albertynskie albertynskie archiwum
Transkrypt
albertynskie albertynskie archiwum
Siostra Wiktoryna Ziębicka lubiła opowiadać ciekawostki, w których drobne fakty ubogacała bujną fantazją. Do opowiadań tego typu należało opowiadanie o róży. Brat Albert miał prosić S. Helenę Wilkołek: Heluś, posadź mi różę pod oknem chatki. Teren koło chatki nie nadawał się do sadzenia róż. Oprócz tego, sama prośba jakoś nie pasowała do Brata Alberta. Siostra Helena uznała to za miły żart i róży nie posadziła. Porządkując archiwum jedna z sióstr znalazła wspomnienia siostry Heleny dotyczące Brata Alberta. Pod koniec życia S. Helena dopisała, że bardzo żałuje, że tej róży nie posadziła, bo uznała to za żart. Gdy siostry znalazły te notatki, a było to dokładnie w setną rocznicę istnienia Pustelni, zasadziły koło chatki szczep róży. Pod jesień 2002 roku róża zakwitła. Dorodny kwiat był koloru herbacianego. Zaledwie się ukazał, zaraz zasypał go śnieg. Siostry okryły go papierem, żeby nie zmarzł, a ludzie, o dziwo, nie zniszczyli go. Ma swoje róże św. Franciszek z Asyżu, będzie je miał także św. Brat Albert. Ciężki, workowaty habit utrudzonego zakonnika i oczy zapatrzone z nieba w piękną różę, której nie doczekał się na ziemi. Może to będzie początek legendy o róży św. Brata Alberta? s. Ambrozja Stelmach LEGENDA O RÓŻY ____________________________________________________________________________________________________ Z LITURGIĄ ZA PAN BRAT Pewnego razu przyjechali do Polski bracia z Ukrainy wraz z zaprzyjaźnionym z tamtejszą wspólnotą panem świeckim. Zatrzymali się krótko w naszym domu w Krakowie. Bracia mieli jechać dalej, pan świecki miał pozostać w Krakowie. Jeden z braci z Ukrainy zwraca się do braci miejscowych, wskazując na gościa: „Pan niech będzie z wami”. Na co zrodziła się spontaniczna odpowiedź: „A my z duchem twoim”. _________________________________________________________________________________________________________________________________ albertynskie a r c h i w u m [z Archiwum Braci Albertynów] Do Przewielebnego Książęco-Biskupiego Konsystorza w Krakowie Reskryptem z d. 5 Grudnia 1898 r. L. 5875 Przewielebny Konsystorz Książęco Biskupi łaskawie udzielić raczył przyzwolenia na otwarcie Kaplicy przy naszym zakonnym domu w Zakopanym. Co zaś do przechowywania Sanctissimum wymagane jest uprzednie zapewnienie, że przy tej kaplicy będzie stale przebywać Ksiądz Kapelan, albo przynajmniej, że będzie się tam odprawiała trzy razy w tygodniu Msza Śta. Gdy jednakże, dotychczasowe trzechletnie doświadczenie wskazuje, że powyżej wymienione warunki byłyby nam zgoła niemożliwe do spełnienia i że tylko jedynie w niedziele i święta bez wielkiego wysiłku i trudności Mszę Świętą mieć możemy – przeto udajemy się ponownie w najgłębszej pokorze do Przewielebnego Konsystorza z usilną prośbą ażeby warunek trzech Mszy Śtych był nam łaskawie zredukowany, a to ze względu na nasze ubóstwo, odległość miejsca i trudny do niego dostęp, a co najważniejsze – na istotną potrzebę Sanctissimum dla naszego postępu w modlitwie i ćwiczeniach duchownych po rozpraszających zajęciach związanych z naszą posługą ubogim.* * zdanie napisane kursywą jest w oryginale przekreślone __________________________________________________________________________________________________ __________________________________________________________________________________________________ Odpowiedzialni: s. Agnieszka Koteja, [email protected] [0-18/20-125-49] br. Marek Bartoś, [email protected] [0-12/42-95-664] Któredy ? 6 2006 NOC, KTÓRA ZAPRASZA DO ŚWIATŁA Wszyscy znamy „Ostrożności” św. Jana od Krzyża, w stosowaniu których bywamy jednakże nader ostrożni – kto z nas na serio zamierza „trwać w poddawaniu się wypadkom jak posąg w ręku rzeźbiarza”? Praca br. Marka jest próbą zrozumienia, jak Brat Albert korzystał z dzieł Mistyka Karmelu, próbą, która może także nam pomóc korzystać z nauki św. Jana, i lepiej rozumieć św. Brata Alberta. Nie znając się na dziejach duchowości, pragnę jednak podzielić się tym, co wyniosłam z lektury pracy licencjackiej br. Marka. 1. Nie wiadomo BR. MAREK BARTOŚ Miejsce nauki św. Jana od Krzyża w duchowości św. Brata Alberta Tak naprawdę, nie wiadomo, kiedy Adam Chmielowski poznał naukę św. Jana. Niektórzy dopatrują się wpływu Lucjana Siemieńskiego. Zachowała się bowiem korespondencja młodego malarza, w której Adam, pisząc do Siemieńskiego z widocznym przekonaniem co do jego autorytetu, prosi o radę w sprawie osobistej lektury. Siemieński (uczestnik powstania listopadowego, literat i mecenas sztuki) zajmował się duchowością z głębokim zaangażowaniem. Interesował się m.in. św. Franciszkiem i św. Janem od Krzyża. Napisał utwór o Franciszku, wydał zbiór tłumaczeń poezji mistycznej „Święci poeci”, przetłumaczył poemat „Pasterz” św. Jana od Krzyża, a w „Czasie”, którego był współredaktorem, wydrukowano pierwszy w Polsce przekład „Drogi...”, zatytułowany „Wstęp na górę Karmel” (przekład z francuskiego). Córka Lucjana, Teresa, wstąpiła do Karmelu – Brat Albert utrzymywał z nią kontakt, chętnie też zachodził do karmelitańskich klasztorów na chwile modlitwy dla „nabrania oddechu”. Trudno jednak powiedzieć o tych latach, gdy córki Siemieńskiego były jeszcze pannami na wydaniu (a Adamowi szczególnie bliska była Lucyna), na ile znajomość z Siemieńskimi owocowała rzeczywiście zainteresowaniem mistrzami Karmelu. Bieda w tym, że wiadomości, które na ten temat mamy, nie są wystarczająco udokumentowane. Tak na przykład o. Bernard pisze (w 1938 r.): „Słyszałem gdzieś [sic!], że Adam Chmielowski po raz pierwszy zetknął się z „Pieśnią duchowną” św. Jana od Krzyża już w Monachium, gdyż ktoś [sic!] mu napomknął, że w tej książce jest dużo ‘poezji mistycznej i żywego koloru’ – na co, jak wiemy Br. Albert jako malarz, był bardzo wrażliwy” (str. 141). Jeśli nie przypisujemy Siemieńskiemu zasługi zafascynowania się Adama świętym Franciszkiem, to nie wydaje się też zasadne przeceniać pierwszych kontaktów Chmielowskiego z fragmentami dzieł św. Jana od Krzyża w czasie studiów. Niestety, podobne braki mamy odnośnie do informacji o późniejszej przyjaźni Brata Alberta ze św. Rafałem Kalinowskim. O. Bernard szeroko się o tym rozpisuje, podkreślając jej wpływ na Brata Alberta, ale nie podaje źródeł, które można by sprawdzić. 2. Na tle epoki Mamy jednak dowód rzeczowy – w postaci notatników rekolekcyjnych i listów, oraz tłumaczenia „Przestróg” i polecenia ich przestrzegania – że Brat Albert faktycznie w dążeniu do zjednoczenia z Panem Bogiem kierował się nauką św. Jana. Zjednoczenie z Bogiem – to właśnie cel usilnych dążeń Brata Alberta, idea wzięta niezaprzeczalnie od św. Jana, a dominująca w osobistych zapiskach naszego Założyciela. Nie znajdziemy tego terminu u św. Franciszka, a w czasach Brata Alberta również nie posługiwano się nim powszechnie. Mówiono raczej o dążeniu do doskonałości, do świętości rozumianej bardziej w kategoriach poprawności moralnej, a nie o „przemianie duszy w Boga”. W drugiej połowie XIX w. w Polsce dominowała asceza ignacjańska – nawet w zakonach franciszkańskich. Brat Marek, powołując się na historię duchowości K. Górskiego i „Wstęp” do dzieł św. Jana, pisze, że pomimo wyraźnego ożywienia religijnego polska pobożność miała wiele mankamentów. Również nauka św. Jana od Krzyża, uważana za niejasną, nie była dobrze rozumiana. Brat Albert zdumiewa swą oryginalnością, jest przekonujący, autentyczny, wielki, właśnie w tym, że będąc zanurzony w rzeczywistości religijnej obciążonej niedoskonałością, nie neguje jej, nie odrywa się od niej, a jednak ponad nią wyrasta. To jest żywy znak, że korzeniami dotarł do samego Źródła, którego mocy nie niweczy ludzka słabość. Można te informacje ująć w małym zestawieniu: polska religijność w drugiej poł. XIX w. Brat Albert: tak, ale... nacisk na ascezę, mistyka uważana za „podejrzaną” nacisk na ascezę, ale asceza toruje drogę mistyce (Brat Albert stara się stworzyć w swych Zgromadzeniach warunki rozwoju życia mistycznego) dominująca duchowość ignacjańska - jezuicka liczne elementy duchowości ignacjańskiej pozostają w służbie charyzmatowi albertyńskiemu nauka św. Jana od Krzyża prawie nie znana, rzadkie publikacje, fragmentaryczne tłumaczenia indywidualizm, powierzchowność, „kapliczkowość” (odmawianie sentymentalnych modlitw z książeczek do nabożeństwa bez pogłębienia i wystarczającego rozumienia wymiaru liturgicznego) indywidualizm, powierzchowność, która owocuje pojmowaniem miłosierdzia chrześcijańskiego jako filantropii nauka św. Jana widoczna w kierownictwie duchowym, korespondencji, osobistych notatkach (włącznie z tłumaczeniami fragmentów i streszczeniami); „Droga na górę Karmel” książką, którą Brat Albert ma stale przy sobie; „Przestrogi” regułą życia obowiązującą w zgromadzeniach Brat Albert posługuje się tradycyjnymi i powszechnie przyjętymi formami pobożności, a nawet przedkłada indywidualne akty ofiarności nad uczestnictwo w codziennej Mszy św., ale troszczy się o autentyzm i głębię życia duchowego Brat Albert: ewangeliczny radykalizm, który owocuje pełnym zaangażowaniem egzystencjalnym oraz solidarnością z ludźmi ubogimi 3. Noc, która zaprasza do światła Wzruszający jest upór, z jakim Brat Albert powraca do postanowień realizacji maksym św. Jana, konsekwencja, z jaką się z nich rozlicza przed Bogiem i przed samym sobą. Przepisuje i streszcza, tłumaczy sobie, obrazuje przykładami, i znów podsumowuje konkretnymi decyzjami dosłownego wcielania ich w życie. W wymaganiach wobec siebie zdaje się być bez litości. Zadając sobie totalne wyniszczenie, w pewnym momencie wplata w notatki ze św. Jana to krótkie zdanie: Bóg jest miłością. Jakby musiał sobie stawiać przed oczy, przypominać, o co naprawdę chodzi. Nie mógł przecież czytać tych życiorysów, które my teraz znamy, ukazujących świętego Doktora Karmelu jako człowieka wrażliwego, delikatnego, serdecznego, z nieomal kobiecą duszą… Jakże są w tym do siebie podobni – czyż i Brat Albert nie pokazuje się właśnie taki w swych listach do Bernardyny? Może więc jednak nasz Założyciel nie miał tych wątpliwości, jakie nas teraz nurtują, gdy obawiamy się zatracić ludzkie uczucia w źle pojmowanej ascezie. Prawda, że Bóg jest miłością, płynie jak podziemna rzeka w pismach św. Jana, wlewając życie w głoszoną przez niego naukę. Może więc Brat Albert od św. Jana uczył się także bycia zwyczajnym człowiekiem – bo naprawdę upodobnienie do Boga czyni nas bardziej ludzkimi, a noc naprawdę prowadzi do światła... Dlaczego noc? Możemy powiedzieć najkrócej: bo Bóg jest inny. Kto chce uchwycić Innego, musi wypuścić z ręki – z obu rąk – wszystko, co Nim nie jest. Jan nie chce nam dodawać cierpień, lecz oszczędzić cierpień niepotrzebnych, które zadajemy sobie usiłując wlewać do pełnego. Noc bolesna, bo nadmiar światła. Zbliżający się do Boga mruży oczy wobec porażającego go światła, aż do zupełnej ciemności, w której wyciągnie puste ręce i da się poprowadzić. Ciemność także dlatego, że Bóg jak najbardziej obecny w duszy, ukrywa się. Św. Jan mówi, że jeśli dusza naprawdę szuka Boga, musi wejść do Jego kryjówki. Wchodząc w ukrycie, wchodzimy w ciemność. Ukrywamy się z Ukrytym we wnętrzu duszy. Zaproszenie do światła. Nieważne, gdzie się jest, ile się zaszło. Byleby być w drodze ku Światłu. To znaczy: całe życie szukać Ukrytego. Nie dlatego, by zaznać rozkoszy dojścia do celu. Dlatego, że wszystko inne nie ma znaczenia, skoro się kocha. Brat Albert pisze do młodziutkiej Bernardyny słowa, które znamy zwykle ze „złotych myśli”, z oderwanych fragmentów, a tymczasem wzięte w całości są miniaturową „Drogą na Górę Karmel”. Niechże więc posłużą nam za podsumowanie: „A Dynka dziecko? Jeżeli się kiedy zdaje, że Pan Bóg w duszy nie działa, to samej trzeba działać bez wysiłku, jak tam można choć biedniutko, tak trzeba dla bezpieczeństwa i dla spokoju własnego i dla wierności w służbie Bożej. Ale kiedy jest Pan Bóg obecny, dusza o tym nie wątpi, bo ma wrażenie czy uczucie, silniejsze albo słabsze obecności Boskiej – do żadnego innego wrażenia nie podobne, jest to dotknięcie duchowne zupełnie podobne, jakie by miał człowiek, gdyby był w ciemności z przyjacielem i trzymał go za rękę, albo siedział bliziutko. Wątpliwości, jeżeli przychodzą, to aż wtedy, kiedy stan mistyczny przejdzie albo przechodzi. Cóż, kiedy to przerywane bywa mękami, pokusami, ciemnościami, istny czyściec albo pomieszane – czasem rozum słabnie i wola, pamięć zamiera, imaginacja szaleje, zmysły się buntują, niepokoje, unudzenia, postrachy etc.? Tego dobrego mało, a tego złego tak dużo? O to wszystko mniejsza – jedynie najważniejsze jest to, że nasionko wsiane ma urosnąć w duże drzewo. Jeżeli Pan Jezus mówi A to chce żeby powiedzieć B, C i do samego końca cały alfabet, a Dynka ma powtarzać. A jaki koniec? Koniec jest święta miłość i święte zjednoczenie, w którym Pan Bóg oddaje wszystko swoje i Siebie, a dusza tak samo. Ale Dynka sama wie, jaki koniec. Trzeba Dynce wysoko latać ponad błota i przepaście i równiny i góry i chmury i burze i cierpieć też.” s. Agnieszka Koteja