brannon, Chris Buck, produkcja USA) -„Wpuszczony w kanał” (animacja, reż. David Bowers, Sam Fell, produkcja USA, Wielka Brytania) -„Noc w muzeum” (familijny, reż. Shawn Levy, produkcja USA) największą popularnością cieszy się „Gazeta Wyborcza”. Kilka osób przyznało, że dzienniki wcale ich nie interesują. Panie czytają najchętniej prasę kobiecą, z reguły „Olivię”. Kilku z ankietowanych nie orientowało się w ogóle w nazwach dzienników i dopiero po naprowadzeniu większość odparła, że kupują je tylko, gdy w dodatku są gazetki ogłoszeniowe. Najrzadziej sprzedawane są „Polityka”, „Newsweek”, Wprost”. W Rewalu od lat organizowany jest też Festiwal Taniej Książki. To namiot, pod którym rozłożone są książki o przeróżnej tematyce. Jak twierdzi sprzedawczyni, najchętniej wybierane są te dla dzieci. Dorośli przeglądają książki głównie o tematyce kryminalnej, sensacyjnej, przygodowej i thrillery, lecz raczej nie kupują. Ceny tymczasem są często o 30 procent niższe niż np. w salonie prasowym. Mapy zaś są w identycznej cenie jak w każdym innym rewalskim straganie. Co tydzień jest nowa dostawa książek, więc zawsze można wybrać coś dla siebie. DOMINIKA ŚLIWKIEWICZ ARKADIUSZ KORDEK Kartki nadal ślemy! Czy nadal wysyłamy widokówki z wakacji? Czy może ten zwyczaj zaginął? Postanowiliśmy to sprawdzić. Odwiedziliśmy kioskarzy oraz sprzedawców pocztówek. Na kartkach, które sprzedają głównie widnieją: latarnia morska w Niechorzu, ruiny kościoła w Trzęsaczu, zwyczajowy zachód słońca czy fale morskie i plaże oraz różne morskie zwierzęta, głównie foki... Oprócz standardowych, znajdziemy także bardzo humorystyczne lub z ciekawymi dodatkami, np. piaskiem lub muszelkami w zamkniętej szybce. – Przyjechałem do Rewala, by latem pracować. Raz na jakiś czas zdarza mi się wysłać rodzinie widokówkę – mówi Marcin ze Zgierza. -Zawsze wybieram taką, jaką sam bym chciał dostać. Mało już kto komunikuje się za pomocą listów, ja osobiście wolę 10 widokówki, bo są tanie i ich pisanie nie wymaga żadnej fatygi. – Rzadko zdarza mi się kupować pocztówki. – opowiada Grzegorz z Warszawy. – Wolę pochwalić się znajomym własnymi zdjęciami, niż wysyłać czyjeś zamieszczane na kartkach. Sprzedający pocztówki twierdzą, że w tym roku kartki są kupowane częściej w porównaniu z zeszłymi latami. Najczęściej jednakże klientami jest młodzież przebywająca na obozach i koloniach. – Zawsze lepiej sprzedawały się kartki z zachodami słońca i morzem. Teraz zabytkami i miastami. Wśród kupowanych pojawia się Trzęsacz, Niechorze... – mówi Maciek z kiosku przy głównej ulicy Rewala. Można też skorzystać z ciekawej oferty proponowanej przez kil- ka rewalaskich straganów. Można tam zakupić pocztówki, na których umieszcza się własny obrazek. Przyniesione zdjęcie lub rysunek zanosi się do wyznaczonego miejsca, w którym za pomocą specjalnych urządzeń zostaje wydrukowany na pocztówce. Interesująca jest również usługa Poczty Polskiej „znaczek personalizowany”. Kupujący może wybrać aplikację w postaci portretu, zdjęcia morza, plaży lub zwierzaka. Koszt usługi (20 znaczków z własnym zdjęciem) wynosi 93 zł i 10 gr, a termin realizacji zamówienia trwa do 21 dni roboczych. Nie jest ona na razie dostępna w Rewalu, a najbliższa placówka, w której można złożyć takie zamówienie znajduje się w Szczecinie. FILIP WIETESKA, ARKADIUSZ KORDEK JAK ZABAWA TO ZABAWA Jak starsi dziennikarze uczą młodych adeptów pisać nietypowe relacje Papierowy dzień grozy Papierowa afera... Obozowicze wypędzeni z pokojów... Kto był tak głupi? Krótko mówiąc idiotyczny incydent na obozie. Naszym zadaniem było opisanie tej „prowokacji dziennikarskiej”. A jak było? „Moją słodką, poranną drzemkę przerwała pani Małgosia – kierowniczka”. „Na początku nic nie wskazywało na to, co się ma dalej wydarzyć”. „Zgodnie z poleceniem szybko opuściłem pokój”. Gdy wyszedłem, „ujrzałem dżunglę z papieru toaletowego”. Była to istna pajęczyna utkana z kawałków „tworzywa z celulozy” o nazwie Filip. O całym incydencie panią Gosię poinformowała „konserwatorka powierzchni płaskich”, co tym bardziej naszą kierowniczkę wzburzyło. „Staranna dekoracja”, wykonana przez niewątpliwie pomysłową osobę, obejmowała dwa piętra. „Papier był wszędzie. Na lampach, klamkach, poręczach, a nawet na gaśnicy”. „Zdawało mi się, że wiem do czego służy papier toaletowy. Myliłem się!”. „Zacząłem się zastanawiać – kto był tak głupi?” „Słowiczy zazwyczaj głos pani Małgorzaty tym razem zdawał się aż żarzyć nieudolnie ukrywaną wściekłością”. „Zadała pytanie, które już dawno miała wypisane na twarzy”. Brzmiało ono: „Kto to zrobił?!!!”. Pani Małgosia „była jednocześnie zła i zdezorientowana”. W tym momencie już wiedziałem, że „surowe kary, ograniczenia oraz seria niewolniczych prac” z pewnością spadną na nas, jeśli nikt się nie przyzna. Zapadła niezręczna cisza. „Patrzyliśmy na siebie pytająco spode łba, a atmosfera była tak gęsta, że można ją było ciąć nożem”. Sprawca miał czas, by się przyznać do winy do porannego zebrania o godzinie 10. „Później zaczęły się domysły i wzajemne oskarżenia”. Podejrzeń było kilka. „Malowała mi się przed oczami barwna postać Mateusza: był wysoki, często się wygłupiał, denerwował kadrę i obozowiczów, a do tego chłopcy z jego pokoju twierdzili, że kiedy oni zasypiali, on jeszcze nawet nie szykował się do snu”. Drugim „podejrzanym został Marcin W. – dziennikarz radiowy”, a trzecim były kadrowicz „Eryk, a dokładniej jego duch, który mścił się na nas, za to, że nie prowadzimy radia po jego myśli”. Na następnym spotkaniu „humor pani Gosi obrócił się o 180 stopni”. Tym razem zebrała się cała kadra, również ta dziennikarska. Panowie dziennikarze nieśli tajemnicze, „wypchane nieznanym miękkim materiałem”, reklamówki. Nadeszła nieunikniona chwila prawdy. Pani kierowniczka „po raz drugi zapytała: Kto to zrobił?!!” W tym mo- mencie pan Jacek, pan Adam i pan Marcin zaczęli wymieniać między sobą rozbawione spojrzenia i szepty. Wkrótce okazało się, że to „godna złota i diamentów kadra dziennikarska zrobiła obozowiczom głupi dowcip”. „To ONI przyozdobili oba korytarze!”. „Za swój niegodny czyn” zapłacili „wyjętym z reklamówek i rzuconym w tłum uczestników obozu „nowiutkim, mięciutkim, wspaniałym, cudownym, doskonałym i nieprzeciętnie kolorowym” papierem toaletowym (3 paczki!!!). „Zadowoleni obozowicze wybaczyli sprawcom, a pani kierowniczka przeprosiła za wczesniejsze oskarżenia i obiecała, że następnym razem na „karne” spotkanie wezwie już całą kadrę.” „Za papier dziękujemy, zarówno my i części ciała pozostające w bezpośrednim kontakcie z surowcem. Obiecujemy, że spożytkujemy go z należną czcią.” „Żart był udany, jednak nie wiadomo, czy dla wszystkich śmieszny”. NA POSTAWIE FRAGMENTÓW RELACJI UCZESTNIKÓW OBOZU POTĘGA PRASY, OPRACOWALI: FILIP WIETESKA, KAROLINA GABRYAŃCZYK W fikcyjnym świecie Gra fabularna (RPG) często zwana grą wyobraźni to gra, w której gracze (od jednego do kilku) wcielają się w role wymyślonych przez siebie postaci. Cała rozgrywka toczy się w fikcyjnym świecie, istniejącym tylko w wyobraźni grających. Jej celem na ogół jest rozegranie gry według zaplanowanego scenariusza i osiągnięcie określonych celów, przy zachowaniu zasad mechaniki gry. Grę można porównać do teatru. Główną postacią jest mistrz gry, którego można uznać za reżysera i scenarzystę w jednej osobie. Całą historię wymyśla sam lub korzysta z wcześniej przygotowanych scenariuszy. Oprócz niego są gracze, którzy odpowiadają rolom aktorów. Każdy tworzy własną postać, a następnie się w nią wciela. Zależnie od systemu w jakim dzieje się akcja gra może uzyskać bardziej realistyczny lub fikcyjny charakter. Niektórzy preferują grę wyłącznie w wyobraźni – inni grę z większym naciskiem na mechanikę świata. Najczęściej głównym elementem jest rzut kostką. Odpowiada on za wszelkie kwestie losowe, takie jak to czy przeciwnik zauważy podkradającą się postać, czy trafi w coś albo czy przeskoczy nad przepaścią. Systemy w których można grać to m.in. Dungeons&Dragons, Warhammer Fantasy Roleplay, Neuroshima (system polski), Cyberpunk i World of Darkness. Część dzieje się w światach fantasy, część w przyszłości, a inne w alternatywnych światach. Na mechanice każdego systemu powstaje kilka światów, co daje kolejne możliwości. ADAM KUBASZEWSKI Poranna niespodzianka Fot. Łukasz Skorupski 11