Parafia św. Stanisława Kostki w Bay City, Mich

Transkrypt

Parafia św. Stanisława Kostki w Bay City, Mich
Parafia św. Stanisława Kostki w Bay City, Mich.
Historya Polska w Ameryce, X. Wacław Kruszka, Tom XI,
Milwaukee, WI, 1907, p. 221-228.
W mieście Bay City, nad zatoką „Saginaw", w powiecie Bay, pierwsi Polacy osiedli byli w roku
1871. Przybyli wówczas: Ludwik Danielewski, Andrzej Ryczek, Józef Welber, Jan Muszyński, Józef
Jabłoński, Jan Ryszard, W. Dardas i kilku innych. Pierwszym, który pomyślał o budowie polskiego
kościoła i szkoły był L. Danielewski; za jego wpływem Polacy dostali od p. H. M. Wright 8 lotów
za darmo pod kościół i szkołę. Do pobudowania pierwszego małego kościoła i szkoły przyczynili
się jezuita ks. Szulak i ks. Dąbrowski, który potem wrócił do Europy. Kościół pierwszy zaczęto
budować roku 1874. Pierwszym proboszczem był ks. Kozłowski. Posłuchajmy co dnia 4 października roku 1875 pisze Jan Breski do „Gazety Katolickiej":
„Niedługo zaraz, kiedy pierwsi przybysze polscy osiedli w Bay City, powzięli zamiar zbudować
kościół polski, ażeby mogli Boga chwalić w swej ojczystej mowie. Kilkunastu z nich zgromadziwszy się na meeting, założyli polskie Towarzystwo św. Stanisława Kostki, pod przewodnictwem
ob. U Danielewskiego, że jednak przychody tego Towarzystwa były niewielkie i wiele lat trzeba
było czekać, a że członkowie byli w stanie wybudować kościół, przeto ob. Danielewski zajął
się tym przedsięwzięciem. Dziś (październik r. 1875) mamy już kościół do centa zapłacony,
obok niego obszerne miejsce pod kościół i plebanię. Zeszłej wiosny (r. 1875) przybył tu do
nas ks. Rochowski."
W roku 1870 przybył do Bay City ks. Aug. Szklarzyk, o którego rządach kronikarz z Bay City
pisze dnia 7 stycznia roku 1881, co następuje:
„Ledwie 10 lat istniejąca parafia, a od lat pięciu zostająca pod zarządem energicznego ks.
Aug. Szklarzyka, dokonała trudnych do uwierzenia rzeczy, jeżeli zważymy, że Polacy w Bay City
są robotnikami i oprócz kapitału wiary św. rzymsko katolickiej nie są posiadaczami żadnych
innych kapitałów. Oto w ciągu tych 5 lat dokończyli oni i powiększyli kościół, zbudowali ładną
plebanię i wielką szkołę na dole, a na górze obszerne pomieszkanie dla Sióstr Felicjanek. I to
wszystko już jest wypłacone".
Ks. Szklarzyk był proboszczem w Bay City aż do maja roku 1886. Po ks. Szklarzyku przez
długie lata (od marca r. 1886 do kwietnia r. 1896) parafią tą zarządzał ks. Matkowski, spokojnie
i pomyślnie tak długo, aż przyszło do budowy nowego kościoła.
Wtedy to lud zaczął się skarżyć na zbyt ciężkie podatki kościelne, na nieporządek w kasie
parafialnej, żądał szczegółowego sprawozdania rachunków, a gdy tego się nie doczekał, zaczął
1
szemrać i mruczeć, zrazu po cichu, jakby pomruk dalekiej burzy, a potem coraz głośniej, aż
wreszcie zagrzmiało w parafii na dobre, źle już było, gdy ks. Wotypka był asystentem, ale najgorzej, gdy przysłano po nim ks. Stanisława Turskiego. Kiedy w kwietniu roku I896 ks. Turski
był ze skargą na swego proboszcza u biskupa Richtera, nie dostał posłuchania. Udał się wtedy
ks. Turski do Chicago, do OO. Zmartwychwstańców, a gdy wrócił ks. Matkowski już go lud nie
wpuścił do plebanii.
Ks. Matkowski ogłosił, że biskup zasuspendował ks. Turskiego. Ks. Turski mając wstęp do
plebanii wzbroniony, szukał przytułku po hotelach w mieście. Gdy ludzie się o tym dowiedzieli,
zapytali biskupa, czy to prawda, że ks. Turski jest suspendowany, biskup miał im odpowiedzieć,
że nic o tym nie wie. Wtedy „bolało to ludzi bardzo, że ich nowo wyświęcony młody ksiądz
tak źle jest traktowany, iż szukać musi schronienia po hotelach w mieście, żebrząc jałmużny
pomiędzy obcymi." Zlitowali się nad opuszczonym księżulkiem, wzięli go w swoją opiekę i dali
mu prywatną rezydencję, po czym udali się do Biskupa Richtera, celem przedłożenia mu całej
sprawy, lecz Biskup nie chciał ich ani widzieć, ani słyszeć.
Wtedy z goryczą w sercu powrócili do Bay City, gdzie ich już całe tłumy oczekiwały, wszyscy
ciekawi, co biskup powiedział. Gdy usłyszeli, że ich biskup nie przyjął, natenczas niektórzy gorąco kąpani wzburzeni do najwyższego stopnia, chcieli natychmiast tego samego wieczora iść do
plebanii i wyrzucić ks. Matkowskiego. Lecz inni ich powstrzymali, a natomiast uchwalili wysłać
komitet do ks. Matkowskiego ze swoim ultimatum. Na to ultimatum ks. Matkowski opuścił plebanię, a kościół został zamknięty 27 kwietnia roku 1890 aż do 3 października tegoż roku 1896.
„W parafii — tak czytamy w kronice baycitskiej — zrobiły się dwa stronnictwa: 700 parafian
stanęło po stronie ks. Turskiego, a 400 po stronie ks. Matkowskiego. Walka szła na oślep. Nie znał
mąż żony, ojciec nie znał syna, nie było siostry ani brata, a procesy codzień w sądach. Walka nie
byłaby tak okropna, gdyby nie chciano upiec dwóch pieczeni przy jednym ogniu, tj. przy owej
walce (o Turskiego) większość chciała zmusić biskupa, aby odebrał proboszczowi kasę i książki
parafialne, na co się biskup nie chciał zgodzić." Owszem, ks. biskup przysłał im na powrót ks.
Matkowskiego. Większość nie wpuściła go do kościoła; wytoczyła mu natomiast skandaliczny
proces, z którego ks. Matkowski wyszedłszy cało, wyjechał na jakiś czas do Europy.
W tym pierwszym okresie (od kwietnia do października 1896) zaburzeń Bay Citskich, zasuspendowany ks. Turski jawnie, na sposób Don Kiszota, wypowiedział wojnę zwierzchności
duchownej. Dowiedziawszy się o swojej suspensie, zwołał zaraz mityng na podwórzu parafialnym.
Na tym mityngu obmyślili coś szatańskiego przeciw ks. Matkowskiemu. Przyprowadzili jakąś 14
letnią dziewczynkę, która miała niby oskarżenie stwierdzić. Wzięta atoli na spytki dziewczynka,
nie umiała kłamać odpowiednio. Gazeta angielska „Bay City Tribune" pisze: „Mały Turski nie
może być nigdy uważany za zbyt inteligentne indywiduum. Ma małą głowę, twarz mizerną, małe
oczy bez blasku i ruchy niespokojne." Ks. Turski bowiem w tym czasie głupstwa popisał do miejscowych gazet angielskich. To się działo z początku maja, a w lipcu tegoż roku (1896) ks. Turski
już oświadczył w gazecie, co następuje: „Z serca żałuję skandalu danego publicznie, i tego, że
umieściłem w gazecie artykuł, iż chciałbym się ożenić i wystąpić z Kościoła katolickiego. Z serca
opłakuję cały ten skandal i proszę o przebaczenia publiczności, kościoła i Boga." To oświadczyw2
szy, poszedł na pokutę do klasztoru w Texas, a wkrótce potem do domu obłąkanych, znikając z
widowni dziejowej bezpowrotnie.
Ale nie znikły rozruchy, pełne wstrętnych i krwawych nieraz scen. Ks. Matkowski, gdy zamknięto kościół św. Stanisława, odprawiał mszę w niemieckim kościele św. Jakuba, dokąd przybywało
wielu Polaków i pozostawał jeszcze zawsze de nomine proboszczem parafii św. Stanisława. Dnia
dopiero 3 października roku 1896, władza naznaczyła innego proboszcza w osobie ks. Antoniego
Bogackiego z Poznania, Mich. Rozpoczął się drugi okres zaburzeń w tej parafii. Po ks. Bogackim
spodziewano się, że po usunięciu ks. Matkowskiego, zaprowadzi spokój, zwłaszcza, że zaraz
pierwszej niedzieli oświadczył, że nie będzie stawał ani po jednej ani po drugiej stronie, lecz,
że zajmie stanowisko wyższe ponad obydwoma partiami, jakie się wytworzyły w parafii. Niebawem atoli przechylił się jak najwyraźniej na stronę zwolenników ks. Matkowskiego, „obstawał,
żeby przeciwnicy ks. Matkowskiego odprawili publiczną pokutę, a gdy tego uczynić nie chcieli,
prześladował ich na każdym kroku." Dnia 22 listopada na kazaniu potępiał przeciwników, a gdy
wyszedł z kościoła, lud otoczył go i powstała bójka. Lecz nie na tym był koniec następstw tej
partyjnej polityki. Dnia 5 stycznia roku 1897 przyszło do otwartego buntu i rozlewu krwi. W tym
dniu większość, to jest przeciwnicy ks. Matkowskiego, obrali komitet, któremu polecono dowiedzieć się, czy ks. Bogacki myśli oddać książki i kasę większości parafian. Ks. Bogacki o nowym
komitecie się dowiedział i miał u siebie policjanta i kilku przyjaciół. Kiedy komitet większości
przybył przed drzwi plebanii, zastał je zamknięte. Fr. Bartkowiak na czele komitetu zaczął pukać
do drzwi, a gdy nie otworzono, zaczął kopać nogami; — w tym padł strzał z plebanii; zaczęła
się rewolucja, strzały z plebani i do plebanii padały. Ludzi w pół godziny zebrało się kilka set. Po
dwóch godzinach walki plebańczycy się poddali, a plebania wyglądała jak gdyby po Sodomie i
Gomorze, ani okien ani drzwi, a wewnątrz wszystko potłuczone, nawet obrazy święte i wizerunek
P. Jezusa był potłuczony kamieniami." Ks. Bogacki widząc to, struchlał, błagał i prosił lud, aby
się uspokojono; po czym pod strażą policji udał się w lekkim ubraniu zimową porą do księdza
aryjskiego Reftera, w drodze się zaziębił i zachorował, co też miało się przyczynić do jego przedwczesnej śmierci, (umarł r. 1902)
Po tych awanturach kościół pozostał zamknięty aż do 12 czerwca roku 1898. W trzecim tym
okresie, nowo wyświęcony ks. Józef Lewandowski został posłany na to trudne stanowisko, w
roli asystenta przy niemieckim kościele św. Jakuba, skąd miał zaopatrywać potrzeby duchowne
Polaków, ale tylko „dobrych", to jest, zwolenników ks. Matkowskiego, i biskupa. Posłano młodego księdza, gdyż żaden starszy ksiądz polski w diecezji nie chciał się tej trudnej misji podjąć
inaczej, jak tylko pod warunkiem, że biskup pozwoli proboszczowi polskiemu w Bay City rządzić,
bez względu na partie. Na to zaś biskup na razie zgodzić się nie chciał. Młody, więc ks. Lewandowski, w myśl swego biskupa, roztaczał opiekę duchowną tylko nad „dobrymi"; „złych" zaś od
siebie odtrącał i nawet umierającym z partii przeciwnej miał odmawiać sakramentów, mówiąc,
że „sakramenta nie są dla św..." Szły do biskupa skargi na ks. Lewandowskiego, lecz miały ten
tylko skutek, że biskup dał jeszcze promocję ks. Lewandowskiemu, otwierając 12 czerwca roku
1888 kościół i naznaczając go proboszczem. Asystentem zaś został ks. Andrzej Bieniawski, który
— jak kronika wspomina — „więcej zarządzał parafią niż proboszcz."
3
Rozgoryczenie u przeciwnej partii się wzmagało, zacięli się w swym uporze jeszcze bardziej. Nastała czwarta era w procesie niepokojów Bay Citskich, era petycji, listów i delegacji posyłanych
bądź do biskupa (Richtera) bądź do delegata apostolskiego Martinelli'ego. Wszystko to bez widocznego na razie skutku. Delegat apostolski odsyłał ich do biskupa, a biskup nie chciał słuchać
ich skarg, lub odsyłał ich do proboszcza, z którym oni porozumieć się nie mogli. Tak w błędnym
kole obracali się aż do N. Roku 1900, tj. aż do przyjścia ks. Edwarda Kozłowskiego. Do Propagandy w Rzymie, ani do Papieża apelować nie chcieli, gdyż mawiali, Bóg wysoko nad nami, a Rzym
daleko od nas jest. Jednak bądź, co bądź, do niezależnych przejść nie chcieli, chociaż niezależny
„biskup" Kozłowski z Chicago ich do tego namawiał; lecz, uzbroiwszy się od stóp do głowy w
pancerz cierpliwości, wyczekiwali zmiłowania Bożego.
Jakoż P. Bóg zmiłował się nad nieszczęsną parafią w Bay City i zesłał jej kapłana wyższego
sercem i umysłem ponad wszelkie partie i partyjki. Z Nowym Rokiem 1900, przybył z Manistee
ks. Edward Kozłowski, doświadczony kapłan, a z jego przybyciem pogrzebane zostały wszelkie
spory i nieporozumienia. Zaraz w przemowie powitalnej nowy proboszcz zaznaczył, że zadaniem
jego będzie „szanować potrzeby wszystkich parafian równo i dążyć, aby na zewnątrz głośna
parafia odtąd z zaburzeń i niezgody, odzyskała imię najlepszej i najspokojniejszej parafii polskiej
w diecezji." Urządził niebawem misję św., w której jako kaznodzieje i spowiednicy czynni byli
następujący jezuiccy misjonarze: ks. Matauszek, TJ., jako przewodniczący misji, ks. Jan Rothenburger TJ. i ks. Alojzy Warol, TJ. Była to trzecia misja w tej parafii. Pierwszej przewodniczył ks.
Szulak, TJ., drugiej ks. Sebastyański, TJ. Ks Kozłowskiemu dopomagali jako asystenci: ks dr. Wiktor
Wiśniewski, ks. Józef S. Kamiński i ks. Jan Gatzke.
Parafia olbrzymia, licząca do 2,000 rodzin. Do szkoły parafialnej uczęszcza przeszło 1,000
dzieci, którym nauki udziela tuzin Sióstr Felicjanek. Tak kościół jak szkoła przepełnione. Potrzeba
podziału olbrzymiej parafii okazywała się coraz bardziej z każdym rokiem. Ks. Edward Kozłowski
wkrótce przekonał się o tej potrzebie, a nie chcąc wynajmować siedzeń podwójnie, postanowił
podzielić parafię i odłączyć wszystkich Polaków zamieszkałych w Fisherville i Beaver, Mich.
4

Podobne dokumenty