Pobierz pdf

Transkrypt

Pobierz pdf
Przełożyła
Paulina Błaszczykiewicz
Tytuł oryginału
MALENTENDU À MOSCOU
Copyright © Éditions de L’Herne, 2013
Published by arrangement with Agence litteraire Astier-Pécher
All rights reserved
Projekt okładki
Anna Pol
Zdjęcie na okładce
© VU Images/East News
Wstęp
Redaktor prowadzący
Anna Czech
Re­dak­cja
Joanna Habiera
Ko­rek­ta
Maciej Korbasiński
Łamanie
Ewa Wójcik
ISBN 978-83-8069-005-9
Warszawa 2015
Wy­daw­ca
Pró­szyński Media Sp. z o.o.
02-651 War­sza­wa, ul.Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Druk i opra­wa
OZGraf S.A.
10-417 Olsztyn, ul. Towarowa 2
Pewnego razu w Moskwie, obszerna nowela powstała
w latach 1966–1967, miała stać się częścią cyklu Kobieta
zawiedziona z 1968 roku. Mimo jej oczywistych zalet
Simone de Beauvoir zastąpiła ją ostatecznie Wiekiem
umiaru*. Po raz pierwszy Pewnego razu w Moskwie
opublikowano w 1992 roku, w trzynastym numerze
pisma „Roman 20–50”.
Pewnego razu w Moskwie to opowieść o (przezwyciężonym in fine) kryzysie – małżeńskim i egzystencjalnym – którego podczas podróży do Moskwy
doświadczają Nicole i André, para starzejących się
nauczycieli na emeryturze. Na miejscu oczekuje ich
* We Francji książka Femme rompue, L’age de la discretion, Monologue (1967) zawierała trzy tytułowe nowele, które
w Polsce (bez Monologue) ukazały się w Państwowym Instytucie Wydawniczym w przekładzie Ewy Gryczko jako Kobieta
zawiedziona (1989).
5
Masza, córka André z pierwszego małżeństwa. Sposób
narracji doskonale przystaje do tematu powieści. Simone de Beauvoir rytmicznie krzyżuje ze sobą punkty
widzenia Nicole i André w krótkich sekwencjach (dwudziestu czterech na przestrzeni całego utworu). Tym
sposobem czytelnik zyskuje pozycję uprzywilejowaną
względem pogrążonych w błędnych interpretacjach,
zamkniętych w tajonym rozczarowaniu i chorobliwej
urazie bohaterów. Taki sposób prowadzenia narracji
pozwala autorce także przeprowadzić porównanie
między kobiecym a męskim punktem widzenia, wskazać ich różnice (refleksje André dotyczą spraw politycznych, Nicole zaś postrzega świat przez pryzmat
własnej wrażliwości) oraz podobieństwa. Simone
de Beauvoir posługiwała się taką – podwójną – perspektywą już we wcześniejszych swoich powieściach
(w Cudzej krwi i Mandarynach), dopiero teraz jednak
wykorzystała ją w pełni.
Jak podpowiada tytuł francuski [Malentendu
à Moscou – Nieporozumienie w Moskwie], nowela
wiąże ze sobą historię indywidualną i historię zbiorowości. Do nieporozumienia między małżonkami
dochodzi podczas podróży, która rodzi także rozczarowanie natury politycznej. Powieść de Beauvoir
stanowi tym samym (krytyczne) świadectwo realiów
życia w Związku Radzieckim w latach sześćdziesiątych.
Autorkę zainspirowały z pewnością jej własne wizyty
w ZSRR, dokąd – na zaproszenie związku pisarzy
– wyjeżdżała z Sartre’em wielokrotnie w latach 1962–
1966. (Sartre spotykał się tam ze swoją przyjaciółką,
Leną Zoniną, której rysy można odnaleźć w postaci
Maszy). To właśnie przez konkretne doświadczenia
głównych bohaterów, otwartych na sytuacje i wrażenia, ukazane zostają przemiany tego kraju oraz
rozmaite jego problemy wynikłe z biurokratycznych
absurdów. Sytuacja kulturalna Związku Radzieckiego
i jego polityka zagraniczna, zdominowana w tamtym
czasie przez napięcia radziecko-chińskie, stają się
tematem rozmów Maszy i jej ojca, który ostatecznie,
nie odnalazłszy w Moskwie ideałów socjalizmu, doznaje rozczarowania. Krytyka reżimu podjęta w autobiograficznym Tout compte fait powstałym w 1971
roku, po inwazji na Czechosłowację, będzie ostrzejsza
i bardziej skupiona na problemie wolności.
Pewnego razu w Moskwie pozostaje jednak pełnym
interesujących detali dokumentem na temat sytuacji w ZSRR. Wychodząc od kryzysu małżeńskiego,
de Beauvoir odnosi się również do tematów znacznie
bardziej uniwersalnych. Bohaterki prezentują rozmaite
aspekty sytuacji kobiet – zarówno w Wieku umiaru, jak i w Pewnego razu w Moskwie. Nicole, mimo
iż w młodości gotowa była walczyć o emancypację,
pochłonięta przez życie rodzinne, opłakuje niespełnione ambicje. W Wieku umiaru Irène, narzeczona
jej syna, reprezentuje młode pokolenie, które pozornie godząc ze sobą rozmaite sfery życia, w żadnej
6
7
z nich nie spełnia się całkowicie. Natomiast swoboda
i niezależność Maszy wynikają z równouprawnienia
płci w ZSRR. Kolejnymi problemami, jakie w noweli
porusza autorka, są zagadnienia komunikacji oraz
starości z jej bolesnymi objawami – zużyciem ciała, odrzuceniem seksualności, rezygnacją z planów
i utratą nadziei. Refleksja nad starzeniem prowadzi
autorkę do pytania o czas (które w utworze staje się
jednocześnie hołdem złożonym Proustowi). Zamęt,
w jakim pogrążają się bohaterowie, nadaje niekiedy ich
rozważaniom wzruszającej liryczności. Niemożliwość
wyjaśnienia pogłębiającego się kryzysu skłania bohaterów do zanurzenia się coraz głębiej w przeszłości,
by doprowadzić ich w końcu do podstawowych pytań
o sens ludzkiego życia. „Nicole zdjął przerażający
lęk – lęk przed istnieniem, trudniejszy do zniesienia
nawet niż lęk przed śmiercią”. Wszystkie te problemy
i tematy łączą się w powieści i uzupełniają wzajemnie. W centrum znajduje się Masza, przewodniczka
i tłumaczka, której obecność powoduje kryzys, a jednocześnie wpływa na wzrost świadomości.
W Wieku umiaru, który zastąpił Pewnego razu
w Moskwie, Simone de Beauvoir wraca do motywu
starzejącej się pary poróżnionej nieporozumieniem
i umieszcza w nowym kontekście wiele fragmentów
wcześniejszej noweli. Porzuca jednak całkowicie wątek
Związku Radzieckiego oraz prezentuje wyłącznie punkt
widzenia przeżywającej kryzys kobiety. W ten sposób
8
Wiek umiaru ściślej łączy się z Kobietą zawiedzioną.
Porzucenie wątków i redukcja perspektywy narracyjnej
późniejszej noweli uwydatniają tym bardziej bogactwo
Pewnego razu w Moskwie i doskonale uzasadniają
wydanie go jako osobnego, niezależnego utworu.
Éliane Lecarme-Tabone
Podniosła oczy znad książki. Wszystkie te powtarzane do znudzenia frazesy o niemożności komunikacji!
Jeśli tylko dołożymy starań, by się porozumieć, zawsze
coś z tego wyjdzie. Nie z każdym, zgoda, ale chociaż
z dwoma, trzema osobami. Na siedzeniu obok André
czytał kryminał. Nie mówiła mu o swoich kaprysach,
żalach i codziennych zmartwieniach. On z pewnością
także miał własne małe tajemnice, ale w zasadzie
wiedzieli o sobie wszystko. Spojrzała w okno – jak
okiem sięgnąć mroczne lasy i jasne łąki. Ile to już
razy przemieszczali się razem w przestrzeni – pociągiem, samolotem, statkiem – siedząc obok siebie
z książką w ręku? Jeszcze nie raz będą w milczeniu,
jedno przy drugim, ślizgać się nad morzem, ziemią
i powietrzem. Ta chwila miała słodycz wspomnienia
i radosną lekkość obietnicy. Czy mieli lat trzydzieści,
czy sześćdziesiąt? Włosy André wcześnie posiwiały.
Kiedyś ten szron, uwydatniający świeżość jego cery,
wydawał się oznaką kokieterii. Nadal tak było. Jego
11
skóra stwardniała i pokryła się spękaniami jak stary
rzemień, ale uśmiech ust i oczu zachował swój blask.
Choć album z dawnymi zdjęciami zadawał temu kłam,
jego twarz z młodości ciągle nakładała się na tę dzisiejszą. Nicole nie liczyła mu lat. Z pewnością dlatego, że sam André zdawał się nie przywiązywać wagi
do swojego wieku. Kiedyś bardzo lubił biegać, pływać,
wspinać się i przeglądać w lustrze, dziś beztrosko nosił
na karku swoje sześćdziesiąt cztery lata. Długie życie
pełne śmiechu, łez, przypływów gniewu, uścisków,
wyznań, milczenia i pędu. Czasem myślał, że czas
zatrzymał swój bieg. Przyszłość nadal rozciągała się
w nieskończoność.
–Dziękuję.
Nicole sięgnęła do koszyka po cukierek, onieśmielona posturą stewardesy i jej twardym spojrzeniem,
tak samo jak trzy lata wcześniej, kiedy krępowały ją
kelnerki i hotelowe pokojówki. Nie miały w sobie
uprzejmości, za to pełną świadomość swoich praw,
dlatego nie sposób było im odmówić, choć człowiek
czuł się przed nimi winny, a przynajmniej podejrzany.
–Już dolatujemy – powiedziała.
Z lekką obawą obserwowała zbliżający się pas
lotniska. Nieskończoność przyszłości mogła w jednej chwili się roztrzaskać. Nicole dobrze znała te
nagłe zmiany – z błogiego bezpieczeństwa w otchłań
paniki: wybucha trzecia wojna, André dopada rak
(dwie paczki dziennie to jednak za dużo, o wiele
za dużo) albo samolot rozbija się o ziemię. To byłby
dobry koniec, razem i bez drak, ale jeszcze nie, nie
teraz. „Znowu ocaleliśmy”, pomyślała, kiedy koła
gwałtownie uderzyły o beton. Podróżni zaczęli wkładać płaszcze i zbierać swoje bagaże. Teraz męczące
dreptanie w kolejce.
–Czujesz zapach brzóz? – zapytał André.
Było chłodno. Stewardesa zapowiedziała szesnaście
stopni. Paryż, odległy o trzy i pół godziny, był jednocześnie tak blisko i tak daleko. Paryż, który dziś rano
pachniał asfaltem i burzą, Paryż zalany pierwszą falą
letnich upałów. Philippe był tak blisko, i tak daleko…
Autobus przewiózł ich przez lotnisko – dużo większe
niż to, na którym lądowali w sześćdziesiątym trzecim
– aż do przeszklonego budynku w kształcie grzyba,
gdzie odbywała się kontrola paszportów. Przy wyjściu
czekała Masza. Nicole znowu z zaskoczeniem odnalazła
w jej twarzy najbardziej charakterystyczne rysy Claire
i André, harmonijnie stopione w jedno. Masza była
szczupła i elegancka, tylko przypominająca perukę
fryzura zdradzała moskwiankę.
–Mieliście dobrą podróż? Jak się pani czuje? Jak
się masz?
Mówiła „ty” do swojego ojca, „pani” do Nicole.
Było to całkiem normalne i jednocześnie dziwaczne.
–Proszę mi dać torbę.
To też było normalne. Kiedy jednak mężczyzna
odbiera bagaże, robi to dlatego, że jesteś kobietą,
12
13
kobieta robi to, bo jest młodsza, a ty wtedy czujesz
się staro.
–Proszę mi dać kwity na bagaż i usiąść sobie – nakazała Masza.
Nicole posłuchała. Stara. U boku André często o tym
zapominała, ale setki małych rysek bezlitośnie o tym
przypominały. „Piękna młoda kobieta”, pomyślała
Nicole, spoglądając na Maszę. Przypomniała sobie,
jak dawno temu, gdy miała trzydzieści lat, uśmiechnęła się, słysząc te same słowa wypowiadane przez
teścia o jakiejś czterdziestolatce. Teraz i jej prawie
wszyscy wydawali się młodzi. Stara. Źle to znosiła
(jedna z niewielu rzeczy, których nie wyznała André
– to rozpaczliwe odrętwienie). „Przecież ma to swoje
dobre strony”, ciągnęła w myśli. Być na emeryturze to
odrobinę tak jak trafić na złom. Jednak miło jest mieć
wakacje, kiedy tylko się chce, a w zasadzie – ciągle
być na wakacjach. W nagrzanych i dusznych klasach
koledzy z pracy zaczynali marzyć o odejściu. Jej tam
już nie było. Odnalazła wzrokiem André stojącego
w tłumie obok Maszy. W Paryżu pozwalał, by jego czas
zajmowało zbyt wiele osób. Hiszpańscy więźniowie
polityczni, aresztowani Portugalczycy, prześladowani
Izraelczycy, rebelianci z Konga, Angoli, Kamerunu
i partyzanci wenezuelscy, peruwiańscy, kolumbijscy.
Zapominała o tym, ale André zawsze był chętny do pomocy. Zebrania, manifestacje, spotkania, odczyty,
delegacje – brał na siebie najróżniejsze obowiązki.
Należał do wielu ugrupowań i komitetów. Tutaj nikt
od niego nic nie chciał. Nicole i André znali tu tylko
Maszę. Nie mieli do roboty nic innego niż razem
zwiedzać i oglądać. Lubiła odkrywać z nim nowe rzeczy i lubiła, kiedy czas, unieruchomiony przez długą
monotonię ich szczęścia, odzyskiwał blask nowości.
Wstała. Chciałaby już znaleźć się na ulicy obok murów
Kremla. Zapomniała, że w tym kraju oczekiwanie
może być długie.
–Są już bagaże?
–Na pewno w końcu przyjadą – uspokoił ją André.
Trzy i pół godziny, pomyślała. Moskwa, taka bliska
i jednocześnie taka daleka! Tylko trzy i pół godziny
lotu, a tak rzadko widywali Maszę. (Istniały oczywiście przeszkody, przede wszystkim koszt podróży).
–Trzy lata to długo – odezwał się André. – Pewnie
się postarzałem.
–Nic a nic. W ogóle się nie zmieniłeś.
–Ty za to jeszcze wypiękniałaś.
André patrzył na Maszę z zachwytem. Kiedy wydaje
się, że nic już nie może się przydarzyć, i kiedy człowiek
godzi się na to (niełatwe wyzwanie, choć André nie
dał nic po sobie poznać), a nagle wielka, całkiem nowa
czułość rozświetla twoje życie. Wcale nie interesowała
go ta zastraszona dziewczynka – wtedy miała na imię
Maria – którą Claire przywoziła do niego na chwilę
z Japonii, z Brazylii, z Moskwy. Była obca także jako
młoda kobieta, gdy po wojnie przyjechała do Paryża,
14
15
żeby przedstawić mu swojego męża. Podczas drugiej
podróży Maszy, w roku sześćdziesiątym, jednak coś się
między nimi wydarzyło. André nie wiedział, dlaczego
Masza tak gwałtownie się do niego przywiązała, ale
był tym wzruszony. Miłość, którą darzyła go Nicole,
pozostała wciąż żywa, uważna, radosna, ale za bardzo
przyzwyczaili się do siebie, by André mógł wywołać
w niej tę oszałamiającą wesołość, która w tej chwili
odmieniała nieco surową twarz Maszy.
–Są już bagaże? – powtórzyła pytanie Nicole.
–Na pewno w końcu przyjadą – usłyszała to samo
zapewnienie.
Po co to zniecierpliwienie? Tutaj czasu mieli pod dostatkiem. W Paryżu upływ godzin, rozbijany przez kolejne spotkania, był dla André udręką, zwłaszcza odkąd
przeszedł na emeryturę. Przecenił ilość swojego czasu
wolnego. Z ciekawości, a może przez nonszalancję,
zaangażował się w setki obowiązków, od których nie
potrafił się uwolnić. Uda mu się to pewnie za miesiąc
i znów będzie mógł cieszyć się beztroską, którą lubił,
lubił za bardzo, bo to z niej wynikała większość jego
zmartwień.
–Oto i nasze walizki – powiedział.
Zapakowali je do samochodu, Masza siadła za kierownicą. Jechała powoli, jak wszyscy tutaj. Droga
pachniała świeżą zielenią, flotylla drzew rozpłynęła
się po całej Moskwie. André poczuł, że budzi się
w nim uczucie, bez którego życie nie miałoby smaku
– rozpoczynała się przygoda, zachwycająca i przerażająca jednocześnie, przygoda odkrywania. Osiągnąć
sukces, być kimś, do tego nigdy nie przywiązywał
wagi. (Gdyby jego matka nie użyła swojej władzy
i nie dołożyła starań, żeby André kontynuował studia, pewnie zadowoliłby go w zupełności los jego
rodziców – nauczycieli w szkole podstawowej w słonecznej Prowansji). Wydawało mu się, że prawda
o jego istnieniu i o nim samym nie stanowiła jego
własności – że została według tajemniczego klucza
rozproszona po całej ziemi. Żeby ją poznać, należało
spytać wieków i miejsc, dlatego André tak kochał
historię i podróże. Jednakże kiedy ze spokojem studiował przeszłość rozsianą w książkach, o zawrót
głowy przyprawiała go bliskość nieznanych krain
przekraczająca ogrom tego, czego mógł się dowiedzieć.
Czuł, że dotyka go bardziej niż cokolwiek innego.
André wychował się w kulcie Lenina. Jego matka
w wieku osiemdziesięciu trzech lat ciągle aktywnie
działała w partii komunistycznej. On sam nigdy się
nie zapisał, ale mimo wszystkich przypływów i odpływów zaangażowania stale żywił przekonanie, że
to Związek Radziecki dzierżył klucz do przyszłości, w tym do czasów obecnych i ich losów. Nawet
w najczarniejszych latach stalinizmu nie przeszło
mu przez myśl, że mógłby się mylić. Czy jego pobyt
tutaj rzuci na to nowe światło? W sześćdziesiątym
trzecim przyjechali jako turyści. Zwiedzili pobieżnie
16
17
Krym i Soczi. Tym razem postara się dowiedzieć jak
najwięcej, będzie czytał prasę, wmiesza się w tłum.
Samochód wjechał w ulicę Gorkiego. Przechodnie,
sklepy. Czy uda mu się poczuć jak u siebie? Wpadł
w panikę na myśl, że nie zdoła. „Powinienem był
poważniej wziąć się do nauki rosyjskiego!”, zganił
się w myślach. Kolejna z rzeczy, które obiecał sobie
zrobić, a których nie zrobił – nie przeszedł szóstej lekcji
metodą Assimil. Nicole słusznie go miała za starego
lenia. Czytanie, pogawędki, spacery – na to zawsze
był gotów. Na niewdzięczne prace, jak nauka słówek
czy wypisywanie fiszek, zawsze się wzdrygał. Nie
potrafił brać świata całkiem serio. Zbyt poważny, zbyt
lekkomyślny. „To zupełnie nie ja”, pomyślał z wesołością. (Zachwycało go to wyrażenie jednego z kolegów,
Włocha, zawołanego marksisty, który znęcał się nad
żoną). W gruncie rzeczy André lubił samego siebie.
Jaskrawozielony dworzec – ta moskiewska zieleń.
(„Jeśli nie polubisz tej zieleni, nie polubisz Moskwy”,
powiedział André trzy lata temu). Ulica Gorkiego.
Hotel Pekin – piętrowy tort, skromny, jeśli porównać
go z gigantycznymi i rozbuchanymi budynkami, jak
się tutaj mówiło – inspirowanymi Kremlem, którymi całe miasto było najeżone. Nicole przypomniała
sobie wszystko. Gdy tylko wysiadła z samochodu,
poczuła zapach Moskwy, woń benzyny intensywniejsza niż w sześćdziesiątym trzecim, z pewnością
dlatego, że coraz więcej było samochodów, zwłaszcza
ciężarówek i furgonetek. To już trzy lata?, myślała
Nicole, wchodząc do dużego, pustego holu. (Poszarzałe prześcieradło zakrywało stragan sprzedawcy
gazet. W drzwiach restauracji urządzonej w przesadnie
japońskim stylu ludzie ustawili się w kolejce). Jak
szybko ten czas minął, aż strach. Ile jeszcze takich
trzyletnich okresów zostało do przeżycia? Nic się nie
zmieniło, poza tym – Masza ich uprzedziła – że ceny
pokoi dla obcokrajowców, kiedyś absurdalnie niskie,
wzrosły trzykrotnie. Pokojowa z trzeciego piętra wręczyła im klucz. Nicole, idąc długim korytarzem, czuła
na plecach jej spojrzenie. W pokoju wisiały zasłony
– szczęśliwy traf, bo w większości hoteli okna były
gołe. (W mieszkaniu Maszy wisiały tylko lekkie firanki.
Można się przyzwyczaić – wyjaśniła. W kompletnych
ciemnościach nie spałaby dobrze). Poniżej ukończono
budowę wielkiej alei. Tunel pod placem Majakowskiego
pochłaniał samochody. Chodnikami sunął kolorowy
tłum – kobiety w kwiecistych sukienkach, z gołymi
nogami i ramionami. Był czerwiec, wyobrażały sobie,
że jest ciepło.
–Tu mam rzeczy, które panią zainteresują – powiedziała Nicole do Maszy, rozpakowując walizkę.
Nowe powieści, kilka tomów Plejady*, parę płyt.
Do tego swetry, pończochy, bluzki – Masza kochała
18
19
* La Bibliothèque de la Pléiade – seria wydawnicza wydawana przez Gallimard od 1933 roku, licząca obecnie blisko
osiemset tomów klasyki literatury francuskiej i światowej.
stroje. Uradowana dotykała wełny i jedwabiu, porównywała kolory. Nicole poszła do łazienki. Znów
szczęście dopisało – oba krany i spłuczka działały.
Przebrała się i poprawiła makijaż.
–Śliczna sukienka! – zawołała Masza.
–Tak, lubię ją.
Gdy miała pięćdziesiąt lat, ubrania wydawały jej
się zawsze albo zbyt smutne, albo zbyt wesołe. Teraz
już dobrze wiedziała, co jej było wolno, a czego nie.
Dobierała rzeczy bez wysiłku, ale też bez przyjemności. Intymna, prawie czuła więź, jaka kiedyś łączyła
ją ze strojami, przestała istnieć. Powiesiła kostium
w szafie. Mimo że nosiła go już dwa lata, był dla
niej obojętnym przedmiotem, był bezosobowy, Nicole
nie odnajdowała w nim siebie. W tym czasie Masza
uśmiechała się przed lustrem. Nie śmiała się do ładnej
koszulowej bluzki, którą przed chwilą włożyła, ale
ubranego w nią swojego wcielenia – zaskakującego
i uwodzicielskiego. „Tak, przypominam sobie”, pomyślała Nicole.
–Zarezerwowałam stolik w „Pradze” – odezwała
się Masza.
Pamiętała, że to była ulubiona restauracja Nicole. Jest taka uprzejma i pamięć ma dobrą, jak ja
– myślała Nicole. Rozumiała czułość, jaką André
darzył Maszę. Zwłaszcza że on zawsze marzył o córce
i nawet odrobinę miał za złe Philippe’owi, że urodził
się chłopcem.
W dziesięć minut dojechali do „Pragi”. Jak nakazywał
zwyczaj, zostawili płaszcze w szatni. W restauracjach
obowiązywał zakaz wchodzenia w płaszczu lub wnoszenia go. Usiedli w wyłożonej kamienną posadzką
sali, pełnej zieleni i palm. Wielki, utrzymany w sinych
barwach pejzaż zakrywał w całości jedną ze ścian.
–Ile wódek zamówić? – spytała Masza. – Ja prowadzę, nie piję.
–Nie szkodzi, zamów trzy setki – odrzekł André.
Jego wzrok szukał wzroku Nicole.
–Za pierwszy wieczór?
–Za pierwszy wieczór, niech będzie – rzekła
z uśmiechem.
Miał tendencję, by pić – tak jak palił – do przesady.
Jeśli chodzi o tytoń, Nicole skapitulowała i przestała
z nim walczyć, alkohol jednak udawało jej się kontrolować.
– Pierwszy wieczór, więc ja dziś nie zamierzam przestrzegać diety. Wezmę kawior i potrawkę z kurczaka.
–Pani jest na diecie?
–Tak, od pół roku. Przytyłam.
Może od przejścia na emeryturę nie jadła więcej,
za to na pewno mniej się ruszała. Philippe powiedział
jej pewnego dnia: „Coś podobnego, zaokrągliłaś się!”.
(Od tamtego czasu nie zauważył, że schudła). Tego
roku w Paryżu nie mówiło się o niczym innym niż
zachowanie albo odzyskanie linii – kalorie, węglowodany, cudowne środki.
20
21

Podobne dokumenty