Słomiany miś w Wojewódzkim Funduszu
Transkrypt
Słomiany miś w Wojewódzkim Funduszu
Słomiany miś w wojewódzkim funduszu Wojewódzkie Fundusze Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej są instytucjami ochrony środowiska podległymi zarządowi województwa. Nadzór nad funduszami sprawuje 10-osobowa rada nadzorcza, w której jedna osoba jest zgłaszana przez pozarządowe organizacje ekologiczne (POE). Okazuje się, że taka forma kontroli nad kilkusetmilionowym majątkiem jest niewystarczająca: pieniądze zamiast być przeznaczane na ochronę środowiska, lądują na tajnych kontach wyborczych partii politycznych, lub w najlepszym razie w prywatnych kieszeniach lokalnego establishmentu, natomiast miejsca w Radzie Nadzorczej traktowane są tylko jako synekury dla radnych wojewódzkich i ich bliskich znajomych. Wszystko to przy milczącej akceptacji organizacji ekologicznych, które od czasu do czasu mogą liczyć na kilka tysięcy złotych dotacji na wydanie nikomu niepotrzebnych ulotek. Czy tak jest wszędzie? Nie wiadomo, ale w Łodzi na pewno tak. Edukacja ekologiczna to trudna dziedzina. Trudne jest nie tylko samo prowadzenie rozmaitych zajęć z dziećmi i młodzieżą, szkolenie nauczycieli, pisanie programów nauczania i książek ze scenariuszami warsztatów, ale przede wszystkim zdobywanie na tę działalność jakichkolwiek środków. Od jakiegoś czasu obserwując poziom edukacji ekologicznej w Łodzi, miałem wrażenie, że im jakieś działanie jest głupsze, tym mocniej jest finansowane przez powołane do tego instytucje (wojewódzki, powiatowe i gminne fundusze ochrony środowiska). Stosunkowo najłatwiej można uzyskać środki na wszelkiego rodzaju „konkursy”, a tym łatwiej, im droższe i mniej odpowiednie z dydaktycznego punktu widzenia są tam przewidziane nagrody. A więc najmilej widziane są drogie komputery, telewizory, przenośne odtwarzacze. Akceptowalne są ewentualnie książki czy programy komputerowe. Całkowicie jednak niedopuszczalne są np. wycieczki przyrodnicze, pomoce dydaktyczne, ciekawe zajęcia. Pomysły inne niż „konkursy z nagrodami” mają zaś praktycznie zerowe szanse uzyskania dotacji. Przez długi czas nie mogłem zrozumieć, czy istotnie wśród osób decydujących o kryteriach przyznawania dotacji są sami wrogowie przyrody, czy wynika to po prostu ze wszechobecnej ludzkiej głupoty, czy też może z jeszcze innych powodów. Odpowiedź można znaleźć dokładnie analizując zasady udzielania dotacji na edukację ekologiczną, ale zanim ktokolwiek chciałby się wziąć do żmudnej lektury takich dokumentów (a i tak większość takich zasad to „wewnętrzne procedury”, które nie są udostępniane zainteresowanym z zewnątrz), proponowałbym dla odprężenia obejrzeć znaną polską komedię Stanisława Barei pt. „Miś”. Cytat z tego filmu poleciłbym wydrukować i powiesić nad łóżkiem każdemu działaczowi organizacji myślącemu o zrealizowaniu jakiegokolwiek projektu z udziałem środków np. wojewódzkiego funduszu ochrony środowiska: Po co jest ten miś? Otóż to, nikt nie wie po co, więc nie musisz się obawiać, że ktoś zapyta! Wiesz co robi ten miś? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest miś na skalę naszych możliwości! Ty wiesz, co my robimy tym misiem? My otwieramy oczy niedowiarkom! Patrzcie, mówimy, to nasze, przez nas wykonane, i to nie jest nasze ostatnie słowo. I nikt nie ma prawa się przyczepić! Prawdziwe pieniądze, zarabia się tylko na drogich, słomianych inwestycjach. Dostajemy za tego misia, jako konsultanci, 20% ogólnej sumy kosztów – więc im on jest droższy, ten miś, tym... Żeby cytat nie był nieaktualny, zawsze można słowo „miś” zastąpić np. internetowym konkursem „Agenda 21”, akcją zbierania śmieci przez dzieci, konkursem fotograficznym „Samochód na tle zieleni” czy czymkolwiek innym, co nie ma żadnego znaczenia ani ekologicznego, ani edukacyjnego, natomiast pozwala rozdmuchiwać budżet do dowolnych granic. Oczywiście nie ma tu mowy o żadnych 20% dla konsultantów, mechanizm jest zupełnie inny i równie korupcjogenny. Opiera się on o istnienie tzw. „wkładu własnego” oraz „kosztów kwalifikowanych”. Wkład własny oznacza, że organizacja starająca się o dofinansowanie jakiegokolwiek projektu, musi część kosztów pokryć z własnych środków. Jest to normalny i powszechnie praktykowany mechanizm. W funduszach europejskich wkład własny wynosi np. od 7 do 20 procent. W wojewódzkich funduszach ochrony środowiska w całej Polsce – od 20 do 50%. W WFOŚiGW w Łodzi – 60%. Do wkładu własnego nie można zaliczać oczywiście kosztów niekwalifikowanych, tzn. kosztów stałych (czynsz, telefon), kosztów osobowych (wynagrodzenia trenerów, specjalistów), bezpłatnej pracy wolontariuszy. W zależności od humoru osób rozliczających dotacje kosztami kwalifikowanymi nie są też: koszty transportu (np. autokar wiozący dzieci na wycieczkę), noclegi, wyżywienie, trwałe materiały dydaktyczne (takie, które mogłyby pozostać po realizacji projektu) – zasady nie są nigdzie spisane i nie można wcześniej uzyskać na ich temat informacji. W praktyce wygląda to w ten sposób, że chcąc np. zrealizować dla dzieci z miejscowości X cykl zajęć edukacyjnych, wartych powiedzmy 10 tys. złotych (z tego powiedzmy 2 tys. zł na wynajem sali, 2 tys. zł na pomoce dydaktyczne, 3 tys. złotych na wynagrodzenia edukatorów i 3 tys. zł na druk materiałów edukacyjnych), można aplikować do WFOŚiGW na pokrycie 40% kosztów druku, czyli 1200 złotych. Oczywiście, żeby po zakończeniu zadania otrzymać te pieniądze, należy przedstawić rachunki i dowody zapłaty całych 10 tys. złotych. Tak więc organizacja musi dysponować własnymi 10 tys. złotych, z których po kilku miesiącach od przeprowadzenia projektu, może liczyć na zwrot 1200 złotych, lub też nie, ponieważ kwota dotacji obliczana jest procentowo i zmiany w rozliczeniu innych kosztów projektu (np. w przypadku, gdyby udało się wynająć salę kilkaset złotych taniej) powodują automatycznie obniżenie kwoty dotacji. Brzmi to skomplikowanie i nierealnie? Oczywiście, dlatego też trudno oczekiwać, że jakakolwiek organizacja – nawet zakładając, że dysponuje 10 tys. złotych od nieoczekiwanego sponsora i chcąc przeznaczyć je na edukację młodzieży, będzie świadomie wchodzić w skomplikowany i biurokratyczny mechanizm rozliczania się z WFOŚiGW w celu ewentualnego „odzyskania” relatywnie niewielkiej kwoty, którą przy sprawnym gospodarowaniu pieniędzmi (sprawnym, czyli przeciwnym do tego, jakie opisane jest w komedii „Miś”) można zaoszczędzić samemu. Mechanizm korupcyjny w łódzkim WFOŚiGW przez wiele lat polegał więc na tym, iż większość edukacji ekologicznej realizowanej w województwie przechodziła przez księgowość Regionalnego Centrum Edukacji Ekologicznej, kierowanego przez Dariusza Jędrasiaka, członka Rady Nadzorczej WFOŚiGW. W gestii Rady Nadzorczej jest indywidualne zmniejszanie progu wkładu własnego do jedynie 20% (typowa korupcjogenna uznaniowość). Księgowanie wydatków za pośrednictwem RCEE pozwalało w prosty sposób ukryć koszty osobowe czy stałe w jednym, zbiorczym rachunku (np. „za prowadzenie zajęć ekologicznych”) wystawionym dla RCEE przez rzeczywistego beneficjenta dotacji. Takie koszty mogły już być sfinansowane przez WFOŚiGW w 80%. Przeznaczanie większości dotacji na nagrody rzeczowe (np. drogie komputery) pozwala w prosty sposób odzyskać koszty poniesione na wkład własny (np. sprzedaż części nagród „na lewo”, wykorzystanie ich na łapówki), zwłaszcza jeśli osiągnięty efekt merytoryczny projektu nie jest nigdy przez nikogo analizowany. Czy to dlatego taką popularnością cieszą się wszelkiego rodzaju konkursy? Sam byłem w 2000 roku adresatem propozycji Dariusza Jędrasiaka prowadzenia właśnie tego rodzaju „edukacji ekologicznej”. Sprawa jest oczywiście znana prokuraturze, która prowadzi swoje śledztwo od kilkunastu miesięcy. Opisywany mechanizm wyprowadzania pieniędzy z WFOŚiGW jest na tyle skuteczny, że w końcowym momencie zanim sprawą nie zainteresowała się prokuratura, jednorazowe dotacje dla RCEE udzielane przez WFOŚiGW sięgały już ponad miliona złotych. Gdzie podziewały się te ogromne sumy? Na pewno nie były przeznaczane na ratowanie przyrody. Aresztowany przed pół rokiem były prezes łódzkiego WFOŚiGW, Marek Kubiak, zeznaje wprost: pieniądze były przekazywane Andrzejowi Pęczakowi, łódzkiemu „baronowi SLD”, na potrzeby kampanii wyborczych tej partii. W finansowanie edukacji ekologicznej w woj. łódzkim za pośrednictwem RCEE zaangażowanych było co najmniej kilkanaście mniejszych organizacji ekologicznych, parki krajobrazowe, terenowe ośrodki edukacyjne. Dla tych ekologów słowo „symbioza” nabrało całkiem nowego, praktycznego znaczenia. Jeśli bowiem alternatywą jest całkowity brak środków na opłacanie personelu, remontów czy chociażby bieżących kosztów działania placówki, któż z nas odmówiłby wystawienia fikcyjnego, zawyżonego rachunku na rzecz „sympatycznego pana Darka”, który będąc członkiem Rady Nadzorczej jest w stanie zorganizować trochę pieniędzy na edukację ekologiczną? Czyż można się dziwić, że pozbawieni możliwości zdobywania innych środków na swoją działalność, obracający się w rzeczywistości braku czytelnych zasad i biurokracji WFOŚiGW, przedstawiciele organizacji ekologicznych będą skłonni wejść w korupcjogenny i szkodliwy dla całego sektora pozarządowego układ dla doraźnych korzyści? Czy w dalszym ciągu na niezrozumiały wygląda fakt, że 29 organizacji ekologicznych zdecydowało się udzielić swojego poparcia w wyborach do Rady Nadzorczej człowiekowi, przeciwko któremu toczyło się już postępowanie prokuratorskie i który właśnie na wniosek prokuratury został odwołany z Rady, a wszystkie łódzkie gazety ze szczegółami opisywały kulisy wyprowadzania milionów złotych z WFOŚIGW, udzielania bezzwrotnych pożyczek Kazimierzowi Grabkowki - „królowi żelatyny”, kupowania po zawyżonym kursie akcji Banku Częstochowa, dofinansowywania upadającego przedsiębiorstwa „Pilica”? Być może układ, w którym wszystkie organizacje mają takie same możliwości składania wniosków o dotacje, a te są rozpatrywane przez niezależną komisję na podstawie obiektywnych, mierzalnych kryteriów, nie są korzystne dla tych 20 czy 30 stowarzyszeń, które przez lata wyspecjalizowały się w budowaniu ze słomy wielkich, nikomu niepotrzebnych misiów, o których sens nikt nie pyta. Gwarantem społecznego nadzoru nad działaniami WFOŚiGW miała być instytucja „przedstawiciela POE w Radzie Nadzorczej”. Taka osoba powinna stać na straży jawności i przejrzystości decyzji podejmowanych przez Fundusz. Przedstawiciel POE powinien być osobą niezwiązaną z układami politycznymi, a także osobą niezależną od samego Funduszu. Powinien pełnić też rolę usługową dla wszystkich działających organizacji w procesie starania się przez nie o dofinansowanie swojej działalności przez WFOŚiGW. Nie jest to funkcja społeczna, za zasiadanie w Radzie (zwykle 1 posiedzenie w miesiącu) jej członkowie pobierają wynagrodzenie w wysokości ponad 2 tys. zł miesięcznie. Niestety, obowiązujące przepisy są na tyle niejasne, że spośród zgłoszonych przez organizacje ekologiczne kandydatur, nie musi wcale wygrać osoba, która cieszy się poparciem największej ilości organizacji – Zarząd Województwa ma prawo „wyboru”. Taki kształt procedury umożliwia obsadzenie miejsca w Radzie Nadzorczej nie przedstawicielem ruchu pozarządowego, tylko kimś „swoim” dla układu politycznego rządzącego województwem. Dotychczasowe rządy koalicji SLD-PSL w województwie łódzkim niestety nie były tu najgorsze. Zarząd Województwa starał się przynajmniej stwarzać pozory demokratycznej procedury, prosił organizacje o udzielania poparć, publicznie ogłaszał wyniki. Przejęcie w Sejmiku Wojewódzkim władzy przez koalicję Samoobrona-LPR daje przedsmak tego, co może czekać Polskę po następnych wyborach parlamentarnych. Nikt już nie zawracał sobie głowy jakąkolwiek demokratyczną procedurą. W tajemnicy odwołano dotychczasową przedstawicielkę POE z Rady Nadzorczej. Dla spełnienia wymogów ustawy, Radna Sejmiku z Ligi Polskich Rodzin, pani Jadwiga Beda, osobiście pofatygowała się odwiedzić kilka organizacji ekologicznych i zdobyć ich poparcie dla przedstawicielki LPR. Mając do wyboru osobę z 21 poparciami i osobę z 10 poparciami, Zarząd Województwa bez wahania wybrał te z 10 poparciami i mianował członkiem Rady Nadzorczej WFOŚiGW. Całość dokonała się w tajemnicy, śladu informacji o tych działaniach nie można było znaleźć ani w Biuletynie Informacji Publicznej, ani w Dzienniku Urzędowym Województwa Łódzkiego, ani na stronach internetowych Urzędu Marszałkowskiego. Wszystko po to, żeby wypełnić postanowienia umowy koalicyjnej, w której dla Ligi Polskich Rodzin przewidziano jedno miejsce w Radzie Nadzorczej WFOŚiGW, oraz po to, żeby jak najszybciej powołać do Zarządu WFOŚIGW swoich ludzi (Zarząd Funduszu jest odwoływany i powoływany przez Zarząd Województwa, na wniosek Rady Nadzorczej) zanim tryb przeprowadzenia tych zmian zostanie podważony przez sąd administracyjny. W całym opisywanym mechanizmie najsmutniejsza jest rola, jaką odgrywają pozarządowe organizacje ekologiczne. W innych przypadkach organizacje te głośno walczą o przejrzystość i uczciwość i odżegnują się od rozmaitych ekoterrorystów. W przypadku kiedy niewielkim wysiłkiem można dobrać się do „konfitur”, ujawnia się konformizm niektórych działaczy, którzy zamiast stale pracować nad ulepszaniem swojej oferty merytorycznej z dziedziny edukacji czy ochrony przyrody, wolą tworzyć kolejne gigantyczne słomiane misie. Kilka lat temu Polska Zielona Sieć przygotowała wzorcowe zasady współpracy przedstawicieli POE w Radach Nadzorczych WFOŚiGW ze organizacjami pozarządowymi. Zasady te nie wzbudziły większego zainteresowania organizacji w woj. łódzkim, które wolały albo poprzeć kandydaturę tej osoby, na którą kazał głosować Marszałek albo Radny Sejmiku, albo w ogóle nie brać udziału w głosowaniach, tłumacząc to chęcią zachowania niezależności i niewchodzenia w „układy”. Czytelne, przejrzyste zasady ocenienia wniosków zawsze będą działać na niekorzyść organizacji podejmujących działania pozorne i pseudoedukacyjne – natomiast zachowanie status quo i praktycznie pełnej uznaniowości, zawsze stwarza nadzieję, że w każdym układzie politycznym znajdzie się jakiś miły konsultant, gotowy pomóc w realizacji projektu w zamian za 20% budżetu słomianej kukły. Wydaje się, że nadszedł czas, aby wreszcie przerwać ten łańcuch kolesiostwa i przy dofinansowywaniu czegokolwiek z publicznych środków obowiązkowo przeprowadzać analizę uzyskanych efektów i ich zgodności ze strategią ochrony środowiska przyjętą dla danego województwa. Inaczej nawet najuczciwsi ludzie zasiadający w radach nadzorczych, komisjach selekcyjnych czy konkursowych, nie uchronią nas przed gigantycznym marnotrawstwem środków, które powinny być przeznaczane na ratowanie środowiska przed dewastacją. Krzysztof Wychowałek ur. 1977, działacz organizacji ekologicznych od 1994 roku, współzałożyciel i wieloletni wiceprezes Ośrodka Działań Ekologicznych „Źródła”, współtwórca sieci komputerowej dla organizacji pozarządowych MOST. Obecnie wiceprezes Fundacji Edukacji Ekologicznej i Rozwoju; ukończył roczne szkolenie prowadzone przez program „Przeciw Korupcji” Fundacji im. Stefana Batorego, jako lider Lokalnej Grupy Obywatelskiej promuje przejrzystość w działaniach władz samorządowych; członek zespołu realizującego program monitoringu funduszy ochrony środowiska prowadzonego przez Polską Zieloną Sieć. Przedstawiciele POE w Radzie Nadzorczej WFOŚiGW w Łodzi (od 2000 roku): 2000-2003 Dariusz Jędrasiak były prezes Fundacji „Człowiek i Środowisko”, były szef stowarzyszenia „Regionalne Centrum Edukacji Ekologicznej”, wciąż aktualny dyrektor II L.O. w Łodzi, od ponad roku toczy się przeciwko niemu śledztwo w sprawie „wyprowadzania” ogromnych pieniędzy z WFOŚiGW, proces przed sądem zacznie się w styczniu 2006 za jego kadencji m.in.: wprowadzono konieczność wcześniejszego akceptowania przez Regionalne Centrum Edukacji Ekologicznej składanych przez POE wniosków o dofinansowanie, udzielono RCEE dotacji ponad 1 mln złotych na wynajem pomieszczeń od APE S.A., spółki-córki WFOŚiGW 2003-2004 Krystyna Mikita komendantka utrzymywanego przez WFOŚiGW harcerskiego ośrodka wypoczynkowego w Załęczu Wielkim, dobra znajoma b. senatora Pieniążka przeciwko któremu prowadzone jest dochodzenie, jej kandydaturę osobiście popierał marszałek Teodorczyk angażując się w proces zbierania dla niej poparć od organizacji pozarządowych za jej kadencji m.in.: podwyższono próg wkładu własnego we wnioskach składanych przez POE do WFOŚiGW z 50% do 60% (tzn. WFOŚiGW finansuje max. 40% kosztów zadania) 2004-2006 Ewa Ćwikła dyrektor 40 Gimnazjum w Łodzi zgłoszona do Rady Nadzorczej WFOŚiGW przez Ligę Polskich Rodzin z rekomendacją, iż „organizuje w swojej szkole konkursy przyrodnicze dla młodzieży”, wybrana przez Zarząd Województwa mimo niewielkiego poparcia organizacji pozarządowych za jej kadencji m.in.: ustalono "wytyczne do wniosków na zadania z zakresu edukacji ekologicznej" ograniczające nie tylko listę towarów i usług możliwych do zakupienia z dotacji WFOŚiGW, ale również tych finansowanych w ramach "wkładu własnego", to znaczy kupowanych za własne, prywatne środki organizacji. "Wytyczne" de facto umożliwiają składanie wniosków jedynie na wycieczki do wskazanych przez WFOŚiGW ośrodków edukacji ekologicznej na terenie województwa (czytaj: do Załęcza Wielkiego) oraz na "nagrody w konkursach". Wszystkie inne, innowacyjne projekty z zakresu edukacji ekologicznej nie są możliwe do realizacji przy tak narzuconych warunkach. W żadnym innym województwie nie obowiązują podobnie kuriozalne zasady. Wyniki wyborów przedstawiciela POE do Rady Nadzorczej WFOŚiGW w Łodzi od czasu wejścia w życie nowej ustawy Prawo ochrony środowiska: 1999 – łódzkie porozumienie organizacji ekologicznych w „prawyborach” postanawia udzielić poparcia Teresie Kotyni. W styczniu 2000 roku następuje zmiana podziału terytorialnego kraju. Dariusz Jędrasiak wbrew ustaleniom ŁPOE, które zaakceptował, w tajemnicy zbiera poparcia od rozmaitych ośrodków edukacji ekologicznej z miejscowości na terenach przyłączonych do nowego województwa łódzkiego. Ma najwięcej poparć, wygrywa wybory i zostaje członkiem Rady Nadzorczej WFOŚiGW. 2001 – nowe wybory na wniosek kilkunastu organizacji ekologicznych niezadowolonych z działań swojego dotychczasowego przedstawiciela, Dariusza Jędrasiaka. W wyborach bierze udział niesłychana liczba 206 organizacji (w większości wypadków są to organizacje nigdzie nie zarejestrowane, albo nieposiadające osobowości prawnej oddziały terenowe jednej organizacji). Dariusz Jędrasiak zdobywa 43 poparcia (w tym 16 od poszczególnych hufców ZHP), Rafał Górski 23 poparcia, Adam Wojciechowski – 21 poparć. Dariusz Jędrasiak pozostaje więc członkiem Rady Nadzorczej WFOŚiGW na kolejne 2 lata. marzec 2003 – prokuratura orzeka wobec Dariusza Jędrasiaka zakaz sprawowania funkcji w Radzie Nadzorczej. Ten jednak ponownie kandyduje i zdobywa 29 poparć. Drugi w kolejności kandydat, Krzysztof Wychowałek, zdobywa 12 poparć. Nie mogąc powołać Jędrasiaka ze względu na zakaz prokuratury, Zarząd Województwa opóźnia podjęcie decyzji do lipca 2003, kiedy unieważnia procedurę i ogłasza ponowne wybory. lipiec 2003 – Krystyna Mikita zdobywa 22 poparcia (w większości od tych samych organizacji, które poprzednio popierały Jędrasiaka), Krzysztof Wychowałek – 20 poparć (otrzymał 30, lecz Zarząd Województwa nie uwzględnił 10 z nich – m.in. Polskiej Zielonej Sieci, Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków, Polskiego Klubu Ekologicznego, Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, Pracowni na rzecz Wszystkich Istot - gdyż „nie mógł zweryfikować, iż organizacje te faktycznie istnieją”). Do Rady Nadzorczej WFOŚiGW powołana zostaje Krystyna Mikita. kwiecień 2004 – w całkowitej tajemnicy Zarząd Województwa odwołuje Krystynę Mikitę. W wyniku umowy koalicyjnej między LPR a Samoobroną, Lidze należy się jedno miejsce w Radzie Nadzorczej WFOŚiGW. Inne miejsca są już obsadzone „swoimi”, pozostaje tylko miejsce dla przedstawiciela POE. O możliwości zgłaszania kandydatów powiadomione są tylko wybrane organizacje. Krystyna Mikita otrzymuje 21 poparć od organizacji ekologicznych, kandydatka LPR – Ewa Ćwikła – 10 poparć od organizacji religijnych. W wyniku „analizy predyspozycji kandydatów” Zarząd Województwa powołuje do Rady Nadzorczej WFOŚiGW panią Ewę Ćwikłę.