Mirosław Bochenek

Transkrypt

Mirosław Bochenek
Mirosław Bochenek
W sierpniu 2008 roku miałem przyjemność przeprowadzić wywiad z poetą i autorem tekstów Panem Mirosławem Bochenkiem (foto: Jacek Szabla)
-Jak doszło do rozpoczęcia Pańskiej współpracy z Dżemem?
Mirosław Bochenek: Pierwszą osobą z ekipy „DŻEM”-u, którą miałem
przyjemność poznać był „Ogór” czyli Piotrek Wojtasik, ważna postać w
historii zespołu, niestety już nieżyjący. „Ogór” odwiedził moje wesele z drugą
żoną Kasią, z którą znał się wcześniej. Potem bywał parę razy w naszym
mieszkaniu i przy wódeczce zaczął mnie „drążyć” w kwestii pisania tekstów
dla zespołu. Wiedział, że piszę wiersze, dostał ode mnie moje wcześniejsze
książki, podobały mu się nawet. Mówił, że sytuacja nie jest najlepsza, że
Rysiu nie za bardzo może pozbierać myśli, że kajecik jego jest prawie pusty,
a nagranie płyty konieczne, prawie na już... Dla mnie „DŻEM” to byli idole,
zespół z górnej półki więc takie zaproszenie do współpracy łechtało mnie jak
najbardziej. Pamiętam jak dziś, że „Ogór” przyniósł kasetę, taką z taśmą, na
której Beno przy akustycznej gitarce wyśpiewywał (!) po angielsku (!)
melodię późniejszego „Autsajdera”. Muzyczka była nieco szybsza niż
nagranie i „wzięła” mnie od razu...Tekst powstał w 2-3 dni później, w 15
minut, prawie bez skreśleń. No tak, to było od Boga...
-Jest Pan autorem takich tekstów jak „Autsajder” czy „Prokurator i ja”, także innych, pisanych
dla Dżemu już po roku 1994. Czy teksty te pisał Pan do gotowej muzyki, np. z nagraną partią
wokalizy, czy też proponował Pan tekst, do którego komponowana była muzyka?
M.B: Jak już mówiłem „Autsajder” powstał do gotowej muzyki. Podobnie „Krewny Judasza”; ten utwór,
moim i Adama Otręby (kompozytora) zdaniem zasługuje na ponowne nagranie i przypomnienie.
„Prokurator i ja”?. Tekst był pisany jako utwór ewentualnie do wzięcia przez „DŻEM”. Dziwna rzecz:
wpasował się idealnie w muzykę, która już była gotowa, jakby czekała na te słowa. Tu też moim zdaniem
była ingerencja z niebios... Natomiast „Tylko o jedno proszę Cię...”, tekst napisany jeszcze dla Ryśka
Riedla, wpadł po latach w ręce Jurka Styczyńskiego, który skomponował muzykę. Bardzo sobie cenię ten
wybór, Jurka zresztą też, bo nie bierze byle, czego „na warsztat”.
-Czy pisząc tekst „Autsajdera” myślał Pan o postaci samego Ryśka, czy utwór ten, który
później tak bardzo „zlał” się z postacią Riedla, powstał całkowicie niezależnie od wizerunku
wykonawcy?
M.B: Czy pisząc „Autsajdera” myślałem o Ryszardzie Riedlu? Ja wtedy nie myślałem – ja czułem... Te
sprawy, które w tym utworze są zawarte dotyczą pewnych przeżyć, których każdy facet z jajami musi
dotknąć, ocenić je i powiedzieć sobie w oczy czy lepiej udawać, być sterylnym, sztucznym czy „warto być
człowiekiem”. Za autentyczność w życiu Rysiek Riedel płacił w latach siedemdziesiątych i
osiemdziesiątych – ja też. On był symbolem takiej postawy- ja to nazwałem. Ciekawy jest wątek zwrotki
o ojcu, on mi po napisaniu „Autsajdera” trochę nie pasował, bo nie znałem sprawy, która tak świetnie
pokazana jest w filmie „Skazany na bluesa”. Trafiłem w sedno. Poeci czasem tak mają...
-Czy Rysiek przyjmował teksty pisane przez Pana bez komentarzy, czy sugerował np.
wprowadzenie jakichś zmian? Czy rozmawiał Pan z Rysiem o ich interpretacji?
M.B: Poczytuję sobie za zaszczyt, że wielki artysta, wspaniała osobowość, król sceny rockowej, wokalista
na miarę, co najmniej europejską nigdy nie zmienił w moich tekstach nawet przecinka. Wziął je po prostu
za swoje. Gola, żona Ryśka Riedla, na którymś z festiwali w Tychach, powiedziała mi tak: „Rysiek kazał
mi powiedzieć, że Twoje teksty powiedziały o nim to, co chciał wyśpiewać”. Wypiła ze mną małe piwo z
sokiem (a wiecie, że nie lubiła piwa!) i odbyło się to w obecności Kazimierza Galasia, autora „Cegły”,
świetnego tekstu, którego mu bardzo zazdroszczę. Kaziu czapki z głów!!
-Na festiwalu Rawa Blues ’92 Rysiek zaśpiewał „Prokuratora” czytając tekst z kartki. Ile czasu
minęło od momentu, w którym Rysio dostał go w „ręce” do chwili, w której musiał go
zaśpiewać na festiwalu?
M.B: Ja o tej Rawie i występie z „Prokuratorem” dowiedziałem się od uczestników festiwalu. Nie wiem jak
to było. Chyba rzeczywiście tekst dotarł parę dni przed. Nie byłem tam. A szkoda...
-Czy pisząc teksty na płytę „Autsajder” kierował się Pan tym, w jakim ta płyta miała być stylu,
że miał to być swego rodzaju concept album?
M.B: Nie, nic nie wiedziałem. Od tego byli panowie muzycy. Ja pisałem teksty „w ciemno”.
-Jak wspomina Pan samego Ryśka jako artystę i człowieka? Czy kontakt z nim był dla Pana
inspirujący?
M.B: Z Ryszardem R. rozmawiałem może 2 razy. To nie tak, że wpadliśmy sobie w ramiona, długie
dyskusje, no nie. To nie mogło być tak. Ryszard był chyba bardziej zajęty innymi sprawami. Chyba Adam
przedstawił mnie Ryśkowi po koncercie w Mega-Klub. Ja na ten koncert przyjechałem prosto ze spotkania
z jakimś klientem. Wiadomo: prawnik, w krawaciku, z teczusią, ułożony jak należy. Krawacik zdjąłem
oczywiście, ale w tamtym miejscu i czasie musiałem wyglądać i tak tragicznie. Rysiek bąknął do mnie
jakieś „cześć” czy coś tam, popatrzył na mnie tak sobie i uciekł gdzieś spłoszony. Nie dziwię się.
Pamiętam go późną jesienią ’93, przyszedł z Golą do „Marchołta” (był taki klub przy Warszawskiej w
Katowicach), wyglądał świetnie: długi ciemny płaszcz, zamaszysty szal, kapelusz, nowe ząbki, pełno
srebra na sobie, lśniące włoski. No idol pełną gębą! Patrzyłem jak urzeczony myśląc: teraz dopiero
pokaże klasę... A tam się już straszne rzeczy działy z ciałem, jakieś potworne problemy z podrobami,
jakieś gnicie nogi... Boże, w życiu bym nie przypuszczał, że to tak krótko potrwa. Pamiętam też jego
spodnie ze skóry, kapitalne, ich koloru nie mogę nazwać do dziś. A tak poważnie, nie było potrzeby
rozmów na poważnie między nami. To były raczej krótkie wymiany zdań na tematy bieżące, rzeczowa
ocena tekstów. To, co trzeba - było zrobione. O czym wtedy gadać? Trzeba było tylko pisać i śpiewać.
Chyba się siebie trochę wstydziliśmy- byliśmy mimo wszystko z dwóch różnych światów. Myślę o tych
światach, na co dzień. Ale coś znamiennego odkrywam czasem. Takie dziwne rzeczy jak ta, że Rysiek
Riedel miał ostatni koncert 16 marca – w dniu moich urodzin...
-Jak ocenia Pan teksty pisane przez samego Ryśka? Który ceni Pan najbardziej?
M.B: „Naiwne pytania”, czyli „w życiu ważne są tylko chwile”. Tak się pisze rzeczy ponadczasowe. W
wersji akustycznej ten utwór jest arcydziełem.
-Mówi się, że blues nie brzmi dobrze w języku innym niż angielski. Ale najpierw spółka LoeblNalepa, a następnie Dżem i Rysiek udowodnili, że jest inaczej. W czym, Pana zdaniem, leży
trudność: w szeleszczącej estetyce naszego języka, czy po prostu w tym, że niewielu dobrych
autorów tekstów pisze je „pod” blues?
M.B: Teksty do muzyki, a zwłaszcza bluesa muszą być autentyczne a nie dorobione do muzyki. Koszmar
jest tym większy, gdy teksty są stylizowane na amerykańskie, z tematyką związaną z naszymi realiami
jak pies z kotem. Tu jest problem. No a czasem ta autentyczność jest w sposób kaleki ujęta w sensie
warsztatowym. I wtedy nie da się tego słuchać. Jak mnie poprosicie, to kiedyś przedstawię Wam mój
esej dotyczący filozofii piosenki. Tam się dokładniej wymądrzam na ten temat...
-Z jakimi muzykami, zespołami współpracował Pan oprócz Dżemu?
M.B: Mam szczęście do dobrych albo znanych zespołów i wokalistów. Gorzej z wokalistkami, co mnie
dziwi, bo napisałem sporo tekstów dla pań!! Co do stylistyki rozrzut jest dość spory, od rock’a i bluesa
przez śląski pop do wykonawców piosenki literackiej. Właściwie nudzi mnie tylko disco-polo itp, techno i
rap. Pisałem nawet teksty do piosenek dla dzieci, do których muzykę stworzyli Mirek Breguła i Mirek
Rzepa. Aplauz dzieciarni - to było to! Niezapomniane chwile! No i popowiec i bluesman jako
kompozytorzy! Da się?! Da się... Tak, więc był i Universe i Monkey Bussines. Był epizod z Easy Rider.
Niedługo ma się ukazać (wreszcie!) pierwsza płyta zespołu Hokus z Katowic, który założył przed laty
świetny basista Jacek Gazda. Płyta powinna też być świetna. Mam też pod skrzydłam prawie małolatów z
Bielska-Białej, czyli grupę „TERAPIA”, która wydała już płytkę. Z drugiej strony moje teksty śpiewają
faceci znani w kręgu wykonawców piosenki literackiej: Tomek Lewandowski, Piotr Woźniak (syn
Tadeusza), Olo Dorociński. A ostatnio nakłaniam do napisania piosenki Antymosa Apostolisa. Na razie
wywija się z tematu jak piskorz. Ale ja go gnębię metodycznie. Gdyby z nim się udało, to dopiero byłaby
sensacja, no nie?!
-Jest Pan prezesem Związku Artystów, Pisarzy i Sympatyków Sztuki „ZAPiSS”. Czy możemy
prosić o kilka słów o tej organizacji? Kto jest i może być jej członkiem i jakie przyświecają jej
cele?
(brak odpowiedzi)
-Opublikował Pan kilka swoich tomików wierszy. Czy jest nadzieja, że w niedalekiej
przyszłości możemy spodziewać się jakichś nowych publikacji?
M.B: Z wydawaniem moich książek nie jest ostatnio źle. Gorzej z ich dystrybucją: czasem są w
księgarniach, czasem nie, a jak już są, to gdzieś na tylnich półkach. Cóż, poezja jest spychana na bok,
bo trzeba przy niej myśleć, a to większości ludzi nie odpowiada. Zresztą zawsze tak było, tzn. z
myśleniem ludzi. Ostatnio ukazały się dwie książki: „Irma i parę innych mądrych opowieści” w 2006 roku
i „Podwórko” w czerwcu 2008, to moje najnowsze dziecko. Dużo w tych książkach refleksji, wątków
miłosnych, gór... Książkę można nabyć (koszt przesyłki w cenie!) poprzez kontakt z
wydawcą: [email protected]. Jak ktoś sobie życzy to dostanie ode mnie dedykację, którą
wystawię z przyjemnością. Książki nie są drogie, każda to jakieś 2-3 piwa... No i są pięknie wydane, co
też podkreślam...
-Pańskie wiersze przełożono m.in. na język chorwacki i szwedzki. Skąd akurat w tych krajach
zainteresowanie Pańską poezją?
M.B: Co do przekładów na szwedzki to dokonane one zostały w pewnym praktycznym celu. Na początku
minionego wieku napisałem książkę składającą się z kolęd i pastorałek o tematyce współczesnej. Książka
nosi tytuł „Wigilia Wszystkich Świętych”, być może ukaże się jeszcze w tym roku... Otóż, te kolędy
posłużyły jako kanwa widowiska teatralnego z udziałem artystów polskich i szwedzkich. To widowisko
zostało wystawione w Stockholmie, a potem w innych szwedzkich miastach. Było też transmitowane na
żywo przez szwedzkie radio, co było ewenementem (wiadomo: protestanci). Trochę dziwnie brzmią te
kolędy po szwedzku – nic nie rozumiem... A muzykę do nich napisał jeden z pierwszych big-bitowców
polskich, mój przyjaciel Zbigniew Bizoń (Czerwono Czarni, Bizony), który jest w dobrej formie i żyje sobie
w tym pięknym północnym kraju... Co do Chorwacji, którą kocham i która jest moją drugą ojczyzną, to
przygotowują się przekłady do wspólnego wydania polsko-chorwackiego jakiegoś wyboru moich wierszy.
Książka ma się ukazać w Zagrzebiu. Kiedy? Jeden Bóg wie... Ale trzeba wierzyć, że tak będzie.
-Kto był, a może jest nadal Pańskim autorytetem w dziedzinie poezji? Jacy poeci wywarli
wpływ na Pańską twórczość? Kogo ceni Pan najbardziej?
M.B: Mam kilku, a może kilkunastu mistrzów poetyckich. Każdego lub każdą (bo są w tej grupie także
poetki!) cenię za coś innego, jedynego... Te fascynacje zmieniają się z biegiem lat, mijają, wracają... Ale
zawsze są ze mną Josif Brodski (nobilsta, z którym miałem zaszczyt zjeść wspólny obiad i trochę
pogadać), K.I. Gałczyński, Bolesław Leśmian i ta niesamowita, niodganiona amerykanka: Emily
Dickinson! A ostatnio wróciłem do „pastuszka lirycznego” Sergjusza Jasienina. Kto o nim jeszcze
pamięta?
-Jak ocenia Pan kondycję polskiej poezji współczesnej w aspekcie rynku wydawniczego? Jaka
jest Pańska opinia na temat „publikowania” poezji współczesnej przez samych autorów w
Internecie?
M.B: Poezja ma pewną cechę praktyczną. Jest to krótka, pojemna forma, w której można w sposób
skondensowany umieścić masę myśli, przeżyć, obrazów, refleksji... Dziwię się, że ludzie tracą tyle czasu,
aby przeczytać opasłe tomisko jakiegoś pseudofilozofa życiowego w rodzaju D. Steel, Whartona czy
Cohelo. Wystarczy przecież przeczytać krótki wiersz „Termopile” Kawafisa i ma się wytyczoną ścieżkę w
życiu. Poezja może, a nawet powinna być wszędzie: w życiu, w śnie, w Internecie też. Proszę tylko
pamiętać, że wiersze, teksty, zapisy, to najczęściej nie jest jeszcze poezja. Poezja to coś, co unosi się
ponad literami... Nie każdy, kto pisze i pokazuje innym to, co napisał, to ktoś, kto ma coś ważnego do
powiedzenia. To zdarza się dość rzadko jak młoda, śliczna, mądra blondynka z willą, basenem i
helikopterem, która podchodzi do Ciebie i mówi: jestem twoja... Piękne, prawda? Jak „szóstka” w totolotku...
Mirosław Bochenek
***
Zostaw ten cały bałagan
ten świat jest wart tylko tyle
co kobieta piękna i naga
która truchłem będzie za chwilę.
Zostaw to życie w ułudzie
że masz to czy tamto, że możesz
być panem siebie... bo ludzie
najsłabsi są z wszystkich stworzeń.
Lepiej już wyjdź w noc lipcową
za miasto, popatrz bez słowa
w tę otchłań wśród gwiazd nad głową
i uwierz... nie będziesz żałował.
20.08.2008
(rozmawiał: Kaczka)

Podobne dokumenty