Relacje-Interpretacje Nr 2 (22) czerwiec 2011
Transkrypt
Relacje-Interpretacje Nr 2 (22) czerwiec 2011
Relacje nterpretacje ISSN 1895–8834 Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej Poeci Nowej Fali w Książnicy Beskidzkiej Nr 2 (22) czerwiec 2011 Dwadzieścia lat Nadziei Ikonografia Bielska-Białej w muzealnej Galerii MT Rozmowa z Adamem Sikorą Edukacja kulturalna – potrzeby i perspektywy Oblicza Bielska‑Białej Galeria MT Muzeum w Bielsku‑Białej Bielsko, jubileuszowa karta pocztowa, Bielsko, 1898, wyd. Robert Machaliza Bielsko, ul. Wzgórze, pocztówka, 1936, wyd. Franciszek Polaczek Bielsko, dworzec kolejowy, pocztówka, 1916, wyd. Adolf Brandstätter Richard Harlfinger, Widok Bielska i Białej, olej na płótnie, 1942 Ignacy Bieniek, Panorama Bielska-Białej, olej na płótnie, 1962 Jakub Glasner, Bielsko, linoryt barwny na papierze, ok. 1927 Jan Nikiel, Bank Inwestycyjny oraz fabryka włókiennicza i gmach Prez. MRN w Bielsku-Białej, czarny tusz i akwarela na papierze, 1965 Bogusław Pikoń, Plac Fabryczny, olej na płótnie, 2005 Viktor Strauss, Wzgórze w Bielsku, miedzioryt na papierze, ok. 1919 Władysław Szostak, Pejzaż z Bielska – ul. Zamkowa, olej na płótnie, 1958 Tadeusz Król, BB ul. Pankiewicza, akryl na płótnie, 2009 Na okładce: Mateusz Taranowski, Reminiscencje bielskie: Bielsko – budowa centrum handlowego Sfera II, fotografia barwna, 2009 Archiwum Muzeum w Bielsku-Białej Relacje nterpretacje Okładka/Wkładka Oblicza Bielska-Białej Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej Wystaw y 1 Miasto w pasażu Rok VI nr 2 (22) czerwiec 2011 Ewa Janoszek 5 Śladem Czarnej Julki Mirosława Pindór Literatura 9 Święto poezji Marek Bernacki Pokongresowe temat y 12 Potrzeby i perspektywy Festiwalowy Cieszyn 2011 fotoSprinter.pl Nasze rozmow y 28 Whisky z lodem pili tylko na Titanicu Z Adamem Sikorą rozmawiali Marzena Kocurek i Tomasz Gruszczyk Katarzyna Olbrycht Recenzja 16 Bitwa o Nangar Khel. Bitwa... o co? Calineczka w teatrze Banialuka Agnieszka Morcinek Adres redakcji ul. 1 Maja 8 43-300 Bielsko-Biała telefony 33-822-05-93 (centrala) 33-822-16-96 (redakcja) [email protected] www.rok.bielsko.pl Redakcja Małgorzata Słonka redaktor naczelna Opracowanie graficzne, DTP Mirosław Baca Wydawca Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku-Białej dyrektor Leszek Miłoszewski Monika Serafin Felieton 32 Kreatywnym być! Andrzej Kierczak Maski do spektaklu przygotowywanego w Ośrodku Nadzieja Piotr Kostuchowski Edukacja pr zez sz tukę 19 20 lat bielskiej Nadziei Maria Schejbal 22 Młodym blisko do teatru Iwona Kusak Bielsko-Biała. Ludzie i budowle 24 Młodsza linia familii Piotr Kenig 33 36 Rozmaitości Rekomendacje Galeria Wkładka Kazimierz Gajewski – Miasto nocą Rada redakcyjna Ewa Bątkiewicz Lucyna Kozień Magdalena Legendź Janusz Legoń Leszek Miłoszewski Artur Pałyga Jan Picheta Maria Schejbal Agata Smalcerz Maria Trzeciak Urszula Witkowska Druk Augustana, Bielsko-Biała Nakład 1000 egz. (dofinansowany przez Urząd Miejski w Bielsku-Białej) Czasopismo bezpłatne ISSN 1895–8834 Miasto w pasażu Ewa Janoszek Taki pasaż jest więc bez wątpienia miastem, ba, światem na niewielką skalę. (Walter Benjamin, Pasaże1) Scenograficzna synteza miasta sprowadza się do trzech elementów – ulicy, okna i słupa ogłoszeń. Hala starej fabryki Büttnera w Muzeum Techniki i Włókiennictwa stała się pasażem, powieścią szkatułkową, miastem w mieście w wielobarwnych odsłonach eksponatów wystawy Oblicza Bielska-Białej. Tekturowe uliczne pierzeje, zarazem witryny, okna z kwaterami antyram i graniaste słupy-kioski kuszące zwykle setkami drobnostek, kart pocztowych – to surogat miejskiej przestrzeni, zadaszonej i zamkniętej ścianami galerii. Jak taśma filmowa przewija się papierowa balustrada schodów wiodących na wystawowe poddasze, na niej portrety, sygnatury, autoportrety. Zdjęcia artystów nie do końca poznanych, tych wciąż niezapomnianych i tych obecnie tworzących. Im wyżej, tym bardziej nasila się zapach maszynowego oleju, który nigdy już nie opuszcza pofabrycznych wnętrz, jakby wspomagając atak sztuki, obleganej przez technikę w swej wieży z kości słoniowej. R e l a c j e Podobnie jak architektura wyrasta ze sztuki w swych konstrukcjach żelaznych, tak i malarstwo wyrasta z niej w panoramach. Punkt szczytowy budowy panoram zbiega się z pojawieniem się pasaży. Na półpiętrze wisi najstarsza panorama, Samuela J ohanny’ego, bielskiego aptekarza, który pierwszy sportretował miasto i opisał – niczym etykiety na ampułkach – kościoły, budynki szkolne, zamek, nawet Młynówkę, precyzyjna dawka weduty z 1801 roku 2 . Drugie półpiętro intryguje niezbyt częstym widokiem obu miast od północy, jaki nieznany nikomu Karl Schwarz wykonał przeszło 50 lat później niż szacowny farmaceuta. Rzeka wyraźnie oddziela Bielsko od Białej, znikając gdzieś w obniżeniu Bramy Wilkowickiej, dominują wieże kościołów, kubiczne bryły fabryk i domy wzdłuż wylotowych ulic, z górską panoramą w tle. Sala wystawowa początkowo otwiera się dla wchodzącego dwunawowym wnętrzem. Idąc tropem najstarszych panoram, wybieram wschodnią nawę w głębi, zamkniętą powiększonym zdjęciem dzieła Rudolfa Na balustradzie schodów portrety, autoportrety, sygnatury... Ewa Janoszek Dr Ewa Janoszek – historyk sztuki, autorka licznych artykułów, a także książek o cmentarzu ewangelickim w Białej i architekturze przemysłowej Bielska-Białej. I n t e r p r e t a c j e Bernta. Niełatwo zliczyć na nim wszystkie fabryczne kominy, choć nie są to „tysiące dymiących obelisków od 80 do 180 stóp wysokich”, jakie architekt Schinkel widział z przedmieścia Manchesteru, jednak około 40 wznosi się ponad prostymi budynkami fabryk. Litografię Carla Bollmanna, której kopię oferowaną w muzealnej sprzedaży każdy może mieć na własność, zatytułować by można „wóz z sianem – czyli alegoria dwóch miast”, lecz przeciwnie do kojarzonego nazwą tryptyku Boscha, nie ma tu nic z fantastycznych wizji ziemskich marności. Łatwo zidentyfikować można większość budowli, odtworzonych z fotograficzną dokładnością, zwłaszcza na bordiurze z opisanymi grafikami 32 obiektów, pełniącej funkcję ilustrowanego przewodnika po Bielsku i Białej w roku 18723. Gdzieś z ulicy Hałcnowskiej, wspinającej się wraz z konnym wozem na wysoką kępę, widok leżących w dole Bielska i Białej ujął Richard Harlfinger. Pejzaż tonący w zieleni i błękicie sunących po niebie chmur zaprzecza dacie swojego powstania, w środku szaleństwa wojny w 1942 roku. Oprócz podmiejskich chałup, swoją wieżyczką w przemysłowej zabudowie wyróżnia się Vöslauska Przędzalnia Wełny Czesankowej, żelbetowa awangarda fabrycznej architektury. Pasaż południowo-wschodni Malarstwo Harlfingera jest dla mnie miłą estetyczną niespodzianką, tak jak i jego bielskie korzenie. ArR e l a c j e tysta związany z wiedeńską secesją znany jest bardziej jako autor modernistycznych, arkadowych witraży w katedrze św. Mikołaja, jego twórczość malarska jak dotąd pozostawała mniej znana. Urzekł mnie szczególnie obraz zabudowań nad Niwką, która od ulicy Ratuszowej płynie jeszcze odkrytym korytem. Boczne słońce ślizga się po spadzistych dachach niskich domów, podświetlając dymy kominów, płaska plama w wysmakowanej gamie barwnej wydobywa kształt wież kościoła Bożej Opatrzności. Wiedeńczyk okazuje się być malarzem utraconych widoków. Na innym obrazie w gładkiej do złudzenia tafli rzeki odbija się fabryka Riesenfelda widziana z mostu na Białej, na brzegu otoczona kominami stoi farbiarnia firmy Sternickel & Gülcher, pejzaż zawłaszczony dziś przez handlowe centra. Całość ujęta została bardzo malarsko, z dużą wrażliwością kolorystyczną. Podobne artystyczne walory sprawiły, że w pamięci utkwiło mi jeszcze kilka obrazów, wiszących w przestrzeni tej nawy. Ogród Szkoły Przemysłowej, który Adam Bunsch uchwycił w późnowiosennym śniegu, odbijającym świeżą zieleń drzew, z perspektywą rzędów willi przy ulicy Krasińskiego, nad nim bialska uliczka Szkolna na niewielkim obrazie Władysława Gęgi (Gengi), obok zamglony tryptyk Zygmunta Andrzejewskiego i przemysłowe motywy Jana Chwieruta z dworcem kolei i fabryką Kohna w zimowej zasłonie. Z tradycyjnych portretów Franciszka Zitzmana spogląda dwóch zasłużonych kapłanów. Surowa twarz księdza Stojałowskiego w aureoli z ram obrazu wiszącego w malowanym tle za nim, na którym rozpoznać można Dom Polski przy ulicy Blichowej. Postać bialskiego proboszcza, księdza Jana Szneidera ukazana została w renesansowej manierze półpostaci, stojącej przy parapecie Ekspozycja w Galerii MT Zbliżenie po lewej: Ceramika Remigiusza Gryta zatytułowana B‑B Alicja Migdał‑Drost I n t e r p r e t a c j e otwartego okna z odsuniętą kotarą, przez które widać elewację kościoła Opatrzności Bożej. Uszlachetnienie przedmiotów to jego cel. (...) Kolekcjoner przenosi się marzeniami nie tylko w świat daleki lub miniony, zarazem w świat lepszy... Świat ze starych kart pocztowych, miniony, choć nie tak daleki, wyziera z setek litografii, chromolitografii i monochromatycznych fotografii, wykorzystywanych jako widokówki. Świat ten, rozdrobniony i zwielokrotniony, pomieszczony został w kioskach – ogłoszeniowych słupach, w naokoło biegnących witrynach. Uporządkowany według wydawców i fotografów, począwszy od najstarszego atelier Roberta Machalizy aż po istniejące po 1945 roku wydawnictwa Ruch i Czytelnik. Pocztówka w znanej powszechnie – dwustronnej – formie dobiega dopiero 120 lat, będąc w porównaniu z malarstwem dość młodą dziedziną sztuki. Spośród ponad stu wydawców do tytułu królów bielskiej widokówki niewątpliwie pretendować może kilkunastu. Zagadkowo brzmiące literowe sygnatury: A.B.B., S.B.B czy K.E.T. dla kolekcjonera są jak klucze do szyfru, pod którym kryją się najczęściej inicjały wydającego i miejsca wydawania. Tak więc A.B.B. należy do Adolfa Brandstättera, S.B.B to Szymon Bendetz Bielsko, a K.E.T – Karl Eduard Türk. Tekturowy kiosk jako słup ogłoszeniowy zamieszcza krótką informację o właścicielach firm wydawniczych lub fotografach, wraz ze zdjęciem ich siedzib, sygnaturami i znakami firmowymi. Dowodem rzeczowym działalności są same pocztówki, a ich ilość świadczy o rozwoju i prospericie reklamowego interesu. R e l a c j e Pasaż południowo-zachodni Znane nazwiska błyszczą w zachodniej nawie, której początek od wejścia należy do Juliana Fałata, środek do Jakuba Glasnera, a w końcówce z jednym ze swych obrazów na sztalugach ulokowała się Hertha Strzygowski. Osoby artystów sprawiają, że przeważają tu przesycone słońcem i powietrzem podmiejskie pejzaże z Bystrej i Cygańskiego Lasu, oprócz kilku śródmiejskich linorytów i akwarel Glasnera. Naprzeciw w okiennych witrynach króluje tonacja sepii w grafikach Viktora Straussa – z powtarzającym się często fragmentem ulicy Wzgórze – i miedziorytach Władysława Zakrzewskiego. Zza przepierzenia dobiegają dźwięki muzyki, można tam na małym ekranie zobaczyć film o bielskich wydawcach pocztówek. Prezentowanych artystów ukazuje inny film, emitowany z kolei w zacienionej wnęce obok głównego traktu. Pasaż północny Druga część wystawowego poddasza należy do artystów współczesności, otwierając się trójnawową symetrią. W przestrzeni nawy głównej – środkowej – na drodze przechodnia stoi kamienna rzeźba Remigiusza Gryta, rozłamany blok dwumiasta zatytułowany B-B. Już z daleka ze ściany szczytowej, zamykającej centralną uliczkę, biją płomienne żółcienie fabrycznego placu i czerwienie muru z obrazów Bogusława Pikonia, a białymi ścianami chaty wśród złota zbóż wtóruje im pejzaż z Mikuszowic, malowany przez Kazimierza Kopczyńskiego. Przeszklone witryny z prawej strony opanowały w całości rysunki Józefa Cempli, wirtuoza kreski. Naprzeciw – z lewej zagościła estetyka epickich opowieści nieprofesjonalnego malarza Jana Nikla, kontynuowana I n t e r p r e t a c j e Józef Cempla, Bielsko-B., r ysunek ołówkiem na papierze fotograficznym, 1953 Rudolf Bernt, Panorama Bielska, reprodukcja na podstawie pracy w Die österreichisch‑ungarische Monarchie in Wort und Bild Władysław Zakrzewski, Kościół ewangelicki, miedzioryt na papierze, ok. 1934–1935 Archiwum Muzeum w Bielsku-Białej R e l a c j e w zachodniej uliczce-nawie obrazami Marii Lenczewskiej, Stefana Juraszka i Albiny Żołnierskiej. Wzdłuż zachodniej ściany króluje już jak najbardziej profesjonalna radość koloru pasteli Joanny Kwiecińskiej-Władyczki i Krzysztofa Krzycha rozedrganych blaskami nocnych świateł. Podobną senną aurą, rozmywającą kształty w neonowej poświacie, ujmują pastele Ewy Surowiec-Butrym, wiszące już na ścianie działowej dwóch sal. Na tej samej ścianie, po drugiej stronie wejścia, fotografie Mateusza Taranowskiego mówią, co by było... gdyby nie zburzono domu Tobiasa na placu Bolesława Chrobrego, budynku podzamcza i zamkowych bazarów, gdyby z okien autobusu i tramwaju można wciąż było zobaczyć bielską synagogę, gdyby zajezdnia tramwajowa w Cygańskim Lesie dalej pełniła swą funkcję, tak jak i browar na Cieszyńskiej, a firma Ed. Ast zamiast Vöslauki zbudowała Sferę. Zestawienia „starego” z „nowym”, już we wschodniej uliczce-nawie, ukazują dwa dyptyki i widok ulicy Sobieskiego autorstwa Zenobiusza Zwolskiego, obok klasycznych pejzaży zaśnieżonej Bystrej i Lipnika. Na drugim końcu nawy feeria kolorów ulic Pankiewicza i Schodowej bije z akrylowych płócien Tadeusza Króla, kontrastując z pastelową tonacją akwarelowych panoram Zbigniewa Bielewicza. Witryny okienne dzielące uliczki zajęły rysunki i grafiki, m.in. Jana Grabowskiego i Ignacego Bieńka – we wschodniej. W zachodniej tradycyjne techniki wzbogacone zostały o drzewiaste tkaninowe kolaże Ewy Bergel, grafikę komputerową Anny Jasińskiej, a nawet biżuterię Małgorzaty Motyki‑Madej. Różne środki artystycznego wyrazu łączą w sobie fotografie Dagmary Kwiatek, bazując na zdjęciach stylowych architektonicznych detali. Wielorakie oblicza miasta, we wszystkich niemal technikach, w spojrzeniach różnych pokoleń, realizm i abstrakcja, fantazja i dokument splatają się w pasażu różności, zgromadzonych w jednym miejscu. ...tak też przed spacerowiczem miasto może się otwierać na wszystkie strony pozbawionym progów krajobrazem. Muzeum w Bielsku-Białej: Oblicza Bielska-Białej. Twórcy ikonografii miasta. Prace ze zbiorów Muzeum w Bielsku-Białej, 24 lutego – 25 września 2011, Galeria MT – Muzeum Techniki i Włókiennictwa. Kuratorzy: Teresa Dudek Bujarek, Elżbieta Teresa Filip, Piotr Kenig; aranżacja: Teresa Dudek Bujarek, Franciszek Kłak. Wystawie towarzyszą: książka zawierająca obszerny materiał porównawczy oraz bogato ilustrowany album z reprodukcjami dzieł plastycznych i kart pocztowych (z tekstami kuratorów, pod redakcją Iwony Purzyckiej, w opracowaniu graficznym Alicji Migdał-Drost); cykl spotkań zatytułowany Ślady obecności; wykład i warsztaty. Cytaty pochodzą z dzieła Waltera Benjamina Pasaże (Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010). 2 Niestety, oryginalna grafika została skradziona ze zbiorów Muzeum w 1984 roku, pozostały jedynie reprodukcje. 3 W zbiorach Muzeum w Bielsku-Białej jest tylko środkowa część kompozycji, cała odbitka znajduje się w zbiorach Mährisch-Schlesisches Heimatmuseum w Klosterneuburgu. 1 I n t e r p r e t a c j e Mirosława Pindór Śladem Czarnej Julki O Czarnej Julce, powieści wspomnieniowej Gustawa Morcinka pisano, iż czyta się ją z zainteresowaniem, obojętnie czy traktuje się ją jako powieść z lat dzieciństwa, czy jako swoistą widokówkę z terenu Karwiny1 z tamtych dawnych już lat, nie istniejącej już w tamtej postaci, z krajobrazem górniczych hałd i budoli2. Samego Morcinka zaś postrzegano jako pisarza, który zatrzymuje czas, jakby przechadzał się po gościńcu ze starym aparatem fotograficznym i wykonywał nim zdjęcia chwilami niewyraźne z zamazanym tłem albo prześwietlonym lub uchwyconym w ruchu szczegółem. Zdjęcia są czarno-białe, na pożółkłym papierze, blade, powoli zanikające, coraz mniej rzeczywiste. Ale drzemie w nich klimat, atmosfera dawnych lat oddana z poetycką wyobraźnią i sugestią3. Tak właśnie, jako swoista widokówka z Karwiny przełomu XIX i XX wieku, fotografia „wykonana” przez Morcinka, jako opowieść o Mieście, które – zdawałoby się trwać będzie wiecznie, lecz pewnego dnia, ot, tak zupełnie nieoczekiwanie, zapadło się pod ziemię, wreszcie jako mit o utraconej Arkadii odczytana została powieść Morcinka przez Jarosława Drużyckiego – kuratora prezentowanej w Książnicy Cieszyńskiej ekspozycji Śladem R e l a c j e „Czarnej Julki”. Karwina z czasów dzieciństwa Gustawa Morcinka. Podczas wernisażu aktor Sceny Polskiej Teatru Cieszyńskiego Ryszard Malinowski odczytał licznie przybyłym gościom (w tym z Zaolzia) fragment powieści o tym, jak to banda Julki poszła witać cesarza, który 30 sierpnia 1906 roku zawitał do Cieszyna. We fragmencie tym przywołane zostały zarówno dzielnice Karwiny, jak Janusz Szczotka Dr Mirosława Pindór – absolwentka teatrologii na UJ, adiunkt w cieszyńskim Zakładzie Edukacji Kulturalnej Wydziału Etnologii i Nauk o Edukacji UŚ. I n t e r p r e t a c j e Statut kasy zapomogowej dla chorych przy arcyksiążęcych kopalniach w Karwinie, 1897 Podręcznik Armanda Karella do nauki czytania, 1892 Mapa ogólna starostwa frysztackiego, 1895 R e l a c j e i z nią sąsiadujący Frysztat, znaczący wówczas ośrodek miejski, oraz odległy Cieszyn z Sachsenbergiem. Fragment wybrany został przez organizatorów nie bez przyczyny – doskonale wpisywał się w myśl przewodnią ekspozycji, jaką był motyw wędrowania. Tekst Czarnej Julki uznano bowiem za nić Ariadny, która prowadzi po karwińskim labiryncie i tym samym po wystawie labirynt ten ilustrującej. – Proponujemy państwu podróż sentymentalną, podróż do miasta, którego już nie ma – powiedział podczas wernisażu Krzysztof Szelong, dyrektor cieszyńskiej Książnicy. – Miasta, które jeszcze kilkadziesiąt lat temu stanowiło jedno z najważniejszych centrów gospodarczych, społecznych, politycznych, narodowych na mapie Śląska Cieszyńskiego, a które dosłownie zniknęło z powierzchni ziemi. Bardzo wielu mieszkańców przygranicznych wsi codziennie pokonywało kilkunastokilometrową trasę do pracy na szybie Jana. Próbujemy tę tradycję przywołać, ta wystawa może w tym pomóc4. Ekspozycja miała być nie tylko zachętą do odwiedzenia starej Karwiny, ale także zmotywować do ponownego sięgnięcia po Czarną Julkę, lekturę zapomnianą, poddać pomysł wprowadzenia jej do kanonu lektur w szkołach Śląska Cieszyńskiego. 17 rozdziałów książki znalazło przełożenie na 25 gablot tematycznych, gdzie spotkały się dawny świat śląskocieszyński (w równym stopniu rzeczywisty, co zmitologizowany) i świat realny. Tematyka poszczególnych gablot, bezpośrednio nawiązująca do wybranych dwu- stronicowych fragmentów powieści, nie była jednakże tożsama z tytułami poszczególnych rozdziałów powieści ani też zestawiona zgodnie z obowiązującą w utworze Morcinka chronologią wydarzeń. Miała charakter autorski. W gablocie pierwszej, opatrzonej adnotacją O „Czarnej Julce”, znalazły się m.in. dwa egzemplarze powieści (wydania Czytelnika z 1962 i 1971 roku). W drugiej, O pierwszych lekturach, umieszczono Przypadki Robinsona Krusoe (pisownia oryginalna), wydane w Lipsku w 1851 roku, z pieczęcią Biblioteki Ludowej w Cieszynie oraz egzemplarz Pana Tadeusza (wydanie z roku 1906). Zawartość pozostałych oscylowała wokół takich tematów, jak m.in.: O śmierci ojca, O powstaniu Karwiny, O Polakach, Niemcach, renegatach i pyrcokach, O górniczym życiu, O Bożym Narodzeniu, O elementarzu, O powitaniu cesarza czy O Kościuszce w Dąbrowie. Trzy ostatnie gabloty miały charakter wybitnie nostalgiczny, co przekładało się na tytuły: O pożegnaniu z Karwiną (pokazano stary zegar z kukułką odmierzający ongiś dobry dla Karwiny czas), O tym, co pozostało... (a pozostało niewiele, m.in. grób polskiego inżyniera rodem spod Wieliczki Celestyna Racka, który zginął w kopalni, prowadząc akcję ratunkową w 1894 roku i kościół św. Piotra z Alkantary z 1736 roku) oraz nader znaczącą zawartość tej zamykającej wystawę (klepsydra z polską, czeską i niemiecką nazwą miasta: Karwina–Karvinná–Karwin i czerwonym, „trumiennym” w swej wymowie goździkiem). I n t e r p r e t a c j e Eksponaty pozyskano z zasobów Muzeum Śląska Cieszyńskiego, Statního okresu Archivu Karviná i Książnicy Cieszyńskiej. Ze zbiorów tej ostatniej pochodziły książki, by przywołać bodaj: Manifest komunistyczny Marksa–Engelsa (wydanie berlińskie z 1904 roku), podręcznik do Nauki języka niemieckiego dla austryackich szkół ludowych pospolitych (ułożony przez cesarsko-królewskiego radcę Armanda Karella, wydany w Wiedniu w 1908 roku), Mały kancjonał najużywańszych do nabożeństw pieśni z dodatkiem modlitw (wydanie cieszyńskie, 1904), śpiewnik Andrzeja Hławiczki, broszura Karola Michejdy O pijaństwie (1887). Zdeponowane w Książnicy Cieszyńskiej poszczególne numery „Gwiazdki Cieszyńskiej”, „Dziennika Cieszyńskiego”, „Głosu Ludu Śląskiego”, „Robotnika Śląskiego”, „Równości”, skoczowskiego „Ślązaka” i niemieckojęzycznej „Silesii” (wszystkie spotykamy na kartach Czarnej Julki) były źródłem kopii wycinków prasowych. Wśród licznych fragmentów prasowych doniesień (przeważnie z lat 1900, 1903, 1910) znalazły się m.in. notatki: o kupowaniu dzieci do czeskiej szkoły („Gwiazdka Cieszyńska”, 28 lipca 1909), o patologiach w życiu społecznym Karwiny (sporo o pladze pijaństwa, jego zgubnych skutkach, nieuczciwości sklepikarzy, w tym fałszowaniu środków żywności), o tragediach, które wstrząsały całym górniczym światem (zwłaszcza katastrofie z 14 czerwca 1894 roku, w której zginęło 235 górników), o sytuacjach groteskowych (np. bójce polskich strażaków z czeskimi o to, czyj pożar i kto ma prawo go gasić), a także okolicznościowe ogłoszenia (np.: Podaję niniejszym do ogólnej wiadomości, że mój syn Hugo Zlatnik nie jest upoważniony do ściągania za mnie pieniędzy i że za niego żadnych długów płacić nie będę, podpisał Antoni Zlatnik, przedsiębiorca budowlany w Karwinie). Jako komentarz do prasowych not posłużyły fotografie, uwieczniające m.in. kopalniane szyby czy też cieszyńskie panny na Moście Głównym pozostające w oczekiwaniu na przyjazd Franciszka Józefa I. Zdjęcia wypożyczono ze Statního okresu Archivu Karviná i Muzeum Śląska Cieszyńskiego. Podobnie jak pocztówki z przełomu XIX i XX wieku. R e l a c j e Ze zbiorów Muzeum Śląska Cieszyńskiego pozyskano oryginalne mapy, m.in. ogólną starostwa frysztackiego, ogólną Księstwa Cieszyńskiego z XIX–XX wieku, przeglądową Zagłębia Ostrawsko-Karwińskiego, nadto oryginalne plakaty eksponowane na odrębnych planszach (np. anonsujący działalność księgarni polskiej Stella). Faksymilia dokumentów pochodziły w większości ze zbiorów Statního okresu Archivu Karviná. Wśród nich znalazły się tak oryginalne, jak spis karwińskich położnych uwzględniający nazwisko obecnej na kartach powieści „egzaminowanej akuszerki” Brzó skuli czy kosztorys elektryfikacji frysztackiego ratusza. Uwzględniono także różnego rodzaju akty prawne, w tym statuty. Przedmioty codziennego i niecod ziennego użytku z czasu akcji powieści pochodziły ze zbiorów cieszyńskiego Muzeum. Temat gospód (po wielokroć spotykany na kartach Czarnej Julki, jako że górnicza kolonia Granice była obwarowana dwoma karczmami) stał się siłą sprawczą pojawienia się w jednej z gablot kieliszków; postać grubiańskiego rzeźnika Vallka... rzeźnickiego topora; fragment o sklepikarzu Fafule uzasadniał umieszczenie w gablocie O Zacherlinie i karwińskich sklepach arkusza guzików do rozporka. Ze względu na mocno zaakcentowaną tematykę górniczą można było zobaczyć pudełko na tytoń, Laska górnicza, XIX–XX w., lampka górnicza, XIX–XX w. Dom robotniczy w Karwinie na Swowińcu, pocztówka, początek XX w. Anna Fedrizzi-Szostok Janusz Szczotka I n t e r p r e t a c j e Jarosław Drużycki, kurator wystawy, w karwińskiej szkolnej ławce Anna Fedrizzi-Szostok k aganek górniczy, laskę górniczą. W gablocie poświęconej powitaniu cesarza znalazła się srebrna broszka z popiersiem władcy i oryginalna butelka po wodzie mineralnej „Franciszek Józef” (Franz Joseph Bittwaser). Pojawiły się także banknoty i monety, będące w użyciu w czasach dzieciństwa i młodości Morcinka. Jako że gros powieściowych zdarzeń rozgrywa się w szkole, wydzielono niewielki obszar z przeznaczeniem na klasę szkolną, z ławką z XIX–XX wieku, krucyfiksem i kopią portretu najjaśniejszego pana cesarza w pięknym mundurze, obwieszonego orderami, łysego z bokobrodami5, tablicą z zapisanym na niej pierwszym wersem pieśni In Warschau schwuren Tausend auf den Knieen... (Walecznych tysiąc opuszcza Warszawę...), której to nauczyciel Skupień uczył klasę Julki ku rozpaczy kierownika szkoły. Wystawa znakomicie wpisała się w obchody związane z przypadającą 25 sierpnia 2011 roku 120. rocznicą urodzin autora Czarnej Julki. A jubileusze – jak stwierdza Ewa Fonfara – służą skupieniu i refleksji. (...) książki naszego skoczowskiego pisarza stanowią cząstkę tradycji kulturowej, należy zatem podjąć wysiłki, by spuściznę przeszłości wciąż na nowo odczytywać i odzyskiwać dla współczesnych6. I tak właśnie, jako nowe odczytanie i odzyskiwanie dla współczesnych powieści Czarna Julka – pisanej przez Morcinka od sierpnia 1957 do marca 1958 roku – postrzegać należy prezentowaną w Książnicy Cieszyńskiej ekspozycję. A zawartość jej streścić można cytatem z powieści: A ponad wszystkimi (...) rzeczami były dwa światy o niezwykłym uroku. Jednym z nich były okoliczne kopalnie (...). Drugi świat tworzyła Julka7. Cytat ten zyskał wizualny odpowiednik na plakacie i zaproszeniu: zarys dziewczęcej sylwetki o czarnym warkoczu i kopalniany szyb weń wkomponowany to dwa podstawowe znaki plastyczne, jakie zastosowano. Julka, Karwina, a także pozakarwiński świat (na plakacie sygnowany cieszyńską Wieżą Piastowską) to tematy, wokół których cała wystawa się zogniskowała. Wystawa nader nostalgiczna w swej wymowie, od zwiedzających wymagająca skupienia, uważności i niespiesznego oglądu. Oglądu z Czarną Julką w ręku. 1 W czasach dzieciństwa Morcinka Karwina przekształciła się z mało znaczącej wioski w duże osiedle górnicze. Po podziale Śląska Cieszyńskiego znalazła się na terenie jego czeskiej części. Prawa miejskie uzyskała w 1923 roku. Współczesna Karwina powstała w 1948 roku z połączenia z miastem Frysztat i ościennymi wioskami. Intensywna eksploatacja węgla w latach 50. i 60. na terenie starej Karwiny doprowadziła do nieodwracalnych zmian na powierzchni, ziemia z budynkami zaczęła się zapadać, ludność wysiedlono. Ze starej Karwiny pozostały tylko ruiny i nieliczne budowle, których degradacja stale postępuje. 2 (kaja), „Czarna Julka” Gustawa Morcinka, [w:] Program do przedstawienia Czarna Julka, red. K. Jaworski, Český Těšín 1993. 3 K. Piotrowski, Czarna Julka z klasy umarłych, „Zwrot” 1993, nr 12, s. 56. 4 Zob.: „Gazetacodzienna.pl” [online] z 27.02.2001, [dostęp: 15.03.2011], dostępny w Internecie: http://www.gazetacodzienna.pl/index.php?p=wwiad&id=5110. 5 G. Morcinek, Czarna Julka, Katowice 1978, s. 151. 6 E. Fonfara, Gustaw Morcinek – „autor dobrych książek”, „Kalendarz Skoczowski” 2001, s. 38. 7 G. Morcinek, op.cit., s. 100. Książnica Cieszyńska w Cieszynie: Śladem „Czarnej Julki”. Karwina z czasów dzieciństwa Gustawa Morcinka – wystawa, 25 lutego – 5 czerwca 2011, kurator Jarosław Drużycki. R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Marek Bernacki Dzięki cennej inicjatywie dyrektora Bogdana Kocurka i Katarzyny Ruchały, szefowej Działu Promocji Książnicy Beskidzkiej, na początku kwietnia uczestniczyliśmy w prawdziwym święcie poezji! W ramach kolejnej odsłony Festiwalu 4 Pory Książki – Pora Poezji przez trzy dni (4–6 kwietnia) gościli w Bielsku-Białej poeci przynależący do pokolenia Nowej Fali: Ryszard Krynicki, Jerzy Kronhold i Adam Zagajewski. Wielkie zainteresowanie wywołały zwłaszcza spotkania z Krynickim i Zagajewskim, powszechnie uważanymi za klasyków współczesnej polskiej poezji. Pierwsze, poniedziałkowe spotkanie, poprowadzone przez niżej podpisanego, miało trzy odsłony. Na początku publiczność zebrana w Książnicy Beskidzkiej przysłuchiwała się kilkudziesięciominutowej rozmowie o poezji. Gość wieczoru, ubrany w ciemną marynarkę i czarny półgolf kontrastujący z dostojną siwizną włosów i brody, odpowiadał cierpliwie na kolejne pytania. Mówił o powinowactwach własnej twórczości z poezją Mistrzów – Tadeusza Peipera („papieża awangardy”) i Zbigniewa Herberta (notabene, podczas spotkania prof. Anna Węgrzyniak odczytała głośny wiersz Herberta Do Ryszarda Krynickiego – list z tomu Raport z oblężonego miasta). Ustosunkował się do kwestii zaR e l a c j e angażowania poetów Nowej Fali w próbę opisania rzeczywistości społeczno-politycznej lat 70. XX wieku (co było zgodne z manifestem programowym zawartym w książce Adama Zagajewskiego i Juliana Kornhausera pt. Świat nie przedstawiony, 1974). Sporo miejsca Ryszard Krynicki poświęcił zagadnieniu metafizycznego wymiaru własnej poezji, którą badaczka literatury polskiej Alina Świeściak próbuje opisywać poprzez kategorię nowoczesnej melancholii i oporu wobec nicości: Poezja Ryszarda Krynickiego rozpięta jest między dwiema pustkami: między metafizycznie czynną „pełnią nicości” („nicością wszystkiego”, „pełnią otchłani”) z pierwszych tomów a kosmiczną głuszą z „Kamienia, szronu”. Może Adam Zagajewski z prowadzącą spotkanie Dorotą Siwor Katarzyna Ruchała Dr Marek Bernacki – bielszczanin, absolwent polonistyki na UJ, adiunkt w Katedrze Literatury i Kultury Polskiej ATH. A. Zagajewskiemu poświęcił swoją pracę magisterską. I n t e r p r e t a c j e zresztą są to dwie wersje tej samej pustki, tyle że niezwykle pojemnej semantycznie i ontycznie, pustki poddanej pracy systematycznego pustoszenia. (...) Krynicki jest zatem poetą podejmującym modernistyczne problemy wyrażania niepełności i nieoczywistości bytu, melancholijnego zamyślenia się nad jego dotkniętą brakiem kondycją i kondycją dotkniętego kryzysem języka1. Gość był wyraźnie poruszony, gdy przyszło mu odpowiedzieć na pytanie, czy uważa się za poetę religijnego. Na poparcie tej tezy prowadzący spotkanie przeczytał alegoryczny wiersz rozpoczynający się od słów W tym roku nie zrodziłem owoców z 1986 r., będący wyraźną aluzją do biblijnej przypowieści o nieurodzajnym drzewie figowym. Po chwili wymownego milczenia poeta wyznał, iż chciałby być uważany za kogoś, dla kogo sprawy religijne są najważniejsze, ale świadom jest, że nie dana mu została łaska wiary... Podsumowując wielowątkową rozmowę, autor Niepodległych nicości przeczytał kilkanaście utworów pochodzących z tomu Wiersze wybrane (Kraków 2011). Na początku wybrzmiało kilka tekstów Paula Celana. (Należy przypomnieć, że wiersze tego wybitnego poety pochodzenia żydowskiego, świadka Zagłady, od wielu już lat przyswajane są literackiej polszczyźnie przez Ryszarda Krynickiego.) Po zakończeniu recytacji poeta 1 Zob.: A. Świeściak, odpowiedział na kilka pytań z sali, udzielił wywiadu reWymiary pustki. daktorce radiowej Dwójki, po czym długo wpisywał deRyszard Krynicki, [w:] dykacje tym wszystkim, którzy podchodzili do stolika taż, Melancholia w poezji zaopatrzeni w tomiki jego poezji. polskiej po 1989 roku, Środowe spotkanie z Adamem Zagajewskim, proK raków 2010, s. 113. wadzone przez dr Dorotę Siwor z Kolegium Nauczy- Ryszard Krynicki (z prawej), obok Marek Bernacki Krzysztof Płatek 10 R e l a c j e cielskiego w Bielsku-Białej, które ściągnęło do Książnicy Beskidzkiej liczną rzeszę miłośników twórczości autora Jechać do Lwowa, przebiegało według odmiennego scenariusza. Poeta, świetnie prezentujący się w modnie skrojonej tweedowej marynarce i znakomicie dobranych okularach, czytał swoje wiersze w trzech odrębnych seriach. W przerwach odpowiadał na pytania dotyczące trzech podstawowych zagadnień: świata, poezji i śmierci. Wielkie wrażenie wywarły na zebranych, recytowane z charakterystyczną dla Zagajewskiego emfazą, niepublikowane dotąd najnowsze jego utwory poetyckie. Wśród nich znalazł się wiersz Mandelsztam w Teodozji. Odczytanie tego tekstu autor poprzedził krótkim wyjaśnieniem: – Tytułowa Teodozja to miasto na Krymie. Tam władze sowieckie aresztowały Osipa Mandelsztama. To wtedy znany rosyjski poeta, ofiara stalinowskich represji, miał wypowiedzieć znamienne słowa, które przeszły do historii: „Wypuście mnie, ja nie zostałem stworzony do więzienia”. Zagajewski przeczytał ponadto dwa piękne wiersze Nigdzie i Koncert poświęcone pamięci ukochanego ojca, będące dopełnieniem cyklu z tomu Niewidzialna ręka (Kraków, 2009), a także wiersz Walizka, dedykowany zapomnianemu krakowskiemu poecie Jerzemu Hordyńskiemu, zmarłemu w Chicago („Był poetą zachwytu i goryczy”). Na pytanie prowadzącej, czy poezja jest w stanie opisać dookolną Rzeczywistość, Adam Zagajewski udzielił wymijającej, żartobliwej odpowiedzi: – To zbyt trudne pytanie, aby odpowiedzieć na nie przed godziną 18.00. I n t e r p r e t a c j e – Jednak chwilę później rozwinął tę zasadniczą kwestię: – Poezja nie jest opisem świata, raczej próbą odgadywania, czym świat mógłby być. W kolejnej grupie recytowanych wierszy znalazły się m.in. utwory dedykowane wybitnym poetom: Zbigniewowi Herbertowi (Pożegnanie Zbigniewa Herberta), Czesławowi Miłoszowi (Odchodzi wielki poeta) i Konstantemu Ildefonsowi Gałczyńskiemu (K.I.G.). Komentując zacytowaną przez Dorotę Siwor opinię Dereka Walcotta, że „Zagajewski jest świeckim mistykiem”, autor Ody do wielości ripostował: – Jestem człowiekiem religijnym, ale rzadko chodzę do kościoła, bo mam problem z polskim katolicyzmem. – Rozwijając wątek rzekomego pokrewieństwa między sztuką słowa i uniesieniami duchowymi, stwierdził, że poezja to „mistyka dla początkujących”. Wyraził też pogląd, że dla poety czysta mistyka byłaby zabójcza, bo nie da się przecież budować poezji na tym, czego nie można wysłowić. Następnie, zachęcony przez Mirosława Dzienia, bielskiego literaturoznawcę i poetę, Adam Zagajewski mówił, jak rozumie piękno i wzniosłość, dwa kluczowe pojęcia pojawiające się w jego twórczości. – Piękno – stwierdził – jest czymś ważnym, ale ma złą nazwę. – Według autora W cudzym pięknie słowo to w naszych czasach straciło swoją pierwotną wartość, stało się zbyt łatwe, podejrzane. Jednak to, co oznacza, jest niezwykle istotne. – Może powinniśmy szukać innego słowa, które wyrażałoby tę treść? – dywagował poeta. Definiując wzniosłość, ironizował: – To jest to, za co mnie atakują. – Rozwijając temat, stwierdził, że żyjemy w czasach, w których nikt nie chce wzniosłości, ale koniecznie trzeba jej bronić i oddać honor. Po przeczytaniu kolejnej partii wierszy Adam Zagajewski, który od wielu lat prowadzi kosmopolityczny tryb życia, wyjaśniał, że miastem, z którym najbardziej czuje się związany, jest Kraków. Na pytanie polonisty Krzysztofa Płatka, czy wstrząsający wiersz Noc nie jest przypadkiem „jego trenem”, poeta odparł, że nie. – To wiersz elegijny napisany na cześć zmarłego przedwcześnie mojego 10-letniego siostrzeńca, Marka – wyjaśnił. Spełniając życzenie zebranych, przeczytał na koniec dwa znane wiersze: utwór religijny On działa (z tomu Oda do wielości) i pochodzący z tomu Niewidzialna ręka wiersz Rodzinny dom – wstrząsającą poetycką relację z podróży do Lwowa, miejsca swego urodzenia. Mimo oficjalnego zakończenia spotkania publiczność nie miała zamiaru rozstawać się z poetą. Do stolika, przy którym siedział, ustawiła się długa kolejka R e l a c j e miłośników jego twórczości. A kiedy autor Solidarności i samotności cierpliwie wpisywał kolejne dedykacje na stronach podsuwanych mu tomików i książek, w kuluarach wciąż jeszcze słychać było ożywione rozmowy na temat wysłuchanych wierszy. Mimo niekorzystnej kwietniowej aury ci, którzy przybywali do Książnicy Beskidzkiej na spotkania z przedstawicielami Nowej Fali, dali się uwieść magii wielkiej poezji. Tej wspaniałej ekspresji ludzkiego ducha, która – według Cypriana Norwida – jako jedyna obok dobroci przetrwa, utrwalając na wieki nasz osobowy kształt wydobyty z wszystkich przygodnych rzeczy tego ulotnego świata... Jerzy Kronhold Katarzyna Ruchała Książnica Beskidzka w Bielsku-Białej: Festiwal 4 Pory Książki – Pora Poezji pod hasłem Poeci Nowej Fali znowu razem, 4–7 kwietnia 2011. ? Od redakcji * Trzeciemu z nowofalowych bohaterów tegorocznej Pory Poezji, Jerzemu Kronholdowi, chcemy poświęcić odrębny tekst w jednym z najbliższych numerów RI. Dlatego spotkania z cieszyńskim poetą nie relacjonujemy w powyższym materiale. I n t e r p r e t a c j e 11 Katarzyna Olbrycht Potrzeby i perspektywy Edukacja kulturalna w województwie śląskim Istotą kultury jest realizowanie i przejawianie się człowieczeństwa tak w sensie uniwersalnym (gdy mówimy o kulturze człowieka), jak i w sensie związanym z określoną grupą (gdy mowa jest o przynależności człowieka do poszczególnych kultur na poziomie lokalnym, regionalnym, narodowym, ponadnarodowym itd.). W takim ujęciu istotą edukacji kulturalnej jest przygotowanie do kompetentnego, aktywnego, podmiotowego udziału w kulturze. Warunkiem jest zrozumienie wartości samej kultury i uczestniczenia w niej, odczuwanie potrzeby twórczych i odbiorczych kontaktów z nią – zarówno tą popularną, jak i wysoką – gotowość do samodzielnych, wolnych wyborów opartych na przyjętych kryteriach i świadomych ocenach. Prof. dr hab. Katarzyna Olbrycht – absolwentka pedagogiki na UJ. Od 1975 roku związana z UŚ, obecnie kieruje Zakładem Edukacji Kulturalnej w Cieszynie. 12 R e l a c j e Analiza dokumentów międzynarodowych formułowanych od lat 90. XX w. przez UNESCO, a także w różnych gremiach europejskich pokazuje, że przez edukację kulturalną rozumie się dziś edukację artystyczną, edukację twórczą, edukację do korzystania z ofert instytucji kultury oraz edukację służącą kształceniu stosunku do dziedzictwa kulturowego, tzn. tożsamości kulturowej, ochrony dziedzictwa kultury własnej i innych, szacunku do różnorodności kulturowej i postaw dialogowych wobec innych kultur. Województwo śląskie dysponuje ogromnym potencjałem kulturowym, który wyrasta tak z bogatego dziedzictwa, jak i z sytuacji współczesnego Śląska. Coraz pilniejsze, także na Śląsku, staje się poszukiwanie odpowiedzi na pytania: Jak sprawić, żeby edukacja w tej dziedzinie przestała być traktowana jako mniej ważny dodatek do zasadniczej działalności instytucji oświatowych i kulturalnych? Jak wzmocnić lub czym zastąpić słabnące dziś, a tak ważne kulturotwórczo i edukacyjnie lokalne biblioteki, małe muzea, zakładowe ośrodki kultury stanowiące przez lata bazę zespołów amatorskich i różnych form aktywności? Jak nie zmarnować ich doświadczeń i dorobku? Jak poszerzyć możliwości kształcenia artystycznego uzdolnionej młodzieży? Jak zwiększyć dostępność ofert kulturalnych i wzbudzić zainteresowanie nimi w sytuacji niepewności zatrudnienia, a równocześnie presji wzorów masowej konsumpcji? Jak umotywować ludzi do tego, by nie ograniczali swoich kontaktów z kulturą do festynów, imprez „biesiadnych” i kabaretów? Jak prowadzić edukację regionalną, by wyszła poza stereotyp imprez mających charakter „cepeliady” lub dydaktycznych lekcji muzealnych, utrwalających oprócz niekompetencji historycznej brak zainteresowaI n t e r p r e t a c j e nia współczesnością i perspektywami regionu? Z drugiej strony, jak wykorzystać stwierdzone w badaniach mieszkańców Śląska cenne edukacyjnie zrozumienie, że kontakty z kulturą wymagają przygotowania? Czynnikiem wyznaczającym miejsce kultury i aktywności w tej dziedzinie w społeczeństwie jest poczucie odpowiedzialności za kulturę. Zarówno swoją (w sensie kultury osobistej, indywidualnej, wewnętrznej, poziomu własnej aktywności w tej sferze), jak i w sensie kultury własnej społeczności lokalnej, własnego regionu, wspólnoty narodowej, do której się należy, wreszcie – szerszej wspólnoty kulturowej, jaką w przypadku Polski jest Europa. Główne zadania edukacji kulturalnej można więc zgrupować w dwóch obszarach. Pierwszy, z perspektywy praktyki społecznej bardziej konkretny, coraz lepiej także na Śląsku rozumiany i realizowany, obejmuje: stwarzanie warunków do zdobywania wiedzy o kulturze, do rozumienia jej, korzystania z niej i jej współtworzenia; kształcenie potrzeb i nawyków uczestniczenia w kulturze; kształcenie tożsamości kulturowej oraz szacunku i postawy dialogowej wobec innych kultur. R e l a c j e Drugi ma znaczenie bardziej fundamentalne, przygotowujące do podmiotowego, świadomego, krytycznego i twórczego stosunku do kultury budowanej w sobie i kultury swojej społeczności. Obejmuje: uświadamianie znaczenia kultury i aktywności kulturalnej w rozwoju indywidualnym człowieka i w rozwoju społeczeństwa; kształcenie postawy odpowiedzialności za kulturę własną i własnej społeczności, widzianej w skali lokalnej, regionalnej i narodowej. Jak z tej perspektywy przedstawiają się potrzeby i perspektywy edukacji kulturalnej w województwie śląskim? Zdobywanie wiedzy o kulturze oraz inicjacja w aktywność kulturalną przypisywane są instytucjom oświatowym – głównie szkołom i coraz częściej przedszkolom. Tak jak w całej Polsce, również na Śląsku praktyczna realizacja tych postulatów będzie zależała od motywacji dyrekcji szkół, kompetencji kadry, zapewnienia warunków realizacyjnych (pomieszczeń, wyposażenia, organizacji procesu nauczania dostosowanego do specyfiki zajęć), nastawienia samorządów lokalnych i stworzenia mechanizmów umożliwiających i ułatwiających współpracę z innymi podmiotami w środowisku. Potrzebne byłyby także atrakcyjne formy kształcenia i doskonalenia dla dorosłych, organizowane przez instytucje oświatowe i instytucje kultury, uwzględniające edukację międzypokoleniową. Na Śląsku można znaleźć wiele przykładów dobrych praktyk edukacji kulturalnej rozpoczynanej już w wieku przedszkolnym. By przykłady te mogły inspirować i motywować innych, powinny być promowane, popularyzowane w środowisku, m.in. przez media lokalne, specjalnie organizowane formy prezentacji osiągnięć i wymiany doświadczeń. Nie można nie dostrzegać, że dla powszechnej edukacji kulturalnej dzieci i młodzieży nie jest obojętny poziom kompetencji kulturalnych kadry nauczycielskiej, niezależnie od specjalności i prowadzonych przedmiotów. Warto by więc zastanowić się nad formami wspierania aktywności w tym zakresie nauczycieli (np. ulgi w biletach na wydarzenia, pomoc w organizacji wyjazdów na znaczące imprezy, wysyłanie informacji o bieżących wydarzeniach drogą internetową na adresy Zajęcia edukacyjne dla najmłodszych w Galerii Bielskiej BWA Krzysztof Morcinek I n t e r p r e t a c j e 13 Zajęcia edukacyjne z rzeźby w ramach projektu „Jak powstaje dzieło”, prowadzi Józef Hulka Archiwum ROK 14 R e l a c j e szkół i przedszkoli, ambitne imprezy organizowane dla nauczycieli m.in. z okazji Dnia Nauczyciela itp.). Kształcenie potrzeb i nawyków uczestniczenia w kulturze powinno być oparte przede wszystkim na działaniach instytucji upowszechniania, które są w stanie zapewnić odpowiednią jakość oferty. Na Śląsku bardzo wiele placówek – w tym już prawie wszystkie większe instytucje kultury – prowadzi różne działania edukacyjne. Również w tym zakresie powraca postulat lepszej promocji i szerszego upowszechniania informacji o ciekawych inicjatywach, tworzenia form zachęty do występowania z projektami edukacyjnymi dotyczącymi działań tych instytucji, a także zapewnienia kadry przygotowanej do tego, by poszukiwać nowych, atrakcyjnych, niezdydaktyzowanych form pracy z uczestnikami zajęć edukacyjnych. Z drugiej strony można by się zastanowić nad formami pomocy konsultacyjnej profesjonalnych gremiów ludzi kultury umożliwiającej weryfikowanie pojawiających się na rynku ofert adresowanych do dzieci i młodzieży. Edukacja w zakresie kształcenia tożsamości kulturowej koncentruje się dziś głównie na edukacji regionalnej. Województwo śląskie jest obszarem, gdzie po- czucie tożsamości regionalnej, odrębności kulturowej, emocjonalna identyfikacja z regionem są stosunkowo silne. Edukacja regionalna polega głównie na przybliżaniu lokalnych tradycji. Pojawia się jednak pytanie, czy to wystarczy, szczególnie młodszemu pokoleniu? Czy nie zamyka to kształcenia tożsamości kulturowej w kręgu powierzchownie znanego folkloru i wspomnieniowych sentymentów? Czy pozwala wyjaśniać zachodzące tu procesy historyczne i kulturowe, napięcia społeczne, biografie mieszkańców, bogaty dorobek duchowy i materialny, ukazywać osiągnięcia wybitnych twórców, zapoznawać z cennymi zabytkami, uświadamiać współczesny potencjał? Atrakcyjność folkloru jest ważnym, ale zaledwie pierwszym krokiem edukacji regionalnej. Podobny problem dotyczy poznawania innych kultur, począwszy od tych składających się na dorobek województwa śląskiego, przez kultury innych regionów Polski, do kultury Europy i świata. Czy nie warto by szerzej wykorzystać turystyki kulturalnej opartej na specjalnie opracowanych szlakach edukacyjnych, sięgnąć do terenowych gier edukacyjnych, rekonstrukcji historycznych, inscenizacji wydarzeń? Być może potrzebne byłyby formy upowszechniające wiedzę o najnowszych projektach zrealizowanych, powstających i inicjowanych na Śląsku. Mówiąc o kształceniu postaw wobec dziedzictwa kulturowego, nie można zapominać, że obejmuje ono nie tylko dziedzictwo regionalne, ale także narodowe, a na tej bazie dziedzictwo kultury w szerszej skali, ponadnarodowej, wreszcie – uniwersalnej. Dlatego ważne jest poszukiwanie takich form edukacyjnych, które budziłyby świadomość narodową, a także przygotowywały do kontaktów międzykulturowych. Może warto by się zastanowić nad formami przybliżania wybitnych postaci i środowisk śląskich, których dorobek i osiągnięcia wnoszą uznane wartości w kulturę polską, tym samym sprawiając, że osoby te stają się ambasadorami kultury Śląska i Polski. Drugim zasadniczym obszarem omawianej edukacji jest oddziaływanie na świadomość kulturową społeczeństwa, na zrozumienie wartości kultury. Budzenie motywacji do udziału w niej i do poczucia odpowiedzialności za jej kształt i rozwój wymaga zrozumienia, że człowiek tworzy kulturę jako najbardziej ludzką sferę świata, i sam jest tworzony przez nią. Kultura widziana jako sfera najważniejszych wartości, wzorów zachowań i dokonań człowieka umożliwia bardziej świadome przeżywanie siebie, świata i innych. To właśnie ten wymiar – egzystencjalny, głęboko ludzki otwiera możliwoI n t e r p r e t a c j e ści oddziaływania na różne sfery osobowości człowieka, pozwalając włączać edukację kulturalną w procesy profilaktyki społecznej i resocjalizacji. W naszym województwie można znaleźć bardzo interesujące propozycje działań tego typu (m.in. Teatru Grodzkiego w Bielsku-Białej). Tu należałoby postulować ogłaszanie przez różne podmioty konkursów na projekty w zakresie edukacji kulturalnej adresowanej do środowisk zaniedbanych edukacyjnie i kulturowo, zagrożonych patologią, wykluczeniem społecznym. Obiecującym elementem realizacji edukacji w sferze uświadamiania znaczenia kultury dla rozwoju mogłyby być przedstawiane w mediach wypowiedzi znaczących postaci, które na przykładzie własnej biografii ukazywałyby, czym jest i może być dla człowieka kultura. Wymagałoby to formy, która zainteresowałaby przeciętnego odbiorcę, a równocześnie nie zatarła różnicy między marketingiem i promocją kultury duchowej. Edukacja kulturalna może i powinna przyczyniać się do uruchomienia potencjału kulturowego Śląska. Wymaga to decyzji i uregulowań na różnych szczeblach zarządzania oświatą i kulturą, a także determinacji w poszukiwaniu bardziej efektywnych form wzajemnej informacji, koordynacji działań, współpracy różnych podmiotów, wykorzystywania sił i środków, jakimi dysponuje dane środowisko. Sytuacja walki o środki finansowe, a równocześnie napięcia polityczne stwarzają w społeczeństwie, a więc i w instytucjach związanych R e l a c j e z kulturą, oświatą, w środowiskach samorządowych i organizacjach pozarządowych zagrożenie dominacją postaw rywalizacji, konkurencji, blokujących motywację do współdziałania, koordynacji wysiłków i środków. Należałoby poszukiwać form zakładających współpracę i ją wymuszających. Warte rozważenia byłoby tworzenie, wspieranie i nagradzanie lokalnych i regionalnych sieci podmiotów realizujących edukację kulturalną, które tworzyłyby wspólne projekty, wykorzystujące wszystkie dostępne warunki i możliwości. Socjolog Aldona Jawłowska wprowadziła kategorię człowieka kulturalnego, obejmując nią: formację intelektualną, stosunek do wartości oraz aktywność twórczą i odbiorczą. Z perspektywy współczesnej sytuacji edukacyjnej można uznać, że człowiek kulturalny jest niezwykle trafnym i aktualnym określeniem celu edukacji kulturalnej, także na Śląsku. Warsztaty plastyczne w ramach projektu „Lokomotywa” w Galerii Bielskiej BWA Krzysztof Morcinek Warsztaty z grafiki w Regionalnym Ośrodku Kultury, prowadzi prof. Michał Kliś Archiwum ROK Zamieszczony tekst jest skrótem referatu wygłoszonego przez prof. Katarzynę Olbrycht na Kongresie Kultury Województwa Śląskiego we wrześniu 2010 roku. I n t e r p r e t a c j e 15 Monika Serafin Bitwa o Nangar Khel Współczesny świat wpadł w pułapkę nieustającej presji bycia aktualnym. Niestety, często tylko pobieżnie. W natłoku informacji człowiek coraz częściej traci kontrolę nad ich weryfikacją. Nie wspominając już o głębszej refleksji nad nimi... Presji aktualności poddani są także współcześni twórcy, którzy coraz częściej zastanawiają się, co by tu jeszcze zrobić, aby teatr odpowiadał na tzw. społeczną potrzebę. Paradoks pytania tkwi jednak w tym, że często zadają je, zamiast po prostu spytać – jaka właściwie jest ta potrzeba. 16 R e l a c j e Bo ta radość jest oczywiście trochę taka jak estetyczne działanie dobrze rozwiązanego zadania matematycznego. Znana sprawa zresztą. (...) Ale dziś dla teatru to niewątpliwie za mało1. Bitwa... o co? Teatr w swej istocie zakłada konfrontację. W tej perspektywie tzw. trudna tematyka posiada moc, która konstytuuje i napędza jego istnienie. Łatwo jednak w materii tej przedobrzyć. Czy i gdzie istnieje bowiem granica pomiędzy poruszaniem jakiegoś TEMATU a życiem samym w sobie? Kiedy mamy prawo zajmować się jakimś tematem? Jedni stwierdzą, iż prawo takie w teatrze, szczególnie współcześnie, istnieje zawsze... Dla innych nie będzie to już tak oczywiste... To kwestia wewnętrznej odpowiedzialności. Bitwa o Nangar Khel to spektakl nawiązujący do wydarzeń sprzed czterech lat. W sierpniu 2007 roku polscy wojskowi ostrzelali afgańską wioskę. Zginęło sześć osób, w tym kobiety i dzieci. Polska prokuratura oskarżyła sześciu żołnierzy o zbrodnię wojenną zabójstwa cywili, za co grozi kara dożywocia. Zdaniem śledczych wojskowi musieli wiedzieć, że pociski trafią w zabudowania cywilne oraz przebywających tam ludzi. Obrońcy żołnierzy stwierdzają, że ostrzeliwali oni pobliskie wzgórze, gdzie mieli ukrywać się terroryści. Jako przyczynę tragedii podają m.in. wadliwość stosowanej broni i pocisków oraz fakt, że w czasie tragedii w wiosce mieli być obecni talibowie. Wokół sprawy narósł ogromny szum medialny. Do tej pory nie wydano prawomocnego wyroku sądowego. Bielski spektakl nie jest pierwszym teatralnym przedsięwzięciem poruszającym „feralną” sprawę polskich I n t e r p r e t a c j e komandosów w Afganistanie. W 2009 roku odbyła się premiera spektaklu Nangar Khel Teatru Ad Spectatores z Wrocławia. Te dwa projekty znacznie się jednak od siebie różnią. Wrocławscy twórcy zrealizowali swoje przedstawienie metodą (modnego dawniej, a obecnie powracającego do łask) tzw. verbatimu. Spektakl zbudowali na bazie relacji prasowych i telewizyjnych. Istotną rolę odgrywały tu same media jako środek przekazu i generowania informacji oraz publicystyczny charakter przedsięwzięcia. Obok historii polskich żołnierzy szczątkowo i z pewnymi nadużyciami przywołali kwestię światowego terroryzmu oraz tego, jak informacja o nim buduje naszą współczesną świadomość i nasze poczucie bezpieczeństwa bądź też jego brak. Reżyser bielskiego spektaklu Łukasz Witt-Michałowski oraz współpracujący z nim dramaturg Artur Pałyga podążyli inną drogą. O ile we wcześniejszym przedstawieniu w ogóle nie poruszono kwestii ofiar tragedii, o tyle w Teatrze Polskim sprawa ta ułożyła się inaczej. Bohaterami spektaklu są trzej mężczyźni w ubiorach komandosów. Jak komandosi jednak się nie zachowują. Nie noszą też zbyt poważnych „męskich” ksywek. Są to Bolek, Lolek i Pampalini. Chłopcy... bawią się w wojnę. Zabawa nieźle im wychodzi, ale co poza tym? Pomysł ten można zinterpretować jako rodzaj pamfletu na polskie siły zbrojne oraz na wyidealizowaną postawę sprawnego i dobrze wyszkolonego żołnierza – patrioty. Oczywiście nie trzeba się z tym zgadzać. Można pójść innym tropem i dopatrywać się w tym zabiegu intelektualnej rozgrywki, w której pod lupę bierze się sam fenomen wojny rozpatrywanej jako „gra”. W tej perspektywie jednak rozwiązanie takie, niestety, już się nie broni. W pewnym momencie nasi pseudożołnierze rozpoczynają „rekonstrukcję” wydarzeń z sierpnia z Nangar Khel... różne wersje. Cały czas nie wypadają z roli. W końcu pojawia się i druga strona – trzy afgańskie kobiety przygotowujące wesele w wiosce Nangar Khel. Aktorki, które wcielają się w te role, mają na sobie burki. Nie widać ich twarzy. Ich „funkcja” wydaje się być oczywista. Nasuwa wszakże wiele wątpliwości. Wątek afgański, choć konstrukcyjnie budowany był prawdopodobnie na równorzędnych prawach z wątkiem żołnierzy, pozostaje niepełny. Zapośredniczenie przez teatr obcych wzorów kulturowych oraz czyichś prywatnych doświadczeń zawsze stanowi punkt newralgiczny. Tak też dzieje się tutaj. Postacie Afganek są dla nas egzotyczne, tajemnicze. Mówią innym, baśniowym, poetyckim językiem... Są jednak sztuczne. Czyim bowiem językiem R e l a c j e tak naprawdę się posługują? Czyim dyskursem? Swoim czy... naszym? Nie wystarczy ubrać burki i „odegrać”... W żołnierzy można się „bawić”. Trudno jednak o czymś takim mówić w tym przypadku. Za nieuzasadniony uważam także pomysł z rozdawaniem widzom prześcieradłowych burek przed spektaklem. To tani chwyt. I chyba mimo wszystko nie na miejscu. Niestety, zdarza się, że teatr nieświadomie przywłaszcza sobie i wykorzystuje tożsamość Innego. Czyni to jednak bez większej odpowiedzialność etycznej (o ile kategoria etyki w teatrze jest jeszcze w ogóle istotna). W spektaklu pojawiają się dwa ciekawe momenty. Z pewnością taka jest scena, w której żołnierze kolejno zamieniają się miejscami i rolami z afgańskimi kobietami. Uwagę przykuwa także scena końcowa. Tu jednak nasuwa się znów kilka wątpliwości. Po obu stronach kameralnej przestrzeni siedzą w grupach mężczyźni, żołnierze oraz kobiety, Afganki. Pomiędzy nimi znajduje się zaś teatralna zapadnia, a także symboliczna, nie do przeskoczenia, przepaść. Kobiety, siedzące po prawej stronie, zaczynają przywoływać imiona tragicznie zabitych oraz odniesione przez nich rany. To silne i, chciałabym wierzyć, że świadome posunięcie... Czy aby na pewno? Tandem Witt-Michałowski i Pałyga w swoim spektaklu nie chciał osądzać swoich bohaterów, żołnierzy. Czy chciał ich obronić? – sądzę, że tak. Czy słusznie? – uważam, że nie. Nie w tym rzecz. Twórcy ci nie poszli śladem wrocławskich artystów. Nie wdali się w suche przedstawienie faktów i walkę na argumenty. W swój spektakl włączyli natomiast wątek ofiar. Strony zostały zaprezentowane. Brakuje im jednak tła – tego szerszego (kulturowego i społecznego), a także jednostkowego (psychologicznego). Nie wiem, czy jest ono możliwe do pełnego przywołania w teatrze. Nie wiem też, na ile większość widzów tego tak naprawdę potrzebuje. Bez niego wszakże historia zawsze pozostanie zafałszowana. W spektaklu, poza aktorami, udział biorą mieszkająca od dawna w Polsce Afganka Safia Rabati oraz uczestnik wydarzeń z 2007 roku chorąży Andrzej Osiecki. Każde przedsięwzięcie wykraczające poza rutynowy warsztat pracy nad spektaklem jest warte zauważenia. Niestety, te dwie autentyczne postacie nie mogą zagwarantować „autentyczności” spektaklu. Ich obecność z różnych względów jest ryzykowna. Nie do końca rozumiem motywy ich postępowania i udziału w przedstawieniu. Szczególnie chorążego. Jedno z ostatnich zdań, jakie pada w spektaklu, należy właśnie do niego. Osiecki oskarża. Oskarża nas 1 J. Grotowski, K. Puzyna, Obok teatru, „Dialog” 1973, nr 7, s. 99. Monika Serafin – absolwentka teatrologii oraz filologii polskiej na UJ, kulturoznawca. Związana z Teatrem CST oraz Stowarzyszeniem na rzecz Odnowy i Współistnienia Kultur Sałasz. I n t e r p r e t a c j e 17 Na koniec jeszcze jeden cytat: Jeżeli czymś zajmujemy się przez przypadek, oznacza to, że nie jest nam to tak naprawdę potrzebne (...). Jeżeli robimy coś na sposób spekulatywny, jest to zawsze sztuczne czy jałowe. (...) To bardzo łatwo paplać o tragediach innych ludzi, trudniej stawić czoła tragedii, która przenika się z naszym własnym życiem2. Żadne działanie teatralne, któremu nie towarzyszą szczerość i brak pośpiechu, nie może dać konkretnych rezultatów. Świadomi tego muszą być wszyscy twórcy określonego przedsięwzięcia. Niestety, w obecnych czasach zbyt często szafuje się pojęciem szczerości artystycznej. Nie wspominając już o pośpiechu. Dziś wszystko powinno być raczej „instant”. Cóż – presja aktualności. Tomasz Wójcik 2 J. Grotowski, Co było... „Dialog” 1972, nr 10, s. 116. 18 R e l a c j e wszystkich, bo to my głosowaliśmy na polityków, którzy wysłali ich na tę wojnę. Bo oni są tylko „bronią w ich rękach... w naszych rękach”. Nie chcę wdawać się w zawiłości etyki żołnierza, nie miejsce na to i nie jest to aż takie istotne dla spektaklu. Interesuje mnie etyka człowieka. Żołnierz powiedziałby pewnie, że nie mam prawa ich rozdzielać, a jednak zrobię to. Zrobię tym bardziej, że coś mi się tu zwyczajnie nie zgadza! Otóż, żołnierze do Afganistanu wysyłani są nie z przymusu, ale z tzw. własnej woli. Otrzymują za to spore sumy. Państwo składa im, o ile dobrze wiem, ofertę, a oni jako osoby wykonujące zawód żołnierza mogą ją przyjąć – bądź też nie (co, owszem, może wpłynąć negatywnie na ich karierę wojskową). Mają jednak wybór. To chyba nieco zmienia stan rzeczy... Nie rozumiem sensu oskarżenia, które wybrzmiewa na końcu spektaklu. Można oskarżyć władzę i polityków, oskarżyć nas – ale co z tego wynika? Wszyscy są winni – tylko nie ja? Po co ta maskarada i kreowanie się na bohatera? Zapewne jednych to wszystko niezwykle usatysfakcjonuje. W innych być może wzbudzi sadomasochistyczne poczucie winy. Ale przecież, co najważniejsze, nie przywróci nikomu matki albo córki. Nie zmieni też faktu, że ktoś nacisnął na spust i – bez względu na to, kto wydał rozkaz, bez względu na opinię publiczną i wyrok sądowy – musi z tym żyć. I to jest dopiero prawdziwy dramat. Poza tym, takie atakujące oskarżenie w jednej chwili przysłania wszystko inne, a widz pozostaje z wrażeniem, że spektakl opowiada tylko o „jednej stronie” i to na dodatek chyba trochę zakamuflowanej... Sądzę, że nieuczciwe w związku z tym jest mówienie o składaniu hołdu ofiarom oraz ich przywoływanie. Teatr Polski w Bielsku-Białej: Artur Pałyga Bitwa o Nangar Khel, reżyseria, scenografia i kostiumy Łukasz Witt-Michałowski, muzyka Max Kowalski, ruch sceniczny Katarzyna Zielonka. Obsada: Marta Gzowska-Sawicka, Maria Suprun, Magdalena Gera, Sławomir Miska, Tomasz Drabek, Rafał Sawicki oraz Safia Rabati, chor. Andrzej „Osa” Osiecki. Premiera 27 marca 2011. I n t e r p r e t a c j e lat bielskiej 20 Nadziei Życie to jest teatr, mówisz ciągle, opowiadasz; Maski coraz inne, coraz mylne się nakłada; Wszystko to zabawa, wszystko to jest jedna gra Przy otwartych i zamkniętych drzwiach. To jest gra! Maria Schejbal W Katolickim Ośrodku Wychowania i Terapii Młodzieży Nadzieja w Bielsku-Białej Komorowicach przygotowujemy spektakl na konferencję z okazji dwudziestolecia istnienia placówki. Ma to być teatralna rzecz o uzależnieniu – o jego przyczynach, o drogach prowadzących na manowce i o szansach pokonania nałogu. W ostatniej scenie brzmią zacytowane na wstępie słowa ze znanego wiersza Edwarda Stachury Życie to nie teatr, a towarzyszy im celebrowane zdejmowanie i odrzucenie masek przez młodych aktorów – podopiecznych Ośrodka. Jednak spektakl nie kończy się jednoznacznym happy endem, bo i historie wychowanków Nadziei mają bardzo różne finały. Jednym udaje się powrócić do normalności, zbudować własny szczęśliwy świat, ukończyć studia, zdobyć pracę, stworzyć rodzinę. Inni przez całe życie zmagają się z narkotykową chorobą i jej niszczącym działaniem. Zdarzają się też historie tragiczne, przerwane w pół drogi, w których nadzieja zawodzi. A teatr? Jaka może być jego rola w procesie terapii i szukania przez młodych ludzi swojego miejsca w świecie? W ciąR e l a c j e gu kilkunastu lat prowadzenia warsztatów w Ośrodku wielokrotnie zadawałam sobie to pytanie. Każdego roku, spotykając się z nową grupą, zastanawiałam się, czy teatr rzeczywiście ma tu, w tym szczególnym miejscu, rację bytu? Życie w Ośrodku toczy się według ustalonego porządku, jego rytm regulują stałe godziny posiłków, nauki (w placówce działa gimnazjum), pracy, sesji terapeutycznych, aktywności sportowej i rekreacyjnej. Warsztaty teatralne prowadzone w Nadziei od 15 lat Maria Schejbal – absolwentka teatrologii na UJ. Współtwórczyni misji i programu Teatru Grodzkiego. Należy do Międzynarodowej organizacji Ashoka – Innowatorzy dla Dobra Społecznego. I n t e r p r e t a c j e 19 Na stronie poprzedniej: Zdjęcie ze spektaklu przygotowanego na jubileusz Nadziei Piotr Kostuchowski 20 ależą do programu zajęć ukierunkowanych na rozwój n zainteresowań. Czy są potrzebne? Kiedy przypatrywałem się próbom i spektaklom, widziałem, jak młodzież odmieniała się na scenie. Było to dla mnie fascynujące. Potem sam wziąłem udział w warsztatach i poczułem, że na scenie można być kimś innym. Zacząłem się zastanawiać, jak połączyć terapię z pracą teatralną. Stąd moje zainteresowanie psychodramą, którą wprowadzam do metod terapeutycznych w Ośrodku. Poprzez odgrywanie ról dociera się do sedna, do prawdy, której na scenie nie da się ukryć. Doświadczenia młodych ludzi z zajęć teatralnych powracają w terapii indywidualnej. Kiedy rozmawiamy, nasi podopieczni przywołują czasem swoje sceniczne przeżycia. Ktoś, kto zagrał siebie samego z przeszłości – osobę uzależnioną – przeraził się tym, co przeżył na scenie i co zobaczył już z nowej, trzeźwej perspektywy. Ktoś inny, przeciwnie, uświadomił sobie, że wciąż nie potrafi żyć bez ćpania. I to też jest ważny punkt wyjścia do rozmowy, do pracy nad sobą. A jeszcze inne cenne doświadczenie to zagranie zupełnie nowej roli, dotknięcie czegoś, czego w realnym życiu dotąd brakowało. I odkrycie, że dobrze kimś takim być, że warto szukać nowych dróg Adam Kasprzyk – kierownik Ośrodka Początek mojej przygody z ośrodkową młodzieżą to rok 1996 – inscenizacja baśni Charlesa Kingsleya Wodne dzieci. Zaczynałam bez żadnego doświadczenia w prowadzeniu warsztatów i był to mój pierwszy bezpośredni kontakt z problemem uzależnień. Przygotowując się do zajęć, nie myślałam o terapeutycznych funkcjach sztuki, chciałam po prostu zaproponować podopiecznym Nadziei udział we wspólnej teatralnej pracy. Spektakl, który udało nam się po wielu trudach stworzyć i zaprezentować widzom, był dla mnie początkiem odkrywania wartości, jakich dotąd w teatrze nie dostrzegałam. Twórczość rozwijana we wspólnocie osób doświadczonych dramatycznymi przeżyciami, pozostających w izolacji ma wyjątkową specyfikę. Jest głęboko naznaczona potrzebą wyrażania trudnych uczuć, lęków, tęsknot. Służy nawiązaniu relacji ze światem, z którym utraciło się więź – rodzinną, społeczną. W tym świecie trzeba się na nowo odnaleźć, a to niezwykle trudne wyzwanie. Teatr pozwala doświadczyć siły sukcesu, akceptacji i radości z osiągniętego celu. Czasem teatralna aktywność po prostu pomaga zapomnieć o problemach, które wydają się nierozwiązywalne, ponad siły. Wypeł- R e l a c j e nia pustkę, powoduje, że myśli i emocje znajdują nowy punkt odniesienia. W naszych artystycznych przedsięwzięciach sięgaliśmy po rozmaite literackie inspiracje i tematy „z życia wzięte”, o bardzo różnej temperaturze emocjonalnej i skrajnie odmiennych treściach. W Dzidziusiu pana Laurenta Rolanda Topora, wystawionym przez nas na prośbę jednej z uczestniczek zajęć, młodych aktorów wyraźnie pociągały okrucieństwo, czarny humor, zjadliwa ironia i surrealistyczny nastrój. Jednak w końcowej scenie tego przedstawienia znalazły ujście ich autentyczne emocje. Poczucie krzywdy, bezradności i bólu zabrzmiały w dramatycznym, finałowym pytaniu o stracone dzieciństwo. Zupełnie innym doświadczeniem była praca nad widowiskiem o świętych patronach Europy. Pomimo moich obaw, że dla uczestników zajęć będzie to temat całkowicie obcy i nudny, postacie świętych: Benedykta, Cyryla i Metodego, Brygidy Szwedzkiej, Katarzyny ze Sieny i Edyty Stein okazały się dla nich inspirujące i bliskie. Podróż w czasie, przestrzeni i śladami zawikłanych biografii ludzi wyjątkowych stała się źródłem refleksji nad wartościami i celami, którym warto się w życiu poświęcić. I jeszcze jeden przykład. Przygotowany przez nas happening ekologiczny, który został pokazany w centrum Katowic, przed dużym domem handlowym, dał grupie poczucie, że bardzo wiele zależy od nas samych, że mamy konkretne możliwości działania, wyrażania opinii, wpływania na innych. Że nasz głos może być słyszalny. W spektaklach wykorzystywaliśmy różne środki ekspresji – odwołując się najczęściej do wizualnego przekazu i ograniczając rolę słowa. Obraz, plastyczna wizja czy działanie ruchowe były zazwyczaj bardzo istotnym dopełnieniem werbalnej narracji. Zwykle udawało mi się też przekonać warsztatowiczów do sięgnięcia po elementy sztuki lalkowej. Czasem, jak w inscenizacji Topora, lalka była tylko ornamentem, znakiem plastycznym. Ogromny pluszak, różowy miś wiszący nad sceną, uosabiał w przedstawieniu tytułowego Dzidziusia – cel brutalnych ataków i agresji. Z kolei w Świętych i w etiudzie ekologicznej animacja dużych figur była głównym zadaniem aktorów, któremu oddali się z prawdziwym zaangażowaniem, ujawniając nieoczekiwane lalkarskie talenty. Bez względu na to, jakimi technikami artystycznymi się posługiwaliśmy i jaki był przedmiot naszych poszukiwań, najważniejszą sprawą pozostawało zawsze stworzenie czegoś nowego. Liczyło się działanie wspólne, z autentycznym wysiłkiem, by osiąI n t e r p r e t a c j e gnąć jak najlepszą teatralną jakość, by odkryć w sobie twórczy potencjał. W 2000 roku warsztaty w Nadziei zostały włączone do programu edukacyjnego Teatru Grodzkiego, zyskując nowe możliwości i perspektywy rozwoju dzięki silnej operacyjnej bazie stowarzyszenia i funduszom na materiały scenograficzne czy artystyczne podróże. Do naszej ekipy dołączył Tomasz Zieliński, jeden z założycieli Teatru Grodzkiego – odtąd autor opracowania muzycznego wszystkich ośrodkowych przedstawień. Od dwóch lat zajęcia w Komorowicach prowadzi Justyna Kostuchowska, instruktorka stowarzyszenia, która jest zarazem wychowawcą w Ośrodku. W teatrze dane mi jest przeżywać w sposób zwielokrotniony, rozumieć i doświadczać może nawet silniej niż w życiu. Na zajęciach staram się podzielić z młodzieżą swoim zauroczeniem, oczarowaniem teatrem. Jako twórcy spektaklu możemy kreować rzeczywistość, mamy na nią wpływ. Zazwyczaj, zanim zaczniemy budować scenariusz, pytam: co chcielibyście w tym spektaklu powiedzieć innym? Młodzież jest bardzo twórcza i ma bardzo wiele do powiedzenia. Występ na scenie daje możliwość oczyszczenia, zaistnienia wobec ludzi w innej roli niż narkus, ćpun, degenerat, a także jest okazją do przełamania własnej słabości. Zdarzyło mi się pokazać publicznie przedstawienie, które być może miało nikłą wartość artystyczną, aktorów trawiła trema, nie znali sceny, byli wystraszeni. Ale nigdy nie zapomnę słów Weroniki, która trafiła do naszego ośrodka po dłuższym pobycie w szpitalu psychiatrycznym: „Nie wierzyłam, że w życiu coś może mi się udać; nie wierzyłam, że mam dość odwagi, by żyć. To wyjście na scenę wróciło mi wiarę w siebie. Zaczęłam wierzyć, że może mi się coś udać...”. Justyna Kostuchowska Stachura pisał: Życie to nie teatr, ja ci na to odpowiadam. Życie to nie tylko kolorowa maskarada. Dialog życia i teatru to sens naszych wysiłków twórczych w Nadziei. Osobiste problemy i przeżycia młodych aktorów nieustannie krzyżują się z wątkami i tematami inscenizowanych historii. Są ukrytym tłem tworzonych na scenie postaci i wydarzeń. Grając role, wchodząc w cudzą skórę, uczymy się zawsze czegoś nowego, zdobywamy umiejętności, które można wykorzystać w wielu życiowych, praktycznych sytuacjach. Nasze emocje, nasz wysiłek i zmaganie z samym sobą pozostają autentyczne, choć są ujęte w nawias sceny. Granica pomiędzy tym, co realne R e l a c j e i tym, co należy do teatralnej fikcji, nie jest tu oczywista i wyraźna. Teatr zaangażowany w proces terapii to przestrzeń osobna w świecie sztuki scenicznej. Jego oddziaływania na życie nie sposób zmierzyć i zważyć ani też zamknąć w statystycznych zestawieniach. Historia życia każdego młodego człowieka – uczestnika warsztatów teatralnych w Ośrodku – jest niepowtarzalna i wyjątkowa, tak jak niepowtarzalne i wyjątkowe są zawsze teatralne spotkania aktorów z widzami. Podopieczni Nadziei podczas występu na bielskim Rynku w ramach Święta Małych i Dużych, 2008 Ewelina Gryglewicz Katolicki Ośrodek Wychowania i Terapii Młodzieży (www. nadzieja.bielsko.pl) jest niepublicznym zakładem opieki zdrowotnej powołanym przez Fundację Zapobiegania i Resocjalizacji Uzależnień Nadzieja w marcu 1991 roku. Księdza Józefa Walusiaka – założyciela Fundacji, znają w Bielsku-Białej wszyscy. To człowiek legenda, rozpoznawalny w całej Polsce jako „ksiądz od narkomanów”. Ośrodek – placówkę koedukacyjną, której program terapeutyczny skierowany jest do dzieci i młodzieży między 13 a 18 rokiem życia, uzależnionych od środków psychoaktywnych: narkotyków i alkoholu – dofinansowuje Narodowy Fundusz Zdrowia. Liczba miejsc przewidziana jest na 28 osób. Terapia prowadzona jest w trybie stacjonarnym i trwa około 12 miesięcy. Z okazji jubileuszu Nadziei 25 maja w Bielskim Centrum Kultury odbywała się konferencja pod hasłem „Pomoc dziecku i rodzinie dotkniętej uzależnieniem”. I n t e r p r e t a c j e 21 Iwona Kusak Młodym blisko do teatru 8 kwietnia w Domu Kultury w Kamienicy już po raz dwudziesty pierwszy odbył się ważny dla amatorskiego ruchu teatralnego w naszym regionie przegląd – Bielskie Spotkania Teatralne. Jury z niekłamaną satysfakcją oglądało różnorodne formy sceniczne, barwne i żywiołowe spektakle pokazujące, że to właśnie młodym ludziom najbliżej do teatru, dzięki naturalnej skłonności do naśladownictwa i zabawy. W konkursie wzięło udział 11 zespołów reprezentujących domy kultury i szkoły południowej części województwa śląskiego. Iwona Kusak – absolwentka polonistyki na UJ, instruktorka teatralna, pedagog dramy. Pracuje w Regionalnym Ośrodku Kultury w Bielsku-Białej. 22 R e l a c j e Werdykt potwierdza opinię o dobrej kondycji amatorskiego ruchu teatralnego w naszym regionie. Nagrodzono spektakle zrealizowane w różnych konwencjach, niebanalne w warstwie treści i ciekawe formalnie, dokumentujące rozważania młodych ludzi o życiu i śmierci (Umarli ze Spoon River), o takich wartościach, jak miłość i wierność (Orfeusz i Eurydyka) czy uczciwość i władza (Inne Kaczątko). Dla mniej doświadczonych zespołów mogą być drogowskazami pokazującymi, jak należy wykorzystywać teatr jako narzędzie rozwoju, kształtowania postaw młodych ludzi i wprowadzania ich w świat wartości. A grup teatralnych w Bielsku-Białej i okolicznych powiatach istnieje naprawdę dużo. I choć nikt nie pokusił się o zebranie aktualnych danych statystycznych, faktem jest, że takie zespoły działają w większości domów i ośrodków kultury, a także w wielu szkołach. Róż- ni je poziom artystyczny spektakli, łączy entuzjazm i zaangażowanie w teatralną przygodę. Szkoda tylko, że duża aktywność dziecięcych i młodzieżowych zespołów cieszy tak naprawdę jedynie środowisko. Bielskie Spotkania to cenna, ale przecież okazjonalna impreza. Obecnie szkoła deklaruje odejście od encyklopedycznego podawania wiedzy. Niestety, za tą deklaracją nie idzie praktyka. A przecież teatr to świetny sposób na zapewnienie młodym ludziom wszechstronnego rozwoju. Dramę, czyli techniki teatralne wykorzystywane na lekcjach przedmiotowych i wychowawczych, uznaje się na świecie za najskuteczniejszą metodę edukacyjną. Pozalekcyjne zajęcia artystyczne uczą młodych ludzi tego, co w życiu będzie im bardzo potrzebne: pracy zespołowej, umiejętności rozwiązywania konfliktów, podejmowania decyzji. Podnoszą ich samoocenę i wyI n t e r p r e t a c j e zwalają kreatywność. Dobry teatr amatorski daje młodym ludziom to, czego na danym etapie intelektualnego i emocjonalnego rozwoju najbardziej potrzebują. Dzieci przenosi w świat baśni i fantazji, rozwijając ich wyobraźnię i twórczą aktywność, młodzieży stwarza możliwość wypowiadania się we własnym imieniu, mówienia o rzeczach naprawdę dla niej ważnych. Amatorski ruch teatralny zasługuje na większe wsparcie nie tylko dyrektorów szkół, ale i władz oświatowych, które powinny motywować nauczycieli do prowadzenia takich działań i stwarzać im możliwość doskonalenia umiejętności. Tak pięknie integrujący instytucje kulturalne i oświatowe, zasługuje na docenienie także przez władze samorządowe, które często zapominają, że edukacja kulturalna to coś, na czym nie powinno się zarabiać, ale w co trzeba inwestować. Wiele mówi się o trudnej młodzieży, narzeka na wandalizm i inne kłopoty wychowawcze. Antidotum mogą być m.in. przedsięwzięcia zagospodarowujące czas wolny, rozwijające zdolności i zainteresowania. Bezcenne są wszelkie działania skłaniające młodych ludzi do aktywnego uczestnictwa w życiu kulturalnym i społecznym, a więc także amatorski ruch teatralny. Ci, którzy na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat wzięli udział w Bielskich Spotkaniach Teatralnych, jeśli nawet nie wybrali artystycznych zawodów, są dziś widzami spektakli wystawianych na scenach Bielska-Białej i całego kraju. Udziałowi w przeglądzie zawdzięczają większą wrażliwość i wyższe niż przeciętne kompetencje kulturowe. Przegląd w Kamienicy cenią nauczyciele i instruktorzy, lubią młodzi aktorzy. Nigdy nie dominowała tu atmosfera rywalizacji, ale raczej twórczego spotkania wielkiej teatralnej rodziny. Imprezie dodawały atrakcyjności także wysmakowana oprawa plastyczna, wystawy lalek, koncerty i spotkania. Pomysłodawcą i pierwszym organizatorem był Franciszek Kopczak, obecny dyrektor Miejskiego Domu Kultury w Bielsku-Białej. – W latach osiemdziesiątych brakowało w naszym mieście imprezy stymulującej rozwój amatorskiego ruchu teatralnego. Zorganizowane po raz pierwszy w 1990 roku Bielskie Spotkania Teatralne miały być okazją do konfrontacji dokonań dziecięcych i młodzieżowych grup oraz edukacji instruktorów. Podczas przeglądu typowaliśmy też najlepsze zespoły z Bielska-Białej oraz okolic do udziału w przeglądzie wojewódzkim w Wadowicach – wspomina Franciszek Kopczak. Udział w BST już wtedy miał charakter prestiżowy. Po nowym podziale administracyjnym impreza wypełR e l a c j e niła lukę po Wadowickich Spotkaniach Teatralnych i swym zasięgiem objęła województwo śląskie. W latach 2004–2008 przegląd odbywał się w teatrze Banialuka. Występ na prawdziwej scenie był dla uczestników dodatkową nagrodą. Szkoda, że względy f inansowe przesądziły o powrocie BST na kameralną scenę w Kamienicy. – Duża liczba chętnych do udziału w przeglądzie skłoniła nas do zoorganizowania Szkolnych Igraszek Teatralnych dla grup młodszych stażem, zdobywających pierwsze sceniczne szlify – mówi Halina Pisowadzka, kierowniczka Domu Kultury w Kamienicy. – Najlepsze zespoły Igraszek są typowane do udziału w Bielskich Spotkaniach Teatralnych, gdzie mogą skonfrontować swoje umiejętności z prezentacjami doświadczonych i wielokrotnie nagradzanych teatrów amatorskich. – Impreza zawsze miała charakter twórczych zmagań charakteryzujących się wzajemną życzliwością i dążeniem do zgłębienia tajników teatru – potwierdza jurorka wielu edycji BST, teatrolog Ewa Bątkiewicz. – Była i jest ważnym elementem edukacji teatralnej zarówno młodych aktorów, jak też instruktorów. Po każdej prezentacji jurorzy omawiają spektakle z instruktorami. Doceniają ciekawe pomysły i wartościowe rozwiązania sceniczne, ale zwracają również uwagę na mankamenty reżyserskie i udzielają wskazówek warsztatowych. Świetnym zwyczajem jest oglądanie przez zespoły wszystkich spektakli, co stwarza możliwość uczenia się od innych, podziwiania przedstawień przygotowanych przez doświadczonych instruktorów. Miejski Dom Kultury – Dom Kultury w Bielsku-Białej Kamienicy: 21. Bielskie Spotkania Teatralne, 7 kwietnia 2011. Złota Kurtyna: Teatralny Bzik z Gminnego Ośrodka Kultury w Pawłowicach za Orfeusza i Eurydykę, Srebrna Kurtyna: Teatr z Dostawką z Domu Kultury w Bielsku-Białej Lipniku za Inne Kaczątko, Brązowa Kurtyna ex aequo: Manufaktura z Domu Kultury w Kamienicy za Umarłych ze Spoon River oraz Metamorfozy z Gimnazjum nr 14 w Bielsku-Białej za Oburzające dropsy. Umarli ze Spoon River, Teatr Manufaktura z Domu Kultury w Kamienicy Na sąsiedniej stronie: Oburzające dropsy, Teatr Metamorfozy z Gimnazjum nr 14 w Bielsku-Białej Małgorzata Motyka‑Madej I n t e r p r e t a c j e 23 Piotr Kenig Młodsza linia familii Spośród licznych przedsiębiorców, którzy w pierwszej połowie XIX wieku przyczynili się do przekształcenia bielsko-bialskiego rzemiosła sukienniczego w nowoczesny przemysł wełniany, tylko niewielu odnotowanych zostało z imienia i nazwiska w skromnej skądinąd literaturze historycznej dotyczącej tego tematu. Erwin Hanslik w swojej pracy na temat Białej (1909) wspomina Christiana Wilhelma Zipsera, który w latach 40. XIX wieku kupił i unowocześnił fabrykę sukna przy dzisiejszej ul. S. Sempołowskiej. Był on starszym kuzynem słynnego Eduarda Zipsera. 24 Przypomnijmy, że najstarszym znanym przodkiem rodziny był Johann Zipser, mający dwóch synów, Andreasa i Gottfrieda. Pierwszy z braci dał początek starszej, bardziej znanej linii rodu, o czym pisaliśmy w poprzedR e l a c j e nich odcinkach. Tu nakreślimy historię młodszego oraz najważniejszych spośród jego licznych potomków. Gottfried Zipser (1756–1816), podobnie jak ojciec i brat, zdobył prawa mistrzowskie w bielskim cechu sukienników. W 1780 r. poślubił Marię Elisabethę Christianus. Do 1785 r. mieszkał w należącym do ojca domu na Górnym Przedmieściu 123, później przeprowadził się na Przedmieście Dolne. Najpierw do bliżej nieznanego, nowo wzniesionego budynku numer 149, a około 1790 r. do domu pod numerem 72, który stał w miejscu dzisiejszych kamienic przy ul. N. Barlickiego 1-3. Odnotowany w księgach metrykalnych jako „sukiennik i kupiec”, należał do grupy majętnych tzw. wielkich mistrzów, którzy na przełomie XVIII i XIX w. wytwarzali sukno na większej liczbie krosien, zatrudniając po kilku czeladników. I n t e r p r e t a c j e Zipserowie nie tylko z Mikuszowic... Część 4 Ich zakłady były manufakturami, a wielkość produkcji nie ustępowała tej, jaką wykazywały pierwsze koncesjonowane „fabryki sukna”. Szwagrem Gottfrieda był Andreas Valentin Bathelt (1746–1825), który od 1809 r. prowadził w Bielsku wraz z synami dużą wytwórnię sukna, po pewnym czasie przekształconą w „c.k. fabrykę”. Po 1800 r. do dobrze prosperującej firmy Gottfrieda wstępowali kolejno jego synowie. Zapewne około 1805 r. Zipser senior wybudował obszerny, piętrowy, murowany dom na ówczesnych peryferiach Dolnego Przedmieścia, przy dzisiejszej ul. N. Barlickiego 22, gdzie zamieszkał wraz z rodziną. Nowej posesji nadano numer 174 (w 1823 r. zmieniony na 82) – zapewne i tu działały krosna tkackie oraz inne urządzenia produkcyjne. Nadal wykorzystywano też stary budynek, stojący bliżej centrum, zniszczony bądź poważnie uszkodzony w 1808 r. w wielkim pożarze Bielska, jednak wkrótce odbudowany. Gottfried i Maria Elisabetha Zipserowie spoczęli na cmentarzu Świętej Trójcy. Pozostawili ośmioro potomstwa. Losy najstarszej z sióstr, Johanny Elisabethy, pozostają nieznane. Młodsze zostały żonami bielskich sukienników: Maria Eleonora (1793–1846) wyszła za Wilhelma Fröhlicha, Dorothea Friederika (1795–?) za Benjamina Bocka, Eva Rosina (1798–1873) poślubiła Friedricha Kunza. Czterej synowie, wykształceni w zawodzie sukiennika, zapewnili ciągłość rodu. Pierwszy z synów Gottfrieda, Andreas Gottlieb Zipser (1781–1808) poślubił w 1804 r. w Pszczynie Johannę Josephę, córkę pochodzącego z Bielska sukiennika Andreasa Andraschkego. Miał z nią dwóch synów i jedną córkę. W 27. roku życia został przejechany przez wóz konny i zmarł, w kilka miesięcy później wdowa wyszła za jego młodszego brata, Christiana Wilhelma. Johann Gottfried Zipser (1786–1829) mieszkał początkowo w należącym do ojca starym domu nr 72, działał jako mistrz sukienniczy. Około 1825 r. został dzierżawcą farbiarni cechowej przy Dolnym Rynku 116 (obecnie pl. F. Smolki 3), prowadzonej wcześniej przez jego kuzyna Karla Friedricha Zipsera. Tu umarł w wieku 43 lat. Jego żoną była od 1807 r. Johanna Friederika Wenzel, córka kuśnierza (zm. 1847). Z małżeństwa tego przyszły na świat trzy córki. Los najstarszej, Christiany Henrietty (1808–?), pozostaje nieznany. Charlotta AmaR e l a c j e lia (1810–1844) wyszła za działającego w Białej sukiennika i folusznika Samuela Schüppelta, najmłodsza, Auguste (1812–1891), została żoną bielskiego postrzygacza sukna Josefa Bernaczika. Christian Wilhelm Zipser (1788–1855), jak wspomniano, poślubił w 1809 r. wdowę po starszym bracie. Początkowo małżonkowie mieszkali w domu rodziców na Dolnym Przedmieściu 174, a od ok. 1816 r. w budynku nr 72. W 1818 r. doszło do „transakcji wiązanej”: bielski farbiarz Friedrich Patzer nabył od spadkobierców zmarłego Gottfrieda Zipsera budynek nr 72, gdzie uruchomił swoje przedsiębiorstwo, jednocześnie sprzedał Christianowi Wilhelmowi murowany dom na Dolnym Przedmieściu 98 (w 1823 r. numer zmieniono na 110). Budynek ów stał przy obecnej ul. Cechowej 2, vis-à‑vis ówczesnego Domu Cechowego i farbiarni. Pozostawał w posiadaniu Zipsera do 1849 r., kiedy to przeszedł na własność jego zięcia, wiedeńskiego kupca Wilhelma Heinricha. Od niego dom nabył w 1861 r. żydowski kupiec Salomon Tugendhat, po czym wystawił w jego miejscu obecnie istniejącą kamienicę. W latach 20. XIX w. Christian Wilhelm pełnił funkcję cechmistrza bielskich sukienników, a po śmierci brata Johanna Gottfrieda został dzierżawcą farbiarni cechowej, prowadził ją do 1835 r. Mniej więcej w tym czasie (1832), z powodu wzrastającego eksportu bielskich sukien do krajów Orientu, zainstalował w niej dodatkową kadź do farbowania wełny w kolorze indygo, co wywołało sprzeciw pozostałych farbiarzy. Pod koniec lat 30. XIX w. w austriackim przemyśle wełnianym rozpoczął się okres prosperity, trwający Nowy dom Gottfrieda Zipsera przy dawnej ulicy Kolejowej 22 (od 1857 r. hotel Nordbahn, po lewej); pocztówka, ok. 1908 Na sąsiedniej stronie: Plac Giełdowy, wcześniej Dolny Rynek, w głębi fragment starego domu Gottfrieda Zipsera, po prawej Dom Cechowy; pocztówka, początek XX w. Piotr Kenig – bielszczanin, historyk, zainteresowany szczególnie dziejami Bielska‑Białej w XVIII-XIX wieku. Kustosz i kierownik Muzeum Techniki i Włókiennictwa. I n t e r p r e t a c j e 25 26 aż do rewolucji 1848 r. Wzrastało znaczenie produkcji wielkoprzemysłowej, fabrycznej. Sprawozdanie z „Trzeciej austriackiej wystawy przemysłowej”, która odbyła się w Wiedniu w 1845 r., podawało: Bielsko wraz z okolicą, na granicy Galicji, liczy 13 przędzalni z 400 maszynami i 34.000 wrzecion, ponadto 50 maszyn [przędzalniczych] u pojedynczych sukienników, 5 manufaktur z 129 krosnami i 210 mistrzów z 790 krosnami. Rocznie zużywa się tam 25.000 cetnarów wełny owczej, i produkuje ponad 62.000 sztuk sukna za 3.544.000 guldenów, produkcja jeszcze ciągle wzrasta. Dobra koniunktura spowodowała, że wielu przedsiębiorców, dysponujących środkami finansowymi, przystąpiło do budowy nowych zakładów bądź modernizacji starych. Był wśród nich również Christian Wilhelm Zipser, który wraz z synami w 1842 r. kupił od Rudolfa Theodora Seeligera posesję nr 312 wraz z ogrodem i dawnym młynem zbożowym w Białej, czyli dawną fabrykę Davida Grunewalda przy ul. św. Jana. W dwa lata później przebudował urządzenia napędowe tejże „fabryki przędzalniczej” (Spinnfabrik), wymienił koło wodne z nasiębiernego na podsiębierne. Nie obyło się przy tym bez protestów sąsiadów. Załamanie koniunktury w burzliwych latach 1848–1849 przyczyniło się zapewne do kłopotów finansowych przedsiębiorstwa Zipserów, bowiem w 1850 r. fabryka w Białej sprzedana została braciom Thetschel. Christian Wilhelm wychował dziewięcioro potomstwa – trójkę dzieci starszego brata Andreasa Gottlieba oraz szóstkę własnych. Najstarszy z rodzeństwa, Andreas Gottfried (1805–1879), sukiennik, był właścicielem domu stojącego w miejscu dzisiejszej kamienicy przy ul. A. Mickiewicza 14 (Dolne Przedmieście 57). Około 1829 r. poślubił Johannę Friederikę, córkę fabrykanta sukna Johanna Harwatha. Był ojcem pięciu córek, R e l a c j e Christian Wilhelm Zipser i Johanna Josepha Zipser z domu Andraschke Ze zbiorów Margarete Nitsch Budynek fabryczny przy ul. S. Sempołowskiej, w latach 1842–1850 w łasność Christiana Wilhelma Zipsera, stan z 2005 r. Piotr Kenig które wydał za bielskich sukienników. Losy syna Karla Andreasa pozostają nieznane, natomiast Gustav Heinrich był buchalterem w Wiedniu. Drugi z pasierbów, Karl Johann (ok. 1807–1871), poślubił przed 1837 r. Christinę Amalię, córkę bielskiego kupca Karla Steinbrechera. Po teściu przejął dom przy Dolnym Rynku 137 (obecnie pl. F. Smolki 6). Był kupcem i współudziałowcem w kilku firmach branży wełnianej. O spółce z braćmi i ojczymem już wspomniano, równocześnie około lat 1847–1849 wspólnie z Johannem Bartelmussem dzierżawił przędzalnię braci Piesch w Wapienicy 71, gdzie bez powodzenia próbował uruchomić obróbkę bawełny. W późniejszych latach był właścicielem fabryki sukna w Skoczowie oraz prowadził handel wielobranżowy w Bielsku. Miał sześcioro potomstwa. Losy dwóch synów, Karla Antona oraz Emila Ferdinanda, pozostają nieznane, Ludwig Theodor był buchalterem, a Friedrich Wilhelm urzędnikiem. Starsza córka, Leontine Helene, wyszła za fabrykanta sukna Emila Ribberta (firma Bracia Ribbert w Komorowicach), młodsza, Malvine Auguste, za bielskiego farbiarza Franza Mänhardta. Wilhelm Traugott (1812–1874), starszy z naturalnych synów Christiana Wilhelma, poślubił przed 1839 r. Charlottę Friederikę, córkę Christiana Martina Schulza, fabrykanta sukna w Białej. Wszedł do firmy teścia jako wspólnik (Schulz & Zipser). Zmarł w Białej. Jego syn Robert Wilhelm był kupcem i agentem w Wiedniu, Adolf Heinrich fabrykantem sukna w Białymstoku, I n t e r p r e t a c j e lbert Julius mieszkał w Wiedniu, podobnie jak jego sioA stra Louise Charlotte. Młodszy syn Christian Heinrich (1816–?), żonaty z córką sukiennika Emilie Hermann, w latach 1842–1850 mieszkał w fabryce przy ul. św. Jana, sprawując tam zapewne stały nadzór nad produkcją. W księgach metrykalnych parafii ewangelickich odnotowano urodzenie czterech córek oraz dwóch synów z tego małżeństwa. Po 1860 r. małżonkowie opuścili Bielsko-Białą. Ich dalsze losy pozostają nieznane. Pasierbica Eleonora Elisabeth wydana została za bielskiego sukiennika Ferdinanda Hoinkesa. Spośród czterech rodzonych córek Christiana Wilhelma – Dorothea (1810–?) poślubiła sukiennika Eduarda Bartkego, Johanna Karolina (1815–1900) bielskiego architekta i budowniczego Johanna Carla Bayera, Anna Rosina (1818–?) wyszła za zarządcę z Białej Georga Jany’ego, a Maria Friederika (1822–?) została żoną wiedeńskiego kupca Wilhelma Heinricha. Christian Wilhelm i Johanna Josepha Zipserowie spoczęli na bielskim cmentarzu ewangelickim przy dzisiejszej ul. A. F. Modrzewskiego (sektor II, rząd 1, grób 1). Ufundowany przez ich potomków okazały piaskowcowy nagrobek zachował się po dziś dzień, jednak upływ czasu zatarł całkowicie umieszczone na nim inskrypcje. Najmłodszy z synów Gottfrieda Zipsera, Karl Traugott (1790–1853), odziedziczył po ojcu dom na Dolnym Przedmieściu 174, gdzie działał jako producent sukna. W 1814 r. ożenił się z Johanną Eleonorą, córką Gottlieba Bartkego (Batkego), współwłaściciela „fabryki sukna” Solich, Bock & Batke. Trzy córki wyszły za bielskich sukienników. Najstarszy z synów, Karl Gustav (1816– 1873), przypuszczalnie opuścił Bielsko. Drugi, Julius Eduard (1818–1871), zrobił karierę jako kupiec i właściciel firmy spedycyjnej. Poślubił córkę pruskiego radcy dworu, Theklę Babette Pietsch. Działał w Lipniku-Białej, gdzie przyszło na świat jego potomstwo: Julius Hermann, profesor Szkoły Przemysłowej w Bielsku; Hermine Thekla, żona Ericha Schwarza, dyrektora fabryki obić zgrzebnych Adolf Mänhardt w Bielsku; Anna Marianna, żona finansisty Theodora Sixta, a następnie Viktora Pfistera, dyrektora fabryki sukna Eduard Zipser & Sohn w Mikuszowicach. Losy Wilhelma Traugotta pozostają nieznane. W 1834 r., po śmierci pierwszej żony, Karl Traugott poślubił Charlottę, córkę bielskiego kupca Karla Friedricha Sennewaldta. Mieli dwoje dzieci. Córka Maria Luisa (1936–?) została żoną Karla Friedricha Bathelta, syna bielskiego fabrykanta sukna, zaś syn Erich Theodor zmarł w niemowlęctwie. W 1854 r. Julius Eduard Zipser odziedziczył po ojcu budynek nr 82. W następnych latach prowadząca na peryferie miasta droga, przy której ulokowana była posesja, całkowicie zmieniła swój charakter. Jako ulica dojazdowa do uruchomionego w 1855 r. dworca kolejowego była systematycznie zabudowywana okazałymi kamienicami. Dom Zipserów, stojący teraz przy ul. Kolejowej 22 (obecnie N. Barlickiego), został wydzierżawiony małżonkom Aloisowi i Rosalii Duxom, przybyłym z Jastrzębia Zdroju na pruskim Śląsku. Ci urządzili w nim pierwszy w Bielsku hotel, nazwany Nordbahn, otwarty w 1857 r. W takim charakterze budynek funkcjonował przez blisko siedem dekad. Po śmierci Juliusa Eduarda nieruchomość została sprzedana, na początku XX w. należała do żydowskiej rodziny Michników. W latach 20. dawny hotel, zakupiony przez Śląski Bank Eskontowy, przebudowano do dzisiejszej postaci. Archiwum Nagrobek Christiana Wilhelma Zipsera i jego żony na starym cmentarzu ewangelickim w Bielsku Kamieniczka przy ul. Cechowej 2 w miejscu dawnego domu Christiana Wilhelma Zipsera Aleksander Dyl R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e 27 Whisky z lodem Rozmowa z Adamem Sikorą Adam Sikora (ur. 1960 w Mikołowie) – operator filmowy, reżyser, fotografik, malarz. Absolwent Wydziału Operatorskiego PWSFTviT w Łodzi. Autor zdjęć do kilkunastu filmów fabularnych, kilkunastu dokumentalnych oraz kilkudziesięciu spektakli telewizyjnych. Jeden z najbardziej rozchwytywanych operatorów filmowych ostatnich lat. Współpracował m.in. z Lechem Majewskim, Piotrem Dumałą, Jerzym Skolimowskim, laureat wielu nagród, w tym Srebrnej Żaby za zdjęcia do Angelusa na Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Plus Camerimage 2001. Realizuje także własne filmy fabularne (ostatnio Ewę i Wydalonego) oraz dokumentalne (Boże Ciało, Paweł). Marzena Kocurek – filmoznawczyni, absolwentka podyplomowych studiów gender na UJ. Działa w Stowarzyszeniu Montaż. Współzałożycielka projektu edukacyjnego Czytelnia Kultury. Tomasz Gruszczyk – kulturoznawca, literaturoznawca. Publikował m.in. we „Frazie” oraz książce Świat przez pryzmat JA. Prowadzi Czytelnię Kultury. Członek bielskiego Stowarzyszenia Montaż. 28 R e l a c j e Marzena Kocurek, Tomasz Gruszczyk: W programie tegorocznego festiwalu „Kino na Granicy” znajdujemy aneks do ubiegłorocznej retrospektywy Pana twórczości. Ale wiemy, że gości Pan w Cieszynie nie tylko wtedy, gdy prezentowane są Pańskie filmy. Proszę powiedzieć, co przyciąga Pana do Cieszyna, czym ten festiwal różni się od innych? Adam Sikora: Nie ma znowu aż tak dużo festiwali, na któ- rych są wyświetlane moje filmy... Sądzę, że ten różni się od pozostałych programem. Cieszyn to jedyne chyba miejsce, gdzie prezentowane są filmy polskie obok czeskich, oryginalny i niepowtarzalny jest zatem styk tych dwóch kinematografii. Z tego właśnie powodu zawsze z ogromną przyjemnością tu przyjeżdżam. Mogę obejrzeć i bardzo dobre retrospektywy mistrzów, i bardzo interesujące czeskie filmy współczesne. To jest niesamowita wartość tego festiwalu, że możemy poznać kinema- tografię bardzo dobrą, o której niewiele wiemy w Polsce – mam na myśli szczególnie współczesne kino czeskie. Chcemy zapytać Pana o współpracę z Lechem Majewskim, która rozpoczęła się, o ile dobrze pamiętamy, w roku 1997 telewizyjnym filmem Pokój saren. Później był Wojaczek, następnie Angelus, teraz zaś oglądamy w Cieszynie Młyn i krzyż, Panów najnowszy film. Wszystkie te tytuły, przynajmniej dla nas, w naszym odbiorze charakteryzują się szczególną wyrazistością plastyczną, obrazową. Czy można by zaryzykować twierdzenie, że to właśnie ten wspólny mianownik Waszych osobnych, autorskich wizji kina, w którym się odnajdujecie? Trudno mi powiedzieć, czy się odnajdujemy, czy nie odnajdujemy; w dodatku to są jednak trochę różne filmy. Wojaczek jest zupełnie inny od Angelusa, Angelus jest zupełnie inny od tego najnowszego. Myślę, że mamy po- I n t e r p r e t a c j e Marzena Kocurek To m a s z G r u s z c z y k pili tylko na Titanicu... dobne spojrzenie, może podobne rzeczy nas w kinie interesują. Lech też jest malarzem, też ma bardzo dużą wiedzę na temat obrazu i bardzo dużą wagę przywiązuje do warstwy wizualnej, w niej widzi tworzywo narracji filmowej. To jest dosyć unikalne spojrzenie, jeśli chodzi o reżyserów. Zazwyczaj reżyserzy podstawą filmu, budulcem scenariusza czynią jakąś historię, pewien dramat – albo inaczej: jakąś relację pomiędzy ludźmi. Lech natomiast skupia się na obrazie, który ma być nośnikiem. I rzeczywiście, chyba to nas połączyło w pewnym momencie i sprawiło, że nasza współpraca zaowocowała takimi właśnie filmami. Filmami, których ważnym, acz nie jedynym tematem jest Śląsk. W każdym przygląda mu się Pan, fotografuje go z innej perspektywy. W Angelusie mieliśmy nieomal realizm magiczny śląskiego fenomenu na skalę światową, w Wojaczku natomiast czarno-białą mitografię mikołowskiego poety. Wreszcie rok temu zrealizował Pan własny film o Śląsku, Ewę, który można zobaczyć na cieszyńskim festiwalu. I w Ewie znowu zmienia się perspektywa, pojawia się nowy wątek, czyli kwestia społeczna – Śląsk zyskuje w ten sposób jakiś inny wymiar, którego wcześniej w filmach tworzonych przez Lecha Majewskiego i Pana nie było. Czy zatem trzeba było zrezygnować z tej współpracy, zrealizować własny projekt, by mogło się pojawić współczesne tło społeczne? To, o czym państwo mówią, to są równoległe wątki, pojawiające się we wszystkich tych filmach, choć w różny sposób. W przypadku Angelusa Śląsk jest rodzajem niezwykle atrakcyjnej scenografii, a warstwa wizualna filmu nawiązuje do stylistyki malarstwa prymitywnego, malarstwa twórców związanych z Grupą Janowską, o której opowiada. Gdy myśleliśmy o obrazie do tego filmu, to operowaliśmy takim językiem, jakim operowali ci właśnie malarze, nawiązywaliśmy do niego. Czyli jest to jakiś rodzaj stylizacji. Natomiast w przypadku Ewy chcieliśmy z Ingmarem Villqistem po prostu R e l a c j e opowiedzieć dramat, który rozgrywa się między ludźmi. Jest to bowiem film o pewnych emocjach – przede wszystkim o trudnej miłości dwojga ludzi – z konkretnym tłem społecznym, współczesnym Śląskiem i jego problemami. Tylko że kwestia społeczna nie była dla nas najważniejsza, nie chcieliśmy robić kina społecznego. To raczej kino, w którym społeczny kontekst jest zaledwie tłem – i dlatego właśnie uznaliśmy, że musimy operować językiem wizualnym dużo bardziej uproszczonym, bardziej przezroczystym, który podporządkowany jest dramaturgii, akcji tego filmu. Chodziło nam o to, żeby wizualność nie zdominowała historii ani bohaterów i ich relacji. Stąd ta neutralność i przezroczystość obrazu. No właśnie, Ewa różni się od poprzednich Pana „śląskich” filmów rolą obrazu, który już nie jest nośnikiem znaczeń, bo staje się nim fabuła, historia. Ale przecież w tym samym czasie realizuje Pan Wydalonego. Film, który dla każdego, kto zetknął się z twórczością Samuela Becketta, jest na wskroś Beckettowski, a jak doskonale pamiętamy, w prozie Irlandczyka trudno doszukać się klasycznej fabuły, za to najciekawsze rzeczy dzieją się w języku. Pan jednak zrezygnował z dialogów, z jakiegokolwiek słowa. Czy to posunięcie wynikało z problemów z prawami autorskimi do spuścizny Beckettowskiej, czy też był to świadomy zamysł artystyczny? Nie, to była świadoma decyzja, od samego początku w ogóle nas poziom dialogu nie interesował. Ale język Becketta – w tym filmie jest. To przecież głównie język opisowy, to minimalizm rozmów, to brak komunikacji między bohaterami, a nawet jeśli próba komunikacji już następuje, są to bardzo lapidarne, jakieś szczątkowe jej formy. Całe bogactwo językowe u Becketta ujawnia się w opisie. I to znalazło swój wyraz w naszym projekcie. To obraz przejął funkcję opisu, to obraz stał się słowem. Dlatego zupełnie nam nie brakowało warstwy językowego kontaktu między naszymi bohaterami, Adam Sikora Jacek Drygała Fotosy z Wydalonego oraz zdjęcie Adama Sikory otrzymaliśmy dzięki uprzejmości producenta, Magic Production. I n t e r p r e t a c j e 29 bo między nimi tak naprawdę w ogóle nie ma kontaktu. Są tak autystyczni, że nie ma miejsca na jakikolwiek kontakt. W takim razie, czy odbiór tego filmu nie musi zostać poprzedzony lekturą Becketta, by stał się on w ogóle czytelny? Sadzę, że nie, że to nie ma znaczenia. Czyli język obrazu jest tu uniwersalny? Trudno mi powiedzieć, jaki jest odbiór tego filmu, ale myślę, że nie jest konieczna znajomość prozy Becketta, żeby go oglądać. Wydaje mi się, taką mam nadzieję, że jest samoistnym tworem. Owszem, wyrasta z prozy Becketta, bo to ona jakby wywołała w ogóle myślenie o nim, ale uważam, że film tworzy dość autonomiczną całość i że kontekst Beckettowski nie jest bezwzględnie konieczny do jego odbioru. Na spotkaniu przed projekcją Wydalonego powiedział Pan, że film przesiąknięty jest komizmem. Komizmem, który obok upadku i dezintegracji postaci jest najważniejszy w całej twórczości prozatorskiej Becketta, prawda? Kadry z filmu Wydalony w reżyserii i ze zdjęciami Adama Sikory Jacek Drygała 30 R e l a c j e Tak, tak, komizm jest integralnie wpisany w jego twórczość, a my staraliśmy się to w jakiś sposób przenieść na ekran. Ale tak naprawdę komizm Becketta zrozumiałem, gdy kręciliśmy Essential Killing ze Skolimowskim. Tam dźwiękowcami byli Irlandczycy i dzięki nim pojąłem irlandzkie poczucie humoru, taką tajemnicę pisarza. Pamiętam, staliśmy na zamarzniętym jeziorze gdzieś w Norwegii już czwartą godzinę, było strasznie zimno – zapytałem wtedy dźwiękowca, czy whisky pije się z lodem, czy bez. On powiedział: „Słuchaj, whisky z lodem pili tylko na Titanicu”... Wtedy pojąłem całą tajemnicę Becketta, zrozumiałem, jakie znaczenie dla jego twórczości miał fakt, że był Irlandczykiem. Choć pisał przecież po francusku... ...to zachował irlandzkie poczucie humoru. Całą tę prozę można tak czytać, przez ten pryzmat. Jest w niej oczywiście wymiar dramatyczny, tragiczny, ale wszystko jest podszyte takim zupełnie fantastycznym poczuciem humoru. Absurdalnym, sarkastycznym. To bodaj Baudelaire nazwał ten rodzaj humoru bezlitosnym, pisał, że to śmiech, którym można zabijać. Takie połączenie nędzy człowieka, tragedii jego upadku z komizmem jest także w Wydalonym. Czy to prawda, że film nie będzie miał żadnej dystrybucji? Nie, na pewno nie. I nie ma szansy, żeby w jakiś sposób go zdobyć? Nie planuje Pan żadnych wydań, choćby na DVD? Na razie nie, zresztą tym zajmują się panie, które prowadziły produkcję. Ten film ma swoje życie festiwalowe. Tak sobie jeździ po różnych przeglądach, ma dosyć dobre recenzje, natomiast dystrybutorów w Polsce bardzo trudno jest przekonać do tego rodzaju rzeczy. Już Ewa miała na początku ogromny problem z rozpowszechnianiem, co wydaje mi się dziwne, bo jest to film, który operuje prostym językiem, nie jest pod tym względem jakiś szczególnie trudny. A ze znalezieniem dystrybutora mieliśmy spore trudności. Zatem w przypadku Wydalonego nawet nie próbowaliśmy szukać. Zasadnicze pytania dystrybutora są takie: czy w filmie gra gwiazda znana z telenoweli, czy to jest komedia? Jeżeli film nie spełnia tych dwóch podstawowych kryteriów, to potencjalnego dystrybutora przestaje on interesować. Ale to nie przeszkadza Panu w planowaniu i realizacji nowych filmów... Właśnie – mamy w Cieszynie aneks do zeszłorocznej retrospektywy Pana twórczości, można więc wnioskować, że ostatni rok był pracowity i owocny. Tak to się zbiegło – kilka projektów w ciągu ostatnich paru lat. I n t e r p r e t a c j e Festiwalowa publiczność „Kina na Granicy”... fotoSprinter.pl Jak wygląda teraz Pana wzięcie jako operatora, a może planuje Pan jakiś własny film? Wiemy, że robi Pan obecnie zdjęcia w Pradze z Davidem Ondričkiem. Czy blisko już do sfinalizowania tego projektu? Blisko do ukończenia zdjęć, zostało nam chyba dziesięć dni zdjęciowych, tak więc w połowie maja będziemy mieli surowy materiał. Nie wiem, kiedy planowana jest premiera, podejrzewam, że w przyszłym roku. Ale rzeczywiście, jeśli chodzi o pracę operatorską, jest to dosyć intensywny czas, robię obecnie kilka filmów. Między innymi z Baronem (Arturem Więckiem), między innymi w Cieszynie, to znaczy głównie w Cieszynie... Może powiedzieć Pan coś więcej? Hmm... no, to nowy film Barona... Są trudne czasy dla filmowców, dla reżyserów, dla twórców. Tak naprawdę to czas producentów, oni dyktują warunki. Jest oczywiście obecnie kilku ciekawych producentów, kilka ambitnych projektów, jak chociażby nowy zespół prowadzony przez Jerzego Kapuścińskiego, Studio Filmowe Kadr, które ma na swoim koncie i Rewers, i ostatnio Salę samobójców. Jednak to może jedyna taka osoba, jedyne takie miejsce na mapie polskiej kinematografii. Poza nim producenci oczekują tylko jednego – i nie ma miejsca na poważne sprawy. ...a wśród niej Adam Sikora fotoSprinter.pl Bardzo enigmatyczna odpowiedź! Czy Cieszyn w tym filmie to tylko scenografia, czy też może będzie grał jakąś ważną rolę? Nie, Cieszyn nie gra w nim siebie, ani raz nie pada w tym filmie nazwa Cieszyn, ale jest głównym bohaterem w sensie miejsca, w sensie scenograficznym. Jest cudownym miastem, poprzez ten film poznaję je coraz lepiej, głębiej, wchodzimy w takie różne, fantastyczne zaułki – to jest świetne miasto do fotografowania! Jeśli zaś chodzi o własny projekt, to przyznam: nie mam czasu na własne projekty. Myślimy co prawda z twórcami Wydalonego o jego kontynuacji... To poważne plany? Tak, jak najbardziej. Ale wciąż tylko plany; co z tego wyjdzie – zobaczymy. Zapewne trzeba by szukać tego filmu wyłącznie na festiwalach i przeglądach, a szkoda, że tylko tam. Niedawno Kazimierz Kutz o głównym nurcie polskiej kinematografii, który w kinach prezentowany jest najczęściej i najchętniej oglądany, wyraził się krótko, acz dosadnie, mówiąc, że to „kino dla debili robione przez idiotów”. R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e 31 Andrzej Kierczak* Kreatywnym być! Musisz być kreatywny – słyszę co chwila. I ambitnie, co chwila, próbuję sprostać temu wyzwaniu. * Pseudonim 32 R e l a c j e Jako artysta plastyk odrzucam wszelkie tradycyjne formy – nie maluję obrazów, nie wykonuję rzeźb, czasem tylko coś nazwę happeningiem lub instalacją, względnie sprejem pomażę jakąś ścianę. Do tego chętnie dołożę wykład o wyższości czarnej kropki nad całą sztuką figuratywną. W dziedzinie muzyki poważnej stawiam na śpiew ptaków i skrzypienie starej szafy, a w rozrywce moimi idolami są komputer (kompozycje) i komórka (dzwonki). Jako artysta teatru przeganiam do rezerwatu Szekspira, Moliera i Mrożka, by oddać scenę blogerom i specjalistom od montowania w przypadkowe spektakle nieprzypadkowych strzępów słów, a nawet zdań. Jako kreatywny literat i krytyk nie będę występował, bo tych profesji już nie ma. Literaturę zastąpił esemes, bez polskich znaków, kropek, przecinków i dużych liter. Im tańszy, najlepiej w promocji, tym lepszy. W rolę krytyka wcielił się natomiast telewizyjny spiker, któremu podoba się wszystko, co pokazuje jego stacja. Kreatywny talent mogę pokazać jako organizator eventów (dawniej: imprez). Tu wielką inwencją, wiedzą i sztuką trzeba się wykazać zwłaszcza przy wyborze miejsca akcji. Możliwości są dwie: ruina poprzemysłowa (tzw. industrial) lub dzika przyroda (tzw. natura). Do pierwszej wtłaczamy resztki z pozostałej jeszcze klasyki, by w zderzeniu z charakterystycznymi dla niej ładem i harmonią ukazać porażające piękno odrapanych i brudnych ścian. Przyrodzie z kolei, w myśl zasady dzikie do dzikiego, podrzucamy coś absolutnie współczesnego, np. chór zachrypniętych polskich kiboli. Wybór miejsca akcji zwalnia organizatorów eventu z dalszej Agata Tomiczek-Wołonciej pracy. Program ustalą sobie obecni na miejscu zdarzenia wykonawcy i publiczność, w cudowny, bo samoczynny sposób, przemienieni w jedną wielką wolontaryjną wspólnotę. I tak dalej, i tym podobnie. Magiczne słowo „kreatywność” działa cuda. Wielokrotnie powtarzane przy różnych dziwnych okazjach jest traktowane jak niezbędny atrybut nowoczesności. Jeśli chcesz, żeby twoja praca była doceniana, to nazwij ją kreatywną. Jeśli chcesz awansować, na przykład, nie daj Boże, zostać dyrektorem, to wszystkim wokół musisz wytłumaczyć, że jesteś kreatywny. Masz ambicję być artystą, choćby tolerowanym, nawet nie wybitnym, bez etykietki „kreatywny” ani rusz. Chcesz, by twoja impreza kulturalna została zauważona i doceniona – nazwij ją kreatywnym eventem! Wystarczy dobrych rad. Instrukcji „Jak odnieść sukces” w tym felietoniku nie będzie. Może w ogóle nie ma sensu robić problemu z tej „kreatywności”? Słowo jak słowo, a że akurat stało się modne? Kiedyś wszyscy w Polsce byli „solidarni”, od jakiegoś czasu wszystko jest „kultowe”, a każda niby-gwiazdka wykrzykuje z estrady, że jest „zaje...”. Z czasem i „kreatywność” wróci pewnie do swych pierwotnych znaczeń. Zajmie należne sobie miejsce w słowniku, a obok pojawi się dopisek. Może „rzadki”? Albo „przestarzały”? „Wulgarny” – chyba nie? A może: „obraźliwy”, „ironiczny”? Jaka historia, taki dopisek, jakie czasy – taki słownik. I n t e r p r e t a c j e ROZMAITOŚCI 16 lutego w sali koncertowej Państwowej Szkoły Muzycznej w Bielsku-Białej Marcin Żupański Chicago Quartet otworzył 13. Lotos Jazz Festival Bielską Zadymkę Jazzową. Tego wieczoru w auli PSM wystąpili również Mateusz Barabasz i część zespołu Besquidians, a w Klubie Klimat – saksofonistka Candy Dulfer. Wśród tytanów światowego jazzu, którzy zaszczycili swoją obecnością Zadymkę, znaleźli się: Avishai Cohen, Ahmad Jamal (zdobywca Anioła Jazzowego 2011), Joshua Redman oraz Eddie Henderson w towarzystwie polskich muzyków pod wodzą perkusisty Tomasza Grochota. Laureatem zadymkowego konkursu został Atom String Quartet, czyli: Krzysztof Lenczowski, Dawid Lubowicz, Mateusz Smoczyński, Michał Zaborski. Festiwal zakończył się 20 lutego koncertem The Hillbilly Moon Explosion w schronisku na Szyndzielni. Wśród imprez towarzyszących znalazły się: wystawa fotografii Barbary Adamek Midnight Talks – just listen & feel jazz, audycje nadawane przez Radio Katowice i telewizję internetową, pokazy sztuki audiowizualnej oraz koncerty promujące uczniów bielskiej szkoły muzycznej i studentów Akademii Muzycznej w Katowicach. 8 marca w cieszyńskim Domu Narodowym górale z Beskidu Śląskiego, Żywieckiego, Podhala, Spiszu, Zaolzia i Słowacji już po raz dwudziesty uczestniczyli w „Pogrzebie Basów”, tradycyjnej imprezie na koniec karnawału, zorganizowanej przez restaurację Targową we współpracy z Kazimierzem Urbasiem z zespołu Torka. Od XIX wieku w Cieszynie w każdy wtorek przed Popielcem kupcy zbierali się na Starym Targu, gdzie w dużej sali kamienicy Sarkandra odbywał się ostatni bal karnawału. Podczas tegorocznej imprezy muzycy mieli okazję odnowić znajomości, nawiązać nowe kontakty, a widzowie – posłuchać prawdziwej muzyki góralskiej, obejrzeć pokazy taneczne, spróbować regionalnych potraw. gnienia i czym chcą się podzielić z publicznością. Malarstwo z jednej strony przedstawiało kobiety piękne, subtelne, romantyczne, niekiedy zadumane, zagadkowe, poszukujące; z drugiej – wyrażało bunt wobec mechanicznego powielania ikony kobiecości, wyznaczanej zarówno przez masową pornografię, jak też potentatów reklamy i marketingu. Przez cały marzec wystawie towarzyszył Kobiecy salonik sztuki – spotkania, wykłady, warsztaty zorganizowane z myślą o zdrowiu, urodzie i kondycji. 17 i 18 marca Akademia Techniczno-Humanistyczna we współpracy z Kołem Naukowym American Club oraz Konsulatem Generalnym Stanów Zjednoczonych w Krakowie przygotowała seminarium poświęcone kultowej amerykańskiej Drodze 66 – Historic Route 66: 2000 miles or more of American Myth exemplified in Literature, Film, Music and Art. Organizatorem przedsięwzięcia był dr Jerzy Kossek z Katedry Anglistyki ATH. Podstawowym celem seminarium było przedstawienie stanu pracy badawczej prowadzonej w tej dziedzinie przez pracowników Katedry Anglistyki i zaproszonych gości z innych ośrodków akademickich (Łódź, Częstochowa, Kraków) oraz ze Stanów Zjednoczonych. W prezentacjach nie zabrakło odwołań do literatury, filmu, kultury masowej, a także relacji z poszukiwań lingwistycznych, historycznych i antropologicznych. W celu popularyzacji języka angielskiego wykłady były w nim prowadzone. Dopełnieniem programu seminarium były pokazy muzyczne i filmowe oraz wystawa motorów Harley Davidson. 21 marca w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej po raz czterdziesty trzeci wręczono Złote Maski. Nagrody zostały przyznane w siedmiu kategoriach. Statuetkę za najlepszą scenografię odebrała Eva Farkašová, współpracująca z Banialuką. W kategoriach: najlepsza rola kobieca i najlepsza rola męska zwyciężyli Beata Deutschman (z Teatru Zagłębia w Sosnowcu) i Kuba Abrahamowicz (z Teatru Polskiego w Bielsku-Białej). Nagroda za choreografię trafiła do Jakuba Lewandowskiego. Najlepszymi reżyserami okazali się Attila Keresztes i Grzegorz Kempinsky, a najlepszą rolę w teatrze lalkowym stworzyła Marta Popławska (z katowickiego Ateneum). W kategorii spektaklu roku jury nie przyznało nagrody. Galę prowadzili Anna Guzik i Włodzimierz Pohl. Wystawa Peter Michal Bohúň – malarz, który nas łączy, Muzeum w Bielsku-Białej Alicja Migdał‑Drost W Muzeum w Bielsku-Białej z okazji Dnia Kobiet można było oglądać wystawę pt. Kobiety malują kobiety. Joanna Sierko-Filipowska, Katarzyna Szydłowska i Martta Węg za pośrednictwem swoich obrazów zaprezentowały trzy niepowtarzalne historie – o kobietach, które malują kobiety, jak siebie widzą, jaki jest ich świat, jakie są ich pra- R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e 33 ROZMAITOŚCI 24 marca w bielskim Kolegium Nauczycielskim otwarta została wystawa ilustracji do książek dla dzieci autorstwa krakowskiej twórczyni Aleksandry Kucharskiej-Cybuch pt. Podróż w baśniowe światy. Było to pierwsze tego typu przedsięwzięcie w historii placówki. Wernisaż, w którym udział wzięli goście z zaprzyjaźnionych z uczelnią instytucji, pracownicy oraz studenci, uświetniło odczytanie prozy Oscara Wilde’a Słowik i róża oraz występ muzyków z Państwowej Szkoły Muzycznej w Bielsku-Białej. Wystawę, prezentującą 28 prac, oglądać można było do 15 kwietnia w holu budynku. 24 marca odbyło się VII Forum Bibliotekarzy Województwa Śląskiego poświęcone roli biblioteki w środowisku społecznym. Spotkanie zostało zorganizowane przez Oddział Towarzystwa Nauczycieli Bibliotekarzy Szkół Polskich w Bielsku‑Białej we współpracy m.in. z Książnicą Beskidzką, Pedagogiczną Biblioteką Wojewódzką, Sekcjami Bibliotekarskimi przy Oddziałach Związku Nauczycielstwa Polskiego w Częstochowie i Katowicach. W progach Wyższej Szkoły Administracji w Bielsku- ‑Białej spotkało się 315 uczestników z województw śląskiego i małopolskiego oraz Czech i Słowacji. Wystąpienia dotyczyły m.in. różnych form współpracy ze środowiskiem lokalnym, realizowania projektów edukacyjnych oraz badań społeczności lokalnych. Roli biblioteki szkolnej poświęcony był wykład dr Małgorzaty Gwadery z Uniwerytetu Śląskiego, a o bibliotece jako ważnym ośrodku edukacji środowiskowej i aktywności mówił przedstawiciel Centrum Wspierania Aktywności Lokalnej. 31 marca w Domu Kultury Włókniarzy odbyło się podsumowanie XVII edycji Ogólnopolskiego Konkursu Malarstwa Nieprofesjonalnego im. Ignacego Bieńka. Z 368 nadesłanych obrazów jury zakwalifikowało na wystawę 124 dzieła 119 autorów, reprezentujących różne techniki i spojrzenia na rzeczywistość. Przyznano 8 nagród i 9 wyróżnień. Pierwsze miejsce za obraz Hej kolęda, kolęda... zdobył Mieczysław Greń z Bielska-Białej; drugie – Irena Hulboj z Jasienicy za obraz Duma; trzecie – Stanisław Koguciuk z Pławanic za zestaw prac Ostatnia wieczerza i Cztery pory roku. Z okazji przypadającego na 2 kwietnia Międzynarodowego Dnia Książki dla Dzieci w Książnicy Beskidzkiej otwarto wystawę elementarzy z całego świata. Właścicielem tej niezwykłej kolekcji jest Słowak, Štefan Peteja, posiadający ponad 600 książek, wydanych w ciągu trzech ostatnich stuleci (najstarsza z 1896) i pochodzących ze 125 państw. Pracownicy biblioteki oraz obecna na wystawie Helena Jacošová, dyrektor Instytutu Słowackiego w Warszawie, przeczytali po kilka zadań z elementarzy: angielskiego, niemieckiego, polskiego i słowackiego. Wydarzeniem towarzyszącym było spotkanie z bielską autorką książek dla dzieci, Renatą Piątkowską. Zaprezentowała ona swoje najnowsze pozycje – Wieloryb i Gdyby jajko mogło mówić. O d 7 kwietnia do 15 maja w Galerii Wystaw Czasowych Muzeum w Bielsku-Białej prezentowano wystawę Peter Michal Bohúň – malarz, który nas łączy, efekt polsko-słowackiego projektu edukacyjnego skierowanego do dzieci i młodzieży po obu stronach granicy. Założeniem było przybliżenie historii, kultury i życia społeczno-gospodarczego dwóch ośrodków, w których żył i tworzył Bohúň. W realizacji projektu pomogły materiały bibliograficzno‑informacyjne, przygotowane zarówno dla nauczycieli, jak i uczniów, umożliwiające przeprowadzenie zajęć w szkołach i placówkach kulturalno‑oświatowych, oraz warsztaty w bielskim Muzeum i w Liptowskiej Galerii P. M. Bohúňa. Na wystawie można było zobaczyć wybrane dzieła malarza i powstałe z ich inspiracji prace uczniów. Podsumowaniem wszystkich działań będzie katalog zawierający informacje o projekcie, relacje z przeprowadzonych warsztatów, dokumentacje z wystaw i reprodukcje najciekawszych prac. C alineczka to najnowsza premiera (8 kwietnia) Teatru Lalek Banialuka. Spektakl wyreżyserował Witold Mazurkiewicz, bazując na dość swobodnej, ale ciepłej i optymistycznej adaptacji Marty Guśniowskiej. W efekcie powstało atrakcyjne wizualnie widowisko muzyczne: z pomysłową scenografią Zdjęcie z wystawy Bliski, ważny, świadek... Galeria Środowisk Twórczych Arturo Mari 34 R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e ROZMAITOŚCI uczestniczyła w warsztatach prowadzonych przez Ziutę Zającównę, aktorkę, adiunkta Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, oraz Tomasza Kmiecika, muzyka, artystę związanego z Piwnicą pod Baranami. Organizatorzy konkursu to Regionalny Ośrodek Kultury oraz Centrum Wychowania Estetycznego im. Wiktorii Kubisz w Bielsku-Białej. W Giuseppe Tavanti i Angela Avanzati, koncert Chopin we Włoszech Jarosława Koziary, melodyjnymi piosenkami, do których muzykę skomponował Gabriel Menet, z wartką akcją i niezwykle sympatyczną bohaterką, w postać której wcieliła się, występująca po raz pierwszy na deskach Banialuki, Marta Marzęcka. Losy Calineczki układają się w opowieść o poszukiwaniu przyjaźni i miłości, o potrzebie niesienia pomocy potrzebującym, wzajemnym szacunku, wrażliwości na cierpienie innych, dobroci. 15 kwietnia w Galerii Bielskiej BWA odbył się wernisaż X Ogólnopolskiego Biennale Rysunku i Malarstwa Uczniów Średnich Szkół Plastycznych. Biennale, zorganizowane przez bielski „Plastyk”, jest konkursem, a zarazem przeglądem umiejętności warsztatowych, inwencji i aspiracji uczniów szkół państwowych i prywatnych. W tym roku młodzież z 34 placówek nadesłała 609 dzieł malarskich i rysunkowych. Komisja konkursowa zwróciła uwagę na wysoką wartość artystyczną prac z Bielska-Białej, Częstochowy, Dąbrowy Górniczej, Katowic i Zabrza. Do wystawy pokonkursowej zakwalifikowano 60 obrazów i 40 rysunków. Laureatką Grand Prix została Sabina Pietrusa z Bielska-Białej. Jury nagrodziło jej pracę malarską pt. Wnętrza. Przyznano także po trzy nagrody główne. W dziedzinie malarstwa otrzymali je: Joanna Dutka z Zabrza, Wojciech Sętowski z Częstochowy i Anna Kotuła z Tarnowskich Gór; w dziedzinie rysunku: Barbara Skrzyniarz z Dąbrowy Górniczej, Kajetan Suliński z Gdyni i Mateusz Ogrodowski z Zabrza. R e l a c j e Archiwum Centro Italiano di Cultura 15 kwietnia Centro Italiano di Cultura zorganizowało w auli bielskiej szkoły muzycznej recital fortepianowy Chopin we Włoszech. Gwiazdą wieczoru był pianista Giuseppe Tavanti. Podczas wykonywania niektórych utworów mistrzowi towarzyszyła jego żona, Angela Avanzati. Chcąc zilustrować związki Chopina z Włochami, artyści zagrali m.in. Variazione sulla Marcia de I Puritani, Mazurca in la minore op. 17 n° 4, Souvenir de Paganini, Valzer in la bemolle maggiore op. 69 n° 1. W programie znalazły się również utwory Rossiniego i Belliniego, kompozytorów doskonale znanych Chopinowi, oraz m.in. Donizettiego, Pucciniego, Verdiego czy Einuadiego, dla których Chopinowska muzyka była inspiracją i wzorcem stylistycznym. W dniach 16 i 17 kwietnia w Centrum Wychowania Estetycznego w Bielsku-Białej odbyły się eliminacje wojewódzkie 56. Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego. W czterech turniejach – recytatorskim, „wywiedzione ze słowa”, teatrów jednego aktora oraz poezji śpiewanej – wzięło udział 26 laureatów etapów rejonowych. W konkursie recytatorskim zwyciężyli: Piotr Karasiński z Bielska-Białej, Mariusz Galilejczyk z Chorzowa, Monika Kulczyk z Żywca. W turnieju „wywiedzione ze słowa” najlepszy okazał się Mateusz Gola z Raciborza. Za najciekawszy monodram uznano prezentację Jakuba Zawadzkiego z Katowic, a zwyciężczynią turnieju poezji śpiewanej została Katarzyna Wietrzny z Bielska-Białej. Drugiego dnia młodzież dniach 26–30 kwietnia miał miejsce XII Międzynarodowy Festiwal Muzyki Sakralnej na Podbeskidziu „Sacrum in Musica”. Pierwszy koncert wypełniło oratorium Urbs amabilis z muzyką Zbigniewa Wodeckiego i poezją Leszka Aleksandra Moczulskiego. Wystąpili m.in. Beata Rybotycka, Ewa Uryga, Jacek Wójcicki, Janusz Radek, Zbigniew Wodecki oraz – w rolach narratorów – Maria Suprun i Kazimierz Czapla. Drugi dzień poświęcony był muzyce żydowskiej, zaśpiewał André Ochodlo z The Jazzish Quintet. Trzeciego dnia w ewangelickim zborze Zbawiciela rozbrzmiały śpiewy starocerkiewne w wykonaniu The Male Choir of St. Petersburg pod dyrekcją Wadima Afanasjewa. Gwiazdą czwartego dnia festiwalu była amerykańska sopranistka – Gwendolyn Bradley, która wystąpiła z wrocławskim chórem Spirituals Singers Band i Bielską Orkiestrą Kameralną pod dyrekcją Janusza Powolnego. Na zakończenie „Sacrum in Musica” wystąpił Paco Peña wraz z chórem Ave Sol z Bielskiego Centrum Kultury. 27 kwietnia w Galerii Środowisk Twórczych BCK otwarto wystawę poświęconą postaci i dziełu Jana Pawła II pt. Bliski, ważny, świadek... Wśród prezentowanych prac znalazły się m.in. symboliczne obrazy Macieja Bieniasza, czarno-białe abstrakcyjne płótna Tadeusza Wiktora, portrety papieża malowane przez Arkadiusza Walocha oraz zdjęcia Arturo Mariego – osobistego fotografa papieskiego, Leszka Mądzika – reżysera, scenografa i malarza, Mieczysława Kotlarczyka – twórcy krakowskiego Teatru Rapsodycznego, z którym związany był młody Karol Wojtyła. Jak podkreślał kurator wystawy, Piotr Czadankiewicz, ekspozycja skłaniała nie tylko do refleksji nad świadectwem życia wyjątkowego człowieka, ale również do poszukiwania odpowiedzi na zasadnicze, egzystencjalne pytania. (oprac. Agnieszka Kobiałka) I n t e r p r e t a c j e 35 REKOMENDACJE BIELSKO-BIAŁA 12. Ogólnopolski Festiwal Piosenki Aktorskiej dla Dzieci i Młodzieży „Śpiewanko” 16–17 czerwca, Dom Kultury w Hałcnowie Informacje: MDK – Dom Kultury w Hałcnowie, ul. Siostry Małgorzaty Szewczyk 1, tel. 33-816-23-28, www.mdk.beskidy.pl, [email protected] BYTOM 18. Międzynarodowa Konferencja Tańca Współczesnego i Festiwal Sztuki Tanecznej 26 czerwca – 9 lipca, Śląski Teatr Tańca Informacje: Śląski Teatr Tańca, ul. S. Żeromskiego 27, tel. 32-281-82-53, www.stt.art.pl, [email protected] CIESZYN 6. Festiwal Filmowy „Wakacyjne Kadry” 5–11 lipca, kino Piast, Teatr im. Adama Mickiewicza, COK Dom Narodowy Informacje: Urząd Miejski, Rynek 1, tel. 33-479-43-40, www.wakacyjnekadry.pl, [email protected] Festiwal „Make It Yourself” 19–21 sierpnia, Piwnica Teatralna i inne miejsca Informacje: Stowarzyszenie Cieszyńskiej Młodzieży Twórczej, ul. Srebrna 1a, tel. 694-183-295, www.miy.cieszyn.pl, [email protected] CHORZÓW Festiwal Muzyczny im. Ryśka Riedla 30–31 lipca, Wojewódzki Park Kultury i Wypoczynku – Pola Marsowe Informacje: Adam Antosiewicz, ul. J. Brzozy 41, 43-100 Tychy, tel. 32-327-75-09, www.festiwalryska.pl GLIWICE Międzynarodowy Festiwal Jazzowy „Jazz w ruinach” 5–13 sierpnia, ruiny Teatru Miejskiego Informacje: Stowarzyszenie Muzyczne Śląski Jazz Club, Rynek 18, tel. 503-806-535, www.sjc.pl, [email protected] 36 R e l a c j e K ATOWICE 17. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Performatywnych „A Part” 10–20 czerwca, Katowice – różne lokalizacje Informacje: Stowarzyszenie Teatralne A Part, ul. N. Barlickiego 15b/4, tel. 32-250-39-04, www.apart.art.pl, [email protected] 6. Off Festival 5–7 sierpnia, Dolina Trzech Stawów Informacje: Fundacja Independent, ul. Powstańców 23, 41-400 Mysłowice, www.off-festival.pl, [email protected] MILÓWKA Międzynarodowa Gala Orkiestr Dętych 2–3 lipca, Gminny Ośrodek Kultury Informacje: Gminny Ośrodek Kultury, ul. Dworcowa 1, tel. 33-863-73-99, www.milowka.pl, [email protected] PSZCZYNA 3. Pszczyński Weekend Teatralny 1–3 lipca, Rynek, Park Zamkowy, uliczki Starego Miasta Informacje: Pszczyńskie Centrum Kultury, ul. Piastowska 1, tel. 32-210-45-51, www.pckul.pl, [email protected] TARNOWSKIE GÓRY 10. Tarnogórskie Spotkania Jazzowe 26 maja – 5 czerwca, Pałac w Rybnej Informacje: Pałac w Rybnej, ul. Powstańców Warszawskich 83, tel. 32-284-18-37, www.palacrybna.pl, [email protected] WISŁA 24. Wojewódzki Przegląd Dziecięcych Zespołów Folklorystycznych 11–12 czerwca, amfiteatr im. Stanisława Hadyny Informacje: Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku‑Białej, ul. 1 Maja 8, tel. 33-812-69-08, www.rok.bielsko.pl, [email protected] ŻORY Projekt Teatron – Festiwal Teatrów i Widowisk Ulicznych 6–7 sierpnia, rynek i dzielnice miasta Informacje: Miejski Ośrodek Kultury, ul. Dolne Przedmieście 1, tel. 32-434-24-36, www.mok.zory.pl, [email protected] 4 8 . T y d zie ń K u lt u ry B eski d zkiej w tym: 42. Festiwal Folkloru Górali Polskich w Żywcu 22. Międzynarodowe Spotkania Folklorystyczne w Wiśle 64. Gorolski Święto w Jabłonkowie 17. Festyn Istebniański w Istebnej, 33. Wawrzyńcowe Hudy w Ujsołach 30 lipca – 7 sierpnia, Wisła, Szczyrk, Żywiec, Maków Podhalański, Oświęcim, Istebna, Ujsoły, Jabłonków Informacje: Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku-Białej, ul. 1 Maja 8, tel. 33-812-69-08, www.rok.bielsko.pl, www.tkb.art.pl WĘGIERSKA GÓRKA 5. Rekonstrukcja Historyczna „Wrzesień 1939” 9 lipca, schron bojowy Wędrowiec Informacje: Ośrodek Promocji Gminy Węgierska Górka, oś. XX-lecia II RP 2, tel. 33-864-21-87, www.wegierska-gorka.opg.pl, [email protected] Więcej informacji o imprezach w województwie śląskim na stronie: silesiakultura.pl I n t e r p r e t a c j e GALERIA Kazimierz Gajewski Miasto nocą Kazimierz Gajewski (rocznik 1950) od ponad trzydziestu lat zajmuje się fotografią. Brał udział w wystawach krajowych (m.in. w Bielsku-Białej, Częstochowie, Kielcach, Łodzi, Warszawie) i zagranicznych (m.in. w Baia Mare, Kanagawie, Kieżmarku, Los Angeles, Wolfsburgu). Zdobywał nagrody i wyróżnienia. Jest członkiem Beskidzkiego Towarzystwa Fotograficznego i Związku Polskich Artystów Fotografików. Uczy w Podhalańskiej Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Nowym Targu i Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. Fotografuje przede wszystkim krajobrazy i architekturę, ale zajmuje się też fotografią reklamową. W swoich pracach wykorzystuje rzadko dziś stosowaną technikę gumową oraz cyfrową obróbkę zdjęć.